• Nie Znaleziono Wyników

Problemy : miesięcznik poświęcony zagadnieniom wiedzy i życia, 1948 nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Problemy : miesięcznik poświęcony zagadnieniom wiedzy i życia, 1948 nr 11"

Copied!
73
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

P R O B L E M Y

Miesięcznik poświęcony zagadnieniom wiedzy i życia

Rok IV 1948 Nr I I (32)

T R E Ś Ć

C ZY B Ę D Z IE M Y M O G L I REG ULO W A Ć POGODĘ . . . . R o zpra szam y m g ły i c h m u ry g ra d o w e . O d s u w a m y śnieżycę od m ia s t. W y w o łu je m y sz tu c z n y deszcz.

W ła d y s ła w P a rc z e w s k i . 650

O D K R Y C IE M U M II E G IP S K IE J W M U Z E U M N A R O D O ­ W Y M W W A R S Z A W I E ...

O tw a rc ie licząceg o tr z y ty s ią c e la t s a rk o fa g u k a p ła n a H o te p T ehe na o d ź w ie rn e g o s k a rb c a boga A m o n a .

K a z im ie rz M ic h a ło w s k i . 661

O „ W IE L K IE J “ I „M A ŁE J" SZTUCE P LA S TY C ZN E J . . O z ło tn ic tw ie i ry s u n k u .

Henryk Grunwald . . . 665

0 N A T U R Z E , SZTUCE I M A T E M A T Y C E ...

L ic z b a je s t w szędzie i w e w s z y s tk im : je s t po d s ta w ą p ię k n a 1 ła d u w p rz y ro d z ie , sztuce i tech nice .

Stanisław Kowal . . . 671

TO JE D N A K N IE JEST JESZCZE „P E R P E T U U M M O B IL E “ t S e n s a c y jn a z a b a w k a — s ta ły ru c h bez m o to ru .

J. Ł ... 680

R E H A B IL IT A C J A A L C H E M I I ...

O k a m ie n iu filo z o fic z n y m , o d a w n y c h i n o w y c h p o s z u k iw a ­ czach złota.

Kazimierz Kapitańczyk . 681

O G L Ą D A M Y R A D A R N A P O L IT E C H N IC E W A R S ZA W S K IE J Stanisław Ryżko . . . ,. 690 ZA S TO S O W A N IE U L T R A D Ź W IĘ K Ó W W M E D Y C Y N IE . .

Są w n a tu rz e d ź w ię k i, k tó r y c h n ie s łych a ć, ale k tó r e m ogą z a b ija ć . M e d y c y n a ra d z ie c k a z a p rz ę g ła je w służbę m e d y c y n y .

J. F e ig e n b e rg... 696

U C Z U C IA I M Y Ś L I L U D Z K IE JA K O W Y N IK S YN TEZY B IA Ł E K ...

C zy ż b y n a ro d z in y m o ż liw o ś c i sztuczn ej p r o d u k c ji uczuć.

Stanisław Sierakowski 702

CO P IS Z Ą I N N I...

„M ię d z y n a ro d o w a M a p a Ś w ia ta ". R a fa ł T a u b e n s c h la g — K o n tr o la je d n o s te k i ic h in te re s ó w m a te r ia ln y c h i m o ra ln y c h w E g ip c ie G re c k o - R z y m s k im .

Jacques L a b e y ric — „ F o r t C h a tillo n “ , k o le b k a e n e rg ii a to ­ m o w e j w e F r a n c ji. M ik r o fo n w uch u.

704

NO W O ŚC I N A U K O W E ...

U ltr a d ź w ię k i zastą pią n ie w id o m y m oczy. K w a n to w e w a rto ś c i m asy cząstek e le m e n ta rn y c h m a te r ii. T ra n z y s to r, p rz y rz ą d z a s tę p u ją c y la m p ę e le k tro n o w ą .

709

N O T A T N IK ...

K o s m ic z n a r a d io -s y m fo n ia . W ie lk ie ucho. O c z ło w ie k u , k t ó r y p o p lą ta ł m iło ś ć ze ś m ie rc ią .

T. U ... 712

L IS T Y I O D P O W IE D Z I ...

L . R. K a to w ic e ; M a r ia L u iz a de C a llie r, W arszaw a; ks. A . W.

z J a ś k o w ie ; „ C z a r n y “ S z y d łó w ; A . B . z Ł o d z i; R u d o lf D w o ­ ra k , P a fa w a g , W ro c ła w . C z y te ln ic y , k tó r z y k o m p le tu ją „ P r o ­

b le m y “ .

715

NOW E K S IĄ Ż K I . 719

(3)

C zy feęilzieftig m ogli

K f C M O H / l Ć

p o c o o ę ?

Jak ujarzmić pogodę! — oto zagadnienie, które pasjonuje ludzkość od zarania j e j cy­

w ilizacji. O tym ja k radzono sobie z tym problemem w różnych epokach i wieku ato­

mowym dowiemy się przeczytawszy rozważania na temat regulowania pogody. Prasa codzienna raz po raz donosi o w yw oływ aniu sztucznych opadów lub przeciwstawieniu się ich formowaniu. M ówi się też dużo o rozpraszaniu mgły lub sztucznym je j prze­

rzedzeniu, które to próby przy pomocy rozsiewania naelektryzowanego piasku czy- nionfe były w ZSIłR ju ż na k ilk a lat przed wybuchem drugiej w ojny światowej.

Spełniają się marzenia tysięcy lotników o tym by lotnisko na przekór mgle otwiera­

ło swe podwoje dla lądujących i startujących maszyn. Nareszcie mgła została zmu­

szona do cofnięcia się o krok wstecz w walce z lotnictwem. Została poddana p rzyn a j­

mniej częściowo woli ludzkiej. Mając powyższe na względzie, poświęcimy chwil k ilk a zagadnieniom regulowania pogody.

W N r 5 zamieściliśmy reportaż ilustrowany pt. „W alka o panowanie nad żywiołem powietrza“.

Tu dajemy Czytelnikom gruntowniejsze wyjaśnienie tego fascynującego tematu.

W Ł A D Y S Ł A W P A R C Z E W S K I m g r f iz y k i, p ro f. m e te o ro lo g ii w S zko­

le In ż y n ie r s k ie j im . W a w e lb e rg a i R o tw a n d a w W a rsza w ie , w y k ła d o ­ w ca m e te o ro lo g ii w P o lite c h n ic e Ł ó ­ d z k ie j, a u to r p ra c y p t. „ Z a ry s h is to r ii

m e te o ro lo g ii w Polsce i innych.

P R Ó B A R E G U L O W A N IA P O G O D Y udzkości od daw na n ie obce b y ły m a ­ rze n ia o zm uszeniu k a p ry ś n e j a u ry do u ległości. Szczególnie a k tu a ln y m i b y ły zagadnienia: o c h ro n y przed n is z c z y c ie ls k im d z ia ła n ie m p io ru n ó w , rozpraszania b u rz g ra ­ d o w y c h oraz w y w o ły w a n ia deszczów w w y ­ padkach z b y t d łu g o trw a ły c h susz, rz u c a ją ­ cych „c ie ń n ę d z y “ na tę połać ziem i, k tó ra zo­

stała d o tk n ię ta posuchą. P rze w a żn ie je d n a k poprzestaw ano na p ra k ty k o w a n iu lic zn ych , m n ie j lu b w ię c e j d z iw a czn ych zabobonów.

W s ta ro żytn o ści m nie m a n o na p rz y k ła d , że osoby leżące w łó ż k u , są u o d p o rn io n e na ude­

rzenie p io ru n a . Uważano też, że is tn ie ją pe­

w ne g a tu n k i drzew , w k tó re p io ru n n ie ude­

rza. W czasach p ó źn ie jszych n ie w ie le się pod ty m w zg lę d e m p o p ra w iło . W książce, w y d a ­ n e j w K ra k o w ie w ro k u 1693, pod w ie le m ó ­ w ią c y m ty tu łe m „S k ła d albo s ka rb ie c zna­

k o m ity c h se k re tó w e k o n o m ic z n y c h “ , zaleca a u to r rozw ieszanie w dom u sk ó r lw a , k ro k o ­ d y la lu b k o n ia m orskiego, k tó re n ie za w o d ­ nie m a ją c h ro n ić od u derzenia p io ru n a . N a d ­ m ie n ia ró w n ie ż, iż w czasie b u rz y n ie n a le ­ ży d o ty k a ć liś c i b o b ko w ych , d rz e w fig o w y c h , s tru s ic h ja j... W y n a le z ie n ie p io ru n o c h ro n u p o ło żyło kres lic z n y m s tra to m , ja k ie lu d z ­ kość ponosiła od p io ru n ó w . D ziś, n ie zasta-

(4)

Ó w „ s lu p “ , c ią g n ą c y się od c h m u ry k u p o w ie rz c h n i z ie m i, to po tężna śnieżyca sztucznie w y w o ła n a przez m e te o ro lo g ó w (zdjęcie z n a tu ry )

n a w ia m y się przew ażnie, ja k w ie lk ic h n ie ­ szczęść u n ik a m y d z ię k i in s ta la c jo m p io ru n o ­ c h ro n o w ym . A przecież np.: w ro k u 1769 p io ru n u d e rz y w s z y w m agazyn prochu, z n a j­

d u ją c y się w B reście, spow odow ał w y b u c h , w w y n ik u któ re g o zginęło 3.000 osób i około 1/6 część b u d y n k ó w o b ró ciła się w perzynę.

