• Nie Znaleziono Wyników

Misyonarz Katolicki, 1891, R. 1, nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Misyonarz Katolicki, 1891, R. 1, nr 5"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Czasopismo illustrowane dla ludu katolickiego.

Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata cwiercroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką

pocztową 70 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.

Nr. 5. Mikołów, 1. Marca 1891. Rocznik 1.

Męczennicy z Ugandy.

Opowiadanie historyczne z missyj katolickich.

(Ciąg dalszy.)

»Czy nie jesteś mi wiernym, Katikiro?

Czy twe serce nie będzie przy mnie, aby mnie obronić od dzidy skierowanej w piersi moje?«

»Niezawodnie, Muango; ale siła wielu na jednego!«

»Wszyscy winni umrzeć, ale jeszcze nie dzisiaj. Odejdź teraz.«

Skoro minister wyszedł, król także o- puścił mieszkanie, zbrojny mieczem. Już ciemnieć poczęło, gdy Muanga z przechadzki wracał do domu. Już chciał przejść przez ostatni dziedziniec, w tćm naraz stanął jak wryty. Z wytężeniem podsłuchiwał chwilę, potćm cichym krokiem podszedł pod pali­

sady. Po za niemi dwóch chłopców było zajętych żwawą rozmową.

»Aleć przecież król zakazał modlić się z białymi Ojcami,« rzecze jeden z nich, »a kto zakazu nie usłucha, umrze jak Mgaza.«

»Posłuchaj mnie Kaługo,« prawi zaga­

dnięty, »jeśli król coś nakaże, a Kati­

kiro powie: nie rób tego, bo cię o- chłoszczę, — kogoż słuchać będziesz, Mu- angi, czy jego sługi?«

»Naturalnie usłucham Kabaki, on bo­

wiem mym panem.«

»Otóż widzisz, to zupełnie tak samo rzecz się ma z nami. Kalonda każe nam przyjąć wiarę białych Ojców, a król zaka­

zuje to czynić. Trzeba więc słuchać Ka londy, którego potęga jest większą.«

»Ależ Muanga każe nas spalić.«

»Niezawodnie, Kaługo. Ale jeśli nie usłuchasz Kalondy, będziesz się palił daleko dłużćj, a jednak nie umrzesz.«

»Co mówisz, palić się i palić, a jednak nie skonać? Toć to niepodobna.«

»Mylisz się,« rzekł malec. »Kalonda rozniecił ogień dla wszystkich, którzy go

(2)

66 Męczennicy z Ugandy.

nie słuchają. Choćbyś wlał wszystką wodę Nyanzy w ten pożar, nie ugasisz go; a choćbyś policzył wszystkie ziarna piasku na brzegach jeziora i rzekł: »tyle lat złoczyńca płonąć będzie, to jeszcze byś czasu nie obliczył.«

»Twoje słowa nie mogą się pomieścić w głowie Kaługi.«

»Chodźno ze mną do Ojców. Wiedzą oni wiele rzeczy, które ucieszą Kaługę. Mó­

wić ci będą o pięknćj Królowćj i jćj Dzie­

cięciu. <

Tutaj tyran nie mógł się powściągnąć i zawołał: »Poczekajno! Wyleczę cię z bez czelności!« i niezwłocznie przeszył chłopca mieczem.

Biedny Dyonizy był drugim męczen­

nikiem.

Kaługa tymczasem schronił się do do­

mu missyjnego, przyniósł ojcom wieść zło­

wrogą i poprosił o Chrzest św.

Muanga wrócił zapyrzony do chaty.

Zgrzytając ze złości rzucił się na stołek wo­

łając raz po raz: »wszyscy winni umrzeć, bo w przeciwnym razie gotowi prosić swego Boga, aby mnie spalił.« Nagle zerwał się i rozkazał natychmiast przywołać Katikirę.

Paź pobiegł po ministra i przywiódł go nie­

bawem.

»Pozamykać mi natychmiast bramy miasta,« zawołał król głosem przeraźliwym,

»i nie wypuszczać żadnego z białych i ża­

dnego Waguanę. Jutro zabłyśnie dzień zemsty.«

Radośnie i chętnie wypełnił minister rozporządzenie królewskie.

Lubo Muanga chciał nazajutrz o zmierz­

chu zaskoczyć niespodzianie wszystkich chrze­

ścijan i mniemał, że oprócz Katikiry nikt nie wie o danym rozkazie, jeden z chrześci­

jan dowiedział się o grożącćm niebezpie­

czeństwie. Pobiegł on jak strzała do domu missyjnego, aby w czas przestrzedz ojców.

Resztę nocy przepędzili zakonnicy na modli­

twach za biednych nowochrzceńców i ucz­

niów katechizmowych. Jeszcze dzionek nie zabłysnął, gdy ojciec Lourdel śmiało puścił się w drogę do rezydencyi. W drodze na potkał zbrojne szajki, więc przyspieszył kro­

ku. Ale jakże się zdumiał, gdy u dworu

zobaczył chrześcijan wchodzących i wycho­

dzących bez oznaki obawy. Zażądał przeto natychmiast, aby go przypuszczono przed oblicze króla. Nie chciano tego uczynić.

W komnacie królewskiej tymczasem doznał na sobie jakiś chłopczyna srogości króla.

Rozjątrzony mocno Muanga wołał kilkakro­

tnie małego Kiussuki. Nikt się nie pokazy­

wał. Gniew króla wybuchnął.

»Cóż to znaczy?« krzyczał rozsrożony.

»Czy to bunt jawny? Czyż nikt nie stawi przedemną tego nędznika ? Uciąć mu ucho!«

Przyprowadzono chłopczyka. Nie wie­

dząc nic o rozkazie swego pana, pracowało biedne dziecko opodal chaty królewskiej, aż go jeden z siepaczy schwytał i przywlókł.

Wszedł właśnie na ostatnie słowa rozjuszo­

nego tyrana i począł się tłómaczyć, mały Pawełek, że nie wie o niczórn.

»Ruszaj sobie!« przerwał mu tyran i natychmiast spełniono na malcu srogi wy­

rok. Tymczasem ojciec Lourdel cierpliwie czekał u bramy. Od czasu do czasu zacho­

dził go ryk Muangi, zapowiadający kapła­

nowi, że mocarz nie posiada się w gniewie.

»Czyś ty jest głową chrześcijan Ka- gonu?< mówił w komnacie Muanga. Mis- syonarz przerwał modły, aby wysłuchać od­

powiedź, ale niczego nie dosłyszał. Wewnątrz stał przed monarchą młody wojownik, Jakób Buzabalia i rzekł nieulękły: »Jestem chrze­

ścijaninem, ale nie jestem głową chrześcijan, jak mniemasz «

»Temu człowiekowi uroiło się udawać wielkiego pana; patrząc na niego, bierze o- chota uważać go za Mkuindę« (t. j. władzcę kraju.)

»Dzięki, dzięki za wysoką godność,«

jaką mnie darzysz, Kabako!«

»To ten sam jegomość,« wołał król rozjątrzony, »co mnie chciał namówić do chrześcijaństwa.« Ojciec Lourdel słuchał z natężeniem: »Siepacze, bierzcie go,« do­

dał król, »zetnijcie mu łeb natychmiast; od niego rozpoczniemy.« »Bądź zdrów, królu!«

rzekł młody chrześcijanin bez trwogi; »idę do raju, aby się modlić za ciebie,« poczćm po­

zwolił się skrępować siepaczom. Otworzono drzwi, a kat z ofiarą wyszedł z domu. Spie­

sznie wystąpił naprzód missyonarz, aby go

(3)

Męczennicy z Ugandy. 67

skazaniec mógł widzieć. Wzrok Jakóba padł na kapłana, który szybko wzniósł prawicę i wyznawcy Chrystusowemu udzielił ostatnie­

go rozgrzeszenia. W odpowiedzi wyciągnął tenże skrępowane ręce ku niebu. Wesoła twarz jego zdawała się mówić: tam u góry znów się zobaczymy.

Gdy Katikiro pomiarkował, że pan jego w jak najlepsze zabiera się do wymordo­

wania wszystkich chrześcijan, sądził, że teraz pora dać nareszcie folgę swój niepohamo- wanćj nienawiści i już zaczynał skazywać nowonawróconych na śmierć na własną rękę.

Pierwszym, którego spotkał ten cios, był Maciój Marumba. Zapytał go ze wzgardą i lekceważenniem: »Czy jesteś tym Ma rumbą, który jeszcze na stare lata przyjął nową wiarę?«

»Ja nim jestem.«

i Czemu sie modlisz?«

>Bo taka moja wola.«

iPoodsylałeś swe żony; czy na przy­

szłość sam sobie gotować będziesz?«

»Czy mnie ci dla tego oddano pod sąd, żem chudy, czy tóż za to, żem chrześcijanin?«

»Oprawcy, precz z nim, wyprawić go na tamten świat.«

»Tego tóż serdecznie pragnę,« rzekł Maciój uszczęśliwiony.

Katikiro zgrzytał; taka stałość upoka­

rzała jego dumę. »Odciąć mu ręce i nogi, rwać kawały ciała z niego i piec je w o- czach jego« wołał bezecny zbrodzień, doda­

jąc z szyderstwóm bluźnierczem: »niech go jego Bóg oswobodzi.*

To podłe urąganie oburzyło wyznawcę.

»Tak jest« odparł, »Bóg mnie oswobodzi;

ale nie zobaczysz w jaki sposób tego do­

kona. Przyjmie on mnie do siebie; w twych rękach nic nie pozostawi prócz zwłok mar­

twych.«

Aby bez przeszkody dokonać szatańskiój roboty. Mkadjanga zawiódł skazanego na dziki pagórek Savaridia.

