CHRZEŚCIJANIN
E W A N G E L I A — Ż Y C I E C H R Z E Ś C I J A Ń S K I E — J E D N O Ś Ć — P O W T Ó R N E P R Z Y J Ś C I E C H R Y S T U S A
„Idźcie ted y i czyńcie uczn ia m i w s zy stk ie narody, chrzcząc je w im ię Ojca, i Syna, i D ucha Św iętego".
Ew. Sw. M at. 28. 19
„ A lb o w iem n ie w s ty d z ę się za E w angelię C h rystu so w ą, p o n iew a ż je st m ocą Bożą k u zb a w ien iu ka żd em u w ierzącem u".
Rzym. 1, 1-8
lok założenia 1929 Warszawa, grudzień 1980 Nr 12
Treść n u m eru : N ajw iększy d a r Boży d la św ia ta — P o k a rm lu d u Bożego — „A aniołow i zb io ru sm y rn eń - skiego napisz: ...(aleś bogaty)..." — U sługiw anie w zborach P a ń sk ic h — W rażenia z p o d ró ży n a Ś w iato w ą K o n fe re n cję S tu d e n tó w w S tra s b u r g u — C h rześcijań stw o a p okój— • K ro o i^a,
„ I r z e k i do n ic h A n io ł; N ie b ó jc ie się!
...oto z w ia s tu ję w a m r a d o ś ć w ie lk ą , k tó r a b ę d z ie w s z y s tk ie m u lu d o w i; iż się w a m d z iś n a r o d z ił Z b a w ic ie l, k t ó r y j e s t C h r y s tu s P a n ...”
Ł uk. 2, 10. 11
„ K to m a S y n a -m a ż y w o t; M o n ie m a S y n a B o że g o — n ie m a ż y w o ta . Te r z e c z y n a p is a łe m w a m , k tó r z y w ie r z y cie w I m i ę S y n a B o że g o , ż e b y śc ie w ie d z ie li, i ż m a c ie ż y w o t w ie c zn y , i a b y ś c ie w ie r z y li w I m i ę S y n a B o ż e g o ”
1 J a n a 5, 12. 13
W ro d z y 1§ r a c i a i S i o s l r y m' J e z u s i e C S sry sto sle ,
P a n o s s u s z y m !
W s z y s tk i m W a m — w O jc z y ź n ie ż y j ą c y m , a W a a n — r o z p r o s z o n y m p o ś w i e c i c c a ł y m , w r a z z s e r d e c z «
»jym p o z d r o w i e n i e m p r z e s y ł a m y w d rc ś a e li p a m i ą t k i N a r o d z e n i a P a ń s k i e g o — ż y c z e n i a ł a s k ś i Silo- g o s l a w i e ń s t w a H o ż e g o n a k a ż d y
•° c z a s m i d e h o d z ą c e g o 1961 r e k u o>
v R e d a k c j a
NAJWIĘKSZY DAR BOŻY DLA ŚWIATA
A by uspraw iedliw ić i oczyścić od grzechów nieposłuszną Bogu ludzkość, posłał Bóg na św iat Syna Swego — Jezu sa C h ry stu sa. Bóg n ie p rzestał m iłow ać stw orzenie Sw oje i zaw sze, póki jeszcze czas łaski, m a słow o m iłości i przebaczenia dla żałującego sw ych p rze stęp stw grzesznika. Tak w łaśnie to czyni, jak ów ojciec, o k tó ry m czytam y w p rzypow ie
ściach P an a Jezu sa o sy nu m a rn o tra w n y m (Łuk. 15, 11— 32). W idzim y tam , że ojciec p rz y jm u je bez chw ili w ahania, bez słow a w y
rz u tu naw et, swego syna, p raw d ziw ie m a rn o traw nego; p rzy jm u je go ta k m iłościw ie i ła
skawie, bo go m iłuje, bo ten zgubiony — w ra ca do ojca; w raca z tęsk n otą, sk ru ch ą i w sty dem. Niczego nie żąda, niczego nie w ym aga ze sw ych u p ra w n ie ń synow skich, bo św iado
m y jest, iż je u tra c ił przez grzech niep osłu szeństw a i dobrow olne po rzucenie dom u ro
dzinnego, pozbaw ienie się opieki ojcow skiej.
A h isto ria syna m arnotraw neg o , je s t przecież historią całej ludzkości.
Bóg łaskaw ie p rz y jm u je grzesznika p rzych o dzącego Doń z prośbą o daro w an ie m u jego przestępstw , ta k w łaśnie ja k ów ojciec z tej przypow ieści. Nie przypadkow o P a n Jezu s tę przypow ieść powiedział. On w łaśnie po to p rzy szedł z Niebios do grzesznych ludzi, aby im opowiedzieć E w angelię zbaw ienia, to je s t o m i
łości B oga-O jca dla grzesznych ludzi i łasce, jak ą chce im okazać. A zapieczętow ał to św ia
dectw o k rw ią Sw oją, k tó rą dobrow olnie p rze
lał na K rzyżu, aby zapłacić spraw ied liw ą ce
n ę za p rzestęp stw a ro dzaju ludzkiego. T akim to darem , n ajw ięk szy m d arem dla ludzkości, jest Jezus C hrystus, K tó ry opuścił chw ałę N ie
bios, zstąpił na Ziemię, urodziw szy się w ub ó stw ie i nędzy po to tylko, aby przez to ubóstw o m ogliśm y się stać bogatym i, praw d ziw ie bo
gatym i, na wieki! (2 Kor. 8, 9; Rzym. 10, 12).
J a k więc p rzy jm u je m y w szelkie d ary Boże, za k tó re n aw et nie zawsze dziękujem y, ta k ty m bardziej pow inniśm y p rzy ją ć te n n ajw iększy D ar, Syna Bożego, a w raz z N im w szelkie bo
gactw o błogosław ieństw a Bożego! T ak bow iem m ów i Słowo Boże objaw ione p rzez Ap. P aw ła w liście do E fezjan; w pierw szy ch rozdzia
łach Apostoł z naciskiem pod kreśla w olę Bo
żą obdarow ania całego św iata n iebiań sk im bo
gactw em , a to w Jezusie C hrystusie; nie
„przez“ ale „ w “, a je s t to ponad dziesięć razy podkreślone w dwóch p ierw szych rozdziałach w ym ienionego listu. J e st to bow iem ob jaw ie
niem tajem n icy, iż kto p rz y jm u je P a n a J e zusa, te n razem z N im p rz y jm u je i w szystko błogosław ieństw o.
Razem z Nim. J e s t to zasadnicza spraw a, gdyż są i tacy ludzie, k tórzy chcieliby o trzy m ać od Boga w iele rzeczy, ale jednocześnie
nie chcą p rzy ją ć sam ego P an a Jezusa; odrzu
cają lub p o d d a ją w w ątpliw ość Jeg o Bóstwo,^
a n a w e t szerzą tego ro d za ju „w yk łady teolo- giczne11, w k tó ry c h o k re śla ją Syna Bożego jako anioła tylko, inaczej m ów iąc chcą być je d y n y m i u p raw n io n y m i sy n am i Jego k rólestw a, lecz bez Niego! B łądzą b ied ni w te n sposób, gdyż bez Jezu sa — n ie m a i Jego królestw a!
