• Nie Znaleziono Wyników

Misyonarz Katolicki, 1891, R. 1, nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Misyonarz Katolicki, 1891, R. 1, nr 11"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Czasopismo illustrowane dla ludu katolickiego.

Ojciec święty Leon XIII. udzielił pisemku temu Błogosławieństwa Apostolskiego.

Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata ćwiercroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką

pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.

Nr. 11. Mikołów, 1. Czerwca 1891. Rocznik I.

Arumugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski.

(Opowiadanie z życia nawróconego księcia Indyjskiego.)

(Ciąg dalszy.)

»Wcale nie/ rzeki Arumugam, potrzą­

sając poważnie głową, »tak późno nie wsta jemy, bo byśmy nie otrzymali śniadania.

Ojciec Franciszek mówi, że kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje.«

»Miło mi to słyszeć,« mówił Radża, ale powiedzże mi teraz, czegoś się już dotych­

czas nauczył!«

»Dwa razy dwa cztery, trzy razy trzy dziewięć, cztery razy cztery szesnaście, pięć razy pięć dwadzieścia pięć, sześć razy sześć trzy­

dzieści sześć,« krzyczał Arumugam coraz głośnićj, wyciągając dziesięć palcy i zakon czył: »dziesięć razy dziesięć jest sto.«

»A do licha chłopcze, umiesz już więcej odemnie!« zawołał Radża.

»Więcej nawet, niż mój głupi kuzynek Dobra,« dodał Arumugam z pewnym odcie niem dumy. »Umiem już cokolwiek po an gielsku: »My father is good, my mo­

ther is good, and my sisters ave good, and I am also very good.«

Radża się śmiał, ale naraz spoważnia­

wszy zapytał syna: »Powiedz mi teraz Aru- mugamie, czy cię już uczono religii chrześci- jańskićj i czy cię zaprowadzono na nabo­

żeństwo?«

»Ani myśli!« szepnął z cicha Arumu gam. »Do kościoła wolno tylko chrześcija­

nom chodzić. Podsłuchiwałem pode drzwiami.

Nie masz pojęcia, ojczulku, jak pięknie ucz­

niowie śpiewają, ale cóż mi z tego? Nic nie rozumiałem. Potem wszyscy się głośno modlą. Wystaw sobie ojcze, co za dziwa­

ctwo! Chrześcijanie modlą się, aby Kró lestwo niebieskie zstąpiło na ziemię, a potćm proszą o chich powszedni; ale o inne po­

trawy, lepsze od chleba wcale nie proszą.

Czyż to nie niedorzeczność?«

Radża się śmiał, że mu łzy w oczach stanęły.

(2)

162 Arumugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski.

Potem chłopiec tak dalćj mówił: »Ojcze, chrześcijanie są bardzo zadłużeni, więcćj może od Radży Barody, o którym niedawno wspominałeś, że ma więcćj długów niż wło­

sów na głowie.«

»Oho,* zawołał zdziwiony Radża, »jakże się o tćm dowiedziałeś?«

»Z pacierza ich,» rzekł chłopiec, »zdaje mi się, iż proszą Boga, aby ich długi po­

płacił. «

»Przestań chłopcze, bo umrę ze śmiechu,«

zawołał Radża.

»Nie śmiej się ojczulku, bo nie ma z czego,« rzekł Arumugam. Tak jest rze­

czywiście. Wiem ja jeszcze coś, ale nie po­

wiem nikomu.«

»Ojcu przecież powiedzieć możesz.«

»Powiem, ale ty nie gadaj o tern ni­

komu,« rzecze Arumugam, podniósłszy palec do góry.

»Nie,« przyrzekł Radża, »cóż to takiego ?«

»Widzę, że chrześcijanie chorują na brzydką i wielce niebezpieczną chorobę.«

»Cóż to takiego?« zawołał przerażony Radża. »Czyż w kolegium grasuje zaraza?«

»Nie,* odpowiedział Arumugam, »nie w samćm tylko kolegium. Ojciec Franciszek miał niedawno kazanie. Słyszałem pode drzwiami, jak mówił, że wszyscy mają nie­

bezpieczną chorobę, tak zwany grzech pier­

worodny. Ale czemuż się znowu śmiejesz, ojcze? Nie śmiejże się, bo mówię prawdę;

wszyscy cierpią na grzćch pierworodny i dla tego tćż pewnie szczepią małe dzieci.«

Gdy Radża ciągle jeszcze trząsł się od śmiechu, Arumugam się uraził i uczuł w sobie wstyd, pomiarkowawszy, że powie­

dział jakieś głupstwo. Ale jeszcze więcej się zawstydził, gdy ojciec w domu powiedział wszystko, co mu chłopiec powiedział, w obec krewnych, i ci także śmiać się poczęli. Bie­

dnemu Arumugamowi zepsuła się cała u- ciecha. Postanowił odtąd nie opowiadać, co się dzieje w szkole. Ojciec zaś odzyskał całkowitą spokojność, tak rozumując: »jeżeli chrześcijanie uczą chłopca takich niedorze­

czności, nie ma obawy, aby kiedyś został chrześcijaninem.« Sam zaś postanowił nie

przyznać się do tego, że się tego lękał.

Było to rzeczywistćm zrządzeniem Bo-

żćm, że odtąd Arumugam taił się ze swo- jćm obeznaniem się z nauką wiary. Gdy bowiem później poznał całą piękność i pra­

wdę nauki Chrystusowej i pełnił jćj przyka­

zania, nigdy o tćm w domu nie mówił, a skoro go pytano, dawał odpowiedzi wymija­

jące, aby nie być wystawionym na śmiech.

Te pierwsze odwiedziny domu miały i ten dobry skutek, że Arumugam z chęcią wracał do O. Franciszka i kolegów, gdzie go nikt nie wyśmiewał. Tu się czuł szczęśliwym i zadowolonym, uczył się pilnie, postępował w nauce i zyskiwał coraz większą miłość i poważanie. Gdy w końcu roku szkólnego przy wydzielaniu premiów uzyskał pierwszą nagrodę, Radża dumny z takiego syna po­

stanowił nie odbierać chłopca ze szkoły, póki jćj całkowicie nie ukończy.

* *

*

z Teraz wypada nam przeskoczyć przedział pięcioletni. W tym czasie wyrósł Arumugam na krzepkiego i dorodnego młodzieńca i tak wielkie uczynił postępy we wszystkich naukach, że gubernator angielski powinszował Radży tak dobrze wykształconego syna i obiecał wyje­

dnać mu wysoki urząd w zarządzie Indyi, skoro tylko złoży egzamin. Ale Arumugam wykierował się na coś więcćj, aniżeli tylko na dobrego i wykształconego ucznia, był bowiem zacnym i cnotliwym młodzieńcem.

Winien to był łasce, jaka w duszy jego działała od pierwszego dnia wstąpienia do kolegium. Rychło on odgadnął, że wiara chrześcijańska jest jedynie prawdziwą. Pe­

wnego dnia prosił O. Franciszka o pozwole­

nie przypatrzenia się katolickiemu nabożeń­

stwu w kaplicy. Ksiądz odpowiedział mu:

»Synu, nie mogę ci wzbronić, jeśli tego pra­

gniesz, ale zapytaj poprzednio ojca!« Aru­

mugam tego nie uczynił, lecz poszedł na własną odpowiedzialność na mszę i kazanie, wiedział bowiem, że ojciec by go natych­

miast odebrał z kolegium, czego się nade- wszystko obawiał. Dopóki był młodszym, uczył go przyjaciel Piotr prawd wiary św., gdy wiekiem stał się pojętniejszym, brał książki traktujące o chrześcijaństwie z biblio­

teki i sam się uczył.

O. Franciszek sam się dziwił, jak po-

(3)

Arumugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski. 163

tężnie działa łaska w sercu tego niechrzco- nego i niewinnego poganina; Arumugam był bowiem wzorem czystości dziecięcćj, pokory, posłuszeństwa, skromności, a mianowicie mi­

łosierdzia względem ubogich. Ilekroć ujrzał żebraka na ulicy, biegł do O. Franciszka i prosił o pozwolenie udzielenia mu jałmużny.

Wszystko, co posiadał, chciał porozdawać, tak iż ksiądz musiał go czasem napomnieć, aby nie przekraczał granic szczodrobliwości.

Pewnego razu ujrzał przed gmachem szkólnym syna biednego roznosiciela wody, który zaopatrywał kolegium w ten napój.

Biedaczek ten był odziany lichą chuściną około bioder i stał z gołą głową na skwar nćin słońcu. Arumugam pobiegł do swój izdebki, porwał spodzienki, surducik i sło­

miany kapelusz i rzucił mu to oknćm pod nogi. Chłopczyna spojrzał do góry i po­

dziękował za dobrodziejstwo. Nie poprzestał na tóm stary woziwoda i pobiegł do O.

Pranciszka, aby i temu oświadczyć swą wdzięczność. O. Franciszek odgadł natych­

miast, kto to uczynił i rzekł do rozwoziciela wody, członka najniższój, wzgardzonćj kasty Pariasów : »Poczciwy człecze, ten dar po­

chodzi od syna Radży; módlcie się za niego, gdyż jest jeszcze poganinem.

