Czasopismo illustrowane dla ludu katolickiego.
Ojciec święty Leon XIII. udzielił pisemku temu Błogosławieństwa Apostolskiego.
Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata ćwiercroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką
pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.
Nr. 12. Mikołów, 15. Czerwca 1891. Rocznik I.
Arumugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski.
(Opowiadanie z życia nawróconego księcia Indyjskiego.)
(Ciąg dalszy.)
»Kocham cię serdecznie, i dla tego dzi
siaj rano zapomniałem się do tego stopnia-, obawiałem się bowiem, ażeby twój niedorze czny postępek nie przyprawił cię o utratę szczęścia. Arumugamie, miły chłopcze, nie płacz, nie lękaj się niczego; o to cię tylko proszę, abyś był rozsądnym i nie robił głupstw, jak dzisiaj rano.«
»Ojcze,« rzekł spokojnie Arumugam,
»nie było to głupstwo; uczyniłem to z prze
konania; mocno bowiem wierzę w Jezusa Chrystusa, i muszę zostać chrześcijaninem.«
»Co bredzisz chłopcze?« odparł Radża,
»zakrawa to jakoś na szaleństwo. Proszę cię na wszystkie bogi, nie gadaj tego ni
komu ; bo gdy się dowiedzą o tćm twoi ku zyni, te zgłodniałe pasożyty, ta hołota, to niezawodnie wniosą o to, aby cię wykluczyć z kasty rodzinnćj i objąć po mnie spadek.
Wtedy ty będziesz żebrakiem, a ja nędza
rzem.«
»Ojcze,« odpowiedział Arumugam, »mnie trzeba wszystko opuścić, a pójść za prawdą, którą poznałem.«
»Głupstwa bajesz,« wołał zniecierpli
wiony Radża; każda religia, każdy bóg z razu pięknie wygląda, ale gdy się lepićj przypatrzysz, są to czcze, djabelskie ma- midła.«
»Nie ojczuszku,« odpowiedział Arumu
gam śmiało i odważnie. »Pan Jezus jest prawdziwym Bogiem, a Jego Ewangielia pra
wdziwą wiarą; to wiem, w to wierzę, to czuję w swćm sercu.«
»Zkądże wiesz o tern?« zapytał Radża, bledniejąc.
»Wiem, bo pięć lat obeznawałem się gruntownie z nauką Chrystusa i pięć lat mo-
X 178 Arumugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski.
dliłem się do Boga o łaskę poznania jój dokładnego.«
Radża spojrzał na syna wylękły i osłu
piały i jak szalony wybiegł z komnaty.
Nie wiedział, jak sobie poradzić. Był u niego w służbie Hindus, imieniem Manuar, pełniący obowiązki nadwornego ochmistrza, człowiek mądry i doświadczony. Tego przy
wołał do siebie i przedstawił mu smutne na
stępstwa, jakie mógłby pociągnąć za sobą krok Arumugama. »Książę,« rzekł Manuar, oddawszy mu nizki pokłon; »domyślałem się, iż do tego przyjdzie, gdy oddawałeś syna księdzu chrześcijańskiemu. Ach, czemuś wtedy nie posłuchał mój rady? Teraz proszę cię, nie postępuj gwałtownie i pospiesznie. Czas więcój działa na postanowienia młodzieży, aniżeli jawny opór. Wyślij Arumugama w dalekie strony, aby się nie stykał z chrze
ścijanami. Wypraw go np. do Ceylonu i oddaj go do szkoły Bonzów, zostającój pod sterem sławnego Suami-Widyadyszy; pobyt u tego świątobliwego męża oczyści twego syna od skaz, jakiemi się splugawił dzisiaj przez pobyt w chacie Paryasa.«
»Mądrze mówisz, Manuarze, a rada twoja jest zdrową,« zawołał Radża. »Ale któż mi chłopca zawiezie do Ceylonu?«
»Zostaw to zostającemu pod mojemi rozkazami Knagorowi. Pochodzi on z niższój kasty, ale jest bystry i tobie całkowicie od
dany. <
»Niechże tak będzie,« rzekł Radża.
»Ja sam go dowiozę aż do wybrzeża mor
skiego. «
O północy przebudził książę chłopca.
Wystraszony i na pół senny młodzian obej
rzał się w koło, a Radża tak się do niego odezwał: »Wstań, synu, i prędko się ubierz;
trzeba nam natychmiast wyjeżdżać.« Gdy Arumugam spojrzał na niego wzrokiem py
tającym i pełnym wyrzutów, książę tak dalój prawił: »Zaklinam cię, nie wzbraniaj się być mi posłusznym. Pojedziemy razem do kla
sztoru Braminów. Tam poznaj wprzód grun
townie wiarę ojców, zanim się bezmyślnie chwycisz nowój. Wywieźć cię trzeba, póki nie ucichną krzyki i szkandale z powodu dzi
siaj szego twego postąpienia. Jeśli po dwóch latach pobytu u mądrego Suami-Widyadyszy
obstawać będziesz przy swym zamiarze, wte dy idź, gdzie chcesz, i czyń, co ci się po
doba.* Zimne te słowa ojca przeszyły serce chłopca jakby mieczem; ale spokojnie zeszedł z ojcem ze schodów. Na dziedzińcu dosiadł Radża słonia, ochmistrz osadził Arumugama na siodle, Knagor umieścił się na siedzeniu przedniem i ruszono w drogę nocną porą. Do
kąd? Tego Arumugam nie wiedział Spo
glądał tylko na chmurne i ciemne niebo i westchnął w głębi duszy: »Najświętsza Panno, bądź mi jasną gwiazdą przewodnią na tój ciemnój i smutnej drodze.«
Tymczasem doniósł Winfryd O. Fran
ciszkowi o fatalnóm spotkaniu się Arumu
gama z księciem. Ten złożył ręce, spojrzał na krucyfiks i zawołał: »Biedny chłopcze, do tego więc przyszło ? Niestety, z dawna to przewidywałem.«
»Ależ Ojcze Franciszku,« zawołał Win
fryd, »jakżeż możesz to znieść tak spokoj
nie? Wszystko trzeba czynić, aby wydobyć Arumugama z rąk jego pogańskich kre
wnych.«
»Ani myśleć o tóm!« rzekł stanowczo kapłan, »walkę tę winien on sam przebyć za pomocą Bozką. Wmięszanie się nasze pogorszyło by sprawę. Zresztą nic mu nie grozi, póki jest w ręku ojca. Ale modlić, modlić nam się trzeba gorąco za Arumu
gama; jedna tylko modlitwa pomódz mu może.«
Gdy Winfryd wieczorem od O. Fran
ciszka odchodził, spotkał biednego Paryasa, którego z Arumugamem odwiedził. Wozi
woda skinął na niego i rzekł: »Panie, księ
cia, przyjaciela waszego, dzisiaj uprowadzono.
Tomasz, mój syn, którego znacie, nosi co dzień wodę do stajni Radży. Widząc gnie
wne oblicze księcia, gdy ujrzał swego syna na mym progu, poleciłem Tomaszowi, aby starał się wywiedzieć, co się stanie z synem Radży. W tój chwili doniesiono mi, że siodłają słonia i że Radża chce wy
wieźć swego syna tój nocy.«
»Dokąd?« zapytał Winfryd. »Trzeba nam wiedzieć, dokąd, ażebyśmy w razie po
trzeby mogli Arumugamowi pospieszyć z po
mocą.«
»Jeszcze nie wiemy dokąd. Ale nie
Arumugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski. 179 troszczcie się Panowie. Mój Tomasz gotów
iść w ogień za swego dobroczyńcę; jest on chybki, jak gazela, a wierny, jak złoto.
Pobieży za nimi, jeśli trzeba, i opowie nam, jakie są zamiary Radży.«
5. List z Ceylonu.
Dwa miesiące upłynęły od dnia, w któ
rym Arumugam odwiedził biednego Paryasa i w nocy tajnie z Tryczynapalli wywieziony został. Następnego poranka doniósł wozi
woda O. Franciszkowi o nagłym wyjeździć książęcia, dodając, że Tomasz poszedł w ślad słonia i da znać, co Radża ze synem począł Ale dzień upływał po dniu, a wiadomość o Arumugamie nie przychodziła. Po kilku dniach wrócił Radża na słoniu, ale nikt nie wiedział, gdzie syna pozostawił.
O. Franciszek, Winfryd i inni chrześci
jańscy przyjaciele Arumugama byli bardzo niespokojni i podwoili swe modły. Już nie
którzy poczęli tracić nadzieję, wtćm nadszedł niespodzianie list z Ceylonu. List ten pisany był przez jednego z missyonarzy do Ojca Franciszka i mocno go zadziwił. Zawołał natychmiast do kollegium Winfryda i wozi
wodę i powiedział im, jaka jest treść pisma.
