• Nie Znaleziono Wyników

Misyonarz Katolicki, 1891, R. 1, nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Misyonarz Katolicki, 1891, R. 1, nr 3"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Czasopismo illustrowane dla ludu katolickiego. —*

Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego). Przedpłata ćwierćroczna na pocztach w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką

pocztową 70 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.

Nr. 3. Mikołów, 1. Lutego 1891. Bocznik I.

Męczennicy z Ugandy.

Opowiadanie historyczne z missyj katolickich.

(Ciąg dalszy.)

4. Ofiara na wyspie.

Następnego poranku rozlegał się sze­

roko i daleko werbel kotłów i odgłos rogów z muszli morskich. Na długiej, szerokiój ulicy, prowadzącej od grodu królewskiego ku miastu wszczął się ruch niezwykły. Już to pojedynczo, już to w większych groma­

dach biegli murzyni ku brzegowi jeziora.

Tatn w długim szeregu stała łódź przy ło­

dzi, istna flotylla. W przednich łodziach mie­

ścili się myśliwi koni rzecznych z ciężkiemi oszczepami (harpunami.) Po za niemi stały czółna osadzone myśliwymi na lwy, zbrojnymi w strzelby i fuzye. Za nimi szli mieczo- wnicy, których jedyną bronią były miecze, na trzy stopy długie, szerokie na dwa cale.

Z tym orężem w ręku nie bali się uderzyć na największego zwierza, a nawet na słonia.

Skoro tylko król przybył i wszedł w swoją

barkę, łodzie ruszyły z miejsca wśród śpiewu wioślarzy. Najbliższym celem żeglugi była nie wielka przystań. Tam wszystkie łodzie przybiły do lądu i wysadziły swych myśliwych.

Pierwsza wycieczka wyznaczona była na lwy.

Śmiało i odważnie wtargnęła służba Muangi w gęste lasy, wkrótce odezwały się pierwsze strzały, ogień wzmagał się, a echo jego roz­

legało się po całćj powierzchni jezior^. O późnćj godzinie poobiedniej urządzono oso­

bliwszą nagankę. Na krawędzi zeschłych łąk leśnych nagromadzono sporo suchych gałęzi, zapalono je, a myśliwi cofnęli się spiesznie do brzegu jeziora i powsiadali na łodzie.

Skoro się pożar szerzyć począł, wszczął się krzyk ogłuszający. Z rykiem powyskaki­

wały iwy z gęstych dżunglów (zarośli), pło­

chliwe gazele umykały przed ścigającym je

ogniem, ogromne węże jadowite poczęły szybko

pełzać ku jezioru, o ile to tylko w wysokićj

(2)

34 Męczennicy trawie podobnym było. Tam napotykały na myśliwych, którzy spłoszone zwierzęta witali gradem kul śmiercionośnych.

Jeszcze o wieczornćj porze łuna płoną­

cego stepu oświetlała niebo i odbijała się krwawym odbłyskiem o ciche fale jeziora.

Następnego poranku flotylla wcześnie odbiła od brzegu, gdyż tego dnia miało się odbyć polowanie na konie rzeczne. Poprze­

dnio jednak było trzeba bożka Msimu we­

dług dawnego zwyczaju przebłagać na tak zwanćj wyspie mostowćj - tam tćż Muanga ze swą rzeszą przybił do lądu. Sambo, który nie był osobliwszym strzelcem, mimo to przy­

łączył się do orszaku królewskiego. Teraz jednak jeden z pierwszych wyskoczył na brzeg i troskliwie się oglądał, jakby kogoś szukał.

Niezadługo tćż pojawił się szpetny stary mu­

rzyn i minąwszy czarownika, zmierzał wprost ku osobie króla. Przechodząc obok Samby, szepnął mu na ucho: »Wszystko w porzą­

dku, bądź dobrćj myśli.«

>Czego żąda mój król, Kabaka Muanga?«

zapytał kapłan bożka Msimu.

»Uczyń ofiarę twemu bożkowi, aby ra­

czył wody uciszyć, a nas obdarzył sowitą zdobyczą.«

»Niech się stanie według woli Twojćj!«

Poczćm się starzec oddalił i wrócił nie­

bawem z dwoma wychudłem! koźlętami.

Wśród różnych zaklęć skrępował je, po­

łożył na ziemi i skropił je kilkakrotnie wodą jeziora.

»Król,« rzecze czarownik, »ma potężnego wroga, który mu skradł serce i mieni się być jego przyjacielem. Jeżeli Kabaka nie opamięta się, to będzie zgubionym.«

Usłyszawszy to Muanga, rzekł z prze­

strachem : »Zaprawdę, biali muszą zginąć;

pragną oni skraść mi serce i kraj. Przebła­

gaj bożka! Skoro powrócę, śmierć będzie udziałem wszystkich tych, co trzymają stronę przybyszów.«

Kapłan nie przerywał ofiary. Rozkro- czywszy nogi zwierząt ofiarnych, rozpruł ich ciało i udając nagłe przerażenie odskoczył.

»Cóż takiego?« zawołał król.

»Msimu odrzuca Twoję ofiarę; zbliż i przypatrz się; krew jest czarną i skrzepłą.

Jest to oznaką nieszczęścia.«

z Ugandy.

»Zapytaj się bożka, czemu gardzi ofiarą Muangi.«

Usłyszawszy rozkaz, położył się czaro­

wnik na ziemi i donośnym głosem zawołał:

»Czemu gardzi Msimu ofiarą Muangi i cze­

mu nie chce pić krwi zabitych zwierząt?«

Przyłożywszy potem ucho do ziemi, po kilku minutach stanął przed królem i odezwał się w te słowa : »Msimu mówi, że Kabaka Muanga jest wielce nierozsądnym. Ojciec twój, Mteza, mądrze sobie postąpił, wyga­

niając cudzoziemców z kraju Cóż się stało ? Czy ptak nocny wyssał ducha władzcy, czy tćż mądrość ojca nie przeszła w spadku na syna? Czemuż twe serce odwraca się od Lubalisów do Kalondy (Boga chrześcijan)?

Czy Kalonda przyobiecał ci pomyślne łowy ? Wrota Ugandy są otwarte; przez nie wejdą biali mężowie i ogłodzą kraj cały. Msimu śmieje się z nierozumu Muangi i mówi, że ty, monarcho jesteś dzieckiem, i mniemasz, że cudzoziemcy brodaci, którzy cię otaczają, są twymi przyjaciółmi. Skoro się puścisz na jezioro, pochłonie cię koń rzeczny, którego biali natchną swym duchem i siłą. Lepićj uczynisz, gdy wrócisz do miasta i spalisz przybyszów, zanim odzyskają użyczoną zwie­

rzęciu odwagę i silę.«

»Przerażony Muanga nakazał niezwło­

czny odwrót, powtarzając nieustannie słowa:

»śmierć przybyszom!«

Ofiara była naturalnie czczćm omamie­

niem. Sambo przysłał był truciznę kapła­

nowi Msimy, który dał ją spożyć koźlętom, wskutek czego krew ich zczerniała i skrze­

pła. Nie dość na tern; nauczył go bowiem, w jaki sposób ma wygłosić słowa wyroczni.

5. Wypadek nieprzewidziany.

Nad brzegiem jeziora stało dwóch łudzi zajętych pilną rozmową. Medale z wizerun­

kiem Matki Bozkićj na piersi świadczyły, że są chrześcijanami. »Inaczćj być nie może,«

rzekł jeden z nich, nazwiskiem Józef Mtaza,

»skoro tylko król wróci, wszystko mu po­

wiedzieć należy.«

»Gdyby tylko wszystko pomyślnie się skończyło,« odparł drugi.

»Zaprawdę, trudnoby poznać w tobie

Andrzeja Kagno, dzielnego wojownika, gdy

(3)

Męczennicy z Ugandy. 35 cię widzę tak stroskanym i małodusznym,«

prawił Józef dalćj.

»Nie obawiam się o siebie; chodzi mi o białych ojców i o tych, którzy za łaską Boga zostali chrześcijanami. Znasz przecież króla tak, jak ja go znam; wiesz, że łatwićj poskromić tygrysa, aniżeli udobruchać gniew naszego monar­

chy. Rozjątrzenie jego ma być o

gromne, jak po­

wiada goniec, któ­

ry przed kilku godzinami przybył z ponad jeziora.«

»Jaki goniec ? Kto on ? Czego chciał?«

»Czyś nie sły­

szał ?«

»Nic nie wiem.

Byłem u ojców, gdym cię spotkał.

