• Nie Znaleziono Wyników

Sowiecka agresja na Polskę okazała się czynnikiem wystarczają-cym, by zachęcić Hiszpanię do ponownego wystąpienia z ideą media-cji, tym razem już znacznie śmielszego niż w pierwszych dniach wrze-śnia. Wówczas Madrytowi brakło nieco odwagi, by sprawę tę bardziej

zdecydowanie poruszyć na międzynarodowych forach, ale wydarzenia z 17 września 1939 r. uświadomiły wszystkim, że hiszpańskie przewi-dywania, iż niemiecki atak na Rzeczpospolitą otworzy drogę Sowietom do łatwego podboju, miały bardzo poważne podstawy. Teraz, gdy ten czarny scenariusz zaczynał być realizowany, rodziły się kolejne obawy, że zała-manie się Polski doprowadzi do wyraźnego wzmocnienia siły Moskwy, która może stać się dostatecznie potężna, by zagrozić niepodległości ko-lejnych państw Europy Środkowo-Wschodniej. To wyraźne pogorszenie się sytuacji międzynarodowej wywołało ponowny alarm na Półwyspie Iberyjskim i sprawiło, że znów odżyła tam propozycja doprowadzenia do mediacji między Trzecią Rzeszą a Polską i zachodnimi demokracjami, która miała stanowić tamę dla dalszych sowieckich aspiracji.

Istotnym elementem wzmacniającym wiarę Hiszpanii w szanse tego przedsięwzięcia były dochodzące z Francji sygnały sugerujące, że podejmowane przez Madryt, z poparciem Lizbony, próby rozwiąza-nia konfliktu mogą zostać zaakceptowane również przez Paryż. Kilka dni po wkroczeniu Sowietów na ziemie polskie hiszpański ambasador w Paryżu José Lequerica informował Madryt, że we Francji powstała dość wpływowa grupa polityków na czele z byłym premierem Pierre’em Flandinem oraz ministrem robót publicznych Anatolem de Monzie’m, którzy coraz głośniej zaczęli się domagać rozpoczęcia negocjacji z Adol-fem Hitlerem. Dość otwarcie dawali oni również do zrozumienia Leque-rice, że liczą na poparcie swojej inicjatywy przez generała Franco. Choć nikt z tej grupy na razie nie sprawował funkcji, która mogłaby decydo-wać o kształcie polityki zagranicznej Republiki Francuskiej, to jednak dość często pojawiały się pogłoski, że de Monzie stanie na czele Quai d’Orsay, co oznaczałoby, że stery francuskiej dyplomacji znalazłyby się w rękach zwolennika porozumienia z Hitlerem122.

Wiadomości o podobnej treści docierały również z Londynu. Książę Alba w liście do Juana Beigbedera pisał na temat nastrojów na Wy-spach w sposób następujący: „Po dziś dzień brakuje wojennego entu-zjazmu, a przede wszystkim wiele osób pyta, jaki będzie ostateczny skutek – tak polityczny jak i społeczny – zwycięstwa, jeśli takowe się osiągnie po długiej walce. Obawia się katastrofy kraju i Imperium, jeśli powstaną warunki sprzyjające komunizmowi”123. Poważne obawy Bry-tyjczyków co do możliwych skutków dalszego prowadzenia konfliktu sprawiły, że – podobnie jak we Francji – również i tam wzrastała popu-larność idei doprowadzenia do pokoju z Hitlerem.

122 L. Suárez Fernández, op. cit., s. 120.

Książę Alba nie ukrywał swojej sympatii wobec odżywających na Wyspach haseł appeasementu. Wyznawcy takiego rozwiązania nale-żeli głównie do prawego skrzydła Partii Konserwatywnej i stanowi-li najbardziej antysowiecki element brytyjskiej sceny postanowi-litycznej, co w połączeniu z pozytywnym stosunkiem, jaki przeważnie żywili oni do strony frankistowskiej, ułatwiało wzajemne porozumienie. Tę wspól-notę stanowisk dość dobrze było widać podczas „niezwykle miłej” roz-mowy, jaką 7 października przeprowadził z hiszpańskim ambasado-rem w Londynie lord Halifax. Szef Foreign Office zgodził się wówczas z księciem Albą odnośnie do sowieckiego niebezpieczeństwa grożącego Europie i zapewnił, że strona brytyjska „również ma je na uwadze”. Wyraźny dystans, jaki wobec państwa Józefa Stalina zachowywał Ha-lifax, satysfakcjonował hiszpańskiego ambasadora, który zaczął nawet usprawiedliwiać ministra za sierpniowe negocjacje z Moskwą, winą za nie obarczając opozycję, która swoim naciskiem zmusiła rząd do podję-cia tego kontrowersyjnego kroku.