Missyonarz Ceyloński doniósł O. Fran
ciszkowi, że przed kilku dniami odwiedził go chłopiec chrześcijański z Tryczynapalli, imie
niem Tomasz, syn woziwody. Chłopiec ten był strudzony długą podróżą i tak pokale
czone miał nogi, że ledwie mógł ustać.
Odzyskawszy cokolwiek sił, opowiedział mu dziwną historyą o synu jedynaku Radży Tryczynapalskiego. Historyą ta nie zdaje się być wymysłem, gdyż rzeczywiście przy
był do klasztoru Bonzów Suami Widyadyszy młody książę z Tryczynapalli. Ten Tomasz prosił missyonarza, aby jak najspieszniej pisał do O. Franciszka i uspokoił ojca jego wozi
wodę, Winfryda i innych przyjaciół względem losu młodego księcia. Chłopiec ten missyo- narzowi tak opowiadał dzieje swój podróży:
»Wieczorem dnia owego, w którym młody książę moją chorą matkę odwiedził, zaczaiłem się w pałacu Radży, wiedząc, że zakładano siodło na słonia. Około północy
wyprowadzono zwierzę ze stajni; Radża, Aru
mugam i podwładny urzędnik Knagor siedli na niego. Słyszałem, jak książę mówił:
»Do Negapatam!« i szybko jak gazela po
biegłem manowcami naprzód. Pierwszego i drugiego dnia żwawo pędziłem za nimi, ale trzeciego nogi mi mdleć poczęły, i nie byłbym za zwierzęciem zdążył, gdyby mi nie była zesłała pomocy Matka Bożka, do któ- rćj się gorąco modlić począłem. Nadjechał bowiem Anglik w lekkim koczyku, przycze
piłem się z tyłu i stanąłem nieomal równo
cześnie z Radżą w nadmorskiem mieście Negapatam. Straciłem z oczu słonia, i już się obawiałem, że nie ujrzę młodego księcia, aż tu naraz widzę go w porcie żegnającego się z ojcem i wsiadającego na statek parowy.
»Byłbym chętnie go powitał, ale nie śmiałem się pokazać, aby mnie Knagor nie poznał. Z drugićj strony lękałem się, abym nie stracił jego śladu, wsiadłszy na inny statek. Błagałem swego Anioła Stróża, aby mi pomógł dostać się na parowiec. Gdym stal tak zadumany, spostrzegłem, że wielu posługaczy w małych koszykach znoszą węgle na spód okrętu. Przyszło mi coś na myśl.
Szybko pochwyciłem koszyk i pytałem po
sługaczy, czy pozwolą mi pomódz w zno
szeniu węgli. Robotnicy chętnie się na to zgodzili. Gdym stanął na pokładzie parowca, zapytałem marynarza mającego dozór nad robotnikami, czyby mnie nie chciał zabrać za palacza do kotła parowego. Ten obejrzał mnie z razu od stóp do głów, jak gdyby chciał ocenić me siły i zapytał: »Dokądże cię mam zabrać?«
»To mi obojętne,« odparłem, »bylebym tylko miał co jeść, bo tutaj zarobek trudny.«
»Zobaczymy, co umiesz; naprzód po
magaj nosić węgle, a późnićj ci powiem, czy możesz z nami jechać.«
Robiłem, co mógłem; biegałem tam i tu, i zabierałem tyle węgli naraz, ile tylko podobna było udźwignąć. Po godzinie ukoń
czyła się praca, a dozórca rzecze:
»Jedź z nami, ale trzeba ci będzie po
zostać przy składzie węgli!«
(Dalszy ciąg nastąpi.)
—2___-— ---
180 Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich
Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich.
(Ciąg dalszy.)
AUSTRALIA.
Cała ziemia składa się, jak każdemu wiadomo, z pięciu wielkich części, które się nazywają Euro
pa, Azya, Afryka, Ameryka i Australia. Tylko trzecia część kuli ziemskiej jest stałym lądem, a dwie trzecie są morzem. Pierwotnie kula ziemska była cała wodą pokryta. Dnia trzeciego rzekł Pan Bóg według słów Pisma świętego : »Niech się zbiorą wody, które są pod niebem na jedno miejsce i niech się ukaże ląd stały. I stało się tak. I nazwał Bóg ląd »Ziemią,* a wielki zbiornik wód przezwał »Morzem.* I widział Bóg, że tak było dobrze.*
Czemże więc jest stały ląd ? — tworzą go pięć ogromnych wysp, które na rozkaz Boży z morza się wyłoniły. Jużeśmy podali w
»Missyonarzu katolickim* wiadomości dotyczące Afryki, Azyi i Ameryki. Zwróćmy teraz uwagę na Australią, najmniejszą część świata 1 Australia lub Oceania najpóźniej została odkrytą. Tworzy ona obszerną wyspę otoczoną niepoliczonemi mniejszemi wyspami i leży wśród największego morza świata, nazwanego Wielkim Oceanem lub Oceanem Spokojnym, który roztacza swoje bez
denne wody pomiędzy Azyą i Ameryką. Au
stralia leży najdalej od Europy i bardzo jest tru
dno do niej się dostać. Gdy u nas jest dzień, w Australii jest noc, a gdy w Australii jest noc, u nas jest dzień; pochodzi to ztąd, że ta część świata leży na odwrotnćj połowie kuli ziemskiej.
Gdybyśmy przebili na wylot kulę ziemską, przybyli
byśmy do Australii, położonej pod naszemi nogami.
Pierwsi Hiszpanie nie ulękli się niezmiernych obszarów Wielkiego Oceanu i po odkryciu Ame
ryki odkryli nowe kraje i nowe wyspy. Samą zaś Australią odkryli Holendrzy w roku 1606. Z od
ważnymi żeglarzami wybrali się w drogę nie mniej odważni missyonarze do dzikich narodów, które po ciemnej nocy bałwochwalstwa po raz pierwszy radosną wieść o jednym Bogu, o Zbawicielu świata Jezusie Chrystusie z podziwieniem usłyszały.
Jednakże Australia i wyspy Wielkiego Oceanu dopiero w tern stuleciu zostały przez Europej
czyków i chrześcijan dokładniej poznane; mimo
to jak Afrykę tak i Australią można jeszcze i w obecnćj chwili uważać za kraj nieznany.
Wyspy Karoliny należą do Australii.
Na dwieście mil wzdłuż wyłaniają się z Wielkiego Oceanu. Ojciec św. Leon XIII. wysłał za zgodą rządu hiszpańskiego w roku 1886 dwunastu Kapu
cynów jako missyonarzy, którzy w Japie założyli główną stacyą missyjną. Lud zamieszkujący nie
zliczone wyspy Karolińskie, jest bardzo ubogi;
liście i trawa tworzą jego przyodziewek. Mie
szkańcy trudnią się rybołóstwem i polowaniem, gdyż uprawy roli nie znają. Missyonarzy chętnie przyjęli, a z wiarą chrześcijańską i oświatą ustalił się między nimi lepszy byt, rolnictwo, szczęście doczesne i wieczne- Ziemia jest bardzo żyzna i wydaje stokrotny plon.
Wyspy Fidji (Fidszi) były dawniej przez ludożerców zamieszkałe. Missyonarz ks. Brćheret był przed czterdziestu laty świadkiem okropnego zwyczaju ludożerstwa. Teraz w skutek pracy missyonarzy porzucili ten ohydny zwyczaj i już dziesiąta część krajowców przyłączyła się do Ko
ścioła katolickiego. Missyonarze nie uważają na mozoły i niebezpieczeństwa życia, byleby ratować dusze nieśmiertelne. Nie łatwe to zadanie zbierać mieszkańców, którzy na niezliczonych wyspach mniejszych i większych rybołóztwem się bawią, w szkole lub w kościele. Ksiądz Gallais potrze
bował całe trzy tygodnie, aby zwiedzić 42 w^ie chrześcijańskie. Żegluga z jednćj wyspy do dru
giej nieraz bardzo niebezpieczna, ponieważ niespo dzianie zrywa się burza, a statki toną w bałwanach morskich.
Na wyspach należących do Australii panuje straszliwa choroba trądu. Już wspomnieliśmy o tern w dawniejszych numerach »Missyonarza katolickiego,* dodając, że Chrystus Pan według świadectwa Pisma świętego wielu trędowatych uzdrowił. Główna stacya dla trędowatych jest wyspa Molokai. Na wiekuistą nagrodę za
służył sobie O. Damian, który w szpitalu poświę
cił życie pielęgnowaniu trędowatych. Inni kapłani, jak na przykład Wendelin, Möllers, Conrardi wstą
pili w ślady zmarłego O. Damiana, wsparć! przez dzielnego laika Dukona. Zacny mąż ten był da-
Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich. 181 wnićj oficerem w Stanach Zjednoczonych; na
wrócił się do Kościoła katolickiego i za cel życia swego wziął sobie pielęgnowanie trędowatych.
