• Nie Znaleziono Wyników

Życie Krzemienieckie. R. 4, nr 11 (1935)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Życie Krzemienieckie. R. 4, nr 11 (1935)"

Copied!
42
0
0

Pełen tekst

(1)

«#D*sf*aiva ewnę trerr

11

I i

KRZEMIENIECKIE

■ M O C Z N IK 5P0ŁKZNYI

t

(2)

Przewodniczący Komitetu R e d a k c y j n e g o : Stanisław Sheybal.

Redaktor „Spraw P e d a g o g i c z n y c h 11: Kazimierz Henryk Groszyński Sekretarz Komitetu Redakcyjnego: Roman Chromiński.

Członkowie Komitetu Redakcyjnego: Bogdan Humnicki, Nikodem Jaruga, Juljan Kozłowski, Dr. Klaudjusz Krzehlik, Franciszek Mączak, Dr. Zdzisław Opolski, mgr. terzy Osostowicz, Zenon Raczkowski, Bronisław Robak, Alina Ruskowa, Stanisław Sarek,

Jan Sułkowski, Mieczysław Zadrożny.

TREŚĆ ZESZYTU:

Stefan Czarnocki: 11 Listopada . . . . str. 469 Dr. Juljan Nieć: Tadeusz Czacki jako Marymsta: . str. 475 Z Pism Józefa Piłsudskiego . . . . . str. 481 W anda Miller: Książka Niemca o Polsce . . str. 483 r.: 11 listopada w powiecie krzemienieckim . . str. 487 r.: Kursy Spółdzielcze na terenie pow. Krzemienieckiego str. 488 Młodzież licealna w dniu Święta Niepodległości . str. 489

Odznaczenia . . . . . . . . str. 489

W spółpraca młodzieży Gimnazjum Wydziału Powiatowego i Zarządu Miejskiego m. Krzemieńca z m łodzieżą wiejską sir. 490 Szkoła Pilotów Szybow cow ych LOPP w Kulikowie . str. 490 Pokłosie .Tygodnia Szkoły Powszechnej . . sir. 490 Św. Hubert w 12 pułku ułanów . . . . . str. 491 Z życia strzelców Krzemienieckich . . . . str. 491 Z aw ody strzeleckie o mistrzostwo powiatu . . str. 492

Zjazd osadników . . . . . . . str. 492

Kr.: Konferencja Okręgowa O.M P. w Krzemieńcu . str. 492 r.: Przeniesienie śmiertelnych szczątków bchateiów wojny

polsko-bolszewickiej z terenu powiatu do Krzemieńca str. 493 Bronisław Gniazdowski: Sztuka plastyczna na Wystawie

Powiatowej w K r z e m i e ń c u ...str. 494 R. Chr.: „Szklanka w od y 1- kom. w 5 aktach E. Scribe‘a

Teatr Wołyński . . . . str. 496

S. Sh.; Konceriy .Ormuzu" na W ołyniu w grudniu . str. 497 Przegląd w y d a w n i c t w ... str. 500

Komunikaty nadesłane . . . . . . str. 501

(3)

ŻYCIE KRZEMIENIECKIE

M IE S IĘ C ZN IK SPO ŁEC ZN Y ... ..

ROK IV LIST O PA D 1935 NR 11

S te fa n C ła rn o ilci

11 LIS T O P A D A

P rzyw itano nas w tym roku na uroczystej akadcmji, w największe Św ięto Państw a, bajką M arszalka Piłsudskiego o żabce i szczęśliwym chłopaku.

Może to i dobrze się stało, b o w itm taka jest najłatw iejsza form ą w iary ludzkiej, gdy chodzi o rzecz niecodziennie wielką. N ajłatw iej było nazw ać zwycięstw o 1920 roku cudem nad W isłą, ą ęok 19187—w yzby­

cie się wszystkich okupantów i oczyszczenie z nich ziem polskich wszak było cudem nie m niejszym i w swoim czasie jeszcze mniej prawdopo- dobnym; M oże dlatego w łaśnie formę bajki w ybrał w swoim czasie Marszałek, by łatw iej uwierzono w fakty, które były niezbitemi, stw arza­

ją c jednocześnie z nich tak piękny z punktu w idzenia literackiego obraz.

Może dobrze również, że pow itano nas bajką, ,bo jak małe dzieci cieszyć się z niej możemy, a wszak przyszliśmy po to, by cieszyć się z naszej wielkiej przeszłości.

A !e zdarzyło się jednocześnie, że inicjatorem odczytania tej bajki był człowiek, który staw iał wniósek, by przemówienie na akadem ji po­

święcono aktualnym zagadnieniom, bowiem społeczeństwo jest przejęte trudnościam i dnia dzisiejszego i czeka ic-h wyjaśnienia.

Ja k że więc pogodzić te dw a wnioski? J a k pogodzić bajkę przeszłoś­

ci z szarzyzną i trudnościami dnia dzisiejszego? Czy słusznie stało się*

że je zestawiono. Odpowiedź wypada twierdząco, bowiem rów nież tak ą jest istola m yśli ludzkiej, która przeszłość łatw o obleka w legendy, a w teraźniejszości w idzi beznadziejną szarzyznę, usłan ą trudnościam i nie do przebrnięcia.

Czy tak ą natom iast jest istota przeżyć uczestników czynów doko­

nanych w nasiej przeszłości? Czy tak ą jest prawda życia? Czy w ćuT dach jedynie znaleść możemy siły na przyszłość? Jeżeli tak, to szukać należy tych cudów źródła, by znow uż dalej szarą teraźniejszość w;; baj­

kę przeobrazić.

Gdzież je znaleść jednak, skoro sam Marszałek, tych cudów najbar­

dziej świadom y uczestnik, nam mówi: „I nie wiem-i w am nie powiem, dlaczego tak było, lecz są;czary i są dziwy,, kiedy chłopak jest szczęśli­

(4)

470

w y.*

Jeżeli więc nikt nam drogi do „eudów» w życiu doczesnem w ska­

zać nie może, tó gdzież szukać oparcia, gdzie śzukać siły, by pokonać nieubłaganą szarość dnia codziennego i małość teraźniejszości? Gdzie szukać źródeł wielkości naszej? Przyw ykliśm y jej szukać zawsze poza sobą. Było to może, jeżeli nie słuszne, to usprawiedliwione, gdy chodzi 0 przeszłość, która niedawno w raz ze zgonem M arszałka zatrzasnęła się za nam i na wieki. W ów czas bowiem, czy brać do ręki „chłodny 1 ostry skalpel*, jak to czyni prof.-ekonomista Grabski, czy w najpięk­

niejsze i najbardziej promienne farby um aczany pędzel, jak to czynią entuzjaści M arszałka, jedno było w Polsce im ię w ielko ści.. Piłsudski.

On jeden um iał czerpać siły z przeszłości naszej i tchnąć je we w łasny naród i Państwo, On jeden um iał m yślą nadludzko przenikliw ą i przewidującą, sięgać w bliską i daleką przyszłość, by naród swój i Państw o na Wielkie szlaki dziejowe wprowadzić.