Opowiedz mi wszystko.«

»Była to go­

dzina południowa, szedłem właśnie ku krzakom nad­

brzeżnym, aby się wykąpać. Zanim wskoczyłem we wodę, spostrze­

głem łódź zbliża­

jącą się do brze­

gu. Wioślarz wi­

docznie się spie­

szył, gdyż wio-

tHaj^eI«3zawoła- Kró1 Ugandy wśród ministrów- łem, »jeżeliś jest Wagnaną, to mów, co

się stało ? Czy Kabakę spotkało jakie nie­

szczęście ?«

»Straszne nieszczęście grozi Ugandzie,«

odrzekł zagadnięty; »oczy króla podobne do błyskawicy, a ogień ich płonący spali chrze­

ścijan.« Gdy łódka przybiła do brzegu, Ku- ragi wyskoczył na ląd. Wiesz przecie Jó­

zefie, że zawsze na nas krzywo patrzał, od­

kąd święcona woda skropiła głowy nasze.

Skoro tylko mnie poznał, zawołał ze śmie­

chem : »Kagno, czy chcesz sobie przyspo­

sobić wiązkę trzciny na jutro?»

»Cóż to ma znaczyć Kurago, o cóż mnie posądzasz ?«

»O tćm się dowiesz od króla, rzekł mi cichym szeptem do ucha i powierzył mi

straszną tajemni­

cę.«

Zwierzył się po- tćm Andrzćj Jó­

zefowi z wszyst­

kiego, co się na wyspie działo, i 0 czćm się dowie­

dział od gońca.

Skoro skończył o- powiadanie, do­

dał: »Pozostań tutaj i daj bacz­

ność, ażebyś wcze­

śnie dostrzegł króla wracające­

go z orszakiem;

ja tymczasem po­

biegnę do ojców 1 zasięgnę ich rady.«

Nie ubiegło ani godziny, a już na widnokręgu po­

kazało się kilka­

naście czarnych punkcików na szy­

bie jeziora. Po­

częły one rosnąć, a Andrzćj nieza­

długo odgadł, że się zbliża flotylla Muangi. Nie ru­

szył się z miejsca i z wytężeniem czekał, co to z tego będzie. »Cóż to znaczy?« pomy­

ślał sobie, »ani nie słychać śpiewu, ani o- znaki radości; wszystko jakby martwe; zła to wróżba.« Potem zniknął, jakby w ziemię przepadł i stanął po krótkim czasie w domu missyjnym.

Gdy zmrok zapadł, król siedział samotny w swój rezydencyonalnćj chacie. Naraz sta­

nęło przed nim dwóch ludzi, Józef i Andrzćj.

(4)

36 Męczennicy z Ugandy.

Jakby ukąszony żmiją porwał się Muanga z miejsca, widząc ich stojących w progu.

>Czego chcecie, zdrajcy?« zakrzyknął w swoim gniewie. »Miecza Miecza! Przy­

nieście mi miecz!«

»Uspokój się, Kabako!« rzecze Józef,

»przychodzimy cię ocalić,«

»Ach, ocalcie mnie,« błagał tyran, »o calcie mnie przed tymi łotrami, co to się modlą pospołu z białymi! Precz mi z oczu, żmije szkaradne, chcecie mnie zabić. Miecza, miecza!«

»Nie chrześcijanie są twymi wrogami, panie!« mówi Andrzej, »lecz Katikiro, Ku- ragi i inni, którzy cię ani na krok nie odstępują.«

»Kłamiesz!«

»Gotów jestem poledz z twej ręki, Mu- ango, jeśli nie mówię prawdy. Posłuchaj mnie spokojnie, a potem czyń, co ci się żywnie podoba «

»Mówże więc, ale biada tobie, jeśli masz złe na myśli i jeżeli fałsz wyjdzie z ust twoich.«

Wtedy począł Józef z towarzyszem swoim opowiadać o spisknięciu się Katikira, Samby, Mbagi i Alego, których mały Ka­

leko przed kilku dniami był podsłuchał, i dodali do tego swoje uwagi.

Gdy skończyli, król począł się żalić i rzekł: »Biada mi, zapewne będę ostatnim Kabaką Ugandy. Biali czychają na moją zgubę, a właśni niewolnicy chcą mnie zgła­

dzić. Obym był nigdy nie wpuszczał ob­

cych nauczycieli do kraju!«

»Panie,« począł mówić Andrzej, »wiesz przecież, że jestem dzielnym wojownikiem i że kula mej fuzyi zawsze ugodzi w serce wroga. Wierzaj, królu, dopóki zdołam wła­

dać tym ramieniem, dopóty nie tknie ostrze dzidy ciała twojego.«

»Tak jest, Muango!« dodał Józef. »Jak mój przyjaciel mówi, tak mówią wszyscy, co się modlą z ojcami. Ich piersi staną się dla ciebie murem obronnym, a oko ich czu­

wać będzie nad tobą. Ale za to zaklnij się, że im grozić nie będziesz stósem i nie grzesz przeciw Kalondzie (Bogu), który nas przysłał na twą obronę.«

»Jeśli wasze słowa są prawdziwe, wtedy

niech zdrajcy umrą, a was obdarzę łaską,«

rzekł Muanga i pożegnał chrześcijan.

Zaledwie odeszli, przywołał pazia i ka­

zał mu przynieść miecz; potem pomimo spó- źnionćj pory przywołał do siebie Katikirę.

Z chęcią przybiegł tenże na rozkaz pana, mniemając, że Muanga da mu jakieś nowe polecenia przeciw chrześcijanom. Ale jakież zdumienie ogarnęło go, gdy tyran nagle nań wrzasnął: »Nędzny niewolniku, jak mógłeś się poważyć knować spiski na me życie?

Giń zdrajco!« To mówiąc, wzniósł miecz w górę i byłby swemu pierwszemu mini­

strowi łeb rozpłatał, gdyby ten z chyżością kota nie był na bok odskoczył.

»Stój, Kabako, stój! Wszystko wy­

znam !« zawołał nieszczęsny, rzucając się do nóg króla. »Panie, oczerniono mnie przed tobą.«

»Słowa twoje dyktuje złość niegodziwa,«

zaryknął Muanga. »Czy nie byłeś u Samby, Mbagi i Alego, gdy się na mnie spiskali ? Czy nie wiesz, że dzida Kuragiego miała mi zadać śmierć, aby brat mój byłKabaką w Ugandzie?«

Gdy podły tchórz widział, że wszystko zdradzone, uciekł się do kłamstwa, zwalając całą winę na towarzyszów. »Królu,« były jego słowa, »niech miecz twój przebodzie me serce, jeśli inaczćj mówię, jak myślę.

Tak jest, byłem pospołu z tymi nędznikami, ale tylko na to, aby ci życie ocalić.« Zaczął mu potem pleść pochlebstwa i tak go o- wikłał siecią kłamstw najohydniejszych, że król mu nareszcie uwierzył, mówiąc: »gdy­

bym ciebie nie uważał za wiernego, śmierć twoja byłaby rzeczą pewną, a Mkaza byłby zajął twoją posadę, tak jak Kagna zajmie miejsce Kuragiego, jako naczelny dowódzca wojska. Ruszaj teraz i oświadcz zdrajcom:

jeśli was jutro ujrzy w mieście o południowej porze oko króla, spłoniecie na stósie.«

Katikiro oddalił się w milczeniu. Uszedł­

szy kawał od chaty królewskiej, i nie widząc nikogo w pobliżu, zaczął sobie prze­

bąkiwać pod nosem: »Tak to? Mkaza miał być moim następcą ? Zapłaci on mi życiem za to. Nie minie ogień chrześcijan, choćby się to zwlec miało. Teraz obwieszczę winnym wyrok ust monarszych. Sambo z chęcią po­

prze moje zamiary.«

(Ciąg dalszy nastąpi.)

(5)

Przegląd powszechny okolic i narodów pogańskich. 37

Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich.

Kto się przedewszystkiem starał o pogan?

(Ciąg dalszy.)

Targowisko, na którem niewolnicy się znaj­

dowali, było okryte murzynami zabranymi do niewoli. Długiem! szeregami stali w wielkim nie­

ładzie mężczyźni, niewiasty i dzieci, skrępo­

wani powrozami lub okuci w łańcuchy. Tym, których pochwycono w prowincyi Manyemba, przedziurawiono uszy i poprzeciągano przez nie powrozy, aby nie mogli uciec. Na ulicach można było widzieć trupy żyjące, z kośćmi tylko skórą okry- temi, chwiejące się od nędzy i utrapienia. Nie byli oni okuci w kajdany, lecz chodzili wolno, podpierając się kijem, ponieważ o ucieczce ani mowy nie ma.

Wszystko wskazuje, że głód i nędza wkrótce ich zupełnie zniszczy. O! jak bolesnym jest ten widok.

Na grzbietach niewolników widać było rany, powstałe wskutek okrucieństwa machometańskich panów. Niektórzy niewolnicy leżeli na ulicy, ponieważ już nie mieli sił do chodzenia i pracy;

nikt im nie udzielił odrobinki chleba, nikt nie miał nad nimi litości. Tak więc oczekiwali śmierci, jak ubogi Łazarz, albowiem nic im prócz niej nie

pozostawało.

