M 9 . Warszawa, d. 28 Lutego 1886 r. T o m V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRZYRODNICZYM.
P RENUM ERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W a rs z a w ie : rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie „ 10 półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w k ra ju i zagranicy.
K om itet R edakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J. A leksandrow icz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniew ski, J. N atanson,
D r J. S iem iradzki i mag. A. Ślósarski.
„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch tre ść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 '/j!
za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
i L d r e s Z R ed -etłszcy i: P o d h a l e 3>Tr <5= n o w y .
Fig. 1. R afineryja siarki.
1 3 0 WSZECHŚWIAT.
SIARKA
W WI ELKI M PRZEMYŚLE
przedstaw ił Xj. B l - u . i n e n . t a l .
T ak zw any „w ielki przem ysł" dostarcza nam w ielu najniezbędniejszych produktów , których fabrykacyja za p u n k t wyjścia ma siarkę, np. kw asu siarczanego, sody zw ykłej i gryzącej, a więc pośrednio i m ydła, a łu nów, koperw asów i m nóstwa innych soli, kwasów lotnych i t. p., fabrykacyja których je st zupełnie nieznaną szerszemu ogółowi publiczności.
Zam ierzam w szeregu oddzielnych ro- spraw ek zaznajom ić czytelnika z całym cy
klem produktów fab ry k chemicznych, ros- poczy nająć od siarki.
S iark a znajduje się w przyrodzie w sta
nie rodzim ym i w połączeniach z innem i ciałam i,jakoto: z w apieniem i tlenem —w for- mie gipsu, z żelazem w postaci p iry tu , z cyn
kiem, ołowiem — ja k o błyszcze czyli blendy;
siarkow odór znajduje się w w odach siarcza
ny ch, a n iektóre ciała organiczne, j a k zw iąz
ki proteinow e, czosnek i t. d zaw ierają rów nież siarkę. P o k ła d y rodzim ej siarki znajd u ją się w sąsiedztw ie w ulkanów i nie
w ątpliw ie tw orzą się w ten sposób, że p ary siark i podczas działania w ulkanów pirzeni- k a ją d o szczelin sąsiednich sk ał i kondensu- ją się; również i po ustaniu działalności w ul
kanów, gazy, zaw ierające siarkę, p rzy zet
knięciu się z pow ietrzem , parą w odną, gazem chlorow odorowym , w ydzielają z siebie siar
kę, k tó ra się u k ład a w arstw am i w ew nątrz wulkanów . W miejscach, odległych od okolic w ulkanicznych, siarka w ydziela się z siarkow odoru, któ ry ze swój stro n y może być p roduktem ro sk ład u gipsu, pod w p ły wem wody i ciał organicznych. T akie je st m niej więcej pochodzenie siark i spotykanej w naturze.
Pospow szechnienie jej rosciąga się na wszystkie części św iata. O prócz Sycylii i niektórych miejscowości we W łoszech,
w E u rop ie znane są pokłady na Islandyi, na Szląsku, u nas w Swoszowicach i pod C zarkow am i, na K aukazie, dalej w A m ery ce, w Stanach Zjednoczonych, Chili.
W C zarkow ach, w powiecie pińczow- skim , siarka dobyw a się pom ięszana z m ar- glem i przechodzi na m iejscu proces oczysz
czania zapomocą siarku węgla. S iarka oczy
szczona odznacza się czystością i dobro
cią. Średnio rocznie w ytapiają tu siarki do 30000 pudów i zatru dn iają do 120 robotni
ków; zbyt głów ny w W arszaw ie.
Najbogatsze pokłady znajd u ją się w Sy
cylii, k tóra dotąd nie przestaje zaopatryw ać całego św iata przem ysłow ego w siarkę; p o mimo to eksploatacyja jej nie je st tak ud o
skonaloną, ja k b y to wskazywała je j rola w przem yśle włoskim. N adzw yczajna nie- dbałość i wrodzone lenistwo W łochów , w do
d atk u do tego ignorancyja górników — oto czynniki, które w płynęły n a zastój tej gałę
zi górnictw a we W łoszech. W części wina spada na sposób eksploatacyi m in siark o
wych. M iny siarko dajn e są oddaw ane po większej części przedsiębiorcom do eksploa
tacyi na pew ien tylko czas. B ardzo je s t te
dy zrozum iałem , że przedsiębiorca stara się tylko o w yciągnięcie największej ilości zy
sków, nietroszcząc się bynajm niej w ja k i sposób swój cel osięga. T ak więc używ anie galeryj poprzecznych i podłużnych, oraz wen- tylacyi nie je s t wcale we W łoszech znanem.
G órnik włoski poprostu kopie galery ją w k ierunku żyły i eksploatuje ją , dopóki może.
P rz y takim stanie górnictw a nie obchodzi się bez nieszczęść, które, ja k zw ykle, n a j
więcej dotykają robotników . Zapadnięcia się galeryj, eksplozyje gazów, częste pożary są na porządku dziennym . Jeśli pożar wy-
| buchnie w minie, niem a innego środka przy tłum ienia, j a k zam knąć otw ory, wiodące do m iny, aby sam a zgasła, na co czasem trzeb a długo czekać, gdyż skały sąsiednie p rze
puszczają pow ietrze i podtrzym ują pożar;
za p rzy kład tego może służyć pożar pewnej góry, któ ry trw a ju ż 60 lat!
Siarka, w ydobyta z m iny, zaw iera do-
! m ięszki gipsu i ciał ziem istych. Zdaw ałoby się, że niem a nic łatw iejszego nad oczyszcze
nie siarki od domieszek, przez nagrzew anie J do tem peratury 112°, przy której przecho-
N r 9. WSZECHŚWIAT. 131 (lzi w stan ciekły. T rzeba się jed n ak tu li
czyć z trudnościam i, które w arunkują szcze
gólne własności fizyczne tego ciała w tem peraturze nieco wyższej. W iadom o, że siar
ka, topiąca się p rz y 111,5° C, gęstnieje przy 200°, a dopiero około 400° przechodzi napo- w rót w stan ciekły. Żeby więc oddzielić siarkę od domięszek, trzeba ją. utrzym yw ać [ w stanie zupełnie ciekłym , p rzy tem peratu
rze 112°— 160°, co nie je s t rzeczą łatw ą do osięgnięcia.
Jednym z najbardziej rospowszechnio- nych do ostatnich czasów i najdaw niejszych sposobów w ydobyw ania siarki, je s t sposób, zw any „calcorelli“, podobny do tego, jak im
c
Fig. 2. K alkarona—przekrój pionowy.
zw ęglają drzewo. R udę, zaw ierającą siar
kę, składają w stertę wielkości 2—3 m etrów kub., starając się, by większe kaw ały i bo
gatsze w siarkę były na spodzie, mniejsze zaś i mniej bogate na wierzchu. W szystko to pokryw a się ziem ią i zapala u góry przez otwór. S iark a leżąca n a pow ierzchni spa
la się kom pletnie, w ydzielając dw utlenek siarki ( S 0 2), pokłady zaś środkowe, ogrze
wane przez część ru d y palącej się na wierz
chu, w ytapiają całą zaw artość siarki.
C zytelnik zrozum ie, ja k barbarzyńskim je s t podobny sposób fabry kacyi. Ilość siarki otrzym yw anej dosięga 1 5% — 20%
całt5j zaw artości siarki w rudzie. W ydo
bywające się masy dw utlenku siarki tak
niszczyły 'do ko ła w egetacyją, że rząd za
bro n ił używ ania tego sposobu latem.
Na szczęście sam przypadek w skazał spo
sób daleko korzystniejszy i bespieczniej- szy. D la stłum ienia pożaru, powstałego kiedyś w skutek niedbalstw a w jednym z większych składów rudy, przysypano ca
ły budynek ziemią. P o upływ ie miesiąca, gdy p o żar jeszcze nie gasł, robotnicy spo
strzegli strugę dość czystej siarki, w ypły
wającej w ilości dw akroć większej, aniżeli otrzym yw ali z calcorelli.
W yp ad ek ten bardzo dodatnio w płynął na rozwój przem ysłu siarkowego. Z rozu
miano dobrze, ja k je st dogocłncm p rzera-
Fig. 3. Kalkarona—przekrój poziomy.
bianie wielkich ilości i oszczędność siarki przez pokrycie w arstw ą ziemi, ochraniają
cą od zetknięcia z powietrzem .
Od tego czasu zaczęto budow ać „calca- roni“ t. j . doły m urow ane form y eliptycz
nej o dnie pochyłem , których głębokość wynosi '/* — '/8 ich średnicy, mającej od 5 do 20 m (patrz fig. 2 i 3). W miejscu, gdzie pochyłość dn a je s t najw iększa, z n a j
duje się przednia ściana kalkarony, do której dostęp je s t wolny; u jó j spodu znaj
duje się otwór, zw any „m o rte“, służący do .zbierania płynnej siarki. P rz y tym otworze kładą się kaw ały ru d y naj większe, na wierzchu zaś najm niejsze; przy u k ła daniu pozostawia się przestrzeń, przecho
132 W SZECHŚWIAT. N r 9.
dzącą w zdłuż całej kalkarony , w k tó rą się w rzuca k aw ały palącego się drzew a. C a
ła kalk aro n a pokryvva się w arstw ą ziemi, którćj grubość je s t tem większa, im w iatr silniejszy. O bjętość kalkarony byw a b a r
dzo rozm aita, od 25, 50, 400 do 1200 m 3.