W towarzystwie przyjaciela Łukasza Banabakintu, który także miał być straco­

nym, szedł Maciój mimo pęt, jakiemi go skrępowano, wesoło i w dobrój myśli za swym oprawcą. Po przybyciu na miejsce, pomocnicy kata napadli odważnego wyznawcę,

odcięli mu tasakiem ręce i nogi i piekli je na wolnym ogniu. Potóm rzucili tułów twa­

rzą na dół na ziemię i wycinając z grzbietu ciało szerokiemi pasami, także je przypiekali.

Wśród tych straszliwych mąk wyznawca Jezusowy ani ust nie otworzył, ani nie wydał jęku. Aby o ile możności przedłużyć jego cierpienia, zezwierzęceni oprawcy podejmo­

wali wszelkie usiłowania, aby upływ krwi zatamować. Udawało im się to nie źle.

Po długich drganiach śmiertelnych, dręczony nieznośnćm pragnieniem, oddał nareszcie ducha Panu Bogu ten wierny naśladowca Bozkiego mistrza, którego przeszyte serce równą obejmuje miłością opuszczone i osie­

rocone plemiona afrykańskie.

Skoro tylko człowiek puśći cugle na­

miętnościom, to jeden drugiego stara się prześcignąć w djabelskićj robocie. Że Mu- anga nie był mniejszym w srogości i okru­

cieństwie od swego pierwszego ministra, tego niebawem dowiódł przy najbliższym wy­

roku.

Minister uwziął się był widocznie, ażeby pozbyć się wszystkich wpływowych dworzan zajmujących jakieś stanowisko przy boku króla. Nasamprzód trzeba było usunąć wszystkich nawróconych paziów i ich do- zórcę Karola Luangę. Pierwszy tóż grom w niego uderzył.

Od niejakiego czasu zerwano wszystkie jego stosunki z chrześcijanami, aby go spo­

wodować do odszczepieństwa. Wszystko było nadaremnóm; pozostawała przeto jedna tylko śmierć, ale za to tćm straszniejsza.

Zwolna rozpoczynając od nóg, piekł nieludzki morderca sługę Chrystusowego.

Gorzkie szyderstwo miało zwiększyć udrę­

czenia.

»Czy tóż Bóg się pojawi i z płomieni cię wyswobodzi?« począł urągać kat nie­

ludzki. »Karol odrzekł spokojnie: »Biedny szaleńcze, nie wiesz co bredzisz. W tój chwili jest mi tak, jak byś mnie zlewał wodą; ale ciebie, jeśli nie przestaniesz blu- źnić, z pewnością Bóg strąci w gorejące płomienie.« To rzekłszy, zmężniał tóm wię- cój na duchu i znosił powolne męczarnie, nie dając ani słowem ani okrzykiem znaku boleści. (Ciąg dalszy nastąpi.)

(4)

68 Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich.

Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich.

Ciąg dalszy.

A Z YA.

Zanim podaliśmy przegląd okolic i narodów pogańskich, zwróciliśmy uwagę na owych zacnych mężów, którzy począwszy od Jezusa Chrystusa aż do dnia dzisiajszego rzucając kraje rodzinne, u- dawali się do narodów niewiernych lub posyłali do nich głosicieli Ewangielii. Na szczególną po­

chwałę w czasach naszych zasłużyli sobie, jak już 0 tern wspomnieliśmy, Ojciec święty Leon XIII.

1 sławny kardynał arcybiskup Algierski Lavigerie.

Teraz opiszemy w krotce kraje oddane bał­

wochwalstwu lub mahometanizmowi, w których za łaską Boga światło Ewangielii mniej lub wię­

cej zabłysło.

Któryż kraj najwięcćj zasługuje na naszą u- wagę? Niewątpliwie Palestyna czyli Zie­

mia święta. Palestyna dla każdego chrześci­

janina jest krajem najdroższym. Tu bowiem nie­

gdyś żyli patryarchowie Abraham, Izaak, Jakób i jego synowie. Tu osiadł lud izraelski pod do­

wództwem Jozuego, tu żyli prorocy, którzy przy­

sposobili rodzaj ludzki na przyjście Zbawiciela.

Lecz ziemię tę najbardziej uświęcił sam Syn Bo­

ży, który z przeczystej Panny Maryi narodzić się raczył. W Ziemi świętćj Odkupiciel świata prze­

pędził dziecięce lata i pracował aż do trzydzieste­

go roku w Nazarecie. Potem zwiedzał prowincye Ziemi świętej, Galileę, Samaryę, Judeę i Pereę, ucząc mieszkańców tajemnic naszej wiary. Tu na- koniec krwawą ofiarą na krzyżu dokonał życia, tu najprzód okazał się w całym blasku chwały Swo­

jej przez chwalebne zmartwychpowstanie i wnie­

bowstąpienie. Wiara chrześcijańska w Ziemi św.

jest darem samego Boga, a Kościół w Jerozolimie stworzyło zesłanie Ducha św.

Przegląd okolic i miejscowości Ziemi świętej dowodzi, że prawie każde miasteczko, każda wio­

ska, każda góra i dolina, rzeka i pustynia prze­

chowuje pamiątki wiary chrześcijańskiej.

Nie będziemy tutaj opisywali Ziemi świętój obszernie, zostawimy to na później, teraz podamy tylko najważniejsze szczegóły.

Ziemia święta jest obecnie podległą tureckie­

mu Sułtanowi wyznającemu wiarę Mahometa. Re­

zyduje on w Carogrodzie (Konstantynopolu). Wię­

ksza część mieszkańców Palestyny była kiedyś chrześcijańską, lecz mahometanie zdobywszy w siódmym stuleciu Palestynę, wytępili chrześcijanów.

Pozostały tylko nieliczne szczątki, zwiększyły się z czasem przez pielgrzymów, a dziś dość spora liczba chrześcijan zamieszkuje Ziemię świętą.

Bogaczów pomiędzy chrześcijanami tam osia­

dłymi nie znajdziesz i dla tego zakłady, szkoły, kościoły, szpitale i sami chrześcijanie żyją z jał­

mużny, którą kraje chrześcijańskie im przysyłają.

Osobliwie Jerozolima, centrum Palestyny, ma wiel­

kie i ważne potrzeby.

Inni mieszkańcy są muzułmanami czyli wyzna­

wcami Mahometa, fałszywego proroka. Chociaż jasną jest rzeczą, że Mahomet był oszustem, zwo­

lennicy jego liczą się na miliony i nieraz zawzię­

cie prześladują chrześcijan.

Trzecią część tworzą żydzi, którzy tu żyją w ubóztwie i doznają wsparcia od bogatych swych współwierców europejskich. Mianowicie Roth­

schild, najbogatszy żyd na świecie, przesyła ogro­

mne kwoty do Jerozolimy i zakładów żydowskich.

Zaślepieni żydzi oczekują przyszłego Messyasza i nie oddają czci prawdziwemu Messyaszowi Chry­

stusowi Panu, któremu Pismo święte, i prorocy oddają świadectwo, że tylko On jest prawdziwym Messyaszem.

Głową katolików w Palestynie jest patryar- cha jerozolimski, dawnićj biskup Bracco, teraz bi­

skup Piavi, zakonu Franciszkanów. Biskup Bracco wielce się starał o rozszerzenie wiary naszej; gdy umarł, licząc tylko 56 lat życia, otrzymał w na­

stępcy swoim równie gorliwego krzewiciela kato­

licyzmu. Jak bardzo liczba katolików się pomno­

żyła, widać z tąd: w roku 1848 tylko 4000 ka­

tolików mieszkało w całćj Palestynie, a dziś około 14 tysięcy. 24 nowych stacyj utworzono, miano­

wicie nad morzem galilejskim, w Jerozolimie i w Betleem. Najliczniejszym jest zakon św. Franci­

szka, stróż Bożego Grobu i wielu innych najdroż­

szych miejscowości. Oprócz tego osiedli w Pa­

lestynie Kapucyni z Hiszpanii i Łazarzyści, Kla­

ryski, Siostry św. Józefa, »Dames reparatrices.*

W Jerozolimie prawie każdy naród europej­

ski ma własny szpital lub dom przytułku dla członków swój narodowości. Bardzo pięknym

(5)

Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich. 69 jest szpital niemiecki, gdzie od niedawnego czasu

Łazarzyści pod kierownictwem wielce zasłużonego księdza Wilhelma Schmidta usługuję pielgrzymom z Niemiec przybywającym. Nie wiemy, czy i Po­

lacy posiadają swój szpital.

Pomiędzy górami Judei unosi się na pagórku Syonie najsławniejsze miasto tego świata — Jero­

zolima. Któżby nie pragnął widzieć miasta, gdzie Zbawiciel cuda czynił, nauczał i dokonał życia 1 Piękne i zamożne to miasto dziś podupadło. Li­

czy tylko 20 tysięcy bardzo ubogich mieszkań­

ców. Okolica smutna i ponura, ziemia skwarem

słońca spieczona. Zdaje się, jakby z miastem i okolica opłakiwała śmierć niewinną Zbawiciela.

Lecz w Betleem inaczćj 1 Tu zobaczysz po­

rządne i schludne miasteczko, zamieszkałe w wię­

kszej części przez katolików. Mieszkańcy są pię­

knej i smukłćj postaci i podróżni twierdzą nawet, że Betleemczycy są najdorodniejszymi, a co wię­

cej znaczy, najcnotliwszymi mieszkańcami Palesty­

ny. Syn Boży tak polubił miejsce narodzenia Swego, że Jego błogosławieństwo widocznie spo­

czywa na szczęśliwem Betleemie.

Wreszcie nie łatwe jest położenie katolików

...

Sil ■■■■

Widok miasta Jerozolimy.

