• Nie Znaleziono Wyników

M 11 . Warszawa, d. 14 marca 1897 r. Tom XVI.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M 11 . Warszawa, d. 14 marca 1897 r. Tom XVI. "

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 11 . Warszawa, d. 14 marca 1897 r. Tom XVI.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA".

W W arszaw ie: rocznie rs.

8

, kw artalnie rs.

2

Z p rze sy łką pocztow ą: rocznie rs.

1 0

, półrocznie rs.

5

Prenum erow ać można w Redakcyi „W szechśw iata"

i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanow ią P anow i-:

D eike K., D ickstein S., H oyer H., Jurkiew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram sztyk S., M orozewicz J„ Na- tanson J „ Sztoicman J., Trzciński W. i W róblew ski W.

iLdres ZE2ed.a,ls:c;s7-i; Z lrako-^sM e-Przedm ieście, U ST r 66.

K R Ó T K I E U W A G I

0 BUDOWIE UKŁADU NERWOWEGO ZMYSŁOWEGO.

Nowe metody badania wiele rzuciły św iatła na budowę u kładu nerwowego i mnóstwo przysporzyły szczegółów, których dawniej nawet nie przeczuwano. B adania te jednak dalekie są jeszcze od tego, ażeby je można uważać za skończone, a istnieją d o tąd całe grupy zwierząt, których narząd nerwowy jest prawie zupełnie nie zbadany. Odnosi się to głównie do zw ierząt niższych, gdzie zawiodły metody specyalne, dające świetne wyniki u zwierząt wyższych. Być może, że nie­

przydatność dotychczasowych metod u zwie­

rząt niższych m a swą przyczynę w tem , że układ nerwowy nie przedstaw ia tu taj tak znacznego zróżnicowania ja k w wyższych grupach zwierząt, a tk an k i nerwowe nie od­

działywają ta k wybitnie na pewne odczynni­

ki ja k u tych ostatnich.

Pomimo jed n ak braków i luk w wiadomo­

ściach naszych, odnoszących się do układu nerwowego w całem państw ie zw ierząt, już dziś znajdujem y w literatu rze usiłowania

i próby wyprowadzania ogólniejszych wnios­

ków co do budowy układu nerwowego.

Z am iarem moim je s t n a podstawie o stat­

nich zdobyczy na tem polu przedstawić, w myśl O. R etziusa, ja k wszystkie narządy zmysłowe na jednej zasadzie są zbudowane i odpowiadają pewnym stadyom rozwoju filo­

genetycznego narządu czuciowego.

W iadomo, że pierwotnem i częściami skła- dowemi u kładu nerwowego są komórki n er­

wowe wraz ze swojemi wypustkam i (fig. 1).

Rozróżniamy dwa rodzaje wypustek kom ór­

ki nerwowej. J e d n a wypustka, niem ająca skłonności do częstego dzielenia się jest włóknem nerwowem, które nazwano neury- tem; inne wypustki dzielące się nazwano wypustkami protoplazm atycznem i czyli den- drytam i.

K om órkę nerwową wraz z jej wypustkam i W aldeyer nazw ał neuronem . N eurony są częściami składowemi systemu nerwowego i przedstaw iają jednostki, osobniki sam o ­ dzielne, niejako ogniwa jednego, ciągłego łańcucha.

Związek jednego neuronu z drugim nie je s t bezpośredni, lecz zostają one w styczno­

ści zapomocą splotów końcowych t. zw. telo-

dendryów przez zetknięcie się ze sobą, przez

kontakt, p e r contiguitatem ,

(2)

1 6 2

WSZECHŚWIAT

O statnie b adania R am ona y C ajala i Re- tziusa posłużyły pierwszem u za podstaw ę do utw orzenia bypotezy biegunowości dynamicz­

nej komórek nerwowych. W edług niej wy­

pustki protoplazm atyczne m ają zdolność przeprow adzania impulsów dośrodkowo, t. j.

do komórki nerwowej, wypustki zaś nerwowe czyli neuryty—zdolność odprow adzania im­

pulsów od komórki.

P rzy g ląd ając się budowie n arząd u czucio­

wego zw ierząt rozm aitych gru p, widzimy, że je s t ona bardzo do siebie podobna i p rz ed ­

staw ia tylko różnice, które odpow iadają ro z ­ m aitym stoptfiom rozwoju filogenetyczne­

go. I ta k dżdżownica przedstaw ia fo r­

mę pierw otną uk ład u czuciowego (fig. 2),

U robaków wyższych: P olychaetae (fig. 3), Retzius wykrył w skórze form ę komórek czu­

ciowych, których ciało komórkowe leży poni­

żej nab ło nk a w tkance podskórnej. W obec położenia nieco głębszego komórek nerwo­

wych, w ypustka obwodowa, dosięgająca po­

wierzchni ciała, je s t silniej rozwinięta. D ru g a zaś wypustka dośrodkowa, odpowiadająca neurytow i, biegnie do ośrodka nerwowego.

Flem m ing już dawniej odkrył u m ięcza­

ków dwubiegunowe komórki zmysłowe, które są bardzo podobne do komórek, opisanych u polychaetów. W praw dzie widział on u ro ż­

kach ślimaków nagich wśród nabłonka kolbki, k tó re uw ażał za komórki zmysłowe, łączące się bezpośrednio z kom órkam i nerwowemi

w

Fig. 1.

Fig, 2. Fig. 3.

stojącą na najniższym stopniu rozwoju filo­

genetycznego. B ad an ia L enhosseka wyka­

zały, że kom órka czuciowa nerwowa leży t u ­ ta j n a obwodzie ciała wśród kom órek n ab ło n ­ kowych '). J e d n a je j wypustka (a) zdążą do sznura nerwowego brzusznego, gdzie się kończy i utworzywszy końcowe rozgałęzienia wchodzi w styczność z następnym neuronem . D ru g a w ypustka (6), k tó ra m a odpowiadać systemowi w ypustek protoplazm atycznych, je s t bardzo k ró tk a z powodu obwodowego

położenia komórki.

') Przybłonlcowych według terminologii uży­

wanej w Krakowie.

głębiej leżącemi, jed n ak R etzius wykazał, że te kolbki końcowe nie są elem entanń koinór- kowemi, ale tylko końcami mniej lub więcej zgrubiałem i komórek nerwowych czuciowych, leżących pod nabłonkiem . K om órki te są homologiczne z kom órkam i czuciowemi, któ ­ re u dżdżownicy zn ajd ują się wśród nabłon­

ka. R óżnią się od nich tylko położeniem.

U członkonogich opisywano niejednokrot­

nie podobne kom órki, ale wiadomości nasze, dotyczące u kładu nerwowego czuciowego w tej grupie zw ierząt, są bardzo skąpe.

U zw ierząt kręgowych (fig. 4) największa ilość włókien nerwowych czuciowych kończy się w skórze i błonach śluzowych, bez pośred­

nictw a kom órek końcowych, zapomocą mniej

(3)

N r II WSZECHSWIAT 163 lub bardziej obfitych rozgałęzień końco­

wych (a) pomiędzy kom órkam i nabłonkowe- mi, lub wśród tkanki łącznej. K om órka czu­

ciowa (b) leży w zwoju międzykręgowym, więc znacznie oddalona od powierzchni skó­

ry, a blisko ośrodków nerwowych (c).

Tak się przedstaw ia u k ład nerwowy czu­

ciowy u rozmaitych zwierząt.

R ozpatrując tera z szczegółowo zmysły zwierząt kręgowych, przekonywamy się, że są one właściwie zbudowane równie według jed ­ nego praw a, według jednego schem atu i nie przedstaw iają istotnych różnic prócz tych, które odpowiadają rozm aitym stopniom roz woju filogenetycznego czyli różnicom, jakie przedstawia n arząd czuciowy zw ierząt do

wej. T ak zatem w narządzie powonienia zwierząt kręgowych znajdujem y stosunki, które zupełnie odpowiadają stosunkom dżdżownicy, a filogenetycznie naw et niżej stoją niż u polychaetów i mięczaków.

W narządzie słuchowym (fig. 6) uważano dawniej komórki rzęskowe za kom órki nerwo­

we, gdyż sądzono, że znajdu ją się one w bez­

pośrednim związku z włóknem nerwowem.

Dziś jednak, opierając się na najnowszych badaniach R etziusa, V an G ehuchtena, Len- hosseka i R. K rausego, musimy uważać ko­

mórki rzęskowe nie za komórki nerwowe, lecz nabłonkowe, które dopiero drugorzęd­

nie zmieniły się na komórki, zdolne do przyj­

mowania wrażeń ze świata zewnętrznego.

rozmaitych grup należących. I ta k badania Golgiego, R am ona y C ajala, V an G ehuchte­

na, B runna, K o llikera i R etziusa wykazały, że komórki M aksa Schultzego (a) w n a rz ą ­ dzie powonienia zwierząt kręgowych (fig. 5) są kom órkam i nerwowemi, które leżą wśród nabłonka (b) i w ysyłają swoją dośrodkową wypustkę do opuszki węchowej (bulbus olfa- ctorius) (c), gdzie wypustka ta, utworzywszy rozgałęzienia końcowe w kłębkach węcho­

wych (<f) wchodzi w styczność z wypustkami komórki piram idalnej czyli m itralnej (e).

