• Nie Znaleziono Wyników

Misyonarz Katolicki, 1891, R. 1, nr 9

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Misyonarz Katolicki, 1891, R. 1, nr 9"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Czasopismo illustrowane dla ludu katolickiego.

Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata ćwierćroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką

pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.

Nr. 9. Mikołów, 1. Maja 1891. Rocrnik I.

Arumugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski.

(Opowiadanie z życia nawróconego księcia Indyjskiego.)

(Ciąg dalszy.)

> Wymagasz zatćm, abym swemu jedy­

nemu synowi i spadkobiercy pozwolił zostać chrześcijaninem! <

»Nie o to prosiłem, lecz jedynie o to, aby chłopiec wdzięcznym był Bogu, który go wyleczył. *

»Owszem, niechaj mu będzie wdzięcznym, niechaj mu wystawi świątynię, niechaj go nawet i pozna, jeśli tego potrzeba, ale czci­

cielem jego niech nigdy nie będzie, gdyż ma być mym następcą i spadkobiercą.«

»A więc przyrzekasz mi, że synowi nie wzbronisz poznać Boga naszego, jeśli takie będzie jego życzenie?«

»Tak jest, przyrzekam.«

»Dobrze więc; będę błagał Boga, aby to życzenie powstało w sercu twego dzie­

cięcia, a ziszczenie tego życzenia będzie moją jedyną nagrodą,« oświadczył kapłan i pożegnał zdziwionego Radżę.

Missyonarz wrócił do klasztoru, zwołał wszystkie dzieci indyjskie, nawrócone na chrześcijaństwo, które do niego chodziły na naukę i opowiedział im to zdarzenie, wzy­

wając je, aby prosiły Boga o zdrowie ma­

łego poganina Arumugama i o wzniecenie w nim chęci poznania i umiłowania wiary chrześcijańskiej. Chłopcy poszły zaraz na modlitwę; jedni poklękli przed Sakramentem św. utajonym w ołtarzu, drudzy przed posą­

giem Matki Bozkićj w ogrodzie i poczęli gorliwie błagać Najwyższego o zdrowie i na­

wrócenie Arumugama.

Nazajutrz kazał Radża przywołać księdza do pałacu. W drodze zapytał sługę, który mu towarzyszył, jak się ma młode książątko.

»O wielki biały Braminie,« odpowiedział za­

gadnięty, »lepićj ty to wiesz odemnie, ty, któremu Bóg udzielił władzy nad złemi du­

chami. Panicz nasz jest prawie całkowicie

(2)

130 Arumugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski.

zdrów. Gorączka go opuściła, spał dobrze, a jak się obudził, spojrzał wesoło w około siebie, i zapytał, gdzieś się podział. Stary pan kazał swemu zarządzcy napisać list, który ci wręczyłem. <

Gdy missyonarz przestąpił progi pała­

cowe, wyszedł Radża na spotkanie jego, pozdrowił go z szacunkiem i rzekł: »Wielki Braminie, dziękuję ci. Syn mój wyzdrowiał.

Pójdź i patrz. < To mówiąc, pochwycił księ­

dza za rękę i wprowadził go do pokoju, w którym mały Arumugam siedział na wez­

głowiach i z radością ku niemu ręce wy­

ciągał.

»Ojcze!« zawołał, »Wszakże cię tak nazywają czciciele krzyża? Oswobodziłeś mnie od złego węża, który mnie chciał życia pozbawić i przywróciłeś mi zdrowie. Ser­

decznie ci dziękuje.«

Kapłan pobłogosławił chłopca i rzekł:

»Nie ja cię uzdrowiłem, lecz Bóg mój.«

Potem zapytał missyonarz, czy chory już jadł.

»Nie,« odpowiedział mu Radża, »nie chciałem mu nic dać, nie poradziwszy się poprzednio ciebie «

Ksiądz rozkazał mu przynieść cokol­

wiek pokarmu, pobłogosławił go i pozwolił się nieco posilić choremu, który przychodził coraz więcój do sił. Radża prosił missyo- narza, aby i inne potrawy pobłogosławił i tym sposobem zapobiegł, iżby mu nie za­

szkodziły. Kapłan uspokoił księcia, mó­

wiąc: »nie mićj obawy, książę, nic mu nie zaszkodzi, bylebyście poprzednio wszystkie potrawy pokropili poświęconą przezemnie

wodą.«

Usłuchano jego rady. Po kilku dniach Arumugam odzyskał siły, i na wielką po­

ciechę i radość ojca biegał po wszystkich ścieżkach i ustroniach ogrodu, skacząc i śpie­

wając. Z okna przypatrywał mu się zadu­

many Radża i pomyślał sobie: »Co za szczęście, że wyzdrowiał; byleby mu się te­

raz nie zachciało prosić mnie, abym mu po­

zwolił poznać Boga chrześcijan.

2 . Proźba A rum ugania.

W dniach następujących po odzyskaniu zdrowia Arumugama przychodził missyonarz na usilne zaproszenie Radży do pałacu, bło­

gosławił chłopca i gawędził z nim. Opowia­

dał mu o Europie, leżącćj daleko na zachód, gdzie ludzie jeżdżą na przechadzkę końmi, nie wołami, jak w Indyach, a w zimie cho­

dzą po zmarzłćj wodzie. Radża cieszył się z ciekawości chłopca, a nawet sam się chę­

tnie przysłuchiwał opowiadaniom i opisom kapłana cudzoziemca. Nigdy go jednak nie pozostawiał sam na sam z Arumugamem.

Obawiał się bowiem , ażeby missyonarz chłopcu nie przypomniał, o co ma ojca prosić. Jego myśl była taka: »Jeśli biały Bramin jest mężem Bożym, toć Bóg wysłu­

cha jego modlitwy, a moje dziecko spowo­

duje do prośby, która wyjdzie i jemu i mnie nie na dobre.«

Gdy pewnego dnia missyonarz znowu się obszernićj rozwiódł o osobliwościach Europy, a chłopiec jego opowiadania słuchał z natężoną uwagą i jaśniejącemi oczyma, Radża nagle zagadnął syna : »Kochane dziecko, jutro obchodzić będziemy uroczyście twoje wyzdrowienie. Pozwalam ci prosić o to, co cię najżywiej obchodzi, i przyrzekam, że proźby twój wysłucham, jakąkolwiek ona będzie.« Radża spodziewał się, że chłopiec go poprosi o pozwolenie odbycia podróży po Europie, o którój mu takie dziwy opo­

wiadano, i tój proźby byłby chętnie wysłu­

chał, ponieważ sam miał nie małą ochotę poznać wielką i potężną Anglią, a przy tóm zwiedzić inne kraje Europejskie.

Słysząc te słowa księcia począł Aru­

mugam klaskać z radości w dłonie i zawo­

łał: »Drogi ojcze, jednego tylko pragnę;

pozwól mi przyłączyć się do białego Bra­

mina i przy nim zamieszkać. Służba nasza powiadała nam, że kapłan, który mnie wy­

leczył, ma tutaj w Tryszynapoli wielki dom z pięknem! obrazami i ogrodem, gdzie się chłopcy bawią i uczą wszystkich sztuk i wia;

domości kwitnących w Europie. Chciałbym być tak uczonym, jak biali Bramini.«

Słowa te Arumugama mocno zastano­

wiły Radżę; na chwilę zamilknął i spojrzał poważnie i z zadumaniem na syna. Ale chłopiec wolał: »Wszakże mi przyobiecałeś, ojcze, spełnić każde moje życzenie. Powo- łuję się na twoją obietnicę, dotrzymaj

słowa.« {

(3)

Arutnugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski. 131

»Niechże będzie, jak chcesz,« rzekł Radża, »com ci przyobiecał, tego dotrzymam, jeśli koniecznie przy tćm obstajesz. Chcesz więc mnie, matkę i siostry opuścić? Czyż nie pomyślałeś o tćm, jak bolesne mi będzie rozstanie się z tobą?«

»Ojcze,« odparł chłopiec, »ściskając ro­

dzica, »co tydzień będę do ciebie przycho­

dził i powiem ci, czegom się nauczył. Jakąż będzie twoja radość !«

Radża przytulił dziecię do piersi i rzekł rozczulony: »Uczyń, jak mówisz, synu, a teraz idź do matki i do sióstr i powiedz im, cośmy postanowili.«

Z okrzykiem radości wyszedł chłopiec z komnaty, Radża zaś przystąpił do missyo- narza i tak się do niego odezwał: »Biały mężu! widzisz, oddaję ci, co mam najdroż­

szego na ziemi. Czy będziesz strzegł moje dziecko od wszystkiego złego, a uczył je dobrego?«

»Przyrzekam ci to, zacny książę,« od­

powiedział kapłan.

»Czy przyrzekasz mi także nie nalegać na niego, aby został chrześcijaninem ?« mó­

wił dalćj Radża, »albowiem pod tym tylko warunkiem powierzam ci syna.«

»Panie,« odpowiedział missyonarz, »twój syn tego się tylko u mnie uczyć będzie, do czego ma ochotę. Gdyby miał zapragnąć poznać naszą naukę i obyczaje, nie mogę mu tego odmówić, ani zamknąć przed nim drzwi naszego Kościoła, gdyż nasz Bóg jest Bogiem całćj ludzkości.«

»Dobrze,« rzecze Radża, »wróć więc po po niego jutro i zabierz go ze sobą, aby go kształcić w kunsztach i umiejętnościach, ale wymawiam sobie, abyś mu pozwolił cho­

dzić do mnie co tydzień.«

»Każdćj godziny i każdego dnia może do ciebie wrócić, jeśli taką będzie jego wola,«

odparł missyonarz.

»Dziękuję ci,« rzekł Radża i dodał:

»teraz rad jestem, że wyraził tę proźbę.