Brat zgasłego O. Damiana, ksiądz Pamfilius De- vtuster, zbierał w Europie datki na założenie no
wego seminaryum, w którem mają się kształcić missyonarze trudniący się obsługą trędowatych.
Życzymy tak pięknemu przedsięwzięciu błogosła
wieństwa Bożego. Nie tylko Europejczycy, lecz i Amerykanie zaczynają już poświęcać się służbie trędowatych. Dukon jest Amerykaninem ze Sta
nu Nowego Jorku. Przybyło prócz tego do Mo
lokai pięć sióstr miłosiernych. Do męczennic, które padły ofiarą miłości bliźniego, należy mianowicie zacna siostra Getruda Fowler, która będąc córką anglikańskiego pastora, została katoliczką i po
święciła się trędowatym niewiastom na wyspie Molokai. Duch święty taką miłością napełnia wy
branych sług swoich, że są gotowi za bliźniego jako dobrzy pasterze złożyć życie w ofierze.
Bardzo wielka wyspa, na wschód od Austra
lii położona, jest nowa Zelandya. Abel Tasmann odkrył wyspę w roku 1642 ; jeden z jego majtków wpadł w ręce Zelandczyków, został na
tychmiast zabitym i od ludożerców pożartym.
W roku 1773 pochwycili Zelandczycy angielskiego oficera Rowe i jego dziesięciu towarzyszów, a niedługo potem francuzkiego oficera Dufresue i dwudziestu ośmiu towarzyszów, których wszystkich zabili i pożarli. W skutek głoszenia Ewangielii ludożerstwo ustało od roku 1843. Pilnie pracują nad nawróceniem pogan i sekciarzy missyonarze świętego Józefa i już liczą 1500 katolików. Na
wet u Papuasów (tak się nazywają mieszkańcy Australii), nazywanych Hauhau, missyonarz ks.
Holierhöck niejednego nawrócił; dwa szczepy, do
tąd nieprzyjazne Kościołowi, prosiły go o udzie
lanie im nauki chrześcijańskiej.
Jakie okrucieństwa się dzieją pomiędzy po
ganami australskimi, dopóki krajowcy nie poznają wiary chrześcijańskićj, o tern nieco obszernićj wspomnimy. Tą drogą bowiem najlepićj się prze
konamy, że wiara nasza doczesnem i wiecznem szczę
ściem darzy narody. Francuzki kapitan Labillardiere jeden z najpierwszych odwiedził obszerną wyspę australską nową Kaledonię. Skoro wysiadł na ląd okropny uderzył go widok! Spora ilość kaledon- czyków siedziała przy uczcie i obgryzała kości ludzkie. Kaledończycy sądzili, że Francuzi także
są ludożercami, i zaprosili kapitana, aby z nimi wziął udział w biesiadzie. Labillardiere z obu
rzeniem i obrzydzeniem odwrócił się od nich.
Na wyspie Kaledonii mieszkają różne szczepy po
gańskie, toczącze między sobą nieustanne wojny.
Czynią to jedynie dla tego, aby żołnierzy zabra
nych w niewolę, a nawet martwe trupy pożerać.
Europejczyk Garnier widział raz, że naczelnik, strzałą w bitwie śmiertelnie zraniony, upadł; na
tychmiast otoczyli go nieprzyjaciele, jeden z nich uciął mu rękę i surową pożerał, drudzy rozszar
pali go na drobne kawałki i pożerali krwawe ciało. Garni widział jeszcze okropniejsze rzeczy.
W ciemnej chatce siedział naczelnik z je
denastu towarzyszami; przed nimi leżały na liściach bananów pieczone ręce, nogi i części ciał ludzkich.
Kaledończycy jedli je z ziemniakami (yams). Sta
rzec trzymał w rękach głowę jeszcze młodego wojownika, odarł ją z ciała, przebił śpiczastym kijem oczy aż do mózgu, mózg z głowy wyssał, a głowę w ogień wrzucił. Kaledończycy nie tylko pożerali ciała nieprzyjaciół, ale nawet własne dziatki zabijali i pożerali. Matki płókały naj
przód nieszczęśliwe ofiary w morzu, potćm żywcem je kładły na rozpalone kamienie i piekły na po
wolnym ogniu. Lecz dosyć na tern. Gdzie pa
nuje pogaństwo, tam nie ma mowy o poszanowa
niu godności człowieka. Człowiek pożera czło
wieka, tak jak drapieżne zwierzęta napadają na inne i pożerają je bez miłosierdzia.
Któż się tu nie użali nad smutnym losem po
gańskich narodów ? Missyonarze, pełni miłosierdzia i miłości, która tylko jest skutkiem i owocem ży
wej wiary, niosą Kaledończykom światło naszej wiary. Stacye Bonde i Puebo szerzą Ewangielię.
Już wznoszą się kościoły i kaplice, nawet szkoły i zakłady kwitnące pod sterem missyonarzy ka
tolickich. Kaledończycy okazują przychylność głosicielom i zwiastunom zbawienia. Lecz straszne burze, zwane cyklonami, niszczą wielokrotnie za
kłady missyjne. Taki cyklon wywraca domy, u- nosi w górę człowieka, zabija bydlęta, piaskiem zasypuje pola, wykorzenia drzewa. Tak też w ze- szłem roku missye kaledońskie w skutek cyklonu nie małą poniosły szkodę. Aleć szlachetnych missyonarzy żadne przeszkody nie odstraszą. Per crucem ad lucern 1 jest ich hasłem: przez krzyż do światłości!
(Ciąg dalszy nastąpi.)
182 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
Missye afrykańskie kardynała Lavigerie.
Dzielny i niestrudzony w rozszerzaniu wiary ka
tolickiej w Afryce kardynał Lavigerie utworzył nowy wikaryat apostolski. Dotąd ogromna prze
strzeń pustyni Sahara, część Sudanu i posiadłości Francuzów zwane Algier, były powierzone pieczy duchownćj arcybiskupa - kardynała Lavigerie.
Ponieważ w skutek jego usiłowań wiara katolicka w tamtejszych okolicach się krzewi, dla lepszego kierownictwa spraw kościelnych otrzymał od Ojca św. Leona XIII. pomocnika czyli Koadjutora, księ
dza biskupa Anatolego Toulette. Nowy biskup od Ojca św. dnia 11. Maja potwierdzony, będzie rządził częścią dawniejszego wikaryatu.
Kardynał Lavigerie utworzył, (jak Czytelni
kom naszym z numeru 9 wiadomo) związek F r e- r es de Sahara, tj. Braci Sahary. Bracia Sahary są rycerzami czyli żołnierzami. Zycie swoje poświęcają obronie chrześcijan, których ści
gają w puszczy Sahary handlarze niewolników, przy tern prowadzą nieomal zakonne życie. Kar
dynał Lavigerie zakupił w Biskrze wielkie pole, dotąd zupełnie nieuprawionę. Na polu dał zasa
dzić młode drzewka palmowe i owocowe, wyko
pać studnię i obszerne założył ogrody. W po
środku wybudował dom dla Braci Sahary i pię
kną kaplicę. W nowej osadzie znajduje się obe
cnie piętnastu Braci, lecz liczba ich w krotce się powiększy. Jakież jest życie tych Braci? Podzielone pomiędzy modlitwy, praktyki religijne, naukę ję
zyka arabskiego i ćwiczenia w sztuce wojennej.
Możnaby powiedzieć, iż w nich odżyli rycerze średnich wieków 1
Nie dawno zgłosiło się do nas dwóch mło
dzieńców z Szlązka, którzy mają zamiar wstąpić do zgromadzenia Braci Sahary. Zamyślamy w tej sprawie pisać do samego kardynała Lavigerie i jeżeli otrzymamy odpowiedź, umieścimy ją w .Missyonarzu katolickim.*
Kardynał Lavigerie utworzył nie tylko zgro
madzenie laików Braci Sahary, lecz i zgromadze
nie kapłanów pod tytułem P ć r e s d’A 1 g e r, to jest Ojców algierskich. Tytuł Ojciec zna
mionuje godność kapłańską, ponieważ kapłan jest Ojcem duchownym; tytuł algierski znaczy, że wspomnieni kapłani mieszkają w Algierze, po
siadłości francuzkiej w Afryce północnej. Pćres d’Alger, Ojcowie algierscy już w całćj Afryce są znani. Opowiadają bowiem Ewangielią nie tylko w Algierze, lecz i dalej na południu. Nad jeziorem Wiktoryi-Nyanzy posiadają także stacyę misssyjną.