P io ru n został u ja rz m io n y , ale jego kom p a n -

grad — pozostał do dziś d n ia niepo ko n a n y, m im o, iż p ró b o w a n o go odpędzać głosam i d zw o n ó w ko ście ln ych , s trz a ła m i a rm a tn im i, ro zniecanie m o g n isk oraz u s ta w ia n ie m na polach lic z n y c h t y k d re w n ia n y c h , zakończo­

n y c h o strza m i m e ta lo w y m i. G d y posucha z b y t d o ku czyła , c h w y ta n o się ró w n ie ż n a j­

fa n ta s ty c z n ie js z y c h sposobów b y w y w o ła ć

651

(5)

deszcz. T a k i na p rz y k ła d ekonom d ó b r k s ią ­ żąt J a b ło n o w skich , pragnąc p rz e rw a ć suszę, p anują cą 1790 ro k u na P odolu, p olecał spę­

dzić k o b ie ty z całego klu cza , n a w e t i ciężar­

ne i ro zka za ł p ła w ić je na pow rozach w po­

b lis k ie j rzece*).

J e d y n y m s k u tk ie m tego n ie lu d z k ie g o czy­

n u b y ła śm ierć je d n e j z n ie w ia s t i ciężkie zachorzenia in n y c h .

Poprzez n ie p rze liczo n e w ie k i b rn ę ła lu d z ­ kość w e m g le nieśw iadom ości. Rzecz zna­

m ienna, że n a w e t w y b it n i uczeni m ie li d z iw n ie zacofane p o g lą d y na procesy za­

chodzące w atm osferze i to n a w e t ci, co p c h n ę li fiz y k ę na now e to ry , co now e usta­

n a w ia li p raw a. W y s ta rc z y w spom nieć, że uczony te j m ia r y co K e p le r (1571 — 1630) w yg ła sza ł, je ś li chodziło o z ja w is k a a tm o ­ sferyczne, dziw aczne zgoła p o g lą d y n ie lic u ­ jące z jego poziom em u m y s ło w y m . T w ie r ­ d z ił on na p rz y k ła d , że: niepogodę s p ro w a ­ dza p la n e ta M e rk u ry , że m u si b yć po­

ch m u rn o , je ś li p la n e ty są „ w p o łą cze n iu “ oraz, że deszcz pada wówczas, g d y p la n e ty z n a jd u ją się w odległości k ą to w e j 60 sto­

p n i. Ta d ziw n a ślepota pow odow ała, że sto­

sow anie p ra w f iz y k i do z ja w is k zachodzą­

cych w atm osferze rozpoczęto z d u ż y m opóź­

n ieniem , w p o ró w n a n iu z in n y m i g a łęziam i w ie d zy, i że w s k u te k tego dopiero w ła ś c iw ie w ie k d w u d z ie s ty po p ch n ą ł pogodoznaw - stw o na w ła ś c iw e to ry . A b y w ię c b y ć w zgo­

dzie z fiz y k ą , p rz y p o m n ijm y sobie k ilk a p o d sta w o w ych p ra w , k tó re rządzą ko n d e n ­ sacją p a ry w o d n e j w atm osferze, b y m ając je św ieżo w p am ięci, m óc bez w y s iłk u p rze ­ śledzić w a ru n k i niezbędne do n a tu ra ln e g o a zatem i sztucznego fo rm o w a n ia się opa­

d ów w atm osferze.

P A R A W O D N A W A T M O S F E R Z E

P a ry w o d n e j z n a jd u je się w atm osferze stosunkow o m ało, bo z a le d w ie od 0,01°/» do 4%, m im o to w oda a tm osferyczna ulega in ­ te n s y w n e j w y m ia n ie . J e ś li p o ró w n a m y ilość opadów (354.000 k m 3), ja k a w ciągu ro k u spada na k u lę ziem ską, z ilo ścią w o d y z a w a r­

te j w danej c h w ili w atm osferze (12.300 k m 3),

*) W ł. S m o le ń s k i. „ P r z e w r ó t u m y s ło w y w Polsce w ie k u X V I I I “ .

( M o k n ą ć jest równie przykro od naturalnego iak i sztucznego deszczu

to okaże się że w oda atm osferyczna „odśw ieża się“ m n ie j w ię ce j co 13 dni. P rz y c z y n a in te n ­ syw ności tego z ja w is k a tk w i w ty m , że p o w ie ­ trz e może zaw ierać w danej te m p e ra tu rz e ograniczoną ilość p a ry w o d n e j, p rz y ty m p rz y wyższej temperaturze powietrza, więcej może ono zawierać pary wodnej. W o k o li­

cach tr o p ik a ln y c h p o w ie trz e p o tr a fi z a w ie ­ rać ponad 300 ra z y w ię ce j p a ry w o d n e j a n i­

że li w stre fa ch a rk ty c z n y c h . L iczb o w e dane w o d n ie sie n iu do m a k s y m a ln e j za w a rto ści p a ry w o d n e j w m e trze sześciennym p o w ie ­ trz a u w id o czn io n e są na ry s u n k u .

Maksymalna zawartość pary wodnej w 1 m3 po­

wietrza

K O N D E N S A C J A P A R Y W O D N E J

J e ś li p o w ie trz e rozpocznie się z ja k ie jk o l­

w ie k p rz y c z y n y oziębiać, w ówczas prędzej czy p ó źn ie j zostanie ono nasycone parą w odną, po czym n a d m ia r będzie się k o n - densować w postaci c h m u r, m g ie ł, osadów (tj. rosy, szronu itp .). Na p rz y k ła d je ś li 1 m 3 p o w ie trz a o te m p e ra lu rz e ,+ 20°C, z a w ie ra ­ ją c y w sobie 15 g ra m ó w p a ry w o d n e j (88°/«), oziębi się do te m p e ra tu ry 0°C, w ówczas bę­

dzie on m ó g ł zaw ierać je d y n ie około 5 g pa­

r y w o d n e j; z pozostałych 10 g w y tw o rz y się jedna z fo rm ko n d e n sa cyjn ych . W id z im y zatem, że przyczyną kondensacji pary wod­

nej jest oziębienie się powietrza.

C H M U R Y K Ł Ę B IA S T E

P o w ie trz e w znosi się, oziębia i w reszcie na tle b łę k itu nieba u k a z u je się b ia ła p ła ch ta ob ło ku . K to z w y k ł spoglądać na c h m u ry , te n na pew no z w ró c ił uw agę, że

652

(6)

często, — szczególnie w lecie - b ia łe spię­

trzo n e c u m u lu s y pną się k u górze na tysiące m e tró w , ro z ra s ta ją w potężne, srebrzyste wieże, baszty, a je d n a k a n i k ro p la deszczu nie spadnie z n ic h na zeschniętą glebę. I n ­ n y m razem ic h b ia ła pla m a zaczyna ciem nieć i w s z y b k im te m p ie srebrzyste, p rz y ja ź n ie na nas spoglądające o b ło k i, za m ie n ia ją się w cie ­ m no - sine c h m u ry , ziejące g ru b o k ro p lis ty m deszczem, k ru p k a m i a n a w e t gradem . A b y zrozum ieć w czym t k w i p rzyczyn a ty c h po­

zo rn ie n ie z ro z u m ia ły c h ka p rysó w , p rz y p a trz ­ m y się ż y c iu ch m u r. Z w ró ć m y w ty m ce­

lu uw agę na c h m u ry ty p u kłębiasteg o:

kłę b ia ste c u m u lu s y — oraz kłę b ia sto -o p a d o - we (cu m u lo n im b u sy, gdyż oba te rodzaje,

Po niebie płyną majestatycznie, białe spiętrzone cumulusy (cumulus congestus)

w ystę p u ją ce w postaci odosobnionych je d n o ­ stek, n a jle p ie j n a d a ją się do obserw ow an ia poszczególnych faz ro zw o jo w ych -

Z a u w a żm y przede w s z y s tk im , że c h m u ry te w p ie rw s z y m s ta d iu m ro z w o ju skła d a ją się z m ilia rd o w y c h i’zesz n ie słych a n ie d ro b ­ n y c h k ro p e le k , k tó ry c h średnica w aha się od d zie sięciotysię cznych m ilim e tra (od 2,5:104 m m ) do se tn ych części m m (do 0,05 m m ). G d y b y owe k ro p e le c z k i n a w e t opuś­

c iły chm urę, to i ta k n ie d o s ię g ły b y ziem i,

Jakaż dziś wilgoć w po­

wietrzu, mruczy dr Chmu- rołapek obserwując hy-

grometr

Morze cumulusów widziane z samolotu

gdyż w y p a ro w a ły b y po drodze. W e d łu g F.

F indensein a k ro p e lk i o ś re d n icy 0,02 m m , p rz y opadaniu poprzez p o w ie trz e o w ilg o t­

ności w zg lę d n e j ró w n e j 90°/» (a w ię c dużej), w y p a ro w u ją ju ż po p rz e b y c iu 0,01 cm ; k r o ­ p e lk i o ś re d n icy 0,2 m m z a n ik a ją po p rze ­ b y c iu 3 m e tró w , a dopiero k ro p le o w y m ia ­ rze 0,5 m m w y p a ro w u ją po p rz e b y c iu 2000 m e tró w . A b y w ię c k ro p la m ogła dosięgnąć zie m i m u s i b yć dostatecznie duża. _ Jeśli w chmurze nie ma warunków sprzyjających powstawaniu kropel o większych średni­

cach, wówczas nie może z niej wystąpić opad, choćby najpotężniejszych nawet do­

sięgła rozmiarów.

F O R M O W A N IE S IE O P A D Ó W

R óżnie starano się w y ja ś n ić p rz y c z y n y , pow odujące w z ro s t ro z m ia ru k ro p e le k ob- łocznych. W szystkie te tłu m a cze n ia b y ły je d n a k niezada w alające lu b w ręcz błędne.

D opiero w ro k u 1933, T o r B ergeron, z w ró ­ c ił uwagę, że opady w y s tę p u ją w zasadzie (po za stosunkow o n ie lic z n y m i w y ją tk a m i) z ty c h c h m u r, k tó re posiadają bud o w ę m ie ­ szaną, to je s t z a w ie ra ją cą w s w y m w n ę trz u zarów no k r y s z ta łk i lodu, ja k i k ro p e lk i w o-

i

653

(7)

Chmura k łę b ia s to - opadowa (cumulonimbus).

