• Nie Znaleziono Wyników

Przedświt : dwutygodnik dla kobiet. R. 1, nr 15/16 (1893)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przedświt : dwutygodnik dla kobiet. R. 1, nr 15/16 (1893)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

ug

ą

ą

\

Rok L

\AA/AAAAAA*AAAAAAAAAAAAAAA\AA,VVVVv\,VV

We Lwowie dnia 5. i 20. sierpnia 1893.

\AAA/VV\A^\AA\MAAAAA/WVW'*\AAAAAA/WWV/VVV\\AAAAA/WVW\A''Ar\AA/WVWV,'AA/|vV.VVVW\AAAAA^ AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA\AAA/

Numer 15. i 16.

wychodzi 5. i 20. każdego miesiąca.

A dres R e d a k c j i: L w ów , ul. Szeptyckiego 1. 31. — A d res A d m in is tr a e y i: plac B ernardyński 1. 7.

Przedpłata na „PRZEDŚWIT11 w ynosi: rocznie 3 złr., półrocznie i złr. 50 ct., kw artalnie 75 ct. — Z przesyłką: rocznie 3 złr. 30 ct. półrocznie i1 złr. 83 ct., kwartalnie 93 ct. W k sięstw ie poznańskiem i w Niem czech: rocznie 7 marek, p ółrocznie 3 m arki 50 fenigów . kwartatnie 1 marka 83 fen. W Ameryce rocznie' 2 doi., w e W łoszech 10 lirów , w e F ran cyi 10 fr. — Numer pojedynczy 15 centów . G łów n aA jencya dla K rok ow a i okolicy w kóięg. L . Z w o liń s k ie g o i Spki: Kraków, Grodzka 40., w P o z n a n iu w księg. A . C y b u lsk ie g o . B iuro adm inistracyjne na Kraków u p. S t. C y r a n k i e w i e ż a , u l . B r a c k a 5 . ’— N um era pojedyncze kupow ać m ożn a w biurze

dzienników Plohna w e L w ow ie.

Vv^M^^^V»WvVVW/AAAWvVV*WvVA^^MlVW^^lWvWvWvWvWA^W^W*WvW//wVVVvV»VW//vWw^^MM/WA^^WvWVVvV///>V////wWvWvVVVW WWWV\WvVWWv*vWvV*v*vWvWvV

l|(Q ©

W'

V © A

W

IM

a € .TT W A. jgft

^Z aw iadam iam y nasze Szanowne Abonentki

^

i Abonentów, że od października*,,Pr z ed-

ś " w it“ zacznie wychodzić z m o d a m i i w z o ­

r a m i robót. Równocześnie umieszczać będziemy

jak dotąd artykuły pedagogiczne, naukowe, prace

historyczne, belletrystyczne— humorystykę, w ska­

zówki praktyczne, korespondeneye z prowincyi,

poezye, zagadki, rebusy, Szarady, i t. d.

Pismo ozdabiać będziemy ilustrucyami w mia­

rę możności.

W prowadzając mody, czynimy zadość ogól­

nemu żądaniu ale temsamem oznajmiamy naszym

Czytelnikom,r że wymaga to ogromriyoh nakładów

i dlatego uprzejmie prosimy o rozpowszech­

nianie P r z e d ś w i t u , jednanie abonentów, aby

nam umożliwić kosztowne wydawnictwo mód,

dla ich własnej wygody. Redakcya uprosiła zna­

komite siły do współpracownictwa jak : A. Kre-

chowieckiego, Cz. Pieniążka S rD uchińską,

pa-*) G dybyśm y n ie m ieli potrzebnej do tego ilo ści prenum eratorów — odłożym y w yd aw n ictw o mód do stycznia.

I nią Kraków, Sokolnicką, Fr. Lasockiego, A. Ba­

rańskiego, Morawską, Prażmowską, hr. L. Starzeń-

skiego, P. Lewandowskiego, Bolesławicza, Zor-

jana, Konopnicką J. Amborskipgo, Czemeryń-

ską Andę, A. Szymańskiego (autora Szkiców

z Syberyi) hr. Łosia, Abgara Sołtana, Prof. Łom ni­

ckiego, dr. T. Jendla, Bol.Baranowskiego, Dr. Stellę

Sawickiego, prócz tego liczne grono koresponden­

tek i korespondentów z prowincyi i zagranicy.

(2)

Gimnastyka

jako g łó w n y czynnik w y c h o w a n i a

fizycznego.

N ad ając pierw szorzędne znaczenie g im n asty ce, nie m ówim y nic w ięcej, ja k ty lk o , co się jej należy. D ziwnem je s t tylko, że w obec ta k znakom itych sk u tk ó w g im n asty k i, n a ja k ie codzień p atrzy m y , nie dość ją cenią zw łaszcza w p e d a g o g ii dom owej i szkolnej.

M łodzież, sta rsz a tw o rzy sokolstw o, do k tó re g o g a rn ą się dojrzali ludzie a n a w e t sta rsi — m alcy ty lk o g im n a sty k i praw ie nie znają a przedew szy- stk iem dziew częta, bo ze szk ó ł żeńskich ją w y ru ­ gow ano, B an icy a to n ieracy o n aln a, co w ięcej: szko­ dliw a. W y ch o d ząc choćby tylko z tej zasady, że g im n a sty k a zapew nia zdrow iu, p o tę g u je siłę, daje sw obodę ruchu i sw obodę m yśli, p rzy czy n ia się n ie ­ zm iernie do rozw oju fizycznego a O p ły w a tem sam em n a rozwój um ysłow y — dla ty c h d an y ch po w in n a m ieć g im n a sty k a w szędzie zw olenników i w y k o ­ naw ców .

Z astęp w ykonaw ców niechaj się pom naża bez w zględu n a w iek i płeć. A le g im n a sty k a nie je st ty lk o ta k im dzielnym środkiem w y ch o w an ia fizy­ c zn eg o ; je st ona n a d to śro d k iem leczniczym p rz e ­ ciw upow szechniającym się, szczególniej u dziew cząt chorobom . S ą to w szelkie sk rzy w ien ia k rę g o słu p a , ło p a tk i, p o ch y len ia g ło w y itp . p rz y p a d ło śc i, w y n i­ k a ją c e z o słab ien ia m ięśni, sk u tk iem złego i jed n o ­ stronnego stan ia, sied zen ia krzyw o; z p rz y c h y le ­ niem k u przodow i.

P o c h y le n ia tę, w y p aczen ia p o s t a w y i Skrzy­ w ien ia są zew nętrzne a za nim i w śla d idzie p rz e ­ m ia n a w ew n ątrz: \yięc ściśn ien ie p łu c, w ą tro b y , zły o b ieg k rw i, bicie se rc a itd . M eo b liczo n e są zresztą n a stę p stw a c ią g łe g o k rz y w ie n ia , p o c h y la n ia p o ­ staw y , siedzenia częstego n ied b ale, p o ch y lan ia z k r ó t­ kow zroczności dziś ta k silnie się ro zpow szechnia­ jącej. Jed y n y m n a to, niezm iernie skuteczn y m śro d ­ kiem są ćw iczenia g im nastyczne. C zeszka Klemcnia Hunuszpwa, a u to rk a znakom itngo d z ie ła o g im n asty ce, w y d a ła p rzed dw om a la ty książeczkę o te g o rodzaju sk rz y w ie n ia c h i leczeniu ich g im n a sty k ą . T w ierdzi on a (na co się c a ły ś w ia t cyw ilizow any zgadza;) że gdy D y dziew częta re g u la rn ie oprócz dw óch godzin

szkolnej g im n a sty k i (w Czechach planam i objętej) ćw iczyły jeszcze co najm niej 3 godziny ty g o d n io w o poza szkołą, w yglądałyby zupełnie inaczej.

Ćwiczenia ta k ie m ożna sw o b o d n ie-w y k o n y w ać w domu, bez w szelkich kosztów , bez n aru szen ia p o ­ rządku, bez p rzyrządów n aw et. T a k ie ćw iczenia rą k , nóg, tu ło w iu bard zo się do zd ro w ia przy czy n iają, w zm acniają m ięśnie i sk u tk iem te g o zapo b ieg ają rozw ojow i w ad cielesnych jak, skrzyw ieniom , g a rb a ­ ceniu itd. K o m u już zaczynają się w y p u k la ć . p lecy lub je d n a ło p a tk a ten musi o d b y w ać ćw iczenia ram ion, p o staw ę c a łą u k ła d a ć poziom o na sto le, lub jak iej desce i dopiero ręk am i ćw iczyć, p rz y k lę k a ć i ręce w g ó rę w y ciąg ać, ćw iczyć ra m io n a lask ą, chodzić z la sk ą w ło k c ia c h lu b leżąc n a desce, ciężarkam i ćw iczyć ram iona. P rzy tem ścieśnione, z a p ad n ięte p ie rs i'o d d y c h a ją ,le p ie j, sw obodniej i p ro stu ją się.

Jeśli k to ś m a sła b e płuca, może- n a w e t robić g im n asty k ę sam ych p łu c oddychając, ran o i w ieczo­

rem po 4, 5, 6 razy głęboko. Im dłużej się to ćw i­ czy, tem więcej raity m ożna oddychać. ,

Ileż to dzieci m ieszka w izbach zadusznyćh, odźyWia się licho, i d lateg o m a ją 'c e r ę żółtą, w os­ k ow ą, b la d ą aż p rzejrzy stą, są chude, d ro b n e, słab e. . G d y już ty c h złych w arunków , w ja k ic h żyją, u su ­ nąć nie m ożna, niechże przynajm niej po m ag ają sobie g im n a sty k ą . O n a usunie n ied o statek k rw i, pom oże cia łu do rozwoju, w zm ocni w io tk ie m ięśnie, ochroni od sk rzy w ień w szelk ieg o rodzaju. D zieci w lepszych w a ru n k a c h sp o ty k a się tak że n ierzad k o niedokre- w ne, nerw ow e. G im n a sty k a w yleczy je z te g o , ale ćw iczyć się m uszą sy stem aty czn ie ciąg le t. j. bez zaniedbania, ja k to. byw a, g im n a sty k i cały m i ty g o ­ dniam i.