Sławny Emm Pasza, który jako dawniejszy gubernator egipski, a teraz jako agent państwa niemieckiego w Afryce najlepiej zna obyczaje mu
rzynów i działanie katolickich missyonarzy, tak ich uwielbia w piśmie z dnia 21. Października 1890:
•Podczas pobytu mego często odwiedzałem kato lickich missyonarzy Peres d'Alger (Ojców algier
skich) i doznałem uprzejmości ich; tylko dobrze pisać o nich mogę. Tu w Wschodniej Afryce jest wielka różnica pomiędzy katolickimi i angiel
skimi (ewangielickimi) missyonarzami. Tam brak środków i ludzi, może i bieda tu zaś obfitość pieniędzy i ludzi, wszelkie wygody życia Tam u Ojców algierskich ciężka praca i starania po
dejmowane około wykształcenia murzynów na do
brych obywateli państwa, tu u angielskich mis
syonarzy tylko śpiew psalmów i lenistwo. Wiele mógłbym o tćm pisać. Jeżeli chcemy w niemie
ckiej Afryce wschodniej (Deutsch-Ostafrika) postępy czynić, powinniśmy na wszelki sposób katolickie missye wspomagać. Rozpoczynają się nowe czasy.*
Emm Pasza nie jest katolikiem, lecz był ży
dem, a potem został protestantem. Jeśli więc innowierca chwali missye Ojców algierskich, za
prawdę pochwała jest zasłużoną, a nie pochleb
stwem.
Niestrudzony w pracy missyj nej kardynał La
vigerie założył w Beni Mengulleath szkołę. Ojco
wie algierscy uczą tu młodych murzynów. Ro
dzice chłopców są mahometanami lub poganami.
Chłopacy z ciekawością przychodzą na naukę.
Jeżeli jest prawda, że kto ma w swem ręku dzieci, ten dzierzy w swem ręku przyszłość narodu, nie godzi się wątpić, że mieszkańcy Algieru zostaną z czasem dobremi katolickimi obywatelami.
Afryka wschodnio niemiecka (Deutsch - Ost afrika) należąca do państwa niemieckiego, otrzy
mała w miejsce majora Wissmanna nowego gu
bernatora pana von Soden, jak w numerze 9.
»Missy onarza katolickiego* donieśliśmy. Pan Wissmann powrócił do Europy przez Włochy (Italią) i miał u Ojca św. Leona XIII. w Rzymie posłuchanie.
Afryka wschodnio - niemiecka graniczy na zachód z jeziorem bardzo obszernem, nazwanćm Tanganjika. Chrześcijański wpływ szerzy się i tu, chociaż bardzo powoli. Arabscy handlarze nie
wolnikami są tu najliczniejsi. Żołnierze państwa niemieckiego nie mogą ich wytępić, ponieważ ukrywają się w niedostępnych lasach i górach, a potćm, gdy wojsko w inne strony się prze
niesie, czynią wycieczki, napadają na wsie murzy
nów, albo zabijają nieszczęśliwych, albo zabierają ich w niewolę. Niekiedy ani wieść zbrodni przez handlarzy popełnionych nie dochodzi do Europy.
Dopiero na sądzie ostatecznym wykryją się bez
prawia Arabów. Niedawno jednak doszła nas pogłoska o nowych napadach handlarzy na spo
Szczegółowe nowiny z missyj katolickich. 183 kojne osady murzynów. Około 10 tysięcy częścią
padło trupem, częścią zostało zabrane w niewolę.
Dopóki krzyż Chrystusa, którego naukę głoszą missyonarze, nie zwycięży, krew niewinna lać się będzie w Afryce wschodniej.
Dom inissyjny missyonarzy afrykańskich w Mastricht. O ile wiemy, nigdzie w królestwie pruskiem nie istnieje dom missyjny, w którymby się missyonarze kształcić mogli. Takie domy atoli w innych krajach istnieją. W sąsiedniej Holandyi znajdują się w mieście Mastricht Siostry missyo
narzy afrykańskich. Siostry w Mastricht otrzy
mują potrzebną naukę i wykształcenie, aby potem mogły iść do Afryki i tam nauczać dziewczęta i kobiety. W czasopiśmie niemieckiem »Gott will es,* poświęconem sprawom missyjnym pisze przełożona klasztoru jak następuje : »Zacny Panie! Przysyłamy Panu krótkie sprawozdanie.
Równocześnie serdecznie dziękujemy za wiado
mości, które Pan umieściłeś w piśmie swojem, już niejedna kandydatka zgłosiła się do nas. Chociaż na pociechę naszą liczba Sióstr się pomnaża, je
szcze ich jest za mało w porównaniu do wielkich potrzeb missyi. W zeszłym roku założono trzy nowe stacye, dwie w Algierze, jednę w Tunezyi;
nowe stacye mają być wkrótce założone w Ka- bylii i w puszczy Sahara. Wszystkie siły nasze są wyczerpane i słowo Chrystusa Pana zawsze się ziszcza: Żniwo jest wielkie, robotni
ków mało. Niechaj Pan Bóg wielu robotni
ków gorliwych wzbudzi i pośle do winnicy Swo
jej. Missyą i dom nasz polecamy Panu. Siostra M. Franciszka.*
Panny, któreby miały chęć poświęcić się mis
syi, niechaj albo przez wielebnego księdza pro
boszcza swego, albo wprost piszą do przełożonej domu w Mastricht pod adresem: La rev. Mere i’uper. du Postulat des Missionaires d’Afrique a Mastricht, Holande. Znaczek pocztowy na pi
śmie wynosi 20 fenigów.
Młodzieńcy zaś, którzy pragną się poświę
cić missyi afrykańskićj, niechaj piszą pod adresem:
An den hochwürdigen Herrn P. Rektor der Mis
sionsanstalt Marienthal, Post Mersch, Luxem
burg.
Nowe prześladowania. Zdawało się, że rząd rosyjski tak już naciągnął strunę prześladowań w Królestwie Boiskiem, że o dalszych ani mowy być nie może; — tymczasem donoszą do wiedeńskićj
»Pol. Corr.* z Petersburga, iż rząd rosyjski za
myśla o »nowych środkach,» jakiemiby żywioł polski w Królestwie Boiskiem zupełnie przygnębić.
I tak ma być nadal nauka języka polskiego w szkołach Królestwa udzielaną tylko jednę godzinę tygodniowo ; naukę tę mają wykładać nauczyciele Moskale z rosyjskiemi objaśnieniami, to znaczy, że Moskale nie umiejący po polsku będą uczniom pol
skim w języku rosyjskim udzielali nauki języka polskiego; dalej rząd nie będzie wydawał pasz
portów młodzieńcom, którzy chcieliby się uczyć
w szkołach galicyjskich. Szlachta polska tylko w tym razie będzie mogła używać tytułu szla
checkiego, jeżeli potwierdzi to senat w Peters
burgu. Dalej ma być wzbronionem Polakom po
siadanie fabryk i składów broni. Co się zaś ty
czy dzienników polskich wychodzących w Króle
stwie, cenzura warszawska otrzymała z Petersburga wskazówki, ażeby jak najostrzej sobie postępować z niemi. — I te wszystkie nowe prześladowania mają nastąpić z powodu manifestacyi w Warszawie dnia 3. Maja, jakich naturalnie wcale nie było, gdyż dzień ten przeszedł tam spokojnie.
Jeżeli wiadomość podana przez »Pol. Corr.*
się potwierdzi, to nowy dowód bezmyślnej, mon
golskiej polityki rządu rosyjskiego, która z cywi- lizacyą nie ma nic wspólnego. Temi środkami nie zniszczy dziki rząd carski żywiołu naszego, ale wzbudzi tylko tym większy patryotyzm a sam się poda w ohydę calćj Europy. »Germania* pię
tnując postępowanie rządu rosyjskiego w obec naszych rodaków, podaje pod koniec słowa Na
poleona I.: podrap Moskala, a zawsze z pod jego skóry wychyli się Tatar.
Tak pisze »Wielkopolanin.* Cała Europa podziwia męztwo Unitów i Polaków, którzy dla wiary katolickiej tyle cierpią. Gdyby przeszli na schizmę, zarazby ustała wściekłość Rosyan, lecz teraz wołają: Bij Unita i Polaka, ponieważ jest katolikiem I — Boże zmiłuj się nad utrapionymi 1:
Z Ameryki północnćj. Ksiądz rezurekcyov nista Leopold Moczygemba, jeden z najznakomit
szych kapłanów Stanów Zjednoczonych, zasnął w Panu. Zmarły bardzo się starał o polepszenie doli Polaków wychodźców, nauczał ich w języku ojczystym religii i popierał ich w pracy o chleb i byt. W Stanie Illinois założył kwitnące miasto Lemoni i wybudował w mieście przez Polaków zamieszkanem bardzo piękny kościół pod nazwą
«Jasnej Góry Częstochowskiej. * Ponieważ w Ameryce jest wielki brak kapłanów polskich, bar
dzo dbał o to, aby młodzież polska kształciła się w wyższych naukach. Za jego staraniem założono seminaryum duchowne w mieście Detroit dla mło
dzieńców polskiej narodowości, w którem kształ
cili się na kapłanów. Zacny ten ksiądz jest ro
dem szlązak, pochodzi z Pluśnicy pod Pyskowi
cami. Nauki odbył w Rzymie i przed 40 laty przeniósł się do Ameryki, gdzie pamięć jego bę
dzie błogosławioną.