W g ó rn e j części w id o c z n e ja ś n ie js z e lo d o w e k o ­ w a d ło

Spód cumulonimbusa. Zwisające frendzle świad­

czą o silnych ruchach wirowych wewnątrz chmury

dy p rzechłodzo nej *). C h m u ry złożone z sa­

m ych k ry s z ta łk ó w lodu, czy też je d y n ie z k ro p e le k w o d y, albo n ie d a ją w cale opa­

d ów lu b też w y s tę p u ją one z n ic h w posta­

ci anem icznej, n ie d o ro z w in ię te j.

W c h m u ra ch m ieszanych k r y s z ta łk i lo d u ros- sną szybko kosztem otaczających je k ro p e le k w °d y , gdyż prężność p a ry w o d n e j ponad lo ­ dem je s t m niejsza a n iż e li prężność p a ry w o d ­ n e j ponad p rze ch ło d zo n ym i k ro p e lk a m i w o ­ dy, zatem n astępu je d y fu z y jn y p rz e p ły w pa­

r y w o d n e j od w ię ksze j prężności k u m n ie j­

szej. K r y s z ta łk i lo d u p rz y b ie ra ją g w a łto w n ie na ciężarze i ja k o ta k ie zaczynają opadać ku d o ło w i i w zależności od p o ry ro k u dosięga­

ją zie m i w postaci śniegu, k ru p y , gradu, lu b ta ją po drodze na k ro p le deszczowe. P o n ie ­ w aż w atm osferze para w odna, n a w e t i w te m p e ra tu ra c h niższych od zera sto p n i, na ogół s k ra p la się, a n ie zestala, dlatego ch m u ­ r y dopiero w ówczas p rzeistaczają się w opa­

dowe, k ie d y osiągną poziom , p o w y ż e j k tó ­ rego z n a jd u ją się w p o w ie trz u dostateczne ilo ś c i k ry s z ta łk ó w lo d o w y c h z d o ln y c h je

„z a p ło d n ić “ . P oziom ten z w a n y je s t: g ra ­ nicą z a ro d n ik ó w lo d o w ych . P o w yże j n ie ­ go „ p ły w a ją “ w p o w ie trz u drobne, n ie d o ­ strzegalne bezpośrednio, k r y s z ta łk i lodow e, będące bądź p ro d u k ta m i p o w o ln e j s u b li-

*) K r o p e lk i w o d y a tm o s fe ry c z n e j b a rd z o często n ie z a m a rz a ją , m im o , że ich te m p e ra tu ra je s t n iż ­ sza od 0"C. Podczas w y p r a w p o la rn y c h a d m ir a ł B y r d o b s e rw o w a ł m g ły , s k ła d a ją c e się z d r o b n iu t­

k ic h k ro p e le k w o d y , m im o , że te rm o m e tr w s k a z y ­ w a ł — 40nC.

m a cji, bądź re s z tk a m i c h m u r w yso kich (cirru s), k tó re ja k w ia d o m o s k ła d a ją się w y ­ łącznie z k ry s z ta łk ó w lo d o w ych . W lecie g ra n ica z a ro d n ik ó w lo d o w y c h przebiega po­

nad E u ro p ą na w ysokości 5 — 6 k m (a w ięc p o w y ż e j iz o te rm y — 10° — 20°C), a zim ą schodzi p rz y bardzo < s iln y c h m rozach n a w e t i do p o w ie rz c h n i ziem i. W y d a je się nam wówczas — a d zie je się to ty lk o p rz y p ię k ­ nej, b e zch m u rn e j pogodzie — że p o w ie trz e się skrzy, że b ły s k a w n im le d w o dostrzegal­

n y p y ł d ia m e n to w y.

M o m e n t, w k tó r y m ig ie łk i lodow e rozgasz- czają się w ch m u ra ch kłę b ia s ty c h , m ożem y zaobserw ow ać w zro ko w o , gdyż ostro i w y r a ­ źnie zaznaczone w ie rz c h o łk i c h m u r k lę b ia s - ty c h , zaczynają się rozm azyw ać, p rz y jm u ją c p rz y ty m często k s z ta łt pióropusza, k o w a ­ dła, grzyba.

W y n ik a ło b y z powyższego, że w lecie tru d n ie j je s t ch m u rze w y tw o rz y ć opad, a n i­

ż e li w zim ie. Is to tn ie , w porze le tn ie j m oż­

na często zaobserw ow ać spiętrzone na k i l ­ ka k ilo m e tró w cu m u lu s y , o n ie s k a z ite ln e j białości, z k tó ry c h n ie opada a n i k ro p la desz­

czu, k tó re n ie s k a la ją sw ej b ie li sta lo w o s i­

n y m i p la m a m i, b ędącym i w id o m y m i ozna­

k a m i p rz e tw a rz a n ia się m ik ro s k o p ijn y c h e le m e n tó w c h m u ry w w iększe zia rn a opa­

dowe. W zim ie n a to m ia s t spostrzeżem y, że śnieg p ru s z y n ie ra z n a w e t i ze strzę p kó w ch m u r. In n a spraw a, że je ż e li w lecie d o j­

dzie do u fo rm o w a n ia opadu, to je s t on ob­

f it y , ale je s t to zasługą dużej zaw artości pa­

r y w o d n e j w u p a ln y m p o w ie trz u .

(8)

Gradziny naturalnej wielkości, spadłe podczas niszczycielskiej burzy

P rz y to c z m y dla ilu s tr a c ji powyższego k ilk a fa k tó w w z ię ty c h z życia s to lic y . Otóż w W arszaw ie, w ro k u 1844, spadła w m ie ­ siącu lip c u 1/3 te j ilo ś c i w o d y, ja k a opadła w ciągu całego ro k u , a w d n iu 17 s ie rp n ia 1916 ro k u w y s tą p iła w s to lic y w y ją tk o w o siln a półg o d zin n a u lew a, podczas k tó re j ilość spadłej w o d y w y n io s ła ponad 0,1 ilo ś c i w ody, spadłej w ciągu ro k u (u ś w ia d o m ijm y sobie

— jedneg o d n ia w ciągu p ó ł godziny!). W k ra ja c h tro p ik a ln y c h , gdzie kondensacja pa­

r y w o d n e j p r z y jm u ­ je jeszcze g w a łto w ­ niejsze fo rm y , b y ­ w a ją d n i, w k tó ry c h opada ta k a ilość w o ­ dy, ja k a w W arsza-,

w ie u zb ie ra się do­

piero ze w s z y s tk ic h opadów okresu d w u ­ letniego.

dużych zia re n opadow ych, gdyż ciężar k ry s z ­ ta łk ó w ro z ra s ta ją c y c h się kosztem k ro p e le k w ody, w zrasta g w a łto w n ie i wobec tego pod w p ły w e m d z ia ła n ia s iły ciężkości o p a d a łyb y one na ziem ię w postaci anem icznych śn ie ży­

nek, zia re n e k śnieżnych lu b d ro b n iu tk ie g o , ledw o w idocznego deszczyku (m żaw ki). W ie ­ m y je d n a k, że bardzo często ta k n ie jest. D o­

św iadczam y przecież na w ła s n e j skórze bo­

lesnego d o ty k u g ru b y c h k ro p e l deszczowych (a to deszcz siecze — p o w ia d a m y), nie m ó­

w ią c ju ż o g ra d z i- nach, m ogących nas

ciężko okaleczyć,

szczególnie g d y osią­

gną kolosalne w p ro s t ro zm ia ry.

R O L A P R Ą D Ó W P IO N O W Y C H Sam f a k t is tn ie n ia w ch m u rze k ry s z ta ł­

k ó w lo d o w y c h nie w ystarcza — p ra k ­ ty czn ie rzecz biorąc

— do w y tw o rz e n ia

Ręka meteorologa w y ­ chyla się z okna, by u- chwycić gradziny celem badania ich budowy i

wielkości

(9)

'■ y k K t ¿ C ifcg g ■'

Sportowcy nie martwcie się — jutrzejsze zawody świetnie się udadzą —

śniegu będzie wbród

(10)

Wizja przyszłości — me­

teorolodzy zmuszają śnieg do wypadywania z chmur

poza obrębem miast

Ponad miastem suną już tylko pozbawione śniegu chmury. Z ulic znikają

zaspy śnieżne

N ie zaszkodzi p rzyp o m n ie ć, że średnice g ra d zin , w y s tę p u ją c y c h w Polsce, w a h a ją się w granicach: z ia rn k o g ro ch u — c y try n a . W k ra ja c h b a rd z ie j na p o łu d n ie w y s u n ię ­ ty c h , grad jeszcze w ię kszych dosięga ro z­

m ia ró w . Jest rzeczą stw ierdzoną, że w I n ­ diach w co c z w a rty m w y p a d k u spada grad gru b szy od c y tr y n y ta k, że b r y łk i lodow e o ciężarze 400— 800 g ra m ó w n ie należą ta m do rzadkości. Po co szukać zresztą p rz y k ła d ó w aż w o d le g łe j A z ji, k ie d y i w p o łu d n io w e j F r a n c ji spadły — w ro k u 1898 — b r y łk i lo ­ dowe, k tó ry c h ciężar w y n o s ił 500 do 800 g ra m ó w , a z k tó ry c h wiele m ia ło 8 do 10 cm, a n ie k tó re n a w e t i 14 c e n ty m e tró w śre d n icy!

J e ś li m ogą się tw o rz y ć opady o ta k potęż­

n ych ro z m ia ra c h m im o , że w oda je s t około 775 ra z y cięższa od p o w ie trza , to bezsprze­

cznie m uszą is tn ie ć w atm osferze siły , u trz y m u ją c e je w e w n ą trz c h m u r co n a j­

m n ie j przez okres czasu p o trz e b n y na ich rozrost.

