• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1960, nr 12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1960, nr 12"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

CHRZEŚCIJANIN

E W A N G E L I A — Ż Y C I E C H R Z E Ś C I J A Ń S K I E — J E D N O Ś Ć — P O W T Ó R N E P R Z Y J Ś C I E C H R Y S T U S A

„Idźcie ted y i czyńcie uczn ia m i w s zy stk ie narody, chrzcząc je w im ię Ojca, i Syna, i D ucha Św iętego".

Ew. Sw. M at. 28. 19

„ A lb o w iem n ie w s ty d z ę się za E w angelię C h rystu so ­ w ą, p o n iew a ż je st m ocą Bożą k u zb a w ien iu ka żd em u w ierzącem u".

Rzym. 1, 1-8

lok założenia 1929 Warszawa, grudzień 1980 Nr 12

Treść n u m eru : N ajw iększy d a r Boży d la św ia ta — P o k a rm lu d u Bożego — „A aniołow i zb io ru sm y rn eń - skiego napisz: ...(aleś bogaty)..." — U sługiw anie w zborach P a ń sk ic h — W rażenia z p o d ró ­ ży n a Ś w iato w ą K o n fe re n cję S tu d e n tó w w S tra s b u r g u — C h rześcijań stw o a p okój— • K ro o i^a,

„ I r z e k i do n ic h A n io ł; N ie b ó jc ie się!

...oto z w ia s tu ję w a m r a d o ś ć w ie lk ą , k tó r a b ę d z ie w s z y s tk ie m u lu d o w i; iż się w a m d z iś n a r o d z ił Z b a w ic ie l, k t ó r y j e s t C h r y s tu s P a n ...”

Ł uk. 2, 10. 11

„ K to m a S y n a -m a ż y w o t; M o n ie m a S y n a B o że g o — n ie m a ż y w o ta . Te r z e c z y n a p is a łe m w a m , k tó r z y w ie r z y ­ cie w I m i ę S y n a B o że g o , ż e b y śc ie w ie d z ie li, i ż m a c ie ż y w o t w ie c zn y , i a b y ś c ie w ie r z y li w I m i ę S y n a B o ż e g o ”

1 J a n a 5, 12. 13

W ro d z y 1§ r a c i a i S i o s l r y m' J e z u s i e C S sry sto sle ,

P a n o s s u s z y m !

W s z y s tk i m W a m — w O jc z y ź n ie ż y j ą c y m , a W a a n — r o z p r o s z o n y m p o ś w i e c i c c a ł y m , w r a z z s e r d e c z «

»jym p o z d r o w i e n i e m p r z e s y ł a m y w d rc ś a e li p a m i ą t k i N a r o d z e n i a P a ń s k i e g o — ż y c z e n i a ł a s k ś i Silo- g o s l a w i e ń s t w a H o ż e g o n a k a ż d y

•° c z a s m i d e h o d z ą c e g o 1961 r e k u o>

v R e d a k c j a

(2)

NAJWIĘKSZY DAR BOŻY DLA ŚWIATA

A by uspraw iedliw ić i oczyścić od grzechów nieposłuszną Bogu ludzkość, posłał Bóg na św iat Syna Swego — Jezu sa C h ry stu sa. Bóg n ie p rzestał m iłow ać stw orzenie Sw oje i zaw ­ sze, póki jeszcze czas łaski, m a słow o m iłości i przebaczenia dla żałującego sw ych p rze ­ stęp stw grzesznika. Tak w łaśnie to czyni, jak ów ojciec, o k tó ry m czytam y w p rzypow ie­

ściach P an a Jezu sa o sy nu m a rn o tra w n y m (Łuk. 15, 11— 32). W idzim y tam , że ojciec p rz y jm u je bez chw ili w ahania, bez słow a w y­

rz u tu naw et, swego syna, p raw d ziw ie m a rn o ­ traw nego; p rzy jm u je go ta k m iłościw ie i ła­

skawie, bo go m iłuje, bo ten zgubiony — w ra ­ ca do ojca; w raca z tęsk n otą, sk ru ch ą i w sty ­ dem. Niczego nie żąda, niczego nie w ym aga ze sw ych u p ra w n ie ń synow skich, bo św iado­

m y jest, iż je u tra c ił przez grzech niep osłu ­ szeństw a i dobrow olne po rzucenie dom u ro­

dzinnego, pozbaw ienie się opieki ojcow skiej.

A h isto ria syna m arnotraw neg o , je s t przecież historią całej ludzkości.

Bóg łaskaw ie p rz y jm u je grzesznika p rzych o ­ dzącego Doń z prośbą o daro w an ie m u jego przestępstw , ta k w łaśnie ja k ów ojciec z tej przypow ieści. Nie przypadkow o P a n Jezu s tę przypow ieść powiedział. On w łaśnie po to p rzy ­ szedł z Niebios do grzesznych ludzi, aby im opowiedzieć E w angelię zbaw ienia, to je s t o m i­

łości B oga-O jca dla grzesznych ludzi i łasce, jak ą chce im okazać. A zapieczętow ał to św ia­

dectw o k rw ią Sw oją, k tó rą dobrow olnie p rze­

lał na K rzyżu, aby zapłacić spraw ied liw ą ce­

n ę za p rzestęp stw a ro dzaju ludzkiego. T akim to darem , n ajw ięk szy m d arem dla ludzkości, jest Jezus C hrystus, K tó ry opuścił chw ałę N ie­

bios, zstąpił na Ziemię, urodziw szy się w ub ó ­ stw ie i nędzy po to tylko, aby przez to ubóstw o m ogliśm y się stać bogatym i, praw d ziw ie bo­

gatym i, na wieki! (2 Kor. 8, 9; Rzym. 10, 12).

J a k więc p rzy jm u je m y w szelkie d ary Boże, za k tó re n aw et nie zawsze dziękujem y, ta k ty m bardziej pow inniśm y p rzy ją ć te n n ajw iększy D ar, Syna Bożego, a w raz z N im w szelkie bo­

gactw o błogosław ieństw a Bożego! T ak bow iem m ów i Słowo Boże objaw ione p rzez Ap. P aw ła w liście do E fezjan; w pierw szy ch rozdzia­

łach Apostoł z naciskiem pod kreśla w olę Bo­

żą obdarow ania całego św iata n iebiań sk im bo­

gactw em , a to w Jezusie C hrystusie; nie

„przez“ ale „ w “, a je s t to ponad dziesięć razy podkreślone w dwóch p ierw szych rozdziałach w ym ienionego listu. J e st to bow iem ob jaw ie­

niem tajem n icy, iż kto p rz y jm u je P a n a J e ­ zusa, te n razem z N im p rz y jm u je i w szystko błogosław ieństw o.

Razem z Nim. J e s t to zasadnicza spraw a, gdyż są i tacy ludzie, k tórzy chcieliby o trzy ­ m ać od Boga w iele rzeczy, ale jednocześnie

nie chcą p rzy ją ć sam ego P an a Jezusa; odrzu­

cają lub p o d d a ją w w ątpliw ość Jeg o Bóstwo,^

a n a w e t szerzą tego ro d za ju „w yk łady teolo- giczne11, w k tó ry c h o k re śla ją Syna Bożego jako anioła tylko, inaczej m ów iąc chcą być je d y n y ­ m i u p raw n io n y m i sy n am i Jego k rólestw a, lecz bez Niego! B łądzą b ied ni w te n sposób, gdyż bez Jezu sa — n ie m a i Jego królestw a!

