• Nie Znaleziono Wyników

Warszawa, d. 2 Marca 1890 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Warszawa, d. 2 Marca 1890 r."

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

M 9 . Warszawa, d. 2 Marca 1890 r. T o m I X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PREN U M E R A TA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W a rs z a w ie : ro c z n ie rs. 8 k w a r ta ln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą poc zto w ą : ro c z n ie „ 10

p ó łro c z n ie „ 5

P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i z ag ra n ic ą .

K om itet Redakcyjny W szechświata stanow ią panowie:

A leksandrow icz J , Bujwid O., D eike K., D iekstein S., F la u m M., Jurkiew icz K., Kw ietniew ski W t., K ram -

sztyk S., N atanson J ., F r a u s s S t. i Śldsarski A .

„ W s z e c h ś w ia t" p rz y jm u je o g ło sz e n ia , k tó r y c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k z w ią z e k z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 wierBz z w y k łeg o d r u k u w szpalcie alb o jeg o m iejsce p o b ie ra się za p ie rw szy r a z k o p . 7 '/i

za sześć n a s tę p n y c h ra z y kop. 6, za d alsze k o p . 5.

-A-d.x©s iESed-alscyi: IKIrał^ow-sł^Ie-ZFrzed. m i e ś c i e , USTr SS.

W S T A N A C H ZJEDNOCZONYCH

A M E R Y K I P Ó Ł N O C N E J.

D nia pierw szego L istopada roku bieżące­

go u płynie 20 lat, od czasu, gdy p rz y ­ stąpiła do czynności potężna organizacyja służby m eteorologicznej w S tanach Z jedno­

czonych A m eryki północnej. W tym dniu przed dziew iętnastu laty w yszły ze świeżo w prow adzonej w życie instytucyi pierw sze buletyny m eteorologiczne, a w osiem dni później pierw sze ostrzeżenia o nadchodzą­

cych burzach były telegrafem przesłane do portów . O d tśj po ry działalność jć j nie- tylko ani n a chw ilę nie ustała, ale z każdym rokiem rosszerzała się, z każdym rokiem gęstniała sieć stacyj m eteorologicznych, n a d ­ syłających codzienne spraw ozdania. N ie­

obojętnym będzie zapew ne d la naszych czy­

telników k ró tk i obraz całej tej o rg an izacji, którym m łoda A m eryka słusznie może im ­ ponować starej E u ro pie, posiadającej zale­

dwie słabe odbicie tego, co się dzieje po drugiej stronie oceanu.

M yśl spożytkow ania telegrafu do ostrze­

gania o zbliżającej się burzy była wypowie­

dziana ju ż w ro k u 1842 przez K re ila w P r a ­ dze i praw ie w tym samym czasie przez P id d in g to n a, wszakże w E u ro p ie nie p rę d ­ ko weszła w wykonanie. G dyby ją naw et

próbow ano zam ienić w czyn, to je d n a k nie przyniosłoby to spodziew anych korzyści na razie, gdyż pojęcia ówczesne europejskie o sposobach ro sp rzestrzenian ia się burz by­

ły niedokładne. W A m eryce, dzięki p ra ­ com Espya, Loom isa, Redfielda, wcześniej niż w E uro pie w yrobiło się jasn e pojęcie o sposobach posuw ania się b urz i ju ż w ro ­ ku 1847 bardzo wyraźnie nakreślono plan organizacyi, ja k ą należałoby w prow adzić w życie, aby daw ać portom ostrzeżenia w po­

rę o zbliżającem się niebespieczeństw ie.

W 1849 r. niektóre zarządy linij telegraficz­

nych ośw iadczyły gotowość oddania tele­

grafu bespłatnie w pew nych porach dnia na użytek depesz m eteorologicznych. P rz e ­ wodnictwo w tych początkach zorganizo­

w ania tak ważnego działu służby publicz­

nej wzięła bogata

i n s t y t u c y j a ,

jak k o lw iek

tylko pryw atna, zw ana „Sm ithsonian Insti-

(2)

130

W SZECH ŚW IA T.

tu tio n ” i k tó ra położyła niezm ierne zasługi w życiu naukow em A m eryki. W spraw oz­

daniu za ro k 1858 tój instytucyi czytamy:

„W ielkie zajęcie budzi w ystaw iana codzien­

nie w bud ynku „Sm ithsonian In stitu tio n "

w ielka m apa, p rzedstaw iająca stan pogody znacznej części Stanów Zjednoczonych. D e­

pesze, zaw ierające dane m eteorologiczne, nadchodzą zw ykle około 10-ćj zrana. W ro ­ ku bieżącym, 1858, <52 stacyj m eteorologicz­

nych nadsyła telegraficznie sw oje spostrze­

żenia” i t. d.

0 Lecz tem u rozw ojow i pow olnem u, o p a r­

temu w yłącznie na środkach pryw atny ch, bez żadnego p o p arcia rz ąd u , położyła ko­

niec wojna pom iędzy S tanam i P ółnocnem i 1 P ołudniow eini (od r. 1861 do r. 1865).

W praw dzie w r. 1864 n a przedstaw ienie ]>rof. B aird a stow arzyszenie telegraficzne am erykańskie postanow iło od r. 1865 w pro­

wadzić w życie p ro je k t zorganizow anej służby m eteorologicznćj, p od ług którego obserw atoram i byliby u rzęd n icy te le g ra ­ fu, a spostrzeżenia k o n ce n tro w ały b y się w „Sm ithsonian In s titu tio n ”. L ecz pożar, k tó ry zniszczył znaczną część budynków tój instytucyi w S tyczniu 1865 r., odsunął n a kilk a la t urzeczyw istnienie tej myśli.

Podczas samej w ojny je d n a k pow stał pe­

wien oddział służby w ojskow ej, któ reg o za­

daniem w przyszłości m iało być prow adze­

nie całój p ra k ty k i m eteorologicznej, ja k to zaraz zobaczymy.

W roku 1868 prof. C leveland Abbe, d y ­ re k to r o b serw ato ry ju m w C incinnati w y­

stąpił znow uż z tym sam ym projektem i z po­

mocą, jak iej mu u d zieliły izby handlow e, rospoczął w ydaw ać od pierw szego W rześnia tegoż roku sp raw o zd an ia m eteorologiczne i prognozy. P o trzech m iesiącach pomoc sfer handlow ych ustala; z tein wszystkiem C leveland pozostaw iony w łasnym siłom, nietylko, że nie pozw olił upaść p rzedsię­

wzięciu, ale owszem coraz więcej je ro z ­ w ijał.

T e usiłow ania i re zu ltaty , do k tó ry c h one doprow adziły, dały w końcu popęd do pań-

* stw ow ego zorganizow ania służby m eteoro­

logicznej. N a przedstaw ienie prof. L ap h am z M ilw auke, K o n g res Stanów Zjednoczonych w G ru d n iu 1869 ro k u polecił M inisteryjum w ojny w prow adzić cały plan w w ykonanie

! I

i ta k w spaniale wyposażył pod względem m atery jaln ym tę gałęź służby, że w szystkie insty tucyje m eteorologiczne europejskie po­

zostały daleko za A m eryką. W ydział służ­

by w ojennej, n a który włożono prow adze­

nie spostrzeżeń i spożytkow anie ich w celu staw iania prognoz m eteorologicznych, nosi w A m eryce nazwę „Signal Office”, co moż- nab y popolsku oddać przez „U rząd sygna­

ło w y ”; znaczeniem swojem odpow iada on służbie telegraficznej wojskowej. P o czą­

tek tej służby sięga rok u 1860; wtedy to z decyzyi senatu utw orzono przy sztabie g ien eralny m posadę oficera, którem u n ada­

no rangę m ajora i nazw ę „Signal officer”

i którego obow iązkiem by ł nadzór nad te- legrafiją wojenną, ale dopiero podczas w oj­

ny domowój pow stał w ro k u 1863 osobny od dział służby wojskowej telegraficznej.

