• Nie Znaleziono Wyników

M Warszawa, d. 28 Lutego 1886 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M Warszawa, d. 28 Lutego 1886 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 9 . Warszawa, d. 28 Lutego 1886 r. T o m V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRZYRODNICZYM.

P RENUM ERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W a rs z a w ie : rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie „ 10 półrocznie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w k ra ju i zagranicy.

K om itet R edakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J. A leksandrow icz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniew ski, J. N atanson,

D r J. S iem iradzki i mag. A. Ślósarski.

„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch tre ść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 '/j!

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

i L d r e s Z R ed -etłszcy i: P o d h a l e 3>Tr <5= n o w y .

Fig. 1. R afineryja siarki.

(2)

1 3 0 WSZECHŚWIAT.

SIARKA

W WI ELKI M PRZEMYŚLE

przedstaw ił Xj. B l - u . i n e n . t a l .

T ak zw any „w ielki przem ysł" dostarcza nam w ielu najniezbędniejszych produktów , których fabrykacyja za p u n k t wyjścia ma siarkę, np. kw asu siarczanego, sody zw ykłej i gryzącej, a więc pośrednio i m ydła, a łu ­ nów, koperw asów i m nóstwa innych soli, kwasów lotnych i t. p., fabrykacyja których je st zupełnie nieznaną szerszemu ogółowi publiczności.

Zam ierzam w szeregu oddzielnych ro- spraw ek zaznajom ić czytelnika z całym cy­

klem produktów fab ry k chemicznych, ros- poczy nająć od siarki.

S iark a znajduje się w przyrodzie w sta­

nie rodzim ym i w połączeniach z innem i ciałam i,jakoto: z w apieniem i tlenem —w for- mie gipsu, z żelazem w postaci p iry tu , z cyn­

kiem, ołowiem — ja k o błyszcze czyli blendy;

siarkow odór znajduje się w w odach siarcza­

ny ch, a n iektóre ciała organiczne, j a k zw iąz­

ki proteinow e, czosnek i t. d zaw ierają rów nież siarkę. P o k ła d y rodzim ej siarki znajd u ją się w sąsiedztw ie w ulkanów i nie­

w ątpliw ie tw orzą się w ten sposób, że p ary siark i podczas działania w ulkanów pirzeni- k a ją d o szczelin sąsiednich sk ał i kondensu- ją się; również i po ustaniu działalności w ul­

kanów, gazy, zaw ierające siarkę, p rzy zet­

knięciu się z pow ietrzem , parą w odną, gazem chlorow odorowym , w ydzielają z siebie siar­

kę, k tó ra się u k ład a w arstw am i w ew nątrz wulkanów . W miejscach, odległych od okolic w ulkanicznych, siarka w ydziela się z siarkow odoru, któ ry ze swój stro n y może być p roduktem ro sk ład u gipsu, pod w p ły ­ wem wody i ciał organicznych. T akie je st m niej więcej pochodzenie siark i spotykanej w naturze.

Pospow szechnienie jej rosciąga się na wszystkie części św iata. O prócz Sycylii i niektórych miejscowości we W łoszech,

w E u rop ie znane są pokłady na Islandyi, na Szląsku, u nas w Swoszowicach i pod C zarkow am i, na K aukazie, dalej w A m ery ­ ce, w Stanach Zjednoczonych, Chili.

W C zarkow ach, w powiecie pińczow- skim , siarka dobyw a się pom ięszana z m ar- glem i przechodzi na m iejscu proces oczysz­

czania zapomocą siarku węgla. S iarka oczy­

szczona odznacza się czystością i dobro­

cią. Średnio rocznie w ytapiają tu siarki do 30000 pudów i zatru dn iają do 120 robotni­

ków; zbyt głów ny w W arszaw ie.

Najbogatsze pokłady znajd u ją się w Sy­

cylii, k tóra dotąd nie przestaje zaopatryw ać całego św iata przem ysłow ego w siarkę; p o ­ mimo to eksploatacyja jej nie je st tak ud o­

skonaloną, ja k b y to wskazywała je j rola w przem yśle włoskim. N adzw yczajna nie- dbałość i wrodzone lenistwo W łochów , w do­

d atk u do tego ignorancyja górników — oto czynniki, które w płynęły n a zastój tej gałę­

zi górnictw a we W łoszech. W części wina spada na sposób eksploatacyi m in siark o­

wych. M iny siarko dajn e są oddaw ane po większej części przedsiębiorcom do eksploa­

tacyi na pew ien tylko czas. B ardzo je s t te­

dy zrozum iałem , że przedsiębiorca stara się tylko o w yciągnięcie największej ilości zy­

sków, nietroszcząc się bynajm niej w ja k i sposób swój cel osięga. T ak więc używ anie galeryj poprzecznych i podłużnych, oraz wen- tylacyi nie je s t wcale we W łoszech znanem.

G órnik włoski poprostu kopie galery ją w k ierunku żyły i eksploatuje ją , dopóki może.

P rz y takim stanie górnictw a nie obchodzi się bez nieszczęść, które, ja k zw ykle, n a j­

więcej dotykają robotników . Zapadnięcia się galeryj, eksplozyje gazów, częste pożary są na porządku dziennym . Jeśli pożar wy-

| buchnie w minie, niem a innego środka przy ­ tłum ienia, j a k zam knąć otw ory, wiodące do m iny, aby sam a zgasła, na co czasem trzeb a długo czekać, gdyż skały sąsiednie p rze­

puszczają pow ietrze i podtrzym ują pożar;

za p rzy kład tego może służyć pożar pewnej góry, któ ry trw a ju ż 60 lat!

Siarka, w ydobyta z m iny, zaw iera do-

! m ięszki gipsu i ciał ziem istych. Zdaw ałoby się, że niem a nic łatw iejszego nad oczyszcze­

nie siarki od domieszek, przez nagrzew anie J do tem peratury 112°, przy której przecho-

(3)

N r 9. WSZECHŚWIAT. 131 (lzi w stan ciekły. T rzeba się jed n ak tu li­

czyć z trudnościam i, które w arunkują szcze­

gólne własności fizyczne tego ciała w tem ­ peraturze nieco wyższej. W iadom o, że siar­

ka, topiąca się p rz y 111,5° C, gęstnieje przy 200°, a dopiero około 400° przechodzi napo- w rót w stan ciekły. Żeby więc oddzielić siarkę od domięszek, trzeba ją. utrzym yw ać [ w stanie zupełnie ciekłym , p rzy tem peratu­

rze 112°— 160°, co nie je s t rzeczą łatw ą do osięgnięcia.

Jednym z najbardziej rospowszechnio- nych do ostatnich czasów i najdaw niejszych sposobów w ydobyw ania siarki, je s t sposób, zw any „calcorelli“, podobny do tego, jak im

c

Fig. 2. K alkarona—przekrój pionowy.

zw ęglają drzewo. R udę, zaw ierającą siar­

kę, składają w stertę wielkości 2—3 m etrów kub., starając się, by większe kaw ały i bo­

gatsze w siarkę były na spodzie, mniejsze zaś i mniej bogate na wierzchu. W szystko to pokryw a się ziem ią i zapala u góry przez otwór. S iark a leżąca n a pow ierzchni spa­

la się kom pletnie, w ydzielając dw utlenek siarki ( S 0 2), pokłady zaś środkowe, ogrze­

wane przez część ru d y palącej się na wierz­

chu, w ytapiają całą zaw artość siarki.

C zytelnik zrozum ie, ja k barbarzyńskim je s t podobny sposób fabry kacyi. Ilość siarki otrzym yw anej dosięga 1 5% — 20%

całt5j zaw artości siarki w rudzie. W ydo­

bywające się masy dw utlenku siarki tak

niszczyły 'do ko ła w egetacyją, że rząd za­

bro n ił używ ania tego sposobu latem.

Na szczęście sam przypadek w skazał spo­

sób daleko korzystniejszy i bespieczniej- szy. D la stłum ienia pożaru, powstałego kiedyś w skutek niedbalstw a w jednym z większych składów rudy, przysypano ca­

ły budynek ziemią. P o upływ ie miesiąca, gdy p o żar jeszcze nie gasł, robotnicy spo­

strzegli strugę dość czystej siarki, w ypły­

wającej w ilości dw akroć większej, aniżeli otrzym yw ali z calcorelli.

W yp ad ek ten bardzo dodatnio w płynął na rozwój przem ysłu siarkowego. Z rozu­

miano dobrze, ja k je st dogocłncm p rzera-

Fig. 3. Kalkarona—przekrój poziomy.

bianie wielkich ilości i oszczędność siarki przez pokrycie w arstw ą ziemi, ochraniają­

cą od zetknięcia z powietrzem .

Od tego czasu zaczęto budow ać „calca- roni“ t. j . doły m urow ane form y eliptycz­

nej o dnie pochyłem , których głębokość wynosi '/* — '/8 ich średnicy, mającej od 5 do 20 m (patrz fig. 2 i 3). W miejscu, gdzie pochyłość dn a je s t najw iększa, z n a j­

duje się przednia ściana kalkarony, do której dostęp je s t wolny; u jó j spodu znaj­

duje się otwór, zw any „m o rte“, służący do .zbierania płynnej siarki. P rz y tym otworze kładą się kaw ały ru d y naj większe, na wierzchu zaś najm niejsze; przy u k ła ­ daniu pozostawia się przestrzeń, przecho­

(4)

132 W SZECHŚWIAT. N r 9.

dzącą w zdłuż całej kalkarony , w k tó rą się w rzuca k aw ały palącego się drzew a. C a­

ła kalk aro n a pokryvva się w arstw ą ziemi, którćj grubość je s t tem większa, im w iatr silniejszy. O bjętość kalkarony byw a b a r­

dzo rozm aita, od 25, 50, 400 do 1200 m 3.