Koniec obwodowy kom órki węchowej sięga do powierzchni błony śluzowej, gdzie się kończy kilkoma włoskami. W łoski te przed­

staw iają niejako dendryt wypustki obwodo-

W łaściwe zaś komórki nerwowe (c) są re p re­

zentowane przez komórki zwojowe dwubie­

gunowe, znajdujące się wśród pnia nerwu słuchowego i tworzące tam zwój słuchowy.

W ypustka dośrodkowa biegnie do ośrodka nerwowego (d), obwodowa zaś (b) mniej lub więcej rozgałęziona, kończy się swobodnie pomiędzy kom órkam i rzęskowemi (a), przy- czem nie dosięga samej powierzchni. U kład ten morfologiczny w narządzie słuchu należy uważać za wyższy od u kładu w narządzie powonienia, a odpowiadający stosunkom u polychaetów i mięczaków. T u ta j m iano­

wicie komórki nerwowe zeszły w głąb z rz ę­

du komórek nabłonkowych do tkan ek głębiej

leżących, czyli zbliżyły się do narządu cen­

(4)

164 WSZECHŚWIAT. N r 11.

tralnego. N a rząd słuchowy przedstaw ia stadyum przejściowe w rozwoju morfologicz- no filogenetycznym pomiędzy narządem po­

wonienia a dotyku, gdyż kom órki nerwowe słuchowe nietylko się zbliżyły do n arząd u ośrodkowego, ale nadto końce obwodowe przedstaw iają mniej lub więcej obfite rozga­

łęzienia.

Najnowsze b ad a n ia n arządu sm aku (fig. 7) wykazały, źe kom órki nerwowe tu ta j również leżą oddzielnie od nabłonka w zwojach n e r­

wów smakowych. W ypustka obwodowa k o ­ m órki biegnie do kubka smakowego (a) i tam między komórkami nabłonkowemi po podzia­

le kończy się swobodnie. Zakończeń nerwo­

wych wśró i czy zapomocą kom órek niem a w kubkach sm akowych.

K om órki, z których są złożone kubki sm a­

kowe, nie odpow iadają komórkom węchowym M aksa Schultzego, gdyż nie są kom órka­

mi nerwowemi, lecz nabłonkowemi, których k sz ta łt i ułożenie należy uw ażać najp raw d o ­ podobniej jak o wynik wpływu nerw u na n a ­ błonek.

Zarów no w narządzie słuchu ja k i sm aku kom órki nabłonkow e uległy drugorzędnie zmianom i stały się zdolne do przyjm ow ania wrażeń, co było potrzebnem wobec tego, źe ! włókna nerwowe nie dochodzą do samej po­

wierzchni. W tem urządzeniu m oźnaby się dopatryw ać pewnego podziału pracy , gdyż I

kom órki nabłonkowe przyjm ują wrażenia, a kom órki nerwowe m ają tylko za zadanie przeprow adzać je do ośrodków.

Z e ta k a przem iana drugorzędna komórek nabłonkowych pod wpływem nerwów jest możliwa, w ykazują badania, które przepro­

w adziłem nad rozwojem zakończeń nerwo­

wych w ry ju świni. Między innemi zn a j­

dujem y tam zakończenia nerwowe, odkryte przez M erkla. W praw dzie au to r ten uw ażał je za komórki zwojowe obwodowe, które wy­

daw ały wypustkę nerwową do ośrodków ner­

wowych, jed n ak nowsze b adania wykazały, źe włókno nerwowe kończy się miseczką, t. zw. meniskiem, który tylko przylega do kom órki M erkla. J a zaś, b ad ając rozm aite stad y a zarodkowe, przekonałem się, że te kom órki nie są niczem innem, ja k tylko ko­

m órkam i nabłonkowemi zróżnicowanemi pod wpływem końca włókna nerwowego. W pew- nem mianowicie stadyum zarodkowem wczes- nem nie znajdujem y jeszcze komórek M erkla, chociaż włókno nerwowe ju ż doszło do w arst­

wy nabłonkowej skóry. Dopiero w później­

szych stadyach zaczyna coraz wybitniej wy­

różniać się kom órka nabłonkowa, leżąca w bezpośredniem sąsiedztwie końca włókna nerwowego. S ta je się ona mianowicie więk­

szą, bardziej pęcherzykowatą, jaśniejszą, jednem słowem przyjm uje charakterystyczne cechy kom órki M erkla, podczas gdy równo­

cześnie koniec nerw u ulega spłaszczeniu w kształcie miseczki. Późniejsze badania moje, dotyczące rozwoju zakończeń nerwo­

wych w dziobie kaczki, wykazały, że również i na tkan kę łączną oddziaływa koniec nerwu w tak i sposób, że pod jego wpływem komórki u leg ają pewnym zmianom i w ytw arzają pew­

ne określone twory, mianowicie ciałka G ran- dryego i H e rb sta . N adto kilkakrotnie prze­

prowadzone badania nad degeneracyą n a ­ błonków zróżnicowanych w kubki smakowe po przecięciu nerwu językow ogardzielow ego m ogą nam posłużyć pośrednio za dowód, źe kom órki te pod wpływem nerwów ta k się zróżnicowały, a obecność ich od całości n er­

wów je s t zależną.

Przechodząc teraz do zmysłu czucia (fig. 4)

! przekonywam y się, że stoi on dziwnym t r a ­

fem w rozwoju filogenetycznym wyżej^niż

inne zmysły, ponieważ komórki nerwowe

i leżą w pobliżu ośrodków nerwowych tworząc

(5)

N r 11. WSZECHSWIAT. 165 zwoje mózgowo-rdzeniowe, ponieważ zmieniły

swój charakter dwubiegunowy w niby jedno- biegunowy, jak o też ponieważ obwodowe końce tych komórek nerwowych zwykle b a r ­ dzo obficie się rozgałęziają i kończą się swo­

bodnie pomiędzy kom órkam i nabłonkowemi skóry lub błony śluzowej. Jeżeli się porów­

na zakończenia nerwów skośnych w tkance łącznej zapomocą ciałek osobnych, z zakoń­

czeniami swobodnemi pomiędzy kom órkami nabłonkowemi okaże się, że tylko niewielka różnica istnieje pomiędzy niemi.

W łaściwie obie formy należą do swobod­

nych zakończeń nerwowych, z tą tylko różni -

Fig. 8.

cą, że jedne z nich kończą się w nabłonku, drugie w tkance łącznej. W ytw orzenie się rozmaitych aparatów końcowych, pokryw a­

jących ostatnie końce nerwowe, m ożna wy­

tłumaczyć wpływem włókna nerwowego, już to na sąsiadujące komórki nabłonkowe (ciałka M erkla), już też na otaczającą tk a n ­ kę łączną (ciałka G randryego, H e rb sta , M eissnera).

Przejdziem y w końcu do zawiłej budowy narządu wzroku (fig. 8). P rzede wszy stkiem badaniom T artuferiego, R am ona y C ajala, Dogiela i K alliusa zawdzięczamy nasze w tym kierunku wiadomości. W siatkówce mamy właściwie trzy rodzaje komórek n e r­

wowo wy ch, w trzy p iętra ułożone, a miano­

wicie nazew nątrz komórki pręcików i czop­

ków (a), następnie komórki wewnętrznej warstwy ziarnistej (&) i wreszcie komórki warstwy zwojowej (c). M am y tu zatem trzy rzędy neuronów.

Od czasu, kiedy b adania H isa wykazały, że siatkówka pochodzi z wypuklenia przed­

niego pęcherzyka mózgu, musimy uważać j ą za część mózgu i dlatego wśród niej znajdu­

jem y dalsze neurony, które dla innych zmys­

łów leżą wśród ośrodków nerwowych.

B adając, ja k ą drogą przechodzą impulsy ze św iata zewnętrznego, np. przez zmysł czu­

cia, widzimy, że przechodzą one przez cały szereg neuronów zanim dojdą do naszej świadomości (do kory mózgowej). Podobnie m a się rzecz i z siatkówką. Pierwszemu neuronowi odpowiadają w siatkówce kom ór­

ki pręcików i czopków, które kończą się w warstwie m olekularnej zewnętrznej. D ru ­ giem u neuronowi odpowiadają komórki w arst­

wy ziarnistej wewnętrznej. Trzeci rzęd neu­

ronów reprezentują komórki warstwy zwojo­

wej siatkówki. Mamy tu więc do czynienia z takiem i samemi ogniwami łańcucha nerwo­

wego, ja k np. w zmyśle czucia. W porów­

naniu zaś z innemi zm ysłam i mamy w siat­

kówce stosunki wyjątkowe, ponieważ stanowi ona wprost część mózgu.

