• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1977, nr 12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1977, nr 12"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

c M r n i N

EWANGELIA - ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA-JED NOŚĆ - POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTOSA

„Betlejemie, Efrata, najm niejszy

z okręgów judzkich z ciebie m i w yjdzie Ten, który będzie władcą Izraela.

Początki Jego od prawieku, od dni zamierzchłych"

(Micheasz 5,1;

por. Mt 2,8) Na z<! j .: Betlejem —

(2)

CHRZEŚCIJtlllli Więceiholdu, mniej «mirry»!

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Nr 12., grudzień 1977 r.

WIĘCEJ HOŁDU MNIEJ ..MIItRY”

NARODZENIE KRÓLA

POKÓJ LUDZIOM DOBREJ WOLI NARODZIĆ SIĘ JESZCZE RAZ EGIPT — PUSTYNIA — KANAAN AMBASADOROWIE

BÓG JEST BOGIEM PORZĄDKU BOSKOŚC PA NA JEZUSA CHRYSTUSA

KOŚCIOŁY W SZWECJI WIERNY SŁUGA KRONIKIA

TYDZIEŃ MODLITWY

M iesięcznik „C h rześcijanin ” w y sy ła n y Jest b ezp łatn ie; w y d a w a n ie jed n a k cza­

so p ism a u m o ż liw ia w y łą c z n ie ofiarn ość C zytelników . W szelk ie o fia ry n a c z a so ­ pism o w k raju, p ro sim y k iero w a ć na kon to Z jed n oczon ego K ościo ła E w an ge­

liczn eg o : PKO W arszaw a, X O ddział M iej­

sk i, Nr 1531-10285-136, zazn aczając cel w p ła ty na od w rocie b la n k ietu . Ofiary w p łacan e za gran icą n a le ż y k iero w a ć przez od d ziały zagran iczn e B an k u P o lsk a Kasa O pieki na ad res P rezyd iu m R ady Z jed n oczon ego K ościoła E w an gelicznego w W arszaw ie, u l. Zagórna 10.

Wydawca: Prezydium Rady Zjedno­

czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje K olegium : Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), M ieczysław K w iecień, Marian Suski, Jan Tołwiński, Ryszard Tomaszewski.

Adres Redakcji i Adm inistracji:

00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.

Telefon: 29-52-61 (w. 5). M ateriałów nadesłanych nie zwraca się.

Indeks: 35462

RSW „Prasa-Książka-Ruch”, War­

szawa, Smolna 10/12. Nakł. 5000 egz.

O bj. 3 ark. Zam . 1378. F-104.

Z a rów no zn a k o m ite dzieła m alarskie ja k i o b ra zki sprzedaw ane na ja r­

m arkach, a w ięc te różnorodne w y tw o r y lu d zk ie j fa n ta z ji i sztu ki, które m ieszczą się n a straganach i w m u zea ch — przed sta w ia ją c scenę „Pokłonu M ęd rcó w ” --- u k a zu ją z re g u ły tzw . „Trzech K ró li”, k tó rzy „składają Panu w d a n i” — m irrę, ka d zid ło i złoto. S te re o ty p te n tk w i ta k g łęboko w lu d z­

k ie j podśw iadom ości, że zdarza się n a w e t' — j a k na w łasne u s z y słysza­

łe m — że ew angelicznie w ierzą c y ka zn o d zieja p o tra fi p rzy okazji w yg ła sza ­ n ia „ okólicznóściow ego p rze m ó w ie n ia św iątecznego” sam tw ierdzić, iż głosi

„ praw dziw e S ło w o B oże o pokło n ie T rzech K r ó li”!

A le o dkładając na b o k fo lk lo ry sty c zn e przed sta w ia n ie E w angelii (przykład te n w isto tn ie jszy sposób n a le ży raczej do te m a tu : „ Zabaw a w K ościół”), na p o d sta w ie B ib lii stw ierd zić m o ż e m y z całą pew nością to: iż M ędrców było co n a jm n ie j dw óch, te k s t n ic nie w sp o m in a o „królach”, dalej iż od­

dali h o ł d J e z u s o w i , M aria nie w y stę p u je na p ie rw sz y m m iejscu — ja k np. w ró żn y ch w y obrażeniach m a la rskich — ale dopiero za Jezu sem i p rzy N im ; następnie, iż zło żyli M u w spaniałe d a ry i w reszcie, iż inną drogą pow rócili do dom u. E w a n g e l i a ta k to przed sta w ia : „I w szed łszy do dom u, u jrz e li D ziecię z Marią, m a tk ą Jego, i u p a d łszy [na tw a rz — u z u ­ pełnia B iblia Poznańska], oddali M u p o kło n [złożyli M u h ołd — Biblia Pozn.J, p o te m o tw o rzy w szy sw oje skarby, zło żyli M u w darze złoto, k a ­ d zid ło i m irrę. A o strzeżen i w e śnie, b y nie w racali do H eroda, inną drogą pow rócili do zie m i sw o je j” (M t 2,11-12).

O jcow ie K ościoła w kom en ta rza ch do P o kło n u M ędrców , u p a try w a li w da­

rach złożonych Jezusow i, znaczenia sym bolicznego. I ta k — w e d łu g nich — złoto je s t zn a k ie m Jego K rólew skości, ka d zid ło — Jego B ó stw a (Boskości), a m irra — P asji (M ęka i. Ś m ierć Jezusa). Jed n a kże, ja k ie k o lw ie k b yłyb y in te n cje M ędrców , a n a w e t ich dary, nie m o że to w n ic zy m zm ie n ić fa k tu , że J e zu s C h rystu s był, je st i będzie na w ie k i K rólem , Bogiem i Z b a w i­

c ie le m !

D uch B o ży zw raca bow iem baczniejszą uw agę n a zw ia sto w a n ie w y p e łn ie ­ n ia się proroctw Starego T e sta m e n tu — o h o ł d z i e lu dów skła d a n ym P om azańcow i B o żem u — w odniesieniu do O soby Jezusa, n iż na (godne uw agi) w y ja śn ie n ie znaczenia poszczególnych darów. Z resztą, ich zn a cze­

nie — podane w y ż e j — je st n a jb a rd ziej praw dopodobne! Z a te m zw ia sto ­ w anie sko n cen tro w a n e je st na O s o b i e Jezu sa C hrystusa i n a ty m , że w sto su n ku do N iego spełniają się słow a za w a rte w starych proroctw ach:

„Niech w ięc ży je i niechaj M u skła d a ją złoto... N iech każdego dnia M u błogosław ią” (Ps 72,10-15); „ Przyw iozą złoto i kadzidło, śpiew ając pieśni pochw alne na cześć Pana" (Izj 60,6; 49,23; N u m 24,17; Je r 6,20 i in.).