W ytapianie trw a od 30 do 80 dni.

T a k więc widzimy, że przy podobnej fa- brykacyi trac ą się w znacznój ilości dwa tak ważne czynniki: czas i produkt. Tam gdzie przem ysł stoi na wysokim stopniu rozwoju, gdzie k onkurency ja prow adzi do możliwie doskonałój eksploatacyi, w celu osięgnięcia najw iększej korzyści z p ro d u ­ ktu, tam taki rodzaj przem ysłu górniczego staje się nieracyjonalnym . T o też w A n ­ glii, F raneyi, B elgii, w ydobyw ają siarkę z ru d y zapom ocą przegrzanej p a ry albo siarku węgla. O prócz ogromnój oszczę­

dności p roduktu, wyższość tych sposobów polega na możności otrzym ania tem pera­

tu ry stałój i ściśle określonój.

P rz y fabrykacyi zapomocą przegrzanej p ary używ ają się piece T hom asa, należące do najlepiój odpow iadających swem u za­

daniu, ze w zględu prostoty kon stru k cy i i do­

broci. S kładają się one zw ykle z dw u czę­

ści: ruchom śj i nieruchom ój; nieruchom ą część stanowi w ielki, żelazny, poziom o umo­

cow any cylindei-, p o k ry ty drzew em , długo­

ści 6 — 8 m, 60 — 80 cm średnicy. P rzez um yślnie zrobione z jed n ó j strony herm e­

tyczne drzw iczki wsuw a się weń na szynach m ałe wagoniki o dnie przedziuraw ionem , zaw ierające ru d ę siarczaną dość drobno po­

tłuczoną. N a przeciw nym końcu cy lin d ra znajduje się w dnie duży otw ór dla kom uni- kacyi z ruchom ą częścią aparatu , k tó ra skła­

da się z tyg la przym ocow anego do wózka, przesuw ającego się po szynach. T ygiel ten przeznaczony je s t do zbierania ściekającej siarki.

P rzy stęp u jąc do w prow adzenia p rz y rząd u w działanie, drzw iczki zam yka się szczelnie, tygiel przym ocow uje herm etycznie do cy­

lindra, a przez ru rę, idącą z ko tła p aro w e­

go, w puszcza się parę przegrzan ą. O pera- cyja nie trw a dłużej nad cztery* godziny, po upływ ie których parę z tego cy lin d ra w pro­

wadza się do takiegoż samego obok stojące­

go ap aratu; następnie w agoniki szybko się wysuwa, zastępując je innem i, świeżo nała-

dowanem i, tak, że je s t możność w prow adze­

nia przyrządu w działanie poraź drugi, z a ­ nim jeszcze zdo łał ochłodnąć.

Najlepszym je d n a k je st sposób oddziela­

nia siarki zapomocą siarku węgla: zasadza się on na zdolności tego ciała rospuszczania w znacznej ilości siarki i na n ad e r niskim jeg o punkcie wrzenia. A p araty, używane do fabrykacyi, składają się z bateryi kom u­

nikujących się ze sobą cylindrów żelaznych, któ re napełniam y ru d ą siarkową; przez nie przepływ a zagrzany siarek w ęgla i ros- puszcza siarkę. Z ostatniego cy lindra wle­

wa się on do kotła, gdzie pod działaniem tem peratury 100° C w ydziela siarkę, k tó ra od czasu do czasu może być ztąd zbieraną, podczas gdy siarek węgla w postaci pary przechodzi do rezerw oaru, gdzie się skrap la napow rót.

S iarkę możemy rów nież otrzym ać i inne­

m i drogam i, ja k np. z bardzo rospowsze- chnionych w przyrodzie pirytów , k tóre za­

w ierają do 5 6% siarki. W Saksonii i Cze­

chach destylują je w żelaznych lub w g lin ia ­ nych cylindrach, zaopatrzonych w dwa otw ory: jed en , szczelnie zam ykany podczas działania aparatu , służy do w kład ania i w yjm ow ania pirytów ; dru g i kom unikuje się z rezerw oarem , w którym p ara siarki się zągęszcza. W najlepszym razie udaje się otrzym ać ledwo */2 siarki zaw artej w p iry ­ tach.

O trzym any temi drogam i p ro d u k t za­

w iera domięszki ciał ziem istych niepalnych i nielotnych, żadnego wpłyrwu na dobroć produktów chemicznych niem ających; dla tego też używ a się w kolosalnych ilościach, do celów przem ysłow ych, a głów nie do fabrykacyi kw asu siarczanego.

W pew nych razach np. do fabrykacyi p ro ­ chu, zapałek chem icznych, w ulkanizacyi kauczuku, produktów farm aceutycznych, po­

trzeb a otrzym ać siarkę chemicznie czystą.

D la oczyszczenia siarki od wszelkich dom ię- szek posługujem y się rafineryją — sposobem, pozw alającym nam otrzym ać zarazem t. z.

k w iat siarkow y t. j. niezm iernie drobną siar­

kę.

A p a raty używ ane do rafineryi składają się z re to rty B i kom ory kam iennej G (fig. 1 na stronie tytułow ej). Do re to rty w kładam y siarkę, k tó ra pod działaniem ognia przecho-

(5)

N r 9. WSZECHŚWIAT.

dzi w postaci pary do izby kam iennej, jeśli j w izbie tej tem p eratu ra je s t dość wysoka { (około 60° C), to siarka kroplam i spada na dno, stąd w prow adza się w form y stożkowe, w k tórych krzepnie. Je st to t. zw. siarka w laskach. Jeśli zaś będziemy u trzym y­

w ali w izbie tem peraturę znacznie niższą j (około 20° C), to otrzym am y kw iat siarko­

wy. Dow olnie więc zniżając i podnosząc tem peraturę izby, możemy otrzym ać siarkę w stanie płynnym i drobnym .

K w iat siarkow y jestto proszek niezmier­

nie lekki i drobny, okazuje się pod m ikro­

skopem złożonym ze sferoidalnych pęche­

rzyków , używ a się w znacznej ilości do gu­

bienia pasorzytów (grzybków O idium i E re- siphe), które żyją na w innych gronach we F rancy i.

mmMmTm h o ś l i h

podał A l . Ł i .

W iele bardzo roślin pojaw ia się w pe­

w nych miejscowościach tylko wypadkowo:

aklim atyzują się one niejednokrotnie tylko na bardzo k ró tk i przeciąg czasu; następnie gdzieś znikają bespow rotnie. Do najczęst­

szych sposobów takich wędrówek roślin za­

liczyć należy przenoszenie ich ziarn z m iej­

sca na miejsce za pośrednictw em wełny ow­

czej, sprzedaw anej gdzieś na odległych ry n ­ kach zam orskich. „B ulletin de l ’In stitu t d ’Essex“ przytacza wiele przykładów w tym względzie.

. P rzędzalnie w M assachousets otrzym ują w ełnę z rozm aitych krańców świata: z po­

łudniow ej A m eryki, z przylądka D obrej N a­

dziei, z A u stralii, z M ałej A zyi i nakoniec z rozm aitych krajów E uropy. A lcotte, an­

gielski przyrodnik, badał wełnę w przędzal­

niach w L ow ell, n a północ od M assachou­

sets. W ełna ta je s t wyłącznie sprow adza­

n a z K alifo rn ii i bardzo bogata w nasio­

na najrozm aitszych roślin. B ezw arunkow ą w śród nich przew agę m ają dwa gatunki na­

sion roślin kolczastych: X anthium strum a-

rium , znanój na fabrykach pod nazw ą Me- stizoes i rośliny strączkow atej Medicago denticulata, potocznie zwanej Alfacas.

W szystkie te części roślinne, wraz z inne- mi odpadkami, trafiają na g ru n ty okalające zabudow ania fabryczne. W rezultacie więc g ru n ty te, skupiając n a swej powierzchni masę najrozm aitszych roślin, stają się ist­

nym ogrodem botanicznym ; tak np. cytow a­

ny powyżej A lcotte a v pobliżu zakładów f a ­ brycznych w L ow ell znalazł 36 gatunków roślin, nieznanych w owój miejscowości i przyw iezionych tam, w części z E uropy, j w części zaś z południow ej A m eryki i p rz y ­ lądka D obrej Nadziei. N ierzadkim też je s t wypadek, że nasienie pewnej rośliny o d b y ­ wa daleką podróż w wełnie na k ark u

j u owcy.

B ardziej powszedniem jed n ak zjaw iskiem

j je s t m igracyja roślin pod w pływ em w iatru, któ ry j e rossiewa. „B ulletin de 1’In stitu t d ’E ssex“ zamieszcza w tym przedm iocie na­

der ciekawy a rty k u ł pióra M aryi Plow m er.