R u c h sy stem aty czn y n ad aje zręczność, zgra- bność, w p ły w a n a lep szy o b ie g krw i,; w zm acnia m ięśnie , p o m a g a do w z ro s tu , p rzy czy n ia się do rzeźw ości i dzielności m yśli.

R e a s u m u ją c , co się tu o g im n asty ce p o w ie­ działo, ko n ieczn em je s t, b y j ą uczynić w aru n k iem życia, zaprow adzić w Szkołach, dom agać się k o n ie­ cznie, by dziew częta w szk o łach się g im n a sty k o ­ w ały , n a w ycieczkach, ja k ie zaprow adzono od dw u la t, ta k ż e g im n a sty k a p o w in n a zająć p rzed n ie m iej­ sce, zw łaszcza, że n a św ieżem p o w ie trz u o w iele je s t sk uteczniejsze. W dom u, n a podw órzu, w szędzie n a k ła n ia ć n asze d ziew częta do g im n a s ty k i; po k aż- dem p is a n iu , dłuższem sie d zen iu , n iech w y k o n a ją bodaj jed n o ćw iczenie ram io n . Gimnastyka, to zdrowie, to.pogoda, to siła, a gdzie siła z pogodą umysłu, tam

szczęście.

Ż adna z refo rm nie m o g ła b y ć nierozum niejszą i szk o d liw szą w p la n ie szkolnym , ja k u su n ięcie ze Szkół żeńskich n a u k i g im n a sty k i, raczej ćw iczeń • g im n a sty czn y ch . T o też w szy scy w ychow aw cy, oj­ cow ie i m a tk i p o w in n i u p o rczy w ie dobijać., się w p row adzenia g im n a sty k i n ap o w ró t do szkół żeń­ sk ic h i n a d to o pom nożenie jej godzin, o w y k o n y ­ w a n ie ćw iczeń w salach g im n asty czn y ch albo jeszcze lepiej n a b o isk ach szkolnych lub w Q grodach. Jest. to w a ru n e k k o n ieczny p o d n iesien ia fizycznego rozw oju i

Hy/fierta i gimnastyka tak niezbędne są dla ciała., ! ja k religia dla duszy. P a m ię ta jm y o tem , szturm ujm y

do w ład z -szkolnych, niech zm ien ią n a le p sz e p la n y a nie n a gorsze.

S to su n k i zd row otne córaz gorsze, w ięc p rz y ­ najm niej nie psujm y ich sam i, zw łaszcza k ie d y m am y przeciw złem u b ro ń w ręku.

Zdrow ym i, dzielnym i ludźm i ojczyzna się b o ­ g aci, k to d o b ry P o la k , d b ać o to będzie b y p rz y ­ szłym p o koleniom zap ew n ić jasn o ść um ysłu, dziel­ ność ram ienia, w y trw a ło ść i szczęście.

G im n asty k a je s f niezbędną, d o m agajm y się jej

d la dziew cząt. / Aleksota.

(3)

- <8 g ; CYK Ł * g O N E T Ó W; *

RÓŻA BEZ KOLCÓW.

Bez dąsów,, mówią ludzie — że niemasz miłości — Jak człowieka bez gniewu, a ryby bez ości' , __

I .tą m odłą kochają, podobno, się w szyscy : 1 dla złota ...-.i tam m i... co szaleństw a blizcy ! A owo m iłość taka — z cierniam i się kwieci^ I nieraz,, w śród wężowych drzy ram ion upięci — I jakoby zabaw ką była, kota z myszĄ,

W któr.ej :;;żątłza z to rtu rą — w jego oczach d y s z ą , . . J a -jednak,’ znałem taką- o tak ą n ie b o g ę !.

Co przez m iłość swą, kolców nie ciskała W drogę. I nigdy, chm urki n a w e t . . . na to przysiądz m ogę! A tak potężrnie c z y s ta ! nadziem sko kochała —

Ze gdy złość ludzka — w śród nich, ja k graniczna sk ała, . To ona, jako'7 słonce, g ó r ą . . . nad nim pała.

IT r a r L c ts z e fc . JhcLsocJci.

-

*-P r z e z o ś w i a t

i m

i W

' S t a Ł & z ó m r i c o

bohaterka walki o niepodległość w r. 1830/31.

Je śli E m ilia zaszczyciła k o g o sw ą sy m p a ty ą ezy przyjaźnią, to z pew nością w a rt on b y ł te g o ; naw zajem też u m iała on a ukochać n a zaw sze i k a ż ­ dej chw ili g o to w ą b y ła dow ieść sw eg o p rz y w iązan ia czynem , -ch o ć b y on w y m ag ał n a rażen ia o p in ii p u ­ b licznej' bo e .tę n ig d y nie d b ała. D roższym jej b y ł zaw sże 1 g ło s sum ienia. P o c h w a ł żą d n ą nie .była, uznania p ra g n ę ła ty lk o od tych, k tó ry c h c e n iła i kóęhaiła. ' P ra c u ją c n ad w yrugow aniem p ew n y ch u ste re k s w e g o ‘ uspo so b ien ia, ja k się; tó już wyżej p ow iedziało, — lu b iła, ażeby je j w y jaśn ian o b łęd y , n a w e t n a le g a ła u sw oich b lisk ich n a to, czując się w dzięczną za k ażd ą uw agę. — D o zaw ierania p rz y ­ ja ź n i nie b y ła sk o rą ,, n a w e t m ew ielę się zajm ow ała sw oim i rów ieśnicam i. Zdaje, się, iż. pochodziło to stąd,,, że zajm ow ała się zaw sze ta k pow ażn y m i nąu- k am i i, m y ś la m i,: z ja k ic h ta m te śm iały się n aw et. P rz y w ią z a ła się je d n a k do żńacznie starszej od sieb ie sąsiad k i, k tó ra często i; ch ętn ie ^ s p ie r a ła j ą sw eni ro zległem dośw iadczeniem i rbzum en.. E m ilia często pytała" jej o rad ę, ja k k o lw ie k niezaw śze d lateg o , ażeb y usłuchać, g d y ż nie ta k znow u ła tw o u le g a ła w p ływ om dru g ich , — n ierzad k o by ło to z jej s tro n y ty lk o w y w ab ian ie z u m y słu p rzy jació łk i zdań, a b y się z nim i ścierać i z żyw ą; w y trw ało ścią d y sp u to - w ać. J a k su ro w e b y ło życie E m ilii ta k "też w y g lą ­ d a ła jej pracow nią. P okój to b y ł skrom ny, bez ow ych ulu b io n y ch przez w iększą część- k o b ie t a w naszy ch czasach i p rzśz męjżcżyzn,, fraszek bez w arto ścio w y ch i nieużytecznych, bez ozdób zb y tk o - w ych, bez zb y tn ich w y g ó d e k ale n a to m ia st n a b ió rk u

A S N A B I L I Ń S K A

W id o k g ó rs k i.

ę

d o

w o l n o ś c i !

(4)

-n o ści — już d la te g o sam ego że b a ro -n ja k o jej -n a u ­ czyciel m a tem aty k i p raw ie codziennie b y w a ł w dom u p. S ieb era. Często w śró d lek cy i o suchych liczbach i w ym iarach zaw iązyw ali ożyw ioną p o g ad an k ę, o d stę ­ p u jąc od rzeczy w ym ieniali zap atry w an ia, w ypow iadali sw ezdaniai zasady, poznając się tym sposobem i ceniąc coraz bardziej naw zajem . W szakże p o n a d ta k i sto su ­ n e k p rzyjazny n ig d y uczucie E m ilii w ybiec nie m ogło. G ranicznym m urem b y ł m iędzy nim i m undur m oskie­ w sk i jak i, n o sił D***na sobie; zresztą serce i um ysł E m ilii ta k bard zo b y ły zajęte innym i, w yższym i rze­ czam i i uczuciam i, źe o m iłości osobistej d la ko-

gośkolw iek w y b ran eg o , ani pom yśleć m o g ła i żadnego też p o d tym w zględem nie czyniła w yboru. M iłość idei w y p e łn ia ła je j całe jestestw o . A g d y jej b a ro n czasam i podczas lek cy i jak ieś serdeczniejsze, w p ro st do jej osoby zastosow ane w ypow iedział słów ko, udaw ała, źe te g o nie słyszy, źe n aw et te g o nierozum ie. Z n ie ­ sły ch an ą godn o ścią kobiecą, p o s tą p iła sobie tak że w obec innego p re te n d e n ta do jej ręki. B y ł nim g e ­ n e ra ł k o m en d at D ynaburskiej tw ierdzy, położonej w pobliżu L ik sn y . Z pow odu teg o b lisk ieg o sąsie­ dztw a, byw ali w ojskow i często w dom u p. S ie b e rg . G e n erał K.*** poznaw szy niep o sp o lite zalety E m ilii u le g ł zarazem urokow i jej p ięknych, rozm arzonych oczu. N ie b y ła ona pięk n o ścią nadzw yczajną a przecież p ię ­ kność jej b y ła n iep o sp o litą i tem silniej d ziałającą źe czysto duchow a. Jakiś w yraz ujm ującej łag o d n o ści i rów nocześnie stanow czej, energicznej woli, m alow ał się n a jej delikatnem obliczu. D um ny k o m en d an t sądził, że uszczęśliw i Em ilię, je śli ją w yniesie do g o d n o ści jenerałow ej, żony kom endanta

dyna-W biurze „Kolonii letnich"

przez T. frażmowską.

— P roszę pani -— grzecznie dygnąwszy w przedpo­ koju, trzepie Genia, rozgarnięte, przytom ne, śm iałe’ i nader ładne dziewczątko —■ proszę pani, przynieśli nam z poczty taką kartę, na której pisze, żeby Ju lc ia , czysto ubranego, przyprowadzić w sobotę do „kolonii".,..

