Czasopismo illustrowane dla ludu katolickiego.
Ojciec święty Leon XIII. udzielił pisemku temu Błogosławieństwa Apostolskiego*
Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata ćwierćroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką
pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.
Nr. 18. Mikołów, 15. Września 1891. Bocznik I.
Bz-a.-feefeia.ełg łsarólowś]«,
(Powieść historyczna z dziejów missyj na wyspach Japońskich.)
(Ciąg dalszy.)
Książę Tozy, uczyniwszy ręką znak przeczący, rzekł do ofiarującego kapłana:
»Zjedz i wypij to sam, gdyż twój bożek tego nigdy nie spożyje.« Poczćm obróciwszy się do Siwana dodał: »Czemużeś mnie od tego nie uwolnił, bracie, wiedząc, że jestem chrześcijaninem i wyrzekłćm się bałwochwal
stwa ?«
Głośne szemranie powstało, a Bonza rzekł z jadowitćm spojrzeniem: »Nie długo trwać będzie królestwo twoje. Jak ty wy
rzekłeś się naszych bogów, tak i ciebie od- bieżą poddani twoi.«
»Milczeć!« krzyknął Siwan. »Namyśl się, bracie. Jakiekolwiek jest zdanie twoje o Midzuno Kamim i innych bóztwach, sama roztropność i przezorność powinna cię prze strzedz, abyś nie urągał jawnie starodawnym zwyczajom. Jeśli nie chcesz złożyć ofiary
w swojćm imieniu, uczyńże to przynajmniej w imieniu swych wojowników.«
»Nigdy a przenigdy,« odpowiedział sta
nowczo książę, »chociażby mi nie przyszło odzyskać ani piędzi ziemi.«
»Korona niebieska będzie twą nagrodą, Pawle!« rzekł książę Sebastyan, który był niemym dotychczas, lecz bacznym świadkiem tego zajścia. Ująwszy dłoń księcia Tozy, rzekł: »Dziękuję ci za tak piękny przy
kład stałości chrześcijańskiej.« Zwróciwszy się potćm do Siwana, mówił: »Ojcze, nie poruszaj więcćj tćj sprawy. Spełniłeś ofiarę, na tćm niech poprzestaną wojownicy twoi.«
»Ale my się tćm nie zadowolnimy!«
zawołał Bonza. »Nasi bożkowie nienawidzą tego obcego Boga, który pragnie powoli oddać nasz piękny kraj pod władzę przyby
szów a zwolenników swoich. Prawdziwy
274 Bratanek królów ćj.
Japończyk, przywiązany do ziemi rodzinnej, wyklina go i złożeczy mu i wyznawcom jego, a pozostaje wiernym bóztwom krajo
wym. Książę Tozy, nie spodziewaj się, abyśmy tobie dochowali wierności, jeśli ty się przeniewierzysz rodzinnym bogom.«
> Gotów jestem dobyć miecza i walczyć do upadłego za wielkość i wolność Japonii,«
odparł książę, »ale prawdziwie wielką, rze
czywiście swobodną będzie Japonia dopiero wtedy, gdy zniszczoną zostanie sieć kłam
stwa i obłudy, jaką oplątałeś ty i cała twa szajka biednych mieszkańców tego kraju.«
»Dość i za nadto już tćj gadaniny,«
przerwał Siwan gorliwemu księciu. »Wiem, że jesteś prawdziwym Japończykiem, ale spo dziewałem się, że będziesz zozsądniejszym i dla marnego obrzędu nie ściągniesz na siebie umyślnie nienawiści pobożnych kapła
nów i dzielnych wojowników. Tuszę sobie, że mimo to będą posłuszni mćj woli i jako wierni lennicy wywalczą ci utracone berło.
Ale tego żądam wyraźnie, ażebyś żadnemu ze swych poddanych nie narzucał nowćj wiary. Niech każdemu wolno będzie według swego upodobania czcić Kamiego, wielbić Buddę, albo wyznawać Chrystusa, jak się to dzieje w moim kraju. Skoro się dowiem, żeś zburzył jaką pagodę (świątynię), albo klasztór Bonzów, przyłączę Tozę odzyskaną przez mych wojowników, jako lenny kraj do mego pństwa i oddam ją zacnemu Sikatorze, kuzynowi mej żony. Wzywam teraz ciebie, Sikatorze, abyś bożkowi złożył swą ofiarę na ołtarzu.«
Wezwany wystąpił ze szlachetną po
waga. Wszystkich oczy zwróciły się na niego. Był to wysmukły i przyjemny wyrostek, stojący na rozgraniczu wieku chłopięcego i młodzieńczego. Nie można było spojrzeć na jego tchnące szczero
ścią oblicze, aby go nie polubić. Skło
niwszy się, rzekł Sikatora: »Zawsze byłeś dla mnie nader łaskawym, królu, i od chwili, w którćj mnie Sikatondono przy
jął za syna, widziałeś we mnie swego wnuka. Łaski, którą mi teraz obiecujesz, nigdy nie zapragnę. Kraj Toza jest nieza
przeczoną własnością tego księcia, chociaż przyjął chrześcijaństwo. Co do ofiary, którą
mam według twego życzenia złożyć bożkowi morza, winienem ci oświadczyć, iż niejedno, com widział i słyszał na twym dworze, mocno zachwiało mą wiarę w bogi krajowe. Jeszcze nie przyszedłem do jasnego pojęcia rzeczy.
Gdybym miał przyjść do przekonania, że wiara cudzoziemców jest prawdziwą, tak po
stąpię, jak twój młodszy syn i szwagier.
Tymczasem pójdę za twym przykładem, królu i złożę nakazaną zwyczajem ofiarę Midzu-no-Kamiemu.«
Sikatora wspomniał te słowa tak skro
mnie , ale zarazem stanowczo, że wszyscy spojrzeli na niego z podziwieniem. Siwa nowi spodobała się roztropność, przebijająca się w wystąpieniu chłopca; postanowił przeto użyć go za narzędzie w przeprowadzeniu swych politycznych zamiarów. Zaledwie mło
dzieniec złożył dary ofiarne na ołtarzu, król chłodno®! obojętnie pożegnał księcia Tozy i wysiadł wraz z synem i Sikatorą z okrętu admiralskiego, aby wrócić do zamku. Pod
niesiono kotwicę, rozpięto żagle, a flota wy
szedłszy z zatoki Usuki popłynęła powoli ku brzegom przeciwległćj Tozy.
2. Książę i paź.
Już znikły żagle floty z oczu Sikatory, który z wzgórza położonego w parku kró
lewskim długo na oddalające się statki spo
glądał; już słońce zaczęło się powoli chylić ku zachodowi. Jeszcze raz spojrzał na spo
kojne fale i przepyszny krajobraz i za
mierzał wrócić do pałacu. Pogrążony w myślach o scenie, jaka się odegrała na pokładzie admiralskiego okrętu, przecha
dzał się po starannie utrzymywanych ścież
kach pomiędzy rozkwitłem! krzewami ka melii, których ojczyzną jest Japonia, gdy w tćm widzi idącego ku sobie pazia królowej.