Z p racy tej widzim y, że przenoszenie n a­

sion niektórych roślin z miejsca na miejsce, odbyw a się niejed no krotn ie na ogrom nych przestrzeniach, zwłaszcza zdum iew ające są p rzykład y kilkutysięcznom ilow ych w ędró­

w ek rośliny, zwanej Im patiens N oli-m e-tan- gere. D alej, Tomasz M ehan opowiada, że doświadczył na sobie z ja k ą to silą prądem pow ietrza pędzone byw ają nasiona H am a- melis virginica, które z niezw ykłą mocą ud e­

rzały go w tw arz, jakkolw iek kilka m etrów oddzielało go od miejsca, w którem H am a- melis rosła. K onkurencyją niem ałą w p rze­

noszeniu nasion czyni w iatrow i woda: na większych rzekach, zw łaszcza przep ły w ają­

cych przez lasy, tw orzą się niejednokrotnie wyspy pływające, przez połączenie korzeni, gałęzi i pni drzew , wywróconych do wody.

Otóż w yspy te po upływ ie pewnego czasu pokryw ają się przepyszną roślinnością i to najczęściej nieznaną w danej miejscowości, a dającą się odnaleść dopiero u źródła rzeki.

R ośliny te, gdy zostaną przeniesione przez wody w nieodpow iednie dla siebie strefy, giną przez w ym arzanie, nadm iar ciepła lub b rak wilgoci.

M igracyja nasion za pośrednictwem lodów pływ ających ma miejsce również często.

D ługie pozostawanie w wodzie niezawsze

(6)

134 WSZECHŚWIAT. N r 9.

też źle oddziaływ a na nasiona roślin, zw ła- ! szcza gdy są, one zaw arte w tw ardej skoru­

pie. O rzechy kokosowe np. przep ły w ają cały ocean Ind y jsk i bez naj mniej szćj szkody dla siebie; niektóre gatunki roślin strączko- w atych z Indyj zachodnich przedostają się w całości do brzegów Szkocyi; nasiona ro ­ ślin, których ojczyzną je st w yspa M adaga­

skar, z wyspy tój p łyną do brzegów Sw. H e­

leny, okrążając przylądek D obrej Nadziei:

nasiona te, gdy natrafią zw łaszcza na g ru n t sobie właściwy, tak się rozrastają, że zagłu­

szają naw et rośliny krajow e. C ałkiem ja k w sferze stosunków ludzkich...

Jednem słowem, jeśli wyspy oceanu Spo­

kojnego pokryte są palm am i kokosowemi, je śli roślinność brzegów B razylii i G ujany n ader je st podobną do roślinności brzegów K ongo, to przyczynę tego faktu właśnie w prądach m orskich u p atry w ać należy.

M igracyja roślin za pośrednictw em zwie­

rząt, płazów i ry b odbyw a się rów nież na w ielką skalę, że pom iniemy ju ż naw et na tem m iejscu człow ieka, głównego św iadom e­

go lub mimowolnego spraw cę m igracyi ro ­ ślin.

P rze zo rn a w iew iórka zbiera na zim ę zna­

czne zapasy żywności; gdy w łaścicielka tej spiżarni, znajdującej się najczęściej w zie­

mi, ginie lub się przesiedla na stałe siedlisko gdzieindziej, pozostaw ione w ziemi ziarna zaczynają rosnąć. F a k t ten dobrze jest znany indyjanom am erykańskim : istnieje np. u nich podanie, że wszystkie lasy pocho­

dzenie swe zaw dzięczają tylko wiewiórce.

D arw in, utrzym uje, że w iele gatu n k ó w ry b żywi się nasionam i; ry b y te służą za po­

karm dla wielu ptaków w odnych, k tó re sta­

ją się w ten sposób rossadniltam i nasion, którym bynajm niej nie szkodzi czasow y po­

by t w żołądkach ptasich, a w ielu naw et po­

m aga do wegietacyi, ja k np. roślinie M agno­

lia srlauca.

T ak więc p tak i dzielnie się p rzyczyniają do m igracyi roślin. Ziemia przy sychająca do ich piór, błoto, przylegające do łap ek , na­

der często zaw ierają w sobie nasiona roślin j z rozm aitych k rajów i różnych klim atów , j

D arw in np. podaje fakt, że z niedużego ka­

w ałka ziemi, zdjętej z łapki złow ionej k u - j ropatw y i umieszczonej następnie w m iej- | scu w ilgotnem pod szklanym kloszem, wy- 1

rosło po upływ ie lat dw u—82 gatunków roz­

m aitych roślin.

Z pobieżnego tego szkicu widzimy, ile to sposobów i dotego tak różnych i tak orygi­

nalnych posiadają rośliny dla swych dłu ­ gich często podróży z m iejsca na miejsce.

KILKA SŁÓW

0 UTWORZENIU SIĘ OLEJU SKALNEGO

P R Z E Z

MaksjniHJ&na, Flauma.

K w estyja, dotycząca utw orzenia się oleju skalnego (nafty), w dotychczasowej lite ra ­ tu rze gieologiczno-chemicznej w rozm aity sposób była rostrząsana. Z biegiem czasu powstało kilk a w tym względzie hypotez, z k tó ry ch je d n a k żadna zupełnie zadaw ala­

ją c ą się nic okazała. P ow ołując się prze­

dewszystkiem na drukow aną ju ż w W szech- świecie pracę p. Z ubera p. t. „N afta i wosk ziem ny w G alicyi“ (tom II, 1883, N ry 3, 4, 6, 7, 9, 10, 11 i 12), w którój czytelnik z n a j­

dzie przedstawione w świetle krytycznem niektóre hypotezy, dotyczące warunków występowania nafty w G alicyi, mam za­

m iar zaznaczyć w niniejszem nowe badania, które, przedsięw zięte w celu chemicznego zbadania olejów skalnych, w rezu ltatach swych okazały się ważnemi i dla teoryi ich pow staw ania.

O dkrycie bogatych źródeł nafty w P e n ­ sylw anii (1859) ') obudziło z długiego uśpie­

nia przedsiębiorczych Niemców, k tó ry ch oj­

czyzna posiada k ilk a miejscowości n afto ­ wych. N ajstarszą z takich miejscowości jest źródło n ad jeziorem T egern (w A lpach), gdzie ju ż od roku 1436 w kaplicy poświęco­

nej świętem u K w irynow i, księża sprzeda­

wali okolicznemu ludow i olój skalny pod

') Por. Wszecłiśw. t. IV, str. 610.

(7)

N r. 9. WSZECHŚWIAT. 135 nazwą, „oleju K w iry n a " ja k o środek leczni­

czy. Bogatsze źródła znaleziono w A lza­

cyi, następnie w H anow erze i w księstwie liolsztyńskiem . E ksploatacyja tych źródeł okazała się niedość ekonom iczną i odpowie­

dni przem ysł w Niemczech się nie wydosko­

nalił.

Olój skalny z powyższych źródeł służył p. K ram erow i za m ateryjał do badania pod względem chemicznym. W niektórych ra­

zach dla porów nania b ra ł też autor oleje za­

graniczne, z któ ry ch p ro d u k t pensylwański podobny je st do lekkiego oleju z źródła Te- gern, cięższy zaś kaukaski do oleju z Oel- heim.

C iężar właściwy surow ych olejów n ie­

m ieckich wynosi wogóle 0,780—0,970; b ar­

wa zm ienna, od żółtobrunatnój z silną, zie- lonaw ą fluorescencyją do zupełnie czarnćj.

Część, dystylująca się do 150° zaw iera wę­

glowodory szeregu parafinowego (Cn I I 2n -f-2).

L ekkie oleje zawierają, prócz tego w dość znacznej ilości rospuezczone w ęglow odory gazowe. W części, wrącej od 150°—300°, czyli w t. zw. olejach świetlnych, znajdują się zw iązki (ogólnego wzoru C n H 2I1 ), nale­

żące tylko w niewielkiej ilości do szeregu węglow odorów etylenowych; głównie zaś są to w ęglow odory arom atyczne uw odornione (homologi sześciowodorobenzolu, C6H c.H 6).

T rudno je d n a k z zupełną pew nością stw ier­

dzić obecność tych ostatnich; może są to m ięszaniny związków parafinowych z aro- m atycznem i bogatemi w węgiel (w zoru C n H 2„ _ 6 i C n H 2n _ 12). Im więcej zna­

leziono w danym oleju ciężkich ciał arom a­

tycznych, tem mniej okazywało się w ęglo­

w odorów parafinowych. W iększa lub m niej­

sza ilość jed n y ch i drugich, ja k się zdaje, znajduje się w przyczynow ym związku. D a- lćj p. K ra m e r skonstatow ał obecność węglo­

w odorów arom atycznych, ja k : benzol, izo- ksylol, m ezytylen, pseudokum ol i in. Z ciał, zaw ierających tlen, otrzym ał fenole i kwasy, te ostatnie praw dopodobnie z g ru py kw a­

sów tłuszczow ych. W niew ielu wypadkach oleje zaw ierały siarkę.

W iększość ciał, znalezionych w badanój nafcie, znajduje się także w smole pow sta­

jącej p rzy dystylacyi węgla kam iennego i b ru ­ natnego, a w skutek tego nabiera wielkiego praw dopodobieństw a analogija w pocho­

dzeniu i sposobie pow staw ania tych m ate- ryj. Przypuszczenie to znajduje dalszą podstawę w tem, że przy znacznem ciśnieniu i wysokiej tem peraturze następuje roskład wysoko wrących związków parafinowych na ciała arom atyczne i w ęglow odory etyleno­

we. Z drugiej strony wiadomo, że dystylu- ją c węgiel kam ienny przy możliwie niskiój

| tem peraturze, m ożna otrzym ać smołę boga-

| tą w zw iązki parafinowe, podobną do smo­

ły z w ęglabrunatnego, k tó ra ostatnia stanowi niejako ogniwo pośrednie pomiędzy smołą węgla kam iennego a olejem skalnym . O pie­

rając się na tych faktach, pan K ram er stara się wyjaśnić sposób, w ja k i utw orzyły się źródła nafty.