Tak wiernie wykonywał Arumugam każdy przepis i nakaz Ewangieli, jedna rzecz tylko zasmucała go niekiedy, t. j. że nie mógł razem z drugimi przystępować do Sa­

kramentów św. Gdy skończył lat 17, przy­

szedł do O. Franciszka i zapytał go: »Ojcze, cóż powinienem czynić, ażeby dostąpić Chrztu św.?*

ca Ko- wał, że zbliżyła się stanowcza dla chłop godzina i rzekł ze łzami w oczach: »Ko­

chany synu, jeśli chcesz wyznawać Chry­

stusa i przyjąć Chrzest św., trzeba ci się zwierzyć z tóm ojcu, a potóm*. . . Tu utknął kapłan; zrozumiał go Arumugam i dokoń czył; >a potóm — wszystko stracić.*

lo rzekłszy, wyszedł Arumugam do ka- plicy, gdzie długo klęczał przed ołtarzem za­

topiony w modlitwie. O. Franciszek pomy­

ślał sobie z boleścią: »Biedny młodzieńcze!

Żebracze dziecię możnaby spokojnie ochrzcić, a nikt by temu się nie oparł. Ty, syn ksią-

żęcia, musisz sobie drogo okupić chrzest, szczęście i swobodę wiary.* Takie było istotnie położenie rzeczy. Gdyby Arumugam dal się ochrzcić, wyparłaby go się cała ro­

dzina i cała kasta, straciłby majątek i wszystko, co może stanowić powab dla serca mło­

dzieńczego. Trudna to była walka, Arumugam chodził dni kilka smutny i osowiały. Wtćm zaszło zdarzenie, które za łaską Bożą sta­

nowczo wpłynęło na dalsze jego losy.

4. Dobry uczynek i jego następstwa.

Zbliżała się chwila, w którćj Arumugam miał kolegium opuścić. Pewnego dnia za­

prosił go mistrz muzyki Winfried, pobożny Anglik, aby wespół z nim poszedł odwiedzić chorego. Winfried utworzył był towarzy­

stwo św. Wincentego mające na celu wspie­

ranie ubogich. Znając usposobienie młodego księcia, pomyślał sobie, że dzieła miłosierdzia najprędzćj wyjednają Ąrumugamowi łaskę nawrócenia. Zapytał przeto chłopca:

> Czybyś nie miał ochoty pójść ze mną do chorego ?«

»Cóż to za chory?*

»Jest to biedny Parias,« odpowiedział Winfried, wiedząc, że według uprzedzeń po gańskich nie wolno synowi Radży mieć ja­

kiekolwiek styczności ze wzgardzoną kastą Pariasów.

»Parias!« zawołał z przestrachem Aru­

mugam, »czy nie wiesz, co mnie czeka, skoro się o tóm dowie ktoś z mych krewnych, albo ojciec?«

»Coście uczynili jednemu z mych naj­

niższych braci, to uczyniliście mnię,« odrzekł mistrz muzyki.

Arumugam spuścił wzrok i mocno się zadumał. Wtćm przywlokła się biedna sta­

ruszka i błagała go na miłość Pana Jezusa o jałmużnę. Arumugam dał jćj kilka gro­

szy, a staruszka rzekła: »Bóg zapłać.

Niech cię Pan Bóg błogosławi i wszystkie drogi twoje.« Usłyszawszy te słowa, rzekł Arumugam do Winfrieda: »Idę z tobą, bo odebrałem błogosławieństwo na drogę. *

»W milczeniu szli obaj na przedmieście.

Muzyk stanął przed nędzną, na pół zapadłą

lepianką i rzekł: »Tu mieszka największy

nędzarz, jakiego dotąd poznałem.*

(4)

164 Arumugam, niezachwiany w wierzefksiążę Indyjski.

Arumugam wstąpił szybko w progi chaty i ujrzał woziwodę szkólnego i jego syna. Ale i ci poznali swego dobroczyńcę, a woziwoda zdumiony zawołał: »Jak to?

Syn Radży raczy odwiedzić mnie biedaka?

Niechaj Bóg ci odpłaci szlachetny uczynek, zacny książę!«

»Paniczku,« zawołała chora żona wozi­

wody, leżąca na słomiance, »czy ty jesteś synem Radży? Czyś został chrześcijaninćm?«

»Nie, poczciwa kobiecino,« odparł za­

rumieniony Arumugam, »jeszcze nie jestem chrześcijaninem, ale pragnę nim zostać.«

Młodzieniec pocieszył biedaków i zachęcał ich do ufności w Bogu, rozmawiał łagodnie z dziećmi, przyodzianemi w podarte i dziurawe łachmany, i cisnącemi się w kąt. Najstarszy chłopiec, którego Arumugam niedawno ob­

darzył, patrzał na niego z iskrzącemi od radości oczyma. Przy pożegnaniu wyjął Arumugam sakiewkę z pieniędzmi i dając ją biednćj kobiecie, rzekł: »Módlcie się za mnie do Boga o łaskę, abym wszystko po­

rzucił, a przyjął Chrzest św.«

»Wiemci ja, Panie, że tobie to przy­

chodzi trudniej, aniżeli nam, bo ty przez to wyrzekasz się wszystkiego. Ale póki żyć będę, prosić będę Boga, ażeby ci udzielił szczę­

ścia już tu na ziemi i stokrotnie ci to wyna­

grodził, czego się dla Niego wyrzeczesz.«

Arumugam podał wszystkim rękę na pożegnanie i obiecał ich znowu odwiedzić;

potem wyszedł razem z muzykiem.

Zaledwie stanął na ulicy, wydał okrzyk przerażenia i zdumienia. Ujrzał bowiem sie­

dzącego na słoniu swego ojca, który oto czony sług orszakiem, wybierał się na polo­

wanie. Stojący w progu chaty Winfried miał tyle czasu, iż mógł się ukryć, gdy Radża gromkim głosem się odezwał: »Ty żeś to Arumugamie? Zkąd się tu wziąłeś w tćj psićj jamie Pariasa!«

Gdy blady jak trup i drżący Arumu­

gam milczał, zakrzyknął Radża: »Domyślam się, co się dzieje. Chodź tu do mnie!«

Arumugam wsiadł na słonia, Radża kazał nawrócić i w powrocie do pałacu wrzasnął na syna: »Coś tu czynił, nieszczęsny ?«

»Byłem u biednego z jałmużną,« odparł Arumugam.

»Aha, odgaduję, co się święci. Brama w samą porę mnie tu przyprowadził, aby zapobiedz nieszczęściu. Czy wie o tćm O.

Franciszek, którego niech Brama ukarze, że odwiedzasz Pariasów!«

»Nie,« odrzekł Arumugam, »przyszedłem z własnćj woli i bez jego wiedzy.«

»Szczęście dla niego,« krzyczał Radża,

»gdyż zaklinam się na Wisznu i Sziwę, x »że byłbym kazał podpalić jego kolegium na wszystkich czterech rogach.«

»Ojcze!« zawołał chłopiec, spojrzawszy na niego wzrokiem błagalnym.

»Tak to?« wrzeszczał Radża, *a zatem chodzi ci więcej o dobro tego tałałajstwa chrześcijańskiego, aniżeli o szczęście ojca ? Poczekajno, popamiętam ci to.«

To rzekłszy, zamilkł rozgoryczony książę, zamilkł i Arumugam, ale wewnątrz błagał Boga: »Panie, niech się stanie wola Twoja;

Twoje to zrządzenie, iż działając dobrze na chwałę Twoją, popadłem w nieszczęście. Ale wszystko pokornie przyjmę z Twej ręki, co na mnie zesłać raczysz.«

Niezadługo stanął orszak cały ku po­

wszechnemu zdziwieniu pozostałej w domu służby w dziedzińcu pałacowym Radża nie posiadał się w srogim gniewie; porwawszy za fuzyą, zastrzelił swego najlepszego charta angielskiego i zwróciwszy się do syna, krzy­

knął: »To samo ciebie czeka, skoro wy­

konasz to, coś zamierzył.« Potem wszedł na schody, każąc Arumugamowi iść za sobą.

Wszedłszy na piętro, zamknął się w swym gabinecie. Dopiero wieczorem ochłonął co­

kolwiek z gniewu, zawołał syna i starał się w dobry sposób dopiąć swego celu. Aru­

mugam poprzednio przepędził na klęczkach kilka godzin, i prosił gorąco Boga, aby oj­

ciec w rozjątrzeniu nie dopuścił się jakiego krwawego czynu. Gdy widział wchodzącego Radżę, złożył błagalnie ręce. Tymczasem książę pohamowaszy uniesienie, nie wyrzekł złego słówka; owszem uściskał syna i tak się do niego odezwał:

(Dalszy ciąg nastąpi.)

(5)

Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich. 165

Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich.

(Ciąg dalszy.)

Podobne stosunki, w jakich znajduje się Ko­

ściół katolicki w Meksyku, znajdziemy w państwach średniej i południowej Ameryki. Dla Europej­

czyków atoli te kraje mnićj są ważne, po­

nieważ rząd i prawo cywilne nie jest tak ustalone, jak w pół­

nocnej Ameryce. Re wolucya tamuje i prze­

szkadza zbawiennemu wpływowi Kościoła.

Dodamy tu niektóre szczegóły dotyczące wiary katolickiej. W południowej Ameryce posiadają Holendrzy część prowincyi Guya­

na. Pomiędzy 65,000 mieszkańców znajduje się 13,000 katolików.

Missya jest powierzona OO. Redemptorystom.

Redemptoryści nie tyl­

ko opowiadają słowo Boże, lecz pielęgnują także trędowatych, któ­

rych liczba wynosi 30001 Nikt nie zdoła opisać nędzy trędowa­

tych : są to żyjące trupy. Najgorsza jest ta okoliczność, że trę­

dowaci przenoszą trąd na innych, z któremi przestają. Dla tego nikt nie chce dotknąć

trędowatego i już z daleka ucieka od niego.

Tylko niektóre szlachetne dusze nie wahają się poświęcić heroicznćj usłudze trędowatych. Naj więcej trędowatych znajduje się w mieście Para maribo, gdzie OO. Redemptoryści mają o nich pieczę. Sławny missyonarz ks. Jan Bakker za­

służył sobie na podobną pochwałę, jak św. pa mi?ci ks. Damian Devasteur.