Podróż bowiem do mroźnćj Europy byłaby zaszkodziła zdrowiu jego.«

Missyonarz dziękował w duchu Panu Bogu, że natchnął serce chłopca tćm życze­

niem. Przewidywał bowiem, że ta pogańska rodzina, która w wyleczeniu chłopca z cię

żkićj niemocy, już doznała łaski Bożćj, do­

stąpi za sprawą tego dziecka jeszcze wię­

kszego błogosławieństwa niebios.

Gdy Ojciec Franciszek, (takie było bo­

wiem imię missyonarza) wrócił do domu, zwołał wszystkich wychowańców większych i mniejszych i rzekł do nich: »Dzieci, szczerą była wasza modlitwa, zgadnijcie, co się jutro stanie z małym Arumugamem.«

»Zostanie chrześcijaninem,« zawołało kilku.

»Byłoby to trochę za szybko,« odpowie­

dział Ojciec Franciszek, »ale nie ustawajcie w modlitwach, a może i do tego przyjdzie.

Jutro będzie waszym współuczniem i kolegą.«

»Hura!« zakrzyknęli wszyscy radośnie, podskakując jak sarny. Skoro się cokolwiek uspokoili, ojciec Franciszek tak dalej mówił:

»Słuchajcie pilnie, co wam powiem. Gdy Arumugam jutro przybędzie, przyjmijcie go serdecznie; ale pamiętajcie, że jest jeszcze małym poganinem i nic nie wie o chrześci­

jaństwie. Jeżeli przeto odmawiać będzie swoje pogańskie modlitwy i odprawiać swe zabobonne obrzędy, nie śmiejcie się, nie szydźcie z niego. Przecież on temu nie wi­

nien , że się urodził bałwochwalcą; bo­

lałoby go wasze szyderstwo i odstręczyłoby go od chrześcijaństwa. Cokolwiek więc czynić będzie, zostawcie go w spokoju. Jeśli zaś was zapyta, jakie mają znaczenie obrazy w domu i w kaplicy, wtedy pouczcie go i odpowiadajcie na jego zapytania tak, jak was uczy katechizm. Przedewszystkiem sta­

rajcie się modlitwą i dobrym przykładem wy­

jednać mu łaskę Boga, aby został chrześci­

janinem. Czy uczynicie to?«

»Tak, ojcze, chętnie uczynimy czego żą­

dasz!« zawołali wszyscy jednogłośnie.

»Dobrze więc,« zakończył Ojciec Fran­

ciszek. »Idźcie przeto i przysposóbcie wszyst­

ko na jego przyjęcie; wejdzie on do od­

działu średniego; liczy bowiem lat dwanaście.«

»Hura,« wrzasnął mały Piotrek, żwawy chłopczyna, na którego twarzy szkliła się para ognistych oczu, »wtedy będzie ze mną w jednym oddziale!«

»Ojciec Franciszek podniósł palec, po­

groził małemu krzykaczowi, a cała rzesza

rozproszyła się jak stado wróbli. Jedni po-

(4)

132 Arumugam, niezachwiany w wierze książę Indyjski.

biegli do swych ław i książek i zaczęli je porządkować; wstyd ich bowiem ogarniał na samą myśl, że mały poganin mógłby zau­

ważyć nieład w ich rzeczach. Drudzy posko- czyli do ogrodu, zrywali kwiaty i gałązki, aby przystroić izdebkę spodziewanego kolegi.

Inni wykrawali papę i wypisywali na nićj wielkiemi głoskami: »Witaj Arumugamie!*

Imię to mocno ich korciło. >Pfe !<

zawołał mały, żółtawy Hindus, zadzierając noska, »cóż to za cudackie imię! Brzmi ono tak, jak wszystkie chude krowy Fara ona poczęły razem ryczeć Mu-mu-mu !<

Nie,* zawołał inny, »imię to jest daleko gorsze, jest ono wynalazkiem djabła, gdyż Arumugam jest pogańskim bałwanem o sze ściu twarzach. *

»Szkoda, że nie ma siedmiu twarzy,*

napomknął trzeci, wtedy bowiem przypomi­

nałby siedm grzechów śmiertelnych.*

»Posłuchajcie, przemówił jeden z naj­

główniejszych malarzy z pędzlem w ustach,

»posłuchajcie tylko, trzeba to urządzić ina- czćj i poganinowi nadać przyzwoite imię.*

»Tak, tak!* wrzasnęli drudzy. »Jakże było na imię wyleczonemu synowi królika w Ewangielii świętej ? *

»Tego wcale nie ma w Ewangielii,* od­

powiedział malarz.

»I owszem,« wtrącił jeden z malców,

»nazywał się Korneliuszem.*

»Co mi tam gadasz!« zawołał pierwszy,

»był to zupełnie inny setnik.«

»Wszystko zajedno,« odezwał się ma­

lec, »Arumumumu powinien otrzymać chrze­

ścijańskie imię. Ale jakże się wziąść do rzeczy? <

»Rzecz prosta,« odpowiedział malarz.

»Ochrzcimy go, to wcale nie trudno, wszak żeśmy się tego niedawno uczyli w katechi-

źmie.«

>Tak,ł wtrącił drugi, »ale chrzcić go nie wolno, chyba w razie ostatecznej po­

trzeby. «

»Oho,* zawołał inny, »na to nie trzeba czekać długo. Czarny Pietrek przyprowa­

dzi go swemi psotami do ostateczności.«

> Dajże mi pokój, żółtawa sowo z krzy­

wym dzióbem,« mruczał Piotr, zatrudniony przy swćm biórku. Szukał bowiem w swój j

szufladzie i wyciągał obrazki święte i posą­

żki Matki Bozkićj, św. Józefa, św. Piotra i anioła stróża, aby co piękniejszego wybrać i darować Arumugamowi; ale na nieszczęście wszystko było uszkodzone, jednemu świętemu brakło nogi, innemu ramienia i t. d. Wy­

bór był trudny.

»Patrzcie,« zawołał Józef malarz, cisnąc się do wystawy Piotrka. »Wszakże on zro­

bił swego anioła stróża męczennikiem! * Wszyscy parsknęli śmiechem i byłoby przy­

szło do bójki, gdyby nie był nadszedł Oj­

ciec Franciszek. Chłopcy wróciły wszystkie do swych zajęć, a Piotr zaczerwienił się pod same uszy. Spostrzegł to ks. Franciszek, przystąpił i zapytał go po cichu: »Cóż to robisz, Piotrze?«

»Ach, Ojcze Franciszku,* rzecze chło­

piec zawstydzony, patrząc na poniszczone obrazki; »postanowiłem być przyjacielem Arumugamunda, i chciałem mu ofiarować najpiękniejszy z mych posążków, ale wszy­

stko jest połamane.«

»Bardzo dobrze czynisz, Piotrku,« rze­

cze O. Franciszek, »ale tymczasowo nie da­

waj mu chrześcijańskich obrazków; bo on nie zrozumie ich znaczenia i uważałby je za bałwany pogańskie. Ale powiem ci, co mo­

żesz uczynić. Powieś tę ładną kropielniczkę w jego komórce. Święcona woda wyleczyła go. Możesz mu powiedzieć, co ta kropiel- nica znaczy «

Jak strzała wymknął się chłopiec z izby i wykonał rozkaz księdza. Ks. Franciszek poszedł za nim, zabrał go ze sobą do no­

wej izdebki Arumugama, wziął go na bok i rzekł: »Piotrku, sądzę, że ci na prawdę chodzi o przyjaźń Arumugama, ale jeśli chcesz z nim przestawać i być mu pożyte­

cznym, winieneś się całkowicie zmienić. Przy- rzecz mi pozbyć się dzikości i uporu, nie kłócić się z kolegami, nie psocić im się i spokojnością i pilnością nowemu przyjacie­

lowi dawać dobry przykład. Czy mi to przyrzekasz ? w interesie ocalenia duszy mło­

dego poganina ?«

»Tak jest, Ojcze Franciszku, przyrzekam i tą rażą słowa niezawodnie dotrzymam,«

odparł Piotr.

(Dalszy ciąg nastąpi.)

(5)

Błogosławieństwo Apostolskie Ojca św iętego Leona XIII. 133

Ojciec święty Leon XIII. udzielił pisemku naszemu „Błogosławień­

stwa Apostolskiego."

Z wielką pociechą otrzymujemy prawie codziennie mniejsze i większe datki od Was, łaskawi Czytelnicy! co nam bardzo wielką ra­

dość sprawia. Jakiż jest cel datków? Otóż celem ich zjednać Wam zasługę w niebie i rozkrzewić wiarę naszą świętą pomiędzy po­

ganami. Ktokolwiek bowiem składa choć­

by najmniejszą jałmużnę na cele missyjne, staje się tern samem apostołem i pomo­

cnikiem Chrystusa Pana, który niczego bar­

dziej nie pragnie, jak zbawienia wszystkich narodów i jak najobfitszej dla nas zapłaty w królestwie Ojca Swego w niebiesiech.

Już na początku miesiąca Kwietnia prze­

słaliśmy dwa pisma do stolicy chrześcijan stwa, jedno do Jego Eminencyi Kardynała Ledóchowskiego, drugie do Jego Świątobl.

Ojca św. Leona XIII. W pismach tych o znaczyliśmy najprzód cel naszego »Missyo narza katolickiego,« oświadczając, że w pier­

wszej części umieszczane będą powieści z za­

kresu działania missyjnego, w drugiej tre­

ściwy przegląd wiadomości dotyczących missyi katolickich, w trzeciej szczegółowe wydarzenia z zakresu missyi, a w końcu najważniejsze wypadki z dziejów Kościoła i spraw socyalnych. Do obu pism dołą­

czyliśmy numery, które dotąd były wyszły i prośbę, aby Jego Eminencya kardynał Le- dóchowski raczył wręczyć 500 marek ze­

branych przez »Missyonarza katolickiego«

»Propagandzie« lub »Stowarzyszeniu rozsze­

rzania Wiary« w Rzymie. Błagaliśmy także Ojca świętego, aby nam udzielić raczył błogosławieństwa apostolskiego.