M endelejeff przypuszcza, że we w nętrzu ziemi zn ajd ują się masy zw iązków węgla z m etalam i, przew ażnie z żelazem, w stanie ognistopłynnym , podlegające roskładow i pod w pływ em p ary wodnej (podług H . Byasso- na i pod wpływem siarkow odoru i dw utlen­

ku węgla), czego skutkiem je s t połączenie węgla z wodorem. T akie tw orzenie się węglowodorów ma miejsce w m niejszych rozm iarach p rzy rospuszczaniu żelaza lub cynku, zaw ierających węgiel, w kwasie siar- czanym lub solnym. W edłu g mniem ania jed n ak innych badaczy, olój skalny, zaró­

wno ja k węgiel, je st produktem procesów życiowych i gnilnych organizm ów z da­

wnych okresów gieologicznych. R eichen- b a c h ju ż w roku 1833 uw ażał olej skalny za zmieniony olejek terpentynow y z sosen, który, uchodząc w skutek powolnej dystyla­

cyi, osiadał w chłodniejszych w arstw ach.

Piedboeuf przypuszcza, że w skutek wysy­

chania jezior i, co za tem idzie, nadm iaru so­

li, zw ierzęta morskie i błotne straciły życie i, pokryte w arstw ą szlam u, podległy powol­

nemu gniciu, tw orząc bogate źródło węglo­

wodorów. Przypuszczenie to stara się uza­

sadnić przez częstą obecność soli obok nafty.

Praw dopodobnie jed n ak zarów no zwierzęta ja k i rośliny wspólnie dostarczyły mate ryj a- łu dla olejów, ja k to tłum aczy Strippelm ann, podług którego w ulkaniczna działalność da­

wniejszych okresów gieologicznych u skute­

czniła przem ianę substancyi organicznój na naftę. P od ług p. K ram era, k tó ry w zasadzie przyjm uje ostatnie to wyjaśnienie, głów ne- mi czynnikam i w tych procesach gieologi-

(8)

Ws z e c h ś w i a t. M r i).

cznych były zw iększone ciśnienie i tem pera­

tu ra . P rz y jednoczesnem w spółdziałaniu p a ry wodnej i alkalij ziem nych nastąp ił ro sk ład celulozy na węglow odory, d w utle­

nek w ęgla i wodę bez oddzielenia czystego węgla. T ak i rosk ład tłum aczy tak rzad k ą obecność fenolów (zw iązków tlenu z węglem i wodorem ) w nafcie, w porów naniu z ich częstą obecnością w sm ołach z w ęgla i ró ­ wnież brak zw iązków azotow ych. P o n ie ­ waż tw orzenie się zw iązków arom atycznych tem obficiej w ystępuje, im wyższą je s t tem ­ p eratu ra p rzy dystylacyi, a najlżejsze naw et części smoły z w ęgla brunatnego są jeszcze bogatsze w w ęglow odory arom atyczne niż najcięższe oleje, m usiało więc tw orzenie się olejów odbyw ać się p rz y tem peraturze znacznie niższej, od tej, ja k ie j używ am y przy otrzym yw aniu sm oły z w ęgla b ru n a ­ tnego. Częściowe przegrzanie podczas p ro ­ cesu tw orzenia w pływ ało na wzbogacenie p ro d u k tu w w ęglow odory arom atyczne; choć m ogły się one też utw orzyć ju ż z gotowej nafty w ten sposób, w ja k i np. następuje roskład n afty na w ęglow odory gazowe i zw iązki arom atyczne przy p rzep ro w ad za­

niu przez rozżarzone rury.

P ow stanie m atery jału organicznego, z któ­

rego utw orzył się olej skalny, sięga okresu dewońskiego, a może i syluryjskiego. P rz e ­ mawia za tem znajdow anie się w de wonie źródeł am erykańskiego oleju, bogatego w ga­

zy, lekkiego, mało zaw ierającego stałych żyw icznych części, a więc praw dopodobnie znajdującego się na m iejscu utw orzenia.

F a u n a i flora przedw ęglow ych formacyj w yginęły w skutek pow olnego opadania sła­

bej jeszcze skoru py ziemskiej i zostały po­

k ry te szlamem glinianym i w apiennym , na którym po podniesieniu zapadłych w arstw pow stały nowe generacyje, by znow u paść ofiarą tej samej katastrofy. T ym sposobem utw orzyły się naprzem ian p o k ład y szcząt­

ków organicznych i w arstw glinianych i wa­

piennych. P otężne działania, jak im nastę­

pnie uległy te szczątki organiczne, nie po­

zw oliły im pozostać w form ie zw ykłych po­

kładów węgla.

D ziałania te, podług p. K ram era, polega­

ły na pękaniu i m arszczeniu się skorupy ziem skiej, które przenosiło się i na w arstw y młodego organicznego węgla, znajdującego

się pomiędzy warstw am i wapiennemi i gli- nianem i. W ten sposób szczątki organiz­

m ów, przynajm niej pośrednio, zostały wy­

stawione na w pływ wysokiej tem p eratury ją d r a ziemskiego i przy w spółdziałaniu sil­

nego ciśnienia i alkalij ziemnych rospoczął się rosk ład i dystylacyja, a w ytw orzone ole­

j e zbierały się w chłodnych miejscach.

W sk u tek dalszych procesów gieologicznych pokłady, w których pierw otnie oleje te po­

wstały, ucierpieć mogły w mniej lub wię­

cej silny sposób, a oleje same częściowo przelały się w inne miejscowości. P rz y tej zm ianie m iejsca nastąpiła też n ajp raw d o p o ­ dobniej częściowa zm iana w chemicznym składzie nafty: przegrzanie i parow anie za­

m ieniło część zw iązków parafinow ych na węglow odory arom atyczne, a tlen atmosfe­

ryczny, również ja k siarka, pow stała z siar­

czanów (np. z gipsu) przez odtleniające dzia­

łan ie gnijących organizm ów, przyczyniły się do utw orzenia mas żywicznych.

Jeśli, ja k teo ry ja powyższa tego wymaga, właściwą przyczyną pow staw ania oleju skal­

nego są w yniesienia gór, zmuszeni jesteśm y i do wniosku, że owo pow stanie oleju nie je st przyw iązane do pewnej określonej epoki.

(Jróry środkowej E u ro py , H arz, Schw arz­

w ald i W ogezy pow stały w form acyi węglo­

wej; A lpy i J u r a w początku form acyi trze­

ciorzędowej. P ow stanie ich pokładów ole­

j u skalnego musimy więc odnieść do tego samego czasu.

Dalej

trzeba przypuścić, że pierw otne znajdow anie się nafty je st przyw iązane do sąsiedztw a górskich łańcuchów i że ma ono pew ien zw iązek

z

wielkością gór. O dpo­

wiednio do tego źródła kaukaskie są nad-

| zwyczaj obfite; źródła w

zachodniej

i wscho­

dniej

Gralicyi, choć

mniej

bogate, pow inny przy racyjonalniejszem prow adzeniu dać też większe, niż dotychczas, zyski.

Co się tyczy źródeł niem ieckich, nie m o­

żna im przepow iadać wielkiej przyszłości—

są one zbyt biedne. Najw ięcej widoków I m iałyby źródła nad jezio rem T egern, w ra ­

zie, gdyby się dał w ykazać ich związek z łańcuchem alpejskim ; wszystkie własności

| otrzym yw anego stam tąd oleju skalnego, nie-

j wielki ciężar właściwy, wielka zaw artość 1 gazów, niew ielka ilość kwasów, nieobecność

(9)

siarki i obfitość parafiny pozw alają przy­

puszczać, że znajduje się on tam na pierw o- tnem swem miejscu utw orzenia.

n a p i s a ł ZSm.

O d la t k ilk u n astu znane są w handlu przedm ioty szklane ozdobne, których po­

w ierzchnia g ra wszystkiemi barw am i tęczy, szczególniej, kiedy j e w pewnem względem św iatła rospatrujem y położeniu. P rze d ­ miotów tych dostarczają niektóre huty szkla­

ne czeskie i włoskie, a sposoby ich przygo­

tow ania są utrzym yw ane w najściślejszej ta­

jem nicy. Pow ierzchow ność szkła t ę c z u - j ą c e g o (iryzującego) bywa rozmaita: Dla zw ykłego oka najpiękniej przedstaw ia się szkło zupełnie przezroczyste, bezbarw ne al­

bo słabo zabarw ione, którego tylko zewnę­

trzn a w arstw a, niesłychanie cienka, posiada własność rosszczepiania św iatła na barwy.

A le zwolennicy osobliwości poszukują z za­

pałem szkieł starożytnych, którym , w edług ich przekonania, sam czas nad ał tęczową powierzchowność, a szkła takie są w zewnę­

trznej swej w arstw ie nieprzezroczyste, ja k ­ by mleczne i przypom inają raczej przyćm io­

n y połysk konchy perłow ej, aniżeli świetną grę barw bańki m ydlanej. Otóż nowocze­

sny przem ysł, albo może— ściślej mówiąc—

m niśj uczciwi jego przedstaw iciele obmyśli­

li sposoby nadaw ania starożytnego pozoru szkłom świeżo przygotow anym , którem i nie­

raz podchodzą dobrą wiarę niezbyt w ytra­

wnych znawców starożytności.