W Nim jednym, kiedy słuchał bicia serca dzw onu Zygm unta w K rakow ie i patrzył na wierzę kościoła Marjackiego, ży ła wielkość przeszłości; On jeden potrafił wydobyć tę wielkość z podziemi W a w e lu i trum ny Mickiewicza, by natchnąć n ią polskie życie Je m u współczesne i siłę narodu swrego obudzić.

Zrozumiałem więc jest, że wówczas w chw ilach każdej trudności, jaka przed państwem i narodem staw ała, w nim szukaliśm y źródła siły i w skazań na drogę ku naszej potędze i wielkości. D ^iś zabrały Ga nam podwoje W aw e lu , gdzie źródła swej i swego narodu wielkości szu­

kał. Dziś W odza nie mamy. Je d n ak wielkości Swej nie zabrał ze sobą nie zam knęła jej trum na kryształowa. Pozostała nam w raz z potęgą Jego czynów w świeżej zachow ana pamięci. Pozostało nam jeszcze od­

bicie Jego m yśli i przeżyć w w ielu tomach Jego pism.

I chcę tu stwierdzić, że właśnie wszystko to, co nam w spadku pozostawił, dowodzi, że znał źródła cudów, jakie dokonyw ać się mogą n a ziemi, że znał źródła wielkości, na jakie naród polski za naszego życia za Jego przewodem wkroczył.

Znał je, korzystał z nich i nam w spadku w skazania pozostawił.

Nie chciał nam jedynie o nich w bajce m ów ić, bo nie chciał — by bajk ą pozostały, a żąda od nas, by w życiu naszem, po śmierci Jego nanow o w tysiącach poczynań pulsować i w ytryskać poczęły, stw arza­

jąc wspólne bogactwo narodu, którem u na imię: jego moc i potęga.

G dy w słuchuje się w szum N iem na i mowę natury, tak rozumie ludzkie przeznaczenie: „ W y ro k i Stw órcy skazują ludzi, na tę ziemię rzuconych, na m ozół i trud wielki, by z ubogiej gleby jak ta sosna ży­

cie w ydobyw ali, by byli w trwałości pracy niezmiennemi, jak zieleń w ieczna koron drzewnych, a na straż swej ziemi w ysłali silnych, co

(5)

■471

~w burzy się nie u g n ą “.

A innym razem m ów i do nas „Specjalnie człowiek nie chce szano­

w a ć największej potęgi swego żywiołu: pracy zbiorowej, chociaż ta w ła­

śn ie największe cuda tw orzy*.

A więc tak ą była istota Jego przeżyć, tak ą jest praw da życia.

N iem a przepaści m iędzy legendą przeszłości, a szarzyzną teraźniejszości.

P iękna bajka z mozołu i trudu w życiu się rodzi, tak jak zieleń wiecz­

n a koron drzewnych z ubogiej gleby. Cuda i wśród nas zaistnieć mogą.

skoro m ozół nasz przeplecie się tw órczością ducha ludzkiego i da radość z ich w yników . ■

B a jk a o szczęśliwym chłopaku nie dla tego była czarami przepeł­

niona, że m iał na piersi: , gwiazd tyle, ile państw liczy ś w ia t“,’ i naw et M oże nie dla tego był szczęśliwy, że szedł za nim „lud zbrojny0 we w szelką broń w ojska potężnego i że „fanfar odgłosy o zwycięstw ie m ó w iły ". A le dlatego, że to zwycięstw o zostało osiągnięte przez obdar­

tych, głodnych, zawszonych żołnierzy, którzy za N im poszli. Że prze­

tw orzyło naszą ciem ną, jak noc, „m oralnie zaw szoną1* przeszłość w pro­

m ie n n ą radośnie ku życiu pow stającą wolność i niepodległość.

Niem asz na ziemi cudów i czarów bez mozołu i trudu. K ażdy z nas je s t zarazem i twórcą, i wyrobnikiem. On — symbol naszej w ielkości— też oaprzem ian doznaw ał radości tw órcy i uginał się w szarym trudzie i

•mozole. Ilekroć staw ał na czele legjoriowych oddziałów, czy też arm ji całej, ilekroć sam otną sw ą decyzją^ jak jednem cięciem ostrej szabli,

•rozcinał węzły gordyjskie, zagm atw anej polskiej sytuacji międzynarodo­

wej, niew ątpliw ie był szczęśliwy, jak każdy w ielki twórca, gdy dzieła :swej twórczości dokończył.

N atom iast ilekroć rozpędzony przez Niego „w óz państwowej rncji stanu" grzązł w rodzimem polskiem trzęsawisku, ilekroć m usiał go z

"tego trzęsaw iska wydobyć, z biota oczyścić i ponownie na w ielki gości­

niec w prow adzić — cięższym był trud Jego od trudu każdego w yrob­

n ik a , i nie tylko szarzyzna mozołu wówczas M u towarzyszyła, ale ota­

c z a ła Go ciemność, beznadziejna jak beznadziejną jest ciemnota, głupóta i zła w ola ludzka.

Trud ten i m ozół były nieodłącznym i tow arzyszam i Jego wielkiej państw ow ej twórczości. W spólnie rodziły „cuda na ziem i*, były ich nie- wyczerpanem źródłem.

W jakiejże pracy należy szukać wielkich osiągnięć, pokonania tru ­ dności, które nas codzień spotykają i niezawodnie spotykać w przy­

szłości będą. J a k i m ozół da nam przetrwanie wszystkiego co boli, a na co samo życie dotychczas nie znalazło lekarstwa.

Pierw szą pracą ku wielkości nas wiodącą, jest praca nad sam ym

^obą, nad odrodzeniem własnem, nad odrodzeniom duszy poszczególnego

(6)

472B

obyw atela i narodu całego. Od niej Marszałek swoje życie zaczynał i na, n ią nam wskazuje, gdy w bajce o Św ięcie Państw ow em nam mówi:

„W ie m , że wskrzeszenie ciął z odrod?eniem duszy, siły i piękno- w jedno nam zwije... I wtedy z wkrzeszeniem ciał z duszy odrodzeniem, ciepło wew nętrzne znajdziemy, co wilgoć i zara-zę z d u s i.. I wtedy z du­

szy odrodzeniem znajdziemy wspólny uśmiech szczęścia z bytow ania z.

du s zą1 w ielką i odrodzoną".

Gdy -„ciało* naszego państw a wskrzeszone zostało przez odrodzenie- duszy Największego Polaka, Jego trud i m ozół wszystkich,, kogo w nie­

dawnej przeszłości do czynu pociągnął, w niem właśnie,- w tem wskrze­

szeniu, widzę źródło ożywcze, odradzające duszę całego naro d y a nie- tylko w ybranych jego synów. To też poznanie i ukochanie zaledwio-

„wczorajszej" przeszłości własnego narodu, nie tylko wielkiej, ale pełnej- niespotykanego u innych narodów bohaterstwa, jest zarazem trudem,, otw ierającym nam wrota do szukania klucza w trudnej sytuacji dzi­

siejszej i jutrzejszej, a jednocześnie — odnalezieniem największego w ż jc iu daru, d a iu w iary w siły własne, wiary w radość, płynącą z pra-- i y dla wskrzeszonego Państw a.