Tacy cieleśni ludzie łatw iej i z w iększą u w a ­ g ą obchodzą w łasn e urodziny, czy im ieniny, ja k p a m ią tk ę d nia P ierw szego P rzy jścia P a n a naszego Jezu sa C hrystusa, dzień Jego n a ro ­ dzenia w B etleh em Judzkim . J e s t to zrozu­

m iałe, gdyż kto nie p rz y ją ł do serca n a jw ię ­ kszego D aru Bożego — Jezusa, ten i nie m oże p rzy w iązyw ać w iększej w agi do dnia Jego n a ­ rodzenia.

N atom iast każdy grzesznik, k tó ry kocha P a ­ na Jezusa, kocha swego Z baw iciela, kocha w szystko co je st Pań sk ie; m iłu je Narodzenie,, g dyż jeszcze b ard ziej u p rzy ta m n ia m u te n dzień, czas, — iż i dla niego, grzesznika, na­

rodził się w ubogiej sta jn i — Zbaw iciel, C hrys­

tus Pan!

Ten w ieczór N arodzenia b ył dniem tak iej radości, że Niebo otw orzyło się i dane było- ludziom słyszeć śp ie w aniołów chw alących Im ię Boże z w ielką radością, k tó ra m a s ta ć się udziałem ludzi przez narodzenie się P a n a Jezusa! I dlatego śpiew ali oni, ja k i ich śla ­ d e m śpiew ają w szyscy zbaw ieni grzesznicy, a to z całego, radu jącego się serca: „C hw ała n a w ysokościach Bogu, a n a ziem i pokój, w lu- dziaoh d o b re up odobanie" (Łuk. 2, 14). Tak w łaśnie śp iew ają ci, k tó rz y przez przy jęcie P a n a Jezu sa do serca, po jed nali się z Bogiem i stali się bliskim i O jcu niebieskiem u, ja k ów m a rn o tra w n y sy n sw ojem u ojcu!

Podłożem tej w ielkiej radości naw róconych grzeszników , je s t w łaśnie osobiste przeżycie słów zw iastow anych ju ż wówczas przez w y­

słańca N ieba: „iż się w am dziś narodził Zba­

w iciel, K tó ry je s t C hrystus P an ...“ (Łuk. 2, 11).

A najw ięk szy m d arem Bożym w Jezusie C hrys­

tu sie je s t w łaśn ie z b a w i e n i e .

On przyszedł na św iat jako Zbaw iciel, i kto Go p rz y jm u je w ty m ch arak terze, te n dożywa:

w sercu sw ym najw iększej radości ■—- radości zbaw ienia! I w jego sercu zaśw ieci cudow na gw iazda betlejem ska, i zaprow adzi go do J e ­ zusa, aby oddał M u pokłon, chwałę, a także- złożył M u d a r ze swego serca i życia!

P rz y ja c ie lu m iły! czy przy jąłeś ju ż Je zu sa do swego serca? D ałeś Mu tam m iejsce na m ieszkanie, czyś o tw o rzył M u swój dom, ży­

cie? czy może w dniach p a m ią tk i N arodzenia w spom inasz tylko, że to in n i nie chcieli Go p rzyjąć: „...położyła Go w żłobie, przeto, i i m iejsca nie m ieli w gospodzie" (Łuk. 2, 7)..

(3)

W spom inasz, że inn i ta k uczynili, a sam też podobnie czynisz? gdyż gdzież m a m ieć P a n Jezu s „gospodę", m ieszkanie, — ja k nie w ser­

cu ludzkim , w łaśnie tw oim rów nież? Bo po to przyszedł n a te n św iat i dla ciebie. Zw aż więc, m oże p rzy jm u jesz ch ętn ie w szystko od Niego, ale Jego samego ... nie! W spom nij więc na Sło­

wo: „K to m a Syna — m a żyw ot; kto nie m a Syn a Bożego — n ie m a żyw ota" (1 J a n a 5, 12;

J a n 3, 36). P rz y jm ij więc Syna Bożego — J e ­ zusa C hrystusa, a z N im — życie wieczne!

Cielesny, nie naw rócony człowiek, nie w idzi jak ie d ary sk ry te są w Jezusie C hrystusie;

n ie wie, iż Bóg w Jezusie C hry stu sie nie tylko przebaczył nam grzechy, ale i uczynił g o d ­ n y m i ! (Efez. 1, 12). A to w szystko przez K rzyż, przez tę O fiarę, k tó ra została złożona n a zgładzenie grzechów i oczyszczenie! C hw ała

Panu!

Człowiek sam przez się, w łasn y m w ysiłkiem , nie je s t w stanie uw olnić się z m ocy sw ych grzechów, nałogów i podnieść się z ich u p od le­

nia; n ie jest w stan ie uzdrow ić się z tego opę­

tania, ja k czytaliśm y w „C hrześcijaninie", w a rty k u le: „P an Jezus a opętanie". A le P an Jezu s m a tak ą moc; On przyszedł w łaśn ie po to, aby uzdrow ić człow ieka z niew oli, z mocy grzechu i podnieść go do godności dziecka Bo­

żego. K to w raca stale do g rzechu nałogów , ten nie dał jeszcze w sw ym sercu w łaściw ego m iejsca P a n u Jezusow i, i nie pozw ala Jego m ocy działać dla uw o lnien ia od grzechu!

P rzy jm ij Go, jako najw iększy d a r Boży dla ciebie, a On uw olni cię i podniesie do godno­

ści i świętości!

P a n a trzeb a nie tylko chcieć, ale i um ieć przyjąć. Zbaw iciela, w ybaw iciela um ie p rz y ­ jąć tylko serce po trzeb u jące w ybaw ienia. P ro ­ sto, ja k dziecko!

Piszącem u znane jest n a stę p u jąc e w y d arze­

nie. D aw nym i czasy sły n n y b y ł w R osji kazno­

dzieja nazw iskiem Riaboszapka. Jego przem ó­

w ienia i św iadectw a p oruszały serca ludzkie, budow ały b raci i siostry. W iele podróżow ał, ch ętnie w idziany i zapraszany. Pew nego razu został zaproszony przez zbór, w k tó ry m nigdy jeszcze nie był. W sobotni w ieczór p rez b ite r zboru w raz z żoną oczekiw ali drogiego gościa, dla którego było już w szystko przygotow ane, aby był godnie p rzy ję ty . I osobny pokói i je ­ dzenie obfite oczekiwały przybysza, k tó ry ja ­ koś opóźniał sw oje przybycie. Tym czasem zaś, o zm roku ju ż zapukał do drzw i jak iś skrom nie bardzo odziany człowiek, i w k ró tk ic h sło­

w ach poprosił o nocleg.

Gospodarze byli m ocno zakłopotani; jako chrześcijanie nie chcieli m u odmówić, więc zaczęli tłum aczyć, że są bardzo zajęci, gdyż w łaśnie oczekują pew nego bardzo drogiego gościa i dlatego k w a te ra je st n ieste ty zajęta.

