Czasopismo illustrowane dla ludu katolickiego.
Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata cwiercroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką
pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzy łam owy wiersz 20 fen.
Nr. 6. Mikołów, 15. Marca 1891. Rocznik I.
Męczennicy z Ugandy.
Opowiadanie historyczne z missyj katolickich.
(Ciąg dalszy.)
8. Garstka bohaterów.
Skoro tylko burza wybuchnie i całą siłą pocznie szalać, wtedy śmiertelnikowi, po
zbawionemu wszelkiej nadziei, nie pozostaje nic innego, jak poddać się woli Bożćj i za
topić się w modłach, ażeby potężna ręka władająca światem, uciszyła rozsrożone ży
wioły. Tak się rzeczy miały w Ugandzie.
Zdawało się, że szatanowi zdaną była moc szćrzenia spustoszeń na roli młodziuchnego Kościoła. Powstał srogi uragan i wywrócił filary wzniesionego Kościoła Bożego. Mo dlilić się missyonarze z trzódką swych wier
nych do Pana nad Pany, ażeby raczył skró
cić czas utrapień; ale jeszcze nie był koniec czasu próby, nie dziw przeto, że nowonawró- ceni wraz z swymi pasterzami w pokorze wołali: »Panie! Nie nasza, ale Twoja wola niech się stanie!«
Ponieważ i katechumeni (t. j. ci, któ
rych księża przysposabiali do przyjęcia chrztu św.) i inni już oczyszczeni chrztem nie mogli być ani chwili pewnymi życia, prosili tćm usilniej i szczerzćj o łaskę chrztu.
Z domu króla rozlegały się dzikie o krzyki; z niemi mięszał się głuchy huk tara banów. Pod ścianami stały szeregi paziów, czekających z drżeniem na skinienie władzcy.
Muanga zaprosił był pierwszego ministra i jego przyjaciół na ucztę, aby z nimi ob
chodzić uroczyście mniemane zwycięztwo nad chrześcijanami. Już Muanga był odurzony, gdyż Katikiro chcąc korzystać z nadanćj sposobności, pilnie czuwał nad tćm, aby jego pan dobrze sobie podchmielił opajającą pombą.
Muanga oparł się o ścianę, niewyraźnie bełkocąc; znużoną głowę spuścił na pierś.
| Była to pożądana chwila, aby go rozjątrzyć
Męczennicy z Ugandy.
przeciw chrześcijanom. Jeden z chłopców był właśnie zajętym sprzątaniem resztek po
traw z stołu swego pana, gdy minister silnie w bok go uderzył.
»Nędzna gadzino!« zawołał król, chcąc napastnika pochwycić, ale ten zręcznie się usunął i zapytał ze zdziwieniem: »Cóż ta
kiego, Kabako?«
»Jak to?« krzyknął Muanga wściekle,
»czy mnie nie uderzyłeś w bok, tak żem le
dwie nie upadł?«
»Ani mi na myśl nie przyszło.»
»Kłamco, podły o błudniku!«
»Ależ panie, czy nie widzisz, jak ten nę
dznik drży cały?« To rzekłszy, wskazał pal cem na pazia. »Jeżeli twe oczy bielmem nie zaszły powinieneś wi
dzieć, że godzą na twe życie. Przyznaj się, nędzna ropucho, że jesteś chrześcijani
nem.«
»Tak,« była odpo
wiedź, »ale uderzenie o które mnie obwi
niasz. . ..«
»Milcz niewolniku, chciałeś Kabakę życia pozbawić.«
»Ależ nie.«
»Milcz, nikczemni
ku! Widzisz, Muango,
że taki był jego zamiar, gdyż widocznie kła
mie. Gdyby nie był miał niczego złego na myśli, nie byłby się ociągał z wyznaniem prawdy. Patrz, otóż są wszyscy jego współ- winowajcy. Czy nie prawda, łotry?«
»Nikt z nas nie godzi na życie króla.«
»Otóż widzisz, wszyscy łżą, wszyscy winni śmierci. Wierzysz teraz, Muango?«
»Niezawodnie. Śmierć zdrajcom niego
dziwym ! Każ przynieść miecze, Katikiro, zrąbiemy ich, oto tak ich zrąbiemy.« Po tych słowach odebrał pałkę bębniście i wy
mierzył cios na głowę chłopca stojącego
obok niego, który byłby niebawem runął na ziemię, gdyby się nie był usunął na bok.
»Jutro mają pójść na stós, tak będzie lepićj,« bełkotał pijany Muanga, i wyszedł z Katikirą z chaty, zaleciwszy surowo innym gońcom, ażeby mieli czujne oko na chłopców i nie pozwolili im schronić się do białych.
Ale i na innych biesiadnikach począł odu
rzający napój wywierać przewidziany skutek;
wszyscy pozsuwali się snem znużeni na zie
mię, a chłopcy w zmierzchu zapadają
cym zdołali się po wymykać i ukryć przed nadejściem nocy. Gdy zupełnie ściemniało, powychodzili ze swych kryjówek i jak sarny spłoszone, wystrzega
jąc się szelestu, pou
ciekali do missyona- rzy. Ojcowie przera
żeni wpuścili ich do domu, ale paziowie nie czekali na ich za
pytania, lecz wszyscy razem wołać poczęli:
»Chrztu, chrztu pra
gniemy, ale szybko, bo czeka nas śmierć!«
Ciągle przybywali no
wi zbiegowie Ojco
wie nie mogli nieu- względnić ich błagań, zwłaszcza że większa część już dość dawno słuchała nauk kate
chizmowych. Nocną porą więc z grubszego dokończono wykładów. Nazajutrz o rychłym poranku, którego wieczora nie mieli się już doczekać, chłop czyny otrzymały chrzest św., który miał ich odrodzić w duchu, a uśmier
cić na ciele.
Wszystkich przeto ochrzcono; dusze ich zajaśniały blaskiem niewinności, a ich skronie miało się niebawem pokryć wieńcem męczeń
skiej godności-, przekleństwo Chama zdjęte zostało z czoła tych synów ciemnćj Afryki.
W gmachu missyjnym i jego otoczeniu mimo grożącego niebezpieczeństwa panował Paź chrześcijański króla Ugandy.
Męczennicy z Ugandy. 83 jak największy spokój, którego nie zdołało
zamącić żadne prześladowanie. Inaczćj wy
glądało w rezydencyi Muangi. Katikiro nie ustawał w poduszczaniu króla przeciw chrze
ścijanom, wyzyskiwując lękliwość pijanego monarchy. Czując się pewnym zwycięztwa, rozstał się z Muangą, aby się nasycić mnie
manym przestrachem biednych ofiar. Ale jakże osłupiał, gdy w chacie zastał tylko drzemiących stróżów. Na chwilę oniemiał
z wściekłości, zgrzytnął zębami jak zwierz drapieżny, rzucił się na najbliższego gościa, pochwycił go Żelaznem! rękoma za barki i począł nim miotać, jakby duszę zeń wy
trząść pragnął. Przerażony biesiadnik zerwał się ze snu i przestrachem wlepił oczy w o szpecone szałem oblicze ministra. »Ho, ho/
zakrzyknął ten, wyłupiwszy oczy, »a gdzież to się podziała hołota ?« Pochwyciwszy pier
wszego tak silnie, że paznokcie jego wpiły
Paziowie pogańscy króla Ugandy z narzędziami muzycznemi.
się w ciało, sąsiada jego tak potężnie ko
pnął, że biedak zawył z bólu i zwinął się w kłębek.