Ta wiara' pozwoli nam uznać trapiące -nas • bolączki- dnia dzisiejsze­

go za rzeczy, nękające nas wprawdzie, ale w nasadzie' tak błahe t>

przemijające, że nie zasługują na przejmowanie się niemi. N ikt nie- w ątpi w to, że kryzys gospodarczy jest dokuczliwym . Zdajem y sobio- rów nież sprawę, że uciążliw em i będą dla, społeczeństwa - środki gospo­

darcze obecnie przez nasz R ząd przedsiębrane. A le czyż głód, chłód i insekty nie były stokroć dokuczliwsze dla tych, z których nie jeden na

■wieki pozostał w okopach, a n ik t z nich nie wiedział, czy do wolnej, w róci Ojczyzny?

W praw dzie rolnik kurczy się i ugina w w arunkach deficytowości swego gospodarstwa, ale czyż nie pam ięta tego, jakim nadludzkim w y­

siłkiem zawdzięcza fakt, że wogóle swe gospodarstwo posiada i że nie?

został odeń odcięty czerwoną pożogą rewolucji sowieckiej, która w szak jeszcze długo po zaw arciu pokoju grozić nie przestawała. .

W praw dzie gorzej uposażony urzędnik tu i ówdzie złośliwie powia­

da, że wkrótce będzie m usiał do swoich poborów dopłacać, by Polska, istniała, ale czy pamięta, że życie, krew i wysiłek tych, którzy nam J ą dali, były najw iększą dla Polski ofiarą, a przecież bez szem rania speł­

nioną? Czyż zresztą nie. gorszą była pozycja urzędnika, gdy przed kilku­

nastu zaledwie laty otrzymane pobory nieom al po dniach paru zamie­

niały się w jego ręku w drobne grosze?

W reszcie, rozumiemy to, że niejeden z nas chciałby zrów nania tych;

czy innyóh w ybujałości życia w naszem Państwie. W y pro w a d zają one^

nas z równow agi, nękają „obywatelskie sumienie*, że „nie jest tak, jak:

(7)

■ 473

być pow inno". Sięgnijm y m yślą wstecz o lat kilka, kilkanaście i kilka­

dziesiąt i przeżyjmy raz jeszcze w alki o wolność i rewolucję, ja k ą prze­

żyliśm y, by osiągnąć stabilizację w arunków życia w państwie, sam orzą­

dzie i życiu zbiorowem.

W ów cza s odrodzi się w nas dusza twórcza, rodzić się niew ątpliw ie zacznie pogodne spojrzenie na teraźniejszość, obudzi się gotowość do dalszych ofiar, jakże m aleńkich w zestaw ieniu z temi, które są ju ż poza n am i i poza innym i.

W ią ż e się z tem nieodłącznie jeszcze jedna praca, w ym agająca specjalnego podkreślenia. To praca nad utrzym aniem i nieroztrwonieniem spadku po Jó zśfie Piłsudskim .

Je s t to trud większy, niż nam się wydaje. Staje się on bowiem niedostępnym dla narodu* o duszy nieodrodzonej. N iem ożliw ością jest w ów czas „bytow anie z duszą wielką®. W duszy bowiem nieodrodzonej

„ wskrzeszenie* tracić pocznie swe „siły i piękno", a „zaraza i w ilgoć"

niszczyć poczną bogactwo spadku pozostawionego.

Bezduszny naród niszczyć i trw onić może klejnoty swej wielkiej przeszłości, bogactwo, które m u pozostawił Jego wskrzesicie], tak jak szaleniec wrzuca na dno bagnistego jeziora najcenniejsze skarby ro­

dzinne, jak pijany podpala w spaniały gmach przez przodków wzniesiony jak ciemny żołdak oddaje płomieniom bezcenne dzieła przeszłości, zaw ie­

rające treść historji narodu poprzez w ieki całe.

Je st to trud wielki, bowiem, by utrzym ać dorobek przeszłości, trze­

ba wierzyć w przyszłość i um ieć tę przyszłość oprzeć na wartościach spadku otrzymanego.

D la tego też cieszyć nas m uszą i otuchą na dzień dzisiejszy i ju ­ trzejszy napaw ać słowa premjera Kościałkowskiego: „M usim y pociągnąć do pracy i w alki o przyszłość ludzi przenikniętych głęboką w iarą we własne siły- i siły społeczeństwa, oraz w przyszłość narodu, ludzi, któ­

rzy czują, że najw yższym nakazem jest zw iązanie m iljonów obywateli, zam ieszkałych K raj nasz, z ideą państw a tak, aby każdy obywatel, nie­

zależnie od w yzn an ia i narodowości, był zdolny w alczyć o w spólną na­

szą przyszłość z w iarą i przeświadczeniem, że w alczy o w łasny stan posiadania m oralny i m aterjalny".

To pow iązanie m iljonów obywateli z ideą państw a, praca i w a lk a o przyszłość opierać.się jednak m uszą nie tylko na wierze we w łasne siły. A by to nastąpiło, odbyć m usim y trud złożenia nieraz ofiary z w ła ­ snych ambicyj i przekonań, a zawsze z w łasnych małostek i słabości.

M ów i nam Marszałek: „Idzie o ofiarę ciężką, idzie o ofiarę, ro­

bioną dla siły całego narodu, idzie o ofiarę i um iejętność robienia ustępstw wzajem nych, idzie o ofiarę z tego, co ludziom być może i jest najdroższem, o ofiarę ze swoich przekonań i poglądów. Idzie o to, aby

(8)

474

K raj nasz zrozumiał, że swoboda to nie jest kapry3, że swoboda, jeżeli m a dać siłę, musi jednoczyć, musi łączyć, musi rękę sąsiadom i prze­

ciw nikom podawać, m usi umieć godzić sprzeczności, a nie tylko przy swojem się upierać.

Z takiej jedynie ustępliwości wzajemnej... w ypływ a moc w ielka w chw ilach trudnych i chwilach kryzysów państw ow ych*.

I wtedy, gdy potrafimy w pracy nad samym sobą wyrobić w nas moc zwyciężenia w sobie słabości, która kłóci nas z innym i, która nie pozw ala nam stworzyć siły zbiorowej, wtedy samo się w nas zrodzi dążenie do pracy, którą nie mozołem, a tw órczością n azw ać możemy.

W te d y napewno siła działania zbiorowego skieruje tę twórczość na dro­

gę ku wielkości.

I twierdzenie to nie jest bynainniej pustym frazesem. Rozejrzyjm y się dookoła siebie, czyż nie dzieją się wśród nas— w skali państw owej, wojewódzkiej, powiatowej i gromadzkiej nawTe t — rzeczy wielkie? Czyż nie wielkiem zasadniczo osiągnięciem roku ostatniego jest uchw alenie nowej konstytucji naszej, która twórczość i pracę ludzką na czoło życia wysu­

wa, która jasno i w yraźnie w ustroju naszym rozdziela kompetencje, zadania i odpowiedzialność między najw yższe organy państw a, a społe­

czeństw u w życiu tego państw a w ybitną w yznacza rolę?

