Czasopismo illustrowane dla ludu katolickiego.
Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata cwierćroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką
pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.
Nr. 10. Mikołów, 15. Maja 1891. Rocznik I.
Arumugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski.
(Opowiadanie z życia nawróconego księcia Indyjskiego.)
(Ciąg dalszy.)
O. Franciszek uczynił znak krzyża św.
na czole pacholęcia i modlił się w sercu, aby Bóg, działający wielkie rzeczy nawet przez dzieci, skierował dzikie, ale szlachetne serce chłopca do dobrego.
Gdy Piotr wrócił do kolegów i spostrzegł ich szydercze spojrzenia, nie mógł się po wstrzymać od przechwałek. »Drwijcie sobie,*
zawołał z dumą, »nie mazgałem, nie bazgra
łem, ani malowałem jak wy, nie wiłem wień
ców ; ale mimo to zaniósłem, co może być najlepszego, do izdebki Arumugama.*
»Cóż to takiego, pokaźno !< wołały chłopcy i pobiegły zobaczyć. Ujrzawszy prześliczną kropielniczkę ze słoniowćj kości i błyszczącej muszli perłowćj, wrócili przejęci zazdrością i rzekli: »Piotrze, nieprzechwalaj się-, nie byłbyś wpadł na ten pomysł, gdy
by cię nie był na niego naprowadził O. Franciszek. *
»Naturalnie,« rzekł Piotr z uniesieniem.
»Usłuchałem rady O. Franciszka. Na przy
szłość wszystko uczynię, co on mi powie, bo od dzisiaj będę innym człowiekiem. <
Chłopcy spojrzały na siebie, jakby odu
rzone, a Piotr powrzucał swoje posążki tak nagle do szuflady, że potraciły resztę rąk i nóg. Na szczęście nikt tego nie widział, bo naraz odezwały się trzy uderzenia dzwonu kurytarzowego. Chłopcy pozbierały swoje sprzęty. Następnego poranka przywdziali swe najlepsze szaty, gdyż w tym bowiem dniu obchodzono przybycie nowego ucznia i miano go uroczyście przyjąć.
W pałacu Radży odbył się równocześnie smutny obrzęd rozstania. Zaproszono na .obiad wszystkich krewnych i znajomych.
Stawili się ochoczo, aby małemu Arumuga-
mowi powinszować odzyskanego zdrowia
i obsypać go podarunkami. Podczas obiadu
146 Arumugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski.
oświadczył Radża zebranym, że Arumugam oddany zostanie do szkół i wstąpi do kol- legium białych księży, aby się wykształcić na uczonego i zdolnego człowieka. Wszy
scy mocno się dziwili, niektórzy nawet radzili księciu, aby tego nie czynił. Ale ten prze
ciął dalsze dyskusye i spory oświadczeniem, że to jest zrządzeniem Bramy i niezmiennćm postanowieniem. Arumugam ledwo mógł doczekać chwili, w której miał rozpocząć nowe życie. Gdy mu wreszcie dał znak oj
ciec, porwał się od stołu, uściskał matkę i rodzeństwo, oświadczył krewnym serdeczne dzięki, powiedział wszystkim »do zobaczenia«
i wyszedł z ojcem ze sali. Nasamprzód za
wiódł Radża syna przed domowy ołtarz, na którym stał posąg bożka Rawany z 11 gło
wami i 20 ramionami, otoczony płonącemi lampami. Skłoniwszy się przed nim, zdjął biały sznur bawełniany z rąk bożyszcza, ob
winął nim prawe ramię i pierś Arumugama, przewiązał go pod lewą pachą i w te do chłopca przemówił słowa:
»Synu, noś ten święty sznur Bramy;
jest on oznaką twego wysokiego rodu i sym
bolem twej wiary. Wejdziesz teraz w dom czcicieli krzyża. Naucz się od nich wiado
mości pożytecznych, ale wystrzegaj się ich namów. Gdyby cię chcieli spowodować do ubóztwienia krzyża, nie czyń tego, gdyż by ci to wyszło na zgubę.«
Arumugam nic z tego nie zrozumiał, co mu ojciec mówił; pojąć nie mógł, czemu ma się wystrzegać missyonarza, w którym po
kładał bezwzględne zaufanie. Milczał więc tylko spoglądając na ojca z pewnćm zdzi
wieniem. Może Radża odgadł z oczu chło
pca, że jest o wiele za młodym, aby zrozu
mieć jego przestrogę. Uśmiechnął się przeto i rzekł: »Nie patrz na mnie z taką obawą i zdziwieniem, chciałem ci tylko powiedzieć, abyś nie został chrześcijaninem, a reszta się znajdzie.«
Po tych słowach zeszli obaj ze scho
dów i wsiedli na stojącego przed wro
tami słonia, który miał ich zanieść do od- ległego o godzinę drogi kollegium. Towa
rzyszył* im orszak sług, niosący w ozdobnych skrzyniach wyprawę książątka. Mieszkańcy Tryczynapalli patrzeli ze zdziwieniem na tę
procesyą, zmierzejącą ku domowi missyo- narskiemu.
»Idzie, idzie!« rozległ się krzyk w sze
regach młodzieży zgromadzonej w przedsionku kollegium, gdy ogromny słoń stanął przed bramą i ukląkł, aby Radża z synem wygo
dnie mogli spuścić się z siodła. Podczas gdy O. Franciszek przyjmował Radżę, chłopcy otoczyli Arumugama witając go radośnie.
Potem wprowadzono ojca z synem do ogrodu, gdzie w cienistym przestronnym na
miocie przysposobionych było kilka siedzeń.
Chłopcy przywitali nowego kolegę śpiewem i muzyką, a Arumugam szepnął ojcu do ucha:
»Powiedz ojcze białym Braminom, aby i mnie uczyli muzyki.« Potćm rozpoczęła młodzież grę w piłkę, a Arumugam uwijał się ze śmiechem między nimi i zawarł ze wszystkimi znajomość. Po chwili wsiadł Radża na sło
nia, widocznie zadowolony z tego, co wi
dział, i wrócił do swego pałacu.
Gdy wieczorem Arumugam, znużony grą, przez O. Franciszka zaprowadzony zo
stał do swej izdebki, zawołał wesoło: »Ojcze Franciszku, ach, jak szczęśliwy jestem!
Ale —« przy tćm słowie utknął, i mocno się zadumał.
»Cóż ci się stało? Powiedz mi! Cóż ci dolega i co cię niepokoi ?« odrzekł mis- syonarz.
»Czyż to prawda,« pytał Arumugam,
»że chcesz mnie uczynić chrześcijaninem i czcicielem krzyża ?«
»Któż ci to powiedział ?« zapytał ze zdzi
wieniem O. Franciszek.
»Ojciec mnie napominał, abym się nie dał nakłonić do przyjęcia twój wiary,« od
powiedział dobrodusznie Arumugam.
»Synku,« rzekł łagodnie ksiądz, »twój ojciec cię dla tego tu oddał, abyś wyszedł na uczciwego człowieka i czegoś się tu na
uczył. Dla tego ci dopomogę. Reszta się znajdzie.«
»To samo mówił mój ojciec,« zauważył Arumugam.
Pobłogosławiwszy chłopca przed uda
niem się na spoczynek, pożegnał go Ojciec
Franciszek, poszedł do kaplicy, uklęknął
przed św. Sakramentem i długo trwał na
modlitwie: »O Jezu, Zbawicielu mój, Panie
Arumugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski. 147
* Boże! Pobłagoslaw chłopcu, ojcu i ca
łemu domowi jego, pobłogosław duszom wszystkich dzieci, które mi powierzyłeś, aby Cię poznali, umiłowali i dostąpili kiedyś zba
wienia.
3. Pięć lat pomiędzy chrześcijanami.
Gdy Arumugam nazajutrz się obudził, zawołał na pół senny dawnym zwyczajem:
>Samie, przynieśno mi wody!« Gdy mu nikt nie odpowiadał, otworzył oczy i przy
pomniał sobie, że nie jest w pałacu ojca, lecz w kollegium. Zaśmiawszy się wesoło, wyskoczył z łóżka, ubrał się i umył. Chciał właśnie wyjść z izby i pójść do O. Fran
ciszka, gdy w tćm padł wzrok jego na śli
czną kropielniczkę przymocowaną do ściany.
Oglądał ją na wszystkie strony, ale nie mógł odgadnąć jej przeznaczenia. W pałacu ojca widział w kilku pokojach srebrne i mar
murowe fontanny, z krórych tryskała woda chłodząca powietrze i używana do pomywa
nia rąk. Ale ta perłowa muszla była tak drobną, że ledwie można było palce w nićj umaczać. Jeszcze więcej łamał sobie głowę nad tćm, co znaczy figura umieszczona po za muszlą, wyrzeźbiona na słoniowćj kości.
Przedstawiała ona mężczyznę w ubiorze ka
płańskim , który w miednicy mył sobie ręce; po za nim wznosił się przedsio
nek oparty na kolumnach i kopuła wspa- niałćj świątyni.
Gdy Arumugam oglądał ten mały wy
rób artysty, otworzyły się drzwi i wszedł O. Franciszek. Arumugam poskoczył ku niemu i przywitał go temi słowy: »Dzień dobry!« Poczćm zapytał go: »Ojcze, na co ta woda w muszelce, i co znaczy ten obraz?«
»Synu,« rzekł missy on ar z, »w tćj sko
rupce jest święcona woda, którą cię pokro
pi^111’ gdy byłeś chorym. Używamy jćj co
dziennie, aby się ustrzedz od zasadzek węża.«
Skoro chłopiec usłyszał te słowa, zdjął kropielnicę ze ściany i tak szybko wodę wy
pił, że O. Franciszek nie mógł się wstrzy
mać od śmiechu.
»Czemuż się śmiejesz?« zapytał zdziwiony Arumugam.