Na widok takich nieszczęsnych niewolników, którzy z nędzą cielesną jeszcze duchową łączą, ponieważ nie znają Boga prawdziwego i Jego Syna Jezusa Chrystusa, serce się krwawi missyo- narzowi z boleści. Ginie dla tego tyle dusz, po­

nieważ brak środków wybawienia ich.«

Nieszczęście niewolników pogan, którzy wpadli w paszczę drapieżnych machometanów, dalej opisuje wspomniany missyonarz:

•Osobliwie na brzegu jeziora Tanganjiki, gdzie targowisko niewolników otoczone jest wysoką trzciną i inną zielonością, widzieliśmy straszne rze- czy- Przy jeziorze znajduje się cmentarz, na który bywają wyrzucani umarli lub umierający niewolnicy. W nocy przychodzą hyeny krwio­

żercze; osły się gromadzą i pożerają lub roznoszą cuchnące ciało ludzkie. Im dalej się człowiek zbliża ku jezioru, tern nieznośniejszem staje mu s'ę widok i z trwogą wraca napowrót, albo­

wiem niekiedy tyle ciał ludzkich tam gnije i roba­

ctwem jest przepełnione, że powietrze jest niezno- -snetn, a rozszarpane trupy są tak brzydkie, że nieraz nawet hyeny i osły się niemi brzydzą!

Takie są skutki handlu z niewolnikami,

a dzieją się one nietylko dzień jeden lub dwa, lecz corocznie, a nawet codziennie!«

Opłakujmy zatem straszny ten los tych bie­

dnych niewolników!

Inny missyonarz zaś tak pisze: »Wszystkie karawany, które z Manyemy przychodzą do Ud- szidszi, przynoszą wielką ilość dziatek. Wszystkie są wyniszczone, nagie, półumarłe. Jeżeli możemy, kupujemy i wybawiamy je od śmierci i od niewoli.

Często nieszczęśliwe dziatki, odłączone od swych rodziców, pozostają w drodze i stają się pastwą drapieżnych lwów, tygrysów i hyen.'

Wszystkie te okrucieństwa, które się dzieją w krajach pogańskich Afryki, dobitnie opisuje kardynał Lavigerie w liście powyżej wspomnia­

nym. Kończy On zaś obszerny ten opis przesłany niemieckim katolikom, jak następuje:

»Katolicy! Kraj, o którym jest mowa, jest Afryka wschodnia, dla tego musi Wam być drogim, albowiem jest oblanym krwią murzy­

nów, wołającą o pomoc Waszą. Oto kraj mę­

czenników I Już dwudziestu jeden missyonarzy katolickich tu zginęło. Trzech przelało krew w nie­

mieckiej prowincyi nad jeziorem Tanganjika, chcąc nieszczęśliwe dzieci niewolnicze wydrzeć z paszczy katów machometańskich. Czwarty, Maksymilian Blum, został przez tych samych barbarzyńców nad jeziorem zabitym, gdy im począł głosić wiarę i pokój Chrystusa Pana. Krwawą swą śmiercią zasłużył sobie na nagrodę niebieską. Ludu katolicki! ludu chrze- ściański! ocknij, powstaj! W imieniu znakomitych męczenników, w imieniu Ojca św. Leona XIII., proszę cię, abyś narody Afryki wyrwał z niewoli i ocalił je dla Chrystusa Pana, Zbawiciela naszego!'

Słowa kardynała Lavigerie nie były bezsku- tecznemi, napełniły one bowiem tysiące serć szcze­

rym zapałem; były dowodem, że jeszcze dzisiaj są mężowie i niewiasty, młodzieńcy i panny którzy albo biorą się do pracy missyjnej, albo wspomagają missyonarzy modlitwą i jałmużną.

Ty, kochany Czytelniku, zlituj się nad na­

rodami pogańskimi! Przynieś im ulgę, jakimkol­

wiek sposobem możesz. Albowiem Ojciec św.

przez wiernego sługę swego Kardynała La­

vigerie zwraca uwagę twą na ludy pogańskie,

które opłakują swój los i swe nieszczęście.

(6)

38 Przegląd ogólny okolic Przy rozpoczęciu nowego roku 1891 ,Mis- syonarz katolicki* z wielką radością może tu za­

mieścić sławny list okólny Ojca św. Leona XIII., wystósowany do wszystkich Biskupów, a przez Bis­

kupów do wszystkich wiernych katolików w spra­

wie missyjnćj. Treść listu tego już jest wspo­

mniana w pierwszym numerze na stronnicy 16 i ka­

żdemu wiadomo, że skutkiem papiezkiego listu w uroczystość Trzech Króli we wszystkich ko­

ściołach katolickich zbierano kolektę na missye afrykańskie.

Zapewne i Ty, kochany Czytelniku lub Czy­

telniczko . Missy onarza katolickiego,* chętnem ser­

cem udzieliliście jaki datek przeznaczony dla mis- syonarzy.

Lecz list papiezki nie tylko dowodzi, jak bar­

dzo troszczy się o missye nasz Ojciec św., ale też nader jest ważny, ponieważ wykazuje trudy i zwy- cięztwa głosicieli Ewangielii. Dla tego postano­

wiliśmy cały tekst listu Najwyższego Pasterza tu umieścić. List brzmi, jak następuje:

Okólnik Ojca świętego Leona XIII.

do wszystkich Biskupów katolickich.

»Czcigodny bracie!

Pozdrowienie i apostolskie błogosławieństwo!

»Katolicki Kościół, który macierzyńską mi

»lością obejmuje wszystkich ludzi, jak Ty sam

•wiesz, czcigodny Bracie, od początku o nic

•bardziej się nie starał, jak o wykorzenianie

»niewoli, która jako okrutne jarzmo »cię-

»żyła na tylu ludziach. Pilnie zachowując

•naukę Mistrza swego, który Sam i przez A- .postołów Swoich nauczał ludzi, że jeden wę-

•zeł miłości wszystkich łączy, że wszyscy

»mają jeden i ten sam początek i są powo-

»lanymi do wspólnego zbawienia, Kościół

»bronił sprawy niewolników i rozszerzał wol-

»ność, uwzględniając czasy i położenie każdego.

»Zawsze Kościół z mądrością i uwagą uwzglę­

dniał stosunki religii, sprawiedliwości i cywili-

•zacyi i zasłużył się w najwyższym stopniu

»około uszczęśliwienia narodów.*

»Z ubiegiem czasu troska Kościoła o uwol-

•nienie niewolników nie ostygła, lecz coraz

»bardziej się wzmagała, im większe były

»zwycięztwal Dowodem tego jest historya, .która na wieki uświetniła zasługi poprzedni-

»ków naszych, osobliwie świętego Grzegorza .Wielkiego, Aleksandra III, Innocentego III.,

•Grzegorza IX., Piusa II., PawIalV., Urbana

i narodów pogańskich.

»VIII., Benedykta XIV., Piusa VII., Grzegorza

»XVI., którzy wszystkich sił dołożyli, aby

»niewolę wykorzenić i tam, gdzie już była wy-

»korzenioną, nigdy nie odżyła.

»Ta chwała poprzedników naszych nie mogła

»Nam być obojętną. Dla tego żadnćj spo-

»sobności nie pominęliśmy, aby publicznie po-

»tępić okropną klęskę niewoli. Szczególnie

• w liście, który przez Nas do Biskupów brazy­

lijskich dnia 5. Maja 1888 jest wystosowany,

»okazaliśmy radość Naszą, że starali się o wyswo-

»bodzenie niewolników. Równocześnie pokaza-

»liśmy, jak bardzo hańbi niewolnictwo religią

»i społeczeństwo ludzkie. To pisząc, z głębi

»serca wzruszeni byliśmy losem tych, którzy

»zostają pod panowaniem okrutników; jeszcze

»większą boleścią napełniły Nas opowiadania

»cierpień, które ponoszą wszyscy mieszkańcy

»niektórych części Afryki. Smutnie i stra­

sznie Nam jest, gdy sobie przypomnimy, coś-

»my się dowiedzieli, że około 400,000 Afry-

»kanów bez względu lat i płci corocznie

• z swych osad bywają porywani, zkąd spętani

• łańcuchami i biczowani daleką drogą bywają

»prowadzeni na targowisko i tu sprzedawani

•jak bydło.«

»Ponieważ to przez świadków i badaczy po-

»średniej Afryki było stwierdzonem, gorąco

»pragniemy pomódz owym biedakom i ulżyć

•ich nieszczęściu według sił Naszych. Dla

»tego natychmiast Naszemu synowi kochanemu,

• kardynałowi Lavigerie, sławnemu

•mężowi z dzielności i apostolskiej ochoty,

• rozkazaliśmy zwiedzać stołeczne miasta

• Europy, ażeby dał obraz zbrodni haniebnego

• handlu niewolnikami, powołał książęta i o-

•bywateli na pomoc nieszczęśliwym.»