»Dzisiaj, w niedzielę trzecią po Wiel- kiejnocy otrzymaliśmy od Kardynała Ledó­

chowskiego list własnoręczny, którego treść tu dosłownie podajemy pracownikom i czy telnikom naszym:

Rzym, 16. Kwietnia i8ęi.

Szanowny Ks. Proboszczu!

Nie omieszkałem przedłożyć Ojcu św. na onegdajszćj audyencyi pisma W. Ks. Proboszcza i uwiadomić Go 0 wydawnictwie »Missyonarza katolic­

kiego,« z taką gorliwością podjętćm, a tak pięknem powodzeniem uwieńczonym.

Jego Świątobliwość poleciła mi prze­

siać ■ ks. Proboszczowi wyraz Swego wysokiego zadowolenia, oraz Błogosła­

wieństwo Apostolskie, którego jemu 1 jego pracy calem sercem udziela.

Zebrane na rzecz missyi franków 6ij, oddałem J. E. Kardynałowi Pre­

fektowi Propagandy i własnoręczny kwit Jego ze serdecznem podziękowa­

niem tu załączam.

Życząc ks. Proboszczowi najobfit­

szych łask Bożych, pozostaję Jego powolnym sługą

M. Kard. Ledóehowski.

Tak brzmi prześliczne pismo najzacniej­

szego Kardynała Ledóchowskiego, byłego Arcybiskupa Poznańsko Gnieźnieńskiego. Otóż Ojciec św. Leon XIII., Głowa Kościoła, ra­

czył łaskawie przyjąć naszą pracę i udzielić jej Swego błogosławieństwa. W Błogosła

wieństwie Apostolskiem widzimy zapewnienie, że praca nasza nie będzie bezowocną, lecz wsparta łaską Bożą, posłuży na zbawienie nasze i narodów pogańskich.

Za jałmużnę Waszą, szlachetni Czytel­

nicy i Dobrodzieje, najserdeczniejsze składa­

my dzięki. Popierajcie dalej »Missyonarza katolickiego,« rozszerzajcie i czytajcie go pil­

nie. Zostańcie z Bogiem.

Ks. dr. Jan Chrząszcz, proboszcz.

(6)

134 Prośba w sprawie ubogich studentów.

Prośba w sprawie

Wielka ilość ubogich studentów pisze do nas listy z serdeczną prośbą o wsparcie. My sami dobrze znamy potrzeby ubogich studentów i szcze­

rze pragniemy wszystkim pomódz. Lecz siła je­

dnego tu wcale nie wystarcza 1

Dla tego pragniemy w * Missyonarzu kato­

lickim* odtąd szczególną zwracać uwagę na ubo­

gich studentów i pragniemy zachęcić serca chrze­

ścijańskie do wspólnego działania, aby rzecz tak święta i ważna nie poszła w zaniedbanie.

»Missyonarz katolicki* w następującym nu­

merze ubogim studentom poda rękę pomocy, wzywając Was, kochani Czytelnicy, do udzielania według możności datków na ten cel. Kto zechce

ubogich studentów!

złożyć jakąkolwiek, choćby najdrobniejszą ofiarę, niechaj ją złoży na cele missyjne, lub też na ubo­

gich studentów.

Jałmużnę dla ubogich studentów nazywamy

»Jałmużną Maryańską,* ponieważ pod opieką Najświętszej Panny Maryi pragniemy po­

módz młodzieńcom, którzy po ukończeniu nauk mają wielbić Królowę Niebieską i Syna Jej Jezusa Chrystusa 1

Niechajże Pan Bóg przedsięwzięciu temu błogosławić raczy 1

Pyskowice, dnia 28. Kwietnia 1891.

Ks. dr. J. Chrząszcz,

proboszcz.

Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

Ziemia Święta. Kolonizacya ziemi świętej jest sprawą bardzo ważną. Przez kolonizacyą bo­

wiem wiara katolicka pomimo wielkich niebezpie­

czeństw najsilniejszy opór może stawić licznym mahometanom i innym niewiernym, którzy także w Palestynie osiedli. W piśmie pod tytułem:

.Das Palaestinablatt* czytamy: Dyrektor nie­

mieckiej gospody w Kaifie, ksiądz KLinzer, pra­

gnie, aby rzemieślnicy, wierni świętej wierze katoz lickiej, pilni i zaopatrzeni w dostateczne fundusze mianowicie zegarmistrze i introligatorzy tam osie­

dli, j mogliby bowiem liczyć na niezły zarobek.

.Związek Palestyński* zakupił w Kaifie wielki ka­

wał roli, na którym oprócz gospody, (t. j. przy­

tułku dla pielgrzymów) możnaby jeszcze postawić kilka domów. Już dawno pragnął najprzewiele- bniejszy patryarcha jerozolimski, aby w Kaifie, miasteczku u podnóża wonnej góry Karmelu po- łożonćm i nad morzem się unoszącem, katolicka kolonia powstała. Kolonia ta, założona przez poddanych państwa niemieckiego, mogłaby za­

kwitnąć i popierać wiarę katolicką w okolicy, gdzie niegdyś Eliasz prorok słynął cudami.

Kamerun. W Kamerunie, kraju zachodniej Afryki, podległym państwu niemieckiemu, pomię­

dzy murzynami żyje tylko 137 europejczyków, a pomiędzy tymi 21 missyonarzy. Niektórzy po­

dróżni, a pomiędzy nimi Buchholz, ręczą, że w Kamerunie taka jeszcze dzikość obyczajów panuje, że nawet ludzi pożerają. Wielką i mozolną pracę podjęli owi missyonarze, którzy z Europy prze­

nieśli się w te strony.

Państwo tureckie. Chociaż na mocy sió­

dmego artykułu ugody paryzkićj w roku 1856 chrześcijanom poręczonem zostało wolne wyzna­

nie wiary w państwie tureckim, to jednakże tedy owędy zdarzają się wybuchy nienawiści mahome­

tan przeciw chrześcijaninom. Gdy w mieście Ueskiib mahometanie usłyszeli bicie dzwonów w kościele katolickim, wdarli się do kościoła i zrzu­

cili je z wieży.

Bułgarya jest zamieszkaną przez schizmaty- ków i mahometan. Nie wielką jest ilość katoli­

ków. Katolicy pokładają po Bogu w młodym książęciu Ferdynandzie całą nadzieję, gdyż szla­

chetny książę jest gorliwym katolikiem, a jego matka, księżna Klementyna, wielkiego majątku używa na wsparcie ubogich i kościołów katoli­

ckich. Któż tern najbardzićj się gorszy ? Ro­

sy anie! Rosyanie nienawistnym okiem patrzą na coraz więcej rozkwitającą się Bułgaryą i chcieliby wypędzić Ferdynanda. Lecz Ferdynand mądrze sobie postępuje, idąc za radą zacnego ministra Stambułowa. Niedawno zdrajcy, przekupieni jak jednomyślnie twierdzą gazety, rublami rosyjskiemi strzelili do Stambułowa i Belczewa, idących ulicą w stołecznem mieście Zofii. Kula mordercy u- grzęzła w piersi nieszczęśliwego Belczewa, Stam­

bułów został ocalony. Niech Pan Bóg dopomoże Ferdynandowi, aby w pokoju na szczęście kato­

lików i wszystkich poddanych rządził pięknym krajem bułgarskim. Dawnićj przewagę miał tam Kościół katolicki, niechajże teraz powetuje ponie­

sione straty.

(7)

Szczegółowe nowiny z missyj katolickich. 135 Rosya. Rząd rosyjski jeden tylko ma cel:

rusyfikować wszystko 1 Do osiągnięcia tego celu dąży wszystkiemi drogami, gwałtem i przekup­

stwem. W prowincyach nadbałtyckich mieszkają liczni protestanci niemieccy. Religia ich doznaje wielkiego ucisku. Najgorzćj jednak rząd rosyjski występuje przeciw Kościołowi katolickiemu, któ­

remu zupełnem grozi zniszczeniem. Szkoła jest tylko narzędziem schizmatyckiej propagandy. Nau­

czyciele schizmatyccy uczą katolickie dziatki, zmuszają je do udziału w obrządkach i uroczy­

stościach schizmatyckich. Uroczystości takie przy­

padają siedemdziesiąt razy na rok. Jedni rodzice bronią dziatek, aby nie wyparły się "wiary, inni myśląc, że przez przyjęcie schizmy dziatki u rzą­

du większego doznają względu, patrzą na to obo­

jętnie, jak schizma się szerzy. Kapłani są opu­

szczeni, bezwładni, gdyż za każde słowo, które mó­

wią, za każdy akt kościelny czeka ich ciężka od­

powiedzialność.

Schizma coraz bardziej wzrasta. Z nikąd nie- widać pomocy! Lud katolicki, uciśniony bez- ustannem prześladowaniem, w wielu okolicach ostygł i żadnego nie stawia oporu.

Podczas gdy katolikom nie wolno stawiać nowych kościołów, schizmatyckie powstają w oko­

licach czysto katolickich, a urzędnicy, prawosławni krzewią bez przeszkody schizmę. 350 000 rubli wyznaczono na budowę cerkwi w Litwie i w Polsce. Tuż nad granicą Szlązka, w miasteczku Sosnowice, część owej kwoty przeznaczono dla popa i sług cerkwi, chociaż w Sosnowicach mie­

szkańcy są wszyscy Polakami i katolikami, i tylko drobna garstka urzędników przyznaje się do schi­

zmy. Boże zmiłuj się 1 My tu na Szlązku budu­

jemy katolickie kościoły i wolno nam według na­

szej wiary służyć Bogu, a o kilka mil dalćj ohy­

dna schizma tępi wyznawców Kościoła katolickiego.

