• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 23, nr 21 (1891)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 23, nr 21 (1891)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Lwów, Niedziela dnia 31. Maja 1891. Roi: II11I.

SZCZIJTER

P ren u m erata we Lwowie wynosi ca łorocznie 10 złr.. półrocznie 5 złr., ew iere- roeznie 2 złr. 50 et., miesięcznie 85 ot.

N um er pojedynczy kosztuje 20 et.

D odatek zawiera łam ig łó w k i, sza­

rady, zadania szachowe i inseraty.

In seraty drukują się za o płatą fi ct.

od w iersza drobnym drukiem w jednej szpalcie, Stronnica inseratow a zawiera cztery szpalty.

Inseraty przyjm ują : A dm inistracja

„Szczutka" przy ul. Łyczakow skiej 1. 3.

W W iedniu B iura ogłoszeń: H aasen- steina & Voglera, Rudolfa Mossego i A.

Oppellika.

W P a r y ż u : Adam. Rue de St.

Peres 81.

S z c z u re k wychodzi od roku 1868 P ren u m erata zamiejscowa z prze«ył- Ką pocztową wynosi całorocznie 10 złr., półrocznie 5 złr.. ćw ierćrocznie 2 złr.

aO ct.. miesięcznie 85 ct.

W W Udkiem księstwie PoznańsKleiu 3 talary 50 fen.

We Francji, Szwajcarji i W łoszech całorocznie lfi franków .

Prenum erow ać można w A dm inistra­

cji r Szczutka" przy ulicy Łyczakowskiej 1. 3.. we wszystkich k sięg arn iw h i ajencjach dzienników i we w szystkich urzędach pocztowych.

Reklamaoyj nie opłaca się.

Listy przyjm uje się tylko opłacone M anuskryptów nie zw raca się.

P I S M O S A T Y R Y G Z N O - P O L I T Y C Z N E .

Majowy romans.

■h -t—

Maj jestlo miesiąc ów uroczy ,

W którym za rządy miłość chwyta — ] czy to mąż jest, czy kobieta,

Wszystko słodziutkie stroi oczy.

Więc nawet w Wiedniu miłowanie Zakwitło nagłe i zakrzepło

Chce politykę owiać ciepło...

Jestlo zabawne niesłychanie!

Central , bezzębny starow in a Romea grać chce... Julia, tkliwa, Maja, być nasi... Szpetne dziwo, Romans, co tam się rozpoczyna.

O ty, umizgów dziś przedmiocie, N a ostrożności miej się bacznie;

Kto z Herbstem rom ansować zacznie, Musi ugrzęznąić w końcu w błocie.

Choć sam pan Taa/Je w dał się w sprawę I w tej miłości pośredniczy,

Ty swojej cnoty strzeż dziewiczej, Jeżeli nie chcesz wpaść w niesławę ,

Nie lobie z Niemcem gruchać czute ,

Choć ci dziś kury pali ładnie;

Strzeż się bo jeszcze cię okradnie, Ostatnią weźmie ci koszulę.

Ty Julio, która zwiesz się „ Kołem “ l która, naród szle do Wiednia,

Winnaś pamiętać, że to brednia liyś miała iść z centraly społem.

Niech złuda cię nie wykolei, Ni lisia chytrość nie pokona; .

Odepchnij w roga precz od łona

1 narodowej broń idei.

(2)

STRACHAJŁO.

— Że te ż św ia t n ie boi się d roczyć teg o B ism arka. N a w et nasze g a z e ty d ra ż n ią teg o p o te n ta ta . J a n ie w iem dla czego, ale ta k się boję teg o człow ieka, że w olałbym , a ż eb y ju ż ra z n a p o w ró t b y ł k an clerzem . On g otów podm inow ać całą E u ro p ę — zw łaszcza, ja k go b ędą d ra ż n ić ciągle.

— Boję się ta k ż e o p o zy c ję n a sz y c h

j

w W iedniu. Ktoś p rz y je c h a ł z W ied n ia , i opow iadał w k asy n ie, że ta m w Kole \ znow u tw o rz y się m niejszość, i to s tr a ­ szn iejsza, n iż w sz y stk ie d aw n ie jsz e. M ię­

d zy sobą n a z y w a ją się k o n fe d e ra c ją . P a ­ dam do n ó g ! K o n fed eracja! teg o nam ty lk o je sz c z e p o trz e b a . A b y łe m j u ż t r o ­ chę sp o k o jn iejszy co do n aszeg o K oła — te ra z coś znow u zaw iało.