Gdybyśmy chcieli i na siatkówkę rozsze­

rzyć to porównanie zachowania się neuronu obwodowego w zm ysłach, natrafilibyśm y na niem ałe trudności, wobec jeszcze nieustalo­

nych pojęć, dotyczących morfologicznego znaczenia stożków i czopków.

T ak zatem we wszystkich zmysłach znaj­

dujem y komórki nerwowe dwubiegunowe, których ciała mogą leżeć juźto wśród na­

błonka, już też mniej lub więcej zbliżone do ośrodków nerwowych. K oniec obwodowy do­

sięga nabłonka, dośrodkowy zaś dochodzi do n arządu centralnego, gdzie się rozgałęzia i kończy swobodnie, wchodząc w styczność z następnym neuronem . W idzim y więc, że dla wszystkich zmysłów istnieje wspólna z a ­ sada budowy. Nie znajdujem y tam żadnej istotnej różnicy morfologicznej, gdyż nie je st nią rozm aite zachowanie się końca obwodo­

wego, który może się dzielić lub nie, również

rozm aite położenie ciała komórek nie m a

zasadniczego znaczenia.

(6)

166 WSZECHSWIAT Nr 11.

Pomim o jed n ak tego podobieństw a w z a ­ chowaniu się nerwów obwodowych w zm ys­

łach istnieje znaczna różnica co do zadania rozm aitych zmysłów. K ażdy z nich może przyjm ować ze św iata zewnętrznego tylko jednego rodzaju wrażenia.

Przyczyny tego zjaw iska należy szukać w rozm aitem urządzeniu aparató w końco­

wych i rozmaitej zdolności fizyologicznej, na mocy której m ogą one odczuwać tylko ściśle określone pobudki i tylko przez niektóre z nich m ogą być w czynność wprawione.

D -r W ładysław Szymonowicz,

p ro f. u n iw e rs y te tu lw ow skiego.

P O G L Ą D na

dzieje układnictwa zoologicznego.

(Ciąg dalszy).

N ie będziemy rozpatryw ali działalności innych zoologów wieków średnich. W ogól­

ności, kierunek nawskroś scholastyczny, b rak wszelkiego niem al krytycyzmu, łatw ow ier­

ność i grube przesądy, na każdym przejaw ia­

ją c e się kroku— i to je st cecha główna pism przyrodników tych wieków. Rozkwit h u ­ manizmu i powrót do studyów klasycznych wpłynęły dodatnio z końcem tego okresu dziejowego i na rozwój um iejętności przy­

rodniczych, a tem samem także i zoologii.

Nowy kierunek rozpoczął się przedewszyst- kiem we W łoszech, czemu sprzyjała większa podatność umysłów, obecność wielce sam o­

dzielnych a bogatych dworów, protegujących nauki i sztuki, a co ważniejsza okoliczność, że W łochy nie były nigdy ta k usidłane w sie­

ci scholastycyzmu. T u taj też naprzód D an te rozbudził poczucie klasycyzmu, a zkolei Pe- tra r k a i Boccacio odkryli skarby lite ra tu ry starożytnej. Epokowego znaczenia dla dzie­

jów naszej nauki je s t fakt, że T eodor G aza w połowie p iętnastego stulecia przełożył poraź pierwszy z greckiego na łacinę dzieła | zoologiczne A rystotelesa, k tó re odtąd za­

częły się coraz bardziej rozpowszechniać !

i wpływać jak o doniosły ferm ent naukowy na postęp um iejętności biologicznych.

W ciągu drugiej połowy piętnastego i szes­

nastego wieku panow ał w rozwoju zoologii okres, który C arus ') trafnie znamionuje j a ­ ko okres „encyklopedycznych opisów”. W y­

nalazek sztuki drukarskiej wpłynął przede- wszystkiem na większe rozpowszechnienie się dzieł naukowych, które przestały być wy­

łączn ą własnością klasztorów lub wybranych jednostek. Bezpośrednim tego wynikiem by­

ło, między innemi, powiększenie się liczby badaczów przyrody, a to znów wywołało po­

trzeb ę wzajemnego porozumiewania się ludzi, I którzy poświęcali się badaniu tajników przy­

rody. Zaczęły się tedy tworzyć koła i sto ­ warzyszenia naukowe, które dotychczas nie istniały. J a n D a lb erg w H eidelbergu i w Mo- guncyi, a Cosmo Medici we Plorencyi g ro­

m adzą dokoła siebie ludzi nauki, pomiędzy

| którym i wielu też było naturalistów . W k ró t­

ce też pow stała w’ Padwie (1520) akadem ia j nauk, w N eapolu słynna „A cadem ia secreto- rum n a tu ra e ” (1560), a w Rzymie „A cadem ia lyncaeorutn” (t. j. „akadem ia ostrowidzów”), k tó ra wzięła sobie za zadanie odsłanianie

! tajników natu ry , a za symbol p rzyjęła

j

rysia, posiadającego według podań ludowych I wzrok niezwykle przenikliwy. Nietylko je d ­ n ak zakładanie stowarzyszeń naukowych wzmogło rozwój nauk przyrodniczych, ale n adto przyczyniły się do tego rozwoju po- i dróże do krajów dalekich i do nowych części św iata, z których przywożono do E uropy nowe, nieznane dotąd postaci roślin i zwie­

rząt. S tąd też zaczęto tworzyć zbiory, z a ­ k ład ać muzea historyi natu raln ej, które przez długi czas jed n ak miały tylko ch a rak ­ te r muzeów „osobliwości”, o grom adzeniu zaś i grupow aniu obok siebie przedmiotów pokrewnych nie było mowy początkowo.

P rzytem muzea ograniczać się m usiały do niektórych tylko okazów, ponieważ nie zna­

no sztuki zachowywania i konserwowania, a głównie ustaw iano w zbiorach przedm ioty zasuszone (nawet używanie alkoholu później dopiero zostało wprowadzone). Jednocześnie z rozpowszechnieniem się drukowanych pism i zakładaniem zbiorów przyrodniczych, za-

') 1. c. str. 258.

(7)

N r 11. WSZECHSWIAT. 16 7 częły wchodzić w użycie nieznane dotąd

w pracach naukowych rysunki i atlasy, w których przedstawiano, wprawdzie bardzo niedołężnie, postaci nowoodkrytych zw ierząt, przyczem jed n ak nie brakło w tym względzie bujnej fantazyi, rysowano bowiem między innemi formy zwierzęce, k tóre wcale nie istniały i należały do bajek. B ądź ja k bądź, w dziełach wszystkich prawie zoologów tego okresu znajdujem y wizerunki zw ierząt i to nietylko zewnętrznych ich postaci, ale i sto­

sunków ich anatomicznych, co niem ałe miało znaczenie dla postępu zoologii.

Pomimo jed nak doniosłości wszystkich wy­

mienionych momentów dla rozwoju nauk zoo­

logicznych, te ostatnie niewieleby postąpiły naprzód gdyby nie to, że wogóle życie umysłowe osięgnęło w owym okresie stopnio­

wo nawskroś odmienny, nowy, a wielce do­

datni kierunek. Dotychczas bowiem wiara, niemal ślepa, w nieomylność autorytetów , a obok tego niekrytyczność sądów i b rak po­

czucia do samodzielnego spostrzegania i do sprawdzania rzekomych faktów naukowych—

oto momenty, które w sposób jak n ajfataln iej- szy oddziaływały n a rozwój um iejętności przyrodniczych. S tą d łatw o zrozumieć dla­

czego ta k długo i uparcie utrzym yw ała się powszechnie w iara uczonych w takie np. b a j­

ki, że kaczki bernikle rodzą się z pąków drzew pewnych i że stadyam i rozwoju tych kaczek są dzisiejsze skorupiaki wąsonogie (Oirripedia), lub np. w iara w t. zw. króla szczurzego, który m iał jakoby powstawać wskutek wzajemnego zrastan ia się licznych szczurów zapomocą ogonów w jed n ę ca­

łość i t. p.

W a lk a o praw a rozum u przeciwko ślepej wierze w auto ry tety naukowe rozpoczęła się jednocześnie z w alką przeciwko pewnym dogmatom religijnym, między innemi prze­

ciwko dogmatowi au to ry te tu papieskiego.