Czyż nie jest rzeczą w ielką budow a po wsiach w ołyńskich dzie­

siątków szkół, o których posiadaniu tym wsiom d iw n ie j się nie śniło, które będą podstaw ą świetlejszego niż nasze życie, m iljonów , rosnących obywateli? Czyż nie są rzeczą w ielką w ydłużające się na m apie wstęgi budowanych w wolnej Polsce dróg bitych, które coraz bardziej łączą ze św iatem zapadłe kąty i mieszkającego w nich obywatela? Czyż ni&

odbyw a się wśród nas rzecz wielka, gdy do w spółdziałania z państwem sta ją coraz liczniejsze zastępy młodzieży i starszych obywateli, by po­

większać dusze swoje i mocą dobrej woli swojej dźw igać dobrobyt K ra­

ju, postęp kultury jego m ieszkańców?

W miarę w zrastania tych zastępów, znajdą się wśród nas ludzie, któ rzy nas ku żywej, twórczej wielkości prow adzić potrafią K onstytucja na­

sza zdecydowanie nas na drogę stałego narastania sił od dołu i eliminacji z pośród nich sił najtęższych, „by w pływ ały na ljs y państw a* kieruje.

„A w angardy m uszą tw orzyć ludzie®, naw ołuje nas premjer Kuściał- kow?ski, „w żyłach których płynie krew, tętniąca zdrowiem i siłą, lu ­ dzie, którzyby potrafili stw orzyć nastrój tężyzny moralnej i fizycznej i rytm śmiałego rozm achu pracy".

Ten „śm iały rozmach pracy" przeciw staw ić m usim y biadaniu i na­

rzekaniu. On nas jedynie może wyprostować, gdy brzemię kryzysu za­

czyna się przeobrażać w garb, nie tyle może naw et dotkliw ie bolesny, co zm ieniający postać radosnego ze swej wolności narodu w scherlałego

(9)

M7S

karła o ustach pełnych jęków i złośliwości.

Ten, kto raz znajdzie w sobie oddźw ięk na istotne potrzeby dnia dzisiejszego i odszuka w swej przeobrażonej wolnej duszy wolę czynu, by je zbiorowym wysiłkiem zaspokoić, ten nie będzie ciągle szukał po­

za sobą w yjaśnienia, jak pokonać trudności, które na naszej drodze sta n ęły i nie będzie narzekał na szarzyznę, która nas otacza. Znajdzie bowiem w sobie dość wewnętrznej jasności, by otaczającą go mgłę prom ieniami własnej w iary przebić.

I zaczną się wtedy wśród nas, jak w niedawnej przeszłości, dziać .czary i d ziw y “, może nie tak piękne i nie tak oblepiające, ale pam iętam y również, że nie tak trudne do ziszczenia i nie tak nadludz­

kiej wym agające od nas siły twórczej.

M am y wzniesiony piękny gm ach wolności, która była nieziszczal- nem marzeniem pokoleń wielu.

Od nas zależy, ja k ą treścią będzie w ypełniony? K ażd a cząsteczka treści, wnoszonej do tego gmachu, w ym aga w ysiłku nie tylko jednostek, ale m iljonów obywateli. Im w iększy będzie ten wysiłek, im więcej wśród nas umiejętności do jednoczenia, im więcej zdolności do współdziałania, tem szybciej nie tylko wydobędziemy się z trudności

•dzisiejszych, ale tem prom ieńniejszą stw orzym y sobie przyszłość.

I tem więcej wtedy z pośród nas starych przeobrazi się w .szczęśliw ych chłopców*.

T aką jest praw da życia! T aką jest praw da I 1 listopada.

P r . Ju lja n H ie Ł

T A D E U S Z CZACKI JAKO M A R Y N IS T A

O d R e d a k c j i : Jakkolwiek ar ty ku l niniejszy tematem wykracza poza ramy

naszego pisma, umieszczamy go ze wzglę­

du na osobę Tadeusza Czackiego tak ści­

ślepoprzez Liceum ' Krzemienieckie• — związanego z naszem miastem.

Tadeusz Czacki, należy do najw ybitniejszych polskich mężów, końca -XVJII i początku X I X wieku, posiada wśród nich specyficzną fizjognom- ję . Urodzony i w ychow any w gronie polityków i w ojow ników , na innych zupełnie podstawach zbudow ał sław ę swojemu im ieniow i. W okresie przełom ow ym dla Rzeczypospolitej nie zabłysnął jako polityk ani wśród tw órców konstytucji 3-uo Maja, ani pod znakiem „kuźni K olłątajo- w sk ie j“. A mimo wszystko odegrał w dziejach narodu olbrzym ią rolę, rów n ą K ołłątajow i, Stanisław ow i Potockiemu, rów n ą bezmała sam em u Staszicow i. Odegrał ją na innej nieco płaszczyźnie, aniżeli współcześni

(10)

476B

m u wielcy Polacy, na płaszczyźnie dalekiej od zm agań politycznych, a natom iast stanowiącej żm udną, codzienną pracę. W Czackim uderza je­

den rys. brak polotu Tea człowiek stoi wśród ośmnastowiecznego re­

w olucjonizm u jako typowy pozytywista: to człowiek, któremu brak pato­

su, brak gestu,— to nie serce lecz umysł. I bodaj w tem leży największe- znacłenie Czackiego, że w okresie jednego wielkiego porywu, on fmyślał- w yłącznie nad* budow ą fundam entów , podchodził do każdej sprawy od strony ówczesnej rzeczywistości, posiadał żelazną konsekwencję w dzia­

łaniu, niespotykaną tiz tźw o ść sądu. — jednem słowem stanow ił zjawisko- nieprzeciętnej m iary w owych przełomowych czasach.

Może właśnie dla tvch cech charakteru i um ysłu, tak m ało uczu­

ciowych, nie doczekał się jeszcze swojego biografa, poza przestarzałym i dość pobieżnym Alojzym Osińskim. Jedynie szereg przyczynkowych szkiców wykazało, ż* Tadeusz Czacki był jednym z najwszechstronniej­

szych talentów . Uznane już zostały jego zasługi na polu szkolnictwa i w dziedzinie prawoznaW stwa polskiego, w tych dwóch kierunkach, którym poświęcił się dopiero po ostatnim rozbiorze, dopiero wtedy gdy ujrzał:

zam kniętą drogę do dalszej działalności w dziedzinie przez się najbar­

dziej um iłow anej, na polu ekonomicznem.

Bo Tadeusz, Czacki do roku 1795 to przedewszystkiem i wyłącznie-

— ekonomista, i to nie teoretyk, lecz praktyk, badający i dążący do- uregulow ania wszystkich przejayvów życia gospodarczego Polski. Ta praca tak go pasjonowała, że nie zapom niał o niej nigdy, że poświęcił jej niejedno miejsce w swych rozprawach prawno-historycznych, prze­

dewszystkiem w dziele: O litewskich i polskich p raw ach 1). W niem dał pierwsze podstawy statystyczne dla oceny struktury gospodarczej Polski w X V I I I wieku, tak gruntowne, że późniejsi badacze tych zagadnień,, przedewszystkiem Tadeusz Korzon, oparli się na w ynikach Czackiego- prawie bez zmiany.

Czacki-ekonomista, to postać, która czeka do dnia dzisiejszego na.

naukow e zbadanie.

