• Nie Znaleziono Wyników

Mi chał Kacz mar czyk Uni wer sy tet Gdań ski

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mi chał Kacz mar czyk Uni wer sy tet Gdań ski"

Copied!
42
0
0

Pełen tekst

(1)

Mi chał Kacz mar czyk

Uni wer sy tet Gdań ski

SO CJO LO GIA DIA LO GU

Au tor ar ty ku łu opo wia da się za in ter dy scy pli nar nym ro zu mie niem so cjo - lo gii. Punk tem wyj ścia je go roz wa żań jest Pla toń ska kon cep cja dia lo gu. Nie tra ci ona ak tu al no ści po zwa la jąc tak że dzi siaj od po wie dzieć na py ta nie, czym jest dia log, ja kie ko rzy ści nie sie ze so bą dia lo go wa nie i na czym po le ga - ją głów ne prze szko dy w je go upra wia niu. W ostat niej czę ści ar ty ku łu dia log przed sta wio ny zo stał ja ko re cep ta na nie któ re pro ble my współ cze snej so cjo - lo gii i głów ny czyn nik sprzy ja ją cy in ter dy scy pli nar no ści. Au tor re kon stru uje po glą dy wy bra nych, kla sycz nych i współ cze snych teo re ty ków wska zu jąc na trwa łą, choć nie za wsze do strze ga ną obec ność nur tu dia lo gicz ne go w so - cjo lo gii. Po stu lu je wresz cie, by so cjo lo gia nie tyl ko zaj mo wa ła się dia lo giem, ale by go upra wia ła, a więc by sa ma sta ła się dia lo gicz na.

Głów ne po ję cia: dia log, so cjo lo gia dia lo gu, in ter dy scy pli nar ność.

Po stu lat otwar cia na uk spo łecz nych, sfor mu ło wa ny w ro ku 1996 przez Ko - mi sję Gul ben kia na (Wal ler ste in i in. 1996), wy ni ka mię dzy in ny mi z upo - wszech nia ją ce go się prze ko na nia o za le tach in ter dy scy pli nar no ści. Ni niej szy ar ty kuł po świę co ny bę dzie te mu, jak so cjo lo gia mo że dziś re ali zo wać po stu - lat Ko mi sji opie ra jąc się na po cho dzą cej jesz cze od Pla to na kon cep cji dia lo - gu. Wbrew po zo rom, dia log nie jest wca le ni czym ła twym, na po ty ka po waż - ne prze szko dy na wie lu płasz czy znach: w na szej co dzien nej prak ty ce, w re la - cjach mię dzy prak ty ką a teo rią, jak rów nież na po zio mie sa mej teo rii i wy mia ny in te lek tu al nej mię dzy róż ny mi na uka mi.

W ostat niej czę ści ar ty ku łu po sta ram się przed sta wić dia log ja ko od po - wiedź na czę sto pod no szo ny przez so cjo lo gów pro blem frag men ta cji ich dys- cy pli ny: wie lo ści per spek tyw ba daw czych, teo rii, a na wet spo so bów ro zu - mie nia so cjo lo gii. Jak bę dę wy ka zy wał, naj częst szą od po wie dzią na ten pro- blem był w XX wie ku odzie dzi czo ny jesz cze po Par son sie po stu lat „syn te zy teo re tycz nej”. Jed no cze śnie jed nak roz wi ja ny był in ny ro dzaj od po wie dzi i to po czę ści przez tych sa mych au to rów: pro jekt so cjo lo gii dia lo gu. Nie ma tu

Wydział Nauk Społecznych UG, e-mail: socjologia@mac.com

(2)

oczy wi ście miej sca na przed sta wie nie ca łej zło żo no ści pro ble mu frag men ta - cji i syn te zy: licz nych kon tro wer sji mię dzy teo re ty ka mi, któ rzy pro po no wa li wła sne od po wie dzi na py ta nie, czym ma się zaj mo wać so cjo lo gia i jak mo że wy pra co wać jed no li tą per spek ty wę ba daw czą. Chciał bym ra czej zre kon stru - ować tu dia lo gicz ny nurt my śle nia, któ re go ko rze nie się ga ją jesz cze sta ro żyt - no ści. W szcze gól no ści pra gnę pod kre ślić, że był on re ali zo wa ny przez kla sy- ków so cjo lo gii, któ rzy mie li na ce lu pro wa dze nie dia lo gu mię dzy róż ny mi dys cy pli na mi na uko wy mi. Są dzę, że po win ni śmy dziś po wró cić do tej wi zji.

Twier dzę za tem, że jed nym z waż niej szych ce lów so cjo lo gii po win no stać się po now nie pro wa dze nie dia lo gu mię dzy na uka mi spo łecz ny mi. To też po stu lo - wać bę dę ni żej roz wi ja nie so cjo lo gii dia lo gu – nie pod wa ża jąc za sad no ści in - nych form re flek sji so cjo lo gicz nej, ale kry tycz nie oce nia jąc po ja wia ją ce się w nich nie kie dy ten den cje mo no lo gicz ne.

Co jed nak mo że ozna czać we zwa nie do dia lo gu dla so cjo lo gii – na uki szcze gól nie bli skiej co dzien nym ludz kim spra wom, a za ra zem dy stan su ją cej się od dys kur su po tocz ne go? Czy jest ono rów no znacz ne z we zwa niem do dia - lo gu spo łecz ne go, któ re sły szy my z ust po li ty ków lub związ kow ców? Py ta nie o ro lę so cjo lo gii wo bec we zwa nia do dia lo gu wy da je się tym istot niej sze, że to wła śnie tej dys cy pli nie na uko wej przy pa da tra dy cyj nie okre śla nie wa run - ków owoc ne go dia lo gu, to so cjo lo gia wła śnie ma zaj mo wać się tym, co dzie- je się „mię dzy ludź mi” oraz kon wer sa cją w róż nych kon tek stach sy tu acyj nych i kul tu ro wych, w mi kro - i ma kro ska li. To też w ni niej szym ar ty ku le po sta ram się – ko rzy sta jąc z in spi ra cji Pla toń skich – zre kon stru ować naj pierw po ję cie dia lo gu, do kład nie od po wie dzieć na py ta nie, na czym dia log po le ga. Na stęp - nie, opie ra jąc się na pra cach Flo ria na Zna niec kie go, wska żę głów ne prze szko- dy upra wia nia dia lo gu w na uce, a w ostat niej czę ści spró bu ję po ka zać, jak mi - mo tych prze szkód, nurt dia lo gicz ny roz wi ja się w so cjo lo gii.

Ana to mia dia lo gu

Aby ob ja śnić sens so cjo lo gii dia lo gu, chciał bym się od wo łać do Pla to na. Je - go re flek sje wy da ją mi się naj bar dziej fun da men tal ne, co nie zmie nia fak tu, że so cjo lo gia dia lo gu mo że oprzeć się tak że na do rob ku wie lu in nych fi lo zo fów:

Mi cha ła Bach ti na, Mar ti na Bu be ra, Joh na De weya, Geo r ge’a Her ber ta Me ada, Han sa -Geo r ga Ga da me ra, Ri char da Ror ty’ego czy Jó ze fa Ti sch ne ra. Wy bór Pla to na uza sad nio ny jest w nie ma łym stop niu fak tem, że grec ki fi lo zof nie pre- zen tu je tyl ko teo rii dia lo gu, lecz od ra zu ilu stru je swą kon cep cję dia lo giem pro- wa dzo nym przez So kra te sa.

Spo śród wie lu przy kła dów, chciał bym tu przy wo łać słyn ne go La che sa.

Dość wy raź nie wi dać tam kil ka po zio mów ar gu men ta cji. W szcze gól no ści

(3)

chciał bym zwró cić uwa gę, że za roz mo wą po świę co ną mę stwu, a więc głów- ne mu wy raź nie wy ar ty ku ło wa ne mu te ma to wi tek stu, kry je się in te re su ją ce prze sła nie do ty czą ce spo so bów pro wa dze nia spo ru. To też twier dzę, że koń co- wa apo ria jest w pew nym sen sie po zor na, po nie waż Pla to no wi cho dzi ło nie ty le o roz strzy gnię cie, czym jest mę stwo, ile o za ry so wa nie róż ni cy mię dzy dia lo giem a mo no lo giem. War to zwró cić uwa gę, że w koń co wym frag men cie La ches i Ni kiasz przy zna ją, iż nie wie dzą, czym jest mę stwo, choć za ra zem ma ją pew ne go ro dza ju sa tys fak cję, że owa nie wie dza ce chu je rów nież ad wer- sa rza (199e –200c). Na stęp nie obaj uzna ją, że to So kra tes był by naj lep szym wy cho waw cą mło dzie ży, choć wcze śniej rów nież twier dził, że się na tym nie zna. Sam So kra tes po wta rza, że nie na da je się do peł nie nia ro li, w ja kiej chcą go ob sa dzić Ni kiasz i La ches, bo w dys ku sji nie ob ja wił po trzeb nej wie- dzy (200e). Sfor mu ło wa ny na stęp nie przez So kra te sa wnio sek z dys ku sji nie jest ani zwy kłym stwier dze niem apo rii, ani też bez pod staw nym za ję ciem sta- no wi ska w dys ku to wa nej spra wie. So kra tes mó wi mia no wi cie, że wszy scy uczest ni cy roz mo wy po win ni na dal „ra zem szu kać so bie na uczy cie la” (201a).

Spró buj my te raz sfor mu ło wać da lej idą ce wnio ski, któ re wy ła nia ją się z oma wia ne go tek stu – ze struk tu ry dia lo gu oraz spo so bu ar gu men ta cji głów nych uczest ni ków. Chciał bym zwró cić szcze gól ną uwa gę na dwie, w du - żej mie rze od ręb ne płasz czy zny: po pierw sze na po stęp, ja ki roz mów cy osią- ga li prze cho dząc na ko lej ne po zio my ar gu men ta cji, oraz, po dru gie, na róż ni - ce i po do bień stwa mię dzy La che sem i Ni kia szem ja ko uczest ni ka mi dia lo gu.