N ieznajom y pokornie zgodził się z ich w yw o­

dami, i prosił, aby m ógł choć w kuchni p rze ­ spać się, i w ten sposób spędzić noc pod da­

chem , w y raził też chęć uczestniczenia w ju ­ trzejszy m nabożeństw ie.

I rak b ra t R iaboszapka — bo on to b ył — p rzesp ał się w k u chni na snopku słom y, po­

silił czym bądź. ale w idząc niepokój gospo­

darzy, zaw iedzionych nie przyb y ciem oczeki­

w anego gościa, w y zn ał w końcu, że on to w łaś­

nie nim jest.

M ożem y sobie tylko w yobrazić, ja k poto­

czyły się sp raw y dalej. Z aw stydzenie i p rz e ­ p raszanie gospodarzy, przy jednocześnie wol­

ny m od gniew u sercu gościa. B ra t zaś Riabo­

szapka głosił w Zborze Słowo Boże na tem at, ja k to P a n nasz „do Sw ej w łasności przyszedł, ale Go w łaśni Jego nie p rz y ję li" (Jan 1, 11).

A nie p rzyjęli, gdyż Go nie poznali, m iał bo­

w iem w ygląd Sy n a Człowieczego, zwykłego, skrom nego człowieka! A by p rzy jąć P an a J e ­ zusa, trzeb a Go poznać!

U czniow ie też kiedyś n ie poznali Pana, bo u trap ien ie i sm u tek zasłoniły im oczy. Poznali Go przy Ł am aniu C hleba; poznali Go też, gdy pokazał im Sw e p rze b ite ręce i bok. Wówczas to i Tom asz Go poznał, a poznaw szy zaw ołał:

„P an ie m ój, i Boże m ój!". M aria poznała P an a Z m artw ychw stałego po głosie i dlatego zawo­

łała: „N auczycielu!".

D rogi przy jacielu ! popatrz na p rze b ite ręce i bok P a n a Jezusa, p rzeb ite dla Ciebie; przy­

słuchaj się Słow u P a n a Jezusa i p rzy jm ij Go do swego serca, a w raz z N im i z Jego r ą k — chleb niebiański! I ty pow iesz w raz z Tom a­

szem: „P an ie m ój, i Boże m ój!“ .

K to Jego p rzy jm u je, w raz z N im o trz y m u je zw ycięstw o nad grzechem , bo Słowo Boże m ó­

w i o P a n u Jezusie, iż będzie „panow anie n a ram ien iu Jego" (Izaj. 9, 6). W ielu chrześcijan n ie zna jeszcze tego sta n u zw ycięstw a; oni pozostają ja k b y jeszcze w siódnym rozdziale listu A postoła P a w ła do R zym ian i p rzy tych słow ach: „nędznyż ja człow iek". D latego S p u r- geon mówi o tak ich ludziach, iż p rzy p om in ają m u rzeźbę chłopca, w yjm ująceg o ze stopy cierń, k tó ry tam utk w ił. K iedy byś n ie przy­

szedł p opatrzeć na tego chłopca — on stale jest schylony n ad b olejącą stopą i w ydobyw ający cierń. Dziś, ju tro , za rok. — Podobnie w ielu ciągle płacze, m ęczy się, nie m a radości. Być może P a n Jezus n ie je s t m ieszkańcem ich do­

m u, serca, a tylko rzadk im gościem. I dlatego każdy chrześcijanin m usi przeżyć m om ent n a ­ rodzenia się n a nowo, i w zięcie zw ycięstw a w Jezusie C hrystusie!

Bóg W szechm ogący ob jaw ił w C hrystusie Jezusie Sam ego Siebie, i w N im też spraw ił po jed n an ie św iata. D latego trz e b a Go p rzy jąć

do serca! (2 Kor. 5, 19.20).

M iły przyjacielu! usłuchaj i ty, i pojed naj się z Bogiem w Jezu sie C hrystusie! P rzy jm ij Go, a otrzym asz przebaczenie. Nie będą p rzy- czytane up ad k i tw oje. W tedy N arodzenie P ańskie będzie m iało dla ciebie now e, w sp a­

niałe, radosne znaczenie!

S. W aszkiewicz

(4)

POKARM LUDU BOŻEGO

„ J a n c i je s t on c h i e b ż y w o t a ; kto do M nie p rzych o ­ dzi,

III

Chleb Żywota W iem y, że S ta ry T esta­

m e n t jest Słow em Bożym, danym jako po k arm ludow i Bożem u n a rów ni z N ow ym T estam en­

tem , gdyż napisano, że k a ż d y m Słow em Bożym żyć będzie człowiek (Mat. 4, 4; Łuk. 4, 4).

Nowy T estam en t je s t w ypełn ien iem Starego;

dlatego też każde w ydarzenie w życiu Bożych ludzi i ludu, któ re zapisane zostało w S ta ry m Testam encie, służyć m a k u n auce i zbaw ieniu, któ re w N ow ym T estam encie z n a jd u je swój pełny w y raz (wypełnienie).

S tąd w iem y też, iż ten p o k arm d any Izraelo­

wi na posilenie w czterdziestoletniej w ędrów ce do Ziem i O biecanej, jest obrazem p o k arm u nie­

biańskiego', d an y m N ow em u Izraelow i, Boże­

m u ludow i Nowego T estam en tu . P okarm em w ięc podstaw ow ym , niezb ęd n ym i n ieb iań ­ skim Żywego Kościoła, je s t Żyw e (Słowo Bo­

że. P ełn y m objaw ieniem zaś Słow a i sam ym Słow em Bożym, jest Jezu s C h ry stu s (Jan 1, 1).

Kościół Ż yw y żyje C hrystusem , i je s t -ciałem Jego (Kol. 1, 24). N arodził się z r a n i śm ierci P an a Jezusa, m a ud ział w Jego zm artw y ch ­ w staniu, i ży je Z m artw ychw stały m , Żyw ym Jezusem .

D la społeczności dzieci Bożych, członków ro­

dziny ew angelicznej, są to p ra w d y tak oczy­

w iste, że — zdaw ałoby się — nie trzeb a o n ich ani mówić, ani przypom inać. A le czy isto tn ie nie trzeba mówić, n ie trzeb a przypom inać?

Istn ieje niew ątp liw ie głód duchow y w śród w ierzących, tu i tam . A cóż m oże być jego przyczyną? P a n Jezu s przecież pow iedział:

„...kto do M nie przychodzi, łak n ąć nie będzie"

(Jan 6, 35). A więc p rzyczy n ą głodu ducho­

wego je s t b ra k Jezu sa w życiu, n ie k arm ienie się N im Sam ym — objaw ionym Słow em Bo­

żym. N ie m a innego pow odu i źródła głodu duchowego, ja k b ra k niebiańskiego p o k arm u — P a n a Jezusa, w sercu i życiu. P a n Jezus, Jego Osoba, je s t jed y n y m duchow ym pokarm em , w pełni i całkow icie zaspokajającym w ew n ę­

trznego, duchowego człowieka, serce nasze.

A le karm ić się należy tylko S am ym P an em Jezusem . On jest ty m pokarm em jed yn ie n ie­

zbędnym dla duchow ego człowieka, ale też po­

karm em „tw ard y m ", a n a w e t n a jtw a rd szy m — dla cielesnego człowieka, to jest dla n a s z y c h poglądów, n a s z y c h m yśli, n a s z y c h opinii i sądów, n a w e t o Jezusie, o Słow ie i K ró ­ lestw ie Bożym. N a s z y c h , ale... nie Bo­

żych.