»Dla tego,« odpowiedział kapłan, »po
nieważ tćj wody w ten sposób nie używamy;
kropimy się nią i to wystarcza. <
»Ale któż jest ten człowiek ze słonio
wćj kości?« pytał dalćj Arumugam.
»Wyjaśni ci to,« rzekł missyonarz, »twój nowy kolega Piesio, gdyż on ci tę kropiel
nicę podarował; on cię tćż oprowadzi po domu, pokaże i objaśni ci wszystko.«
»Czy to ten dziki Pietrek,« zapytał Arumugam, którego powszechnie tak nazy
wają chłopcy ?»
»Tak jest,« odparł missyonarz, »czyś z nim już zawarł znajomość?«
»Ö, już wczoraj zaprzyjaźniliśmy się ze sobą,« zawołał Arumugam.
»Tćm lepićj ,< odpowiedział ksiądz,
»chodź teraz na śniadanie, a ja późnićj każę przyjść Pietrkowi.«
Po śniadaniu oprowadzał »dziki Pietrek«
pogańskiego kolegę po domu, pokazał mu wszystkie pokoje szkolne, salę muzyczną i lokal przeznaczony do gier i ćwiczeń gim
nastycznych. Arumugam wytężył słuch i wzrok i zadawał tyle pytań towarzyszowi, że ten ledwie mógł na wszystkie odpowie
dzieć. W sali muzycznćj popróbował klawi
szy fortepianowych i skrzypcy, poczćm o- świadczył: »Chciałbym się nauczyć gry.
Pietrku, czy umiesz grać?»
»Nie,« odparł zawstydzony Piesio.
»O. Franciszek powiada, że nie mam zda- tności na muzyka, gdyż niszczę wszystkie na
rzędzia muzyczne.«
Odtąd chodziły chłopcy ze sobą w mil
czeniu i zeszły do ogrodu. W samym jego krańcu stał posąg Matki Bozkićj z Dziecią
tkiem Jezus na ramieniu, otoczony kwitną- cemi liliami i różami. Piotr wskazał go Arumugamowi , mówiąc: »Patrz, to jest Matka Bożka!«
»Jakaż to piękna niewiasta!« rzekł Aru
mugam. »O wiele piękniejsza od naszych bożyszcz. Czy to jest bogini?«
»Bynajmnićj,« odpowiedział Piotr, »bo
ginią nie jest, ale największą świętą w niebie i Matką Pana Jezusa, który przywdział postać człowieczą, aby nas zbawić.«
»Powiedz mi,« zagadnął mały poganin,
»co to za brzydkie wężysko, na którym
Mary a stoi ? Czy Ona lubi węże?«
148 A rumu gam, niezachwiany w wierze książę Indyjski.
»Wcale nie,« odparł Piotr, »wężem jest szatan kusiciel, który czycha na ludzi i na
kłania ich do grzechu, aby ich strącić do piekła. Matka Boża zmiażdżyła łeb węża, jak widzisz. Zaszkodzić on nam nie może, jeśli błagać będziemy Matkę Jezusa o po moc.«
»Uczynię to,« rzekł szybko Arumugam,
»ale czyż ona mi pomoże, kiedy jestem Hindusem i niechrześcijaninem ?«
»Jak najpewnićj,« zawołał Piotr, »nie odmawia nikomu pomocy, kto się do nićj udaje. <
»W takim razie jest Ona o wiele lepszą i potężniejszą od Bramy,« odrzekł zamyślony Arumugam. »Brama bowiem nie ma władzy nad wężami i nie wszystkim pomaga. Ale przypomina mi się, co mi oświadczył Ojciec Franciszek, że darowałeś mi piękną muszlę ze święconą wodą. Dziękuję ci, Piętrzę;
powiedz tylko, co znaczy mężczyzna ze sło
niowej kości z wysoką czapką na głowie!«
»Jestto kapłan żydowski. Wszakże wiesz może, że religia żydowska była poprzedniczką i wzorem wiary chrześcijaństwa, a jak ży
dowscy kapłani musieli przed ofiarą ręce u- mywać, tak i my przed pracą i modlitwą czyścimy wodą święconą duszę z plam i ze zmaz. Mów tylko zawsze : w imię Ojca, i Syna i Ducha świętego; oczyść mnie Boże, krwią Swego Syna od wszelkiego grzćchu i uchroń mnie od niebezpieczeństw grożących ciału i duszy.«
»Jakiż przy tćm,« pytał Arumugam,
»czynisz znak na sobie ręką?«
»Jest to znak Krzyża świętego,« szepnął z cicha Piotr. »Uważaj, trzeba to tak czy
nić.« Pochwyciwszy Arumugama za rękę przytknął ją do czoła, piersi i ramion. »Tak, powtórz to jeszcze,« dodał. W tćm za
dzwoniono, a Piotr zawołał: »Pójdź, już czas do szkoły.«
Pędem pospieszyli nowi przyjaciele przez ogród i weszli na schody, gdzie ich oczeki wał O. Franciszek, aby Arumugamowi wy
znaczyć ostatnie miejsce w klasie. Missyo- narz namyślił się przez chwilę, wreszcie po
sadził nowego ucznia obok »dzikiego Piotr
ka.« Ten zaczerwienił się z radości, a gdy Ojciec Franciszek się przeżegnał, aby od
mówić modlitwę przed nauką, potrącił Pio
trek swego sąsiada i szepnął mu: »Aru- mugamie, czyń to, co ja.«
Arumugam spojrzał na niego i złożył ręce na piersiach. Uczynił tćż i znak Krzy
ża świętego, ale w roztargnieniu w pół pra
wicą, w pół lewicą. Chłopcy na tylnych lawach poczęły szeptać w radości: »Już się żegna, z pewnością będzie z niego chrześci
janin.«
»Tak jest,« rzekł jeden z malców, »ale żegna się obiema rękoma, a to nic nie znaczy.«
»Ach, nie bredź lada czego!« odmru- knęli inni, a O. Franciszek musiał spojrze
niem nakazać milczenie.
Podczas nauki historyi biblijnej przysłu chiwał się Arumugam z tak naprężoną uwagą, że O. Franciszek serdecznie się cieszył.
Pierwszy tydzień minął Arumugamowi wśród zajęć, modlitw i gier tak szybko i wesoło, jakby jakie święto. Gdy Radża w końcu tygodnia przybył na słoniu do kole
gium, aby syna na kilka godzin sprowadzić do domu, Arumugam rzucił się z głośnym wykrzykiem w jego ramiona i zawołał:
»Ojcze, ojcze, jakże szczęśliwym jestem!
Dziękuję ci, żeś mnie oddał do kolegium.
Wystaw sobie, że już mam dwunastu przy
jaciół, a może i więcej; gdyż wszyscy oka
zują mi serdeczną życzliwość. Kocham ich tćż daleko więcej, niż mego głupkowatego kuzyna Dobrę, który mi niedawno zdarł ze szyi naszyjnik z perłami dla tego, że był piękniejszy Tego moi nowi koledzy nie czynią. Są wszyscy dla mnie uprzejmi. Ale ojcze, zapomniałem zapytać cię, jak się masz, czy zdrowe siostry, i młode słoniątko? Oj
cze, nie umiem ci opisać, jak się czuję szczęśliwym.«
Radża śmiał się serdecznie z potoku słów syna i rzekł: »Trzeba ci przyznać, chłopcze, że tak szybko szczebioczesz, iż nie mogę wcale przyjść do słowa.«
»Ojcze,« mówił Arumugam, »uczymy się i milczeć co dzień od 8—
12z rana, po po
łudniu zaś od 2—4, i od 5—7,« (t. j. pod
czas nauki) »A wieczorem,« wtrącił Radża z uśmiechem, »od 8 do 8 z rana,« (pod
czas Spania.)
(Dalszy ci^g nastąpi.)Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich. 149
Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich.
(Ciąg dalszy.)
Pomiędzy mężami, którzy dzielnie bronili, lub jeszcze bronią Kościoła wymieniamy Opata Bo
nifacego Wimmer zakonu Benedyktynów, Hermana Schuler Jezuitę, Izydora Robot, Biskupa Seghers i księdza Tosi. Wielką jest liczba świeckich i du
chownych, którzy cale życie poświęcili na usługi Kościoła i walczą z wielkiemi przeszkodami.
Najmozolniejsza może jest praca w Stanach Zjednoczonych pomiędzy Indyanami. Są oni pier
wotnymi mieszkańcami Ameryki, koloru czerwo
nego, dzicy, leniwi, do okrucieństw pochopni.
Rząd Stanów Zjednoczonych nie miłuje ich. Nie
dawno jeszcze była krwawa bitwa pomiędzy In
dyanami i rządem, lecz Indyanie jako słabsi upa
dli, przez co wiele krwi wylano. Ponieważ zwy
czajnie przenoszą się z miejsca na miejsce i pro
wadzą życie koczownicze i wędrowcze, trudno jest missyą u nich założyć. Mimo to nie brak nam na pocieszających objawach wiary. Tak n. p.
Indyanie pod nazwiskiem .Coeur d’Alene,» w gó
rach skalistych zamieszkali, dawniej nie przywykli do pracy i nieobeznani z wiarą świętą, nawrócili się, a teraz już pilnie pracują, naukom się poświęcają i bardzo mało różnią się od Euopejczyków.
Wielka liczba uczęszcza co tydzień do świętych Sakramentów, niektórzy co dwa tygodnie, inni co miesiąc! Ufajmy, że missya pomiędzy Indyanami tak zbawiennie działać będzie, że się z czasem wszyscy nawrócą.
Również mozolną jest praca missyjna u mu
rzynów, znajdujących się w wielkiej ilości w pół
nocnej Ameryce. Murzyni ci pochodzą z Afryki i już od dawna mieszkają w nowym świecie, a liczba ich wynosi 8 milionów. Niektórzy tylko są katolikami, większa część należy do różnych sekt i nie uznaje Kościoła katolickiego za wspólną matkę prawdy i zbawienia. Dziwna to rzecz, że nieomal wszędzie, gdziekolwiek znajdziesz murzyna, nieprzychylność jego do wiąry katolickiej mocno cię zadziwi.