Tacy cieleśni ludzie łatw iej i z w iększą u w a g ą obchodzą w łasn e urodziny, czy im ieniny, ja k p a m ią tk ę d nia P ierw szego P rzy jścia P a n a naszego Jezu sa C hrystusa, dzień Jego n a ro dzenia w B etleh em Judzkim . J e s t to zrozu
m iałe, gdyż kto nie p rz y ją ł do serca n a jw ię kszego D aru Bożego — Jezusa, ten i nie m oże p rzy w iązyw ać w iększej w agi do dnia Jego n a rodzenia.
N atom iast każdy grzesznik, k tó ry kocha P a na Jezusa, kocha swego Z baw iciela, kocha w szystko co je st Pań sk ie; m iłu je Narodzenie,, g dyż jeszcze b ard ziej u p rzy ta m n ia m u te n dzień, czas, — iż i dla niego, grzesznika, na
rodził się w ubogiej sta jn i — Zbaw iciel, C hrys
tus Pan!
Ten w ieczór N arodzenia b ył dniem tak iej radości, że Niebo otw orzyło się i dane było- ludziom słyszeć śp ie w aniołów chw alących Im ię Boże z w ielką radością, k tó ra m a s ta ć się udziałem ludzi przez narodzenie się P a n a Jezusa! I dlatego śpiew ali oni, ja k i ich śla d e m śpiew ają w szyscy zbaw ieni grzesznicy, a to z całego, radu jącego się serca: „C hw ała n a w ysokościach Bogu, a n a ziem i pokój, w lu- dziaoh d o b re up odobanie" (Łuk. 2, 14). Tak w łaśnie śp iew ają ci, k tó rz y przez przy jęcie P a n a Jezu sa do serca, po jed nali się z Bogiem i stali się bliskim i O jcu niebieskiem u, ja k ów m a rn o tra w n y sy n sw ojem u ojcu!
Podłożem tej w ielkiej radości naw róconych grzeszników , je s t w łaśnie osobiste przeżycie słów zw iastow anych ju ż wówczas przez w y
słańca N ieba: „iż się w am dziś narodził Zba
w iciel, K tó ry je s t C hrystus P an ...“ (Łuk. 2, 11).
A najw ięk szy m d arem Bożym w Jezusie C hrys
tu sie je s t w łaśn ie z b a w i e n i e .
On przyszedł na św iat jako Zbaw iciel, i kto Go p rz y jm u je w ty m ch arak terze, te n dożywa:
w sercu sw ym najw iększej radości ■—- radości zbaw ienia! I w jego sercu zaśw ieci cudow na gw iazda betlejem ska, i zaprow adzi go do J e zusa, aby oddał M u pokłon, chwałę, a także- złożył M u d a r ze swego serca i życia!
P rz y ja c ie lu m iły! czy przy jąłeś ju ż Je zu sa do swego serca? D ałeś Mu tam m iejsce na m ieszkanie, czyś o tw o rzył M u swój dom, ży
cie? czy może w dniach p a m ią tk i N arodzenia w spom inasz tylko, że to in n i nie chcieli Go p rzyjąć: „...położyła Go w żłobie, przeto, i i m iejsca nie m ieli w gospodzie" (Łuk. 2, 7)..
W spom inasz, że inn i ta k uczynili, a sam też podobnie czynisz? gdyż gdzież m a m ieć P a n Jezu s „gospodę", m ieszkanie, — ja k nie w ser
cu ludzkim , w łaśnie tw oim rów nież? Bo po to przyszedł n a te n św iat i dla ciebie. Zw aż więc, m oże p rzy jm u jesz ch ętn ie w szystko od Niego, ale Jego samego ... nie! W spom nij więc na Sło
wo: „K to m a Syna — m a żyw ot; kto nie m a Syn a Bożego — n ie m a żyw ota" (1 J a n a 5, 12;
J a n 3, 36). P rz y jm ij więc Syna Bożego — J e zusa C hrystusa, a z N im — życie wieczne!
Cielesny, nie naw rócony człowiek, nie w idzi jak ie d ary sk ry te są w Jezusie C hrystusie;
n ie wie, iż Bóg w Jezusie C hry stu sie nie tylko przebaczył nam grzechy, ale i uczynił g o d n y m i ! (Efez. 1, 12). A to w szystko przez K rzyż, przez tę O fiarę, k tó ra została złożona n a zgładzenie grzechów i oczyszczenie! C hw ała
Panu!
Człowiek sam przez się, w łasn y m w ysiłkiem , nie je s t w stanie uw olnić się z m ocy sw ych grzechów, nałogów i podnieść się z ich u p od le
nia; n ie jest w stan ie uzdrow ić się z tego opę
tania, ja k czytaliśm y w „C hrześcijaninie", w a rty k u le: „P an Jezus a opętanie". A le P an Jezu s m a tak ą moc; On przyszedł w łaśn ie po to, aby uzdrow ić człow ieka z niew oli, z mocy grzechu i podnieść go do godności dziecka Bo
żego. K to w raca stale do g rzechu nałogów , ten nie dał jeszcze w sw ym sercu w łaściw ego m iejsca P a n u Jezusow i, i nie pozw ala Jego m ocy działać dla uw o lnien ia od grzechu!
P rzy jm ij Go, jako najw iększy d a r Boży dla ciebie, a On uw olni cię i podniesie do godno
ści i świętości!
P a n a trzeb a nie tylko chcieć, ale i um ieć przyjąć. Zbaw iciela, w ybaw iciela um ie p rz y jąć tylko serce po trzeb u jące w ybaw ienia. P ro sto, ja k dziecko!
Piszącem u znane jest n a stę p u jąc e w y d arze
nie. D aw nym i czasy sły n n y b y ł w R osji kazno
dzieja nazw iskiem Riaboszapka. Jego przem ó
w ienia i św iadectw a p oruszały serca ludzkie, budow ały b raci i siostry. W iele podróżow ał, ch ętnie w idziany i zapraszany. Pew nego razu został zaproszony przez zbór, w k tó ry m nigdy jeszcze nie był. W sobotni w ieczór p rez b ite r zboru w raz z żoną oczekiw ali drogiego gościa, dla którego było już w szystko przygotow ane, aby był godnie p rzy ję ty . I osobny pokói i je dzenie obfite oczekiwały przybysza, k tó ry ja koś opóźniał sw oje przybycie. Tym czasem zaś, o zm roku ju ż zapukał do drzw i jak iś skrom nie bardzo odziany człowiek, i w k ró tk ic h sło
w ach poprosił o nocleg.