Zastanaw ian o się nad ty m zagadnieniem od dawna. Z n a n y astronom , a zarazem m e­

teorolog, H a lle y (1656— 1742) przypuszczał, że c h m u ry sk ła d a ją się z bardzo d ro b n y c h p ę ch e rzykó w , w y p e łn io n y c h w e w n ą trz po­

w ie trz e m , k tó re w s k u te k n agrzania się p ro ­ m ie n ia m i słonecznym i staje się cieplejsze od otoczenia, d z ię k i czemu k ro p e lk i unoszą się w atm osferze n ib y m in ia tu ro w e b a lo n i­

k i. T a k sobie radzono z k ro p la m i deszczo­

w y m i, a d u ż y m g ra d z in o m n a w e t i w zna­

cznie p ó źniejszych czasach, p rz y p is y w a n o po p ro s tu pozaziem skie pochodzenie. Jesz­

cze w p o d rę c z n ik u fiz y k i* ) w y d a n y m w ro ­ k u 1922 zaznacza n ie o p a trz n ie a u to r, że:

„S ą pew ne dane dozw alające m niem ać, że b r y łk i g ra d u pochodzą n ie k ie d y z prze ­ s trz e n i poza ziem skich, c z y li kosm icz­

nych. D ow ód tego przypuszczenia m ete­

o ro lo g o w ie u p a tru ją w n ie z w y k le d u ­ żych i w y k s z ta łc o n y c h k ry s z ta ła c h , k tó ­ re z n a jd u ją się n ie k ie d y w b ry łk a c h gradu i k tó re m o g ły b y się u tw o rz y ć ty lk o po d łu ższym p rze cią g u czasu i p ra w d o p o d o b ­ n ie podczas w ę d ró w k i w przestrzeniach ko s m ic z n y c h “ -

D ziś w ie m y , że c h m u ry są u trz y m y ­ w ane w p o w ie trz u przez w stępujące p rą d y p o w ie trzn e . Im są one silniejsze, ty m w iększe średnice m ogą osiągnąć zia rn a opadowe p rz y w a ru n k a c h s p rz y ­ ja ją c y c h ic h w z ro s to w i i dlatego w ła ś ­ n ie n a jp o tę ż n ie js z y c h ro z m ia ró w opady w y p a d a ją z c h m u r b u rz o w y c h , w e w n ą trz k tó ry c h siła p rą d ó w p io n o w y c h dochodzi do 25 m /sek., a nieraz n a w e t i tą p rę d ­ kość przekracza.

*) J a n W o jn ic z - S ia no żęcki. F iz y k a . W yd . M.

A r c t, 1922 r.

(11)

Z W A L C Z A N IE M G Ł Y

Z ro z u m ie n ie m echanizm u fo rm o w a n ia się ziaren opado w ych p o z w o liło rozpocząć prace, zm ierzające do w y tw a rz a n ia sztucznych opa­

dów. B adania nad w y tw a rz a n ie m sztuczne­

go deszczu rozpoczęły się z m yślą o ro z p ra ­ szaniu m g ły , w ro g a lo tn ic tw a n u m e r jeden.

Już na k ilk a la t przed w o jn ą uczeni ra ­ dzieccy za u w a ż y li, że g d y b y m ik ro s k o p ijn e k ro p e lk i m g ły (o ś re d n ic y rzędu 0,0005-0,05 m m ) ud a ło się zm usić do łączenia się z sobą na w iększe e lem enty, oraz do częściowego

W lewym rogu górnego zdjęcia „mgła obloezna" zło­

żona z mikroskopowych kropelek wody, w prawym rogu tenże obłoczek po sztucznym skrystalizowaniu

Na dolnym zdjęciu mikroskopijne kropelki wodne

„mgły oblocznej“ przeistaczają się w kryształki lo­

du (zdjęcie wielokrotnie powiększone)

choćby opadania na ziem ię, wówczas m gła zrzedłaby do tego stopnia, iż niebezpieczeń­

stw o, ja k ie p rze d sta w ia ona dla lo tn ic tw a , zostałoby w znacznej m ierze złagodzone. B o ­ w ie m w id z ia ln o ś ć w c h m u ra c h lu b m g le je s t w p ro s t p ro p o rc jo n a ln a do p ro m ie n ia k ro p e ­ le k i o d w ro tn ie p ro p o rc jo n a ln a do ic h masy, p rzyp a d a ją ce j na je d n o stkę o b ję to ści c h m u ­ ry? P ra w ie c a łk o w ity b ra k p rą d ó w p io n o w y c h we m g le u m o ż liw ia , ju ż p rz y n ieznaczn ym n a w e t zw ię ksze n iu ciężaru k ro p e le k , w y p a ­ danie ic h w postaci d ro b n iu tk ie g o deszczyku zwanego m żaw ką, a zw iększenie objętości pozostałych w e m gle k ro p e le k , i to do tego p rz y zm n ie jszo n e j ic h ilo ści, p o w o d u je d a l­

szy w z ro s t w id z ia ln o ś c i. Łączenie k ro p e le k można osiągnąć — m ię d zy in n y m i — przez n a łado w anie k ro p e le k m g ły ła d u n k a m i e le k ­ try c z n y m i o ró ż n y c h znakach. W ty m celu przeprow ad zano w ZS R R p ró b y rozsiew ania z p o w ie trz a n a e le k try z o w a n y c h zia re n p ia ­ sku na m głę, zalegającą ponad lo tn is k ie m .

Z c h w ilą w y tw o rz e n ia się p e w n e j ilo ści k ro p e le k o w ię k s z y c h ro zm ia ra ch , proces d a l­

szego ic h w z ra s ta n ia potoczy się sam oczyn­

nie, b o w ie m prężność p a ry w o d n e j ponad d u ż y m i k ro p la m i je s t m niejsza a n iż e li p rę ż­

ność ponad m a ły m i k ro p e lk a m i, z n a jd u ją c y ­ m i się w ic h sąsiedztw ie i wobec tego para w odna będzie p rz e p ły w a ć d y fu z y jn ie od m n ie js z y c h k ro p e le k k u w ię kszym .

W tym że celu czyniono p ró b y , m ające za zadanie zw iększenie śre d n ic y k ro p e le k m g ły , przez odgrodzenie te re n u lo tn is k a ścia­

ną z w o d y, w y try s k u ją c e j pod c iśn ie n ie m na znaczną wysokość. W tło cze n ie do m g ły pe­

w n e j ilo ś c i d u żych k ro p e le k zapoczątko w uje proces przechodzenia m ik ro s k o p ijn y c h k r o ­ p e le k m g ły w w iększe, w nastę p stw ie czego osiągam y znaczne polepszenie w id zia ln o ści.

W ro k u 1940 — rozpoczęto stosować te r ­ m iczne urządzenia p rz e c iw m g ło w e . A p a ­ ra tu ra ta działa o oparciu o m etodę te r ­ m iczną, polegającą na p o d n ie sie n iu te m p e ra ­ tu r y zam glonego p o w ie trza , oraz na w y w o ­ ła n iu c ie p ln y c h p rą d ó w p io n o w y c h , w w y ­ n ik u czego m g ła zanika. T e rm iczn e u rzą ­ dzenie p rz e c iw m g ło w e składa się z m e ta lo ­ w y c h r u r zakopan ych w ziem ię, w z d łu ż dróg s ta rto w y c h . R u ry te są zaopatrzone w lic z ­ ne p a ln ik i, w g ło w ic a c h k tó ry c h z n a jd u ją się po tr z y dysze ro z p ry s k u ją c e p a liw o , k tó ­ re dociera do n ic h ze z b io rn ik ó w z gazoliną.

leteorolog, pochylony ad zwykłą domową lo- ówką, wywołuje sztucz­

n y śnieg

(12)

Syrena przeciwmgłowa

W w y p a d k u n a d la ty w a n ia sam olotu nad lo t­

nisko sp o w ite m głą, do pow yższych r u r w p o m p o w u je m y pod ciśn ie n ie m gazolinę i zapalam y ją e le k try c z n y m i a u to m a ta m i.

Z tysię cy dysz w y tr y s k u j ą na w ysokość oko­

ło p ó ł m e tra s tru m ie n ie płonące j cieczy, k tó ­ re ro z g rz e w a ją ta k s iln ie p o w ie trze , że na­

w e t najgęstsze m g ły u stę p u ją pod w p ły w e m . ich działania.

P rze cię tn ie po k ilk u n a s tu m in u ta c h droga sta rto w a je s t u w o ln io n a z m g ły do w ysokości 200 m e tró w . W razie p o trz e b y przez dłuższe d zia ła n ie a p a ra tu ry m ożem y oczyścić drogę s ta rto w ą ró w n ie ż z m g ły , sięgającej do 500 i w ię c e j m e tró w w ysokości. Oczom załogi sam olotu, prow adzonego w e m g le przez ra ­ dio lu b ra d a r, u k a z u je się nagle przestrzeń w o ln a od zam glenia, k tó rą może ona w y k o ­ rzystać do w y lą d o w a n ia w w a ru n k a c h z b li­

żonych do ta k zw a n e j „d o b re j p ogod y“ . M ało tego, czerw one p ło m ie n ie gazolinow e, u w i­

daczniające się ja s k ra w o na tle szarej ścia­

n y m g ły , d a ją możność ła tw e g o z o rie n to w a ­ nia się, załodze sam olotu podchodzącego do lądow an ia, w s k ie ro w a n iu d ro g i s ta rto w e j.

T e ch n iczn y a p a ra t p rz e c iw ru g ło w y speł­

n ia ł p o p ra w n ie p o w ierzone m u zadania, lecz b y ł za ko szto w n y. Na oczyszczenie d ro g i s ta rto w e j na czas p o trz e b n y do w y lą d o w a ­ nia pojedyńczego sam olotu, zużyw ano około m ilio n a lit r ó w gazoliny. Toteż w reszcie w w y n ik u u s iln y c h p ró b obniżono n ie m a l 3 0 -k ro tn ie koszta e ksp lo a ta cji, d zięki czemu można b y ło zastosować te rm iczn e urządzenia p rz e c iw ru g ło w e na lic z n y c h lo tn iska ch .