Patryarcha jerozolimski.

Guyana, która należy do trzech państw:

Francy i, Anglii i Holandyi, graniczy z rzeczpospo­

litą Wenezuelą. Rząd tutejszy naśladuje przykład Redemptorystów i za­

czyna dbać o trędo­

watych, którzy dotąd tylko od katolickich kapłanów i sióstr do­

znawali pomocy. Na wyspie Providencia za­

łożono wielki szpital, gdzie 25 sióstr świętej Anny z Hiszpanii ob­

sługiwać będą trędo­

watych.

W Ekwadorze pra­

cują Dominikanie nad nawróceniem licznych szczepów Indyan, za­

mieszkałych na wyso­

kich górach i najwięcej od europejskiej cywi- lizacyi są oddaleni. Ku- ruraye, którym jeden z księży Dominikanów przyniósłświatło Ewan- gielii, ochrzcił 50 dzia­

tek i udzielił wiernym św. Sakramentów. Po­

między Indyanami na­

czelnik już sędziwy był przyjął wiarę katolicką i jako prawdziwy mis­

syonarz postarał się o jej rozpowszechnienie pomiędzy swymi pod­

danymi. Cześć mu I W Boliwie (w południowćj Ameryce) pracują Franciszkanie bardzo gorliwie. Stacya główna na­

zywa się Tarata; ztamtąd założono cztery nowe sta- cye. Kapłani, nauczyciele i nauczycielki dzielą po­

między sobą trudy i mozoły missyjne. lndyanie są tu mało wykształceni i missyonarze muszą się starać także o doczesne potrzeby nowonawróconych.

Patagonia leży na samym kopcu Ameryki

(6)

166 Prośba w sprawie ubogich studentów.

południowej. Kraj bardzo dziki, lud mało okrze­

sany. Katoliccy missyonarze nawracają wielką liczbę Patagończyków, a szerząc wiarę, szerzą zarazem oświatę. Praca bardzo mozolna. Mis­

syonarze Salezyanie (liczba ich jest 36 i 14 sióstr), których fundatorem jest sławny kapłan Don Bosco, nie wahają się ponosić wszelkich cierpień dla chwały Chrystusa Pana. Stacya św. Rafała jest najgłówniejszą.

Do Argentynii odjechało niedawno dwóch kapłanów z Steylu, księża Henryk Becher i Her­

mann Löcken. Liczni koloniści zgromadzili się tu z Europy, a mianowicie z Niemiec. Dla tego dwaj missyonarze są bardzo potrzebni przyby­

szom, aby ich zachować w wierze katolickiej.

Niemieccy i szwajcarscy koloniści okazują wielki szacunek dla kapłanów katolickich.

W innych krajach Ameryki południowej i środkowćj, jak w Brazylii, może jeszcze większa ciemnota panuje, niż w Meksyku. W miastach zaś nad morzem Atlaątyckiem położonych ma prze­

wagę cywilizacya europejska i wiara katolicka jest tam dość rozpowszechnioną. W ogóle jednak cała

Ameryka południowa będzie jeszcze wymagała wiele pracy i ofiar, zanim się stanie kwitnącem polem wiary chrześcijańskiej. Żniwo wielkie, robotników mało. Synowie czcigodnego kapłana Palothi i Sa­

lezyanie podzielili się tu pracą. W ciągu 20 lat udało się 60 Salezyanów do południowej Ame­

ryki, utworzono 35 stacyi i ochrzcono 25 tysięcy dzikich Indyan.

W Brazylii wybuchła w roku 1890 rewo- lucya, skutkiem czego wypędzono cesarza Dom Pedro. Młoda republika wytoczyła niestety bój Kościołowi katolickiemu, na czćm najwięcej cier­

pią szkoły. Lecz Biskupi brazylijscy dzielnie walczą o niepodległość jego. W prowincyi Rio grande de Sul pracują Ojcowie Jezuici. Znaj­

dują się tu liczni Niemcy już od dawna, a nie dawno temu zaczęli tu gromadnie osiadać Polacy na największe swe nieszczęście. Tak tedy sto­

sunki w Ameryce mało jeszcze są uregulowane, co zgubnie wpływa na Kościół św. Ale Chrystus Pan nie opuści Kościoła Swego i dopomoże mu do pokonania wszelkich zawad i przeszkód.

(Dalszy ciąg nastąpi.)

Prośba w sprawie

Wielka ilość ubogich studentów pisze do nas listy z serdeczną prośbą o wsparcie. My sami dobrze znamy potrzeby ubogich studen­

tów i szczerze pragniemy wszystkim pomódz.

Lecz siła jednego tu wcale nie wystarcza!

Dla tego pragniemy w »Missyonarzu katolickim« odtąd szczególną zwracać uwagę na ubogich studentów i pragniemy zachęcić serca chrześcijańskie do wspólnego działa­

nia, aby rzecz tak święta i ważna nie poszła w zaniedbanie.

> Missyonarz katolicki« w następującym numerze ubogim studentom poda rękę po­

mocy, wzywając Was, kochani Czytelnicy, do udzielania według możności datków na ten cel.

Kto zechce złożyć jakąkolwiek, choćby naj-

ubogich studentów!

drobniejszą ofiarę, niechaj ją złoży na cele missyjne, lub tćż na ubogich studentów.

Jałmużnę dla ubogich studentów nazy­

wamy »Jałmużną Maryańską,« ponie­

waż pod opieką Najświętszej Panny Maryi pragniemy pomódz młodzieńcom, którzy po ukończeniu nauk mą ją wielbić Kró- lowę Niebieską i Syna Jćj Jezusa Chrystusa!

Niechajże Pan Bóg przedsięwzięciu temu błogosławić raczy!

Pyskowice, dnia 28. Kwietnia 1891.

Ks. dr. J. Chrząszcz,

proboszcz.

Na powyższy cel złożył: Flory an Petzka z Zaborza 3 marki.

(7)

167 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

Szczegółowe nowiny

Missya między wychodźcami do Ameryki.

Pomimo upomnień i przestróg wielka liczba ubo­

gich opuszcza strony rodzinne, sprzedaje resztki szczupłego mienia, aby opłacić koszta podróży i udaje się do dalekiej Ameryki, by tam szukać szczęścia. Jest powszechne mniemanie, że corocznie 400 tysięcy wychodzi z Europy do Ameryki.

W miastach nadmorskich znajdują się liczne stowarzyszenia, które nietylko wychodźców prze­

prawiają przez morze, lecz nawet się o nich ubie gają 1 Im większą liczbę wychodźców wypra­

wiają, tern większe ztąd zyski odnoszą. Stowa­

rzyszenia te nieraz nie wstydzą się prostaczków i łatwowiernych usidlić przez agentów. Niedawno temu w Oświęcimiu były agentury Północno-nie- mieckiego Lloydu i Hamburgsko amerykańskiego stowarzyszenia akcyjnego, które wychódzców, ja­

dących z Galicyi, Węgier, Sławonii, Morawii i z Czechów, chwytały jak muchy na miód. Agenci starali się namówić jaknajwiększą liczbę wychódz­

ców do przeniesienia się za morze, wyłudzali z nich ostatni grosz na podróż, a potem, gdy do Ameryki przybyli, zostawiali ich nagich i wszel­

kiej pomocy pozbawionych. Jakiż był dalszy los tych biednych istot? Niejedna rodzina w okropną biedę popadła, odrywano dzieci od rodziców, a o moralności i religii wcale mowy nie było. Przez długie lata bezsumienni agenci prowadzili swe ha­

niebne rzemiosło. Lecz rząd austryacki wpadł na ich trop i surowo ich ukarał.

Teraz w Oświęcimie ustanowiono osobną po- licyą, która tego przestrzega, aby tylko tacy wy­

chodźcy, co są zaopatrzeni w paszport i dostate­

czne fundusze, puszczali się w podróż. Kto zaś nie ma paszportu, lub nie posiada pieniędzy na podróż i na pierwsze potrzeby życia w nowym świecie, temu nie wolno jechać do Ameryki, lecz musi zostać w kraju. Policya, której przełożonym jest zacny pan Mazurkiewicz (1890), wielką przez to ma zasługę, że postarała się, aby nikt lekko­

myślnie nie opuszczał kraju.

W Mysłowicach na Górnym Szlązku także policya przegląda paszporty wychódzców i ża­

dnego nie puszcza, kto nie ma kontraktu lub wy­

starczającej kwoty pieniężnej. Takiego wychodźcę wstrzymać, jest to ratować go od zguby w A- meryce.

Lecz jeszcze jest inna troska dotycząca wy­

chodźców, przejmująca trwogą serca nasze kato­

lickie. W kraju rodzinnym wychodźcy chodzili do Kościoła katolickiego, pobierali naukę wiary, przyjmowali św. Sakramenta. Skoro zaś przepra­

wią się do Ameryki w okolice, gdzie nie ma ani Ko­

ścioła, ani szkoły katolickiej, zapominają o przepisach wiary, popadają w niedowiarstwo lub stają się łupem

z missyj katolickich.

licznych sekt (kacerstw) i giną. Któżby się nie ulitował nad nimi i nie chciał im pomódz ?

Związek św. Rafała Archanioła możnaby słu­

sznie nazwać missyonarzem wychódzców, ponie­

waż stara się nie tylko uchronić ich od biedy i nędzy, lecz i od utraty wiary. Istnieje w Niem­

czech i w Austryi, w każdem mieście polożonćm nad morzem bądź to w Europie, bądź też Ame­

ryce, i ma licznych reprezentantów, którzy poradą, objaśnieniem, pomocą pieniężną świadczą rozliczne przysługi biednym wychodźcom katolickim.