Dotychczas jeden historyk, w spom niany T. Korzon, w ydał o nim sąd, iż był „niepopraw nym " fizjokratą2), sąd dość pośpieszny, bo nie- oparty na sumiennej analizie poglądów ekonomicznych Czackiego. Nie- ulega w ątpliw ości, że był fizjokratą, ch o ćb y dlatego, że teorja fizjokra- tyczna panow ała w Polsce niepodzielnie aż do sejmu 4-letniego. Lecz.

jest rów nie n ie w ątpliw ą rzeczą, że nasz fizjokratyzm posiadał dużo pier­

w iastka rodzimego, wywodzącego się bodaj od X V I-go wieku, że miał, podłoże bardziej praktyczne, a ży w ił niechęć do teoryj i system ów3).

’) O litewskich i polskich prawach, ich duchu, źródłach, związku... (Warszawa 1800)_

2) Korzon T., Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta (Warszawa 1898) 11,28- 3) por. Gargas Z., Poglądy ekonomiczne w Polsce XVIII wieku (Lwów 1903);;

Górski A., Braki krajowej produkcji w Galicji (Kraków 1916) 17.

(11)

■ 477

Nie m ożna więc zw ać i Czackiego czystym fizjokratą t. j. absolutnym zw olennikiem tej doktryny jak i żadnej ówczesnej. Jedno pewne, że jest m n obcą kam eralistyka Fryderycjańska, a że zbliża s ę w poglądach ekonom icznych do Staszica, zrehabilitowanego przez St. Grabskiego4).

T ak jak Staszic, tak i Czacki stoi na przejściu od fizjokratyzm u do induslrjf 1 /m u-Skarbka, tć k i on hołduje raczej przesłankom empiryczno- filozofisznym, w m yśl których o p aił politykę gospodarczą Polski na za­

sadzie, że polityczne potrzeby chw ili bieżącej w ym agają odpowiednich stosunków gospodarczych.

W m yśl tych przesłanek, podstaw ą polityki ekonomicznej Czackiego było zboże i rolnictwo, w myśl nich był zwolennikiem wolnego handlu.

I kto wne czy nie m iał racji? Czyż rodząca się industrjalizac-ja i komer­

cjalizacja Rzeczypospolitej nie napotykały na najwięks.zą przeszkodę w tem, że coraz mniej eksportowano zboża i za coraz niższą cenę? D obit­

nie to w y raził w r. 1792: „w miarę korzystnego odbytu produktu, iakie drożej i częściey kupow ane będą, zasianemi i wyrobionemi łatw o zosta­

ną, kiedy pracow ita ręka nagrodzona, zasiew ać będzie takie ziemio —- płody, których obfitość źródłem się stanie korzyści4' 5). Może i ten „fizjo- kraty czn y“ pogląd nie był m ylny, skoro naw et A nglja zaw dzięczała sw oją świetność w X V I I I w. w yłącznie polityce agrarnej6).

R o zw ażan ia czysto ekonomiczne zadaleko by nas zaprowadziły.

Poglądy 0 'a c ł i 'g o w tej dziedzinie są rzeczą do zbadania i skonkrety­

zow ania tem lardziej, że nie pozostawił on żadnej spuścizny par exce- llance ekonomicznej. W każdym razie, już na tle jego działalności w pokrewnych gałęziach, stwierdzono, że był „znakom itym znaw cą stosun­

k ów ekonomicznych i gospodarczych*7).

Przedęwszystkiem n a placu pierwszy w ybija się problem ówczesne­

go handlu polskiego. R ealizacja założeń ekonomicznych Czackiego m ogła n astąpić dopiero wtedy, gdyby w Rzeczypospolitej istniał należycie zorgani­

zow any handel, i to tak w ew nętrzny jak zagraniczny. Pierwszy zależy od odpowiednich dróg kom unikacyjnych, drugi od połączenia ich ze szla­

kiem m iędzynarodow ym - morzem. Tak więc na pierwsze miejsce w ybija się spław. Czasy działalności Czackiego, to w Europie okres bacznej uw agi na sieć wodną, jej naturalne i sztuczne połączenia, jakoteż jej ujście. N a takiem tle należy rozpatrzeć zainteresow anie jego polskiemi rzekam i i morzem, do których podchodzi od strony wartości gospo­

darczej.

ł) por. Grabski St., Nasza literatura ekonomiczna i stanowisko jej w bistorji rozwo*

ju polskiej myśli ekonomicznej — Ekonomista 11, (Warszawa 1901) 218—228.

5) „O handlu Polski z Portą Ottomańską“ w Wiszniewskiego, Pomniki liistoryi i li­

teratury polskiey (Kraków 1834-7) U, 157.

6) por. See H., Esquisse d‘ułie histoire du regime agraire en Europę au 18 et 19 siecle (Paris 1921) 89 i nast-; Saklmon F., William Pitt (Leipzig 190t) 39 i nast.

r) Dąbkowiki P., Tadeusz (Czacki jako prawnik w setną rocznicę zgonu (Lwów 1913) 4.

(12)

4781

Tadeusz Czacki zw rócił się nie przez przypadek ku tem u zagadnie­

niu. Nie ulega w ątpliw ości, że w kształtow aniu się jego psychiki ■ ode­

grały niepoślednią rolę reminiscencje rodzinne i osobiste. W sza k Czaccy byli rodem w ołyńskim bardzo świeżej daty. Stary dom wielkopolski, wiodący sw ą nazw ę od miejscowości Czacz, zagościł na W o ły n iu dopie­

ro w trzeciej ćwierci X V I I w., gdy .drogą ożenku przeszły ■ nań włości poryckie8). Je st pewnem, że w Tadeuszu Czackim żyła jeszcze silna tradycja wielkopolska, z całem jej nastaw ianiem gospodarczem i poli- tycznem na G dańsk i morze Bałtyckie. Tradycja ow a odżyła w czasie konfederacji barskiej, gdy nieletni starościc nowogrodzki, znalazł właśnie w G dańsku azyl przed rosyjskiemi prześladow aniam i i przepędził tam blizko 5 lat pod opieką stryja0). Pierwsze w rażenia młodocianego um ysłu i pierwsze w ychow anie zw iązały się z naszem morzem i z największem emporjum handlowem Rzeczypospolitej, One w płynęły decydująco na kierunek późniejszych zainteresowań.

W w yniku tych nastaw ień i zam iłow ań Tadeusz Czacki, już jako 21-letni młodzieniec, wchodzi w r. 1786 do komisji koronnej skarbu.

W niej rozw ija niestrudzoną działalność przedewszystkiem na polu ba­

dania w arunków hydrograficznych kraju. K om isje skarbowe, koronna i litewska, utworzone w r 1764, od pierwszej chw ili zajęły się naszemi drogami wodnemi i żeglugą po nich. W tym celu przedsiębrały już przed r. 1786 niejedną pożyteczną inowację, przystępowały f do zdejmo­

w a n ia map, czyszczenia rzek i t. d. .C zacki, rozpocząwszy urzędowanie w Kom isji, w p ły n ął na rozwinięcie na tem polu jeszcze żywszej działal­

ności, uw ażając m apy za rzecz konieczną przy opracow yw aniu referatów dotyczących handlu i żeglugi” 10). Stw ierdzić przytem należy z całym n a ­ ciskiem, że wszystkie jego przedsięwzięcia kartograficzne były powodoA^

w ane względami gospodarczemi, co jasno w y n ik a z ich charakteru. Nie przez przypadek bowiem zajął się Czacki w pierwszej lin ji nie działem w odnym W isły , lecz Dniepru i Dniestru.