— T a k ? a to w ybornie; niechże go zaprow adzi mam a. — K iedy, proszę pani, mamy niem a- pojechała do chorej cioci, a tym czasem ja jestem za mantę (Grenia ma

la t l l - c i e i w raz z wieloma innem i jest kandydatką do kolonii letnich), ale ja nie wiem, proszę pani, co mam mówić jak pójdę tam z Ju lciem . Żeby pani była łaskaw a....

T u plącze się i m ięsza rezolutnie praw iąca dotąd Genia.

Niem a co! ,,P a n i“ musi b y ć łaskaw a1'. Ju lcio , przez nią p o d a n y ,na kandydata do Ciechocinka, to dobry jej i bardzo ją interesujący znajom y. W krótkiem swojem, ośmiolefniem życiu znalazł czas na przepędzenie siedm iu kw artałów w szpitalu, gdzie wszedł z rozbitą czaszką i z ła ­ manym paluszkiem , a w yszedł z um iejętnością czytania, niezbyt daleko wprawdzie posuniętą, ale w yradzającą w nim taki zapał do książki, że kładąc się spać,, musi zawsze m ieć elem entarz po i poduszką.

Znajom ość z Julciem zaczęła się od niekorzystnego w rażenia, jakie sprawił na ,.pani", przybyłej w odwiedziny do jego matki. Z astała go płaczącego i jak każde dziecko,

burskiego! D łu g i czas nieśm iał zdradzić się ze sw ym i p reten sy am i i nadziejam i, aż w k o ń cu zd o b y ł się n a tę odw agę. W ow ym dn iu w salonie p a n i S ie b e rg g d y zostali ty lk o sam i, sta n ą ł n aprzeciw E m ilii w m ilczeniu a g d y w yjaw ił sw e nadzieje i p ro śb ę o rę k ę , znow u um ilkł, pok o rn ie czekając odpow iedzi. W oczekiw aniu tem różne m yśli przy ch o d ziły m u do g ło w y a le najuporczy wiej w racała w ciąż że ta toprzecieź rzecz n iepodobna, a b y Em ilia odrzuciła ta k św ietn a p ro p o zy cję czło w iek a, u d e k o ro w a n e g o epoletam i c a r­ skim i i o rd erem św A n n y . N iem ogąc się doczekać odpow iedzi, g d y go E m ilia p rzen ik liw y m i oczym a m ierzy, p rzery w a m ilczenie, w yliczając sw oje ty tu ły , stan o w isk o w św iecie, sto su n k i z w ielkim i znakom i­ to ściam i k raju , p ow ażanie u ca rsk ie g o d w oru itd, itd. T ak, tak , pojm uję to w sz y stk o —rzecze m u w tedy E m iia — a l e .. r a l e ...

— Co?! — w o ła je n e ra ł g w ałto w n ie — je s t ja ­ k ieś „ale?“

— N iep o d o b ień stw o — k o ń czy E m ilia. Hm , — m ru k n ą ł j e n e r a ł — może w iek mój... — B ynajm iej, m ąż może b y ć sta rs z y m ...

W ię c może serce p a n i już nie je s t wolne? — N ajzupełniej wolne.

— W ię c cóż? - - n a le g a je n e ra ra ł K.*** — Jestem Polką! — odp o w iad a E m ilia, podnosząc, szlach etn ą dum ną g ło w ę i odchodzi, pozostaw iając je n e ra ła , rażonego ja k b y piorunem , p o d w rażeniem te g o dziw nie silnego i znaczącego w y rażen ia: J e ­ stem P plką ! - Je ste m P o lk ą! — p o w ta rz a ja k e c h o .—

. (Ciąg dalszy nastąpi.)

"cł v •

z zalaną łzam i tw arzą, i utoazanym . noskiem, — bardzo niepow abnie wyglądał. Cichutko jednak płakał, w cisnąwszy się w kącik ja k iś pom iędzy komodą a ścianą.

- Gzego on płacze ?

— Ot, zw yczajnie dziecko — w zruszyła "matka, ra ­ mionami — Bóg wie, co m u przychodzi do głow y.... N ie­ dawno ze szpitala powrócił, a teraz znów za ' szpitalem płacze....

— J a k to ! odzw yczaił się tak od d o m u ?

— E ! nie to, proszę pani... Tylko; że to w domu i mąż i ja niecz aso w i; nie m a komu bawić się książką i pokazyw ać mu czytanie... A w szpitalu uczyły go do­ brodziejki, uczyli i jacyś panowie, co tam sam i przycho­ dzą się u czy ć; naw et doktor jed en , poczciwa dusza, litery mu cz;iS3m pokazał, to i przez to płacze teraz... AV p a ­ cierzu chciał p r o s ić 'P a n a Boga, żeby mu pozwolił znowu się tak rozbić, jak przeszłego roku, to poszedłby znowu do szpitala i uczyliby go tam znow u... Ot, głupie dzieck o !.... P ow iedziałam , że. takiego pacierza nie ma, a, on w płacz, i tak się maże od vana... od sam ego rana do tej pory.... I pół-gniew na, na poły rozrzewniona, przesuw a matka dłoń pieszczącą po główce, z ciasnego kącika wychylonej i patrzącej na pokój dwojgiem zadum anych, ciem no-niebie- skich, oczu, osrebrzonych jeszcze łez rosą....

Musi więc pani być łaskaw ą. Z resztą z roztropnych oczu Geni w yziera ta k wymowna, chociaż w słow a nie u ję ta prośba, tak szczere skłopotanie istoty, która dzieckiem jeszcze sam a będąc, ju ż ,.je s t za mamę“ i pam iętać musi

(5)

w srodze nie łaskaw ych szponach ugniata — pani ośw iad­ cza bez w a h a n ia :

— To przyprow adź go do m n ie ; pójdę z nim do lecznicy.

— A le on sam nie trafi do dom u z pow rotem — pow iada m ała dyplom atka.

— B ądź sp o k o jn a; nie puszczę go sam ego.

T u , rękę pani ujm ują pieszczotliw ie ja k p atyki tw arde i chude, spracow ane już rączyny G e n i ; blade usteczka pocałunkiem dziękują za obietnicę.

W trosce o b ra ta uspokojona, G enia znowu nabiera rezonu i z w łaściw ą sobie, grzeczną poufałością w szczyna międzykobiecą kw estyę gałganków.

— J a k pani myśli'?.., w co ubrać mam Ju lc ia na w izytę ?

— A co maV... —: pyta pani, nieobeznana dokładnie ze stanem garderoby swego przyjaciela.

— M a granatowe ubranko i niezłe jeszcze buciki, a bieliznę zaraz wczoraj uprała mi jed n a pani', Co m ieszka naprzeciwko i z m am ą się bardzo przy jaźn i... Sam a J u lc ia ubiorę, żeby w yglądał porządnie i dam mu na wieczór

ciepłą chusteczkę. Czy dobrze tak będzie ?....

— D obrze, G eniu, tylko pam iętaj być tu przed siódmą.

W sobotę zjaw ia się w oznaczonej godzinie, G enia z odśw iętnie wystrojonym Ju lc ie m . W ątły je s t i mizernv, z znacznie krótszym u jednej ręki paluszkiem , z dużą, w klęsłą na skroni szram ą, ale m iły m a w yraz twarzy i uśm iechy szczerzo dziecinne na bezkrwistych, obrzm ia­ łych trochę usteczkach. A ż świeci się na nim blada zazwyczaj skóra, tak energicznie w yszurow ała go G enia przy pomocv uczynnej s ą s ia d k i; ostrzygli m u przy samej głowie bez­ barwne jasn e, rzadkie i miękkie w łosięta, w łożyli trykotowe majteczki, które przezorna ręk a m atczyna po kostki p rzedłu­ żyła kretonem . T aka sam a kretonowa bluzka, szeroko u szyi w ycięta, pozw ala widzieć bardzo białą k o szu lk ę; obciska ją w stanie pasek ze starej wstążki czarnej, — lecz główną ozdobę stroju J u lc ia stanowi kraw at, a w łaściwie żabot kolorowy, na które dziew czynka zw raca uwagę „ p a n i“ :

— "Widzi pani! porządnie' Ju lc io w ygląda!... D ałam mu w łasny żabot i w łasną chustkę do nosa....

W idocznie dwa te przedm ioty uważać m usi G ania za najdroższe z klejnolów , które w ubogiej swej skarbnicy posiada, bo mówiąc to ogarnia brata spojrzeniem niewy- słowionej tkliw ości, na ,,p an ią“ zaś rzuca wzrok, pełen poczciwego zado wolenia :

P rz y pożegnaniu udziela bratu potrzebnych napom nień z m iną m atrony, w iedzącej z dośw iadczenia, jakie tru d n o ­ ści pociąga za sobą opieka nad dziećmi i prze | odej^-iem raz jeszcze pyta troskliw ie:

— P ro szę pani, a ja k go tam do późna trzym ać będą ?....

— T o ci go sam a odprow adzę ; bądź spokojna.... - W lecznicy na N iecałej ścisk, gorąco, tłum dzieci, a sporo też naturalnie i dorosłych, tow arzyszących im osób.

D rzw i do pokojów, gdzie zasiadają obojej płci leka­ rze, strzeże pan, niezm iernie niby to surowy. G roźnie na- strzępione m a w ąsy i gorliwie ale bez pow odzenia usiłuje postrachem p rzejąć i w ryzach posłuszeństw a utrzym ać niecierpliw ą grom adkę m ałoletnich. Sądzić należy, że nie bardzo się łudzi w iarą w postrach, jaki rzuca' na dzieci, bo od czasu do czasu sły szeć może coś w ty m rodzaju, ja k następujący, dosłownie autentyczny dialog:

— Ty! słuchaj, „ten pan 1' mówił, żeby tu nie stać, — E t ! — odpow iada dziew ięcioletni jak iś ju n ak — albo on mi co zrobi ? N iem a głupich, żeby się bać !