Co gorsza 1 Rosyjscy ajenci rozpowszech­

niają buntownicze pieśni i pisma polskie, w któ­

rych zachęcają do nowego powstania przeciw rządowi. Ale któż ułożył te pieśni i odezwy? Pol­

scy katolicy ich nie układali, bo są posłusznymi carowi, lecz rosyanie, którzy chcą katolików po­

dać w podejrzenie, jakoby byli buntownikami, a potem zdradliwie wołają: Tępcie katolików, bo są buntownikami. Tak się stało w roku 1860 na placu Zygmuntowskim w Warszawie. Teraz chcieliby w Warszawie wywołać te same rozru­

chy postępni i chytrzy Moskale I

Afryka wschodnio-niemiecka. Major Wiss- mann, który, jak wiadomo, silnie popierał missye afrykańskie w obszarze państwa niemieckiego, złożył niestety urząd w ręce barona von Soden.

Dnia 7. Kwietnia w Dares-Salaam uroczyście ob­

jął pan von Soden w obecności katolickich i ewan- gielickich missy on arzy urząd gubernatora. Ufamy, że nowy gubernator będzie tak chętnie popierał missye nasze, jak poprzednik jego.

Kardynał Lavigerie, sławny apostoł niewol­

ników, nowy wynalazł środek, aby nieszczęsnych murzynów wydrzeć z rąk haniebnych handlarzy arabskich w Afryce. Utworzył bowiem na wzór dawniejszych zakonów rycerskich, którzy w wie­

kach średnich z bronią w ręku walczyli przeciw mahometanom w ziemi świętej, tak nazwa­

nych stowarzyszenie »Zbrojnych Braci.• Czemże są ci zbrojni bracia ? Żołnierzami, którzy dobro­

wolne czynią śluby, że z orężem w ręku w Afry­

ce będą bronić chrześcijan i walczyć przeciw han­

dlarzom niewolników. W Algierze stanął pierwszy zakład dla tych nowych rycerzy. Przy poświę­

ceniu kardynał miał świetną przemowę, w którćj dał obraz niebezpieczeństw, na jakie wystawione jest życie tych wojowników, tak ze strony klimatu, jak czychających na ich zgubę Arabów. Jedyną ich nagrodą będzie sława, jaką się okryją, gdy im się uda wydrzeć z rąk tych ohydnych handlarzy pożałowania godne ofiary ich chciwości.

Ameryka. Wiara katolicka i missye w Ame­

ryce północnej z założenia katolickiej wszechnicy w stołecznem mieście Washington wielkie odnoszą korzyści. Uniwersytet w Washington coraz pię­

kniej się rozwija. Niedawno bogaty katolik, pan Quina z Filadelfii, ofiarował 100 000 dolarów na cele naukowe. Zakon Dominikanów, który od czasu odkrycia Ameryki wielkie położył zasługi około rozpowszechnienia wiary pomiędzy szcze­

pami nowego świata, zakupił w pobliżu miasta rolę, na którćj będzie wybudowane seminaryum, albo konwikt dla kandydatów stanu duchownego.

Oświatę i wiarę katolicką popierają i krzewią w Ameryce gazety, które możemy nazwać missyo- narzami Kościoła. Komuż nie wiadomo, jak wa- żnem w naszych czasach jest apostolstwo prasy ? Gazeta katolicka — otóż missyonarz 1 Katolicy amerykańscy chlubić się mogą z piśmiennictwa swego. W Stanach Zjednoczonych wychodzi obecnie 156 gazet katolickich: 108 angielskich, 36 niemieckich, 4 polskie, 2 francuzkie, a po jednćj w holenderskim, włoskim, hiszpańskim, por­

tugalskim i czeskim języku. Większa ich część wychodzi raz na tydzień, tylko cztery niemieckie pojawiają się codziennie.

Cieszmy się, że tak znaczna liczba dobrych gazet i pism peryodycznych krzewi wiarę w Ameryce. Niech Pan Bóg błogosławi missyjnej prasie.

Ofiarność katolików amerykańskich jest go­

dną podziwienia. Zakład dla dziatek w Nowym Jorku liczył 1446 chłopców, 627 dziewcząt, 108 maluczkich dziatek czyli razem 2181 dzieci. Ko­

szta utrzymania wynosiły na każde dziecko w przecięciu 120 dolarów. Inny zakład jest prze­

znaczony na wykształcenie chłopców w rzemio­

śle i pięknych sztukach. Gdziekolwiek w skutek pracy i usiłowań missyonarzy Kościół znalazł przystęp i byt swój utrwalił, tam jak najzbawien- niej działa i popiera dobro doczesne i wiekuiste wiernych swych wyznawców.

(Dalszy ciąg na str. 138,)

(8)

136 Królowo niebieska, módl się za nami!

Królowo niebieska, módl sig za nami!

Ciężka zima panowała w tym roku i ogromne masy śniegu pokrywały ziemię.

Oczekiwaliśmy już w Marcu wiosny, lecz daremne były nadzieje nasze. Nastał Kwiecień, który ma stanowić

początek wiosny — lecz nadzieja nasza znów spełzła na ni- czćm. Królowo nie­

bieska, daj nam pię­

kną wiosnę, uproś nam u Syna Twe­

go błogie lato, zy zną jesień i czas obfity w błogosła­

wieństwo Boże!

Miesiąc Maj ucho­

dzi za najprzyje­

mniejszy w roku.

Piękne kwiaty zdo­

bią ziemię, zielony kobierzec pokrywa niwy, gęste kwiecie stroi drzewa zbudzo ne do nowego ży­

cia. Cała natura przyodziewa nowe szaty. Czyż to nie jest obraz Najświę­

tszej Maryi Panny ? Czy Królowa nie bios nie wonieje cno tami, czy nie jaśnieje pełnią łaski. Cała piękną jesteś, (tak mówi Duch św.) Przyjaciółko

moja i zmazy nie masz w Tobie.

Kościoły w Maju nową przybierają szatę na cześć Bogarodzicy. Ołtarze, obra­

zy i posągi strojne w kwiaty i wieńce, kor ne modlitwy, pobożne pieśni, nabożeństwa i kazania głoszą chwałę Królowej Niebieskićj.

Chłopiec murzyński przy obrazie Najśw. Maryi Panny.

A Ty, Czytelniku »Missyonarza katoli­

ckiego,* czy nie wielbisz Panny Najświę­

tszej? O zapewne według sił Twoich wyma­

wiasz radośnie z Aniołem : »Bądź pozdro­

wiona łaskiś pełna, Pan z To­

bą, błogosławić naś Ty między niewiastami!

Czcijmy Tę Naj­

świętszą Pannę i słu­

żmy Jćj wiernie, a osobliwie w Miesiącu Jćj czci poświęconćm, ustrojeniem Jej ołta­

rzów i obrazów; pię­

kny i rozrzewniający przykład daje nam chłopczyna murzyń­

ski na załączonćm obrazku, który swej

najlepszćj Matce przynosi wieńce i kwiaty w darze.

»Missyonarz katu licki« poleca nie tylko sprawę mis- syjną lecz i samego siebie opiece Naj­

świętszej Maryi Pan­

nie. Spojrzyj, Kró­

lowo Nieba na » Mis syonarza katolickie­

go,« spojrzyj tćż na Czytelników jego i Dobrodziejów mis syi katolickićj? Za Twoją sprawą i przyczyną niechaj się krzewi

»Missyonarz katolicki.«

Gdziekolwiek tylko bije serce polsko katolickie, tam niechaj będzie upragnionym gościem »Missyonarz katolicki,« tam niechaj będzie Obronicielką Najświętsza Panna Marya!

Pod Twoją opiekę uciekamy się, święta Bożarodzicielko!

(9)

Marzenia nieszczęśliwego wychodźcy w obczyźnie. 137

Marzenia nieszczęśliwego wychodźcy w obczyźnie.

(10)

138 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

Zakon Trapistów. Ozdobą Kościoła kato­

lickiego jest świetny szereg zakonów, których członkowie wypełniają trzy rady ewangieliczne:

dobrowolne ubóztwo, dożywotną czystość i bez­

warunkowe posłuszeństwo dla duchownego przeło żonego. Któż wypowiedzieć zdoła zasługi zako­

nów położone około zbawienia dusz nieśmiertel­

nych? Gdzie zakony kwitną, tam żyje wiara katolicka w sercach wiernych i jest rękojmią ich szczęścia doczesnego i wiecznego. Lud katolicki zawsze wysoko cenił zakony i dla tego w cza­

sach naszych głośno się domaga powrotu ulubio­

nych zakonów Jezuitów, Redemptorystów, Serca­

nek. Niezawodnie nie ustaniemy w swych usiło­

waniach, dopóki nie wywalczymy powrotu za­

konów.

Pomiędzy zakonami, które się trudnią kształ­

ceniem ducha i uprawą roli, niepoślednie zajmują miejsce Trapiści, o których w naszym »Missyo- narzu katolickim* niejednokrotnie wspominaliśmy.

W poniedziałek, dnia 6. Kwietnia odbyło się w Rzymie jeneralne zgromadzenie zakonu Trapistów.