Ziemi św., bo nie tylko trzeba im walczyć prze­

ciw mahometanom i żydom, lecz i przeciw schi- zinatykom i licznym innowiercom, którzy także tam chcą panować. Niedawno powstała pomiędzy greckimi schizmatykami i katolikami w Jerozo­

limie zawzięta kłótnia o kościół Bożego Grobu.

W kraju niemieckim istnieje »Związek Pale­

styński,* którego przewodniczącym jest pan land­

rat Janssen w Akwizgranie. Związek wydaje co kwartał pisemko pod tytułem »Palestina-Blatt* i zbiera jałmużnę przeznaczoną na wsparcie missyj katolickich w Palestynie. We wielki Piątek zwy­

czajnie się odbywa kolekta na Boży Grób. Nie

zapominaj, kochany Czytelniku, o Ziemi świętej, która ci dała Zbawiciela, a jeżeli możesz, wspie­

raj modlitwą i jałmużną Kościół katolicki. Takim bowiem sposobem wywdzięczysz się za łaskę wiary świętej.

2. Idąc w państwie tureckim dalej na Wschód przybywamy do Syryi, wielkiej prowincyi państwa tureckiego. Syrya jest pełną gór i pustyń. Naj­

ważniejsze miasta są Damaszek, gdzie św. Paweł apostoł cudownie się nawrócił i Beirut nad Śród- ziemnem morzem. Słynny zakon Ojców Jezu­

itów wystawił wielki gmach w Beirucie, gdzie około 500 uczniów poświęca się wyższym naukom.

(6)

70 Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich.

Niższe szkoły w Beirucie także są liczne, i jest nadzieja, że z tąd światło chrześcijańskiej wiary

rozpłoszy ciemną pomrokę mahometanizmu.

Z Syryą graniczy Mezopotamia, kraj bardzo urodzajny, lecz zaniedbany przez rząd turecki.

Duże wielkie rzeki, które już raj zraszały, Eufrat i Tygrys, obejmują Mezopotamię. Tu niegdyś stało potężne miasto Niniwa, a prorok Jonasz wo­

łał: »Pokutę czyńcie, jeszcze czterdzieści dni a Bóg wywróci miasto.* W Mezopotamii opływał Babilon w bogactwa i potęgę. Król babiloński wzbił się w dumę i uważał się za równego Bogu.

Teraz lud tam zamieszkały albo wyznaje maho- metanizm albo oddany jest kacerstwu Nestoryusza.

Ojciec św. Leon XIII. i poprzednicy jego wielu heretyków nawrócili do Kościoła katolickiego, i z pociechą donosimy, że w różnych miejscach kato­

licyzm szerzyć się poczyna. Tak naprzykład w Karpucie niedawno siedm familij, a w Malacyi 55 krajowców przyjęło wiarę naszą. W Mezopotamii i w Kurdystanie pracują z wielkim pożytkiem Do­

minikanie. Dzięki Bogu, turecki rząd dziś już nie dręczy chrześcijan jak dawniej i życzymy te­

raźniejszemu Sułtanowi długich i spokojnych rzą­

dów na korzyść wiary naszej.

3. Indye tworzą ogromny obszar ziemi w Azy i południowćj. Kraj ten był już za czasów Salomona króla znany ze znajdujących się w nim kopalni drogich kamieni i złota i połowu pereł.

Król Salomon wysyłał swoje okręty do dalekich Indyj aż do Ofiru i sprowadzał przecudne płody tego kraju do państwa swego. Później przedsię­

wziął Aleksander Wielki, król macedoński wypra­

wę do bajecznego kraju i zdobył niektóre pro- wineye. Dzisiaj są Anglicy panami ogromnego półwyspu.

Tu w Indyach są największe góry, jakie tyl­

ko są na ziemi. Pasmo gór himalajskich wznosi się do wysokości przeszło mili pod obłoki. Tu widać wielkie równiny, szerokie rzeki, liczną lu­

dność, przepyszne świątynie bałwochwalców i bo­

gate miasta. Niektórzy kupcy są tak bogaci jak u nas królowie lub książęta.

O jak bardzo trzeba nad tern ubolewać, że tak wielki i piękny kraj jest pokryty pomroką bałwochwalstwa 1 W naszych czasach dopiero po­

czyna i tu szerzyć się Ewangielia. Osobliwie oj­

cowie Jezuici podejmują niestrudzone prace, aby narody indyjskie oswoić z wiarą Chrystusową.

Jak obfite jest niekiedy ich żniwo, widać z

tąd, że w jednym tylko powiacie liczba chrześci­

jan 11291 powiększyła się po upływie roku aż do 25 000. Jezuici liczą już 55 000 nowonawró- conych.

Pomiędzy missyonarzami Indyi pojawili się przybyli w ostatnim czasie z Niemiec członkowie nowego »Stowarzyszenia nauki.* Ksiądz Jordan, duchem Bożym natchniony, w Freiburgu badeńskim postanowił nowe Stowarzyszenie utworzyć, aby się czynnie przyłożyć do nawracania pogan. Cię­

żkie to było dzieło. Jeszcze pamiętamy, jak pe­

wien kapłan nowego Stowarzyszenia odwiedzał kapłanów na Szlązku i prosił o jałmużnę. Sły­

szeliśmy jego słowa, znaliśmy jego bogobojne ży­

cie, a chociaż przekonani byliśmy, że przedsię­

wzięcie jego napotka niezmierne przeciwności, mieliśmy przekonanie, że dzieło Boże nie upadnie.

Tak się też stało. Ksiądz Jordan pomimo wiel­

kich trudności otuchy nie utracił. Teraz Stowa­

rzyszenie jego posiada w Rzymie obszerny zakład missyjny, wydaje różne pisma w niemieckim i in­

nych językach, jest znane i popierane przez wier­

nych katolików. Jak wielką radością musiało być przejęte serce czcigodnego kapłana, gdy dnia 17. Stycznia 1890 dwaj kapłani i dwaj bracia u- dali się do Indyi, aby tam ogień wiary świętej rozniecić w sercach ludu pogańskiego. Okręg do którego ich wysłano, jest trzy razy większy niż królewstwo Bawarskie, a katolicka wiara jest tam prawie nie znaną. Niechaj Pan Bóg pobłogosła­

wi ich zamiarom.

Całe Indye dzielą się na 21 wikaryatów Apo­

stolskich i arcybiskupstwo Goa. Ponieważ praca jest stosownie rozdzielona, pomiędzy missyonarzy, a seminarye i szkoły powstają coraz liczniejsze, miejmy nadzieję, że na kraj tak bogaty w prze­

różne płody, jeszcze hojniej spłynie łaska Boża.

Obecnie liczą w Indyach pięć kroć sto tysięcy katolików.

4. Największćm państwćm Azyi są Chiny.

Obszar Chin przewyższa dwukrotnie Europę a liczba mieszkańców wynosi 400 milionów miesz­

kańców. Gdzież jest takie państwo jak Chiny?

Dawniej Europejczykom wzbroniony był wstęp do cesarstwa Chińskiego. Niektórzy podróżni i od­

ważni missyonarze przedarli się mimo to do nie­

znanych okolic ogromnego państwa i przynieśli ciekawe wiadomości do Europy. Już w czwartem stuleciu sławny kapłan Jandę Monte Corvino ogło­

sił pierwszy pogańskim narodom Ewangielią św.

(7)

Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich.

Święty Franciszek Ksawery poszedł jego śla­

dem, lecz okrutne prześladowania stłumiły w sa­

mym zarodzie rozwój Kościoła katolickiego. Ty­

siące legły pod ciosami i strzałami pogan. W o- becnych czasach ustały prześladowania i opowia­

daniu słowa Bożego szatan już takich trudności stawiać się nie waży.

Chiny podzielone są na wielkie mnóstwo po­

wiatów, na których czele stoją urzędnicy .man­

daryni.« Od mandarynów najwięcćj zawisł po­

myślny lub niepomyślny stan katolicyzmu. Gdy jaki mandaryn jest wrogiem wiary naszej, wtedy

biada missyonarzom 1 Jeżeli zaś mandaryn jej sprzyja, wiara katolicka czyni wielkie postępy.

Około tysiąc kapłanów pracuje w 85 wikaryatach nad zbawieniem dusz nieśmiertelnych.

W »Missyonarzu katolickim* już wspomina­

liśmy o dzielnym Biskupie • Anserze, * który w środkowych Chinach w Szantungu opowiada słowo Boże. Odbywszy podróż po Europie, Bi­

skup Anzer wrócił w strony, w których dotych­

czas skutecznie działał. Z Szantungu pisał do swoich dobrodziejów europejskich ; treść jego listu jest według »Germanii« taka:

Widok miasta Genazaret.

Kochani Przyjaciele

i wspaniałomyślni Dobrodzieje!

Zaledwie się nowy rok 1891 rozpoczął;

wolno przeto jeszcze serdeczne złożyć Wam ży­

czenia. Wybaczcie, jeżeli nieco się spóźniłem.

Nie weźmiecie za złe Biskupowi składającemu Wam w imieniu missyonarzy, chrześcijan i sierót Szantungu serdeczne pozdrowienia i życzenia i szczere dzięki za doznane dobrodziejstwa, jeżeli się cokolwiek spóźnił.

Mam się za szczęśliwego, że przy sposobno­

ści podróży mojej po Europie mogłem licznym

naszym wspaniałomyślnym dobroczyńcom ustnie podziękować i oświadczyć, że Pan Bóg pomimo licznych trudności, jakie tutaj zachodzą, pracom i usiłowaniom naszym nie odmawia Swego błogosławieństwa.

Lecz dla wielkiej liczby tych, którym nie mogłem osobiście podziękować, niechaj te słowa będą oznaką wdzięczności missyonarzy i nowo- nawróconych w dalekim południowym Szantungu i zarazem prośbą serdeczną o dalsze poparcie na­

szego przedsięwzięcia.