N a taki kierunek zainteresow ań w płynęła ówczesna sytuacja eko­

nom iczna Rzeczypospolitej, która przedstawiała się fatalnie, i Prusy od­

cięciem G dańska od Polski, ustanow ieniem ceł fordońskich, szeregiem jaw nych szykan zablokow ały jedyną drogę handlu morskiego, ja k ą po­

siadała Polska. D ąże nia do sparaliżow ania tak tyki fryderycjańskiej 8) Uruski, Rodzina, 11 (Warszawa 1905) 345; Kosiński A. A., Przewodnik heraldyczny (Kraków 1877) 20; Słownik Geograficzny, 1 (Warszawa 1880) 728.

Osiński A., O życiu i pismach Tadeusza Czackiego (Krzemieniec 1816) 6; Chmie­

lowski P„ Tadeusz Czacki —Wielka Encyklopedja Powsz. 11., XIII (Warszawa 1894) 623.

10) Olszewicz B., Polska kartografja wojskowa w XVIII w.—Bellona 11 (W-wa, 1919) 715 i nast.; por. prace Buczka K., Die Arbeiten der preussischen Knrtographen in Polen zur Zeit des Kdnigs Stanislaus August (Cracovie 1933), Die Reform der polnischen Karto- graphie... (1764— 1795) (Varsovie 1933), Prace kartografów pruskich w Polsce za czasów króla Stanisława Augusta na tle współczesnej kartografji polskiej — Prace Komisji Atla­

su historycznego Polski, 111 (Kraków 1935).

(13)

■479

spełzały na niczem. Tak stało się ostatnio z usiło w aniam i zyskania poparcia A ustrji aby w yw ozić część produktów polskich do Galicji, a stam tąd już jako austrjac-kie a więc niżej clone, spław iać do G d ań sk a 11}.

Berlin ani chciał słyszeć o podpisaniu podobnej konw encji handlowej z W iedniem . A Polska zaczynała się form alnie dusić w ciasnym pierście­

n iu ograniczeń celnych wzniesionych przez państw a ościenne, a była niestety zdana w yłącznie na własne siły. Onegdajsi sojusznicy opuścili ją haniebnie. F rancja ujrzała w Rzeczypospolitej bezużytecznego już so­

jusznika, więc przechyliła się na stronę Rosji, którą poczęła w ygryw ać przeciw A nglji, nietylko pod względem politycznym, lecz i gospodarczym.

T raktatem w K uczuk-K ajnardżi otw orzyw szy sobie rosyjskie rynki dla własnego eksportu, szła zupełnie otwarcie na oddanie G dańska Prusom, gdyż znakom ita część polskiego handlu m usiałaby się przenieść na mo­

rze Czarne, w ten sposób zostałoby uszczuplone dom inujące stanowisko A n g lji na B a łty k u 12). J a k dla Francji były interesy polskie jedynie s ta w k ą w walce z kim ś trzecim, tak też i A nglja poczynała sobie po-*

dobnie. Albjon tracąc w pływ y w Petersburgu, a bojąc się osamotnienia na północy, tem silniej lgnął do Berlina. Dlatego-to, choć już przemy-

•śliwał P itt Młodszy o zastąpieniu kurczących się rynków rosyjskich polskiemi,— nie m yślał bronić G dańska za cenę przyjaźni Fryderyka W ilh e lm a I I 13). Tak w iąc w r. J 786, ujście W is ły było beznadziejną pozycją, ani m yśleć było m ożna o unorm ow aniu polskiego w yw ozu W i­

s łą i B ałtykiem . Pozostała druga droga, na morze Czarne.

I oto w idzim y jak Czacki, po sporządzeniu map Słuczy, Horynia, Prypeci, kanału M uehawieckiego, przerzuca się odrazu z zainteresow ań raczej bałtyckich na czarnom orskie14). W płynęły na to i dwie dalsze przesłanki. Pierw szą była realizacja oddawnych projektów połączenia

■drogą w odną B a łty k u z morzem C^arnem, która nastąpiła w r. 178415).

Regulacja handlu czarnomorskiego m usiała więc być tem samem wstę­

pem do rozw iązania zagadnienia tranzytu.

D rugą przesłanką był fakt, że część W o ły n ia a cała U kraina, n a ­ w et przy najdogodniejszych w arunkach mogły tylko w znikom ym pro­

cencie eksportować swoje produkty na północ, naieżało więc zapew nić im południow ą drogę zbytu. Z tych wrszystkich powodów wchodziły w rachubę dw a szlaki wodne: Dniepr i Dniestr Spław Dnieprem u z a le ż ­ niony od dobrej lub złej woli Rosji, dłuższy przy tem i uciążliw szy, V) Grossman H., Polityka przemysłowa i handlowa rządu Terezjańśko-Józefińskiego

"w Galicji 1772—1790 — Przegląd prawa i administracji, t. 36 (Lwów 1911) 1066.

12) Feldman J., Vergennes et la Pologne (1774—1787) (Cracoyie 1931) 8—9, 13.

•u) por, Mościcki H., Handel Anglji z Rzeczpospolitą Polską. Notatka historyczna—

Tygodnik Ilustr. (Warszawa 1908) 805.

14) Korzon, o. c. IV, 240.

,15) Nieć J „ Związki Wołynia z Bałtykiem ; Komunikaty Instytutu Bałtyckiego

•(Toruń 1935} Serja 111, nr. 23.

(14)

4 8 0 1

schodził w oczach Czackiego na drugi plan. N atom iast Dniestr miał- wszelkie dane ustąpić Polsce bodaj w części W isłę, kresom zaś służyć:

za najdogodniejszą drogę handlow ą. D ał tem u w yraz w roku 1792, po­

d ając sferom rządowym memorjał „0 handlu Polski z P ortą Ottomańską",..

Nad konkluzjam i zaw aitem i w mm, pracował od pierwszej chw ili w ej­

ścia do kom isji skarbowej uw ażając ?a nuncjuszem Commendonim.

„Dniestr za rzpkę iedyną do h a n d lu 'd la tych południowych k ra ió w “ u ).

W roku 1787 nastąpiła pod jego nadzorem rew izja pomiarów^

Dniestru, dokonanych uprzednio pr/ez księcia de Nassau

„13 kart hidrograficznych od Uszycy m iasta 5 m il niżej Zw ańca.

do Benderu złożone", podały dokładne w arunki now igacyjne i stwierdzi­

ły, że spław Dniestrem jest m ożliw y dw a razy do ro k u 17). Rów nocześ­

nie z tą prarą wyrusza Tadeusz Czacki do M ołdaw ji aby z ramienią, komisji skarbowej przeprowadzić z hospodarem układy w sprawie- handlu, zwłaszcza eksportu gorzałki i innych produktów i regulacji że­

glugi na Dniestrze Rezultatem tyfchi pertraktacji był list do m arszałka sejmu Stanisław a Małachowskiego, zaw ierający bardzo zdrowe i prak­

tyczne poglądy ekonomiczne, a ponce i zaw arcie form alnego tra k ta tu 18).