Za cznij my od te go, że roz wa ża ne py ta nie o mę stwo nie po ja wi ło się ja ko pro- blem teo re tycz ny, lecz prak tycz ny – na za pro sze nie So kra te sa opo nen ci zgo- dzi li się do ra dzić Li zy ma cho wi i Me le zja szo wi w tym, jak wy cho wy wać sy - nów na sław nych lu dzi. W od po wie dziach La che sa i Ni kia sza na py ta nie, czy wła ści wym środ kiem wy cho waw czym bę dzie fech tu nek w cięż kiej zbroi, wi - docz na sta ła się jed nak roz bież ność mię dzy per spek ty wą prak tycz ną i teo re - tycz ną. Ni kiasz sta wia licz ne te zy o przy dat no ści oce nia nej sztu ki ze wzglę- du na róż ne moż li we ce le wy cho waw cze i woj sko we, moż na więc po wie dzieć, że dro gą de duk cji two rzy teo rię, wszak wy cho dząc od po jęć ogól nych wnio- sku je o po je dyn czych przy pad kach. Z ko lei La ches wy cho dzi z za ło żeń tej teo- rii i spraw dza je w prak ty ce. Przy wo ły wa ne przez nie go em pi rycz ne przy kła - dy zbi ja ją ko lej ne twier dze nia Ni kia sza. Gdy by przy jąć per spek ty wę, któ rą dla uprosz cze nia na zwę hi po te tycz no -de duk cyj ną, dia log mógł by się już tu taj za - koń czyć kon sta ta cją, że teo ria Ni kia sza jest fał szy wa. So kra tes nie koń czy jed- nak w tym miej scu, sta ra się ra czej do pro wa dzić do dia lo gu mię dzy Ni kia szem i La che sem. Wy raź nie wi dać, że jest to dia log mię dzy teo rią a prak ty ką.

Zwróć my uwa gę, że wyj ścio wy pro blem ma cha rak ter prak tycz ny i w tym sen sie prak ty ka wy prze dza teo rię, sta no wi punkt wyj ścia pro ce su ar gu men ta - cji, po czą tek my śle nia. Póź niej jed nak, po sfor mu ło wa niu spój nej teo rii, prak-

(4)

ty ka od gry wa wo bec niej je dy nie ro lę sub sy diar ną, po zwa la ją ko ry go wać i jest po lem jej sto so wa nia. Na róż nych eta pach ro zu mo wa nia ła two o za de - kre to wa nie pry ma tu któ rejś z per spek tyw. So kra tes wy da je się jed nak nie co ina czej po strze gać re la cję mię dzy teo rią a prak ty ką – nie prze są dza nad rzęd - no ści żad nej z nich, nie czy ni z teo rii pro bie rza prak ty ki ani od wrot nie, nie da je ostat nie go sło wa prak ty ce. Sta ra się na to miast o usta le nie ich wspól nej pod sta wy: o zde fi nio wa nie po jęć uży wa nych po jed nej i dru giej stro nie, o iden ty fi ka cję wspól ne go przed mio tu roz wa żań oraz o zna le zie nie wspól ne - go eks per ta, któ ry znał by się na wła ści wym przed mio cie roz mo wy. W dal szej czę ści dia lo gu teo ria i prak ty ka po zwa la ją So kra te so wi pokonywać ko lej ne eta py ro zu mo wa nia wła śnie dzię ki te mu, że zna ko mi cie wza jem nie się uzu - peł nia ją: La che so wi nie spra wia ją żad ne go kło po tu sprzecz no ści mię dzy po - ję cia mi, lecz mię dzy po ję cia mi a ich za sto so wa nia mi. Spór z Ni kia szem wy - ni ka więc z róż nic w prak ty ce są dze nia. Moż na po wie dzieć, że La che so wi, któ ry sam to zresz tą wy raź nie przy zna je, bra ku je od po wied nich po jęć. Z ko - lei pro ble my Ni kia sza po ja wia ją się na tle sprzecz no ści mię dzy po ję cia mi a za - ło że nia mi, czy li, ogól nie rzecz bio rąc, w sfe rze czy sto po ję cio wej. Ni kia szo - wi bra ku je roz róż nień, przy kła dów, któ re po zwo li ły by mu sfor mu ło wać ak - cep to wal ną teo rię. We dług La che sa, Ni kiasz za cho wu je się jak so fi sta, a na wet wcho dzi w ro lę Bo ga, igno ru je prak ty kę po ję cio wą i ba wi się sło wa mi. Jed- nak po dob nie ostro Ni kiasz oce nia La che sa, któ ry ja wi mu się ja ko oso ba pry- mi tyw na, ła two wy po wia da ją ca sprzecz ne opi nie. Obaj roz mów cy spra wia ją wra że nie, jak by nie chcie li do strzec, że do brze się uzu peł nia ją i mo gą so bie po móc w sfor mu ło wa niu praw dzi wych wnio sków. Do wy mia ny zdań z tru - dem na kła nia ich So kra tes.

Dys ku sję na te mat de fi ni cji mę stwa ro zu mieć moż na ja ko pró bę stwo rze - nia przez So kra te sa wspól nej pod sta wy dal sze go dia lo gu, a więc – w tym przy pad ku – tak że wspól nej pod sta wy dia lo gu teo rii i prak ty ki, któ re, powtórz- my, ro zu mia ne są rów no praw nie. Ko lej ne od po wie dzi roz mów ców, jak kol wiek nie pro wa dzą do osta tecz ne go roz strzy gnię cia, wzno szą czy tel ni ka na ko lej ne po zio my ro zu mie nia czło wie ka i je go po stę po wa nia. Naj pierw, gdy La ches twier dzi, że mę stwo to „trwa nie w sze re gu”, je go od po wiedź sy tu uje mę stwo na po zio mie ludz kie go za cho wa nia. Ozna cza ło by to, że pew ne za cho wa nia są męż ne nie za leż nie od po bu dek i uza sad nień. Głów nym pro ble mem for mu - ło wa nia de fi ni cji na tym po zio mie jest względ ność sy tu acyj na, fakt, że za cho- wa nie męż ne w jed nej sy tu acji nie bę dzie ta kim w in nej. Ko lej na de fi ni cja, mó wią ca, że mę stwo to „za cię tość du szy”, sta no wi for mę prze zwy cię że nia te go pro ble mu prze no sząc nas za ra zem na po ziom orien ta cji dzia ła nia. Jed nak nie każ da za cię tość i wy trwa łość jest mę stwem – pro blem de fi ni cyj ny wy ni ka tu z bra ku obiek tyw nej mia ry słusz no ści po staw, po zwa la ją cej na roz strzy gnię - cie, ja kie go ro dza ju za cię tość go to wi bę dzie my uznać za mę stwo. W dal szej

(5)

czę ści dia lo gu, a więc w roz mo wie z Ni kia szem, oka zu je się, że ta kie go wzor- ca do star cza po zna nie. A za tem, we dle ostat niej pro po no wa nej od po wie dzi, męż ny jest ten, kto po sia da praw dzi wą wie dzę o tym, co jest do bre. Na pierw - szym z wy róż nio nych po zio mów, a więc na po zio mie za cho wa nia, roz wa ża - nia ma ją w za sa dzie cha rak ter czy sto prak tycz ny – za cho wa nia są bo wiem przy po rząd ko wy wa ne sy tu acjom i in tu icyj nie ubie ra ne w po ję cia. Na po zio - mie orien ta cji prak ty ka wią że się z teo rią, wszak za cho wa nie ukie run ko wy - wa ne jest przez prze ko na nie, ale też prze ko na nie nie zdo by wa pry ma tu, gdyż brak mu obiek tyw ne go ugrun to wa nia. Wresz cie na po zio mie po zna nia, na któ ry pro wa dzą nie po wo dze nia w for mu ło wa niu teo rii do ty czą cej orien ta - cji, prak ty ka sta je się już tyl ko przed mio tem teo rii, gdyż na czo ło wy su wa się py ta nie: Czym jest do bro? Dla te go też na tym eta pie Ni kiasz nie da je już wca - le zbi jać swej de fi ni cji La che so wi, a So kra tes mu si do ło żyć szcze gól nie du - żych sta rań, by utrzy mać uwa gę te go ostat nie go.

Sko ro wie my, ja kie eta py ro zu mo wa nia po ko nu ją roz mów cy, to przyj rzyj - my się, jak wią żą się one z for mal ną stro ną dia lo gu, a więc ja kie ce chy pre- zen tu ją w nim Ni kiasz i La ches. Po zwo li nam to jed no cze śnie okre ślić cha- rak ter ro li, ja ką bie rze na sie bie So kra tes. Po mię dzy La che sem a Ni kia szem do strzec moż na wie le po do bieństw: obaj nie są w sta nie sfor mu ło wać za do - wa la ją cej de fi ni cji mę stwa, ale każ dy trak tu je wła sny punkt wyj ścia i za ło że - nia ja ko uni wer sal ną mia rę słusz no ści. Nie bę dąc w sta nie roz po znać wła snych sła bo ści, ża den nie jest za ra zem w sta nie do ce nić sil nych stron opo nen ta. Do - cho dzi do te go cha rak te ry stycz na tak dla La che sa, jak i Ni kia sza nie zdol ność do kry tycz nej re kon struk cji wła sne go ro zu mo wa nia. Każ dy z nich sta ra się jed nak usil nie zna leźć sła bo ści w ro zu mo wa niu dru gie go. Każ dy uwa ża wresz cie, że wie, co jest do bre.

Tym cza sem So kra tes sta wia so bie za za da nie pro wa dze nie roz mo wy mi - mo czę sto oka zy wa nej nie chę ci, zwłasz cza ze stro ny La che sa, pra gnie też wy - ko rzy stać za le ty ar gu men ta cji każ dej ze stron. Od po cząt ku prze ja wia go to - wość do na uki i pra gnie zna leźć eks per ta, któ ry by mu w tym po mógł. So kra- tes jest więc za ra zem świa do my wła snej nie wie dzy i otwar ty na po moc ze stro ny in nych. W od nie sie niu do de fi ni cji mę stwa ro la So kra te sa nie ogra ni - cza się do za ini cjo wa nia dys ku sji. So kra tes opo wia da się za de fi ni cją nie za - leż ną od sy tu acji oraz za po szu ki wa niem zgod no ści mię dzy po ję ciem a są dem in dy wi du al nym. Prze py tu jąc każ de go z roz mów ców, sta ra się przyj mo wać po - zy cję dru gie go, nie ja ko „re pre zen tu je” ich wza jem nie wo bec sie bie, ba da twier dze nia każ de go z nich przyj mu jąc za ło że nia dru gie go. Za ra zem jed nak, w zbi ja niu ar gu men tów sto su je me to dy te go z opo nen tów, z któ rym się wła - śnie spie ra. So kra tes sta ra się też po szu ki wać związ ków mię dzy de fi ni cja mi a te za mi La che sa i Ni kia sza, nie kie dy wy da je się opo wia dać w ja kiejś czę ści za po glą da mi każ de go z nich, np. gdy uzna je, że mę stwo jest pięk ne, ale jest

(6)

tyl ko czę ścią cno ty. W od nie sie niu do spo ru La che sa z Ni kia szem So kra tes jest bez stron ny, za miast wy śmie wać i zwal czać, sta ra się po uczać po przez wni kli we py ta nia, za miast za prze czać, ba da praw dzi wość wy gła sza nych tez.