»Książę,* rzecze paź z głębokim ukło- nćm, »najjaśniejsza pani pragnie się z tobą widzieć. Bawi w tćj chwili wraz z księ
żniczkami w nowym kiosku (pałacu) położo
nym nad sadzawką Ossidori «
»Zaprowadź mnie do niej,« odparł Si
katora. »Jeszcze nie mogę się rozpoznać w powikłanych i poplątanych ścieżkach tego rozległego parku. Sadzawka Ossidori znaj
duje się w dolinie po za górą zamkową
Bratanek królowćj. 275 niedaleko gaju Bonzów. Będzie to pewnie
z pól godziny drogi.«
Na skinienie Sikatory wyprzedził go chłopiec mało co młodszy od niego i w mil
czeniu zboczył na drogę cienistą, prowadzącą przez cyprysowy las do wąwozu, gdzie po
między omszałemi głazami strumyczek szu
miał po kamieniach. Sikatora patrzał z za
jęciem na ten obraz, Japończycy mają bo
wiem wrodzony zmysł piękności krajobrazo
wej i starają się po swych ogrodach zapro
wadzić na mniejszą miarę urozmaicenie, po
dające na kolejnej zmianie wzgórza i do
liny, skał i pieczar, lasów i wody. Ta część parku była mu dotychczas nieznaną, dla tego postanowił częściój ją odwiedzać.
»Wąwóz ten jest, jakby stworzony na pustelnią,« rzekł Sikatora do towarzysza.
»Była tu tćż dość długo pustelnia!«
rzekł zagadnięty. »Czy nie widzisz pomiędzy konarami tego prastarego jaworu lichego szałasu? Przed rokiem mieszkał tam stary Jeyas. Do powrozu, który codziennie spu
szczał, przywięzywał codziennie jeden z u czniów jakiego Bonzy garnek z ryżem, co
dzienny pokarm starego dziwaka. Przez wiele, wiele lat nie schodził podobno z tego drzewa, związany ślubem uczynionym Kwan- nonowi, w którym czczą Buddyści władzcę sfer powietrznych. Ze swego gniazda mógł spoglą
dać po za krzewy i skały na pagodę swego bożyszcza, do którćj niezadługo dojdziemy.«
Rzeczywiście ukazał się na drewnianćj platformie, opartćj na dwóch poziomych ga
łęziach i ukrytćj w ciemnozielonych liściach drzewa, mały z bambusów wystawiony sza- łasik, który ostatecznie mógł służyć chociaż me na pomieszkanie, to na legowisko. Sikatora spojrzał ze zdziwieniem na tę dziwną pustelnią i zapytał towarzysza, czy jeszcze jest zamieszkaną.
»Nie,« odpowiedział paź. »Stary Jeyas był ostatnim pustelnikiem, który pomiędzy konarami drzewa przebywał. Od jego śmierci (jak twierdzą Bonzowie) jesion, który według
*ch podania został zasadzony przez bożka, zostaje pod klątwą. Stary pokutnik bowiem umarł jako chrześcijanin.«
»Jako chrześcijanin?« zapytał książę ze zdumieniem. »Może i ty jesteś chrześcijan i nem?« zapytał Sikatora chłopca.
»Tak jest, panie, moi rodzice świętćj pamięci byli także chrześcijanami. Ochrzcono mnie jako dziecko i nadano mi imię Stefana (t. j. wieńca.)
»Rzecz dziwna, że ta cudzoziemska wiara czyni tu tak znaczne postępy. Co się tyczy ciebie, wcale się temu nie dziwię, zastana
wia mnie tylko nawrócenie starego poku
tnika. Jakże on się mógł namyślić na ten krok, poświęciwszy całe życie służbie Buddy?«
»Łaska i miłosierdzie Boga jest niepo
jęte. Któż wie, czy surowość pokuty, jaką sobie nałożył w dobrćj wierze, nie utorowała mu drogi do poznania prawdy. Pokora i szczera wola wiedzie do Boga, Bóg zsyła anioła, byleby ocalić uczciwego od zguby, jak mówią nasi kapłani. Zresztą historya jego nawrócenia jest bardzo ciekawą. Mamy tu niewidomego starca, imieniem Tobiasza, który dawnićj był sławnym nauczycielem w klasztorze Bonzów w Tunai.«
»Zdaje mi się że go znam Czyż prze
wodnikiem jego nie jest pachołek, którego powszechnie nazywają Franciszkiem?«
»Nie mylisz się książę, jest to jego bratanek i przybrał to imię na uczczenie pamięci wielkiego apostoła wiary (św. Fran
ciszka Ksawerego), który przed 25 laty za
szczepił naukę Chrystusową w Japonii. To
biasz był obecnym przy wielkićj dyspucie, którą miał Franciszek Ksawery z najuczeń- szymi Bonzami w obec króla Siwana i w któ- rćj udowodnił prawdziwości religii chrześci- jańskićj. Tobiasz miał nawet osobisty udział w tćj walce i czynił najrozmaitsze zarzuty naszćj wierze, które, jak późnićj się przy
znał, nie były jego, lecz złego ducha wymysłem.
Starzec jednak był o tyle uczciwym, że uznał wyższość apostoła i oświadczył gotowość pój
ścia za głosem łaski i przyjęcia Chrztu św.
Odtąd prześladują i nienawidzą go Bonzowie i czynili nawet zamachy na jego życie, ale anio
łowie Boży wzięli go pod swą opiekę. Żyje on tutaj jako sługa nauczycieli przybyłych i pomaga im w nauczaniu tych, którzy pragną przyjąć chrześcijaństwo. Przysposobił już kilka
set osób do chrztu i okazał się w tym względzie bardzo zręcznym. Nikt bowiem nie zna tak jak on, kłamstw naszych Bonzów.«
(Dalszy ciąg nastąpi.)
176 Wystawa świętćj sukienki Zbawiciela w Trewirze.
Wystawa św. sukienki Zbawiciela w Trewirze.
Cześć relikwii św. jest tak dawną, jak Ko
ściół katolicki i polega ona na wrodzonym czło
wiekowi pociągu szanowania i zamiłowania tego, co kiedyś było własnością osób nam drogich.
Sam Bóg, działając za pomocą tych świętych szczątków cuda, dał początek czci relikwii. Jeśli słusznie oddajemy cześć należną pamiątkom po osobach świętych, które rzadkiemi cnotami wysłu
żyły sobie koronę niebieską, o ileż więcej wielbić winniśmy przedmioty uświęcone ciałem Zbawiciela naszego, j. np. żłóbek, w którym się narodził, sukienki, w których chodził, krzyż obryzgany Jego Krwią św. i cierniową koronę, która kłuła skronie Chrystusowe i gwoździe, któremi przybito ciało Jego do krzyża ; nic modlimy się zaiste do krzy
ża, lecz do Tego, który na nim cierpiał i skonał za nieprawości i grzechy nasze. Cześć oka
zywana krzyżowi odnosi się zaiste do Tego, któ
ry na nim był przybity. Dzieje się codziennie w oczach cud przemiany chleba i wina w Ciało i Krew Pańską. Ale ponieważ większość ludzi przywykła do niego, potrzeba do obudzenia ducha religijnego nadzwyczajnych podniet, któremi są uroczystości Świętych Pańskich i cześć ich relikwii.
