Czasopismo illustrowane dla ludu katolickiego. —*
Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego). Przedpłata ćwierćroczna na pocztach w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką
pocztową 70 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.
Nr. 3. Mikołów, 1. Lutego 1891. Bocznik I.
Męczennicy z Ugandy.
Opowiadanie historyczne z missyj katolickich.
(Ciąg dalszy.)
4. Ofiara na wyspie.
Następnego poranku rozlegał się sze
roko i daleko werbel kotłów i odgłos rogów z muszli morskich. Na długiej, szerokiój ulicy, prowadzącej od grodu królewskiego ku miastu wszczął się ruch niezwykły. Już to pojedynczo, już to w większych groma
dach biegli murzyni ku brzegowi jeziora.
Tatn w długim szeregu stała łódź przy ło
dzi, istna flotylla. W przednich łodziach mie
ścili się myśliwi koni rzecznych z ciężkiemi oszczepami (harpunami.) Po za niemi stały czółna osadzone myśliwymi na lwy, zbrojnymi w strzelby i fuzye. Za nimi szli mieczo- wnicy, których jedyną bronią były miecze, na trzy stopy długie, szerokie na dwa cale.
Z tym orężem w ręku nie bali się uderzyć na największego zwierza, a nawet na słonia.
Skoro tylko król przybył i wszedł w swoją
barkę, łodzie ruszyły z miejsca wśród śpiewu wioślarzy. Najbliższym celem żeglugi była nie wielka przystań. Tam wszystkie łodzie przybiły do lądu i wysadziły swych myśliwych.
Pierwsza wycieczka wyznaczona była na lwy.
Śmiało i odważnie wtargnęła służba Muangi w gęste lasy, wkrótce odezwały się pierwsze strzały, ogień wzmagał się, a echo jego roz
legało się po całćj powierzchni jezior^. O późnćj godzinie poobiedniej urządzono oso
bliwszą nagankę. Na krawędzi zeschłych łąk leśnych nagromadzono sporo suchych gałęzi, zapalono je, a myśliwi cofnęli się spiesznie do brzegu jeziora i powsiadali na łodzie.
Skoro się pożar szerzyć począł, wszczął się krzyk ogłuszający. Z rykiem powyskaki
wały iwy z gęstych dżunglów (zarośli), pło
chliwe gazele umykały przed ścigającym je
ogniem, ogromne węże jadowite poczęły szybko
pełzać ku jezioru, o ile to tylko w wysokićj
34 Męczennicy trawie podobnym było. Tam napotykały na myśliwych, którzy spłoszone zwierzęta witali gradem kul śmiercionośnych.
Jeszcze o wieczornćj porze łuna płoną
cego stepu oświetlała niebo i odbijała się krwawym odbłyskiem o ciche fale jeziora.
Następnego poranku flotylla wcześnie odbiła od brzegu, gdyż tego dnia miało się odbyć polowanie na konie rzeczne. Poprze
dnio jednak było trzeba bożka Msimu we
dług dawnego zwyczaju przebłagać na tak zwanćj wyspie mostowćj - tam tćż Muanga ze swą rzeszą przybił do lądu. Sambo, który nie był osobliwszym strzelcem, mimo to przy
łączył się do orszaku królewskiego. Teraz jednak jeden z pierwszych wyskoczył na brzeg i troskliwie się oglądał, jakby kogoś szukał.
Niezadługo tćż pojawił się szpetny stary mu
rzyn i minąwszy czarownika, zmierzał wprost ku osobie króla. Przechodząc obok Samby, szepnął mu na ucho: »Wszystko w porzą
dku, bądź dobrćj myśli.«
>Czego żąda mój król, Kabaka Muanga?«
zapytał kapłan bożka Msimu.
»Uczyń ofiarę twemu bożkowi, aby ra
czył wody uciszyć, a nas obdarzył sowitą zdobyczą.«
»Niech się stanie według woli Twojćj!«
Poczćm się starzec oddalił i wrócił nie
bawem z dwoma wychudłem! koźlętami.
Wśród różnych zaklęć skrępował je, po
łożył na ziemi i skropił je kilkakrotnie wodą jeziora.
»Król,« rzecze czarownik, »ma potężnego wroga, który mu skradł serce i mieni się być jego przyjacielem. Jeżeli Kabaka nie opamięta się, to będzie zgubionym.«
Usłyszawszy to Muanga, rzekł z prze
strachem : »Zaprawdę, biali muszą zginąć;
pragną oni skraść mi serce i kraj. Przebła
gaj bożka! Skoro powrócę, śmierć będzie udziałem wszystkich tych, co trzymają stronę przybyszów.«
Kapłan nie przerywał ofiary. Rozkro- czywszy nogi zwierząt ofiarnych, rozpruł ich ciało i udając nagłe przerażenie odskoczył.
»Cóż takiego?« zawołał król.
»Msimu odrzuca Twoję ofiarę; zbliż i przypatrz się; krew jest czarną i skrzepłą.
Jest to oznaką nieszczęścia.«
z Ugandy.
»Zapytaj się bożka, czemu gardzi ofiarą Muangi.«
Usłyszawszy rozkaz, położył się czaro
wnik na ziemi i donośnym głosem zawołał:
»Czemu gardzi Msimu ofiarą Muangi i cze
mu nie chce pić krwi zabitych zwierząt?«
Przyłożywszy potem ucho do ziemi, po kilku minutach stanął przed królem i odezwał się w te słowa : »Msimu mówi, że Kabaka Muanga jest wielce nierozsądnym. Ojciec twój, Mteza, mądrze sobie postąpił, wyga
niając cudzoziemców z kraju Cóż się stało ? Czy ptak nocny wyssał ducha władzcy, czy tćż mądrość ojca nie przeszła w spadku na syna? Czemuż twe serce odwraca się od Lubalisów do Kalondy (Boga chrześcijan)?