C zynione są też p ró b y rozpraszania m g ły za pom ocą fa l d ź w ię k o w y c h o o d p o w ie d n im natężeniu i częstotliw ości. M etoda ta m usi być

(13)

stosowana je d y n ie do celów p o k o jo w y c h , gdyż donośny d ź w ię k syre n p rz e c iw m g ła - w y c h słysza n ych na dużych odległościach zw abia lo tn ic tw o p rz e c iw n ik a , w ska zu ją c m u położenie lo tn is k a . ,

W Y T W A R Z A N IE S Z T U C Z N Y C H O P A D Ó W P ró b y w y w o ły w a n ia sztucznego deszczu z m g ły , b y ły ty lk o ś ro d k ie m w io d ą cym do je j zrzednięcia, a n ie celem sam ym w sobie.

O s ta tn io poczyniono szereg u d a n ych p ró b w y tw a rz a n ia , ju ż n ie ty lk o d ro b ­

n y c h k ro p e le k m ż a w k i, lecz i w ię kszych a zarazem o b fity c h

ilościow o, zia re n opadow ych.

S ztuczny śnieg la b o ra to ry jn ie o trz y m a n o w d m u c h u ją c w ilg o t­

ne p o w ie trz e z p łu c, do k o m o ry ochłodzonej do k ilk u n a s tu stop­

n i p o n iż e j zera. W ilg o ć za w a rta w e w d m u c h iw a n y m p o w ie trz u s k ra p la ła się n a ty c h m ia s t, pod w p ły w e m silnego ochłodzenia, w postaci białego obłoczka, zło ­ żonego z m ik ro s k o p ijn y c h k r o ­ p e le k w ody. W ówczas w pusz­

czano do k o m o ry za ro d n ik, w postaci o d ro b in y zestalonego d w u tle n k u w ęgla. Po tego ro ­ d z a ju o p e ra c ji „z a p ła d n ia ją c e j“ , w przeciągu k ró tk ie g o czasu tw o r z y ły się i opadały na dno k o m o ry piękne ś n ie ż y n k i, nie różniące się w n ic z y m od z w y k ­ ły c h g w ia zd e k śnieżnych.

Powyższe dośw iadczenie zo­

stało ju ż n ie je d n o k ro tn ie w y k o ­ rzysta n e p ra k ty c z n ie i to z po­

w odzeniem . W yko n a n o , na p r z y ­ kła d , następujące doświadczenie:

P onad ła w ic ą c u m u lu s ó w rozsiano z samo­

lo tó w co 50 k ilo m e tró w d w a 60Jk ilo g ra m o w e ła d u n k i sproszkow anego lo d u . Po k w a ­ dransie *), ze śn ie żn o b ia łych c u m u lu s ó w p o ­

zostało ty lk o w spom nienie- Pod w p ły w e m

„c z a ro d z ie js k ie g o “ d z ia ła n ia z a ro d n ik ó w lo ­ d o w ych z a m ie n iły się one w ciem no - sine c h m u ry kłę b ia sto -o p a d o w e (c u m u lo n im b u sy), z k tó ry c h ro zp a d a ł się o b f it y k ilk u g o ­ d z in n y deszcz, o b e jm u ją c y s w y m zasięgiem przestrzeń k ilk u d z ie s ię c iu k ilo m e tró w k w a ­ d ra to w y c h .

R o zp yla n ie k ry s z ta łk ó w „suchego lo d u “ (CO2) zastosowano ró w n ie ż na potężną skalę, w p a ź d z ie rn ik u u b r., celem ugaszenia o l­

b rzym ie g o pożaru lasów , oraz w w ie lu in ­ n y c h w yp a d ka ch . J a k na p rz y k ła d , celem

w y w o ła n ia sztucznego śniegu d la ce ló w s p o rtu n a rc ia rs k ie ­ go. M a ło z tego p r o je k tu je się w y p a d y w a n ie śniegu obok w ie l­

k ic h m iast, aby pozbaw ić je k ło p o tliw y c h do usunięcia za­

to ró w śnieżnych. W y tw a rz a ­ nie sztucznych opadów p rze ­ stało b yć z ja w is k ie m o s o b li­

w y m — stało się chlebem po­

w szednim .

W a rto w spom nieć, że w p rze ­ c iw ie ń s tw ie do w y tw a rz a n ia

sztucznych opadów, można

ró w n ie ż p rz e c iw s ta w ia ć się p rze m ia n ie c h m u r bezopado- w y c h w c h m u ry opadowe, a to za pom ocą „z a p ła d n ia n ia “ ic h n a d m ia re m k ry s z ta łk ó w lo d o ­ w ych , d z ię k i czem u poszcze­

gólne k r y s z ta łk i n ie w ie le w z ro ­ sną na ciężarze. W ty m w y p a d ­ k u n astępu je je d y n ie zam ia­

na c h m u ry złożonej z m ik r o ­ s k o p ijn y c h k ro p e le k w chm urę, z a w ie ra ją cą d ro b n iu tk ie k ry s z ­ t a łk i lodow e, a w ię c w ch m u rę o b u d o w ie je d n o lite j, w k tó re j n ie fo rm u ją się opady.

J a k z tego w id a ć s to im y dziś w przede d n iu dow olnego re g u lo w a n ia w y s tę p o w a n ia opa­

dów i szeregu in n y c h z ja w is k atm o sfe rycz­

nych.

Meteorolog — „wiatro- d uj“ zapytuje kogutka wieżowego o silę i kie­

runek wiatru

*) Rzecz godna u w a g i, że po w y ż s z y czas z g o d n y je s t z te o re ty c z n y m i w y lic z e n ia m i B e rg e ro n a . O b lic z y ł on m ia n o w ic ie , że je ż e li w sześcianie o o b ję to ś c i 1 cm 3 ro z m ie ś c im y r ó w n o m ie rn ie 4,2.10-° g ra m a w o d y

w p o s ta c i 1000 k ro p e le k o ś re d n ic y 0,02 m m oraz u lo k u je m y w je g o ś ro d k u k ry s z ta łe k lo d u , to ju ż po 10 — 20 m in u ta c h k ry s z ta łe k w c h ło n ie w siebie w s z y s tk ie k r o p e lk i.

(14)

Wdowa przy sarkofagu opłakująca śmierć męża (sztych)

O d k ry c ia IT lu m ii

U / m u z e u m / l a r o d o uf y m uf U / a r i> z a u f l a

K A Z I M I E R Z M I C H A Ł O W S K I

d r, p ro f. U n iw , W arsz., k ie r o w n ik p o ls k o - fra n c u s k ie j e k s p e d y c ji a r­

cheologiczne j do G órnego E g ip tu w la ta c h 1936 — 1939, w ic e d y re k to r

M uze um N a ro d o w e g o

p ra c o w n i k o n s e rw a to rs k ie j Z b io ró w S z tu k i S ta ro ż y tn e j M uzeum N arodo­

wego w. W arszaw ie w re od k ilk u t y ­ godni bardzo w ytężona praca. W ciągu b ie ­ żącej z im y p ra g n ie m y udostępnić p u b liczn o ­ ści te n dział, k tó r y szczególnie u c ie rp ia ł

w czasie d ziałań w o je n n ych . W ie le z a b y t­

k ó w pochodzących z w y k o p a lis k U n iw e rs y ­ te tu W arszaw skiego w E d fu w G ó rn y m E gip­

cie (trz y le tn ia kam pania 1937, 1938, 1939) w y w ie ź li najeźdźcy zaraz po zajęciu W a r­

szawy; sporo bezcennych dzie ł s z tu k i staro-

(15)

Moment otwarcia sarko­

fagu egipskiego (Muzeum Narodowe w Warszawie) w którym nieoczekiwanie znaleziono mumię. Na fotografii fidoczni: V -d y r Muzeum prof. K. M icha­

łowski (w środku) i dwaj pracownicy działu kon­

serwacji

Konserwatorzy Muzeum przystępują do oceny sto­

pnia zniszczenia mumii

Prof. K. Michałowski i konserwator K . K w ia t­

kowski omawiają szcze­

góły, niezwłocznie po dokonaniu odkrycia

ż y tn e j u le g ło zniszczeniu w okresie p o w sta ­ n ia 1944 r. A k c ja re w in d y k a c y jn a i now e n a b y tk i częściowo w y p e łn iły p ow stałe lu k i.

Przede w s z y s tk im je d n a k chodziło o zabez­

pieczenie i k o n se rw a cję ty c h zniszczonych z a b y tk ó w , k tó re jeszcze n a d a w a ły się do oca­

le n ia m uzealnego. Do n ic h należą m. i. d re ­ w n ia n e s a rk o fa g i egipskie, ozdobione bogatą p o lic h ro m ią . W ja k im stanie zniszczenia od­

z y s k a liś m y je po w o jn ie , n a jle p ie j o b ra zo w a ­ ła nam W y s ta w a „W a rs z a w a O skarża“ (m aj 1945 r.). P ogniecione pudła, p o w yg in a n e

(16)

Sarkofag egipski po zabezpie­

czeniu mumii został opieczę­

towany

kartonaże, odłu p a n e ozdoby aż do w y rz u c e ­ n ia z tr u m n y m u m ii, k tó rą ro z p o w ito z ba n ­ daży, w p o s z u k iw a n iu k le jn o tó w !

D z iw n y m zbiegiem okoliczności, nie o m a l n ie tk n ię te p rz e trw a ło czarne p u d ło s a rk o fa ­ gu O dźw iernego S karbca boga A m o n a i k a ­ płana boga T h o ta — im ie n ie m H otep-tehe n, żyjącego w Tebach za X X I I d y n a s tji t . j. oko­

ło r. 1000 przed C hr.

S a rk o fa g pochod zi z d a w n y c h k o le k c ji U n iw e rs y te tu W arszaw skiego i w M uzeum N a ro d o w y m p rz e c h o w y w a n y b y ł ja k o depo­

z y t jeszcze w gm achu na P o d w a lu , zapisany w K s. In w . pod N r. 17329,

Widok boczny sarkofa­

gu egipskiego po opie­

czętowaniu

S a rko fa g dł. 1.85 m , szer. 60 cm, wys.