Jedną z najsilniejszych takich podniet jest widok św. Sukienki Zbawiciela.
Nosił On ją, gdy zwiedzał miasteczka i wio
ski Palestyny; przesiąkła Ona świętym potem i krwią Jego. Pobożny lud cisnął się do Niego, aby przez dotknięcie szaty Jego uwolnić się od chorób i przeróżnych kalectw. Jeśli kto zapyta, czy całodziana sukienka Pana naszego Jezusa Chry
stusa jest rzeczywiście tą, którą Zbawiciel nosił, temu odpowiedzieć należy, że dotychczas nie przy
toczono dowodów, któreby zdołały wykazać, że wiara ta jest błędną. Nikt nie udowodnił, że da
wniejsi biskupi Trewirscy nie byli dość czujni i troskliwi w sprawdzeniu tej sprawy i milczeli na rozmyślną złudę. Przed kilkuset laty zasiadali na stolicy biskupiej w Trewirze mężowie słynący z cnót i wykształcenia. I teraźniejszy pasterz dyecezyi z pewnością nie byłby zezwolił na wy
stawę tćj świętćj relikwii, gdyby nie dzielił prze
konania o jej prawdziwości. Aby jednak zaspo
koić draźliwość sumienia małowiernych i powątpie
wających, nakazał ks. biskup Korum zbadać spra
wę ponownie i polecił Prześwietnej kapitule przy
brać znawców i jeszcze raz przedsięwziąść jak najściślejsze poszukiwania, czy są jakie zarzuty, sprzeciwiające się prastarej tradycyi o prawdzi
wości sukienki. Badania te trwały kilka dni i wy
kazały, że takich zarzutów albo wcale nie masz, albo są płonne i nieuzasadnione.
Ostatnią wystawę św. relikwii w r. 1844 zwie
dziło przeszło milion pielgrzymów. Cóż ich przy
wabiło ? Z pewnością ani próżna ciekawość, ani myśl zysku. Wyższa myśl sprowadziła ich do św. Przybytku Pańskiego, i była bodźcem ich po
stępowania. Tym bodźcem była wiara, a ożywił ich wiarę widok św. Sukienki. Świadkowie na
oczni owej pielgrzymki opowiadają, że »łzy pły
nęły z oczu pątników* i że ,każdy zaliczał ten dzień do najszczęśliwszych dni swego żywota.*
Ówczesny biskup Arnoldi oświadczył publicznie w katedrze Trewirskiej, że wielu chorych i kalek cudownym sposobem przez dotknięcie św. szaty wyleczonych zostało.
Cóż ma być owocem i skutkiem tej uroczy
stości ? Zaprawdę nic innego, jak ożywienie wia
ry i miłości Bozkiego Zbawiciela i zachęcenie do żywota chrześcijańskiego. Wiara nam jest po
trzebną, ludzkość choruje na brak wiary. Od lat stu zalewa na całą Europę powódź niewiary i bez
bożności. Filozofowie głoszą ją z katedr, nie
wiara i bezbożność dosięgła najniższych warstw społeczeństwa ludzkiego. Niewiary skutkiem i owocem jest niezadowolenie z własnego losu.
Odrzucając i gardząc szczęściem pozagrobowemu, chcianoby ściągnąć niebo na ziemię. Ztąd niena
wiść, zazdrość, chęć używania, pogarda przyka
zań Bozkich i praw ludzkich, jawny bunt przeciw powadze państwa i kościoła. Cóż jest powodem tych smutnych objawów ? Oto wyparcie się wiary w Jezusa Chrystusa, jednorodzonego Syna Bożego i kościoła, który jest zastępcą Jego na tej ziemi.
Wiara przeto w Zbawiciela Bozkiego winna odżyć, ostygła miłość w sercach na nowo zapło
nąć, a prawo Chrystusowe w życiu państwowem i jednostek koniecznie swą powagę odzyskać po
winno. Do tego przyczyniają się w niemałej części uroczystości kościelne, działające potężnie na serca ludzkie. Taką uroczystością jest wy
stawa całodzianej św, sukierki Zbawiciela. Sukienka ta przypomina nam Chrystusa Pana i Jego nie
skończoną miłość. W niej chodził na tej ziemi między nami, ona przesiąkła krwią Jego i potem, ona pokrywała ciało Jego srogo biczowane i ra
miona uginające się p d ciężarem krzyża, pod nią biło Bozkie Jego Serce, z Niego Ją zdarto, gdy Go przybijano do krzyża. Ta święta sukienka jest najwymowniejszemu dla nas kazaniem, Ona świadczy o niewyczerpanemu Jego miłosierdziu, do
broci i miłości. Niech nam będzie przeto uro
czystością odżywienia wiary i wywzajemnieniem się za miłość Tego, który nam w łasce Swój dał nowe życie i zgotował wiekuiste mieszkanie w domu Ojca Swego. Ona nas poucza, że Bóg zstąpił na ziemię, aby zbawić grzeszną ludzkość, ona nas napomina, abyśmy się wyrzekli niewiary i rozkoszy zmysłowych, abyśmy byli trzeźwi, spra-
Wystawa świętźj sukienki Zbawiciela w Trewirze, 177 wiedliwi, pobożni, jeśli pragniemy ujrzeć w chwale
Hożej Tego, który za nas położył życie i od
kupił nas.
Relikwia ta jest obrazem jedno
ści Kościoła katolickiego. Św. Jan mówi o Sukience Zbawiciela, że nie miała ona szwu i była całodzianą. Ojcowie święci i auto rowie chrześcijańscy uważali w tej świętej Sukien ce wyraz jedności i nierozdzielności Kościoła.
Jak ta Sukienka była całością i dla tego przy u krzyżowaniu Pana naszego podzieloną nie została, tak też i członkowie Kościoła świętego tworzą jcdnę niepodzielną całość. Św. Cypryan pisze:
8 Kto nadwyrężą jedność Kościoła, ten nadwyrężą prawo Bozkie, wiarę w Boga Ojca i Syna, ten nie dostąpi zbawienia.* Tę tajemnicę jedności Ko
ścioła wypowiadają głośn) Ewangieliści święci,
ożywić ostygłą wiarę, wystawić całodzianą szatę Zbawiciela i wyznaczył na to dzień 18. Sierpnia 1844 r. Już w przededniu wystawy było miasto przepełnione przybyłymi z dalekich stron piel
grzymami. Młodzieńcy i starcy nie sromali się iść do kościoła, modląc się głośno po ulicach i śpiewając pobożne pienia na chwałę Bożą. Ka
żdego dnia przybywało około 20,000, a przez cały czas wystawy zwiedziło św. Sukienkę 1,180,000 pobożnych. Powaśnieni godzili się ze sobą i wy
baczali sobie urazy; przestępcy i zbrodniarze, którym pozwolono zwiedzić św. wystawę, obiecy
wali poprawę. Nie brakło i cudownych uleczeń z zastarzałych chorób i kalectwa. Ówczesny fi
zyk miejski, dr. Hansen poświadczył, że był świadkiem 18 przypadków wyleczenia z chorób, w których kuracya lekarzy i aptekarskie leki oka- poświadczając, iż szata
Chrystusa Pana na czę
ści podzieloną nie zo
stała , lecz pozostała całą i nienaruszoną.*
Augustyn św. mówi, że sukienka ta jest obrazem nierozerwanej miłości i jedności. Ojcowie św.
widzą w niej obraz po
wszechności Kościoła, obejmującej wszystkie części świata, połączone ze sobą jednością wiary.