Czy Kalonda przyobiecał ci pomyślne łowy ? Wrota Ugandy są otwarte; przez nie wejdą biali mężowie i ogłodzą kraj cały. Msimu śmieje się z nierozumu Muangi i mówi, że ty, monarcho jesteś dzieckiem, i mniemasz, że cudzoziemcy brodaci, którzy cię otaczają, są twymi przyjaciółmi. Skoro się puścisz na jezioro, pochłonie cię koń rzeczny, którego biali natchną swym duchem i siłą. Lepićj uczynisz, gdy wrócisz do miasta i spalisz przybyszów, zanim odzyskają użyczoną zwie
rzęciu odwagę i silę.«
»Przerażony Muanga nakazał niezwło
czny odwrót, powtarzając nieustannie słowa:
»śmierć przybyszom!«
Ofiara była naturalnie czczćm omamie
niem. Sambo przysłał był truciznę kapła
nowi Msimy, który dał ją spożyć koźlętom, wskutek czego krew ich zczerniała i skrze
pła. Nie dość na tern; nauczył go bowiem, w jaki sposób ma wygłosić słowa wyroczni.
5. Wypadek nieprzewidziany.
Nad brzegiem jeziora stało dwóch łudzi zajętych pilną rozmową. Medale z wizerun
kiem Matki Bozkićj na piersi świadczyły, że są chrześcijanami. »Inaczćj być nie może,«
rzekł jeden z nich, nazwiskiem Józef Mtaza,
»skoro tylko król wróci, wszystko mu po
wiedzieć należy.«
»Gdyby tylko wszystko pomyślnie się skończyło,« odparł drugi.
»Zaprawdę, trudnoby poznać w tobie
Andrzeja Kagno, dzielnego wojownika, gdy
Męczennicy z Ugandy. 35 cię widzę tak stroskanym i małodusznym,«
prawił Józef dalćj.
»Nie obawiam się o siebie; chodzi mi o białych ojców i o tych, którzy za łaską Boga zostali chrześcijanami. Znasz przecież króla tak, jak ja go znam; wiesz, że łatwićj poskromić tygrysa, aniżeli udobruchać gniew naszego monar
chy. Rozjątrzenie jego ma być o
gromne, jak po
wiada goniec, któ
ry przed kilku godzinami przybył z ponad jeziora.«
»Jaki goniec ? Kto on ? Czego chciał?«
»Czyś nie sły
szał ?«
»Nic nie wiem.
Byłem u ojców, gdym cię spotkał.
Opowiedz mi wszystko.«
»Była to go
dzina południowa, szedłem właśnie ku krzakom nad
brzeżnym, aby się wykąpać. Zanim wskoczyłem we wodę, spostrze
głem łódź zbliża
jącą się do brze
gu. Wioślarz wi
docznie się spie
szył, gdyż wio-
tHaj^eI«3zawoła- Kró1 Ugandy wśród ministrów- łem, »jeżeliś jest Wagnaną, to mów, co
się stało ? Czy Kabakę spotkało jakie nie
szczęście ?«
»Straszne nieszczęście grozi Ugandzie,«
odrzekł zagadnięty; »oczy króla podobne do błyskawicy, a ogień ich płonący spali chrze
ścijan.« Gdy łódka przybiła do brzegu, Ku- ragi wyskoczył na ląd. Wiesz przecie Jó
zefie, że zawsze na nas krzywo patrzał, od
kąd święcona woda skropiła głowy nasze.
Skoro tylko mnie poznał, zawołał ze śmie
chem : »Kagno, czy chcesz sobie przyspo
sobić wiązkę trzciny na jutro?»
»Cóż to ma znaczyć Kurago, o cóż mnie posądzasz ?«
»O tćm się dowiesz od króla, rzekł mi cichym szeptem do ucha i powierzył mi
straszną tajemni
cę.«
Zwierzył się po- tćm Andrzćj Jó
zefowi z wszyst
kiego, co się na wyspie działo, i 0 czćm się dowie
dział od gońca.
Skoro skończył o- powiadanie, do
dał: »Pozostań tutaj i daj bacz
ność, ażebyś wcze
śnie dostrzegł króla wracające
go z orszakiem;
ja tymczasem po
biegnę do ojców 1 zasięgnę ich rady.«
Nie ubiegło ani godziny, a już na widnokręgu po
kazało się kilka
naście czarnych punkcików na szy
bie jeziora. Po
częły one rosnąć, a Andrzćj nieza
długo odgadł, że się zbliża flotylla Muangi. Nie ru
szył się z miejsca i z wytężeniem czekał, co to z tego będzie. »Cóż to znaczy?« pomy
ślał sobie, »ani nie słychać śpiewu, ani o- znaki radości; wszystko jakby martwe; zła to wróżba.« Potem zniknął, jakby w ziemię przepadł i stanął po krótkim czasie w domu missyjnym.
Gdy zmrok zapadł, król siedział samotny w swój rezydencyonalnćj chacie. Naraz sta
nęło przed nim dwóch ludzi, Józef i Andrzćj.
36 Męczennicy z Ugandy.
Jakby ukąszony żmiją porwał się Muanga z miejsca, widząc ich stojących w progu.
>Czego chcecie, zdrajcy?« zakrzyknął w swoim gniewie. »Miecza Miecza! Przy
nieście mi miecz!«
»Uspokój się, Kabako!« rzecze Józef,
»przychodzimy cię ocalić,«
»Ach, ocalcie mnie,« błagał tyran, »o calcie mnie przed tymi łotrami, co to się modlą pospołu z białymi! Precz mi z oczu, żmije szkaradne, chcecie mnie zabić. Miecza, miecza!«
»Nie chrześcijanie są twymi wrogami, panie!« mówi Andrzej, »lecz Katikiro, Ku- ragi i inni, którzy cię ani na krok nie odstępują.«
»Kłamiesz!«
»Gotów jestem poledz z twej ręki, Mu- ango, jeśli nie mówię prawdy. Posłuchaj mnie spokojnie, a potem czyń, co ci się żywnie podoba «
»Mówże więc, ale biada tobie, jeśli masz złe na myśli i jeżeli fałsz wyjdzie z ust twoich.«
Wtedy począł Józef z towarzyszem swoim opowiadać o spisknięciu się Katikira, Samby, Mbagi i Alego, których mały Ka
leko przed kilku dniami był podsłuchał, i dodali do tego swoje uwagi.