W Indy ach pracuje nad nawróceniem bra- manów i budystów zacny Polak ks. prałat Zaleski.
Dzienniki donoszą, że Ojciec św. Leon XIII. za
mierza ks. Zaleskiego uczynić delegatem apostol
skim, to jest swym zastępcą w krajach indyjskich.
Lubeka (Lübeck.) Już wspomnieliśmy, że związek św. Bonifacego popiera missye katolickie po
między protestantami w kraju niemieckim. Bardzo się z tego cieszymy; gdy z jednćj strony obojętni ka
tolicy porzucają wiarę ojców, z drugiej ^strony katolicyzm się szerzy. Szlązacy, co szukają ro
184 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
boty pomiędzy protestantami, niemało przyczy
niają się do rozwoju katolickiej wiary. Z radością serca donosimy także, że w Lubece, gdzie kato
licką wiarę protestanci przytłumili, na nowo zmar- twychpowstaje katolicki Kościół. Wybudowano na cześć Najśw. Serca prześliczny kościół, który w Maju poświęcony został przez biskupa Ber
narda z Osnabryku.
0 missyi bułgarskiej 00. Zmartwychwstań
ców czytamy w »Kuryerze Poznańskim:«
Missya bułgarska 00. Zmartwychwstańców istniejąca w Adryanopolu od od lat blizko 28, ma nieustannie do walczenia z wielu przeciwnościami, które czasem zdają się być ponad siły jćj kiero
wników. Wprawdzie rząd turecki z zasady nie jest wobec niej wrogo usposobionym i owszem władze centralne nieraz stanowczą okazują dziełu życzliwość, wszakże te dobre chęci rozbijają się o znane rozluźnienie maszyny rządowej, w której organa niższe — a z temi ma się najbliższą i bez
pośrednią styczność — działają na swoją rękę i w swoim interesie. Prowadzi to często do szy
kan i dokuczliwości wszelkiego rodzaju. Do tego dodać trzeba religijną niechęć gorliwych schizma- tyków, którzy w obawie o swoje stanowisko i wpływy, albo i z przesadnej gorliwości religijnej, nie gardzą żadną bronią, byle zwalczać wzrasta
jące znaczenie missyonarzy katolickich. Dość po
wiedzieć, że inteligentni nawet ludzie szerzą między ludnością mniemanie, iż sznurki, któremi Zmar
twychwstańcy i inni katoliccy zakonnicy są prze
pasani, służą do duszenia chorych po zaopatrzeniu ich ostatniemi Sakramentami. Przesąd ten mocno w kraju jest rozpowszechniony i zrozumieć można, jaki przestrach i wstręt do naszej wiary i missy
onarzy budzi.
Pomimo tych i innych przeszkód, dom Missyi bułgarskiej nie tylko się utrzymuje, ale się roz
szerza i powiększa. Zakład zajmuje dziś prawie czwartą część miasta, do czterech ulic przytyka
jącą i oprócz przestronnych placów i ogrodów obejmuje kościół, seminaryum, szkołę, liczne mie szkania, szkołę rzemieślniczą, warsztaty i magazyny.
Oczywiście realności te, stopniowo dokupywane, posiadają budynki dość liche i niewygodne. Świeżo okazało się niezbędnym wybudowanie nowego gmachu szkólnego, gdyż stare mury już walić się zaczynały. W połowie Września położono ka
mień węgielny pod budowę z praktycznemi i hy gienicznemi warunkami się liczącą, która jednak będzie kilkadziesiąt tysięcy franków kosztowała.
Na początek musiano się w braku funduszów za
pożyczyć. Na 100 przeszło wychowańców i se
minarzystów było w roku 1889 -90, płacących 6, oraz płacących połowę taksy 12. Wskutek tego opłakanego stosunku musiano odmówić przyjęcia znacznćj liczbie biedaków, szukającychoświaty, dla których nawet jeszcze miejsce byłoby się znalazło.
Uposażenie missyi nie jest stałem, ale polega na różnych pomniejszych dochodach. Jednem z
główniejszych źródeł dochodu jest, jak wszędzie, gdzie idzie o dzieła katolickie i dobroczynne, Francya, a mianowicie dwie instytucye : .L’oeuvre des ćcoles d’Orient« i »La propagation de la foi«
w Lyonie. Ta ostatnia przez szereg lat przysyła rocznie 12,000 franków. Obok tego wspierają dzieło missv różne Stowarzyszenia katolickie pol
skie, austryackie i bawarskie. Ale wydatki wzra
stają, a wpływy na słabej oparte są hipotece.
Świeżo, w r. b. lyońska »Propagation de la foi«
widziała się zmuszoną o 5,000 fr. zmniejszyć swoją roczną zapomogę. Ubytek to bardzo dotkliwy.
A przecież ani nadziei tracić, ani rąk opuszczać nie można. Wszyscy, którym świętą jest sprawa katolicyzmu i zachodniej cywilizacyi wśród Sło
wiańszczyzny południowej, nie mogą na to być obojętni, czy utrzymać się nadal zdoła wysunięty posterunek, w polskich pozostających rękach.
Stanowczo twierdzić można, że gdyby nie 00. Zmartwychwstańcy i ich missya bułgarska, unia religijna w Tracy i i nawet Macedonii byłaby dawno pogrzebaną. Była chwila, że po instytucyi Eksarchatu, w całym tym kraju była tylko jedna miejscowość, posiadająca kilka bułgarskich rodzin katolickich i tych proboszczem był wychowaniec Zmartwychwstańców. Nawrócenie ks. bisk. Nila w r. 1874 było wynikiem impulsu, danego z Adryanopola i okolicy, gdzie unia się przecho
wała, dzięki wpływowi Zmartwychwstańców. Oni to i moralnie popierali i pracą swoją dopomagali i dopomagają teraz Biskupom tamtejszym w ob
rzędach kościelnych, na missyach, w szkołach w katechizowaniu. Wielu z nich, byłych uczniów, zajęło dziś stanowiska kapelanów i proboszczów, a sam ks. biskup Petków ich staraniem i kosztem odbywał nauki. Całe duchowieństwo dzisiejsze w Tracy i należy do dawnych wychowańców mis
syi bułgarskiej 00. Zmartwychwstańców, w któ
rych domu do dziś dnia już 518 kształciło się in- ternów, nie licząc setek externow. Prawie wszy
scy ci wychowańcy przyjęli wiarę katolicką i dziś w rozmaitych zawodach, jako nauczyciele, urzę
dnicy, sędziowie, wojskowi, gorliwymi jej są wy
znawcami, a odznaczają się inteligencyą i dobremi obyczajami. Wpływ ich rozciąga się daleko po za granicę krajów, przez Bułgarów zamieszkałych, przyczyniając się skutecznie do podniesienia oświaty i moralności, a zmniejszenia dawnej nienawiści ludu do wiary katolickiej.
Zaszczytem to dla naszego narodu, że ważny ten posterunek zachodnio-europejskiej cywilizacyi, wśród ludów słowiańskich, podległych berłu tu
reckiemu, zajmują chlubnie Polacy. Na 17 profe
sorów duchownych i świeckich w domu missyi Adryanopolskim zaledwie dwóch lub trzech nie należy do naszćj narodowości, reszta zarówno jak i persona! dodatkowy zakładu (lekarz, infirmier, kierownik drukarni,) to sami Polacy.
Wyspę Lacronię lia Adryatyku otrzymał w darze od cesarza klasztor Dominikanów w Ru-
Świ ęty Józef i Missyonarze katoliccy. 185 guzie. Nadto będzie otrzymywał ten klasztor co
rocznie 2,000 złr. na koszta utrzymywania tćj wy
sepki w pięknym stanie. Prześliczne palmy, zdo
biące wyspę, zostaną wykopane i przeniesione do Miramare. — Na wyspie tćj znajdował się dawniej piękny klasztór, założony przez króla angielskiego Ryszarda t. z. Lwie Serce, na podziękowanie Bogu cudowne ocalenie, jakie doznał około tej wysepki w powrocie swoim z Palestyny, gdy wśród no
cnej burzy okręt jego się rozbił. Klasztor opu
stoszał z biegiem wieków, gdyż mnisi nie mogli
się w nim utrzymać z powodu częstych napadów piratów saraceńskich i aż do początku bieżącego stulecia Lacroma była wysepką bezludną. W tern stuleciu nabyła Lacromę rodzina Drunicsicsów, a od niej kupił ją arcyksiążę Maksymilian, późniejszy cesarz meksykański, i przemienił ją w iście czaro
dziejską siedzibę. Po śmierci Maksymiliana odzie
dziczył Lacromę arcyksiążę Rudolf, kazał na niej wybudować piękny zamek i w pierwszych latach pożycia małżeńskiego chętnie przebywał tam z żoną swą arcyksiężną Stefanią.