Jeżeli Sukienka św.
jest najcenniejszym klej
notem katedry Trewir skiej, jedność katolic
kiego Kościoła jest o wiele kosztowniejszym skarbem. Jedność jest Bożkiem znamieniem ob
lubienicy Chrystusowej,
a tę jedność przypomina nam całodziana Sukienka święta. Dziękujemy przeto Bogu, że nas raczył powołać do tej jedności, której stróżem i wyobra- zicielem jest Ojciec święty w Rzymie, następca św. Piotra. Pozostańmy posłusznemi dziećmi Kościoła, chrońmy się sporów, a czynami mi
łosierdzia i miłości, wyrozumiałością i pobłażliwo
ścią na błędy bliźnich, pokorą i łagodnością ście
śniajmy ten węzeł jedności.
Wspomnienia z wystawy św. Sukienki w r. 1844.
Smutne to były czasy, jakich byliśmy świad
kami w r. 1844. Niemcy chorowały na libera
lizm, a gorliwych katolików w wyższych warst
wach społeczeństwa było tak mało, że wielki Goerres i Alban Stole byli przedmiotem zdu
mienia i podziwu, stając w obronie prawd, w które dzisiaj wierzy każdy prawy katolik. Widział to ówczesny biskup Trewirski, ks. Arnoldi, że przy
szedł czas i pora wystawienia św. Sukienki, ażeby
ExactvmśchbmxToott,C}js:cnRra-tivram:«TtwiasisiZcoM.'.amsrwbł za}Y . bezskuteczne - nu. Najwięcćj jednak rozgłosu zyskało u- zdrowienie baro- nesy Joanny Dro
ste - V ischering, która od roku 1841 za
niemogła była na obie nogi w skutek skrofu
łów i mogła tylko cho
dzić o krokwiach. Ba
wiąc w roku 1844 u wód w Kreuznach zasły
szała o wystawie św.
Sukienki i w przeko
naniu, że sztuka lekar
ska nic jćj pomódz nie może, postanowiła ka
zać się zawieść do Tre- wiru, aby Boga błagać o ratunek. Wysadzo
no ją jak dziecko z powozu. Otrzymawszy od biskupa pozwolenie dotknięcia świętćj Su
kienki, pojechała do tumu, i weszła z wielkim trudem o krukwi na marmurowe wschody prowadzące do wystawionej sukienki. Zmó
wiwszy z płaczem cichą modlitewkę, odrzuciła naraz krukwie, zsunęła się na kolana i zapro
wadzona przez kanonika Wilmowskiego przed mensę, po nad którą wisiała św. relikwia, dotknęła jej ręką. Potem zeszła z babką ze stopni, oparta lekko na jej ramieniu, pojechała do biskupa, aby mu oddać cześć powinną i przekonała wszystkich obecnych, że sama może wchodzić na wschody i schodzić z nich bez obcej pomocy. Czterna
stego Września wróciła do domu i odtąd mogła chodzić bez krukwi.
2) Karolina Józefa Koch, licząca lat ośm, padła w Sierpniu r. 1840 na kosę i straciła wzrok w lewem oku. Nie było najmniejszej na
dziej! wyleczenia jćj z tego kalectwa. Gdy w ro
ku 1844 wystawiono św. Sukienkę na cześć pu- Sukienka Zbawiciela w Trewirze,
podług autentycznego zdjęcia z roku 1670.
278 Szczegółowe nowiny z ttiissyj katolickich.
bliczną, puściła się w towarzystwie krewnych do Trewiru i otrzymała od biskupa pozwolenie do
tknięcia św. relikwii. Po krótkiej modlitwie za
wołała: »Widzę.* Oprócz tych dwóch Wypad
ków przytoczył dr. Hansen jeszcze 16 innych cu
downych wyleczeń dzieci, chłopców, niewiast, sług, mieszczan, osób klas wyższych, chorych na para
liż, wielką chorobę, wrzody i cierpiących na oczy.
Wyleczenia były albo nagłe, albo powolne i sto
pniowe, a zawsze dotyczyły chorób, które ucho
dziły za nieuleczone. Każdy świadek nieuprze- dzony musiał przyznać, że widoczny jest w nich palec Boży. Któż wyliczy tych, którzy z Trewiru wynieśli pociechę i spokój na duszy i wrócili do domu odrodzeni w duchu?
Tegorocznia wystwa rozpoczęła się d. 20. Sier
pnia. Ze wszystkich wież kościelnych powiewały chorągwie z czerwonym krzyżem na białćm tle.
Wszystkie dzwony odezwały się. Domy poubie
rane były w girlandy i kwieciste wieńce, katedra przystrojona była w wieńce i krzewy. O go
dzinie dziewiątćj z rana przybył ks. biskup Komm w orszaku kapituły i 23 rycerzy maltańskich, wstąpił na wschody marmurowe i odsłonił świętą relikwią. Po wielkiej Mszy, która trwała mnićj więcćj godzinę, miał najprzewieleb. ks. biskup do zgromadzonych wiernych rozrzewniającą prze
mowę. Po kazaniu urządzono procesyą zebra
nych, którzy kolejno przechodzili około świętćj Sukienki. Procesyą ta trwała aż do godziny 10 wieczorem. (Zobacz obraz na str. 280-281.)
Św. Sukienka mieści się na wywyższeniu, do którego wiodą marmurowe wschody. Zdjęto z nićj jedwabną osłonę. Barwa jćj jest brunatno- białą, materya lnianą i bawełnianą. Przodek jej jest długi 1,48 metra, odwrotna strona ma 1,57 metra długości. Szerokość u spodu wynosi 1,09, u góry 0,70, rękawy mają 0,46 długości, a 0,31 metra szerokości. Szklana skrzyneczka, w której sukienka jest rozpostartą, jest wewnątrz wybitą białą jedwabną materyą. Pali się przed nią sześć świec woskowych i czternaście płomieni gazo
Szczegółowe nowiny
Od O. Ksawerego Geyera z Egiptu odbie
ramy następujące pismo:
Kair, dnia 26. Sierpnia 1891.
Podaję wam kilka wiadomości o kolonii mu
rzyńskiej w Gezirecie, (Geziret.) Osada ta obej
muje 55 hektarów zyznej ziemi, położonej tuż przy Nilu. Machina parowa z podwójną kondensą jza- czerpuje z Nilu w przeciągu minuty 6000 litrów wody i zużywa 25 kilogramów węgla na godzinę.
Tym sposobem załatwioną została ważna sprawa
wych, po nad nią Wznosi się przepyszny balda
chim uwieńczony krzyżem z cierniową koroną i gwoźdźmi.
Dnia 9. Lipca r, 1890 przystąpiono do repa racyi tej św. szaty. 2 siostry Franciszkanki przystą
piły do zacerowania różnych pęknięć zleżałćj ma- teryi i pozszywały je tak drobnemi sztychami, iż na zewnątrz tych miejsc uszkodzonych oko nie dostrzeże. Pęknięcia te znajdowały się W thateryi wierzchniej i podszewce, a mianowicie W Wdach.