Gdy skończyli, król począł się żalić i rzekł: »Biada mi, zapewne będę ostatnim Kabaką Ugandy. Biali czychają na moją zgubę, a właśni niewolnicy chcą mnie zgła
dzić. Obym był nigdy nie wpuszczał ob
cych nauczycieli do kraju!«
»Panie,« począł mówić Andrzej, »wiesz przecież, że jestem dzielnym wojownikiem i że kula mej fuzyi zawsze ugodzi w serce wroga. Wierzaj, królu, dopóki zdołam wła
dać tym ramieniem, dopóty nie tknie ostrze dzidy ciała twojego.«
»Tak jest, Muango!« dodał Józef. »Jak mój przyjaciel mówi, tak mówią wszyscy, co się modlą z ojcami. Ich piersi staną się dla ciebie murem obronnym, a oko ich czu
wać będzie nad tobą. Ale za to zaklnij się, że im grozić nie będziesz stósem i nie grzesz przeciw Kalondzie (Bogu), który nas przysłał na twą obronę.«
»Jeśli wasze słowa są prawdziwe, wtedy
niech zdrajcy umrą, a was obdarzę łaską,«
rzekł Muanga i pożegnał chrześcijan.
Zaledwie odeszli, przywołał pazia i ka
zał mu przynieść miecz; potem pomimo spó- źnionćj pory przywołał do siebie Katikirę.
Z chęcią przybiegł tenże na rozkaz pana, mniemając, że Muanga da mu jakieś nowe polecenia przeciw chrześcijanom. Ale jakież zdumienie ogarnęło go, gdy tyran nagle nań wrzasnął: »Nędzny niewolniku, jak mógłeś się poważyć knować spiski na me życie?
Giń zdrajco!« To mówiąc, wzniósł miecz w górę i byłby swemu pierwszemu mini
strowi łeb rozpłatał, gdyby ten z chyżością kota nie był na bok odskoczył.
»Stój, Kabako, stój! Wszystko wy
znam !« zawołał nieszczęsny, rzucając się do nóg króla. »Panie, oczerniono mnie przed tobą.«
»Słowa twoje dyktuje złość niegodziwa,«
zaryknął Muanga. »Czy nie byłeś u Samby, Mbagi i Alego, gdy się na mnie spiskali ? Czy nie wiesz, że dzida Kuragiego miała mi zadać śmierć, aby brat mój byłKabaką w Ugandzie?«
Gdy podły tchórz widział, że wszystko zdradzone, uciekł się do kłamstwa, zwalając całą winę na towarzyszów. »Królu,« były jego słowa, »niech miecz twój przebodzie me serce, jeśli inaczćj mówię, jak myślę.
Tak jest, byłem pospołu z tymi nędznikami, ale tylko na to, aby ci życie ocalić.« Zaczął mu potem pleść pochlebstwa i tak go o- wikłał siecią kłamstw najohydniejszych, że król mu nareszcie uwierzył, mówiąc: »gdy
bym ciebie nie uważał za wiernego, śmierć twoja byłaby rzeczą pewną, a Mkaza byłby zajął twoją posadę, tak jak Kagna zajmie miejsce Kuragiego, jako naczelny dowódzca wojska. Ruszaj teraz i oświadcz zdrajcom:
jeśli was jutro ujrzy w mieście o południowej porze oko króla, spłoniecie na stósie.«
Katikiro oddalił się w milczeniu. Uszedł
szy kawał od chaty królewskiej, i nie widząc nikogo w pobliżu, zaczął sobie prze
bąkiwać pod nosem: »Tak to? Mkaza miał być moim następcą ? Zapłaci on mi życiem za to. Nie minie ogień chrześcijan, choćby się to zwlec miało. Teraz obwieszczę winnym wyrok ust monarszych. Sambo z chęcią po
prze moje zamiary.«
(Ciąg dalszy nastąpi.)
Przegląd powszechny okolic i narodów pogańskich. 37
Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich.
Kto się przedewszystkiem starał o pogan?
(Ciąg dalszy.)
Targowisko, na którem niewolnicy się znaj
dowali, było okryte murzynami zabranymi do niewoli. Długiem! szeregami stali w wielkim nie
ładzie mężczyźni, niewiasty i dzieci, skrępo
wani powrozami lub okuci w łańcuchy. Tym, których pochwycono w prowincyi Manyemba, przedziurawiono uszy i poprzeciągano przez nie powrozy, aby nie mogli uciec. Na ulicach można było widzieć trupy żyjące, z kośćmi tylko skórą okry- temi, chwiejące się od nędzy i utrapienia. Nie byli oni okuci w kajdany, lecz chodzili wolno, podpierając się kijem, ponieważ o ucieczce ani mowy nie ma.
Wszystko wskazuje, że głód i nędza wkrótce ich zupełnie zniszczy. O! jak bolesnym jest ten widok.
Na grzbietach niewolników widać było rany, powstałe wskutek okrucieństwa machometańskich panów. Niektórzy niewolnicy leżeli na ulicy, ponieważ już nie mieli sił do chodzenia i pracy;
nikt im nie udzielił odrobinki chleba, nikt nie miał nad nimi litości. Tak więc oczekiwali śmierci, jak ubogi Łazarz, albowiem nic im prócz niej nie
pozostawało.
Na widok takich nieszczęsnych niewolników, którzy z nędzą cielesną jeszcze duchową łączą, ponieważ nie znają Boga prawdziwego i Jego Syna Jezusa Chrystusa, serce się krwawi missyo- narzowi z boleści. Ginie dla tego tyle dusz, po
nieważ brak środków wybawienia ich.«
Nieszczęście niewolników pogan, którzy wpadli w paszczę drapieżnych machometanów, dalej opisuje wspomniany missyonarz:
•Osobliwie na brzegu jeziora Tanganjiki, gdzie targowisko niewolników otoczone jest wysoką trzciną i inną zielonością, widzieliśmy straszne rze- czy- Przy jeziorze znajduje się cmentarz, na który bywają wyrzucani umarli lub umierający niewolnicy. W nocy przychodzą hyeny krwio
żercze; osły się gromadzą i pożerają lub roznoszą cuchnące ciało ludzkie. Im dalej się człowiek zbliża ku jezioru, tern nieznośniejszem staje mu s'ę widok i z trwogą wraca napowrót, albo
wiem niekiedy tyle ciał ludzkich tam gnije i roba
ctwem jest przepełnione, że powietrze jest niezno- -snetn, a rozszarpane trupy są tak brzydkie, że nieraz nawet hyeny i osły się niemi brzydzą!