•Dziękujemy Chrystusowi Panu, najmilszemu

»Zbawicielowi wszystkich narodów, że nie do­

puścił w dobroci Swojćj, aby usiłowania na-

•sze były daremnemi, i że się stały nasie­

niem, co spadając na dobrą rolę, obiecuje

•obfite żniwo. Albowiem władzcy narodów

•i katolicy całego okręgu świata, wogóle

•wszyscy, którym prawo narodów i natury

•jest świętem, usiłowali wynaleźć takowe środki,

»najstosowniejsze do wykorzenienia handlu

»ludźmi.*

•Niedawno zamknięta konferencya w Bruk-

•selli, gdzie zastępcy książąt europejskich się

(7)

Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich. 39

»zgromadzili, i niedawne zgromadzenie osób

•prywatnych w Paryżu dowodzą najjaśniej, że

•sprawa murzynów będzie załatwioną tak

•energicznie, jak tego wymagają cierpienia,

•pod któremi wzdychają. Tej okazy i nie

»opuszczamy, abyśmy książętom Europy i

»wszystkim ludziom, którzy są dobrej woli,

• zasłużoną pochwałę i dziękczynienie oddali;

»i zawsze Boga prosimy, żeby sprzyjał roz-

»poczęciu tak wielkiego dzieła.

•Oprócz starania się o wolność niewolników

"jeszcze inne troski Nasz urząd Apostolski

• mocno zajmują, to jest rozszerzenie

•nauki Ewangielii w Afryce, które

•mieszkańcom zostających w ciemności zabo­

bonów, światła Bozkiej nauki ma udzie

•lać i zgotować im z nami Królestwo Boże.

•I tern gorliwiej starać się powinniśmy, aby

»zrzucając kajdany niewolnictwa, także zrzucali

•kajdany niewiary. Albowiem gdzie panują

• chrześcijańskie obyczaje, gdzie religia pro-

• wadzi ludzi do szacunku, sprawiedliwości

•i ludzkiej godności, gdzie duch braterskiej j

»miłości żyje daleko i szeroko, duch pocho- i

•dzący od Chrystusa, tam nie znajdziesz nie-

• woli, okrucieństwa, barbarzyństwa, lecz tam

•kwitną obyczaje i wolność chrześcijańska j

• z cywilizacyą połączona. •

•Już znaczna liczba mężów apostolskich niejako

•będąc żołnierskimi naczelnikami, wdarła się

»w owe strony i tam zrosiła je nietylko potem,

•ale i krwią. Niestety, żniwo jest wielkie, robo­

tników mało! Dla tego potrzeba, żeby jak-

• najwięcej innych, natchnionych tym samem

•Duchem Bożym, bez bojaźni niebezpieczeństw,

»cierpień i trudów, poszło do owych okolic, j

•gdzie haniebny handel panuje, aby krajowcom |

•ogłosić naukę Chrystusową i prawdziwą

»wolność.«

•Zajęcie się tak wielkim dziełem żąda też

‘odpowiednich środków, ponieważ

»bez wielkich ofiar nie można myśleć o wy­

kształceniu missyonarzy, o dalekich podróżach,

•o budowaniu domów, o stawianiu kościo­

łów i innych rzeczy podobnych. Długi sze-

••"eg lat jest potrzebny i wiele kosztów, nim

•opowiadacze Ewangielii tam, gdzie się osie­

dlili, z własnych środków będą mogli się u

•trzymać. Oby nasze s,ły mogły te ciężary po­

dnosić! Lecz trudne położenie, w jakiem się

•znajdujemy, sprzeciwia się wypełnieniom ży-

• czenia Naszego i dla tego podnosimy glos

»nasz do Ciebie, czcigodny Bracie, do Kapła-

• nów i do wszystkich katolików i polecamy

• waszćj ofiarności tak świętą i zacną sprawę.

»Niechaj że wszyscy udział biorą,

•chociażby każdy tylko złożył

»szczupły datek, aby ciężar podzielony

• pomiędzy wszystkich stał się lżejszym i łaska

»Chrystusa się na wszystkich rozlała; niechaj

•królestwo Jego się szerzy i pokój, odpuszczenie

•grzechów i wszelkie dobre dary staną się

•udziałem wszystkich!

•Dla tego rozporządzamy, aby

»każdego roku w dzień uroczy-

»stości Tajemnicy Objawienia się

•Jego narodom (w święto Trzech

»Króli 6. Stycznia) pieniądze

•na wspomożenie owego dzieła

»jako jałmużnę zbierano. Tę uro­

czystość przedewszystkiemi obraliśmy, ponie-

•waż tego dnia Syn Boży po raz pierwszy się

»objawił poganom, pokazując się Mędrcom,

•którzy z tej przyczyny przez poprzednika

•naszego Leona świętego pierwiastkami na-

•szego powołania są nazywani. Żyjemy więc

• w statecznej nadziei, że Chrystus Pan nasz,

»wzruszony miłością i prośbami Swych dziatek,

•co już przyjęły światło prawdy, objawi

• Bóztwo Swoje owym biednym ludziom i o-

»czyści ich z brudu zabobonu i smutnego położe-

• nia, w którem już tak długo wzgardzeni jęczą.«

•Życzymy, aby w dzień przeznaczony pie-

»niądze w kościołach i kaplicach Tobie pod-

»danych zebrane, przesłane były do świętej

•»Propagandy wiary.« Zadaniem Jej będzie

• rozdzielanie pieniędzy pomiędzy missye,

»które szczególnie w Afryce są, albo jeszcze

»będą utworzone, dla wykorzenienia niewoli.

•Podział ich będzie taki, że według narodów,

»które składały jałmużnę i posiadają w Afryce

•własne missye, na potrzeby tychże missyj będą

»używane. Resztę jałmużny »Stowarzyszenie,«

»znające potrzeby innych missyj, rozdzieli

•według najlepszej swej wiedzy.«

•Nie wątpimy też, że Bóg, który jest źró-

• dłem miłosierdzia, prośby nasze za nieszczęśli­

wych murzynów łaskawie przyjmie i że Ty,

•czcigodny bracie, przyczynisz się do zupeł­

nego ich dopełnienia.«

(8)

40 Szczegółowe nowiny z missyi katolickich.

•Ufamy także, że pomimo tejże jałmużny,

• którą wierni ofiarują na wykorzenienie handlu

• niewolnikami i na utrzymanie głosicieli

• Ewangielii w owych krajach, dobroczynność ,nie umniejszy się, z którą zawsze popierali .katolickie missye, przesyłając swe datki do

• Lyonu do zarządu nazwanem: .Ad propaga­

tions fidei. •

• Dziełu temu, które już dawno poleciliśmy

• gorliwości wiernym, przy tej okoliczności udzie­

lamy nową pochwałę, i życzymy, żeby coraz

• bardziej się krzewiło i ubogacało w skut­

kach zbawiennych.*

• Tobie zaś, czcigodny Bracie, i wiernym

• Twój pasterskiej opiece powierzonym udzie­

lamy chętnie błogosławieństwa apostolskiego.

•Dano w Rzymie u św. Piotra dnia 20. Li­

stopada 1890, w trzynastym roku pontyfikatu

•naszego.

Papież Leon XIII.«

Do słów świetnego Arcypasterza dodajemy, że pismo Jego i naszego »Missyonarza katolickiego*

wszystkim wiernym bardzo poleca. Albowiem jakiż cel ma .Missyonarz katolicki? Zapewne nie inny, jak cel wspomniany od Ojca św. Leona!

Ojciec święty zachęca do nawracania pogańskich narodów, a »Missyonarz* to samo czyni, Ojciec święty wskazuje na nędzę niewolników afrykań­

skich, a »Missyonarz« także opowiada i opowia­

dać będzie nędzę narodów jeszcze nie nawróco- conych do wiary chrześcijańskiej. Ojciec święty prosi o jałmużnę, która ma być przesianą do

św. «Stowarzyszenia dla rozszerzania wiary,« a

»Missyonarz« także bardzo o to prosi i przyjmuje najmniejszą daninnę. Albowiem w odezwie re- dakcyi numeru pierwszego jest powiedziano:

.Na końcu każdego numeru wyliczeni będą do­

brodzieje, którzy ofiarowali jaki datek na te cele.

My zaś składki te prześlemy do sławnej Propa­

gandy w Rzymie, czyli do zarządu »Stowarzy­

szenia dla rozszerzania wiary,« i kwity z prze­

słanych tam pieniędzy w »Missyonarzu« ogłaszać będziemy.

" Ojciec św. blaga wiernych, aby zapobiegli biedzie missyonarzy i nędzy pogańskich narodów, osobliwie nędzy niewolników, — a »Missyonarz katolicki* pragnie także o ile możności przyczy­

nić się do uśmierzenia ich cierpień i zupełnego ich uwolnienia.