»Łby wam pourywam łotry i tchórze przeklęte, jeśli mi nie wyszukacie tych ża- biaków i nie odstawicie tutaj, aby ich można żywcem spalić « Zziajany i nieomal pozba
wiony tchu, puścił biednego murzyna, ale na to tylko, ażeby go znowu sponiewierać i okła
dać razami. — Wtćm otwierają zię naraz podwoje, a chłopcy wszyscy jeden po dru
gim wchodzą do biesiadnćj komnaty. Nie
myśleli oni wcale o ucieczce, ale pragnęli wprzód nabrać sił do strasznćj walki, [na którą szli bez lęku i obawy.
Był też już największy czas do powrotu paziów; nie upłynęło bowiem ani pięć minut, gdy nagle zjawił się Muanga w chacie, cały zapyrzony. Wycie poniewieranych przez Ka- tikirę stróżów, przerwało mu spoczynek. Na twarzy piętnował się wściekły gniew, a głos jego ochrypnął. Gdy się postać króla uka zała we drzwiach, mimowoli zadrżeli chłopcy, którzy nigdy nie widzieli swego władzcy w
84 Męczennicy podobnym stanie, ale ich przestrach był tylko chwilowym.
»Nędzniki! Każę was rozszarpać w ka
wałki i porzucić na pastwę rzecznym ko
niom Nyanzy! Któż to ośmiela się przery
wać sen mój ? Katikiro, rąb, siecz, pal ich na ogniu! Czemuż stoisz i ociągasz się?
Gdzież twój język ? Czy mam ci go wy
rwać i rzucić przed nogi ? Katikiro stał, jakby pozbawiony przytomności; szeroka pierś jego wznosiła się i opadała ze wzru
szenia, a oddech jego podobny był do chro
botania konającego. Nagle porwał się i rzucił na jednego ze stróżów.
»To ci nędznicy zawinili,« zawołał.
»Nie, chrześcijanie są winowajcami, pro
testował jeden z biesiadników, a któryś z chłopców zadawał winę ministrowi: »Kati
kiro winien, Katikiro to uczynił.«
»Wszyscy łżą, jak najęci,« odparł o- skarzony ; »nakaż im milczenie, wszystko ci opowiem.« I zaczął opisywać całe zdarzenie Muandze. Skoro jednak począł twierdzić, że straż upojona pozwoliła chłopcom wyda
lić się i że on ich pojmał i odstawił, goście zaprzeczyli, mówiąc, że chrześcijanie ich o- czarowali. »Staliśmy u drzwi, czuwając, aby żaden z malców nie drapnął, wtem chłopaki zaczęli szeptać czarodziejskie zaklęcia, zło
rzeczyli Lubalisom, królowi i sługom jego;
sypali nam coś na powieki, tak że te się pomimo woli zamykać zaczęły; potćm kładli nam ręce na głowach tak silnie, że czuliśmy jakby uderzenie maczugi!«
»O tchórze,« odparł Muanga, »czemuście ich nie pozabijali?«
»Rąbaliśmy ich pałaszami i rozpłataliśmy im łby, ale oni zbierali swe kości i ulatniali się w powietrze; mają bowiem talizmany, które im udzielają tćj sarnćj mocy, jaką mają biali.«
Przy wzmiance o talizmanach przypo
mniał sobie król obietrtice, o jakich mu mó
wił przed kilku-tygodniami Ali, i odezwała się w nim potężnie dawna chciwość.
»Gdzież i macie swoje talizmany? Od
dajcie je! Uważaj Katikiro, aby mnie te małe szatany nie oczarowały. Skoro jeden z nich podniesie rękę, aby się dotknąć mej głowy, tnij go w łeb.«
z Ugandy.
»Panie, a co to będzie, jak mnie życia pozbawią ?« zauważył lękliwie minister.
»Tobie się nic nie stanie; oni tylko na moje życie godzą. Dalejże, zerwij im z karku talizmany, tobie one nie zaszkodzą; wszakże wprzódy ich tu odstawiłeś bez poniesienia szwanku?« Minister ustawicznie się jeszcze ociągał, będąc tak zabobonnym jak król.
»Kabako, niczego się nie lękaj,« rzecze jeden z paziów; »nikt z nas nie myśli nawet o czemś ziem przeciw tobie; biali Ojcowie kazali cię słuchać.«
»Dobrze, odrzućcie przeto czary; ja wasz król, rozkazuję wam.«
»Aleć nie mamy niczego przy sobie.«
»Kłamstwo! Urzekliście talizmanami stróżów i chcecie mnie to samo uczynić!«
Mówią ci nieprawdę; wymknęliśmy się, gdy rozpojeni pozasypiali.«
»A dla czegoście pouciekali, jeżeliście niczego złego nie mieli na myśli?«
»Każesz nas mimo to pozabijać, bo twe serce otworem stoi dla kłamstwa! dla te- gośmy pospieszyli do Ojców, ażeby nas skropili wodą święconą.«
»Zdrajcami jesteście!«
» »Nie, Kabako!« Miłujemy cię, modlimy się za ciebie, aby Bóg. .. .«
»A widzisz Katikiro,« przerwał im ze- strachowany Muanga. »Widzisz, że oni wszyscy tyle warci, co Dyonizy; modlą się do Kalondy, aby mnie spalił; ale poczekajcie no, pójdziecie wy na ogień, nie ja! Niech wystąpią wszyscy ci, co to nie modlą się pospołu z białymi.«
Tylko trzech paziów, którzy dotychczas nie mieli udziału w nauce wiary św., posłu
chało wezwania. Dziwne to było zjawisko, że dotychczas wytrwali byli w towarzystwie kolegów, i że nawet nie skorzystali ze spo
sobności wspólnćj ucieczki. Może w swej niewinności nie pomyśleli nawet o tćm, jak groźne następstwo pociągnie za sobą prze
bywanie ich towarzyszów w domu missyjnym.
Gdy tych trzech wystąpiło z szeregów, Muanga cofnął się o kilka kroków w tył po za ministra z obawy, aby nie został o- czarowanym. Dopiero oświadczenie ich, że nie chodzili na naukę do księży, uspokoiło jako tako tyrana.
Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich. 85
»Czy przyrzekacie mi opuścić obcych nauczycieli i obcego Kalondę, a wrócić do Lubalisów ?«
»Przenigdy, Panie!« brzmiała odpowiedź z ust 34 paziów nowonawróconych.
»Wynagrodzę was, obdarzę was strzel
bami !«
»Nie żądamy niczego; Kalonda nas wy
nagrodzi lepićj, jeśli mu pozostaniemy wier
nymi. <
«To wydam was na męczarnie, na stós i stracenie!«
»Czyń z nami, co ci się podoba.«
»Odpokutujecie wasz upór.«
»Jak chcesz, Panie, możesz nas wszyst
kich skazać na śmierć.«
»Precz z nimi, Katikiro, niech nikt z nich przed południem nie żyje!«
»Msimu cieszyc się będzie,« odpowie
dział minister z miną szyderczą; >z wdzię
cznością spełni on rozkaz królewski, i nie powie, że ptak nocny wyssał ducha z ciała Kabaki.«
(Dokończenie nastąpi.)
--- o< < - —S>-ł-o
Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich.
Ciąg dalszy.
Kochani Przyjaciele i Dobrodzieje 1 Zechcijcie posłuchać te kilka słów o missyi w Szantungu południowym. Otóż missya nasza powstała w skutek waszych modlitw i jałmużny. Znaleźliśmy w pochodzie naszym niejedno miejsce, gdzie okropna burza szalała, żniwo zniszczyła i dobrą ziemię piaskiem pokryła. Aleć Bogu dzięki, żyzne ziarno chrześcijańkiej wiary znajdziemy nawet w najodleglejszych zakątkach, obiecujące błogie plo
ny. Łaska Boża i wasza pomoc przyczynia się do rozwoju wiary.