Wresz cie w ob li czu nie po wo dzeń fi lo zof oka zu je tro skę. Tak więc po wy słu - cha niu sta no wisk La che sa i Ni kia sza w spra wie po żyt ków z fech tun ku w cięż - kiej zbroi, twier dzi, że py ta nie zo sta ło źle za da ne, że nie jest ja sne, o co wła- ści wie cho dzi. Wska zu je na trud no ści w po ję cio wym okre śle niu mę stwa, ale mi mo to chce po szu ki wać de fi ni cji.

Z po wyż sze go ze sta wie nia wy ła nia się wy raź ne prze ciw sta wie nie. Tak więc La ches i Ni kiasz są jed no stron ni, a So kra tes my śli w spo sób wie lo - aspek to wy, oni nie są świa do mi wła snych za ło żeń, on po sia da świa do mość nie wie dzy i ba da za ło że nia swych roz mów ców; oni twier dzą, że wie dzą, co jest do bre i w związ ku z tym nie mu szą po szu ki wać od po wie dzi na to py ta - nie, pod czas gdy So kra tes twier dzi, że nie wie, co jest do bre i mu si kon ty nu - ować po szu ki wa nia. Pierw szy spo sób dzia ła nia, re pre zen to wa ny przez La che- sa i Ni kia sza, na zwać chciał bym mo no lo giem, dru gi, któ ry re pre zen tu je So - kra tes, na zy wać bę dę dia lo giem. Pro po no wa ne tu prze ze mnie po ję cie dia lo gu jest oczy wi ście węż sze od zwy cza jo we go, nie ozna cza tyl ko ga tun ku li te rac - kie go, każ dej wy mia ny zdań, a na wet w ogó le roz mo wy, lecz pew ną po sta wę przyj mo wa ną w roz mo wie i wy ni ka ją cy z niej spo sób ko mu ni ko wa nia się z in - ny mi. Po zor nie mo gło by się wy da wać, że w oma wia nym tek ście dia log pro- wa dzą wszy scy uczest ni cy kon wer sa cji, w szcze gól no ści La ches z Ni kia szem, jed nak we dle mo jej de fi ni cji pro wa dzi go tyl ko So kra tes. Nie ozna cza to, że je go dia log nie przy no si żad nych po żyt ków Ni kia szo wi i La che so wi. Na po - cząt ku są oni prze cież prze ko na ni, że ma ją słusz ność i wy raź nie to mó wią, gdy oce nia ją po żyt ki z fech tun ku. Są też prze ko na ni, że wie dzą, czym jest mę stwo.

Do pie ro pod ko niec zgod nie do cho dzą do wnio sku, że ta kiej wie dzy nie po - sia da ją.

Są dzę, że w prze bie gu ana li zo wa nej roz mo wy da ją się za uwa żyć rów nież sy gna ły in nych spo so bów dzia ła nia i po staw niż dia log i mo no log. Cho dzi mi tu mia no wi cie o re zy gna cję i pod po rząd ko wa nie. Re zy gna cja na przy kład ce - chu je La che sa, gdy twier dzi, że nie po tra fi ubrać w sło wa swych in tu icji i po - zo sta wia ini cja ty wę So kra te so wi. Pod po rząd ko wa nie ma zaś miej sce wte dy, gdy La ches zda je się na So kra te sa w spra wie okre śle nia mę stwa. W przy pad - ku przy wo ły wa ne go tu tek stu są to tyl ko sy gna ły świad czą ce o chwi lo wych od stęp stwach od mo no lo gu, do ko ny wa nych pod wpły wem dia lo gicz nej stra- te gii So kra te sa. Są dzę wszak że, iż w ży ciu spo łecz nym nie zwy kle du żą ro lę od gry wa ją po za dia lo giem i mo no lo giem tak że re zy gna cja, pod po rząd ko wa - nie i prze nie sie nie. To też przed sta wię tu ty po lo gię czte rech form dzia ła nia ze wzglę du na dwa kry te ria: spo sób my śle nia oraz sto su nek do part ne ra in te rak - cji (ta be la I). W przy pad ku pierw sze go kry te rium cho dzi mi o sto su nek do za -

(7)

ło żeń przyj mo wa nych ja ko pod sta wa dzia ła nia (wła sne go lub in nej oso by).

Dru gie kry te rium róż ni cu je na to miast dwa ty py sto sun ku do part ne rów in te - rak cji. W ra mach pierw sze go ty pu part ner sta no wi obiekt po strze ga ny je dy - nie ja ko ele ment wła snej sy tu acji pod mio tu, na to miast w ra mach dru gie go pod miot wkra cza w spo sób wy obra żo ny w sy tu ację In ne go, sta wia się na je - go miej scu1. Nie ozna cza to z ko niecz no ści orien ta cji na po ro zu mie nie, czy też na ja kieś wspól ne stan dar dy po stę po wa nia, lecz o wpi sa ną w in te rak cję zmien ność wza jem nych per spek tyw. Pro po no wa na tu ty po lo gia nie do ty czy wszyst kich dzia łań i nie ro ści so bie pre ten sji do te go, by mieć cha rak ter wy - czer pu ją cy. Wy cho dzi ona od sy tu acji in te rak cyj nej i przed sta wia głów ne spo- so by kształ to wa nia przez pod miot tej sy tu acji2. Do ty czy jed nak wszel kich in - te rak cji we wszyst kich dzie dzi nach ży cia: za rów no mię dzy ro dzi ca mi i dzieć - mi, jak mię dzy mał żon ka mi, po li ty ka mi czy uczo ny mi, któ rzy bro nią róż nych teo rii.

Tabela 1. Typologia działania w sytuacjach interakcyjnych

Mo no log po le ga na tym, że pod miot przyj mu je po sta wę ego cen trycz ną, a więc nie jest go to wy do przy ję cia per spek ty wy in nej oso by, do po sta wie nia się w jej sy tu acji, ale jed no cze śne przyj mu je pew ne za ło że nia, któ re sta no -

1Skoro postawienie się na miejscu Innego oznacza postawienie się w jego sytuacji, to oczy- wiście owa sytuacja będzie dla podmiotu jedynie wyobrażona, nie będzie odpowiadać rzeczy- wistej sytuacji partnera. Można z tego wyciągnąć wniosek, że główną kompetencją społeczną, jakiej wymaga podporządkowanie się oraz dialog, jest wyobraźnia. Kształtuje się ona we wcze- snym dzieciństwie, prawdopodobnie w procesach tworzenia własnego Ja, gdy granice wobec świata-nie-będącego-mną nie są jeszcze wyraźnie ustalone (Winnicott 1953). Postawienie się na miejscu Innego nie musi być jednak zawsze pełne, może odnosić się do szczególnych, zna- nych podmiotowi oczekiwań partnera. Nie mówię tu o przejęciu „roli”, ponieważ musiałbym rozumieć to pojęcie bardzo szeroko, biorąc pod uwagę, zarówno oczekiwania wobec danej osoby, jak i inne elementy jej sytuacji. Wyłączam natomiast z pojęcia „stawiania się na miej- scu Innego” przyjmowane przez Innego założenia oraz cechy osobowe. Generalnie rzecz bio- rąc, w obecnym fragmencie mojego wywodu, pojęcie „roli” nie ma zasadniczego znaczenia, choć proponowana typologia nawiązuje oczywiście do dyskusji podjętej przez Ralpha H. Tur- nera (1956) nad paradoksami pojęcia roli. Por. także znakomity komentarz Aleksandra Mante- rysa (2008: 101–125).

2Zakładam zatem, że mimo jedności interakcji, każdy z uczestniczących w niej podmio- tów znajduje się w innej sytuacji.

Egocentryzm Stawianie się w sytuacji Innego Myślenie założeniowe Monolog Podporządkowanie lub przeniesienie Myślenie bezzałożeniowe Rezygnacja Dialog

(8)

wią pod sta wę dzia ła nia oraz mier nik oce ny są dów gło szo nych i re ali zo wa nych przez in nych.

Jed nak je śli pod miot, pra gnąc oprzeć się na okre ślo nych za ło że niach, przyj mu je jed no cze śnie per spek ty wę In ne go, a więc w ja kimś sen sie się z In - nym iden ty fi ku je, to nie mo że już przyj mo wać za ło żeń tak sa mo jak po przed- nio. Mo że mia no wi cie, po pierw sze, do ko nać prze nie sie nia wła snych za ło żeń na obiekt iden ty fi ka cji – na tę oko licz ność uży wać bę dzie my tra dy cyj ne go ter- mi nu „prze nie sie nie”. Je śli jed nak iden ty fi ka cja ka że za kwe stio no wać wła sne za ło że nia, je śli w wy ni ku zmia ny per spek ty wy za czy na ją się one ja wić ja ko nie spój ne we wnętrz nie, to po zo sta je dru gie, naj prost sze zresz tą roz wią za nie:

przy ję cie za ło żeń part ne ra, a więc pod po rząd ko wa nie się. Cał kiem moż li wa jest sy tu acja czę ścio we go pod po rząd ko wa nia, gdy pod miot, zmie nia jąc punkt wi dze nia, za cho wu je część swych do tych cza so wych za ło żeń, al bo wkom po - no wu je w nie za ło że nia przy pi sy wa ne part ne ro wi. Po mię dzy mo no lo giem a pod po rząd ko wa niem lub prze nie sie niem ma my więc sze ro kie spek trum po - śred nich ty pów po staw in te rak cyj nych. W przy pad ku pod po rząd ko wa nia, roz- dź więk mię dzy dwo ma wy róż nio ny mi tu kry te ria mi mo że być sła bo wi docz - ny, gdyż z jed nej stro ny pod miot mo że ży wić prze ko na nie, że nie przyj mu je wca le za ło żeń part ne ra, a je dy nie sta wia się na je go miej scu i bie rze pod uwa - gę je go ocze ki wa nia, a z dru giej stro ny mo że wca le nie przyj mo wać per spek - ty wy In ne go a je dy nie ko rzy stać z je go za ło żeń, co ozna cza ro dzaj mo no lo - gu. Z dru giej stro ny moż li wa jest sy tu acja, w któ rej dwie oso by przyj mu ją te sa me za ło że nia, ma ją na wet ta kie sa me świa to po glą dy, a jed nak we wza jem - nej in te rak cji obie upra wia ją mo no log i nie są skłon ne ani do dia lo gu, ani też do pod po rząd ko wa nia. Dzie je się tak wte dy, gdy bra ku je im spo łecz nej kom- pe ten cji do po sta wie nia się na miej scu In ne go.