Jedne i te same przyczyny powodowały ocknięcie się owego ducha krytycyzm u w dzie­

dzinie um iejętności i religii i jed n e d ru ­ gie wzajemnie popierały. K opernik wyka­

zał bezzasadność ptolemeuszowego układu świata, K e p le r i Galileusz zwalczali au to ry ­ te t A rystotelesa, n a poparcie którego przy­

taczano jeszcze nadto powagę pism a świę­

tego. Galileusz w prow adził doświadczenie (eksperym ent) i dążył do m atem atycznego

uzasadnienia praw przyrody. Zoologia nie m ogła bezpośrednio korzystać z tych wiel­

kich przewrotów w dziedzinie myśli ludzkiej, ale pośrednio wywarły one na nią wpływ bardzo doniosły i zbawienny, który jeszcze bardziej spotęgowany został przez scepty­

cyzm D escartesa i przez system at filozoficz­

ny B acona Yerulam skiego, który pierwszy, zdaje się, zrozum iał znaczenie indukcyjnej m etody badań w dziedzinie nauk przyrodni­

czych. „Zarówno B acon, ja k D escartes, s ta ją w opozycyi przeciwko całej dotychcza­

sowej filozofii, a zwłaszcza przeciwko arysto- telesowskiej; obaj rozpoczynają wątpieniem we wszystko: Baco je d n a k dla wynalezienia praw dy powierza się przewodnictwu doświad­

czenia, D escartes wyprowadza j ą przez wnioski deduktywne z owej samo wiedzy, k tó ­ r a mu jedynie pozostała z całego zw ąt­

pienia” ‘).

Nie myślimy bynajm niej przyjm ować bez­

pośredniego wpływu wszystkich tych momen­

tów dziejowych n a ówczesny rozwój pojęć i kierunków zoologicznych. N ie możemy tego uczynić ju ż przez to samo, że momenty te zaznaczyły się wyraźnie i jaskraw o dopie­

ro przy końcu okresu, o którym mowa. W y ­ w arły one potężne działanie n a późniejszy dopiero rozwój zoologii, ale niewątpliwie, ja k słusznie zaznacza J . V . C arus (Geschichte d er Zoologie, str. 264), ju ż wówczas ruch ten

! nie mógł przejść niepostrzeżenie dla przy­

rodników a specyalnie dla zoologów, ponie­

waż porwani zostali przez ów rozpoczynają­

cy się z ca łą siłą p rą d nowy. P o d wpływem tego nowego kierunku zoologowie przyszli do przekonania, że prawdziwem źródłem pozna­

wania nie są sta re pism a, lecz źe czytać n a ­ leży w wielkiej i dla wszystkich otw artej księdze przyrody, że samodzielne spostrzega­

nie i empiryczne grom adzenie faktów po­

winno być przewodnią nicią przyrodnika.

To też w dziełach zoologów z drugiej p o ­ łowy piętnastego oraz szesnastego stulecia zaznaczył się rzeczywiście ten nowy, a tak wysoce dodatni kierunek, który przeciw sta­

wić można dotychczasowemu, na scholastycz- nych opartem u podstawach.

E d w ard W otton, lekarz angielski (1492—

*) F. A, Lange, Historya filozofii, t. I.

(8)

168 WSZBCHSWIAT N r 11.

1555), opierając się na pracach A rystotolesa, s ta ra się ugrupować świat zwierzęcy na pod­

stawie różnic i podobieństw pomiędzy roz- m aitem i ich przedstaw icielam i i je s t autorem

„pierwszej naturalnej system atyki zw ierząt” . W r. 1552 ukazało się w d ru k u jeg o dzieło

„D ie differentiis anim alium ”. Opisuje on tu ta j zewnętrzne postaci oraz wewnętrzną budowę ciała zwierząt, dzieląc je przede- wszystkiem za przykładem greckiego filozofa n a posiadające krew i bezkrwiste. Odróżnia czworonogie źyworodne, które dzieli na zasadzie budowy kończyn na: rozdzielnopal- cowe (wielopalcowe), dwukopytne i jednoko­

pytne. Dalej odróżnia: czworonogi jajorod- ne wraz z wężami. P ta k i dzieli zkolei na rozdzielnopalcowe, drapieżne, latając e wod­

ne i ociężałe wodne, obok których, jak o g ru ­ pę dodatkową, staw ia strusie. Do „zwierząt wodnych” krw ią opatrzonych, zalicza ryby i wieloryby, a ryby dzieli na: chrząstkowe, płaskie i wszystkie pozostałe. Co do „bez- krw istych”, to odróżnia on przedewszystkiem owady (łącznie z pająkam i), których nie dzieli na grupy pomniejsze. W szystkie po­

zostałe zw ierzęta bezkrw iste dzieli n a cztery grupy: m ięczaki (w znaczeniu arystotelesow - skiem, t. j. głowonogie), skorupiaki, „ostra- c o d e rm ata”, do których zalicza dzisiejsze mięczaki (wyjąwszy głowonogi) oraz jeżowce i wreszcie: zwierzokrzewy (zoophyta), które o b e jm u ją : strzykw y, rozgwiazdy, meduzy, ukwiały^i gąbki. W idzim y tedy u W ottona dążenie do dokładniejszego podziału zwie­

rz ą t i do nieco naturalniejszego ich ugrupo­

wania, aniżeli w pism ach A rystotelesa. P rzy opisie pojedyńczych postaci a u to r zachowuje się krytycznie ze względu n a istoty, które były wymysłem fantazyi uczonych daw niej­

szych.

In n i uczeni okresu encyklopedycznego nie zajmowali się prawie wcale system atyzow a­

niem, nie kusili się o wprowadzenie ład u do układnictw a, lecz opisywali tylko w k atalo ­ gowym niejako porządku wszystkie znane do tąd postaci zw ierząt. N iektórzy z nich odznaczali się w wysokim stopniu darem spostrzegawczym i krytycznym , zwłaszcza K o n ra d G essner i Ulisses A ldrovandi, k tó ­ rym też kilka słów zkolei poświęcić musimy.

W ielkie, bo aż przeszło trz y tysiące pięć­

set stronic in folio obejm ujące dzieło K o n ra ­

da G essnera p. t. „H istoria anim alium ” (1551 r.) zaw ierało w sobie olbrzymi m ateryał zoologiczny i stanowiło jakby wielką ency- klopedyą wszystkich ówczesnych wiadomości o świecie zwierzęcym. K ażdy wielki dział zw ierząt zajm ował jeden tom dzieła; pierwszy tom trak to w a ł tedy o ssących, drugi o czwo­

ronogich jajorodnych, trzeci o ptakach, czw arty o rybach i innych zw ierzętach wod­

nych. Po śm ierci G essnera z pozostałych po nim rękopismów wydano tom piąty —o wę­

żach, i część księgi o owadach (głównie 0 niedźw iadkach do owadów zaliczonych).

Opisy zw ierząt są bardzo szczegółowe i d o ­ tyczą zew nętrznej postaci, budowy a n a to ­ micznej, obyczajów, sposobu życia, pożytku lub szkody ze względu na ludzi i t. d. U po­

rządkow anie opisywanych zwierząt w każ-

; dym tomie oparte je s t n a alfabecie (łaciń ­ skim) i stąd niepodobna dopatrzeć się układu odpowiadającego dzisiejszym rzędom lub ro ­ dzinom. G essner pojm ował jed n ak sam, że tak ie uporządkow anie je s t „mniej filozoficz­

n e”, ale usprawiedliw iał je tem , że „tyle jest wątpliwego i niepewnego, że nie można być pewnym, do jakiego rodzaju zaliczyć należy przytoczone postaci; dlatego też alfabetyczne wyliczenie je st dogodniejsze”. Podobny spo­

sób traktow ania zoologii nie mógł się b ynaj­

mniej przyczynić do postępu układnictw a 1 wywarł w części wpływ szkodliwy na ro z­

wój naszej nauki. Z drugiej jed n ak strony zebranie olbrzymiego m ateryału faktycznego, liczne dokładne spostrzeżenia oraz przyto- S czenie bardzo wielu wizerunków nieznanych

dotąd zwierząt, wykonanych przez niektórych bardzo zdolnych ówczesnych artystów (np.

przez słynnego A lbrech ta D iirera lub Ł u k a-

| sza S chrona)—oto oliczności, k tóre postawiły

| G essnera w rzędzie najbardziej zasłużonych mężów w dziejach zoologii.

W spółczesny Gessnerowi, Ulisses Aldro-

| yandi, a u to r wielu dzieł zoologicznych (np.