(Dalszy ciąg nastąpi.)

(8)

72 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

Szczegółowe nowiny

Missye w Ameryce. W ostatnim numerze pisaliśmy o postępach wiary katolickiej w Ame­

ryce północnćj, czyli Stanach Zjednoczonych.

Któżby się nie cieszył, słysząc, że przed stu laty w Stanach Zjednoczonych liczono tylko 30 tysięcy katolików, i jednego tylko Biskupa — a dzisiaj około dziewięć milionów katolików i sto Biskupów i Arcybiskupów I

Ziarno gorczyczne, któróm był na początku Kościół Boży w Ameryce, wzrosło i stało się drzewem, pod którego cieniem miliony znalazły zbawienie doczesne i wieczne.

Gdyśmy dalej czytali w »Missyonarzu kato­

lickim» o rozwoju szkół i zakładów kościelnych, wielką pociechą napełniło się serce nasze, że w tych zamorskich krainach wznosi się krzyż Chry­

stusowy, jako świetny znak zbawienia.

Niestety, pociecha nasza nie jest wolną od pewnój obawy I Nie dosyć bowiem pytać, ilu katolików północną Amerykę obecnie zamieszkuje, lecz trzeba i o to zapytać, jakaby musiała być ich liczba, gdyby wszyscy przybysze europejscy, którzy w przeciągu stu lat w dalekiej Ameryce nową znaleźli ojczyznę, pozostali wiernymi wierze katolickiej.

W tym względzie ksiądz Walburg wydal w Cincinnati książkę pod tytułem: »The question of nationality,» której celem jest dokładne ozna­

czenie ilości katolików. Dowodzi on w swóm dziełku, że niestety liczba ich daleko większą by była, gdyby każdy byt pozostał wiernym wyzna­

niu swych przodków katolickich.

W Stanach Zjednoczonych żyło w roku 1870 Anglików 8 milionów 340 tysięcy ; Irlandczyków 10 milionów 255 tysięcy; Niemców 8 milionów 930 tysięcy, Włochów i Francuzów milion, Pola­

ków około milion, a innej narodowości mieszkań­

ców około 2 miliony.

Gdyby Irlandczycy byli zostali wiernymi swój narodowości i wierze katolickiej, byłoby ich dzi­

siaj 20 milionów ; atoli 12 milionów wyparło się narodowości i wiary, a gdy się którego z nich dzisiaj zapytasz, czy jest Irlandczykiem, to ci od­

powie : Moi Ojcowie byli Irlandczykami i katoli­

kami, ale ja już nie jestem ani Irlandczykiem, ani katolikiem, lecz Amerykaninem.

Gdyby zaś niemieccy przybysze katoliccy byli zostali przy swój narodowości niemieckiej i wierze katolickiej, byłoby ich dzisiaj nie ośm, ale przy­

najmniej 16 milionów. Połowa przeto (8 milionów) odpadła od Kościoła swego, a gdy się pytasz A- merykanina, którego ojcowie niegdyś z Europy przybyli do Ameryki, do jakiej się zalicza wiary i narodowości, odpowiada jak Irlandczyk: Moi rodzice jeszcze byli katolickiej wiary i narodowo-

z missyj katolickich.

ści niemieckiej, ale ja i moje dzieci jesteśmy już Amerykanami.

Gdyby nakoniec Polacy, którzy ze Szlązka, z Poznania, Prus i Królestwa Polskiego przybyli do Ameryki, nie byli odwykli od używania języka polskiego, byliby zostali katolikami w liczbie dwóch milionów. Lecz i oni zapomnieli o języku rodzinnym, a porzuciwszy zarazem z nimi i wiarę ojców, stali się w wielkiej liczbie tylko Amerykanami.

Dla tego ksiądz Walburg z tąd wnosi: Ka­

żdy przybywający do Ameryki katolik zostanie zapewnie katolikiem, póki będzie używał języka narodowego i nie będzie się wstydził, że jest Po­

lakiem lub Niemcem, lub członkiem innój narodo­

wości. Gdy zaś wyprze się ojczystej mowy i tylko za Amerykanina się uważa, łatwo się też wy rzecze i wiary. Ksiądz Walburg twierdzi, że ilość katolików musiałaby wynosić 25, a nie 8 milionów. Utrata katolickiej wiary wynosi więc dwie trzecie. Czy to nie jest smutno ?

Odzywamy się do was, kochani Katolicy!

Jeżeli kto jest z jakiegokolwiek powodu zmuszony porzucić ziemię ojczystą, gdzie jego ojcowie i pra­

ojcowie śpią w grobach i czekają na chwalebne zmartwychwstanie, niechaj nie wyrzeka się w A- meryce języka ojczystego I Niechaj tam szuka towarzystwa Polaków i niechaj zaleca swoim dzia­

tkom język ojczysty jako najdroższą spuściznę!

Bardzo ubolewamy nad tymi, którzy z po­

wodu nędzy opuszczają nas i puszczają się na ogromne morze. Lecz jeszcze bardziej ubolewa­

my nad tymi, którzy jadąc przez morze w tćj otchłani bezdennój topią zarazem wiarę katolicką, a wylądowawszy w nowym świecie, już nie znają Kościoła katolickiego I Opłakujmy smutny los ziomków, którzy w Ameryce przez krótki czas może jeszcze zachowują wiarę, lecz nie odwie­

dzając kościoła, po mału ją tracą.

Jakże piękny przykład dały niedawno owe cztery dziewczyny, które przed puszczeniem się na morze w mieście Altonie szukały księdza ro­

zumiejącego język polski. Po długiem szukaniu dowiedziały się, że tam przebywa zacny ksiądz Frydrychowicz. Natychmiast udały się do niego i prosiły go, aby je posilił Sakramentem Pokuty i Ołtarza. Pamiętamy też z jakie dwadzieścia o- sób, które przed dziewięciu laty przeniósły się do Ameryki. Czcigodny proboszcz ich, który jeszcze dzisiaj żyje, przedstawił im niebezpieczeństwa po­

dróży i pobytu w nowym kraju, jako też nie­

bezpieczeństwo grożące ich wierze w Ameryce.

Lecz daremne było odradzanie czcigodnego^ka- płana. Tyle mu jednak błędni wychodźcy przy­

obiecali, ße w Ameryce nie_zapomną swćj^wiary

(9)

Okropne skutki niedowiarstwa. 73

Okropne skutki niedowiarstwa.

(10)

74 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

i że tam będą żyć po katolicku. Na koniec wszyscy przystąpili do świętćj Spowiedzi; Msza święta za nich się odbyła, wspólnie przystąpili do Stołu Pańskiego. Trzeba było widzieć ubogich parafian, którzy po raz ostatni byli w miłym ko­

ściółku 1 Płakali wszyscy, którzy licznie im to­

warzyszyli, ze łzami Boga błagali, aby wychodź­

ców strzegł od zguby i nieszczęścia. Po nabo­

żeństwie nastąpiło smutne pożegnanie, cóż to by­

ły za krzyki! Już tam są w Ameryce. Jakżesz wam się powodzi ? Czy jesteście szczęśliwsi niż w kraju ojczystym ? Czy zachowaliście wiarę katolicką ?

O wychództwie do Ameryki jeszcze więcej pisać będziemy. Ponieważ »Missyonarz katoli­

cki* pragnie jedynie szczęścia ludu i rozkrzewie- nia wiary w krajach, gdzie katolicyzm dopiero zaczyna nabierać sił, jak w północnćj Ameryce.

Prosimy więc każdego, aby nie opuszczał kraju ojczystego, gdzie ma kościoły i gdzie kwitnie wiara katolicka. A jeżeliby koniecznie zapragnął w Ameryce szukać większego zarobku, niechaj przynajmnićj najprzód posili się świętemi Sakra­

mentami. Takim bowiem sposobem da dowód statecznćj wiary i mieszkając lub pracując po- międy niewiernymi, stanie się szczerym wyznaw­

cą i krzewicielem wiary i będzie niejako missy- onarzem katolickiem.

Corocznie przybywa do Ameryki 50,000 Niemców i tyleż Irlandczyków. W ośmnastu mie­

siącach wyniosło się do niej 100,000 Włochów, krom tego wielu Polaków, Francuzów i Węgrów.

Wszyscy nieomal są katolikami. Lecz jak długo zostaną niemi? Wielka część ginie dla wiary i może połowa tylko zostanie wierną Kościołowi.

Będzie potrzeba wynaleźć środki, jakby tak smutnym stratom zapobiedz. Duchowieństwo eu­

ropejskie i amerykańskie winno się połączyć, aby wspólną pracą ustrzedz dusze od oziębłości za­

razy kacerstwa i niedowiarstwa, jakie panują w południowćj Ameryce. Oto wielka missya, mo­

zolna praca, lecz zapłata hojna!