Otóż »Missyonarz katolicki« zupełnie się zga­

dza z słowami Najwyższego Pasterza i to będzie zawsze jego hasłem: »Ojca św. uważać jako naczelnika w sprawie missyjnej.«

Tak kończymy przegląd powszechny okolic i narodów pogańskich tym sposobem, że najprzód wymieniliśmy sławnych i bohaterskich mężów, którzy aż dotąd zwracali uwagę chrześcijan na pożałowania godne narody pogańskie. Pomiędzy tymi mężami chwalebnemi jaśnieje jako »lumen de coelo« — .światłość z nieba« nasz Papież

Ojciec święty Leon XIII.,

którego zabiegom niechaj Bóg wszechmogący pobłogosławi, ażeby pożądany skutek odniosły.

(Ciąg dalszy nastąpi.)

Szczegółowe nowiny

Ziemia święta. Przed prawie dwoma mie siącami, jak czytamy w zacnem pisemku .Echo trzeciego Zakonu«, stawili się tu popi czyli schizma- tyccy księża w wielkiej liczbie przy kawale ziemi, graniczącej ze świętą jaskinią kamienną, gdzie Pan Jezus się krwią pocił, aby zająć i opanować grunt, który od czasów dawnych zawsze do 00. Fran­

ciszkanów należał. Zaczęli wznosić mur, aby gwałtem wchód do niego prawym posiedzicielom zamknąć, czyli, jednem słowem, obcą własność ukraść. Franciszkanie gorliwie czuwali i nie spo­

glądali na to obojętnie, lecz z hurmem i z wielką odwagą na miejsce spieszyli i przeszkodzili tamtym w ukończeniu zdradzieckiej pracy.

z missy] katolickich.

Schizmatycy udali się tedy do gubernatora jerozolimskiego, aby skargę na Franciszkanów za­

łożyć, że im w prawnej pracy przeszkadzają i wstrzymują. Franciszkanie także się udali, po­

mocy szukając, do konsula francuzkiego. Lecz tenże zamiast pomocy, inaczćj uczynił, bo złączył się z tamtymi. Schizmatycy otrzymali górę nad Franciszkanami przez to, że dobrze wysokiemu urzędnikowi ozłocili ręce.

Ta niesprawiedliwość jednak schizmatykom nie opłaci się, gdyż, jak po całej Jerozolimie sły­

chać, poznali tę niesprawiedliwość europejscy

chrześcijańscy konsulowie, którzy się teraz za

Franciszkanami ująć chcą. Bowiem niemiecki kon-

(9)

-xr m

%

Cesarz Wilhelm II. (str. 47.)

(10)

42 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

sul, choć nie katolik, był pierwszym, który przez swego kanclerza Przew. Kustosza Franciszkanów zapytał, czyby pomocy jakiej od niego przyjąć nie chciał, za co Przewielebny Kustosz wielce dziękował, mówiąc, że naturalnie musi wprzód Najprzewielebnieiszego Patryarchy zapytać, który właśnie podróżuje po swej dyecezyi, że szczera pomoc jego będzie dla nich miłą i potrzebną.

Za szlachetnym przykładem niemieckiego kon­

sula poszło wielu innych europejskich konsulów po stronie Franciszkanów, aby im dopomódz.

Rozchodzą się wieści, że sprawa ta od tych kon­

sulatów posłana do Berlina, i tam przedłożoną została. Wielka ciekawość między tutejszymi ka­

tolikami, jak ten proces rozstrzygniętym będzie, tern więcej, że Franciszkanie teraz i przeciw za­

braniu wszystkich innych świętych miejsc, wydar­

tych im gwałtownie przez schizmatyków, prote- testują i pragną zwrotu.

Są to ważne święte miejsca, n. p. kamienna jaskinia, w którćj znajduje się święty grób Naj­

świętszej Maryi Panny, w pobliżu ogrodu Getse- mane, u spodu Góry Oliwnej; dalej św. Grób Pana Jezusa i t. d. W owej grocie, gdzie się św. Grób Najśw. Maryi Panny znajduje, n i e śmią Franciszkanie wcale Mszy św.

odprawiać, a nad Grobem Pana Je­

zusa tylko w pewne godziny. Popi schizmatyccy wszędzie panują nad temi świętemi miejscami, i odprawiają swe ceremonije, śpiewając wrzaskliwie. Wiadomo tu powszechnie, że owi przedstawiciele schizmy plamią godność kapłańską, jeżeli ich kapłanami nazwać można, upijają się prostą wódką i taczają po ulicach, prowadząc życie ze wszech miar nieporządne, bezwstydne i rozwiozłe.

Rabunek świętych miejsc nie powinien być cierpianym.

Wycliodźtwo Unitów z powiatu między­

rzeckiego na Podlasiu mnoży się. Nieszczę­

śliwym tym prześladowanym za wiarę ojców, od­

bierają metryki ślubne i chrzestne, i zmuszają ich do odnowienia ślubów w cerkwi prawosławnej i do zapisania dzieci do metryk cerkiewnych, a tern samem do przejścia na prawosławie. Dozór policyjny rozciągnięty nad wszystkimi, kary pie­

niężne ich niszczą, dochodzą więc do ostatniej nędzy, a nie chcąc być odstępcami, uciekają nocą z ojcowizny, przechodzą granicę i cisną się do Krakowa. Przed kilku dniami przybyło znowu kilkanaście rodzin unickich do Krakowa.

Norwegia. Rozwój katolicyzmu w Nor- wegii. W Chrystyanii znajduje się na 140,000 ludności tylko 4000 katolików, a z tych jest po­

łowa katolików norwegskich. Ci katolicy obsłu­

giwani są przez 20 missyonarzy, z których jednym jest O. Dominikanin Dominik A. Scherr. Dnia 23. Listopada p. r. zaczął O. Scherr wykłady religijne w Chrystyanii, miał je przez 3 tygodnie, co tydzień trzy. Kościółek katolicki mający miej­

sce na 1200—1500 ludzi zawsze był przepełniony, a kto chciał znaleźć miejsce, przyjść musiał do kościo­

ła już godzinę przed wykładem. Na ostatnim wy­

kładzie o Religii i Nauce było obecnych 300 stu­

dentów uniwersytetu. Wykłady O. Scherra, w których panował ton spokojny, przekonywujący, podobały się ogólnie protestantom. Mówił o zna­

czeniu Papieża, o Biblii i podaniu, o natchnieniu ksiąg świętych i t. p. Na wykłady uczęszczali ministrowie, profesorzy, sędziowie, adwokaci i u- rzędnicy.

Cała Chrystyania mówiła o białym Ojcu, wiele znakomitości udawało się do niego prywatnie z zapytaniami co czynić, gdyż zaczęli się przeko­

nywać o prawdziwości religii katolickiej. Foto­

grafia O. Scherra została wystawioną w handlach dzieł sztuki.

Chiny. W Lung-Tug-Tsin postanowili człon­

kowie towarzystwa Lu - Hug - Soi wymordować tamecznych chrześcijan na cześć ich bóstwa opie­

kuńczego. Zrabowali najprzód pewną ilość ma­

jętnych Chrześcijan, a w kilka dni później zamor­

dowali 20 osób, spalili dom missyjny i domy chrze­

ścijańskie, a trupy męczenników wrzucili w ogień.

Krew męczeńska dowodzi żywotności naszego Kościoła św.

Monsignor Freppel, najsławniejszy mówca między francuzkimi biskupami miał na katolickim kongresie w An wers mowę dotyczącą mięszania się władzy państwowej w sprawy socyalizmu.

Słowa jego były tak przekonywające, że kongres przyjął je za wyraz swych zapatrywań.

Oto niektóre ustępy z jego ważnej mowy:

•Państwo czyli rząd ma zupełne prawo kontrolo­

wać materyalne warunki i stosunki właścicieli ma­

gazynów i fabryk, jeżeli chodzi o ogólny interes ludności, o jej szczęście, nie przechodzi również władzy państwa prawo ustanowienia pierwszego dnia tygodnia jako dnia odpoczynku. Owszem, państwo może to uczynić na podstawie prawa Bo­

żego. Postępując tak, pokaże się państwo w ka­

żdym razie stróżem sprawiedliwości i moralności.

Indyjscy inissyonarze. Dwaj francuzcy missyonarze, O. Jan Griblet i O. Franciszek Becha­

mel, z Towarzystwa Jezusowego udali się 1575 roku na missyę do francuzkićj Guiany. Jedyne szczepy indyańskie, z jakiem! się ci Ojcowie ze­

tknęli, byli Galibisowie i Arakaretowie, żyjący na wybrzeżu morskiem. Dalćj ku środkowi kraju żyli Nuragowie a za nimi Akokury, których posą­

dzono o kanibalizm. Osobliwie zarzucano osta­

tnim, że wytępili cały jeden szczep i że żywili się ciałem mężów należącym do niego. O. Grillet wymienia w liście imiona innych szczepów jeszcze indyańskich n. p. Maprosów i Aryanów, którzy żyli nad Amazonką oraz szczep Mersiu, który mieszkał wewnątrz kraju. Nuragowie i Akokury przyjęli missyonarzy dobrze. Zdaje się też, że po­

głoski o ich ludożerstwie były o wiele przesadzo­

ne, i że wogóle nader rzadko niem się zajmowali.