--- a I # ■ ■ " "<■ I *
Święty Józef i Missyonarze katoliccy.
Za pierwszego missyonarza w służbie Jezusa Chrystusa i Jego św. Ewangielii, możemy uważać świętego Józefa.
Kiedy Odkupiciel świata miał się narodzić z Maryi, Panny Najświętszej, wtedy to Józef był tym, który Co na miejsce urodzenia przeznaczone od Ojca niebieskiego, t. j. do Betleem zawiódł.
On to dla Błogosławionej szukał gospody; On to we wynalazczej miłości i w swym kłopocie wy
nalazł grotę skalistą, kiedy mu mieszkania ludz
kiego odmówiono; On to ową stajenkę, ile się dało, przysposobił dla Pana nieba i ziemi i dla Jego Matki łaski pełnej.
Także i w obce kraje pociągnął Józef jako wysłaniec Najwyższego, uciekłszy z Maryą i Jezu
sem do Egiptu, i tam Imię Jezusa uczynił zna- nem, tam to pielęgnował i wychowywał Zbawiciela do dzieła odkupienia, i zapewne niejednego po
ganina ze szkaradnego bałwochwalstwa nawrócił d° jedynego Boga prawdziwego.
Chrześcijańska duszo, jeśli w ,Missyonarzu kato
lickim* czytasz o życiu i działaniu missyonarzy, o ich zaprzaniu się i cierpieniach w obcych krajach, o nędzy tamecznych ludów i o tamtejszych kościołach, czyż w tym obrazie nie dostrzegłeś stajenki be tleemskiej i pobytu świętej Rodziny w Egipcie?
Czyż nie znalazłeś widocznego podobieństwa po
między tymi wysłańcami wiary a Żywicielem Je
zusa Chrystusa ? Czyż missyonarz nie musi prze
chowywać Zbawiciela w Najświętszym Sakramen
cie po nędznych zapadłych chatach, po jaskiniach, po prawdziwych stajniach ? Czyż missy onarz czasem nie musi uciekać z Najwyższem Dobrem przed prześladowaniami i władzcami pogańskimi ? A serca tych biednych dzikich, do których mis- syonarz Jezusowi Chrystusowi chce utorować dro
gę, czyż to nie są także świątynie bez ozdób, bez światła, bez ciepła?
Dalej święty Józef jest także Patronem Ko
ścioła katolickiego. A jak Kościół, który jest Matką, nie ma ważniejszej sprawy dla Swego ser
ca macierzyńskiego, jak ile można najwięcej dzieci
pozyskać dla Jezusa Chrystusa, tak też ojcowskie serce św. Józefa ze szczególnem upodobaniem jest przychylne biednym opuszczonym poganom.
Tak więc też jest słusznem, że dzieło missyj- ne, tak wspaniałemi skutkami ukoronowane, św.
Józefowi jest polecone. Można nawet powiedzieć, że się w nowszych czasach Ewangielia święta w tćj samej mierze rozszćrzała, jak się szerzyła cześć świętego Józefa, albo że właśnie dla tego tak pulchną znalazła ziemię, że wyżsi pasterze i ka
płani pod opieką świętego Józefa wyszli w świat nauczać ludy.
Ufność, jaką missyonarze i ich nowonawróceni pokładają w świętym Józefie jest w samej rzeczy rozrzewniającą, a tak niezłomną, że serdeczna miłość świętego Józefa nie może tćj ufności po
zostawić niewypełnionćj. W najwyższej potrzebie, pozbawieni wszelkich środków, bez widoku na pomoc, uciekają się oni do swego Żywiciela, a pomoc od niego jest im pewną.
Wspaniałe kościoły, klasztory, szkoły i domy sierót wznoszą się pod widoczną opieką świętego Cieśli, pod jego kierownictwem i na jego cześć.
Z wielu przykładów przytacza się tu jeden. Ojciec Ludwik Saint-Cyr (Sę-Syr) missyonarz w Indyach donosił przed kilku latami, jak miasto Dindigal otrzymało wspaniały kościół. Pracujący tamże missyonarze i liczni chrześcijanie mieli do nabo
żeństwa tylko salę, i trzeba było koniecznie wielki budować kościół.
Ale długie i ciężkie doświadczenia, jakie spa
dały na missye, zdawały się uniemożebniać ten plan na długie, niepewne czasy. Wtedy obrano świętego Józefa za budowniczego, i nowa świąty
nia miała także jego czci być poświęconą. W ro
ku 1866 położono pod kościół kamień węgielny, a 20. Października 1872 r. wielki majestatyczny wspaniały kościół był skończony.
•W czasie sześcioletnićj budowy,* pisze missyonarz, »doznaliśmy niezliczonych dowodów Opieki naszego świętego Patrona; nawet w czasie najgorszym, kiedy trwała wojna niemiecko-fran-
186 Święty Józef i Missyonarze katoliccy.
cuzka (1870) a potem następne panowanie komu
ny groziło nam całkiem odjęciem środków pie
niężnych, jednakże wpływały nam jeszcze pieniądze z Europy na budowę. Właśnie w czasie rozpo
częcia budowy władza angielska kazała rozstrze
lać obmurowanie cytadeli i materyał sprzedać.
Tak mogliśmy za bardzo nizką cenę kupić po
trzebny materyał. Ale kupno ledwie przyszło do skutku, kiedy z Madury od rządu nadszedł rozkaz, aby z dalszą sprzedarzą się wstrzymać, ponieważ materyał musi być użytym do publicznych robót.'
»Już od sześciu lat była mowa o budowaniu kolei żelaznej. Gdyby wtenćzas budowę rozpo
częto, byłoby nam niemożebnem dostać murów, mularzy, pomocników i t. d., i koszta byłyby przechodziły naszą przemogę. Skutkiem],całego szeregu przypadków i nieporozumień stało się, że budowy kolei nie rozpoczęto prędzćj, aż kościół nasz stanął pod dachem; dopiero przed kilku mie
siącami na dobre rozpoczęto budowę kolei. Tym
czasem z ufnością do świętego Józefa, gdy kościół był gotowy, rozpoczęliśmy budowę — szkoły.*
Kościół. św. Józefa wjjDindigal.
Zresztą i niedaleko od nas rozwinęła się mis- syjna czynność świętego Józefa. Wiadomem ci zapewne, duszo chrześcijańska, że w żadnym kraju Europy w nowych i najnowszych czasach nie wróciło się tylu innowierców na łono Kościoła, jak w Anglii. Jakże sobie to tak niezaprzeczone i jakby zagadkowe zjawisko można wytłómaczyć?
Obok niezgłębionych dróg Bozkiego miłosierdzia zawdzięczamy to świętemu Józefowi. Nawrócenie Anglii, owego niegdyś najjaśniej błyszczącego klejnotu w koronie katolickiego Kościoła, było już od dziesiątków lat życzeniem serdecznćm naj
wyższych Pasterzy i gorliwych dzieci Kościoła.
Sprawę tę oddano pod opiekę św. Józefa.
Wiele i gorąco modlono się i składano ofiary I zdaje się, że święty Józef chce Wychowańca swego znowu tam zaprowadzić, jak z wygnania egipskiego zaprowadził Go napowrót do Nazaretu.
Chrześcijańska duszo, z tej duchownćj czyn ności missyjnej świętego Józefa wyciągnąć możesz dla siebie dwojaką naukę. Po pierwsze, masz w częstej i żarliwój modlitwie temu świętemu O- piekunowi polecać nawrócenie błądzących we wierze i niewiernych. Zaiste żniwo jest wielkie, ale robotników t. j. kapłanów mało; proś zatem Pana żniwa, aby przysłał robotników do Swej winnicy. Po drugie, i ty, o ile ci starczy, masz ofiarować na szlachetne cele missyjne. Ach 1 co
Encyklika Ojca św. Leona XIII., o sprawie socyalnej. 187 za pociecha dla ciebie w życiu i przy śmierci,
jeźli przez twą ofiarę pieniężną jaki niewierny, albo biedne dziecko pogańskie otrzymało łaskę Chrztu świętego, któregoby bez twej ofiary nie był osięgnął 1 Zaprawdę powiadam ci, cokolwiek byś uczynił najmniejszemu, Bóg to przyjmie tak, jakbyś to Jemu Samemu uczynił.
Z radością serca wyznamy tu, że dobrodzieje missyi katolickich się mnożą. Wy kochani czytelnicy »Missy onarza katolickie
go* nimi jesteście! Wy oszczędzacie grosze w pocie czoła zarobione i chętnie je przesyłacie jako cenną ofiarę dla missyi. Niech Wam to Pan Bóg przez zasługi świętego Józefa hojnie wynagrodzi! Na ostatniej stronnicy ka
żdego numeru »Missyonarza katolickiego« są wy
mienione zacne imiona szlachetnych dobrodziejów missyi. Obfitość łaski Bożćj, długie życie i ko
ronę chwalebną niechaj wam i nam uprosi świę
ty Józef!