O rnithologia, 1599, D e anim alibus insectis 1602 i t. d.), był mniej krytycznym niż Gess- ner, był raczej kom pilatorem , lecz dzieła jeg o obejmowały znacznie większą ilość form zwierzęcych; szczególniej, znajdujem y w nich opisy wielu zw ierząt indyjskich, afry­

kańskich i am erykańskich, które G essne­

rowi nie były jeszcze znane. Gdy z je d ­

nej strony obaj wymienieni uczeni, jako

(9)

N r l l WSZECHŚWIAT. 169 też liczni inni, ja k S perling, B oschart, Be-

lon, Rondelet i t. d. wzbogacili zoologią opi­

sami nowych postaci zwierzęcych, w części kompilując, w części n a własnych spostrzeże­

niach się opierając, to z drugiej i b adania zootomiczne oraz anatomo-porównawcze zys­

kiwać sobie zaczęły w owych czasach zwo­

lenników.

Ale podobnie ja k zoologia opisowa zaled­

wie mogła się wyzwolić z więzów medycyny oraz „teologiczno-moralistycznego ro z p atry ­ wania przyrody, ta k też i anatom ia zwierząt nie była jeszcze um iejętnością sam oistną, która m iałaby własne cele, lecz wynikała niejako z potrzeb lekarskich i fizyologicz- nych”. To też lekarze i chirurgowie pierwsi podejmowali badania zootomiczne, dotyczące przedewszystkiem zwierząt wyższych, jako najbliższych człowiekowi. Do takich nale­

żeli: słynny A ndrzej V esalius (1514— 1564), Bartłom iej E ustachius (um. 1574), który opisując różne zboczenia anatomiczne w cie­

le ludzkiem (zwłaszcza co do szkieletu) zw ra­

ca uwagę na budowę m ałp, dalej słynny re ­ form ator chirurgii, Am brozyusz P a re (um.

1590), który opisywał budowę ssących i p ta ­ ków, fizyk m iasta N orym bergi, C oiter, i wielu innych. Szczególniejsze zasługi położył pod tym względem H ieronim Eabricius (zwany

„ab A ąu ap en d en te”) zm arły w r. 1619, który sta ra ł się wprawdzie spożytkować dane zoo­

tomiczne dla fizjologii, ale niemniej przeto i dla samej anatom ii zwierząt wiele był uczy­

nił. B ierze on pod uwagę pewną czynność (np. wydawanie głosu, widzenie i t. p.) i opi­

sując J3i w szeregu zw ierząt, podaje przede­

wszystkiem morfologiczne stosunki odpowied­

nich narządów; nadto E abricius bada także anatom ią pisklęcia kurzego. N iektórzy z ów­

czesnych uczonych (np. anatom W illis) zw ra­

cali się w swych studyach zootomicznych już nawet do zw ierząt bezkręgowych, ale, podob­

nie ja k i ich następcy, popełniali ten błąd zasadniczy, że traktow ali anatom ią ustrojów niższych ze stanowiska anatom ii ciała ludz­

kiego. Od owych to czasów d a tu ją też mię­

dzy innemi łacińskie nazwy, oznaczające pewne części ciała lub narządy tych organiz­

mów, a wzięte żywcem z anatom ii ludzkiej, jakkolwiek najczęściej narządy te nie są by­

najmniej homologiczne z jednoim iennemi or­

ganami w ciele ludzkiem.

I I I .

P o okresie encyklopedycznego trak to w a­

nia zoologii nastąpił zkolei ważny peryod w rozwoju naszej umiejętności, trafnie n a ­ zwany „okresem system atyki”. P rzy p a d a on na drugą połowę siedem nastego i n a znaczną część osiemnastego stulecia. B ył to okres zbierania, spostrzegania i opisywania, a tym sposobem grom adził się olbrzymi m ateryał zoologiczny, który zaczęto ściślej system aty­

zować od czasu, gdy R ay wprowadził pojęcie gatunku naturalnego, a Linneusz podwójną nom enklaturę. Łatwowierność i ciem nota

; dawnych okresów nie ustąpiły jeszcze jednak miejsca w zupełności krytycznem u i na ścis­

łych badaniach opartem u traktow aniu zoolo­

gii. Bo naw et już w końcu siedem nastego wieku ukazywały się niejednokrotnie ro zp ra­

wy i dzieła, tchnące najgrubszą średnio- wiecczyzną. Oto np. w r. 1680 Rom m el d ru ­ kuje rozprawę p. t. „De foetibus leporinis ex tra uteru m re p ertis”, w których powiada np., że znalazł w jam ie brzusznej zająca em- bryony wolne i do niczego nie przyrośnięte, że we E rey bu rg u pewna kobieta zrzuciła przez usta kota, który w żołądku je j się wy­

lągł, lub że d -r M atthaei we E reib urg u po- f siada żywą gęś, wydobytą z ło na kobiety.

„Przeciwko oskarżeniom ludzi o czary zaczę­

to już skutecznie walczyć, lecz wierzono je sz ­ cze w czary w przyrodzie”—powiada Carus.

B ardzo ważny m om ent w rozwoju zoologii stanowiło wynalezienie mikroskopu. D ało ono możność nietylko poznania ogromnej ilości postaci zwierzęcych, o których istnieniu uczeni dotychczasowi nic nie wiedzieli, ale zarówno też budowa ciała zwierzęcego za­

częła się coraz lepiej rozjaśniać w skutek uży­

wania szkieł powiększających, a co uważane było za proste i jednorodne, okazało się b a r­

dzo złożonem i różnorodnem. N aturaln ie działo się to wszystko bardzo stopniowo, w m iarę ja k stopniowo i powoli udoskonalano środki optyczne. W łaściwie mówiąc, wyna lazek mikroskopu odnosi się jeszcze do po­

przedniego okresu, ale w rękach zoologów znalazł się on dopiero w okresie, który obec­

nie opisujemy. Szlifierze okularów, H an s

i Z acharyasz Jan ssen (ojciec i syn) zaczęli

pierwsi łączyć z sobą soczewki dla utw orze­

(10)

170 W óZECHS WIAT N r 11.

nia m ikroskopu złożonego (pomiędzy r. 1590 j i 1600), proste zaś szkła powiększające czyli [ lupy były znane jeszcze w starożytności. | P rzez długi czas nie stosowano je d n a k je sz ­ cze m ikroskopu do celów zoologicznych.

W praw dzie ju ż w szesnastem stuleciu przed­

staw iano w całości pewne drobne zw ierzęta w powiększeniu mikroskopowem, a F ra n c i­

szek S telluti w r. 1625 przedstaw ił opis mikroskopowy pewnych części ciała pszczoły, ale dopiero M alpighi i Leeuw enhoek zastoso­

wali pierwsi na szerszą skalę mikroskop do poszukiwań zoologicznych, ob alając błędne i szkodliwe dla postępu nauki zdanie, wów­

czas bardzo rozpowszechnione, że drobne istoty nie są w arte badania i nie p rzedsta- 1 w iają dla człowieka nic ciekawego.

M arceli M alpighi (1628— 1684) wywarł doniosły wpływ n a postęp zoologii szczegól­

niej przez to, że zrozum iał należycie sam o­

dzielność i niezależność badań zootomicznych od medycyny i fizyologii. S tosując na sze r­

szą skalę m ikroskop, w ykazał pierwszy w swojej anatom ii roślin, że te ostatnie s k ła ­ d a ją się z wielu drobnych ciałek, k tó re p ó ź­

niej nazw ane zostały kom órkam i, a nadto b a d a ł budowę drobnowidzową pewnych n a ­ rządów zwierzęcych i całych zw ierząt niż­

szych. Do dziś dnia zachowujące się w histo- logii nazwy: sieć M alpighiego (rete M alpighi) w skórze, ciałka M alpighiego w śledzionie i t. d., d a tu ją od owych dawnych czasów;

utwory te nazwane zostały na cześć znako­

mitego zoologa, któ ry pierwszy był zwrócił uwagę na ich istnienie. W dziele o jed w ab­

niku d ał nam M alpighi pierwszą, zup ełną anatom ią jednego z przedstawicieli staw ono­

gów, opisawszy w niej tchaw ki (tracheae), t. j. narządy oddechowe owadów, serce (n a­

czynie grzbietowe), układ nerwowy, gruczoły przędne u gąsienicy i t. d., jakoteź pewne we­

wnętrzne procesy, zachodzące podczas prze­

obrażania się owada. N ad to tenże uczony b ad a ł poraź pierwszy zapom ocą m ikroskopu rozwój pisklęcia kurzego, a jeżeli porów na­

my odpowiednie jego rysunki z wizerunkam i, ja k ie dali w swych dziełach C oiter i F a b ri j cius, to postęp okaże się bardzo uderzającym .

(C. d. ».).

P rof. d-r J ó z e f N usbaum .

N I K I E L .

W połowie osiemnastego wieku chemik szwedzki C ronstedt odkrył nowy pierw iastek m etaliczny w m inerale zwanym kupferniklem, a uważanym do owego czasu za związek miedzi; pierw iastek ów okazał się niezm ier­

nie trud ny do odosobnienia i dopiero w dw a­

dzieścia pięć la t później B ergm ann i Arfved- son doszli do zupełnego oczyszczenia tego m etalu i poznania głównych jego własności.