Kilka sztuk tworzących wiszące strzępy przymo
cowano. Potćm sporządzono wierzchnie pokrycie z kratkowanej tkanki, którego barwa odpowiada kolorowi świętćj Sukienki.
Natłok pielgrzymów jest niezmierny. W nie
dzielę dnia 23. Sierpnia bawiło w Trewirze 35,000 przybyłych z dalekich stron pątników. Jeśli tak dalej pozostanie, to z pewnością zwiedzą miasto ze 2 lub 3 miliony obcych. Widać w Trewirze przychodniów z wszystkich krajów europejskich, a nawet zamorskich. Przybyło niedawno pięć najętych parowców z pielgrzymami z Ameryki, a inne wybierają się w drogę.
Pielgrzymka do św. Sukienki zajmie miejsce pomiędzy najwspanialszemi uroczystościami no
wszych czasów. Miliony przyjdą oglądać szatę Tego, który niegdyś powiedział: »Gdy będę wywyższon na krzyżu, wszystko do Siebie przy
ciągnę.* Być może, że niejednego powoduje cie
kawość albo moda do pielgrzymki, ale wielu, i to część przeważna, ogromna większość nawet, idzie do Trewiru, ponieważ ma niezłomną wiarę, że ta ubożuchna szata okrywała niegdyś ciało Boga- Człowieka, że Jezus Chrystus jest Bogiem, i że tę wiarę chcą zadokumentować w obec całego świata. — Kto w tej myśli zwiedzi katedrę Tre- wirską, ten stokrotne z swój pielgrzymki odniesie korzyści, a niejednemu z tych, którzy tylko z cie
kawości podejmą tę podróż, może się wydarzy to samo, co owemu setnikowi w Ewangielii, który przy śmierci Chrystusa bił się w piersi i wiarę swoją w Chrystusa Pana wyznał uroczyście i głośno.
z missyj katolickich.
wody, która nam w porze letniej tyle kłopotu sprawiała. W tej chwili mamy w kolonii z lu
dności murzyńskiej: 19 chłopców niżej lat pięć, 42 chłopców liczących więcćj niż pięć lat wieku, 19 nieżonatych parobków, 37 dziewcząt, 51 ro
dzin mających dzieci. Cała ta ludność jest chrze
ścijańską ; oprócz tego sposobi się wielu katechu
menów do przyjęcia Chrztu świętego. W Sudanie, naszóm właściwem polu działania, z którego nas przed ośmiu laty wygnały zawieruchy wszczęte przez Mahdiego i jego następców, kwitnie w naj
Szczegółowe nowiny z missyj katolickich. 279 lepsze handel niewolnikami. Zdaje się jednak, że
zapasy tego towaru znacznie zmalały. W latach 1883—1886 płacono za niewolnika 5 do 10 tala
rów, teraz kosztuje sztuka 40 do 60 talarów, a cena dziewczęcia wynosi nawet 80 do 100 tala
rów. W Omdurmanie, Sennasze, Kassali, Berbe
rze, Dongoli, El-Obeidzie i kilku innych większych miejscowościach istnieją publiczne targowiska. Li
czne gromady jeńców, sprzykrzywszy sobie po
niewierkę i nędzę, uciekają do Mahdiego w Egi
pcie. Tutaj albo wstępują do pułków murzyń
skich, albo dostają się w ręce chciwych zysku handlarzy mahometańskich. Zmarnowawszy młode lata i zdrowie w obcej służbie, muszą biedacy na stare lata żyć o żebranym chlebie. Widzimy tu
taj i po innych miejscach liczne gromady takich włóczęgów bez chleba i utrzymania; ale serce się kraje na widok murzynek, które się wałęsają z kilkorgiem dzieci i niemowlęciem na plecach.
Usłyszawszy o naszćj kolonii w Gezirecie, przy
chodzą te biedaczki do nas i błagają pokornie o przyjęcie. »Czego żądacief* »Szukamy chleba*
odpowiadają. Gdy im dajemy chleba, niezwykła radość rozjaśnia powlekłe smutkiem ich oblicza.
Z rodzin murzyńskich, które do nas w tym stanie zawitały i przyjęte zostały, ochrzcimy dnia 8. Wrze
śnia (w święto Narodzenia Najśw. Maryi Panny) siedemnaście, i udzielimy wszystkim dzikim mał
żeństwom kościelnego błogosławieństwa. Wiele zaiste trzeba mozołu i wiele cierpliwości, aby do
rosłych negrów uczynić dobrymi chrześcijaninami;
ale i tutaj wykazuje się siła łaski Bozkiej.
Daleko lżejsza sprawa z dziećmi. W przy
szłym tygodniu przybędzie do nas znowu dwa
dzieścia dzieci murzyńskich, liczących 5 do 7 lat wieku, które wojenny okręt włoski na morzu Czer- wonćm wydarł z rąk handlarzy i powierzy zakła
dowi naszemu na wychowanie.
We Wrześniu, gdy upały miną, wyjdzie ztąd karawana missyjna do wschodniego Sudanu. Ce
lem wyprawy jest szczep murzyński K u n a m a, zamieszkały na północnych krańcach Abissynii, liczący przeszło 200,000 dusz. Ponieważ ten je
dyny szczep dotychczas uchronić się zdołał od zarazy mahometanizmu, mamy niezłomną nadzieję, że zarzuciwszy tam sieci, obfity będziemy mieli połów.
Nie murzyn, lecz mahometanizm jest naszym największym wrogiem w Afryce. Gdzie ten za
puścił korzenie, tam propaganda nasza jest albo wielce utrudnioną, albo wręcz niepodobną. Cho
dzi przeto najwięcej o to, aby pogańskie szczepy negrów ustrzedz od islamizmu, o ile to jest rzeczą możebną. Gdzie się to uda, tam rozkrzewienie chrześcijaństwa jest o wiele łatwiejszćm.
Ks. Ksawery Geyer,
missyonarz apost. na centr. Afrykę.
Uganda. Czytelnikom naszym znajomą jest Uganda, kraj Afryki średnićj, ponieważ pierwsza historya w »Missyonarzu katolickim» umieszczona
dotyczą męczenników ugandzkich. Missyonarze algierscy, których założycielem i naczelnikiem jest sławny kardynał Lavigerie, pracują z biskupem Livinhac nad nawróceniem krajowców murzyńskich.
Towarzyszy im w pracy apostolskićj Biskup Hirth.
Główne stacy Ugandy są Rubaga i Bukawli.
Nad całą Ugandą panuje król Mwanga, który teraz znów sprzyja missyonarzom. Tak bowiem pisze Biskup Livinhac:
• Grono podróżnych, które odpłynęło z Mar
sylii dnia 12. Lipca 1890 r., przybyło szczęśliwie do Bukumbi dnia 29. Listopada. Na kilka dni przedtem ks. biskup Hirth, wikaryusz apostolski, opuścił tę krainę i udał się do Ugandy, zabrawszy ze sobą trzydzieści ogromnych pirogów (łodzi.) Po wyznaczeniu miejscowości na nowe stacye missyjne, Jego Przewielebność podążył do miej
scowości oddanej w opiekę Najświętszćj Pannie Maryi z Rubagi z siedmioma kapłanami, dwoma braćmi i dwoma murzyńskiemi lekarzami, wykształ
conymi w instytucie afrykańskim na Malcie.