41 cm, u c h o d z ił za p u sty. N ie śpieszono się z o tw a rc ie m p u d ła , k tó re zresztą p ra w d o p o ­ dobnie w X I X w . zabito g ru b y m i gw oździa­

m i, narażając przez to za b y te k na n ie p o trz e b ­ ne uszkodzenia. G d y b y n ie a k c ja g ru n to w ­ nej k o n s e rw a c ji zniszczonych w czasie w o jn y r e lik tó w staro - e g ip skich , s a rk o fa g prze ­ tr w a łb y p ra w d o p o d o b n ie dalszą n ie o k re ś lo ­ ną ilość la t n ie zdradzając n ik o m u sw ej ta ­ je m n ic y . O becnie je d n a k p o s ta n o w iliś m y i te n za b y te k w ziąć w ra z z in n y m i na w a r­

sztat k o n s e rw a to rs k i, i d la dokładnego od­

czyszczenia o tw o rz y ć zabite gw oździam i p u ­ dło.

(17)

Widok boczny głowy sarkofagu. Na zdjęciu widoczne zniszczenia

Ja kie ż b y ło nasze zdum ienie, g d y po p rze ­ p iło w a n iu gw oździ i p o d n ie sie n iu w ie k a oka­

zało się, że s a rk o fa g z a w ie ra śm ie rte ln e szczątki H otep - Tehena, zm arłego przed 3000 la t w Tebach. M u m ia za­

chow ała się co p ra w d a w bardzo z ły m stanie. S a rko fa g p rz e trw a ł d w ie z im y 1939/40 i 1944/45 w n ie o s z k lo n y c h ro z b ity c h sa­

la ch M u ze u m N arodow ego pod­

d a n y d z ia ła n iu m ro z u i w ilg o c i.

B y ł przez N ie m c ó w w id o czn ie p rze rzu ca n y z m iejsca na m ie j­

sce, gdyż z b u tw ia łe bandaże nie u trz y m a ły ciężaru kości i b i­

tu m ic z n e j w y p ra w y ja m y b rz u ­ sznej i zgniecione szczątki ziem ­ skie k a p ła n a T h o ta z n a jd u ją się w stanie dużego n ie p o rzą d ku . W id o k po o tw a rc iu tr u m n y b y ł dość o p ła ka n y. P rze w ró co n y k a rto n p e k to ra łu *), rozsypane a m u le ty i na sam ym w ie rz c h u , ja k b y na iro n ię losu, albo ja ­ ko w y ra z głębokiego sym bo­

lu : m a ły a m u le c ik (w y m a w ia j

*) Pektorał, szczegół, stroju (umie­

szczony na piersiach) o charakterze liturgicznym.

Konserwator Muzeum Narodowego Kazimierz Kwiatkowski zabezpiecza

zabytek

anch) J Ł „ k lu c z ż y c ia “ . S ka m ie n ia łe b r y ły | b itu m ic z n e j masy, k tó rą ja k w ia d o m o po u su n ię c iu w n ę trz n o ś c i do tz w . u rn ka n o p skich , w p ro w a d za n o na ic h m ie j­

sce do ciała, zsunęły się p o ­ n iże j ko la n . N a jle p ie j sto su n ko ­ wo zach o w a ły się stopy, zapra­

w io n e do z ie m skie j w ę d ró w k i.

W ty m stanie rzeczy m u m ia bę­

dzie w ym a g a ła bardzo m o zo l­

n y c h i d łu g ic h zabiegów k o n s e r­

w a to rs k ic h . M u s ie liś m y w ię c tym czasem , po d o k o n a n iu zdjęć fo to g ra fic z n y c h , p rz y k r y ć z po­

w ro te m w ie k o sarkofagu, na k tó r y m położono pieczęcie i za­

d o w o lić się c h w ilo w o re n o w a ­ cją m a lo w id e ł ze w n ę trzn e j czę­

ści s e p u lkra ln e g o pudła.

U p ły n ie k ilk a m iesięcy, zanim będziem y zm uszeni za kłó cić raz jeszcze spokój szczątków O dź­

w ie rn e g o S karbca A m ona.

N a o k ła d c e g ło w a N e fre te te — żona fa ra o n a Ik h n a to n (14 w ie k prze d

C h r.). znana ze s w e j u ro d y .

(18)

5 }

WIEL K A“

i „ M A Ł A

6 C

S Z T U K A

rzaez. & zlMriietuiie.

i KyjunJm.

H E N R Y K G R U N W A L D u k o ń c z y ł A k a d . S z tu k P ię k n y c h w W a rsza w ie . S tu d io w a ł w e F r a n ­ c ji, A u s t r ii, B e lg ii. W y s ta w ia ł w Z a ­ chęcie, IP S - ie i w salon ie G a r liń - skiego. U c z e s tn ic z y ł w m ię d z y n a ro ­ d o w y c h w y s ta w a c h w P a ry ż u , B e r­

lin ie i N o w y m J o rk u . W iększe p ra ce w m e ta lu : o b ie k ty w p a ła c u B r u h lo w s k im (M S Z ), w są­

dach g ro d z k ic h w W a rs z a w ie , w po­

s e ls tw ie p o ls k im w S o fii, g ró b N ie ­ znanego Ż o łn ie rz a w W a rs z a w ie , sa­

la h o n o ro w a p a w ilo n u p o ls k ie g o w N o w y m J o r k u R ada P ań stw a.

Na ilu s tr a c ja c h w te k ś c ie p rz e d s ta ­ w io n e są p ra ce a u to ra .

Z

L O T N IC T W O czy m e ta lo p la styka ? Przede w s z y s tk im należało b y się ro z p ra w ić ze słow em

„m e ta lo p la s ty k “ i „m e ta lo p la s ty k a “ - Samo to

sło w o w y d a je się logiczne, określa dostatecznie w y k o n y w a n ą czynność, oraz c z ło w ie k a -p la s ty - ka, k tó r y p ra c u je w m e ta lu . W ż y c iu — o kre śle n ie to okazało się b a ła m u tn e , a poza ty m ma ono w sobie coś pociesznego, coś, co p rz y p o m in a słow o: g u ta p e rka , p a n o p tik u m , s in d e tik o n ,

p la ste lin a .

M o żn a b y pow iedzie ć: p la s ty k , k tó r y le p i w g lin ie , p o w in ie n się zwać g lin o le p , w gipsie — g ip so p la styk, w d rz e w ie — d rz e w o p la s ty k itd . Otóż — n ie ! C z ło w ie k te n n azyw a się po p ro s tu rzeźbiarzem . A czy rze źb i on w d rz e w ie lu b ka m ie n iu , czy też le p i w g lin ie — w szyscy się zgodzim y, że je s t rzeźbiarzem -

A rty s ta , k tó r y w y k o n y w a ł sw o ją pracę w m e ta lu : w złocie, w srebrze, w żelazie, w m ie d zi czy w m osiądzu — n a z y w a ł się niegdyś z ło tn ik ie m . W ie lu p ie rw szo rzę d n ych m a la rz y renesan­

sow ych b y ło jednocześnie z ło tn ik a m i i w ie lc e się ty m szczycili, a n a w e t s ta w ia li t y t u ł z ło tn i­

ka na p ie rw s z y m m iejscu. U w ażano, że żelazo, p rze ro b io n e tw ó rc z o w rę k u lu d z k im , nabiera ceny złota — ta k ja k fa rb a zam ienia się na k o lo r w m a la rs tw ie . D ziś n ie m a pow o d u do za­

niechania pięknego słow a „ z ło t n ik “ i z ło tn ic tw o “ .

Je że li chodzi o rz e m ie ś ln ik ó w , k tó rz y w y k o n u ją m echaniczną stronę p ro je k tu a rty s ty , a r­

c h ite k ta , z ło tn ik a , będą się oni nazyw ać: lu d w is a rz , b rą z o w n ik , g ra w e r, cyzeler, ślusarz, k o ­ w a l; n a to m ia s t a rty s ta , k tó r y sam w y k o n u je sw o ją pracę w m e ta lu , n ie ch pozostanie z ło tn ik ie m .

(19)

Syrena

Zagłoba

Czarow­

nica

W p ra w d z ie epoka renesansu m in ę ła . Czasy się z m ie n iły . Często a rty s ta ty lk o p ro je k tu je ; n ie m n ie j, p ro je k tu ją c , m u s i na ty le znać rz e ­ m iosło, żeby jego p r o je k ty wykonane b y ­ ły „z ło tn ic tw e m “ . T u może je s t u stę p stw o co do czasów, w ja k ic h ż y je m y .

*

S E C E S JA *) p o zo sta w iła n a m w spadku bo­

gactw o ró ż n o ra k ic h poczynań i n a śla d o w - n ic tw s ty ló w .

N ie g d yś g a la n ci u c z y li się n u t i m u z y k i t y l ­ ko po to, b y u m ie ć p rze w ra ca ć k a r t k i p a r ty ­ tu ry . W d o b ry m to n ie b y ło też m a lo w a n ie a k w a re lą w sztam buchu lu b na porcelanie ; tra k to w a n o to w o w y m czasie słusznie ja k o godziw ą, u m ila ją c ą życie ro z ry w k ę - N ie ta k daw no jeszcze p a n ie n k i, p re te n s jo n a ln e da­

m y, z ta k z w a n y m zacięciem do s z tu k i, rz u ­ c a ły się na cie n ką m ię k k ą b lachę i w y p y c h a ­ ły w n ie j sw o je s z a ro tk i i osty. Stąd cała

„m e ta lo p la s ty k a “ .