— Mówiłem ci, żebyś tam nie zaglądał ! — woła tym czasem „ten p a n “ na ciekawskiego, który, prześliznąw szy m u się pod łokciem, próbuje uchylić d rzw i zam knięte. — Z obaczysz, za u szy cię odprow adzę.

Pogróżka, jakkolwiek straszliw a, nie wywiera n a j­ m niejszego w rażenia, bo zagrożony odpow iada p rzek o rn ie:

— To nie ja, proszę pana, to in n y !

— W szystko jedno k to : nie wolno za g lą d a ć ! Siedzieć spokojnie i nie cisnąć s i ę !

Ł atw o to odpow iedzieć, ale ja k tu siedzieć, kiedy n iem a-k rzeseł dla w szystkich, a ja k tu, się nie cisnąć, kiedy lada chwila drzw i otworzyć się mogą i będzie ju ż wiadomo, kto do C iechocinka pojedzie. Tak sobie p rzy n aj­ m niej w yobraża dziatwa.

N ie cisnąć się ? O ho! Nie ma głupich!

W ięc ciście się, w najliczniejszą gromadkę na sa ­ m em przejściu zbita.

— M asz ochotę pojechać? pyta ktoś z obecnych jednego z najbutniej rozpychających się w tłum ie.

— W sz y s tk o mi .jedno! - lekceważąco odpowiada chłopczyk. — J u ż dwa razy byłem na gruczoły, w C ie­ chocinku.

R eszta z uw ielbieniem na niego spogląda. B y w a le c ! i wszystko m u jedlio, czy pojedzie, czy też zostanie przez' całe wakacye w W arszaw ie! Mimo to p rzecie on, i oni w szyscy Có chw ila z gorączkow ym praw ie niepokojem zw racają oczy na drzwi, po za -któremi zapadnie w yrok 0 ich losie i nie możnaby prżysiądż. czy nie rozpłacze się który, jeżeli odprawę dostanie.

W głębi pokoju trzym a się razem inna, m łodsza i ci- i ch sza grom adka.

D o statn ie szaraczkow e ubranie, główki w jednakow ej m ierze ostrzyżone, ■ ogromne, śnieżnej białości krezy, na różowych buziach w yraz pogodnego w esela, to wycho- waóóy jednej z ochronek. K u opiekućęe swojej, z nim i razem przybyłej, podnoszą spokojnie oczęta, ruchiem pta­ sząt, wyciągających główki ku m atce, gdy z pokarm em do gniazda się zbliża.

Na krześle, jak pisklęta w zbyt ciasnem gniazdeczku. tu li ^ i ę do siebie chłopiąt dwoje. S ta rsz y w bluzie g ran a­ towej w białe paski, z zam aszystym kołnierzem m arynar­ skim , objął ram ieniem młodszego, w Ciemniejszem g r a n a - 1 towem obleczeniu. M alec .wspiera główkę na opiekuńczem ram ieniu brata, i po chwili podnosi ku- niem u rozpłom ie­ nioną gorącem tw arzyczkę : dwie pary znużonych czeka­ niem oczu zam ienia z sobą spojrzenie, które obaj bez słów •widać rozum ieją, bo u sta obydwóch spotykają się w szcze­

rym , b raterskim pocałunku....

O tw ierają się nareszcie jedne z drzwi . tak długo zam kniętych.

N areszcie !

W e drzw iach staje w ysoka, k ształtna postać nie­ w ieścia, o. gibkich ru chach kibici, o wysokiem, m yślącem czole.

. — P a n i-d o k tó r! P a n i- d o k tó r! -7- po całej sali szept

bieży:

„P an i-d o k to r“ k artk ę ze spisem nazw isk m a w ręku 1 m etalicznym , czysto- b rzm iącym głosem, rz u c a w tłum nazw iska, im iona...

Je d n o po drugiem z u st jej pada, każde słabo tle ­ ją c ą iskierkę nadziei w żywy płom ień roznieca.

— J e s t ! — J e s t ! — odpow iadają głosiki w zru sze­ niem przy ciszo n e, nieśm iałe, a czasem ja k radosny krzyk brzm iące.

— J e s t ! j e s t ! — odpow iadają także głosy starsze, g rube, schrypłe, jęczące nieraz, lub piskliwe.

— J e s t ! — zew sząd dają się słyszeć odpowiedzi.

(6)

W ywołane z tłum u dzieci, przychodzą do przyległego pokoju.

R eszta spogląda na nich z zadrością, z niejaką także obawą, bo niem ała to rzecz sam em u iść do doktora.

S tra c h !

P o długiej, o ! długiej chwili milczącego oczekiwania drugienai drzwiam i wchodzą najpierw si z wywołanych.

P raw ie w szyscy do p asa rozebrani, bielą koszulek lub m atową bladością obnażonych ram ion i pleców świe­ cący, ubranie swe niosąc w ręku, idą zasiadać na wadze. Oczy m atek śledzą ten korowód chłopiąt z zajęciem , ze współczuciem , w grozę przechodzącem niekiedy.

A c h ! jakiż ’ bo sm utny, jaki żałosny widok przed­ staw ia to zbiorowisko kalectw, wykoszlawień, skrzywień, oszpećeń wszelkiego rodzaju, które u dorosłych widziane, budziły może w stręt nieprzezw yciężony, tu z aś — litość tylko budzą niezm ierną...

O peracya ważenia wywołuje u galeryi niesłychane zaciekaw ienię: cisną się do balu strad y otaczającej wagę, wchodzą naw et za balustradę, za g lą d a ją ; gdyby śm ieli, za- razby zaczęli po sw ojem u m ajstrować przy wadze.

Nie śmią jednak. To krzesło szerokie, ■ niskie, z po- przecznem pod nogi oparciem , z, całym skomplikowanym przyrządem którego-użytku nie pojm ują, a m echanizm u nie znają, je st dla nich czem ś zagadkowem, fantastycznem , co im 1 bajki cudowne przypom ina...

A przytem ci p a n o w ie ! S urow o niby kom enderują : „A zasiądź się głęboko! A po co bierzesz n aw ag ę u b ra ­ n ie ? A nie plącz się pód n o g a m i!“ — ale tak patrzą życzliwie oczyma, które choć nie stare, nieraz w życiu zachodzić ju ż m usiały mgłą w z ru sz e n ia ! Ręce. ich silnie ujm ują, a głaszczą niem al ujęciem , przyw ykłe snać do zręcznego dotykania ra n i bolączek.

P rzew ażonych ju ż chłopców odsyłają niezw łocznie do dom u. K ażdy z nich powraca jeszcze do poczekalni, gdzie

kogoś ze swoich zostawił, poprawia ubranie, z uczuciem zadowolenia i m ile pogłaskanej dumy opowiada, ja k go m ierzyli, oglądali, jak mu ‘ciągnąć kazali kółko.

— Ja k ie k ó łk o ? — pyta ktoś, nie mogący zm iar­ kować, o co chodzi.

— Takie od m ierzenia siły — objaśnia maleo z najgłębszem przekonaniem , że najuczeńszy m echanik nie znajdzie nic więćej do pow iedzenia o dynam om etrze.

—- I có ż? silny je s te ś ?

— Oj ! i ja k jeszcze ! — i chłopczyk wyciąga pięść ściśniętą, biedną, c h u d ą piąsteczkę. o w ęzłowatych pal­ cach, sinaw ą czerw onością zabarw ionych.

Pow raca Ju lc io . P rz e s ta ł być correct. Trykot na nim

rozpięty, paska zapom niał w pokoju doktorów, wspaniały żabot zam iast ozdabiać w klęsłe jego piersi, sp a d a , aż na równie w klęsły brzuszek. Pom im o to, Ju lc io zadowolony, je st z w rażenia, które spraw ił.

— R ozpinali mi koszulkę opowiada m ierzyli mnie, patrzyli czym duży...

— Cóż ci pow iedzieli? -— przeryw a mu „p an i." • —• Nic. Je d e ij pan kiwał tylko głową.

W e rs y a Ju lc ia o dynam om etrze brzm i cokolwiek inaczej od poprzedniej.

— Ta pani, co tam była, kazała mi cisnąć kółeczko... N ieduże, ale moćnę, m ocniejsze odemnie. A polem mnie w ażyli... A teraz, proszę pani, to ja ju ż z pew nością,pojadę? P raw d a ? Praw da, proszę pani, że w szyscy pojedzienry ? W szy scy ? — pyta z przym ileniem , którem w dyskusyach z m atką skutecznie się- zaw sze posługuje.

Czy w szyscy?...

O m iłosierdzie ! jak ą ty jesteś siłą'! O siło sw obod­ nie czynem ujaw iona, ja k ą ty jesteś ro skoszą!...

I . Prażmowska.

T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T T 7TT TT TT TT T T T T T T T T T T '

P o p i e r a j m y s t o w a r z y s z e n i a k o b i e t !

Kwestya kobieca zagranicą,

Po za gfanic?nyini słupami Galicyi, n a zachodzie, zajmuje się ogół daleko więcej i szczerzej kw estyą ko- ! biecą, niż u nas. Sądzę przeto że kilka, choćby po­ bieżnych uwag, co do zapatryw ań zachodu nie będzie rzeczą niestosowną.

Owo współdziałanie w kwestyi kobiecej objawia się tak w działalności samychże kobiet, jakoteż, i w lite­ raturze współczesnej. — W Anglii kobiety nadzwyczaj energicznie walczą o prawo wyborcze, w ystąpiły na­ w et z petycyą, wystosowaną do parlam entu w tejże

sprawie. Jednak natrafiły na licznych przeciwników, a nawet Gladstone w ystąpił przeciwko przypuszczeniu kobiet do wyborów nadzwyczaj silnie i dla poparcia swego zdania wydał naw et odpowiednią broszurę. B ro­ szura ta wywołała silne oburzenie w obozie kobiet, wystąpiły przeto śmiało przeciw premierowi angiel­ skiego parlam entu, a członkinie .,liberalnego związku kobiet11 zapatryw ania swe poparły szeregiem publi- kacyj. Aby zaś swe zasady jak najbardziej rozszerzać po­ stanowiły kobiety urządzać tak zwane ,.jours fixes“. S ą to zebrania kobiet, pochodzących ze wszystkich w arstw społeczeństwa — na których om awiane bywają wspólne sprawy, tyczące się kobiet i uchw alane re- zolucye.