Pod miot mo że jed nak rów nież nie re zy gno wać z po sta wy ego cen trycz nej, ale za ra zem nie przyj mo wać za ło żeń lub pod da wać je kry tycz nej oce nie. Trud- no so bie wy obra zić, by by ła to trwa ła po sta wa. W kon tek ście in te rak cji ozna- cza ona re zy gna cję z dzia ła nia. Re zy gna cja jest od wrot no ścią prze nie sie nia i pod po rząd ko wa nia, o ile bo wiem te ostat nie wią żą się z naj bar dziej in ten - syw nym na sta wie niem na to, co czy ni dru ga stro na in te rak cji, to w przy pad ku re zy gna cji do cho dzi do naj sil niej sze go zdy stan so wa nia się, od su nię cia się od part ne ra. Re zy gna cja mo że pro wa dzić do dia lo gu tyl ko wte dy, gdy pod miot zde cy du je się na po szu ki wa nie part ne ra, któ re go za ło że nia kry tycz nie oce ni, ale za ra zem przyj mie je go per spek ty wę. Bę dzie mógł wte dy za dać py ta nie, dla cze- go part ner przy jął ta kie a nie in ne za ło że nia, wy ja śnić ich sens i po szu ki wać po jęć naj le piej od po wia da ją cych per spek ty wie wła snej i part ne ra.

Orien ta cja dia lo gicz na wy ma ga, co chciał bym moc no pod kre ślić, nie tyl - ko my śle nia bez za ło że nio we go w sen sie Pla to na, ale rów nież kom pe ten cji spo łecz nych, po sta wy, któ rą na zwać moż na „otwar to ścią”. Wy ma ga po szu ki -

(9)

wa nia part ne rów i przej mo wa nia ich ro li, ale za ra zem te pro ce sy uła twia, za - chę ca do ko lej nych po szu ki wań i roz sze rza nia krę gu in te rak cji. War to też za - uwa żyć, że dia log jest czymś szcze gól nie trud nym i to w trój na sób. Po pierw - sze, za spra wą rzad ko ści za so bów lu dzie skłon ni są do wal ki o wła sne in te re - sy, a tym sa mym do po sta wy ego cen trycz nej. Po dru gie, ko niecz ność dzia ła nia zmu sza nas do przyj mo wa nia za ło żeń, na wet je śli nie są one prze my śla ne czy pod da ne ja kie muś ra cjo nal ne mu te sto wi. Przej mu je my je zwy kle od in nych – od na szych ro dzi ców, od wspól no ty re li gij nej, al bo czer pie my z za so bów kul- tu ry, w któ rej przy szło nam żyć. Jest to nie unik nio ne. Za ło że nia wy zna cza - ją nam na sze ży cio we sce na riu sze i sche ma ty pod po rząd ko wa nia. Prze nie sie - nie się na po ziom my śle nia bez za ło że nio we go nie ozna cza oczy wi ście, że nie ak cep tu je my ko niecz no ści przyj mo wa nia za ło żeń, ale od mien ny do nich sto- su nek – nie są one dla nas punk tem wyj ścia, lecz przed mio tem ba da nia. Uru- cho mio ny w ten spo sób pro ces po zna nia ni gdy oczy wi ście nie mo że zo - stać za mknię ty, ale to on wła śnie jest źró dłem kre atyw no ści i po stę pu. Po trze - cie, dia log sta no wi tak du że wy zwa nie, po nie waż wy ma ga po wią za nia kom pe ten cji spo łecz nych z owym my śle niem bez za ło że nio wym. Po ję cie bez- za ło że nio wo ści na bie ra sen su tyl ko w dia lo gu, wszak re zy gna cję ro zu - mieć na le ży ra czej ja ko for mę przej ścio wą mię dzy mo no lo giem a dia lo giem, ja ko „re zy gna cję z mo no lo gu”. Z ko lei po sta wie nie się w sy tu acji In ne go – trak to wa ne zwy kle ja ko kom pe ten cja war to ścio wa sa ma w so bie – nie po - zwa la na nic wię cej niż do sto so wa nie się, je śli oczy wi ście nie to wa rzy szy jej kry tycz ny sto su nek do za ło żeń. Dia log wy ma ga od róż nie nia iden ty fi ka cji z obiek tem od kryty cy zmu wo bec za ło żeń, a co za tym idzie, du żej doj rza ło - ści in te lek tu al nej i spo łecz nej.

Po wią za nie aspek tu spo łecz ne go i ro zu mo we go jest wpraw dzie naj bar dziej wi docz ne w dia lo gu, ce chu je jed nak wszyst kie czte ry wy róż nio ne ty py dzia- ła nia. Mo no log rów nież po sia da oba wy mia ry. Z jed nej stro ny jest prze ja wem ego cen try zmu, a z dru giej wy ra zem spo so bu my śle nia wy cho dzą ce go od go - to wych prze sła nek. Tak sa mo pod po rząd ko wa nie nie ozna cza je dy nie przy ję - cia czy ichś za ło żeń, ale tak że in ter na li za cję in ne go punk tu wi dze nia, zde fi - nio wa nie sy tu acji w spo sób, w ja ki czy ni to In ny. Tę de fi ni cję moż na oczy- wi ście ro zu mieć ja ko jed no z za ło żeń, co jed nak nie zmie nia fak tu, że my śle nie za ło że nio we jest od dziel nym kry te rium ty po lo gii. Trud ność, ja ką w przy pad ku pod po rząd ko wa nia mo że ro dzić roz róż nie nie obu na szych kry- te riów, nie po win na prze sła niać oko licz no ści, że wa run kiem pod po rząd ko wa - nia jest ro dzaj przy naj mniej czę ścio wej iden ty fi ka cji z In nym. Jest to rów nież nie zwy kle waż ne w przy pad ku prze nie sie nia, któ re na przy kład w psy cho te - ra pii mo że być wstęp nym eta pem od róż nie nia sto sun ku do sie bie i In ne go od za ło żeń, któ re się przyj mu je w do ko ny wa nych oce nach. Wresz cie w przy - pad ku re zy gna cji, de cy du ją ce zna cze nie ma nie ty le sa mo wy co fa nie

(10)

się z przyj mo wa nia za ło żeń, ile idą ca z nim pa rze nie zdol ność lub nie chęć do przy ję cia per spek ty wy In ne go. Jak wspo mnia łem, je dy nie po sta wie nie się na miej scu part ne ra i „wa run ko we” przy ję cie je go za ło żeń umoż li wia wy - ko rzy sta nie do bro dziejstw my śle nia bez za ło że nio we go.

Dia log spo łecz ny a dia log na uko wy

Sko ro już okre śli li śmy, czym jest dia log i jak na le ży go usy tu ować po śród in nych form dzia ła nia wy ła nia ją ce go się z mię dzy ludz kich in te rak cji, przyj- rzyj my się bli żej uczest ni kom i po ten cjal nym za gad nie niom dia lo gu. Pierw- sze przy pusz cze nie, ja kie się na su wa, do ty czy rzad kie go i ra czej eli tar ne go cha rak te ru tej for my dzia ła nia. Wy ni ka to przede wszyst kim z fak tu, że dia- log wy ma ga wy so kich kom pe ten cji, a tak że po świę ce nia znacz nej ilo ści cza - su i wy sił ku in te lek tu al ne go, co nie za wsze przy no si na tych mia sto wą ko rzyść.

Co do eli tar ne go cha rak te ru dia lo gu, wąt pli wo ści nie po zo sta wia, mo im zda- niem, sam Pla ton nie czy niąc z nie go głów ne go przed mio tu tek stu, lecz ka żąc czy tel ni ko wi wspi nać się na wyż sze po zio my in ter pre ta cji i od kry wać nie wi - docz ne na pierw szy rzut oka ar gu men ty, za war te ra czej w struk tu rze niż w tre - ści pre zen to wa nych roz mów So kra te sa.

Po nad to, nie chcę tu twier dzić, że pew nych ko rzy ści nie przy no si tak że mo - no log, pod po rząd ko wa nie, a nie kie dy na wet re zy gna cja. Są one wi docz ne zwłasz cza wte dy, gdy: 1) sy tu acja spo łecz na wy ma ga na tych mia sto wych środ- ków za rad czych, gdy po ja wia się po trze ba ener ge ty zu ją cej, cha ry zma tycz nej wi - zji dzia ła nia (mo no log), 2) gdy or ga ni za cja spo łecz na wy ma ga ru ty ni za cji cha- ry zmy i ukształ to wa nia prze wi dy wal nych struk tur (pod po rząd ko wa nie), jak rów nież wte dy, gdy 3) nie po tra fiąc zna leźć part ne rów do dia lo gu, ani nie ufa- jąc przyj mo wa nym wcze śniej, wła snym lub za po ży cza nym od in nych za ło że - niom, pod miot wy co fu je się z uczest nic twa w róż nych for mach spo łecz nie usank cjo no wa ne go dzia ła nia (re zy gna cja). Nie mu si to z ko niecz no ści przy bie - rać for mal nych po sta ci od mo wy su mie nia, jaw ne go czy skry wa ne go nie po słu - szeń stwa, gdyż re zy gna cja jest, mo im zda niem, wbu do wa na w wie le no wo cze - snych in sty tu cji praw no -eko no micz nych. Tak na przy kład ry nek ozna cza, że moż na się „wy co fać” z okre ślo nych praw wła sno ści, wła sność ozna czać mo że z ko lei wy co fa nie z ryn ku, a w mał żeń stwie sa mo prze kro cze nie pro gu ko mu - ni ka cji praw nej, choć by w po sta ci za po wie dzi roz wo du, sta no wi wy co fa nie ze sto sun ków oso bi stych w sfe rę re la cji praw no -abs trak cyj nych. Wresz cie oby wa - tel skie nie po słu szeń stwo ozna cza wy co fa nie się z le gi ty mi za cji okre ślo nych przed się wzięć władz pu blicz nych. Współ cze sna wol ność nie wy da je się za tem da na za dar mo – jest wa run kiem funk cjo no wa nia wie lu kon ku ren cyj nych mo - no lo gów, gwa ran cją te go, że mo że my się wy co fy wać z przy ję tych za ło żeń.