Takie są skutki handlu z niewolnikami,
a dzieją się one nietylko dzień jeden lub dwa, lecz corocznie, a nawet codziennie!«
Opłakujmy zatem straszny ten los tych bie
dnych niewolników!
Inny missyonarz zaś tak pisze: »Wszystkie karawany, które z Manyemy przychodzą do Ud- szidszi, przynoszą wielką ilość dziatek. Wszystkie są wyniszczone, nagie, półumarłe. Jeżeli możemy, kupujemy i wybawiamy je od śmierci i od niewoli.
Często nieszczęśliwe dziatki, odłączone od swych rodziców, pozostają w drodze i stają się pastwą drapieżnych lwów, tygrysów i hyen.'
Wszystkie te okrucieństwa, które się dzieją w krajach pogańskich Afryki, dobitnie opisuje kardynał Lavigerie w liście powyżej wspomnia
nym. Kończy On zaś obszerny ten opis przesłany niemieckim katolikom, jak następuje:
»Katolicy! Kraj, o którym jest mowa, jest Afryka wschodnia, dla tego musi Wam być drogim, albowiem jest oblanym krwią murzy
nów, wołającą o pomoc Waszą. Oto kraj mę
czenników I Już dwudziestu jeden missyonarzy katolickich tu zginęło. Trzech przelało krew w nie
mieckiej prowincyi nad jeziorem Tanganjika, chcąc nieszczęśliwe dzieci niewolnicze wydrzeć z paszczy katów machometańskich. Czwarty, Maksymilian Blum, został przez tych samych barbarzyńców nad jeziorem zabitym, gdy im począł głosić wiarę i pokój Chrystusa Pana. Krwawą swą śmiercią zasłużył sobie na nagrodę niebieską. Ludu katolicki! ludu chrze- ściański! ocknij, powstaj! W imieniu znakomitych męczenników, w imieniu Ojca św. Leona XIII., proszę cię, abyś narody Afryki wyrwał z niewoli i ocalił je dla Chrystusa Pana, Zbawiciela naszego!'
Słowa kardynała Lavigerie nie były bezsku- tecznemi, napełniły one bowiem tysiące serć szcze
rym zapałem; były dowodem, że jeszcze dzisiaj są mężowie i niewiasty, młodzieńcy i panny którzy albo biorą się do pracy missyjnej, albo wspomagają missyonarzy modlitwą i jałmużną.
Ty, kochany Czytelniku, zlituj się nad na
rodami pogańskimi! Przynieś im ulgę, jakimkol
wiek sposobem możesz. Albowiem Ojciec św.
przez wiernego sługę swego Kardynała La
vigerie zwraca uwagę twą na ludy pogańskie,
które opłakują swój los i swe nieszczęście.
38 Przegląd ogólny okolic Przy rozpoczęciu nowego roku 1891 ,Mis- syonarz katolicki* z wielką radością może tu za
mieścić sławny list okólny Ojca św. Leona XIII., wystósowany do wszystkich Biskupów, a przez Bis
kupów do wszystkich wiernych katolików w spra
wie missyjnćj. Treść listu tego już jest wspo
mniana w pierwszym numerze na stronnicy 16 i ka
żdemu wiadomo, że skutkiem papiezkiego listu w uroczystość Trzech Króli we wszystkich ko
ściołach katolickich zbierano kolektę na missye afrykańskie.
Zapewne i Ty, kochany Czytelniku lub Czy
telniczko . Missy onarza katolickiego,* chętnem ser
cem udzieliliście jaki datek przeznaczony dla mis- syonarzy.
Lecz list papiezki nie tylko dowodzi, jak bar
dzo troszczy się o missye nasz Ojciec św., ale też nader jest ważny, ponieważ wykazuje trudy i zwy- cięztwa głosicieli Ewangielii. Dla tego postano
wiliśmy cały tekst listu Najwyższego Pasterza tu umieścić. List brzmi, jak następuje:
Okólnik Ojca świętego Leona XIII.
do wszystkich Biskupów katolickich.
»Czcigodny bracie!
Pozdrowienie i apostolskie błogosławieństwo!
»Katolicki Kościół, który macierzyńską mi
»lością obejmuje wszystkich ludzi, jak Ty sam
•wiesz, czcigodny Bracie, od początku o nic
•bardziej się nie starał, jak o wykorzenianie
»niewoli, która jako okrutne jarzmo »cię-
»żyła na tylu ludziach. Pilnie zachowując
•naukę Mistrza swego, który Sam i przez A- .postołów Swoich nauczał ludzi, że jeden wę-
•zeł miłości wszystkich łączy, że wszyscy
»mają jeden i ten sam początek i są powo-
»lanymi do wspólnego zbawienia, Kościół
»bronił sprawy niewolników i rozszerzał wol-
»ność, uwzględniając czasy i położenie każdego.
»Zawsze Kościół z mądrością i uwagą uwzglę
dniał stosunki religii, sprawiedliwości i cywili-
•zacyi i zasłużył się w najwyższym stopniu
»około uszczęśliwienia narodów.*
»Z ubiegiem czasu troska Kościoła o uwol-
•nienie niewolników nie ostygła, lecz coraz
»bardziej się wzmagała, im większe były
»zwycięztwal Dowodem tego jest historya, .która na wieki uświetniła zasługi poprzedni-
»ków naszych, osobliwie świętego Grzegorza .Wielkiego, Aleksandra III, Innocentego III.,
•Grzegorza IX., Piusa II., PawIalV., Urbana
i narodów pogańskich.
»VIII., Benedykta XIV., Piusa VII., Grzegorza
»XVI., którzy wszystkich sił dołożyli, aby
»niewolę wykorzenić i tam, gdzie już była wy-
»korzenioną, nigdy nie odżyła.