Mają w niem udział 22 klasztory całego świata;

albowiem nawet w Chinach, w Palestynie, Afryce (Marianhill) i Australii znajdują się klasztory Tra­

pistów. I w państwie niemieckiem już zakwitły ich klasztory: Oelenberg w Alzacyi, Mariawald w archidyecezyi kolońskiej, Maria-Veen w dyecezyi monasterskiej. We Włoszech nawet rząd wioski publicznie uznał zasługi Trapistów, gdyż Rzym osuszenia bagnisk Trapistom tylko zawdzięcza.

Ojciec św. Leon XIII. życzył sobie, aby przeło­

żeni klasztorów zjechali się do Rzymu i naradził się co do wspólnego działania w sprawie wiary i szczęścia socyalnego. Ufamy mocno, że z tych narad opatów zbawienne skutki wynikną.

Czytelnikom naszym znani są Trapiści z Ma­

rianhill, pracujący nad nawróceniem Afryki połu­

dniowej, Umieszczamy tu prośbę, którą przesłał nam O. Anselm Skotnik, Trapista z południowej Afryki. Brzmi ona, jak następuje:

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Marya.

Wielmożni i Wielebni Panowie Dobrodzieje!

»Proście, a będzie wam dano, kołaccie, u będzie wam otworzono.«

Pomnąc na te piękne słowa Zbawiciela na­

szego, zbliżam się dziś powtórnie w imieniu Mis- syi Marianhill, w południowej Afryce, i do Wa­

szych drzwi kołacę, prosząc o wstęp do serc.

Prawda, już nie raz wysłuchaliście prośby mej, to tćż z większem zaufaniem spodziewam się, że i teraz miłosierne Serce Jezusowe uprosi żebrzą­

cemu zakonnikowi z Marianhill jakikolwiek datek, w celu nawracania pogańskich Kafrów.

Z szczerą wdzięcznością ku Bogu i naszym Dobroczyńcom, spoglądamy na to, czego już do­

konaliśmy, czerpiąc ztąd nadzieję i na przyszłość.

Bądźcie przekonani, czcigodni Dobrodzieje, że jest

to przykre zadanie dla missyonarzy, być zmuszo­

nymi do ciągłych próśb o wsparcie. Z bijącem sercem, myślimy o tern, iż przez długi czas je­

szcze nam wypadnie udawać się z tą samą prośbą o pomoc w zbawiennej tej sprawie. Lecz siły naszego zakonu są już tak wyczerpane, że prawie sami nic więcej czynić nie możemy. — Codziennie odbiera 900 osób z klasztoru naszego pokarm, odzież i przytułek. Doliczmy jeszcze konieczne wydatki na budowle klasztoru i dziesięciu jego filii, a łatwo się domyślimy, że nie ma innej rady na pokrycie tych kosztów, jak tylko udać się z prośbą do dobroczynności parafii katolickich i ich Duszpasterzy, tern więcćj, że ani od Propagandy w Rzymie, ani od Stowarzyszeń Missyjnych nie pobieramy wsparcia żadnego. Im więcej przeto od przyjaciół naszych doznamy pomocy, tern prę­

dzej dzieło nasze zdołamy wykonać. — Szcze­

gólnie zaś upraszam Wielebne Duchowieństwo, o łaskawe nadsyłanie intencyi na Msze św., które z kapłańską sumiennością się odprawią, o czerń Wielebny ksiądz Pawlicki, wikary przy katedrze Wrocławskiej, poświadczyć raczy. — Staraniem zaś naszem będzie odwdzięczyć się Dobrodziejom duchową jałmużną modlitwy i umartwień, które się w zakonie naszym wykonują.

Poleca się łaskawym względom najniższy sługa i brat w Chrystusie.

Ks. 0. Anselm Skotnik, Trapista z południowej Afryki.

Wyspy Sandwich (Oceania.) Szczególniej­

szemu zapałała heroizmu postanowieniem panna Anna Fovler, angielskiego pastora córka z Bath, która po swem nawróceniu do wiary katolickiej przed siedmiu czy ośmiu laty, przedsięwzięła po­

święcić się służbie trędowatych. Wyuczywszy się w tym celu sztuki lekarskiej w Paryżu na kursie prze­

sławnego Pasteur'a, podążyła z Londynu do Mo­

lokai, wstąpiwszy poprzednio do zakonu świętego Franciszka, gdzie otrzymała imię Rosa Gertrude.

Przejmie to niezawodnie każdego, kto odczyta ni­

żej podaną wiadomość o wprowadzeniu się tej za­

cnej Siostry na swe przeznaczenie i zwiedzeniu tej wyspy trędowatych, gdzie niedawno umarł męczennik chrześcijańskiej miłości W. O. Damian, o którym wspominał »Dzwonek" w Nr. 9. str.

292 r. 1889 i w Nrze 2. str. 55. r. 1890.)

Wyjechaliśmy z Kaliki (pisze pewien missyo- narz) około godziny 10, a zdążyliśmy na pogra­

nicze Molokai o szóstej wieczorem. Czas był słotny, dla tego musieliśmy użyć krytej łódki by dobić do brzegu. Pan Evans przełożony schro­

nienia trędowatych przyjął nas bardzo ludzko i u niego wypadło uam zanocować. Nazajutrz zapro­

wadzono nas zaraz do ochronki panieńskiej, gdzie najpierw zastaliśmy dziewięćdziesiąt pięć chorych, a to od lat pięciu, aż do ośmdziesiątego roku. Cały ten dom powierzony jest pieczy sze­

ściu Sióstr Franciszkanek z Syrakuzy. Wyobraźcie

(11)

Szczegółowe nowiny z missyj katolickich. 139

sobie mały, schludny pałacyk z balkonem i we­

randą, a pojmiecie, jakie mieszkanie posiadają te Siostry. Przed domem znajduje się mała łąka służąca dla rozrywki dziewcząt. Po stronie pra­

wej znajdują się małe budynki na kąpiele, kuchnię, szkołę i sypialnię. Zaledwieśmy tam weszli, serce nasze zraniło się współczuciem, albowiem przed­

stawił się oczom naszym cały szereg dziewcząt i kobiet podeszłych; a z tych niektóre miały twarz zupełnie ognitą, inne tak były wyniszczone chorobą, że każdyby zawyrokował im sto lat wieku, innym brakowało już palców u rąk, a nie­

którym u nóg.

Sypialnie podobne są do naszych lepszych szpi­

tali ; komitet leczniczy niczego nie zaniedbuje do wspomożenia bodaj w czemś biednych trędowa­

tych. I Siostrom tam na niczem nie zbywa, mają nawet konie i powóz, i w tym to powozie podą­

żyliśmy do wioski Kalawo, gdzie żył i umarł W. O. Damian. Tam zastaliśmy pewnego Anglika trędowatego, co już ostatnie w konaniu wydawał tchnienia. Spoczywał on na łóżku, przy którym palono kadzidło z gelsominium i caprifolium spo­

rządzone; spoczywał spokojnie, jego twarz choć nadwyrężona od raka, jednak zadowolenia niejako przedstawiała rysy; oczy jak szkło połyskujące, ręce niemal ogniłe, a z piersi jego wydobywał się oddech już ciężki i przytłumiony. Ten jednak młodzieniec choć najzupełniej uznawał okropne swe położenie, okazywał przecież nadzwyczajną cierpliwość i zdanie się na wolą Bożą. Gdyśmy uklękli przy jego łóżku, by wezwać pomocy nie­

ba i wyprosić Aniołów Bożych ku pomocy cier­

piącego, on powtarzał z cicha najsłodsze imię Jezus, a nawet w tym momencie usiłował się po- dźwignąć i jakby chciał wyrzec : »Bóg zapłać za wasze odwiedziny, niech wam Pan Jezus to wyna­

grodzi i wyleje stokrotne na was błogosławieństwo!»

Tego samego dnia jeszcze wieczorem oddał Bogu ducha.

Zwiedziliśmy potem kościółek, gdzie odpra­

wiał Mszą św. O. Damian i gdzie obecnie cele­

bruje O. Konrardy; ten widok zdziałał na nas jakieś tajemne wzruszenie. Zaprowadzono nas potem do szpitala męzkiego, gdzie znajduje się sto pięciu chorych. I tu oczom naszym przedstawił się ten sam widok i wynik strasznego trądu, jak w szpitalu żeńskim.

Tych nieszczęśliwych tak zadowolniła obec­

ność nasza, że zaczęli śpiewać z radości. Chłopcy przeważnie zdawali się być bardzo zadowoleni, prócz kilku niemal konających, niektórzy z nich mogą jeszcze biegać i grać w piłkę. Pan Evans

zawsze staranny o nich, zapytał, czy im ma do­

starczyć kostek do grania, co ich niezmiernie ucie­

szyło. Później zwiedzaliśmy trędowatych w ich własnych domach: niektórzy z rodu wyższego mają mieszkania sporządzene niemal z nowoczesną wystawnością, zaś dla uboższych urząd powysta­

wiał domy przyzwoite i wygodne. Ztąd udaliśmy się do mieszkania O. Damiana, a nawet byliśmy w pokoiku, gdzie umierał; było tam jeszcze kilka jego książek, a brat Józef otworzył framugę w murze, by pokazać jego cassa forte___

Jadąc z Kalawo do Kalaupapa, zatrzymaliśmy się u Dra Swift, lekarza przebywającego stale w Molokai. Tam pokazano nam Keanu, który za swe zbrodnie został na śmierć skazany; dano mu jednak do woli: albo umierać, albo dać sobie wszczepić trąd. Wolał pozostać przy życiu i wszczepiono mu trzy razy tę chorobę, aż wre­

szcie padł tejże ofiarą. Powracając, napotkaliśmy niektórych trędowatych jeżdżących konno. W całym zakładzie jest przeszło tysiąc dwieście trędowatych i blizko ośmset koni, a chorzy, którzy chodzić nie mogą, używają konia do prze­

chadzki.

W piątek z rana zwiedziliśmy kościółek O.