(11)

Rzad ko jed nak re zy gna cja jest dro gą pro wa dzą cą do dia lo gu, jest ra czej „sprze- da żą” okre ślo nych za ło żeń słu żą cą te mu, by ku pić in ne – wa lu tą na ryn ku mo - no lo gów. Przy kła da mi mo gą być tu za rów no opi sy wa na przez Evę Il lo uz kon- sump cja ro man ty ki (2007), jak też kon ku ren cja teo rii na uko wych w uję ciu Tho- ma sa Kuhna (2001). Ta ki wy bór mo no lo gu jest jed nak ty po wy do pie ro dla spo łe czeństw li be ral nych. Ale na wet dla nich po waż nym pro ble mem po zo sta je nie współ mier ność róż no rod nej in sty tu cjo na li za cji cha ry zma tycz nych wi zji kon- sty tu ują cych cy wi li za cje osio we czy też tzw. „wie lo krot ne no wo cze sno ści”, o któ rych pi sał Shmu el Eisen stadt (2002), a któ re ma ją, a przy naj mniej mia ły, przede wszyst kim cha rak ter mo no lo gicz ny, jakkolwiek ostatnio zwraca się uwagę na konstytutywną dla nich rolę rezygnacji (Bellah 2008; Nightingale 2004).

Aby zi lu stro wać re la cje mię dzy dia lo giem a mo no lo giem, za trzy maj my się na za gad nie niu dia lo gu pro wa dzo ne go przez uczo nych i na py ta niu, w ja kim stop niu po wi nien on być trak to wa ny od ręb nie od innych form dia lo gu. Pro- blem ten na bie ra szcze gól ne go zna cze nia, gdy przed mio tem dia lo gu sta je się sam dia log, gdy do roz strzy ga nia py tań prak tycz nych słu ży wie dza do ty - czą ca spo łe czeń stwa i war to ści. Za gad nie nie to roz wa żał nie gdyś Flo rian Zna- niec ki. Pra gnął za ak cen to wać róż ni ce mię dzy dzia łal no ścią prak tycz ną a na - uką o spo łe czeń stwie, któ ra obie ra so bie za przed miot tę dzia łal ność oraz wią- żą ce się z nią war to ści (Zna niec ki 1987: 77–112 [1912]). W pierw szych frag men tach Ele men tów rze czy wi sto ści prak tycz nej pol ski so cjo log zda je się po dzie lać po gląd, że na uka „sta no wi dal szy ciąg my śli prak tycz nej” (tam - że, s. 78). Na stęp nie jed nak za czy na uza sad niać te zę, że „to, co jest wła ści - wie po znaw cze w roz wią zy wa niu prak tycz nej sy tu acji, wy od ręb nia się ja ko coś za sad ni czo od mien ne go z ca łe go prze bie gu dzia ła nia” (tam że, s. 79). Już w tym miej scu wi dać, że Zna niec ki dy stan su je się od Pla toń skiej kon cep cji dia lo gu teo rii i prak ty ki, pi sze wręcz: „Nie praw dą jest, aby dzia łal ność sa ma przez się zna la zła w po zna niu swój dal szy ciąg” (tam że). Co jed nak skło ni ło na sze go kla sy ka do opo wie dze nia się za tym po glą dem?

Za nim od po wie my na to py ta nie, pod kreśl my, że Zna niec ki nie prze czy ist- nie niu związ ków mię dzy dzia łal no ścią prak tycz ną a wie dzą. W spo sób ty po - wy dla prag ma ty stów po strze ga pro ble my prak tycz ne ja ko źró dło po szu ki wa - nia wie dzy, któ ra mo gła by po słu żyć do ich roz strzy gnię cia (po zna nie jest więc funk cją dzia ła nia). Jed nak, we dług Zna niec kie go, po mię dzy im pul sa mi kształ- to wa nia sys te ma tycz nej wie dzy, a osta tecz ny mi ofe ro wa ny mi przez nią roz - wią za nia mi two rzy się roz le gły ob szar teo rii, któ rej upra wia nie i we wnętrz ne upo rząd ko wa nie nie ma nic wspól ne go z co dzien ną po za nau ko wą dzia łal no - ścią prak tycz ną. Tym sa mym, dla jed nost ki teo ria cał ko wi cie unie za leż nia się od prak ty ki. Co wię cej, gdy przed mio tem teo rii sta je się sa ma prak ty ka, to, we dług Zna niec kie go, owa wie dza teo re tycz na o dzia łal no ści prak tycz nej sta je się od ręb na od dzia łal no ści, któ ra jest jej przed mio tem, w tym zwłasz-

(12)

cza od sa mych war to ści, któ re opi su je i wy ja śnia. W pew nym sen sie mo że my tu mó wić o nie współ mier no ści dwóch form my śle nia – te go, któ re okre śla my ja ko teo re tycz ne oraz te go, któ re wy ra ża „jed ność te raź niej sze go mo men tu i dzia ła nia” (tam że, s. 92). W przy pad ku „do dat nio lub ujem nie oce nia nych”

war to ści ma my jed nak rów nież do czy nie nia z wie dzą o świe cie, ale jest to wie dza jesz cze nie re flek syj na, wie dza sta no wią ca „punkt wyj ścia” do ba da nia dzia łal no ści prak tycz nej w spo sób przed mio to wy. Gdy ba da nia te osią gną

„punkt doj ścia” oka zu je się, że po wsta je no we go ro dza ju wie dza do ty czą ca war to ści, wie dza, któ ra, jak chce Zna niec ki, nie po rów nu je się z tą pierw szą i nie wy mie nia się z nią ar gu men ta mi, lecz chce jej na rzu cić swe żą da nia, wy ma ga do sto so wa nia się do niej, tak jak ma to miej sce w przy pad ku ety ki, któ ra cze ka na to, by ży cie uczy ni ło ją praw dzi wą (tam że, s. 85). We dług Zna- niec kie go, wła śnie z tych re flek syj nych sys te mów zro dzi ło się po ję cie war to - ści ja ko cze goś, co być po win no, cze goś, co wpraw dzie po zo sta je nie zre ali - zo wa ne, ale obo wią zu je w spo sób bez względ ny.

Wie dza etycz na, o któ rej tu mó wi Zna niec ki, to jesz cze nie jest wie dza na - uko wa (so cjo lo gicz na), któ ra ba da war to ści z ze wnątrz, abs tra hu jąc od ich zna- cze nia do dat nie go bądź ujem ne go. W ra mach oma wia ne go uję cia ma my za tem trzy ro dza je wie dzy: pier wot ną wie dzę prak tycz ną, któ rą w przy bli że niu mo - że my okre ślić ja ko mo ral ność, na stęp nie do gma tycz ne sys te my prze ko nań opie ra ją ce się na za ło że niach do ty czą cych do bra i wresz cie na koń cu te go swo- iste go „ko ła re flek syj ne go” wie dzę teo re tycz ną ba da ją cą war to ści z ze wnątrz, w ich spo łecz nym usy tu owa niu. Jak wy raź nie pi sze Zna niec ki „war tość” i „do - bro” ozna cza ją to sa mo zja wi sko, „lecz roz pa try wa ne z od mien nych punk tów wi dze nia: „do bro” by ło by war to ścią w jej sto sun ku czy sto prak tycz nym, ży cio- wym do in nych war to ści; „war tość” by ła by do brem roz wa ża nym teo re tycz nie w je go sto sun ku do in nych dóbr ja ko przed mio tów ba da nia” (tam że, s. 86).

Już w tym miej scu na szych roz wa żań wi dzi my wy raź nie, że Zna niec ki re - pre zen tu je zu peł nie in ny po gląd na re la cję teo rii i prak ty ki niż Pla ton. Je śli mo je od czy ta nie jest po praw ne, to pol ski kla syk twier dzi wpraw dzie, że po - ję cie war to ści od no si się do te go sa me go, do cze go od no si się po ję cie do bra, ale za ra zem in na wie dza do ty czy war to ści, a in na do bra. Nie ule ga wąt pli wo - ści, że u Pla to na zna leźć moż na ar gu ment oba la ją cy tę te zę; co wię cej, nie trze ba go szu kać da le ko, po nie waż znaj du je się w sa mym La che sie (190c –d;

197e –198a). Jak pa mię ta my, So kra tes wy ka zy wał w roz mo wie z Ni kia szem, że wie dza o tym, co jest do bre, a co złe, sto su je się za rów no do te go, co bę - dzie do bre w przy szło ści, jak i do do bra prze szłe go, jest za tem wie dzą o do - bru ja ko ta kim. W pew nej mie rze w dal szym frag men cie Ele men tów rze czy - wi sto ści prak tycz nej po twier dza to sam Zna niec ki pi sząc, że war to ści, choć zmien ne, są w swej tre ści ak tu al no ścią z ko niecz no ści roz cią ga ją cą się na prze szłość i przy szłość (tam że, s. 95), nie za leż nie od te go, że wszyst-

(13)

kie są zmien ne, po ja wia ją się i gi ną. W pew nym sen sie Pla ton mógł by się na to zgo dzić, je śli bo wiem ro zu mieć war to ści ja ko prak tycz ne za ło że nia o tym, co jest do bre, to nie wąt pli wie pod le ga ją one cią głej ko rek cie. Moż na też ła two zna leźć głów ne źró dło, któ re wy mu sza zmia ny war to ści: jest nim sa - mo dzia ła nie. Do bro nie ozna cza za tem u Pla to na te go sa me go, co mo gły by ozna czać war to ści. O ile bo wiem war to ści mo gły by być dla Pla to na je dy nie za ło że nia mi na te mat te go, czym jest do bro, o ty le do bro sta no wi osta tecz ne prak tycz ne uza sad nie nie dzia ła nia, a za tem jest wo bec dzia ła nia kon sty tu tyw - ne. Nie moż na prze cież ina czej wy ab stra ho wać dzia ła nia z do świad cze nia niż ja ko dą że nie do do bra. Róż ni cę mię dzy Pla to nem a Zna niec kim moż na naj- kró cej sfor mu ło wać na stę pu ją co: Pla toń skie do bro i war to ści by ły by po ję cia - mi róż nią cy mi się swym przed mio tem, ale wie dza o war to ściach mu sia ła by się za ra zem od no sić do do bra, po nie waż war to ści są wy obra że nia mi do bra; dla Zna niec kie go na to miast od wrot nie: do bro i war to ści to wpraw dzie dwie stro- ny te go sa me go me da lu, ale wie dza o war to ściach nie mo że być czę ścią wie- dzy o do bru i vi ce ver sa. Zna niec ki twier dzi za tem, że so cjo lo go wie mo gą ba - dać war to ści od ze wnątrz, a na wet for mu ło wać róż ne dy rek ty wy prak tycz ne, ale nie jest moż li wy bez po śred ni dia log mię dzy teo rią a prak ty ką, so cjo lo gia mo gła by więc na przy kład py tać o to, skąd się bio rą na sze war to ści, w ja kich do świad cze niach po wsta ją, ale nie mo gła by za da wać py ta nia o to, co jest do - bre i czy da ne dzia ła nie pro wa dzi do do bra.