P o ukończeniu wojny oddział ten teleg ra­

ficzny sk ład ał się z 6 oficerów i 100 teleg ra­

fistów, aż do tego czasu, gdy postanow ienie K ongresu w łożyło n a niego obowiązek wy­

pełniania czynności, zw iązanych ze służbą m eteorologiczną. W tedy to cały „Signal Office” p rz y b ra ł w rzeczywistości in n ą po­

stać: do niego przyłączyły się siły naukow e i techniczne, główni oficerowie coraz w ię­

cej zaczęli być zastępow ani przez specyja- listów naukow ych, niem niej je d n a k cały w ydział pozostał pod w ładzą M inistery jum w'ojny i ta k do dziś dnia pozostaje, zacho­

w ując ciągle wrojskową organizacyją i pod­

legając surowym praw om w ojennym . Za­

pew nia to bezw ątpienia ścisłe i b ezw arun ­ kowe w ykonanie wszelkich przepisów i p o ­ leceń urzęd u centralnego; ale z drugiej stro ny przedstaw ia wady, zw iązane z o rg a ­ nizacyją tego rodzaju, przy której bardzo łatw o prosta form alistyka może zapanow ać nad treścią. P ew na jałow ość pod w zglę­

dem w ypadków naukow ych, ja k ą z począt­

ku zarzucano nowej instytucyi, zdaw ała się uspraw iedliw iać te obawy, je d n a k pod za­

rządem g ien erała H azena i obecnego prze­

łożonego G reelyego naukow a stro n a całej tej służby przew ażyła n ad wojskowością i dziś pod każdym w zględem w ielka ta in- stytucy ja odpow iada i sw ojem u założeniu i ofiarom na nią ponoszonym. Z tem wszy­

stkiem , podniesioną została w ostatnich cza­

sach myśl oddzielenia służby m eteorologicz-

(3)

Nr 9.

w s z e c h ś w i a t .

131 nój od M inisteryjum w ojny i nadania jej

zupełnie cywilnej organizacyi, ja k to ma miejsce w E uropie. Myśl tę szczególniej popiera obecny d y re k to r (C hief Signal offi- cer) G reely, do urzeczyw istnienia jej j e ­ dnak nie przyszło dotąd, o ile mi wiadomo.

W razie p rzeprow adzenia jój niemałą, tru ­ dność będzie stanow ić obsadzenie obserw a­

toram i tych stacyj m eteorologicznych, któ­

re leżą na p ołudniu poniżej 30° szerokości gieograficznej, rów nie ja k i stacyj leżących na dalekim zachodzie poza 97 południkiem (względem G reenw ich): pierw sze bowiem zn a jd u ją się w okolicach praw ie ciągle tr a ­ pionych przez żółtą febrę, drugie zaś zbyt są odsunięte od życia cyw ilizowanego.

W ykonanie postanow ienia K ong resu by­

ło poprow adzone z taką energiją, że ju ż w jedenaście m iesięcy, m ianowicie dnia 1 L istopada 1870 r. o godzinie 7 min. 35 zra- na p odług czasu średniego w aszyngtońskie­

go sierżanci, wyuczeni specyjalnie w forcie W hipple (obecnie fo rt M yer) w W irginii, rospoczęli obserw acyje na 24 stacyjach. Ob- serw acyje te n astępnie były natychm iast przesłane telegraficznie do W aszyngtonu do zarządu centraln ego (Signal office), który ju ż o godzinie 9 zran a by ł w możności ro­

zesłać teleg ram y o stanie pogody na wszy­

stkie strony „dla pożytku h a n d lu ”, ja k wy­

rażano początkow o w urzędow ym ty tu le tychże telegram ów . Od tej chw ili na każ­

dej stacyi robią się nieprzerw anie obser­

wacyje naprzód jednoczesne w term inach o godz. 7 zrana, o godz. 3 po poł. i o godz­

i ł wieczorem czasu średniego 75 południka na zachód względem G reenw ich. N adto w tych samych godzinach m iejscowych robi się d ru g i szereg trzech obserwacyj dziennie.

Spostrzeżenia pierw sze po zredukow aniu ich i obliczeniu natychm iast (to je s t we 20 do 30 m inut po ich zrobieniu) przesyłają się do urzędu centralnego w W aszyngtonie, któ ­ ry niem niej szybko spożytkow yw a je do ułożenia k a r t synoptycznych pogody, tak, że ju ż w i y a godziny po zrobieniu obserw a- cyi z W aszyngtonu w ychodzą odw rotne te ­ legram y do portów i m nóstw a miast w e­

w nętrznych, zaw ierające prognozy i ew en­

tualnie ostrzeżenia o burzach. D rugi sze­

reg obserw acyj, robionych p odług czasu m iejscowego służy do oznaczenia właści­

wości klim atycznych każdego miejsca Sta­

nów Zjednoczonych. O bserw acyje na sta­

cyjach robią przedew szystkiem sierżanci, którzy się kształcą specyjalnie do tego celu w forcie M yer i jeżeli zw rócim y uwagę na to, że m uszą oni robić dw a szeregi obserw acyj, przesyłać je telegrafem , odbierać odw rotnie depesze i pilnow ać ab y prognozy rozeszły się do wiadomości publicznej wszelkiemi, z góry obmyślonemi drogam i, wtedy p rz y j­

dziem y do przekonania, że na b ra k zajęcia uskarżać się oni nie mogą. Z a te zajęcia sierżanci w większych m iastach pobierają do 1800 rb. rocznie, co je s t bez w ątpienia na nasze stosunki i w yobrażenia Wysokiem wynagrodzeniem .

(c. d. nast.).

W . K.

0 DZIEDZICZNOŚCI.

M owa w y p o w ie d zia n a p rzez prof. W illia m a T u r n e r a , p rezesa sekcyi a n tro p o lo g ic z n e j b ry ta ń s k ie g o sto ­ w a rz y s z e n ia p o stę p u n a u k , n a o tw a rc ie p o sied zeń sekcyi po d czas teg o ro c zn e g o z ja z d u sto w a rzy sze n ia

w N ew castle-o u -T y n e.

(C iąg dalszy).

M ówiąc o dążności, zdolności, skłonności, lub predyspozycyi do przekazyw ania zn a­

mion, czyto norm alnych, czy patologicz­

nych, używ am y wyrażeń niew ątp liw ie n ie­

określonych. Dotychczas jesteśm y zupełnie niezdolni do rospoznaw ania zapomocą sa­

mej tylko obserw acyi jakiej bądź zmiany bu­

dowy w plazmie rozrodczej, któ rab y nas u p o ­ w ażniała do wyrzeczenia, że pew na szcze­

gólna dążność, lu b zdolność objaw i się w o r­

ganizm ie pow stałym z tój plazm y. Możemy to określić jed y n ie śledząc histo ry ją życia osobnika. Niem niej je d n a k praw dą jest,

żb

w yrażenia te oznaczają coś ważnego, o czem wszyscy jesteśm y przekonani. Ze względu na człow ieka dążność do przekazywania zm ian anatom icznych, lub fizyjologicznych, albo bezużytecznych, albo stanowczo szko­

dliw ych daje się zarówno dowieść, ja k

i dążność do przekazyw ania znamion p ra w ­

dopodobnie pożytecznych. S tąd, zarow no

(4)

132

w s z e c h ś w i a t .

Nr 9.

znam iona bezużyteczne, j a k i pożyteczne m ogą ulegać w yborow i i dziedzicznem u przekazyw aniu.

Nieco dłużej zatrzym ałem się n ad dzie­

dzicznością. właściw ości bezużytecznych, a l­

bowiem je stto stro n a przedm iotu szczegól­

niej n arzu ca ją ca się patologom i lekarzom , a praw ie wcale nieistniejąca dla p rz y ro d n i­

ków, których badania są praw ie wyłącznie skierow ane do rosp atry w an ia organizm ów w stanie norm alnym . Ze w zględu je d n a k na człowieka, w życiu którego choroby tw orzą tak ważny czynnik, niem ożna ich pom i­

ja ć w badaniach jego n a tu ry .

W kilku ostatnich latach tyle mówiono i pisano o p rzekazyw aniu przez rodziców

„znamion n ab y ty ch ”, że przed m io tu tego nie mogę w zupełności pom inąć. D o ja s n e ­ go pojm ow ania tój w ielce dyskutow anej kw estyi dopomoże o k reślenie zaraz na p o ­ czątku, w jak iem znaczeniu używ am y w y­

rażenia „znam iona n a b y te ”; będzie to tem - bardziój pożyteczne, że w yrażenia nieza- wsze używ ano w tem sam em znaczeniu. D a ­ je się ono używ ać w obszernem , lub ścisłem

znaczeniu. W pierw szym razie obejm uje ono w szystkie w łaściw ości, p oraź pierw szy pojaw iające się u pew nego osobnika, a n ie­

istniejące u jego rodziców , bez w zględu n a sposób pow stania tych właściwości:

1) Czy ich początek zależy od takich zm ian m olekularnych w plazm ie rozrodczej, że je można nazw ać dow olnem i, a p ro w a ­ dzących do zboczeń zdolnych w ytw orzyć nową odmianę; albo

2) Czy ich początek je s t p rzypad kow y , albo zależny od obyczajów, lu b n a tu ry oto­

czenia, ja k pokarm , k lim a t i t. d.

