• Nie Znaleziono Wyników

Dalej Bronisława Kopczyńska-Jaworska przechodzi do czasu wojny i opowiada:

W końcu września wróciliśmy do Łodzi i po paru dniach, po aresztowaniach, zakładników aresztowano i tak dalej. Najgorzej było przed 11 listopada i to się tragicznie skończyło, bo Niemcy potem wymordowali tych zakładników14. I tak, siłą rozpędu ruszyła szkoła, to znaczy nauczyciele się zebrali, nie wszy-scy, bo brakowało niektórych, bo nie wrócili z tych wrześniowych wędrówek, ale dyrektor był na miejscu w Łodzi i szkoła, kulejąc bo kulejąc, ale jako tako zaczęła działać. I te lekcje trwały przez listopad i chyba 4 grudnia wywieźli z Łodzi naszego dyrektora i wysiedlili go do tak zwanej Generalnej Guberni15. Nie wiem, czy pani wie, ale tutaj były takie masowe przesiedlenia ludności, zwłaszcza inteligenckiej z terenu Łodzi, Poznania, tych wszystkich miast, któ-re zostały wcielone do Rzeszy, do Generalnej Guberni. Dyktó-rektora wtedy wy-wieźli. Rano, gdy szłyśmy do szkoły, dowiedziałyśmy się, że dyrektora nie ma, że podobno zabrali go Niemcy, bo po jednym dniu się okazało, że oni są skomasowani na Lipowej i że tych ludzi wywożą do Guberni. Moją wycho-wawczynią była Anna Dylikowa16, później jeszcze profesor łódzkiego Uniwer-sytetu, i właśnie rodzinę Dylików wywieźli wtedy, więc nasza klasa się roz-sypała. Jeszcześmy pochodziły do szkoły pytać, co dalej, i nie powiem pani, kiedy dokładnie, Niemcy wydali orzeczenie, że szkoły się zamyka, szkół dla polskich dzieci nie ma. Wobec tego poszliśmy do domu i pętaliśmy się tak tam. (...)

Pojechaliśmy do Warszawy. Trochę się tam pałętałyśmy bez nauki. Po pewnym czasie okazało się, że jest w Warszawie pani Dylikowa i z panem Dylikiem urządza tajne nauczanie. Okazało się, że dalej nas będzie uczyć; znalazła się jakaś pani łacinniczka, nauczycielka z francuskiego – a od geo-grafii była właśnie pani Dylikowa – i zaczęliśmy naukę na tych kompletach zorganizowanych przez łódzkie grono, a uczennicami były dziewczynki wy-siedlone, czy z rodzicami, czy same, bo niektórzy rodzice wysyłali dzieci

14Mowa tu z pewnością o mającej miejsce w dniach 9–10 listopada 1939 roku akcji „Intelligen-zaktion Litzmannstadt” (przeprowadzonej w ramach obejmującej cały kraj „Akcji Inteligencja”), której celem było wyeliminowanie polskiej inteligencji. W tych dniach wzięto do niewoli, a na-stępnie rozstrzelano w lesie w okolicy Lućmierza ok. pięćset osób uznanych za elitę symboliczną (nauczycieli, urzędników, duchownych) miasta i okolic. Był to zaledwie początek mordów dokony-wanych przez hitlerowców na łódzkiej inteligencji.

15 Chodzi tutaj o wspomnianego wcześniej Tadeusza Czapczyńskiego. W listopadzie 1939 roku do Generalnej Guberni został wysiedlony zarówno on, jak i większość nauczycieli łódzkich.