N ikiel by ł mimo tego oddawna znany chiń­

czykom i spożytkowany do w yrabiania aliażu, zwanego przez nich pakfong; w E uiopie alia- że podobne rozpowszechniły się w ostatnich dopiero czasach, gdyż od pięćdziesięciu la t zaledwo zaczęto je otrzymywać po laborato- ryach w sposób bardzo kosztowny, albowiem trudności, napotkane w oczyszczaniu ru d niklowych, stały przez długi czas n a prze­

szkodzie w zastosowaniu m etalu do wyrobów przemysłowych. G dy jed n ak G arn ier od­

k ry ł wielkie pokłady minerałów niklowych w Nowej K aledonii, a w 1890 r. rozpoczęto eksploatować pokłady kanadyjskie, wówczas m etalu rg ia pierw iastku tego zrobiła tak szyb­

kie postępy, źe w krótkim stosunkowo czas;'e pow stała nowa gałęź przem ysłu, k tó ra w przyszłości rozszerzy się i dojdzie nieza­

wodnie do wielkiej doniosłości.

Tem i mniejwięcej słowy M oissan i Ouv- ra rd ') rozpoczynają wyczerpujące swe dzieł­

ko, poświęcone wyłącznie niklowi, jego w łas­

nościom, związkom, m etalurgii i zastosowa­

niom; dziełko, będące—ja k przekonać się o tem m ożna z bogatej bibliografii—stresz­

czeniem niejako wszystkich najważniejszych p rac naukowych i poszukiwań m etalurgicz­

nych, dokonanych w ostatnich czasach nad tym metalem .

N ikiel je s t m etalem białym z lekkim od­

cieniem żółtawym, nie ta k biały ja k srebro, lecz bardzo błyszczący. J e s t tw ardszy od stali; można go wykuwać na cienkie blaszki, grubości 0,028 mm; daje się wyciągać na

l

*) Moissan et Ouvrard. Le nickel. Biblio-

theque scientifique des aide-memoire. Masson

editeur. Paryż, 1896.

(11)

N r 11. WSZECHŚWIAT. 171 druty, których średnica nie przewyższa

0,011 mm; je s t przytem niezmiernie wytrzy­

mały, gdyż d ru t o 2 m m średnicy znosi cię­

żar 320 kg. Topi się w 1500°, a obecność węgla obniża w znacznej mierze jego stopień topliwości. Nikiel z wielką, łatw ością po­

chłania gazy, w specyalnych w arunkach po­

chłonąć może np. 165 razy swą objętość wodoru; obdarzony je st przytem znacznemi własnościami magnetycznemi. Z chemicz­

nych zalet tego pierw iastku wymienimy od­

porność jego n a działanie tlenu w zwyczajnej tem peraturze i suchem pow ietrzu—wilgoć zaś sprzyja utlenianiu, które je st zresztą p o ­ wierzchowne wyłącznie. P rzy wzrastającej tem peraturze nikiel, na sposób stali, przy­

biera najrozm aitsze barwy nabiegłe, powoli się utleniając, a tlenki te są zazwyczaj zielo- nawe; ogrzewany przez długi czas do czer­

woności zamienia się na brunatną masę łatwo łamliwą, złożoną z tlenków przyciąga­

nych przez magnes. W tlenie pierwiastek ten pali się, wydając błyszczące iskry, a otrzymany przez redukcyą tlenku niklo­

wego zapomocą wodoru (240°), je s t tak sa­

mo pyroforyczny ja k żelazo, t. j. pali się w powietrzu w zwyczajnej tem peraturze, wy­

dając przytem jednak niewiele blasku (Mois- san) W kwasie azotnym rozcieńczonym nikiel rozpuszcza się bardzo łatw o, gdy z kwasem stężonym przedstaw ia toż samo ciekawe i trudne do w ytłum aczenia zjawisko,

j

które zauważono z żelazem: nie rozpuszcza się więc w kwasie stężonym, a jeżeli po tej próbie włożymy go do kwasu rozcieńczonego, wówczas i ten ostatni nie wywiera na niego działania, chyba że dotkniemy do m etalu jakim ś przedmiotem ostrym,

Związki niklowe uznawane były oddawna za trujące i dopiero H assel i Simpson wypo­

wiedzieli przekonanie, że podobnie ja k sole miedzi i cynku, sole niklowe są nieszkodliwe, a doświadczenia robione na psach p rzekona­

ły, że zwierzęta te mogą spożywać po 0,5 g octanu niklu dziennie, nieprzedstaw iając żadnych oznak chorobliwych. Riche i La- borde powtórzyli te badania, dając przez 160 dni psu, ważącemu 9,35 kg , dawki s ia r­

czanu niklu, w zrastające od 0,25 g do 2 g dziennie i dopiero przy tej ilości zauważono symptomaty chorobliwe: wymioty mianowicie i dyaryą; po kilku dniach odpoczynku pies

mógł znów spożywać bezkarnie po 0,5 g siar­

czanu niklu dziennie, ta k że w oznaczonym terminie pochłonął go 100,75 g, przedstaw ia­

jących 21,35 g czystego niklu. A utopsya wy­

k az ała ślady zaledwo niklu w sercu, w ątro­

bie, we krwi, stw ierdzając, że związki te łatw o zostają wydalone przez drogi pokar­

mowe i moczowe. Dawka dzienna 0,1 g zdaje się zatem nieszkodliwą dla psa, a czło­

wiek mógłby według tych wyliczań spożywać dziennie ilość 3,33 g bez szkody dla swego organizmu. Zastrzykiw anie tych związków pod skórę lub wpuszczanie ich do krwi jest daleko niebezpieczniejsze i groźniejsze za so­

b ą pociąga skutki: w tych w arunkach dawka 1,5 g siarczanu była śm iertelną dla psa, 0,62 g dla świnki morskiej, a 0,75 g dla k ró ­ lika. C harakterystycznem i oznakami podob­

nego otrucia są konwulsye, wymioty, dyarya, sztywność tężcowa, paraliż. Z doświadczeń tych można wywnioskować, że sole niklowe rozpuszczone są niebezpiecznemi truciznam i jedynie w razie ich zastrzyknięcia i to w ilo­

ści stosunkowo dość znacznej—zatrucie więc tem i związkami je st wprost niemożebne w życiu praktycznem , a zastosowanie niklu do wyrabiania przedmiotów aptecznych lub gospodarskich nie przedstawia żadnego nie­

bezpieczeństwa dla zdrowia. W edług obli­

czeń R ichea, nikiel bardzo się zresztą słabo rozpuszcza w płynach, służących za p o k arm : 1 l roztw oru 10%-ego soli kuchennej roz­

puszcza 24 mg niklu, 112 mg miedzi, roztwo­

ru 15°/0-ego— 110 mg niklu, 137 mg miedzi, 1 l roztw oru I0 0/ O ego kw. octowego 115 mg niklu, 470 mg miedzi, 3% -ego kw. octowego 71 mg niklu, 436 mg miedzi.

W stanie rodzimym nikiel spotyka się niezmiernie rzadko; znajdowano go wszakże w niektórych m eteorytach w ilości znacznej, dochodzącej do 59 ,7% , niewiadomo jed n ak napewno czy występuje tu w formie czystej czy aliażowej. M inerały niklowe są rozpo­

wszechnione w przyrodzie, chociaż tych, z którychby można wydostawać czysty me­

tal, któreby się dały spożytkować w m eta­

lurgii—tych je s t stosunkowo niewiele. N a j­

ważniejsze pokłady ru d leżą w Nowej Ho-

landyi, w K anadzie, A ustralii, Szwecyi,

w Saksonii, na U ralu i t. d., są to przeważnie

tlenki, siarki, siarczany, lub związki bardziej

złożone, do których wchodzą jak o części

(12)

172 WSZECHSWIAT. N r 11.

składowe: arsen, krzem , żelazo, antym on, m agnez, a siark a często im towarzyszy. M i­

n erały te są po większej części pięknej zielo­

nej barwy, rzadziej czerwone, żółte lub s z a r e :

za w ie ra czy steg o n ik lu

Siarek niklu ze Stanów

Zjednoczonych.... 6 1 ,8 % jest żółty Arsenek niklu z Styryi . . 3 1 ,8 % szary Arsenek niklu z Saksonii. 4 4 % czerwony Tlenek niklu z U ralu. . . 1 2 ,6 % zielony jab-

łeczny Węglan niklu z Am eryki. 5 l ° / 0 zielony szma­

ragdowy Siarczan niklu z Niemiec . 21 °/0 jasnozielony Krzemian niklu z Saksonii 15 — 2 0 % zielony