• Dnia 20. Grudnia przybył do króla Mwanga delegat wysłany przez wschodnio afrykańską kom
panią z Mombazy i prosił go o uznanie protekto
ratu angielskiego. Mwanga i dygnitarze państwowi przyjęli protektorat ten na dwa lata. Jeden z punktów ugody zastrzega zupełną wolność reli
gijną.
Wiadomość o tryumfie Europejczyków na wybrzeżu i w Nnianiembe wywarła silne wrażenie na Arabów z Tanganiki, którzy dotychczas oka
zywali się bardzo zuchwałymi względem missyo-
narzy.« (Roczniki.)
Madagaskar jest wielką wyspą niedaleko od Afryki wschodniej w Indyjskiem Oceanie się znaj
dującej. 00. Jezuici pracują tu niezmordowanie nad nawróceniem czarnych krajowców. Ubolewać nam trzeba na protestanckie sekciarstwa, które bardzo katolikom przeszkadzają. Niejeden murzyn prę- dzejby się nawrócił, gdyby tylko katoliccy mis
syonarze go nauczali. Lecz jeżeli chce być kato
likiem, najprzód jego krewni, pozostający w po
gaństwie mówią: »Nie bądź katolikiem, zostań, czem byłeś 1 * a potem sekciarscy missyonarze także wołają: ,Nie bądź katolikiem, przystąp do nas 1* Tak biedny murzyn często nie wie, czy ma zostać poganinem, czy katolikiem, lub wyznawcą jakiegoś sekciarstwa. Czy to nie jest wielką przeszkodą? Zapewne 1 Jednakże z Bozką po
mocą katoliccy missyonarze świetne czynią w na
wracaniu postępy. Słuchaj, co w »Rocznikach*
pisze Wielebny P. Causseque:
•Personal missy i katolickiej składa się z je
dnego biskupa, 48 kapłanów, 19 braci koadjuto- rów, 19 Braci szkół chrześcijańskich, 27 Sióstr św.
Józefa z Cluny, oraz 545 malgaskich nauczycieli i nauczycielek.
Missy a katolicka liczy 398 gmin chrześcijań
skich, 112,000 katolików, 539 szkół kollegium,
Odsłonięcie i wystawa św. sukni Zbawiciela w tumie w Trewirze dnia 20. Sierpnia.
V
282 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
15,033 uczniów, obsćrwatoryum, drukarnię, szpital dla trędowatych ze 150 chorymi itp.
Roczne nasze dochody nie wystarczają wcale na utrzymanie wszystkich tych zakładów.
Do ostatnich nieomal czasów, jedyną reli- gią na Madagaskarze było bałwochwalstwo. Dziś na 4 czy 5 milionów mieszkańców tej wyspy, Anglikanie, indepedenci, kwakrowie i luteranie w Norwegii liczą 355,113 adeptów, oraz około 120,000 uczniów. Cyfry te przedstawiają ludność, którą sami koryfeusze powyższych sekt nazywają nominalnymi chrześcijankami. Rzeczywiście cały ten tłum nie jest wcale nawróconym i sekciarze powyżsi nie troszczą się wcale o wykorzenienie pogańskich zwyczajów. Bądź co bądź, po ich stronie leży bogactwo i władza.
Tak, więc missyonarze katoliccy muszą wal
czyć z dwoma potężnymi wrogami — pogaństwem i herezyą.
Popieranie o ile możności ich prac i zabie
gów, jest jednym ze środków zdobycia znacznej części zasług ich apostolstwa i zyskania błogo
sławieństwa Bożego dla drogich sobie osób. Zba
wiciel nasz powiada: »Ten, kto przyjmie w Mem imieniu jednego z tych maluczkich, przyjmuje Mnie Samego.1 W dzień zaś sądu ostatecznego powie: ,To coście uczynili dla jednego z naj
młodszych Mych braci, dla Mnie uczyniliście.*
Azyli. Rządowe doniesienia potwierdzają po
wtórne zaburzenia w Chinach, przy których dwie zakonnice i pewien ksiądz belgijski zamordowany
mi zostali.
0 prześladowaniu chrześcijan w Chinach i okrucieństwach, jakie się przy tern zdarzyły, piszą w tych dniach: ,W Tanyangu, niedaleko od Czynkiangu, w okolicy rzeki niebieskiej, oto
czyły dnia 1. Czerwca kościół i dom missyjny ka
tolicki (należący do Jezuitów) tłumy motłochu, które rozpędził wojskowy mandaryn na czele od
działu żołnierzy. Wkrótce jednak zgraja napastni
ków tak wzrosła, że żołnierze nie mogli im stawić skutecznego oporu. Missyonarz schronił się w sku
tek porady Mandaryna do gmachu, w którym mieszkał obwodowy sędzia. Około godziny 5 tej podłożył motłoch ogień najprzód pod kościół, później pod budynki missyjne i szkołę chłopców.
Domu sierót nie podpalono, ponieważ przy
tykał do domów chińskich, ale za to zlupiono go i w gruzy i zamieniono. Gdy zgraje go zra
bowały, zabrały się do zburzenia przytykającego do missyi cmentarza, w którym chowano chrze
ścijan krajowców. Poodkopywano groby, zrzucono na jedno miejsce kości, a z czaszek utworzono stós dość spory. — Z innych stron piszą, że po
spólstwo w Wusieh otoczyło dnia 8. Czerwca kościół, dom sierót, szkołę ,i dom mieszkalny OO.
Jezuitów i całkowicie te budynki zburzyło. Spa
lony kościół należał do największych i najwspa
nialszych kościołów w Chinach. Powiat ten liczy około 10,000 chrześcijan krajowców, pomiędzy któ
rymi zajmowało się duszpasterstwem sześciu Ojców. Superyorem obwodu missyjnego jest O.
Tchepe, niemiec. Missyonarza Argent w Wu- sieh napadła dnia 4. Czerwca tłuszcza szaleńców i zbiła go na śmierć. Celnik Green pospieszył na pomoc missyonarzowi, ale motłoch go natych
miast powalił na ziemię i w sztuki porąbał.
Znak Krzyża św. i Indyanie. Dwóch ofi
cerów armii Stanów Zjednoczonych podróżowało niedawno temu przez piękną dolinę rzeki Colloile między szczepami Indyan, o dwa dni podróży od Missyi św. Ignacego. Jeden z nich był protestan
tem i masonem, drugi katolikiem. Wspólność po
wołania, urzędu, niebezpieczeństwa przebyte razem połączyły ich razem ścisłą przyjaźnią, a protestant opowiadał katolikowi nieraz o piękności i potędze masoneryi i rozwodził się długo nad tern, jak to miło i dobrze poznać w razie niebezpieczeństwa przyjaciela po tajemnym znaku.