Wendolen i szkołę dzieci trędowatych, żyjących we własnych domach. O. Wendolen szczególniej­

szym udarowany jest humorem, jak i O. Kon­

rardy. Obydwaj rozmawiają z trędowatymi we właściwym ich języku, którzy nadzwyczaj lubią i poważają tych ojców, bo umieją oceniać ich dobre serce i miłość ojcowską doświadczaną przy każdej sposobności.

Chociaż rząd wszystkiego dostarcza tym nie­

szczęśliwym, jednak najcenniejszą dla nich jest miłość synów i córek św. Patryarchy z Assyżu, bowiem świat nie może się zdecydować na czyn tak heroiczny, by podjąć się bliższego pielęgno­

wania trądem zarażonych, bowiem sama tylko re- ligia, co katolicką i prawdziwą się zowie, dla mi­

łości Jezusa podejmuje się pieczy w wybitniejszych swych członkach, którym niezawodnie jest Siostra Gertruda gardząca z serca całego światem, by służyć tern dotykalniej Chrystusowi, który w trę­

dowatych codziennie przedstawia się jej oczom.

Oto dzieci serafickiej rodziny, niemogące dostate­

cznie wynurzyć się i okazać swej dla bliźniego miłości w swym kraju, szukają tedy po krańcach świata tych, co potrzebują ich pomocy i z nara­

żeniem własnego życia i zdrowia korne oddają im

posługi, by udowodnić światu, jak wielkim dla

ludzkości jest szczęściem posiadanie Zakonów,

które niestety tak dzisiaj są prześladowane.

(12)

140 Jubileusz Ojca św. Leona XIII. a Afryka.

Jubileusz Ojca świętego Leona XIII. a Afryka.

(Do artykułu tego dołączamy ślicznie (O. L.) Kulminacyjnym punktem ostatniego przemówienia Ojca św. jest bez wątpienia Jego obietnica, iż poświęci wyzwoleniu Afryki większą część datków, jakie wspaniałomyślność katolików złoży w Jego ręce przy sposobności nadchodzą­

cego jubileuszu biskupiego.

Zbyteczną byłoby chwalić to, co pochwał nie potrzebuje. Ta hojność iście królewska, czer­

pana z najwyższych źródeł, nakazuje najżywsze uwielbienie, gdy się zna liczne przeszkody, na ja­

kie napotykają rządy Kościoła i kiedy się choć pobieżnie rzuci wzrokiem na przykre położenie, w jakiem się znajduje Namiestnik Chrystusowy.

Leon XIII. zapomina o własnych cierpieniach i troskach, aby myśleć o rozwoju dzieła, od któ­

rego Europa spodziewa się oswobodzenia całej jednej części świata.

Dar ten posiada stronę nieosobistą i wysoce historyczną, i ona to będzie nas zajmowała dzi­

siaj. Od początku swego panowania Leon XIII.

widział w missyach wielkie narzędzie chrześcijań­

stwa i cywilizacyi. One to są sprężyną praw­

dziwej kolonizacyi i prawego postępu. One są przednią strażą Europy przy zdobywaniu świata i zarazem tą krwią użyźniającą, która daje żniwo dusz na ziemiach pogrążonych w śmierci. Wedle pełnych znaczenia słów Piusa św. Apostolstwo chrześcijańskie i kolonizacya cywilizacyjna są dwoma stronami jednego dzieła zdobyczy pokojowej.

Jedna i druga stoją obok siebie, harmonizują ze sobą i uzupełniają się. Z wyżyn swego ob- serwatoryum niezrównanego Leon XIII. objął tę solidarność i zrozumiał większe zadanie, jakie przypadło w udziale missy om naszych czasów.

Organizacya wewnętrzna, instytucye międzynaro­

dowe, ześrodkowanie wszystkich sił żywotnych, wzywanie do szerszego współdziałania zakonów religijnych, tworzenie nowych domów i ognisk, mowy, encykliki, rady i zachęta — Ojciec święty nic z tego nie pominął, aby pomnożyć potęgę działania tych dzieł. Corocznie ręka Jego obda­

rzała hojnie Propagandę, to wielkie ministerstwo kolonii katolickich.

Troska ta została uwieńczona w walce antyniewolniczej. Jego czyny, jego wspaniało­

myślność budzą podziw ogólny. Pomimo nagro­

madzonych trudności, rozpoczęło się oswobodzenie Indyi czarnych. Cywilizacya i ludzkość wstę­

pują w nowy okres postępu i zdobyczy. Pesy­

mizm i zazdrość napróżno szydziły z tych zło­

tych synów, — ideał zwyciężył. Dzieło utrzy­

muje się w swej podniosłej wielkości: mole s u a stat.

wykonany obraz kolorowy Ojca św.)

Dar papiezki uwieńczył niejako to przedsię­

wzięcie. Cóżto za natchnienie ewangielicznel Jaka potęga wiary, kiedy chodzi nie o na­

tychmiastowe powodzenie, lecz o zwycięzką politykę z długim terminem, której dobro­

czynne owoce będą zbierały przyszłe pokoleniaI Jest w tern czyn historyczny, podobny do inicy- atywy pierwszych Papieży, którzy dawali wolność niewolnikom i chrzcili barbarzyńców. Nietrudno spostrzedz podobieństwo wyraźne z pierwszemi próbami oswobodzenia Afryki. Rzym starożytny był wówczas ogniskiem świata, z którego wycho­

dziło chrześcijaństwo z swemi legionami, aby zdo­

bywać i nawracać świat. Dzisiaj Europa jest ogniskiem cywilizacyi, zkąd wychodzą koloniza­

torzy i missyonarze, aby zdobyć nowy kontynent.

Bóg umieścił na tych dwóch krańcach ludzi z ge­

niuszem i nieugiętą wolą. Rozdziela On swe cu­

downe dary, ilekroć Duch Jego chce się spuścić na nowe ziemie.

W tej to perspektywie historycznej należy umieścić czyn Papieża i dzieło afrykańskie, aby zrozumieć całą jego żyzną i nadprzyrodzoną wielkość.

Odgłosy z Afryki, powtarzać będą zawsze, aż do tajemniczych swych głębin wielki głos i wielkie imię Leona XIII., twórcy swego zba­

wienia. Kiedy Papież, odosobniony w swej samotności z takim blaskiem objawia swą uf­

ność, któżby mógł jeszcze odmówić swego współ­

działania?

Leon XIII. też dostarcza znowu sposobności poparcia tego przedsięwzięcia. Jesteśmy przeko­

nani, że nie tylko katolicy, ale i światlejsi prote­

stanci przyczynią się do urzeczywistnienia jubi­

leuszu papiezkiego.

Przyszły jubileusz, ta uroczystość osobista, przybiera w ten sposób rozmiary uroczystości ca­

łej ludzkości, rodzajem dzieła międzynarodowego, uroczystością imponującą i oryginalną na korzyść krucyaty ludzkiej, podjętej w celu nawrócenia ca­

łej części świata. Od dzisiaj jubileusz stoi na naj­

świętszych wyżynach, do jakich dojść może. Coś tajemniczego i nowego stanowi urok tego na­

tchnienia,

Oby Bóg pozwolił Ojcu św. Leonowi XIII.

cieszyć się tryumfem tych pięknych dni! Oby jubileusz ten stał się żyznym dla tej stokroć świętćj i chwalebnej krucyaty! Oby missye swym wpływem moralnym i kolonizacya państw europejskich zwyciężyła w krotce czarną plagę i pociągnęła ziemię tę w prąd cywilizacyi chrze­

ścijańskiej!

>»» —+*«<---

(13)

Wiadomości ze wszystkich części świata. 141

Wiadomości ze wszystkich części świata,

tyczące się Kościoła katolickiego i sprawy socyalnej.

Zgromadzenie uczonych katolickich w Va- ryżu. Historya poświadcza, że nasz Kościół ka tolicki jest matką prawdziwej oświaty. Gdzie­

kolwiek zaświeci wiara nasza, tam nauki prawd przyrodzonych i nadprzyrodzonych wysoko by­

wają cenione. Jeśli przeciwnicy nasi niekiedy twierdzą, że Kościół katolicki jest nieprzychylnym naukom, grubo się mylą Więlka jest liczba u- czonych, którzy gorliwe wiary wyznanie łączą z najwyższem wykszalceniem i głęboką nauką. O- kazało się to między innemi w roku 1888 w Pa ryżu, gdzie nnjslynniejsi uczeni katoliccy się zgro­

madzili. Jeszcze liczniejsze zgromadzenie odbyło się w dniach od 2. aż do 4. Kwietnia w tymże Paryżu. Pod przewodem arcybiskupa Pary­

skiego, kardynała Richard, w obecności wielu bi­

skupów i prałatów, uczeni nieomal całego świata katolickiego naradzali się nad postępami nauki.

Któżby się nie cieszył, gdy słyszy, że liczny szereg uczonych zbiera się, aby naukę niedowiar­

ków okazać jako fałszywą, a wiarę katolicką jako polegającą na fundamencie objawienia i doświad­

czenia. Katolicy, pielęgnujcie, ile można naukę I Rodzice, nie szczędźcie grosza, jeżeli się na to zdobyć możecie, aby kszałcić synów waszych w nauce! Im więcej mieć będziemy uczonych ka­

tolików, tern większą będzie liczba obrońców i krzewicieli naszćj wiary.

W »Missyonarzu katolickim« często mówić będziemy o tej sprawie. Albowiem przeświad­

czeni jesteśmy, że nie tylko missye katolickie, lecz w ogóle stosunki Kościoła w obecnym czasie więcej może, niż kiedykolwiek wymagają, aby ka­

tolicy poświęcali się naukom.