P rof. W eism ann z wielką siłą w ykazał konieczność rozróżniania tych dw u rodzajów nabytych znamion i zaproponow ał dw a te r ­ m iny, których użycie ma nam u p rzyto m niać ja k dalece je st ważnem uznaw anie tych dw u odm iennych sposobów pow staw ania w mowie będących znam ion. N azyw a on blastogienicznem i w szystkie te znam iona, k tó re w plazm ie rozrodczej w ytw orzył w y­

bór n a tu ra ln y , oraz w szystkie inne znam io­

na, w yn ikające z tej samej przyczyny.

U trzy m u je on dalej, że wszystkie znam iona blastogieniczne m ogą być przekazyw ane i większość osób n iew ątp liw ie zgodzi się na

ten jego w niosek. Z drugiej stron y używ a on w yrażenia som atogieniczne na oznacze­

n ie tych znamion, które się p o jaw iają w sa-

! m em ciele i w ynikają z oddziaływ ania ciała (som a) na bespośrednie w pływ y zew nętrz­

ne. T u taj zalicza on sku tki okaleczenia, zm iany w ynikające ze spotęgow anego, lub zm niejszonego w ykonyw ania spraw fizyjo- logicznych, bespośrednio w ynikające z o d ­ żyw iania, oraz wszelkie inne skutki bespo- średnich w pływ ów na ciało. U trzy m u je on dalej, że znam iona som atogieniczne nie są zdolne do przenoszenia się z rodziców na potom stw o, oraz, w edług jego zdania, w przyszłych rospraw ach nad tym przed- ' m iotem nazw a „znam ion n aby ty ch” powin- 1 n a być ograniczona w yłącznie do somato-

gienicznych.

M ożnaby powiedzieć, że znam iona blasto­

gieniczne, pow stające w zaw iązku, stają się w łasnością osobnika skutkiem działania za­

w iązku na ciało (soma); po w racając do g ra ­ ficznego p rz y k ła d u poprzednio użytego, plazm a rozrodcza, w yobrażona przez małe lite ry p ółdrukow e abcd, d ziałałab y na ciało, w yobrażone przez w ielkie lite ry A , B, C, D.

Som atogieniczne znam iona, pow stające w ciele b yłyb y znow u nabyw ane skutkiem działan ia ciała A, B, C, D na za w artą plaz­

mę rozrodczą abcd. P y tan ie, czy tak ie n a ­ by te znam iona, oznaczane jak o som atogie­

niczne, mogą, lub nie mogą być przek azy ­ wane, było przedm iotem obszernej dys- kusyi.

Możność przekazyw ania znam ion tym

| sposobem nab ytych je s t podstaw ą teoryi L am arck a, k tó ry w yobrażał sobie, że sto­

pniow e przekształcenie gatunków zależy od zm ian w budow ie części organizm u pod w pływ em now ych w arunków bytu, oraz, że I podobne zm iany mogą być przekazyw ane potom stw u. K a ro l D arw in p rzy znaw ał te-

j

mu poglądow i w ielką wagę; tw ierd ził on, że niew szystkie zm iany budow y ciała i po­

tęg i um ysłowej mogą być wyłącznie p rz y ­ pisyw ane w yborow i n atu raln em u takich zm ian, ja k ie często nazyw am y dowolnem i, lecz że w ielką wagę należy przypisyw ać

j

odziedziczonym skutkom w praw y i bes-

czynności, a niektóre należy przypisyw ać

zm ianom , pow stałym skutkiem bespośre-

dniego i długotrw ającego w pływ u zmienio-

(5)

Nr 9.

W SZECHŚW IAT.

183 nycli w arunków bytu, oraz pow stałym sk u t­

kiem pow rotu do daw niejszych cech. H e r ­ b ert Spencer sądzi, że w ybór n atu ra ln y po­

żytecznych zm ian sam przez się nie w y star­

cza do w ytłum aczenia całego rozw oju o rg a­

nicznego. Większą, jeszcze w agę, niż D a r­

win, przy w iązuje on do udziału, ja k i ma w praw a i besczynność w przekazyw aniu zm ian. M niem a on, że powszechnem jest dziedziczenie zm ian budow y, wywołanych drogą, fizyjologiczną, oraz ponieważ zmiana budowy przez funkcyją je s t rzeczywistą przyczyną ze w zględu na osobnika, przeto nierozsądnem byłoby przypuszczenie, że żadnych śladów nie pozostaw ia w potom ­ stwie.

Z drugiój strony bardzo znakom ite po­

wagi zaprzeczają, aby znam iona nabyte drogą som atogieniczną m ogły przechodzić z rodziców na potom stwo. P . F ranciszek G alton, np. w bardzo oględny sposób zg a­

dza się z tem założeniem. P i-of. H is z L ip ­ ska, w ątpi o jego praw dzie. P ro f. W eis- m ann pow iada, że nie ma ono żadnego do­

wodu na swoję korzyść. P . A lfred R. W al- lace w swem najnow szem dziele o darwi- nizmie uwraża, że bespośrednie w pływ y oto­

czenia, przypuściw szy naw et ich dziedzicz­

ność, ta k są m ałe w porów naniu z obsza­

rem dow olnych zm ian każdćj części orga­

nizm u, że zupełnie są zaćm ione przez te ostatnie. Ja k ie k o lw ie k inne przyczyny dzia­

łają, zawsze w ybór n atu ra ln y je st najw yż­

szą przyczyną, do takiego stopnia, jakiego mu sam D a rw in w ahał się przyznać.

T ak więc, nieporozum ienie zdań istnieje pom iędzy pow agam i, które niew ątpliw ie najw ięcej m yśli poświęciły ro strząsaniu te ­ go pytania. Może się tedy zdaw ać, że z mo- jć j strony w yrażanie zdania w tym p rz e d ­ miocie je s t rzeczą pośpieszną i zarozum iałą.

W rzeczy sam ój, nie śpieszyłbym się z tem, gdybym nie sądził, że istnieją pew ne strony zagadnienia, które, j a k się zdaje, nie były należycie uw zględnione w dyskusyi.

P rzedew szystkiem w yrażam swoję zgodę n a zdanie prof. W eism anna o brak u dosta­

tecznych dowodów, uspraw iedliw iających tw ierdzenie, jak o b y okaleczenie, dotykające rodzica, mogło przechodzić na potomstwo.

Sądzę, że wielu z obecnych wiadomo, że dzieci urodzone z rodziców, którzy p o stra­

dali oko, ram ię, lub nogę, przychodzą na św iat z zupełnem i oczami i kończynam i.

O kaleczenie rodzica nie dotknęło potom ka i zaledw ie m ożna się spodziewać, aby się w potom stw ie p ow tarzały tak ie grube, w i­

doczne straty , ja k ie m ają m iejsce skutkiem u tra ty kończyny przez p rzypadek, lub ope- racyją chirurgiczną. P odobne uwagi dają się także zastosowrać do takich m niejszych skaleczeń ja k blizny, k tó rych p rzek azyw a­

nie, pomimo stanowczego tw ierdzenia n ie­

których badaczy, nie zdają się mieć za sobą dostatecznie określonych przykładów .

P rzy k ład ó w znam ion som atogienicznych poszukam w subtelniejszych procesach d oty ­ kających organizm u, aniżeli wy wołane przez g w a łt, lub w ypadek. Za p rz y k ła d wezmę n iektó re fakty d obrze znane osobom za ję­

tym hodow aniem inw entarza, lub innych zw ierząt pożytecznych, albo specyjalnie pie­

lęgnowanych przez człow ieka.

N ie mam tu n a m yśli w pływ u na potom ­ stwo w rażeń w yw ieranych na zm ysły i u kład nerw ow y m atki; w zm iankę o tem sp o ty k a­

my poraź pierw szy w księdze Gienezy, gdzie Jak ó b um ieszczał przed stadam i rózgi obra­

ne z kory, aby w płynąć na barw ę i w zorzy- stość młodych; słyszałem je d n a k rolników , opow iadających przy k ład y z własnego d o ­ świadczenia, k tó re m ają być dowodem, że w rażenia, działając przez m atkę, mogą w pływ ać na potom stw o. P o w o łuję się n a ­ tom iast na rzecz, k tó ra je s t pew nikiem dla hodujących stada jak ieg ob ąd ź rodzaju, że dla utrzym an ia czystości k rw i nie pow inno być żadnój przym ięszki stada innój krw i.

N aprzykład, gdy k ró tkorog a k ro w a (short- h o rn ) ma cielaka z buchajem H ig hlan d, cielę n atu ra ln ie okazuje znam iona obojga rodziców. N astępne je d n a k cielęta tój sa­

mej krow y z buchajem sh orth orn, oprócz znam ion tój ostatniój rasy m ogą jeszcze po­

siadać inne znam iona bydła H ig h lan d , a nie shorthorn. N ajbardziój godnym uwagi p rzy ­ kładem przekazania przez m atkę cech, n a­

bytych po jed n y m samcu rospłodow ym jćj

potom stw u z innem i sam cam i rospłodowe-

mi, je s t doświadczenie przytoczone przez

daw niejszego lorda M ortona. A rabska

klacz będąca jeg o własnością w ydała m ię-

szańca z ogierem kw agą i źrebak posiadał

pręgi na podobieństwo zebry. T a sama

(6)

134

WSZECHŚW IAT.