»Ta chwała poprzedników naszych nie mogła
»Nam być obojętną. Dla tego żadnćj spo-
»sobności nie pominęliśmy, aby publicznie po-
»tępić okropną klęskę niewoli. Szczególnie
• w liście, który przez Nas do Biskupów brazy
lijskich dnia 5. Maja 1888 jest wystosowany,
»okazaliśmy radość Naszą, że starali się o wyswo-
»bodzenie niewolników. Równocześnie pokaza-
»liśmy, jak bardzo hańbi niewolnictwo religią
»i społeczeństwo ludzkie. To pisząc, z głębi
»serca wzruszeni byliśmy losem tych, którzy
»zostają pod panowaniem okrutników; jeszcze
»większą boleścią napełniły Nas opowiadania
»cierpień, które ponoszą wszyscy mieszkańcy
»niektórych części Afryki. Smutnie i stra
sznie Nam jest, gdy sobie przypomnimy, coś-
»my się dowiedzieli, że około 400,000 Afry-
»kanów bez względu lat i płci corocznie
• z swych osad bywają porywani, zkąd spętani
• łańcuchami i biczowani daleką drogą bywają
»prowadzeni na targowisko i tu sprzedawani
•jak bydło.«
»Ponieważ to przez świadków i badaczy po-
»średniej Afryki było stwierdzonem, gorąco
»pragniemy pomódz owym biedakom i ulżyć
•ich nieszczęściu według sił Naszych. Dla
»tego natychmiast Naszemu synowi kochanemu,
• kardynałowi Lavigerie, sławnemu
•mężowi z dzielności i apostolskiej ochoty,
• rozkazaliśmy zwiedzać stołeczne miasta
• Europy, ażeby dał obraz zbrodni haniebnego
• handlu niewolnikami, powołał książęta i o-
•bywateli na pomoc nieszczęśliwym.»
•Dziękujemy Chrystusowi Panu, najmilszemu
»Zbawicielowi wszystkich narodów, że nie do
puścił w dobroci Swojćj, aby usiłowania na-
•sze były daremnemi, i że się stały nasie
niem, co spadając na dobrą rolę, obiecuje
•obfite żniwo. Albowiem władzcy narodów
•i katolicy całego okręgu świata, wogóle
•wszyscy, którym prawo narodów i natury
•jest świętem, usiłowali wynaleźć takowe środki,
»najstosowniejsze do wykorzenienia handlu
»ludźmi.*
•Niedawno zamknięta konferencya w Bruk-
•selli, gdzie zastępcy książąt europejskich się
Przegląd ogólny okolic i narodów pogańskich. 39
»zgromadzili, i niedawne zgromadzenie osób
•prywatnych w Paryżu dowodzą najjaśniej, że
•sprawa murzynów będzie załatwioną tak
•energicznie, jak tego wymagają cierpienia,
•pod któremi wzdychają. Tej okazy i nie
»opuszczamy, abyśmy książętom Europy i
»wszystkim ludziom, którzy są dobrej woli,
• zasłużoną pochwałę i dziękczynienie oddali;
»i zawsze Boga prosimy, żeby sprzyjał roz-
»poczęciu tak wielkiego dzieła.
•Oprócz starania się o wolność niewolników
"jeszcze inne troski Nasz urząd Apostolski
• mocno zajmują, to jest rozszerzenie
•nauki Ewangielii w Afryce, które
•mieszkańcom zostających w ciemności zabo
bonów, światła Bozkiej nauki ma udzie
•lać i zgotować im z nami Królestwo Boże.
•I tern gorliwiej starać się powinniśmy, aby
»zrzucając kajdany niewolnictwa, także zrzucali
•kajdany niewiary. Albowiem gdzie panują
• chrześcijańskie obyczaje, gdzie religia pro-
• wadzi ludzi do szacunku, sprawiedliwości
•i ludzkiej godności, gdzie duch braterskiej j
»miłości żyje daleko i szeroko, duch pocho- i
•dzący od Chrystusa, tam nie znajdziesz nie-
• woli, okrucieństwa, barbarzyństwa, lecz tam
•kwitną obyczaje i wolność chrześcijańska j
• z cywilizacyą połączona. •
•Już znaczna liczba mężów apostolskich niejako
•będąc żołnierskimi naczelnikami, wdarła się
»w owe strony i tam zrosiła je nietylko potem,
•ale i krwią. Niestety, żniwo jest wielkie, robo
tników mało! Dla tego potrzeba, żeby jak-
• najwięcej innych, natchnionych tym samem
•Duchem Bożym, bez bojaźni niebezpieczeństw,
»cierpień i trudów, poszło do owych okolic, j
•gdzie haniebny handel panuje, aby krajowcom |
•ogłosić naukę Chrystusową i prawdziwą
»wolność.«
•Zajęcie się tak wielkim dziełem żąda też
‘odpowiednich środków, ponieważ
»bez wielkich ofiar nie można myśleć o wy
kształceniu missyonarzy, o dalekich podróżach,
•o budowaniu domów, o stawianiu kościo
łów i innych rzeczy podobnych. Długi sze-
••"eg lat jest potrzebny i wiele kosztów, nim
•opowiadacze Ewangielii tam, gdzie się osie
dlili, z własnych środków będą mogli się u
•trzymać. Oby nasze s,ły mogły te ciężary po
dnosić! Lecz trudne położenie, w jakiem się
•znajdujemy, sprzeciwia się wypełnieniom ży-
• czenia Naszego i dla tego podnosimy glos
»nasz do Ciebie, czcigodny Bracie, do Kapła-
• nów i do wszystkich katolików i polecamy
• waszćj ofiarności tak świętą i zacną sprawę.
»Niechaj że wszyscy udział biorą,
•chociażby każdy tylko złożył
»szczupły datek, aby ciężar podzielony
• pomiędzy wszystkich stał się lżejszym i łaska
»Chrystusa się na wszystkich rozlała; niechaj
•królestwo Jego się szerzy i pokój, odpuszczenie
•grzechów i wszelkie dobre dary staną się
•udziałem wszystkich!