Pewnego dnia spostrzegł protestant, że zo
stawił płaszcz na ostatnim noclegu; zapomnienie to zmartwiło go nie mało. Wtedy to wyrzekał i wymyślał na dziki i nieucywilizowany kraj, po którym podróżowali i w którym zapewne nie po
dobna będzie znaleźć człowieka umiejącego po angielsku i którego można posłać po płaszcz. Na to mu odpowiedział katolik, że można posłać pier
wszego Indyanina, którego spotkają, ponieważ pra
wie wszyscy Indyanie są chrześcijanami. Można to poznać po znaku, który jest tyle pewnym i nieza
wodnym, co tajemne znaki masońskie. Ja biorę na siebie, dodał, odszukanie twego płaszcza.
Nie długo spoczęli obaj na brzegu rzeki, i ujrzeli kilku jeźdźców indyańskich, którzy im się przypatrywali obojętnie. Na wołanie katolika zbliżył się jeden z nich wolno i z niedowierzaniem.
Natenczas katolik wezwał swego kolegę, aby się przyglądał Indyaninowi, sam zaś zrobił na czole i na piersiach znak Krzyża św. Zimno i oboję
tność Indyanina znikły natychmiast, a zbliżywszy się, powtórzył ten sam Znak św. Podał następnie oficerom rękę na znak powitania i przyjaźni, usiadł obok nich, obnażył pierś i pokazał na nićj medalik oraz szkaplerz. Oficer katolik zrobił to samo, i choć ani słowa z Indyaninem nie zamienił poznali się jako dzieci jednej i tćj samej prawdzi- wćj wiary katolickiej i od razu stali się przyjaciółmi.
Napisał więc katolik list do człowieka, u któ
rego nocowali i po wielu trudnościach dał Indya
ninowi, nie umiejącemu po angielsku, znakami do zrozumienia, o co go proszą. Jakkolwiek więc 30 mil trzeba było jechać, nie odmówił fndyanin i na drugi dzień przywiózł płaszcz protestanta.
Widać więc, że znakiem Krzyża św. można od Indyanina więcćj uzyskać, niż od masona za pomocą ich tajnych znaków.
Encyklika Ojca św. Leona XIII., o sprawie socyalnćj. 283
Encyklika Ojca św. Leona XIII., o sprawie socyalnćj.
(Dokończenie.)
Aby w tych kotporaćyaćh panowała jedność fcżyhti i zgodność woli, potrzeba organizacyi i karności mądrej i przezornćj. Jeżeli więc, co jest rzeczą pewną, obywatele mają wolność stowarzy
szania się, powinni także posiadać swobodę ukła
dania statutów i regulaminów, które im się zdają zastosowane dö celu, do jakiego zamietzają, jakie powinny być o We statuty i regulaminy? Nie zdaje Nato się, aby taiożha Stawiać pbwhe stano- WĆzfe tegtiły ćo do określania ich szczegółów;
wszystko zależy od ducha każdego narodu, od prób i doświadczeń nabytych, od rodzaju pracy, rozmiarów handlu i innych stosunków rzeczy i czasu, które należy rozważyć dokładnie. Wszy
stko, co w ogóle można powiedzieć, to jedynie to, iż jako powszechną i stałą regułę należy przy
jąć uorganizowanie i kierowanie korporacyami w ten sposób, aby każdemu z swych członków dostarczały środków do osiągnięcia, na jak naj
krótszej i najwygodniejszej drodze, celu, który sobie wyznaczył, a który polega na jak najwię
kszym, o ile możności, rozprzestrzenianiu dóbr ciała, ducha i majątku,
Koniecznćm atoli jest, aby zmierzać przede- wszystkiem do głównego celu, t. j. do udoskona
lenia moralnego i religijnego; cel ten mianowicie powinien kierować całćm urządzeniem tych towa
rzystw, inaczćj bowiem upadłyby one niebawem i zstąpiłyby do rzędu stowarzyszeń, w których religia nie zajmuje żadnego miejsca. To też na- cóżby się przydało rzemieślnikowi, gdyby znalazł w łonie korporacyi obfitość materyalną, a gdyby brak pożywienia duchowego zagrażał niebezpie
czeństwem duszy jego? »Co pomoże człowiekowi, jeśliby cały świat pozyskał, a na duszy swojej szkodę poniósł?« (Św. Mat. XVI, 26.) Oto zna
mię, po k.tórćm Chrystus Pan chce, aby rozpo
znawano chrześcijanina od poganina.
‘Poganie szukają wszystkich tych rzeczy...
szukajcie najprzód Królestwa Bożego i sprawiedli
wości jego a reszta wam będzie przydaną.«
(Św. Mat. VI, 33, 34.) Wybrawszy zatćm Boga, jak 0 początek wszystkiego, niechaj’się udziela sze- rr .»kiego pola nauczaniu religijnemu, aby wszyscy poznali swe obowiązki względem Boga: w co trzeba wierzyć, w co ufać i co należy czynić w sprawie zbawienia wiecznego, — wszystko to na
leży wpajać starannie, należy robotnika uzbrajać
;Z szczególną starannością przeciwko mylnym za
sadom i wszelkim odmianom występku. Należy skłaniać go od oddawania czci Bożej, należy bu
dzić w nim ducha pobożności a mianowicie czu
wać nad tćm, aby sumiennie święcił niedzielę i święta. Niechaj się uauczy szanować i kochać Kościół św., tę wspólną matkę wszystkich chrze-
1 S j l , i es
śćijan, słuchać jego przepisów, przyjmować Sa- kramenta św„ które są źródłami Bożemi, w któ
rych dusza oczyszcza się z plam i czerpie swą świątobliwość.
Skoro się religią przyjmie za podstawę wszystkich praw społecznych, nie trudno będzie określić wzajethńe stosunki, jakie panować mają między członkami, by osiągnąć pokój i pomyśl
ność społeczeństwa. Kozmaite urzędy winny być fozdzielone w sposób najkorzystniejszy dla inte
resów wspólnych i tak, aby nierówność nie przy
niosła ujmy jedności.
Wielce ważną jest rzeczą, aby ufzędy roz
dawano roztropnie i w sposób jasno określony, iżby nikt nie doznawał niesprawiedliwości. Nie
chaj dobro wspólne będzie administrowanćm spra
wiedliwie i naprzód należy wedle stopnia ubóztwa każdego z członków oznaczyć wysokość wsparcia, mającego się mu udzielić; niechaj prawa i obo
wiązki pracodawców zgadzają się z prawami i obowiązkami robotników. Aby zadosyćuczynić możliwym żądaniom, któreby mogłyby powstać w jednej lub drugićj klasie z powodu przekro
czenia ustaw, pożądanćm byłoby, aby statuty same wyznaczały z ich łona mężów roztropnych i sprawiedliwych, którzyby jako sędziowie roz
jemczy uregulowali sprawę zatargu.
Należy jeszcze troszczyć się szczególnie o to, aby robotnikowi nigdy nie zabrakło pracy, i aby istniał fundusz rezerwowy, przeznaczony na to, by go wspierać nie tylko w nagłych przypad
kach, nierozłącznych z pracą przemysłową, lecz nadto w chorobie, w starości i w razie niedoli.
Prawa te, jeśliby je tylko przyjęto z chę- tnćm sercem, wystarczają, aby zapewnić słabym utrzymanie i pewien dobrobyt; katolickie stowa
rzyszenia atoli są powołane do tego, by znaczną cząstką ze swej strony przyczynić się do ogólnej pomyślności. Z przeszłości możemy bez dopu
szczania się zuchwałości sądzić o przyszłości.