Gospodarze byli m ocno zakłopotani; jako chrześcijanie nie chcieli m u odmówić, więc zaczęli tłum aczyć, że są bardzo zajęci, gdyż w łaśnie oczekują pew nego bardzo drogiego gościa i dlatego k w a te ra je st n ieste ty zajęta.
N ieznajom y pokornie zgodził się z ich w yw o
dami, i prosił, aby m ógł choć w kuchni p rze spać się, i w ten sposób spędzić noc pod da
chem , w y raził też chęć uczestniczenia w ju trzejszy m nabożeństw ie.
I rak b ra t R iaboszapka — bo on to b ył — p rzesp ał się w k u chni na snopku słom y, po
silił czym bądź. ale w idząc niepokój gospo
darzy, zaw iedzionych nie przyb y ciem oczeki
w anego gościa, w y zn ał w końcu, że on to w łaś
nie nim jest.
M ożem y sobie tylko w yobrazić, ja k poto
czyły się sp raw y dalej. Z aw stydzenie i p rz e p raszanie gospodarzy, przy jednocześnie wol
ny m od gniew u sercu gościa. B ra t zaś Riabo
szapka głosił w Zborze Słowo Boże na tem at, ja k to P a n nasz „do Sw ej w łasności przyszedł, ale Go w łaśni Jego nie p rz y ję li" (Jan 1, 11).
A nie p rzyjęli, gdyż Go nie poznali, m iał bo
w iem w ygląd Sy n a Człowieczego, zwykłego, skrom nego człowieka! A by p rzy jąć P an a J e zusa, trzeb a Go poznać!
U czniow ie też kiedyś n ie poznali Pana, bo u trap ien ie i sm u tek zasłoniły im oczy. Poznali Go przy Ł am aniu C hleba; poznali Go też, gdy pokazał im Sw e p rze b ite ręce i bok. Wówczas to i Tom asz Go poznał, a poznaw szy zaw ołał:
„P an ie m ój, i Boże m ój!". M aria poznała P an a Z m artw ychw stałego po głosie i dlatego zawo
łała: „N auczycielu!".
D rogi przy jacielu ! popatrz na p rze b ite ręce i bok P a n a Jezusa, p rzeb ite dla Ciebie; przy
słuchaj się Słow u P a n a Jezusa i p rzy jm ij Go do swego serca, a w raz z N im i z Jego r ą k — chleb niebiański! I ty pow iesz w raz z Tom a
szem: „P an ie m ój, i Boże m ój!“ .
K to Jego p rzy jm u je, w raz z N im o trz y m u je zw ycięstw o nad grzechem , bo Słowo Boże m ó
w i o P a n u Jezusie, iż będzie „panow anie n a ram ien iu Jego" (Izaj. 9, 6). W ielu chrześcijan n ie zna jeszcze tego sta n u zw ycięstw a; oni pozostają ja k b y jeszcze w siódnym rozdziale listu A postoła P a w ła do R zym ian i p rzy tych słow ach: „nędznyż ja człow iek". D latego S p u r- geon mówi o tak ich ludziach, iż p rzy p om in ają m u rzeźbę chłopca, w yjm ująceg o ze stopy cierń, k tó ry tam utk w ił. K iedy byś n ie przy
szedł p opatrzeć na tego chłopca — on stale jest schylony n ad b olejącą stopą i w ydobyw ający cierń. Dziś, ju tro , za rok. — Podobnie w ielu ciągle płacze, m ęczy się, nie m a radości. Być może P a n Jezus n ie je s t m ieszkańcem ich do
m u, serca, a tylko rzadk im gościem. I dlatego każdy chrześcijanin m usi przeżyć m om ent n a rodzenia się n a nowo, i w zięcie zw ycięstw a w Jezusie C hrystusie!
Bóg W szechm ogący ob jaw ił w C hrystusie Jezusie Sam ego Siebie, i w N im też spraw ił po jed n an ie św iata. D latego trz e b a Go p rzy jąć
do serca! (2 Kor. 5, 19.20).
M iły przyjacielu! usłuchaj i ty, i pojed naj się z Bogiem w Jezu sie C hrystusie! P rzy jm ij Go, a otrzym asz przebaczenie. Nie będą p rzy- czytane up ad k i tw oje. W tedy N arodzenie P ańskie będzie m iało dla ciebie now e, w sp a
niałe, radosne znaczenie!
S. W aszkiewicz
POKARM LUDU BOŻEGO
„ J a n c i je s t on c h i e b ż y w o t a ; kto do M nie p rzych o dzi,
III
■
Chleb Żywota W iem y, że S ta ry T esta
m e n t jest Słow em Bożym, danym jako po k arm ludow i Bożem u n a rów ni z N ow ym T estam en
tem , gdyż napisano, że k a ż d y m Słow em Bożym żyć będzie człowiek (Mat. 4, 4; Łuk. 4, 4).
Nowy T estam en t je s t w ypełn ien iem Starego;
dlatego też każde w ydarzenie w życiu Bożych ludzi i ludu, któ re zapisane zostało w S ta ry m Testam encie, służyć m a k u n auce i zbaw ieniu, któ re w N ow ym T estam encie z n a jd u je swój pełny w y raz (wypełnienie).
S tąd w iem y też, iż ten p o k arm d any Izraelo
wi na posilenie w czterdziestoletniej w ędrów ce do Ziem i O biecanej, jest obrazem p o k arm u nie
biańskiego', d an y m N ow em u Izraelow i, Boże
m u ludow i Nowego T estam en tu . P okarm em w ięc podstaw ow ym , niezb ęd n ym i n ieb iań skim Żywego Kościoła, je s t Żyw e (Słowo Bo
że. P ełn y m objaw ieniem zaś Słow a i sam ym Słow em Bożym, jest Jezu s C h ry stu s (Jan 1, 1).
Kościół Ż yw y żyje C hrystusem , i je s t -ciałem Jego (Kol. 1, 24). N arodził się z r a n i śm ierci P an a Jezusa, m a ud ział w Jego zm artw y ch w staniu, i ży je Z m artw ychw stały m , Żyw ym Jezusem .
D la społeczności dzieci Bożych, członków ro
dziny ew angelicznej, są to p ra w d y tak oczy
w iste, że — zdaw ałoby się — nie trzeb a o n ich ani mówić, ani przypom inać. A le czy isto tn ie nie trzeba mówić, n ie trzeb a przypom inać?
Istn ieje niew ątp liw ie głód duchow y w śród w ierzących, tu i tam . A cóż m oże być jego przyczyną? P a n Jezu s przecież pow iedział:
„...kto do M nie przychodzi, łak n ąć nie będzie"
(Jan 6, 35). A więc p rzyczy n ą głodu ducho
wego je s t b ra k Jezu sa w życiu, n ie k arm ienie się N im Sam ym — objaw ionym Słow em Bo
żym. N ie m a innego pow odu i źródła głodu duchowego, ja k b ra k niebiańskiego p o k arm u — P a n a Jezusa, w sercu i życiu. P a n Jezus, Jego Osoba, je s t jed y n y m duchow ym pokarm em , w pełni i całkow icie zaspokajającym w ew n ę
trznego, duchowego człowieka, serce nasze.