•Dla tego rozporządzamy, aby
»każdego roku w dzień uroczy-
»stości Tajemnicy Objawienia się
•Jego narodom (w święto Trzech
»Króli 6. Stycznia) pieniądze
•na wspomożenie owego dzieła
»jako jałmużnę zbierano. Tę uro
czystość przedewszystkiemi obraliśmy, ponie-
•waż tego dnia Syn Boży po raz pierwszy się
»objawił poganom, pokazując się Mędrcom,
•którzy z tej przyczyny przez poprzednika
•naszego Leona świętego pierwiastkami na-
•szego powołania są nazywani. Żyjemy więc
• w statecznej nadziei, że Chrystus Pan nasz,
»wzruszony miłością i prośbami Swych dziatek,
•co już przyjęły światło prawdy, objawi
• Bóztwo Swoje owym biednym ludziom i o-
»czyści ich z brudu zabobonu i smutnego położe-
• nia, w którem już tak długo wzgardzeni jęczą.«
•Życzymy, aby w dzień przeznaczony pie-
»niądze w kościołach i kaplicach Tobie pod-
»danych zebrane, przesłane były do świętej
•»Propagandy wiary.« Zadaniem Jej będzie
• rozdzielanie pieniędzy pomiędzy missye,
»które szczególnie w Afryce są, albo jeszcze
»będą utworzone, dla wykorzenienia niewoli.
•Podział ich będzie taki, że według narodów,
»które składały jałmużnę i posiadają w Afryce
•własne missye, na potrzeby tychże missyj będą
»używane. Resztę jałmużny »Stowarzyszenie,«
»znające potrzeby innych missyj, rozdzieli
•według najlepszej swej wiedzy.«
•Nie wątpimy też, że Bóg, który jest źró-
• dłem miłosierdzia, prośby nasze za nieszczęśli
wych murzynów łaskawie przyjmie i że Ty,
•czcigodny bracie, przyczynisz się do zupeł
nego ich dopełnienia.«
40 Szczegółowe nowiny z missyi katolickich.
•Ufamy także, że pomimo tejże jałmużny,
• którą wierni ofiarują na wykorzenienie handlu
• niewolnikami i na utrzymanie głosicieli
• Ewangielii w owych krajach, dobroczynność ,nie umniejszy się, z którą zawsze popierali .katolickie missye, przesyłając swe datki do
• Lyonu do zarządu nazwanem: .Ad propaga
tions fidei. •
• Dziełu temu, które już dawno poleciliśmy
• gorliwości wiernym, przy tej okoliczności udzie
lamy nową pochwałę, i życzymy, żeby coraz
• bardziej się krzewiło i ubogacało w skut
kach zbawiennych.*
• Tobie zaś, czcigodny Bracie, i wiernym
• Twój pasterskiej opiece powierzonym udzie
lamy chętnie błogosławieństwa apostolskiego.
•Dano w Rzymie u św. Piotra dnia 20. Li
stopada 1890, w trzynastym roku pontyfikatu
•naszego.
Papież Leon XIII.«
Do słów świetnego Arcypasterza dodajemy, że pismo Jego i naszego »Missyonarza katolickiego*
wszystkim wiernym bardzo poleca. Albowiem jakiż cel ma .Missyonarz katolicki? Zapewne nie inny, jak cel wspomniany od Ojca św. Leona!
Ojciec święty zachęca do nawracania pogańskich narodów, a »Missyonarz* to samo czyni, Ojciec święty wskazuje na nędzę niewolników afrykań
skich, a »Missyonarz« także opowiada i opowia
dać będzie nędzę narodów jeszcze nie nawróco- conych do wiary chrześcijańskiej. Ojciec święty prosi o jałmużnę, która ma być przesianą do
św. «Stowarzyszenia dla rozszerzania wiary,« a
»Missyonarz« także bardzo o to prosi i przyjmuje najmniejszą daninnę. Albowiem w odezwie re- dakcyi numeru pierwszego jest powiedziano:
.Na końcu każdego numeru wyliczeni będą do
brodzieje, którzy ofiarowali jaki datek na te cele.
My zaś składki te prześlemy do sławnej Propa
gandy w Rzymie, czyli do zarządu »Stowarzy
szenia dla rozszerzania wiary,« i kwity z prze
słanych tam pieniędzy w »Missyonarzu« ogłaszać będziemy.
" Ojciec św. blaga wiernych, aby zapobiegli biedzie missyonarzy i nędzy pogańskich narodów, osobliwie nędzy niewolników, — a »Missyonarz katolicki* pragnie także o ile możności przyczy
nić się do uśmierzenia ich cierpień i zupełnego ich uwolnienia.
Otóż »Missyonarz katolicki« zupełnie się zga
dza z słowami Najwyższego Pasterza i to będzie zawsze jego hasłem: »Ojca św. uważać jako naczelnika w sprawie missyjnej.«
Tak kończymy przegląd powszechny okolic i narodów pogańskich tym sposobem, że najprzód wymieniliśmy sławnych i bohaterskich mężów, którzy aż dotąd zwracali uwagę chrześcijan na pożałowania godne narody pogańskie. Pomiędzy tymi mężami chwalebnemi jaśnieje jako »lumen de coelo« — .światłość z nieba« nasz Papież
Ojciec święty Leon XIII.,
którego zabiegom niechaj Bóg wszechmogący pobłogosławi, ażeby pożądany skutek odniosły.
(Ciąg dalszy nastąpi.)
Szczegółowe nowiny
Ziemia święta. Przed prawie dwoma mie siącami, jak czytamy w zacnem pisemku .Echo trzeciego Zakonu«, stawili się tu popi czyli schizma- tyccy księża w wielkiej liczbie przy kawale ziemi, graniczącej ze świętą jaskinią kamienną, gdzie Pan Jezus się krwią pocił, aby zająć i opanować grunt, który od czasów dawnych zawsze do 00. Fran
ciszkanów należał. Zaczęli wznosić mur, aby gwałtem wchód do niego prawym posiedzicielom zamknąć, czyli, jednem słowem, obcą własność ukraść. Franciszkanie gorliwie czuwali i nie spo
glądali na to obojętnie, lecz z hurmem i z wielką odwagą na miejsce spieszyli i przeszkodzili tamtym w ukończeniu zdradzieckiej pracy.
z missy] katolickich.