Uję cie Zna niec kie go na ra żo ne jest jed nak na róż ne pro ble my teo re tycz ne, nie tyl ko na fun da men tal ny za rzut, sfor mu ło wa ny przez So kra te sa pod ad re - sem Ni kia sza. Po pierw sze, pro ble mem jest sfor mu ło wa nie prze ko nu ją cej de - fi ni cji war to ści ja ko cze goś róż ne go od do bra. De fi ni cja mó wią ca, że war to - ści od no szą się do wy obra żeń te go, co wpraw dzie nie ko niecz nie po żą da ne, ale war te po żą da nia (Kluc khohn i in. 1951: 396), nie wcho dzi tu w grę. To też Zna niec ki od wo łu je się do psy cho lo gicz ne go po ję cia do zna nia i twier dzi, że war to ści są do zna nia mi, skła da ją cy mi się w pew nej licz bie na treść, któ rą po - trak to wać moż na ja ko ak tu ali zu ją cą się w pew nym cza sie i w ra mach każ de - go do zna nia ro dzą cą prze ko na nie o swym roz cią ga niu się w prze szłość i przy - szłość. Aby unik nąć uję cia czy sto psy cho lo gi stycz ne go za zna cza, że „sta wa - nie się” war to ści jest „ra cjo nal nie da ne ja ko wiecz ne, war tość urze czy wist nia się cał ko wi cie w nie skoń czo no ści trwa nia.” (Zna niec ki 1987: 99) Od nie sie nie do ra cjo nal no ści ozna cza tu, mo im zda niem, wska za nie na wie dzę o do bru ja - ko nie zby wal ny ele ment hu ma ni stycz ne go uję cia war to ści. Jest to oczy wi ście wie dza opar ta je dy nie na okre ślo nej licz bie do znań, nie wy cho dzą ca po za do - świad cze nie, ale za wie ra ją ca ide al ne od nie sie nie do do bra.

Na le ży tu pod kre ślić, że po gląd Zna niec kie go o od ręb no ści wie dzy teo re - tycz nej od dzia łal no ści prak tycz nej znaj du je tak że pew ne uza sad nie nie u Pla - to na. Jak pa mię ta my, grec ki fi lo zof nie przed sta wiał wszak dia lo gu mię dzy

(14)

teo rią a prak ty ką ja ko cze goś ła twe go. Za rów no na sze co dzien ne do świad - cze nia, jak i teo rie na uko we skła nia ją do zbyt po spiesz ne go przyj mo wa nia za ło żeń o tym, co jest do bre. Od ręb ność wie dzy teo re tycz nej po win na po le - gać na uka zy wa niu nie kon se kwen cji owej prak tycz nej wie dzy zdro wo roz sąd - ko wej i jej uzu peł nia niu. Nie słu ży te mu jed nak wstrze mięź li wość przed za - da wa niem py ta nia: „Co jest do bre?”, lecz wła śnie otwar te sta wia nie kwe stii do bra. Nie ozna cza to wca le ak sjo lo gicz ne go za an ga żo wa nia na uki w spo ry mo ral ne, a coś wprost prze ciw ne go: po wstrzy my wa nie za an ga żo wa nia na rzecz nie słusz nych war to ści, ła go dze nie spo rów po przez wy ka zy wa nie ich bez przed mio to wo ści. Z dru giej stro ny, teo ria nie po win na ucie kać przed su - ro wy mi wer dyk ta mi prak ty ki oba la ją cej na zbyt ogól ne kon cep cje po wszech - ne go do bro by tu czy spra wie dli wo ści. Jesz cze do te go po wró ci my.

Dla cze go za tem, bio rąc pod uwa gę to, co wy żej usta li łem, Zna niec ki utrzy- my wał, że teo ria i prak ty ka (w prak ty ce) roz cho dzą się, a so cjo lo go wie za sad - ni czo nie po win ni być fi lo zo fa mi war to ści? W tekście Czy so cjo lo go wie po winni być tak że fi lo zo fa mi war to ści? (1987: 460–469), Zna niec ki przy wo łu je naj pierw sze reg przy kła dów po twier dza ją cych te zę, że – czę sto nie świa do me – błęd ne od po wie dzi na py ta nie o to, co jest do bre, ogrom nie utrud nia ją, a wręcz unie- moż li wia ją upra wia nie rze tel nej i prak tycz nie uży tecz nej so cjo lo gii sta wia jąc przed nią myl ne py ta nia i su ge ru jąc fał szy we za ło że nia. Zna niec ki od no si się przy tym zwłasz cza do so cjo lo gii kie ru ją cej się in te re sem na ro do wym bądź re li gij nym, czy też przyj mu ją cej sztyw ne za ło że nia na te mat sto sun ków kla so - wych w spo łe czeń stwie (tam że, s. 462–463). W ostat nich aka pi tach po wra ca jed nak do te zy, że so cjo lo go wie -teo re ty cy po win ni uni kać „wszel kich spraw prak tycz nych, któ re mo gły by prze szko dzi ć w realizacji o we go za da nia”

(tam że, s. 468–469), a je dy ne ustęp stwo czy ni na rzecz wol no ści ba dań na uko- wych, za pew ne zda jąc so bie spra wę z sy tu acji uczo nych w ów cze snej to ta li - tar nie rzą dzo nej Pol sce. Z cy to wa ne go tek stu moż na wy cią gnąć wnio sek, że Zna niec ki nie miał pew no ści co do ro li so cjo lo gii i teo rii so cjo lo gicz nej w od - nie sie niu do py tań etycz nych, a wzmac niał to za pew ne fakt, że au tor My śli i rze czy wi sto ści sam był za rów no so cjo lo giem, jak i fi lo zo fem war to ści. Fun- da men tal ny pro blem, z któ rym się zma gał, do ty czył wszak że na tu ry wie dzy teo re tycz nej roz wi ja nej przez so cjo lo gów i jej od ręb no ści od prak tycz nej wie- dzy zdro wo roz sąd ko wej.

Wy da je mi się, że aby wy ja śnić po gląd Zna niec kie go o od ręb no ści teo rii i prak ty ki spo łecz nej, się gnąć trze ba do je go ob szer niej sze go tek stu, pod ty tu - łem Spo łecz na ro la uczo ne go (1984 [1940]). W pierw szym roz dzia le Zna niec - ki pi sze wpraw dzie, że so cjo lo gia po win na się zaj mo wać je dy nie sys te ma mi spo łecz ny mi, a nie wie dzą uczest ni ków tych sys te mów (tam że, s. 283), ale da lej, gdy opi su je kształ to wa nie się róż nych ról uczo nych, w tym spe cja li stów z za kre su na uk spo łecz nych, pi sze znacz nie bar dziej szcze gó ło wo o rela cjach

(15)

mię dzy licz ny mi ro la mi przed sta wi cie li tych na uk a „wie dzą zdro wo roz sąd - ko wą”. Lek tu ra ca łe go tek stu stwa rza wra że nie, że ko lej no oma wia ne przez na sze go kla sy ka, co raz bar dziej wy ra fi no wa ne i szcze gó ło we ro le uczo nych (czy li osób spe cja li zu ją cych się w two rze niu i sys te ma ty za cji wie dzy) wy ra - sta ją w na tu ral ny spo sób z dzia łal no ści prak tycz nej, sta no wią funk cję roz wią- zy wa nia pro ble mów ży cia co dzien ne go.

Przede wszyst kim wy ko ny wa nie ról spo łecz nych ja ko ta kie wy ma ga wie- dzy na te mat tych ról (tam że, s. 303–305). So cja li za cja nie jest w tym sen sie ni czym in nym niż do star cza niem wie dzy i ćwi cze niem się w jej prak tycz nym sto so wa niu. Za sto so wa nia prak tycz ne są jed no cze śnie spraw dzia nem wie dzy.

Jed nak za da niem do rad cy tech nicz ne go, tech no lo ga, nie jest już tyl ko wy ko - ny wa nie czyn no ści tech nicz nych, lecz ba da nie tech nik, two rzy on wie- dzę tech no lo gicz ną, któ ra mo że być wy ko rzy sty wa na w róż nych sy tu acjach, z cze go wy ni ka rów nież, że jej sku tecz ność za le ży od traf nej de fi ni cji sy tu - acji, od dia gno zy pro ble mu. Wie dzę tech no lo gicz ną moż na okre ślić ja ko na ukę sto so wa ną, któ rej pod sta wą są ogól ne py ta nia do ty czą ce te go, jak zre ali zo wać pew ne go ro dza ju ce le oraz jak wy ko nać pew ne go ro dza ju dzia ła nie. Klu czo - we zna cze nie ma przy tym umie jęt ność po rów ny wa nia róż nych sy tu acji, a w koń cu tak że abs tra ho wa nia od sy tu acji. Na uka sto so wa na róż ni się od dzia łal no ści prak tycz nej wła śnie tym aspek tem uogól nia ją cym. War to jed- no cze śnie pod kre ślić, że nie róż ni się od na uki pod sta wo wej swo im przed mio- tem. Je dy ne, co róż ni te dwa ro dza je na uk, to ro dzaj sta wia nych py tań, punkt wyj ścia ro zu mo wań.

