• Nie Znaleziono Wyników

Szkoła powszechna nr 22 i szkoła handlowa w Lublinie - Cecylia Czarnik - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szkoła powszechna nr 22 i szkoła handlowa w Lublinie - Cecylia Czarnik - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
3
0
0

Pełen tekst

(1)

CECYLIA CZARNIK

ur. 1921; Palikije

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe dzieciństwo, szkolnictwo, życie codzienne, szkoła powszechna, mundurki

Szkoła powszechna nr 22 i szkoła handlowa w Lublinie

Szkoła była bardzo ładna, bo to był nowy budynek, świeżo oddany. To ja pierwszy rok jak przyjechaliśmy to chodziłam do takiego pałacyku nad samą rzeką… tak jak są tory kolejowe, to trzeba było przechodzić przez tory. I tam był dwa budynki. Takie właśnie pałacyki. Jeden jest jeszcze widziałam jak kiedyś przechodziłam, to jest jak ulica Wolska, między ulicą Wolską a torami. To tam była szkoła. To to była taka szkoła chyba tymczasowa. Bo tak, jedna szkoła była przy ulicy Długiej, to tam chodziło moje rodzeństwo, a ja chodziłam do tej właśnie żeńskiej takiej szkoły i właśnie bo tam była taka moja klasa wtedy. Ja zaczęłam chodzić do czwartej klasy tutaj w Lublinie. To pamiętam, że mnie zaraz na samym początku nauczyciel wezwał i mówi: „A, no to zobaczymy teraz na jakim poziomie nasza koleżanka z prowincji jest”. A ja myślę sobie: „Aż ty! To co myślisz, że jak ja z prowincji, to ja gorsza?” Ale potem się zadziwił. No bo miałam, wprawdzie na wsi, ale miałam bardzo dobrego nauczyciela i nauczycielkę, z którą prawie do śmierci utrzymywałam kontakt. Bo ona była z tej wsi, jej dzieci podrosły, to ona też się przeprowadziła do Lublina. A nie miała co z nimi na wsi robić. A mąż został, bo był kierownikiem tej szkoły, miał dobre warunki pewnie. On został, a ona była już na emeryturze, bo przeszła na emeryturę, bo jakaś była chora, oczy miała chore, i myślę, że na pewno za wcześnie poszła na tą emeryturę, no ale poszła. I ona właśnie miała córkę, też taką trochę starszą ode mnie i ja od niej dostawałam różne rzeczy, po tej córce. Jak tamta wyrosła, to ja przejmowałam. A po mnie jeszcze moja siostra.

To była szkoła powszechna, bo wtedy się nazywała powszechna, numer 22 imieniem Marii Konopnickiej. Po szkole powszechnej chodziłam do takiej szkoły handlowej przy ulicy Spokojnej. Tylko jakoś tak niewiele co z tego pamiętam. Pamiętam koleżankę jedną taką, z którą się też przyjaźniłam. Nazywała się Zofia Nollówna. Przez dwa „L”.

Nollówna. To właśnie ta, której matka pracowała w województwie. I ona nam właśnie, to najczęściej u niej przebywałam wtedy, bo tak się właściwie dokształcałyśmy wspólnie, i tam było takie właśnie głośne czytanie i takie, no i ona nas dykcji uczyła,

(2)

chociaż ona nie była nauczycielką, ale była to osoba naprawdę taka na poziomie i można było się od niej dużo nauczyć. No i ja to wszystko łapałam, co gdzieś u kogo było takiego lepszego. A jak widziałam, że ktoś taki głąb, to się nie zadawałam.

W szkole powszechnej nosiłyśmy mundurki, tak. Takie mundurki miały dziewczynki, niektóre miały normalne tak uszyte te bluzeczki. Spódnice były plisowane. Te bluzeczki tak. Niektóre miały zwykłe takie o kołnierzyki, granatowe nawet i tylko białą obszyte taką tą. Nie wiem jak to się tam nazywa. A czasem miały większe takie kołnierze, takie jak marynarskie takie. Tak. Też obszywane tymi białymi. To to wtedy to tak trzy razy były obszyte, a te takie zwykłe to były raz obszyte. Albo po prostu biały kołnierzyk. Ja tym moim dzieciom to białe kołnierzyki, to przeprałam, przeprałam, kilka sztuk wyprasowałam i tu przyczepiłam, tam przyczepiłam… A zawsze były czyste, zawsze za wzór były stawiane.