B ib lijn y p rze ka z odw raca lu d zk ie obrazow anie, skiero w u ją c uw agę na Osobę Jezusa, nie na osoby i rze czy tow arzyszące Mu. (N aw iasem m ów iąc, n a w e t p o rzą d e k darów zło żo n ych Je zu so w i jest, w g p rze ka zu Pism a, in n y n iż w „szopkach bożonarodzeniow ych” i w kolędzie; a w ięc nie — m irra, ka d zid ło i złoto”, a l e — „złoto, ka d zid ło i m irra ”!). Sko ro ju ż o ty m w sp o m n ieliśm y , to „po k a zn o d ziejsku ” postępując, za p y ta jm y siebie: a) w ja k ie j ko lejności m y p rzy n o sim y „nasze” d a ry Panu; b) co d o m in u je w n a ­ szych „darach” dla Pana? J a k często m y, ew angelicznie w ierzący, d a rzy m y Pana „m irrą” (O, dopom óż, spraw , uczyń , daj! O, ja k m n ie boli! O, ja k m i ciężko!; etc.) a ju ż znacznie rza d ziej p rzy n o sim y M u „kadzidło'" — dziękczyn ien ie, chw ałę, uw ielb ien ie, pokłon. W O b jaw ieniu (5,8) c zy ta m y o zło tej czaszy p ełn ej w onności i z n a jd u je m y w y ja śn ie n ie tego zn a k u : „są to m o d litw y św ię ty c h ”. A „złoto”? R zeczyw iście, dopiero na „szarym k o ń ­ cu” o trz y m u je od nas „złoto”, któ re d a je m y M u z d u ży m ociąganiem ! A le p o m y ślm y : O n przecie n a szy m P anem n ig d y być nie przestał! C zy więc nie należałoby p rzesta w ić p o rzą d k u naszych darów ? B y chw ałę i hołd M u n a le żn y o trzym a ł na p ie rw szy m m iejscu, ja k o p a n u ją c y — nad na m i — K r ó l !

M ędrcy ze W schodu są zn a k ie m u n iw ersa ln ej w oli Boga do panow ania nad w s z y s tk im i i nad w s zy stk im ; stj zapow iedzią realizacji S ło w a samego Pana: „Pow iadam w a m , że w ie lu przybędzie ze w schodu i z zachodu, i z a ­ siądą do stołu z A b ra h a m e m i z Izaakiem , i z J a k u b e m w K ró lestw ie N ie­

bios. S yn o w ie K ró lestw a zaś będą w y rzu c en i do ciem ności na zew nątrz;

T a m będzie płacz i zg rzy ta n ie zę b ó w ” (M t 8,11-12). W sp a n ia ły m „w e w n ę trz­

n y m k o m e n ta rze m ” — w obrębie N ow ego T esta m e n tu — do p rze ka zu o P okłonie M ędrców , je st d u chow y, p ię kn y , p ełen m iłości i m ocy H y m n o C hrystusie (Fil 2,5-11), którego fra g m e n t b rzm i ta k : „ A by na Im ię Jezusa zginało się w sze lk ie kolano na niebie i na ziem i, i pod ziem ią, i a b y w szelk i ję z y k w y zn a w a ł, że Je zu s C hrystus je st P anem , k u chw ale Boga O jca”.

W P salm ie 45 (w. 12) c z y ta m y o w e zw a n iu sk iero w a n ym do O blubienicy:

„P o kło ń M u się, bo O n je st P anem T w o im ”!

M. Kw.

2

(3)

Narodzenie Króla

„... I urodzisz Syna, i nadasz mu im ię Jezus. Ten będzie w ielki i będziesz nazwany. Synem najwyższego. I da mu Pan Bóg tron jego ojca Dawida. I będzie królowa! nad domem Jakuba na wieki, A królestwu jego nie będzie końca.

B łogosław iony Pan, Bóg Izraela, że naw iedził lud siwój, i dokonał jego odkupienia, I wzbudził nam mocarnego Zbawiciela w domu D awida, sługi swego. (Łuk. 1,31—33. 68—69).

Każdego roku, obchodząc pam iątk ę n aro d ze­

n ia P a n a Jezu sa C hrystusa, ran iej lub bardziej św iadom ie przyznajem y, że blisko d w a tysiące la t tem u w ydarzyło się coś, co n a w e t w dzisiej­

szych czasach m a ogrom ne znaczenie.

K im b y ł Ten, którego p rzyjście n a św iat stało się przełom ow ym m om entem w dziejach ludz­

kości? K im b y ł Ten, którego dzień n arodzenia stał się początkiem naszego k alen d arza? K im był Ten, którego naro d zenie w pew ien sposób w spom inam y za każdym razem ilekroć piszem y d atę?

Ten, k tó ry naro dził się w betlejem skiej stajni i został położony w żłobie, k tó ry przyszedł na św iat w ubóstw ie i w poniżeniu, dla którego nie b yło m iejsca nie ty lk o w dom ach i w gospodzie ale przede w szystkim w ludzkich sercach — Ten był P anem z nieba, Bogiem objaw ionym w cie­

bie. O dw iecznym Słowem przyobleczonym w ludzki k ształt i m ieszkający w śród nas, J e d y ­ nym S ynem Bożym pełn y m łaski i praw dy.

I chociaż przyszedł n a św iat jako sługa, u n i­

żony i o d arty z niebieskiego bogactw a, n ie­

zm iennie pozostał Bogiem M ocnym i Odw iecz­

nym Ojcem, Jego zew n ętrzn a postać b yła tylko św iątynią, m ieszkaniem Jego nierozłącznego Bóstwa. N aw et w swojej śm ierci pozostał K się­

ciem życia, bo „w Nim było życie, a życie było św iatłością ludzi. A św iatłość świeci w ciem ­ ności, lecz ciem ność jej nie przem ogła” (Jana 1 ,4 -5 ).

Jego przyjście n a św iat zostało zw iastow ane ludziom bezpośrednio z nieba. P ierw szym zw ia­

stunem b y ł anioł, k tó ry ukazał się w św iąty n i kapłanow i Z achariaszow i i zapow iedział naro ­ dzenie się J a n a Chrzciciela. Było to w ypełnie­

nie się o statniego i najw iększego p ro ro ctw a S ta ­ rego T estam entu, m ówiącego o n aro d zeniu się posłańca, d rugiego Eliasza, k tó ry m a p rzygoto­

wać drogę. A tym , k tó ry m a zaraz po nim przyjść, będzie sam P a n Zastępów , Bóg Izraela, który niespodziew anie zjaw i się w swej św iąty ­ ni (Mai. 3,1). Zadaniem posłańca je s t iść w du­

chu i w m ocy Eliaszowej przed Panem , aby p rzy ­ gotować drogi Jeg o i aby dać ludow i poznanie zbaw ienia (Łk. 1,76— 77). A więc zadaniem Jan a Chrzciciela było poprzedzić samego P a n a i przygotow ać ludzi n a Jego przyjęcie.

Drugi zw iastun z n ieb a przyszedł do M arii, panny z ro d u Dawidowego, poślubionej Józefo­

wi. O znajm ił jej o poczęciu z D ucha Św iętego i n aro dzeniu się obiecanego D aw idow i potom ­ ka, k tó ry je s t Synem Bożym i S ynem Dawida.

Anioł rzek ł do n i e j : „T en będzie w ielki. I bę­

dzie nazw an y Synem Najwyższego. I da m u P an Bóg tro n jego ojca D aw ida. I będzie królow ał nad dom em Ja k u b a n a w ieki, a jego 'królestw u nie będzie końca” (Łuk. 1,32—33). Ten, k tóry z D ucha Św iętego urodzi się w ubóstw ie i po­

niżeniu, a nazyw ać się będzie Jezus — to Syn Boży, P a n i Król, którego w ładza jest władzą wieczną.

Trzeci zw iastun z nieba przyszedł do Józefa, praw ego Izraelity, spraw iedliw ego m ęża z rodu Daw ida, w iernego Bogu potom ka A braham a.