Nr 9.

k lacz m iała następnie dw a źrebięta, których ojcem by ł ogier arabski, lecz obadw a oka­

zyw ały żebrow ate pręgi- Jakim że więc spo­

sobem te p ręg i, będące znam ieniem tak od­

m iennego zw ierzęcia, pow stały u źrebiąt, k tó ry ch oboje rodzice byli arabam i? W yo­

brażam sobie, że możnaby powiedzieć, ja k o ­ by to był zw rot do bardzo odległego przodka pręgow anego, wspólnego dla konia i kwa- gi. D la mego um ysłu niepotrzeba tak n a ­ ciąganego i hipotetycznego tłum aczenia.

P rzyczyna pojaw ienia się p rę g zd aje mi się być daleko bliższą i bardziej oczyw istą. S ą­

dzę, że m atka podczas długiój ciąży z mię- szańcem nabyła od niego własności p rz ek a­

zyw ania znam ion kw agow ych, a to s k u t­

kiem wzajemnej w ym iany m atery i, ja k a ma miejsce pom iędzy m atką i płodem w z w ią z ­ ku z żywieniem się tego ostatniego. Należy bowiem pam iętać, że u łożyskow ych ssących wymiana m ateryi o d b y w a się w dw u p rze­

ciwnych kieru nkach, ta k dobrze od płodu do matki, j a k i od m atk i do płodu. T ym sposobem plazm a rozro d cza m atki, za w arta w niedojrzałych jeszcze ja jk a c h , u legła zm ianie podczas ich zn ajd o w an ia się w j a j ­ nikach. T e n a b y te ' zm iany w płynęły na dalszych potomków, pow stałych z tój p la z ­ my rozrodczój do tego stopnia, że i oni z kolei, chociaż w m niejszym stopniu, oka­

zywali żebrow ate w zory. Jeżeli to tłu m a ­ czenie je s t praw dziw e, tedy m am y tu p rz y ­ kład plazm y rozrodczój bespośrednio zmie- nionój przez ciało (soma), oraz p rzek azy w a­

nych znamion som atogienicznych.

(dok. nast.).

August Wrześnioicsld.

M O IS ZE TEORYJE GIEOIMHE

P O W S T A W A N IA

gór, lądów i z a g ł ę b i morskich,

(D o k o ń c ze n ie).

Transgresyje. Z m ia n y poziomu morza.

P rzytoczone powyżój dw ie przyczyny: za­

padanie się i fałdow anie nie w ystarczają do

objaśnienia niektórych bardzo rozległych zm ian, ja k ie , według św iadectw a gieologii, zachodziły we wzajem nym roskładzie mórz i lądów n a pow ierzchni ziemi. Do zm ian tego ro d zaju należą tak zw ane tran sg resy je, to je s t rospościeranie się osadów m orskich pew nych form acyj na większój bez poró­

w nania przestrzeni, aniżeli osady form acyj bespośrednio poprzedzających. T ra n sg re ­ sy je takie spo ty k ają się dość często, a n a j­

bard ziej u d erzająca spom iędzy wszystkich i n a n ajw ięk szą rosciągająca się przestrzeń je s t tran sg resy ja górnój połowy form acyi kredow ój ponad dolną połow ą tejże form a­

cyi. O sady dolno-kredow e rospostarte są w E u ro p ie w K a rp atach , A lpach, F ra n c y i północnój i A n glii południow ój; gdy tym ­ czasem osady górno-kredow e, nietylko że p o k ry w a ją w szystkie wym ienione p rzestrze­

nie, ale zajm ują lub zajm ow ały całą północ­

ną i większą część wschodniój E u ro p y , gdzie spoczyw ają na innych starszych, nie dolno- kredow ych osadach. Podobną, bardzo zna­

czną tran sg resy ją górnój kredowój form a­

cyi nad d olną zauważono w znacznój części A z y i,a także północnój i południow ój A m e­

ry k i.

T akich zm ian niep od ob na objaśnić jedno- czesnem obniżeniem się pod poziom morza w szystkich tych przestrzeni, na których w y­

stęp u ją osady górno - kredow e. P odobne obniżenie m ogłoby zajść na pew nem stosu n­

kow o niew ielkiem tery toryjum ; ale n iep o ­ dobieństw em jest, aby takie olbrzym ie p rz e ­ strzenie, n a jak ich w ystępuje form acyja górno-kredow a, m ogły się obniżyć rów no­

m iernie i tak spokojnie, że leżące na nich w a rstw y zachow ały swoje pierw otne pozio­

m e położenie i nie zostały pogięte i p o ła­

m ane. T ego ro d zaju zm iany m ogą się o d ­ byw ać ty lk o w skutek podnoszenia i o pad a­

n ia sam ego m orza.

P rzypuszczenie to je s t w tak wielkiój sprzeczności z bardzo rospow szechnionem dotąd w gieologii przekonaniem o niezm ien­

ności poziom u m orza, że wym aga bliższego rosp atrzen ia. Przedew szystkiem p ow inn i­

śmy rosstrzygnąć pytanie, czy rzeczywiście pow ierzchnia oceanów przed staw ia stale i niezm iennie zasadniczą form ę kuli ziem- skićj, elipsoidę obrotow ą, czy też jest nie­

praw idłow ą i zm ienną. Otóż najnow sze

(7)

Nr 9.

badania p rz ek o n y w ają , że pow ierzchnia oceanów daleką je s t od praw idłow ej formy elipsoidy obrotow ej, a to w skutek pewnćj dość prostej okoliczności, na którą przez długi przeciąg czasu żadnej nie zw racano uw agi. L ąd y , jak o masy stałe, nierucho­

me, w yw ierają przyciąganie n a wodę ocea­

nów, w skutek którego w ielkie m asy wody w pobliżu lądów są trzym ane na znacznie wyższym poziom ie niż norm alny poziom, odpow iadający pow ierzchni elipsoidy obro­

tow ej, szczególniej tam , gdzie olbrzym ie p a­

sma gór ciągną się w bliskości oceanu, ja k to m a miejsce w zdłuż zachodnich brzegów A m eryki południow ej. P rzeciw nie zdała od lądów , na środku oceanów, poziom mo­

rza je s t nieco niższym od norm alnego. O b­

serw acyje nad ruchem w ahadła, robione w różnych m iejscach ziemi na poziomie mo­

rza przekonyw ają nas o tój niepraw idłow o­

ści pow ierzchni oceanów.. W iadom ą je st rzeczą, że w ahadło tej samej długości odby­

wa tem więcej w ahań na sekundę, im sil­

niej je s t przyciąganem przez ziemię, czyli im bliżej zn a jd u ją się je j środka. Otóż obserw acyje w ykazały, że na wielu wy­

spach oceanicznych w ahadło porusza się znacznie p rędzej, aniżeli to w ypada z poło­

żenia tych wysp w przypuszczeniu, że po­

w ierzchnia oceanu je st dokładnie elipsoidą obrotow ą; przeciw nie przy brzegach lądów w ahadło porusza się znacznie wolniej, ani­

żeli w ypada z tój samej zasady. Stąd wy­

nika, że poziom m orza na środku oceanów je st niższy, a n a brzegach lądów — wyższy od norm alnego. Na zachodnim brzegu A m e­

ryki południow ej poziom m orza znajduje się o 1000 m etrów wyżej od pow ierzchni elipsoidy obrotow ej.

W idzim y więc, że pow ierzchnia oceanu daleką je s t od tej praw idłow ości, ja k ą je j przypisyw ano i nie może być uw ażaną za n orm alny poziom, od którego możnaby było m ierzyć wszystkie wysokości na lądach;

przeciw nie posiada ona form ę niepraw idło­

wą, k tóra ani określoną, ani dokładnie zmie­

rzoną być nie może.

D ow ody podnoszenia się poziomu morza w jed n y ch częściach pow ierzchni ziemi, a obniżania się w innych znajdujem y także i w nowszych epokach gieologicznych, a na­

wet i w obecnym czasie. Z daje się nie ule-

135 gać wątpliwości, że w teraźniejszej epoce poziom m orza obniża się w okolicach pod­

biegunow ych, a podnosi — w podzw rotni­

kow ych, czyli, że obecnie zachodzi powol­

ny odpływ wody od biegunów k u ró w n i­

kowi.