Główną osadą missyi szantunskiej jest Puoly Idąc z tąd na wschód, przychodzimy do wyso
kich gór. Te-szau, gdzie się znajduje główna świątynia chińczyków pogańskich. Po siedmiu dniach drogi przybywamy do Wang ■ czuang. U stóp góry widzimy wesołą gromadkę sierót, chłop
ców i dziewcząt, które bawiąc się grą, odwiedzają o pewnym czasie szkołę i pobierają naukę. Prócz tego znajduje się tu szkoła wyższa dla takich chłopców, którzy zaczynają poświęcać się wyż
szym naukom, a z niej przechodzą do semi
nary um.
Missya w I s z u i nie zmieniła się. Okolica niegościnna a mało przystępna dla ziarna Ewan- gielii. Missyonarze Bartels i Lakshuber pracują tu w pocie czoła. Lecz na opoczystćj roli ziarno z trudnością tylko się przyjmuje przez licznych nieprzyjaciół zdeptane. Lepsza rola zdaje się być w sąsiednich powiatach, zamieszkałych przez ra
busiów. Gorliwość missyonarza Pieper zwolna tylko zdoła szerzyć światło Ewangielii. Właśnie
teraz zajmujemy się wystawieniem kościoła dla po
bożnych mieszkańców Znigwang-czuangu Gmina Czentseeje także jest ustaloną we wie
rze, lecz miecza nie można złożyć z ręki. Za
wzięci uczeni i mandaryni nieprzyjaźni Chrystusowi Panu nieustannie grożą małćj trzodzie Chrystusa i wstrzymują innych od przyłączenia się do Ko
ścioła.
Na południe od Iszui leży powiat T j i c z o, missya zupełnie nowa i pięknie kwitnąca. Wiele nowych stowarzyszeń chrześcijańskich utworzyło się i silnie proszą o kościoły lub przy najmnić kaplice. Ksiądz Erlemann, który w towarzystwie kapłana, rodem chińczyka, pracuje w powiecie, był przez dłuższy czas złożony chorobą i nie mógł nowonawróconych utwierdzać w wierze w czasach ciężkich prześladowań. Gdyby był zdrowym, po
stępy wiary byłyby większe.
W Tanczengu, znanym z ucisku wier
nych, po długich burzach wiara chrześcijańska na nowo poczyna odżywać. Wiecie, ile cierpiała missya w czasie prześladowania? Chrześcijaństwo zupełnie wytępionem zostało, lecz serce moje nie mogło zostawić tego powiatu na łup nieprzyjaciół.
Dla tego postanowiłem jednego z naszych lajków, żeby najprzód dobrym przykładem zjednał pogan dla wiary. Zdaje się, że próba pomyślnie wy
padła.
W Sza n hien lud jeszcze nigdy nie widział Europejczyka. Gdy im opowiada'em słowo Boże, z podziwieniem mnie słuchali. W Szanhien i Zauhien była nadzieja obfitego żniwa missyj-
86 Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich.
nego. Lecz wróg wszelkiego dobrego nie mógł na to patrzeć i rozpoczął srogo nam dokuczać.
Najprzód ksiądz Freinadametz i jego katechiści przez katów, mandaryna Zauhieńskiego zostali ha
niebnie zbici i wystawieni na pośmiewisko. Skargi, które zanosiliśmy do rządu chińskiego i wsta
wienie się francuzkiego posła w Pekingu nic nie pomogły. Zerwały się na nas groźne burze.
Nieprzyjaciele nasi, tak pisał ksiądz Freinadametz, zgrzytają zębami na widok nowo-nawróconych.
Domy katechumenów spalono i zburzono, zbito ich okrutnie, oskarżono jako rozbójników, niektóre parafie chrześcijańskie poznoszone, całe familie są na wygnaniu i nie poważają się wrócić, jeżeli nie wyrzeką się wiary. Pozostało nam jednakże 1428 katechumenów.*
List biskupa Anzera jest obszerniejszy, lecz te szczegóły umyślnie podaliśmy, abyś poznał, kochany chrześcijański Czytelniku, jakie są mo
zoły i strapienia i jakie pociechy i zwycięztwa missyonarzy, pracujących w obszernem państwie Chińskiem. Jak tu, tak i gdzie indzićj się dzieje.
Cieszmy się, że biskup Anzer co do nawrócenia chińczyków nie traci nadziei.
Niektóre dzienniki podały wiadomość, że w cesarstwie chińskiem pierwsza kolej żelazna pójdzie od Pekinu, miasta stołecznego, aż do Hankowa.
Jeżeli rząd chiński wybuduje kolej żelazną, wpływ europejczyków i chrześcijaństwa mocno się zwię
kszy. Dotąd europejczykom bardzo trudno prze
drzeć się do głębi kraju. Gdyby była kolej że
lazna, missyonarze z łatwością mogliby się prze
nosić z jednej prowincyi do drugićj- Niechajże Opatrzność Bożka toruje drogi missyonarzom dla dobra i na zbawienie ludu pogańskiego w Chinach.
5. W Tybecie, kraju pomiędzy Indy- anami i Chinami położonym, a dotąd mało zna
nym, ustało groźne prześladowanie chrześcijan.
Czego sobie życzy ksiądz Saleur, missyonarz Ty
betański, tego i my pragniemy: »Oby Bóg ra
czył otoczyć Swoją świętą opieką tę missyą tak prześladowaną i spuścić na ten nieszczęśliwy naród promień Swojego nieskończonego miłosierdzia.«
(Missye kat. 1890 str. 56).
6. W Korei, półwyspie Azyi wschodnićj panowało od roku 1866 okrutne prześladowanie, a chrześcijanie jako błędne owce bez pasterza rozproszyli się. Teraz nastały spokojniejsze czasy.
Wierni zaczynają się gromadzić około missyonarzy.
Rozczulającym jest ten powrót wiernych, którzy
już więcój niż 20 lat nie widzieli kapłana. Ksiądz Andre tak pisze o missyi katolickićj (1890 str. 334):
»Ja sam odnalazłem w pustyni dziesięć takich zbłąkanych owieczek. Pamiętali oni jeszcze mo
dlitwy i umieli wybornie katechizm. Kiedy wy
raziłem im moje zdziwienie, odezwał się jeden z nich: »Patrz, Ojcze, zgrzeszyłem, ale nie chcia
łem być potępionym. Ponieważ zaś nie mogłem publicznie spełniać przepisów religijnych, starałem się w sercu miłować Boga i modlić się do Niego.
Bałem się tylko tego, abym nie zapomniał mo
dlitw i katechizmu, dla tego też powtarzałem je ustawicznie przez 25 lat.* Znalazłem nawet takich, którzy codziennie odmawiali Różaniec.
Taka wiara i ufność nie mogła pozostać bez na
grody. Możecie sobie wystawić, z jaką radością uścisnąłem dzieci męczenników, z jakim pośpie
chem udzieliłem im Sakramentu Pokuty i pokrze
piłem ich Chlebem żywota. Ze łzami rozstawali się ze mną. Jeden z nich odezwał się: »Teraz już mogę spokojnie zamknąć oczy i w krotce pewno umrę, bo Pan Bóg za wstawieniem się Najświętszej Panny Maryi wysłuchał moich mo
dlitw. Przez lat 23 o to tylko błagałem, abym mógł raz jeszcze ujrzeć ojców i przyjąć Sakra- menta święte, nim stanę przed sądem Bożym *
7. Podobnie jak w Korei, nastało w Ton- kinie z powodu wojny francuzów z chińczy
kami krwawe prześladowanie chrześcijan. Powoli jednak powraca pokój. Chrześcianie gromadzą się, poganie przyjmują chrzest. Biskup Puginier wielce się zasłużył pod względem krzewienia wiary.