I chociaż w edług ciała nie b y ł ojcem, został przez Boga w y b ra n y n a opiekuna, k tó ry m a p rzyjąć do sw ojego dom u narodzonego O dku­

piciela św iata. Józefow i zostało objaw ione, że ten, k tó ry się urodzi, będzie oczekiw anym Me­

sjaszem : „Oto p a n n a pocznie i porodzi syna.

I nadadzą m u im ię Im m anuel, co się w ykłada:

Bóg z nam i... I nadasz m u im ię Jezu s albowiem On zbaw i lud swói od grzechów iego”

(Mat. 1,23,21).

Zrodzony z M arii Syn — to objaw iony św iatu S y n Boży i Odkupiciel, noszący to szczególnie im ię Jezu s «Pan jest zbawieniem * w yrażające Jego w ielki u rzą d i dzieło jak o Zbawiciela.

N arodzenie Jezu sa C hry stu sa je s t ściśle zw ią­

zane z trzecią Osobą T rójcy Św iętej. Przez Du­

cha Św iętego prorocy przepow iadali o m ającym narodzić się M esjaszu. Jezus został poczęty z D ucha Św iętego. D uch Ś w ięty pobudził Za­

chariasza, Elżbietę, M arię i p asterzy do bło- głosław ienia i uw ielbiania W szechmocnego Bo­

ga, k tó ry zesłał m ocarnego Zbawiciela. Dziecię zrodzone w betlejem skiej sta jn i — to Mesjasz, C hrystus, Boży Pom azaniec, Ten k tó ry n ie ty lk o jest nam aszczony D uchem Św iętym ale rów nież Ten, k tó ry jako P a n i K ról udziela D ucha Św ię­

tego (Dz.Ap. 2, 32, 33).

To D uch Ś w ięty objaw ił Sym eonowi, że nie um rze, dopóki n ie u jrz y C h ry stu sa Pana. D late­

go w ziąw szy n a ręce m ałe dziecię przyniesione do św iątyni przez Józefa i M arię, w ielbił Boga m ówiąc „Teraz puszczasz sługę swego Panie, w edług słow a sw ego w pokoju, gdyż oczy m oje oglądały zbaw ienie tw o je” (Łuk. 2, 29—30). To m ałe dziecię było dla Sym eona i C hrystusem i P anem i Zbawicielem .

(4)

P ra w d a zw iastow ania o narodzonym Synu Bożym została jeszcze raz p ow tórzona z nieba p asterzom betlejem skim , do k tó ry ch anioł rzekł:

„G dyż dziś n aro d ził się w am Zbawiciel, k tó ry m jest C h ry stu s Pan, w m ieście D aw idow ym ” (Łuk. 2,11). Wieść, k tó rą pasterze usłyszeli, któ ­ rej uw ierzyli i byli posłuszni, m ów iła o Zbaw i­

cielu, C hrystusie i P anu.

Obchodząc pam iątk ę naro d zen ia P a n a Jezusa C h rystusa pragn iem y uśw iadom ić sobie, że to, co z nieba zostało zw iastow ane ty m nielicznym świadkom, było skierow ane nie tylko do nich sam ych, ale poprzez ich św iadectw o — do w szy­

stkich ludzi, a więc rów nież do nas. Pan, k tó ry się narodził blisko dw a tysiące la t tem u, to nie ubogie dzieciątko w żłobku i w stajence, oczeku­

jące n a naszą litość i współczucie.

To P a n , k tó ry jest K rólem , a Jego w ładza jest w ładzą wieczną, którego im ię jest Im m anuel

— «Bóg z nam i».

To J e z u s, k tó ry jest m ocarnym Zbaw icie­

lem i O dkupicielem , k tó ry objaw ił się, aby nas w yzw olić z m ocy grzechu, diabła i śm ierci.

To C h r y s t u s , k tó ry jest M esjaszem, Bo­

żym Pom azańcem , k tó ry udziela D ucha Św ię­

tego.

To jest obiektyw ną praw dą, że On jest i P a ­ nem i Jezusem i C hrystusem . Ale kw estia, na k tó rą każdy z nas m usi dać dziś odpowiedź, brzm i: Czy to jest m oją osobistą, rzeczyw istą p ra w d ą !

*

P an ie Boże W szechmogący, upodobało się To­

bie objaw ić św iatu w Tw oim narodzonym Synu, Sw oje najw iększe poselstwo, najw iększy plan, najw iększą m iłość i najw iększą chw ałę. Spraw , Panie, przez D ucha Świętego, aby czytający dziś o tej wieści, mógł zrozum ieć i p rzyjąć Twoje zw iastow anie o P a n u Jezusie C hrystusie. Uczyń to dla Sw ojej w ielkiej chw ały !

W.L. -

Pokój ludziom dobrej woli

„Chwała na wysokościach Bogu, a na ziem i pokój ludziom w których ma upodobanie”. Ewang. w g Łukasza 2,14

K ażdy człow iek czytający, lub w y p o w iad a jąc y sło­

w a „C hw ała n a w ysokościach B ogu” p o w in ie n ro zu ­ m ieć ich znaczenie. N a ogół kiedy się m ów i lub sły­

szy o w ysokościach, k o ja rz y się to z w ysokim i g ó ra­

mi, z ch m u ra m i sk ąd p a d a deszcz, lu b śnieg; być m o­

że m yślim y też w ted y o gw iazdach, księżycu lub sło ń ­ cu. P om yślm y je d n a k też i o m iejscu, gdzie m ieszka P a n Bóg i Jego aniołow ie.

Je st to m iejsce nieosiągalne w sensie fizycznym dla człow ieka. K aznodzieja S alom onow y ja k gdyby w czu- w ając się w tą sy tu ację przypom ina, że „Bóg je st na n iebie a m y n a ziem i”. Ja k ż e bardzo m y lą się je d n a k ­ że ci, któ rzy m yślą, że Bóig je st z d ala od naszych m iejsc zam ieszkania, z d ala od naszych p otrzeb i p ro ­ blem ów , i ja k b y nie d ostrzegał naszych p otrzeb oraz dobrych, lo b złych działań.

W radosnym poselstw ie a n ielsk im po d an e jest, że w szechobecny Bóg m ieszka ńie tylk o n a w ysokościach, ale je st Bogiem m ając y m i p rag n ą cy m m ieć k o n ta k ­ ty z ludźm i n a ziem i. On też p rzypom ina, że o statecz­

nym celem p o je d n an y c h z N im ludzi je st n ieb iań sk a Społeczność.

W radosnym w y d arze n iu betlejem skim , niebo ja k gdyby połączyło się z ziem ią. P a n Bóg d o trzy m ał sw o­

ich obietnic, d ając S yna Swego, k tó ry pod postacią człow ieka przyszedł n a ziemię.

D la ludzi nie m a żadnej fizycznej m ożliw ości bez­

pośredniego p rze d o stan ia się z ziem i do nieba. G rzesz­

ny człow iek n ie m a m ożliw ości p rze b y w a n ia w społecz­

ności z Ś w iętym Bogiem. Ja k a k o lw ie k m ożliw ość k o n ­ ta k tu z n a jd u je się jedynie w Bożej gestii.