Kobiety angielskie biorą bowiem czynny udział w życiu polityeznem narodu. Podczas wyborów one są właściwie agitatorkami; połączone w stowarzyszenia stanow ią zarazem stronnictw a polityczne, walczące na­ miętnie o swe zapatryw ania.

..Stronnictwa liberalne''1 agitują za swoimi zw o­ lennikami, występując ostro przeciw Gladstonowi, z powodu stanowiska, jakie tenże zajął wobec praw a wyborczego dla kobiet.

Inne zaś stow arzyszenia walczą lub wspierają inne stronnictw a, i tak n. p. damy z „Prim el-Liga‘- popierają partyę torysów.

Parlam ent angielski, wskutek broszury Gladstona, zająć się m usiał tą spraw ą. Zdania członków parla­ mentu były podzielone.

Jed n i są za przyznaniem praw wyborczych ko­ bietom, wyłączywszy jednak te, które nie są gospoda­ rzam i domu — to jest, kobiety zamężne, inni znów żądają zupełnego równoupraw ienia tychże, chcą aby zasiadały w parlam encie, aby dostępować mogły wszy­ stkich urzędów, nie w yłączając ministeryów.

Gdy kobiety będą wyborcami — pow tarzają czę­ sto nad Tamizą — zmieni się istniejący stan rzeczy, one bowiem będą czynnikiem pojednawczym, one na­ dadzą wszelkim obradom ton delikatności i łagod­ ności.

(7)

Na nieszczęście ta k ' nie jest, albowiem wlpód ko­ biet pojaw ia się także rozdział na poszczególne stron-- nictwa,. każde zaś z nich posiada, własny organ, w któ­ rym . występuje namiętniej nieraz od męszczyzn, prze­ ciw sWYm przeciwnikom.

Przydać przytem należy, że zajęcie się kobiet za­ mężnych polityką, źle wpływ a na stosunki V rodzinne, albowiem kobieta rozdrażniona walką wyborczą, n a j­ częściej zaniedbuje obowiązków matki i gospodyni domu.

Taki jest o stan rzeczy w Anglii. —

Przenieśmy się teraz do Niemiec, sławnych swą „wysoką kulturą11. W łaśnie niedawno obradowano tam nad spraw ą przypuszczenia kobiet do wyższych zakła­ dów' naukowych. W licznych publikacyach poruszano kwestyę ‘ kobiecą, twierdząc, że przyczyną wszystkich niewłaściwości jest ograniczenie praw kobiet, że do­ piero wtedy stosunki się zmienią, gdy nastąpi zupełne tychże równouprawnienie. Do najbardziej zasługujących na uwagę dzieł należy, książka barono-wej' Reisenstein (pod pseudonimem Nemmersdorf) pod tytułem : ,,Der K am pf der G eschlechter." O tem dziele powiemy słów kilka.

Dzieło to je st wynikiem zapatrywań głoszonych przez współczesnych dramaturgów jak Ibsen, Strind­ berg i inni.

Ibsen w dram atach naturaliśtycznych, ,,Komedya I m iłości11, „N ora11 i .„Upiory11 przedstaw ił moralność m ałżeńską, jako bezdenne bagnisko, beż żadnego punktu oparcia.

Węzły m ałżeństw a uważa sławny dram aturg za kajdany, za tortury, których ofiarami stają się boha­ terki jego .dramatów.

Stanowisko społeczne kobiety wskutek m ałżeń­ stw a zmienia się w niewolę, silniejsze charakterem kobiety zryw ają przeto nienawistne im więzy, słabsze ulegać muszą koniecznościom wypadków.

Strindberg w, dram acie swym „Ojciec11, przedsta­ wił kobietę zmienioną w demona wskutek małżeństwa, w dem ona doprowadzającego męża do obłąkania a na­ stępnie do samobójstwa.

Prócz wyż wspomnianych autorów, występuje prze­ ciw majtżeństwu sławny socyalny dem okrata Bebel. W dziele swem „Kobieta a socyalizm11 przedstaw ia m ałżeństw o jako ograniczenie wolności kobiety i w pro­ w adza pojęcia wolnej miłości.

Nic więc dziwnego, że baronowa Reisenstein, w „W alce płci11 domaga się zupełnego równouprawnie­ nia kobiet.

Żąda przeto lepszego wychowania fizycznego, aby je przygotować na czekającą ich walkę o byt. Że wy­

chowanie fizyczne kobiet je st wielkiej wagi (szczegół-1

niej w naszym wieku nerwowym) nikt nie zaprzeczy, jednak każdy przyznać musi że, aczkolwiek pod wielu względami kobiety nie ustępują męszczyznom, j-ednak są zawody, którym specyalnie tylko mężczyzni, i na­ wzajem takie, którym tylko kobiety oddawać się mogą. Nie zaradzi temu wychowanie fizyczne, bo męszczyzna zawsze będzie fizycznie silniejszym.

A utorka,,W alki płci11 narzeka przytem na sentemen- talność kobiet, na uleganie uczuciu a nie rozumowi w kwestyi m ałżeństwa. Dziwnem się wydaje ten za­ rzut w czasie, gdy ciągle słychać narzekania ze wszech stron, że dzisiejsze m ałżeństwa znamiomye brak uczu­ cia, brak wzajemnego zapoznania się.

. Słusznym czy nie słusznym je st zarzut, że męż- szczyźni polują tylko na posagi, ale prócz tego przy­ znać potrzeba, że dość je s t kobiet, które bardzo wcześ­ nie pozbywają się uroków, p o ezji i «rzeszą przez to brakiem uczucia.

Dlaczegóż autor narzeka na sentyrnęntalność u dzi­ siejszych kobiet? W szak gdyby w małżeństwie- nie grało żadnej roli uczucie, wtedy rzeczywiście, stałoby się ono jarzm em obopólnem. Na szczęście tak nie jest, bo naw et Schoppenhauer twierdzi, że w kobiecej mi­ łości, która prowadzi do małżeństwa, istnieje nietylko fizyczne zadowolenie, ale tak że'co ś metafizycznego,

czego dotychczas filozofowie nie wyjaśnili.

Ja k widziwy z powyższych s łó w . zwolennicy i zwolenniczki - emancypacyi, posuw ają się nieraz za daleko. Nic więc dziwnego że ogół występuje nie przy­ jaźnie przeciwko nim ; że „U piory11 Ibsena wywołały

okrzyk oburzenia naw et między jego zwolennikami. ! I to dziwić nikogo nie powinno, że myślący człowiek

uw aża zasady Bebla za zgubne, one, cofnęłyby bo­ wiem ludzkość do stanu zwierzęcego a przęz to zatrzy- ' mały by świat w jego cywilizacyjnym rozwoju. Czuję żem zanadto się rozpisał, że nie jedna z czytelniczek drży i postanaw ia porzucić na zawsze zasady em an­ cypacyi. O nie! — proszę się nie przerażać — b o n ie na tem polega emancypacya kobiet.. Takiego sposobu rozstrzygnięcia kwestyi społecznej kobiet nikt sobie nie życzy ■— albowiem rozumna emancypacya polega na podniesieniu wykształcenia rozumu i charakteru ko­ biet, oraz umożliwieniu tejże pożytecznej dla społe­ czeństwa działalności po ' za ogniskiem domowem, szczególniej wtedy gdy nie krępują jej obowiązki matki i gospodyni domu.

Zdzisław.

Z a c h ę c a j m y m ł o d z i e ż ż e ń s k ą do g i m n a s t y k i !

NIBY ... POGADANKA.

Ś. p. Ja n L am — pod czas ro z p ra w y sądow ej, w ytoczonej m u przez ś. p. J a n a D o b rzań sk ieg o , w y ­ rz e k ł p a m ię tn e sło w a : „ J a l c m i ł c t o p ł a c i , t a ł c

j cl ~ p iszę .* W te n c z a s w szyzcy w ogólności, a ży­

ją c y dziś szczęśliw ie n a ch leb ie „C zasu11 p. W ło ­ dzim ierz Z ag ó rsk i w szczęgólności, rzucili się n a

L am a i . . „Hejże n a S o p lic ę ". . . B y ło to tem u . . . b y ło to tem u z o k ład em la t 22.

W te n c z a s to, p. W ło d zim ierz Z ag ó rsk i n a le ­ żał c a łk ie m do in n eg o aniżeli „C zas11 stro n n ictw a i . . . n ie p is a ł ta k „jak mu k to — p ła c i." W tenczas to p. Z ag ó rsk i — „C hochlik" n ie m ia ł nic p rzeciw „em an cy p acy i k o b ie t" . W te n c z a s to jeszcze nie p o ­ zn ał się „C hochlik" n a „C zasie" a „Czas11 n a „Cho­ chliku".