8. Najodleglejszym państwem Azyi ku wscho
dowi jest Japonia. Składa się z trzech wiel
kich wysp i wielkiej liczby mniejszych. Mie
szkańcy są ze wszystkich stron morzem otoczeni i żyją albo z rolnictwa albo rybołówstwa. Ja
pończycy są bystrego rozumu, zręczni, pilni i wstrzemięźliwi. Jakżeby to było pożądanćm, gdyby ten piękny kraj był przyjął światło praw
dziwej wiary! Oby Zbawiciel do Japonii zawitać raczył! Życzymy tego missyonarzom tam pracu
jącym. Zaiste tćż wiara chrześcijańska coraz wi
doczniejsze robi postępy. W Japonii północnej przed 25 latami jeszcze nie było ani jednego mis- syonarza, a teraz już tam żyje 25 tysięcy kato
lików. W Japonii południowej w roku 1876 li
czono tylko 866 katolików, teraz ich liczba prze
chodzi 10 tysięcy. Stolica apostolska stara się o
Przegląd ogólny okolic i narcdów pogańskich. 87
dalszy postęp Kościoła. Dla tego ustanowiono dla całej Japonii jedno arcybiskupstwo i trzy biskupstwa.
Wiele Japończyków bogatych udaje się do Europy, a wracając, krzewią idee europejskie.
Niedawno całe państwo otrzymało nową ustawę.
Według artykułu ośmnastego wolno każdemu przyjąć wiarę chrześcijańską, byleby pełnił obo
wiązki poddanego. Im więcej mnożyć się będzie liczba wiernych, tern więcej ustalać się będzie w kraju pokój i dobrobyt, ponieważ chrześcijaństwo które uczy: »Dajcie Bogu, co Bożego, a cesarzowi co cesarzowego,» najmilszą jest podstawą państw i monarchii.
AFRYKA.
Rzućmy teraz okiem na Afrykę, nieszczę
śliwą ziemię Chama. Od najdawniejszych czasów Afryka była niedostępną Europejczykom. Nikt nie wie, jakim sposobem plemiona od Chama, syna Noego pochodzące, się rozkrzewiły w Afryce;
tylko Bóg wie, co się działo pomiędzy nimi w przeciągu tysiąców lat.
Pismo święte twierdzi, że pochodzący od trzech synów Noego: Sema, Chama i Jafeta rodzaj ludzki rozszedł się wszystek po ziemi. Jafet udał się do Europy i stał się ojcem europejczyków, Sem został w Azyi i jest rodzicielem narodów tam zamieszkałych, Cham zaś uciekł z oczu ojca do Afryki. Noe pijąc wino, upił i obnażył się w namiocie swoim. Co ujrzawszy Cham, wyśmiewał ojca, Sem tedy i Jafet włożyli płaszcz na ramiona swoje a idąc wstecz zakryli łono ojca swego, a oblicza ich były odwrócone. Ocucony Noe ze snu, gdy się dowiedział, co mu uczynił syn jego młodszy, rzekł: .Przeklęty Cham (Chanaan) bę
dzie niewolnikiem niewolników braci. Błogosła
wiony Pan Bóg Semów, niech Chanaan niewol
nikiem jego będzie. Niech rozszerzy Bóg Jafeta, a Chanaan niech będzie niewolnikiem jego.
(Genes. 9).
Klątwa Noego, rzucona na podłego syna Chama, strasznie się wypełniła. Albowiem Jafet rozszerzył się w Europie, a z Sema narodził się Zbawiciel świata Chrystus, lecz Cham i potom
kowie jego w Afryce stali się niewolnikami Jafeta i Sema. Do dnia dzisiejszego jęczy potomstwo Chama pod ciężkiem jarzmem niewoli.
Ale czyż Chrystus nie jest Zbawicielem wszystkich? Zaiste, a więc i Zbawicielem po
tomków Chama czyli murzynów. Zaledwie Chry
stus Pan się narodził, już wstąpił na ziemię Chama, szukając w ucieczce do Egiptu przed Herodem ocalenia. A Jego uczniowie nie zapomnieli o Afryce. Święty Marek Ewangielista założył Ko
ściół w Aleksandry! i niezadługo wiara chrześci
jańska zakwitła w pólnocnćj Afryce. Bałwo
chwalstwo znikło, wiara św. w Chrystusa czyniła postępy. Wielcy Święci, n. p. św- Atanazy, Cypryan, Augustyn, święci męczennicy byli ozdobą Kościoła afrykańskiego.
Lecz wielkie nieszczęście spadło na Afrykę, gdy mahometanie ogniem i mieczem wszystko niszcząc, zdobyli chrześcijańskie kraje. Wiara katolicka została wytępioną. Tylko liche resztki pozostały jako smutne świadectwo dawniejszćj świetności. Opisując w pierwszej części tego przeglądu zasługi kardynała Lavigerie i Ojca św.
Leona XIII., utyskiwaliśmy na smutny los mie
szkańców Afryki, którzy stali się ofiarą przeklę
tego handlu niewolnikami.
Słowa i starania Ojca świętego uczyniły wielkie wrażenie na wiernych, na książąt chrze
ścijańskich i dodały otuchy missyonarzom do roz
szerzania królestwa Bożego w Afryce. Przyszło już do tego, że na pociechę serca naszego w wieku naszym widzimy coraz bardzićj niknącą ciemnotę pogan, stłumione okrucieństwo arabskich muzułmanów, jaśniejące światło nauk Kościoła.
Nieomal zewsząd nadchodzą radosne wiadomości z Afryki, chociaż nie brak i smutnych.
1. Pomiędzy krajami Afryki najbardzićj zna
nym jest Egipt. W Egipcie już Abraham pa- tryarcha przez niejaki czas przebywał, Józef od braci sprzedany, wywyższony został nad wszyst
kich, w Egipcie nawet Chrystus Pan przebywał w dziecinnych latach. W Egipcie teraz widać tylko zabytki katolickićj wiary. W Aleksandry!, głównem mieście Egiptu, jest katedra arcybiskupa egipskiego księdza Corbelli. Niedawno katolicy Egiptu obchodzili wielką uroczystość poświęcenia nowego kościoła w Port-Saidzie. Jest to od trzy
nastu wieków pierwsza konsekracya wielkiego i okazałego kościoła. Gdy dawniejsza cesarzowa francuzka Eugenia bawiła w Egipcie roku 1869, zamierzono wybudować nowy kościół, w dzień świętego Józefa, patrona całego Kościoła, doko
nano zacnego przedsięwzięcia. W Aleksandry!
pracują Franciszkanie, ksiądz Kraus, urodzony w Pyskowicach, jest tam proboszczem.
(Dalszy ciąg nastąpi.)
88 Święty Józef, opiekun missyj katolickich.
Święty Józef, opiekun missyj katolickich.
Ojciec Baur, następca sławnego Ojca Hor- nesa, który począł zaszczepiać chrześcijaństwo mię
dzy murzynami Zanzibaru, opowiada następujący dziwny wypadek, który z pewnością doda listek do wieńca zdobiącego skronie św. Józefa, tego opiekuna młodości Chrystusa Pana.