(11)

Wiadomości ze wszystkich części świata. 43 Po przebyciu wodospadów byli ci Ojcowie I

zmuszeni przedzierać się przez niedostępne prawie góry. Minąwszy prowincye Nuragów, wpłynęli na rzekę Tonapilo, gdzie przed kilku laty Nuga- rowie zabili i spożyli trzech Anglików. Obaj ci Ojcowie byli pierwszymi Francuzami, którzy się w te strony dostali.

Co się tyczy religii tych Indyan, O. Grillet pisze, że Galibowie, Nuragowie i Akokury uzna­

wali jednego Boga, lecz nie mieli urządzonej służby Bożej. Byli oni charakteru słodkiego i do­

stępnego. OO. Jezuici uważali słusznie wielożeń- stwa za największą przeszkodę pozyskania tych Indyan dla katolicyzmu, szczególnie że liczba wielożennych była sześć razy tak wielką jak jednożennych.

0 polskich dziennikach w Afryce znajduje­

my następującą ciekawą wiadomość w »Echu trzeciego zakonu świętego Franciszka,« miesię­

czniku wydawanym przez Dra Władysława Mił- kowskiego, właściciela księgarni katolickiej w Krakowie:

W południowej Afryce, Natalu, krainie Ka­

irów, w opactwie Marianhill, wychodzą dwa cza­

sopisma polskie: jedno w formacie 4° pod tytu­

łem: »Niezapominajki,« już od lat sześciu, a drugie pod tytułem: »List św. Józefa« w for­

macie o połowę mniejszym, już od lat pięciu.

Dziwny ten fakt tłumaczy się tern, że w zgroma­

dzeniu OO. Trappistów i Sióstr, zajmujących się kształceniem i wychowywaniem dzieci kaferskich, jest do 50 osób naszych rodaków i rodaczek z Górnego Szlązka, a ci przez pismo to łączność utrzymują z krajem i naszych aspirantów, pragną­

cych się poświęcić służbie Bożej na dalekićj missyi, przyciągają, a wszystkich wiernych pobudzają do ofiarności na dzieło prawdziwie zbożne. Dla tego też na czele każdego numeru »Niezapominajek«

(których nie można prenumerować, lecz które się rozsyłają tylko dobrodziejom missyj OO. Trappi­

stów) jest wiadomość, że objaśnień względem tego

pisemka lub względem missyi OO. Trap­

pistów w Afryce południowej udziela Franciszek Przybylski, kościelny w Rudzie na Górnym Szlązku.

Artykuły zawarte w obu tych pismach, pisa­

ne przez OO. Trappistów i Siostry, są wszystkie bardzo ciekawe, objaśniają nas o przyrodzie tam­

tejszej, o charakterze Kafrów, o postępstwie chrześcijaństwa w tym kraju. Już dziesięć osad missyjnych założyli OO. Trappiści z Natalu, osta­

tnią nazwali Częstochowa, a do niej w nadziei, że tam stanie kościół, ktoś z kraju ofiarował już piękny obraz Najśw. Panny Częstochowskiej. Oj­

cowie walczą z najrozmaitszemi trudnościami mo­

ralnej i materyalnej natury; dla tego wszelka po­

moc jest im pożądaną. Rzecz charakterystyczna i oryginalna, że na cześć dobrodziejów ofiarowu­

jących pewną kwotę, Ojcowie nadają nietylko imiona, ale i nazwiska tych dobrodziejów nowo ochrzconym dzieciom. I tak w nr. 5 i 8 »Nieza­

pominajek« z 9-go kwietnia 1889 r. czytamy mię­

dzy innemi takie nazwiska nadane dzieciom mu­

rzyńskim : Franciszek Józef Habsburg (na cześć cesarza austryackiego), Filip Kremenz (na cześć księdza biskupa trewirskiego), Helena Thurn-Taxis, Elżbieta księżna Fürstenberg i t. d. Jest i kilka nazwisk polskich: Magnus Franciszek Przybylski, Franciszek Maćkowski, Anna Maćkowska. Naj­

więcej jest nazwisk niemieckich. Szkoda tylko, że styl artykułów, zawarty w obu tych ciekawych pisemkach pozostawia wiele do życzenia; zawsze jest twardy i niepoprawny a czasem wprost nie­

zrozumiały. — Ojcowie Trappiści przez uprawę roli, chodowanie bydła i rzemiosła rozmaite w bar­

barzyńskich krajach krzewią cywilizacyą i służą dobru socyalnemu narodów nieoświeconych.

Palestyna, w Emaus, miejscowości poło­

żonej na drodze z Jaffy do Jerozolimy, założono klasztor Trappistów. W nim będzie z początku 18 zakonników; 10 już wyjechało z Francyi, a ośmiu wkrótce za nimi podąży.

*****—v ---

Wiadomości ze wszystkich części świata,

tyczące się Kościoła katolickiego i spraw socyaliiych.

Wiec w sprawie Jezuitów odbył się 22. Stycznia w Poznaniu na sali Lamberta, która mogąc pomieścić przeszło 2 000 osób, szczelnie była zapełnioną: reprezentowane były wszystkie stany, na estradzie zasiadło liczne duchowieństwo i obywatelstwo świeckie. Wiec zagaił patron p.

Maksymilian Jackowski pozdrowieniem chrze- ścijańskiem: »Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,* poczem wyjaśnił cel zebrania. Prze­

wodniczącym wybrano pana K. Chłapowskiego

z Kopaszewa, który powołał na sekretarza p. Ju­

liana Brzeskiego a na ławników dwóch duchownych i siedmiu świeckich obywateli.

Jako główni mówcy wystąpili ks. dyrektor Dr. Kubowicz, ks. Dr. Kantecki i Dr.

Fr. Chłapowski.

Pan Julian Brzeski odczytał petycyę do par­

lamentu o zniesieniu ustawy z dnia 4. Czerwca 1872 roku i przywrócenie zakonu.

Wiec przyjął następujące rezolucye szkolne:

(12)

44 Wiadomości ze wszystkich części świata.

Obywatele W. Ks. Poznańskiego zebrani na wal- nem wiecu w Poznaniu na dniu 21. Stycznia 1891 roku oświadczają:

1) że język ojczysty, jako wykładowy w szko­

łach jest jedynym odpowiednim środkiem należytego kształcenia się i rozwoju umysło­

wego każdego dziecka;

2) że nauka religii w ojczystej tylko mowie wpłynąć może korzystnie na rozwój religijny i normalny dziecka;

3) że tylko szkoły wyznaniowe dają rękojmię, iż dziecko otrzyma wykształcenie i wycho­

wanie w duchu wyznania, do którego należy;

i wyrażają to przekonanie:

że posłowie nasi w sejmie pruskim przy wy­

mienionych wyżej i jedynie możliwych zasa­

dach obstawać i według sił bronić ich będą.

Prosząc ich o to, zapewniamy, że i my z na­

szej strony wszelkiemi środkami legalnemi praw naszych w tej mierze dochodzić bę­

dziemy.

W sprawie socyalnej przyjął wiec następujące rezolucye:

Walny wiec poznański.

1) potępia najenergiczniej wszelkie zasady i kno­

wania socyalizmu;

2) Walny wiec oświadcza, iż jedynym ratunkiem przed niebezpieczeństwem socyalizmu jest szerzenie i budzenie zasad chrześcijańskich.

4) Równocześnie wiec poznański zaleca odpra­

wianie wieców, zakładanie stowarzyszeń i bractw, w którychby słowem i pismem za­

sady socyalistyczne zbijano. Pisma ludowe powinny stać czujnie na straży czystości na­

szych zasad i przekonań, a ponieważ źródło socyalizmu tkwi także częściowo w błędnem prawodawstwie, przeto wzywamy posłów na­

szych, aby nad zmianą i ulepszeniem tćj czę­

ści prawodawstwa pracowali.

W końcu postanowiono wysłać do Ojca św.

telegram z prośbą o błogosławieństwo.

Sprawa zakonów ściśle jest związaną ze spra­

wą socyalistyczną: chodzi bowiem o przywołanie szermierzy dzielnych i rozumnych, którzyby nam w walce z przewrotnikami nietylko przykładem przyświecali, ale nas do boju tego wiedli. Prze­

ciwnicy nasi są chytrzy i nieustający w swych za­

biegach; rozpoczęli oni z Nowym Rokiem wyda­

wnictwo pisma socyalistycznego, które w tysiącach egzemplarzy rozrzucają pomiędzy zagrody spokoj­

nych dotąd robotników i rzemieślników naszych, to też walka toczyć się winna z niemi na całej linii, systematycznie i umiejętnie.