D uch ludzki, niepokojony grzechem , p o trze­

b u je po koju i tęsk ni do Jezusa, K sięcia Po­

koju; ciało — sprzeciw ia się i b ro n i p rzed

łaknąć nie będzie...”

Ja n 6, 35

przy jęciem P ana, ja k napisano: „A lbow iem ciało pożąda przeciw ko duchow i, a duch prze­

ciwko ciału, a te rzeczy są sobie przeciw ne, abyście nie to, co chcecie czynili" (Gal. 5, 17).

*

Dlaczego po d k reśla się w sposób szczególny, iż sam y m P an em Jezu sem k arm ić się trzeba?

D latego o ty m m ów i się, i podkreśla, gdyż P a n Jezu s tę podstaw ow ą p raw d ę objaw ił, i o niej nauczał. A że ta k jest, sp ró b ujm y jeszcze raz przeczytać, pod ty m k ą te m w idzenia, szósty rozdział E w angelii w edług św. Ja n a, od w ie r­

sza 24 do końca. D otkniem y tu ta j niek tó ry ch ty lk o w ierszy, p ró b u ją c w ich św ietle oglądać i w spółczesne życie lu d u Bożego.

W idzim y ta m tłu m ludzi szu k ających Je z u ­ sa, i n ie żałujących n a w e t tru d u , aby Go zna­

leźć (w. 24 i 25). To było wówczas. A dziś?

A dziś rów nież, tu i ta m m ożna w idzieć ogrom ­ n e n a w e t tłum y, grom adzące się w różnych m iejscach, szu kających n a w e t — zdaw ałoby

s i ę — Jezusa, K ró lestw a Bożego. W idząc liczne zgrom adzenia, m ające usłyszeć o Jezusie, tłu ­ m y w ielkie, k tó re dla w ielu są przedm io tem podziw u i pożądania, n ieraz celem działania, pow odują zam ęt w głowie i sercu — większość w ierzących, a p rzed e w szystk im działaczy i p ra ­ cow ników określiłoby to zjaw isko jako rados­

ne, pożądane, i błogosław ione; ludzie przecież szu k ają Jezusa! A le czy rzeczyw iście zawsze te tłu m y grom adzą się dla szu k an ia Słow a Bo­

żego, Jezu sa sam ego? A napisano: „Nie sądźcie w ed ług w idzenia, ale sp raw ied liw y sąd sądź­

cie" (Jan 7, 24).

P a n Je zu s zn a tę p raw dziw ą, najgłębszą treść życia ludzkiego. N ie odrzucał On nikogo, ale gdy p o trzeba było, objaw iał przychodzą­

cym do Niego, p raw d z iw e ich m y śli i s k ry te pożądliw ości. A by w iedzieli od czego m uszą się odwrócić, a szczerze naw rócić do Boga i za­

p rag n ąć Jego Samego.

I ty m m ów i p ra w d ę w oczy. (Jakże w ielu zgorszyłoby się i dziś z tego, że tak i „ tw ard y ", ta k i „n ie u p rze jm y " — je s t Nauczyciel). I to ja k ą praw dę: „...Z apraw dę, zapraw dę po w ia­

dam w am : szukacie M nie nie przeto, iżeście w idzieli cuda, ale iżeście jed li chleb i byliście n asyceni (w. 26). Słow a te sk iero w ane były (i są) do ludzi, k tó rz y byli św iad kam i i uczest­

n ik am i cudow nego rozm nożenia przez P ana Jezu sa pięciu chlebów i dw óch rybek, i na­

k arm ien ia w ielu tysięcy ludzi; n akarm ienia ta k do sy ta, że zebrano d w anaście koszów okru­

(5)

chów i resztek. T ym w łaśnie św iadkom Jego cudu, szukającym Go, m ó w i P a n Jezu s ze sm utkiem , iż przyszli w g ru n cie rzeczy k a r­

m ić się cieleśnie, i ta chęć k a rm ien ia się cie­

lesnego i w rażeniam i, jest isto tn y m pow odem ich p rzy jśc ia do Niego. Inaczej m ów iąc przy ­ szli, aby widzieć sp raw y n a d -n a tu ra ln e (cuda)

i skorzystać coś p rzy tym ; ale nie zobaczyli, nie zrozum ieli i n ie p rz y ję li tego, co m ówi 0 Sobie Ten, k tó ry m a m oc zbaw ić, nie p rz y ­ ję li i n ie zapragn ęli Go, jak o Z baw iciela.

P a n Jezus czynił (i czyni) cuda, bo jed n y m z Im ion Jego jest: „D ziw ny (Cudow ny) (Iz. 9, 6).

Czyni cuda P an, ale n ie b y ł i n ie je s t cudo­

tw órcą. P a n Jezus uzdraw iał, i uzdraw ia, ale n ie b y ł i nie je s t lekarzem . Czynił to w szystko, ab y ulżyć doli człowieka, ale nade w szystko a b y wskazać, że je s t Z baw icielem . J a k m oże uleczyć ciało, ta k m oże uleczyć duszę: „Ale żebyście w iedzieli, iż Syn Człowieczy ma moc na ziemi grzechy odpuszczać, rzekł powietrzem ruszonemu: tobie m ówię wstań, a idź do domu twego" (Mar. 2, 10.11). Tak ja k m a moc uci­

szyć szalejące m orze, ta k m a moc uleczyć sza­

lejącego człowieka, n ak azu jąc w yjść precz de­

m onom , k tó re go opętały.

Cóż je s t b ow iem w g ru n cie rzeczy p rzyczy ­ n ą sm utku, nieszczęścia, śm ierci człowieka, choroby ciała czy choroby duszy? O czyw iście duszy. A chorobą duszy jest grzech, ja k i by n ie był. Je d y n y m celem przy jścia P a n a J e ­ zusa n a ziem ię, je s t zbaw ienienie człow ieka od grzechów i śm ierci w iecznej: „A w iecie, iż się O n objaw ił, a b y grzechy nasze zgładził, a grzechu w N im n ie m asz" (1 J a n a 3, 5). To je s t cel o b jaw ien ia się P an a Jezusa, i Jego w olą jest, aby Go jed y n ie w ty m ch arak terze Z baw iciela szukać, p rzy ją ć i opowiadać!

Je st to sp raw a ściśle duchow ej n a tu ry , b a r­

dzo su b teln ej w praw dzie, ale w y ra ź n a i w y ­ raź n ie objaw iająca się w sk u tk ach , ow ocach — ciała lub ducha. D elikatn a to spraw a, i bardzo w ty ch czasach aktualna. P a n Jezu s o niej m ów ił. I m y m ów ić będziem y. W Jego D uchu, w edłu g Jego woli, i dla Jego ty m w iększej chw ały.

J a k w idać z przytoczonego ju ż Słowa, za­

w a rte g o w E w angelii w edług Św. J a n a (rozdz. 6), nie je s t zgodne z Jego wolą, nie chw ali Jego Im ienia, a n ie je s t z pożytkiem

■duszy — szukanie i opow iadanie P an a Jezusa, jako cudotw órcy. Chciano bow iem wówczas — ja k czytam y — słuchać w p raw d zie n a u k i 1 przem ów ień P a n a Jezusa, ale p rzed e w szyst­

kim chciano jeść chleb i ry b y cudow nie roz­

m nożone.