A le karm ić się należy tylko S am ym P an em Jezusem . On jest ty m pokarm em jed yn ie n ie
zbędnym dla duchow ego człowieka, ale też po
karm em „tw ard y m ", a n a w e t n a jtw a rd szy m — dla cielesnego człowieka, to jest dla n a s z y c h poglądów, n a s z y c h m yśli, n a s z y c h opinii i sądów, n a w e t o Jezusie, o Słow ie i K ró lestw ie Bożym. N a s z y c h , ale... nie Bo
żych.
D uch ludzki, niepokojony grzechem , p o trze
b u je po koju i tęsk ni do Jezusa, K sięcia Po
koju; ciało — sprzeciw ia się i b ro n i p rzed
łaknąć nie będzie...”
Ja n 6, 35
przy jęciem P ana, ja k napisano: „A lbow iem ciało pożąda przeciw ko duchow i, a duch prze
ciwko ciału, a te rzeczy są sobie przeciw ne, abyście nie to, co chcecie czynili" (Gal. 5, 17).
*
Dlaczego po d k reśla się w sposób szczególny, iż sam y m P an em Jezu sem k arm ić się trzeba?
D latego o ty m m ów i się, i podkreśla, gdyż P a n Jezu s tę podstaw ow ą p raw d ę objaw ił, i o niej nauczał. A że ta k jest, sp ró b ujm y jeszcze raz przeczytać, pod ty m k ą te m w idzenia, szósty rozdział E w angelii w edług św. Ja n a, od w ie r
sza 24 do końca. D otkniem y tu ta j niek tó ry ch ty lk o w ierszy, p ró b u ją c w ich św ietle oglądać i w spółczesne życie lu d u Bożego.
W idzim y ta m tłu m ludzi szu k ających Je z u sa, i n ie żałujących n a w e t tru d u , aby Go zna
leźć (w. 24 i 25). To było wówczas. A dziś?
A dziś rów nież, tu i ta m m ożna w idzieć ogrom n e n a w e t tłum y, grom adzące się w różnych m iejscach, szu kających n a w e t — zdaw ałoby
s i ę — Jezusa, K ró lestw a Bożego. W idząc liczne zgrom adzenia, m ające usłyszeć o Jezusie, tłu m y w ielkie, k tó re dla w ielu są przedm io tem podziw u i pożądania, n ieraz celem działania, pow odują zam ęt w głowie i sercu — większość w ierzących, a p rzed e w szystk im działaczy i p ra cow ników określiłoby to zjaw isko jako rados
ne, pożądane, i błogosław ione; ludzie przecież szu k ają Jezusa! A le czy rzeczyw iście zawsze te tłu m y grom adzą się dla szu k an ia Słow a Bo
żego, Jezu sa sam ego? A napisano: „Nie sądźcie w ed ług w idzenia, ale sp raw ied liw y sąd sądź
cie" (Jan 7, 24).
P a n Je zu s zn a tę p raw dziw ą, najgłębszą treść życia ludzkiego. N ie odrzucał On nikogo, ale gdy p o trzeba było, objaw iał przychodzą
cym do Niego, p raw d z iw e ich m y śli i s k ry te pożądliw ości. A by w iedzieli od czego m uszą się odwrócić, a szczerze naw rócić do Boga i za
p rag n ąć Jego Samego.
I ty m m ów i p ra w d ę w oczy. (Jakże w ielu zgorszyłoby się i dziś z tego, że tak i „ tw ard y ", ta k i „n ie u p rze jm y " — je s t Nauczyciel). I to ja k ą praw dę: „...Z apraw dę, zapraw dę po w ia
dam w am : szukacie M nie nie przeto, iżeście w idzieli cuda, ale iżeście jed li chleb i byliście n asyceni (w. 26). Słow a te sk iero w ane były (i są) do ludzi, k tó rz y byli św iad kam i i uczest
n ik am i cudow nego rozm nożenia przez P ana Jezu sa pięciu chlebów i dw óch rybek, i na
k arm ien ia w ielu tysięcy ludzi; n akarm ienia ta k do sy ta, że zebrano d w anaście koszów okru
chów i resztek. T ym w łaśnie św iadkom Jego cudu, szukającym Go, m ó w i P a n Jezu s ze sm utkiem , iż przyszli w g ru n cie rzeczy k a r
m ić się cieleśnie, i ta chęć k a rm ien ia się cie
lesnego i w rażeniam i, jest isto tn y m pow odem ich p rzy jśc ia do Niego. Inaczej m ów iąc przy szli, aby widzieć sp raw y n a d -n a tu ra ln e (cuda)
i skorzystać coś p rzy tym ; ale nie zobaczyli, nie zrozum ieli i n ie p rz y ję li tego, co m ówi 0 Sobie Ten, k tó ry m a m oc zbaw ić, nie p rz y ję li i n ie zapragn ęli Go, jak o Z baw iciela.
P a n Jezus czynił (i czyni) cuda, bo jed n y m z Im ion Jego jest: „D ziw ny (Cudow ny) (Iz. 9, 6).
Czyni cuda P an, ale n ie b y ł i n ie je s t cudo
tw órcą. P a n Jezus uzdraw iał, i uzdraw ia, ale n ie b y ł i nie je s t lekarzem . Czynił to w szystko, ab y ulżyć doli człowieka, ale nade w szystko a b y wskazać, że je s t Z baw icielem . J a k m oże uleczyć ciało, ta k m oże uleczyć duszę: „Ale żebyście w iedzieli, iż Syn Człowieczy ma moc na ziemi grzechy odpuszczać, rzekł powietrzem ruszonemu: tobie m ówię wstań, a idź do domu twego" (Mar. 2, 10.11). Tak ja k m a moc uci
szyć szalejące m orze, ta k m a moc uleczyć sza
lejącego człowieka, n ak azu jąc w yjść precz de
m onom , k tó re go opętały.
Cóż je s t b ow iem w g ru n cie rzeczy p rzyczy n ą sm utku, nieszczęścia, śm ierci człowieka, choroby ciała czy choroby duszy? O czyw iście duszy. A chorobą duszy jest grzech, ja k i by n ie był. Je d y n y m celem przy jścia P a n a J e zusa n a ziem ię, je s t zbaw ienienie człow ieka od grzechów i śm ierci w iecznej: „A w iecie, iż się O n objaw ił, a b y grzechy nasze zgładził, a grzechu w N im n ie m asz" (1 J a n a 3, 5). To je s t cel o b jaw ien ia się P an a Jezusa, i Jego w olą jest, aby Go jed y n ie w ty m ch arak terze Z baw iciela szukać, p rzy ją ć i opowiadać!