Administratorzy dyecezyi Gnieźnieńskićj i Po­

znańskiej wydali już okólnik do duchowieństwa, w którym zwracają uwagę wszystkich duszpaste­

rzy na niebezpieczeństwo grożące ze strony tej dyecezyom, upominając ich, aby stali czujnie na straży powierzonych sobie owieczek, i ich prze­

strzegali, bądź z ambony, bądź prywatnie przed

zgubnemi zasadami socyalnćj demokracyi. Okól­

nik zaklina duszpasterzy, aby pokus do ludu na­

szego się zbliżających nie lekceważyli, ale z gor­

liwością apostolską bronili trzody swojej przed wilkami, wciskającemi się do niej, następnie poleca im, aby zakładali stowarzyszenia, zajęli się opra­

cowaniem pisemka popularnego, pouczającego lud w sposób przystępny, co jest socyalizm i jakim niebezpieczeństwem grozi, wreszcie odbywać w tym celu wiece parafialne.

Władza duchowna przyznaje więc, że sprawy lekceważyć nie można, i że mylnem jest sądzić, że socyalizm nie tak prędko dotrze do ludu naszego.

A zatem do pracy!

Ponieważ o Jezuitach obecnie wiele się dzisiaj pisze, drukuje, czyta i łże, przeto zamieszcza

»Schwarze Blatt« następujący pamiętnik świętego Ignacego, zawierający jezuickie zasady dla każdego, które przyjaciołom i nieprzyjaciołom Jezuitów poleca:

1. Wszystko ku największej chwale Boga.

2. Jeżeli chcesz we właściwem miejscu rozpo­

cząć reformę, t o zacznij od siebie.

3. Słuszność wobec wszystkich, stronniczość wobec nikogo, oto są złote reguły w obcowaniu z ludźmi.

4. Nie licz nigdy na stałe zdrowie; często znajdujemy się właśnie, gdy wszystko idzie według myśli, najbliżćj zwrotu szczęścia.

5. Cisza morska jest nieraz niebezpieczniejszą, od najniebezpieczniejszej burzy; najgorszym nie­

przyjacielem jest: nie mieć żadnego.

6. .Tam właśnie wznosi się najwyżej ufność w Boga, gdzie nadzieje ludzkie najniżej upadają;

bo gdzie wszelka ludzka pomoc się usuwa, tam rozpoczyna się Bożka.

7. Kto ludzi się boi, ten nie czyni nic wiel­

kiego dla Boga.

8. Zdarzają się wypadki, że odcięcie zgniłego członka całe ciało uratować może.

9. Im dobroczynniejszym jesteś, tym dobro- czynniejszym jest Bóg dla ciebie.

10. ICto chce innych pouczać, ten rozumnym być musi, posłusznym zaś ten, kto innym rozka­

zywać chce.

11. Kto zbyt często wymierza kary, ten zdra­

dza więcej żądzy panowania, aniżeli zamiłowania porządku.

12. Cieszę się. gdy widzę dobrych zdrowymi a złych chorymi, bo mogą tamci użyć sił swych dla chwały Bozkiej, a ci przez chorobę do Boga się nawrócić.

Bytom (na Górnym Szlązku). Nasamprzód nadmienić należy, że autor niniejszego artykułu był zawsze przeciwnikiem nadużycia gorących trunków i z przyjemnością sobie przypomina skuteczne ks.

kanonika Ficka w Niemieckich Piekarach zabiegi,

jakie ten zacny kapłan podejmował w r. 1844,

aby zaprowadzić towarzystwo wstrzemięźliwości

od gorzałki w tej okolicy. Opilstwo rozpowsze-

(13)

Wiadomości ze wszystkich części świata. 45 chniło się było w zastraszającym stopniu pomiędzy

ludem roboczym, a skutkiem jego był dotkliwy niedostatek i ubóstwo. Najwięcej na tern cierpiały biedne dzieci i matki. Szynkarze mieli natomiast przy łatwćm zajęciu znaczny zarobek i żyli zbyt­

kownie, gdy tymczasem klasa robocza cierpiała głód i chodziła po żebranym chlebie; gdyż ojciec rodziny przepijał w karczmie cały zarobek. Jak trudne zadanie miał w pełnieniu swych obowiązków urzędnik administracyjny, którego biedny lud zwał ojcem I Oprócz tego sprawiały służbie policyjnej wiele trudności liczne wybryki, bijatyki, sceny czynnego oporu i zuchwalstwa. Wtedy pojawiło się, jakby aniół zbawczy, zaprowadzenie bractwa wstrzemięźliwości, czyli zrzeczenie się używania gorących trunków, o którem na początku wspo­

mniałem. Księża miejscowi starali się wprawdzie zachęcić lud do przystąpienia do rzeczonego bra­

ctwa, i starania ich nie były bezowocne, ale do­

piero zabiegi Jezuitów, którzy wyłącznie w tym kierunku działali, okazały się o wiele skuteczniej- szemi. Do pewnego miasteczka na Górnym Szlą- zku przybył Jezuita, który w publicznych naukach stawił słuchaczom przed oczy zgubne skutki pi­

jaństwa. Tłumy ludu zbierały się około niego, a w kilku tygodniach przystąpiło do bractwa prze­

szło 4000 osób. Było to dziełem jednego je­

dynego Jezuity. Odtąd nie widziano na ulicy hałasujących i wyprawiających burdy pijaków.

Każdy przechodził z uśmiechem pogardy około szynkowni i nie widziano obszarpańców przyodzia­

nych w brudne łachmany. Zauważono mianowicie, ż-e z dawniejszych pijaków nikt nie powrócił do dawnego nałogu, chociaż siła przyzwyczajenia jest wielką i w wielu razach niepokonaną. Karczmy opustoszały, a ich właściciele poczęli biadać na wielki ubytek w dochodach. Żydowscy szynkarze podali zażalenie do królewskiego rządu, skarżąc się na to, że miejscowe władze i urzędy popierają działanie Jezuitów. Rząd nie widział w tćm współ­

działaniu władz nic wykraczającego przeciw pra­

wu, a zasięgnąwszy dokładniejszych o tej sprawie wiadomości, pochwalił błogie działanie apostołów wstrzemięźliwości, W każdym względzie widać było postęp ku lepszemu. Opróżniały się powoli więzienia, a wsparcia udzielane przez gminy że­

brakom prawie całkiem ustały. Tak błogie były rezultaty działania jednego Jezuity w jednej para­

fii, składającej się z ośmnastu miejscowości, a dzia­

łanie to nie kosztowało ani rządu, ani gminy zła­

manego szeląga. Niczego obecnie usilniej pragnąć nie należy, jak tego, ażeby do okręgu przemysło­

wego górnoszlązkiego powołano Jezuitów, po kilku na każdy powiat, którzyby przy tak dotkliwym braku księży trudnili się zwalczaniem pijaństwa, gdyż wykroczenia przeciw moralności, zbrodnie i występki, ubóztwo i niedostatek są po większej części skutkiem nadużycia gorących napojów.

Ustanowiono wprawdzie znaczną liczbę żandarmów dla wytropienia przestępców i zbrodniarzy, ale ci

mogą tylko szukać i wykryć winowajców i podać ich do kary; zapobiedz złemu nie zdołają; do te­

go nadają się jedynie Jezuici i święta potęga reli- gii chrześcijańskiej. Czemuż tedy nie użyć spo­

sobu tańszego i skuteczniejszego, czemuż nie“po- wołać Jezuitów na wytępienie opilstwa i zapobie­

żenie zgubnym jego skutkom i następstwom?

Wtedy więzienia opustoszeją, jak doświadczenie uczy, skarb państwa zaoszczędzi kosztów i wy­

datków, a prosty lud zyska na moralności i do­

brobycie.

Berlin. Drugie zebranie Towarzystwa so- cyalistów »polskich,* jak tutejszy naczelny organ stronnictwa socyalno-demokratycznego »Vorwärts, Beri. Volksblatt* pisze, odbyło się dnia 8 b. m.

Przewodniczył »Genosse* Morawski. Na zebranie to przybył także przewodniczący Towarzystwa przemysłowego polskiego, pan Waliszewski, by energicznie zaprotestować przeciwko agitacyi i zasadom socyalistów, jako bardzo szkodliwym dla narodowości bawiącego w Niemczech robotni­

ka polskiego. Naturalnie nie obyło się ze strony socyalnych-demokratów bez wymyślać na szlachtę polską i na księży, a odznaczali się w głoszeniu tych niedorzeczności towarzysze »Przytulski, Ja­

godziński, Kasprowicz i »redaktor* Kurowski.*

Nie uląkł się ich pan Waliszewski, ale zabierał kilkakrotnie głos i na wszystkie brednie i mrzonki oszołomionych na niemieckich wzorach wychowa­

nych ppolskich* socyalistów, wskazując na siebie, podał im daleko skuteczniejszą radę na usunięcie biedy socyalnćj: pracę i oszczędność, bo te dwie cnoty przy dobrej woli są jedynym warunkiem pomyślności klasy pracującćj, a nie łakomienie się na cudze dobro. Krok p. Waliszewskiego na­

zwać należy bardzo dobrym i w danym razie sku­

tecznym. Trzeba tym panom śmiało zajrzeć w oczy, a cały ich sztuczny gmach przedewszyst- kiem na polskim gruncie pójdzie w rozsypkę. — W piątek odbyło się w halach Armina przy Kom- mandanten-Strasse zebranie towarzystw polskich, zwołane przez przewodniczącego Towarzystwa p.