Wiadomości z missyj północnego Zanzi­

baru. Monsignor Courmond, biskup Zanzibarski, najbliższy sąsiad missyi Dar-es - Salaam, pisał nie­

dawno temu o missyach swego wikaryatu apo­

stolskiego i wspomina w swym liście o dzieciach murzyńskich, które wykupione z niewoli, wycho­

wują po domach założonych przez missyonarzy dla sierót. Mówi między innemi to, co następuje:

Młodzi niewolnicy, wykupieni przez nas z jarzma niewoli, czują się szczęśliwymi i cieszą się z nauki i wychowania chrześcijańskiego, jakie im dajemy. Słyszeli o dobroci białych, a szczególnie o tych, których przysłał im Bóg (t. j. missyonarzy);

bo u nich można się nauczyć czytania, śpiewu i modlitwy i nie cierpieć głodu. Dla tego też malcy nie są nieśmiałymi, gdy missyonarze idą na targowisko niewolników, aby ich wykupić, lecz przewracają koziołki i wyprawiają różne sztuki, |

aby ściągnąć na siebie ich uwagę. Nie tak się dzieje z dziećmi plemion ludożerczych. Mniemają one, że missyonarz dla tego tylko je wykupuje, aby je później pożreć. Małe dziewczątko, za które przed kilku dniami zapłacono wykup, rzekło do to­

warzyszki: »Teraz jeszcze żyję; ale póty życia mego, póki mnie biały nie zabije i nie zje.*

Inne dziewczę, przekonane, że taki sam los ją spotka, na dowcipny wpadło pomysł. Gdy Ojciec superyor bawiąc między dziećmi okazał im współczucie i jedno pogłaskał po twarzy a dru­

giemu podarował obrazek, zbliżyła się nieboraczka do niego, a od niego plecami się odwróciwszy wskazała mu głęboką bliznę i: »Bwana* (Panie), rzekła; .patrzno, mięso moje jest niesmaczne.«

Skoro dzieci wejdą do zakładu sierót, otrzy­

mują jako dozorców podrostki płci męzkiej i żeń­

skiej, których chłopcy nazywają chrzestnymi ojca­

mi, a dziewczęta chrzestnymi matkami. Ten urząd zwykli missyonarze powierzać takim tylko, co się odznaczają gorliwością w modlitwie, nauce i pracy.

Wkrótce też udaje im się pozyskać sobie serca swych murzyńskich braciszków i siostrzyczek, a missyonarze mają w tych dozorcach niemałą po­

moc.

Missyonarze starają się o pozyskanie zaufania swych wychowańców. Rzecz to nie tak łatwa, gdyż dzieci, które służyły za niewolników, są zwykle skryte i nie dowierzają nikomu. Ksiądz dyrektor, mający opiekę nad małymi, wielki przy­

jaciel dzieci, wielokrotnie tego doświadczył. W chwilach wolnych chodzi do nich, rozmawia z niemi po przyjacielsku, rozdaje między nich owoce i o- brazki i pyta o ich dawniejsze życie. Skoro bie­

daki widzą, że ich nowy .Pan* nie jest srogim Arabem, ale dobrym i troskliwym ojcem, wtedy oddają mu całkiem swoje serce. W takiem uspo­

sobieniu opowiadała jedna z dziewczynek następu­

jącą historyą:

•Matka moja miała chatkę, taką oto (tu na­

kreśliła na ziemi jej kształt i objętość)- Wieś leżała po za drzewami; otaczały ją krzewy i po­

wojowate rośliny; po za nią było źródło, a w głębi (tu wyciągnęła rękę) były góry, lasy, rzeki a w nich ryb mnogo. Miałam brata. We wsi było dużo dzieci, które wszystkie bawiły się po nad wodą i chwytały ryby. Matka mówiła: »nie- chodźcie mi do rzeki po ryby, bo tam was po­

chwyta Arab.* My jednak nie baczyłyśmy na rozkaz, lecz ukryłyśmy się w trawie, gdy tymcza­

sem rodzice spędzali ptastwo z plantacyi. Na- chwytałyśmy dużo ryb i niespostrzegłyśmy nikogo, coby na nas czatował. Inny raz znów bawiłyśmy się nad wodą; w tćm stanęło przy nas dwóch lu­

dzi, których nigdy nie widzieliśmy i pochwytali nas. Starsze dzieci pouciekały, i ja uciekałam, ale nogi moje były za krótkie. Pojmano mnie, za­

tkano mi usta mąką, wsadzono w miech i od­

dalono się ze mną. Potem musiałam znowu iść;

ale nogi wypowiedziały mi posłuszeństwo. Wtło­

(11)

Szczegółowe nowiny z missyj katolickich. 75 czono mnie znowu do miecha. Płakałam, bito

mnie i znów mnie z miecha wydobyto. Kopano mnie, ponieważ nie mogłam zdążyć. Cóż się stało z moją biedną matką, gdym nie wróciła I Teraz mnie tak daleko uprowadzono. Ale przy tobie, Ojcze, jest mi dobrze. Biały poczciwy człowiek, lubi dzieci murzyńskie.*

*

* _ *

Przed rokiem wystawiliśmy dla murzynów la­

zaret, w których ich doglądają bezpłatnie poczciwe siostry zakonne. Nieraz się już zdarzyło, że mu­

rzyn zestarzały w bałwochwalstwie i bezbożności nawrócił się do chrześcijaństwa. Boleści i u- dręczenia choroby wiodą lekkomyślnego murzyna do zastanowienia się nad sobą, a dziwna cierpliwość i miłosierdzie, znamionująca nasze siostry, nieje­

dnemu z nich otworzyła oczy, między innemi młodemu czarnemu mahometaninowi, nazwiskiem Alafu, który przybył do nas w sierpniu z prośbą, ażebyśmy mu obandażowali okropną ranę, jaką miał na nodze. Wzięliśmy go w kuracyą i wy­

leczyliśmy go. Ponieważ potrzebował jeszcze o- chrony a nie miał z czego żyć, przyjął go Ojciec le Roi za służącego szpitalnego, obiecał mu płacić zasługi i zdał mu dozór nad osłami przeznaczo­

nemu na usługi chorych. W skutek nieostrożnego zaziębienia zapadł Alafu na silny katar, zaczął krwią pluć i okazywał wszelkie oznaki suchot.

Nie będąc zdatnym do pracy, nie mógł pełnić służby i musiano go umieścić w szpitalu.

To dotknęło go mocno. Wprzódy przechwa­

lał się swą niespożytą siłą, a teraz miał się oddać w kuracyą jako słaby i chorowity? Tego było mu już za wiele. Chociaż ledwie się mógł utrzy­

mać na nogach, zerwał się z łóża i znikł. Cho­

roba się pogorszyła. Czując, że już mu pozostaje tylko kilka dni życia, zapukał znów do lazaretu.

Siostry przełożonćj w domu nie było. W skutek nieporozumienia odłożono jego przyjęcie na później.

Było to dla biednego Alafu cierpkiem doświad­

czeniem, które zesłał nań Pan Bóg za karę da­

wniejszej jego niewdzięczności. Wracał jeszcze dwakrotnie, zawsze z niczem go odsyłano. »Szy­

monie,* rzekł raz do sługi, dawniejszego kolegi;

• niedługo umrę, powiedz to przełożonej i oświadcz jej, że pragnę chrztu i tylko dla chrztu wracam.*

Przyjęto go otwartemi rękoma i pielęgnowano jak najstaranniej. Mimo srogich boleści, jakie cierpiał, wszystko znosił cierpliwie, sposobiąc się jedynie do chrztu św., który był w jego oczach naj­

ważniejszą sprawą. Z jak największą uwagą i pil­

nością słuchał nauki kapłana. Nareszcie uznał go O. Lervi godnym świętego Sakramentu i ochrzcił go na imię Wawrzyńca dnia 9-go sierpnia. Na­

zajutrz, w dzień swego patrona umarł około po­

łudnia. Od chwili przyjęcia chrztu okazywał szczerą radość. Kilka razy poprosił do siebie siostrę przełożoną, modlił się z nią pospołu, sławił wielką dobroć Boga, który, jak mówił, był tak łaska­

wym, że umarł nietylko za białych, ale i za czarnych.

Egipt i Sudan. Czytelnicy , Missyonarza ka­

tolickiego» jeszcze zapewnie pamiętają księdza Daniela, murzyna, który w towarzystwie księdza Geyera na Szlązku zbierał jałmużnę dla missyi środkowćj Afryki, gdzie w skutek powstania Mahdiego, jak pisaliśmy w numerze 4., katolicka missya zupełnie podupadła. Może jeszcze nikt nie widział księdza murzyńskiego i nie dziw, że ludzie garnęli się zewsząd do kościołów, aby go widzieć.

Gdy ksiądz Daniel czytał albo śpiewał głosem pięknym Mszą świętą, kościoły były przepełnione i zdawało się, że obchodzi się jaki wielki odpust.

Wysocy i nizcy, bogaci i ubodzy w miarę ma­

jątku swego chętnie dawali jałmużnę.

Na cóż obrócono owe datki? Na to daje odpowiedź list księdza Geyera, wystósowany do pewnego proboszcza. Brzmienie jego jest nastę­

pujące: .Kairo, dnia 31. Stycznia 1891. Wielce czcigodny księże Proboszczu! Serdeczne pozdro­

wienie z Egiptu 1 Stanęliśmy po krótkim czasie w Afryce. Aż dotąd jestem w Kairze. Tu w po­

bliżu mamy wielką kolonią rolniczą dla murzynów wyswobodzonych z niewoli. Za pieniądze przez nas zebrane udało się naszemu Biskupowi wystawić dwa domy dla missyonarzy i sióstr, jako też zakła­

dy robotnicze. Liczba murzynów prawie co dzień się pomnaża. Gdyśmy powrócili do naszćj kolonii, nasi murzyni powitali nas na zdziwienie nasze dźwiękiem dobrej muzyki. Mógłbym Księ­

dzu opowiadać zajmujące szczegóły o religijnem życiu murzynów chrześcijańskich, lecz uczynię to później, gdy będę miał więcćj czasu. Obecnie pracuje po różnych stacyach naszego zgroma­

dzenia missyjnego dziewiętnastu kapłanów, dwa­

naście lajków i trzydzieści dwie siostry. Ksiądz Daniel przywiózł sobie z Europy flintę, której atoli do dzisiaj jeszcze nie potrzebował; tak tedy wszy­

scy, a nawet i ptaki mają pokój. Tu też mamy zimę, to jest 21 stopni ciepła w cieni, lecz kra­

jowcom jest tak zimno, jak Wam na Boże Naro­

dzenie w Europie. Polecając missyę modlitwie, zostaję z pozdrowieniem od siebie i księdza Daniela Wa­

szej Mości sługa i t. d. ksiądz Ksawery Geyer, missyonarz apostolski środkowej Afryki. Kairo, Institut! Neri, Egipt.«

Kairo i Ałeksandrya są najgłówniejszemi i stołecznemi miastami Egiptu. Z Egiptem gra­

niczy ogromna przestrzeń Sudanu, którego część stanowi Nubia. Ufajmy, że z Egiptu wiara chrze­

ścijańska i prawdziwa oświata niezadługo uszczę­

śliwiać będzie czarne plemiona Nubii i Sudanu.