Dowody wyższego stanow iska m orza w krajach podbiegunow ych, w ubiegłej epoce gieologicznej są bardzo liczne. Spotykam y je w zim nych i um iarkow anych strefach obu półkul, zarów no w północnój E uropie lub A m eryce, ja k i w A m eryce p ołudnio­

wej, lub A ustralii. W jed n y ch m iejscach są to ta k zw ane linije brzegowe, to je s t p o ­ ziome linije, ciągnące się wysoko n ad obe­

cną pow ierzchnią m orza, w ygryzione, lub w ypłókane na skałach nadbrzeżnych w sku­

tek długiego przebyw ania pow ierzchni w o­

dy na tym poziomie. W innych m iejscach są to rów nież wysoko n ad poziom morza wzniesione w arstw y piasków, lub glin, utw o ­ rzonych niegdyś n a dnie m orza i zaw ie­

rających muszle m orskie niezbyt różne od tych, ja k ie obecnie sąsiednie morze zam ie­

szkują.

Najciekawszem i jed n ak i n ajb ardziej ros- powszechnionemi śladam i wyższego stan o ­ wiska m orza w przeszłości są ta k zw ane ta ­ rasy, które w E uropie w ystępują typowo w N orw egii, w zdłuż brzegów oceanu A tlan ­ tyckiego. D la poznania tych tarasów zw iedź­

my dolinę którejkolw iek z krótk ich , lecz głębokich rzek norw eskich, w padających do tego oceanu. Idąc tak ą doliną, nieraz bardzo szeroką w głąb lądu, widzimy, że wysokie i strom e jój brzegi sk ład ają się z g ra n itu , lub innych skał tw ardy ch. P r z e ­ ciw nie równe, płaskie i z początku bardzo mało nad poziom m orza wzniesione dno d o ­ liny zbudow ane je s t z m iękkich piaszczy­

stych, lub gliniastych w arstw , w śród k tó ­ rych płynie rzek a w niegłębokiem korycie.

T e m iękkie w arstw y zostały osadzone przez rzekę i tw orzą się jeszcze w dalszym ciągu w dobie obecnej, kiedy rzeka wylew a i mę­

tne swe wody na całą szerokość doliny ros- tacza. To osadzanie odbyw a się przew aż­

nie w niższych częściach rzeki, niedaleko od ujścia, tam gdzie masa wody je s t znacz­

na, a bieg jó j pow olny nie przeszkadza o pa­

daniu na dno zawieszonych cząstek m in e­

ralnych.

WSZECHŚW IAT.

(8)

m W SZECHŚW IAT.

Nr 9.

P o stęp u jąc w górę rzek i dnem doliny w idzim y, że ciągnie się ono rów no i p ła ­ sko na znacznój długości; ale w pewncm m iejscu od razu strom o podnosi się do wy­

sokości kilkudziesięciu m etrów ; a kiedy w stąpim y n a to strom e wzniesienie, p rzek o ­ nam y się, że dno doliny ciągnie się dalój na tój większój wysokości, czyli tw orzy taras.

R zeka przerzyna brzeg tego tarasu bystrym n u rtem w głębokim wąwozie, lecz dalój k o ­ ry to jój podnosi się powoli do wyższego po­

ziomu tarasu, w k tórym płynie rów nie s p o ­ kojnie, ja k płynęła n a niższym poziom ie T a wyższa część doliny, tw orząca taras, składa się z takich sam ych, ja k część dolna, m iękkich osadów rzecznych, d la u tw orzenia których niezbędnem było, aby ujście rzeki, a więc i pow ierzchnia m orza znajdow ała się na wyższym poziom ie, odpow iadającym poziomowi tarasu. Id ą c jeszcze dalój w gó­

rę rzeki, spotykam y w pew nem m iejscu d r u ­ gi podobny taras, k tó ry m ógł się utw orzyć przy jeszcze wyższem stanow isku pow ierz­

chni m orza. W niektórych dolinach takich tarasów naliczyć m ożna kilkanaście. Z a łą ­ czony tu ry su n ek przedstaw ia podłużny przekrój takiój doliny z tarasam i.

fach kuli ziem skiój,im bliżój biegunów , tem większój dosięgają one wTysokości, a w m ia­

rę posuw ania się k u rów nikow i stają się niższe. T a okoliczność świadczy, że wyso­

kość m orza w poprzedniój epoce gieologicz- nój b y ła najw iększą w okolicach podbiegu­

now ych, a coraz m niejszą w m iarę zbliżania się do rów nika.

W okolicach podrów nikow ych nie spoty­

ka się, z nielicznem i tylko w yjątkam i, ani linij brzeżnych ani tarasów , przeciw nie da­

j ą się tutaj zauważyć zjaw iska, k tó re można objaśnić jed yn ie, przy jm u jąc pow olne pod­

noszenie się poziom u m orza w ty ch czę­

ściach kuli ziemskiój. Zjawiskiem takiem je s t występowanie i pow olny w zrost wysp koralow ych.

W y spy koralow e -występują w m orzach strefy gorącćj, a najobficiój są rossiane na olbrzym iój p rzestrzen i oceanu Spokojnego, po obu stronach rów nika. Są one tak cie­

kaw e i tak różne od wszystkiego, co się w m orzach stre f um iarkow anych spotyka, że odrazu zw róciły na siebie baczną uwagę przy ro dn ikó w , k tó rzy różnem i sposobami stara li się objaśnić ich pow staw anie. M ię­

dzy innym i D a rw in w czasie swój słynnój

K ażdem u tarasow i odpow iada inne sta­

nowisko poziomu m orza w przeszłości, a im wyżój który taras je s t położony, tem daw - nićj i przy wyższem stanow isku m orza był utw orzony. Często zauw ażyć m ożna, że l i ­ n ije brzegowe, o któ ry ch przedtem w spo­

m inaliśm y, w ystępują na różnych w ysok o­

ściach, odpow iadających poziom owi róż­

nych tarasów i potw ierdzają w nioski w y­

prow adzone z obserw acyi tych ostatnich, tak , że pow olne i stopniow e obniżanie się m orza w tych m iejscach nie może ulegać najm niejszój w ątpliw ości.

L in ije brzeg ow e i tarasy w ystępują p rz e ­ w ażnie w zim nych i um iark o w an y ch stre-

czteroletniój podróży naokoło świata, k tó ra mu d o starczyła m atery jału do prac n a u k o ­ wych całego życia i do w ysnucia gienijal- nych teoryj, zw rócił uw agę na wyspy k o ra ­ lowe i s ta ra ł się w ytłum aczyć ich początek.

W tym samym czasie badał wyspy k o ra lo ­ we słynny gieolog am erykański D ana, któ­

ry, niezależnie od D arw ina, podał objaśnie­

nie pow staw ania i wzrostu ty ch wysp b a r­

dzo zbliżone do tłum aczenia w ielkiego p rz y ­

ro d n ik a angielskiego. T a okoliczność, że

dw u znakom itych badaczów, niezależnie od

siebie, przyszło do jednak ow ych wyników,

świadczy o wielkiem praw dopodobieństw ie

teoryi, tem bardziój, że je s t ona o p artą na

(9)

WSZECHŚW IAT.

dokładnem zbadaniu w arunków wzrostu i sposobie życia k o ra li budujących.

K o rale budujące skały różnią się znacz­

nie od zw ykłego czerw onego korala, służą­

cego do ozdoby, któ ry , ja k wiadomo, ma postać gałązki, p ok rytój galaretow atą masą, stanow iącą ciało całój kolonii zw ierzątek, na tym w ew nętrznym szkielecie zam ieszku­

jących. P rzeciw nie, korale budujące p rz ed ­ staw iają tw ard e, w apienne masy różnego k ształtu i wielkości, w któ ry ch wgłębione są mniejsze lub większe, stosownie do g a­

tunku, kom órki, służące za schronienie po- jedyńczym żyjątkom , przyjm ującym udział

w budowie całój kolonii.

K o rale budujące żyją tylko wr morzach gorących, tam , gdzie tem p eratu ra wody n i ­ gdy nie spada poniżój 20°Celsyju3za i p rz e ­ byw ają niezbyt głęboko pod pow ierzchnią wody, gdyż ju ż n a głębokości 50 m etrów trafiają się bardzo rzadko. W ym agają one tw ardego, skalistego g ru n tu , zupełnie czy- stój i norm alnie słonój wody i giną tam, gdzie woda m orska przez dopływ rzek z lą ­ du zam ało je s t słona, lub zanieczyszczona przez męty. Tam , gdzie w arunki życia ko­

rali są korzystne, w ystępują one w olbrzy­

mich masach, p o k ry w ają nieprzerw anym gąszczem dno m orskie i n arastają je d n e na drugie, tw orząc tw ard e masy w apienne bar- j dzo znacznój grubości.