Schizmatycy udali się tedy do gubernatora jerozolimskiego, aby skargę na Franciszkanów za
łożyć, że im w prawnej pracy przeszkadzają i wstrzymują. Franciszkanie także się udali, po
mocy szukając, do konsula francuzkiego. Lecz tenże zamiast pomocy, inaczćj uczynił, bo złączył się z tamtymi. Schizmatycy otrzymali górę nad Franciszkanami przez to, że dobrze wysokiemu urzędnikowi ozłocili ręce.
Ta niesprawiedliwość jednak schizmatykom nie opłaci się, gdyż, jak po całej Jerozolimie sły
chać, poznali tę niesprawiedliwość europejscy
chrześcijańscy konsulowie, którzy się teraz za
Franciszkanami ująć chcą. Bowiem niemiecki kon-
-xr m
%
Cesarz Wilhelm II. (str. 47.)
42 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
sul, choć nie katolik, był pierwszym, który przez swego kanclerza Przew. Kustosza Franciszkanów zapytał, czyby pomocy jakiej od niego przyjąć nie chciał, za co Przewielebny Kustosz wielce dziękował, mówiąc, że naturalnie musi wprzód Najprzewielebnieiszego Patryarchy zapytać, który właśnie podróżuje po swej dyecezyi, że szczera pomoc jego będzie dla nich miłą i potrzebną.
Za szlachetnym przykładem niemieckiego kon
sula poszło wielu innych europejskich konsulów po stronie Franciszkanów, aby im dopomódz.
Rozchodzą się wieści, że sprawa ta od tych kon
sulatów posłana do Berlina, i tam przedłożoną została. Wielka ciekawość między tutejszymi ka
tolikami, jak ten proces rozstrzygniętym będzie, tern więcej, że Franciszkanie teraz i przeciw za
braniu wszystkich innych świętych miejsc, wydar
tych im gwałtownie przez schizmatyków, prote- testują i pragną zwrotu.
Są to ważne święte miejsca, n. p. kamienna jaskinia, w którćj znajduje się święty grób Naj
świętszej Maryi Panny, w pobliżu ogrodu Getse- mane, u spodu Góry Oliwnej; dalej św. Grób Pana Jezusa i t. d. W owej grocie, gdzie się św. Grób Najśw. Maryi Panny znajduje, n i e śmią Franciszkanie wcale Mszy św.
odprawiać, a nad Grobem Pana Je
zusa tylko w pewne godziny. Popi schizmatyccy wszędzie panują nad temi świętemi miejscami, i odprawiają swe ceremonije, śpiewając wrzaskliwie. Wiadomo tu powszechnie, że owi przedstawiciele schizmy plamią godność kapłańską, jeżeli ich kapłanami nazwać można, upijają się prostą wódką i taczają po ulicach, prowadząc życie ze wszech miar nieporządne, bezwstydne i rozwiozłe.
Rabunek świętych miejsc nie powinien być cierpianym.
Wycliodźtwo Unitów z powiatu między
rzeckiego na Podlasiu mnoży się. Nieszczę
śliwym tym prześladowanym za wiarę ojców, od
bierają metryki ślubne i chrzestne, i zmuszają ich do odnowienia ślubów w cerkwi prawosławnej i do zapisania dzieci do metryk cerkiewnych, a tern samem do przejścia na prawosławie. Dozór policyjny rozciągnięty nad wszystkimi, kary pie
niężne ich niszczą, dochodzą więc do ostatniej nędzy, a nie chcąc być odstępcami, uciekają nocą z ojcowizny, przechodzą granicę i cisną się do Krakowa. Przed kilku dniami przybyło znowu kilkanaście rodzin unickich do Krakowa.
Norwegia. Rozwój katolicyzmu w Nor- wegii. W Chrystyanii znajduje się na 140,000 ludności tylko 4000 katolików, a z tych jest po
łowa katolików norwegskich. Ci katolicy obsłu
giwani są przez 20 missyonarzy, z których jednym jest O. Dominikanin Dominik A. Scherr. Dnia 23. Listopada p. r. zaczął O. Scherr wykłady religijne w Chrystyanii, miał je przez 3 tygodnie, co tydzień trzy. Kościółek katolicki mający miej
sce na 1200—1500 ludzi zawsze był przepełniony, a kto chciał znaleźć miejsce, przyjść musiał do kościo
ła już godzinę przed wykładem. Na ostatnim wy
kładzie o Religii i Nauce było obecnych 300 stu
dentów uniwersytetu. Wykłady O. Scherra, w których panował ton spokojny, przekonywujący, podobały się ogólnie protestantom. Mówił o zna
czeniu Papieża, o Biblii i podaniu, o natchnieniu ksiąg świętych i t. p. Na wykłady uczęszczali ministrowie, profesorzy, sędziowie, adwokaci i u- rzędnicy.
Cała Chrystyania mówiła o białym Ojcu, wiele znakomitości udawało się do niego prywatnie z zapytaniami co czynić, gdyż zaczęli się przeko
nywać o prawdziwości religii katolickiej. Foto
grafia O. Scherra została wystawioną w handlach dzieł sztuki.
Chiny. W Lung-Tug-Tsin postanowili człon
kowie towarzystwa Lu - Hug - Soi wymordować tamecznych chrześcijan na cześć ich bóstwa opie
kuńczego. Zrabowali najprzód pewną ilość ma
jętnych Chrześcijan, a w kilka dni później zamor
dowali 20 osób, spalili dom missyjny i domy chrze
ścijańskie, a trupy męczenników wrzucili w ogień.
Krew męczeńska dowodzi żywotności naszego Kościoła św.
Monsignor Freppel, najsławniejszy mówca między francuzkimi biskupami miał na katolickim kongresie w An wers mowę dotyczącą mięszania się władzy państwowej w sprawy socyalizmu.
Słowa jego były tak przekonywające, że kongres przyjął je za wyraz swych zapatrywań.