O, przedmioty w szkole były wszystkie. Muszę powiedzieć, że był wtedy wysoki poziom. Jak ja rozmawiam teraz z takimi, którzy kończą na przykład tą podstawówkę, to tam dziecko w drugiej klasie było na takim poziomie. No historia była zupełnie inna i taka prawdziwa. Religia była obowiązkowo w szkole. Za moich czasów kaligrafii już nie było. Nie. Kaligrafii nie było, ale nie wolno było mówić ta, ta, ta, ta, ta, ta, ta. Zaraz nauczycielka przerywała jak kazała deklamować jakiś wiersz. To, to już od razu musiało się mówić powoli, wyraźnie. A pisało się atramentem i stalówkami. Był kałamarz. Ławki w szkole były takie specjalnie z wydrążonym tym, żeby kałamarz był wpuszczony, żeby się nie przewracał. No a jak się chodziło do pracowni, na fizykę na przykład, no to tam były stoliki i krzesła. Znaczy w tej mojej szkole, stoliki i krzesła były. Przede wszystkim była religia na pierwszym planie, bo na świadectwie nawet, ja nie mam już świadectwa, bo się to wszystko zniszczyło, spaliło. To była religia, język polski, matematyka, no i dalej tam te różne fizyka, historia, geografia.

Nauczyciele to była taka pani Jackowska, tylko nie pamiętam imienia. Pani Jackowska. Był pan Wyszywaniuk, nauczyciel. Była pani Krusze. Był pan Koszyk Władysław. A jego żona była Zofia. Obydwoje byli nauczycielami. Pamiętam ich. Aj, pamiętam w tej handlówce. To ja ich pamiętam tak dobrze, bo akurat ci państwo Koszykowie pochodzili właśnie tam z Nowego Sącza i moi teściowie się z nimi znali dobrze. No później pojechałam do tej mojej kuzynki Kędrowej na wakacje i to jako takiej szkoły ja nie miałam już. Miałam iść po wakacjach, ale ja wcześniej stamtąd musiałam wyjechać, i jak przyjechałam do Lublina, to wojna nas zaraz zaskoczyła.

No a później to ja tylko taki roczny kurs księgowości i pisania na maszynie zrobiłam, ile to lat trwało to nie wiem. A w tej szkole, bo to takie związki zawodowe to zorganizowały takie [kursy]. Moja [znajoma], taka maszynistka ze szpitala wojskowego, to ona tam zrobiła maturę w ciągu tego czasu, kiedy ja robiłam ten kurs księgowości. Mnie ten kurs księgowości nie był zupełnie do niczego potrzebny, no może się częściowo przydał w swoim czasie. Ale tak właściwie to nie, bo ja księgowości nie lubiałam, ale tam było planowanie, finansowanie, była nauka o Polsce i świecie współczesnym, jakie tam jeszcze przedmioty były? Także tam było

(3)

dość sporo przedmiotów. Chociaż to się nazywał tylko że kurs księgowości..

Data i miejsce nagrania 2012-05-14, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Moja szkoła mieściła się na ulicy Długiej, koło elektrowni, bo tam była elektrownia.. Ciekawa elektrownia, mała elektrownia z jedną chyba turbiną i wystarczało to do

Uważam, że mama zrobiła słusznie, bo tam był od razu skok, od razu było widać, że to jest wyższy poziom, bo te dzieci jednak miały swoich rodziców wykształconych, przy okazji

Ponieważ tam były trzy oddziały szkoły powszechnej, a ja już umiałam prawie, prawie czytać, więc poszłam do drugiego oddziału.. Rok byłam w freblówce, że się

Były… no i chyba był taki skład apteczny, Księżycki ten pan się nazywał, to był duży skład apteczny, tam można było różne rzeczy takie kupić apteczne i trochę

Na Zamojskiej to był sklep mojej przyjaciółki Żydówki, tej Bursztynowicz, to jej ojciec miał sklep i reklama taka była jak siedzi ktoś, taki mężczyzna siedzi i trzyma się za

I stryjenka mi tak powiedziała, spotkała mnie przypadkowo i mówi: „A ty byś się nie chciała od teściów wyprowadzić?” No ja mówię: „No chciałabym, bo jest i

Ale my żeśmy się jakoś odważyli, już tak trochę było to mieszkanie, nie wiem, czy ktoś tam może miał zamiar, a może mu nie przydzielili, a może uważał, że może

No to myśmy oczywiście przeskakiwali przez te rowy, a w zimie bardzo często jak było ślisko, no to jak to dzieci, siadaliśmy na tych torbach, co nosiliśmy książki, jak się