O bo trz e b a z człow iekiem b ę c z k ę soli zjeść

(8)

aby g o poznać ! ...J a d ł „C hochlik" z „Czasem " sól w W arszaw ie, poznali się ja k ły s e k o n ie — „No... i zm ienił Chochlik" ja k w ęgorz sw oją skórę i — ślizg i ja k w ęgorz ! . . . p an ie „C hochlik" ! w szak to w aści w iersz :

„ W „ B ą k a11 p o w ło k ę zg rab n ie się p rzebrałem , „R zecze „S o w izrzał“ skręciw szy o gonkiem — „O by „ B ą k 1' ty lk o nie b y ł S ow izrzałem , „ T ak ja k ,,S ow izrzał“ b y ł praw dziw ym .... bąkiem . D aw niej p. Z ag ó rsk i b y ł za em an c y p a cy ą k o ­ b iet, dziś je s t tem u przeciw ny. Co daw niej chw alił dziś m iesza z błotem . M o g ła b y o tem w iele p o w ie­ dzieć „L a g ra n d ę 3 .1 { i". o h a te rk a o statn ieg o arc y d z ie ła p. Z ag ó rsk ieg o : „ X X w ie k u '1,,. '

C iekaw a rzecz zresztą poco w łaściw ie p. Z a­ g ó rsk i ,,C zarn y -tu lip an “ czeka aż do X X . w ieku, czy nie lepiej b y b y ło już teraz, w try sn ą ć sobie poczw órną daw k ę skon cen tro w an ej ,,Y ita lin y “ ; — ab y zapobiedz w odnistym p o g a d a n k o m w „C zasie11

n a te m a t „em an cy p acy i k o b ie t11, i nie tw o rzy ć ta k ic h hum oresek jak: „ W X X stu leciu 11. . . O ch ! em ancy- p a c y a k o b ie t...

A je d n a k k to wie, czy p. Z a g ó rsk i nie op iera sw oje zdanie n a znajom ych m i trzech p a n ia c h ...

Nis- daw niej ja k ty d zień tem u, p ro p o n o w ałem pew nej p a n i w pew nym dom u w iejskim nie d aleko Ł ańcuta, zap ren u m ero w an ie „ P rz d e św itu 1'. O prócz p an i dom u, b y ła obecną rozm ow ie i c ó rk a i g u w e r­ n an tk a. P am iętam ja k dziś, jed liśm y poziom ki z k w a ­ śną śm ietaną.

— A „m ody" — są w „P rz e d św ic ie ?!l p y ta p a n i domu.

— T a k , czy są m ody? — p o w ta rz a c ó r k a ,je ­ żeli są, z przyjem nością „ P rz e d św it*1 zaprenum erujem y. — T a k ... t a k . . . m ody p o tak u je g u w e rn a n tk a — m ody k o n ie c z n ie .. .

— Nie, p an ie o d p o w ia d a m — „P rz e d św it" w y ­ chodzi bez mód.

— B ez m ó d !!!... — k rz y k n ę ły n a trz y różne g ło sy , m am a, c ó rk a i g u w e rn a n tk a — pism o dla k o ­ b ie t i bez m ód!?...

— T a k panie, bez mód. — A ! a! a!...

— O ! o ! o ! — E l e ! e!...

— Pozw ólcie p a n ie — przery w am — przede- w szystkiern ro zp atrzy m y cel, ja k i sobie w y tk n ął „ P rz e d św it1', p ro g ram ...

— 'C el i p ro g ram , cel i p ro g ra m — przedrze­ źnia g u w e rn a n tk a — celem i p ro g ram em pism a dla k o b ie t p o w in n y b y ć m ody, m ody i m ody... Innego pism a d la k o b ie t nie rozum iem i n ie pojm uję...

— A n i ja, — m ów i m am a. — A n i ja, — p o ta k u je córka.

N ie w iedziałem w tenczas jeszcze, że „P rzed ­ św it1' zam ierza ta k ż e d aw ać m ody, b y łb y m co do tej lcw estyi p an ie u sp o k o ił, ta k zaś d ałem za w y­ gran e. spuściłem g ło w ę n a talerz i zacząłem jeść poziom ki ze śm ietaną... No ale - w k ażd y m razie, zaliczam te p an ie do w yjątków , — a p. Z agórski nie pow inien k łaść, w y ją tk i n a k a rb ogółu.

_A. B c v r a r is T z .i.

B r o ń m y l u d o d w y z y s k u !

Parafraza Wiersza Maryi Bartuś: „Do Śmierci”.

Przybliż się blada, przybliż się cićha, Odsłoń Twe lica spokojem piękne, Z buntem Cię trw óżnym ludzkość odpycha

J a , tylko klęknę.

Choć jam niegodna, by tw oja ręka D ziś mię do niebios wiodła podwoi D obry ten ogień, co czyści, nęka

N adzieją koi!

Bo tam pokusy w ściekłość bezsilna D o walk niepew nych ju ż mnie nie zbudzi A bliższa Boga' — ziem ia mogilna

Od serca ludzi,

J l,

Al A R Y A B A R T U Ś

(9)

M T O I B M I I T I I I ,

Zerwane struny. (J. Rogosz). N akład T- P aproc­ kiego i S-pki. W arszaw a 1893 •*-- główny skład w księgarni Zwolińskiego i S-pki w Krakowie..

Powszechnie łubiany autor dał nam tymczasem powieść ze zmylonym trochę tytułem — bo choć treścią powieści życie pełne zadowolenia imiłości, oraz i walk i zapasów ze złą w olą drugich — choć się kończy śm iercią bohatera, pojedynkiem jegojedynego przyjaciela i śm iertelną chorobą drugiego, to wszakże śmierci dotąd nie zwykliśmy uważać za struny zer­ wane — raczej za złączenie duchowego do­ robku życia ziemskiego z istnieniem nieprzerwanem. Nie brak tu scen bardzo sympatycznych — naw iąza­ nie całej powieści * interesujące — przecież okropne wrażenie robi scena konania księdza Tadeusza, przy­ jaciela hrabiego Opalińskiego, bohatera tej powieści. Oto do umierającego przychodzą mieszczanie o roztrzy- gnięcie sporu, jaki m ają z wikarym, który jegomości chce dać nowy ornat do trum ny a oni na to zgodzić, się nie chcą — proponują, żeby ksiądz przystał na ubranie go po śmierci w ten ornat, który proboszcz dał kiedyś na spalenie, a kościelny tego nie uczynił. Dalej proszą go, żeby dal na pogrzeb i stypę choć z „dwieście papierków11 — on Bogiem się świadczy, że nie ma.

Przypuszczamy, że taki cień rzucił autor obra­ zowi swemu tendencyjnie, dla wykazania szkodliwości1

m ateryalistycznych zasad, jakie szerzył zacny, czynny lecz zimny i ateista słowem, doktor,

Tendencya ta usprawiedliwia dziką scenę.

Dobre jest wykazanie teoryi i praktyki, stosunku i usposobienia ludu dla średniego i najzamożniejszego stanu. D oktor ateista apoteozuje lud aż do egzaltacyi, ale do rozpaczy przywodzi go praktyka, wykazująca, ciemnotę, złość, łatw ość poddania się obałamuceniu. H rabia ludowi je st ojcem, a ; lud m orderstwem jego osoby i gwałtem się wypłaca. Jedno i drugie do tego samego zdążają t. j. — wykazują że lud to dziecko zepsute i złe, lub naiwne i szczere, — a takie i owa­ kie uczyć, uczyć i uczyć trz e b a !

Całość dzieła dobro robi wrażenie. K siążka obej­ muje 412 stronic. Cena 1 złr. 20 ct.

Nerwowość i małżeństwo. (Gutenberg), przekład z niem. W arszaw a 1893 — Nakład T. Paprockiego i S-pki. — w Krakowie, cena 40 et. — Dziełko to wykazuje coraz to częstsze objawy nerwowości, znanej jeszcze u starożytnych jako gmiejszenic się zdolności do pracy, drżenie p rzy każdym, w ysiłku, wiotkość mięśni, delikatność stawów. Choroby te wówczas uważano za rodzaj charłactw a. W nowszych czasach choroby nerwów przypisywano jedynie kobietom, naw et warszawski le­ karz W o lf w 1804 zatytułow ał swoje dziełko: ,,Ocier- I pieniach nerwowych, podręcznik dla p łci pięknej."

Głównymi cechami nerwowych cierpień (choć są najróżnorodniejsze) je s t: zbyteczna drażliwość i po- budzalność z jednej, prędsze wyczerpywanie z drugiej | strony. Nerwowe cierpienia rozprzestszeniają się nie- I słychanie i nieobliczone niosą społeczeństwu szkody. J e st to ,,plaga, groźniejsza niemal od każdej z dziesię­ ciu plag egipskich". — Najfatalniej tu działają m ałżeń­ stw a nerwowe, które autor najzupełniej potępia, każe nerwowym ludziom nie łączyć się, nie tworzyć rodziny, bo od nich pokolenia odziedziczają fatalne choroby. I

Skłonnych do nerwowości leczyć poleca ich w łasną wolą, panowaniem nad sobą. U dzieci „rozsądne fizyczne i du­ chowe wychowanie już nieraz cudów pod tym wzglę­ dem dokazało ! A trzeba pamiętać, jeśli już o tem mowa że samej choroby się nie odziedzicza, tylko usposobienie do niej któremu przeciwdziałać może staranne pielęgno­ wanie. 11

Dzisiejsze wychowanie, rugujące fizyczne ćwiczenia a mające na celu zapoznać w ychowanka po łebkach ze wszystkiem, bardzo się przyczynia do rozwoju cho­ rób nerwowych.

Stąd młodzież za prędko dojrzewa, je st znużona, bez ż y c ia ! Pensyonaty, przepełniające pamięć bardzo się do nerwowości przyczyniają. Gimnastyka, kąpiele, niewybredne życie oto radykalne środki na tę chorobę. K siążka bardzo zajm ująca i tam poszczegóły czytelnika odsyłamy. Razi tylko ustęp płaczliwy nad dolą pracu­ jących kobiet. Przypomniał się nam przy nim woźnica hiszpański, którem u koło pękło u wozu a on ręce ła ­ mie i biada Oloja! oloja! — Ubolewanie to je st prze­ starzałe, bo dziś nić chodzi o to, aby odpędzić od pracy kobietę, lecz o ulżenie jej, o polepszenie bytu, o sprawiedliwe nagradzanie mozołu — gdzie tego nie ma — tam rw ą się nerwy i ż y c ie ! Janina S.

W i a d o m o ś c i bieżące.