16 Anna Dylikowa (1912–2000) – geograf i geomorfolog. Komendantka żeńskiej komendy łódz-kiej chorągwi harcerek ZHP w latach 1937–1939. Od 1965 roku profesor Uniwersytetu Łódzkiego. Żona Jana Dylika, profesora geografii na Uniwersytecie Łódzkim.

z Łodzi w obawie przed Rassenamtem17, tak, że zebrał się taki zastęp cały z harcerstwa. Pani Dylikowa była harcmistrzynią Rzeczypospolitej i wobec tego nawiązała kontakt z warszawskimi harcerkami i myśmy były zorganizo-waną drużyną łódzką na terenie Warszawy. Moja mama zaczęła się dowiady-wać, jak to jest z tym nauczaniem, czy to się jakoś legalizuje. Okazało się, że szkoły warszawskie prowadzą kontrolę nad tym nauczaniem i wylądowałam na kompletach organizowanych przez szkołę im. Królewny Anny Wazówny – taki żeński odpowiednik znanej i bardzo zasłużonej warszawskiej szkoły męskiej imienia Mikołaja Reja. Obie te szkoły prowadził konsystorz ewange-licki, to znaczy władze ewangelickie. I tam właśnie na kompletach u Wazówny w 1943 roku zdałam maturę. W tym czasie zaczęłam się chętnie uczyć, bo to uczenie wojenne było o wiele przyjemniejsze, ciekawsze. Przyjemniejsze to może przesada, ale w każdym razie ciekawsze, ponieważ myśmy mieli tak normalnie jedno spotkanie z nauczycielem danego przedmiotu, wykład, zada-na duża porcja do domu do przerobienia samodzielnego. Potem po tygodniu dyskutowało się o tym, czego się człowiek nauczył i czego jeszcze nie umiał, i to się wydawało o wiele ciekawsze, nie nudziłam się tak jak w szkole, gdzie straszne ilości godzin marnuje się nie wiadomo na co, a można się tego na-uczyć w dwie godzinny dziennie.

(...)

Kiedy w 1943 roku zdałam maturę, naturalnie chciałam się uczyć dalej, ale, po pierwsze, nie bardzo wiedziałam, czego, co chciałabym dokładnie, a po dru-gie, był problem, żeby nawiązać kontakt personalny z jakimiś kompletami uni-wersyteckimi. I było nieco zabawnie. Chciały mi pomóc dwie znajome rodzi-ny. Jedna się ofiarowała, że mnie skontaktuje z profesorem Tatarkiewiczem18, a druga, że mnie skontaktuje z Heleną Radlińską, o której wtedy niewiele wie-działam, ale wytłumaczono mi, że to osoba, która zajmuje się oświatą pozasz-kolną i że to jest niezwykle ciekawa osoba, która prowadzi ciekawe studia. Umówili mnie: chyba w środę miałam pójść do Radlińskiej – miałam adres i bilecik polecający – a w piątek miałam pójść do Tatarkiewicza. Poszłam za-tem najpierw do Radlińskiej i profesor Radlińska19 mnie uwiodła z miejsca. Była to niezwykle interesująca osobowość. Zaczynała mówić z taką powa-gą, a jednocześnie z tak dużym urokiem. Kiedy dowiedziała się, że ja jestem

17 Chodzi tu o Rassenamt – urząd do spraw rasy, którego celem była ocena rasy obywateli terytoriów podbitych przez nazistowskie Niemcy. Wyszukiwano dzieci o aryjskiej urodzie, które odbierano rodzicom i przekazywano rodzinom niemieckim.

18 Władysław Tatarkiewicz (1886–1980) – wybitny filozof i historyk filozofii, etyk, aksjolog i estetyk, członek stworzonej przez Kazimierza Twardowskiego lwowsko-warszawskiej szkoły filo-zoficznej. Autor monumentalnego dzieła Historia filozofii i Historia estetyki. Po wojnie wykładał na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1950 roku na mocy decyzji politycznej został odsunięty od pracy dydaktycznej.

harcerką, to tylko pedagogika społeczna wchodziła w rachubę. Ona prowadzi-ła komplety na Wolnej Wszechnicy Polskiej Warszawskiej i namówiprowadzi-ła mnie na bibliotekarstwo… No i do Tatarkiewicza już nie poszłam. A potem już jako osoba dorosła i pracownik naukowy parę razy w życiu żałowałam, bo uważam, że jednak pracę w humanistyce powinno się zaczynać od filozofii i dopiero potem zmieniać [śmiech] świat, albo ulepszać, albo pogorszać i badać. A pro-fesor Radlińska uważała, że pracownik oświatowy musi wiedzieć o różnicach środowisk kulturowych, i tak trafiłam na wykłady, gdzie spotkałam profesor Zawistowicz. Po wojnie, w Łodzi jej uczennicą i asystentką była niejaka pani magister Jadwiga Świątkowska i ona zaczęła mnie namawiać, żebym się prze-niosła z bibliotekoznawstwa na etnografię. I tak się stało.