Otóż podaliśmy tylko niektóre szczegóły z życ>a tego kraju, do którego tęskni tak wielka liczba synów i córek naszych. Kto chce zasięgnąć szczegółowszych wiadomości, niechaj zaabonuje sobie dobrą gazetę .Wiara i Ojczyzna,« wycho
dzącą w polskim języku w Chicago. Nasz * Mis
sy onarz katolicki* jeszcze częściej, ile razy nada
rzy się do tego sposobność, na Stany Zjednoczone będzie zwracać uwagą swych czytelników.
Ponieważ pismo nasze ma szczytne przezna
czenie służyć wierze katolickiej wszę
dzie, gdzie tylko bije serce polsko- katolickie, prosimy was, kochani współbracia w nowym świecie, którzy tak znaczną przestrzenią od nas odłączeni, ale za to z nami połączeni je
steście węzłem wiary i miłości, prosimy Was ser
decznie, abyście czytali i popierali według mo
żności . Missy onarza katolickiego.* Wspólnemi siłami wielkich na chwałę Bożą dokażemy rzeczy, w rozdzieleniu zaś pozostaniemy słabymi. Kościół święty katolicki niechaj kwitnie i panuje w pół
nocnej Ameryce 1
W przeglądzie ogólnym już podaliśmy szcze
gółowe wiadomości dotyczące Ameryki. Stany Zjednoczone pomiędzy wszystkiemi Stanami no
wego świata pierwsze zajmują miejsce co do przemysłu, nauki i organizacyi.
Oprócz Stanów Zjednoczonych znajduje się 18 państw w Ameryce pólnocnćj i południowej, tworzących rzeczypospolite. Dawniej Brazylia była cesarstwem. Po wygnaniu cesarza Dom Pedra zamieniła się na rzeczpospolitą. Gdy więc w innych częściach świata widzimy monarchie, to jest ster rządu pozostający w ręku króla lub ksią- żęcia, w Ameryce tylko się znajdują republiki, państwa samowładne i przez wybranych od naro
du posłów rządzone. Stany te są: Meksiko, Gwatemala, San Salvador, Honduras, Nikaragua, Kosta-Rika, Haiti, San Domingo, Wenezuela, Kolumbia, Ekuador, Peru, Bolivia, Chile, Argen- tynia, Paraguay, Uruguay, Brazylia.
Wyjąwszy Stany Zjednoczone prawie wszy
stkie inne Stany są katolickie. Europejczycy, tak katoliccy jak protestanccy także liczne po
siadłości zdobyli. Anglicy mają w Ameryce 9 milionów kwadratowych kilometrów z 5 milionami mieszkańców, Duńczycy 88459 kw. kilom, z 47 000 mieszkańców, Holandya 120 451 kw. kilom, i 111000 mieszkańców, Francy a 124 506 kw.
kilom, i 377 000 mieszkańców, Hiszpania 128 148
150 Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich.
kw. kilom, i 2 miliony poddanych. Ztąd pocho
dzi, że jak w Stanach Zjednoczonych, tak też w innych stronach Ameryki katolicy żyją roz
proszeni pomiędzy innowiercami, lecz z tą różnicą, że tam tworzą mniejszość, tu zaś większość.
Wszyscy są chrześcijanami. Wielka liczba pier
wotnych mieszkańców Ameryki atoli jeszcze dziś pozostaje w cieniu śmierci bałwochwalstwa.
2. M e k s y k o. Jest to kraj bardzo obszerny, trzy razy większy niż Niemcy lub Austrya, lecz mało zaludniony i całkiem podupadły. Dawniej Hiszpanie uważali Meksyko za najbogatszą pro- wincyą państwa swego, opływającą w drogie ka
mienie, złoto i zboże. Lecz rząd Hiszpański oka
zał się gnuśnym i niezdatnym do wyzyskania skarbów krajowych. W roku 1822 wybuchła re- wolucya i Meksyko ogłosiło się krajem nieza
leżnym, nikomu nieuległym. Nieszczęśliwy kraj!
Od tego czasu powstania są tam na porządku dziennym, a w ciągu lat pięćdziesięciu naliczono tam już 200 rewolucyi. Za naszej pamięci obrali jenerałowie meksykańscy zacnego księcia Maksy
miliana cesarzem. Młody książę austryacki, brat teraźniejszego cesarza Austryi Franciszka Józefa, pełen nadziei udał się do nieszczęśliwego kraju, aby położyć koniec rozruchom i zaprowadzić ład i porządek. W tryumfie przyjęto go i śpiewano podobnie jak tedy, gdy Chrystus Pan wstępował do miasta Jeruzalem: »Hosanna, błogosławiony, który idzie w imię Pańskie, hosanna na wysoko
ściach!« Aleć jak długo trwały te hosanny i ra- dośne okrzyki? Zbyt szybko niewdzięczny lud odwrócił się od młodego cesarza, wybuchła re- wolucya — a Maksymilian pojmany i rozstrze
lany został. Jego małżonka do Europy napowrót wróciła i tu z żalu niezmiernego popadła w nieuleczone obłąkanie. Od roku 1867 Meksyko jest znów republiką, a jedna rewolucya idzie w ślad za drugą.
I cóż z tąd wynika? Oto upadek wiary i obyczajów. Kościół katolicki jest jakby skrępo
wany i nie może zbawiennego wpływu na naród wywierać. Stołecznem miastem i stolicą biskupa jest miasto Meksyko. Kto jedzie z Europy do Meksyko, w mieście nadmorskiem Veracruz wy
siada z okrętu i koleją żelazną przez dolinę prze
śliczną jedzie do stołecznego miasta na wysokićj płaszczyźnie położonego. Na dole, w Veracruz, jest parno, mieszkańcy opaleni od słońca, dalej znika skwar, a w samym Meksyku jest chłodno,
nawet zimno, chociaż miasto leży w strefie go
rącej kuli ziemskićj. Meksyko liczy 200000 mie
szkańców. Najbogatsze są Puebla, Guadalaksara, Oaksaka i Potosi, gdyż tu srebro z ziemi obficie wydobywają. I inne miasta są bogate, ponieważ nad morzem są położone i handel utrzymują, na przykład: Veracruz, Tampiko, Matamoros, Tehu- artepek i t. d.
Powiedzmy teraz kilka słów o obyczajach narodu meksykańskiego. U nas tysiące giną przez gorzałkę, tracą majątek, zdrowie i rozum, w Me
ksyku używane bywa Pulque (Pulk,) napój po
dobny do mleka, brzydko śmierdzący jak siarka, lecz strasznie nadużywany przez meksykańskich pijaków. Europejczycy i Indyanie, pierwsi mie
szkańcy kraju, przez wódkę gubią się na duszy i na ciele. Jakże smutno, że djabeł wszędzie wy
nalazł gorzałkę lub podobne do nićj napoje.
Szkoły meksykańskie podupadły. Drobna tylko część młodzieży poświęca się naukom. Dla tego u niektórych tylko znajdujemy cokolwiek oświaty, warstwy ludu ubogiego grzęzną w gru
bej ciemnocie. Podobnie się dzieje co do religii.
Tylko mała liczba katolików zna zasady swej wiary i żyje według niej; większa część nie zna nawet najgłówniejszych artykułów wiary św. Z je- dnćj strony podziwiać możemy cnotę chrześci
jańską, nawet świątobliwość i życie całkowicie chrześcijańskie, z drugićj strony pożałowania go
dne zabobony. Lud jednak przywiązany jest do wiary, lecz dla braku kapłanów, szkół i piśmien
nictwa gorszące prowadzi życie. Wielu jest ta
kich, którzy tylko sakrament Chrztu otrzymali, a potem już więcćj do kościoła nie zajrzeli, nie pomyśleli ani o spowiedzi, o Komunii świętćj, zupełnie żyjąc według swych pożądliwości i na
łogu. Ale głoś im prawdy Ewangielii — jakże chętnie i pilnie będą słuchać słowa Bożego, nau
czaj ich — z jaką radością przyjmują nauki.
Żniwo tu jest wielkie, robotników mało. Prośmy Pana, aby posłał robotników do winnicy swojej, którą jest Meksyko.
Podajmy teraz kilka szczegółów z życia reli
gijnego. Jeden z najznakomitszych biskupów me
ksykańskich jest ks. Amezkwita, biskup dyecezyi Tabasko. Gdy rewolucya wybuchła, musiał jego poprzednik uciekać. Jego następca znalazł dye- cezyą w największem zaniedbaniu. W mieście Tabasko, które same liczy 110 tysięcy mieszkań
ców, znajdowało się tylko 12 kapłanów. A po-
Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich. 151
między nimi byli niestety niektórzy, którzy pod
czas rewolucyi na wygnaniu żyjąc, prawdziwego ducha kapłańskiego utracili i prowadzili życie rozwiozłe. Lud bez wszelkiej nauki, bez nabo
żeństwa, kościoły próżne jak stodoły, dachy dziu
rawe i mury rozwalone, ołtarze zbroczone krwią.
Msza święta w robocze dni nigdy, w niedzielę rzadko się odprawiała, kazania jeszcze rzadziój.
Cóż tedy uczynił pobożny biskup Amezkwita ? Wlał nowego ducha religii i łaski Bożej w serca dyecezyan przez młodzież. Kapłanom rozkazał, aby pilnie uczyli młodzież i sam piękny przykład dawał, ucząc zdolnych chłopców, aby ich przy
sposobić nauką i pobożnćm życiem do stanu du
chownego. Zaledwie minęło kilka lat, a owoce pięknćj pracy już dojrzały. Teraz pracuje gor
liwie duchowieństwo nad zbawieniem dusz nie
śmiertelnych i błogosławi swego arcypasterza.