W tern wszystkiem roił Tadeusz Czacki dalekosiężne plany. B y t to czas, gdy Prot Putocki zakładał sw oją kam panję dla handlu czarno­

morskiego, gdy polskie szkuty i komiegi spływ ały już Dnieprem i Dnie­

strem. Czacki roił nietvlko o unorm ow aniu rzecznej żeglugi, ale i o pod­

niesieniu polskiej bandery na morzu Czarnem, o stw orzeniu polskiej floty handlowej.

Jednakow oż, ów traktat handlow y zaw arty z M ołdaw ią nie wszedł- w życie. Zasadniczy powód leżał w tem, że M ołdaw ja jako lenno tu­

reckie. wchodziła w skład obssaru celnego Porty Ottom ańskiej, więc przedewszystkiem z n ią trzeba było prow adzić pertraktacje. Z drugiej;

strony, wewnętrzne stosunki m ołdawskie stały na przeszkodzie realizacji ew entualnych postanowień traktatow ych, co trafnie podniósł jeszcze w- roku 1774 austrjacki eksport Beckhen, a udow odniły rokow ania handlo­

we austrjacko-tureckie w roku 1 7 8519). Dlatego to i akcja Czackiego- nie dała pozytywnych rezultatów ; z tego też powodu w następnych la­

tach zajął się z jednej strony badaniem w aru n ków hydrograficznych*

całej niem al Polski, z drugiej zaś, przerzucił swoje zainteresow anie w kierunku handiu z Rosją. W roku 1798 w yszła spod jego pióra nota o handlu z Rusją, skierow ana przez komisję skarbu koronnego do de-

l6) „O handlu Polski z Portą Ottomańską”, — Wiszniewski, o. c. 11, 160;

,?) i bidem. 162-3; Rastawieeki F., Mappografia dawnej Polski (Warszawa 1846) 158-ł- Olgzewicz, o. c., 715.

18) „O Handlu...*, 168; por. Osiński, o. c. 261; Potocki St., Pochwala Tadeusza Czac— * kiego w Pamiętniku Warszawskim; Dębicki L„ Tadeusz Czacki i szkolą krzemieniecka — Bibljoteka Warszawska (1885) 74; Korzeń, o. c., II; 154.

*’) G ro ssm a n , o. c„ 106(5-7.

(15)

SH481

putacji interesów zagranicznych. D om agał się w niej wśród innych, pol­

skiej bandery na m orzu Czarnem, uzasadniając ten postulat „w ybor­

nym * wywodem historycznym 20).

Zabiegi m ołdaw skie i rosyjskie skończyły się niepowodzeniem, gdy otw orzyła się przed Rzeczypospolitą now a m ożliw ość regulacji polskich stosunków handlow ych. W czasie sejmu czteroletniego, dochodzi do pertraktacyj i zbliżenia polsko-pruskiego. Zabłysła na chw ilę nadzieja stw orzenia anty-rosyjskiej koalicji złożonej z Prus i Turcji, a przy tej sposobności w yjaśnienia tak spław u bałtyckiego jak i czarnomorskiego.

N aturalnie spraw a gdańska w ybiła się na plan pierwszy,

Prusy żądały w zam ian za przymierze zrzeczenia się Gdańska, Polska w a h ała się. W Rzeczypospolitej w ytw orzyły się dw a obozy z których jeden, w ysuw ając argum enty wyłącznie- natury politycznej, był za oddaniem ujścia W isły , drugi przeciwnie łącząc m om enty polityczne z niemniej silnemi gospodarczemi przeciw staw iał się tem u całą mocą.

Obrońcy G dańska posiadali większorć. Łudzili się nadzieją ustępstw ze strony Prus, norm alizacją spław u wiślanego, sądzili początkowo, że przez uśw iadom ienie społeczeństwa i nieustępliw e stanowisko wobec B erlina da się rozw iązać ów węzeł gordyjski. Do nich należał Tadeusz Czacki.

c. d. n.

Z PISM JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO.

Z przem ówienia p rzez radjo w ósm ą rocznicę odzyskania niepodległości.

Razu pewnego zobaczyłem, gromadkę dzieci, schyloną i skurczoną nad jakim ś przedmiotem. Patrzyłem zdumiony, co na brudnem, śmietnistem podwó­

rzu one widzieć mogły, i dojrzałem małą żabkę. Żabka, w błocie utytłana, za­

brudzona, w piachu wywalana, skakała niezgrabnie na długich nogach i wyłu- piaśtemi oczkami łyskała na dzieci. Zapytałem dzieciakana co wy tu pa­

trzycie? Na to mi jeden chłopak odpowiedział, że przecież była taka żabka na świecie, coon sam o tem czytałna śmietnisku skakała, a nagle przez czary i dziwy wyjechała złocista karetaogromna kareta, w sześć rumaków wielkich zaprzężona' Sześciu wielkich hajduków pod uzdy rumaków trzyma, a z karety wysiadają panie, strojne nad wyraz! Panie pudła z karety wyjmują i o czary! i, o dziwy!z żabki robi się nagle cud dziewica, cud dziewczyna

o przepięknych oczkach i liczku!...

...Dziewczyna sama sobie się przypatruje i dziwi. A suknia, w którą ją przybierają, w białe perełki, róże, przeszyta złotem, srebrem, świeci .. Wpa- łacach i salach posadzki świecą, jak lustra, i w lustrze takiem dziewczyna cudnej swej piękności się przygląda, a złe dziewczęta, z zazdrości zżołkłe,

M) Korzon, o. c., IV, 240.

(16)

48 2 0

gwarzą i,szepczą o niej, jako o złej i przewrotnej dziewuszce. A panie zle i macochy złe rzeczy do ucha sobie szepczą. Są więc czary i dziwy, kiedy dziewczę jest szczęśliwe. Powiadają, że bajek na świecie niema\...

.. Ja własnemi uszami słyszałem, palcami dotykałem i widziałem czar nad czary, cud nad cudy i o tem wam opowiem.

Był kiedyś listopadowy dzień, jasny, kiedyś roczków niewiele, a działy się wtedy czary i działy się dziwy Na drodze błotnistej, w błoto wszędzie zawalanej, ciągnie szary, krótki i niedługi— wąż szary chłopaków i chłopców. Tak samo. jak ta żabka niezgrabna, skacząc szli, zmęczeni, przytupując niekiedy zmarzniętemi nóżkami, po drodze błotnistej, szarej i wilgotnej. Biedne chłopaki, biedni chłopcy! Przytuleni do siebie, drżeli z zimna, oczki ich były niewyspane, po nocy ciężkiej i ciężkich dniach wielu. Nogi zmoczone w trze­

wikach podartych, w biocie utytłanycn, szli, tuląc się często do ziemi, by choć na chwilę przykucnąć i przez chwilę odpocząć. Szli, ciągnęli w 11 dzień listo­

pada, hen! gdzieś pod mury Krakowa. Na czele ich jechał chłopak inny .jechał net młodej kasztance z łysą głową. Kasztanka, córa pól i łanów, zalotnie szła w miasto, skąd przyszli biedne chłopaki, w błocie utytłani, w łachmany odzia­

ni, skąd przyszli chłopcy, co na grzbietach kubraki zawszone, zapaskudzone insektami, w koszulach brudnych, jak ziemia sama, szli do miasta. Jakąż prze­

szli oni ciężką dolę! Szli noc całą. tak, że śmierć im wszędzie w oczy zag lą­

dała. Szli przez bramy śmierci, przez wrota jej ciasne i ' duszne, szły biedne chłopaki, czując śmierć za sobą..