W ytapianie trw a od 30 do 80 dni.
T a k więc widzimy, że przy podobnej fa- brykacyi trac ą się w znacznój ilości dwa tak ważne czynniki: czas i produkt. Tam gdzie przem ysł stoi na wysokim stopniu rozwoju, gdzie k onkurency ja prow adzi do możliwie doskonałój eksploatacyi, w celu osięgnięcia najw iększej korzyści z p ro d u ktu, tam taki rodzaj przem ysłu górniczego staje się nieracyjonalnym . T o też w A n glii, F raneyi, B elgii, w ydobyw ają siarkę z ru d y zapom ocą przegrzanej p a ry albo siarku węgla. O prócz ogromnój oszczę
dności p roduktu, wyższość tych sposobów polega na możności otrzym ania tem pera
tu ry stałój i ściśle określonój.
P rz y fabrykacyi zapomocą przegrzanej p ary używ ają się piece T hom asa, należące do najlepiój odpow iadających swem u za
daniu, ze w zględu prostoty kon stru k cy i i do
broci. S kładają się one zw ykle z dw u czę
ści: ruchom śj i nieruchom ój; nieruchom ą część stanowi w ielki, żelazny, poziom o umo
cow any cylindei-, p o k ry ty drzew em , długo
ści 6 — 8 m, 60 — 80 cm średnicy. P rzez um yślnie zrobione z jed n ó j strony herm e
tyczne drzw iczki wsuw a się weń na szynach m ałe wagoniki o dnie przedziuraw ionem , zaw ierające ru d ę siarczaną dość drobno po
tłuczoną. N a przeciw nym końcu cy lin d ra znajduje się w dnie duży otw ór dla kom uni- kacyi z ruchom ą częścią aparatu , k tó ra skła
da się z tyg la przym ocow anego do wózka, przesuw ającego się po szynach. T ygiel ten przeznaczony je s t do zbierania ściekającej siarki.
P rzy stęp u jąc do w prow adzenia p rz y rząd u w działanie, drzw iczki zam yka się szczelnie, tygiel przym ocow uje herm etycznie do cy
lindra, a przez ru rę, idącą z ko tła p aro w e
go, w puszcza się parę przegrzan ą. O pera- cyja nie trw a dłużej nad cztery* godziny, po upływ ie których parę z tego cy lin d ra w pro
wadza się do takiegoż samego obok stojące
go ap aratu; następnie w agoniki szybko się wysuwa, zastępując je innem i, świeżo nała-
dowanem i, tak, że je s t możność w prow adze
nia przyrządu w działanie poraź drugi, z a nim jeszcze zdo łał ochłodnąć.
Najlepszym je d n a k je st sposób oddziela
nia siarki zapomocą siarku węgla: zasadza się on na zdolności tego ciała rospuszczania w znacznej ilości siarki i na n ad e r niskim jeg o punkcie wrzenia. A p araty, używane do fabrykacyi, składają się z bateryi kom u
nikujących się ze sobą cylindrów żelaznych, któ re napełniam y ru d ą siarkową; przez nie przepływ a zagrzany siarek w ęgla i ros- puszcza siarkę. Z ostatniego cy lindra wle
wa się on do kotła, gdzie pod działaniem tem peratury 100° C w ydziela siarkę, k tó ra od czasu do czasu może być ztąd zbieraną, podczas gdy siarek węgla w postaci pary przechodzi do rezerw oaru, gdzie się skrap la napow rót.
S iarkę możemy rów nież otrzym ać i inne
m i drogam i, ja k np. z bardzo rospowsze- chnionych w przyrodzie pirytów , k tóre za
w ierają do 5 6% siarki. W Saksonii i Cze
chach destylują je w żelaznych lub w g lin ia nych cylindrach, zaopatrzonych w dwa otw ory: jed en , szczelnie zam ykany podczas działania aparatu , służy do w kład ania i w yjm ow ania pirytów ; dru g i kom unikuje się z rezerw oarem , w którym p ara siarki się zągęszcza. W najlepszym razie udaje się otrzym ać ledwo */2 siarki zaw artej w p iry tach.
O trzym any temi drogam i p ro d u k t za
w iera domięszki ciał ziem istych niepalnych i nielotnych, żadnego wpłyrwu na dobroć produktów chemicznych niem ających; dla tego też używ a się w kolosalnych ilościach, do celów przem ysłow ych, a głów nie do fabrykacyi kw asu siarczanego.
W pew nych razach np. do fabrykacyi p ro chu, zapałek chem icznych, w ulkanizacyi kauczuku, produktów farm aceutycznych, po
trzeb a otrzym ać siarkę chemicznie czystą.
D la oczyszczenia siarki od wszelkich dom ię- szek posługujem y się rafineryją — sposobem, pozw alającym nam otrzym ać zarazem t. z.
k w iat siarkow y t. j. niezm iernie drobną siar
kę.
A p a raty używ ane do rafineryi składają się z re to rty B i kom ory kam iennej G (fig. 1 na stronie tytułow ej). Do re to rty w kładam y siarkę, k tó ra pod działaniem ognia przecho-
N r 9. WSZECHŚWIAT.
dzi w postaci pary do izby kam iennej, jeśli j w izbie tej tem p eratu ra je s t dość wysoka { (około 60° C), to siarka kroplam i spada na dno, stąd w prow adza się w form y stożkowe, w k tórych krzepnie. Je st to t. zw. siarka w laskach. Jeśli zaś będziemy u trzym y
w ali w izbie tem peraturę znacznie niższą j (około 20° C), to otrzym am y kw iat siarko
wy. Dow olnie więc zniżając i podnosząc tem peraturę izby, możemy otrzym ać siarkę w stanie płynnym i drobnym .
K w iat siarkow y jestto proszek niezmier
nie lekki i drobny, okazuje się pod m ikro
skopem złożonym ze sferoidalnych pęche
rzyków , używ a się w znacznej ilości do gu
bienia pasorzytów (grzybków O idium i E re- siphe), które żyją na w innych gronach we F rancy i.
mmMmTm h o ś l i h
podał A l . Ł i .
W iele bardzo roślin pojaw ia się w pe
w nych miejscowościach tylko wypadkowo:
aklim atyzują się one niejednokrotnie tylko na bardzo k ró tk i przeciąg czasu; następnie gdzieś znikają bespow rotnie. Do najczęst
szych sposobów takich wędrówek roślin za
liczyć należy przenoszenie ich ziarn z m iej
sca na miejsce za pośrednictw em wełny ow
czej, sprzedaw anej gdzieś na odległych ry n kach zam orskich. „B ulletin de l ’In stitu t d ’Essex“ przytacza wiele przykładów w tym względzie.
. P rzędzalnie w M assachousets otrzym ują w ełnę z rozm aitych krańców świata: z po
łudniow ej A m eryki, z przylądka D obrej N a
dziei, z A u stralii, z M ałej A zyi i nakoniec z rozm aitych krajów E uropy. A lcotte, an
gielski przyrodnik, badał wełnę w przędzal
niach w L ow ell, n a północ od M assachou
sets. W ełna ta je s t wyłącznie sprow adza
n a z K alifo rn ii i bardzo bogata w nasio
na najrozm aitszych roślin. B ezw arunkow ą w śród nich przew agę m ają dwa gatunki na
sion roślin kolczastych: X anthium strum a-
rium , znanój na fabrykach pod nazw ą Me- stizoes i rośliny strączkow atej Medicago denticulata, potocznie zwanej Alfacas.
W szystkie te części roślinne, wraz z inne- mi odpadkami, trafiają na g ru n ty okalające zabudow ania fabryczne. W rezultacie więc g ru n ty te, skupiając n a swej powierzchni masę najrozm aitszych roślin, stają się ist
nym ogrodem botanicznym ; tak np. cytow a
ny powyżej A lcotte a v pobliżu zakładów f a brycznych w L ow ell znalazł 36 gatunków roślin, nieznanych w owój miejscowości i przyw iezionych tam, w części z E uropy, j w części zaś z południow ej A m eryki i p rz y lądka D obrej Nadziei. N ierzadkim też je s t wypadek, że nasienie pewnej rośliny o d b y wa daleką podróż w wełnie na k ark u
j u owcy.
B ardziej powszedniem jed n ak zjaw iskiem
j je s t m igracyja roślin pod w pływ em w iatru, któ ry j e rossiewa. „B ulletin de 1’In stitu t d ’E ssex“ zamieszcza w tym przedm iocie na
der ciekawy a rty k u ł pióra M aryi Plow m er.