Nie tylko dyecezya Tabasko posiada gorli
wego arcypasterza, lecz i inne dyecezye mogą się poszczycić podobnymi biskupami. Są także liczne przykłady żywego ducha chrześcijańskiego nawet w mieście stołecznem Meksyko, chociaż to miasto, gdzie tysiące zbrodniarzy się schodzi, ty
siączne stawia przeszkody. Pewnego razu, jak to czytamy w czasopiśmie »Die Missionen, Her
der 1889,« w mieście Guanajunto odbywano ćwi czenie duchowne. Nie tylko lud ubogi, lecz pier
wsze familie miasta garnęły się do ćwiczeń reli
gijnych, w których każdemu stawia się żywo przed oczy cel i obowiązki człowieka. Prawie cudowne nawrócenia były ich owocem. Mężczy
źni, którzy dawniej nie dbali o święte Sakramenta, teraz częściej w roku przystępują do stołu Pań
skiego. Rewolucjoniści, którzy w bitwach zbro
czyli się krwią bliźniego, szczerą budowali po
kutą. »Spiritus spirat, ubi vult,* Duch Boży wieje, z kąd chce. I w Meksyku znajdziesz prawdziwych chrześcijan, którzy jak u nas są na
śladowcami Chrystusa Pana. Nie dziw się, gdy u nas pomimo pracy niezmordowanej kapłanów tu i owdzie znajduje się owieczka zbłąkana, że w obszernćj rzeczypospolitej meksykańskiej liczba ginących może jest większa, niż u nas.
W Meksyku miłość chrześcijańska wybudo
wała śliczne świątynie Pańskie, duchowieństwo
mnoży się, lub cuci z letargu. Ufajmy, że pod opieką Kościoła katolickiego oświata i religia coraz bardziej uszczęśliwiać będzie plemiona me
ksykańskie.
Już teraz mimo licznych przeszkód, jakie wy
liczyliśmy, wiara nasza błogosławieństwo Bozkie obficie szerzy się w Meksyku. Aby to poznać, trzeba wiedzieć, jak dawniej tam wyglądało, zanim Chry
stus Pan zdobył wielki kraj. Gdy jeszcze po
gaństwo panowało w Meksyku, przed odkryciem i po odkryciu Ameryki, jako najwyższy Bóg był uważany Montezuma. Był to okrutny bożek I Według hiszpańskich dziejopisarzy zabijano mu corocznie na ofiarę 50 aż do 80 tysięcy ludzi.
Gdy jego nowa świątynia dnia 19. Lutego 1487 była poświęconą, zabito 60 tysięcy i wylano ich krew na jego ołtarzu. Blizko przy świątyni skła
dano głowy ściętych w kształcie wieży, Dias, który je widział, obliczył ilość tych głów na 136 000. Na belkach świątyni, nade drzwiami także wieszano głowy nieszczęśliwych ofiar. , W czasie zwyczajnym tylko na jednym ołtarzu w Meksyku ofiarowano według świadectwa tegoż samego Diasa około 2500, lecz w czasie wojny, klęski, wstąpienia na tron nowego króla, liczba ta wynosiła, jak wyżej wspomniano, nawet do 50 tysięcy.
Któż opisze te okrucieństwa pogan meksykań
skich? Zatrwoży się serce chrześcijańskie nad taką bezludzkością 1 Człowiek, na ofiarę Montezumie przeznaczony, został na ołtarzu rozciągnięty, pię
ciu mężów trzymało go. Kapłan pogański wziął nóż ostry kamienny (z krzemienia) i pruł jego piersi, wydarł prędko z żyjącego ciała serce, pod
niósł je ku słońcu i położył u nóg bożka, potem podnosił i na złotćj misie podawał je do ust Montezumy, poczem trupa zrzucano ze schodów świą
tyni. Gdy ofiarowano w wojnie pojmanych, trupa Meksykanie pożerali, będąc ludożercami. Ofiary ich były połączone z strasznem okrucieństwem i ludożerstwem.
Tak było dawniej. A teraz ? Meksyko jest rolą, na której rośnie pszenica i kąkol. Bożki Ogrodnik, Jezus Chrystus, niechaj zapewni zyzne plony pługowi Kościoła swego.
(Ciąg dalszy nastąpi.)
i^ag«fr<<0"...* I =>---
152 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
Szczegółowe nowiny
Kościół katolicki w Auglii. Ksiądz Zardetti, niedawno wyświęcony na biskupa w Ameryce, napisał prześliczną książkę, w której wskazuje na pozostałe ślady stłumionej wiary katolickiej w Anglii.
Król Henryk VIII., okrutnik taki, jakim był rzym
ski cesarz Neron, przytłumił wiarę katolicką około roku 1540. Liche tylko i nieznaczne szczątki ka
tolicyzmu pozostały, lecz Anglia jest córką Ko
ścioła nie martwą, jak mówi ksiądz Zardetti, lecz śpiącąI Później poczyna się budzić z letargu i wracać powoli do prawdziwej owczarni Chry
stusa Pana. Od roku 1789 do dnia dzisiajszego podnosi się i wzrasta coraz więcej Kościół kato
licki w Anglii. Na czele katolików stoi sławny kardynał Manning, a obok niego 20 biskupów.
W Izbie Panów znajduje się 75 katolików, w par
lamencie 76. Liczba kościołów i kaplic, w któ
rych regularnie nabożeństwo się odprawia, wynosi okoły 1300, a liczba kapłanów 2800. Dopiero w roku 1850 Pius IX. w Anglii hierarchią (rząd kościelny) ustanowił, której podlega około 10 mi
lionów katolików. Naród angielski jest do handlu najsposobniejszy i posiada w innych częściach świata ogromne osady i bogactwa. Jakażby to była wielka korzyść dla nas katolików, gdyby wszyscy Anglicy powrócili do naszej wiary, której pozbawił ich przewrotny Henryk VIII.
Katolickie missye pomiędzy Indyanami i Murzynami. Murzyni liczą 27 kościołów i 33 ka
płanów, 110 szkół katolickich dla 6100 dziatek;
w roku 1890 ochrzcono 590 dorosłych murzynów i 4558 dziatek. W ogóle liczymy w Ameryce północnej 151,614 murzynów katolików. Nie tylko Murzyni, lecz i Indyanie zasługują na tro
skliwość Kościoła. Liczba wszystkich wynosi 277,020; mniej więcej trzecia część składa się z katolików, mających 104 kościoły i 81 kapła
nów. Inni Murzyni i Indyanie należą do licznych sekt amerykańskich.
Związek św. Wincentego a Paulo ma na oku wspomaganie ubogich. W każdem mieście znajduje się jedna z jego filii. Na zgromadzeniach odczytują oddział z Pisma świętego lub z jakiej książki budującej, potem rozpoczynają się roz
prawy o osobach i rodzinach potrzebujących wsparcia. W roku 1889 zebrano w ogóle 8 mi
lionów marek. Któż policzy łzy, które ta jał
mużna otarła? Związek św. Wincentego możemy słusznie nazywać missyą, ponieważ nie tylko stara się zadość uczynić potrzebom ciała, ale i duszy licznych rodzin żyjących w nędzy i opu
szczeniu.
Uniwersytet papiezki w Rzymie liczy 807 studentów, pomiędzy nimi poświęca się 300 filo
zofii, 36 prawu i 407 teologii. Studenci wszyst-
z missyj katolickich.
kich narodów słuchają tu wykładu nauk od 20-tu profesorów. Liczba Polaków wynosi 32, a Niem
ców 96. Wielu studentów idzie do krajów mis
syj nych, lub powraca do Ojczyzny, gdzie Kościół potrzebuje ich pomocy.
Towarzystwo katolickie naukowe (Societas catholica instructive) jest utworzone w celach mis
syj nych. Już podaliśmy w przeszłych numerach wiadomość o czynności tego towarzystwa, a po
nieważ otrzymaliśmy z Rzymu od zarządu to
warzystwa szczegóły bardzo ciekawe, umieszczamy tu chętnie to pismo w całej rozciągłości. List ów brzmi jak następuje:
Na co Towarzystwo katolickie-naukowe jest założone?
„Patrzcie, żeby was nie zwiedziono, bo ich wiele przyjdzie w imię Moje, mó
wiąc, że Ja jestem, a czas się przybliżył, nie chódźcie tedy za nimi."
(Ewangielia św. Łukasza 21, 8.)
Któremu z katolików, który nie zupełnie je
szcze oziębnął i zobojętniał dla świętej religii, nie są choć w części wiadome owe pociski i niebez
pieczeństwa, przez które matka nasza duchowna, Kościół święty, zawsze bywa zagrożony, a w szcze
gólności obecnie jest zagrożonym ? — Któż nie wie dotąd o podstępnych działaniach bezbożnego licznego towarzystwa, które hołduje djabłu? — Kto nie zna niebezpieczeństwa i prześladowania, któremi Stolica święta i zgromadzenia zakonne obecnie przez istne potwory bezbożności są u ci skane? — Kogóż nie doszły dotąd wieści o nie
cnych zamiarach, które nieprzyjaciele Chrystusa knują przeciw Jego Niepokalanej Oblubienicy, Ko
ściołowi świętemu?! — Coraz to zuchwalćj wy
stępuje bezbożność i zagraża społeczeństwu ludz
kiemu moralną i socyalną zgubą. Świętokradzkim rabusiom bywają składane hołdy, ludzie, którzy przed tern dla swych zbrodni karani bywali w do mach poprawy, dziś bywają ze czcią odszczegól nieni za to, a nawet otrzymują ordery.