Jakąż radością przejmuje widok owego zgroma­

dzenia owych uczonych katolickich w Paryżu I Oby skutkiem tego zebrania byl pomyślniejszy rozwój nauk.

Sławny przewodzeń katolików w niemieckiem państwie, ś. p. Dr. Windthorst, o którym w nume­

rze siódmym »Missyonarza katolickiego' obszernie się rozpisaliśmy, nie umarł, lecz żyje: Nie umarł on w pamięci katolików, lecz chociaż martwy ciałem, żyje w sercach wszystkich, którzy Kościół katolicki uważają jako filar i opokę prawdy. Już wyszły liczne życiorysy ilustrowane, głoszące świetne zasługi wielkopomnego męża. Mnożą się także datki, przeznaczone na dokończenie budowy ko­

ścioła Najśw. P. Maryi w Hanowerze, a prócz, tego uposażenie nowego probostwa. W wielkiem mieście Hanowerze dotąd tylko był jeden ko­

ściół i jedna parafia. Ponieważ zaś liczba katoli­

ków znacznie wzrosła, nowy kościół przez Windt- horsta wybudowany ma być kościołem nowej pa­

rafii. Założenie i uposażenie nowej parafii wielkich

wymaga pieniężnych ofiar, których ubodzy kato­

licy hanowerscy ponosić nie mogą. Dla tego u- tworzyl się komitet, który prosi o jałmużnę na ten cel szlachetny. Książę-Rejent bawarski Luitpold przesłał 10,000 marek I Jest nadzieja, że cała su­

ma 190,000 marek w krotce przez wdzięcznych katolików zebraną zostanie. Inny komitet utwo­

rzył się w powiecie wyborczym Meppen, gdzie przez dwadzieścia lat niebożczyka bez przerwy wybierano na posła do sejmu. Komitet prosi o datki na wystawienie pomnika, któryby był go­

dnym pamięci zmarłego. Datki należy przesyłać kasyerowi komitetu, panu burmistrzowi B ä d i ker w Meppen. Jeszcze inaczej katolicy chcą uczcić pamiątkę zmarłego! W Berlinie brak kościołów katolickich. Powzięto przeto zamiar wystawienia kościoła św. Ludwika, gdyż Dr. Windt- horstowi było na imię Ludwik. Już niejedna du­

sza pobożna przesłała swój zaoszczędzony grosz na uprojektowany kościół.

Widzimy ztąd, że zasługi zmarłego Windt- horsta nie utoną w morzu zapomnienia. Miłował on Boga, a ceniąc wysoko Kościół Boży, bronił go od napaści wrogów ; teraz po śmierci Bóg go przyjął do swej chwały wiekuistej. Tak bowiem zawsze się dzieje. Kto Boga miłuje, temu Bóg miłością się wywzajemnia.

Ruch robotniczy. W zawodzie kupieckim skarżą się pomocnicy, że muszą nad siły praco­

wać przy nędznćj zapłacie. Mniejsi kupcy także się użalają, że wielcy kupcy i związki konsumowe tak ich niszczą i pożerają, jak wielkie ryby po­

żerają mniejsze. Stowarzyszenie kupieckich zwią­

zków już istnieje w państwie niemieckiem i usiłu­

je polepszyć dolę członków. Wszyscy też pragną, aby w niedziele i święta uroczyste byli wolni od zatrudnień w sklepach i handlu. Nie wątpimy, że większe błogosławieństwo Boże spłynie na człowieka, który skrupulatnie obchodzi dzień święty.

Żądania pomocników kupieckich w ogóle są słu­

szne i chrześcijańskie, czego powiedzieć nie można o zgromadzeniu czyli kongresie górników w Paryżu odbytym. Niemieccy górnicy byli reprezentowani przez trzech wysłańców. Strejki, a nawet sama obawa strejku bardzo przeszkadza handlowi i przemysłowi. Około Cieszyna socyalistyczni bu­

rzyciele lub agitatorzy przez rząd austryacki zo­

stali wydaleni.

Na Górnym Szlązku panuje pokój. Czemu ? Ponieważ tu wpływ zbawienny Kościoła tłumi w samym zarodzie przeciwne pokuszenia. Jednakże potrzeba być bacznym, aby wilk w owczej skórze nie napadł śpiących.

Najbardziej w Szlązku skarżą się rolnicy, al­

(14)

142 Wiadomości ze wszystkich części świata.

bowiem zdatni do roboty parobcy i dziewczyny opuszczają dom ojcowski i złudzeni przez agentów udają się do Saksonii lub do innych prowincyi protestanckich. Tam nie widzą Kościoła Bożego, nabożeństwa nie odbywają i pomału tracą ducha katolickiego. Bardzo nad tern ubolewamy, że co­

rocznie wynosi się tylu, aby w Saksonii szukać roboty. Niechaj to Pan Bóg sprawi, aby lud nasz w własnym kraju dostateczny zarobek zna­

lazł, ponieważ w skutek wychództwa do Saksonii nasze rolnictwo bardzo podupada!

Czyż robotnicy wychodzący do Saksonii wra­

cają takiemi, jakimi wyszli z domu ojcowskiego ? Pożal się Boże I Duszpasterze bardzo smutną na to mogliby dać odpowiedź. Niejeden młodzieniec, którego czujne oko ojca od złego dotąd ustrzegło, na obczyźnie traci niewinność serca. Niejedna dziewczyna we wiosce ojczystej od pokusy zacho­

wana, traci niewinność w obcym kraju. Dobrobyt i moralność nie idą w parze z wychództwem, jak uczy powszechne doświadczenie.

Niezadługo odbędzie sie w Raciborzu zgromadze­

nie katolików szlązkich. Oby sprawa wychództwa do Saksonii należycie naniem uwzględnioną została !

We Wrocławiu liczono dnia 1. Lutego 1891 w sześciu gimnazyach 2 438 uczniów, pomiędzy nimi 1136 ewangelickich 695 katolickich, 605 ży­

dowskich, dwóch dysydentów. Abiturentów, to jest uczniów, którzy szczęśliwie ukończyli nauki gimnazyalne, liczono 111 — 45 ewangielickich, 40 katolickich, 26 żydowskich. Cieszymy się bardzo, że katolicy pilnie się przykładają do nauk, chociaż liczba ich mogłaby być jeszcze większą osobliwie w stosunku do żydów. We Wrocła­

wiu istnieje jeszcze 6 innych szkół wyższych, o- prócz uniwersytetu, gdzie liczba katolików bardzo mała.

Wielce zasłużony ksiądz kanonik Br. Franz założył gospodę dla katolickich robotnic w Wro­

cławiu pod wezwaniem św. Agnieszki. Przewie­

lebny książę-biskup Dr. Kopp podarował 1000 marek tej gospodzie.

W Raciborzu odbędzie się w krótkim czasie wiec katolików w niedzielę dnia 5. Lipca po po­

łudniu o 6. godzinie Błogosławieństwo sakramen­

talne, o 7. koncert w Tivoli, o 8 powitanie gości.

W poniedziałek rano o 8 Msza uroczysta, o 10.

sekcye dla szkoły i sprawy socyalnej, o 12.

pierwsze jeneralne zgromadzenie dla pań, a w innym lokalu posiedzenie prasy chrześcijańskiej w sprawie sztuki, m i s s y i i uczynków miłosierdzia.

0 5. zgromadzenie publiczne. We wtorek o 8.

Msza św. żałobna, o 9. dalsze sekcye dla szkół 1 sprawy socyalnej, a o 10. zgromadzenie człon­

ków katolickiego związku ludowego. O 12. i 4.

zgromadzenie jeneralne. Dla uczestników polskich będzie w poniedziałek po południu o 5. Błogosła­

wieństwo sakramentalne w kościele Dominikanów, o 7. rozpoczną się obrady. We wtorek rano o 7. Msza uroczysta i kazanie w kościele parafialnym

w Ostrogu, o 10. zgromadzenie, także o 2. po południu. O 4. godzinie wspólna pielgrzymka do obrazu Matki Bożej. — Ufamy mocno, że zgro­

madzenie Raciborskie wielce się przyczyni do chwały i pożytku wiary katolickiej na Szlązku.

Centralny zarząd katolickiego związku

•Szczęść Boże* dla obwodu górniczego dort- mundzkiego uchwalił rezolucyą, w którćj oświadcza się przeciwko strejkowi i prosi rząd, aby przy obradach nad reformą ustawy górniczej uwzględnił słuszne żądania górników. Wreszcie wzywa za­

rząd górników chrześcijańskich, aby przystąpili do związku »Szczęść Boże,* by stawić czoło socyal- no-demokratycznym żywiołom w ruchu robotni­

czym.

Wiec polski

W

Bottropie odbył się, jak za­

powiedziano, w dniu 22 b. m. wiec. Zagaił pan Skorupa, a przewodniczył p. Jan Wilkowski z Gelsenkirchen; zastępcą przewodniczącego wy­

brany został p. Skorupa, sekretarzem p. Leopold Zarzecki, ławnikami pp. Józef Grzegorzak, Józef Ottawa i Lemberski. Pierwszy przemawiał p. Ka­

raś z Gelsenkirchen ; mówił on o socyaliźmie i jego dążnościach ; następnie zabrał głos p. Ignacy Szy­

mański z Eicklu i mówił na temat: co czynić wy­

pada, aby nie wpaść w ręce socyalistów. Po pięknej tej mowie wezwał przewodniczący wieco- wników, aby wzniesiono okrzyk na cześć Ojca św., co zebrani uczynili; również wznieśli okrzyk »niech żyje!* na cześć cesarza.

Marzenie nieszczęśliwego wychodźcy w obczyźnie.

(Zobacz obrazek na str. 137.)