Krzemian niklu i magnezu

z Nowej Kaledonii. . . 1 4 — 2 5 °/0 zielony

Ten ostatni związek odkryty został przez geologa francuskiego Grarniera, gdy w lfe'63 1867 r. zwiedzał w celach naukow ych Nową K aledonią. Zauw ażył w swych licznych wy­

cieczkach skały o pięknej zielonej barwie, które zw łaszcza na południowej części wyspy grom adziły się w wielkiej ilości. P rzekonaw ­ szy się, że zabarw ienie to nie zależy od obec­

ności miedzi, przypuścił, że wielkie te p ok ła­

dy są niezawodnie m inerałam i niklowemi, gdyż niewiele znam y m etali, dających związ­

ki o tak ch arakterystycznej barwie. G a rn ier | przywiózł do F ran c y i próbki tych pięknych skał, a rozbiory dokonane stwierdziły jego przypuszczenia: odkrył olbrzymie pokłady nieznanego dotychczas m inerału, który oka­

zał się wodnym krzem ianem niklu i m agnezu;

m inerał ów nazwano na cześć jego garniery- tem. W świecie przemysłowym nie przyw ią­

zywano z początku wielkiej wagi do tego odkrycia, gdyż zapotrzebow ania niklu były niezmiernie słabe w owjm czasie. P ierw ­ sza Belgia zastosow ała nikiel do szerszego użytku, gdy wybijać zaczęła m onetę niklową w zastępstw ie miedzianej, wielkiej i zbyt ciężkiej; wówczas cena niklu poszła znacznie w górę a razem z w zrastającem zapotrzebo­

waniem zwiększyło się eksploatowanie rud zaw ierających ten cenny pierw iastek. Z w ró­

cono się do pokładów Nowej K aledonii i do wielkich pokładów kanadyjskich, do owego cza3u wcale nie tkniętych; są tam złożone piryty bogate w nikiel, k tó re w dwu pierw­

szych latach eksploatacyi dostarczyły 1 200 i 2 0 0 0 ton m etalu. Począwszy od 1886 r.

produkcya niklu znacznie w zrasta z powodu zastosowania go w postaci aliażu, do pokry­

wania kul ołowianych i do robót fortyfikacyj­

nych; w 1891 r. ilość metalu, wydobyta ze wszelkich znanych pokładów, sięga 4000 ton, obecnie zaś dochodzi prawdopodobnie do 9000 ton rocznie. W e wszystkich jednak związkach nikiel okazał się niezmiernie tru d ­ ny do odosobnienia, gdyż przedstaw ia tak wielkie podobieństwa z kilku innemi m etala­

mi, np. z żelazem, kobaltem , naw et z m ie­

dzią, że wydzielenie tych pierwiastków o po­

dobnych własnościach zdawało się wprost nietnożebne. P rzytem m inerały niklowe są po większej części złożone, co znacznie u tru d ­ nia wydostanie czystego m etalu. M ożna je d n a k wszystkie sposoby m etalurgiczne sprowadzić do trzech głównych, zależnie od tego czy mamy do czynienia ze związkami arsenowemi, siarkowemi lub tlenkam i. P rz y j­

rzyjm y się bliżej tym trzem metodom m eta­

lurgicznym , lecz wpierw poznajmy główną zasadę, n a której się opierają.

Jeżeli m am y np. rudę, zaw ierającą 5 % niklu a 9 5% miedzi, żelaza, siarki, arsenu, krzemionki —wówczas niepodobna nam bę­

dzie odrazu oddzielić wszystkich tych ciał obcych. Przypuśćm y, że przez żarzenie rudy pozbędziemy się siarki i arsenu, to jedno­

cześnie utlenimy żelazo, nikiel i miedź, a re- dukcya zostawi nam skomplikowany aliaź.

Jeż eli zaś będziemy redukowali zbyt u m iar­

kowanie, wówczas większa część niklu spły­

nie do żużli. Je d y n a droga, k tó ra pozostaje, je s t d łu gą i mozolną, gdyż sk ład a się z ca łe­

go szeregu częściowych prażeń rudy, po któ ­ rych musimy użyć stopienia połączonego z częściowem utlenieniem; celem tych opera- cyj je s t wzbogacenie rudy w nikiel przez oczyszczenie je j stopniowe z obcych ciał n aj­

bardziej zawadzających. Tym sposobem r u ­ dy arsenowe d ają się zamienić na stopy, zwane szpejzami, a zawierające tylko nikiel, kobalt i arsen,— gdy siarkowe d ają „ka­

m ień”, złożony z niklu, miedzi i siarki.

W szystkie zaś zabiegi, których celem je s t utworzenie szpejzy lub kamienia, noszą na­

zwę koncentrowania; skoncentrowane zaś

rudy, przez prażenie zamienione na tlenki,

poddaje się m etodzie m etalurgicznej ru d tle ­

nowych. Sprowadzam y więc wszystkie rudy

niklowe do formy ru d tlenowych, z których

(13)

N r 11. WSZECHSWIAT. 173 wydobyć można nikiel specyalnemi sposo­

bami.

Rudy arsenowe m uszą być o ile możności oczyszczone i rozkruszone na drobne okru­

chy nie przewyższające 2— 3 cm średnicy, poczem poddaje się je prażeniu; siła ognia powinna być jed n ak um iejętnie m iarkow aną, żeby uniknąć wytworzenia tlenków niklo­

wych, gdyż te w następnej operacyi stapiania w obecności krzemionki, dałyby tru d n e do rozłożenia krzemiany. D latego też najlepiej pomieszać potłuczoną rudę z węglem drzew­

nym, który jednocześnie podtrzym uje palenie, i żarzyć na grubym podkładzie drzewnym.

Spalenie 20 ton rudy trw a zazwyczaj cały tydzień, przyczem wydzielają się wielkie ilo­

ści bezwodnika arsenaw ego i dw utlenku siar­

ki, dystyluje się również siarek arsenu, dający się zebrać zapomocą odpowiednio urządzo­

nych kondensatorów. Rudy arsenow e tra c ą tym sposobem 10— 12% swej wagi, poczem poddaje się je stopieniu z dodatkiem 20%

krzemionki; wówczas większa część żelaza utlenionego zam ienia się na krzem ian, od­

dzielający się od reszty w postaci żużla.

Szpejza pierwsza przedstaw ia zwykle ledwo 30% pierwotnej rudy i poddaje się j ą p o ­ nownie prażeniu rozmiażdźywszy poprzednio na drobne okruchy, lecz prażenie to je st prawdziwem paleniem , gdyż odbywa się w suchym prądzie powietrza, w celu zupeł- nego wydzielenia arsenu w postaci bezwod­

nika. P rzy ponownem topieniu odpada więk­

sza część żelaza w postaci żużla, a otrzym a­

na szpejza druga je s t znacznie bogatsza w ni­

kiel od pierw szej: jeżeli bowiem pierwsza zawiera 46 % , to d ru g a mieć będzie 54%

niklu. Zapom ocą podobnych zabiegów otrzy­

mujemy szpejzę trzecią, k tó rą poddajem y oczyszczaniu przez stopienie w silnym p rą ­ dzie powietrza; wychodząc z rudy ubogiej, zawierającej najwyżej 4 % niklu, wytapiamy szpejzę o 50 % niklu, a gdy ru d a je s t bogat­

szą, ilość niklu proporcyonalnie w zrasta;

obok niklu zostaje jed n ak sporo arsenu (27% ), m etali zaś obcych, ja k żelaza, miedzi, kobaltu, mamy już bardzo niewiele, gdyż najwyżej 10% . O statnia szpejza, rozdrobniona na okruchy, zm ieszana z azotanem i węgla­

nem sodu, poddaje się silnemu ogrzewaniu;

m etal przechodzi wówczas w stan tlenków, arsen zaś zam ienia się n a arsenian sodu.

Oziębiwszy tę masę, przepłókuje się j ą wie­

lokrotnie w celu zupełnego rozpuszczenia arsenianu; pozostaje czarna reszta, złożona przeważnie z tlenku niklu i m ałych ilości tlenków kobaltu, żelaza i miedzi—rozpuszcza się j ą we wrącym kwasie solnym, a oddzie­

liwszy część nierozpuszczalną, poddaje dzia­

łaniu prądu siarkowodoru, który osadza miedź i resztki arsenu; żelazo zaś i kobalt, utlenione chlorkiem wapnia, strąca się przez stopniowe dodawanie węglanu w apnia w nie­

wielkich ilościach; w rostworze solnym pozo­

staje z m etali ciężkich tylko n ik ie l: osadza się go działaniem m leka wapiennego w po­

staci wodanu.

Rudy siarkowe są, równie ja k arsenowe ubogie w nikiel i kobalt, a bogate w żelazo, miedź i siarkę; oczyszczanie ich je s t też nie­

zmiernie trudne, skomplikowane i wymaga wielokrotnego topienia z krzem ionką w celu oddzielenia żelaza spływającego do żużli w postaci krzemianu. O trzym any tym spo­

sobem „kam ień”, składający się z siarków niklu, kobaltu i miedzi, odpowiada szpejzie z ru d arsenowych.