N ajnow sze dzieła, trak tu jące o przemyśle szklarskim , niew iele albo i nic nie wspomi­

nają o sposobie nadaw ania szkłom tęczowe­

go pozoru. W spom inają tylko—i to zw ykle mimochodem—o tak zwanej iryzacyi n atural- ! nćj, jakiej nabyw ają niektóre szkła staro­

żytne. P rzy czy n a tego zjaw iska je st znana J

w nauce, jakko lw iek dla je j objaśnienia przypom nieć sobie należy k ilk a własności j

szkła zarów no fizycznych, ja k i chemicz­

nych.

Czyste i dobrze przygotow ane szkło zw y­

czajne je s t m ateryją zupełnie beskształtną, niekrystaliczną, a po wygładzeniu pow ierz­

chni posiada wysoki stopień przezroczysto­

ści. W iadom o jed n ak , że wszelkie ciała przezroczyste, silnie rozdrobnione, przezro­

czystość tracą i okazują się matowemi. Szkło nie stanow i w y jątk u w tym względzie i p ro ­ szek bezbarw nego szkła je st biały. Jeżeli zam iast proszkować całą masę szkła, posta­

ram y się tylko o to, żeby powierzchnię jego pokryć wielką liczbą nadzwyczaj drobnych rys, to straci ono przezroczystość w części, stanie się na wpół przezroczystem , czyli, ja k

| zw ykle mówią, matowem. G dybyśm y po­

starali się o zrobienie rys nie prostopadłych do powierzchni szkła, ale bardzo do niej po-

; chyłych i zarazem bardzo do siebie zbliżo- , nycli a w głąb masy szklanej daleko wcho­

dzących, to pow ierzchnia ta przyjęłaby po-

j zór taki, jak g d y b y była po k ry ta m nóstwem nader cienkich łuszczek, z których każda, j zosobna wzięta, jest przezroczysta. W iad o ­ mo zaś, że bardzo cienkie przezroczyste łuszczki okazują na światło działanie ros- j szczepiające i przyjm ują skutkiem tego tę- j czowe zabarwienie. W spółcześnie je d n a k i przezroczystość szkła zostałaby zmniejszo­

na, a to tem bardzićj, im mniej pochyłe wzglę­

dem powierzchni byłyby wspomniane cien ­ kie łuszczki.

Przejdźm y teraz do chemicznych własno­

ści. W iem y, że szkło przygotow uje się przez stopienie w odpowiednim stosunku krze­

mionki z mięszaniną cial zasadowych, jak o- to potażu, sody, w apna i t. d. G dy zaś k rze­

mionka (kw arc, krzem ień, piasek) je st obda­

rzona własnościami bezw odnika kwasowego

| (skład jój w yraża się przez S i 0 2), a wiemy, że ciała podobnej n atu ry z zasadam i tw orzą

| sole, szkło przeto musi być solą krzem ionki j czyli kw asu krzem iennego. C hem ija wszak­

że uczy nas, że kwasów krzem iennych istnie­

je liczba niezm iernie wielka, gdyż oprócz dwu, zaw ierających po jednym atomie krze­

mu w cząsteczce (H 4 S i 0 4 — kw . or tok rze­

mienny i H 2 S i0 3 •— kw. m etakrzem ienny), zn amy j eszcze k wasy wielokrzemienne, ozna­

czane przez form uły, w których liczba ato­

mów krzem u może dochodzić do bardzo zna-

(10)

138 WSZECHŚWIAT. N r 9.

cznój wielkości. K ażdy z kw asów wielo- krzem iennych może w ydaw ać sole ze wszel- kiem i m etalam i, a ponieważ w cząsteczkach tych kw asów zn ajd u je się znaczna nieraz liczba atom ów w odoru, z których każdy mo­

że być zastąpiony przez inn y m etal, zatem w m ięszaninie krzem ionki z różnem i ciałam i zasadowem i m am y m atery ja ł na utw orzenie bardzo wielu i bardzo rozm aitych soli.

W istocie,skład chem iczny szkła je s t zm ien- ny i nigdy nie daje się przedstaw ić przez prostą form ułę. P ra k ty k a spostrzegła, za­

nim jeszcze teo ryja istniała, że wym agane od szkła przym ioty techniczne w ystępują tylko na m ięszaninach soli różnych kwasów krzem iennych o rozm aitych zasadach.

Poniew aż idzie nam tutaj o szkło w zw y­

kłem , potocznem znaczeniu tego w yrazu, przeto w yłączym y z uw ag naszych wszelkie m ateryje, które ze w zględu na sk ład chem i­

czny do szkła tego się zbliżają, ale w p ra k ­ tyce ja k o szkło nie m ają zastosow ania. S po­

m iędzy własności tego szkła praw dziw ego przedew szystkiem zajm ie nas je g o w y trzy ­ małość na działanie czynników chem icznych.

W podręcznikach chemii spotykam y się z tw ierdzeniem , że szkło należy do rzędu ciał najoporniejszych na działania chem i­

czne. W rzeczy sam ej, w szak większą część doświadczeń odbyw am y w naczyniach szkla­

nych, a pły n y kwaśne, choćby najbardziej gryzące i naw et alkaliczne, nietylko mogą być w szklanych flaszkach przechow yw ane przez czas bardzo długi, ale naw et i w wyż­

szej tem peraturze słabe na ten m atery ja ł okazują działanie. W y jąte k stanow i jed en tylko fluorow odór, k tó ry n ag ry za i ro zp u ­ szcza szkło n ad e r szybko i ju ż p rzy zw ykłej tem peraturze.

Ściślejsze je d n a k rozpatrzenie kw estyi w y­

trzym ałości szkła na w pływ y chemiczne, prow adzi do nieco odm iennych rezultatów . D aw nych ju ż chem ików zastan aw iał fakt, że w szklanem naczyniu, w którem o dp aro­

wano nad ogniem znaczną ilość wody, pozo­

staje zawsze n a dnie m ała ilość m ateryi zie­

m istej. W ysn uli oni stąd naw et śm iały wniosek, że w oda długo gotow ana (w brew nieznanem u im pew nie przysło w iu „wodu w ary, woda bude“) przem ienia się w ziemię.

Jeszcze w końcu X V I I w, głęboki i p rzen i­

kliw y Boyle nie um iał sobie dać ra d y z tem

zjaw iskiem , trzeba aż było genijuszu Lavo- isiera, ażeby dowieść zapomocą wagi, że w w ypadku tym w oda rozpuszcza w sobie część szkła, a po w yparow aniu pozostawia j ą w postaci proszkow atego osadu. Później, P elouze, G riffith, D aubree i wielu innych chemików dow iodło rospuszczalności szkła w wodzie, zapomocą doświadczeń, pozw ala­

jący ch oznaczyć p rocent rozpuszczonej m a­

tery i dla różnych gatunków szkła i przy ró ­ żnych w arunkach doświadczenia. Z badań podobnych okazało się nadto, że inne mate­

ry je, a szczególniej kwasy i zasady w ro- st worach w odnych, działają rów nież na szkło i w yw ołują w niem ważne zm iany, ale że stopień, głębokość tego działania zale­

ży od czasu trw an ia doświadczenia, k tóry może być zastąpiony, rów nie ja k w wielu innych analogicznych w ypadkach, przez ci­

śnienie i tem peraturę. Zresztą, z tego cho­

ciażby, co każdem u wiadomo o sposobie fa­

brykow ania szkła, wnioskow ać łatw o, że ró­

żne jeg o g atunk i na w pływ y chemiczne oka­

zyw ać m uszą nie jed n ako w ą wrażliwość.

W m iarę tego, im więcej m ateryj zasado­

w ych domięszano do masy szklistej, będzie ona łatw iej dostępna dla działań chemi­

cznych, a dodać wypada, że i n a tu ra tych m ateryj zasadowych nie może zostać bez w pływ u. Zasady sodowa i potażow a dają przeważnie sole łatw o rospuszczalne w w o­

dzie. Szkło z nadm iarem tych zasad łatw iej ulegnie rospuszczeniu, aniżeli szkło mocno wapienne, ponieważ zw iązki wapniow e są wogóle trudniej rospuszczalne. A le i sposób topienia nie pozostaje bez w pływu, R eau- m u r pierw szy zw rócił uwagę na fakt, znany dziś dobrze każdem u, kto ma ze szkłem do czynienia, że jeżeli przez czas dłuższy je s t ono wystaw ione na tem peraturę bliską topli­

wości, to budow a jego zm ienia się bardzo wyraźnie: szkło w tedy o d s z k l i w a s i ę , ja k mówią, to je s t traci przezroczystość, sta­

j e się bardzo kruchem , a w masie jeg o u k a­

zu ją się widoczne kryształki, tkw iące ja k ­ gdyby w niekrystalicznej masie. Szkło od- szklone je st więc niejednorodnem w znacze­

niu mechanicznem, a jeszcze bardziej w zn a­

czeniu chemicznem, ponieważ skład wydzie­

lonych k ry ształków różni się od pozostałej niekrystalicznej części. S kutkiem tego ule­

ga ono działaniom chemicznym niejedno­

(11)

N r 9. WSZECHŚWIAT. 1 3 9

stajnie: masa beskształtna, bardziej zasado­

wa, łatw iej, kryształki, kwaśniejsze, tru ­ dniej. Jeżeli więc w liucie szklanej u trzy ­ mywano przez pew ien czas gotową, masę szkła w tem peraturze bliskiej topliwości, to łatw o nastąpić mogło częściowe odszklenie, niew idoczne nieraz dla oka, ale niemniej okazujące w pływ na chemiczne zachowanie się produktu.