Ż yjąc w X X w iek u je ste śm y pełni podziw u d la osiąg­

nięć m yśli ludzkiej i p rze k o n an i jesteśm y, że ludzie zdolni są jeszcze w ylądow ać na innych p la n eta ch w kosmoisie, poniew aż P a n Bóg w yposażył człow ieka w w iele um iejętności. A le łączność i d roga do n ie b a o sią g aln a je st ty lko poprzez Boga. P otw ierdzeniem te ­ go je st p a m ią tk a n aro d z en ia P ańskiego, k tó rą obchodzim y w bieżącym roku. W spom inam y n ie­

b ia n w ielbiących Boga. A niołow ie czczą zejście uoso­

b ie n ia Bożej M iłości i z a p rasz ają nas, ludzi, do wzięcia udziału w tej radości. W spom inam y, m ów im y, śp iew a­

m y pieśni p rzy p o m in ające słow a anielskiego zw iasto ­ w a n ia : „C hw ała Bogu na w ysokościach, a n a ziem i po­

k ó j”.

R ów nież w naszych czasach' zagad n ien ie trw ałego po koju je st niezw ykle w ażne. S p raw ę tę pow inniśm y zaw sze przynosić w m od litw ie p rze d Boży m ajestat.

Bóg w ysłu ch u je m od litw y m iłu jący ch go ludzi i d aje pokój n a ziemi. Z d ajem y sobie spraw ę, że n aw e t te różne — obecnie dziejące się pozornie niegroźne k o n ­ flik ty zbrojne, m ogą sta ć się zalążkiem w ielkiego n ie ­ szczęścia, k o le jn ej w o jn y św iatow ej.

P rzeczy tan y n a początku te k st E w angelii, m ów i o p raw d ziw ie trw a ły m pokoju. Pokój ten, w ra z ze swym narodzeniem w nosi n a ziem ię P a n Jezus. P ra g n ą c a p o ­ k o ju ludzkość b u d u je go w edług sw oich p ra w i zro­

zum ienia, n iestety w sposób bardzo niedoskonały.

W iadom o, że'także dzisiaj n ie w e w szystkich za k ątk ac h kuli ziem skiej je st pokój. Z a czasów P a n a Jezusa, Rzy­

m ia n ie u sta n a w ia li pokój w o parciu o9przem oc swoich legionów . A le p o d b ite n aro d y choć n arz ek ały n a swój

4

(5)

los, to p rzede w szystkim czekały n a zm ianę sy tu acji L udzie w ów czas zdaw ali so b ie sp ra w ę że ja k ik o lw ie k b un t, p ow stanie, czy w y stą p ien ie p rzeciw ko ów czesne­

m u su p e rm o c arstw u rzym skiem u nie ,ma żadnych szans pow odzenia.

P ale sty n a rów nież w tym czasie p o d p o rząd k o w an a była przem ocy rzym skiej. P odróż Józefa i M a rii z N a­

z a re tu do B e tle jem od b y w ała się w ra m a c h spisu lu d ­ ności, w o p arc iu o za rząd z en ie w y d an e przez rzy m sk ie­

go okupanta. C esarz rzy m sk i w y d ał ta k ie polecenie pod k ą te m u m o c n ien ia sw ego „P ax R o m an a” .

W ielu histo ry k ó w w d ziejach ludzkości w sw ych dziełach u zasadniało, że trw a ły p okój m ożna osiągnąć jedynie n a zasadzie zniszczenia p rze ciw n ik a . A le n a ­ leży się zastanow ić, czy w ted y rzeczyw iście będzie trw a ły pokój.

Drodzy C zytelnicy! P okój, irtóry d a je Bóg, nie je st pokojem uzy sk iw an y m p rzy pom ocy środków przem o ­ cy, ale n a zasadzie p rzy ję cia K sięcia P ok o ju do swego serca i u zn a n ia Go sw oim osobistym Z baw icielem . N ie­

stety : b u d o w an ia p o koju n a ta k ie j zasadzie, ludzie w cale n ie p ra g n ę li i nie p rag n ą . D latego w łaśn ie d zie­

cię Jezu s m usiało być ch ro n io n e p rze d złym i ludźm i i odw iezione do Egiptu. W późniejszym czasie ten K siąże P ok o ju został p o jm an y . N ie b ro n ił się, choć do Jego dyspozycji sta ły legiony aniołów .

A je d n a k P a n Je zu s p raw d ziw ie w n ió sł Boży pokój na ziemię. D latego anioł zw ia stu jąc n aro d z en ie P a ń ­ skie p o tw ie rd z ił to w aż n e słow o o pokoju. A le P an Jezus sta ł się b ard z o niew ygodny d la w ielu, p o p ro ­ stu nie m ogli znieść w późniejszym okresie Jego n a u ­ ki. S taw ał w pop rzek k aż d ej p rzem o cy w tym świacie.

P ism o Ś w ięte n ie m ów i o żad n y m ,.P ax R o m an a”, czy zw ycięskiej w o jn ie g w a ra n tu ją c e j trw a ły pokój.

Pism o Ś w ięte słow am i P a n a Je zu sa uczy nas, że tylko narodzony n a n ow o człow iek „z w o d y i D ucha” w nosi pokój do sw ego otoczenia i rodziny. M ając w ew n ętrzn y pokój m oże oddziaływ ać n a sw o je otoczenie.

O bchodząc p a m ią tk ę n aro d z en ia P ańskiego p o w in ­ niśm y nie tylk o w ierzyć w Jego cudow ne narodzenie,

ale i w Jego z m a rtw y ch w sta n ie i zw ycięstw o nad śm iercią. A niołow ie zw iasto w ali „C hw ała n a w ysoko­

ściach Bogu, a ma ziem i pokój ludziom , w których m a u p o d o b an ie”. K iedy m ów im y o pokoju, pow inniśm y też p a m iętać o p rzeb aczan iu je d n i d rugim w in, bo i P a n Jezu s om yw a i p rze b acz a grzechy tym w szystkim , któ rzy p rzy ję li Go, ja k o sw ojego Z baw iciela. Bóg w y­

sy łając swego Syna k ie ru je sw ą m iłość do w szystkich ludzi.

W P salm ie 14 czytam y n a s tęp u jące słowa, po b u d za­

jące n as do głębokiego za sta n o w ien ia się: „P an spoglą­

da z niebios n a ludzi, aby zobaczyć, czy je st kto ro ­ zum ny, k tó ry sz u k a B oga”. W reszcie przychodzi sm u tn e stw ie rd z en ie: „W szyscy odstąpili n ie m a nikogo, fctoby czynił do b rze”. A le m iłosierny Bóg w łasce sw ojej zesłał n am sw ego Syna, abyśm y w N im i przez Niego m ieli p rzy stę p do Boga Ojca. C złow iek sa m przez sw o­

je zasługi nie m oże podobać się Bogu.

W ow ą b etlejem sk ą noc aniołow ie obw ieścili św iatu, że Syn Boży p rz y ją ł postać ludzką, że Bóg w Nim o b ja w ił sw o ją łask ę w szystkim ludziom . N iestety — Jego n aro d z en ia n ie p o tra k to w a n o pow ażnie, nie b y ­ ło d la Niego m ie jsc a w gospodzie. A le w ieści an ie l­

skiej uw ierzyli p aste rz e n a polach betlejem skich. I m y ­ śm y uw ierzyli, że On je st Synem Bożym i p raw dziw ym Z baw icielem grzeszników . K to jeszcze p ra g n ie u w ie­

rzyć? U w ierz i ty, drogi czytelniku.