Je st to sp raw a ściśle duchow ej n a tu ry , b a r
dzo su b teln ej w praw dzie, ale w y ra ź n a i w y raź n ie objaw iająca się w sk u tk ach , ow ocach — ciała lub ducha. D elikatn a to spraw a, i bardzo w ty ch czasach aktualna. P a n Jezu s o niej m ów ił. I m y m ów ić będziem y. W Jego D uchu, w edłu g Jego woli, i dla Jego ty m w iększej chw ały.
J a k w idać z przytoczonego ju ż Słowa, za
w a rte g o w E w angelii w edług Św. J a n a (rozdz. 6), nie je s t zgodne z Jego wolą, nie chw ali Jego Im ienia, a n ie je s t z pożytkiem
■duszy — szukanie i opow iadanie P an a Jezusa, jako cudotw órcy. Chciano bow iem wówczas — ja k czytam y — słuchać w p raw d zie n a u k i 1 przem ów ień P a n a Jezusa, ale p rzed e w szyst
kim chciano jeść chleb i ry b y cudow nie roz
m nożone.
Ż adne z u zew n ętrzn iający ch się błogosła
w ień stw Bożych, n ie je s t Sam ym P a n e m J e zusem (Jego Osobą), inaczej m ów iąc są Jego dziełem, ale nie są Jego C iałem i K rw ią; a po
w iedział P an : „...pow iadam wam , jeżeli nie będziecie jed li ciała Syna Człowieczego i pili k r w i Jego — nie m acie żyw ota w sobie..."
(w. 53).
Z drow ie, zręczność, siła i h arm o n ia ciała ludzkiego, są dziełem (Ja n 1, 3) i d arem P an a Jezusa, ale n ie są Nim. D latego też cudow ne uzdrow ien ie chorego ciała, b y w a dziełem łaski Bożej, i je s t to d a r Boży, ale uzdro w ienie ciała przez P a n a Je zu sa n ie je s t rów noznaczne z przy jęciem P a n a Jezusa, jako Zbaw iciela, ja k czytam y w E w angeliach, a przecież to je st dla człow ieka najw ażniejsze, i po to p rzyszedł Z baw iciel do nas, aby Go przyjąć!
J e d li tam ci chleb cudow nie rozm nożony, i b y ł to Boży d ar, ale T w órcy cudu i D aw cy d a ru — nie p rzy ję li, n ie szu k ali b ow iem J e zusa — Zbaw iciela, M esjasza, — ale cudo
tw órcy! D latego też ,nie zostali nasyceni, głód duszy nie został zaspokojony, i ,nie m ógł b y ć zaspokojony, gdyż n ie szukali zbaw ienia i 'du
chowego pokarm u!
I dlatego w ięc i dziś, gdy d aje się odczuć gdzieś głód duchow y, to aby m ógł b yć on za
spokojony, n ie należy w iele rozm yślać, w iele dyskutow ać i organizow ać, ale w D uchu P a ń skim m ówić św iadectw o Boże, ja k m ów i Apo
stoł P aw eł: „A lbow iem n ie osądziłem za rzecz p o trz e b n ą co innego um ieć... tylko Jezusa C hrystusa, i to onego U krzyżow anego", „albo
w iem m ow a o K rzy żu tym , k tó rz y g in ą je s t głupstw em , ale n a m k tó rz y byw am y zbaw ieni, je s t m ocą Bożą" (1 K or. 2, 2; 1, 18). A kto nie przychodzi, aby Sam ego P a n a szukać i p rzy jąć, jako Słowo i C hleb Żyw ota, kom u m ow a o K rzyżu je s t głupstw em , tem u in n e rzeczy, choćby n a d -n a tu ra ln e n ie pom ogą, an i go n a
sycą duchow o. A jeśli b y to było konieczne, S am Pan, w e w łaściw ym czasie osobiście to spraw i.
Do opow iadania o U krzyżow anym Z baw i
cielu, nie trz e b a tw o rzen ia specjalny ch w a ru n ków, zjazdów , tłu m n y ch zgrom adzeń, re k la m y, a zwłaszcza w r z a w y . Bo on — Jezus, by ł cichy i pokornego serca, „...nic n ie b y ło w idać, czem u byśm y Go żądać m ieli".
Po to m a k arm ić się lu d P ań sk i N im Sam ym , pożyw ać Jego Ciało i K re w (a to n ie o W ie
czerzy P ańsk iej je s t mowa), aby ró sł te n w e w n ętrzn y , duchow y człow iek; aby uczniow ie P ań scy m ogli naśladow ać i upodobnić się do P a n a Jezusa. Do takiego, ja k im b y ł On n a p ra w dę, jak im b y ł proroczo o b jaw io n y Izajaszow i p rzez D ucha Św iętego (rozdz. 53), ja k im zo
baczyli Go uczniow ie Jego dopiero po p rze
życiu U krzyżow ania, a w łaściw ie po P ięćdzie
siątnicy.
T ylko duchow y bow iem człow iek m oże u jrz e ć takiego cudow nego Zbaw iciela, jakiego duch jego pożąda, ja k im b y ł i je s t Jezu s n a praw d ę. D latego w szystko czyńm y, ab y ducho
w y (w ew nętrzny) nasz człow iek b y ł posilany:
d ajm y odpór każd em u pow iew ow i, ja k i p rzy chodzi na Kościół, a którego celem jest, aby b y ł opow iadany w gru ncie rzeczy in n y Jezus, a nie T en U krzyżow any.
*
Błogosław iony Pan, Bóg nasz, że On nie tylko zbaw ia — ożyw ia i w y pro w ad za z E gip
tu — niew oli grzechu, ale d aje i p o k arm k u żywotowi w iecznem u, d aje p o k arm i siły do w ędrów ki tru d n e j, często ciężkiej, często bo
lesnej i pełnej przeciw ności, w ędrów ki życia chrześcijańskiego do Ziem i O biecanej, n iebiań
skiego C hanaanu, do w iekuistego p rzeb y w ania z Nim.
Byle tylko członkow ie lu d u Jego, owce pas
tw isk a Jego, p asły się i k a rm iły p o karm em Słowa Żyw ota każdego dnia, i w sposób n a kazany przez P a n a ku naszem u posileniu, ku w ykonaniu ciążących n a nas zadań, obowiąz
ków. K arm ić się p rze d rozpoczęciem codzien
nej w ędrów ki, pielgrzym ki; nie zostaw iać z po
k a rm u nic na później; używ ać Jego pokarm u, posilenia dziś, w m ia rę potrzeb. On, P a ste rz nasz, daje każdem u p okarm ; d aje każdem u rów ną m iarę. Nie m a w śró d lu d u Bożego upo
śledzonych z w yro k u Bożego, to je st słabych, głupich, nie rozum iejących, skazanych n a u p a
danie. To w szystko w ydarza się, istn ieje, ale w yłącznie z naszej przyczyny; dzieje się przez n ie żyw ienie się, nie posilanie — N im sam ym , Jego ciałem i k rw ią.