Encyklika Ojca św. Leona XIII., o sprawie socyalnćj.
(Ciąg dalszy.)
Nie ma też przyczyny, aby żądać ogólnej I opieki państwa. Człowiek bowiem jest starszym od państwa i posiadał prawo do utrzymania swego życia cielesnego, zanim jeszcze istniało państwo. . Że atoli Bóg, Pan ziemi, oddał całemu rodzajowi ludzkiemu ziemię do użytku, to się nie sprzeciwia bynajmniej własności jednostek. Pan Bóg bowiem nie oddał ziemi ogółowi w tern znaczeniu, aby wszyscy bez różnicy byli jej panami, lecz o tyle, o ile sam żadnemu człowiekowi nie przeznaczył jakiejś osobnej części do posiadania, ale raczej pozostawił pilności ludzi i urządzeniom ludów określenie granic i rozdzielenie własności pry
watnej. Zresztą, podzielona między jednostki, nie przestaje ziemia służyć ogółowi, nie ma bo
wiem człowieka, któryby nie żył z jej płodów.
Kto jest bez własności, ten ma za to pracę i mo
żna powiedzieć, że wszystkie źródła pożywienia odnoszą się ostatecznie albo do uprawiania ziemi albo do pracy w jakiejkolwiek innej gałęzi za robku, której zapłata pochodzi jedynie z owocu ziemi i zamienia się znowu na owoc ziemi.
Z tego wynika znowu, że prywatne posia
danie jest najzupełniejszem wymaganiem natury.
Ziemia wprawdzie dostarcza w wielkiej obfitości wszystkiego, co potrzebne do utrzymania ziem
skiego życia, lecz nie może dostarczać tego wszy
stkiego sama ze siebie, to jest bez uprawy i sta
rania ze strony człowieka. Człowiek, przez cie leśną pilność i duchową troskę przy uprawianiu ziemi, przyswaja sobie tern samem uprawioną cząstkę; spoczywa na nićj — że się tak wyra
zimy — pieczęć jćj uprawcy. Odpowiada to naj
zupełniej wymaganiom sprawiedliwości, aby ta część ziemi stała się jego własnością i aby prawo do niej pozostało nienaruszalnem.
To, co powiedzieliśmy, jest tak przekonywa- jącem, iż dziwić się tylko można, słysząc inne zdania, które zresztą nie są nowe, w starożytności bowiem już były zwalczane i odrzucane. Twier
dzą n. p., że prywatna własność ziemi jest prze
ciwną sprawiedliwości i że tylko używanie ziemi,
lub jej cząstek może jednostkom przysługiwać;
że skiba ziemi właściciela, na której znajdują się jego ogrody i zabudowania, nie jest jego własną a rola, którą uprawia rolnik jako swoją, nie na
leży do niego. Nie chcą widzieć, że to znaczy tyle, co rabować to, co prawnie zostało nabyłem.
Owa kiedyś pusta ziemia zmieniła przecież zupeł
nie postać swoją w skutek pilności pierwszego uprawiacza i jego umiejętnego postępowania; z pu
szczy dzikiej zamieniła się ona w żyzną i płodną rolę.
To, co ziemi udzieliło tej nowej postaci, jest tak bardzo cząstką jego, iż po większej części niepodobna go z tern rozdzielić. I nie jestże to przeciwnem wszelkiej sprawiedliwości, gdy się chce ową ziemię odebrać właścicielowi, utrzymując iż własność nie powinna istnieć — i przekazać in
nym to, co uprawiający stworzył w pocie wła
snego czoła ? Nie, jak skutek następuje po przy
czynie, tak następuje owoc po pracy, jako pra
wowita własność dla tego, kto pracy dokonał.
Słusznie więc ludzkość szukała zawsze w prawie 'natury podstawy dla własności jednostek i dla po
działu dóbr ziemskich; pozwoliła się kierować mądrze wymaganiom prawa przyrodzonego i nie troszczyła się o pojedyńcze zarzuty. Przez pra
ktyczne uznanie uświęciła ona niejako wśród wie
ków prawo do posiadania, jako wynik porządku świata i główny warunek spokojnego pożycia wspólnego. Ustawy państwowe, o ile są spra
wiedliwe, wywodząc zobowiązanie swoje z prawa natury, wszędzie broniły rzeczonego prawa i oto
czyły je uchwałami karnemi. Także Bozkie prawa głoszą prawo własności i to z takim naciskiem, że zakazują surowo nawet pożądania cudzego do
bra: »Nie pożąd.ij żony bliźniego twojego, ani domu, ani roli, ani wołu, ani osła, ani sługi, ani służebnicy, ani żadnej rzeczy, która jego jest. *
Jeżeli zaś przypatrzymy się człowiekowi jako istocie towarzyskiej, i to nasamprzód co do sto
sunku jego do rodziny, to tern dobitniej okaże
188 Encyklika Ojca św. Leona XIII., o sprawie socyalnćj.
się nam prawo jego do własności osobistej. Je
żeli zaś prawo to przysługuje mu jako jednostce, to o ile więcej przysługiwać mu powinno ze względu na wspólne pożycie domowe. — Co się tyczy wy
boru zawodu życiowego, to każdemu pozosta
wioną jest zupełna swoboda, więc każdy może według woli swój albo stosując się do rady Bo zkiego Pana naszego wieść życie wstrzemięźliwe, albo też wstąpić w związek małżeński, A żadne prawo ludzkie nie może wydrzeć człowiekowi na turalnego i pierwotnego prawa zawarcia małżeń stwa, ani nawet w czemkolwiek ograniczyć głó wnego celu tej świętą powagą Bozką od stwo rżenia świata zaprowadzonej instytucyi. .Rośnijcie i mnóżcie się I« (Ks. Mojrzesza V. 1. 28.) Tern oto słowy utworzoną została rodzina.
Rodzina, czyli społeczność domowa, jest więc prawdziwą społecznością z wszelkimi przyslugu- jącemi jej prawami, bez względu na to, w jak małych przedstawia się nam ona rozmiarach; jest ona starszą, niż wszelkie inne społeczeństwa, wsku
tek czego posiada także niezależnie od państwa mieszczące się w niej samej obowiązki i prawa,
j
Jeżeli więc człowiekowi każdemu, jako jednostce !■
nadała natura prawo nabywania własności, to tern samem prawo to posiadać musi człowiek, jako 1 głowa rodziny; co więcej, prawo to nabiera u ij człowieka będącego głową rodziny większej daleko siły, ponieważ człowiek w kółku rodzinnem sam się poniekąd zwiększa i rozszerza. Nieodzowne prawo natury wymaga przecież, aby ojciec ro
dziny dostarczył dzieciom swym wszystkiego tego, co im do utrzymania życia jest potrzebnem, a na
tura sama nakazuje mu zapewnić przyszłość dzieci swoich, zabezpieczyć je przed zmiennemi losów ludzkich kolejami i wychować je tak, aby same siebie kiedyś przed nędzą obronić zdołały; on to bowiem odmładza się w dzieciach swoich i ponie
kąd dalsze w nich wiedzie życie. W jaki atoli sposób zdoła on wypełnić wszelkie swe obowiązki względem dzieci, jeżeli nie zdoła im pozostawić w spadku własności, która owoc wydaje? Jak państwo, tak i rodzina jest w właściwem znaczeniu społeczeństwem, a rządzi w niej władza samo
dzielna, to jest władza ojcowska. Na wewnątrz więc granic, oznaczonych jej najpierwszym celem, posiada rodzina co najmniej te same prawa, jakie posiada państwo, i to zwłaszcza co do wyboru i zastosowania owych środków, jakie są nieodzo
wnie potrzebne do jej utrzymania i do uprawnio
nego a swobodnego ruchu i życia. Mówimy — co najmnićj te same prawa. Ponieważ bowiem wspólne pożycie domowe jest tak według idei jak i rzeczy samej wcześniejszym, niż społećzeństwo obywatelskie, więc i jego prawa i jego obowiązki powinny posiadać pierwszeństwo, jako więcój zbli
żone do natury. Pożycie w społeczeństwie pań- stwowćm należy tak istotom poszczególnym, jak i rodzinom urządzić tak, aby stało się dla nich pożądanem i dobrem. Jeżeli zaś indywiduum i ro
dzina, należące do społeczeństwa państwowego, doznają z jego strony szkody, zamiast korzyści, i naruszenia pierwotnych praw swoich, za miast opieki, w takim razie stanie się dla nich pożycie w związku państwowym raczej przed
miotem wstrętu i nienawiści, aniżeli pożądanem dobrem.