Oby missya przytłumiona wkrótce znów odżyła!

Missye środkowćj Afryki bardzo się rozwi­

jają. Pod protektoryatem angielskiego, portugal­

skiego, a mianowicie niemieckiego państwa pracują nad nawróceniem murzyńskich narodów średnićj Afryki liczne zgromadzenia missyonarzy. »Zwią­

zek afrykański katolickich Niemiec,* który, jak pi­

saliśmy w czwartym numerze (na stronnicy 58)

(12)

76 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

tak skutecznie popiera missye, odbył w Kolonii w miesiącu Styczniu 1891 półroczne zgromadze­

nie. Najprzewielebniejszy Arcybiskup koloński ks. Dr. Filip Krementz, jako przewodniczący ca­

łego związku zagaił posiedzenie i wyraził swą ra­

dość z powodu postępów i działalności związku, ufając, że i nadal jego działanie będzie zbawien- nem dla mieszkańców Afryki.

Do związku teraz należy dziesięć dyecezyi:

Kolonia (Köln), Trewir (Trier), Monaster (Münster), Paderborn, Limburg, Fulda, Osnabrück, Hildes­

heim, Rottenburg, apostolski wikaryat Saksonii, oprócz tego pomniejsze związki w Berlinie, na Szlązku, w Prusach Zachodnich i Wschodnich, w Alzacyi i Lotaryngii, w Badenii, w Bawaryi.

Związek cały dotąd zebrał 370 000 marek na missye afrykańskie.

Ksiądz kanonik Hespers przemawiał w zgro­

madzeniu o stłumieniu handlu niewolników w środ- kowćj Afryce. Teraz jest, mówił, wielka nadzieja, że ten handel okropny i hańbiący naród ludzki całkowicie ustanie. W Brukseli odbyło się bo­

wiem zgromadzenie posłów państw europejskich, na którćm zapadła dnia 2. Lipca 1890 uchwała, na mocy którćj wszystkie państwa europejskie zo- bowięzują się do wspólnych usiłowań zapobie­

żenia ohydnemu handlowi. Sto artykułów tćj uchwały oswobodzą z czasem murzynów od gro­

żącego ich swobodzie niebezpieczeństwa.

Dalćj ksiądz Hespers dał pogląd powszechny na missye w środkowej Afryce. W wikaryacie apostolskim północnego Zanzybaru istnieją sta- eye: Bagamoyo, Mandera, Mkonda, Longa, Mro- goro, Tunungno i stacya na górze Kilimandszaro.

Wikaryaty apostolskie około wielkiego je­

ziora Wiktoryi-Nyanzy położone, nazywają się Unyanembe, Tanganjika i Wiktorya-Nyanza. W przeglądzie ogólnym wspomnieliśmy o tćj i ie- szczęśliwej okolicy środkowej Afryki, gdzie handel niewolnikami jeszcze w najlepsze kwitnie. Tu są miasta Udszidszi i Tobora, gorsze niż Sodoma i Gomora. Apostolscy missyonarze znajdują tu obszerne pole do pracy w krzewieniu wiary.

W wikaryacie lub raczej prefekturze połu­

dniowego Zanzybaru dzielnymi są missyonarzami Ojcowie Benedyktyni zakładu świętej Otylyi w Bawaryi. Na innem miejscu opiszemy dokładniej ten świetny zakład. »Związek afrykański« naj­

większą część pieniędzy w ilości 100 tysięcy ma­

rek ofiarował na wsparcie missyi południowo-zan- zybarskiej.

Nakoniec wspomniał kanonik Hespers, że i w Kamerunie, kraju dotąd wcale pozbawionym mis- syonarzy, już się znajdują nowi robotnicy w win­

nicy Pańskiej i że otrzymali znaczną pomoc także od związku afrykańskiego.

Pan Bóg w zbawieniu dusz nieśmiertelnych chwyta się rozmaitych środków. Obecnie »zwią­

zek afrykański* jest ważnem narzędziem Opatrzno­

ści Bozkićj w sprawie głoszenia wiary pomiędzy

plemionami murzynów. Członek związku płaci co­

rocznie tylko 1 markę na rzecz missyi środkowćj Afryki.

Missya afrykańska nad rzćką Zambesi spo­

dziewa się przybycia nowych missyonarzy. Oj­

cowie Jezuici w austryackiem miasteczku Feld­

kirch mają zamiar utworzenia tamże zakładu mis- syjnego i kształcenia missyonarzy, którzy mają iść do Afryki i wspomagać współbraci swoich Jezui­

tów już pracujących nad nawróceniem plemion.

Katoliccy^ missyonarze na Sybirze. Pewien kapłan podaje o Sybirze następujące wiadomości:

W czasie ostatnićj wakacyjnej wycieczki czy­

tałem w jednej z Lwowskich gazet list missyonarza sybirskiego. Przestępcy polityczni i wielu kato­

lickich kapłanów, którzy za gorliwe pełnienie swych duszpasterskich obowiązków skazani zostali na ciężkie więzienie, muszą iść na wygnanie i ciężko pracować w kopalniach Sybirskich. Nikt nie zdoła opisać cierpień, jakie muszą przechodzić skazańcy w długiej podróży do Sybiru. Drogę tę odby­

wają zwykle pod konwojem i strażą kozaków.

Przykuci ręką do ręki, muszą iść pieszo, bo koleje żelazne w północnej Rossy i należą do'rzadkości.

Tylko tedy owędy, gdy dochodzą do rzeki, prze­

wożą ich na łodziach na brzeg przeciwległy.

Dzieje się to jednak tylko w porze trzech mie­

sięcy letnich, gdyż w czasie zimy i mrozów rzeki są grubym lodem pokryte. Gościńców i karczem w drodze prawie wcale nie masz, a można iść kilka dni, nie spotykając żywej duszy. Noce przepędzają w szałasach, jakie dla nich rząd kazał tu i owdzie powystawiać na głównych stacyach.

Dają im wtedy kilka wełnianych kołder, ale cóż to znaczy na tylu więźniów! Mróz dokucza nie­

kiedy biedakom tak silnie, że w nocy wywięzuje się nieraz uporczywa walka o te przykrycia. Nie­

raz widzi jeniec rano swego sąsiada zmarłego z przeziębnienia, co tern łatwićj zdarzyć się może dla tego, że pożywienie jest i liche i niedosta­

teczne.

Nie dziw przeto, ze i missyonarze, którzy po długich prośbach i naleganiach otrzymali od ru­

skiego rządu pozwolenie niesienia pomocy biednym wspołwiercom i wygnańcom sybirskim, przecho­

dzić muszą straszne trudy i cierpienia. Liczba ich jest tak szczupłą, że ciągle jeżdżą z jednego miejsca na drugie. Podróże te w czasie wielkich mrozów odbywają zwykle na saniach, ciągnionych przez renitery i psy. Raz na rok przybywa tam i missyonarz z Tobolska, do Kamszatki i Ner- czyńska.

Każdy taki apostoł wiary jest zwykle i le­

karzem i wozi ze sobą skrzyneczkę z bandażami i lekarstwami i koszyczek ze wzmacniającym na­

pojem. Pełnią oni także funkcye grabarzy. Zie­

mia jest w tej strefie na kilka metrów tak za- marzłą, że w zimie tylko przy najwyższem wy­

sileniu i po kilkodniowej pracy udaje się wykopać grób. Mieszkańcy niechcący podjąć tego trudu,

(13)

Wiadomości ze wszystkich części świata. 11 zasypują zwykle zwłoki zmarłych śniegiem. Nie­

przeliczone stada wilków wygrzebują skostniałe ciało i chciwie je pożerają. Pewien missyonarz pisze, że przez pośrednika zakupił w kopalniach kilka opuszczonych szachtów, aby kości zmarłych uczciwie i po chrześcijańsku pochować. Spuszcza je na długich powrozach na dół i znakiem krzyża świętego błogosławi miejsce ostatniego spoczynku.

Dzielni ci i odważni apostołowie tyle dokazali,

że wśród niesłychanych trudów i mozołów na tych niezmiernych obszarach choć raz w rok zwiedzają miejsca pobytu swych współwierców, gromadzą ich na nabożeństwo, udzielają im Sakramentów świętych i chrzcą im dzieci. Módlmy się za tych świątobliwych kapłanów, prośmy Boga, aby raczył pomnożyć szczupłe ich zastępy i dodał im siły do pełnienia obowiązków swego arcytrudnego, mozolnego, ale i pełnego zasług urzędu.

Wiadomości ze wszystkich części świata,

tyczące się kościoła katolickiego i spraw socjalnych.

Listy pasterskie Biskupów, które na począ- tku Postu czterdziesto- dniowego z ambon bywają odczytane, są prześliczne, przemawiające do serc wiernych o potrzebach i biedzie naszego czasu.

List pasterski Najprzewiel. Biskupa Wro­

cławskiego jest świetnćm dowodem, że nasz Prze­

wielebny Pastćrz stara się o wszystkie potrzeby o- wieczek mu powierzonych, lecz ponieważ jest bar­

dzo obszerny i nietylko na czas Postu, ale na każdy czas może być zastosowany, podawać bę­

dziemy w następnych numerach dosłownie poje- dyńcze rozdziały, gdyż dla braku miejsca całej treści na raz umieścić nie możemy.