Tech no log jed nak po pa da w kło po ty, gdy tra ci opar cie w po sta ci przy wód- cy, któ re mu słu ży i gdy sta je się nie za leż nym wy na laz cą. Prze ciw sta wia ją mu się wte dy zresz tą aż trzy si ły spo łecz ne: kon ser wa tyw ny krąg spo łecz ny ro li, któ rą przyj mu je ofi cjal nie, kon ser wa tyw ni za wo do wi tech ni cy oba wia ją cy się, z ego istycz nych po bu dek, zmia ny tra dy cyj nych wzo rów oraz przy wód cy, któ rzy sa mi chcie li by for mu ło wać ce le dla na uk sto so wa nych i na tym tle po pa da ją w kon flikt z rze czo znaw ca mi. W przy pad ku wszyst kich trzech sił naj wy raź niej ujaw nia ją się za ra zem po ten cjal ne prze szko dy dia lo gu mię dzy prak ty ką a teo rią: nie chęć do re zy gna cji z przy ję tych za ło żeń oraz do abs tra - ho wa nia od wła snej sy tu acji. Prze szko dą nie jest jed nak, co na le ży z ca łą mo - cą pod kre ślić, od mien ny przed miot wie dzy, ani róż ni ca w za kre sie me tod po - praw ne go my śle nia.

Zna niec ki nie zwy kle traf nie do strze ga, że po stęp w za kre sie na uk sto so wa - nych, a tak że w za kre sie opa no wa nia rze czy wi sto ści przy rod ni czej wy ni ka przede wszyst kim ze współ pra cy po sta ci peł nią cych róż ne ro le: a więc tech no- lo gów -przy wód ców, rze czo znaw ców oraz nie za leżnych wy na laz ców (tam że, s. 342). Jed no cze śnie brak po dob nych osią gnięć w dzie dzi nie na uk spo łecz nych wy jaśnia róż no rod no ścią ról spo łecz nych peł nio nych przed przed sta wi cie li

(16)

tych na uk. Przy czy ną opóź nień w roz wo ju so cjo lo gii nie by ła by więc nie doj - rza łość me tod i tech nik ba daw czych bądź par ce la cja na uk spo łecz nych, lecz brak po ro zu mie nia mię dzy oso ba mi peł nią cy mi róż ne ro le. Szan są na ta kie po ro zu mie nie i stwo rze nie od po wied niej wie dzy tech no lo gicz nej jest, we dle pro po zy cji Zna niec kie go, roz wój nie za leż nej teo rii. Po mię dzy prak ty ką a ową nie za leż ną teo rią po ja wić się mu si jed nak naj pierw na uka sto so wa na.

Dal sze wy wo dy Zna niec kie go wska zu ją jed nak ra czej na po głę bia ją cą się prze paść mię dzy prak ty ką a teo rią, zwłasz cza w dzie dzi nie na uk spo łecz - nych, a na do da tek opi su ją no wy pro blem: kon flik ty mię dzy re pre zen tan ta mi róż nych teo rii. Zna niec ki za czy na od te go, że od po wied ni kiem wie dzy tech- nicz nej jest w na ukach spo łecz nych wie dza zdro wo roz sąd ko wa, wie dza, któ - rą człon ko wie spo łe czeń stwa mu szą po sia dać, by od gry wać ro le je go człon- ków. Co wię cej „za sad ni cza część tej wie dzy, uwa ża na za nie zbęd ną dla nor- mal ne go to ku ży cia spo łecz ne go, mu si być wła sno ścią wszyst kich.” (tam że, s. 344). Wie dza ta do ty czy oczy wi ście przede wszyst kim norm spo łecz nych, te go, co „ogól nie przy ję te” i „nor mal ne”, jest to za tem wie dza skła da ją ca się głów nie z są dów o war to ściach. Jed nak w ży ciu spo łecz nym, zwłasz cza gdy do cho dzi do kon tak tów mię dzy kul tu ro wych, zde rza ją się ze so bą róż ne war- to ści, wie dza, o któ rej mo wa, sta je się pro ble ma tycz na. Wbrew te mu, cze go mo gli by śmy ocze ki wać, sy tu acja ta nie pro wa dzi do dia lo gu. Prze ciw nie – wie dza sta je się bro nią w wal ce spo łecz nej. Wal ka nie wy ma ga dia lo gu i zwią za nych z nim ról, lecz ro li „mę dr ca” po ma ga ją ce go przy wód com w two - rze niu teo rii na te mat ła du kul tu ro we go, w obro nie wła snych za ło żeń mó wią - cych, co jest do bre i w zwal cza niu ana lo gicz nych za ło żeń prze ciw ni ków. Uży- wa jąc wpro wa dzo nych wcze śniej ka te go rii po ję cio wych mo gli by śmy po wie - dzieć, że we dług Zna niec kie go u źró deł na uk spo łecz nych le ży idea mo no lo gu: „Pier wot ny swój sta tus mę drzec za wdzię cza jed nej ze stron kon- flik tu, a je go pier wot na funk cja po le ga na ra cjo na li zo wa niu i uza sad nia niu po - znaw czym zbio ro wych dą żeń swej gru py.” (tam że, s. 353). Mę dr cy, ta cy jak oj co wie ko ścio ła, hu ma ni ści od ro dze nio wi, ka zno dzie je re for ma cji, fran cu scy my śli cie le po li tycz ni XVIII wie ku czy pi sa rze so cja li stycz ni, to wszyst ko przy kła dy obroń ców dok tryn zbu do wa nych na nie pod wa żal nych za ło że niach i prze ciw sta wia ją cych się „bez boż nym”, „sta rym” bądź „nie nau ko wym” po - glą dom grup opo zy cyj nych. Owe gru py ma ją zresz tą naj czę ściej „wła snych”

mę dr ców, dys po nu ją cych od mien ną cha ry zmą i od mien ny mi uza sad nie nia mi swych prze ko nań.

Ucze ni bro nią cy okre ślo nej dok try ny, sys te mu war to ści czy ide ałów kul- tu ro wych sta ra ją się sto so wać swą wie dzę w spo sób umoż li wia ją cy jej przy- ję cie przez moż li wie wie lu zwo len ni ków, dla te go po dob nie jak tech no lo go - wie, zmu sze ni są do jej uogól nia nia, do abs tra ho wa nia od kon kret nych sy tu - acji. Zna niec ki przed sta wia nam za tem pier wot ny ob raz na uk spo łecz nych

(17)

ja ko ro sną cą kon ku ren cję mo no lo gów. Moż li wo ści dia lo gu gwał tow nie ma le - ją, po nie waż, po pierw sze, przy wód com nie za le ży na tym, by po wie rzać sze- ro kim krę gom za da nie re flek sji nad za ło że nia mi po rząd ku spo łecz ne go i „nor - mal ne go” dzia ła nia, a po dru gie, wie lość i zło żo ność mo no lo gów two rzy po - trze bę zna le zie nia mę dr ców, któ rzy po ra fią do star czyć ja kie goś pro ste go klu cza do zro zu mie nia rze czy wi sto ści, po mo gą się w niej zo rien to wać. Obok wiel kich uczo nych gło szą cych idee spra wie dli wo ści i po stę pu po ja wia się wie - lu mę dr ców ma łe go for ma tu mó wią cych lu dziom, co jest dla nich do bre.

W kon tek ście upo wszech nie nia środ ków ko mu ni ko wa nia się i oświa ty, Zna- niec ki zda je się nie wie rzyć w moż li wość dia lo gu. O lu dziach bo ry ka ją cych się na co dzień z pro ble ma mi, któ ry mi bom bar du je ich pra sa, te le wi zja i zna - jo mi re pre zen tu ją cy róż ne świa to po glą dy, Zna niec ki pi sze: „lu dzie ci nie są w sta nie zro zu mieć tych pro ble mów, czy też zin ter pre to wać ich zna cze nia w kon tek ście wła snych in te re sów, ocen i norm. Czu ją po trze bę oświe ce nia przez lu dzi więk sze go umy słu i le piej od nich po in for mo wa nych. Wła śnie w od po wie dzi na tę po trze bę zja wia ją się ty sią ce mę dr ców ma łe go for ma tu, go to wych po wie dzieć im z mów ni cy, z plat for my, ze szpalt ga ze ty, ze stron cza so pi sma, z roz gło śni ra dio wej, co win ni my śleć o wszyst kim, co kol wiek w świe cie kul tu ry dzie je się waż ne go.” (tam że, s. 362). To też Zna niec ki kry- tycz nie pod cho dzi do po my słu bu do wa nia na uki na ja kimś ide ale spo łecz nym i pod po rząd ko wa nia mu pod sta wo we go za da nia, ja kim jest „po szu ki wa nie praw dy”. Moż na po wie dzieć, że od po wie dzią Zna niec kie go na nie moż li wość dia lo gu jest po stu lat od se pa ro wa nia na uk spo łecz nych i zna le zie nia tyl ko im wła ści we go przed mio tu. Dal sze uwa gi o po żą da nej współ pra cy mię dzy fi lo - zo fem war to ści a tech no lo giem wy da ją się od no sić do od le głej przy szło ści, bo wiem obec nie „jesz cze waż niej sze jest to, by do cie kań teo re tycz nych nie krę po wa ły wy obra że nia tech no lo gów i fi lo zo fów na te mat naj bar dziej po trzeb- nej im wie dzy”. Trud no nie za dać w tym kon tek ście py ta nia, czy współ cze - sna so cjo lo gia nie zna la zła się już na tym eta pie roz wo ju, by pod jąć się za - da nia dia lo gu, o któ rym pi sał nasz kla syk? Czy współ cze sne spo łe czeń stwo, wy ro słe na do świad cze niach ży cia w pań stwach to ta li tar nych i pa mię ta ją ce kon se kwen cje do gma tycz nych wi zji do bra, nie doj rza ło do ta kie go dia lo gu?

Czy so cjo lo gia nie po win na dziś wziąć na sie bie te go za da nia?