W żądaniu, stawianym do państwa, aby mie
szało się do wnętrza domu i rodziny, mieści się więc błąd bardzo niebezpieczny. W niektórych wypadkach wprawdzie, gdzie rodzina znajduje się w nędzy ostatniej i w tak rozpaczliwym poło
żeniu, że już w żadem sposób pomódz sobie nie może, odpowiada pomoc państwowa zupełnie po
trzebie i porządkowi rzeczy, ponieważ rodziny są częściami państwa. Tak samo tam powinna wła
dza publiczna wkroczyć, gdzie wśród murów do
mowych pokrzywdzone zostały prawa wzajemne;
ukrócenie nadużyć, przywrócenie porządku nie może być w wypadku takim bynajmniój uważanem za przywłaszczenie sobie praw rodziny i jednostek, gdyż państwo przez to właśnie prawa jednostek umacnia, a nie niweczy. Ale dalej państwo w ża
dnym razie iść nie powinno ani przekroczyć gra
nic tych, bo wtedy działałoby przeciwko prawom naturalnym. Władza ojcowska przez naturę tak została określoną, iż niczego nie burzy i nie może być przez państwo zagarniętą; jest ona tak starą, jak życie rodzaju ludzkiego. »Dzieci są — jak mówi św. Tomasz — właściwie częścią ojca,* — są one zarazem rozwojem jego osoby. Nie wcho
dzą one tćż w skład społeczeństwa państwowego mówiąc w sensie właściwym, jako indywidua sa
modzielne, lecz za pośrednictwćm społeczności ro
dzinnej, z której życie wzięły. I z tego właśnie powodu, ponieważ dzieci »z natury stanowią część ojca, stawione zostały, — według słów świętego Ojca Kościoła — pod upiekę rodziców, zanim uzyskają swobodę woli.* (U św. Tom. II — II, Qu. X, 3. XII). — Socyalistyczny system więc, który znosi opiekę ojcowską, w miejsce której pragnie zaprowadzić powszechną opiekę państwa, grzeszy przez to samo przeciwko sprawiedliwości natura)- nćj i rozrywa siłą węzły rodzinne.
Ale pominąwszy nawet niesprawiedliwość, to nie można również zaprzeczyć temu, że system ten sprowadziłby zamieszanie we wszystkich warstwach społeczeństwa. Nieznośne skrępowanie wszystkich niewolnicza zależność byłaby następstwem zasto suwania tego systemu. Otwarłoby to na oścież wrota niezgodzie i prześladowaniu wzajemnemu Wraz z usunięciem zachęty do pilności i gorli wości, zniknęłoby źródło dobrobytu wszelkiego Z wymarzonej równości wszystkich nie powstałoby nic innego, jak ten sam opłakany stan poniżenia dla wszystkich.
Z tego wszystkiego pokazuje się zgubność zasad socyalistycznych, wedle których państwo powinno zagarnąć wszelką własność prywatną i zamienić ją w dobra publiczne. Taka teorya przy
189 Życiorys świętego Alojzego.
nosi jedynie wszelką szkodę pracującym klasom, na których korzyść ma być wymyśloną, sprze
ciwia się naturalnym prawom każdego człowieka, wykrzywia powołanie państwa i uniemożliwia spo
kojny rozwój społecznego życia. Przy wszystkich usiłowaniach, zdążających do zapobieżenia obe
cnym klęskom społecznym, należy zatćm konie
cznie trzymać się zasady, że własność prywatna jest świętą i nienaruszalną. Przechodzimy teraz do wyjaśnienia tego, gdzie należy szukać tćj ze wsząd pożądanej pomocy w smutnem położeniu stanu robotniczego.
Przystępujemy do tego zadania z całą ufno
ścią i w przekonaniu, że nam tu należy zabrać głos. Bez zawezwania bowiem pomocy religii i Kościoła nie podobna znaleść wyjścia z tego zamętu, ponieważ straż nad religią i kierownictwo sił i środków kościelnych w Naszem przedewszy- stkiem jest złożone ręku, przeto milczenie Nasze mogłoby się wydawać uchybieniem Naszemu obo
wiązkowi. Bez wątpienia jest w tej ważnej kwe
sty! niezbędnem także współdziałanie i usilność innych czynników, a mamy tutaj na myśli książąt i rządy, klasy posiadające i pracodawców i wre
szcie samych robotników, o których los tutaj chodzi, ale mówimy z całym naciskiem: Jeżeli się nie uwzględni Kościoła, natenczas daremnemi będą wszelkie usiłowania. Kościół to bowiem głosi z Ewangielii skarby nauk, pod których po
tężnym wpływem uciszy się walka, albo przynaj
mniej musi stracić swą zaciekłość i przybrać łago
dniejszą postać; on to nie tylko poucza umysły, lecz nadto wpływa potężnie na odpowiednie chrze
ścijańskim zasadom uregulowanie obyczajów u ka
żdej jednostki; Kościół to zajmuje się bezustannie tern, aby podnieść socyalne stanowisko niższych warstw za pomocą użytecznych urządzeń ; on wre
szcie przejęty jest pragnieniem, aby siły i dążno
ści wszystkich stanów zespoliły się w celu popie
rania prawdziwych interesów robotniczych i uważa za niezbędne przodownictwo państwowćj władzy w drodze ustawodawstwa w obrębie potrzebnych granic, aby cel mógł zostać osiągnięty.
Przedewszystkiem należy wychodzić z nada
nego, niezmiennego porządku rzeczy, wedle któ
rego w obywatelskiem społeczeństwie niemo- żliwem jest zrównanie wysokich i nizkich, bogatych i ubogich. Niechaj socyaliści starają się urzeczy
wistniać podobne marzenia, lecz daremną jest walka przeciwko porządkowi natury. Ona to w istocie stworzyła wśród ludzi różnice równie liczne jak głębokie; różnice inteligencyi, talentu, zrę
czności, zdrowia, siły; różnice konieczne, z których rodzi się sama z siebie nierówność warunków.
Nierówność ta zresztą wychodzi na korzyść wszy
stkich, tak społeczeństwa, jak jednostek, życie bo
wiem socyalne wymaga organizmu bardzo urozma
iconego i różnorodnych czynności i właśnie różność stosunków wzajemnych skłania ludzi do dzielenia tych czynności między siebie.
(Dalszy ciąg nastąpi.)
Życiorys świętego Alojzego.
Dnia 21. Czerwca obchodzimy trzystaletnią pa
miątkę błogosławionej śmierci św. Alojzego.
Któż nie słyszał lub nie czytał o św. Aloj
zym? Rodziców miał bardzo pobożnych. Marta z dostojnego pokolenia Tanów Santeńskich przed zawarciem małżeństwą swego z margrabią Ferdy
nandem gorące modlitwy i liczne ofiary Mszy św.
na cześć Najśw. Trójcy, Ducha św., Najśw. Panny Maryi i Aniołów i swych niebieskich Patronów do nieba zasyłała, aby Bozkie błogosławieństwo .
zyskać dla swego małżeństwa. Jako też błogo
sławieństwo Bozkie hojnie na nią spłynęło. Albo
wiem syn najstarszy, którego w chrześcijańskiem małżeństwie porodziła, stał się Świętym. Jest to Alojzy, urodzony na zamku Kastiglione, dnia 9. Marca 1568 r. Matka ślubowała Bogu, że uczyni pielgrzymkę do sławnćj świątyni Loretańskiej, jeżeli jej i dziecięciu Bóg życie ocali.
Tak Alojzy od początku życia swego był poświęcony Królowćj niebia, której później stał się największym czcicielem. Pobożna matka uczyła syna kochać Boga i bliźniego wspomagać. Gdy przybył do zamku żebrak, Alojzy niósł mu jał
mużnę z największą ochotą; matki i ojca nie poprzestał prosić, aby nad biednym mieli miło
sierdzie. Już od najmłodszych lat długo trwał na modliwie. Nawet krył się po odległych pokojach zamku, na ścianie naznaczał kredą lub węglem znak krzyża i klęcząc modlił się przed nim.
Ojciec jego margrabia Ferdynand był jene rałem króla hiszpańskiego i przeznaczył syna swego do stanu żołnierskiego. Sześcioletnie pa
cholę wziął do obozu pomiędzy żołnierzy, aby jak najwcześnićj przyzwyczajać je do służby wojennej. Żołnierze bardzo lubili chłopca, po
nieważ był wesoły, posłuszny i skromny. Pe
wnego razu nabili działo i odeszli. Mały Alojzy, niewiedząc, do czego służą działa, zapalił z dziecinnćj ciekawości proch. Okropne zamię- szanie powstało; rozległ się huk i kula uniosła się nad fortecą. Lecz Opatrzność Bożka czuwała nad Alojzym. Żadne nieszczęście się nie stało, tylko żołnierze musieli teraz być baczniejszymi na chłopca, aby jakiego nowego figla nie spłatał.
Gdy w obozie Alojzy żył wśród żołnierzy, usłyszał nieraz nieprzyzwoite słowo, a nie wiedząc,