»Przed mnićj więcćj dwoma laty powołałem w te tu strony dwóch zakonników i jednego bra
ciszka (łajka), aby założyć nową stacyą missyjną w Manderze. Jakież jednak tymczasem zaszły tu zmiany? W miejsce dwóch nędznych namiotów rozbitych w lesie stanął maluczki, ładniuchny ko
ściółek, w którym się zbierał lu
dek, aby uczcić Zbawiciela, oprócz tego widać było ceglany domek dla missyonarzy, szpichlerzyk, piękny i urodzajny ogródek, w którym pracowita ręka brata Aleksandra wychowała różne wa
rzywa, słowem, stanęła malucz
ka wioseczka chrześci
jańska, zamieszkana prze 20 rodź in, po nad którą sterczał krzyż wysoki. Część boru wy
trzebiono i zamieniono na urodzaj
ne pola, które uprawiano pilnie i racyonalnie. Zewsząd zbiegali się murzyni, jedni, aby oglądać mis
syonarzy, drudzy, aby sprzedać swe kurczaki i zwierzynę, inni, aby prosić o lekarstwa i szukać porady w chorobie; prócz tego przychodziło wielu po naukę, albo też, aby w niedzielę i święta mieć udział w nabożeństwie, jakie śmy odprawiali. Któżby się był spodziewał w tak krótkim
czasie takiej zmiany w lasach zamieszkanych przez drapieżne zwierzęta i dzikich, którzy nigdy na oczy nie widzieli białego człowieka? Było to dziełem świętego Józefa. Nie mogę tu pominąć dowodu łaski, jaką okazał ten święty patryarcha missyi naszej, już sama wdzięczność tego wymaga.
W r. 1880 zaszła potrzeba założenia missyi w środku pomiędzy Bagamoyo i Mhordą. Wy
brałem się przeto wraz z Ojcem Machoniem, aby szukać miejsca stosującego się do założenia osady chrześcijańskiej. Przedsięwzięcie to oddaliśmy pod opiekę św. Józefa. W dzień Jego uroczy
stości puściliśmy się w drogę, odprawiwszy po
przednio na Jego cześć Mszą św., i szliśmy w kie
runku na Udoe, gdzie jeszcze nigdy stopa euro
pejczyka dotąd nie postała. Nie pożarto nas w prawdzie, ale nieraz obijały się o nasze uszy słowa, że mięso nasze jest zapewne bardzo sma
czne. Gdyśmy prosili o pozwolenie założenia w tej okolicy osady, dano nam odpowiedź od
mowną. Westchnąłem przeto do św. Józefa: ,Ty jesteś przewodnikiem naszymi W imię Twego Syna Bozkiego błagam Cię, wskaż nam miejsce, które miłosierdzie Boże wybrało na pozyskanie dla Ciebie tych dusz biednych. Nie powrócimy, póki nie nabędziemy miejsca przydatnego dla missyi naszćjl*
Tak opuściliśmy Udoe i na chybi trafi zmie
rzaliśmy dalej do Usigowy, odsyłano nas od wio
ski do wioski, od naczelnika do naczelnika, aż nareszcie we wsi Manderze spo
tkaliśmy naczelnika Kingaru, zna
nego pod przydomkiem »twarz wężowa.* Nadano mu ten przy
domek dla rozróżnienia od Kin
garu wielkiego, króla Ukami.
Skoro nas zoczył Kingaru, wydał okrzyk podziwienia i przy
patrzywszy nam się uważnie, za
wołał ze zdumieniem: »Posłu
chajcie słów moich. Dzisiajszćj nocy widziałem czcigodnego star
ca, nie wiem, czy byłem snem zmorzony, czy też czuwałem.
Dotknął mnie, jakby mnie chciał przebudzić i rzekł: »Kingaru, przyjdzie do ciebie dwóch bia
łych z niewielką karawaną, przyj
mij ich uczciwie i daj im, czego żądać będą. Jako też rzeczy
wiście was dwóch, jednego i dru
giego, na własne oczy widzia
łem. Jakże się to stać mogło?*
Nie dając nam czasu do odpo
wiedzi, zwołał całą ludność wio
ski i zawołał: »Otóż są dwaj biali, których wraz z owym starcem tej nocy oglądałem i o których wam dziś rano opowiedziałem, skorom tylko się obudził. Otóż ich macie przed sobą.»
Poczciwe ludziska przypatrywali nam się z cie
kawością i zdumieniem, nasze zdziwienie nie mniej- szem było, ale w krotce przemogło w nas prze
konanie , że święty Józef za nami się wstawił, za co mu serdeczne złoży
liśmy dzięki. Gdyśmy ochłonęli ze zdumie
nia, zwierzyliśmy się Kingarowi, w jakim celu przybyliśmy i prosiliśmy go, aby nam na swój ziemi wyznaczył miejsce przydatne do założe
nia osady. »Wszystko moje mienie jest na twe usługi,« odpowiedział naczelnik, »chata moja jest twoją, oddaję ci swoje grunta i swych poddanych. Bierz, co ci się podoba i pozostań przy nas.« Zabawiliśmy u niego przez cały ty
dzień i obchodziliśmy Wielkanoc w tej nieznanój
Socyaliści i niedowiarstwo. 89
P
4Socyaliści i niedowiarstwo
90 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
wiosce, którą nam wyznaczył św. Józef. Kingaru starał się przysłużyć nam według możności, wy
znaczył nam na mieszkanie jednę z chat swoich, kazał nam naznosić owiec, drobiu, ryżu i ba
nanów, oprowadzał nas wszędzie i pokazywał nam najlepsze miejsca na założenie osady. Gdy stanęła ostateczna ugoda, odprowadził nas aż do granic ziemi zostającćj pod jego władzą, odwiedził
nas w dwa tygodnie późnićj w Bagamoyo, przy
wiódł ze sobą kilkunastu posługaczy, aby nas i tłumoki nasze ze sobą zabrali i jest dotychczas naszym najwierniejszym przyjacielem.
Tak tedy św. Józef wszystko nam ułatwił.
Święty ten jest znakomitym missyonarzem. Cześć, chwała i wdzięczność mu się za to należy po wszystkie wieki."
Szczegółowe nowiny
Missye afrykańskie. Już często wspomina
liśmy o posiadłościach państwa niemieckiego w Afryce. Najważniejszą jest tak nazywana .nie
miecka Afryka wschodnia* (Deutsch - Ost
afrika) położona nad morzem indyjskiem na
przeciw wielkićj wyspy Zanzybaru.
Niemiecka Afryka obejmuje przynajmniej taki obszar, jak państwo niemieckie w Europie lub Austrya, lecz dotychczas znane są tylko części jćj nadbrzeżne, wewnętrzne zaś mało co znane.
W skutek starania jednak gubernatora Wiss- manna i wewnętrzne obszary kraju stają się coraz więcćj znane i dla cywilizacyi przystępne.
Wissmann ma też szczególną zasługę co do mis syi katolickich. Chociaż sam jest protestantem, przekonał się, że missye katolickie najzbawienniej działają w sprawie oświaty murzyńskiego kraju.
Dla tego popiera missyonarzy katolickich i przy
czynia się według możności do rozpowszechnienia wiary naszej świętej.
Przed rokiem przybył Wissmann z Afryki do Monachium, gdzie go pytano, którzy missyonarze mają większy wpływ na oświatę i uszczęśliwienie murzynów, ewangieliccy czy katoliccy f Wissmann żalił się na missyonarzy angielskich i ewange
lickich niemieckich, przeciwnie chwalił katolickich, którzy działają w interesie wiary i państwa. Gdy protestanci o tern usłyszeli, że Wissmann kato
lickich missyonarzy chwalił, a ewangielickich zganił, jednomyślnie się przeciw niemu oburzyli wołając: »Co? ty jesteś protestantem, a ganisz protestanckie missye?*
Wissmann umieścił w niemieckiej gazecie
»die Post* list następujący: .Lauterberg, dnia 6. Lipca 1890. Nie ulega to wątpliwości, że missy a katolicka zasługuje na pierwszeństwo.