Czynność związku Rafała jest trojaka: przed podróżą do Ameryki, podczas podróży i po jej ukończeniu. Gdy wychodźcy przybywają do mia­

sta nadmorskiego, n. p. do Bremeny, Hamburgu, Amsterdamu, członkowie związku starają się na­

kłonić ich, aby Sakramentem Pokuty i Ołtarza przysposobili się na daleką przeprawę. W ko­

ściele napomina ich kapłan, aby podczas podróży i w nowej ojczyźnie Boga i Kościoła katolic­

kiego nie zapomnieli. Potem dają im nauki, jak się należy zachować w obcym kraju co do kon- traków, pracy, poczty i t. d. Posilonych błogo­

sławieństwem Bożem odprowadzają na okręt i tu rozstają się z nimi. To jest początek missyil

Na okręcie znajdują się także niektórzy człon- • lcowie związku, którzy towarzyszą wychodźcom podczas podróży trwającej wiele dni. Na statku są ludzie różnych narodowości i usposobień, do­

brzy i źli, poczciwi i awanturnicy. Biada wy­

chodźcom, którzy wpadną w szpony oszustów lub uwodzicieli I Tracą resztę majątku i zaprzedają się, nie wiedząc, co czynią, w niewolę bogaczów i wyzyskiwaczy, którzy na okręcie utrzymują swych agentów. Lecz członkowie w związku Rafała jak Anioł Stróż czuwają nad powierzonymi sobie wychodźcami i nie dopuszczają, aby im się stała krzywda. Starają się także, aby podczas podróży wychodźcy żyli według przepisów wiary:

modlą się i śpiewają z nimi nabożne pieśni, czy­

tują im pożyteczne książki i uczą religii. Otóż dalsza missya wychódzców 1

W końcu, gdy podróż się kończy, a wychódzcy na ląd wysiadają w Ameryce, członkowie związku św. Rafała nie opuszczają ich, lecz wynajdują im pracę i korzystne zatrudnienie w stronach, gdzie od utraty wiary najlepiej są zabezpieczeni.

Na czele związku stoją i w sprawie wychódz- ctwa potrzebnych wiadomości chętnie udzielają pomiędzy innymi: w Bremie proboszczowie Schlösser i Prachar, Lindenstr. 6; w Amster­

damie Edward Huf, Nieuwendyk 215; w Li­

verpool (Anglia) ksiądz Fr. d’Heuter, 217 high park street; w Londynie proboszcz Dr. Verres, 47 union-street, Whitechapel; w Nowym Jorku

(Dalszy ciąg aa str. 170.)

(8)

168 Boże Ciało.

@©ś© © i a 1 ©e

Dnia 28. Maja obchodziliśmy uroczystość Bożego Ciała i obecnie żyjemy w oktawie tej uroczystości.

Możeście ciekawi dowiedzieć się jak i kiedy powstała tak wielka uroczystość. W roku 1246 pierwszy raz w kościele św. Marcina w mieście Leodyum obchodzono u-

roczystość Bożego Ciała.

W pobliżu Leodyum był na górze Coreillon kla­

sztor panien, gdzie żyła święta Julianna jako po­

korna zakonnica. Gdy w zachwyceniu modliła się, widziała księżyc w pełni, lecz na krawędzi była ciemna plama. Wi­

dzenie swe opowiedziała spowiednikowi i innym o- sobom pobożnym; odpo­

wiedziano Juliannie, że mie­

siącem w pełni jest Ko­

ściół św., a plama na kra­

wędzi księżyca oznacza brak uroczystości Najświę­

tszego Sakramentu Oł­

tarza- Należy więc publi­

czną uroczystość Najśw.

Sakramentu Ołtarza za prowadzić, a dopiero wtedy plama z księżyca zniknie.

Tak wytłómoczono jej wi­

dzenie.

Święta Julianna uznała skutkiem natchnienia Bo­

żego, iż rzeczywiście pu­

bliczna uroczystość Bo­

żego Ciała Kościołowi jest niezbędnie potrzebną.

Lubo bowiem w dniu Wielkiego Czwartku już

oddawna obchodzono pamiątkę postanowienia Najśw. Sakramentu Ołtarza, z powodu smutku jednak, który przypada na wielki tydzień przed Wielkanocą, radosna uroczystość Bożego Ciała była niemożebną.

Święta Julianna miała jeszcze inne widzenie, które utwierdziło ją w zamiarze starania się o za prowadzenie publicznej uroczystości Bożego Ciała.

Prosiła arcybiskupa kolońskiego, potem arcbidya- kona Jakóba Pantaleona, aby tę uroczystość za­

prowadzili w swoich dyecezyach- Biskup Robert wypełnił pierwszy prośbę świętej Julianny i roz­

kazał w r. 1246, aby ta uroczystość w dyecezyi

Leodyńskiej się odbyła. Taki był początek tego wielkiego święta. Słabą pannę obrał Pan Bóg za narzędzie wyjednania powinnej czci Bozkiemu Sakramentowi. Odtąd z wielką radością wierni obchodzili uroczystość, budowali ołtarze, wieńczyli domy, zdobili ulice i w spaniałej procesyi pokłon

publicznie oddawali Jezu­

sowi utajonemu pod po­

stacią chleba.

Jakób Pantaleon, który uznał słuszność prośby Julianny, został później papieżem pod imieniem Urbana IV. 1261 i roz­

kazał 1264 jako Najwyższy Pasterz Kościoła aby nie tylko w dyecezyi Leo­

dyum, lecz wszędzie, gdzie­

kolwiek istnieje Kościół katolicki, obchodzono u- roczystość Bożego Ciała w czwartek po niedzieli świętej Trójcy. Święty Tomasz z Akwinu, najcel­

niejszy doktór Kościoła, ułożył piękne hymny, dotychczas używane w tym dniu uroczystym.

Żadnej może uroczy­

stości Kościół katolicki nie obchodzi z taką o kazałością, jak procesyą Bożego Ciała. Wszyscy radośnie śpiewają: »Tan­

tum ergo Sacramentum veneremur cernui,« .Przed tak wielkim Sakramentem upadajmy na twarzy,"

•Chwal Syonie Zbawi­

ciela, Pasterza, Przewo­

dnika hymnami i pienia- mi;* .Ile zdołasz, wielbij śmiały, Bo większy nad wsze pochwały."

Piękny powyższy obrazek przedstawia nam Monstrancyą z Przenajświętszym Sakramentem.

Pod postacią chleba (Hostyi) utajone jest Ciało Chrystusa Pana, Aniołowie podziwiają Bożki Majestat i pokłon czynią Panu swemu. Kadzidło, które trzyma Anioł, jest hołdem anielskim, z któ­

rym się łączą pieśni i modły wiernych.

Niechaj będzie pochwalony Chry­

stus Pan w Najświętszym Sakra- m en ciel Tak kornie woła »Missyonarz kato licki" z milionami chrześcijan.

Uczczenie Przenajśw. Sakramentu.

(9)

Najsłodsze Serce Jezusa, zbawienie i ucieczko nasza! 169

r. -

Najsłodsze Serce Jezusa, zbawienie i ucieczko nasza!

(10)

170 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

(Ameryka) ks. J. Reuland, 6 state street (dom Leona); w Filadelfii (także w Ameryce) Capt.

L. M. Kieffer, 5. girard-avenue.

Zacni członkowie związku Rafała już tysiące biednych wychódzców ocalili od zguby doczesnej i wiecznćj. Niechaj takich gorliwych missyonarzy Bóg błogosławi!

Missya pomiędzy protestantami w Niem­

czech, a mianowicie w królestwie pruskiem.

W królestwie pruskiem stanowią katolicy trzecią część mieszkańców, a protestanci dwie trzecie. Da­

wniej było inaczćj! Cały kraj należący teraz do ko­

rony pruskićj był zjednoczony tą samą wiarą ka­

tolicką. Elektor Joachim II. przyjął atoli wiarę luterską, Marchia brandenburska także. Inne kraje, które wtedy różnych miały panów, przyjęły re- ligią Lutra, a teraz, jak wyżćj wspomniano, tylko trzecia część mieszkańców wyznaje wiarę Kościoła katolickiego. Prowincye, gdzie najwięcej się znaj­

duje katolików, są: Szlązk, WKs. Poznańskie, Prusy Zachodnie, Westfalia i prowincya nadreńska.

W innych prowincyach pruskiego państwa prote­

stantyzm przeważa, a katolicy są porozpraszani w Prusach Wschodnich, Pomeranii, Brandenburgii, Saksonii i t. d.

Katolicy mieszkający pomiędzy protestantami niestety często porzucają wiarę ojców, a (pożal się Boże I) nawet katolicy prowincyi, w których wiara katolicka jeszcze przemaga, nieraz wyrzekają się wiary i przechodzą na protestantyzm. Znamy takich ludzi liczbę nie małą. Smutny ten objaw upadającego ducha religijnego w calem państwie niemieckiem, jak n. p. w Bawaryi widocznym jest.

Prasa wolnowierców, szerzenie się socyalnej demo- kracyi, obojętność i opieszałość katolików spra­

wia, że liczba katolików w królestwie pruskiem i w innych krajach państwa niemieckiego coraz więcej się zmniejsza. A leć najważniejszą przyczyną są mięszane małżeństwa.