T a k więc, zależnie od chemicznego skła­

du i sposobu przygotow ania, jed n e gatunki szkła prędzej, inne powolniśj ulegają zmia­

nom. Głównemi czynnikam i tych zm ian są też same ciała, których wpływ ow i przypi­

sać musimy ta k znaczną liczbę zjaw isk w na­

turze nieożywionej: dw utlenek węgla i wo­

da. W całej przyrodzie ziemskiej rospo- wszechnione, działają one zw olna ale cier­

pliwie. Jeżeli tylko dość czasu im zosta­

wić— dokonać mogą przem ian niezm iernie ważnych. Poniew aż jed n ak szkło w każ­

dym razie opiera się im w ytrw ale, zatem zm iany odbyw ają się tylko w powierzcho­

wnej w arstw ie. T a ostatnia, w różnych punktach z rozm aitą siłą dotknięta, traci połysk i przezroczystość, oraz oddziela de­

likatne łuszczki o składzie chemicznym wy- trw alszym , k tó re stanowią przyczynę barw tęczowych. D okonyw a się przem iana, w i­

doczna na starych szybach a szczególniej na w yrobach starożytnego kunsztu szklarskie­

go, a znana pod nazw ą iryzacyi naturalnej.

S ztuka, ilekroć naśladuje działanie przy­

rody, nie k rę p u je się w wyborze środków.

Jeżeli sposoby, używ ane przez przyrodę, n a­

śladować się d ają i prow adzą do dobrych rezultatów , posługuje się niemi. W prze­

ciwnym razie obmyśla sposoby, jakich n a tu ­ ra nie znała. D ziałanie dw utlenku węgla i wody na szkło wym aga długiego czasu, którego przem ysł nie ma do rosporządzenia.

N auczył się je d n a k zastępować ten czynnik przez ciepło i m echaniczne ciśnienie, a wy­

chodząc z założenia, że działanie wszystkich kwasów w głów nych zarysach je s t jed n ak o ­ we, zastępuje też i kw aśny dw utlenek węgla przez inne ciała, od niego dzielniejsze. T ak więc, dla otrzym ania szkła, którego iryza- cyja naśladuje do złudzenia n aturalną, pp.

F rem y i C lem andot zam ykają przedm ioty szklane w herm etycznych naczyniach z wo­

dą, zaw ierającą 15% kw asu solnego i ogrze­

w ają przez kilk a godzin pod ciśnieniem, około trzy razy większem od atm osferyczne­

go. W y rob y je d n a k , pospolicie spotykane w h an d lu i, bezwzględnie biorąc, daleko piękniejsze od naturaln ie tęczujących, p rz y ­ gotow ują się innym sposobem, nieznanym naturze. P ow ierzchnia ich zostaje p ok ry ta ciągłą i jed n o stajn ą a niesłychanie cieniutką w arstew ką ciał przezroczystych, lecz któ­

rych własności optyczne są inne, niż w ła­

sności szkła. W spom inaliśm y, że sposób otrzym ania takiej sztucznej iryzacyi je s t ta­

jem nicą niektórych włoskich i czeskich fa­

brykantów . Z badań B rianchona jed n ak że wiadomo, że pokrycie szkła cienką powlocz- ką niektórych zw iązków bizm utowych, albo też złota m etalicznego w takiej ilości, że w świetle odbitem jeg o żółta b arw a nie oka­

zuje się wcale, daje bardzo piękne szkła tę ­ czowe, we wszelkich w zględach podobne do sprzedaw anych. W ostatnich zaś czasach, bo ju ż w bieżącym miesiącu, p. K am il P o r­

tal ogłosił ') szczegóły swego postępow ania, w którem szkło pokryw a związkam i cyno- wemi, przyczem , ja k tw ierdzi, otrzym uje iryzacyją najpiękniejszą ja k być może, k tó ­ rej okazy nie ustępują wspaniałym szkłom tęczującym, podziw ianym na wystawie wie­

deńskiej 1873 r. P . P o rta l wstawia p rz ed ­ mioty szklane do mufli pieca porcelanow ego i obok umieszcza mięszaninę, złożoną z czte­

rech części chlorku cyny, dw u części w ęgla­

nu b arytu i jed nej części węglanu strontu.

Szkło, zaw ierające ołów, czyli t. z w. szkło kryształow e, oraz szkła łatw otopliw e, więc zasadowe, najlepiej p rzyjm ują iryzacyją.

KBONfKA NAUKOWA.

(Astronom ija).

— J e s z c z e o l i s t o p a d o w y m s p a d k u g w i a z d . W uzupełnieniu podanej przez nas w ia­

domości o m eteorach 27 L istopada r. z. przytaczam y tu niektóre jeszcze szczegóły. Z naczna ich liczba p o ­

*) Revue scientifique z d. 6 Lutego r. b.

(12)

1 4 0 w s z e c h ś w i a t. zostaw iała za sobą, długotrw ały ślad św ietlny; bardzo

ja sn a gw iazda spadająca obserw ow aną b y ła zarówno w Upsali ja k i Sztokholm ie przez ciąg sześciu m inut.

Równoezesność obu ty ch dostrzeżeń pozwala wnosić, że zjaw isko to wywołane zostało przez je d e n i te n sam m eteor; m ożna więc było oznaczyć jego p arala- ksę, a zatem i odległość jego od pow ierzchni zie­

m i,—odległość ta w ynosiła 120 kilom etrów .—W de­

szczu spadłym w Genewie 28 L isto p ad a w ykazano ślad y pyłu m eteorycznego, co zapew ne zostaje w związku ze starcie m niezliczonego m nóstw a ciałek

m eteorycznych w naszej atm osferze.

S. K .

(Meteorologija).

— O b s e r w a t o r y j u m n a B e n N e v i s.

Tow arzystw o m eteorologiczne szkockie założyło na szczycie Ben Nevis, w ysokim na 4400 stóp, d ostrze­

galnię, k tó ra zostaje w zw iązku z odległym o 5 m il ang. Fort-W illiam , położonym n ad brzegiem m or­

skim . Poniew aż góra B en Nevis, najw yższa w Szlco- cyi, p rzypada n a zw ykłej drodze burz północno a t­

lantyckich, spodziewać się m ożna, że obserw aeyje tam eczne w ydadzą ciekaw e rezu ltaty .

S. K.

— T ę c z a n a p o g o d n e m n i e b i e . D nia 29 L istopada r. z., ja k donosi J . M. P e rn te r z W ie­

dnia, obserwowano w tam tejszej spostrzegalni (Hohe W arte) rzadkie zjaw isko nadzw yczaj m ocnym b la ­ skiem odznaczającej się głównej i pobocznej tęczy, pod­

czas gdy niebo zupełnie wolne by ło od chm ur. Słońce znajdowało się w tedy w południowej stronie nieba (zjaw isko w ydarzyło się na kró tk o p rzed godz. 12), tęcza zaś przeciw n ie—na północnej. Na k ilk a m i­

n u t przedtem by ły gęste ch m u ry n a niebie i padał deszcz dość ulewny. O godz. 113/ 4 przed południem słońce p rzed arło się przez ch m u ry , k tó re w n e t ro ­ zeszły się i ty lk o przy horyzoncie, od strony zacho­

dniej przez południe ku w schodniej, niebo było jesz­

cze zachm urzone. N iebo odznaczało się niezwykle piękną b łęk itn ą b arw ą i przezroczystością. Mimo to deszcz padał z tego ta k pogodnego nieba w p rze­

ciągu dziesięciu m in u t i p rzy tem ze znaczną siłą.

Deszcz te n spowodował w spaniale błyszczącą i do­

skonale w ykształconą g ’ówną i poboczną tęczę w stronie północnej nieba.

Ze zjaw iska tego J . M. P e rn te r następujące w ypro­

w adza wnioski:

1) T ęcza na zupełnie pogodnem niebie, n a w spa­

n iale błękitnem tle, je st jasn y m dowodem, że wiele praw dziw ych kropli w odnych m oże unosić się w po­

w ietrzu w te n sposób, że n»jm niejszego śladu chm ur lub zam glenia nie spostrzegam y, k tó ra to okolicz­

ność m iałab y w ielką wagę przy w yjaśnianiu n iek tó ­ ry c h kwestyj m eteorologicznych; m ożnaby tu wspo­

m nieć o pochłanianiu prom ieni słonecznych w atm o ­ sferze.

2) Pięknie b łęk itn a barw a nieba, zdaje się, że mo­

g łab y być w związku z wodą unoszącą się w pow ie­

trz u , a rozdrobnioną na m ałe krople i kropelki. Mo­

że być, że w zw iązku z tem je st znana w łasność w o­

dy, że p rzybiera ona w w ielu jeziorach i rzekach w odbitem św ietle słońca piękną barw ę b łęk itn ą.

M. C.

( Fizyka ku li ziemskiej).