Pobożny, religijny człowiek, bywa publicznie w rozmaity sposób wyśmiany i wyszydzany, pra
wa kościelne nie w jednym kraju podeptane. — Ci, którzy dotąd jeszcze wiary dochowali, przez rozmaite szatańskie sztuki bywają wabieni do ze
psucia, młodzież po szkołach bezwyznaniowych w bezbożności podrasta, wraz z wiarą pozbawiają takową wszystkich szlachetniejszych uczuć, oby
czajowe zepsucie i bezwstyd, nie tylko ubóztwiane na widowiskach teatralnych i po niegodziwych pi
smach i dziennikach nauczane, ale nawet w sa- mćm ognisku całego Chrześcijaństwa, przez naj
ohydniejsze i najsprośniejsże obwieszczenia po ro
gach ulicznych, publicznie ogłaszane.
Zesłanie Ducha świętego. 153
Zesłanie Ducha świętego
154 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
Zważmy i to jeszcze, że oprócz tego tyle milionów ludzi w dalekich krajach żyje takich, którzy dotąd ledwie coś, lub też wcale nic nie zasłyszeli o prawdziwym Bogu, i o kościele, z któ
rego jedynie przychodzi zbawienie, a którzy może po wielkićj części naukę o królestwie Chrystuso- wem, o Jego świętym kościele, chętnie by przyjęli, gdyby im ta była głoszoną; zważmy wreszcie na coraz to gorliwsze wytężenia przeróżnych sekt, jak wolno - mularzy czyli masonów, karbonaryu- szów, materyalistów, racyonalistów, nihilistów i wiele ich jest rozmaicie nazywanych partyi nie
katolickich, które choć sobie przeciwne, w tern się zgadzają, by świętemu Kościołowi katolickiemu nie tylko stawiać przeszkody, ale tćż, ile tylko mogą, by tenże Kościół przytłumić, wtedy się sa
mochcąc z wielką serca boleścią i z wewnętrzną zgrozą nasuwa to pytanie: »Dokąd to wszystko doprowadzi i jak to się skończy?*
Coraz to szerzej otwiera piekło z wściekłą zajadłością swą paszczę, by nieśmiertelne dusze do wiecznej porywać zguby, coraz to pyszniej czart podnosi swą głowę i chełpi się ! Zdaje się na
wet, jakoby świat wszystkiemi siłami Antychry
stowi swe drogi chciał przygotować. Z wielką gorliwością pracuje ten świat zaślepiony na swą własną zgubę, nie pomiarkowawszy się, jakoby bezwiednie.
Kto nad tern wszystkiem nieco głębiej się zastanowi, czy mógłby to za złe poczytać, jeśli gorliwy kapłan, Najprzewielebniejszy Ojciec Jor
dan z księstwa Badeńskiego, przez Bożą Opatrz
ność pobudzony i kierowany, uczynił to życia swego zadaniem, tym niebezpieczeństwom i temu zepsuciu, o ile to za świętą łaską Bożą, a opieką Królowćj Niebios Maryi jest możebnem, przeciw
stawić tamę, i dla tego po dłuższćj modlitwie i pil
nej naradzie z Bogiem, za aprobacyą wielu wy
sokich dostojników kościelnych, roku 1881 w uro
czystość Niepokalanego Poczęcia Bogarodzicy Maryi, dał początek nowemu Zgromadzeniu Za
konnemu, którego członkowie związani potrójnym ślubem świętym, ubóztwa, czystości i posłuszeń
stwa, to zadanie mają, jakoby środkiem wręcz przeciwnym, zepsuciu świata i lekarstwem na nie słowćm i pismćm, wszystkiemi sposobami i dro
gami, któremi ich natchnie miłość Chrystusa, nie wyłączając żadnćj narodowości, statecznie i otwar
cie stawać oporem.
Nowy ten szczep w winnicy Chrystusa, który się katolickićm Trwarzystwem naukowem nazywa i główną swą siedzibę ma w Rzymie, do tego czasu w spore już drzewko urósł, choć na ciężkie burze bywał wystawiony, i dziś liczy już przeszło 200 członków, których większa połowa wiecznemi ślubami do tegoż Towarzystwa jest przywiązaną.
Za łaskę Bożą nie zbraknie mu i na dalszym roz
woju.
Założyciel onegoż i główny przełożony, Naj
przewielebniejszy Ojciec Jordan, obdarzony od
Boga nie tylko niezbędną do takiego dzieła wy
trwałością i pobożnością, lecz także posiada z łaski Bożej potrzebne nauki teologiczne, posiada roz
maite języki, ma tćż znajomość ludzi i pragnie konary tej drzewiny, da Pan Bóg, czasu swego po całym świecie rozprzestrzenić. Łatwo to pojąć kochanym Czytelnikom, że założycielowi, który nie mógł rozporządzać większą sumą pieniężną, zakładając towarzystwo, nie łatwą było rzeczą takowe utrzymywać i obecnie toż samo. Tylko mocne zaufanie w świętej Opatrzności Wszech
mocnego Boga, było i jest przyczyną, dla której w tylu i tak ciężkich staraniach i troskach nie ustaje w przedsięwzięciu. Wiedzą to wszyscy, ile potrzeba grosza na to, by pokryć wszystkie wy
datki na wyżywienie, suknie, pomieszkanie, książki i inne rozmaite potrzeby, dla osób przeszło 200.
Wielkie są częstokroć starania i wielki ciężar na jego barkach spoczywa, a jednakże nie chwieje on się w swój odwadze i ufność w Bogu, lecz owszem się w nich pomnaża. Słusznie może on z psalmistą Dawidem powiedzieć: *Od stra
ży porannćj aż do nocy, niechaj nadzieję ma Izrael w Panu. Oto się nie zdrzymie ani zaśnie, kto strzeże Izraela." (Psalm 129 i 120.); a tem- bardzićj może on się tak odezwać, gdyż doznał już tego kilkakrotnie, jak Pan Bóg prawie cudem w pomoc przyszedł w potrzebie tćj nowej Swej rodzinie, temu szczepieniu Swemu. I czyliż mo
głoby być inaczćj? Czyliż mógłby Pan nie wy
słuchać tych Swoich, którzy Mu się i ciałem i duszą powierzyli ? Rzecz tonie podobna! Pańskie bo
wiem dzieła zawsze doskonałe, a jeśli zasadził tu w Swej winnicy nową roślinę, to też ją podlewa i o nią się stara nadal, aby nie uschła.
Aby zaś ten szczep w winnicy Chrystusówój mógł się coraz lepiej rozwijać, piszący te słowa wszystkich szanownych czytelników i każdego z osobna najusilniej uprasza, aby zechcieli najła- skawiej współdziałać, każdy według stanowiska swego i wedle sił swoich. Każdemu jest rzeczą możebną w tćm dziele uczestniczyć, w ten lub ów sposób, o czem udzieli bliższych wiadomości cyrkularz wydany przez to katolickie towarzystwo naukowe.
Kto do tego zakonnego Towarzystwa, jako członek zakonu pierwszego czyli pierw szćj reguły, lub tćż odnośnie drugiego zakonu czyli reguły, przez wstąpienie do niego należeć nie może i jako taki z nićm i w niem współdziałać, ten możeby mógł się do tego przyczynić w którykolwiek z innych sposobów, n. p. za zelatora, współpra
cownika i t. d. Bliższych wiadomnści w tćj spra
wie nabyć można u przełożonego Jenerała w Rzy
mie. Gdyby zaś i to było niemożliwem, naten
czas czytelnicy znajdą jeszcze jakiś fenig zbywa
jący, aby to dzieło Bogu przyjemne, swą jałmu
żną podeprzeć, a komu i to by było niemoże- bnem, ten przynajmniej modląc się za Towarzy
stwo, może mu dopomódz.
Szczegółowe nowiny z missyj katolickich. 155
Ztąd widzicie, mili czytelnicy, iż każdy czyn
nym być może w tern wielkiem dziele, które ma służyć ku ożywieniu gorliwości w katolickich sercach, do przytłumiania występków, do zwal
czania błędów fałszywej wiary i pogaństwa, i do wyniszczenia niewiary i bezbożności, które po całym świecie rozprzestrzeniają swe panowanie.
Któżby z wiernych członków Kościoła katolickiego, chciał być wyjęty z liczby takich współpracowni
ków ? Nikt zapewne I I czyliżby prawy katolik mógł obojętnem na to patrzeć okiem, jak ducho
wna jego Matka, ten Kościół święty, nie tylko wzgardzonym i wyszydzonym bywa, lecz we wielu krajach nawet uciemiężony i gnębiony ? 1 Wszak dobre dziecię miłuje swą matkę wedle ciała, która mu tylko cielesne dała życie i która je wycho
wuje, a miłuje ją wielce, troszczy się i zasmuca, jeśli ją widzi w potrzebie lub w niebezpieczeństwie, 0 ileż bardzićj obchodzi je duchowna jego matka, Kościół święty, jako ta, która swe dzieci odradza dla nieba w kąpieli Chrztu świętego, to życie du
chowne w nich zachowuje w innych świętych swych Sakramentach, od zguby je strzeże i nie
ustannie prostą drogą ku Niebu prowadzi, dopo
maga im zwyciężyć śmiertelne trwogi i wreszcie do wiecznej wprowadza szczęśliwości I Jednakże ta matka pełna miłości, nie tylko od obcych lecz
1 od własnych dzieci bywa pokrzywdzona. Wy
rodne chyba to dziecię, które dla tak miłościwćj matki śmie być obojętne, a cóż dopiero, jeśli się buntuje, przeciw nićj powstaje, ją prześladuje, wtedy już to nie dziecię, tylko jakiś potwór.
Nie samych to kapłanów jest obowiązkiem, ale i każdego w szczególności katolika, o ile to w jego możności, dopomagać tej świętej Matce w Jej usiłowaniach i walkach, wedle sił Ją obro
nić, we wszystkich Jej działaniach Ją wspierać, i o Jej chwałę i uświetnienie się starać. A gdy ten Kościół o swe dzieci tak macierzyńskie ma staranie, przetoż jest to bez wątpienia obowią
zkiem tychże dzieci o tę Matkę ciałem i duszą się zastawiać. A kto tego Kościoła nie chce mieć za Matkę, nie może też mieć Boga za Ojca.