Bardzo sławne niemieckie pismo »Die histo­

risch-politischen Blätter,« zwraca uwagę na tę smutną sprawę. Według tego pisma od roku 1871 aż do 1885 protestanci państwa niemieckiego się pomnożyli o 14,82 procent, katolicy tylko 12,88 procent. Otóż protestanci o siódmą część więcćj się pomnożyli aniżeli katolicy. W r. 1871 liczono 25,581,709 protestantów a 14,867,091 ka­

tolików. W roku zaś 1885 liczono 29,372,918 pro­

testantów, a 16,781,972 katolików. Gdyby kato­

licy równie się pomnażali, jak protestanci, musia­

łoby ich być 17,070,393. Wyliczono dalej, że corocznie 19,228 katolików występuje z Kościoła katolickiego. Utrata to tern boleśniejsza, że kato­

licy więcćj miewają dziatek, niźli protestanci: ztąd tćż ogólna liczba wszystkich katolików musiałaby być nawet większą, aniżeli 17,070,393.

Biskupi i kapłani gorliwie wypełniają swe obowiązki, aby wiernych utrwalić w wierze kato- lickićj. Praca duszpasterzy jest godna wszelkiego podziwienia. Nie tylko w kościele, lecz i w szkole,

w pismach i na zebraniach katolików, duchowień­

stwo ile może ostrzega wiernych. Duchowień­

stwo, które w dyasporze (dyaspora jest kraj lub prowincya, gdzie katolicy tylko w szczupłej i bar­

dzo małej liczbie mieszkają) wypełnia swe obo­

wiązki kapłańskie bez względu na swe siły, naj­

większe przynosi ofiary, aby owieczki rozproszone pomiędzy innowiercami zachować od utraty wiary.

Gdyby duchowieństwo tak gorliwie nie starało się o zbawienie ludu katolickiego, daleko większa liczba katolików wystąpiłaby od Kościoła i po­

padłaby w niewiarę lub odszczepieństwo. Dla tego uważajmy w każdym kapłanie, strzegącego pomiędzy innowiercami trzody swojej, missyonarza.

Jak bowiem missyonarze w pogańskich narodach strzegą wiernych, aby nie popadli w pogaństwo, tak pomiędzy innowiercami kapłani strzegą kato­

lików, aby nie zapomnieli swej wiary.

Mężowie szczerze katoliccy i godni wszelkiej pochwały, założyli w państwie niemieckiem zwią­

zek św. Bonifacego (St. Bonifacius-Verein,) który ma cel popierać kapłanów, nauczycieli, kościoły i szkoły katolików rozproszonych pomiędzy pro­

testantami. Cały ten związek nie jest zaiste ni- czem innem, jak missyonarzem katolickim ? Na zgromadzeniach katolików w Kłodzku, Wrocła­

wiu itd. polecano katolikom sprawę tego związku jak najgorliwiej. Związek Bonifacego coraz wię­

cej zwraca na siebie uwagę. Kto tego roku weźmie udział w Raciborzu w zgromadzeniu szlązkich katolików, ten się przekona, jak ważnym i potrzebnym jest związek w mowie będący. Ufajmy w Bogu, że sprawa związku stanie się sprawą wszystkich katolików.

Związek św, Bonifacego dzieli się na związki poboczne. Tak na Szlązku naszym istnieje .Szlą- zki związek św. Bonifacego' i »Akademicki zwią­

zek św. Bonifacego.«

Kochani czytelnicy »Missyonarza katolickiego,«

zapewnie się ucieszycie, gdy wam powiemy, żeśmy z ofiar od was nam nadesłanych już znaczną kwo­

tę przesłali na tak szlachetne cele związku.

Podamy tu kilka szczegółów dotyczących missyi związku św. Bonifacego. Na posiedzeniu członków związku we Wrocławiu ofiarowano na stacyą missyjną Neuendorf przy Potsdamie 2000 ma­

rek ; na budowanie kaplicy w Fraukenbergu nad rzeką Eder 100 marek; na kościół w Massweiler w dyecezyi speyerskiej 300 marek; na szkoły w Blumenthal 200 marek; na kościół w Szyr- steinie dyecezyi limburgskiej 150 marek; na szkoły w Hersfeldzie w dyecezyi fuldawskiej 150 marek;

w ogóle 2900 marek. Czy się nie godzi nazwać błogiem takie działanie związku?

Na innem posiedzeniu (3 lutego 1891) we Wrocławiu przeznaczono dla domu missyjnego w Schkeuditz dyecezyi padernborskiej 1500 mk;

na kościół w Dillenburg dyecezyi limburgskiej 100 mk ; na stacyą missyjną St. Halwrad w Chry- styanii stolicy Norwegii 1000 marek; na stacyą

(11)

Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

missyjną Kolding w Danii 300 mk; Münden w dye- cczyi hildesheimskiej otrzymało 300 marek, Brun­

swik na szołę katolicką 500 mk; Kirn w dyecezyi trewirskiej 300 mk ; i t. d.

Szczegóły tu podane czytamy w pisemku niemieckiem, które we Wrocławiu za pozwoleniem zwierzchności duchownćj wychodzi pod tytułem.

1 Schlesisches-Bonifacius-Vereins-Blatt,* Z tegoż pisemka dowiadujemy się dalej, jak się krzewią stacye missyjne pomiędzy protestantami w Niem czech. Albowiem w roku 1890 szlązki związek św. Bonifacego zebrał znaczną kwotę 129 tysięcy marek I Wielu kapłanów i pobożnych katolików w testamencie przeznacza swój majątek na missye katolickie pomiędzy protestantami w Niemczech, aby wiara katolicka nie doznała uszczerbku.

Ztąd widzimy, że missye nie tylko pogańskim narodom, lecz i naszym ziomkom są potrzebne. —

Missye ojców Franciszkanów.

Ojcowie Fran­

ciszkanie nie tylko od początku założenia zakonu przez św. Franciszka z Asyżu poświęcali się mis- syom pomiędzy poganami w Afryce, lecz i we­

wnętrznej missyi pomiędzy wiernymi. W »Missyo- narzu katolickim* nieraz wspomnieliśmy o trudach 1 zasługach O.O. Franciszkanów z Góry św. Anny, którzy w Szlązku przez missye ożywiają ducha religii i miłości chrześcijańskiej. Najprzewieleb- szy książę-Biskup Wrocławski publicznie w liście pasterskim 1891 pochwalił świetne zasługi pokor­

nych kapłanów.

Z Missyi Ziemi świętój.

Pod redakcyą O- Czesława Bogdalskiego zakonu O.O. Bernardynów w Krakowie wychodzi piękne pisemko dla członków trzeciego zakonu św. Franciszka pod tytułem:

•Dzwonek III. Zakonu.» Czytamy tam bardzo ciekawy list O. Norberta Golichowskiego, missyo- narza w Ziemi świętej, który udziela nam ważnych wiadomości dotyczących Jerozolimy i Ziemi świętej w następującym streszczeniu:

•Już dawno nie odezwałem się we Dzwonku serafickim, nie posyłałem żadnych wiadomości 2 Ziemi świętej. Kilka listów drukowanych w la­

tach 1888 i 1889 nie wyczerpały wprawdzie ma- teryału przezemnie zebranego, pomimo to wstrzy­

małem się od pisywania, aby nie przesycać sza­

nownych tereyarzy jedną i tą samą sprawą. Z tej to przyczyny ku urozmaiceniu korespondencyi po­

słałem artykuł o rozwoju zakonu serafickiego, który szanowna Redakcya Dzwonka w tych bieżących umieściła miesiącach. Czas więc wielki, abyście się znowu choć myślą przenieśli do Ziemi świętej i dowiedzieli o tern, co nas boli i co nas cieszy.

Przytem załączę kilka słów o Polakach tutejszych.

Właśnie, kiedy ten list piszę, Jerozolima święci uroczystość niezwykłą w Grobie Pańskim. Nie­

dziela czwarta postu dla Jerozolimy jest podwój­

nie radosną. We mszy św. na samym wstępie piewa kościół Boży z księgi Izajasza proroka:

* Wesel się Jerozolimo, wszyscy odprawcie zgro­

madzenie, którzy ją miłujecie, weselcie się z ra­

dością.* I zaprawdę jest u nas powód do we­

sela, boć przed najświętszym pomnikiem Grobu Pańskiego stanęli Patryarcha, Biskupi, kapłani i lud, aby brać udział w konsekracyjnej ceremonii nowego Biskupa. Tym wybrańcem Bożym jest dotychczasowy jeneralny Wikaryusz Patryarchatu, ks. Paschalis Apodio. Stolica święta mianowała go Biskupem tytularnym, a zarazem pomocnikiem Patryarchy jerozolimskiego. Konsekratorem był sam Patryarcha jerozolimski, a obok niego dwaj inni Biskupi. Jeden jest delegatem apostolskim w Bejrucie, a drugim jest tamże Biskupem or­

miańskim. Tak Patryarcha, jako też i Delegat apostolski, są zakonnikami naszego Patryarchy św.

Franciszka. Obrządek łaciński i ormiański dał sobie pocałunek u Grobu Chrystusowego. Pa­

trzeli na to schizmatycy greccy i ormiańscy, spo­

glądali i łacinnicy. Pierwszym może to było w niesmak, drugim łza szczęścia i uczucia rado­

snego tryskała z pod powiek. Łacinnicy ujrzeli, że kościół Boży ma w swojem łonie Biskupów ormiańskich, którzy wyrzekli się schizmy i pracują nad pozyskaniem swoich zbłąkanych braci. Nie potrzebuję dodawać, że Ormianie daleko gorliwsi są w utrzymaniu i rozszćrzaniu jedności z kościo­

łem katolickim niźli Grecy. Ci ostatni umizgają się do Rosy i i dla tego zatwardziałą jest ich krzcyca, jak to mówiono w staropolskim języku.