Ż adne z u zew n ętrzn iający ch się błogosła­

w ień stw Bożych, n ie je s t Sam ym P a n e m J e ­ zusem (Jego Osobą), inaczej m ów iąc są Jego dziełem, ale nie są Jego C iałem i K rw ią; a po­

w iedział P an : „...pow iadam wam , jeżeli nie będziecie jed li ciała Syna Człowieczego i pili k r w i Jego — nie m acie żyw ota w sobie..."

(w. 53).

Z drow ie, zręczność, siła i h arm o n ia ciała ludzkiego, są dziełem (Ja n 1, 3) i d arem P an a Jezusa, ale n ie są Nim. D latego też cudow ne uzdrow ien ie chorego ciała, b y w a dziełem łaski Bożej, i je s t to d a r Boży, ale uzdro w ienie ciała przez P a n a Je zu sa n ie je s t rów noznaczne z przy jęciem P a n a Jezusa, jako Zbaw iciela, ja k czytam y w E w angeliach, a przecież to je st dla człow ieka najw ażniejsze, i po to p rzyszedł Z baw iciel do nas, aby Go przyjąć!

J e d li tam ci chleb cudow nie rozm nożony, i b y ł to Boży d ar, ale T w órcy cudu i D aw cy d a ru — nie p rzy ję li, n ie szu k ali b ow iem J e ­ zusa — Zbaw iciela, M esjasza, — ale cudo­

tw órcy! D latego też ,nie zostali nasyceni, głód duszy nie został zaspokojony, i ,nie m ógł b y ć zaspokojony, gdyż n ie szukali zbaw ienia i 'du­

chowego pokarm u!

I dlatego w ięc i dziś, gdy d aje się odczuć gdzieś głód duchow y, to aby m ógł b yć on za­

spokojony, n ie należy w iele rozm yślać, w iele dyskutow ać i organizow ać, ale w D uchu P a ń ­ skim m ówić św iadectw o Boże, ja k m ów i Apo­

stoł P aw eł: „A lbow iem n ie osądziłem za rzecz p o trz e b n ą co innego um ieć... tylko Jezusa C hrystusa, i to onego U krzyżow anego", „albo­

w iem m ow a o K rzy żu tym , k tó rz y g in ą je s t głupstw em , ale n a m k tó rz y byw am y zbaw ieni, je s t m ocą Bożą" (1 K or. 2, 2; 1, 18). A kto nie przychodzi, aby Sam ego P a n a szukać i p rzy ­ jąć, jako Słowo i C hleb Żyw ota, kom u m ow a o K rzyżu je s t głupstw em , tem u in n e rzeczy, choćby n a d -n a tu ra ln e n ie pom ogą, an i go n a­

sycą duchow o. A jeśli b y to było konieczne, S am Pan, w e w łaściw ym czasie osobiście to spraw i.

Do opow iadania o U krzyżow anym Z baw i­

cielu, nie trz e b a tw o rzen ia specjalny ch w a ru n ­ ków, zjazdów , tłu m n y ch zgrom adzeń, re k la ­ m y, a zwłaszcza w r z a w y . Bo on — Jezus, by ł cichy i pokornego serca, „...nic n ie b y ło w idać, czem u byśm y Go żądać m ieli".

Po to m a k arm ić się lu d P ań sk i N im Sam ym , pożyw ać Jego Ciało i K re w (a to n ie o W ie­

czerzy P ańsk iej je s t mowa), aby ró sł te n w e ­ w n ętrzn y , duchow y człow iek; aby uczniow ie P ań scy m ogli naśladow ać i upodobnić się do P a n a Jezusa. Do takiego, ja k im b y ł On n a p ra w ­ dę, jak im b y ł proroczo o b jaw io n y Izajaszow i p rzez D ucha Św iętego (rozdz. 53), ja k im zo­

baczyli Go uczniow ie Jego dopiero po p rze­

życiu U krzyżow ania, a w łaściw ie po P ięćdzie­

siątnicy.

T ylko duchow y bow iem człow iek m oże u jrz e ć takiego cudow nego Zbaw iciela, jakiego duch jego pożąda, ja k im b y ł i je s t Jezu s n a ­ praw d ę. D latego w szystko czyńm y, ab y ducho­

w y (w ew nętrzny) nasz człow iek b y ł posilany:

d ajm y odpór każd em u pow iew ow i, ja k i p rzy ­ chodzi na Kościół, a którego celem jest, aby b y ł opow iadany w gru ncie rzeczy in n y Jezus, a nie T en U krzyżow any.

*

(6)

Błogosław iony Pan, Bóg nasz, że On nie tylko zbaw ia — ożyw ia i w y pro w ad za z E gip­

tu — niew oli grzechu, ale d aje i p o k arm k u żywotowi w iecznem u, d aje p o k arm i siły do w ędrów ki tru d n e j, często ciężkiej, często bo­

lesnej i pełnej przeciw ności, w ędrów ki życia chrześcijańskiego do Ziem i O biecanej, n iebiań­

skiego C hanaanu, do w iekuistego p rzeb y w ania z Nim.

Byle tylko członkow ie lu d u Jego, owce pas­

tw isk a Jego, p asły się i k a rm iły p o karm em Słowa Żyw ota każdego dnia, i w sposób n a ­ kazany przez P a n a ku naszem u posileniu, ku w ykonaniu ciążących n a nas zadań, obowiąz­

ków. K arm ić się p rze d rozpoczęciem codzien­

nej w ędrów ki, pielgrzym ki; nie zostaw iać z po­

k a rm u nic na później; używ ać Jego pokarm u, posilenia dziś, w m ia rę potrzeb. On, P a ste rz nasz, daje każdem u p okarm ; d aje każdem u rów ną m iarę. Nie m a w śró d lu d u Bożego upo­

śledzonych z w yro k u Bożego, to je st słabych, głupich, nie rozum iejących, skazanych n a u p a­

danie. To w szystko w ydarza się, istn ieje, ale w yłącznie z naszej przyczyny; dzieje się przez n ie żyw ienie się, nie posilanie — N im sam ym , Jego ciałem i k rw ią.

K to n ie m a siły do m arszu w szeregu, kto słabnie, kto m aru d erem się staje, to nie z w oli i rozkazu Pańskiego się dzieje, ale w brew woli Bożej. To nie przeciw ności są tego przyczyną, że nie może nadążać w m arszu, to osłabienie z b rak u p o k arm u i żyw ienia się duchow ym po­

karm em — są tego przyczyną.