R udą siarkow ą najczęściej używaną jest piryt, zawierający 1— 3 % niklu. P oczątko­

wo palono te piryty na wolnem powietrzu, złożywszy stos z 300 ton m inerału na pod­

nóżu obrzynków drzewnych. Utlenianie trw a w tych w arunkach bardzo długo, p rzeciąga­

ją c się nieraz do dwu miesięcy, przytem jest nierównomierne, pociąga za sobą zupełną s tra tę siarki i przynosi znaczne szkody oko­

licy z powodu wydzielania się wielkiej ilości bezwodnika siarkawego. W A m eryce piryty, wydobyte z pokładów kanadyjskich, są zwyk­

le palone tym pierwotnym sposobem, gdyż okolica je s t bezludną i nieuprawną, a w po­

bliżu rozciągają się wielkie lasy, d ostarcza­

jące obficie drzewa. W E uropie palenie pi­

rytów odbywa się w izbach murowanych;

w tych w arunkach utlenianie je s t daleko równomierniejsze, gdyż można dowoli regu­

lować p rąd wpuszczanego powietrza, przy­

tem produkty lotne m ogą być zebrane i nie idą na m arne. Spaloną] rudę poddaje się stopieniu, zmiażdżywszy j ą i pomieszawszy z 20 —25 % piasku lub gliny i 15% koksu.

Żużel zabiera żelazo i oddziela się od k a ­ mienia— kam ień zaś, zawierający do 2 6%

niklu, poddaje się znów żarzeniu i stopieniu,

(14)

174 WSZECHSWIAT. N r 11.

a otrzym any kam ień drugi przejść musi jeszcze ra z przez wszystkie te operacye z a ­ nim otrzym any kam ień, zwany białym , n a j­

bogatszy w nikiel, zdolnym się okaże do oczyszczania; oczyszczanie polega zaś na sil- nem prażeniu w prądzie pow ietrza w celu pozbycia się całej ilości siarki, aż m asa stopnieje i da się wylać.

{D ok. nast.).

D -r Zofia Joteyko-Rudnicka.

D orpat (Ju ryew ).

Spermatozoidy u roślin jawnokwiatowych.

Ostatnie numery wydawnictw specyalnych bo­

tanicznych przyniosły wiadomość, że dwaj uczeni japońscy, prof. Ikeno i d-r Hirase, dokonali w Tokio, w końcu roku ubiegłego, nader ważne­

go odkrycia: odnaleziono mianowicie ruchliwe nasienniki męskie (spermatozoidy) u dwu roślin z gromady nagonasiennych. Przebieg czynności rozrodczej, zupełnie analogiczny z takimże prze­

biegiem w życiu zwierząt, konstatowano dotych­

czas tylko u roślin, znajdujących się na niższych szczeblach organizacyi. Analogiczną, jest tego rodzaju czynność płciowa roślinna i zwierzęca, albowiem na spełnienie jej składa się udział dwu pierwiastków: biernych komórek żeńskich i czyn­

nych, ruchliwych męskich.

Fakty tego rodzaju, znane dotychczas tylko w pewnych gromadach roślinnych, stanowią, wiel­

ką zdobycz nauki; wpłynęły bowiem w znacz­

nym stopniu na ustalenie pojęcia organizmu ro ś­

linnego, na określenie stosunku organizmów roślinnych i zwierzęcych i wzmocniły ten grunt, na którym, choć nie wykończono jeszcze, wznosić ju ż zaczęto ów gmach praw biologicznych ogól­

nych dla wszystkich istot, żyjących na ziemi.

Jednę z niewytłumaczonych zagadek botaniki stanowiła owa kardynalna różnica pomiędzy dwiema gromadami roślinnemi, jawno i skryto- kwiatowych: spermatozoidy znajdowano tylko w tych ostatnich, gdy tymczasem jawnokwiatowe rozmnażać się miały wyłącznie zapomocą bier­

nych komórek pyłkowych. Ostra ta różnica, oraz brak form pośrednich, przejściowych, sta­

nowiły przeszkodę w przeprowadzeniu ścisłego systemu genetycznego organizmów roślinnych.

Przeszkoda ta, w części przynajmniej, usunięta została przez wspomnianych dwu uczonych I w uniwersytecie w Tokio.

D-r Hirase zauważył, że u Ginkgo biloba (iglaste) w koniuszczku łagiewki pyłkowej po­

wstają z komórki rozrodczej spermatozoidy, że następnie wydostają się z łagiewki do przestrze­

ni, która, zapełniona wydzieliną płynną komórek żeńskich, z łatwością toruje im drogę do wo­

reczka zarodkowego. Forma tych spermatozoi- dów jest cokolwiek inna, aniżeli u roślin skryto- kwiatowych: są one jajowate z trzema zakrętami spiralnemi, obficie pokrytemi włosami, mają 82

[J.

długości i 49 jj. szerokości.

Prof. Ikeno znalazł spermatozoidy u Cycas re- yoluta (Cycadaceae); mają one cztery zakręty spiralne, również pokryte włosami, zresztą wogó- le podobne są do sperraatozoidów Ginkgo. P o ­ nieważ prof. Ikeno robił badania nad roślinami martwemi, konserwowanemi z wycieczek bota­

nicznych. nie mógł też obserwować ruchów sper- matozoidów. O ich zdolności do ruchów samo­

dzielnych wnioskować należy z podobieństwa budowy tych utworów do budowy spermatozoi- dów z nasienników Ginkgo, tembardziej, że i tu udało się również skonstatować wydzielmy płyn­

ne narządów żeńskich, wytwarzające środowisko, które umożliwia wspomniane ruchy.

W ostatniej chwili otrzymano tu wiadomość prywatną, że prof. Nawaszin w Kijowie odnalazł znów spermatozoidy u Juglans regia. Jestto tedy początek całego szeregu spostrzeżeń, które niejednę prawdę nową odkryją i badania na no­

we pchną tory.

E dicard S tr u m p f.

Posiedzenie 5-te Komisyi teoryi ogrodnictwa i nauk przyrodniczych pomocniczych odbyło się dnia 4 marca 1897 roku o godzinie 8-ej wieczorem.

1. Protokuł posiedzenia poprzedniego został odczytany i przyjęty.

2. Pan Jan Sztolcman mówił „O orłach”.

Rozpoczął od charakterystyki biologicznej orłów i znaczenia, jakie orłom nadawano od najdaw­

niejszych czasów. Przeszedł następnie do wy­

jaśnienia stanowiska, jakie podrodzina orłów zaj­

muje w uszeregowaniu ptaków drapieżnych; po­

dał dalej charakterystykę rodzaju orła (Aąuila) w obecnym stanie nauki o ptakach, wspominając, że do rodzaju tego zaliczają 14 — 16 gatunków.

W dalszym ciągu zapoznał bliżej członków Ko­

misyi z gatunkami krajowemi orłów, a naprzód z gatunkami największemi i mianowicie: z orłem przednim (Aąuila fulva) i orłem zyzem (Aąuila chrysaetos), którym stosunkowo najwięcej po­

święcił porównawczych uwag tak ze względu na

budowę i upierzenie, jakoteż i obyczaje.

Cytaty

Powiązane dokumenty

sze w ten pierw iastek; lecz źe liście są też głównem miejscem, gdzie tworzy się kwas szczawiowy, nic więc dziwnego, źe w nich właśnie najwięcej w apnia

starcza rozlicznych zakątków dla chronienia się ludności, p artej do brzegów ze środka lądu, lub odwrotnie, z brzegów n a owe lądy środkowe się

Niszczy mnóstwo nasion kolczastych, które stanowią prawdziwą plagę pampasów, czepiają się bowiem grzyw końskich i wełny baranów, przez co w ełna staje się

A le ściany te naw et na kryształach doskonałych nie są ściśle geometrycznemi płaszczyznami, lecz przy bliższein zbadaniu zd ają się być złożonemi zazwyczaj

W niniejszej pogadance mam zam iar przedstawić kilka najciekawszych i hypotez, którem i starano się wytłumaczyć przyczynę i przebieg rozm aitych objawów

Jeżeli bowiem utniem y kieliszek, nienarusza- ją c ciągłości stylika (wprawdzie z trudem , lecz może się udać), to stylik zadrażniony wykonywa jeszcze kilka

liść rośliny wydającej indygo umieścimy pod wodą w tem ­ peraturze poniżej zera, części liścia, które przem arzają, zabarw iają się n a niebiesko, indykan ulega

wych, nie wysyła prom ieni, któreby również łatwo, ja k promienie R ontgena przedzierały się przez ciała nieprzezroczyste.. W e ­ dług tego zatem przerywane