P rz ed nam i znow u p a m ią tk a n aro d z en ia P ańskiego p rzy p o m in ają ca w szystkim ludziom , że Bóg um iłow ał św iat. N iech w ięc radość zwycięży sm utek. K to w N ie- .go uw ierzy nie dozna żadnego rozczarow ania. Niech radość i pokój w Bogu przew yższy w szelki ludzki sm u ­ tek. I dlatego za poselstw em an ielsk im pow tórzm y raz jeszcze te słow a: „C hw ała na w ysokościach Bogu, a na ziem i pokój w ludziach, w któ ry ch m a u p odoba­

n ie ”.

Kazimierz Muranty

Narodzić się jeszcze raz

Sw iato N arodzin C h ry stu sa .powinno stać się dla n a s okazją do św ięta naszego odrodzenia.

J e s t to p ro b lem całości zagadnień życiow ych.

Dotyczy sp ra w i ludzi, jed n o stk i i zbiorowości, w ażny je s t dla każdej cyw ilizacji, narodu, rodzi­

ny. Kościoła sam ego; a zwłaszcza każdego z nas, każdej ludzkiej istoty.

J a k spraw ić, żeiby się nie zestarzeć? Albo p rzy n ajm n iej, dobrze zestarzeć? Ja k ic h środków użyć, aby nie stw ardnieć, ale dojrzeć, n ie skost­

nieć w n a b y te j w iedzy i dośw iadczeniu, ale po­

zostać ch łon ny m n a p rzy jęcie now ych doznań, uciec p rze d sklerozą, nie m uszę c h y b a w y ja ś­

niać, przede w szystkim um ysłu, serca, duszy, jednym słowem, żeby pozostać isto tą żywą.

N iektórzy psycholodzy anglosascy dzielą ludzi na d w a r o d z a j e : n a tych, k tó rz y rodzą się

P i e r w s z y r o d z a j , to lu dzie zasty gli w ru ty n ie idei p rz e ję ty c h b ezk ry ty czn ie o d swego środow iska, k o n ty n u ato rzy zw yczajów nałożo­

n y ch im przez trad y cję, rodzinę, klan, klasę spo­

łeczną do k tó rej należą. N ie znaczy to, aby te idee, zw yczaje, zasady n ie p o siadały elem entów , czasem o w ielkiej w artości, n iek iedy w ręcz n ie ­ zastąpionych. Ale chodzi o to, że ci raz urodzeni, nie p o tra fią zdobyć się n a n a jm n ie jszy w ysiłek, aby oddzielić plew y od ziarna. I n a w e t ja k n a j­

b ardziej isto tn e w arto ści p rz y jm u ją biernie, nie um iejąc pobudzić się do sam odzielnego sądu.

Nie z ad ają sobie tru d u , aby um ieścić je w e w łaś­

ciw ym w ym iarze, albo odkryć u k ry ty ich sens.

T ak więc n aw et n ajlep sza cząstk a otrzym anego przez n ich dziedzictw a, k rze p n ie w ich rękach, obniża sw ą w artość, sk azan a jest n a zniszczenie.

(6)

siebie n o rm a c h 'z w y c za jo w y c h , autom atyzm ie środow iska. P eg u y m ów ił o nich, że są to dusze przeciętne, albo, dusze całkow icie opanow ane i zaspokojone tym , co on n a z y w a „gotow ym wzo­

re m ”, „cali o d dani i pośw ięceni gotow em u w zo­

row i, cali p o chłaniani p rzez niego i w rezultacie całkow icie podporządkow ani zaborczości goto­

wego w zoru”.

Ale istn ie ją ludzie, k tó rz y rodzą się ja k gdyby po raz drugi. To są te szczęśliw e istoty, k tó re dostąpią w ew nętrzengo olśnienia, d ostąpią ła ­ ski zrozum ienia u ta jo n y c h p raw d . D zięki tej ła ­ sce osiągną now e w idzenie rzeczy, now e w yczu­

cie, osobiste, ko n k retn e, ożyw ione zrozum ieniem w artości, o k tó ry c h d o tą d posiadali pojęcie b la ­ de, niew yraźne, a b stra cy jn e i m artw e. J e s t to ja k g d y b y p rzejście od ślep o ty do uzyskania wzroku. To są n a p ra w d ę no w e narodziny.

Dośw iadczyć ich m ożna w n a jb a rd zie j rozmai-*

ty c h dziedzinach. W eźm y n a p rz y k ła d wiedzę.

K iedy zaczyna się studiow ać historię, chem ię, praw o... często odnosi się w yraźnie, ja k b y w cho­

dziło się do ciem nego lasu, w k tó ry m n ie w idać żadnej ścieżki. W szystko w n im jest, ale bez p e rsp e k ty w y i św iatłocieni, i 'dziwi... albo n a w e t drażni fakt, że p ro feso r p orusza się tam z ła tw o ­ ścią, a n a w e t w irtu ozerią, ja k w b iały dzień w pielęgnow anym ogrodzie. I n ie o to chodzi, że nie rozum ie się p rzedm iotu. O w szem , je s t się n a w e t w sta n ie objąć i b ardzo uczciw ie.opracow ać po­

dany m ate ria ł. Je d n ak ż e dręczy człow ieka n ie ­ zadowolenie. N iebo n iech sp raw i, aby te n s ta n nie trw a ł z b y t k ró tk o i czuje on z zaw sty dze­

niem , że przecież to n ie je st jeszcze w szystko, że czegoś tu b rak . A le czego? I nagle, pew nego dnia po lekturze, kon ferencji, w ykładzie, alb o czasem bez żadnej u ch w y tn ej przyczyny, d o sta je się w ręce „m agiczną pałeczk ę”. N ab y te wiadom ości u k ład a ją się, p o rządk ują, zaczy n ają się w iązać w h a rm o n ijn ą całość. N iespodziew anie w szystko nasyca się now ym św iatłem . To n ie je s t ju ż ty l­

ko zasób wiadom ości. O bjaw ił się całokształt za­

gadnienia. F a k ty o św ie tla ją się w zajem nie, n a ­ b iera ją w łaściw ego w yrazu... I dziw i się czło­

w iek trudnościam i, m rokom doznanym u p rz e d ­ nio. C zuje,jakby rad o sn a ju trz e n k a ośw ietliła jego inteligencję. Rodzi się człowiek...

T akie now e n a ro d zin y s ta ją się jeszcze b a r­

dziej u p rag n io n e k ied y w grę w chodzą p ro b le­

my... lepiej będzie pow iedzieć, tajem nice, k tó re d o ty k ają sam ego sed n a ludzkiego b y tu . J e d n ą z takich tajem n ic to p ro b le m cierpienia.