Za nim przej dzie my do pró by od po wie dzi na po sta wio ne wła śnie py ta nia, wspo mnieć trze ba o tym, że w dal szej czę ści Spo łecz nej ro li uczo ne go, Zna- niec ki, zgod nie z lo gi ką swe go wy wo du, przed sta wia czy tel ni ko wi hi sto - rię za mknię tych szkół na uko wych, a więc, w pew nym sen sie, ba da te go ro - dza ju mo del upra wia nia na uki, któ ry sam zda je się pro po no wać pod ko niec dru gie go roz dzia łu. Po strze ga ów mo del ja ko rów no le gły w sto sun ku do roz - wo ju wie dzy tech no lo gicz nej (tam że, s. 371–372). Po cząt ko wo trud no na wet mó wić o kon ku ren cji, gdyż pier wot ny mi de po zy ta riu sza mi wie dzy ce nio nej

(18)

dla niej sa mej, po przed nicz ki na uk pod sta wo wych, by li ka pła ni. Jak pa mię ta - my, od gry wa li oni nie ma łą ro lę tak że w roz wo ju tech no lo gii, jed nak tu taj ich zna cze nie jest jesz cze więk sze, po nie waż to oni two rzy li przez stu le cia „szko- ły sa kral ne” bę dą ce ro dza jem taj nych związ ków chro nią cych wie dzę nie do - stęp ną dla lu dzi po stron nych. By ła to za rów no wie dza re li gij na, jak i praw na, a więc do ty czą ca wła ści we go spo so bu po stę po wa nia – przy kła dem niech bę - dzie choć by rzym ski pon ti fex ma xi mus otwie ra ją cy swe księ gi je dy nie w dro - dze wy jąt ku i nie chęt ny z po cząt ku ja kiej kol wiek jaw nej ko dy fi ka cji. Ka pła - ni wy ko nu ją swe funk cje scho lar skie ja ko uzu peł nie nie pu blicz nych funk cji re li gij nych, po zwa la ją cych im wy ko rzy stać w ja kiejś czę ści pil nie strze żo - ną wie dzę. Prze trwa nie re li gii wy ma ga szko le nia na stęp ców, a więc pro wa - dze nia szkół, w któ rych po stę py edu ka cyj ne wią żą się z ko lej ny mi stop nia mi wta jem ni cze nia. Scho la rze sa kral ni mo gą cie szyć się du żym sza cun kiem ze stro ny sze ro kie go krę gu spo łecz ne go, mi mo że wie dza, któ rą skry wa ją, jest w znacz nej mie rze nie zna na przed sta wi cie lom te go krę gu. Wy star cza sa mo uzna wa nie jej za istot ną dla spo łe czeń stwa, jej treść scho dzi na to miast po cząt- ko wo na dal szy plan. Ozna cza to jed nak, że two rzy się ni sza spo łecz na, w któ - rej po ja wia się moż li wość upra wia nia na uki dla niej sa mej.

Opi sy wa ne przez Zna niec kie go wal ki mię dzy szko ła mi fi lo zo ficz ny mi, współ za wod nic two o pre stiż, kon flik ty, a tak że, mo że na wet jesz cze waż niej sze re la cje przy jaź ni mię dzy pro pa ga to ra mi ja kie goś sys te mu bez względ nie obo wią- zu ją cych prawd kształ to wa ły nie raz na wie le stu le ci prze ko na nia lu dzi i „kon - ste la cje in te re sów” w świe cie in te lek tu ali stów. O tych ukła dach sił i atrak cyj - no ści po szcze gól nych teo rii (tak że w sen sie ich pod ręcz ni ko we go ka no nu) de - cy do wa ły czę sto nie ty le wzglę dy czy sto ro zu mo we, ile „łań cu chy ry tu ałów in te rak cyj nych”, w któ re an ga żo wa li się wy bit ni my śli cie le (Col lins 1998). Ta - ki za sad ni czo mo no lo gicz ny roz wój na uki po twier dza rów nież Tho mas Kuhn w swej słyn nej kon cep cji do mi nu ją cych pa ra dyg ma tów, któ re je dy nie rzad ko, w mo men tach prze si le nia, za stę po wa ne są przez ko lej ne sys te my za ło żeń, do któ rych na stęp nie przez dzie siąt ki lub set ki lat two rzy się przy czyn ki, sys te - ma ty za cje i któ rych bro ni się ni czym świę to ści (Kuhn 2001).

Roz wa ża nia Zna niec kie go przed sta wia ją, jak do tąd, roz wój na uki przy po - mi na ją cy prze bieg roz mo wy Ni kia sza z La che sem z oma wia ne go wcze śniej dia lo gu Pla to na. Z jed nej stro ny ma my prak ty kę i wie dzę tech no lo gicz ną upra- wia ną na po trze by kon kret nych ce lów for mu ło wa nych przez przy wód ców, bądź też przez odosobnionych wynalazców, z drugiej zaś zamknięte szkoły naukowe pielęgnujące dedukcyjne systemy wiedzy i skoncentrowane bar dziej na upo wszech nia niu wła snych za ło żeń niż na kon fron to wa niu ich z wie dzą prak tycz ną. Cha rak te ry stycz ne ce chy obu prze ciw staw nych ty pów ro li uczo- ne go (prak tycz ne go i teo re tycz ne go) to nie zdol ność do abs tra ho wa nia od wła - snej sy tu acji i spoj rze nia na ba da ną rze czy wi stość z ogól niej szej per spek ty wy,

(19)

jak rów nież kur czo we trzy ma nie się za ło żeń: al bo do ty czą cych re ali zo wa nych ce lów i wa run ków wy zna czo nych przez przy wódcę, al bo przy ję tych ja ko ab - so lut nie praw dzi we przez wła sną szko łę.

W tych oko licz no ściach Zna niec ki zda je się nie wie rzyć w moż li wość dia- lo gu. O dzi wo jed nak, ostat ni roz dział Spo łecz nej ro li uczo ne go po świę co ny ro li eks plo ra to ra, da je pew ną na dzie ję. Z per spek ty wy wcze śniej szych usta leń ni niej sze go ar ty ku łu, wie le cech tej ro li umoż li wia dia log mię dzy teo- rią a prak ty ką. Naj ogól niej rzecz bio rąc, eks plo ra tor to uczo ny po stę pu ją cy w spo sób nie stan dar do wy, wy kra cza ją cy po za usta lo ne ra my swej ro li, po za ocze ki wa nia swe go krę gu spo łecz ne go. W wy ja śnie niu te go, co czy ni eks plo - ra tor du żo więk szą ro lę od gry wa tzw. kon tekst od kry cia, a nie kon tekst uza- sad nie nia, nie ła two jest prze wi dzieć in sty tu cjo nal ne wa run ki i me to do lo gicz - ne bądź teo re tycz ne ukła dy od nie sie nia po zwa la ją ce eks plo ra to ro wi się po ja - wić i do ko nać waż ne go prze ło mu w spo so bie ro zu mie nia rze czy wi sto ści bądź spo so bach jej po zna wa nia. Rzad ko przy pi sy wa ny jest mu od ręb ny sta tus, trud no też okre ślić in struk tyw ne „za sa dy” je go po stę po wa nia: „Nie ist nie je lo - gi ka twór czej my śli; nie ma usta lo nych za sad po szu ki wa nia no wej wie dzy, po - rów ny wal nych z za sa da mi wie dzy go to wej.” (tam że, s. 448). Eks plo ra to rzy to czę sto lu dzie od chy la ją cy się od nor my, choć za cząt ki tej ro li od na leźć moż - na w dzia łal no ści tech no lo gów czy nie za leż nych wy na laz ców.

Ory gi nal na kon cep tu ali za cja ro li eks plo ra to ra moc no kon tra stu je z opi sem po zo sta łych ról i wy da je się teo re tycz nie nie wy god na. To, co ro bi eks plo ra - tor, trud no scha rak te ry zo wać w ka te go riach, ja ki mi Zna niec ki chce się pro gra - mo wo po słu gi wać. Je śli, jak pi sze nasz kla syk (tam że, s. 294–298) po mię dzy da ną ro lą a jej krę giem spo łecz nym ist nieć ma ją war to ści kształ tu ją ce więź nie zbęd ną do te go, by krąg spo łecz ny wspie rał wy ko ny wa nie tej ro li, to moż - na za py tać, ja kie są to war to ści w przy pad ku ro li eks plo ra to ra i czy rze czy - wi ście łą czą one uczo ne go -od kryw cę z ota cza ją cy mi go oso ba mi. Moż na ra - czej są dzić, że nie za leż nie od te go, ja kie ocze ki wa nia skie ru je wo bec eks plo ra - to ra je go śro do wi sko spo łecz ne (in ni ucze ni, prak ty cy, ucznio wie i po stron ni od bior cy), bę dzie on mu siał je za wieść, je śli ma być kon se kwent ny. Dla te go też Zna niecki opi su je eks plo ra to ra ja ko ko goś, kto w za sa dzie wy ła mu je się z każ dej spo łecz nej ro li, ja ką przy cho dzi mu peł nić, po rzu ca wszel kie za ło że - nia i ni gdy do koń ca nie iden ty fi ku je się ze swymi zadaniami nauczycielski- mi czy lojalnościowymi.

Być mo że za tem po ję cie ro li nie na da je się do opi su te go, co ro bi eks plo - ra tor? Mo że spo sób dzia ła nia opi sy wa ny przez Zna niec kie go nie jest ro dza - jem ro li, lecz obej mu je ele men ty, któ re mo gą, choć nie mu szą stać się skład - ni ka mi wszyst kich in nych ról? Wska zy wał by na to fakt, że eks plo ra to ra mi czę sto by wa ją po cząt ko wo za ło ży cie le no wych szkół – od kryw cy praw dy, a tak że tech no lo go wie czy wy na laz cy. Z cza sem przy cho dzi im się jed nak do -

Cytaty

Powiązane dokumenty

Po wtó re, wyż szy udział bied nych go spo darstw wśród go spo darstw do mo wych kie ro wa nych przez ko bie ty.. Po trze cie więk szy udział bied nych osób w go spo

Ta be la1.Zróż ni co wa nie eko no micz ne iurba ni stycz no -prze strzen ne wo je wódz twa ślą skie go Źró dło: da ne GUS iUrzę du Mar szał kow skie go wKa to wi cach

The subject of the paper is analysis of Upper Silesian regionalism in two regions: Opole and Upper Silesia (former Katowice and nowadays Silesian Voivodship) as discourse

Referring to the theory of cultural capital ( P. Bourdieu) and the concept of regional identity (M. Szczepański), the main thesis about attenuation, but not decline, of the

The process of disappearance of Silesian identity indexes – such as place of birth (of players and their parents) or ability to communicate in Silesian dialect – both among the

Naj bar dziej wi docz ną dzia łal no ścią To wa rzy stwa jest per ma nent - ne wzmac nia nie ży cia kul tu ral ne go mniej szo ści nie miec kiej po przez roz wój nie

The results show that work is a very important value for people living in Upper Silesia. Its importance increased particularly for women, who wanted to fulfill themselves

Do tych naj istot niej szych moż na za li czyć wzrost licz by za kła da nych przed się biorstw oraz pro ce sy pry - wa ty za cji... Ana li zy sta ty - stycz ne wy ka zu ją,