K to n ie m a siły do m arszu w szeregu, kto słabnie, kto m aru d erem się staje, to nie z w oli i rozkazu Pańskiego się dzieje, ale w brew woli Bożej. To nie przeciw ności są tego przyczyną, że nie może nadążać w m arszu, to osłabienie z b rak u p o k arm u i żyw ienia się duchow ym po
karm em — są tego przyczyną.
Niech n ik t n ie mówi, że w a ru n k i nie pozw a
la ją m u być żyw ym (i pożytecznym ) człon
kiem Kościoła Żywego, zboru, społeczności św iętych lu d u Bożego, Nowego Izraela. Nie jest praw dą, że w e w zroście duchow ym p rz e szkadza kom ukolw iek zły s ta n duchow y o to
czenia, nied o statek duchow ego życia u b raci lub sióstr, tru d n e w a ru n k i zew n ętrzne lu b oso
biste. To są przeszkody n iew ątp liw ie, i u tru d n ien ia n ie m ałe, ale n ie s ą to pow ody, k tó re p rzy pom ocy P ańskiej, m ogłyby pow odow ać b rak życia duchowego. Po p ro stu kto nie k arm i się, kto nie wychodzi „o św icie" z „nam iotu swego",. aby zebrać posłaną przez P a n a Boga m annę, ten n ie spożyw a jej z rana, i w ciągu dnia, kto nie k arm i się stale sam ym P an em Jezusem , te n nie m a siły do m arszu, do w alk i z trudnościam i i przeszkodam i. W łasną słabość, b rak sił, tłum aczy i usp raw ied liw ić chce cu
dzym i grzecham i i słabościam i. N ikt zaś nie będzie osądzony sp raw ied liw y m sądem Bożym n a śm ierć za cudze grzechy, ja k i n ik t nie będzie zbaw iony p rzez uczynki i zasługi in ne
go człowieka. „K ażdy sw oje w łasne brzem ię p o n ie s ie ..-( G a l. 6, 5).
A więc? A więc jeszcze raż w spom nijm y Słowo dane n a m w szystkim ku pożytkow i, że:
„...nam Jego Boska moc w szystko, co do ży
w ota i do pobożności należy, d arow ała przez poznanie Tego, K tó ry nas pow ołał przez sław ę
i p rze z cnotę. P rzez co bardzo w ielkie i kosz
to w ne obietnice n a m są daro w ane, abyście się przez nie s ta li uczestnikam i Boskiej n a tu ry , uszedłszy skażenia tego, k tó re je s t n a św iecie w pożądliw ościach" (2 P io tra 1, 3.4).
A w ięc niech n ik t nie żąda „tw ardszego po
k a rm u ", sądząc iż te n codzienny chleb Słowa Bożego, w prostocie p rz y ję ty , jest jako b y nie w y starczający do p raw d ziw ie duchow ego ży
cia. To niepraw da. K a rm ijm y się tylko N im Sam ym ! N im Sam ym , bo w N im w szystko, co do „żyw ota i pobożności" je s t p otrzebne, a w łaśn ie w ty m upadam y, i nie czego innego, ale tego „żyw ota i pobożności" je s t n a jw ię kszy n ied o statek . G łodnem u zaś i om dlew ają
cem u człow iekow i łatw o pozór p o k arm u pod
sunąć, pozór i nam iastk ę — a jed n a k spożyje ją i to z chciw ością; ale nie m oże dać m u siły i życia to, co je s t niew łaściw ym , albo fałszy
w ym pokarm em . Ow ce Jezusow e m ają k arm ić się ty lk o na Jego p astw isk u, pod Jego ręk ą i pieczą, bo On przyszedł, „alby żyw ot m iały i obficie m iały " (Jan 10, 10).
A je d n a k pom im o to, je s t dość w ielu żąda
jący ch oprócz m anny, rów nież i m ięsa; często dzieje się tak, iż nie w iedzą, albo nie chcą uznać, że pochodzi to z niem ożności radow a
nia się i k a rm ien ia tym , co P a n Bóg daje Sw em u ludow i: w olnością i pokarm em codzien
nym , ale cudow nym , z góry zstępującym , nie podobnym do żadnego z n a tu ra ln y c h (ludz
kich), istn iejący ch n a ziem i. D zieje się tak, iż nie k a rm ią isię i n ie ży ją Jezusem .
W ielu sądzi, że żyć Jezusem , to w idzieć i p rzeżyw ać w ielkie, n a d -n a tu ra ln e sp raw y i w yd arzenia, a p rz y ty m zrozum iew ać ta jn ie Boże, w idzieć i rozum ieć w ięcej, niż. to dane innym . J e s t to błąd. Boga i Jego łaskę trzeb a zobaczyć w e w szystkim , co On daje. N a każdy dzień. A .wów czas zobaczym y to, co nie je st dostępne cielesnem u człowiekowi.
P am iętać należy, iż Izraelow i dane było oglą
dać i przeżyw ać w ielkie sp raw y Boże, a za
tęsk n ił je d n a k do zw ykłej, niew olniczej doli.
A gdy d an y m u został c o d z i e n n y c u d obecności łaski — m ann a, początkow o nie u m iał praw idłow o n ią żyw ić się w edług rozkazania P ańskiego, a w końcu ta k na tę c o d z i e n - n o ś ć cudu n arzek ał (,,...a dusza nasza obrzy
dziła sobie te n chleb n i k c z e m n y — 4 Mojż. 21, 5), że aż plaga w ężów jadow itych m usiała być zesłana, aby przyw ieść do opa
m ię ta n ia cielesny lud.
I cóż tę k lęskę zażegnało, jak i znak d any b y ł ludow i n a zbaw ienie: znak węża zaw ie
szonego na palu, — Z n ak K rzyża. W N im bo
w iem św iatło, w k tó ry m ujrzeć m ożna w łasną chorobę i n ied ostatek; w N im bow iem moc uzd raw iająca w szystkie choroby — grzechy, a zaspokajająca w szelki n ied o statek i głód.
K to m a P a n a Jezu sa — m a w szystko. S yty — n ie goni za pokarm em , a n i zdrow y — za le
karzem !
Dodać jeszcze trzeba, iż oprócz w ielu żą
dających m ięsa, m ożna sp otkać in n ą k ateg orię osób: nie zn ających k a rm ien ia się m anną:
jak b y głód w n ich zam arł, n ie odczuw ają jak b y p o trzeb y karm ien ia się P an em Jezusem . Ich życie jest tego św iadectw em . N ie m a ich w pracy, w tru d z ie ch rześcijańskim rodziny Bożej; w y starcza im przychodzenie na zgro
m adzenia, z k tó rych w ychodzą, n ie wiele, albo i nic nie biorąc. Ł atw iej p a m ię ta ją k t o i j a k m ówił, niż to c o m ówił. N ie m ają też sam i w sobie św iadectw a, płynącego z przeżycia osobistego, iż Słowo coś w łaśnie do n ich m ó
wiło, i że m ów i każdego dnia. A przecież jak m anna k i e d y ś , tak P a n Jezu s d z i ś , jest d any k a ż d e m u członkow i lu d u Bożego na posilenie do pracy i w ęd ró w k i przez puszczę życia. K a ż d e m u .