Wieki ustępują wiekom, ale bieg rzeczy przed
stawia dziwne podobieństwo, ponieważ Opatrzność Boża kieruje wszystkiem i prowadzi wszystko do celu, który Bóg wytknął, stwarzając ludzkość.
Wiadomo, że w pierwszych wiekach Ko
ścioła św. czyniono mu zarzut z ubóztwa człon
ków jego, skazanych na życie z jałmużny lub pracy. Ogołoceni atoli, jak oni byli, z bogactw i potęgi, umieli zjednać sobie łaskę bogatych i opiekę możnych. Byli oni pilni, gorliwi, spo
kojni, byli wzorami sprawiedliwości, a przede- wszystkićm miłosierdzia. Na widok życia tak doskonałego i obyczajów tak czystych, wszelkie uprzedzenie znikało, umilkło szyderstwo, a pojęcia zakorzenionego^ przesądu ustępowały zwolna
284 Wiadomości ze wszystkich części świata.
w obce prawdy chrześcijańskiej- Los klasy ro
botniczej stanowi kwestyą sporną dzisiaj: zostanie ona rozwiązaną za pomocą rozsądku lub bez niego i nie może to być rzeczą obojętną, czy ona się rozstrzygnie w jeden, czy też drugi spo
sób. Robotnicy chrześcijańscy rozstrzygną ją łatwo za pomocą rozsądku, jeżeli połączywszy się w stowarzyszenia i słuchają roztropnego kiero
wnictwa, wstąpią na drogę, na której ich ojcowie i przodkowie znaleźli swoje i narodów dobro.
Jakąkolwiek byłaby w ludziach siła uprzedzeń i namiętności, jeżeli przewrotna wola nie stłumiła zupełnie poczucia sprawiedliwości i uczciwości, to prędzćj czy później przychylność publiczna zwróci się ku robotnikom, gdy ich zobaczy czyn
nymi i skromnymi, przekładającymi sprawiedliwość nad zysk a ceniącymi nad wszystko sumienne speł
nianie obowiązków. Ztąd wyniknie i ta druga korzyść, że nadzieja dobrobytu i wielkie ułatwie
nia staną się udziałem tych robotników, którzy żyli w pogardzie wiary chrześcijańskiej, albo za
chowywali zwyczaje, których ona zabrania. Ro
botnicy ci sądzą zwykle, iż stali się igraszką zwo
dniczych nadziei i kłamliwej ułudy. Czują oni bowiem z nieludzkiego postępowania swych pa
nów, iż ci ostatni oceniają ich jedynie na wagę złota, zdobytego ich pracą; co do stowarzyszeń, które ich usidliły, widzą oni dobrze, że zamiast miłości i miłosierdzia, znajdują tam tylko niesnaski wewnętrzne, owe nierozłączne towarzyszki nędzy zuchwałej i niedowierzającej. Iluż to z sercem złamanem, ciałem wycieńczonćm pragnęłoby zrzu
cić to upokarzające jarzmo, lecz nie śmieją oni bądź to dla szacunku ludzkiego, bądź też z obawy przed nędzą. A zatem dla tych wszystkich ro
botników stowarzyszenia katolickie mogą stać się wielce pożyteczne, wzywając wahających się, aby w ich łonie szukali środka przeciwko wszelkiej niedoli, przyjmując żałujących z ochotą i zape
wniając im straż i opiekę.
Widzicie, czcigodni Bracia, przez kogo i ja- kiemi środkami powinna sprawa ta zostać roz strzygniętą. Niechaj każdy zabierze się do pracy, która mu jest przeznaczoną, i to bez zwłoki, aby przez ociąganie się z podaniem środka, nie uczy
nić złego, tak już niebezpiecznego, nieuleczalnem.
Niechaj rządzący korzystają z powagi opiekuńczej ustaw i instytucyi; niechaj bogaci i pracodawcy pamiętają o swoich obowiązkach; niechaj robo
tnicy, o których los chodzi, bronią swych intere
sów na drodze prawej a ponieważ tylko religia — jak to powiedzieliśmy na wstępie — jest zdolną zniszczyć złe przy korzeniu, niechaj wszyscy pa
miętają o tern, że pierwszym warunkiem jest przy
wrócenie obyczajów chrześcijańskich, bez których nawet środki podawane przez roztropność ludzką jako najskuteczniejsze, nie będą zdolne wydać zba
wiennych owoców. Co do Kościoła św., to jego działanie nie zawiedzie nigdy i będzie tern pło- dniejszem, im więcej będzie mogło się rozwijać z większą swobodą: a to pragniemy, aby zrozu
mieli i pełnili wszyscy ci, których zadaniem jest czuwać nad dobrćm publicznem. Niechaj ducho
wni rozwiną wszystkie siły ducha i zasoby gorli
wości i niechaj pod wpływem powagi słów Wa
szych i przykładów, czcigodni bracia, nie przestają wpajać w łudzi wszystkich warstw zasad ewan
gelicznych życia chrześcijańskiego, niechaj pra
cują wszystkiemi siłami nad zbawieniem ludów a nadewszystko niechaj starają się budzić w in
nych miłość, tę władczynią i panią wszystkich cnót. W istocie bowiem zbawienia głównie spo
dziewać się można z obfitego działania miłości;
mówimy tu o miłości chrześcijańskiej bliźniego, która mieści w sobie całą Ewangielią, która, za
wsze gotowa poświęcać się ku wspieraniu bli
źniego i jest środkiem bardzo pewnym przeciwko zarozumiałości wieku i nieumiarkowanej miłości samego siebie; mówimy o tej cnocie, którćj dzia
łanie i Bozkie znamię Apostoł Paweł św. opisał w tych słowach: »Miłość cierpliwą jest, łaskawą jest... nie szuka swego i wszystko znosi... wszy
stko wytrwa.* (I. Korynt. XIII. 4-7.)
Jako rękojmią łask i świadectwo Naszćj przy
chylności, udzielamy Wam, czcigodni Bracia, z ca
łego serca każdemu z osobna, waszemu ducho
wieństwu i wiernym błogosławieństwa apostol
skiego w Panu.
Dan w Rzymie u św. Piotra dnia 15. Maja 1891 r., w czternastym roku Naszego pon
tyfikatu.
Leon XIII., papież.
Wiadomości ze wszystkich części świata,
tyczące się kościoła katolickiego i sprawy socjalnej.
Walny wiec katolików z Niemiec w (Mań- II sku rozpoczął się wedle programu w dniu 30 go Sierpnia. Uczestników z bliższych okolic i głę
bokich Niemiec tyle na wiec przybyło, że obszerna sala Schützenhaus nie mogła wszystkich pomieścić. Całe setki ludzi musiały szukać miejsca
albo w sąsiednich lokalach, albo w ogrodzie. Przed otwarciem wieca zgromadzili się katolicy w ko
ściele św. Mikołaja celem uproszenia błogosła
wieństwa Bożego. O godz. 8. wieczorem otwo
rzył posiedzenie kupiec, p. Fuchs, przewodniczący komitetu miejscowego i w krótkich słowach przed