Pisząc o z ło tn ic tw ie , m a m na m y ś li jego wskrzeszenie, jego powagę, siłę w y ra z u , fa n ­

ta zję i m o m e n t h e ra ld y c z n y . M a te ria ł zmusza do syntezy. C hodzi o w skrzeszenie syntezy, k tó ra b y na w ie k i o kre śla ła — w żelazie m ie ­ dzi, srebrze — w s z e lk ie scalenia, tę s k n o ty

i osiągnięcia społeczne.

J e że li p o m in ie m y d ro b n y p rz e m y s ł a rty s ­ ty c z n y w postaci p ie rś c ie n i, broszek, k u b k ó w czy ta le rz y , a z w ró c im y uw agę na z n a k i ce­

chowe, godła, tarcze, o d rzw ia , płaskorzeźby, k ra ty , sa rko fa g i, b ra m y , p ły ty , k rz y ż e itd . — w y ło n ią się cie ka w e zadania. Jest to sztuka ciężka, a co za ty m id z ie — la ko n iczn a , k o n ­ s tru k ty w n a . E lim in u je z siebie w s z e lk ie ga­

d u ls tw o zdobnicze- Już je ż e li zdobi czy k la m ­ rą czy za m kie m , je s t p rz e d m io te m w zb o g a ­ ca ją cym w iz ję p la styczn ą w p o łączen iu z d rze ­ w em , skórą czy tk a n in ą .

C a ły k r a j u s ia n y je s t k o w a la m i, u ta jo n y m i a rty s ta m i. K u ją p o d k o w y , n a p ra w ia ją p łu g i

— i czasami tę skn ią , żeby się p e łn ie j w y p o ­ w iedzieć. N ik t ic h n ie p ro s i o w y k u c ie k r z y ­ ża, k r a ty , św iecznika, b ra m y czy zam ku. Na w szystko je s t szablon- R z e m ie ś ln ik p ra c u je , ale n ie c h a j n ie p rze sta je śpiewać p rz y p ra cy.

N ie ch nasi rz e m ie ś ln ic y k u ją , h e b lu ją , le ­ pią, p r o je k tu ją g ro b y dla p o le g ły c h , ogrodze­

nia, p ły ty , u r n y d la ty c h , k tó rz y leżą ro zsia n i w z ie m i po c a ły m k r a ju ! P ow staną do m y, szkoły, dw orce, szpitale, muzea; trze b a będzie to w szystko godnie w yposażyć — a w ię c uczyć trzeba m ło d y c h tra jb o w a ć , cyzelow ać, o d le ­ wać brąz, uczyć trze b a ślusarstw a, k o w a ls tw a !

*) S ecesja — k ie r u n e k w s z tu k a c h p la s ty c z n y c h p o w s ta ły w k o ń c u X I X i pocz. X X w ; w m a la rs tw ie p o d k re ś la d e k o ra c y jn e znaczenie l i n i i i płaszczyzn y, w a r c h ite k tu r z e o p ie ra się n a s ty liz o w a n y c h m o ty ­ w a c h r o ś lin n y c h i p ły n n y c h k r z y w y c h .

(20)

W y tę p i się d e w o cjo n a lia , p ro d u ko w a n e przez N ie m có w dla g ó rn ik ó w , ro b o tn ik ó w w W e s tfa lii, A m e ry c e ; z n ik n ą b a n ia lu k i a n ilin o ­ we, k u k ły gipsow e pociągnięte o le jn ą fa rb ą

—• bez duszy, n a tch n ie n ia , tra d y c ji.

Ż E B Y kom ponow a ć, to je s t ryso w a ć rzecz, k tó ra będzie w y k o n y w a n a w m e ta lu — trz e ­ ba m ieć na w zglę d zie m a te ria ł, w ja k im będzie p ro je k t w y k o n a n y : w żelazie, w m osiądzu, w m ie d zi, w srebrze, w złocie, czy w o dlew ie (brąz, mosiądz). K ażda z ty c h te c h n ik w y m a ­ ga innego ro zw ią za n ia k o m p o z y c ji.

D ru g a spraw a: w ażne jest, czy p rz e d m io t będzie w y k o n a n y w rę k u czy m echanicznie.

W ażny je s t sam rodzaj przedmiotu — k a m e ra ln y czy m o n u m e n ta ln y , czy będzie no­

szony czy w m u ro w a n y , czy będzie w is ia ł, le ­ żał czy też będzie w łą c z o n y w a rc h ite k tu rę , czy będzie p rz e d m io te m sa m ym w sobie, w y ­ ra że n ie m ja k ie jś m y ś li p la styczn e j.

Je że li w s z y s tk ic h ty c h oko liczn o ści n ie u w ­ zględni się p rz y k o m p o n o w a n iu , pow staną np.

k o lu m n y z r u r żelaznych m alow ane na m a r­

m u r.

P R Z Y k o m p o z y c ji: zważać należy na to, czy s w o b o d a c a łk o w ita je s t zachowana.

Czy lic z y ć się trze b a z e le m e n ta m i n a rzu co ­ n y m i. W ażne je s t um ieszczenie ta k ic h a nie in n y c h e le m e n tó w ; p rz e d m io t m u si b yć cięż­

k i lu b le k k i w sensie k o m p o z y c ji, s p o k o jn y lu b b o g a ty itp .

Je że li a u to r u m ie w s z y s tk ie te s p ra w y z o r­

ganizow ać, zapanow ać nad n im i i je ż e li w s z y ­ s tk ie te w y m a g a n ia n ie przeszkodzą m u w sw obodzie ko m p o n o w a n ia — może zabrać się do rzeczy i lic z y ć na to, że rz e m ie ś ln ik -m a j- ster, k tó r y będzie w y k o n y w a ł, n ie będzie k lą ł, ś m ia ł się, lito w a ł nad ty m , że a u to r nie ro z u m ie lo g ik i rzeczy, p o w sta ją ce j w ty m a n ie in n y m m a te ria le .

T rze b a w iedzieć, że k o m p o n u ją c odznakę, m u si się w iedzieć, ja k a będzie ilość: od ilo ś c i do pew nego stopnia zależy w y k o n a n ie . K o m ­ pozycja ażurow a, w y k o n a n a w sztancy, w y ­ maga k ilk u sz n y tó w ; p rz y m n ie js z e j ilo ści m ożna m ie jsca ażurow e osiągnąć w y c in a n ie m ręcznym . P e w n y c h rzeczy n ie m ożna k o m p o ­ now ać na w y k o n a n ie ręczne- M ożna to osiąg­

nąć w gipsie, drzew ie... K o m p o z y c ja może na­

dawać się do o dlew u. In n a je s t o b ró b ka w m iedzi, srebrze i złocie. K a ż d y z ty c h m e ta li ma sw o je k a p ry s y , je s t w in n y m s to p n iu w ra ­ ż liw y na ogień, ude rze n ie m ło tk a . K o m p o z y ­ cja, przeznaczona na mosiądz, w złocie w y j­

dzie o rd y n a rn ie , i o d w ro tn ie : przeznaczona na zło to w m osiądzu w y jd z ie p re te n s jo n a ln ie . G ra ją tu ro lę różne c z y n n ik i m o ż liw o ś c i i za- chaw ania się m a te ria łu . Je że li p rz y jm ie m y , że m iedź je s t n a jła tw ie js z a ,, to złoto je s t n a j- kapryśniejsze. W szelka nonszalancja, nie

u w zg lę d n ia ją ca m a te ria łu , staje się secesją.

D ziś te c h n ic z n ie m ożna w y k o n a ć w szystko, ale nie będzie to d ziełem sztu ki.

*

Ż E B Y kom ponow a ć na p rz y k ła d , w żelazie, należało b y się dow iedzie ć u p rze d n io , co m o ­ żna zro b ić ze z w y k łe g o okrą g łe g o p rę ta żełaz-

Ryngraf zbój­

nicki

i i L w j L \ fi H .

nego. N ie w y s ta rc z y estetycznie k rę c ić l in ii na ra jsb re cie ; trzeba w iedzieć, co się dzieje z p rę te m , je ż e li ro z w id lim y go na d w o je , ro ­ ze tn ie m y p iłk ą czy m eslem . M ożem y go p rze ­ cież spłaszczyć m ło tk ie m , m ożem y go p o n a ci- nać d łu te m , można go zakręcić, w y k rę c ić ,

Broszka g ó ra l­

ska

połączyć n a tu ra ln y m sposobem zakuw ania na ko w a d le , a m ożna też spawać. No i z ka ż­

dego e le m e n tu inaczej-

*

P R Z Y k o m p o n o w a n iu dobrze je s t w iedzieć, co lu d zko ść osiągnęła w o dlew ie, ś lu sa r­

s tw ie , z ło tn ic tw ie . P rz y d a się to — ■' żeby n ie szukać rzeczy o sią g n ię tych i z a k lę ty c h w a r­

cydzieło. Trzeba czuć się w r y tm ie życia, je ­

(21)

go czarów , p o trze b i m o żliw o ści. To ju ż na­

le ży do w ie d z y ; k ie d y się to osiągnie, m oż­

na posiąść pew ną k u ltu r ę pod w a ru n k ie m , że obciążenia n ie o d b io rą ochoty i chęci do pra cy.

Jeżeli chodzi o plastyczne w y p o w ia d a n ie się w m e ta lu , z a ry z y k o w a łb y m pow iedzenie, że je s t to n a jb a rd z ie j czytelne, współczesne p o ro zu m ie w a n ie się, chociażby dlatego, że samo tw o rz y w o je s t w epoce p rz e m y s ło w e j n a jb a rd z ie j znane, używ ane i z r a c ji sw o je ­ go jasno określonego b y tu n a jb a rd z ie j w z b u ­

dza zaufanie. A p rz y ty m — n a jm n ie j po­

datne na zniszczenie. Wie znaczy to, oczy­

w iście, że sam m a te ria ł pomoże do w y ra ż e ­ n ia czegoś, czego się nie czuje.