Missyonarze katoliccy idą, aby działać aż do końca życia, a rzadko tylko dla zdrowia wracają do Europy. Oprócz tego nabożeństwo katolickie swoją powagą i wspaniałością czyni wielkie wra
żenie na dzikich. Rzymskie missye działają zba
wiennie, ucząc dzikich pracy i modlitwy, według przysłowia: »Labora et ora,« pracuj i módl się.
Missye rzymskie wykupują dziatki niewolników.
Cóżby się stało z temi dziećmi, oderwanemi od
z missyj katolickich.
ojców swoich i ojczyzny? Missyonarze katoliccy kształcą je na dobrych chrześcijan. Ewangielickie missye dziećmi się nie zajmują. Karność Kościoła katolickiego jest niejako warunkiem i rękoj
mią zbawiennego działania missyi, w zarządzie zaś ewangielickich missyj jest brak karności i dla tego ogromne sumy pieniędzy, które An
glicy i Niemcyłożą na missye, są próżnym wy
datkiem."
Otóż treść pisma, w którem protestancki gu
bernator chwali missye nasze. Wissmann wrócił do Afryki, aby dalej pracować nad oświatą kraju.
Pomocnikiem jego jest sławny Emm Pasza, rodem Szlązak, który dawniej był gubernatorem pań
stwa egipskiego, lecz pobity przez buntownika Mahdiego i wypędzony z Sudanu, wstąpił w słu
żbę państwa niemieckiego. Wissmann i Emin Pasza dobrze znają obyczaje murzynów i maho
metan. Pragnąć tylko należy, aby pomiędzy nimi była zgoda i jednomyślność; lecz niestety gazety już donosiły, że się poróżnili i że Wissmann złoży urząd gubernatora niemieckiej Afryki, a na jego miejsce ma wstąpić baron von Soden. Jeżeli Wissmann opuści rzeczywiście Afrykę, będzie to wielką szkodą dla missyi naszej, ponieważ dzielnie ją popierał.
Oprócz tej obawy dochodzą nas wiadomości, że w niemieckićj Afryce często plemiona murzyń
skie i handlarze mahometańscy buntują się prze
ciw państwu niemieckiemu i przeciw wierze chrze
ścijańskiej. Roku zeszłego musiał oddział wojska wyruszyć w głąb kraju, aby tam stłumić rokosz plemion, które pochwyciły za broń, słysząc że gubernator Wissmann przebywa w Europie.
Mahomeda ben Kassim powieszono, ponieważ zabił jakiegoś Niemca i stanął na czele po
wstańców.
Największe rozruchy zaszły w Ugandzie, królestwie murzyńskiem, którego miasto stołeczne jest Rubaga, a królem Muanga. Król Muanga, dawniej wrogi missyonarzom, gdy został wy
pędzony, u chrześcijan szukał pomocy. Chrześci
janie przebaczyli Muandze okrucieństwa, których się był dopuścił i pomogli mu odzyskać berło utracone. Czytelnikom naszego »Missyonarza ka
Szczegółowe nowiny z missyj katolickich. 91
tolickiego* wiadomo z history! »Męczennicy z Ugandy«, co się działo w Ugandzie, gdy zaśle
piony Muanga prześladował chrześcijan. Teraz Muanga jest królem, przyjąwszy wiarę chrześci
jańską, uroczyście obiecał chrześcijanom, że wiary się nie zaprze, że nie dopuści arabom handlu nie
wolnikami, że popierać będzie missye chrześci
jańskie. Wielkie zasługi ma ks. Lourdel, przeło
żony francuzkich missyonarzy, pracujących w kró
lestwie Ugandzie, ponieważ pośredniczył w przy
wróceniu pokoju. Pochwalić też także na
leży walecznego doktora Peters, Niemca, który stojąc na czele wyprawy przycz) nił się nie
mało do ustalenia pokoju. Dr. Peters i oficer von Tiedemann nie byliby wiele dokazali, gdyby nie byli doznali pomocy missyonarzy Lourdela i Livinhaca.
Ufajmy, że pomimo różnych niespokojności, jakie się często wydarzają w Niemieckiej Afryce, missye coraz zbawienniejszy wpływ będą wywie
rały na nieszczęśliwy naród afrykański, który gi
nie na duszy, będąc pogrążonym w bałwochwal
stwie lub w mahometaniźmie, a ginie na ciele z powodu biedy i handlu niewolnikami. Liczni missyonarze niemieccy i francuzcy tam pracują.
Sieją oni jak apostołowie we łzach, niechaj żni- wują w radości. Niejeden tam umiera w obcym kraju, lecz Zbawiciel jego, Chrystus żyje. Wspom
nijmy tu zacnego księdza Bonifacego Fleschiitz z Bawaryi, zakonu Benedyktynów, który w mieście Dares-salaam dużo pracował dla wiary; wspom
nijmy biskupa Bridoux z kongregacyi »Białych Ojców,* który w Afryce umarł nad jeziorem Tanganjika. Zacni missyonarze, odpoczywajcie w pokoju I
Nowiny z Azyi i Oceanii. Ziemia święta leży w Azyi i wiadomo każdemu, że Chrystus Pan tam wielu trędowatych uzdrowił. Trąd jest okro
pną chorobą. Od stóp aż do ciemienia ciało po
krywa się wrzodami, które gniją i nieznośny odór wydają. Trędowaci istnieją jeszcze dzisiaj, oso
bliwie w Afryce, w Azyi i Oceanii. Niedawno umarł Ojciec Damian, kapłan który się całkowicie poświęcił na wyspie azyatyckiej Malokai pielęgno
waniu trędowatych. Kto trędowatych pielę
gnuje, sam się od nich zaraża i dla tego możemy nazywać męczennikiem każdego, który się po
święca pielęgnowaniu tych chorych. Missyonarze katoliccy jak wszędzie tak i w Azyi nie tylko się starają goić rany duszy, lecz i choroby cielesne.
Gdzie kwitnie wiara chrześcijańska, tam jest opieka nad tymi nieszczęśliwymi.
Nowiny z Ameryki. W roku 1491 odkrył sławny Krysztof Kolumb Amerykę. Dawniej myśleli ludzie, że na zachód słońca morze atlan
tyckie jest końcem i granicą świata. Lecz Kry
sztof Kolumb inaczej sądził: domyślał się bowiem, że po za morzem atlantycki ćm może być stały ląd. Przepłynął ogromne morze i odkrył nowy kraj: Amerykę. Krysztof Kolumb jest ojcem
missyj katolickich w Ameryce, on bowiem naj- pierwszy w dalekich krajach zasiał ziarno Ewan- gielii, sam dając przykład pobożnego i cnotli
wego życia. Dzisiaj już miliony katolików za
mieszkują Amerykę, a jeżeli dziś mogą dziękować za to Bogu, że są katolikami, niechaj nie za
pomną, że Krysztof był pierwszym ich mis- syonarzem.
Wielu biskupów i prałatów dokłada wielkich starań, aby Ojciec święty policzył Krysztofa w poczet Świętych. Cnoty jego i cierpienia, które niewinnie ponosił, chwała, którćj mu Bóg udzielił po śmierci, są dowodem życia prawdziwie świąto
bliwego. Jeżeli Ojciec święty umieści Krysztofa w szeregu Świętych, katolicy amerykańscy za
pewnie się będą cieszyć i chlubić, że mają w nie
bie nowego patrona.