Co księga królewska pisze o żydach wiarołomnych, to samo da się zastósować do Greków schizma- tyckich: »nie słuchali, ale zatwardzili krzcycę swoję, wedle krzcycy ojców swoich.* (IV. Król.

roz. XVII. 14.) Ta rozłąka Greków, Rosyan, Or­

mian boli nas bardzo w Ziemi świętej. Ta to schizma ciągle nas nęka, a na najświętszych miej­

scach, jak w Betleemie, w Jerozolimie jest nieusta- jącem źródłem samych bolesnych przykrości, wy­

rządzanych łacinnikom. Szerokie, potężne gospo­

darstwo Rosyi w Palestynie jest także nie małem naszem zmartwieniem. Co będzie z tą Ziemią św.

na przyszłość, kto zatryumfuje tutaj nad Turkiem, schizma czy Rzym, Państwa katolickie, czy Rosya i protestantyzm ? to są pytania często się nasu­

wające sercu pobożnego prawego wyznawcy Ko­

ścioła katolickiego. Żydzi ciągną jak chmury czarne i zimne do Palestyny i zakładają kolonie, a formalnie oblegają Jerozolimę. Nienawidzą oni chrześcijan, tak samo Turcy. Żyd i muzułmanin spotkawszy chrześcijanina, a zwłaszcza zakonnika, niemal w oczy mu pluje, a nieraz kamieniami ciska. Nie jest to przesada, lecz stan rzeczywisty, a dzienniczek mój nieraz te wybryki żydowsko- muzułmańskie zanotował. Rozstrój więc panuje zewnątrz, lecz czy lepiej wygląda stan rzeczy między samemi zastępami katolickiemi? Bynaj­

mniej. Nieszczęsna polityka pełna zazdrości pa­

raliżuje dzieło missyjne. Nie ma harmonii, nie ma tu rąk połączonych. Nad ideą missyjną panują narodowościowe wady. Nowi przybysze, choćby pod cieniem missyjnym przynoszą ze sobą zarody

(12)

172 Encyklika Ojca św. Leona XIII., o sprawie socyalnej.

niechęci do wiekowych missyonarzy franciszkań­

skich. Jeśli w pismach w Europie drukowanych pogłaszczą czasem synów św. Franciszka, to za to setnemi razy głęboko ich i boleśnie ukolą.

Takie to są przysmaki Palestyńskie. Pomimo tych wszystkich ujemnych stron przezemnie nakreślonych, Ziemia święta coraz więcej czaruje, coraz głębiej wciska się w serce miłośnie. Tysiąc razy wej­

dziesz do Grobu Pańskiego i wstąpisz na Kal- waryą, po tyleż razy coraz to nowych pobożnych uczuć doznaje dusza chrześcijańska. A Getsemani, a Góra Oliwna, a Betleem i Emaus, Betania i Je­

rycho z Jordanem i Morzem Mart wem, wszystkie te miejsca zdolne są nad wyraz pogłębić cię w święte, zbożne zadumania. Czytałem to na twarzach polskich pielgrzymów i tych Polaków i Polek, co tu w Jerozolimie od 20 lat wciąż mieszkają. A teraz, skoro wspomniałem wam o Polakach, to po­

syłam ,wam spis polskich dusz stale w Jerozolimie przebywających.

Przeważnie są one trzeciego zakonu członkami, kochają Polskę, na świętych Miejscach przyjmują Komunię i modlą się na intencyą Ojczyzny. Po­

lecają się też modłom Waszym, mili czytelnicy:

Aniela Kaliszewska z Wilna, Katarzyna Her- mankiewicz z Kijowa, Franciszka Jasińska z War­

mii, Franciszka Sławaniewska z Wilna, Katarzyna Zarembianka z Suwałek, Julia Guzewicz z Kowna, Urszula Waszkiewicz z Wilna. Faustyna Rulewska, staruszka, Konstancya Otto, Agnieszka Kowalska, Marya Jarmułowicz , chorowita na nerwy, Wil-

Encyklika Ojca św. Leona

Ojciec święty wydał bardzo ważną encyklikę czyli okólnik, dotyczący sprawy socyalnej. Mą drość, którą Ojciec św. zawsze się odznaczał, i w tym okólniku podziwiać możemy. Bardzo wa­

żne są nauki, jakich udziela światu Najwyższy Pasterz, mają bowiem na oku polepszenie bytu robotników na ziemi i razem zapewniene szczęścia ich wiekuistego na tamtym świecie.

Najprzód Ojciec św. mówi o ważności sprawy socyalnej której rozwiązaniem zajmują się w obe­

cnym czasie nieomal wszyscy, parlamenty, uczeni, świeccy, duchowni, robotnicy i chlebodawcy.

Potem Ojciec św. wykazuje, że nie można marzyć o zniesieniu własności osobistego majątku, do czego zmierzają socyaliści, twierdząc, że wła­

sność powinna być wspólną Cóż byłoby tego sku­

tkiem f Niezawodnie, że niktby niechciał pracować.

Dalej powołuje się na przepisy św. Ewan- gielii, według której każdy winien bliźniego mi­

łować i wspomagać. Dla tego chlebodawcy i ro­

botnicy nie powinni się nienawidzić i walczyć ze sobą, lecz żyć w zgodzie i porozumiewać ze sobą przez zobopólne ugody i umowy.

nianka, Zofia Olszewska, Marya Saykowska, Emilia Saykowska, Paulina Sobolewska z Galicyi, Łucya Misiewicz z Wilna, Serafina Bzowska, Koleta Fi­

lipowicz, Zofia Dębska, Stefania Szczepaniak ze Lwowa, Marya Kossowska z Litwy, Marya Sie- mionowa z Petersburga, Rozalia Brodowa z Ga­

licyi, Tekla Stróżdówna z Wilna, Marya Bejna- równa z Wilna, Andrzej Kruczyński, szewc ze Zbaraża, Jan Kustra/ wyrobnik z Bobowy, Jan Parcheta, Antoni Budkiewicz.

Wszyscy ci polecają się pobożnym modłom szanownych czytelników Dzwonka, a Braciom i Siostrom serafickiego zakonu. Ze swojej strony obiecuję odwdzięczyć się na świętych miejscach bądź pobożnie przyjętemi komuniami, bądź wy­

słuchaniem Mszy św. na intencyę Tercyarzy Pol­

skich. Spodziewam się, że szanowna redakcya Dzwonka odpowie przychylnie tej skromnej proś­

bie i ku pociesze i zachęcie religijnej wzwyż po- mienionych osób, cały ten list wydrukować zechce.

0. Norbert Głolichowski,

zak. OO. Bernardynów. Missyonarz Ap.

Przysyłamy »Missyonarzakatolickiego» O.Nor­

bertowi Golichowskiemu i prosić będziemy wie lebnego missyonarza, aby okazał się przychylnym pismu naszemu. Albowiem jego cel i nasz cel jest ten sam: rozpowszechnienie wiary katolickiej.

Was zaś, kochani współbracia w Ziemi świętej, prosimy, abyście modlili się za nas w miejscu — u- święconem pobytem i pamięcią Zbawiciela naszego.

XIII., o sprawie socjalnej.

Leon XIII. wypowiada, jakie są obowiązk rządu, aby ogólne dobro społeczeństwa ludzkiego nie podupadło. Rząd ma bronić osobistej wła­

sności i interesów tak pracodawcy jak robotni­

ków, mianowicie starać się o święcenie niedzieli i zachowanie moralności.

W końcu pochwala związki robotnicze, które zapewniają robotnikom w czasie nędzy i choroby pomoc pieniężną i duchowną.

Podamy tu treść encykliki papiezkiej według

»Kuryera Poznańskiego.«

Encyklika Jego Świątobl. Papieża Leona XIII.

o kwestyi socyalnej.

Czcigodnym Braciom, Patryarchom, Prymasom, Arcy­

biskupom i Biskupom katolickiego świata, którzy stoją w łączności ze Stolicą Apostolską,

Papież Leon XIII.

Czcigodnym Braciom, pozdrowienie i błogosła­

wieństwo apostolskie 1

Duch nowości, który od dawnego czasu prze­

nika narody, musiał także ogarnąć i dziedzinę ekonomiczną, rozwinąwszy poprzednio swoje szko­

(13)

Encyklika Ojca św. Leona XIII., o sprawie socyalnej. 173

dliwe wpływy na polu politycznem. Wiele oko­

liczności sprzyjało temu rozwojowi: przemysł pod­

niósł się ogromnie przez udoskonalenie techni­

cznych środków pomocniczych i nowy sposób produkcyi; wzajemny stosunek klas posiadających i robotników zmienił się znacznie; kapitał nagro­

madził się w ręku drobnej liczby osób, gdy tym­

czasem wielki ogół ubożeje; przytem w robotni­

kach wzrasta świadomość i poczucie siły, orga­

nizują się oni w coraz ściślejszem połączeniu.

To wszystko wywołało zatarg socyalny, w obec którego się znajdujemy. Ile się w tej walce ry­

zykuje, dowodzi tego trwożliwe oczekiwanie przy­

szłości. Wszędzie zajmują się tą kwestyą, w ko­

lach uczonych, na kongresach ludzi zawodu, na zebraniach ludowych, na zgromadzeniach ciał prawodawczych i w radzie książąt.

Kwestya robotnicza wystąpiła na pierwszy plan w całym ruchu czasu. Uwzględniając sprawy Kościoła i wspólne dobro, już dawniej, Czcigodni Bracia, zabraliśmy głos w pismach o powadze władzy politycznej, o wolności, o państwie chrze- ścijańskiem, i innych pokrewnych kwestyach, aby napiętnować i odeprzeć odnośne błędy obecnych czasów. Z tej samćj przyczyny uważamy za sto­

sowne uczynić to samo w niniejszem piśmie od­

nośnie do kwestyi robotniczej.