Kto zaś nie ma Boga za Ojca, ten już nie jest dzieckiem Bożem, a więc dzieckiem czarta, gdyż pośredniej tu nie masz drogi. Ukochany Zbawi
ciel nasz powiedział wyraźnie : .Kto nie jest ze
Mną, jest przeciw Mnie, a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza,* kto zaś chce być z Chrystusem, musi tćż być z Jego Oblubienicą, Kościołem świętym i starać się Mu dopomagać w Jego sprawach i potrzebach, gdziekolwiek tylko może, gdyż Chry
stus i Jego święty Kościół nie dadzą się rozłączyć.
Dla tego wzywamy, Was mili Chrześcijanie, dopomagajcie wszyscy pod opieką świętej Kró- lowy Apostołów Maryi, do ogólnćj pracy, do wielkiego dzieła, do chwały Królestwa Bożego i Jego świętego Imienia i ku czci miłościwej Bożej Rodzicielki Maryi, aby na całym świecie jeden był pastćrz i jedna trzoda, aby wszyscy poznali, czcili, miłowali i uwielbiali Boga Ojca i Stwórcę naszego, jednorodzonego Syna Jego, Pana i Zba
wiciela naszego Jezusa Chrystusa, który nas krwią Swoją przenajświętszą odkupił, i Ducha świętego, który rządzi i kieruje Jego świętym Kościołem, który pomimo wszelkich burzy istnieć będzie aż do końca świata. Ten Bóg w Trójcy jedyny, wieczny, niepojęty niech będzie wychwalany po wszystkie wieki.
Wszelkie zapytania i zgłaszania się do towarzy
stwa należy tak adresować: .Reomo. P. Fran
cesco d. C. Jordan, Superiore Generale della So- cieta Catholica Istruttiva Roma, Borgo Vecchio 165.
Datki czyli ofiary i jałmużny dla tegoż kato
lickiego naukowego Towarzystwa, można pod tym samym adresem posyłać.
Rzym w Kwietniu 1891 r.
Missya pomiędzy Nestoryanami w Azyi.
Podczas gdy Moskale usiłują prawosławie czyli schizmę wszędzie rozpowszechniać, Ojcieć św.
Leon XIII. stara się schizmatyków połączyć z Kościołem. Takimi schizmatykami lub raczej kacerzami byli Nestoryanie. Nestoryusz był w pią
tym stuleciu patryarchą Carogrodu i stał się od- szczepieńcem przez to, iż twierdził, że w Chrystusie są dwie osoby. W zaślepieniu swem nie chciał uznać, że Chrystus Pan jest tylko jedną osobą.
Jego błąd przyjęło wielu jego stronników, nazwa
nych Nestoryanami. Teraz nadchodzi wielce po
cieszająca wiadomość, że sekta Nestoryan, mie
szkających w Chaldei, w liczbie 200 tysięcy, po
rzuciła herezyą Nestoryusza i wróciła do Ko
ścioła rzymsko-katolickiego.
Siniiliiy jest los niewiast indyjskich, a mianowicie należących do wyższych stanów.
Zycie ich możnaby bez przesady nazwać poby
tem w więzieniu. W domu Indyanina, czyli ra
czej Hindusa wyższćj rangi znajdziesz osobne pomieszczenie dla niewiast, czyli rodzaj Haremu, zwany Senana, zostający pod ścisłą strażą.
Okłada on się z szeregu nizkich pokoiczków, czyli komorek z werandą, otaczającą dziedzińczyk albo
ogródek. W porównaniu z okazałem! komnatami, zamieszkanemi przez mężczyzn i wychodzącemi na front domu wygląda rzeczona Benona bardzo licho. Oprócz tapczana, słomianki i kilku skrzyń mebli tam prawie wcale nie ujrzysz. Ponieważ żonaci synowie mieszkają w domu rodziców, a niektórzy z nich miewają po kilka żon, w Senanie
156 Wiadomości ze wszystkich części świata.
przeto mieszka czasem po kilkanaście kobiet wraz z dziećmi Nie wolno im wychodzić bez gęstćj zasłony i bez towarzystwa slug, jeśli chcą od
wiedzić matkę, siostry, ciotki albo pójść do pa- gody (świątyni) na modlitwę. Gospodarstwem zajmują się bardzo mało ; wszystkie prace wyko
nują słudzy płci męzkiej. Tylko w kuchni, przy
tykającej do Senaty, mają małe zajęcie. Łatwo więc pojąć, jak czczem, nudnem i pozbawionem treści jest życie tych biednych uwięzionych istot.
Najwięcej czasu spędzają na namaszczaniu i spla
taniu hebanowych włosów, farbowaniem rzęs i pa
znokci, wybieraniu i przymierzaniu sukien i stro
jów, które bywają liczne, kosztowne i bardzo roz
maite. Zresztą lubią się bawić gawędką lub ploteczkami, a częstokroć przychodzi między niemi do kłótni, sprośnych obelg i najokropniej
szych klątew. Wieczorem wchodzą dla ochłody na płaski dach i bawią się opowiadaniem, ale nie moralnych przypowieści lub dawnych podań lu
dowych, lecz podań o bożkach. Podania te są albo płaskie i pospolite, albo nieprzyzwoite i bez
wstydne. Łatwo zrozumiemy, jak taka roz - mowa działać musi na dzieci, które jej się chciwie przysłuchują.
Najnieszczęśliwsze jednak ze wszystkich mie
szkanek Senany są wdowy. Ponieważ u Hindu
sów dziewczęta idą za mąż pomiędzy 6 a 10 ro kiem życia (aż do dwunastu lat bawią jeszcze w domu rodziców), ilość przeto wdów jest bardzo wielką. Dla wszystkich współmieszkanek są one przedmiotem największej nienawiści i pogardy, nie wolno im nosić jak tylko odzież lichą i grubą, ani używać naszyjników złotych i klejnotów. Ponie
waż są wystawione na urągowisko a nawet po
niewierkę, łatwo więc pojąć żal, jaki mają do rządu angielskiego, który surowo zakazał palić żywcem owdowiałe kobiety. Przenoszą one bo
wiem śmierć w płomieniach nad tak nędzny i opłakany żywot.
W miesiącu Wrześniu roku zeszłego spaliła się pod miastem Cacorspore dobrowolnie wdowa po bramańskim rolniku. Gdy zmarłego męża wy
niesiono z domu, aby go pochować, wymknęła
się z pomiędzy żałobnego orszaku, weszła na stos i żywcem się spaliła.
Los tych nieszczęśliwych kobiet wschodnio- indyjskich już przed 40—50 laty żywo zajął nasze niewiasty chrześcijańskie- Nasamprzód udało się żonom missyonarzy protestanckich wyrobić sobie -przystęp do Senanów. Powoli utworzyły one (jak czytamy w korespondencyi missyonarzy) dość rozległą missyą, .złożoną z wielu młodych dam, które usiłowały smutny żywot tych kobiet roz
pogodzić i rozjaśnić pociechami, jakich tak ob
ficie dostarcza religia Chrystusowa. Do nich przyłączyło się dużo niemieckich współpracownic, wysłanych przez wschodnie stowarzy
szenie niewiast w Berlinie. * Kobiety Hin dusowe kilku rodzin zbierają się z wiedzą i za pozwoleniem swych mężów wraz z dziećmi w przyjaznym domu, gdzie ich »biała pani* uczy robótek ręcznych, w których Indyanki mają wiel
kie upodobanie. Oprócz tego uczą się pisać i czytać, czego po większej części dotąd nie umiały, ponieważ według dawnego zwyczaju Hindusów żadnej kobiecie tern się zajmować nie było wolno. Z ciekawością słuchają powieści z Pisma świętego i z chęcią się uczą nabożnych pieśni. Takie prze
stawanie z nauczycielkami otwiera im świat cał
kiem nieznany. Chociaż »missya Senanowa' nie może się dotychczas pochlubić wielu konwertyt- kami (nawróconemi), to jednak (mówi wspomniana wyżej korespondencya) z czasem może powoli podkopać podwaliny bałwochwalstwa, o ile męzka część ludności pobiera początkowe wychowanie w niewieścich pokojach.
Ale i katolicyzm nie był w tych stronach bez
czynnym, i może się poszczycić niejednem na
wróceniem. Mianowicie »Siostry Miłosierdzia,«
które u chorych niewiast indyjskich często by
wają, jeśli się tylko choć cokolwiek znają na m e- dy cynie (męzkim bowiem lekarzom wzbroniony jest wstęp do »Senanów«) już dużo tych biednych dusz pozyskały dla nieba. W tym względzie da
łoby się daleko więcćj uczynić. Byłby to nad
zwyczaj korzystny zakres działania dla naszych
• sióstr missyjnych.«
t—i-# *»—
Wiadomości ze wszystkich części świata,
tyczące się kościoła katolickiego i sprawy socyalnej.
Cesarz niemiecki Wilhelm ii. w podróży do prowincyi Nadreńskiej wszędzie z miłością i zapałem był przyjmowanym. Na bankiecie w Dyseldorfie przemówił cesarz: »Winienem Panom jeszcze raz powtórzyć, jak głęboką wdzięczność czuję za serdeczne i miłe przyjęcie, jakiego tu dzisiaj doznałem. Jestem przekonany, że jak inne prowincye, tak i nadreńska, której synowie roku
187Ó tak dzielnie bili się za wielkość Rzeszy, po
słucha znowu głosu naszego. Jestem mocno prze
konany, że ocalenie spoczywa jedynie w jedności.
Jeden jest tylko pan w Rzeszy, a tym jestem ja, nikogo innego obok siebie nie ścierpię.* Potem wspomniał o pokoju, którego bronić przyobiecał.
W Kolonii także uczynił cesarz obietnicę pokoju.
Obietnica cesarza tćm większe wrażenie wywołała,
Wiadomości ze wszystkich części świata. 157
im bardziej Rosya sprzyja Francuzom i widocznie gotuje się na przyszłe walki.