— N a j n o w s z e b a d a n i a n a d p o t ę ż n y m p r ą d e m c i e p ł y m , znanym pod nazw ą Gulf- Stream u, dokonane niezależnie od siebie przez dwa sta tk i L ’H irondelle i Bohemia, zachw iały mocno p anującą dotychczas w ty m względzie teoryją, stw ierdzając zarazem słuszność praw a Dovego dla prądów oceanicznych, o ile m a się rozum ieć, k ieru ­ nek ty c h prądów nie jest skrępow any kształtem na­

potykanych lądów. W podręcznikach gieografii fi­

zycznej spotykam y się ze zdaniem , że Gulf-Stream bierze początek w zatoce M eksykańskiej, skąd woda ro zg rzan a w ypływ a pom iędzy F lo ry d ą, a w yspam i B aham skiem i, zw racając się następnie ku północo- w schodowi, ku w ybrzeżom E uropejskim . F a k t ten pozostaw ał a,toli w sprzeczności z p raw em Dovego orzekającem , że w skutek obrotu ziemi, każdy p rą d pow ietrzny czy wodny musi zbaczać, na półkuli pół­

nocnej na praw o, na południowej zaś na lewo. P o ­ zostawał przy tem niew yjaśnionym fakt, dlaczego Galf-Stream , w ypływ ając z niew ielkiego m orza we­

w nętrznego dochodził ta k znacznych rozm iarów , że naw et na Oceanie Spokojnym , gdzie n ic sw obodne­

mu krążeniu wód n ie staje na przeszkodzie, nie ma sobie równego.

Otóż badania w ym ienionych dw u statków —L ’ Hi- rondelle księcia Monaco i niem ieckiej B ohem ii—

w ykazały, że p rą d , w ypływ ający z zatoki M eksy­

kańskiej nie zaw raca w cale ku północo wschodowi, lecz, ja k w ym aga te o ry ja —k u południo wschodowi.

B utelki i beczki puszczone na m orze pom iędzy 40—45°/0 szer. półn. i 32—37° dług. zachodn. od po­

łu d n ik a paryskiego, zostały w yłowione na wybrze­

żach wysp A zorskich. P rą d zatem zatokowy k rzy ­ żuje się tylko w pobliżu F lo ry d y z prąd em norm al­

ny m oceanicznym, dążącym od rów nika ku bieguno­

wi i przez domięszanie swych wód n adm iernie ogrza­

nych, udziela tem u ostatniem u cokolwiek wyższej tem p eratu ry , aniżeli ta, którą, p rąd y równikowe w norm alnych w arunkach posiadać mogą. Gdyby zatem , w skutek obniżenia się pod poziom oceanu m iędzym orza Panam skiego, wody zatoki M eksykań­

skiej znalazły odpływ do oceanu Spokojnego—Gulf- S tream , w tem znaczeniu, w jak iem go w E uropie rozum iem y, nie zm ieniłby wcale swego kierunku, lecz ty lk o nieznacznie obniżył swoją tem p eratu rę, odegryw ając nadal ta k ą sam ą rolę, ja k ą odgryw a p rą d ciepły w ybrzeży Japońskich, lub prąd Iirazy-

(13)

N r 9. WSZECHŚWIAT. 141 lijski. Odpływ zatem wód zatoki M eksykańskiej ku

zachodowi w yw ołałby stosunkowo nieznaczną zmia­

nę w klim acie E uropy, natom iast silne oziębienie w ybrzeży północno afrykańskich w raz z podniesie­

niem tem p eratu ry w ybrzeży północno wschodniej Azyi. Obawy zatem , wypowiadane dość często przez niepow ołanych meteorologów, że wskutek przekopania k an ału Panam skiego, obniży sig tem pe­

ra tu ra E uropy, nie m ają najm niejszej naukowej pod­

staw y, tem bardziej, że gdyby naw et Gulf-Stream w czgści isto tn ie ku zachodowi sig zw rócił, potgżny p rąd 60 km szeroki nie m ógłby w ypłynąć przez wąs­

ki i p ły tk i k an ał—spostrzeżenia H irondelle i Bo- hem ii i tę naw et obawę uspokoić są w stanie. Gulf Stream A tlantyku północnego—żywszy p rąd ciepły zachodnich w ybrzeży E u ro p ejsk ich —je st zupełnie niezależnym od zatokowego p rąd u M eksykańskiego m orza.

J . S.

(Elektrotechnika).

— T e l e f o n . Z powodu pogłoski, pow tarzanej przez pism a codzienne, o zam ierzonem połączeniu telefonicznem Ł odzi z W arszaw ą, przytaczam y, że we F ra n e y i o tw artą została linija od P aryża od Rheim s, długości 169 kilom etrów ; w Niemczech zaś połączenie telefoniczne istnieje m iędzy B erlinem a M agdeburgiem, w odległości 178 km. Usługi zatem telefonu nie zam ykają sig w obrgbie murów m iej­

skich.

S. K.

— T e l e f o n i j a p r z y b i e g u p o c i ą g ó w . N iedawno przeprow adzono ciekawe dośw iadczenia na linii telefonicznej, zbudowanej obok drogi żela­

znej m igdzy Paw -Paw i Law ton w stanie M ichigan.

Szło tu o telefonow anie z pociągu będącego w biegu do różnych stacyj, a m ianow icie o przekonanie się, czy zetknięcie się z drutem szybko przesuwającego się p rę ta m etalicznego w ystarcza do utrzym yw ania ciągłej rozm owy. R ezu ltat okazał się zupełnie po­

m yślnym , ta k że podróżni mogli doskonale prow a­

dzić rozmowę ze stacyjam i z obu stron.

S .K .

— T e 1 e m i k r o f o n. P. M ercadier p rzed sta­

w ił akadem ii nauk w P aryżu p rzy rząd złożony, dzia­

łający zarazem jak o telefon i ja k o m ikrofon, które­

m u stąd nadał nazwę złożoną telem ikrofon. Jestto rzeczyw iście w jed n y m p rzy rząd zie połączony tele­

fon i m ikrofon, czyli raczej do blaszki żelaznej tele­

fonu przytw ierdzone są węgle m ikrofonu, zwrócone ku w nętrzu przyrządu. J a k w m ikrofonie zw ykłym , węgle połączone są ze stosem i ze zwojem głównym cewy indukcyjnej; końce zwoju d ru tu , otaczającego magnes telefonu, połączone są ze zwojem w tórnym tejże cewy i z d ru tem zew nętrznym

W ty c h w arunkach, gdy używ am y przy rząd u jako

przesyłacza, t. j. gdy w pobliżn niego mówimy, po­

w staje zarazem działanie m ikrofoniczne, pochodzą­

ce z ruchów wggla i działanie telefoniczne, w y n ik a­

jące z ru ch u blaszki w polu magnesu; oba te działa­

nia sum ują sig, nieszkodząc sobie bynajm niej. Po­

mimo cigżaru węgli, przy rząd działa jako telefon praw ie ta k samo, ja k b y węgli nie było. Gdyby więc naw et uległy uszkodzeniu węgle, stos lub cewa głó­

wna a p a ra tu indukcyjnego, przesyłanie głosu może się dalej odbywać. Poniew aż nadto p rzyrząd zawie­

ra czgści składowe telefonu, je st odw racalnym , t. j.

po przyłożeniu go do ucha działa jak o odbieracz gło­

su. Wr te n sposób telem ikrofon przedstaw ia pewne zalety, k tó re m u zapew niają wyższość nad m ikrofo­

nem zw ykłym . iComptes rendus).

i>. K.

(Chemija).

— N o w e c z u ł e o d c z y n n i k i n a w .łó - k n i k d r z e w n y , odkryte przez prof. Ant. H ila.

Oprócz floroglucyny inne fenole tak że dają z ligni­

nom barw niki. Przedew szystkiem orcyna i rezorcy­

na, któ re stanowią bardzo czułe odczynniki na włókno drzewne. Fenole stosowano w te n sposób, że w ysko­

kowe ich rostw ory zadaw ano kwasem solnym lub siarczanym i na zim no lub na ciepło zwilżano niem i papier lub drzewo. Wyskokowy rostw ór orcyny za­

dany kw asem solnym zabarw ia drzewo pięknie na ciem noczerwono, na papierze zaw ierającym drze- w nik wywołuje ciem ną czerwonofijoletową plam ę, Czysty papier z celulozy nie zm ienia się. Rezorcy­

na w wyskoku rospuszczona, zadana kwasem solnym barw i papier drzew ny w k ró tk im czasie niebiesko- fijoletowo, tak samo i drzewo. Czysty papier z co- lulozy nie ulega zm ianie. R ezorcyna zadana alko­

holem i kwasem siarczanym (1 cz. w yskoku, 11 /3 cz.

H2 SO,) barw i na ciepło papier z drzew nika lub drzewo na ciem ny kolor niebieskofijoletowy, czy­

sty papier słaboczerwono (barw a skórki cebuli), a —Naftol, wyskok i kwas solny barw ią drzewo lub papier z drzewnikiem na zielono, a —Naftol, alko­

hol (1 cz.) i kwas siarczany (1 cz.) barw i papier drzew nikow y ciemnozielono, czysty p ap ier czerwo- nofijoletowo. P irogalina, w yskok i kwas solny b a r­

w ią na ciepło papier drzew nikow y lub drzew o na niebieskozielono. Kwas karbolow y, alkohol i kwas solny zabarw iają drzewo lub p ap ier zaw ierający drzew nik na kolor żółtozielony, (Industrie-B liltter).

Ut. Pr.

( Teclinologija).