B udow le koralow e w ystępują pod dw o­

ja k ą postacią: ja k o rafy, to je s t skaliste p a ­ sma w apienia koralow ego, w ystające z mo- j rza w pew nój odległości od lądów, lub wysp i ciągnące się w zdłuż brzegów , nieraz na bardzo znacznój długości i ja k o atole, to je s t pierścieniow ate niskie w yspy, w ystępu­

jące licznem i grupam i wśród oceanów, z d a ­ ła od lądów. Z ew nętrzna strona ra f i ato­

lów spuszcza się strom o w w ielkie głębie oceanu, a ponieważ składają się one, do b a r­

dzo znacznój głębokości, z jednostajnego w apienia koralow ego, gdy tymczasem k o ra ­ le budujące m ogą żyć tylko do głębokości 50 m etrów , nie można więc wytłum aczyć inaczój pow stania tych olbrzym ich mas ko ­ ralow ych, ja k przez pow olne podnoszenie się pow ierzchni m orza i rów nocześnie cią­

głe n arastanie k orali na pogłębiająccm się dnie m orskiem . W taki w łaśnie sposób D a­

na i D arw in objaśnili tw orzenie się ra f

i wysp koralow ych. W yobraźm y sobie, że w śród oceanu, posiadającego w arun ki o d ­ pow iednie dla życia korali znajdu je się w y­

spa. Oczywiście dno m orza, w zdłuż calój w yspy, z w yjątkiem jed y n ie miejsc, zanie­

czyszczonych przez płynące z wyspy s tr u ­ mienie wody słodkićj będzie porastać k o ra ­ lam i, zaczynając od głębokości 50 m etrów , a kończąc na poziomie najniższego odp ły ­ wu, ponad którym korale żyć ju ż nie mogą.

N arastając jed n e na drugie w ciągu b a r­

dzo długiego okresu czasu, u tw orzą ko rale skaliste pasmo, otaczające wyspy, poprze- rzynan e poprzecznem i kanałam i w m iej­

scach, odpow iadających tijściom strum ieni.

Jeżeli poziom m orza, otaczającego wyspę, nie pozostaje jed n o stajn y m , ale powoli się podnosi, to w m iarę pogrążania się pod w'o- dę nadbrzeżnych części w yspy, porastają one koralam i, a w skutek tego szerokość

__________ 'jf

" "\ — ll

F ig . 6. S c h em aty czn e p r z e d s ta w ie n ie w z r o t u w y ­ spy koralow ój; I, I I , III, IV p rz e d s ta w ia ją sto p n io ­ wo p o d n o szący się poziom m o rza ; lin ija p e łn a — k o n tu r p ierw o tn e j w y sp y , a lin ije k ro p k o w a n e —

stop n io w e n a ra s ta n ie m asy k o ra lo w e j.

i grubość rafy się powiększa. Poniew aż korale rosną najlepiój i najszybciój w m iej­

scach, w ystaw ionych na m ocne falow anie, a więc n a zew nętrznój stronie rafy, przy dalszem więc podnoszeniu się m orza ta ze­

w nętrzn a strona narasta najszybciój i u trz y ­ m uje się stale na poziomie najniższego o d ­ pływ u, gdy tymczasem części w ew nętrzne w zrastają wolniój i pozostają na niższym poziomie. W skutek tego m iędzy wyspą a r a ­ fą utw orzy się p ły tk i pas m orza, tak zw ana

| laguna, połączona z oceanem kanałam i w po •

przek rafę przecinającem i. P rz y dalszcm

podnoszeniu się morza rafa będzie wciąż

n arastać od zew nątrz i szerokość laguny

będzie się powiększać, aż nareszcie, kiedy

w yspa zupełnie pogrąży się w m orzu rafa

zamieni się na wyspę koralową, czyli atol

z lag u n ą w środku. P ale m orskie, u derza-

(10)

138

w s z e c h ś w i a t .

Nr 9.

jąc o brzegi takiego atolu, odrywają, części m asy koralow ej, kruszą je i od rzu cają da­

lej k u środkow i, a w skutek tego tw orzą się wśród ato lu m iejsca nieco wzniesione nad poziom m orza, które niebaw em p orastają

j

p alm ą kokosow ą i innem i roślinam i wyro- słem i z nasion, które prądy m orskie przy-

j

noszą z innych wysp i na now outw orzoną

j

ziem ię wyrzucają.

R ospatrując niezliczone wyspy koralow e, J pokryw ające podzw rotnikow ą część oceanu Spokojnego, łatw o dostrzeżem y, że tw orzą one po większej części g ru p y w ydłużone w jedn ym kieru n k u , składające się z k il­

kudziesięciu, a nieraz i kilk u set pojedyń- czych atolow pierścieniow a tej form y. K a ż ­ da taka g ru p a w skazuje miejsce, na którem niegdyś istn iała d łu g a g ó rz y sta w yspa, po­

chłonięta n astępnie przez fale oceanu i p rzy ­ k ry ta grubą pow łoką w apienia koralow ego.

O prócz w ysp koralow ych P o lin e zy ja za­

w iera znaczną liczbę p raw dziw ych wysp (Nowa K aled o n ija, Nowe H e b ry d y i wiele innych) po większej części otoczonych ra fa ­ m i koralow em i i p rz ed staw iając y ch p ra w ­ dopodobnie resztki rozległego niegdyś lądu, obecnie rozdrobnionego i zalew anego p o ­ woli przez ocean, w skutek podnoszenia się | jego poziomu. A tole są ostatecznym w yni­

kiem tego zalew u, a rosp o starcie ich na oceanie oznacza praw dopodobnie granice pochłoniętego przez ocean lądu.

Oprócz przytoczonych powyżej dow odów obniżania się poziom u m orza pod bieguna­

mi, a podnoszenia się pod rów nikiem , zna- leść można w podręcznikach gieologii b a r­

dzo wiele św iadectw podnoszenia się i o p a ­ dania morza w różnych m iejscach k u li ziem ­ skiej, niebędących w żadnym w idocznym zw iązku m iędzy sobą. W szystkie te św ia­

dectw a były bardzo szczegółowo ro zebrane i poddane surow ej k rytyce przez Suessa we w spom nianem na początku jeg o dziele „O bli­

cze ziem i”. Owocem tćj k ry ty k i było śm ia­

ło w ypow iedziane przez tego uczonego p rze­

k o nan ie, że znaczna część tych św iadectw , szczegolniój pochodzących z pozaeuropej­

skich m iejscow ości, nie zasługuje na wiarę;

in n e zaś św iadectw a, o w iarogodności któ ­ rych w ątpić niem ożna (obserw acyje na brzegach m órz europejsk ich ), dow odzą ty l­

ko m iejscow ych zm ian na brzegach lądów,

w skutek trzęsień ziem i, w ybuchów w u lk a­

nicznych, lub obsuwania się w m orze roz­

m iękłych nizin nadbrzeżnych.

T e tylko obserwacyje, które w ykazują ogólne obniżanie się m orza pod biegunam i i podnoszenie w okolicy rów nika, nie mogą być w ytłum aczone inaczćj ja k przez rzeczy­

w iste zm iany poziomu morza.

P rzy c zy n a tych zmian je st dotąd niezna­

ną. N ajw ięcćj praw dopodobieństw a ma p rzy ­ puszczenie, że wysoki poziom m orza pod i biegunam i w poprzedniej, tak zwanej dylu- w ijalnej, epoce gieologicznej był wynikiem ) przyciągania wody przez olbrzym ie masy

| lodów , ja k ie wówczas p rzy biegunach były nagrom adzone. Istnienie takiej olbrzym iej masy lodowej n a półkuli północnej w pew­

nej części epoki d y luw ijalnćj, k tó rą z tego

| pow odu nazw ano okresem lodowym , nie u leg a wątpliwości. P odobnie, j a k dzisiaj cała G re n lan d y ja p o k ry ta je s t n iep rz erw a­

n ą pow łoką lodow ą niezm iernej grubości, pow stałą z nagrom adzenia się i zlodowace­

nia nigdy nietopniejącego śniegu, tak samo wówczas E u ro p a północna była pokryta niep rzerw an ą pow łoką lodow ą, k tó ra obej­

m owała całą S k andynaw iją, m orze B ałtyc­

kie, północne Niemcy, P olskę i R ossyją, w y­

p ełn iała praw dopodobnie aż do d na pły tk ie m orze L o do w ate i łączyła się przez Szpic- b erg i ląd F ran ciszk a-Jó zefa z okolicam i podbiegunow em i, które i dziś jeszcze wiecz­

nym p o kryte są lodem. T ak samo było w A m eryce północnej, gdzie olbrzym ie lo­

dowce ciągnęły się nieprzerw anie od arch i­

pelagu podbiegunowego przez całą dzisiej­

szą A m erykę b ry tań ską i zajm ow ały pół­

nocną część Stanów Zjednoczonych. Zdaje się, że ta k ie samo olbrzym ie nagrom adzenie lodów m iało miejsce równocześnie na p ó ł­

ku li południow ej, ale fakt ten nie je s t jesz­

cze tak niew ątpliw ie dowiedzionym , ja k dla półkuli północnej. To nagrom adzenie się pod biegunam i ogrom nych mas wody (w kształcie lodu), pochodzącej z m orza, w płynęło bezw ątpienia na obniżenie pozio­

mu oceanu na całej kuli ziem skiej, a p rz y ­ ciąganie tej masy lodowej spowodowało przypływ wody ku biegunom kosztem mórz podrów nikow ych, w któ ry ch z tego powodu poziom wody jeszcze bardziej się obniżył.