*

— A m oże to w szy stk o n iep ra w d a. Są u n as ludzie, co lu b ią strasz y ć. S k om po­

S tra ,t37-_

■ i.

Szedł z czołem pochylonem T sm utnym począł tonem

Spowiadać się z zawodu, N aiw ny ! Łzy la ł rzewne, Że ktoś m u w ziął królewnę!

J a k gdyby nam za młodu Z niejedną serca dam ą

Nie stało s ię ,to samo.

— „Mój chłopcze, rzekłem z cicha Ś w iat duży i — do lic h a ! •—

Kobietek n a nim dużo,

Nie szalej więc nie b lu ź n ij!

Zachowaj łzy na później, Za in n ą poleć różą !

A m iłość choć stracona, Pow róci znów do ło n a !“

n u ją h isto rję , ro z g a d a ją i lu d z ie się lę ­ k a ją n ie p o trz e b n ie . To ta k samo, j a k m ię n ied aw n o Czas k ra k o w sk i n a stra sz y ł, że aż tr z y no cy n ie spałem . A n a stra s z y ł m n ie alarm em o Reform ie. D la p rz e k o n a ­ n ia się c z y ta m sam R eform ę, i p ro szę p a ń stw a — m o żn a j ą do p o d u sz k i cz y ­ tać. P o tu ln a to isto ta , no, a j a się ta k prz era ziłe m . Oj te n (k a s

O - O C b O .

Finiu, bardzo złe aspektu Na ten sezon, co wnet pocznie Swoje rządy — mnie fatalizm Jakiś cięży zbyt widocznie.

Ciocia — może już słyszałeś — Skarży się. że u niej bieda, Że na Vichy, albo Karlsbad, Ani centa mi już nie da.

Byłem bardzo przygnębiony...

Lecz cóż począć mam? Niestety — Jak tu zwiedzać Vichy, Karlsbad, Skoro nie ma się monety.

JE2 T L * Z E T ? O

n .

Żal nieraz wykoleja...

O dbiegła go nadzieja P raco w ał całą duszą,

By stworzyć wielkie dzieło, A ono w lot m inęło...

Ci, co to wszystko kruszą, Choć sam i są, ja k karli,

Z nadziei go odarli.

— „Ach, rzekłem , w styd, kolego!

Przed tobą lata biega, Niosące rozkw it m ę s k i!

Ty przetrw asz cios zawiści 1 przyszłość jeszcze ziści Co przyszło w chwili klęski, Nadzieja, choć stracona

P ow raca - wszak nie k o n a !“

III.

Szedł nak ształt m anekina Nieszczęsny człowieczy na.

Czasami tylko oczy

Lecz opatrzność, widzę dzisiaj, Czuwa snać nad moją dolą ; Oto, co mi kiedyś tutaj W szechwiedzący doniósł Lolo:

„Gogo — rzekł — gdy mą tragedję Wyśpiewałem, zbądź się troski, Do teatru, do letniego,

Ma przyjechać balet lwowski."

Osłupiałem ze zdumienia, Błogość dziwna mnie opadła...

„B alet?“ mówisz, i co prędzej Poskoezyłem do zwierciadła.

„Ach, dyskretna moja bladość Oczaruje włoskie divy...

B alet? mówisz. Hipp-hipp, h u rra!

Jakże-m teraz ja szczęśliwy.

Wobec takiej sytuacji

Lwów mnie wcale już nie trwoży...

Choć mi Karlsbad niedostępny, Wyjdę na tem nie najgorzej.

Zajście na wystawie praskiej.

Ogromne wszędzie oburzenie..

Do not wymiany przyszło prawie, Bo Berlińczyka poturbował

Jakiś Czech w Pradze na wystawie.

O trzeźwa, słuszna miaro sądu,

W rzask do właściwych granic sprowadź Czyż za grubiaństwo m iał Czech może Niemca dziękczynnie pocałować ?

Ku niebu w zniósł badawczo, Jakgdyby gwiazdę zbawczą C hciał szukać tam w przezroczy.

A potem szeptał głucho :

— „Bądź zdrowa m i, otucho-!u

W ięc pytam g o : „Mój człeeze, Gdzie też się w aść ta k wlecze

I czego szukasz w g órze?1' W zniósł spojrzenie szare Mnie tutaj — praw i — w iarę P orw ały życia bu rze11.