Biskup monasterski (Munster), w liście pasterskim mówi prześlicznemi słowy o Najświę­

tszym Sakramencie Ołtarza i wpływie socyalnym.

»Pójdźcie wy bogaci,* tak przemawia do wiernych swoich, »i uczcie się miłości bliźniego i dobroczyn­

ności od Chrystusa, który przechodził dobrze czy­

niąc, który udzielał nie tylko co posiada, lecz też czćm jest. Pójdźcie też wy ubodzy i uczcie się cierpliwości i ukontentowania od Niego, który stał się ubogim będąc bogatym i żywił się pracą rąk Swoich, będąc Stwórcą nieba i ziemi.* Biskup zaprasza Duchowieństwo i wiernych do wprowa­

dzenia »Wiecznego uwielbiania Najświętszego Sa­

kramentu* i oczekiwa przez te bractwa zbawienne skutki.

List pasterski Administratora dyecezyi Gnieźnieńskiej i Poznańskiej, księdza kanonika Brans, objaśnia różnicę pomiędzy ubogimi i boga­

tymi i środki, aby oboje zadowoleni byli. Za­

prasza też do bractw i towarzystw religijnych, w których wiara i miłość chrześcijańska ma najlepszą obronę.

List pasterski Biskupa Moguncyi, księdza Pawła Leopolda, rozważa o świętobliwości Ko­

ścioła katolickiego i tak zaczyna: »Na świątobli­

wość Kościoła zwracam uwagę naszą, najmilsi, na początku tego Postu. Tern bardziej powinniśmy ją rozważać, czóm większe są potwarze, które obecnie na naukę i dzieła Kościoła bywają rzu­

cane. Ponieważ świat hańbi i prześladuje Kościół,

nie tracimy nadziei, lecz owszem przez to pozna- wamy świątobliwość jego. Im większą jest cie­

mnota, która otacza nasz Kościół, tćm więcćj ja­

śnieje świątobliwość jego nauki, Sakramentów i cnót.* Przewielebny Biskup uwielbia także zakony i missyonarzy poświęcających życie Kościołowi.

Biskup wyrzburgski apostolskiemi słowami przemawia w liście pasterskim o Sakramencie Po­

kuty. Także inni Arcypasterze bez wyjątku za­

stanawiają się nad socyalną biedą i nad nieszczę­

ściem niedowiarstwa, wyliczając środki zbawienne, jakie Kościół Boży bogatym i ubogim, uczonym i prostakom podawa.

Niechajże słowa Biskupów, których Duch św.

postanowił, aby rządzili Kościół, padną na dobrą rolę i przynoszą owoc stokrotny 1

Książę rządzca bawarski Luitpold serde­

cznie dziękował Biskupom, że tak piękne listy pa­

sterskie wydali.

Śmierć znakomitych osób. W Monasterze umarł rejens alumnatu ksiądz van de Loo.

(Alumnat jest to zakład naukowy, w którym spo­

sobi się młodzież do stanu duchownego). Wielu kapłanów wykształcił i zasłużył sobie na ich wdzięczność. — W Grenobli w Francy i umarł ksiądz Jan Ludwik de Nicolai. Dawnićj był ros- syjskim jenerałem, adjutantem cara rossyjskiego, gubernatorem prowincyi kaukazkiój, walecznym zwy­

cięzcą w bitwach, lecz przytćm schizmatykiem.

W Francyi powrócił do Kościoła katolickiego, wstąpił do zakonu Benedyktynów i dokonał ży­

cia pełnego zasług. — W Moguncyi umarł ksiądz Dr. Heinrich, mąż wielce zasłużony około dobra Kościoła w Niemczech. Na zgromadzeniach ka­

tolików, w sejmie, jako też w pismach zawsze bro­

nił praw Kościoła. Przy jego śmierci był przy­

tomny Biskup, a przy jego pogrzebie zbiegło się niezliczone mnóstwo ludzi wszystkich stanów, aby okazać szacunek czcigodnemu kapłanowi. Dr. Hein­

rich umarł w sędziwym wieku, licząc 74 lat.

Socyalni demokraci wszędzie się szerzą. W Toruniu istnieje .Związek Piusa,* który broni swych członków od zarazy socyalistycznej. W

(14)

18 Wiadomości ze wszystkich części świata.

niedzielę 1. Lutego odbyło się w Poznaniu zgro­

madzenie socyalistów poznańskich i szlązkich. Sala była ozdobioną napisami: »Proletaryusze (ubodzy) wszystkich krajów połączcie się 1« »Wolność, ró­

wność, braterstwo.» Obrazów Lassallego żyda, Marksa i Kraeckera także nie brakowało. Uchwa­

lono ustawy tyczące się urządzenia czyli organi- zacyi socyalistów i prasy. — Zaraz po zgroma­

dzeniu poznańskiem drugie zgromadzenie odbyło się we Wrocławiu. Redaktor Kunert twierdził, że tylko socyalna demokracya lud z biedy może wybawić i podał szczegóły tyczące się postępu socyalistycznćj sprawy. W Poznaniu liczba wy­

borców z 300 wzrosła na 3000, na Górnym Szlązku z 300 na 4000, na dolnym Szlązku z 6000 na 18 000, w środkowym Szlązku z 27 000 na 54 000. Tak ogromną liczbę socyalistów ma­

my już w Szlązku. Kunert żałował, że liczba polskich agitatorów jeszcze tak szczupła; lecz znajdą się, wołał z tryumfem, nowi agitatorzy!

Katolicy Górnego Szlązka bądźcie bacznymi I Nie socyalna demokracya, lecz wiara Chrystusa Pana odniesie zwycięztwo 1

Szerzenie socyalizmu postępuje pomimo nie­

zgody ich przewodzców i zwolenników. Tak w Berlinie socyalista Molkenbuhr jawnie się oświadczył przeciw Lassalowi żydowi, który jest ojcem socy­

alizmu. Wszędzie szerzy się niezgoda. Tylko w zawziętości przeciw posiadającym i wierze chrze­

ścijańskiej socyaliści są zgodni.

Najbardziej szerzy się socyalna demokracya przez gazety i pisma, zgromadzenia i wzajemną pomoc. Ofiarność socyalistów jest bardzo wielką i zawstydza ofiarność nie jednego, który się chlu­

bi być katolikiem. Według kwitu Bebela w ga­

zecie »Vorwärts» zebrano w jednym tylko mie­

siącu 28530 marek.

Bieżcie z tąd przykład, katolicy! Popierajcie missye, potrzeby kościelne i nasze usiłowania szlachetne.

Wspieranie uczniów jest wielką zasługą. W Poznaniu »Towarzystwo naukowej pomocy imie­

nia Karola Marcinkowskiego* obchodzi dnia 21. Kwietnia r. b. jubileusz pięćdziesięcioletni. Ko­

mitet postanowił w kościele św. Wojciecha tablicę marmurową odnowić i uczcić pamięć Marcinkow­

skiego, która leży w Buku podobną płytą. Mar­

cinkowskiego pamięć nie zaginie, gdyż jako założy­

ciel związku popierającego ubogich studentów za­

wsze żyć będzie w pamięci wdzięcznej potomno­

ści. — Jeszcze inne istnieją stowarzyszenia wspie­

rające ubogich studentów. Stowarzyszenie św.

Leona ma za cel wspieranie młodzieży, pragnącćj się poświęcić stanowi duchownemu. Kassyer sto­

warzyszenia, pan Jan Diefenbach w Frankfurcie, zbiera datki. Dnia 31. Grudnia 1890 posiadało stowarzyszenie 1022 marek i 1 fenig, a w pier­

wszej połowie miesiąca Stycznia 1891 zebrano znowu 44 marek. Stowarzyszeniu życzymy jak najlepszego powodzenia.

W naszym Szlązku także istnieją liczne za­

kłady pod protekcyą Najprzewielebniejszego księ­

cia biskupa Jerzego Koppa. W Wrocławiu na- przykład, w Bytomiu, w Nyssie i Kłodzku są przytułki obszerne dla ubogich studentów. Za­

chęcony listem pasterskim biskupa ksiądz Dr. Chrrząszcz w niektórych parafiach prosił o jałmużnę dla studujących. W Zabrzu zebrano za pozwoleniem ks. proboszcza Neumanna 223 mk.

36 fen., w Rudzie za pozwoleniem już niestety zmarłego ks. kuratusa Kleina 269 mk. 85 fen., w Zaborzu za pozwoleniem ks. proboszcza Schön­

eicha 235 mk., w Katowicach za pozwoleniem ks.

proboszcza Schmidta 153 mk. 30 fen., w Bogu- czycach za pozwoleniem ks. proboszcza Skowron­

ka 126 mk. 72 fen., w Pyskowicach za pozwole­

niem ks. proboszcza Zwierzyny 90 mk. 25 fen., w Lipniach za pozwoleniem ks. dziek. Michal­

skiego 183 mk. 94 fen., w Biskupicach za po­

zwoleniem ks. prob. Spendla 177 m. 50 fen. Dalej zebrano w ^ielszowicach któtko przed śmiercią nagłą ks. dziek. Hrubego 132 mk., w Rudach u ks. prob. Thiella 108 mk, 30 fen., w Szobiszowi- cach za pozwoleniem ks. prob. Matterna 115 m.

41 fen. Nareszcie w Mikołowie za pozwoleniem ks. prob. Sznapki 122 m. 80 fen. Z innych rąk dobroczynnych także płynęły liczne datki. Wszy­

stko, co się zgromadziło, gdy przyjdzie czas, bę­

dzie używanem na dobro studentów dyecezyi naszej.