W ostatnim numerze widziałeś, kochany Czytel­

niku, młodego Stasia marzącego o szczęściu w Ame­

ryce w Brazylii. Staś postanowił opuścić ojczy­

znę i szukać nowego raju w nowym świecie.

Wyjechał i już tam bawi od pięciu lat.

Jakże się w tym czasie wszystko zmieniło I Staś siedzi strudzony pod krzakiem, opierając się o twardy głaz, chwyta się za głowę, rozpacza i narzeka nad swą niedolą. Szaty, które w domu dawniej nosił, już są podarte, nic nie posiada, jak tylko najpotrzebniejszą odzież, aby okryć nagość ciała, a te liche łachmany mają jeszcze dziury.

Obok niego leży narzędzie żelazne do rudowania drzew i wykopywania łodyg. Chociaż cały dzień pracuje, chociaż ruduje drzewa, atoli rola, dotąd wcale nie uprawiona, tylko ciernie i kolce mu rodzi.

Cóż jest jego napojem? Dziękuje Bogu, że bynajmniej ma wodę w poblizkim jeziorze, lecz jego liche pożywienie stanowią korzonki leśne, niektóre rośliny, kukurydza, niekiedy uda mu się szczęśliwie złowić zwierzę, którego mięsem głód zaspokaja. Prawda, że oprócz niego i inni tak jak on pracują. Ale cóż mi to za pociecha, że towarzysze tak się biedolą jak on? Cóż za po­

ciecha słyszeć każdodziennie klątwy i narzekania

towarzyszów niedoli ? Są między nimi często

(15)

143 Opis obrazka.

złoczyńcy, przemytnicy handlujący towarami za­

kazanemu, jak ci, którzy po lewej stronie osły pę­

dzą na wązkiej ścieżce. Zgromadzili się tu różni urwisze z całego świata, aby w kraju rodzinnym uniknąć pracy lub kary sądowej. Jeden mówi po polsku, drugi po francuzku, trzeci po angielsku.

Jakże się mają zrozumieć?

Taki jest ten raj w Brazylii, o którym ma­

rzył przed pięciu laty Staś w ojczyźnie. Teraz dopiero poznał, jak to było pięknie w domu oj­

cowskim. Jego smutek jest tern większy, że nikt się nad nim nie ulituje, ani nikt go nie pocieszy.

Czy zginie w nędzy czy nie, któż o to dba.

Z wielkiego smutku nieszczęśliwy wychodźca zasnął. Jak dawniej, tak i teraz miał sen nader przyjemny. Albowiem widzi we śnie wioskę oj­

cowską 1 Widzi dwór, na którym dawniej praco­

wał. Zdawało mu się, że pali tytuń, stoi przy studni i poi bydło, bardziej do niego przywią­

zane, niż ludzie na obczyźnie. Zdaje mu się, ja­

koby matka mile na niego patrzała, odrywając oczy od kołowrotka, jakoby młodszy brat igrał z psiakiem. A kościół, którego w Brazylii od pięciu lat nie widział, wygląda tak wesoło i strzela wieżą ku niebu. Anielskie postacie witały Stasia i mówiły: »Jak to pięknie jest w ojczy­

źnie, kochany Stasiu 1*

Tak marzył Staś- Po niejakim czasie ocknął a na licu jego przemknął się uśmiech radości, marzeniem sennem spowodowany. Lecz nieza­

długo ponury pomrok okrył twarz jego bladą, a z piersi jego wydobył się głos rozpaczy: ,Ja nieszczęsny wychodźca, otóż jestem w Brazylii a nie w domu ojcowskim. Biada mi 1 Lecz wrócę i szukać będę szczęścia, które tak ohydnie lekce­

ważyłem dawniej. Tylko w rodzinnym kraju będę szczęśliwym!«

Czyż nie ma wielu takich, którym tak idzie, jak Stasiowi ? Gazety przynoszą nam wiele smu­

tnych wiadomości o biedzie i rozpaczy polskich wychodźców, którzy w Brazylii szukali szczęścia, a znaleźli tylko niedostatek, nędzę i śmierć.

Najprzewielebniejszy biskup chełmiński w li­

ście pasterskiem tak mówi o niebezpieczeństwie wychództwa:

•Nie mogę tu pominąć milczeniem pewnego smutnego objawu, którego szkodliwe skutki w wielu wiejskich gminach mojej dyecezyi coraz częściej się pojawiają. Corocznie z początkiem wiosny tysiące moich dyecezyan wychodzą w da­

lekie prowincye i ztamtąd dopiero w późnej je­

sieni do domów swoich wracają. Niektórych zmu sza może rzeczywista bieda i brak dostatecznego zarobku, do tego chwilowego wychództwa; ale tego nie można powiedzieć o znacznej większości tych, którzy corocznie na pewien czas strony ro- zinne. opuszczają. W naszej prowincyi nie masz

°becnie zbytniej liczby robotników — przeciwnie, skutkiem gromadnego wychództwa nie rzadko czuć się daje dotkliwy brak robotnika, tak iż ta­

kowego częstokroć z dalekich stron trzeba spro­

wadzać. W ogólności może więc nasz robotnik w rodzinnych stronach znaleźć zarobek i utrzy­

manie. Mimo to obudziła się od niejakiego czasu w ludzie naszym nieszczęsna chęć wędrowania, która jest tern niebezpieczniejszą, ile że zaraża już nawet niedorosłą młodzież zapalającą się do tej wędrówki opowiadaniem powracających z nićj znajomych lub krewnych.

Lud nasz, niestety, nie czuje się już zadowo­

lonym i szczęśliwym przy domowem ognisku, po­

rzuca je z lekkiem sercem i wychodzi w odległe okolice, aby tam użyć .większej swobody* i zna­

leźć lepszy zarobok. Wracając do domu rodzi­

cielskiego i do rodzinnego ogniska przynoszą ci wędrowni robotnicy rzeczywiście kilka zaoszczędzonych groszy; ale ponieważ zimową porą najczęścićj .wypoczywają* i czas ten przepędzają bezczynnie, a nadto przynoszą jeszcze ze świata do chaty swojej obce zwyczaje i inne zapatrywania na życie i jego potrzeby, przeto ten zaoszczędzony grosz rychło topnieje im w ręku, zużywa się w krótkim czasie, idzie często na niepotrzebne wydatki albo na marne stroje. Ale co najważniejsza: ów nieco lepszy zarobek, jaki ci wędrowcy znajdują w odległych okolicach, żadną miarą nie może powetować cięż­

kiej straty, jaką wielu' z nich ponosi pod względem religijnym i moralnym. Tysiące wynoszą się w takie strony, gdzie nie masz ani kościoła ani kapłana katolickiego: o katolickiem święceniu niedzieli, o wysłuchaniu mszy św,, o obecności na kazaniu lub nauce — nie może tam oczywiście być mowy o spowiadaniu się, a zwłaszcza w na­

głych wypadkach i w niebezpieczyństwie życia;

nie masz tam Chleba Niebieskiego, którymby u stóp Ołtarzy mogli duszę pokrzepić i zachartować ją na rozliczne pokusy i niebezpieczeństwa, na jakie się sami lekkomyślnie narazili. Z takiego zaniedbania obowiązków religijnych, - a miano­

wicie obowiązku święcenia niedzieli i świąt — ro­

dzi się w sercach ich oziębłość, a następnie i o- bojętność religijna, a siły moralne do odpierania licznych pokus, zmiejszają się coraz więcej. To też wielu z nich, którzy z domu rodzicielskiego wynieśli pobożność i czystość obyczajów, powraca do niego z sercem oziębłem, zepsułem i grzecha­

mi obciążonem. A tym jadem, którym na obczy­

źnie przesiąkli, zarażają w dodatku całe familie i gminy, przyczyniają się do ich religijnego i mo­

ralnego upadku

Zaklinam przeto kapłanów, aby nie przesta­

wali ostrzegać wiernych przed niebezpieczyństwa- mi, wynikającemi dla dusz nieśmiertelnych z tych nieszczęsnych wędrówek ludu naszego; zaklinam i was rodzice, abyście użyli całego wpływu Wa­

szego i całćj powagi rodzicielskiej, aby dzieci Wasze jeszcze niedoświadczone powstrzymać od tej zarazy, a nie poświęcać ich dusz nieśmiertel­

nych dla mniemanego doczesnego zysku 1

Cytaty

Powiązane dokumenty

piono ich zaś nowemi urządzeniami, oprócz tego system państwowy coraz więcej odrzucał obyczaj ' zapatrywania chrześcijańskie i stało się, iż rze­. miosło i praca zwolna

Ciężko się bowiem rozchorował i zanim minął rok 1890, pochowano jego zwłoki w obcej ziemi, w której pragnął zasiać ziarno wiary Chrystusowej.. W miejsce zmarłego wstąpił

Jeden z nich odezwał się: »Teraz już mogę spokojnie zamknąć oczy i w krotce pewno umrę, bo Pan Bóg za wstawieniem się Najświętszej Panny Maryi wysłuchał moich

zmy i rząd jego stara się katolików skłonić do od szczepieństwa nie tylko namową, pokusą i w spo-.. W północnej Afryce znajduje

tnich informacyi, zamieszczonych przez »Catholic Directory&#34;, katolicy liczą 41 członków w Izbie lordów, 9 członków w radzie, 76 przedstawicieli w Izbie niższej, 53

Każdy katecheta (to jest nauczyciel wiary) bierze jako zakres działania pewien powiat, gdzie krzewi wiarę, uczy tych, którzy się do niej garną i przysposabia ich do

zań Bozkich i praw ludzkich, jawny bunt przeciw powadze państwa i kościoła. Cóż jest powodem tych smutnych objawów ? Oto wyparcie się wiary w Jezusa Chrystusa, jednorodzonego

czeni węzłem jednej wiary i jednej miłości, która tylko w Kościele katolickim się