Z Bośnii europejskiej otrzymaliśmy list, przesłany nam z klasztoru Trapistów »Maria-Stern przy Banjaluce," w którym łajek Klemens prosi towarzyszów i młodzieńców, aby, jeżeli są prze
świadczeni o swojem powołaniu do życia zakon
nego, wstąpili do zakonu Trapistów i przyczynili się do rozszerzania wiary w Bośnii, gdzie się roz
panoszyła schizma i mahometanizm. Kto się chce zgłosić do wspomnionego zakonu, niechaj pisze pod adresem: • Trappistenkloster Maria-Stern bei Banjaluka in Bosnien.«
Kościoł katolicki pod Moskalem jest prze
znaczony jakby na zupełną zagładę. Rząd ros- syjski nie cofa się przed żadnym środkiem, aby wszędzie schizmę zaprowadzić. »Missyonarz ka
tolicki* jeszcze nieraz będzie miał sposobność dono
sić o intrygach, używanych na zgubę Kościoła kato
lickiego. Podziwiajmy naród polski i unitów, któ
rzy pomimo największych ucisków swej wiary świętćj się nie wyrzekają. Bardzo smutne wiado
mości kościelne dochodzą nas z Ross) i. Nie dziw, że i stosunki cywilizacyi nie są lepsze.
Tak pisze »Wiarus polski*: »Gospodarka mo
skiewska jest bardzo zła; rząd zamiast dbać o poprawę rolnictwa, gnębi właścicieli większych posiadłości. To też sprzedają oni swe majątki i szukają utrzymania na innem polu. Żydzi mają handel w swem ręku i kraj przez to biednieje.
To jeszcze szczęście, że rząd rossyjski zabrał się energicznie do żydów. W Petersburgu myślą na prawdę o ustawach przeciwko nim. Żydom nie będzie wolno handlować wódką, ani poży
czać pieniędzy.*
Gdyby rząd rossyjski zaprowadził lepsze stosunki w kościele, podniósłby się dobrobyt pań
stwa. Kościół Boży bowiem stanowi dla naro
dów i państw jedyną rękojmię szczęścia docze
snego i wiecznego.
Missye 00. Kapucynów. Według nowego dzieła O. Adolfa Steidla V. C„ które jest źró
dłowo opracowaną statystyką zakonu Kapucynów, rozwija tenże zakon nader ożywioną działalność missyonarską na całym świecie. W roku
92 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
1889—1890 znajdowało się 366 członków tego czcigodnego zakonu (297 kapłanów i 87 braci) na 166 missyjnych stacyach, z których było czyn- nemi w Europie 46, w Azy i 68, w Afryce 23, w Ameryce 25, w Australii 4. Na tych sta
cyach znajduje się 286 kościołów i kaplic, 212
szkół, do których uczęszcza około 9000 dzieci, 10 kolegiów, 6 wyższych szkół i 29 domów sie
rot. Bogu tylko wiadomo, ile dziel miłosierdzia tak co do duszy, jak i co do ciała, wykonują ci biedni i ubodzy Kapucyni celem rozszerzenia kró
lestwa Bożego na ziemi.
Wiadomości ze wszystkich części świata,
tyczące się Kościoła katolickiego i sprawy socyalnej.
Rocznica koronacji Ojca św. Leona XIII.
Dnia 2. Marca skończył Ojciec św. 81 rok życia swego, ponieważ urodził się 2. marca 1810; a 3.
marca obchodził rocznicę koronacyi papiezkiej.
Ojciec św urodził się z pobożnych rodziców Lu
dwika Pecci i matki Anny Prosperi w czasie, gdy Napoleon zdobył Włochy i państwo kościelne.
Miasteczko Carpineto położone pomiędzy górami jest jego miejscem rodzinnem. Licząc ośm lat, oddanym został w mieście Viterbo do wyższej szkoły Ojców Jezuitów i przez siedm lat uczęszczał do gimnazyum. Potem odbył w Rzymie studya filozoficzne i teologiczne tak chwalebnie, że nau
czyciele nie mogli się wstrzymać od podziwienia.
Prócz tego odznaczał się rymotwórstwem i już w młodym wieku tak piękną pieśń na cześć św.
Alojzego ułożył, że przez jego nauczycieli drukiem ogłoszoną została.
Papież Grzegóż XVI. poznał wielkie zdolności młodego kapłana i mianował go zawiadowcą pa
piezkiej prowincyi Benewentu, gdzie z powodu rozruchu i wojny wielka liczba rozbójników i zło
dziej! spokojnych mieszkańców niepokoiła. Pecci w krótkim czasie rabusiów uskromił a w prowin
cyi ład i porządek przywrócił. W r. 184-1 zo
stał gubernatorem Perugii w Umbryi, gdzie było siedlisko karbonaryuszów, zawziętych wrogów Kościoła. Wszędzie wielbili go dobrzy, lękali się przewrotni. W Perugii piastował blizko trzydzie
ści lat urząd zwierzchnika dyecezyi. Podczas głodu rozdał prawie cały swój majątek ubogim.
Ojciec św. Pius IX. mianował go kardynałem, a po śmierci jego został obranym na papieża 1878 roku.
Już trzynaście lat Leon XIII. jest widzialną głową Kościoła. Co w tym czasie _ zdziałał, jak się starał o podwyższenie Kościoła, o zgodę po
między narodami, a mianowicie o polepszenie smu- tnćj doli katolików w państwie niemieckim, jak bujnie pod Jego opieką zakwitły missye na całym świecie, to będzie wiekopomną zasługą Jego.
W poniedziałek dnia 2. Marca, tak pisze »Ga zeta Toruńska,* przyjmował Papież kardynałów, którzy mu w 13 rocznicę koronacyi wręczyli a- dres i równocześnie z okazyi urodzin powinszowania złożyli. Dziekan św. kolegium kardynał Monaco
la Valleta wypowiedział mowę. W odpowiedzi porównał Papież położenie Kościoła za czasów papieża Grzegoża z obecnem. Grzegóż zwalczał Longobardów i barbarzyńców, a w szczególności wrogów wewnętrznych. Ostatni prowadzili walkę z większą chytrością. Grzegóż W. pracował dla dności i wiary, papież Leon XIII. widzi z rado
ścią, że kościoły wschodnie wracają do wiary, a postępy wiary w Anglii napełniają go nadzieją.
Włochy walczą przeciw Kościołowi a jednak są papieże ich dybroczyńcami. Walka niniejsza jest nierozumną polityką. Papież życzy sobie tak samo jak Grzegóż W. znieść niewolnictwo, przy
tacza Brazylię i Afrykę i poleca rządom missyo- narzy. Darów złożonych mu przez wiernych na jubileusz biskupi użyje na zwalczenie niewolnictwa.
Pomimo sędziwego wieku Ojca św. stan zdro
wia jego jest zadowainiający. Cnotliwe życie i łaska Bożka utrzymuje go przy zdrowiu i dla tego też nie tylko katolicy, lecz i innowiercy wy
soko go szanują, jak się to niedawno jawnie po
kazało przy jubileuszu 50 letniego kapłaństwa.
Niechaj Bóg wszechmogący przedłuży Jego życie, niechaj Mu pozwoli doczekać zwycięztwa nad nieprzyjaciółmi Kościoła! »Missyonarz kato
licki,* który nie tylko w sprawie missyjnej, lecz i pod każdym innym względem uważa w Ojcu świętym najzacniejszego inicyatora i przewódzcę, z milionami katolików składa u nóg Jego naj
szczersze życzenia. Z pismem świętem wołamy :
• Zaiste widzicie kogo Pan obrał, że mu nie masz podobnego między wszystkim ludem.* (I. król. 10.)