Szkółki polskie w Wiedniu, w połowie lipca odbył

się egzamin w szkółkach polskich w W iedniu zostających pod opieką księżnej M aryi Jerzow ej C zartoryskiej. P odziw i najgłębsze uznanie budzi m ozolna i cicha p raca bezinte­ resow nych nauczycieli, którzy swój wolny czas pośw ięcają, aby się przy słu ży ć O jczyźnie. Choć serce rośnie na wi­ dok tej rzeczy młodej, pracującej — n a ich odpowiedzi jasn e to jed n ak je s t ich tu za mało — nietyle ileby należało według liczby zam ieszkałych tam Polaków ). Żal przejm uje gdy się słyszy, jak niektórym dzieciom trudno je s t używać języka ojczystego, gdyż w dom u mówią po niem iecku. T rzeba było naw et niektóre słowa pytań tłóm aćzyć na ję ­ zyk niem iecki „aby je zrozum iały te polskie dzieci, dla których polska mowa je st zupełnie o b c ą ! I naród o tem nie w ie ? T e n naród, stojący na tak wysokim stopniu Cywi- lizacyi ? N ależałoby dopraw dy zajać się raz ązczerze tym i rodakam i którzy są zm uszeeni, żyć w śród obcych. N ikt nie widzi, czy nie chce w idzieć, niebezpieczeństw a grożącego krajowi z tęj przyczyny, dziesiątkującego Polonią w obcych stronach. O szkoły polskie w "Wiedniu i B erlinie koniecz­ nie postarać się trzeba. P rz e sta ń m y 1 m yśleć o m urzynach, ó których pam ięta cały św iat cyw ilizowany a pomyślmy, o tych, o których zapom niejiśm y a, o których św iat cyw ili­ zowany nigdy dbałym się nie o k aże". — D zieci w szkółce używ ają wybornego elem entarza K . Prom yka. (M etoda jego uznana za najlepszą w porów naniu z 600 elem entarzam i św iata). Podziw ienia godną je s t dopraw dy praca p. K ło- skowskiej, która dla ułatw ienia nauki dziejów ojczystych' skreśliła dzieciom takowe nader przystępnie, p rzepisała streszczenie w kilku egzem plarzach i d ała im do użytku. A jednak czy nie nadąłaby się tu m ała historya Polski, Chociszewskiego (cena 12 ct.) O szczędziłoby to tru d u , ułatw iło żm udną pracę. —

W Paryżu znajdow ało się w J8 7 0 r.. od pięciu do

sześciu tysięcy nauczycielek rządowych* obecnie je s t ich przeszło czterdzieści tysięcy, przytem kobiety zostały do­ puszczone do wielu posad rządow ych. O becnie je s t teleg ra­ fistek i zajętych na poczcie 1050. Telefonistek 69 w głównym

(10)

M ;

zarządzie pocztowym w P a ry ż u ttiieści się ich 5 4 5 ; naczelnie zarządzających kasam i oszczędności je s t 4 2 5 . Z arząd poczt i kas oszczędnośći zam ierza liczbę kobiet urzędniczek powiększyć i te tylko m iejsca obsadzać m ężczyznam i, gdzie tego potrzeba ju ż k o n iecz n ie; obecnie znajduje się urzędniczek poczto­ wych 8 ,1 2 8 . W zarządach kolei chętnie przyjm ow ane są kobiety: na kolei W schodniej je s t zajętych 3 ,0 8 2 , na ko­ lei P ary ż-L o n d y n 5 ,7 2 8 , na kolei Zachodniej 3 ,5 0 8 . K asy kolejowe są ju ż wyłącznie powierzone k o b ieto m ! K olej P a - ry ż-O rlean mieści ich 4 ,3 5 8 , kolej P o łu d n io w a 2 ,5 0 2 , ko­ lej państwow a 2 ,1 1 2 — razem koleje dają 2 4 ,0 8 0 m iejsc kobietom, a gdy się doda do tego 8 ,1 2 8 kobiet u rzędują­ cych na pocztach, razem tw orzy to liczbę 3 2 ,2 0 8 osób. O bok tego B ank F ra n c u sk i, Comtoire d’Esćom pte, C rćdit F o n cier, zajm nją znaczną liczb ę kobiet; prow adzenie ksing handlowych je s t niem al - w yłącznie oddane kobietom.

W Anglii pierw szy raz głos kobiety rozległ się w p ar­

lam encie. Izab ella Bishop, przem aw iała w Izb ie Gmin, podnosząc ^'łos za prześ.ladowanemi wyznawcam i religii chrześcijańskiej w Tureckim K urdystanie.

— Z m arła w B ostonie Iz a Young, z domu S łu p sk a, k tóra przełożyła w swoim czasie na język angielski Sien­ kiewicza : „O gniem i m ieczem ". „ P o to p " , „P ań 'Wołody­ jow ski". P ozostały w rękopiśm ie przekład „Bez dogm atu1', w yszedł po jej śm ierci z przedm ową, w której autor żali się, tłomaczka nie skreśliła biografii Sienkiewicza;

Klara Muchę należąca do szczepu (Łużyczan czyli Wendów) m iała niedawno odczyt na tem at arcyciekawy dla

nas jako k o b ie t: „Co kobieta może uczynić dla zdrowia rodziny ?“ To, co mówiła, odnosi się n iety lk o do żywienia

rodziny ale także do ząchow ania i przestrzegania hygieny w domu. U nas o tem chyba mowy być nie m o ż e . . . D la­ czego ? spytacie. Oto dlatego, że w szkołach nie uczą p ra ­ wie hygieny, zam iast jej ciągle przestrzegać i pouczać o niej. H ygiena i gim nastyka, dwie niezbędne rzeczy, w szkole

O P O L C E .

W ik to r Jo ze* ) w następujący sposób wyraża się o P o lk a c h w piśmie * A lc e ste “ : „P olka je s t królową sło­ w iańskich kobiet. P om ściła ona Polskę, H osyanie są u jej stóp, a K ozacy m arzą o n ie j. . .

W żadnym kraju słowiańskim nie spotkasz tyle pię­ knych kobiet, Co w Polsce. R osyanie pierwsi to potw ier­

dzą: ... .

A ch, Polki gałubieńki! (A ch, Polki gołębiczki!) wzdy­ chają najzatw ardzialsi Petersburczycy, starzy jenerałow ie i młodzi porucznicy.

Idźcie, do Polski, wielbiciele piękności kobiecej, wy, coście przebiegli W łochy i H iszpanię, nie śm iejąc zaaw an- ! turow ać się na północ,

Idźcie do W arszaw y bez trwogi. P anuje tam taki porządek, ja k nigdzie; w szyscy pow stańcy pojechali do od­ ległych k r a j ó w ... B om ba spiskowca nie padnie u stóp w a­ szych podczas przechadzki porannej, a pow racając .wieczo­ rem do hotelu, nie obawiajcie się. że wezmą -was- za ta j­ nych policjantów i , ugodzą sztyletem w g rz b ie t.. .'jj. K raj je s t..spokojny, ręczę w a m ;.. - Z ręsztą,' choćby, ulice; pełne były nihiliśtów podczas przechadzek- w aszych' po .m ieście,■ nie zwrócilibyście na to uwagi, podróżnicy z Zachodu. Podejrzyw am w as, że niezajęlibyśćie się niczem przez cały czas waszego pobytu w W arszaw ie, jak tylko

kobie.-:f) W. Joze jest Polakiem, warszawianinem..

— 1

dziew cząt, zostały skazane n a banicyą. - A przyznać trzeb a, że wyrokiem niespraw iedliw ym , bezm yślnym , kary­ godnym w sam ym sobie. .Nic dziwnego, że potem panny, zapom inają o przepisach zachow ania zdrow ia, czerstjfo ści: i energii. W ięcej się u nas w dom u zw raca uwagi na prze­ pyszne, w ybredne urządzenie, niż na hygienę. Prelegentka słusznie zapytuje : Czy ńięlepiej, aby adam aszki n a meblach płow iały a lica dzieci zakw itały różam i zdrowego rum ieńca ? Zw raca także uwagę, ja k koniecznem je s t uwzględnianie w rodzinie organizmów słabych. „ D z ie c k o słabe j.est jękli- wem, drażliw em , staje się nerwowem, z czem m atka po­ w inna się liczyć um iejętnie, w iedzieć że trz e b a jej tu być w yrozum iałą, nieraz pobłażliw ą z tym taktem przecież, któ­ ry niedopuszcza kaprysów, sa m o w o li.— K arci m atki,które dla podniesienia w dzięku dziecka, ubierają je niehygienicznie.

P relekcye tej tre ś c i byłyby arcypożądane u nas, szcze­ gólniej w stow arzyszenihćh kobiecych, o wiele więcej aniżeli odczyty o m echanice, o astronom ii etc.

Ciekawy opis podróży po T ybecie zam ieszcza panna

T aylor w North Cluna Herold. K raj ten je st bardzo od-

powieilniem torytoryum dla badaczek, albowiem płeć ich służy im tam za obronę. Zaraz na początku podróży do­ sta ła się panna T aylor w ręce rozbójników , którzy zabili dwóch ludzi i pieć koni ż jej orszaku, a ośm iu ludzi po­ ranili. P an n a T aylor zaczęła uciekać, a gdy lam a zawołał, że uciekająca je st kobietą, rózbójnicy przestali ją ścigać, albowiem u Tybańczyków równie' ja k u Mongołów-wielkim grzechem jest bić kobietę. Do L ia ss y nie dotarła panria T aylor. N a pewnej ■odległości od te g o . m iasta spotkał ją u- rzędnik i pow iedział jej w prawdzie, żeby posżła' dalej, ofia­ row ał jej n a w e t'e sk o rtę w ,ty m celu, ale dodał, że sam u tra­ ciłby głowę, gdyby to uczyniła. P an n a Taylor pow raca obe­ cnie przez Chiny. W rażen ia z tej podróży zam ierza opisać i wydać w osobnej książce. .

tam i, które spotkacie. O czarują one w as n a r. sam ylń ..wstę­ pie, będziecie olśnieni -ich urodą i .wdziękiem. Będziecie podziwiali budowę ich ciała, głębię ich spojrzenia,, szcze­ rość uśm iechu, tak różną od uśm iechu angielskich hipo- krytek.

