• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 23, nr 11 (1891)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 23, nr 11 (1891)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Lwów, Niedziela dnia 15. Marca 1891. Rot: U H L

SZCZUTEK

Prenum erata we L w ow ie w yn osi ca ło ro czn ie 1 0 złr.. półrocznie 5 złr., ćw ieró-

roeznie 2 złr. 5 0 et., m iesięczn ie 8 5 et.

N u m er pojedynczy kosztuje 2 0 et.

Dodatek zawiera ła m ig łó w k i, sza­

rady, zadania szachow e i inseraty.

In seraty drukują się za opłatą 6 et.

od w iersza drobnym drukiem w jednej szpalcie. Stronnica inseratow a zawiera cztery szpalty.

Inseraty przvjmują : A dm inistracja

„Szczutka" przy ul. Ł yczak ow sk iej 1. 3.

W W iedniu B iura o g ło s z e ń : H aasen- stein a & V oglera, R udolfa M ossego i A . O ppellika.

W P a r y ż u : A dam . Rue de St.

P eres 81.

S z c z u t e k w ychodzi od roku 1SG8 Prenum erata zam iejscow a z p rzesy ł­

ką pocztową w yn osi całorocznie 1 0 złr.

półrocznie 5 złr.. cw iercrocznie 2 z łr ’ 50 ct., m iesięczn ie 8 5 et.

W W ielkiem k sięstw ie PoznańsKiem 3 talary 5 0 fen.

We Francji, Szwajearji i W łoszeu całorocznie 16 franków .

Prenum erow ać można w A dm inistra­

cji „S zezu tk a“ przy u liey Ł yczakow skiej 1. 3.. we w szystkich księgarniach

i

ajencjach dzienników i w e ’ w szystk ich urzędach pocztow ych.

R eklam acyj n ie op łaca się.

L isty przyjm uje się tylko op łacon e M anuskryptów nie zwraca się.

P I S M O S A T Y R Y C Z N O - P O L I T Y C Z N E .

Pożegnanie Dunajewskiego.

B y w a j m i zd ro w a , A u s trjo kochana, Ż egnam cię może na w iek i;

N im b łysn ą zorze p rzyszłeg o ra n a , Pójdę w k r a j W łochów daleki.

W końcu spoczynek lo sy m i d a ły, Sw obodna m yśl m a i głoiua;

Więc n a głos w o ła m -i z p iersi całej:

O, A u strjo , b yw a j m i zd ro w a .

D ługie, a znojne w służbie tw ej ła ta

W ia tr z w ia ł ju z tchnieniem sw em byslrem J est z a ś najcięzszem przekleń stw em św ia ta ,

B y ć twego sk a rb u m inistrem . Więc nie n a różach dziesięciolecie

Spłynęło... Z a m n ą ju z on o!

D a w n o nie czułem, ze żyję przecie

D ziś mi znów życie wrócono.

A g d y w stecz rzucę okiem w spom nienia, W stydem tw a r z m oja nie p a ła ; Bo, j a k kto zechce, niech ja, ocenia,

C zystą d zia ła ln o ść m a cała.

I a te st dan o m i naw et w w rogiej C en tralistyczn ej p a r a fji,

Żem dow iódł, ja k o n a jg o rsze d ro g i P o la k to ro w a ć potrafi.

N a tw ej pochw ale byn ajm n iej zre sztą N ic m i zalezeć nie może,

K a s y ci pełne zo sta w ia m

wiesz to, P ch a jie się

d a lej n iebożę..

Ciebie-m oca lił w ciężkiej potrzebie, A te ra z

b y w a j m i z d ro w a ! A d ie u ! Z n a ć o d tą d nie chcę j u z ciebie:

Z Włoch w ra c a m w p r o st do K ra k o w a !

(2)

2

O - O <3 ^ 0 .

Dobra wola wiele zdziała — Jest to prawda niezawodna, W imię której muszę nieraz, Gorzki kielich wypić do dna.