Z p racy tej widzim y, że przenoszenie n a
sion niektórych roślin z miejsca na miejsce, odbyw a się niejed no krotn ie na ogrom nych przestrzeniach, zwłaszcza zdum iew ające są p rzykład y kilkutysięcznom ilow ych w ędró
w ek rośliny, zwanej Im patiens N oli-m e-tan- gere. D alej, Tomasz M ehan opowiada, że doświadczył na sobie z ja k ą to silą prądem pow ietrza pędzone byw ają nasiona H am a- melis virginica, które z niezw ykłą mocą ud e
rzały go w tw arz, jakkolw iek kilka m etrów oddzielało go od miejsca, w którem H am a- melis rosła. K onkurencyją niem ałą w p rze
noszeniu nasion czyni w iatrow i woda: na większych rzekach, zw łaszcza przep ły w ają
cych przez lasy, tw orzą się niejednokrotnie wyspy pływające, przez połączenie korzeni, gałęzi i pni drzew , wywróconych do wody.
Otóż w yspy te po upływ ie pewnego czasu pokryw ają się przepyszną roślinnością i to najczęściej nieznaną w danej miejscowości, a dającą się odnaleść dopiero u źródła rzeki.
R ośliny te, gdy zostaną przeniesione przez wody w nieodpow iednie dla siebie strefy, giną przez w ym arzanie, nadm iar ciepła lub b rak wilgoci.
M igracyja nasion za pośrednictwem lodów pływ ających ma miejsce również często.
D ługie pozostawanie w wodzie niezawsze
134 WSZECHŚWIAT. N r 9.
też źle oddziaływ a na nasiona roślin, zw ła- ! szcza gdy są, one zaw arte w tw ardej skoru
pie. O rzechy kokosowe np. przep ły w ają cały ocean Ind y jsk i bez naj mniej szćj szkody dla siebie; niektóre gatunki roślin strączko- w atych z Indyj zachodnich przedostają się w całości do brzegów Szkocyi; nasiona ro ślin, których ojczyzną je st w yspa M adaga
skar, z wyspy tój p łyną do brzegów Sw. H e
leny, okrążając przylądek D obrej Nadziei:
nasiona te, gdy natrafią zw łaszcza na g ru n t sobie właściwy, tak się rozrastają, że zagłu
szają naw et rośliny krajow e. C ałkiem ja k w sferze stosunków ludzkich...
Jednem słowem, jeśli wyspy oceanu Spo
kojnego pokryte są palm am i kokosowemi, je śli roślinność brzegów B razylii i G ujany n ader je st podobną do roślinności brzegów K ongo, to przyczynę tego faktu właśnie w prądach m orskich u p atry w ać należy.
M igracyja roślin za pośrednictw em zwie
rząt, płazów i ry b odbyw a się rów nież na w ielką skalę, że pom iniemy ju ż naw et na tem m iejscu człow ieka, głównego św iadom e
go lub mimowolnego spraw cę m igracyi ro ślin.
P rze zo rn a w iew iórka zbiera na zim ę zna
czne zapasy żywności; gdy w łaścicielka tej spiżarni, znajdującej się najczęściej w zie
mi, ginie lub się przesiedla na stałe siedlisko gdzieindziej, pozostaw ione w ziemi ziarna zaczynają rosnąć. F a k t ten dobrze jest znany indyjanom am erykańskim : istnieje np. u nich podanie, że wszystkie lasy pocho
dzenie swe zaw dzięczają tylko wiewiórce.
D arw in, utrzym uje, że w iele gatu n k ó w ry b żywi się nasionam i; ry b y te służą za po
karm dla wielu ptaków w odnych, k tó re sta
ją się w ten sposób rossadniltam i nasion, którym bynajm niej nie szkodzi czasow y po
by t w żołądkach ptasich, a w ielu naw et po
m aga do wegietacyi, ja k np. roślinie M agno
lia srlauca.
T ak więc p tak i dzielnie się p rzyczyniają do m igracyi roślin. Ziemia przy sychająca do ich piór, błoto, przylegające do łap ek , na
der często zaw ierają w sobie nasiona roślin j z rozm aitych k rajów i różnych klim atów , j
D arw in np. podaje fakt, że z niedużego ka
w ałka ziemi, zdjętej z łapki złow ionej k u - j ropatw y i umieszczonej następnie w m iej- | scu w ilgotnem pod szklanym kloszem, wy- 1
rosło po upływ ie lat dw u—82 gatunków roz
m aitych roślin.
Z pobieżnego tego szkicu widzimy, ile to sposobów i dotego tak różnych i tak orygi
nalnych posiadają rośliny dla swych dłu gich często podróży z m iejsca na miejsce.
KILKA SŁÓW
0 UTWORZENIU SIĘ OLEJU SKALNEGO
P R Z E Z
MaksjniHJ&na, Flauma.
K w estyja, dotycząca utw orzenia się oleju skalnego (nafty), w dotychczasowej lite ra tu rze gieologiczno-chemicznej w rozm aity sposób była rostrząsana. Z biegiem czasu powstało kilk a w tym względzie hypotez, z k tó ry ch je d n a k żadna zupełnie zadaw ala
ją c ą się nic okazała. P ow ołując się prze
dewszystkiem na drukow aną ju ż w W szech- świecie pracę p. Z ubera p. t. „N afta i wosk ziem ny w G alicyi“ (tom II, 1883, N ry 3, 4, 6, 7, 9, 10, 11 i 12), w którój czytelnik z n a j
dzie przedstawione w świetle krytycznem niektóre hypotezy, dotyczące warunków występowania nafty w G alicyi, mam za
m iar zaznaczyć w niniejszem nowe badania, które, przedsięw zięte w celu chemicznego zbadania olejów skalnych, w rezu ltatach swych okazały się ważnemi i dla teoryi ich pow staw ania.
O dkrycie bogatych źródeł nafty w P e n sylw anii (1859) ') obudziło z długiego uśpie
nia przedsiębiorczych Niemców, k tó ry ch oj
czyzna posiada k ilk a miejscowości n afto wych. N ajstarszą z takich miejscowości jest źródło n ad jeziorem T egern (w A lpach), gdzie ju ż od roku 1436 w kaplicy poświęco
nej świętem u K w irynow i, księża sprzeda
wali okolicznemu ludow i olój skalny pod
') Por. Wszecłiśw. t. IV, str. 610.
N r. 9. WSZECHŚWIAT. 135 nazwą, „oleju K w iry n a " ja k o środek leczni
czy. Bogatsze źródła znaleziono w A lza
cyi, następnie w H anow erze i w księstwie liolsztyńskiem . E ksploatacyja tych źródeł okazała się niedość ekonom iczną i odpowie
dni przem ysł w Niemczech się nie wydosko
nalił.
Olój skalny z powyższych źródeł służył p. K ram erow i za m ateryjał do badania pod względem chemicznym. W niektórych ra
zach dla porów nania b ra ł też autor oleje za
graniczne, z któ ry ch p ro d u k t pensylwański podobny je st do lekkiego oleju z źródła Te- gern, cięższy zaś kaukaski do oleju z Oel- heim.
C iężar właściwy surow ych olejów n ie
m ieckich wynosi wogóle 0,780—0,970; b ar
wa zm ienna, od żółtobrunatnój z silną, zie- lonaw ą fluorescencyją do zupełnie czarnćj.
Część, dystylująca się do 150° zaw iera wę
glowodory szeregu parafinowego (Cn I I 2n -f-2).
L ekkie oleje zawierają, prócz tego w dość znacznej ilości rospuezczone w ęglow odory gazowe. W części, wrącej od 150°—300°, czyli w t. zw. olejach świetlnych, znajdują się zw iązki (ogólnego wzoru C n H 2I1 ), nale
żące tylko w niewielkiej ilości do szeregu węglow odorów etylenowych; głównie zaś są to w ęglow odory arom atyczne uw odornione (homologi sześciowodorobenzolu, C6H c.H 6).
T rudno je d n a k z zupełną pew nością stw ier
dzić obecność tych ostatnich; może są to m ięszaniny związków parafinowych z aro- m atycznem i bogatemi w węgiel (w zoru C n H 2„ _ 6 i C n H 2n _ 12). Im więcej zna
leziono w danym oleju ciężkich ciał arom a
tycznych, tem mniej okazywało się w ęglo
w odorów parafinowych. W iększa lub m niej
sza ilość jed n y ch i drugich, ja k się zdaje, znajduje się w przyczynow ym związku. D a- lćj p. K ra m e r skonstatow ał obecność węglo
w odorów arom atycznych, ja k : benzol, izo- ksylol, m ezytylen, pseudokum ol i in. Z ciał, zaw ierających tlen, otrzym ał fenole i kwasy, te ostatnie praw dopodobnie z g ru py kw a
sów tłuszczow ych. W niew ielu wypadkach oleje zaw ierały siarkę.