Niech n ik t n ie mówi, że w a ru n k i nie pozw a­

la ją m u być żyw ym (i pożytecznym ) człon­

kiem Kościoła Żywego, zboru, społeczności św iętych lu d u Bożego, Nowego Izraela. Nie jest praw dą, że w e w zroście duchow ym p rz e ­ szkadza kom ukolw iek zły s ta n duchow y o to­

czenia, nied o statek duchow ego życia u b raci lub sióstr, tru d n e w a ru n k i zew n ętrzne lu b oso­

biste. To są przeszkody n iew ątp liw ie, i u tru d ­ n ien ia n ie m ałe, ale n ie s ą to pow ody, k tó re p rzy pom ocy P ańskiej, m ogłyby pow odow ać b rak życia duchowego. Po p ro stu kto nie k arm i się, kto nie wychodzi „o św icie" z „nam iotu swego",. aby zebrać posłaną przez P a n a Boga m annę, ten n ie spożyw a jej z rana, i w ciągu dnia, kto nie k arm i się stale sam ym P an em Jezusem , te n nie m a siły do m arszu, do w alk i z trudnościam i i przeszkodam i. W łasną słabość, b rak sił, tłum aczy i usp raw ied liw ić chce cu­

dzym i grzecham i i słabościam i. N ikt zaś nie będzie osądzony sp raw ied liw y m sądem Bożym n a śm ierć za cudze grzechy, ja k i n ik t nie będzie zbaw iony p rzez uczynki i zasługi in ne­

go człowieka. „K ażdy sw oje w łasne brzem ię p o n ie s ie ..-( G a l. 6, 5).

A więc? A więc jeszcze raż w spom nijm y Słowo dane n a m w szystkim ku pożytkow i, że:

„...nam Jego Boska moc w szystko, co do ży­

w ota i do pobożności należy, d arow ała przez poznanie Tego, K tó ry nas pow ołał przez sław ę

i p rze z cnotę. P rzez co bardzo w ielkie i kosz­

to w ne obietnice n a m są daro w ane, abyście się przez nie s ta li uczestnikam i Boskiej n a tu ry , uszedłszy skażenia tego, k tó re je s t n a św iecie w pożądliw ościach" (2 P io tra 1, 3.4).

A w ięc niech n ik t nie żąda „tw ardszego po­

k a rm u ", sądząc iż te n codzienny chleb Słowa Bożego, w prostocie p rz y ję ty , jest jako b y nie w y starczający do p raw d ziw ie duchow ego ży­

cia. To niepraw da. K a rm ijm y się tylko N im Sam ym ! N im Sam ym , bo w N im w szystko, co do „żyw ota i pobożności" je s t p otrzebne, a w łaśn ie w ty m upadam y, i nie czego innego, ale tego „żyw ota i pobożności" je s t n a jw ię ­ kszy n ied o statek . G łodnem u zaś i om dlew ają­

cem u człow iekow i łatw o pozór p o k arm u pod­

sunąć, pozór i nam iastk ę — a jed n a k spożyje ją i to z chciw ością; ale nie m oże dać m u siły i życia to, co je s t niew łaściw ym , albo fałszy­

w ym pokarm em . Ow ce Jezusow e m ają k arm ić się ty lk o na Jego p astw isk u, pod Jego ręk ą i pieczą, bo On przyszedł, „alby żyw ot m iały i obficie m iały " (Jan 10, 10).

A je d n a k pom im o to, je s t dość w ielu żąda­

jący ch oprócz m anny, rów nież i m ięsa; często dzieje się tak, iż nie w iedzą, albo nie chcą uznać, że pochodzi to z niem ożności radow a­

nia się i k a rm ien ia tym , co P a n Bóg daje Sw em u ludow i: w olnością i pokarm em codzien­

nym , ale cudow nym , z góry zstępującym , nie podobnym do żadnego z n a tu ra ln y c h (ludz­

kich), istn iejący ch n a ziem i. D zieje się tak, iż nie k a rm ią isię i n ie ży ją Jezusem .

W ielu sądzi, że żyć Jezusem , to w idzieć i p rzeżyw ać w ielkie, n a d -n a tu ra ln e sp raw y i w yd arzenia, a p rz y ty m zrozum iew ać ta jn ie Boże, w idzieć i rozum ieć w ięcej, niż. to dane innym . J e s t to błąd. Boga i Jego łaskę trzeb a zobaczyć w e w szystkim , co On daje. N a każdy dzień. A .wów czas zobaczym y to, co nie je st dostępne cielesnem u człowiekowi.

P am iętać należy, iż Izraelow i dane było oglą­

dać i przeżyw ać w ielkie sp raw y Boże, a za­

tęsk n ił je d n a k do zw ykłej, niew olniczej doli.

A gdy d an y m u został c o d z i e n n y c u d obecności łaski — m ann a, początkow o nie u m iał praw idłow o n ią żyw ić się w edług rozkazania P ańskiego, a w końcu ta k na tę c o d z i e n - n o ś ć cudu n arzek ał (,,...a dusza nasza obrzy­

dziła sobie te n chleb n i k c z e m n y 4 Mojż. 21, 5), że aż plaga w ężów jadow itych m usiała być zesłana, aby przyw ieść do opa­

m ię ta n ia cielesny lud.

I cóż tę k lęskę zażegnało, jak i znak d any b y ł ludow i n a zbaw ienie: znak węża zaw ie­

szonego na palu, — Z n ak K rzyża. W N im bo­

w iem św iatło, w k tó ry m ujrzeć m ożna w łasną chorobę i n ied ostatek; w N im bow iem moc uzd raw iająca w szystkie choroby — grzechy, a zaspokajająca w szelki n ied o statek i głód.

K to m a P a n a Jezu sa — m a w szystko. S yty — n ie goni za pokarm em , a n i zdrow y — za le­

karzem !

(7)

Dodać jeszcze trzeba, iż oprócz w ielu żą­

dających m ięsa, m ożna sp otkać in n ą k ateg orię osób: nie zn ających k a rm ien ia się m anną:

jak b y głód w n ich zam arł, n ie odczuw ają jak b y p o trzeb y karm ien ia się P an em Jezusem . Ich życie jest tego św iadectw em . N ie m a ich w pracy, w tru d z ie ch rześcijańskim rodziny Bożej; w y starcza im przychodzenie na zgro­

m adzenia, z k tó rych w ychodzą, n ie wiele, albo i nic nie biorąc. Ł atw iej p a m ię ta ją k t o i j a k m ówił, niż to c o m ówił. N ie m ają też sam i w sobie św iadectw a, płynącego z przeżycia osobistego, iż Słowo coś w łaśnie do n ich m ó­

wiło, i że m ów i każdego dnia. A przecież jak m anna k i e d y ś , tak P a n Jezu s d z i ś , jest d any k a ż d e m u członkow i lu d u Bożego na posilenie do pracy i w ęd ró w k i przez puszczę życia. K a ż d e m u .

To co w nas cielesnego (a w iele tego jest) — nie może, nie umie, i n i e c h c e p rzy jąć

Sam ego P an a Jezusa, i nic dziwnego: Sam J e ­ zus to — pośw ięcenie, tru d , cierpienie i krzyż.

A to dla cielesności z b y t tw ard e, choć za ty m stoi zm artw y ch w stan ie i niebo — „ziem ia obie­

cana". W spom nijm y n a Izraela. W ielka to Bo­

ża nauka!

„T w ard a to m ow a“, tw a rd y to chleb, tw ard e to życie. T w ard e — dla cielesnej n a tu ry . Ko­

nieczne — dla uczniów Pańskich.