I nie pożałujecie przybycia swego nad brzegi W isły, pięknej ja k kwiaty i kobiety , polskie. 1

Nic bardziej zachwycającego nad niedzielę;, w {War­ szawie. Podobnie jak w P ary żu , , cały św jat -jest,za dowiem.. G łów ne u lic e : „K rakow skie P rzed m ieśo ie“ , .„N ow y Ś w ia ty „M iodowa" i ogrodyl p u b lic z n e : ,,Łazienki.“y ^ D q lin a ;Szwaj* carsTta," i „Ogród S ask i-', przedstaw iają, w idok niezm iernie ponętny.

Ocean pięknych kobiet „z.,kwiatami u gorsu.

K olor blond p rz e w a ż a ,. kolpi^ zbóż słow iańskich, pieś- ciwy i słodki. I brunetki jed n ak nie są rzad k ie; ,,brunetki. 0 wielkich czarnych qczach, które Ciągną i rozm arzają, jak stepy ukraińskie, które obiecują raj, m iłości. . .

„U jrzeć; N eapol i um rzeć", — mówią W łogi. „U jrzeć W arszaw ę.-... i żyć", — mówią P o lacy , x

* , , *

* '

Polką. n ie .ty lk o je s t p ięk n ą; słodka, je s t, kochająca 1 p e łp a pośw ięcenia dla s\yóich.

J e s t to . w ierna żona i m atka, godna pełnego szacunku patryotka, zdolna do najw iększych pośw ięceń. Dowiodły tego w ypadki. Ona kocha i um ie cierpieć.

W ielki poeta A dam Mickiewicz, dał nam tyj) młodej dziewczyny polskiej w słynnym poem acie swoim ,,P a n Ta-t

(11)

deusz“ . Jego Zosia nie jest wyjątkiem ; jest ona z. tych,, które spotyka się codzień nad brzegiem Wisty, Niemnu i Dniepru.

Co do matron polskich, Wszyscy pisarze w Polsce wielbią ją', ód Kochanowskiego aż do Sienkiewicza. A by­ najmniej nie przecenili wielkich przymiotów jej duszy. Ci którzy znają Polskę, wiedzą o tem dobrze.

Na zakończenie jedna słowiańska legenda.

Bóg, chcąc ukarać Polskę za jej dawhegrzechy, skazał ją na cierpienia najstraszniejsze a i do końca wieku.

Ale Najświętsza Panna, przypominając sobie drogę krzyżową, którą Bóg Ojciec kazał niegdyś przebyć swemu

Synowi, zdjęta litością, błagała Wszechmocnego o złago­ dzenie kary temu nieszęśliwemu narodowi.

Bóg Ojciec dał się wzruszyć i rzekł: ,, Prawo boskie chce, aby synowie tego kraju wypili czarę swą< do dna. Ale aby nie dopuścić do upadku tych dzielnych ludzi, którzy cierpią za grzechy ojców, dam im pociechę . .. kobiety polskie najpiękniejsze będą na świecie. Piękne będą duszą i ciałem, a kochać będą nad wszystko swoją Ojczyznę i wiarę... Chwała ich będzie wielką.

Kobieta polska nosić będzie koronę Polski-Męczen-; nicy

KORESPONDENCYE.

nie wolno a choć upadł chwilowo — odżyje, bo czuwa je szćze nad nim duch opiekuńczy Gillera tego Ojca i Opie­ kuna młodzieży, który wskazał jej właściwą drogę doceiu :

•— Praca do w o ln ości!

z e S t a r iż / s ła .w o w c i.

Miasto nasze obchodziło ónegdaj smutną rocznicę, bo 6 rocznicę śmierci jednego z uajwybitnejszyeh i naj- zasłużeńszych mężów Narodu Polskiego, niestrudzonego szer­ mierza na polu walki, jakoteż historyi i literatury. Dlatego też słusznie mfodzież nasza, której zadaniem czcić pamięć tak zasłużonych Członków naszego społeczeństwa, jakim był śp. Agaton Griller, uznając zasługi położone przez tegoż około dobra Ojczyzny, uznając Go za gwiazdę przewodnią swych-idei i dążeń, uczciła należyeie rocznicę jego zgonu a temsamem stratę swego przyjaciela, który był jej ojcem i opiekunem. Nabożeństwo żałobne które odprawione zos­ tało staraniem młodzieży w tutejszej kolegiacie łacińskiej wypadło wspaniałe. Katafalk rzęsiście oświetlony oraz ubra­ ny armaturą i kwiatami, ustawiony na środku kościoła, przy­ pomniał obecnym wielką stratę, jaką poniósł Naróct przez przedczesny zgon tak wybitnego męża. i U stóp sarkofagu złożono wieniec z literami „A G “ i napisem „Młodzież Lwówska“ , a ponad tem zawisł piękny wieniec z długie- mi ezarnemi wstęgami v napisem ,,Od kobiet polskich ze Lwowa‘‘. Po obu zaś stronach sarkofagu ustawiły się de­ legacje młodzieży lwowskiej obojga płci wstrojaćh narodowych.

0 godz. 7 ‘/, rozpoczęło się nabożeństwo celebrowane przes Przewiel. infułata ks. Kerśchkę, który bez względu na wiek swój i cierpienia, rozumiejąc wzniosłość uroczystości nie omieszkał osobiście Mszy św, odprawić, przyczyniając się tym sposobem do uświetnienia obchodu. Powszechnie poważauy i znany z patriotyzmu ks. dr. Bandurski, wygło­ sił patrjotyczne kazanie z całym zapałem, zaznaczając do­ bitnie przebieg życia śp. Agatona, budząc we wszystkich sercach wiarę w lepszą przyszłość Narodu.

Po odprawionych ceremoniach kościelnych odśpiewano pieśni religijno-patrjotyczne, poczem w nader licznym rzec można, imponującym pochodzie poprzedzanym wieńcami, nie- sionemi przez delegatów obojga płci, udanp się gremialnie na cmentarz, na grób zmarłego, gdzie po odśpiewaniu pieśni „Z dymem pożarów11 i przemówieniu jednego z przedsta­ wicieli młodzieży, złożono na drogiej unogile wieńce, na do­ wód, iż idea głoszona przez śp. Gillera żyje i rozkwita ja ­ ko ziarno rzucone na glebę urodzajną. O, bo czyż inaczej być może? Narodowi, który takich miał obrońców, zginąćnigdy

H U M O R Y S I T O .

— Pyt. — Janku, zgadnij, co to je s t: „Na jedne undze, stoi p rzy drodze“ ? —

— Odp. — Kaleka !

— Panie! kocham pańską córkę, proszę o jej rękę, — Lecz czy możesz pan zapewnić byt mej córce? ' — O, dla maj najdroższej Juiii śmiało będę ' nawet żebrać . .;

Autentyczne.

W szkole: N. Powiedz mi jakie zdanie nagie. U. Kobieta.

Z Kaszubskiego: Dwie ky,my na mieście.

— Powiadam Wam kumo, takeśmy się wczoraj uśmieli, uśmieli uśmieli!

— A było was tam wiele ? — No ja i ciele.

Rozwiązanie zagadki Nr. 13 i 14.

O d a 1 i s k a.

Rebus:

M i ł o ś ć b e z p i e n i ę d z y , w r o t a d o n ę d z y .

Korespondencye Redakcyi.

W. P ani W. Ant. w Jaw orow ie i P an i E jp . w B irczy.

N um er z 5 lipca byJ podw ójny i dlatego na 20. nie otrzym ała P ani. W sierpniu tożsam o d ajem y podw ójny, bo to sezon ogór­ k ow y, ciężki. Od w rze śn ia będą znow u sz ły co 5 i 20-go. W y sy ­ ła m y bardzo regularnie, za leg ło ści p ochodzą z w in y poczty, pro­ szę się tam upom nieć. P olecam y pism o n asze w zględom i p r o si­ m y o jed n a n ie abonentów, abyśm y m ogli p ow ięk szyć j e m odam i.

!Do dzisiejszego numeru dołącza się ósmy arkusz Encyklopedyi gosp, i przem. domowego.

Z

powodu omyłki drukarskiej opuszczono wzmiankę o dodatku s i ó d m e g o arkusza do numeru .13 i 14.

Cytaty

Powiązane dokumenty

dochodzi autor do* wniosku, że uwolnić siebie od p ra ­ wideł grzeczności, znaczy tyle. co dać swym wadom większą swobodę. Dalsze ustępy uczą przykładam i,jak

pełnego zgnicia; więc chcąc chorą roślinę przesadzić, należy jej wszystkie zepsute korzenie obciąć aż do miejsca zdrowego i wazon taki dobrać, aby się

Znamy Jej żywe interesow anie się wszyst- kiem, co tego warte, jej usiłow ania znakomite około rozwoju instytucyi, której ster ma powierzony.. W ydział pismo

W yjęcie rośliny z wazonu da się w ten sposób uskutecznić: bierze się lew ą ręką łodygę przy samej ziemi, odwraca wazonem do góry, przytrzym ując go

lutego grano ją po raz pierwszy, a nazajutrz posypały się recenzye dzienni­ karskie — z których mało które dowodziły, ocenienia należytego sztuki i

Wielkiem ułatwieniem dla zawodu aptekar­ skiego było by gdyby doń kobiety były przypuszczone, oddawna bowiem znaną jest rzeczą, że kobiety przy­ rządzaniu

Następnie mocną nitką lub cienkim szpagatem wiąże się włóczkę na brzegu tych kółek — po­ czerń można rozerwać kółka i wyrzucić; teraz sporządza się z

Dlatego też dobra gospodyni, pow inna dbać o utrzym anie zdrowia swoich domowników. Aby się z tego wywiązać, musi gospodyni wiedzieć czego w ła­ ściwie