W iększość ciał, znalezionych w badanój nafcie, znajduje się także w smole pow sta
jącej p rzy dystylacyi węgla kam iennego i b ru natnego, a w skutek tego nabiera wielkiego praw dopodobieństw a analogija w pocho
dzeniu i sposobie pow staw ania tych m ate- ryj. Przypuszczenie to znajduje dalszą podstawę w tem, że przy znacznem ciśnieniu i wysokiej tem peraturze następuje roskład wysoko wrących związków parafinowych na ciała arom atyczne i w ęglow odory etyleno
we. Z drugiej strony wiadomo, że dystylu- ją c węgiel kam ienny przy możliwie niskiój
| tem peraturze, m ożna otrzym ać smołę boga-
| tą w zw iązki parafinowe, podobną do smo
ły z w ęglabrunatnego, k tó ra ostatnia stanowi niejako ogniwo pośrednie pomiędzy smołą węgla kam iennego a olejem skalnym . O pie
rając się na tych faktach, pan K ram er stara się wyjaśnić sposób, w ja k i utw orzyły się źródła nafty.
M endelejeff przypuszcza, że we w nętrzu ziemi zn ajd ują się masy zw iązków węgla z m etalam i, przew ażnie z żelazem, w stanie ognistopłynnym , podlegające roskładow i pod w pływ em p ary wodnej (podług H . Byasso- na i pod wpływem siarkow odoru i dw utlen
ku węgla), czego skutkiem je s t połączenie węgla z wodorem. T akie tw orzenie się węglowodorów ma miejsce w m niejszych rozm iarach p rzy rospuszczaniu żelaza lub cynku, zaw ierających węgiel, w kwasie siar- czanym lub solnym. W edłu g mniem ania jed n ak innych badaczy, olój skalny, zaró
wno ja k węgiel, je st produktem procesów życiowych i gnilnych organizm ów z da
wnych okresów gieologicznych. R eichen- b a c h ju ż w roku 1833 uw ażał olej skalny za zmieniony olejek terpentynow y z sosen, który, uchodząc w skutek powolnej dystyla
cyi, osiadał w chłodniejszych w arstw ach.
Piedboeuf przypuszcza, że w skutek wysy
chania jezior i, co za tem idzie, nadm iaru so
li, zw ierzęta morskie i błotne straciły życie i, pokryte w arstw ą szlam u, podległy powol
nemu gniciu, tw orząc bogate źródło węglo
wodorów. Przypuszczenie to stara się uza
sadnić przez częstą obecność soli obok nafty.
Praw dopodobnie jed n ak zarów no zwierzęta ja k i rośliny wspólnie dostarczyły mate ryj a- łu dla olejów, ja k to tłum aczy Strippelm ann, podług którego w ulkaniczna działalność da
wniejszych okresów gieologicznych u skute
czniła przem ianę substancyi organicznój na naftę. P od ług p. K ram era, k tó ry w zasadzie przyjm uje ostatnie to wyjaśnienie, głów ne- mi czynnikam i w tych procesach gieologi-
Ws z e c h ś w i a t. M r i).
cznych były zw iększone ciśnienie i tem pera
tu ra . P rz y jednoczesnem w spółdziałaniu p a ry wodnej i alkalij ziem nych nastąp ił ro sk ład celulozy na węglow odory, d w utle
nek w ęgla i wodę bez oddzielenia czystego węgla. T ak i rosk ład tłum aczy tak rzad k ą obecność fenolów (zw iązków tlenu z węglem i wodorem ) w nafcie, w porów naniu z ich częstą obecnością w sm ołach z w ęgla i ró wnież brak zw iązków azotow ych. P o n ie waż tw orzenie się zw iązków arom atycznych tem obficiej w ystępuje, im wyższą je s t tem p eratu ra p rzy dystylacyi, a najlżejsze naw et części smoły z w ęgla brunatnego są jeszcze bogatsze w w ęglow odory arom atyczne niż najcięższe oleje, m usiało więc tw orzenie się olejów odbyw ać się p rz y tem peraturze znacznie niższej, od tej, ja k ie j używ am y przy otrzym yw aniu sm oły z w ęgla b ru n a tnego. Częściowe przegrzanie podczas p ro cesu tw orzenia w pływ ało na wzbogacenie p ro d u k tu w w ęglow odory arom atyczne; choć m ogły się one też utw orzyć ju ż z gotowej nafty w ten sposób, w ja k i np. następuje roskład n afty na w ęglow odory gazowe i zw iązki arom atyczne przy p rzep ro w ad za
niu przez rozżarzone rury.
P ow stanie m atery jału organicznego, z któ
rego utw orzył się olej skalny, sięga okresu dewońskiego, a może i syluryjskiego. P rz e mawia za tem znajdow anie się w de wonie źródeł am erykańskiego oleju, bogatego w ga
zy, lekkiego, mało zaw ierającego stałych żyw icznych części, a więc praw dopodobnie znajdującego się na m iejscu utw orzenia.
F a u n a i flora przedw ęglow ych formacyj w yginęły w skutek pow olnego opadania sła
bej jeszcze skoru py ziemskiej i zostały po
k ry te szlamem glinianym i w apiennym , na którym po podniesieniu zapadłych w arstw pow stały nowe generacyje, by znow u paść ofiarą tej samej katastrofy. T ym sposobem utw orzyły się naprzem ian p o k ład y szcząt
ków organicznych i w arstw glinianych i wa
piennych. P otężne działania, jak im nastę
pnie uległy te szczątki organiczne, nie po
zw oliły im pozostać w form ie zw ykłych po
kładów węgla.
D ziałania te, podług p. K ram era, polega
ły na pękaniu i m arszczeniu się skorupy ziem skiej, które przenosiło się i na w arstw y młodego organicznego węgla, znajdującego
się pomiędzy warstw am i wapiennemi i gli- nianem i. W ten sposób szczątki organiz
m ów, przynajm niej pośrednio, zostały wy
stawione na w pływ wysokiej tem p eratury ją d r a ziemskiego i przy w spółdziałaniu sil
nego ciśnienia i alkalij ziemnych rospoczął się rosk ład i dystylacyja, a w ytw orzone ole
j e zbierały się w chłodnych miejscach.
W sk u tek dalszych procesów gieologicznych pokłady, w których pierw otnie oleje te po
wstały, ucierpieć mogły w mniej lub wię
cej silny sposób, a oleje same częściowo przelały się w inne miejscowości. P rz y tej zm ianie m iejsca nastąpiła też n ajp raw d o p o dobniej częściowa zm iana w chemicznym składzie nafty: przegrzanie i parow anie za
m ieniło część zw iązków parafinow ych na węglow odory arom atyczne, a tlen atmosfe
ryczny, również ja k siarka, pow stała z siar
czanów (np. z gipsu) przez odtleniające dzia
łan ie gnijących organizm ów, przyczyniły się do utw orzenia mas żywicznych.
Jeśli, ja k teo ry ja powyższa tego wymaga, właściwą przyczyną pow staw ania oleju skal
nego są w yniesienia gór, zmuszeni jesteśm y i do wniosku, że owo pow stanie oleju nie je st przyw iązane do pewnej określonej epoki.
(Jróry środkowej E u ro py , H arz, Schw arz
w ald i W ogezy pow stały w form acyi węglo
wej; A lpy i J u r a w początku form acyi trze
ciorzędowej. P ow stanie ich pokładów ole
j u skalnego musimy więc odnieść do tego samego czasu.
Dalej
trzeba przypuścić, że pierw otne znajdow anie się nafty je st przyw iązane do sąsiedztw a górskich łańcuchów i że ma ono pew ien zw iązekz
wielkością gór. O dpowiednio do tego źródła kaukaskie są nad-
| zwyczaj obfite; źródła w
zachodniej
i wschodniej
Gralicyi, choćmniej
bogate, pow inny przy racyjonalniejszem prow adzeniu dać też większe, niż dotychczas, zyski.Co się tyczy źródeł niem ieckich, nie m o
żna im przepow iadać wielkiej przyszłości—
są one zbyt biedne. Najw ięcej widoków I m iałyby źródła nad jezio rem T egern, w ra
zie, gdyby się dał w ykazać ich związek z łańcuchem alpejskim ; wszystkie własności
| otrzym yw anego stam tąd oleju skalnego, nie-
j wielki ciężar właściwy, wielka zaw artość 1 gazów, niew ielka ilość kwasów, nieobecność
siarki i obfitość parafiny pozw alają przy
puszczać, że znajduje się on tam na pierw o- tnem swem miejscu utw orzenia.
n a p i s a ł ZSm.
O d la t k ilk u n astu znane są w handlu przedm ioty szklane ozdobne, których po
w ierzchnia g ra wszystkiemi barw am i tęczy, szczególniej, kiedy j e w pewnem względem św iatła rospatrujem y położeniu. P rze d miotów tych dostarczają niektóre huty szkla
ne czeskie i włoskie, a sposoby ich przygo
tow ania są utrzym yw ane w najściślejszej ta
jem nicy. Pow ierzchow ność szkła t ę c z u - j ą c e g o (iryzującego) bywa rozmaita: Dla zw ykłego oka najpiękniej przedstaw ia się szkło zupełnie przezroczyste, bezbarw ne al
bo słabo zabarw ione, którego tylko zewnę
trzn a w arstw a, niesłychanie cienka, posiada własność rosszczepiania św iatła na barwy.