Jeżeli byście mieli ochotę, kochani Czytel­

nicy »Missyonarza katolickiego,» dla ubogich stu­

dentów dyecezyi naszej przesyłać datki redakto­

rowi tego pisma, księdzu Dr. Chrząszczowi lub wydawcy Karolowi Miarce, wielką będzie wasza zasługa, gdyż przyczynicie się do zachowania i rozkrzewienia wiary katolickiej w Szlązku.

Arcypasterz wrocławski zachęca nas przy­

kładem swoim i słowem, abyśmy popierali ubo­

gich studentów. Cztery razy w rok zbieraną by­

wa kolekta po kościołach na wspomnione cele.

Wszystkie kolekty, które od 1. Października 1889 aż do 31. Grudnia 1890 przesłane zostały do Wrocławia, wynoszą 11907 mk. 32 fen. Oprócz tego przesłano Wiel. księdzowi Radzcyduchownemu Augustynowi Meer 681 mk. 25 fen., ks. wikaremu Pawlickiemu 78 mk. 90 fen., kasie głównej bisku­

piej 535 mk. 62 fen,, w ogóle 8630 mk. 9 fen.

Dowodzi to wielkiej szlachetnej ofiarności Szlązaków naszych. O tej ważnej sprawie jeszcze częściej mówić będziemy w , Missyonarzu kato­

lickim.»

Cześć się także należy tym kapłanom, którzy z własnego majątku popierają ubogich studentów.

Niejeden kapłan większą część swego mienia wspaniałomyślnie przeznacza na szkołę dla tych ubogich Jeśli socyaliści łożą ofiary na wy­

kształcenie niebezpiecznych społeczeństwu agi­

tatorów, kapłani starają się o wykształcenie pra­

cowników zdatnych do pracy w winnicy Pańskićj,

(15)

Nie tylko kapłani lecz i lud pospolity nieraz się stara o wsparcie ubogich studentów. Znamy takich, którzy ubogim studentom dawają wolny stół, pomieszkanie i odzienie.

Popierajcie studentów, którzy mają zostać filarami Kościoła i krzewicielami wiary jako też silną zaporą przeciw przewrotnym naukom socy- alizmu.

Wspomniany od nas kilkakrotnie „Związek ludowy katolickich Niemiec“ bardzo się rozsze­

rza i stanie się silną zaporą przeciw usiłowaniom socyalistów i innych wrogów Kościoła. Pan Dr.

Porsch, poseł sejmowy, prosi, żeby w każdćj miejscowości, w każdej parafii zbierano podpiso- wych członków i przesyłano je do księdza Dr.

Drammer w Kolonii, Mittelstrasse 10.

W niedzielę dnia 14. Lutego odbyło się pierwsze generalne zgromadzenie rzeczonego związku w Kolonii pod przewodnictwem Arcy­

biskupa Filipa Krementz. Jawnie się tam wyka­

zało, jak potrzebnym i pożytecznym jest związek dla katolików kuszonych naukami socyalizmu,

Nowe katolickie stronnictwo we Francy:.

Jak we Włoszech, tak i w Francy i katolicy usi­

łują połączyć się i bronić praw kościelnych. Kar­

dynał Lavigerie, kapłan zacny w gorliwości w sprawie missyjnej, wydał z powodu nowego po­

wołania sejmu znany list pasterski, w którym za­

chęca wiernych do utworzenia stronnictwa katoli­

ckiego na obronę Kościoła i Rzeczypospolitej.

Fundament tego listu tworzy wyznanie, że Rzecz­

pospolita francuzka jest uprawnioną. Ojciec św.

po śmierci Napoleona III. uznał Rzeczpospolitą Francuzką za uprawnioną a katolicy francuzcy o- bowiązani są okazywać uległość i posłuszeństwo teraźniejszemu rządowi. Katolickie stronnictwo winno się jawnie odłączyć od innych stronnictw, aby wyłącznie służyć interesom Kościoła i wiary.

Katolicy winni puścić w niepamięć dawne swary i niezgody, a natomiast jednomyślnie walczyć prze­

ciw pogwałceniu praw Kościoła. Ponieważ we Francy i wielka jest liczba liberałów, massonów, socyalnych demokratów, zawziętych nieprzyjaciół Kościoła, działanie stronnictwa katolickiego mo­

głoby się okazać bardzo pożytecznem. Niechaj Bóg pobłogosławi usiłowaniom Kardynała La­

vigerie.

Wspólny list pasterski Biskupów anstry- ackich. Obszerne państwo austryackie zamieszku­

je wielka liczba różnych narodów. Gdyby te na­

rodowości były ze sobą zgodne, byłoby dobrze.

Lecz niestety, jedna narodowość walczy przeciw drugićj, jedna czyni drugiej ciężkie wyrzuty.

Skutkiem tćj walki jest niemoc państwa i osłabie­

nie wpływu Kościoła. W obecnej chwili wszyscy Biskupi austryaccy wydali w sprawie obie­

rania posłów do sejmu wspólny list past e'r- ski, w którym zwracają uwagę wiernych na cele, do których katolicy dążyć powinni.

Najprzód zwracają uwagę na obowiązek

79 prowodawców, uchronienia poddanych państwa od grożącego niebezpieczeństwa zarazy socyalnej.

Potem kładą przycisk na różnicę narodów, co do języka i obyczajów. Te różnice winne b> ć u- względnione, lecz nie na szkodę innych narodo­

wości i jedności państwa I Od silnego sojuszu na­

rodów austryackich zawisła potęga Austryi. Nie­

chaj wszystkie narody i ich reprezentanci silnie się starają o jedność wspólnćj Ojczyzny I

Dalej ubolewają Biskupi na prawodawstwo, które w sprawie szkólnćj Kościołowi nieprzyja- znem się okazało. »Religia nie tworzy podstawy nauki w szkołach ludowych, lecz jest tylko zwy­

czajnym przedmiotem naukowym ograniczonym kilku godzinami. Ćwiczenia religijne bardzo rzad­

kie, inne przedmioty naukowe nie pozostają z religiją w związku, dozór w sprawach szkolnych Kościołowi wydarty, nawet w nauce religii wpływ Kościoła wstrzymany, nauczyciele nieprawo wierni mogą być nauczycielami dziatek katolickich. Już dwadzieścia lat pracujemy nad tćm, aby szkoły chrześcijańskiemi, katolickiemi się stały i jeszcze dalej starać się o to będziemy.

Powtórnie przeto i usilenie prosimy i napo­

minamy was, abyście do sejmu obierali mężów katolickich, nie zachwianych w wierze austryaków.

Na katolickim ludzie ciąży obowiązek, o- bierania szczerych katolickich posłów.

Niechaj lud słucha przestróg duchowieństwa, któ­

re słowem i przykładem o dobre wybory starać się będzie.«

Na końcu tego apostolskiego [listu Biskupi wyznaczają modły, aby wy błagać błogosławień­

stwo niebieskie w sprawie wyborów.

Ufamy niezachwianie, że święty ogień wiary, który pała w szlachetnym ludu austryackim, w skutek tego listu Arcypasterzy, jeszcze bardziej rozgrzeje i pożądany skutek przyniesie.

Okropne skutki niedowiarstwa.

Przerażający widok przedstawia nam przed oczy obraz na stronnicy 73. Widać na nim stra­

szne skutki niedowiarstwa I

W pośrodku widzimy piękną pannę, która w prawej ręce trzyma napis: »nowe prawa ludzkie,* a w lewćj pochodnię gorejącą. Nie­

wiasta ta wyobraża tegoczesną cywilizacyą od- strychnioną od Boga. Ta cywilizacya najprzód ogłosiła w Francyi w roku 1789 trzy nowe pra­

wa ludzkie: wolność, równość, brater­

stwo. Lecz jakże rozumiano owe prawa? Wol­

ność grzechu, równość, to jest wydzieranie ma­

jątku majętniejszym, braterstwo w niedowiarstwie i występkach haniebnych. Wiara chrześcijańska żąda także wolności, lecz wolności od grzechu, równości przed Bogiem, braterstwa przez miłość bliźniego. Gdzie bierze górę niedowiarstwo, które niestety teraz z głów uczonych przechodzi na godny pożałowania lud pospolity, tam zapala się pocho­

dnia rewolucyi, a gdzie wybuchła rewolucya, tam Wiadomości zć wszystkich części świata.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ciężko się bowiem rozchorował i zanim minął rok 1890, pochowano jego zwłoki w obcej ziemi, w której pragnął zasiać ziarno wiary Chrystusowej.. W miejsce zmarłego wstąpił

Tysiące wynoszą się w takie strony, gdzie nie masz ani kościoła ani kapłana katolickiego: o katolickiem święceniu niedzieli, o wysłuchaniu mszy św,, o obecności na kazaniu

Jeden z nich odezwał się: »Teraz już mogę spokojnie zamknąć oczy i w krotce pewno umrę, bo Pan Bóg za wstawieniem się Najświętszej Panny Maryi wysłuchał moich

zmy i rząd jego stara się katolików skłonić do od szczepieństwa nie tylko namową, pokusą i w spo-.. W północnej Afryce znajduje

tnich informacyi, zamieszczonych przez »Catholic Directory&#34;, katolicy liczą 41 członków w Izbie lordów, 9 członków w radzie, 76 przedstawicieli w Izbie niższej, 53

Każdy katecheta (to jest nauczyciel wiary) bierze jako zakres działania pewien powiat, gdzie krzewi wiarę, uczy tych, którzy się do niej garną i przysposabia ich do

zań Bozkich i praw ludzkich, jawny bunt przeciw powadze państwa i kościoła. Cóż jest powodem tych smutnych objawów ? Oto wyparcie się wiary w Jezusa Chrystusa, jednorodzonego

czeni węzłem jednej wiary i jednej miłości, która tylko w Kościele katolickim się