Wprawdzie dotykaliśmy tego przedmiotu także w innych okólnikach Naszych, obecnie atoli zamierzamy wypowiedzieć myśl Naszą w całej rozciągłości, odpowiednio do Naszego apostolskiego urzędu. Zamierzamy przedłożyć zasady, które muszą być miarodawczemi przy sprawiedliwem i odpowiedniem rozstrzygnięciu tej kwestyi spor nej. Kwestya ta sporna jest bez wątpienia trudną ' pełną niebezpieczeństw; trudną, ponieważ me­

blem zaiste zadaniem jest odmierzyć prawo i obowiązek wzajemny bogatych i biednych, ka­

pitału i pracy; pełną niebezpieczeństw, gdyż nur­

tujące stronnictwo zbyt zręcznie umie spaczyć sąd ludu, aby szerzyć wzburzenie i budzić ducha buntu wśród niezadowolonych tłumów.

Tymczasem rzeczą jest jasną i ze wszech stron uznaną, iż trzeba temu zapobiedz i pospie szyć z jak najspieszniejszą pomocą, gdyż wskutek nieszczęśliwych stosunków niezliczona liczba ludzi wiedzie istotnie uciemiężone i niegodne człowieka życie. Wśród przewrotu zeszłego stulecia zbu­

rzono dawne cechy klas pracujących, nie zastą­

piono ich zaś nowemi urządzeniami, oprócz tego system państwowy coraz więcej odrzucał obyczaj ' zapatrywania chrześcijańskie i stało się, iż rze­

miosło i praca zwolna oddaną została, osamo­

tniona i bez opieki, na pastwę kamiennych serc bogatych właścicieli i niepohamowanćj chciwości onkurencyi. Sztuczki pieniężne nowoczesnego ichwiarza przyłączyły się do tego, aby powię- szyć jeszcze złe a jakkolwiek Kościół nieraz wy­

głaszał swój wyrok na lichwę, nie przestaje niena­

sycony kapitalizm prowadzić jej pod inną postacią,

Produkcya i handel stały się niemal monopolem niewielu i w ten sposób mogli nieliczni a olbrzymi bogacze nałożyć prawie niewolnicze jarzmo sta­

nowi pracującemu.

Aby złe to pomnożyć, szerzą socyaliści — podburzając biednych przeciw bogatym — prze­

konanie, że wszelkie prywatne posiadanie musi ustać, aby ustąpić wspólności dóbr, którą zapro­

wadzić należy przy pomocy przedstawicieli gmin miejskich i przez rządy same. Twierdzą oni, iż usuną złe przez takie przeniesienie własności je­

dnostek na ogół, że majątek i korzyści z niego wypływające powinny być równo rozdzielone mię­

dzy obywateli państwa. Program ten jednakże dalekim jest od przyczynienia się do rozwiązania kwestyi; szkodzi on raczej samym klasom pracu­

jącym; dalej jest on niesprawiedliwy, gwałcąc prawa prawnych właścicieli, wreszcie sprzeciwia się porządkowi państwowemu, grozi nawet pań­

stwom zupełnem rozprzężeniem.

Przedewszystkiem jasną jest rzeczą, że za­

miarem, który kieruje robotnikiem przy podjęciu trudu, nie jest nic innego jak to, aby za pomocą zarobku dojść do jakiejkolwiek osobistej własno­

ści. Użyczając sił i pracy drugiemu, chce on zdobyć to, co jest koniecznem dla własnej jego potrzeby i nabywa istnego i właściwego prawa nietylko do zapłaty, lecz także do swobodnego nią rozporządzania. Przypuściwszy, że przez ogra­

niczanie się porobił oszczędności i użył tychże, dla zabezpieczenia, ich na zakupno gruntu, to grunt ten jest jego wynagrodzeniem pracy, tylko w innej formie; pozostaje w jego mocy i do jego rozporządzenia nie mniej, jak zapracowana za­

plata. Ale właśnie na tern polega prawo wła­

sności tak ruchomej, jak i nieruchomej posiadłości.

Jeżeli więc socy aliści dążą do tego, aby wszelką prywatną własność zamienić na wspólną, to jasną jest rzeczą, że przez to tylko pogarszają położenie klas pracujących. Odbierają im oni wraz z prawem posiadania swobodę umieszczania zarobku z pracy wedle własnego upodobania, od­

bierają im przez to widoki i możność pomna­

żania drobnego swego majątku i wywalczenia sobie za pomocą pracy lepszego stanowiska.

Więcej atoli znaczy to, że zalecany przez socyalistów środek dla społeczeństwa sprzeciwia się wyraźnie zasadom sprawiedliwości, prawo bo­

wiem do posiadania prywatnej własności otrzy­

mał człowiek od natury. Jak w innych rzeczach, tak i tutaj występuje istotna różnica między czło­

wiekiem a zwierzęciem. Zwierzę nie postanawia samo o sobie, lecz kieruje niem podwójny in­

stynkt natury. Chroni on jego władze, popiera rozwój jego sił, pobudza i kieruje ich użyciem.

Jeden z tych instynktów skłania zwierzę do za­

chowania życia, drugi zaś do mnożenia swego ro­

dzaju. Jest ono atoli skazane na ciasny obręb tego, co mu jest obecnem, na granicę, którćj nie przekracza, ponieważ rządzą niem tylko władze

(14)

174 Wiadomości ze wszystkich części świata.

zmysłowe i pojedyńcze wrażenia. O ileż się różni natura człowieka I W nim znajduje się z jednćj strony w całćj pełni i doskonałości natura zwie­

rzęcia i tak posiada on jak zwierzę zdolność zmysłowego używania, ale natura jego nie prze­

chodzi w zwierzęcą, choćby ona była najbardziej udoskonaloną; wznosi się on wysoko ponad stronę zwierzęcą samego siebie i posługuje się nią.

Co człowieka uszlachetnia i podnosi do własnej godności, to rozumny duch jego; ten nadaje mu charakter człowieka i różni go w całej jego istocie od zwierzęcia. Właśnie dla tego, że jest obda­

rzony rozumem, stoją dla niego otworem dobra ziemskie nie tylko ku prostemu używaniu, jak dla zwierzęcia, ale nadto posiada on osobiste prawo własności nie tylko do rzeczy, które niszczeją przy użyciu, lecz i do takich, które po użyciu pozostają.

Głębsze badanie natury człowieka dowodzi tego wyraźnie. Ponieważ człowiek myślą swoją ogarnia niezliczone przedmioty, z obecnych wnosi

I o przyszłych i jest panem swych czynności, przeto

| pod wpływem prawa wiecznego i wrzechmądrej Opatrzności Bożej postanawia sam o sobie wedle dowolnego sądu; dla tego leży w jego mocy wybór rzeczy, które uważa za najodpowiedniejsze dla swego dobra nie tylko w teraźniejszości, lecz i na przyszłość. Ztąd wynika, że muszą także istnieć prawa do osobistego posiadania ziemi;

musi istnieć możliwość posiadania praw nietylko do własności w płodach ziemi, lecz także do po­

siadania ziemi samej. Pewne widoki do przy­

szłego istnienia utrzymania daje człowiekowi je­

dynie ziemia z swą siłą produkcyjną. Człowiek podlega zawsze potrzebom, zmieniają one tylko swą postać; skoro dzisiajsze zostały zaspokojone, występują jutro inne z swemi żądaniami. Natura zatem musiała wskazać człowiekowi stałe, niewy­

czerpane źródło dla zaspokojenia tych potrzeb, a takiem źródłem jest jedynie ziemia z darami, które rozdziela bezustannie. (ciąg dalszy nastąpi.)

Wiadomości ze wszystkich części świata,

tyczące się kościoła katolickiego i sprawy socyalnej.

Praca kobiet.

Pan Bóg stworzył niewiastę, aby była pomocnicą męża, dobrą matka i ogni­

skiem miłości i szczęścia familijnego. Właściwym zakresem działania niewiasty jest rodzina. Skoro zaś porzuci familią, naraża się na wielkie niebez­

pieczeństwa. Czyż nie są godne pożałowania owe dziewczyny, które opuszczają corocznie ojca i matkę, udając się do Saksonii do roboty? Tam żyją bez familii. Gdyby pozostały w domu, żyły by w rodzinie i rodzina byłaby ich tarczą obronną.

Dla tego też opłakanym jest los owych dziewczyn, które tracą tak często niewinność serca i religią.

Któż nie pożałuje owych kobiet i dziewczyn, które opuszczają familią i pracują po fabrykach ? W czasach teraźniejszych stara się wprawdzie rząd polepszyć los takich robotnic i dziękujemy Bogu, że w sejmie tą ważną socyalną sprawą wszystkie stronnictwa się zajmują, starając się polepszyć dolę niewiast.

Jak wielką jest liczba niewiast pracujących po fabrykach, które albo nie dbają o familią, albo nie mogą się starać o wychowanie dziatek i do­

brobyt męża, widać z dat następujących: W mie­

siącu Sierpniu 1890 pracowało w Niemczech 103 798 robotnic fabrycznych. Wszystkie były zamężne. Oprócz tego w innych zakładach pra­

cowało kobiet 18 211. Jest to wielka armia- Któż się nie ulituje nad dziatkami, których matka przez cały dzień pracuje w fabryce? Jakaż przy­

szłość będzie tych dziatek, które nie poznały mi­

łości macierzyńskiej ?

Trzechsetna pamiątka śmierci świętego

Alojzego

będzie

21.

Czerwca

1891

z wielką uro­

czystością obchodzoną. Już teraz cały świat ka­

tolicki się gotuje, aby godnie uczcić wielkiego patrona młodzieży. Ojciec św. Leon XIII. wydał encyklikę dotyczącą uroczystości. Już w tym numerze »Missyonarza katolickiego* zapowiadamy, że podamy w następującym zeszycie encyklikę i życiorys tego Świętego. Pewien kapłan przy­

obiecał nam przesłać życiorys św. Alojzego.