A On — Zbaw iciel, P a ste rz D obry, Jezus C h ry stu s — jest życiem naszym , chlebem ży­

w ota, p o karm em naszym ; On je s t i m a być jed y n y m P a ste rz em naszym — owiec Jego, On m ów i do Sw oich: „Owce Moje głosu Mego słu­

chają, a Ja je znam i idą za Mną, a Ja żywot w ieczny daję im, i nie zginą na wieki, ani ich żaden w ydrze z ręki M ojej“ (Jan 1 0 ,27.28).

Jem u, P asterzow i, Zbaw icielow i i P a n u chw ała i cześć! Z w dzięcznością i miłością!

„A Aniołowi Zboru Smyrneńskiego napisz:

...(aleś bogaty)...”

Obj. 2, 8-11 D rugi i trzeci rozdział O bjaw ienia zaw ierają

siedem listów , podyk tow anych (objaw ionych) Janow i po to, aby je n astęp n ie posłał do sie ­ dm iu zborów w A zji M niejszej. J a n b y ł w ów ­ czas n a w ygnaniu na m ałej, sk alistej w yspie P atm os i tam zostało m u objaw ione to, co w tej księdze, zam ykającej Now y T estam ent, zo­

stało napisane. N azyw ana je s t ona objaw ie­

niem Św. Jan a, ale raczej pow inni b y śm y u ży ­ wać nazw y: objaw ienie Jezu sa C h ry stu sa dane Janow i. A J a n p o d ał n a m błogosław ione o bja­

w ienie, gdyż t a ostania księga Biblii została nap isan a nie ty lk o dla siedm iu zborów , lecz rów nież i dla nas, k tó rzy jesteśm y kościołem Jezusa C hrystusa.

Zastanów m y się obecnie n ad listem do zbo­

r u sm yrneńskiego. K iedym m yślał kiedyś o tych siedm iu zborach, w ym ienionych w po­

czątkow ych rozdziałach O bjaw ienia, Bóg zw ró­

cił m oją uw agę szczególnie n a zbór sm y rneń - ski. Przyniosło mi to osobiście dużo błogosła­

w ieństw a, pouczenia, radości. N iech Bóg da n am w szystkim , przez D ucha Św iętego, po­

cieszenie i pokrzepienie naszem u duchow i przez chleb niebiański ■— Słowo Boże.

Ogólnie m ów iąc stw ierdzić m ożem y na w stę­

pie, iż każdem u z siedm iu zborów uk azana jest jakaś je d n a szczególna cecha P a n a Jezusa, ta w łaśnie, k tó ra tem u zborow i je s t n ajbard ziej potrzebn a w ty m czasie i okolicznościach.

W iedząc o ty m , m am y klucz do rozum ienia tego posłannictw a. Zborow i filadelfijsk iem u P a n Jezu s p rzed staw ia się, jako Ten, K tó ry m a moc zam ykać i otw ierać drzw i dla E w an ­ gelii, i w tej mocy otw orzył tem u zborow i

drzw i (możliwości) opow iadania D obrej No­

w iny. „To m ówi on Ś w ięty i P raw dziw y, k tó ­ ry m a klucz D aw idow y, k tó ry o tw iera a n ik t n ie zaw iera, i zaw iera a n ik t n ie otwiera..,, otom w y staw ił przed tobą drzw i otw orzone a żaden nie może ich zam knąć..." (Obj. 3, 7.8).

Treść tych listów m a rów nież prorocze zna­

czenie w sensie historycznym . O becnie na p rzy k ła d żyjem y w okresie p rzejściow ym od zboru filadelfijskiego (szeroko o tw arty ch drzw i n a cały m św iecie dla głoszenia Ew angelii) do zboru laodycejskiego (chluby i sam ouspokoje- n ia się z ra c ji p osiadania bogactw m ate ria l­

n ych a n ie duchow ych), „...nie jesteś ani zim ­ n y ani gorący, w yrzu cę cię z u st M oich" (Obj.

3, 16).

Pozostańm y jed n a k tym czasem przy zbor~"

sm yrneńskim , k tó rem u P a n Jezu s objaw ia się w takiej postaci: „...To m ów i pierw szy i ostatni, k tó ry b y ł u m a rł i ożył" (Obj. 2, 8).

P a n Jezu s m ów i to zborow i dla jego uspoko­

jenia, gdyż w spółczuje m u z pow odu różnych jego trudności.

Sześć razy spotykam y w B iblii określenie:

„pierw szy i o statn i"; trz y razy w S ta ry m Te­

stam en cie i trz y raz y w Now ym . I p rześlado­

w anem u zborow i sm yrneń sk iem u P a n Jezus ty m słow em pocieszenia zsyła uspokojenie, za­

pew nia, iż On — Jezus je s t i trw a od po­

czątku do końca. W szystko cokolw iek w y da­

rzyć się może, je s t pod Jego kontrolą. Inaczej m ów iąc: „ Ja n a początku i na końcu i nic się z tobą dziać nie może. czego b y m J a sam nie m iał w Sw ej m ocy". J e s t to w ielkie posilenie dla społeczności, k tó ra m a trudności.

(8)

Zw ażm y na w iersz ósmy. P rzy p o m in a Pan, że Sam cierp iał i szedł drogą krzyżow ą, ale za cierpieniem jest życie, je s t zm artw y ch w stanie, zwycięstwo. Przeszedł P a n drogą krzyżow ą, ale zm artw y chw stał i żyje. D latego też i ci, k tó rz y W eń uw ierzyli, zm rtw y c h w stan ą i żyć będą, choć m uszą iść drogą krzyżow ą. A le n a końcu tej drogi je s t On — P a n Jezus, a On jest zm artw y ch w staniem i życiem . On je s t ostatni.

Ileż tu w spółczucia i pociechy dla zboru sm y r­

neńskiego.

Czym w yróżnia się ten list w śród in n y ch li­

stów? Je'st n ajkró tszy; nie tylko ilością w ie r­

szy, ale i w yrazów . Mało słów. J a k b y Bóg zw racał m ało uw agi n a te n zbór. N ie chw ali też zboru ani jed n y m słowem . J e s t to ty m b a r­

dziej uderzające, że n a p rzy k ła d zbór efeski jest chw alony i za czyny, i za pracę, i za cier­

pienia i za nie to lero w an ie zła, i d w a razy za cierpliwość. A le zw ażm y p rzy ty m , że po tych pochw ałach n a stę p u je jed e n zarzut, a ten w g runcie rzeczy p rzek reśla w szystkie pochw ały;

a to ten: „żeś zostaw ił p ierw szą m iłość".

„ P o k u tu j!“. Bóg n ie zam yka oczu na to, co dobre, ale nie przem ilcza tego, co n a jw a ż n ie j­

sze: b ra k u miłości. I podkreśla: „zostaw iłeś";

n ie mówi, że „zgubiłeś". Człowiek tego d a ru zgubić n ie może. Tu je s t ak t w oli p o trzeb ny i dla tego Bóg m ów i zborow i efeskiem u: „tyś m iłość opuścił". I dlatego m ówi też: „P am ię­

taj ted y skądeś w ypadł, a p o k u tu j i czyń u czy n­

ki pierw sze, a jeśli nie chcesz, p rz y jd ę ... r y ­ chło i poruszę św iecznik tw ój..." (Obj. 2, 5).

N atom iast do zb oru sm yrn eń sk iego m ówi Bóg, iż zna w szystkie boleści jego, zna u b ó­

stwo, zna uczynki. Mało słów, żadnych p o ­ chwał, w iele współczucia, ale jak b y u krytego.