Mnogie są me poświęcenia, W imię misji moje wzniosłej

— No i przyznać sobie m uszę:

Skutek one też odniosły.

W poście zwłaszcza bezustanku Daję przykład swą pokorą;

Spełnia Gogo ofiar mnóstwo, Choć go nieraz pasje biorą.

Więc na rauty chodzi pilnie, Salomejkom kury’ pali,

W krótce kwestę znów obejmie I t. d., i t. d.

Nie ułudne jakieś mary

W nudny rautów świat go wiodą, Tylko m isji przeświadczenie Je st dla niego mąk nagrodą.

Źe pojmuje swe zadanie Dowód leży w tern niezbity, Ależ niechaj nikt nie żąda, Aby chodził na odczyty.

To przekracza już granicę,.

Po za którą sięgać w ara!

I przekracza siły Goga B arbarzyńska ta ofiara.

Choćby naw et mnie prosiły Na prelekcję damy ładne, — Jako żywo: zanim pójdę, Prędzej trupem raczej padnę.

G o s s l e r .

Po kolei naszych wrogów Z piedestału czart za b ie ra;

Dawno kopnął już Bismarka, Teraz porwał znow Gosslera.

Twarde m iał p. Gossler zęby I aspekta N eroniańskie;

Przez lat dziesięć jak wiewiórka Orzech, tak on gryzł Poznańskie.

Nie żałował poczęiwisko

Swej teutońskiej wielkiej g ę b y ; Lecz gdy był już blisko ziarna, Skruszył sobie Gossler zęby.

Dziś w odstawkę usunięty Biada i fatalność k a rc i:

„H e rr jo tt! Ze też nie Polaków, Ale mnie zabrali c z a rc i!

Telegramy „Szczutka“.

W ie d e ń d. 14. m arca. K o n fe ren c ja biskupów , z n ió słsz y się z m in istra m i sp ra w w e w n ę trz n y c h i spraw ied liw o ści, w y d a je e n c y k lik ę do w ie rn y c h ow ieczek w G ali­

cji, a ż eb y nie ro b iły k ło p o tu rząd o w i, i w y sk ro b a ły d z ie ń 3. m aja ze w sz y stk ic h k alen d a rzó w .

R ząd m n ie m a , że o w iele lepiej dać się p o b aw ić rz em ieśln ik o m w d zień 1. m aja, n iż odśw ieżać p am ięć ja k ie jś ta m k o n s ty tu c ji, k tó ra n ie b y ła p rz e z S c h m e rlin g a skom ponow aną.

P a r y ż d. 14. m arca. P a n i A dam j e s t n ie p ocieszona po w y jeź d zie w o ln eg o k o ­ za k a A szynow a. M iły te n ch ło p cz y k z n i­

k n ą ł z h o te lu , z o staw iw szy flaszkę w ódki, d zieg ie ć do b u tó w , n a d g ry z io n ą św iecę, i 15.000 dłu g ó w , z a c ią g n ię ty c h n a h ip o ­ te k ę ro sy jsk o -fra n c u sk ie j p rz y ja ź n i.

B e r lin d. 14. m arca. B ism a rk n ie z d e cy d o w a ł się je szc ze, czy m a p rz y ją ć m a n d a t z 19 o k rę g u w ybo rczeg o . P ierw ej w y sła ł „ ra jc h s h u n d a “ do o b w ą ch an ia w y ­ borców , czy go w ybiorą.

B u k a re s z t d. 14. m arca. Założone tu zo stało k ró le w sk ie b iu ro k o re sp o d e n c ji do w y ra b ia n ia s ty lu w lis ta c h k ró lew sk ic h i m in iste rja ln y c h . G a ra sz a n in m ian o w an y szefem b iu ra, J a n e k R ozprów acz s e k re ta ­ rzem . K ażda k o re sp o n d e n c ja b ęd zie w ią ­ z a n a s try c z k a m i ta je m n ie p o d u szo n y c h S erbów .

isr.

WIANUSZEK.