To co w nas cielesnego (a w iele tego jest) — nie może, nie umie, i n i e c h c e p rzy jąć
Sam ego P an a Jezusa, i nic dziwnego: Sam J e zus to — pośw ięcenie, tru d , cierpienie i krzyż.
A to dla cielesności z b y t tw ard e, choć za ty m stoi zm artw y ch w stan ie i niebo — „ziem ia obie
cana". W spom nijm y n a Izraela. W ielka to Bo
ża nauka!
„T w ard a to m ow a“, tw a rd y to chleb, tw ard e to życie. T w ard e — dla cielesnej n a tu ry . Ko
nieczne — dla uczniów Pańskich.
A On — Zbaw iciel, P a ste rz D obry, Jezus C h ry stu s — jest życiem naszym , chlebem ży
w ota, p o karm em naszym ; On je s t i m a być jed y n y m P a ste rz em naszym — owiec Jego, On m ów i do Sw oich: „Owce Moje głosu Mego słu
chają, a Ja je znam i idą za Mną, a Ja żywot w ieczny daję im, i nie zginą na wieki, ani ich żaden w ydrze z ręki M ojej“ (Jan 1 0 ,27.28).
Jem u, P asterzow i, Zbaw icielow i i P a n u chw ała i cześć! Z w dzięcznością i miłością!
„A Aniołowi Zboru Smyrneńskiego napisz:
...(aleś bogaty)...”
Obj. 2, 8-11 D rugi i trzeci rozdział O bjaw ienia zaw ierają
siedem listów , podyk tow anych (objaw ionych) Janow i po to, aby je n astęp n ie posłał do sie dm iu zborów w A zji M niejszej. J a n b y ł w ów czas n a w ygnaniu na m ałej, sk alistej w yspie P atm os i tam zostało m u objaw ione to, co w tej księdze, zam ykającej Now y T estam ent, zo
stało napisane. N azyw ana je s t ona objaw ie
niem Św. Jan a, ale raczej pow inni b y śm y u ży wać nazw y: objaw ienie Jezu sa C h ry stu sa dane Janow i. A J a n p o d ał n a m błogosław ione o bja
w ienie, gdyż t a ostania księga Biblii została nap isan a nie ty lk o dla siedm iu zborów , lecz rów nież i dla nas, k tó rzy jesteśm y kościołem Jezusa C hrystusa.
Zastanów m y się obecnie n ad listem do zbo
r u sm yrneńskiego. K iedym m yślał kiedyś o tych siedm iu zborach, w ym ienionych w po
czątkow ych rozdziałach O bjaw ienia, Bóg zw ró
cił m oją uw agę szczególnie n a zbór sm y rneń - ski. Przyniosło mi to osobiście dużo błogosła
w ieństw a, pouczenia, radości. N iech Bóg da n am w szystkim , przez D ucha Św iętego, po
cieszenie i pokrzepienie naszem u duchow i przez chleb niebiański ■— Słowo Boże.
Ogólnie m ów iąc stw ierdzić m ożem y na w stę
pie, iż każdem u z siedm iu zborów uk azana jest jakaś je d n a szczególna cecha P a n a Jezusa, ta w łaśnie, k tó ra tem u zborow i je s t n ajbard ziej potrzebn a w ty m czasie i okolicznościach.
W iedząc o ty m , m am y klucz do rozum ienia tego posłannictw a. Zborow i filadelfijsk iem u P a n Jezu s p rzed staw ia się, jako Ten, K tó ry m a moc zam ykać i otw ierać drzw i dla E w an gelii, i w tej mocy otw orzył tem u zborow i
drzw i (możliwości) opow iadania D obrej No
w iny. „To m ówi on Ś w ięty i P raw dziw y, k tó ry m a klucz D aw idow y, k tó ry o tw iera a n ik t n ie zaw iera, i zaw iera a n ik t n ie otwiera..,, otom w y staw ił przed tobą drzw i otw orzone a żaden nie może ich zam knąć..." (Obj. 3, 7.8).
Treść tych listów m a rów nież prorocze zna
czenie w sensie historycznym . O becnie na p rzy k ła d żyjem y w okresie p rzejściow ym od zboru filadelfijskiego (szeroko o tw arty ch drzw i n a cały m św iecie dla głoszenia Ew angelii) do zboru laodycejskiego (chluby i sam ouspokoje- n ia się z ra c ji p osiadania bogactw m ate ria l
n ych a n ie duchow ych), „...nie jesteś ani zim n y ani gorący, w yrzu cę cię z u st M oich" (Obj.
3, 16).
Pozostańm y jed n a k tym czasem przy zbor~"
sm yrneńskim , k tó rem u P a n Jezu s objaw ia się w takiej postaci: „...To m ów i pierw szy i ostatni, k tó ry b y ł u m a rł i ożył" (Obj. 2, 8).
P a n Jezu s m ów i to zborow i dla jego uspoko
jenia, gdyż w spółczuje m u z pow odu różnych jego trudności.
Sześć razy spotykam y w B iblii określenie:
„pierw szy i o statn i"; trz y razy w S ta ry m Te
stam en cie i trz y raz y w Now ym . I p rześlado
w anem u zborow i sm yrneń sk iem u P a n Jezus ty m słow em pocieszenia zsyła uspokojenie, za
pew nia, iż On — Jezus je s t i trw a od po
czątku do końca. W szystko cokolw iek w y da
rzyć się może, je s t pod Jego kontrolą. Inaczej m ów iąc: „ Ja n a początku i na końcu i nic się z tobą dziać nie może. czego b y m J a sam nie m iał w Sw ej m ocy". J e s t to w ielkie posilenie dla społeczności, k tó ra m a trudności.
Zw ażm y na w iersz ósmy. P rzy p o m in a Pan, że Sam cierp iał i szedł drogą krzyżow ą, ale za cierpieniem jest życie, je s t zm artw y ch w stanie, zwycięstwo. Przeszedł P a n drogą krzyżow ą, ale zm artw y chw stał i żyje. D latego też i ci, k tó rz y W eń uw ierzyli, zm rtw y c h w stan ą i żyć będą, choć m uszą iść drogą krzyżow ą. A le n a końcu tej drogi je s t On — P a n Jezus, a On jest zm artw y ch w staniem i życiem . On je s t ostatni.
Ileż tu w spółczucia i pociechy dla zboru sm y r
neńskiego.
Czym w yróżnia się ten list w śród in n y ch li
stów? Je'st n ajkró tszy; nie tylko ilością w ie r
szy, ale i w yrazów . Mało słów. J a k b y Bóg zw racał m ało uw agi n a te n zbór. N ie chw ali też zboru ani jed n y m słowem . J e s t to ty m b a r
dziej uderzające, że n a p rzy k ła d zbór efeski jest chw alony i za czyny, i za pracę, i za cier
pienia i za nie to lero w an ie zła, i d w a razy za cierpliwość. A le zw ażm y p rzy ty m , że po tych pochw ałach n a stę p u je jed e n zarzut, a ten w g runcie rzeczy p rzek reśla w szystkie pochw ały;
a to ten: „żeś zostaw ił p ierw szą m iłość".