P ięk nym przykładem , czym może się stać cier­

pienie, je s t książka: „N a ty m k a m ie n iu ”, w y d a­

n a przed kilkom a laty* przez profeso ra lo n d y ń ­ skiego C am m aertsa, zm arłego w r. 1953. A utor, niegdyś ateusz, później, w ierzący członek k o ś­

cioła anglikańskiego, stra c ił sy n a w w alkach R A F-u w r. 1940. Nieszczęście to zaprow adziło go n a sk ra j rozpaczy i pow ażnie zagroziło jego w ierze. Ale, poniew aż stłu m ił w sobie b u n t i ulegle znosił cierpienie, za jego p rzy czy n ą doz­

nał łaski. Zrozum iał jego głęboki sens. O tw o­

rzy ły się p rzed n im ta jn ik i s p ra w ludzkich i wszelkiej doli człow ieczej, k tó re m ożna p rz e n ik ­

nąć tylko sercem , p rze o ra n y m . cierp ien iem i oczyma, k tó re w iele płakały. K siążka jego koń­

czy się hym nem do ś w ia tła :

„C ierpienie je s t kam ien iem p ro bierczym dla duszy. N im doznałem go w ta k dotkliw ej form ie, zdaw ało m i się, że jestem człow iekiem w ierzą­

cym. Uczucie m oje do relig i podobne b y ło do uczuć jak ic h doznaw ałem w sto su n k u do sam ej m iłości, czy też sztuki, m uzyki, lite ra tu ry . R eli­

gia b y ła częścią m ojego życia, ale n ie dom ino­

w ała n a d nim ... Toteż n ie m a w ty m nic dziw ­ nego, że po szofcu w yw ołanym śm iercią i roz­

dzieleniem , ta k k ru ch ej budow li zagroziło znisz­

czenie. M usiałem więc n a now o przeanalizow ać w artość m oich uczuć relig ijn y ch i poddać próbie każdy a rty k u ł sw ojej w iary... P rzestałem się na d sobą litow ać, znik nęło rów nież pragnienie o trzy m an ia pociechy i p rze ro sty se n ty m e n ta ­ lizm u. T rzeba b y ło podjąć niew dzięczną pracę.,.

A teraz, kiedy n o w y Kościół m ojej w ia ry stoi ju ż n a nowo, n a ty m sam ym gruncie, aż sam się dziwię, że je s t ta k bardzo podobny do dawnego.

T ym n iem n iej je s t w ielk a różnica. P rzed tem s ta ­ łem p rze d Nim, uw ielb iając Go z daleka. Teraz n a kolanach zn alazłem .się w S a n k tu a riu m ”.

Im w iększą w artość p rze d staw ia sobą dobro przez nas posiad ane — a życie z Bogiem, religia, są to w artości najw yższe —- ty m w ięcej je s t ono narażon e n a zniszczenie, a n aw et n a całkow itą z a tra tę w ry tm ie naszego życie. Na około otacza nas oziębłość, form alizm „gotow y w zór” religii w ielu chrześcijan. P ra k ty k u ją z przyzw yczaje­

nia, dla u trz y m an ia tra d y c ji, a le n ie m ają osobi­

stego w idzenia realnego, konkretnego, taje m n i­

cy zaw artej w eh ry stian izm ie, to znaczy przede w szystkim , że nie z a sta n aw ia ją się n a d sensem m istycznym p rzyjścia C hry stu sa n a ten świat, Jego Śm ierci i Z m artw y chw stan ia w pełni chw ały, i łaski naszego zbaw ienia w Nim i przez Niego.

Jezu s w iedział bardzo dobrze, że Jego taje m ­ nica m iłości i łaski narażo n a będzie n a sk o stn ie­

nie w fo rm ułach pozbaw ionych treści, bezdusz­

n y ch gestach, p ra k ty k a c h relig ijny ch, w który ch będzie w ięcej pozorów iniż serca.

D latego n iew ątp liw ie ta k bardzo n alegał na p o trzeb ę now ych narodzin. N aści denuo. Znane je st p rzy jśc ie do Niego w n ocy faryzeu sza N iko­

dem a. Zaledw ie zdążył w yrazić sw ój podziw dla cudów czynionych przez C hrystusa, a już M istrz, używ ając zw ykłej form uły, kied y chce silnie podk reślić naukę, odpow iada m u: „Z apra­

wdę, zapraw dę, pow iadam tobie, jeśli się kto n ie odrodzi z w ody i z D ucha Św iętego nie może w nijść do K rólestw a Bożego”. To K rólestw o, to cały św iat dóbr, k tó ry c h n ie m ożna nabyć za pieniądze: to m iłość Boga, przychodzącego ofia­

row ać się naszej miłości, Boga sam ego w Jego życiu m istycznym , k tó ry m p rzy łącza się do n a ­ szego życia i. odm ienia je. N ikodem nie rozum ie tego i naiw n ie p y ta : „Czyż m ożna w n ijść pow tó- re do łona m atk i sw ojej i znów się narodzić?”

Jezus w y ja śn ia w tedy, że chodzi o narodziny

* (T łum . z !,,La R e v u e N o u v e lle ” : J . T . ; p r z e d r u k z rz y m ­ s k o k a to lic k ie g o d z ie n n ik a „ S ło w o P o w sz e c h n e " , n r 306—307, z r. 1957).

(7)

duchow e, takie, podczas k tó ry c h D uch Boży budzi się w duszach i dzięki k tó ry m całe oblicze ziem i i sens b y to w a n ia ludzkiego zm ienia się w naszych oczach.

Boże N arodzenie! Św ięto w y d a n ia n a św iat Jezu sa p rzez D ziew icę M aryję! Św ięto od ro d ze­

nia. Naszego odrodzenia!

Czy będzie ono n a m dane? Praw dopodobnie, jeżeli p rzy g o tu jem y się do niego. Je że li p o tra fi­

m y w zbudzić w sobie pokorę, jeżeli odw ażym y się n a gest szlachetny, k tó ry uszczupli dobra m aterialn e, ale uczyn i żłobek m niej obcy, jeżeli sk u p im y się i głębiej w e jrz y m y w siebie, jeżeli postanow im y czekać-., w „A dw encie”, w p rag ­ nieniu, nadziei, jeżeli b ęd ziem y się m odlić z w ia ­

rą : „P rzy jd ź o Panie, nie daj czekać!”

Jean Yieujean

Egipt — pustynia — Kanaan

(Dokończenie artykułu drukowanego w num. 9/77 i 11/77)

T eraz d ru g a m ożliwość. „To św ietn ie, nie trzeba w alczyć! Słyszałeś? Bóg da n am ziemię, poczekajm y, aż n am da!” A więc k ład ziem y się lub siadam y, i czekam y! P ierw sza m ożliw ość to

— „aktyw ność w edług ciała” (por. 1 K or. 3, 1.3) A d ru g a m ożliwość — to „cielesna pasy w n o ść”

(por Ja k . 4,17) D iabeł je s t b ard zo c h y try . On n ajp ierw p ró b u je dostać nas w sw o je ręce, że­

byśm y w alczyli p rzy pom ocy w łasnej siły. Nie u d aje się! O dczuw am y, że w ła sn ą siłą nic n ie osiągniem y? Dochodzim y do p rzekonania, że w łasnym i siłam i nie m ożem y nic uczynić, to niech P a n za nas walczy!

K toś m oże pow iedzieć: M iałem dziś lek cję od Pana. D otychczas p ró b ow ałem zrobić w szystko w łasnym i siłam i. B racia, m y nic nie m ożem y sami uczynić, m u sim y otrzym ać m oc Bożą. J a ustałem ! Nic sam nie mogę. Czekam , aż P a n za m nie w szystko w ykona! G dyby Izraelici tak postąpili lu b gdyby położyli się n a d Jo rd a n e m (i gd y by nie um arli) — to jeszcze do dziś leże­

liby tam n ad Jo rdan em ! T a p ierw sza m ożliwość

— do jakiej ich szatan chciał skłonić — to b y ­ ła „cielesna ak ty w no ść”. T a d ru g a — -to „cieles­

na pasyw ność”. N orm alnie rzecz biorąc, czło­

wiek pow iada: „ J a sam sobie p orad zę!” To jest w yraz ludzkiej cielesności. A le g d y człow iek mówi: „ Ja niczego sam n ie mogę, leżąc n a zie­

mi, n ie m am w łasnej siły — to w y raz „cieles­

nej pasyw ności” .