Może pew ne opow iadanie posłuży k u ła tw ie j­

szem u zrozum ieniu tej Bożej pow ściągliw ości w stosunku do zboru sm yrneńskiego.

P ew n a niew iasta m iała w idzenie. W idziała w nim trz y n iew iasty klęczące i m odlące się w jednej izbie. W pew n ej chw ili otw o rzyły się drzw i i w szedł do iziby P a n Jezus. Podszedł do pierw szej niew iasty, położył Sw e zranione ręce na jej głowie, pobłogosław ił i pocieszał ją. Do drugiej n iew iasty nie podszedł ani do­

tk n ął się jej, jed y n ie uśm iechnął łagodnie do niej. Trzeciej n atom iast n iew iasty ja k b y nie zauw ażył wcale.

M ająca to w idzenie n iew iasta ta k sobie po­

częła tłum aczyć treść tego w idzenia: Ta p ierw ­ sza, pobłogosław iona n iew iasta — to w idocznie n ajbardziej duchowa. Ta dru g a — znacznie już m niej. N atom iast ta trzecia — zapew ne znie­

w ażyła P a n a i dlatego nie zw rócił n a nią n a­

w e t uwagi!

A le D uch Św ięty ta k pow iedział do te j n ie ­ w iasty: N iew iasto tego św iata! źle rozsądzi­

łaś. Ta pierw sza n iew iasta — to w łaśnie n a j­

słabsza duchowo; dlatego p otrzebow ała spe­

cjalnego Bożego dotknięcia. D ru g a — m ocniej­

sza duchowo, w y starczy ł jej u śm iech Pana.

Trzecia — zaufała P a n u n a w e t w ciem nościach!

Z bór sm y rn eń sk i je s t podobny do tej trz e ­ ciej niew iasty ! P a n znał zbór, a zbór z n ał P a ­ na. N ie m a dlatego w liście słów pochw ały, ja k n ie m a też słów i nagany. A zw róćm y u w a­

gę, iż tylk o tego jednego Zboru P a n n ie gani.

N ie m a też i o b ietn icy u nik nięcia boleści. W ręcz p rzeciw nie, m ów i m u P an , iż będzie m iał bo ­

leść przez dziesięć dni. N ie m ów i w cale, że gdy zbór będzie m odlił się trz y godziny dziennie, k ilk a k ro tn ie w ro k u p rzeczy ta całą Biblię, jeśli będzie byw ać n a nabożeństw ach — wówczas nie będzie cierpiał w cale. M ówi n atom iast, iż będzie cierpiał przez pew ien naznaczony czas, nie kró tk i, ale oznaczony przez P ana.

P a n Je zu s zn a sy tu a c ję zboru w Sm yrnie.

„Z nam uczynki tw oje, i ucisk i ubóstw o...". J a k to dobrze, że P a n zna w szelki nasz ból...

P rz y g lą d a m się często dzieciom. M ały chłop­

czyk u d e rz y ł się boleśnie. Szuka w spółczucia u b ra c i i sióstr, ale go nie znajd u je. M ówią m u tylko: nie płacz! W ięc b iegnie i szu k a m am y.

N ie ojca. K iedy w idzi m am usię, w y b u c h a je ­ szcze w iększy m płaczem , bo w ie, że u n iej z n a jd u je w spółczucie, a on chce, aby ona w ie­

działa, że on cierpi. W ystarczy jed nak , aby go pogłaskała i pocałow ała, zapom ina o bólu i w raca do zabaw y.

D obrze je s t w iedzieć, że P a n zna nasze bole­

ści. Chce jed n ak , abyśm y M u o ty m pow ie­

dzieli. Rzadko m ożna spotkać się z w spółczu­

ciem u ludzi. Ł atw iej m oże zn a jd u jem y je u tych, k tó rz y przeży li sam i podobne boleści.

A le i to n ie zawsze. S zu kajm y w spółczucia u P ana.

„Z nam tw o je ubóstw o". K tóż lu b i ubogiego?

ja k ż e często pog ard zany je st człow iek bez w pływ u, pieniędzy... P odobnie p atrzono na zbór sm yrneń ski. A le P a n m ów i w tej sy­

tu acji: „ J a w iem o ty m ; w iem ja k i je s t sto­

s u n e k do ciebie! A le błogosław ieni ubodzy w duchu, bo ich je s t K rólestw o Boże. Z nam w szystkie złe słowa, k tó re m ów ią przeciw to ­ bie. Znam , bo Sam to cierpiałem . W iem, że to bożnica szatańska. A le n ie bój się! J a w iem , co jeszcze m asz cierpieć... J a to znam ..."

I n a koniec przychodzi objaw ienie tego, co tylko Bogu je s t w iadom e, a sk ry te je s t p rzed krótkow zrocznym i oczam i lud zk im i: „...(aleś bogaty)..."

Z w róciłem k ied y ś uw agę, iż słow a te: „aleś bogaty", u ję te są w naw iasy. P ro siłem tedy P a n a : o b jaw mi, proszę, dlaczego słow a te u ję te są w naw iasy.

P o p atrzm y w ięc, że to co najisto tniejsze, n ajkosztow n iejsze je s t u ję te , jak b y sk ry te w naw iasach. M ożnaby pow iedzieć: jesteś boga­

ty, choć to się jeszcze n ie objawiło. T w o je bo­

gactw o je s t jeszcze sk ry te w ew nątrz. A le to, co je s t sk ry te jeszcze w ew n ątrz, m usi b y ć ob­

jaw ione. Pozw oliłem diabłu i og niu jego po- kuszeń, aby skruszyły, spaliły owe naw iasy, aby bogactw o tw ego w n ętrza objaw iło się.

W czym zaw iera się bogactw o dziecka Bo­

żego? S tw orzeni zostaliśm y w szyscy na obraz

Cytaty

Powiązane dokumenty

gdyż wiele jest tych demonów, i w różny sposób chcą doprowadzić do zguby człowieka, ale nie będziemy się nim i zajmować, a zakończymy tę część

W każdy ranek przed rozpoczęciem pracy, zeszło się kilku czy kilkunastu ochotniczych robotników, zaśpiewano jeden lub dwa wiersze pieśni, przeczytano krótki

go życia, zamykające się w Jego słowach: „Idę aby połączyć się z aniołam i”.. Mówiąc o tym wieczorze, pragniemy dać na tym miejscu jednocześnie wyraz

To cudow ne zaiste powołanie, zostało jed n a k zaprzepaszczone przez człow ieka i jego grzech — na rzecz diabła, przeciw nika Bożego (Rzym.. Lecz dobry Bóg

nego już Słowa (Efez. Oni wypełniali wszystkie te uczynki, które Pan Bóg przed tym zgotował.. Cała sprawa może stać się jeszcze jaśniej­.. sza, gdy zwrócimy

Przez doświadczenia i niebezpieczeństwa człowiek może przybliżyć się do Boga, może się wiele nauczyć, wiele poznać.. I gdy już posiada formę i może przy

Początkow o praca jego przynosiła m ałe ow oce, później jednak coraz w ięcej osób nawracało się do Pana.. narzędzi dla Swej Bożej

Stanisław K rakiew icz, prezes Rady Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego i prezb.. Józef M rózek