Odwołajmy się teraz do innej opowieści. W biografii Wandy

Nowakow-skiej ogromną rolę odegrał, by użyć kategorii Pierre’a Bourdieu

20

,

kapi-tał kulturowy i społeczny a także niezwykły prezent, który otrzymała jako

mała dziewczynka. Co ciekawe i wcale nierzadkie, nasza narratorka nie od

razu trafiła na historię sztuki, która później stała się jej ścieżką naukową.

Początkowo zdecydowała się na studia psychologiczne, które jednak

bar-dzo ją rozczarowały. Zobaczmy zatem, jak opowiada o swoim „środowisku

wychowawczym” i edukacji poprzedzającej pójście na uniwersytet.

Jestem z urodzenia łodzianką, ale moje korzenie rodzinne sięgają znacznie da-lej. Mój pradziadek [ojciec babki i dziadek matki] Leon Żukowski był nauczy-cielem greki i łaciny w gimnazjach warszawskich za caratu, ale za działalność niepodległościową [śmiech] został pozbawiony zawodu. Jednym z ich ośmior-ga dzieci była moja babcia Felicja Żukowska, która kończyła gimnazjum Nar-cyzy Żmichowskiej w Warszawie, co bardzo zaciążyło na życiu zawodowym. I tam, w Warszawie poznała mojego dziadka o bardzo pospolitym nazwisku, Jana Kowalskiego [śmiech] i za niego wyszła za mąż. Przenieśli się do Czę-stochowy. Dziadek był tam jednym z dyrektorów takiej fabryki „Pelcerów”21. Tam też w 1899 roku urodziła się moja matka, która pamiętała, jak w 1905 roku robotnicy strajkowali. Przed pierwszą wojną światową w 1914 roku prze-nieśli się do Łodzi, gdzie mój dziadek zajął się działalnością społeczną, bo po-noć zawsze był społecznikiem. Babcia z kolei, będąc po tej szkole Żmichow-skiej i dodatkowo posiadając wysokie umiejętności w zakresie robót ręcznych i kaligrafii, czego nie odziedziczyła jej kochana wnuczka [śmiech], otrzymała propozycję pracy w gimnazjum im. Elizy Orzeszkowej przy ulicy Kościuszki 21. Ale w związku z tym, że troszkę kulały dochody rodzinne [śmiech], to

20 Zob. np. Pierre Bourdieu, Dystynkcja: społeczna krytyka władzy sądzenia, tłum. Piotr Biłos, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2005.