A le zwolennicy osobliwości poszukują z za
pałem szkieł starożytnych, którym , w edług ich przekonania, sam czas nad ał tęczową powierzchowność, a szkła takie są w zewnę
trznej swej w arstw ie nieprzezroczyste, ja k by mleczne i przypom inają raczej przyćm io
n y połysk konchy perłow ej, aniżeli świetną grę barw bańki m ydlanej. Otóż nowocze
sny przem ysł, albo może— ściślej mówiąc—
m niśj uczciwi jego przedstaw iciele obmyśli
li sposoby nadaw ania starożytnego pozoru szkłom świeżo przygotow anym , którem i nie
raz podchodzą dobrą wiarę niezbyt w ytra
wnych znawców starożytności.
N ajnow sze dzieła, trak tu jące o przemyśle szklarskim , niew iele albo i nic nie wspomi
nają o sposobie nadaw ania szkłom tęczowe
go pozoru. W spom inają tylko—i to zw ykle mimochodem—o tak zwanej iryzacyi n atural- ! nćj, jakiej nabyw ają niektóre szkła staro
żytne. P rzy czy n a tego zjaw iska je st znana J
w nauce, jakko lw iek dla je j objaśnienia przypom nieć sobie należy k ilk a własności j
szkła zarów no fizycznych, ja k i chemicz
nych.
Czyste i dobrze przygotow ane szkło zw y
czajne je s t m ateryją zupełnie beskształtną, niekrystaliczną, a po wygładzeniu pow ierz
chni posiada wysoki stopień przezroczysto
ści. W iadom o jed n ak , że wszelkie ciała przezroczyste, silnie rozdrobnione, przezro
czystość tracą i okazują się matowemi. Szkło nie stanow i w y jątk u w tym względzie i p ro szek bezbarw nego szkła je st biały. Jeżeli zam iast proszkować całą masę szkła, posta
ram y się tylko o to, żeby powierzchnię jego pokryć wielką liczbą nadzwyczaj drobnych rys, to straci ono przezroczystość w części, stanie się na wpół przezroczystem , czyli, ja k
| zw ykle mówią, matowem. G dybyśm y po
starali się o zrobienie rys nie prostopadłych do powierzchni szkła, ale bardzo do niej po-
; chyłych i zarazem bardzo do siebie zbliżo- , nycli a w głąb masy szklanej daleko wcho
dzących, to pow ierzchnia ta przyjęłaby po-
j zór taki, jak g d y b y była po k ry ta m nóstwem nader cienkich łuszczek, z których każda, j zosobna wzięta, jest przezroczysta. W iad o mo zaś, że bardzo cienkie przezroczyste łuszczki okazują na światło działanie ros- j szczepiające i przyjm ują skutkiem tego tę- j czowe zabarwienie. W spółcześnie je d n a k i przezroczystość szkła zostałaby zmniejszo
na, a to tem bardzićj, im mniej pochyłe wzglę
dem powierzchni byłyby wspomniane cien kie łuszczki.
Przejdźm y teraz do chemicznych własno
ści. W iem y, że szkło przygotow uje się przez stopienie w odpowiednim stosunku krze
mionki z mięszaniną cial zasadowych, jak o- to potażu, sody, w apna i t. d. G dy zaś k rze
mionka (kw arc, krzem ień, piasek) je st obda
rzona własnościami bezw odnika kwasowego
| (skład jój w yraża się przez S i 0 2), a wiemy, że ciała podobnej n atu ry z zasadam i tw orzą
| sole, szkło przeto musi być solą krzem ionki j czyli kw asu krzem iennego. C hem ija wszak
że uczy nas, że kwasów krzem iennych istnie
je liczba niezm iernie wielka, gdyż oprócz dwu, zaw ierających po jednym atomie krze
mu w cząsteczce (H 4 S i 0 4 — kw . or tok rze
mienny i H 2 S i0 3 •— kw. m etakrzem ienny), zn amy j eszcze k wasy wielokrzemienne, ozna
czane przez form uły, w których liczba ato
mów krzem u może dochodzić do bardzo zna-
138 WSZECHŚWIAT. N r 9.
cznój wielkości. K ażdy z kw asów wielo- krzem iennych może w ydaw ać sole ze wszel- kiem i m etalam i, a ponieważ w cząsteczkach tych kw asów zn ajd u je się znaczna nieraz liczba atom ów w odoru, z których każdy mo
że być zastąpiony przez inn y m etal, zatem w m ięszaninie krzem ionki z różnem i ciałam i zasadowem i m am y m atery ja ł na utw orzenie bardzo wielu i bardzo rozm aitych soli.
W istocie,skład chem iczny szkła je s t zm ien- ny i nigdy nie daje się przedstaw ić przez prostą form ułę. P ra k ty k a spostrzegła, za
nim jeszcze teo ryja istniała, że wym agane od szkła przym ioty techniczne w ystępują tylko na m ięszaninach soli różnych kwasów krzem iennych o rozm aitych zasadach.
Poniew aż idzie nam tutaj o szkło w zw y
kłem , potocznem znaczeniu tego w yrazu, przeto w yłączym y z uw ag naszych wszelkie m ateryje, które ze w zględu na sk ład chem i
czny do szkła tego się zbliżają, ale w p ra k tyce ja k o szkło nie m ają zastosow ania. S po
m iędzy własności tego szkła praw dziw ego przedew szystkiem zajm ie nas je g o w y trzy małość na działanie czynników chem icznych.
W podręcznikach chemii spotykam y się z tw ierdzeniem , że szkło należy do rzędu ciał najoporniejszych na działania chem i
czne. W rzeczy sam ej, w szak większą część doświadczeń odbyw am y w naczyniach szkla
nych, a pły n y kwaśne, choćby najbardziej gryzące i naw et alkaliczne, nietylko mogą być w szklanych flaszkach przechow yw ane przez czas bardzo długi, ale naw et i w wyż
szej tem peraturze słabe na ten m atery ja ł okazują działanie. W y jąte k stanow i jed en tylko fluorow odór, k tó ry n ag ry za i ro zp u szcza szkło n ad e r szybko i ju ż p rzy zw ykłej tem peraturze.
Ściślejsze je d n a k rozpatrzenie kw estyi w y
trzym ałości szkła na w pływ y chemiczne, prow adzi do nieco odm iennych rezultatów . D aw nych ju ż chem ików zastan aw iał fakt, że w szklanem naczyniu, w którem o dp aro
wano nad ogniem znaczną ilość wody, pozo
staje zawsze n a dnie m ała ilość m ateryi zie
m istej. W ysn uli oni stąd naw et śm iały wniosek, że w oda długo gotow ana (w brew nieznanem u im pew nie przysło w iu „wodu w ary, woda bude“) przem ienia się w ziemię.
Jeszcze w końcu X V I I w, głęboki i p rzen i
kliw y Boyle nie um iał sobie dać ra d y z tem
zjaw iskiem , trzeba aż było genijuszu Lavo- isiera, ażeby dowieść zapomocą wagi, że w w ypadku tym w oda rozpuszcza w sobie część szkła, a po w yparow aniu pozostawia j ą w postaci proszkow atego osadu. Później, P elouze, G riffith, D aubree i wielu innych chemików dow iodło rospuszczalności szkła w wodzie, zapomocą doświadczeń, pozw ala
jący ch oznaczyć p rocent rozpuszczonej m a
tery i dla różnych gatunków szkła i przy ró żnych w arunkach doświadczenia. Z badań podobnych okazało się nadto, że inne mate
ry je, a szczególniej kwasy i zasady w ro- st worach w odnych, działają rów nież na szkło i w yw ołują w niem ważne zm iany, ale że stopień, głębokość tego działania zale
ży od czasu trw an ia doświadczenia, k tóry może być zastąpiony, rów nie ja k w wielu innych analogicznych w ypadkach, przez ci
śnienie i tem peraturę. Zresztą, z tego cho
ciażby, co każdem u wiadomo o sposobie fa
brykow ania szkła, wnioskow ać łatw o, że ró
żne jeg o g atunk i na w pływ y chemiczne oka
zyw ać m uszą nie jed n ako w ą wrażliwość.