Jeneralny Feldmarszałek hrabia Moltke dnia 24. Kwietnia niespodzianie umarł licząc wię
cej niż 90 lat życia. Straciliśmy wkrótce dwóch sławnych mężów, Dr. Windthorsta i Moltkiego.
Moltke jako jenerał w bitwach roku 1866, 1870—71 na wieczną chwałę sobie zasłużył. Przy- tem zachował rzadką skromność i był ożywionym wiarą chrześcijańską. Pracował, jak mógł, resztę zdawał na Boga. Dla tego też wśród powsze
chnego żalu zszedł z tego świata.
Nowy minister oświaty hrabia Zedlitz do
zwolił, aby nauczyciele prywatnie nauczali polskie dziatki czytania i pisania polskiego. Z wielką uciechą powitano to rozporządzenie. Niechaj dziatwa nasza za przyczyną rodziców garnie się do tej nauki.
Okropny wybuch prochu w Rzymie wielkie uczynił spustoszenie. Chociaż prochownia jednę milę od Rzymu była oddaloną, w mieście nawet mury się pozapadały, drzwi i okna są potrzaskane, mianowicie w poblizkim Watykanie czyli Stolicy Ojca świętego. Po kościołach jak naprzykład w bazylice św. Pawła, w Campo Santo, należącym do narodu niemieckiego, zniszczył ów wybuch (265 beczek prochu) wiele kosztownych arcydzieł. Już dochodzą nas prośby z Rzymu, abyśmy przy
czynili się do odnowienia porujnowanych po
mników.
Uroczystość setućj rocznicy Konstytucyi 8. Maja obchodzono w kraju ojczystym, jako to w Poznańskiem, Prusach Zachodnich a może i w innych jeszcze dzielnicach pruskich. Gazety pol
skie wychodzące w Poznaniu, Toruniu, Peplinie, Gdańsku, w Krakowie i we Lwowie, zamieściły w wilią tćj uroczystości artykuły, wyjaśniające znaczenie tćj wielkiej pamiątki narodowej. Nie
które z tych gazet wyszły w ozdobnej szacie, ar
tykuły ich mieszczą się w pięknej obwódzce i wy- kazują) że to jest najpiękniejsza i najważniejsza chwila w dziejach narodu polskiego. Że naród polski czuje się dziś narodem, że zachował swą narodowość i wiarę świętą, to zawdzięcza tym wielkim mężom swoim, co założyli Konstytucyą 3. Maja. Konstytucyą zniosła wyłączność, ka- stowość stanów, zbliżyła do siebie te stany, stan mieszczański otrzymał prawa, stan włościański wolność. Gazety polskie przypominają, że Kon- stytucya ta tak była mądrze i uczciwie ułożona, że cieszył się z niej ówczesny król pruski, a Oj
ciec św. rozporządził nabożeństwo dziękczynne.
Naród polski szlachetny powitał tę Konstytucyą z wielkiem zapałem, radowała się szlachta, rado
wali mieszczanie i włościanie, którzy już za Ta
deusza Kościuszki poczuli się prawdziwymi Pola
kami i z orężem w ręku stanęli w obronie nie
szczęśliwej swej ojczyzny. Konstytucyą 3. Maja upadła, bo zdrajcy własnego kraju wraz z Mo
skalami nie pozwolili narodowi wprowadzać w ży
cie tych nowych spraw. Naród polski może się jednak zawsze z tego chlubić, że bez rozlewu krwi nadał sobie tak dobre w owym czasie prawa.
• Piękny początek maja. Maj nam nareszcie przyniósł oczekiwaną wiosnę; ufajmy, że cały miesiąc i cały rok będzie pomyślnym. Uroczy
stość wielkanocna tego roku przypadła bardzo wcześnie, lecz w roku 1894 przypadnie jeszcze wcześniej, albowiem 25. marca.
Z Berlina. Wielu czytelnikw naszych ma krewnych lub znajomych w Berlinie i bardzo ważną dla nich rzeczą wiedzieć adresy zakładów kotolickich, aby tam szukać pomocy i rady. Gdy niedawno z Drezna do Berlina jechaliśmy, wrzu
cano nam do wagonów liczne gazetki, broszurki i uwiadomienia, gdzie podróżni mogli się dowiedzieć o zakładach ewangielickich. Na jednćj z takich gazetek nawet nie wstydzono się rzucać potwarzy na Kościół katolicki 1 Czytając je pomyśleliśmy:
»Protestanci starają się, aby podróżni protestanccy a może i katoliccy, wstępowali do zakładów (ho
telów, domów ochrony) protestanckich, a bardzo się cieszymy, że ksiądz Dr. Jahnel, proboszcz ber
liński, wydał książeczkę »Wegweiser für die Katholiken in Berlin und den Vor
orten." Niechaj czcigodni kapłani i czytelnicy nasi krewnym lub znajomym swoim dla podróży do Berlina zakupują to pożyteczne dziełko, któ
rego można nabyć za 10 fenigów pod adresem:
»Herr Secretair Alesch, Berlin, hinter der katho
lischen Kirche 5." Nie wiemy, czy też i w pol- skiem języku można je nabyć; jeżeli nie, zapewnie- by sobie zasłużył na pochwałę, ktoby je prze- tłómaczył na język polski. Niechaj takiego dzieł
ka nikt nie lekceważy, albowiem przyczynić się ono może do zachowania katolickiej wiary w Berlinie.
W Monachium odbyły tamtejsze związki ro
botnicze niedawno zebranie, na którćm sławny profesor niemiecki Dr. Hertling przemawiał o przy
jaciołach i nieprzyjaciołach robotników. — Nie są ci przyjaciółmi robotników, którzy mówią, że re- ligia jest »rzeczą prywatną.* Jest to zupełnie błędne zapatrywanie, bo nic nie wpływa tak po
tężnie na rozwój całego życia i wszystkich sto
sunków jak religia. Nie prawdą jest, że religia jest rzeczą prywatną ; — religia jest sprawą p u- b liczną i to najważniejszą ze wszyst
kich. Nie są ci przyjaciółmi robotników, co prawią o wywróceniu wszystkiego, i którzy poka
zują jakieś mamidło przyszłości, o którym nikt jeszcze nie powiedział, jak ono ma wyglądać.
Z wolnością i równością chyba by było bardzo smutnie w państwie przyszłości, bo ludzie nie są równi sobie i nikt ich też równymi uczynić nie zdoła. Prawdziwymi przyjaciółmi robotnika są ci, którzy stoją na gruncie chrześcijańskim, w robo
tniku współbrata widzą i wszelkiemi siłami się starają poprawić jego dolę. Rozwiązanie sprawy
158 Wiadomości ze wszystkich części świata.
robotniczej polega na tern, ażeby wszyscy mieli możność być tern, do czego są przeznaczeni, to jest, aby się w swym zawodzie coraz więcej zbli
żali do Boga. Dla tego obowiązkiem wszystkich przyjaciół robotników jest, ażeby robotnicy przez za długą pracę nie niszczyli sił i zdrowia swego, ażeby dzieci i żony robotników były ochraniane przed zbyt natężającą pracą, i ażeby w niedzielę i święta był wypoczynek dla pokrzepienia ducha i ciała.
Haniebne pijaństwo niszczące szczęście do
czesne i wieczne, któżby nie oddalał ile można od ludu? Kochany ludu, uważaj nad boleśnemi skut
kami pijaństwa i zachowaj obietnicę, którą dawasz przed Bogiem na św. Spowiedzi. Albowiem na każdćj spowiedzi pijak wyrzeka się pijaństwa — lecz po Spowiedzi znowu wraca do okropnego nałogu, a zupełna poprawa rzadka 1 Przy pierwszej Komunii św. także uroczyście wyrzekają się dziatki pijaństwa i szczęśliwe będą, jeżeli obietnic dotrzy
mają! Kościelne i świeckie towarzystwa walczą przeciw pijaństwu, pomiędzy któremi szlachetne
»Towarzystwo szerzenia wstrzemię
źliwości w Poznaniu* wydaje pismo mie
sięczne p. t. »Pobudka do szerzenia wstrzemięźliwości.« W numerze z mie
siąca Kwietnia czytamy co następuje:
Czy pijaństwo jest przyczyną czy skutkiem biedy?
"Nie masz wątpliwości, że pijaństwo i bieda w ścisłym ze sobą zostają związku. Pijak traci swój zarobek, zaniedbuje się w pracy i w obo
wiązkach , niszczy swe zdrowie, wskutek czego umniejsza się jego zarobek, popada wreszcie w chorobę i niedołęztwo i albo staje się ciężarem społeczeństwa, albo umiera przedwcześnie, zosta
wiając rodzinę w największćj nędzy. Ktokolwiek więc ma serce czułe na niedolę bliźniego, ktokol
wiek dba nie tylko o siebie ale i o dobro tego społeczeństwa, którego jest cząstką, ten wszelkiemi siłami starać się powinien o wytępienie brzydkiego nałogu, który tysiące ludzi wpycha w otchłań nędzy i podkopuje dobrobyt całego społe
czeństwa.
Nad wszystkiemi sprawami bieżącemi góruje dzisiaj sprawa socyalna. Nie jest to sprawa nowa;
— jest ona stara, jak świat, i nigdy stanowczo rozwiązaną nie będzie, jak się to marzy niektórym niedowarzonym reformatorom. Jest w tej sprawie socyalnćj wiele zgubnych i niebezpiecznych rzeczy, jest tćż wiele niedorzeczności, ale są w niej także cele i dążenia niewątpliwie uzasadnione. Do takich należy chęć poprawienia bytu licznej klasy robotni
czej. Uznają tę dążność wszyscy przyjaciele ludu i zwolennicy postępu, uznaje Kościół, uwzględniają rządy, które we wszystkich niemal krajach wysu
nęły na pierwszy plan prawodawstwo odnoszące się do ochrony robotników.