Śmierć ks. Rudolfa Lubeckiego. Każdy kapłan jest sługą Bożym, szafarzem tajemnic Bozkich i głosicielem św. Ewangielii. Lud kato
licki miłuje swoich kapłanów, bo uznaje, że całe życie poświęcają szczęściu doczesnemu i wiecznemu owieczek swoich. Im więcej socjaliści prześla
dują duchownych, tern większa powinna być mi
łość i przywiązanie wiernych do kapłanów. Już wielokrotnie byliśmy na pogrzebie kapłanów i za
wsze widzieliśmy łzy płynące, słyszeliśmy głosy i płacze rzewliwe nad otwartą mogiłą. Cóż może być większym dowodem miłości, jak płacz po u- tracie kapłana 1
Wiadomości ze wszystkich części świata. 93
Ksiądz Lübeck! był kapłanem gorliwym, mi
łującym Boga i wiernych. Już podczas study ów odznaczał się pilnością i gomadził około siebie ko
legów, aby się ćwiczyć w naukach i w języku polskim. Gdy otrzymał święcenia kapłańskie, pracował ciągle w Katowicach jako gorliwy dusz
pasterz i obrońca wiary katolickiej. Odszczepieniec Kamieński podszczuwał przeciw niemu lud i tak nazwanych starych katolików, czyli raczej nowo- protestantów. Z proboszczem ks. Schmidt i ze zmarłym już kapelanem księdzem Kullą nasz Lü
beck! śmiało stawił czoło staro-katolikom i mężnie bronił praw kościelnych. Nie tylko w naukach i kazaniach, lecz i na publicznych wiecach prze
mawiał nieboszczyk do ludu, a lud go chętnie słuchał, ponieważ wszystko co mówił, każdy pro
staczek dobrze i dokładnie zrozumiał. Miał bowiem osobliwy dar jasnego wykładu najtrudniejszych rzeczy.
Lecz szczególną zasługą księdza Lubeckiego są piśmienne jego prace. Wiadomo, że gazeta
•Katolik,* teraz po całym Szlązku rozpowszech
niona, przez ojca teraźniejszego wydawcy »Mis- syoriarza Katolickiego* Karola Miarkę, przez wiele lat w Mikołowie była wydawaną. Już wte
dy ksiądz Lübeck! swoje artykuły, poezye i do
wcipne zdania przesyłał do .Katolika,* a nawet w razie potrzeby zastępował przez niejaki czas redaktora. Oprócz tego wydał wielką liczbę ksią
żeczek przeznaczonych dla ludu, które wyszły u Karola Miarki, tak n. p.: »książkę jubileuszową,*
•przygotowanie do przyjęcia św. Sakramentu Bie
rzmowania,* »żywot Ojca św. Leona XIII.,* a na końcu książkę bardzo pożyteczną w naszych cza
sach bezbożności i przewrotu: .Socyaliści się zbliżają 1* Wydawał także na cześć Najśw. Panny Maryi mięczne pisemko .Zdrowaś Marya,' które jeszcze dziś istnieje i bardzo błogo działa. Wy
chodzi ono także u Karola Miarki.
Ze zmarłem Karolem Miarką, ojcem i z jego synem był ks. Lubecki połączony węzłem przy
jaźni serdecznej i chętnie popierał przez pisma pomiędzy ludem oświatę i wiarę katolicką. Dla tego nie tylko »Katolik* w numerze 17 z dnia 27. Lutego szczerze i całkowicie uznał jego za
sługi, lecz i nasze wydawnictwo dziękuje tu uro
czyście zmarłemu kapłanowi za jego niestrudzoną pracę i zbawienne działanie.
Przy pogrzebie pokazało się, jak lubionym był nieboszczyk. Tłumy wiernych nie mogły się pomieścić w kościele parafialnym w Kotoszu pod Opolem, gdzie po krótkiej chorobie umarł. W kazaniu niemieckiem ks. proboszcza Olbricha z Dębią i polskiem ks. proboszcza Wielocha z Raszony, rozwiedziono się obszernie nad stratą, jaką ponoszą nietylko sędziwi rodzice zmarłego i osierociała parafia, lecz cały lud górnoszlązki, który z pism jego i przemów na wiecach kato
lickich czerpał naukę i nadzieję lepszćj doli.
Teraz już spoczywa w pokoju. Niechaj u-
słyszy słowa sędziwego starca: .Dobry i wierny sługo mój, ponieważ w małćm byłeś wiernym, nad dużym postanowię cię, wstąp do radości Pana twego.»
Towarzystwo polskich katolików w Niem
czech zachodnich. Wiadomo czytelnikom ,Mis- syonarza katolickiego,« że w Saksonii, w West
falii, w prowincyi Nadreńskiej i w innych prowin- cyach rozległego państwa niemieckiego liczni się znajdują katolicy polscy, którzy oddaleni od stron rodzinnych i otoczeni licznymi socyalistycznymi wrogami, narażeni są na utratę wiary i narodo
wości. Dla tego w pierwszym numerze »Missyo- narza* powitaliśmy serdecznie »Wiarusa polskiego*
jako gazetę potrzebną dla obrony najcenniejszych dóbr ludu katolickiego, który na obczyźnie na chleb pracuje.
»Wiarus polski* służy interesom ludowym.
Zaraz w pierwszym numerze swoim opowiada ca
ły przebieg wieca polsko-katolickiego w Gelsen
kirchen dnia 28. Grudnia 1890 i oświadcza, że tamże uchwalono, popierać pisma polsko-katolickie i trzymać się zdała od socyalistów. Liczne księ
garnie sprzedawają tanio polskie książki: Józef Karaś w Gelsenkirchen, Hipolit Sibilski w Bo
chum, Wiktor Józefowski w Dortmundzie i t. d.
Nie wątpimy, że i nasz ,'Missyonarz katolicki*
będzie tam mile przyjętym, osobliwie w licznych towarzystwach, które się tam szybko rozwijają.
Jakie jest życie w towarzystwach, często
•Wiarus polski* czytelnikom donosi. Tak n. p.
Towarzystwo polskie świętej Barbary odbyło w Bochum dnia 11. Stycznia walne zebranie, a po tygodniu 18. Stycznia teatr amatorski połączony z koncertem, śpiewem i deklamacyami. W U cken- dorfie istnieje towarzystwo św. Jana Chrzciciela, w Bruchu obchodziło w pierwsze święto Bo
żego Narodzenia towarzystwo św. Michała gwiaz
dkę, a w II or del u w święto Trzech Króli to
warzystwo św. Pawła tę samą uroczystość; około dwustu pięćdziesiąt uczestników się zebrało po
mimo mrozu i śniegu 1 W Miihlheimie także założono towarzystwo polskie. W Dyssel- dorfie pod opieką św. Rocha połączyło się 30 członków.
Nieraz założenie towarzystwa napotyka na wiel
kie trudności, jakiemi są obojętność wielu katolików i intrygi socyalistów. Początek też jest tu i owdzie słaby. Tak w Herten do towarzystwa św.
Barbary tylko 13 członków się zgłosiło; teraz liczba wynosi już 2401 Nieraz też już istniejące towa
rzystwa zakładają nowe, lub mówcy i artyści, którzy w jednem towarzystwie występowali, w drugiem towarzystwie biorą udział w deklamacyach i przemowach.
Towarzystwo św. Kazimierza w Lütgen
dortmund obchodziło dnia 18. Stycznia zabawę, składającą się z koncertu, śpiewów i teatru. Gdy w Bickern nowego proboszcza księdza Wrede wprowadzano, i tamtejsze polskie towarzystwo