*

W S W O IM C Z A S IE d z ię k i p u b lic z n y m d y s k u s jo m na te m a ty „ m a łe j“ i „ d u ż e j“ sztu­

k i, p rz e m y s łu a rtystyczn e g o itd . — u szer­

szych mas n ie s k ry s ta liz o w a n y pozostał sąd

o h ie ra rc h ia c h w sztuce. Uważano, ze Je­

że li ktoś m a lu je i ręcznie i pędzlem i na o le j­

no, to je s t to „g e n e ra ł“ w sztuce. To, że packa, pędzlu je , p o w o łu je się ciągle na Ce- zanne'a, B onnard a, V a n Gogha, najczęściej w śro d o w isku , w k tó r y m n ic o ty m n ie s ły ­ szano — a w ię c: pom azaniec, tro c h ę ja k sza­

man, tro c h ę ja k znachor.

Na tk a n in ę p a trzą ludzie, ja k na p rz e m y s ł a rty s ty c z n y — to znaczy, że n ie ma tu n a ­ tc h n ie n ia , w y s iłk u , w ie d z y itp .; n a to m ia s t b ła h y e la b o ra t o le jn y podaje się z cere g ie la - tni.

U przeciętnego osobnika n a jw ię k s z y m sza­

c u n k ie m cieszy się obraz „n a o le jn o “ ; reszta je st h ie ra rc h ic z n ie m ize rn a i n iew ażna . N ie ­ ważna będzie m in ia tu ra , rys u n e k , sztych, p la kie ta ... T y p o w y p o d zia ł w ś ro d o w is k u p ó ł- in te lig e n c k im .

R o zu m ie m y, że chodzi o w y n ie s ie n ie na piedestał k u n s z tu m a la rs tw a , k tó r y w naszej h is to r ii d a re m n ie się o to u b ie g a ł; je s t to słuszne i n a jw a żn ie jsze dla k u lt u r y k r a ju . A le n ie ta k obcesowo należało b y postępować z resztą n ie ko n ie czn ie m a lu ją c y c h ; nie w o l­

no rzucać ic h na pastw ę n ie d o kszta łco n ych k o n s u m e n tó w s z tu k i.

*

S Ą p rz e d m io ty s z tu k i, k tó re p o w s ta ją p rz y m in im a ln y m n a p ię ciu n a tc h n ie n ia czy z d o l­

ności. T w o rz y się to za pomocą w ie d z y , r u ­ ty n y czy też w rodzonego sm aku. Bez w z g lę ­ d u na te c h n ik ę — czy to będzie g ra fik a , ob­

raz, nóż, ta le rz , k ilim — nazw ać b y to m oż­

na p rze m ysłe m a rty s ty c z n y m . C hodzi po p ro s tu o ka ż d y p rz e d m io t o b m y ś lo n y z sen­

sem. W sztuce zachowana je s t h ie ra rc h ia niepisana i żadne p o d z ia ły n ic tu nie zaradzą.

K to in n y ro b i zabaw kę z pustego ja jk a i źdźbła sło m y na choinkę, k to in n y znów m a lu je s y m fo n ię k o lo ry s ty c z n ą czy też w spa­

n ia ły p o rtr e t lu b pejzaż.

Piszę to w szystko dlatego, że — ja k dotąd

— je ż e li ty lk o k tó ry ś z a rty s tó w w y c h y lił się z k o ła ko le g ó w , h is to ry k ó w s z tu k i, k r y ­ ty k ó w , z n a jd o w a ł się w b a ła m u tn y m ś w ię ­ cie p o d zia łu s z tu k i.

— C zy pan k u je ? T a k, k u ję . To pan n je m a lu je ? M a lu ję . A co? Pejzaż? Poza ty m ry s u ję ... ry s u ję na blasze c y n k o w e j. W ię c ja k to? Pan je s t g ra fik ie m , m e ta lo p la s ty k ie m , czy rzeźbiarzem , m alarzem ?

W ie le pisano na te n te m a t; osiągnięto d u ­ żo, a m im o to dla w ie lu n ie bardzo to je s t jasne. A ta spraw a p o d zia łu i tra d y c y jn e j h ie ra rc h ii p o w in n a ju ż należeć do bardzo o d le g łe j przeszłości. Ż ycie p o z b a w iło ją zu­

p e łn ie aktualno ścśi. Szereg w y b itn y c h a r ty ­ stów , re w id u ją c sw o je su m ie n ie i pow ód is tn ie n ia w ś ró d z a w ie ru c h y now o p o w s ta ją ­ cej, s k łę b io n e j rzeczyw istości, poszło do p ra ­ cy m n ie j m a lo w n ic z e j i poetyczne j, m im o , że

(22)

stać ic h b y ło na d o b ry p o zio m p ra c na p łó ­ tn ie . M u s ie li sobie pow iedzieć, że przez pe­

w ie n okres kto ś tę pracę, do stu d ia b łó w , m u ­ si w y k o n a ć !

Ż enujące b y ły dla n ic h pośpiesznie tw o ­ rzone, n ie p rze m yśla n e choć bezpośrednie p o w ie rz c h n ie o lejne, k ie d y w k r a ju nie b y ło tk a n in y , szkła, m ebla, p o rc e la n y itp . Jeżeli je d n a g ru p a a rty s tó w to w y k o n a ła , dała in ­ n y m dużo czasu w olnego, n ie po to, żeby d z i­

sia j być s p ych a n ym do rzędu m a js te rk ó w , s to la rz y , cy z e le ró w itp . (Za p rz y k ła d w e źm y chociażby g o b e lin Szym ańskiego o fia ro w a n y k r ó lo w i S zw e cji, lu b d rz w i rzeźbione przez S. S ik o rę na w y s ta w ę w N o w y m J o rk u ).

C i n ie - tw ó rc y , niegdyś w h is to r ii tw o rz y ­ li s ty l i fo rm o w a li syntezę życia e p o ki: a r­

c h ite k c i, d e k o ra to rz y , ta p ic e rz y , stolarze, z ło tn ic y , k o w a le , tkacze.

O R Y S U N K U

G D Y B Y Ś M Y ry s u n e k p o ró w n a li do d ź w ię ­ kó w , w y d o b y w a n y c h ze skrzyp ie c, m a la r­

stw o m ożna by p o ró w n a ć do g ry na fo rte p ia ­ nie. Sam d o ty k p a lc ó w je s t in n y . G ra ją c y na skrzyp ca ch ciągnie s m y k ie m po s tru n a c h - lin ia c h . W fo rte p ia n ie , ja k w ie m y , m ło te cz­

k i u d e rza ją w s tru n y ; p rz y ty m — s tru n je s t w ięcej- Jest tu i to n , w a lo r — pedał; je s t b rz m ie n ie — plam a; m o g lib y ś m y w ła ś c iw ie p o ró w n y w a ć bez końca.

A le n ie w ty m rzecz. C hodzi m i o specy­

ficzność ry s u n k u — i stąd ta chęć obrazow a­

nia. C hodzi o sp ra w ę ry s u n k u sam oistnego, n ie ry s u n k u ja k o p rz y g o to w a n ia do m a la r­

stw a. S k rz y p e k n ie po to gra na skrzypcach, żeby p otem zagrać na fo rte p ia n ie . Jest p e w ­ na autonom iczność in s tru m e n tu , rę k i, te ch ­ n ik i, z a m iło w a n ia , te m p e ra m e n tu i znow u w ie lu , w ie lu in n y c h spraw .

Pasja og a rn ia m n ie na m yśl, że n ie k tó rz y z ra d y nadzorczej p la s ty k i c h c ie li w y rz u c ić ry s u n e k ja k o p rz e d m io t nauczania, k tó r y rzekom o przeszkadza w m a la rs tw ie ... C h e ł­

m o ń s k i ry s o w a ł stu d ia do obrazów na m a­

ły c h k a rte czka ch — ja k m a te m a ty k , bezpo­

średnio; potem m a lo w a ł szkic do R acła w ic

— ja k B o n n a rd . K o lo r tę tn i, k ip i, je s t nasy­

cony; fo rm a k o n ia je s t bezbłędnie naznaczo­

ną plam ą. N ic m u to nie przeszkadzało, że ry s o w a ł. To je s t spraw a k o n s tru k c ji czysto osobistej danego m alarza.

Są m alarze, k tó rz y n ic n ie p o tra fią o łó w ­ k ie m n arysow ać, n a to m ia st pędzlem „ r y s u ­ ją - b u d u ją “ niezaw od nie. M a m y tu do czy­

n ie n ia ty lk o z in n ą k o n s tru k c ją m a la rz a -k o - lo r y s ty — zresztą najrzadszą i może n a jp ię k ­ niejszą-

Czy słuszne b y ło b y usunięcie specjalne j

Zamyślenie

M ała narciarka

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nie tylko jednak w okresie intensywnego rośnięcia organizmu zaznacza się korzystny wpływ ćwiczeń cielesnych, który może mo­. dyfikować rozwój, ale również i

obrazy typu marzeń sennych sterowane przez podrażnienia ośrodka wzrokowego (fosfeny). Zwolnienie biegu czasu.. Poczuje ona ty lk o jedno ukłucie.. zniknąć dla

C ały pokład zasłany rybam i, ludzie brodzą wśród nich po kolana... Dalioniczny obraz

nych działaniem alkoholu. Niejednokrotnie bowiem pacjent, mimo najsolenniejszego postanowienia otrząśnięcia się ze zgubnego nałogu nie jest w stanie oprzeć się

4. Obaczy się, jako maszkarą jedna figura ubrana będąc, tak kunsztownie a foremnie sposobem włoskim tańcować będzie, że się ludzie kunszt

sze, że „się opowiada“, że znalezione w grobowcach faraonów ziarna psze­. nicy wydają

ją takiej dokładności. Ich temperatura ciała stosuje się w znacznej mierze do otoczenia. Gdy temperatura dookoła jest korzystna dla nich, zwierzęta są ożywione

Jednak w masie uranowej, znajdują się jedynie ślady tego pierwiastka, i praktycznie, — nie mogą być one, ani wykorzystane,( ani przechowywane. Z drugiej znów