To żywe zainteresowanie się wszystkich stron sprawą socyalną nie jest jedynie zasługą agitato
rów socyalistycznych, jest ono raczćj wynikiem samych stosunków socyalnych. Nigdy może wię
cej, niż dzisiaj, nigdy jaskrawiej nie wystąpiła przepaść między opływającemi we wszystko »mi
lionerami,“ nigdy może — dzięki nowoczesnemu rozwojowi fabrycznego przemysłu — nie uzyskał kapitał takiej przewagi nad pracą, nigdy też może tyle, co dzisiaj, nie dał kapitał powodu do wyta
czania skarg na temat »wyzysku* pracy przez kapitał. Gdzie atoli jest »wyzysk,* tam przyczyna leży zazwyczaj w obu czynnikach i w wyzysku
jącym i w wyzyskiwanym; — w pierwszym z chęci bezgranicznego bogacenia się, z braku miłości chrześcijańskiej a nieraz i ze źle zrozumianego własnego interesu, — w drugim z powodu jego niedołęztwa i braku cnót ekonomicznych, jakiemi są pracowitość, oszczędność, gospodarność, skro
mność w potrzebach i w wydatkach domowych.
Kto w robotniku krzewi i budzi te cnoty, ten najskuteczniej przyczynia się do usuwania biedy socyalnćj, do rozwiązania całćj sprawy socyalnćj.
Ani socyalistyczne urządzenie społeczeństwa ani socyalizm państwowy nie rozwiąże ostatecznie sprawy socyalnćj, ale do wyrównania i wygładze
nia istniejących dzisiaj różnic przyczyni się wspie
rana chrześcijańskiem poczuciem klas mienniejszych samopomoc klas pracujących — idąca w parze z reformą całego trybu ich życia.
W pierwszej linii zasadza się ta reforma na wyrzeczeniu się alkoholu (palących napojów I)
Ktokolwiek przypatrywał się bacznie stosun
kom społecznym w ostatnich latach, tego uderzyć musiała równoczesność dwóch zjawisk t. j. wielka bieda klas panujących i niezmierne wzmaganie się nałogu pijaństwa. Objaw ten spotyka się we wszystkich krajach i wszędzie też budzi się po
czucie niebezpieczeństwa, jakiem nadużywanie al
koholu zagraża całej ludzkości i wszędzie słychać nawoływania do zapobiegania temu złemu. Coraz wybitniej występuje na jaw prawda: że — kto chce usunąć biedę socyalną i kto chce skutecznie zwalczać zgubne mrzonki socyalistyczne, ten musi wojnę na zabój wypowiedzieć pijaństwu.
Jeżeli się obliczy, jakie bajeczne sumy wydają ludzie na palące napoje, jaki zasób mienia, sił fizy
cznych i umysłowych topi się w tych napojach, to chyba ślepym być trzeba, aby nie uznać, że wszelkie dążenia do poprawy losu klas pracują
cych spełzną na niczem — dopóki się nie usunie tej najważniejszej przyczyny nędzy społecznej.
A jednakże są tacy, którzy powiadają: »wszelkie zabiegi szerzenia wstrzemięźliwości na nic się nie zdadzą, dopóki się ludowi nie da dobrobytu, — skoro dobrobyt się wzniesie, to pijaństwo upadnie, bo nie bieda jest skutkiem pijaństwa, ale pijaństwo jest skutkiem biedy 1 Biedny pije, bo mu nic innego nie pozostaje, — chce on zapić i zagłuszyć swą nędzę I«
Jest w tern brak rozsądku i błędne koło ro
Opis obrazka. 159
zumowania, jest zgubne zapatrywanie, które sobie nadaje pozory wielkiego dla klas pracujących współczucia, — nie chcąc im niejako, dopóki im ów dobrobyt z nieba nie spadnie, odbierać jedynćj pociechy, t. j. tracenia przytomności i topienie w kieliszku samowiedzy swej biedy I
Nie przeczymy, że w pewnej mierze dobro
byt i prawdziwa oświata, idąca zawsze z moral
nością w parze, przyczynią się do zmniejszenia pi
jaństwa — i przyznalibyśmy im słuszność, gdyby można za pociągnięciem jakiej sprężyny, sprowa
dzić dla ludu dobrobyt i oświatę. Te skarby, jednakże zdobywać sobie trzeba — a zdo
bywać sobie owemi wspomnianemi wyżej cnotami ekonomicznemi — przedewszystkiem trze
źwością 1
Trzeźwość i wstrzemięźliwość są najdzielniej- szemi pomocnikami w walce z biedą socyalną a niemnićj w walce z przewrotnemi dążeniami socya- listycznemi, Każdy przeto, kto kocha lud i naród swój cały, kto pragnie zdrowego i na chrześcijań
skich zasadach opartego postępu i rozwoju sto
sunków i urządzeń społecznych a chce walczyć przeciwko zgubnym naukom przewrotu, powinien wstępować w szeregi zwolenników i bojowników sprawy wstrzemięźliwości.
Dla tego też słusznie »Pobudka* w lutowym numerze — w rozprawie »Sprawa na czasie* — zachęcała urządzających wiece w sprawie socyal- nej — aby sprawę wstrzemięźliwości traktować na tych wiecach szeroko i wyczerpująco.
Zwracamy się z gorącą zachętą przedewszyst
kiem do klas zamożniejszych i inteligentnych, aby same dobry dawały przykład, — zwracamy się do duchownych, nauczycieli, lekarzy, do całej inteli- gencyi naszej — aby i czynem i słowem popierała sprawę wstrzemięźliwości.
My Polacy mamy już szczególny powód pie
lęgnowania cnoty wstrzemięźliwości.
Po nad sprawą socyalną góruje u nas i góro
wać powinna sprawa narodowości. W obronie tej spuścizny powinniśmy rozwinąć w nas nadzwyczajne cnoty. Słaba nasza pozycya na polu walki eko
nomicznej ; — jeżeli jednakże główną naszą po- zycyą — t. j. ognisko domowe — obwarujemy cnotami, o których wyżej była mowa, mianowicie zaś wstrzemięźliwością, to przetrwamy wszystkie burze, nie wyjmując grożącej burzy socyalistycznej
a może nawet pokażemy innym narodom drogę, na jakiej najlepiej rozwięzuje się kwestyą socyalną.
Zesłanie Bucha świętego.
(Zobacz obrazek na stronie 153.)
W obecnym czasie, gdy dziesiąty numer
•Missyonarza katolickiego opuszcza prasę, obcho
dzimy radośnie Uroczystość Zielonych Świątek czyli Zesłanie Ducha świętego.
Już w starym zakonie Joel prorokował, że Duch święty będzie zesłany, mówiąc: ,1 stanie się w dni ostateczne i wyleją Ducha mego na wszelkie ciało, a prorokować będą synowie wasi i córki wasze, a młodzieńcy wasi widzenia będą widzieli a starcom waszym sny się śnić będą.
Na sługi me i na służebnice moje wyleję z Ducha mego i będę prorokować.*
A Zbawiciel świata Chrystus Pan także przepowiedział, że Duch święty będzie wylany, Do apostołów bowiem tak rzekł: »Aleć Ja pra
wdę wam powiadam, pożyteczno jest, abym Ja odszedł. Bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was, a jeśli odejdę, poślę go do was. Gdy przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkićj prawdy. On Mię uwielbi, bowiem z Mego weźmie, a wam opowie.* (Jan 16.)
Jeszcze krótko przed chwalebnćm Wniebo
wstąpieniem takiemi słowy rozesłał się Zbawiciel z uczniami Swemi: »Weźmiecie moc Ducha św., który przyjdzie na was i będziecie Mi świadkami w Jeruzalem i we wszystkiej żydowskićj ziemi i w Samary! aż na kraj świata. *
W dzień Zielonych Świątek, pięćdziesiąt dni po Zmartwychwstaniu, Syn Boży Jezus Chry
stus zesłał Ducha świętego. O Zesłaniu tćm tak piszą Dzieje Apostolskie: 21 11. »A gdy się wypełniły dni świąteczne, byli wszyscy wspólnie na temże miejscu. I stał się z prędka z nieba szum, jakoby przypadającego wiatru gwałto
wnego i napełnił wszystek dom, gdzie siedzieli.
I ukazały się im rozdzielne języki, jakoby ogień, i usiadł na każdym z nich z osobna. I napeł
nieni byli wszyscy Duchem świętem i poczęli mó
wić rozmaitemi językami, jako im Duch święty wymawiać dawał. A byli w Jeruzalem mieszka
jący Żydowic, mężowie nabożni, ze wszego na
rodu, który jest pod niebem. A gdy się stał ten głos, zbieżało się mnóztwo ludu, i strwożyło się, że każdy z nich słyszał je własnym swym językiem mówiące. A zdumiewali się wszyscy, i dzi
wowali mówiąc: »Iżali oto ci wszyscy, którzy mówią, nie są Galilejczycy.* A jakoż każdy z nas sły
szał u nich swój język, w którymeśmy się uro
dzili. Parthowie i Medowie i Elamitowie, i mie
szkający w Mezopotamiej, w Judzkićj ziemi i tćż w Kappadocyey, w Poncie i w Azyey. W Fry- giej, i w Pamphylićj, w Egipcie i w stronach Libyey, która jest podle Cyreny i przychodniowe Rzymscy. Żydowic tćż i nowonawróceni, Kre- teńczycy i Arabczycy słyszeliśmy je mówiące ję
zyki naszemi wielmożne sprawy Boże. *
Duchu święty, wieczny Boże, oświeć nas.
Przygotuj serca nasze, abyśmy chętnie przyjęli słowo Boże opowiadane przez Apostołów i Ko
ściół Boży. Oświeć też pogańskie narody, aby przez sługi Twoje, missyonarzy i usiłowania nasze poznali Kościół Boży i dostąpili zbawienia.