S ko ro potem lody pod biegunam i zaczęły

(11)

W SZECHŚW IAT.

189 Nr 9.

topnieć, nastąp ił powolny odpływ wody od biegunów ku rów nikow i, który, ja k się zda­

je , trw a do dnia dzisiejszego.

Jeżelibyśm y tera z chcieli sięgnąć po d a l­

sze objaśnienie i zap y tali się gieologów, co było przyczyną, nagrom adzenia się lodów pod biegunam i w okresie lodow ym , a co spowodowało n astępnie topnienie tych lo ­ dów, nie otrzym alibyśm y na to pytanie za- daw alniającój odpow iedzi. Są tylko mniej, lub więcej praw dopodobne hipotezy, rospa- tryw anie k tórych wyszłoby je d n a k poza ra ­ my niniejszego a rty k u łu .

S treszczając wyłożone powyżej poglądy na pow staw anie gór, lądów i zagłębi m o r­

skich, dochodzim y do następujących w yni­

ków:

1) Zasadniczą przyczyną kształtow ania się pow ierzchni kuli ziem skiej je s t jój oziębia­

nie się, w skutek którego n astępuje zm niej­

szanie się objętości w nętrza ziemi i k u rcze­

nie jój zew nętrznej pow łoki.

2) P rz y tem kurczen iu się następuje pę­

kanie zew nętrznej skorupy n a części, z k tó ­ rych je d n e obniżają się, tw orząc zagłębia m orskie, inne zaś pozostają na w zględnie wyższym poziomie i tw orzą lądy.

3) T am gdzie kurczenie się zewnętrznej skorupy nie może wywołać obniżenia, w y­

tw arza się poziom e parcie, k tóre sprow adza fałdow anie w arstw , pow ierzchnię ziemi składających i tw orzenie się pasm górskich.

4) T rzęsienia ziemi są objaw em takiego k urczenia się w n ętrza ziemi i w ynikającego stąd zapadania się i fałdow ania pow ierzch­

ni. D ow odzą one, że te procesy dotąd nie u stały i że pow ierzchnię ziem i oczekują w przyszłości bardzo w ielkie zm iany.

5) P ow ierzchnia m orza nie je s t zupełnie p raw idłow ą i stałą, przeciw nie, pod w pły­

wem przyciągania lądów je st ona stosunko­

wo wyższą przy brzegach, a niższą w środ­

ku oceanów. Z apadanie się pew nych czę­

ści pow ierzchni spraw ia, że woda m orska zlewa się do tych zapadniętych części, a w skutek tego następuje ogólne obniżenie się poziom u m orza. Jeżeli to obniżenie je st znaczne, to w mniej głębokich m iej­

scach oceanów mogą się w yłaniać nowe lądy.

6) O prócz tych zmian poziomu morza, będących w zw iązku ze zm ianam i, zacho-

dzącem i w tw ardej skorupie ziemi, ma miej­

sce pow olne podnoszenie się i opadanie m o­

rza, na bardzo znacznych przestrzeniach, pod w pływ em przyczyn dotąd jeszcze do ' kład nie niezbadanych. Dowodem takich, zm ian są tak zw ane transgresyje, to jest rospościeranie się pew nych form acyj na przestrzeniach daleko większych, aniżeli form acyje bespośrednio je poprzedzające, lub po nich następujące.

W epoce dyluw ialnej, poprzedzającej bes­

pośrednio dobę obecną, poziom m orza był o wiele wyższym w strefach podbieguno­

wych od teraźniejszego, ja k o tem św iad ­ czą ta k zw ane tarasy i linije brzegow e, b a r­

dzo często nad brzegam i m orza w tych s tre ­ fach spotykane. W obecnej dobie ma m iej­

sce powolne podnoszenie się poziomu m o­

rza w strefach podrów nikow ych, ja k o tem świadczą niezliczone wyspy koralow e, ros- siane na oceanie Spokojnym .

P raw dopodobną przyczyną wyższego s ta ­ now iska poziomu morza w strefach zim o­

wych w epoce dyluw ialnej, było nagrom a­

dzenie się pod biegunam i olbrzym ich mas lodow ych, które w yw ierały przyciąganie na wodę m orską i utrzym yw ały j ą w tych miejscach na wyższym poziomie, kosztem oceanów stref podzw rotnikow ych, gdzie p o ­ ziom wody był o wiele niższym niż obecnie.

P óźniej, w skutek topnienia lodów, nastąpił pow olny odpływ wody od biegunów ku ró ­ wnikow i, który praw dopodobnie trw a do dnia dzisiejszego.

S. Kontkiewicz.

AKADEMIJA UMIEJĘTNOŚCI

W K R A K O W IE .

Posiedzenie K om isyi Jizyjograficznej z d. 31 Stycznia 1 8 9 0 r.

P rz e w o d n icz ąc y K om isyi d r J . R o stafiń sk i z ag a­

ja p o sie d ze n ie w sp o m n ien iem o s tra c ie z m a rły c h od o sta tn ie g o p o sie d z e n ia c złonków K om isyi: ś. p.

D o m in ik a Z b ro ż k a , Ig n ace g o B re h m a , Józefa K r u ­ p y , K a ro la L a n g ie g o , E u g ie n ijn s z a D ziew ulskiego, K a z im ie rz a h r . W odzick ieg o , d r a T y tu s a C h a łu ­ b iń sk ieg o i d r a W ła d y sła w a T acza n o w sk ie g o , k t ó ­

(12)

140

w s z e c h ś w i a t .

Nr 9.

rz y , p ra c u ją c w je j sk ła d zie , d o b rz e sig zasłu ży li celo m i z a d a n io m n a u k i.

N a s tę p n ie p o p rz y ję c iu p ro to k u lu z o sta tn ieg o p o s ie d z e n ia z a w ia d a m ia : że w y d a n o to m X X III o ra z X X IV s p ra w o z d a ń K o m isy i, że m a p y gieolo- g icz n e d r a Z a rę c z n e g o okolic K ra k o w a są ju ż w ko­

re k c ie i w y p a d ły zn ak o m icie, w reszcie, że w y d ział k ra jo w y n a d e s ła ł m a p y g ieo lo g iczn e, w y k o n an e p rz e z d ra D u n ik o w sk ie g o , k tó re p o p rz e p ro w a d z e ­ n iu k o re k ty m ie jsc o w o śc i i o z n ac ze n iu b a rw p rzez se k c y ją g ieo lo g iczn ą, zo stan ą p rz e s ła n e z ak ła d o w i w ie d eń s k ie m u d a w y k o n an ia.

K om isyja, n a w n io se k K o m ite tu a d m in is tr a c y j­

nego, p o sta n o w iła j e d n o m y ś l n i :

1) W y d zielić z z ie ln ik a k o m is y jn e g o d u b le ty r o ­ ś lin ta trz a ń s k ic h d la m uzeum im ie n ia C h a łu b iń ­ skiego w Z a k o p a n e m .

2) P rz y z n a ć d r Z ap ało w ic zo w i 600 fl. c zęścią j a ­ ko h o n o ra ry ju m za florę C z a rn o h o ry , c zęścią ja k o z w ro t kosztów za z ło ż o n y z ie ln ik .

3) Z ap ro sić n a czło n k ó w K o m is y i pp.: m a g is tr a A . Ś ló sarsk ieg o , d r a J . S z n a b la i K. L a p c z y ń s k ie - go w W a rsz a w ie , d r a E . W o ło s z c z a k a w e L w o w ie , o ra z Ii. B o b k a w P rz e m y ś lu .

D alej p. O ssow ski p rz e d s ta w ił K o m isy i i złożył w d a rz e o k a z y g ieo lo g ic z n e z m io c e n u z P o d h o rz e c , o raz in n e z o k o lic P rz e m y ś la z d a r u ks. b isk u p a S tu p n ic k ie g o w P rz e m y ś lu , z p o ś ró d k tó ry c h w y ­ ró ż n ia się d o sk o n a le w c ało ści z a c h o w a n a czaszk a

k onia. t

N a s tę p n ie p. Je ls k i z łożył p ię k n y o k az g ą b k i i m ó w ił o p o d o b ie ń s tw ie , ja k ie p r z e d s ta w ia P lo - c a ria v e g a b u n d a d o C h iro n o m u só w , k tó re m i się żywi.