...A gdy księżyc z za chmury na nich wyglądał, wydawało się tylko, żę to blask kosy śmierci w oczy im błyska. A nieprzyjaciół, co na nich czyhali, śmierć im niosąc, było bez liku, było bardzo wielu. Szli biedni chłopcy do zie­

mi przyciśnięci, brudni i zawszeni, podarci i obdarci, jak żebraki, szli, tęskniąc do murów Krakowa, gdzie o schronieniu tylko. i. o spoczynku marzyli Biedni chłopcy, tak, jak owa żabka, po brzegach śmietnika niezgrabnie skakałi. A na czele ich jechał chłopak inny, jechał na ładnej wiejskiej klaczy, co w złocie słońca złotym włosem lśniła. Klacz szła zalotnie do miasta i kiwa im na wszystkie strony. Lecz miasto złem okiem wiejską klaęz spotkało. Gdy wcho­

dziła ju ż w pierwsze domy miasta, z góry pędziło straszydło-auto, hucząc i sycząc, łomocąc bruki miejskie puste i próżne, tak, jak puste i próżne główki bywają i łomocą i krzyczą swą prostotą.

1 klacz wiejska na zadzie przysiadła, nogami brykała. Prychać nozdrzami ze strachu zaczęła, a ów chłopak uspakajał ją głaskaniem i zaczął mówić je j o czarach i o dziwach. . Poczekaj, kasztanko, nie tutaj będziesz, w stolicę we/*

dziesz, w bruki je j kopytami zadzwonisz, lud mnogi patrzeć na cię będzie. Na twoją szyję ładną i na twój złoty włosi.. Nie bój się, kasztanko! Próżny strach twój tutaj\..u. 1 nie wiem i wam nie powiem, dłaczego to tak bvło. leczcza­

ry i dziwy, kiedy chłopak jest szczęśliwy. Czy to na wieżach Marjackich. ko­

roną zdobnych, są czarowne słowa, czy hejnały, co godziny liczą, może w

(17)

■483

dźwiękach zaczarowane mają, czy w wielkim dzwonie Zygmunta, co na Polskę Sercem bije, jest siła czarowna, czy w podziemiach Wawelu króle, śpiący snem iwiecznym, czary w ustach m ają, czy w trumnie Kościuszki, czy w wielkiej trum­

nie Mickiewicza głosy w śpiźe czarów biją, nie wiem i nie powiem. Lecz są czary i dziwy, kiedy chłopak jest szczęśliwy]...

Więc minęło roczków niewiele, latek niedużo, dzień goni dzień, noc nockę prześciga. przyszedł znowu listopada dzień 11patrzy znowu kasztanka ta, sama, łysym łbem kiwa, a świat zaczarowany przed je j oczami się przesuwa.

W stolicy bruki pod kopytami je j dzwonią i wszystko zupełnie inaczej wyglą­

da. Czar nad czary i dziw nad dziwy! Kasztanka idzie, łbem łysym kiwa i wciąż się dziwią gdzie chłopiec szary i brudny, gdzie pan mój zawszony? 1. łbem kiwnąwszy, sięga do swego pana. Ten samten samiuteńki. lecz cóż się z nim dzieje? Patrzcie, ja k i zmieniony! Na piersi gwiazd tyle, ile państw liczy świat. Na piersi wstęga, co kolorem nieba i żałoby o zwycięstwach mó­

wi w wielkiej wojnie i do niebios o zwycięstwie krzyczy. Grzmią bębny war­

kotem okrutnym. Brzmią trąby mosiężne krzykiem, wołając żołnierzy. Idzie lud zbrojny, idzie twarda w zbrojach piechota, hełmy na nich stalowe, świecą lufy żelazne, idą krokiem twardym, miarowym, idą po zwycięstwo. Za nimi, w śpiże zamknięte, ciężko i twardo idą armatv. Wśród ognia szły konie, prę­

żąc ciała, wielkich armat ciężkie koła bruki przebijają aż szyby się trzęsą.

Za nimi malowane ułany nad ułany! Jedni idą konni, drudzy spieszeni, a trą*

by mosiężne i warkot bębnów, fan far odgłosy o zwycięstwie mówią. Świat ca- y jest zaczarowany! Kasztanka łbem kiwa i wciąż się dziwi, bo są czary, bo są dziwy, kiedy chłopak jest szczęśliwy. Świat zaczarowany, przemiany og­

romne, skąd id ą? dokąd płyną? czy z bajek i czarów? czy z czego innego ? ...Nie wiem, panie i panowie, jak powita nas 11 listopada w przyszłym roku. Może nam szybv deseniami szronu przesłoni i śniegiem przyprószy da­

chy i ulice miasta. Wiem, że gdy przy wskrzeszeniu ciał i duszy odrodzenie się odbywa, ciepłem od zimna się schronimy. Może listopad przywita nas wi­

churą, wiewem w iatru, co w szyby dzwoni...wiem, że wskrzeszenie ciał z odrodzeniem duszy siłę i piękno w jedno razem zwije. Wichury złamiemy i tarczę ochronną przeciw wiatrowi znajdziemy,:

W a nd a M iller.

K S IĄ Ż K A N IEM C A O POLSCE

W b. roku w yszła we W ro cław iu ciekaw a książka H enryka K oitza o Polsce, pod tyt.: N a krańcach Europy. (Am R an d e Europas), A utor w ielokrotnie przebywał w Polsce, przew ędrował ją od krańca do krańca, obcow ał z przedstawicielam i polityki, wojskowości i kultury, poznał nie- tylko kraj i ludzi, ale w n ik n ą ł głęboko w istotę różnych problemów n a ­ szej młodej państwowości.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Sądzę, że równie radosnym dla Panów Profesorów i dla nas jest fakt, że mury te na nowo stać się m ają przybytkiem nie tylko oświaty, ale i nauki i że

nu fachowym i siłami n a rok przyszły i zaprojektował zaangażow anie inslru- ktorów pszczelarstwa i O.T.O. Ig

dzie znacznie większe i że w konsekwencji tego doczeKamy się szeregu imprez już nie tylko lokalnych lecz o charakterze międzymiastowym a nawet i Mistrzostw

kim tu doznawanym uczuciom towarzyszy żal mocny, że Filowie i Fortunat nie podzielają ze mną tego szczęścia, którego doznaję, a które może niedługo potrwa,

Dlatego ilekroć Państwo o- czekiwać będą ciężkie chwile, cały naród skupi się na drodze Jego -wskazań, które są jedynym i wskazaniami historii, wskazaniami,

Ukończenie szkoły powszechnej nie może być przez wszystkich traktowane jako próg do dalszego ogólnego kształcenia się w gim ­ nazjach

Chcę stwierdzić, iż w o- becnym stadium, ważniejszym jeszcze od znikania niedomagać i n a ­ leciałości okresu powojennego z polskiego ruchu spółdzielczego jest

„Przeklną!... Naukow e definicje, w ysuw ane czy to przez socjologów, etnologów, czy przez historyków kultury są dość niejednolite. Nowy j a ­ kiś w ytw ór