„ P o k u tu j!“. Bóg n ie zam yka oczu na to, co dobre, ale nie przem ilcza tego, co n a jw a ż n ie j
sze: b ra k u miłości. I podkreśla: „zostaw iłeś";
n ie mówi, że „zgubiłeś". Człowiek tego d a ru zgubić n ie może. Tu je s t ak t w oli p o trzeb ny i dla tego Bóg m ów i zborow i efeskiem u: „tyś m iłość opuścił". I dlatego m ówi też: „P am ię
taj ted y skądeś w ypadł, a p o k u tu j i czyń u czy n
ki pierw sze, a jeśli nie chcesz, p rz y jd ę ... r y chło i poruszę św iecznik tw ój..." (Obj. 2, 5).
N atom iast do zb oru sm yrn eń sk iego m ówi Bóg, iż zna w szystkie boleści jego, zna u b ó
stwo, zna uczynki. Mało słów, żadnych p o chwał, w iele współczucia, ale jak b y u krytego.
Może pew ne opow iadanie posłuży k u ła tw ie j
szem u zrozum ieniu tej Bożej pow ściągliw ości w stosunku do zboru sm yrneńskiego.
P ew n a niew iasta m iała w idzenie. W idziała w nim trz y n iew iasty klęczące i m odlące się w jednej izbie. W pew n ej chw ili otw o rzyły się drzw i i w szedł do iziby P a n Jezus. Podszedł do pierw szej niew iasty, położył Sw e zranione ręce na jej głowie, pobłogosław ił i pocieszał ją. Do drugiej n iew iasty nie podszedł ani do
tk n ął się jej, jed y n ie uśm iechnął łagodnie do niej. Trzeciej n atom iast n iew iasty ja k b y nie zauw ażył wcale.
M ająca to w idzenie n iew iasta ta k sobie po
częła tłum aczyć treść tego w idzenia: Ta p ierw sza, pobłogosław iona n iew iasta — to w idocznie n ajbardziej duchowa. Ta dru g a — znacznie już m niej. N atom iast ta trzecia — zapew ne znie
w ażyła P a n a i dlatego nie zw rócił n a nią n a
w e t uwagi!
A le D uch Św ięty ta k pow iedział do te j n ie w iasty: N iew iasto tego św iata! źle rozsądzi
łaś. Ta pierw sza n iew iasta — to w łaśnie n a j
słabsza duchowo; dlatego p otrzebow ała spe
cjalnego Bożego dotknięcia. D ru g a — m ocniej
sza duchowo, w y starczy ł jej u śm iech Pana.
Trzecia — zaufała P a n u n a w e t w ciem nościach!
Z bór sm y rn eń sk i je s t podobny do tej trz e ciej niew iasty ! P a n znał zbór, a zbór z n ał P a na. N ie m a dlatego w liście słów pochw ały, ja k n ie m a też słów i nagany. A zw róćm y u w a
gę, iż tylk o tego jednego Zboru P a n n ie gani.
N ie m a też i o b ietn icy u nik nięcia boleści. W ręcz p rzeciw nie, m ów i m u P an , iż będzie m iał bo
leść przez dziesięć dni. N ie m ów i w cale, że gdy zbór będzie m odlił się trz y godziny dziennie, k ilk a k ro tn ie w ro k u p rzeczy ta całą Biblię, jeśli będzie byw ać n a nabożeństw ach — wówczas nie będzie cierpiał w cale. M ówi n atom iast, iż będzie cierpiał przez pew ien naznaczony czas, nie kró tk i, ale oznaczony przez P ana.
P a n Je zu s zn a sy tu a c ję zboru w Sm yrnie.
„Z nam uczynki tw oje, i ucisk i ubóstw o...". J a k to dobrze, że P a n zna w szelki nasz ból...
P rz y g lą d a m się często dzieciom. M ały chłop
czyk u d e rz y ł się boleśnie. Szuka w spółczucia u b ra c i i sióstr, ale go nie znajd u je. M ówią m u tylko: nie płacz! W ięc b iegnie i szu k a m am y.
N ie ojca. K iedy w idzi m am usię, w y b u c h a je szcze w iększy m płaczem , bo w ie, że u n iej z n a jd u je w spółczucie, a on chce, aby ona w ie
działa, że on cierpi. W ystarczy jed nak , aby go pogłaskała i pocałow ała, zapom ina o bólu i w raca do zabaw y.
D obrze je s t w iedzieć, że P a n zna nasze bole
ści. Chce jed n ak , abyśm y M u o ty m pow ie
dzieli. Rzadko m ożna spotkać się z w spółczu
ciem u ludzi. Ł atw iej m oże zn a jd u jem y je u tych, k tó rz y przeży li sam i podobne boleści.
A le i to n ie zawsze. S zu kajm y w spółczucia u P ana.
„Z nam tw o je ubóstw o". K tóż lu b i ubogiego?
ja k ż e często pog ard zany je st człow iek bez w pływ u, pieniędzy... P odobnie p atrzono na zbór sm yrneń ski. A le P a n m ów i w tej sy
tu acji: „ J a w iem o ty m ; w iem ja k i je s t sto
s u n e k do ciebie! A le błogosław ieni ubodzy w duchu, bo ich je s t K rólestw o Boże. Z nam w szystkie złe słowa, k tó re m ów ią przeciw to bie. Znam , bo Sam to cierpiałem . W iem, że to bożnica szatańska. A le n ie bój się! J a w iem , co jeszcze m asz cierpieć... J a to znam ..."
I n a koniec przychodzi objaw ienie tego, co tylko Bogu je s t w iadom e, a sk ry te je s t p rzed krótkow zrocznym i oczam i lud zk im i: „...(aleś bogaty)..."
Z w róciłem k ied y ś uw agę, iż słow a te: „aleś bogaty", u ję te są w naw iasy. P ro siłem tedy P a n a : o b jaw mi, proszę, dlaczego słow a te u ję te są w naw iasy.
P o p atrzm y w ięc, że to co najisto tniejsze, n ajkosztow n iejsze je s t u ję te , jak b y sk ry te w naw iasach. M ożnaby pow iedzieć: jesteś boga
ty, choć to się jeszcze n ie objawiło. T w o je bo
gactw o je s t jeszcze sk ry te w ew nątrz. A le to, co je s t sk ry te jeszcze w ew n ątrz, m usi b y ć ob
jaw ione. Pozw oliłem diabłu i og niu jego po- kuszeń, aby skruszyły, spaliły owe naw iasy, aby bogactw o tw ego w n ętrza objaw iło się.
W czym zaw iera się bogactw o dziecka Bo
żego? S tw orzeni zostaliśm y w szyscy na obraz