21 Potoczna nazwa przędzalni i farbiarni wełny założonej w 1886 roku przez Belga Augusta Peltzera w Częstochowie.

babcia zaczęła wydawać obiady dla stołowników z zewnątrz. Byli to przede wszystkim nauczyciele tego gimnazjum, bo dziadkowie mieszkali wówczas bardzo blisko na Wólczańskiej 41. A babcia gotowała pierwszorzędnie po tej szkole Narcyzy Żmichowskiej. Do tego gimnazjum poszła oczywiście moja mama i tam zdawała maturę. Opowiadała mi, że w jej klasie maturalnej wśród dwudziestu uczennic były tylko dwie katoliczki. Było to bowiem tak zwane gimnazjum społeczne sponsorowane przez bogate rodziny łódzkie – ewange-lickie i żydowskie. Oni bardzo chcieli się asymilować w środowisku łódzkim i wchodzili w szerokie kręgi towarzyskie tradycyjnych łódzkich rodzin. A dom moich dziadków był „międzynarodowy” i ogromnie otwarty. I w takiej atmos-ferze potem ja się chowałam jako wnuczka. Z kolei mój dziadek od strony taty – Piotr Nowakowski – pochodził z Turku, gdzie był pisarzem gminnym, a babcia prowadziła dom i chowała czterech synów. Ojciec mój był ułanem, podporucznikiem, brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. Miał wtedy zaledwie osiemnaście lat i dostał wówczas Krzyż Walecznych za obro-nę Polski. Był także zaangażowany w harcerstwo, był harcmistrzem. Poznał moją mamę, kiedy z Turku, gdzie pracował we władzach gminnych, został przeniesiony do starostwa łódzkiego. W tym czasie moja mama była już po studiach w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim, bo w Łodzi nie było jeszcze uniwersytetu, i tam studiowała historię. Przyjechała do Łodzi i zaczęła wykładać w takim studium nauczycielskim, ale miała ogromną tremę, która uniemożliwiała jej zupełnie wykłady. Później na świat przyszłam ja i miesz-kaliśmy w tym mieszkaniu dziadków. Mój ojciec awansował bardzo szybko. Był podobno bardzo zdolnym człowiekiem. Został wicestarostą w Kole, a po-tem, rok przed wojną, starostą w Łasku. 12 września 1939 roku w bitwie pod Seroczynem stracił całą prawą rękę i lewe oko. Kurował się w takim majątku zaprzyjaźnionym w Mrozach pod Warszawą i później od razu go koledzy war-szawscy wciągnęli do konspiracji. Działał w AK, był członkiem Delegatury Rządu Londyńskiego, uczestnikiem Powstania Warszawskiego, przez cały sierpień był na Starym Mieście, gdzie cały czas lewą ręką pisał dziennik, który wkrótce zresztą zostanie opublikowany. W 1989 roku został pośmiertnie od-znaczony przez Koło Żołnierzy Armii Krajowej w Londynie Krzyżem Armii Krajowej i Medalem Wojska za swoje dokonania w czasie wojny. A myśmy z mamą i babcią były w Łodzi. Tu mama pracowała od 1935 roku jako histo-ryk w utworzonym wówczas Muzeum Historii i Sztuki im. Bartoszewiczów, gdzie pełniła funkcje sekretarki, bibliotekarki, załatwiała różne sprawy admi-nistracyjne i pomocniczo-naukowe. Wtedy ja jako mała dziewczynka byłam tam gościem i poznawałam sztukę i obrazy. Mama przynosiła do domu różne albumy i to był mój pierwszy kontakt ze sztuką. Wtedy też zaczęłam chodzić do szkoły Janiny Czapczyńskiej, którą jako bardzo dobrą wybrała mi babcia – w końcu nauczycielka [śmiech]. W 1940 roku musiałyśmy opuścić Łódź, po tym jak mamę wyrzucono z pracy w Muzeum, a mieszkanie zostało nam