W czasach naszych pełnych niewiary i bezbo­

żności trzeba głośno wołać: »Idźcie do świętego Alojzego i uczcie się od niego miłości wiary i czystości serca 1*

Katolicy polscy na obczyźnie

postanowili, jak donosi »Wiarus polski* w Bochum, w walce przeciw socyalistom iść razem z Niemcami lub raczćj z związkiem całych Niemczech katolickich.

Bardzo się z tego cieszymy, że i polska prasa sprzyja zacnym usiłowaniom Związku niemieckich katolików. Jak »Wiarus polski* tak i my twier­

dzimy z św. Augustynem: W koniecznych spra­

wach niechaj będzie jedność, w wątpliwych wol­

ność, a we wszystkich miłość. Tą konieczną sprawą jest walka przeciw socyalizmowi i zacho­

wanie wiary katolickiej.

Żydzi w Kosy i

biadają na to, że rząd ro­

syjski ich wygania z Moskwy i z miast rosyjskich.

Teraz tryumfują. A czemu? Rząd rosyjski po­

trzebuje pieniędzy i chciał pożyczyć 500 milionów franków w Francyi. Lecz bogaci żydzi, na któ­

rych czele stoją bracia Rothschild w Londynie i Paryżu, oświadczyli: »Pieniędzy wam pożyczymy,

(15)

Opis obrazka. 175

ale najprzód znieście prawa nam nieprzychylne?*

Cóż tedy pozostanie Rosyanom ? Pieniędzy po­

trzebują na armią i urzędników, a bez żydów ich nie otrzymają. Dla tego będzie rząd przymuszony, znieść przeciw żydom ustanowione prawa. Żydzi rządzą światem pieniędzmi. Pieniądze żydów są silniejsze, niżeli państwo rosyjskie. Gdyby Polacy mieli pieniądze, byłaby lepszą ich dola. Lecz lud polski jest bardzo ubogi, dla tego też do­

znaje ucisku ze wszech stron. Nie jeden mógłby mieć się wcale nie źle, lecz zamiast oszczędzać grosza, woli go zanieść do żyda na wódkę.

Bezrobocie robotników w Belgii

kończy się jak dawniej po kilka razy tak i teraz na nie­

szczęście zbałamuconych buntowników. Z powodu bezrobocia w Belgii kopalnie nie dały potrzebnej ilości węgli. Zkądże fabrykanci ich nabyli? Z kraju niemieckiego i z Anglii. Tak buntownicy, przez socyalistów podburzeni, ponieśli wielkie straty. Jeśli robotnicy będą głuchymi na prze­

pisy Ewangielii, lecz pójdą za radą agitatorów socyalnych, jeszcze gorszą będzie ich dola.

Zamach na carewicza rosyjskiego

w Japonii wielkie sprawił oburzenie między Rosyanami.

Carewicz przedsięwziął podróż do Japonii, a tu szaleniec jakiś uderzył go pałaszem w głowę. Na szczęście zranił tylko carewicza, nie zabił go.

Niektórzy Japończycy bardzo nienawidzą Rosy an, a zbrodniarz był zaciętym ich wrogiem.

Wystawa czeska w Pradze

odbyła się bar­

dzo świetnie. Sam arcyksiążę Karol Ludwik, brat cesarza, przemową zagaił wystawę. Czesi ozna­

czają się, jak mówi .Wielkopolanin,« pracowi­

tością, oszczędnością, wysoką oświatą i dobro bytem ogólnym. Niegdyś jęczeli pod jarzmem germanizacyi, dziś używają wszelkich swobód, pielęgnują sztukę i ojczysty język. Naszym zaś dzia­

tkom w szkołach nie wolno używać polskiego języka.

Język polski w szkołach.

Poseł Zaruba w sejmie pruskim wykazał smutne skutki rozpo­

rządzenia rządu, według którego dziatki polskich rodziców żadnej nauki nie pobierają w pisaniu i czytaniu polskiem.

Rodzice, uczcie dziatki po l>olsku czytać i pisać!

Najsłodsze Serce Jezusa.

(Zob. obrazek na stronnicy 169.)

W piątek po oktawie Bożego Ciała dnia 5. Czerwca obchodzimy uroczystość Bozkiego Serca Pana Jezusa.

Co znaczy ta uroczystość? Wiadomo naszym czytelnikom, że w Chrystusie Panu, Zbawicielu świata, są dwie natury, Bożka i ludzka. Albowiem Chrystus Pan Bogiem jest od wieków, drugą o- sobą w Bóstwie, równy Ojcu i Duchowi świętemu.

On posiada całą wszechmocność, w nim mieszka, jak naucza Apostoł święty Paweł, wszystka zupełność Bóztwa cieleśnie. Ty je­

steś Chrystus, tak wyznawamy z św. Piotrem,

Syn Boga żywego. Będąc od wieków Bogiem, posiada Chrystus Bozką naturę.

Lecz dla zbawienia ludzkiego cóż uczynił Chrystus ? Naturę ludzką przyjął z Najświętszćj Panny Maryi. A słowo stało się ciałem i mieszkało pomiędzy nami. Jako czło­

wiek posiada ciało ludzkie i duszę ludzką. Bo inaczejby Chrystus nie mógł cierpieć i za nas umierać na krzyżu, gdyby nie był prawdziwie człowiekiem.

Natura ludzka z Bóztwem jest w osobie Chrystusa nierozdzielnie połączoną. Chrystus Pan zawsze zostanie Bogiem i człowiekiem, czyli Bogiem człowiekiem. Ponieważ zaś na­

tura ludzka z Bóztwem jest nierozdzielnie połączo­

ną, winna być uczczona jak Bóztwo. Dla tego pokłon czynimy Sercu Jezusowemu, wielbimy Serce Jezusa, nazywamy je Bożkiem Sercem, po­

nieważ nierozdzielnie z Bóztwem jest połączone.

Serce Jezusa jest źródłem łaski. Tak miło­

sierne i dobrotliwe Serce ma Chrystus Pan, że po­

wiedział : Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy obciążeni jesteście i pracu­

jecie a ja was ochłodzę i znajdziecie odpoczynek dla dusz waszych. Łaska­

we i łagodne jest, ponieważ mówi: Uczcie się odemnie wszyscy, gdyż jestem ci­

chego i pokornego serca.

Poznajmy dobrotliwe Serce Jezusa 1 Magda­

leny grzesznicy nie potępił, lecz grzechy jej od­

puścił. Piotra, który trzy razy go się zaparł, do łaski swej przyjął. Łotrowi na prawicy wiszące­

mu raj obiecał. .Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju!* Chorych uzdrawiał, martwych wskrze­

szał, smutnych pocieszał, opętanych od czarta u- walniał, ubogim radośną wieść św. Ewangelii opo­

wiadał, za winowajców na krzyżu się modlił:

.Ojcze odpuść im, bo nie wiedzą co czynią!

Któż ma tak dobrotliw e Serce jak nasz Zbawiciel?

Przypatrzmy się uważnie pięknemu obrazowi Najsłodszego Serca Jezusowego I Zbawiciel po­

kazuje nam Serce skrwawione, włócznią przebite, miłością Bozką pałające, promieńmi łaski tryska­

jące. Cierniowa korona, która otacza Serce, przy­

pomina nam boleści i męki, które dla Zbawienia naszego Syn Boży ponosił, ponieważ tak ser­

decznie nas umiłował.

Nieraz szukamy miłości w święcie, a nie znaj­

dujemy jej. Idźmy do Serca Jezusowego! Tu znajdziesz skarb miłości nieprzebranej, zdołającćj nas uszczęśliwić i pocieszyć.

Czytelnicy »Missyonarza katolickiego* I za­

pewnie jesteście czcicielami gorliwemi Najświętsze­

go Serca Jezusowego. Dobrze znacie błogosła­

wieństwa, któremi Zbawiciel nasz obdarzył bło- sławioną Maryą Małgorzatę Alacoque. W domach waszych miejcie obraz tego Serca i czytając ni­

niejsze słowa, ze zwiększonym zapałem uczcijcie Bozkie Serce Pana.

Niechaj błogosławieństwa płynące bezustannie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ciężko się bowiem rozchorował i zanim minął rok 1890, pochowano jego zwłoki w obcej ziemi, w której pragnął zasiać ziarno wiary Chrystusowej.. W miejsce zmarłego wstąpił

Tysiące wynoszą się w takie strony, gdzie nie masz ani kościoła ani kapłana katolickiego: o katolickiem święceniu niedzieli, o wysłuchaniu mszy św,, o obecności na kazaniu

Jeden z nich odezwał się: »Teraz już mogę spokojnie zamknąć oczy i w krotce pewno umrę, bo Pan Bóg za wstawieniem się Najświętszej Panny Maryi wysłuchał moich

zmy i rząd jego stara się katolików skłonić do od szczepieństwa nie tylko namową, pokusą i w spo-.. W północnej Afryce znajduje

tnich informacyi, zamieszczonych przez »Catholic Directory", katolicy liczą 41 członków w Izbie lordów, 9 członków w radzie, 76 przedstawicieli w Izbie niższej, 53

Każdy katecheta (to jest nauczyciel wiary) bierze jako zakres działania pewien powiat, gdzie krzewi wiarę, uczy tych, którzy się do niej garną i przysposabia ich do

zań Bozkich i praw ludzkich, jawny bunt przeciw powadze państwa i kościoła. Cóż jest powodem tych smutnych objawów ? Oto wyparcie się wiary w Jezusa Chrystusa, jednorodzonego

czeni węzłem jednej wiary i jednej miłości, która tylko w Kościele katolickim się