W reszcie p. lla c ib o r s k i m ó w ił o ró ż n ic a c h n a ­ szych k ra jo w y ch m o d rz e w i o d L . e u ro p a e a i sib i- ric8 .

Na czem p o s ie d z e n ie z a m k n ię to .

Towarzystwo Ogrodmcze.

P o s i e d z e n i e c z w a r t e K o m i s y i t e o - r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h o d b y ło się d n ia 20 L u te g o 1890 r o k u , o g o d z in ie 8-ej w ie c z o re m , w lo k a ­ lu T o w a rz y s tw a , C h m ie ln a N r 14.

1. P ro to k u ł p o sie d z e n ia p o p rz e d n ie g o z o sta ł od- 1 c z y ta n y i p rz y ję ty .

2. P. M. F la u m m ó w ił ,,o c h e m ii c h lo ro filu 11. ; P . P I. w y łu sz c z a p o w o d y , dla k tó ry c h n ie zn am y d o tą d je s z c z e b a r d z o w ielkiej liczb y zw iązków c h e ­ m ic z n y c h , w c h o d z ą c y c h w s k ła d c ia ła ro ś lin i z w ie ­ r z ą t. G łó w n ą teg o p rz y c z y n ą j e s t b r a k m eto d p o ­ z w ala ją c y ch z d o s ta te c z n ą ś c isło śc ią in d y w id u a li­

zow ać ta k ie z w iązk i, k tó re n ie k ry s ta liz u ją , a n i I

p rz e c h o d z ą b e z z m ia n y w sta n lo tn y . T e m t łu ­ m ac zy ć się d a ją pow olne p o stę p y n a d ro d z e b a d a ­ n ia c h e m ic z n e g o w ielu n a tu r a ln y c h b a rw n ik ó w , a n a ich czele chlorofilu. P r e le g ie n t stre sz c z a w k r ó tk ic h sło w ach p o g lą d y n a sk ład chlo ro filu ,

i z a c z e rp n ię te z b a d a ń S e n e b ie ra, P e lle tie r a i Ca- v e n to u , B e rzeliju sz a; bliżej o p isu je b a d a n ia A. G an- tie r a z p rz e d d z ie sięciu la t i w y k azu je, j a k w n io ­ sk i ze w s zy s tk ic h ty c h b a d a ń n ie m o g ą b y ć z a ­ d a w a la ją c e z pow odu n ie d o k ła d n e g o o d d z ie le n ia is to tn y c h sk ła d o w y c h części chlorofilu od in n y ch m a te ry j ro ś lin n y c h . N ie d aw n e p r a c e A. H a n se n a sta n o w ią w a żn y k ro k n a p rz ó d w sp ra w ie chem ii c h lo ro filu ; w y k lu czy w szy b o w ie m p rzez w y b ó r o d ­ p o w ied n ieg o m a te ry ja łu ro ś lin n e g o , o ra z p rz ez s to ­ so w an ie o d p o w ie d n ic h ro sp u s z c z a ln ik ó w m ożliw ość o trz y m a n ia w ro stw o ra c h c h lo ro filo w y ch c ia ł o b ­ cy ch , H a n se n s tw ie rd z ił, że c hlorofil z ło ż o n y je s t z d w u b a rw n ik ó w , z ie lo n eg o i żółtego, p o łączo n y ch c h e m ic z n ie z m a te ry ją o c h a r a k te r z e w o sk u . Po o d d z ie le n iu te j o s ta tn ie j u d a ło się o trz y m a ć k ażd y z b a rw n ik ó w w sta n ie czy sty m i p o z n ać ich w ła ­ sn o ści, k tó r e p. F l. w n a jw aż n ie jsz y c h ry s a c h o p i­

su je. Ż ó łty b a rw n ik , t. zw. k a ro ty n a , o k aza ł się z b a d a ń s p e k tro sk o p o w y c h id e n ty c z n y m z żó łte m i b a rw n ik a m i k w ia to w em i, b a rd z o ro sp o w szec h n io - n e m i, a ta k ż e n a d z w y c z a j p o d o b n y m do n ie k tó ­ r y c h b a rw n ik ó w z w ierzęcy ch . K ilk o m a u w ag am i o gólnej tr e ś c i i p rz y to c z e n ie m p r a c w p ew n y m zw iązk u z n a jd u ją c y c h się z p r a c ą H a n se n a p rc lc - g ie n t w y k ła d sw ój zakończył.

3. P. St. S te tk ie w ic z m ów ił o „zjeźd zić g ie o g ra - ficzn y m w P a ry ż u " . W k ró tk ic h sło w ach w y p o ­ w ie d z ia ł n a czem p olega z a d a n ie z ja z d u g ieo g ra - ficzn eg o i o ile z ja z d p a ry s k i s p r o s ta ł sw em u z a ­ d a n iu . N a s tę p n ie w sp o m n ia ł o p o s ta n o w ien iac h z ja zd u w k w e s ty i n a d a w a n ia n a zw m iejscow ościom o d k r y ty m p rz e z p o d ró ż n ik ó w i w a żn e z n aczen ie te g o p o s ta n o w ie n ia d la g ie o g ra fii i k a rto g ra fii, o d y sk u s y i n a zjesśdzie o n ie z n a n y c h , o ra z m ało z n a n y c h z a k ą tk a c h k u li z iem sk iej, j a k np. a r c h i­

p e la g M alaj ski, S a h a ra , B ra z y lija i t. d. W d a l­

szym c ią g u p. S. m ów ił o p rz e d sta w ie n iu w sekcyi m a te m a ty c z n e j now ego p o łu d n ik a , id ą c e g o przez G ró b Sw ., tu d z ie ż czasu p o w szech n eg o je ro z o lim ­ skiego; T o n d in i i d e Q a a re n g h i b y li rz e c z n ik a m i tej k w e sty i n a zjeździe. N a stę p n ie zjazd p o sta n o w ił u sy s te m a ty z o w a n ie b a d a ń n a d m ik ro z e is m a m i czyli d r o b n e m i trz ę s ie n ia m i ziem i, k tó r e p rz y tra fia ją się c zę sto w k r a ja c h g ó rsk ic h i w u lk a n ic z n y c h , j a k np.

S z w a jc a ry ja i J a p o n ija ; ta m te ż b a d a n ia n a jle p iś j są d o tą d p ro w ad zo n e. W k o ń cu s tre ś c ił now e o b ­ ja ś n ie n ie p o w s ta n ia m ie liz n N e w fo u n d lan d z k ich ; sp o w o d o w a n e p rz e z p rą d C a b o ta , w zetk n ięc iu z g o lfstrea m e m ; te to p rą d y w y w o łu ją o siad an ie c z ą s te k z ie m is ty c h p rz y b rz e g a c h N ow ej Z iem i;

s k a ły n a d b rz e ż n e k ru s z ą się p o d w p ły w em e ro zy i lo d o w ej i ty m sposobem d o s ta rc z a ją m a te ry ja łu p rą d o w i C a b o ta . W re sz c ie w s p o m n ia ł o p o d ró ży C ra m p la p o p o rzeczu Ogowe i w y p e łn ie n ie p rzez tę p o d ró ż o g ro m n ó j s z c z e rb y w b a d a n ia c h A fry k i z ac h o d n ie j.

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

litej sprowadzając, z powodu jej wstrętu i obrzydzenia do handlu i interesowania się nim, nie mogła się w żadnym poszczególnym wypadku, bez różnicy do

nizmu w arunków : Organizm znajduje się pod działaniem toksyn : w tym razie te tylko cząstki utrzym ują się przy życiu, które są na działanie toksyn mniej

Odnosi się to głównie do zw ierząt niższych, gdzie zawiodły metody specyalne, dające świetne wyniki u zwierząt wyższych.. R etziusa, ja k wszystkie narządy

W pierwszej grupie jedne organy mają budowę poczęści ojca, poCzęści matki a obok nich inne organy mają zupełnie pośrednią

Ścisłość zaś obserw acyj astronom icznych jest obecnie znacznie większa aniżeli ścisłość, z ja k ą znam y długości gieograficzne.. Podobnież ma się rzecz

bokości jest rzeczą konieczną, albowiem sieć nigdy nie opuszcza się pionowo, lecz zawsze wlecze się za statkiem, który nie może stać na miejscu podczas je j

puszczali oni dalej, że gdy jajko zostaje za- płodnionem i zaczyna się rozwijać, natenczas zarodek ten powiększa się coraz bardziej, wszystkie organy jego