W maluehnej alkowie, Gdzie łoża wezgłowie,

Cień ludzki, to matka spłakana, Nad dzieckiem, nad chorem, Na przemian z doktorem Od nocy siaduje do rana.

Dziecina z gorączki Wychudło ma rączki

I w główce schowane oczęta, Twarzyczki wybladłe

I ciałko zapadłe,

Ja k gdyby lilijka, wpół ścięta.

Nie słychać jej słówka, Gorąca wciąż główka,

Choć z lodu na głowie okłady - I oddech słabnieje

Z nim matki nadzieje A lekarz już stoi bez rady.

Wtem maska się zrywa, Bo ledwo pół żywa

Dziecina, coś mówi przytomnie I słychać w pokoju,

Jak cichy szmer zdroju

Szept dziecka: Mateczko, chodź do mnie!

Matuchno jedyna, (Tak prosi dziecina)

Wszak zeszły na łące kwiatuszki?

Przynieś mi rumianku, Barwinku, tymianku, Uwiję dla Bozi wianuszki!

I kwiaty zniesione Łzą matki zroszone, Dziecina zbolała a rada, Otrząsa, przebiera, Przerzuca ociera

I obok przy sobie układa.

Choć drżą jej rączęta, Wciąż pracą zajęta,

Kwiatuszkiem przeplata kwiatuszek I gdy już gotowy

Przykłada do głowy

Pytając, czy ładny wianuszek?...

Wtem nagłe, bezwładnie Jej główka opadnie

Do białych się zwisa poduszek, Jej dusza skrzydlata

Do Boga ulata

Uplótłszy... śmiertelny wianuszek !!

___________

Em. N elin Gardź.

Demon.

Piekłem swych źrenic spopielasz mi duszę, Ust pocałunkiem mówisz mi o niebie, Chcę nienawidzić, a kochać cię muszę, Pragnąc przeklinać modlę się do ciebie.

Z twej winy wszystkie przechodzę katusze, Z twej winy ginę w rozpaczy erebie — Chcę nienawidzieć, a kochać cię muszę, Pragnąc przeklinać — modlę się do ciebie...

Z twych oczu do mnie idzie prąd tajemny, Co krew przemienia w lawę roztopioną, Myśl moją strąca w chaos szaleństw ciemny, I paszczą żądzy wyżera mi łono.

Wiem, żem jest wtedy lichy i nikczemny,

Że rozpasaniem zmysły moje płoną,

(3)

Imci pan Onufry.

— T ak a się oś w m ieście n a ro b iła fa- ra m u sz k a , że n ie w iedzieć, k to z k im trz y m a , i k to ko m u b r a t albo sw at. Do- k o n ie c z n ie chcą, oś w g ad ać każdem u, że p o w in ien b y ć ja k im ś ta m dem okratą..

K um Ja c e k d o b rz e pow iada, że on j e s t sobie m ieszczan in em , co się n ik o m u k ła ­ n iać p ie rw sz y n ie p o trz e b u je i że sobie w k a sz ę n ik o m u d m u ch ać n ie pozw oli, ta j że w łaściw ie n ie p o trz e b u je now ego ża d n eg o p rz e z w isk a — i n ie p o trz e b u je g a d a ć o sobie, że j e s t ja k im ś ta m z a ­ g ra n ic z n y m d em o k ra tą. Ale zw y c z a jn ie h a g ita to rn ik i i g az e c ia rz e zaw sze m ają sw oje osobliw e k o n c e p ta , ta j k rę c ą n a ­ ro d em , j a k szew c skórą. T aj śm ichu

Gdy mnie twycli oczu wzburzy prąd tajemny, Co krew przemienia w lawy roztopioną.

Tyś obniżyła górne moje loty,

Ty mnie zatruwasz swoich żądz oddechem, Jednak cię żegnani cichą łzą tęsknoty, Jednak serdecznym witam cię uśmiechem.