A w ięc co robić? N ie m ożem y niczego robić z w łasnej siły, -nie m ożem y też „leżeć” lub „sie­

dzieć” i czekać na Boga! W ięc co m am y robić?

To należy robić: Nie bazow ać an i n a w łasnej i sile ani n a w łasnej słabości, ale należy spożyt­

kować B o ż ą m o c !

Ich w alk ę m ożnaby ta k zilustrow ać. O ni po­

deszli do Je ry c h a . P o staw ili k ro k i pow iedzieli:

„Chw ała P a n u ” ! (powiedzieli to w sw oich se r­

cach, nie w ydając głoisu z siebie!) Zrobili drugi krok i pow iedzieli: „A lle lu ja ” ! i ta k d alej,

„Chw ała P a n u ” ! „A lle lu ja ” ! „C hw ała P a n u ” !

„A lleluja!...” Oni m ieli być silni, a jed n a k m ieli nie robić u ż y tk u z w łasnej siły! Oto cała ta je m ­ nica i cała tru dno ść dla wierzącego, k tó ry żyje

„według ciała” .

B iblia — to dziw na Księga! W rozdziale I Jo - zuego napisano: „Bądź m ocny!” Dobrze, zaraz b ędę m ocny! T rzeb a być je d n a k m ocnym , ale n ie pokazać tego, że je s t się m ocnym . J a k za­

tem być m ocnym ? T rzeba być m ocnym , w mo cy P ana, i oczekiwać n a Pana! Oczekiwać, ale nie pasyw nie. Być m ocnym , ale nie używ ać w łasnej siły! K toś ta k pow iedział N ajw iększy w ysiłek jak i trz e b a uczynić w duchow ym życiu

— to um ieć odpoczywać w P anu! N ajw iększym więc w ysiłk iem je s t o d p o c z y w a n i e w P a n u!

T ak więc lu d te n obchodzi Je ry c h o w okół (z w ołaniem w sercu !): „C hw ała P a n u ” ! „A llelu­

ja ” ! „C hw ała P a n u ” ! „ A lle lu ja ” ! — za każdym krokiem . Ludzie, k tó rzy stali n a m u ra c h p a­

trz y li n a nich, p rzygotow yw ali się do użycia b ro ­ ni, i do w alki. Izraelici chcieli b y im „głow y po­

zdejm ow ać”, ale n ie m ogli tego zrobić, ani n a ­ w et nic powiedzieć! I ta k ciągnęło się to przez sześć dni.

Izraelici m yśleli sobie, że tak ie chodzenie do­

okoła je s t dosyć dziw aczne. Być może w obozie m ów ili do Jozuego: „S łuchaj, m yśm y ju ż sześć ra z y chodzili wokoło, trz e b a w reszcie coś zro­

bić, przecież ci n a m u ra c h śm ieją się z n as i słu ­ sznie bio rą n a s za głupich! Ich telew izja p okazu­

je nas i w szyscy „ p ęk ają ze śm iechu” n a nasz w idok!” A rm ie izraelsk ie podeszły pod Jerycho, ale nie m a ją odwagi, by zaatakow ać w arow nię!

N ie w iem y jednakże, co wówczas Jo zu e im od­

powiedział.

N adchodzi dzień siódmy.- Podchodzą pod J e ­ rycho i m yślą: „Dziś z a atak u jem y !” To chodze­

nie w koło już nam zbrzydło. Dobrze, powiedział Jozue: „Dziś będzie inaczej. Dziś będziem y 7 razy chodzić w koło Je ry c h a !” O bszeli jeden, raz, drugi, trzeci!... Za siódm ym razem zm ęczeni i głodni, i n a pew no spragnieni, myśleli, o szyb­

kim pow rocie do obozu, i m oże byli gotowi, b y zacząć narzekać n a swego generała. A Jo zue po­

w iada: „T eraz się rad u jc ie !” Teraz? T eraz się radow ać? Ależ m am y generała!

Jed n ak że okazali m u posłuszeństw o. Zaw oła­

li: .„A lleluja!” I w te d y p a d ły m ury!...

(8)

G d y b y li n a jb a rd zie j zm ęczeni, gdy m ieli dość w szystkiego, g d y ju ż nie m ieli siły, b y posuw ać się, w ted y d ostali rozkaz: K rzyk n ąć: „A llelu ja!”

Zaw ołali. I od tego k rz y k u zad rżały m u ry J e ­ rycha, i rozw aliły się. T ylko część m u ru zosta­

ła, a n a niej zobaczyli zw isający k aw ałek czer­

wonego sznu rk a. Praw d o pod o bn ie przez to, co się stało, Izra e l n au czy ł się czegoś w ażnego: aby nie kierow ać się an i „cielesną ak ty w n o ścią” a taikże, by n ie kierow ać się „cielesną p asyw noś­

cią”, ale n au czy ł się tego — co znaczy b y ć m oic n y m w P a n u! Gdyiby m yśleli: Je śli P a n chce coś osiągnąć, to n iech On to zrobi, n ie p a d ­ ły b y m u ry Jery ch a! Bóg zatem czeka n a nas, abyśm y b y li m ocni, ale żebyśm y z w łasnej mo­

cy nie robili użytku! W te n sposób u padło J e r y ­ cho! W ten sposób Izra e l zdobył sk ra w e k Ziem i O b iecanej!

J e s t w ażne p y tan ie, n a k tó re należy odpow ie­

dzieć: Dlaczego należało zidobyć Jery ch o ? A co trz e b a było robić, b y otrzym ać odpuszczenie grzechów gdy lu d b y ł w Egipcie? Nic! Owszem, należało wziąć k re w B a ra n k a P aschalnego, ale nie trz e b a było nic robić. W szystko sp raw iła łaska Boża. Co ro b ili n a p u sty n i, aby otrzym ać

„chleb z n ieb a ”? Nic! D ostali jed zen ie z nieba.

N ie m usieli „w d rap y w ać się do n ieb a ” i znosić pożyw ienia. M anna sam a spadała, w oda też b y ­ ła im dana. W szystko by ło p rezen tem . Bóg d a­

w ał. N ależało ty lko ra n iu tk o w staw ać i zbie­

rać pokarm , zanim słońce zacznie przygrzew ać.

G dy je d n a k chodzi o Z iem ię K a n a a n — to trzeb a było tę Z iem ię zdobyć! K ied y człow iek jest — duchow o rzecz biorąc — „w Egipcie”

o trzym u je zbaw ienie i przebaczenie. „N a p u ­ s ty n i” — ch w ała Boża z stąp iła n a nich. Bóg ob­

ja w ił S w oją obecność! G dy jed n a k ż e znaleźli się w K ananie, m usieli z d o b y ć t ę Z i e m i ę . W Egipcie lu d p rzeżył zbaw ienie. N a p u s ty n i — otrzym ał D ucha Św iętego, K iedy je d n a k zn a­

lazł się w K anaanie, m usiał zacząć zdobyw ać go! A le nie p rz y pom ocy w łasn y ch sił. M usieli w alczyć — robiąc u ż y te k z m ocy B ożej!