Kukułkę. Tematem rozpraw było, jakie stano­

wisko winny zabrać Towarzystwa polskie wobec ruchu socyalistycznego, szerzącego się także po­

między robotnikami polskimi. Po obszernych rozprawach, w których rozbierano zasady socya- lizmu, przyjęto jednogłośnie następującą rezolucyą :

• Polskie stowarzyszenia w Berlinie nie chcą mieć nic wspólnego z ruchem socyalistycznym, zagra­

żającym Bogu i narodowości; członkowie stojący z socyalnymi demokratami w jakimkolwiek zwią­

zku, zostaną natychmiast wykluczeni.« W zebra­

niu wzięli udział prezesi i członkowie zarządu dzie­

więciu towarzystw polskich. Na zebraniu był obecny poseł do sejmu ks. lic. Radziejowski, któ­

ry w gorących słowach towarzystwa polskie o- strzegał przed sidłami socyalnćj demokracyi.

Święcenie Niedzieli w Anglii. Dla wię­

kszej części mieszkańców stałego lądu Eu­

(14)

46 Cesarz Wilhelm II.

ropy są Niedziele i Święta dniami uciechy i za­

baw, dla urzędników kolejowych, pocztowych i innych, jako tóż dla sług, dniami podwójnej pracy. Obowiązkom religijnym uczyniono — jak się wielu ludziom zdaje — zadość wtedy, gdy się było na nabożeństwie w kościele. To jednak nie dosyć. *

Anglicy są narodem bardzo praktycznym, nie bawiącym się żadnemi marzeniami, a stawia­

jącym interes ponad wszystko, a jednak jakże to oni święcą Niedzielę i Święta?

Już w sobotę po południu ustają po części prace, bo tego czasu trzeba użyć do zakupów, rozrywki itp. Gdy się w Sobotę,- o 1. godzinie w południe, idzie ulicami Londynu, lub innego miasta angielskiego, gdzie sklepy, warsztaty i t. p.

są, to wrzawa tam i ścisk, dwa razy tak wielki, aniżeli zwykle, bo fabryki, kantory zamykają, więc wychodzą z nich wielkie masy robotników, kup­

czyków i t. p. dążących na przedmieścia, gdzie po części mieszkają. Gdy w domach zjedzą obiad, wychodzą całe rodziny na miejsca przechadzek i zabawiają się różnemi grami luh ćwiczeniami.

Biorą w tern udział wszyscy i bogaci i biedni, a przebywanie na świeżem powietrzu jest niezawo­

dnie dla zdrowia korzystniejsze, aniżeli siedzenie n. p. w zadymionej szynkowni lub restauracyi.

Na drugi dzień (w Niedzielę) rano, ledwie się człowiek obudzi, zaraz podpadnie mu, że na ulicach cisza niezwykła panuje. Po kawiarniach, restauracyach pusto, każdy pilnuje domu. Po śnia­

daniu zabiera się każdy który tylko może, do ko­

ściołów. We wielu rodzinach jadają w Niedzielę zimne obiady, aby kucharki i służące mogły iść do kościoła, a nie potrzebowały obiadem się zaj­

mować.

Żaden kupiec nie idzie do swego kantoru lub

sklepu, choćby nawet w tym tylko celu, aby listy przeczytać. I napróżnoby chodził, bo poczta zamknięta, więc listów nie ma. Większa część zwykłych pociągów stoi, tylko rano i wieczorem kursują koleje żelazne, konne i omnibusy, a to tylko w tym celu, aby ułatwić odwiedzanie ko­

ściołów. Wszystkie sklepy zamknięte. W restau- racyach i oberżach wolno sprzedawać jedzenie i trunki tylko takim gościom, którzy właśnie w nich mieszkają i takim, którzy udowodnią, że mieszka­

nie ich jest 6 mil od miasta odległe.

Po nabożeństwie przedpołódniowćm udają się wszyscy na obiad, a następnie albo wychodzą na przechadzkę, albo czytają w domu nabożne ksią­

żki lub grywają nabożne pieśni na skrzypcach, fortepianie i t. p. Nikt nie poważy się urządzić światowej muzyki. Pod wieczór idą znowu wszyscy do kościołów, a potem jak najrychlej na spoczynek.

Są tacy mędrkowie, co się z Anglików z tego powodu śmieją i mówią, jako by tylko pobożnych udawali, ale tak nie jest, kto żył niejaki czas w Anglii, ten umie ocenić, jak przykładnie żyją Anglicy w dni świąteczne.

W oko wpadającą korzyścią takiego święce­

nia Niedzieli jest to, że angielski robotnik, urzę­

dnik it. d. w Poniedziałek jest wypoczęty, wzmo­

cniony na duchu i na ciele i z ochotą bierze się do pracy. W innych krajach Europy zaś bywa zwykle przeciwnie, a wielu ludzi jest w Ponie­

działek osłabłych i zniszczonych.długą nocną hulanką.

Może kto powie, że takie zupełne, ostre świę­

cenie Niedzieli w innych krajach jest niemożliwe, bo w nich więcej do pracy. To nieprawda, bo Anglia i Ameryka mają najznaczniejszy handel i przemysł, a jednak nic nie tracą, choć Niedzielę ściśle święcą.

Kiedy u nas tak będzie?

•o-4-fr "wn ■ |

©©@a$"@ W ilh-elra. IX.

(Zobacz obrazek na stronie 41.)

Dnia 27. Stycznia obchodziło państwo niemie­

ckie i obszerne kolonie w Afryce, założone przez rząd niemiecki, uroczystość urodzin Cesarza Wilhelma II. Urodził się On dnia 27. stycznia 1859 r. w Berlinie jako syn cesarza Fryderyka III.

i cesarzowćj Wiktoryi. Rodzice przy chrzcie przyrzekli, że syna swego, który miał przeznacze­

nie być później cesarzem, wychowają za pomocą i Bozką na cześć Boga i na dobro ojczyzny. Co j obiecali, wiernie dotrzymali, gdyż późniejszy na­

stępca do tronu wychowanym został w pobożno­

ści, posłuszeństwie i pracy.

zadania pa mnie czekają; aby zatem je dobrze W szesnastym roku życia sweąo wypowiedział :yście te słowa: »Wiem, jak ciężkie i trudne

wypełnić, chcę czas młodości użyć na moje wy­

kształcenie. Baczność moję obrócę ku dobremu rządzeniu państwa i ku wzmacnianiu chrześcijań­

skiego Kościoła.«

Odwiedzając gimnazyum w Kassel, książę Wil­

helm pilnie pracował z współuczniami. Na uni­

wersytecie w Bonn pilnował nauk tyczących się prawa i rządu.

Dnia 27. Lutego 1881 pojął za małżonkę księ­

żną Wiktoryę Augustę, teraźniejszą cesarzową.

Gdy po ciężkićj chorobie cesarz Fryderyk III.

umarł, młody cesarzewicz wstąpił na tron 15. Czer­

wca 1888 r. W swem odezwaniu się do ludu ob­

jaśnił chrześcijańskie zasady, według których pa­

nować obiecał. »Według przykładu moich Oj­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ciężko się bowiem rozchorował i zanim minął rok 1890, pochowano jego zwłoki w obcej ziemi, w której pragnął zasiać ziarno wiary Chrystusowej.. W miejsce zmarłego wstąpił

Tysiące wynoszą się w takie strony, gdzie nie masz ani kościoła ani kapłana katolickiego: o katolickiem święceniu niedzieli, o wysłuchaniu mszy św,, o obecności na kazaniu

Jeden z nich odezwał się: »Teraz już mogę spokojnie zamknąć oczy i w krotce pewno umrę, bo Pan Bóg za wstawieniem się Najświętszej Panny Maryi wysłuchał moich

zmy i rząd jego stara się katolików skłonić do od szczepieństwa nie tylko namową, pokusą i w spo-.. W północnej Afryce znajduje

tnich informacyi, zamieszczonych przez »Catholic Directory", katolicy liczą 41 członków w Izbie lordów, 9 członków w radzie, 76 przedstawicieli w Izbie niższej, 53

Każdy katecheta (to jest nauczyciel wiary) bierze jako zakres działania pewien powiat, gdzie krzewi wiarę, uczy tych, którzy się do niej garną i przysposabia ich do

zań Bozkich i praw ludzkich, jawny bunt przeciw powadze państwa i kościoła. Cóż jest powodem tych smutnych objawów ? Oto wyparcie się wiary w Jezusa Chrystusa, jednorodzonego

czeni węzłem jednej wiary i jednej miłości, która tylko w Kościele katolickim się