I pragnę, pragnę dzikiej twej pieszczoty, Twych słów namiętnych chcę się poić echem, Choć obini żyłaś górne moje loty,

Choć mnie zatruwasz swoich żądz oddechem.

Gdy mie porywasz w nagie swe ramiona, Gdy czuję drżenie piersi twej gorącej, Duch mój zamiera i myśl moja kona, Do mózgu bije fala krwi kipiącej, Chciałbym cię zdusić, jak wąż Laokona, Chciałbym gryść ciało, jak tygrys łaknący, Gdy mnie porywasz w nagie swe ramiona.

Gdy czuję drżenia piersi twej gorącej.

Tyś potargała mojej lutni struny, Tyś uciszyła tęskne pieśni moje I na me niebo cisnęłaś pioruny I wypełniłaś natchnień moich zdroje.

Na bladej skroni wstydu mając łuny, Oto, przed tobą, demonie mój, stoję, Coś potargała mojej lutni struny, Coś uciszyła tęskne pieśni moje...

m am y dużo z n ie je d n e g o z n aszy ch , co in a k sz e o sobie n ie m ów i, ty lk o że on j e s t d em o k ra ta. A j a k go się p y ta ć , co to znaczy , to m u ję z y k sta je k o łk ie m w g ęb ie, i naw eć n ie w ie, czy to po fra n c u sk u , czy to po tu re c k u — bo dja- b li ta m w iedzą, co to za .naród dem o­

k ra ta . I n ie w ied zieć d la czego n a te n p rz y k ła d p o w iad ają, że oś p a n L ew ako- w sk i i p a n R ajw achow icz, to n a jg ru b s z e i n a jfa jn ie js z e d em o k ra ty . C złow iek raz w id z ia ł g d zieś n a o b ra z k u ja k im ś n ie ­ m ieck im nam alow anego- d e m o k ra tę z c z u ­ p r y n ą ro z czo c h ran ą , n ie o g o lo n y , taj z ta k ą m iną, j a k b y ch c ia ł kogoś zjeść.

Owoś co p ra w d a, to p an R ajw achow icz, to w sam raz, j a k n a ty m o b razk u , ta j n ib y n a p ra w d ę j e s t ja k b y m alow any d em o k ra ta. Ale znow uś p a n L ew akow ski, bo go lu d z ie te r a sobie p alce m p o k a z u ją , to m ó g łb y naw eć ja k ie g o h ra b ie g o u d a ­ w ać, ta k i oś e le g a n t — ta j ż e b y oś r a ­ zem się g d z ie z p an e m R ajw ach o w iczem p o k azali, to b y lu d zie m yśleli, że to id zie h ra b ia ze sw oim k u ch a rze m . A tu m ów ią, że oni o b y d w a razem , to d o p iero fa jn e d e m o k ra ty — i n ie c h ż e te ra k to w y m iar- k u je , k tó rę d y to w sz y stk o chodzi. A kum , co b y ł n a ko lacji u p an a L ew ak o w sk ieg o , j p ow iada, że ta m w in o p ili, i że lo k a je w e fra k a c h je ś ć podaw ali, i to sam e m arc ep an y , ta k że oś d e m o k ra ty aż się o b lizo w ali — i że b y ła w ielk a radość, a dop iero p o tem w ie lk a k łó tn ia , k ie d y k tó ry ś ch c ia ł d o k o n iecz n ie od p a n a L e- ! w akow skiego, co b y sk aso w ał w łasn o ść h e t. P o w iad ają, co się p a n u L ew ako- w sk iem u zro b iło ja k o ś ta k g łu p io koło serca, bo p rz e c ie k d e m o k ra ta n ie j e s t od

"Wiem, że z pod twego nie wydrę się czaru, Nieubłagany kacie i demonie,

Że jak pić będę z twoich ust puharu, Mózg mieć szalony i tętniące skronie, Póki od młodej krwi mojej pożaru Duch nie omdleje i serce nie spłonie, Wiem, że z pod twego nie wydrę sio czaru, Nieubłagany kacie i demonie...