P orw ały ? — Je d n a ona Nie w raca, raz stracona.

St. B.

NA SKRZYPKACH.

O b e r e k .

A zagrajcie, a wesoło, N a basetli rżnij rzępoło, N iech się ziemia zadziwuje, .Tak m azurski chłop tańcuje.

(3)

Imci pan Onufry.

— M iędzy b ie d n y m n a ro d e m w m ieście i n a p rz ed m ieściac h j e s t w ielk ie nai'ze- k a n ie n a p iek arzó w i n a rzeźn ik ó w , a p o w iad a ją lu d zie, co po ró ż n y c h k ra ja c h je ż d ż ą , że n aw eć w P a ry ż u ta ń sz e m ięso i b u lk a j a k w e Lw ow ie. I m u si to b y ć p raw d a, bo w szy scy ta k m ów ią, naw eć j a k k tó ry z a g ra n ic z n y tu p rz y je d z ie , to to się w ydziw ow ać n ie m oże tej dro- ży żnie, a je sz c z e się b ard ziej d ziw u je d lateg o , że oś ca ły św ia t wie, że u n as zboża i b y d ła w ięcej, n iż g d z ie in d z ie j.

Ale w idać, że n a to nie m a ra d y i że p ie k a rz k a ż d y ta j rz e ź n ik k a ż d y m u si m ieć ja k ie g o ś in k lu z a , i że m u w szy stk o w olno. P o w iad a k u m M ichał, że w m a- istra c ie j e s t ja k ie ś n ap isan e praw o, że

Oj, nie żałuj skrzypku smyka, J a k m uzyka, to m uzyka, Grajże żwawo, po starem u, Po m azursku, po naszemu.

H e j! z pod ściany dziewka zerka — Nie w idziłaś-to oberka ?

A nie wstydaj się dziewczyno, A do tańca pójdźże ino.

Oj, skrzypioiel sm ykiem kręci, liźnie basetla bez pamięci, Aż to słonko oczy m ruży, Aż im cała ziemia wtórzy.

G raja pola, łą k i grają, Echa w lesie przepadają, Za dąbrową, za zieloną

*\r naszej .srebrnej W iśle toną.

Oj, dziewucho krzepko ściskaj, A ślepkam i na m nie błyskaj,

"Błyskajże m i niebieskiemi, J a k te habry w naszej ziemi.

m a is tra t m oże oś panom p ie k a rz o m tro ­ chę n a palce p a trz y ć , a rz eźn ik o m tak że , a le ponoś to p raw o m u si b y ć g d zieś n a sam ym spodzie schow ane, ż e b y go n ik t n ie odnalazł. A w a rta ło b y o dszukać, bo ciężko słuchać n a rz e k a n ia lu d zi. Całe oś szczęście ty c h p ie k a rz y ta j m a istra tu ta k ż e , że oś n a ró d n asz p o tu ln y . N arze­

k a ć on będzie, a naw eć, j a k ju ż w ielk a p a sja porw ie, to i tro c h a k ląć potrafi, ale w ięcej nic. G dzieindziej p ow iadają, to b y h u rm ą się zw alili n a m a istra t, taj k rz y c z e lib y g w a łtu ta k długo, p o k ib y oś b u łk a nie b y ła w iększa. Może je d n a k p rz e c ie k j a k i ra d n y się zn a jd z ie, co coś zrobi, ch y b a że oś k aż d y się boi, że go potem a n i żad en p ie k a rz a n i rz e ź n ik n ie w y b ierze do m a istra tu . Z teg o strac h u , że go nie w y b ierą, to uie je d e n ra d n y , choć w ie dobrze, coby g ad a ć trz e b a , n ie g a d a nic, bo n a co m u się zaczepiać. N a­