Czy rozum iecie ju ż choć tro ch ę — sens dzia­

łan ia Boga — w ró żny ch e tap ach Jego dzieła zbaw ienia? (por. Mik 1,15; J a n 17,4; 19,30; Dz.

Ap. 20,24-27; Rz. 5,1-2; E f .l,15-18, Heibr.6, 1-3).

W eźm y dla p rz y k ła d u je d e n tek st z Nowego T estam entu, k tó ry n am tę p ra w d ę z ilu stru je . W Liście do K olosan (1,29) czytam y: „P racu ję, walcząc w m ocy Jego, k tó ra sk u teczn ie w e m nie działa” . A w 28 w ierszu u ży te je s t w yrażenie:

„Aby staw ić doskonałym w C h ry stu sie J e z u ­ sie”. M ówiliśm y, że Z iem ia K a n aan obrazuje

„pełnię C h rystusow ą” (Kol. 1,16; 2,9; por. 1,14 16). Więc zdobyć całą Z iem ię K anaan, to zna­

czy — w ejść w p osiadanie „całego bogactw a C hrystusow ego” P aw eł pow iada: „n ad ty m też p ra c u ję ” (Kol.1.29). On b y ł ak ty w n y , ale w a l­

czył w Jego m ocy; ro b ił te n w ielki w ysiłek dzięki tej całej m ocy P ańskiej ! R obił w ielki w y ­ siłek, ale w alczył w m ocy Bożej. O to sam o cho­

dziło Bogu p rz y zdobyciu Je ry c h a przez sta ro ­ żytnego Izraela.

C zytałem p rzed kilkom a la ty tra k ta t, iktóry nosił ty tu ł: „Ju ż w iele raz y tego próbow ałem !”

Z a w a rta tam jest h isto ria o pew ny m człowieku, k tó ry m a jechać pociągiem . P rzychodzi n a sta ­ cję. P atrzy , że obok parow ozu z n a jd u je się m a­

szynista. A le m aszynista ten dziw nie się zacho­

w uje; zd e jm u je m a ry n a rk ę i p ró b u je popchnąć pociąg. Co by śm y w te d y zrobili? N ależy chyba w tak im p rzy p a d k u w ezw ać lek a rza —psy chia­

trę!?

J e s t w iele ludzi, k tó rzy p ró b u ją „pociąg sw e­

go życia” popchnąć naprzód! A le tego zrobić nie m ożna. Co trz e b a zrobić, żeiby pociąg p o je ­ chał? C złow iek je s t zbyt słaby, b y popchnąć

„pociąg sw ego życia” . M ogę zrobić coś? W rócić do dom u? Tak, mogę, tylko, że wówczas nig­

dzie n ie pojadę. N ależy w siąść do pociągu i w łą­

czyć siłę m otoru, k tó ry pociągnie cały pociąg?

A w ięc c z ł o w i ę i k m u s i b y ć a k t y w n y , i m u s i być u ż y ta moc! Czyż pociąg m usi m ieć silne m uskuły? Nie! N ie o ta k ie źródło siły chodzi! S iła tk w i w m otorze! P aw eł pow iada — w odniesieniu do tej doskonałości w C hrystusie

— „ J a p rac u ję, robiąc ten w ielki w ysiłek, aby zdobyć, ale w alczę w Jeg o m ocy” (por. Kol. 1,29 nast.).

Co P a n chce osiągnąć? On w yzw olił lu d z E- g ip tu i w ów czas nie p o trzeb o w ali oni objaw iać sw ojej siły. 40 la t zachow yw ał ich na p u sty n i i nie m usieli objaw iać sw ojej siły. A dlaczego te ra z w K anaanie m usieli objaw ić aktyw ność?

Dlaczego? M yślę, że dlatego, iż P a n chce dać ca­

łem u sw ojem u ludow i „pełnię bogactw a C hrys­

tusow ego”, ale On nie chce tego dać tym , k tó rz y są leniw i, d u c h o w o l e n i w i . O n m ów i: To nie je s t tw o ja moc, ty możesz otrzym ać pełnię tylko dzięki M ojej m ocy, ale m usisz by ć goto­

w y, b y w tym celu też coś zrobić. M usisz być gotow y, aby zrobić u ży te k z M ojej mocy! M u­

sisz, być gotowy, ab y w ziąć „duchow y m iecz” do ręki! K iedy Izra e l b y ł n a p ustyn i, chw ała P an a zstąpiła i zam ieszkała w śród lu du . To obrazuje zesłanie D ucha Św iętego. W ejście, n atom iast, do K a n a a n u o b razuje w ejście w „pełnię C h ry ­ stu so w ą”.

Bóg chce dać nam całą „pełnię C h rystu so w ą”

ale On d aje ją tym , k tó rz y u znają, że w arto ro ­ bić coś w ty m k ieru n k u . Ta „p ełn ia C h ry stu ­ sow a” nie je s t d la lu dzi duchow o leniw ych.

Ale, co robić, ja k je s t się leniw ym ? T rzeba to w yznać P a n u i pow iedzieć: „Panie, w Jo rd a n ie chcę pochow ać sw oje duchow e lenistw o, i pow ­ stać w Tw ojej mocy! Chcę w Tw ojej m ocy zdo­

być to, co m i dajesz do zdobyycia!”

J e s t dużo ludzi, k tó rzy pow iad ają: „O trzym a­

łem D ucha Św iętego” ! I dobrze, że to mówią, bo w przeciw n ym razie w ogóle nie m ożna by się było o ty m dowiedzieć. Są ludzie, k tó rzy z n a jd u ją Się jeszcze w „E gipcie” i pow iadają:

„O trzym ałem odpuszczenie grzechów ”, albo

„m am n ad zieję n a to ”, i pozostają tam dalej!

Cytaty

Powiązane dokumenty

W referacie uczonego fizyka niem ieckiego, jasno uzasadniony i uw idoczniony został potw orny fakt nagrom adzenia w obecnej chw ili środków masowej śm ierci w

Przez doświadczenia i niebezpieczeństwa człowiek może przybliżyć się do Boga, może się wiele nauczyć, wiele poznać.. I gdy już posiada formę i może przy

nej przez w ielkiego Stw órcę. I dziś dla każdego człowieka istn ieje szansa pow rotu do Boga. Niniwezycy uw ierzyli i zaufali Bogu. P o tra fią naw et przygotow ać

Ludzie izolują się, pow staje niekończąca się pustka... Jerem iasz oglądał zepsucie i odstępstw o swego narodu przez ponad 40

Szczęście chrześcijanina nie polega na sile w oli; nie om am ia on też siebie ustaw icznie tw ierdzeniem , że w szystko jest lepiej niż jest istotnie... W pływ

praca zborów Kościoła C hrystusow ego prow adzona jest w ram ach Zjednoczonego Kościoła

Pismo Święte objawia Chrystusa, który jest Chlebem Życia dla zgłodniałej duszy, a wodą życia dla spragnionego serca.. Jeśli zaniedbamy codziennego żywienia się

Słowa, któ re usłyszał, w zbudziły jego zainteresow ania, dlatego też chętnie w łączył się do prow adzonej rozm owy.. N aw iązała się