W m iarę tego, im więcej m ateryj zasado
w ych domięszano do masy szklistej, będzie ona łatw iej dostępna dla działań chemi
cznych, a dodać wypada, że i n a tu ra tych m ateryj zasadowych nie może zostać bez w pływ u. Zasady sodowa i potażow a dają przeważnie sole łatw o rospuszczalne w w o
dzie. Szkło z nadm iarem tych zasad łatw iej ulegnie rospuszczeniu, aniżeli szkło mocno wapienne, ponieważ zw iązki wapniow e są wogóle trudniej rospuszczalne. A le i sposób topienia nie pozostaje bez w pływu, R eau- m u r pierw szy zw rócił uwagę na fakt, znany dziś dobrze każdem u, kto ma ze szkłem do czynienia, że jeżeli przez czas dłuższy je s t ono wystaw ione na tem peraturę bliską topli
wości, to budow a jego zm ienia się bardzo wyraźnie: szkło w tedy o d s z k l i w a s i ę , ja k mówią, to je s t traci przezroczystość, sta
j e się bardzo kruchem , a w masie jeg o u k a
zu ją się widoczne kryształki, tkw iące ja k gdyby w niekrystalicznej masie. Szkło od- szklone je st więc niejednorodnem w znacze
niu mechanicznem, a jeszcze bardziej w zn a
czeniu chemicznem, ponieważ skład wydzie
lonych k ry ształków różni się od pozostałej niekrystalicznej części. S kutkiem tego ule
ga ono działaniom chemicznym niejedno
N r 9. WSZECHŚWIAT. 1 3 9
stajnie: masa beskształtna, bardziej zasado
wa, łatw iej, kryształki, kwaśniejsze, tru dniej. Jeżeli więc w liucie szklanej u trzy mywano przez pew ien czas gotową, masę szkła w tem peraturze bliskiej topliwości, to łatw o nastąpić mogło częściowe odszklenie, niew idoczne nieraz dla oka, ale niemniej okazujące w pływ na chemiczne zachowanie się produktu.
T a k więc, zależnie od chemicznego skła
du i sposobu przygotow ania, jed n e gatunki szkła prędzej, inne powolniśj ulegają zmia
nom. Głównemi czynnikam i tych zm ian są też same ciała, których wpływ ow i przypi
sać musimy ta k znaczną liczbę zjaw isk w na
turze nieożywionej: dw utlenek węgla i wo
da. W całej przyrodzie ziemskiej rospo- wszechnione, działają one zw olna ale cier
pliwie. Jeżeli tylko dość czasu im zosta
wić— dokonać mogą przem ian niezm iernie ważnych. Poniew aż jed n ak szkło w każ
dym razie opiera się im w ytrw ale, zatem zm iany odbyw ają się tylko w powierzcho
wnej w arstw ie. T a ostatnia, w różnych punktach z rozm aitą siłą dotknięta, traci połysk i przezroczystość, oraz oddziela de
likatne łuszczki o składzie chemicznym wy- trw alszym , k tó re stanowią przyczynę barw tęczowych. D okonyw a się przem iana, w i
doczna na starych szybach a szczególniej na w yrobach starożytnego kunsztu szklarskie
go, a znana pod nazw ą iryzacyi naturalnej.
S ztuka, ilekroć naśladuje działanie przy
rody, nie k rę p u je się w wyborze środków.
Jeżeli sposoby, używ ane przez przyrodę, n a
śladować się d ają i prow adzą do dobrych rezultatów , posługuje się niemi. W prze
ciwnym razie obmyśla sposoby, jakich n a tu ra nie znała. D ziałanie dw utlenku węgla i wody na szkło wym aga długiego czasu, którego przem ysł nie ma do rosporządzenia.
N auczył się je d n a k zastępować ten czynnik przez ciepło i m echaniczne ciśnienie, a wy
chodząc z założenia, że działanie wszystkich kwasów w głów nych zarysach je s t jed n ak o we, zastępuje też i kw aśny dw utlenek węgla przez inne ciała, od niego dzielniejsze. T ak więc, dla otrzym ania szkła, którego iryza- cyja naśladuje do złudzenia n aturalną, pp.
F rem y i C lem andot zam ykają przedm ioty szklane w herm etycznych naczyniach z wo
dą, zaw ierającą 15% kw asu solnego i ogrze
w ają przez kilk a godzin pod ciśnieniem, około trzy razy większem od atm osferyczne
go. W y rob y je d n a k , pospolicie spotykane w h an d lu i, bezwzględnie biorąc, daleko piękniejsze od naturaln ie tęczujących, p rz y gotow ują się innym sposobem, nieznanym naturze. P ow ierzchnia ich zostaje p ok ry ta ciągłą i jed n o stajn ą a niesłychanie cieniutką w arstew ką ciał przezroczystych, lecz któ
rych własności optyczne są inne, niż w ła
sności szkła. W spom inaliśm y, że sposób otrzym ania takiej sztucznej iryzacyi je s t ta
jem nicą niektórych włoskich i czeskich fa
brykantów . Z badań B rianchona jed n ak że wiadomo, że pokrycie szkła cienką powlocz- ką niektórych zw iązków bizm utowych, albo też złota m etalicznego w takiej ilości, że w świetle odbitem jeg o żółta b arw a nie oka
zuje się wcale, daje bardzo piękne szkła tę czowe, we wszelkich w zględach podobne do sprzedaw anych. W ostatnich zaś czasach, bo ju ż w bieżącym miesiącu, p. K am il P o r
tal ogłosił ') szczegóły swego postępow ania, w którem szkło pokryw a związkam i cyno- wemi, przyczem , ja k tw ierdzi, otrzym uje iryzacyją najpiękniejszą ja k być może, k tó rej okazy nie ustępują wspaniałym szkłom tęczującym, podziw ianym na wystawie wie
deńskiej 1873 r. P . P o rta l wstawia p rz ed mioty szklane do mufli pieca porcelanow ego i obok umieszcza mięszaninę, złożoną z czte
rech części chlorku cyny, dw u części w ęgla
nu b arytu i jed nej części węglanu strontu.
Szkło, zaw ierające ołów, czyli t. z w. szkło kryształow e, oraz szkła łatw otopliw e, więc zasadowe, najlepiej p rzyjm ują iryzacyją.
KBONfKA NAUKOWA.
(Astronom ija).
— J e s z c z e o l i s t o p a d o w y m s p a d k u g w i a z d . W uzupełnieniu podanej przez nas w ia
domości o m eteorach 27 L istopada r. z. przytaczam y tu niektóre jeszcze szczegóły. Z naczna ich liczba p o
*) Revue scientifique z d. 6 Lutego r. b.
1 4 0 w s z e c h ś w i a t. zostaw iała za sobą, długotrw ały ślad św ietlny; bardzo
ja sn a gw iazda spadająca obserw ow aną b y ła zarówno w Upsali ja k i Sztokholm ie przez ciąg sześciu m inut.
Równoezesność obu ty ch dostrzeżeń pozwala wnosić, że zjaw isko to wywołane zostało przez je d e n i te n sam m eteor; m ożna więc było oznaczyć jego p arala- ksę, a zatem i odległość jego od pow ierzchni zie
m i,—odległość ta w ynosiła 120 kilom etrów .—W de
szczu spadłym w Genewie 28 L isto p ad a w ykazano ślad y pyłu m eteorycznego, co zapew ne zostaje w związku ze starcie m niezliczonego m nóstw a ciałek
m eteorycznych w naszej atm osferze.
S. K .
(Meteorologija).
— O b s e r w a t o r y j u m n a B e n N e v i s.
Tow arzystw o m eteorologiczne szkockie założyło na szczycie Ben Nevis, w ysokim na 4400 stóp, d ostrze
galnię, k tó ra zostaje w zw iązku z odległym o 5 m il ang. Fort-W illiam , położonym n ad brzegiem m or
skim . Poniew aż góra B en Nevis, najw yższa w Szlco- cyi, p rzypada n a zw ykłej drodze burz północno a t
lantyckich, spodziewać się m ożna, że obserw aeyje tam eczne w ydadzą ciekaw e rezu ltaty .
S. K.
— T ę c z a n a p o g o d n e m n i e b i e . D nia 29 L istopada r. z., ja k donosi J . M. P e rn te r z W ie
dnia, obserwowano w tam tejszej spostrzegalni (Hohe W arte) rzadkie zjaw isko nadzw yczaj m ocnym b la skiem odznaczającej się głównej i pobocznej tęczy, pod
czas gdy niebo zupełnie wolne by ło od chm ur. Słońce znajdowało się w tedy w południowej stronie nieba (zjaw isko w ydarzyło się na kró tk o p rzed godz. 12), tęcza zaś przeciw n ie—na północnej. Na k ilk a m i
n u t przedtem by ły gęste ch m u ry n a niebie i padał deszcz dość ulewny. O godz. 113/ 4 przed południem słońce p rzed arło się przez ch m u ry , k tó re w n e t ro zeszły się i ty lk o przy horyzoncie, od strony zacho
dniej przez południe ku w schodniej, niebo było jesz
cze zachm urzone. N iebo odznaczało się niezwykle piękną b łęk itn ą b arw ą i przezroczystością. Mimo to deszcz padał z tego ta k pogodnego nieba w p rze
ciągu dziesięciu m in u t i p rzy tem ze znaczną siłą.
Deszcz te n spowodował w spaniale błyszczącą i do
skonale w ykształconą g ’ówną i poboczną tęczę w stronie północnej nieba.
Ze zjaw iska tego J . M. P e rn te r następujące w ypro
w adza wnioski:
1) T ęcza na zupełnie pogodnem niebie, n a w spa
n iale błękitnem tle, je st jasn y m dowodem, że wiele praw dziw ych kropli w odnych m oże unosić się w po
w ietrzu w te n sposób, że n»jm niejszego śladu chm ur lub zam glenia nie spostrzegam y, k tó ra to okolicz
ność m iałab y w ielką wagę przy w yjaśnianiu n iek tó ry c h kwestyj m eteorologicznych; m ożnaby tu wspo
m nieć o pochłanianiu prom ieni słonecznych w atm o sferze.