— U s u n i ę c i e m i k r o o r g a n i z m ó w z w o d y p r z e z P e r c y F. F r a n k l a n d a . A utor doszedł na podstaw ie rozległych badań do n a ­ stępujących wyników. Spomiędzy ciał używ anych przez niego jako m atery jał filtrujący: piasku, k o k su , węgla zwierzęcego, gąbki żelaznej, tłuczonego szkła

(14)

142 W SZECHŚW IAT. N r 9.

i cegły, pierw sze czte ry jed y n ie n ad ają sig do usuwa­

nia m ikroorganizm ów z wody. Zdolność tę utraca- ły w szystkie filtry po m iesięcznej czynności, je d n a k ­ że substancyje w ym ienione, z w yjątkiem w ęgla zwie­

rzęcego naw et po upływ ie tego czasu usuw ały z wo­

dy znaczną część m ikroorganizm ów . W ty m kie­

ru n k u najlepszem i okazały się: koks i gąbka żelazna.

P rzez w strząsanie wody w ciągu dłuższego czasu z różnem i ciałam i stałem i osiągnięto także znaczny u b y tek w liczbie m ikroorganizm ów ; zapom ocą koksu m ożna było je w szystkie naw et w te n sposób usunąć.

P rzy zastosow aniu znanego sposobu C la rk a zmię­

kczania wody zapomocą rozrobionego w apna, ilość zawieszonych w wodzie m ikroorganizm ów znacznie się zm niejsza.

Jakkolw iek o trzy m an ie w iększych ilości w yjałow io­

nej wody do picia je s t bardzo tru d n em , poniew aż w ym aga ono ciągłego odnaw iania m a te ry ja łu filtru­

jącego, to jed n ak posiadam y liczn e sposoby usuw a­

nia wielu organizm ów niższych z wody, a w każdym razie pierwszeństw o należy się ty m m atery jało m fil­

tru jący m , które n a m ikroorganizm y przyciągająco działają. (Chem. Z tg. 1885, s tr. 1289).

St. Pr.

(Bijologija).

— C i e k ą wy f a k t z ż y c i a k o m ó r k i . W ro k u zeszłym podane zostały n a tem m iejscu ') re ­ zu ltaty dośw iadczeń M. Nussbaum a i A. G ru b era nad sztucznem dzieleniem wymoczków. W ym oczki sąto, ja k wiadomo, isto ty jednokom órkow e i rozm nażają się zapom ocą podziału, same p rz e z się. Z dośw iad­

czeń powyższych w ynikło, ż e p rz y roscinaniu wymo­

czków na części, z każdej z n ich odradza się istota, niczem nieróżniąca się od w ziętej do dośw iadczenia, pod w arunkiem jednakże, je ż e li takiej części dosta­

ło się p rzy operacyi chociażby kaw ałeczek jąd ra.

W przeciw nym bow iem razie odradzanie się m iejsca nie m a. N iedaw no ogłosił A. G ru b e r2) szczegóło- wsze spraw ozdanie z badań sw ych we w zm iankow a­

nym kieru n k u , gdzie oprócz potw ierdzenia daw niej­

szych, przytoczonych w łaśnie rezultatów , sp o ty k a­

m y je d n o nowe dośw iadczenie, szczególnie godne zaznaczenia.

W iadom o, że dobrow olnem u podziałow i w ym ocz­

ków tow arzyszy tw orzenie się now ej gęby w tylnej połowie ciała zw ierzęcia. Po utw o rzen ia się gęby, w ymoczek rospada się na dwoje. G ruber rosciął w ym oczka (S ten to ra), będącego w stanie podziału w ten sposób, że n a tjln y m odcin k u p o zo stała cał­

kiem now opow stająca gęba. Jednocześnie rosciął też ją d r o , lecz p rz y te j operacyi w yciągnął w ypad­

kiem z tylnego odcinka, przy n ależn ą mu część jąd ra.

N ależałoby się spodziewać, że pozbaw iony ją d r a od­

cinek odrodzić się n ie potrafi, tym czasem k s z ta łto ­ w anie się gęby szło dalej aż do zupełnego ukończe­

nia rozwoju. Z powyższego d a je się w yprow adzić

*) W szechśw iat t. IV, str. 271.

2) B eitrage zu r K enntniss d er Physiologie u n d Bio­

logie d er Protozoen. F reib u rg i. B. 1886.

bardzo ciekaw y wniosek, a m ianowicie, żs k ształto ­ w anie się pewnego organu postępuje dalej, je ś li ono ra z już rozpoczęto się, je ś li im puls do tego raz już b y ł dany, jakkolw iek przyczyna tego im pulsu, t. j.

ją d ro zostanie usunięte. N atu raln ie, że ta k i wymo­

czek ostatecznie ginie i rozm nażać się nie je s t w ię­

cej w stanie (w skutek b ra k u ją d ra ); wszelako okoli­

czność ta nie nadw eręża w niczem istoty pow yższe­

go wniosku.

M. K.

{Zoologija).

— F i z y j o l o g i j a z m y s ł ó w p a j ą k a . F r.

D ahl ogłosił niedaw no interesujące w yniki poszuki­

w ań swych n a d fizyjologiją zmysłów pająka.

Dawne zdanie, że organy zmysłów stanow ią nieod­

zowny środek sam ozachow ania osobnika—znajduje też potw ierdzenie w danym w ypadku, a m ianow icie, okazuje się, że zm ysł dotyku je s t najw ażniejszym w ekonom ii życiowej pająka. Pokarm p ająk a skła­

da się, ja k wiadomo, z m ałych owadów, w padających w sieć; ta ostatnia je d n a k tylko przez k ró tk i czas może więzić zdobycz, p ająk zatem m usi szybko przy- biedz, by ofiarę zdusić; ta k , pająk Steatoda puncta- ta L . obrzuca owada n itk am i, zw racając w stronę uwięzionego zw ierzęcia odwłok swój z brodaw kam i przędnem i i używ ając odnóży ty ln y ch do rzucania;

p a ją k E peira sclopetaria Cl. stara się schw ytanego ow ada okręcić naokoło osi jego ciała zapom ocą nó­

żek swych i w tak i sposób otoczyć go pajęczyną;

śm ierć owada, schw ytanego w sieć, następuje często przez ukąszenie w tedy dopiero, gdy ucieczka jest ju ż niem ożliwą. W niektórych razach sieć sam a nie n adaje się w cale do chw ytania owada, je śli pająk nie dopomaga. Gdy owad siada na sieć taką, pająk natychm iast chw yta go. W e w szystkich ty ch wy­

padkach zm ysł dotyku je s t nieodzownie koniecznym , ponieważ ja k się okazuje, zmysł w zroku je s t tu n ie­

w ystarczającym . W iększość pająków posiada w są­

siedztwie sieci swej szczególne schronienie, w któ- rem siedzi w ukryciu n a czatach; gniazdko to jest połączone z siecią zapomocą nici sygnałow ych, przez któ re pająk w bardzo k ró tk im czasie zostaje powia­

domiony za pośrednictw em zmysłu d otyku o obe­

cności ow ada w sieci; zm ysł w zroku nie może mu zw ykle w tedy pomódz, albow iem bard zo tru d n o pa­

jąkow i przejrzeć całą sieć; gdy zaś p ająk siedzi na sieci, je s tto zupełnie niem ożliwe, albow iem cała część sieci, znajdująca sie w tyle pająka, je s t całko­

w icie przed w zrokiem p ająk a u k ry ta. Z jednego t e ­ go faktu w y n ik a już, że rozwój zm ysłu dotykow ego je s t w ażniejszy dla pająka, aniżeli zm ysłu wzroku.

T ak też je s t w rzeczywistości. P ająk nietylko czuje, że owad w pada w sieć, lecz odczuw a też w jakiem m iejscu sieci znajduje się; albowiem pająk , siedzący n a środku sieci, w ybiera n aty ch m iast w łaściw y p ro ­ m ień, by dostać śię po nim do zdobyczy; gdy ma gniazdko przy sieci, spieszy naprzód do środka sie­

ci, a stąd po właściwej osi bieży do m iejsca, gdzie i trzepocze się owad; je śli zaś owad zachowuje się zu-

Cytaty

Powiązane dokumenty

m órki roślinnej dzielność swoją zatrzym uje tylko przez czas pewien, o tyle k ró tk i, że nie zdąża wydzielić widocznych bespośrednio dla oka ilości tlen u

cie o pracy dokonanej przez te powolnie, lecz stale działające, siły. S trum ienie lawy, które niegdyś spływ ały z góry, dziś tw orzą wyniosłości na wysokiej

B adanie ciał tych bardzo w iele przyczyniło się do w yjaśnienia niek tó rych zawiłych kw estyj, dotyczących ub arw ienia o

Co się tyczy Y olucella bombylans, to gatunek ten rospada się na m nóstwo odmian, z których każda naśladuje innego trzm iela;

dzić w połowie S ierpnia i zw ykle 20 tego m iesiąca razem odlatują, a pojedyńcze stare osobniki tu łają się jeszcze przez kilka dni, a naw et niekiedy przez

Roślin uważanych przez Łagowskiego za nowe gatunki jest pięć, ponazywał je nasz botanik, ale dokładnego opisu niema, tylko przy każdej jest króciutka notatka

Poniew aż w lam pie W enham a płom ień posiada bardzo znaczną tem peraturę, przeto palniki ja k rów nież i inne części składow e tych lam p w kolei czasu

Zależnie od stosunkow ych ilości tych m ateryjałów otrzym uje się ro ­ zmaite odcienie barw ne ostatecznego p ro