w eć i o fig u ra ch n a sz y c h w m ieście p o ­ w iad ają, co n ie ra z ze-, stra c h u aż g in ą, ta j że d lateg o n ie je d n o się w m ieście ro ­ bi, co z teg o k rz y w d a ludziom , Oj te n m a istra e k i o n o r! ja k się k tó ry czepi, to go się ju ż trz y m a , j a k p ija n y p ło ta, taj n ie nam ów i go n ik t do żad n ej tu rb a c ji, choćby tu rb o w a ć potrafił. Ale zw y cza jn ie n a co m u się zaczep iać. Te oś fig u ry b o ją się zaczep iać z g u b e rn iu m , b o ją się zacze p ia ć z żydam i, b o ją się zaczep iać z k am ien iczn em i, b o ją się zaczep iać z k r z y ­ k liw y m i g a z e tn ik a m i i je n te lig e n tn ik a m i, n ib y b o ją się n a w sz y stk ie stro n y , ,taj d la te g o oś ta k i p o rz ą d e k w m ieście. Ino j a k p a ra d a ja k a , to k a ż d y je s t, u b ra n y n a czerw ono, ta j ino czeka, ab y go ja k i fo to g ra f w ym alow ał. A n aró d biednjr, co za dw a c e n ty m a b u łk ę j a k g u z ik m ały,

Z pod kom ina w stańcie dziady — Hejże do nas, do grom ady, J a k tańcować, to tańcować, S tarym dziadom nie darować.

Czy m ładem u, czy starem u Grajcie grajk i po naszemu, Niech się ziemia zadziwuje, J a k m azurski chłop tańcuje...

M a z u r .

Krzeszą żwawe parobezaki Isk ry podkówkami,

P ły n ą w pola mazowieckie Śpiewki za śpiewkami.

S tara karczm a aż się trzęsie, Szum ią bory w dali, - Ej, ostrożnie parobezaki, b o sie św iat zawali,

Choć się cały św iat zawali, Nie będziem żałować, Co zwalone — niezgubione, Można odbudować.

g ęb ę ro zd ziaw ia, j a k w id zi oś ta k ą fo to ­ g rafię g ru b e j figury, co go m a ra to w ać.

Owoś ta k sobie u n a s n a p rzed m ieściu lu d z isk a g a d a ją — ino że ponoś n ic n ie w y g a d ają, bo b ied n em u zew sze w ia tr w oczy, ta j t y l k o !

ROZMOWA GOGĄTEK.

kiem dobrze nie mówimy.

— A, to nie nasza wina, alo bony naszej.

Korespondencje redakcji.

— A. M. w K rakow ie. Zrób pan w ed łu g woli sw ej.

N am to obojętne. — Z. w e L w ow ie. Szkoda, io tak n iefo rtu n n ie. — R. w P. Z ep su ło się w idocznie.

H e j! siarczyście rżnij naszego, Czyś głuchy, czy niem y — My, m azurskie parobezaki, Świat odbudujemy...

J a k topole nasze chłopcy, D ziewki, ja k sasanki —

N iem asz w świecie nad mazurów 1 nad m azurzanki.

Choćbyś szu k ał przez trzy lata Z W arszaw y pod Kraków,

Nie zobaczyzz żwawszych dziewcząt, Sw arniejszych chłopaków.

Oj. ty ziemio mazowiecka, Szczera nasza ziemio, B ujnie wschodzą twoje* zboża, W dziesięćkroć się plemią.

Cj, ty ziemio mazowiecka O rodzajnej glebie — ' ^ Lepiej spocząć w twojem łonie, Niż pożegnać ciebie...

O r - o t .

(4)

Wydawcai odpowiedzialny redaktor Liberat Zajączkowski. Z drukarni i litografii Pillerai Spółki. (TelefonuNr.174

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czemu, odpowiedz otwarcie Dziewczyna pyta mnie pusta..

żający największe oburzenie, iż Kurd-bej, który dozwolił ajentom rosyjskim porwać Łuckiego, kazał sobie za to aż dwieście funtów tureckich zapłacić.. Jest

O Twój wiek złoty, to marzenia wieszcze, Wiek dziewiętnasty, to wiek postępowy Gdybyś, przeto, mógł dzisiaj żyć jeszcze, Nazwałbyś złotem urząd

G oryczy spory kielich Los każe im wychylić do dna, A na dnie czary tej się kryje.. K apitulacja

Ten, który jadem P lw ał do niedaw na na garstkę naszą, Dziś w pojednania strojny djadem Z miodu słodkiego zjawia się czaszą, Twierdząc, iż mimo

Gdzie pagody zadumane Marzą w lasach aloesu, Cichą piosnką kołysane Eozszemranych fal Gangesu, Gdzie bambusów wiotkie szczyty W jasne nieba prą błękity,..

Mogli- byśmo im także sprzedać trocha jen teli- gentów naszych na nasienie. Podobało się nam ale tylko ze względów

Czy w górze słońce pała, czy grom błyska, Przed twojem one niewidoczne