Ur—ot.

Fijołki.

Marcowym było to rankiem...

Dzień ciepły, jasny, wiosenny, Kiedy co żywo, do biura Spieszyłem z domu, wpół senny.

Na rogu jednej z uliczek Ja k Rafaela aniołki,

Dziewczątko hoże, choć bose, Na sprzedaż niosło fijołki.

Weź pan, prosiło biedactwo, Bo matuś moja mi chora, Muszę wziąść dla niej lekarstwo, Muszę zapłacić doktora.

teg o , co b y o d d ał to co jeg o je s t. D użoby je s z c z e o te m b y ło g ad a n ia , ale m oże oś n ie w a rta g a d a ć — ta j t y l k o !

ROZMOWA GOGĄTEK.

T y ! czy byłeś k ie d y n a ja k im od­

czycie ?

J a ! n ig d y . O dczyt p rz y p o m in a m i szkołę, a p rz ecież szk o ły m am j u ż dosyć.

Korespondencje redakcji.

— N. w e L w o w ip . N ie pojm u jem y a n i p a ń sk ie g o o b u rzen ia ani z d z iw ie n ia . — R. we L w o w ie . N ie p o ­ trzeb n a trosk a i z b y te c z n a fa ty g a . — X . w P. J u ż n ie m o ż liw e .

W lesie zbierałam do świtu, Patrz pan, że świeże są kwiatki, Nie odmów prośbie natrętnej, Daj mi jałmużnę dla matki.

Odrazu wziąłem kosz cały, Dziewczę dziękując ze łzami, Do domu biegnie szczęśliwe, Oddawszy koszyk z kwiatami.

Mój Boże! myślę, jak wielkie Od kraju dzielą mnie światy, Tam zima jeszcze i śniegi, Tam wiosna ciepła i kwiaty.

Tu obok chorej swej matki Jej córka czuwa u łóżka, Tam z kraju tęskni samotnie Za synom swoim, staruszka!

Cóż pocznę z temi fjołkami, Komu też oddam wiązanki, Gdym tak daleko od matki, A dalej mej od kochanki.

Już wiem, te kwiatki najpierwsze U świętych złożę ołtarzy,

Niech Bóg matuchnę jedyną ' I dziewczę, zdrowiem obdarzy.

Em. N elin. Gordz.

(4)

W cyrku wiedeńskim.

C e n tr a liś c i: Panie Taaffe, co pan czeka, leć pan na dól, my czekamy...

T aaffe: Czekajcie zdrowi, ja potrafię jeszcze drugich dziesięć lat tańczyć.

W ydawca i odpowiedzialny redaktor Liborat Zajączkowski. Z drukarni i litografii Pillera i Spółki. (Telefonu Nr. 174

Cytaty

Powiązane dokumenty

żający największe oburzenie, iż Kurd-bej, który dozwolił ajentom rosyjskim porwać Łuckiego, kazał sobie za to aż dwieście funtów tureckich zapłacić.. Jest

O Twój wiek złoty, to marzenia wieszcze, Wiek dziewiętnasty, to wiek postępowy Gdybyś, przeto, mógł dzisiaj żyć jeszcze, Nazwałbyś złotem urząd

G oryczy spory kielich Los każe im wychylić do dna, A na dnie czary tej się kryje.. K apitulacja

Ten, który jadem P lw ał do niedaw na na garstkę naszą, Dziś w pojednania strojny djadem Z miodu słodkiego zjawia się czaszą, Twierdząc, iż mimo

Gdzie pagody zadumane Marzą w lasach aloesu, Cichą piosnką kołysane Eozszemranych fal Gangesu, Gdzie bambusów wiotkie szczyty W jasne nieba prą błękity,..

Wydawcai odpowiedzialny redaktor

Mogli- byśmo im także sprzedać trocha jen teli- gentów naszych na nasienie. Podobało się nam ale tylko ze względów

Czy w górze słońce pała, czy grom błyska, Przed twojem one niewidoczne