zabrane przez Niemców. Przebywałyśmy wówczas w Generalnej Guberni – w Częstochowie i Krakowie, przygarnięte przez rodzinę babci. W 1941 roku po śmierci babci znalazłyśmy się w Warszawie. Tam chodziłam do słynnego gimnazjum Emilii Plater i tam się kształciłam normalnie, ale przede wszyst-kim mieszkałyśmy u wuja Jerzego Sienkiewicza, który był historykiem sztuki i był kustoszem Muzeum Narodowego. Był profesorem i w jego mieszkaniu pełno było oczywiście znakomitych książek, a przede wszystkim obrazów. Był zaprzyjaźniony z Olgą Boznańską i z Tadeuszem Makowskim22. I to pogłę-biało moje zainteresowania, które w dzieciństwie zaczęły się od mojej matki. Ona także inspirowała moje zainteresowania światem książek – bibliotekarka przecież! A sprzyjał temu następny po Warszawie i ostatni etap naszej wojen-nej tułaczki, a mianowicie dwuletni pobyt w Kielcach, gdzie uczęszczałam na tajne komplety i zbierałam pierwsze laury za wypracowania z języka pol-skiego u pani Marii Rychterówny. Pisałam wówczas swoje dziewczęce i oku-pacyjne wiersze, ale także zaczęłam pisać, prowadzone do dziś, pamiętniki. Potem wróciłyśmy do Łodzi, gdzie moja mama zaczęła ponownie pracować w muzeum w dawnym Pałacu Poznańskich na ulicy Więckowskiego 36. Po wojnie bardzo często jeździłam do mojego ojca, który został w Warszawie. Moi rodzice już dawno nie byli razem. Tam miałam kontakt z jego otoczeniem, z artystami. Wprowadzał mnie do słynnej kawiarenki „Lajkonik”, gdzie miał zresztą swój stolik, był takim kronikarzem tej kawiarenki, o czym mówi Eryk Lipiński23 w swoich wspomnieniach: jak Wiktor Nowakowski, prawnik, sie-dział tam, pisał tę historię [śmiech]… No i dzięki ojcu także ja miałam kontakt z Warszawą, w związku z czym chodziliśmy na wystawy do teatru i właśnie poznawałam tych różnych artystów w „Lajkoniku” przez ojca, co było dla mnie bardzo istotne. W Łodzi zaczęłam znów chodzić do szkoły Janiny Czap-czyńskiej, ale od września 1945 roku przeniosłam się do Sczanieckiej24, bo tam była moja przyjaciółka dozgonna, nie żyjąca już Dzidka, a właściwie Jadwiga, Odolakówna – psycholog. Szkoły wprawdzie nigdy specjalnie nie lubiłam, ale fascynowały mnie lekcje języka polskiego prowadzone przez profesor Halinę Stolarzową, zwaną Minerwą i lekcje angielskiego prowadzone przez Stefa-nię Jażdżewską, która była osobą pełną ciepła. Uwielbiałam urzekającą swoją logiką łacinę, wykładaną przez naszego wychowawcę Zenona Koeppe, któ-ry codziennie rano w hallu naszej szkoły grzmiącym głosem wołał: „Panno

22 Jerzy Sienkiewicz (1897–1980) – historyk sztuki, muzealnik, wybitny znawca malarstwa pol-skiego, kustosz Muzeum Narodowego w Warszawie. Olga Boznańska (1865–1940) – znana polska malarka epoki modernizmu tworząca głównie w Monachium i Paryżu. Tadeusz Makowski (1882– 1932) – urodzony w Polsce malarz działający głównie w Paryżu.

23 Eryk Lipiński (1908–1991) – satyryk, karykaturzysta, grafik. Twórca satyrycznego tygodnika „Szpilki”.

24 Obecnie IV Liceum Ogólnokształcące im. Emilii Sczanieckiej mieszczące się w Łodzi przy ulicy Pomorskiej 16.

Nowakowska! Znowu się pani spóźniła!” Był to fakt, bo nigdy nie znosiłam porannego wstawania. Lubiłam też moje koleżanki, w większości bardzo inte-resujące i wybitne jak Hanka Świda-Ziemba, która zresztą naszą klasę opisała w swojej książce Urwany lot25. I w tej szkole będąc, zaczęłam być postrze-gana jako tak zwana gwiazda polonistyczna [śmiech], dobra byłam w tych przedmiotach humanistycznych, głównie w języku polskim, chociaż w łacinie i angielskim też. To był taki okres, kiedy oddawałam się też muzyce, bo mama wystarała się o poniemiecki półkoncertowy fortepian, bo mama też marzyła zawsze o tym, by się uczyć muzyki i myśmy obydwie z mamą chodziły na lekcje muzyki razem. Także grałyśmy na tym fortepianie i ja potrafiłam godzi-nami siedzieć i grać.

Opowieść o tym, jak jako szesnastoletnia uczennica Wanda

Outline

Powiązane dokumenty