2) Pięknie b łęk itn a barw a nieba, zdaje się, że mo
g łab y być w związku z wodą unoszącą się w pow ie
trz u , a rozdrobnioną na m ałe krople i kropelki. Mo
że być, że w zw iązku z tem je st znana w łasność w o
dy, że p rzybiera ona w w ielu jeziorach i rzekach w odbitem św ietle słońca piękną barw ę b łęk itn ą.
M. C.
( Fizyka ku li ziemskiej).
— N a j n o w s z e b a d a n i a n a d p o t ę ż n y m p r ą d e m c i e p ł y m , znanym pod nazw ą Gulf- Stream u, dokonane niezależnie od siebie przez dwa sta tk i L ’H irondelle i Bohemia, zachw iały mocno p anującą dotychczas w ty m względzie teoryją, stw ierdzając zarazem słuszność praw a Dovego dla prądów oceanicznych, o ile m a się rozum ieć, k ieru nek ty c h prądów nie jest skrępow any kształtem na
potykanych lądów. W podręcznikach gieografii fi
zycznej spotykam y się ze zdaniem , że Gulf-Stream bierze początek w zatoce M eksykańskiej, skąd woda ro zg rzan a w ypływ a pom iędzy F lo ry d ą, a w yspam i B aham skiem i, zw racając się następnie ku północo- w schodowi, ku w ybrzeżom E uropejskim . F a k t ten pozostaw ał a,toli w sprzeczności z p raw em Dovego orzekającem , że w skutek obrotu ziemi, każdy p rą d pow ietrzny czy wodny musi zbaczać, na półkuli pół
nocnej na praw o, na południowej zaś na lewo. P o zostawał przy tem niew yjaśnionym fakt, dlaczego Galf-Stream , w ypływ ając z niew ielkiego m orza we
w nętrznego dochodził ta k znacznych rozm iarów , że naw et na Oceanie Spokojnym , gdzie n ic sw obodne
mu krążeniu wód n ie staje na przeszkodzie, nie ma sobie równego.
Otóż badania w ym ienionych dw u statków —L ’ Hi- rondelle księcia Monaco i niem ieckiej B ohem ii—
w ykazały, że p rą d , w ypływ ający z zatoki M eksy
kańskiej nie zaw raca w cale ku północo wschodowi, lecz, ja k w ym aga te o ry ja —k u południo wschodowi.
B utelki i beczki puszczone na m orze pom iędzy 40—45°/0 szer. półn. i 32—37° dług. zachodn. od po
łu d n ik a paryskiego, zostały w yłowione na wybrze
żach wysp A zorskich. P rą d zatem zatokowy k rzy żuje się tylko w pobliżu F lo ry d y z prąd em norm al
ny m oceanicznym, dążącym od rów nika ku bieguno
wi i przez domięszanie swych wód n adm iernie ogrza
nych, udziela tem u ostatniem u cokolwiek wyższej tem p eratu ry , aniżeli ta, którą, p rąd y równikowe w norm alnych w arunkach posiadać mogą. Gdyby zatem , w skutek obniżenia się pod poziom oceanu m iędzym orza Panam skiego, wody zatoki M eksykań
skiej znalazły odpływ do oceanu Spokojnego—Gulf- S tream , w tem znaczeniu, w jak iem go w E uropie rozum iem y, nie zm ieniłby wcale swego kierunku, lecz ty lk o nieznacznie obniżył swoją tem p eratu rę, odegryw ając nadal ta k ą sam ą rolę, ja k ą odgryw a p rą d ciepły w ybrzeży Japońskich, lub prąd Iirazy-
N r 9. WSZECHŚWIAT. 141 lijski. Odpływ zatem wód zatoki M eksykańskiej ku
zachodowi w yw ołałby stosunkowo nieznaczną zmia
nę w klim acie E uropy, natom iast silne oziębienie w ybrzeży północno afrykańskich w raz z podniesie
niem tem p eratu ry w ybrzeży północno wschodniej Azyi. Obawy zatem , wypowiadane dość często przez niepow ołanych meteorologów, że wskutek przekopania k an ału Panam skiego, obniży sig tem pe
ra tu ra E uropy, nie m ają najm niejszej naukowej pod
staw y, tem bardziej, że gdyby naw et Gulf-Stream w czgści isto tn ie ku zachodowi sig zw rócił, potgżny p rąd 60 km szeroki nie m ógłby w ypłynąć przez wąs
ki i p ły tk i k an ał—spostrzeżenia H irondelle i Bo- hem ii i tę naw et obawę uspokoić są w stanie. Gulf Stream A tlantyku północnego—żywszy p rąd ciepły zachodnich w ybrzeży E u ro p ejsk ich —je st zupełnie niezależnym od zatokowego p rąd u M eksykańskiego m orza.
J . S.
(Elektrotechnika).
— T e l e f o n . Z powodu pogłoski, pow tarzanej przez pism a codzienne, o zam ierzonem połączeniu telefonicznem Ł odzi z W arszaw ą, przytaczam y, że we F ra n e y i o tw artą została linija od P aryża od Rheim s, długości 169 kilom etrów ; w Niemczech zaś połączenie telefoniczne istnieje m iędzy B erlinem a M agdeburgiem, w odległości 178 km. Usługi zatem telefonu nie zam ykają sig w obrgbie murów m iej
skich.
S. K.
— T e l e f o n i j a p r z y b i e g u p o c i ą g ó w . N iedawno przeprow adzono ciekawe dośw iadczenia na linii telefonicznej, zbudowanej obok drogi żela
znej m igdzy Paw -Paw i Law ton w stanie M ichigan.
Szło tu o telefonow anie z pociągu będącego w biegu do różnych stacyj, a m ianow icie o przekonanie się, czy zetknięcie się z drutem szybko przesuwającego się p rę ta m etalicznego w ystarcza do utrzym yw ania ciągłej rozm owy. R ezu ltat okazał się zupełnie po
m yślnym , ta k że podróżni mogli doskonale prow a
dzić rozmowę ze stacyjam i z obu stron.
S .K .
— T e 1 e m i k r o f o n. P. M ercadier p rzed sta
w ił akadem ii nauk w P aryżu p rzy rząd złożony, dzia
łający zarazem jak o telefon i ja k o m ikrofon, które
m u stąd nadał nazwę złożoną telem ikrofon. Jestto rzeczyw iście w jed n y m p rzy rząd zie połączony tele
fon i m ikrofon, czyli raczej do blaszki żelaznej tele
fonu przytw ierdzone są węgle m ikrofonu, zwrócone ku w nętrzu przyrządu. J a k w m ikrofonie zw ykłym , węgle połączone są ze stosem i ze zwojem głównym cewy indukcyjnej; końce zwoju d ru tu , otaczającego magnes telefonu, połączone są ze zwojem w tórnym tejże cewy i z d ru tem zew nętrznym
W ty c h w arunkach, gdy używ am y przy rząd u jako
przesyłacza, t. j. gdy w pobliżn niego mówimy, po
w staje zarazem działanie m ikrofoniczne, pochodzą
ce z ruchów wggla i działanie telefoniczne, w y n ik a
jące z ru ch u blaszki w polu magnesu; oba te działa
nia sum ują sig, nieszkodząc sobie bynajm niej. Po
mimo cigżaru węgli, przy rząd działa jako telefon praw ie ta k samo, ja k b y węgli nie było. Gdyby więc naw et uległy uszkodzeniu węgle, stos lub cewa głó
wna a p a ra tu indukcyjnego, przesyłanie głosu może się dalej odbywać. Poniew aż nadto p rzyrząd zawie
ra czgści składowe telefonu, je st odw racalnym , t. j.
po przyłożeniu go do ucha działa jak o odbieracz gło
su. Wr te n sposób telem ikrofon przedstaw ia pewne zalety, k tó re m u zapew niają wyższość nad m ikrofo
nem zw ykłym . iComptes rendus).
i>. K.
(Chemija).
— N o w e c z u ł e o d c z y n n i k i n a w .łó - k n i k d r z e w n y , odkryte przez prof. Ant. H ila.
Oprócz floroglucyny inne fenole tak że dają z ligni
nom barw niki. Przedew szystkiem orcyna i rezorcy
na, któ re stanowią bardzo czułe odczynniki na włókno drzewne. Fenole stosowano w te n sposób, że w ysko
kowe ich rostw ory zadaw ano kwasem solnym lub siarczanym i na zim no lub na ciepło zwilżano niem i papier lub drzewo. Wyskokowy rostw ór orcyny za
dany kw asem solnym zabarw ia drzewo pięknie na ciem noczerwono, na papierze zaw ierającym drze- w nik wywołuje ciem ną czerwonofijoletową plam ę, Czysty papier z celulozy nie zm ienia się. Rezorcy
na w wyskoku rospuszczona, zadana kwasem solnym barw i papier drzew ny w k ró tk im czasie niebiesko- fijoletowo, tak samo i drzewo. Czysty papier z co- lulozy nie ulega zm ianie. R ezorcyna zadana alko
holem i kwasem siarczanym (1 cz. w yskoku, 11 /3 cz.