Oto niektóre ustępy z jego ważnej mowy:
•Państwo czyli rząd ma zupełne prawo kontrolo
wać materyalne warunki i stosunki właścicieli ma
gazynów i fabryk, jeżeli chodzi o ogólny interes ludności, o jej szczęście, nie przechodzi również władzy państwa prawo ustanowienia pierwszego dnia tygodnia jako dnia odpoczynku. Owszem, państwo może to uczynić na podstawie prawa Bo
żego. Postępując tak, pokaże się państwo w ka
żdym razie stróżem sprawiedliwości i moralności.
Indyjscy inissyonarze. Dwaj francuzcy missyonarze, O. Jan Griblet i O. Franciszek Becha
mel, z Towarzystwa Jezusowego udali się 1575 roku na missyę do francuzkićj Guiany. Jedyne szczepy indyańskie, z jakiem! się ci Ojcowie ze
tknęli, byli Galibisowie i Arakaretowie, żyjący na wybrzeżu morskiem. Dalćj ku środkowi kraju żyli Nuragowie a za nimi Akokury, których posą
dzono o kanibalizm. Osobliwie zarzucano osta
tnim, że wytępili cały jeden szczep i że żywili się ciałem mężów należącym do niego. O. Grillet wymienia w liście imiona innych szczepów jeszcze indyańskich n. p. Maprosów i Aryanów, którzy żyli nad Amazonką oraz szczep Mersiu, który mieszkał wewnątrz kraju. Nuragowie i Akokury przyjęli missyonarzy dobrze. Zdaje się też, że po
głoski o ich ludożerstwie były o wiele przesadzo
ne, i że wogóle nader rzadko niem się zajmowali.
Wiadomości ze wszystkich części świata. 43 Po przebyciu wodospadów byli ci Ojcowie I
zmuszeni przedzierać się przez niedostępne prawie góry. Minąwszy prowincye Nuragów, wpłynęli na rzekę Tonapilo, gdzie przed kilku laty Nuga- rowie zabili i spożyli trzech Anglików. Obaj ci Ojcowie byli pierwszymi Francuzami, którzy się w te strony dostali.
Co się tyczy religii tych Indyan, O. Grillet pisze, że Galibowie, Nuragowie i Akokury uzna
wali jednego Boga, lecz nie mieli urządzonej służby Bożej. Byli oni charakteru słodkiego i do
stępnego. OO. Jezuici uważali słusznie wielożeń- stwa za największą przeszkodę pozyskania tych Indyan dla katolicyzmu, szczególnie że liczba wielożennych była sześć razy tak wielką jak jednożennych.
0 polskich dziennikach w Afryce znajduje
my następującą ciekawą wiadomość w »Echu trzeciego zakonu świętego Franciszka,« miesię
czniku wydawanym przez Dra Władysława Mił- kowskiego, właściciela księgarni katolickiej w Krakowie:
W południowej Afryce, Natalu, krainie Ka
irów, w opactwie Marianhill, wychodzą dwa cza
sopisma polskie: jedno w formacie 4° pod tytu
łem: »Niezapominajki,« już od lat sześciu, a drugie pod tytułem: »List św. Józefa« w for
macie o połowę mniejszym, już od lat pięciu.
Dziwny ten fakt tłumaczy się tern, że w zgroma
dzeniu OO. Trappistów i Sióstr, zajmujących się kształceniem i wychowywaniem dzieci kaferskich, jest do 50 osób naszych rodaków i rodaczek z Górnego Szlązka, a ci przez pismo to łączność utrzymują z krajem i naszych aspirantów, pragną
cych się poświęcić służbie Bożej na dalekićj missyi, przyciągają, a wszystkich wiernych pobudzają do ofiarności na dzieło prawdziwie zbożne. Dla tego też na czele każdego numeru »Niezapominajek«
(których nie można prenumerować, lecz które się rozsyłają tylko dobrodziejom missyj OO. Trappi
stów) jest wiadomość, że objaśnień względem tego
pisemka lub względem missyi OO. Trap
pistów w Afryce południowej udziela Franciszek Przybylski, kościelny w Rudzie na Górnym Szlązku.
Artykuły zawarte w obu tych pismach, pisa
ne przez OO. Trappistów i Siostry, są wszystkie bardzo ciekawe, objaśniają nas o przyrodzie tam
tejszej, o charakterze Kafrów, o postępstwie chrześcijaństwa w tym kraju. Już dziesięć osad missyjnych założyli OO. Trappiści z Natalu, osta
tnią nazwali Częstochowa, a do niej w nadziei, że tam stanie kościół, ktoś z kraju ofiarował już piękny obraz Najśw. Panny Częstochowskiej. Oj
cowie walczą z najrozmaitszemi trudnościami mo
ralnej i materyalnej natury; dla tego wszelka po
moc jest im pożądaną. Rzecz charakterystyczna i oryginalna, że na cześć dobrodziejów ofiarowu
jących pewną kwotę, Ojcowie nadają nietylko imiona, ale i nazwiska tych dobrodziejów nowo ochrzconym dzieciom. I tak w nr. 5 i 8 »Nieza
pominajek« z 9-go kwietnia 1889 r. czytamy mię
dzy innemi takie nazwiska nadane dzieciom mu
rzyńskim : Franciszek Józef Habsburg (na cześć cesarza austryackiego), Filip Kremenz (na cześć księdza biskupa trewirskiego), Helena Thurn-Taxis, Elżbieta księżna Fürstenberg i t. d. Jest i kilka nazwisk polskich: Magnus Franciszek Przybylski, Franciszek Maćkowski, Anna Maćkowska. Naj
więcej jest nazwisk niemieckich. Szkoda tylko, że styl artykułów, zawarty w obu tych ciekawych pisemkach pozostawia wiele do życzenia; zawsze jest twardy i niepoprawny a czasem wprost nie
zrozumiały. — Ojcowie Trappiści przez uprawę roli, chodowanie bydła i rzemiosła rozmaite w bar
barzyńskich krajach krzewią cywilizacyą i służą dobru socyalnemu narodów nieoświeconych.
Palestyna, w Emaus, miejscowości poło
żonej na drodze z Jaffy do Jerozolimy, założono klasztor Trappistów. W nim będzie z początku 18 zakonników; 10 już wyjechało z Francyi, a ośmiu wkrótce za nimi podąży.
*****—v ---