H2 SO,) barw i na ciepło papier z drzew nika lub drzewo na ciem ny kolor niebieskofijoletowy, czy
sty papier słaboczerwono (barw a skórki cebuli), a —Naftol, wyskok i kwas solny barw ią drzewo lub papier z drzewnikiem na zielono, a —Naftol, alko
hol (1 cz.) i kwas siarczany (1 cz.) barw i papier drzew nikow y ciemnozielono, czysty p ap ier czerwo- nofijoletowo. P irogalina, w yskok i kwas solny b a r
w ią na ciepło papier drzew nikow y lub drzew o na niebieskozielono. Kwas karbolow y, alkohol i kwas solny zabarw iają drzewo lub p ap ier zaw ierający drzew nik na kolor żółtozielony, (Industrie-B liltter).
Ut. Pr.
( Teclinologija).
— U s u n i ę c i e m i k r o o r g a n i z m ó w z w o d y p r z e z P e r c y F. F r a n k l a n d a . A utor doszedł na podstaw ie rozległych badań do n a stępujących wyników. Spomiędzy ciał używ anych przez niego jako m atery jał filtrujący: piasku, k o k su , węgla zwierzęcego, gąbki żelaznej, tłuczonego szkła
142 W SZECHŚW IAT. N r 9.
i cegły, pierw sze czte ry jed y n ie n ad ają sig do usuwa
nia m ikroorganizm ów z wody. Zdolność tę utraca- ły w szystkie filtry po m iesięcznej czynności, je d n a k że substancyje w ym ienione, z w yjątkiem w ęgla zwie
rzęcego naw et po upływ ie tego czasu usuw ały z wo
dy znaczną część m ikroorganizm ów . W ty m kie
ru n k u najlepszem i okazały się: koks i gąbka żelazna.
P rzez w strząsanie wody w ciągu dłuższego czasu z różnem i ciałam i stałem i osiągnięto także znaczny u b y tek w liczbie m ikroorganizm ów ; zapom ocą koksu m ożna było je w szystkie naw et w te n sposób usunąć.
P rzy zastosow aniu znanego sposobu C la rk a zmię
kczania wody zapomocą rozrobionego w apna, ilość zawieszonych w wodzie m ikroorganizm ów znacznie się zm niejsza.
Jakkolw iek o trzy m an ie w iększych ilości w yjałow io
nej wody do picia je s t bardzo tru d n em , poniew aż w ym aga ono ciągłego odnaw iania m a te ry ja łu filtru
jącego, to jed n ak posiadam y liczn e sposoby usuw a
nia wielu organizm ów niższych z wody, a w każdym razie pierwszeństw o należy się ty m m atery jało m fil
tru jący m , które n a m ikroorganizm y przyciągająco działają. (Chem. Z tg. 1885, s tr. 1289).
St. Pr.
(Bijologija).
— C i e k ą wy f a k t z ż y c i a k o m ó r k i . W ro k u zeszłym podane zostały n a tem m iejscu ') re zu ltaty dośw iadczeń M. Nussbaum a i A. G ru b era nad sztucznem dzieleniem wymoczków. W ym oczki sąto, ja k wiadomo, isto ty jednokom órkow e i rozm nażają się zapom ocą podziału, same p rz e z się. Z dośw iad
czeń powyższych w ynikło, ż e p rz y roscinaniu wymo
czków na części, z każdej z n ich odradza się istota, niczem nieróżniąca się od w ziętej do dośw iadczenia, pod w arunkiem jednakże, je ż e li takiej części dosta
ło się p rzy operacyi chociażby kaw ałeczek jąd ra.
W przeciw nym bow iem razie odradzanie się m iejsca nie m a. N iedaw no ogłosił A. G ru b e r2) szczegóło- wsze spraw ozdanie z badań sw ych we w zm iankow a
nym kieru n k u , gdzie oprócz potw ierdzenia daw niej
szych, przytoczonych w łaśnie rezultatów , sp o ty k a
m y je d n o nowe dośw iadczenie, szczególnie godne zaznaczenia.
W iadom o, że dobrow olnem u podziałow i w ym ocz
ków tow arzyszy tw orzenie się now ej gęby w tylnej połowie ciała zw ierzęcia. Po utw o rzen ia się gęby, w ymoczek rospada się na dwoje. G ruber rosciął w ym oczka (S ten to ra), będącego w stanie podziału w ten sposób, że n a tjln y m odcin k u p o zo stała cał
kiem now opow stająca gęba. Jednocześnie rosciął też ją d r o , lecz p rz y te j operacyi w yciągnął w ypad
kiem z tylnego odcinka, przy n ależn ą mu część jąd ra.
N ależałoby się spodziewać, że pozbaw iony ją d r a od
cinek odrodzić się n ie potrafi, tym czasem k s z ta łto w anie się gęby szło dalej aż do zupełnego ukończe
nia rozwoju. Z powyższego d a je się w yprow adzić
*) W szechśw iat t. IV, str. 271.
2) B eitrage zu r K enntniss d er Physiologie u n d Bio
logie d er Protozoen. F reib u rg i. B. 1886.
bardzo ciekaw y wniosek, a m ianowicie, żs k ształto w anie się pewnego organu postępuje dalej, je ś li ono ra z już rozpoczęto się, je ś li im puls do tego raz już b y ł dany, jakkolw iek przyczyna tego im pulsu, t. j.
ją d ro zostanie usunięte. N atu raln ie, że ta k i wymo
czek ostatecznie ginie i rozm nażać się nie je s t w ię
cej w stanie (w skutek b ra k u ją d ra ); wszelako okoli
czność ta nie nadw eręża w niczem istoty pow yższe
go wniosku.
M. K.
{Zoologija).
— F i z y j o l o g i j a z m y s ł ó w p a j ą k a . F r.
D ahl ogłosił niedaw no interesujące w yniki poszuki
w ań swych n a d fizyjologiją zmysłów pająka.
Dawne zdanie, że organy zmysłów stanow ią nieod
zowny środek sam ozachow ania osobnika—znajduje też potw ierdzenie w danym w ypadku, a m ianow icie, okazuje się, że zm ysł dotyku je s t najw ażniejszym w ekonom ii życiowej pająka. Pokarm p ająk a skła
da się, ja k wiadomo, z m ałych owadów, w padających w sieć; ta ostatnia je d n a k tylko przez k ró tk i czas może więzić zdobycz, p ająk zatem m usi szybko przy- biedz, by ofiarę zdusić; ta k , pająk Steatoda puncta- ta L . obrzuca owada n itk am i, zw racając w stronę uwięzionego zw ierzęcia odwłok swój z brodaw kam i przędnem i i używ ając odnóży ty ln y ch do rzucania;
p a ją k E peira sclopetaria Cl. stara się schw ytanego ow ada okręcić naokoło osi jego ciała zapom ocą nó
żek swych i w tak i sposób otoczyć go pajęczyną;
śm ierć owada, schw ytanego w sieć, następuje często przez ukąszenie w tedy dopiero, gdy ucieczka jest ju ż niem ożliwą. W niektórych razach sieć sam a nie n adaje się w cale do chw ytania owada, je śli pająk nie dopomaga. Gdy owad siada na sieć taką, pająk natychm iast chw yta go. W e w szystkich ty ch wy
padkach zm ysł dotyku je s t nieodzownie koniecznym , ponieważ ja k się okazuje, zmysł w zroku je s t tu n ie
w ystarczającym . W iększość pająków posiada w są
siedztwie sieci swej szczególne schronienie, w któ- rem siedzi w ukryciu n a czatach; gniazdko to jest połączone z siecią zapomocą nici sygnałow ych, przez któ re pająk w bardzo k ró tk im czasie zostaje powia
domiony za pośrednictw em zmysłu d otyku o obe
cności ow ada w sieci; zm ysł w zroku nie może mu zw ykle w tedy pomódz, albow iem bard zo tru d n o pa
jąkow i przejrzeć całą sieć; gdy zaś p ająk siedzi na sieci, je s tto zupełnie niem ożliwe, albow iem cała część sieci, znajdująca sie w tyle pająka, je s t całko
w icie przed w zrokiem p ająk a u k ry ta. Z jednego t e go faktu w y n ik a już, że rozwój zm ysłu dotykow ego je s t w ażniejszy dla pająka, aniżeli zm ysłu wzroku.
T ak też je s t w rzeczywistości. P ająk nietylko czuje, że owad w pada w sieć, lecz odczuw a też w jakiem m iejscu sieci znajduje się; albowiem pająk , siedzący n a środku sieci, w ybiera n aty ch m iast w łaściw y p ro m ień, by dostać śię po nim do zdobyczy; gdy ma gniazdko przy sieci, spieszy naprzód do środka sie
ci, a stąd po właściwej osi bieży do m iejsca, gdzie i trzepocze się owad; je śli zaś owad zachowuje się zu-