Szef brytyjskiej dyplomacji dość pozytywnie wyraził się również na temat inicjatywy pokojowej, zaznaczył jednak, że głównym problemem jest brak zaufania wobec wszelkich deklaracji ze strony Adolfa Hitlera. „On tak często łamał dane słowo, że paktowanie z nim wydaje się nie-możliwe” – przyznał. Na pytanie księcia, czy zmieniłby zdanie, gdyby negocjacje prowadził Hermann Goering, po chwili namysłu odpowie-dział twierdząco: „Tak, to byłoby coś innego, chociaż w dalszym ciągu umawiano by się z tym samym systemem rządów”. Ostatecznie jednak hiszpański ambasador wywnioskował, że Wielka Brytania nie odrzu-ciłaby idei podjęcia rozmów na temat pokoju i „jakiekolwiek porozu-mienie w sprawie Polski, nawet nieodbudowujące jej we wcześniejszym kształcie, byłoby tutaj akceptowane”124.

Zakończenie wojny na wschodzie, zdaniem księcia Alby, było je-dyną szansą uniknięcia rozprzestrzeniania się wpływów Związku Sowieckiego w Europie Środkowo-Wschodniej, stąd też zdecydowaną sympatią darzył stronnictwo appeaserów, którzy swą politykę pokoju za wszelką cenę byli skłonni kontynuować. Bardzo krytycznie wyra-żał się natomiast na temat tych polityków, którzy domagali się prowa-dzenia walki z Niemcami „aż do końca”, oskarżając ich o pozostawanie „pod wpływem Żydów, masonów i innych sił zainteresowanych trium-fem komunizmu”125. Przedłużanie się wojny groziło, według trafnej analizy hiszpańskiego ambasadora, nie tylko rozprzestrzenieniem się

124 PL, Caja 1, n. 4, Alba do Beigbedera, 7.10.1939.

wpływów sowieckich, ale również zdobyciem wyraźnej przewagi nad Starym Kontynentem przez Amerykanów: „Bez znalezienia szybkiego rozwiązania wojna okaże się bardzo długa i skończy się, gdy Europa bę-dzie już całkowicie osłabiona, pokojem narzuconym pod amerykańskim naciskiem: pax americana”126. Ponieważ panowała powszechna opinia, że spośród ewentualnych możliwych mediatorów Benito Mussolini jest zbyt mocno związany ze stroną niemiecką, a Franklin Delano Roose-velt z angielsko-francuską, przedsięwzięcie to musiało zostać podjęte przez polityka, który gwarantowałby bezstronność i byłby zaakcepto-wany przez obie strony. Książę Alba wówczas widział tylko dwie ta-kie możliwości: Piusa XII i generała Francisco Franco, co oznaczało, że „znów to właśnie Hiszpanii przypadłby honor uratowania cywili-zacji chrześcijańskiej [Civilización Cristiana] i uchronienia jej przed zniszczeniem”127. Z pewnością jednak ta druga kandydatura wydawała się zdecydowanie bardziej kontrowersyjna ze względu na powszechnie znane związki frankistowskiej Hiszpanii z państwami Osi.

Przeświadczenie o konieczności aktywnego działania i wszystkie pozytywne sygnały docierające z Paryża i Londynu sprawiły, że Ma-dryt ostatecznie zdecydował się ponownie wystąpić z ofertą mediacji. 1 października 1939 r., przy okazji obchodzonego w Hiszpanii „Dnia Caudillo” generał Franco odbył rozmowę z Eberhardem von Stohre-rem. Rozpoczęła się ona od kurtuazyjnego złożenia gratulacji z okazji zwycięstwa Wehrmachtu w Polsce i deklaracji Franco, że przewidział zniszczenie polskiej armii już w drugim dniu przewagi Niemiec, ale za-raz po tym Caudillo za-raz jeszcze podjął kwestię niebezpieczeństwa gro-żącego Europie od Wschodu. Niemiecki ambasador uspokajał, że mimo paktu Ribbentrop–Mołotow stosunek Trzeciej Rzeszy do komunizmu pozostaje taki sam i zaznaczył również, że – jego zdaniem – w polity-ce Moskwy doszło do znamiennej zmiany: przestała się ona bowiem kierować zamiarem wywołania światowej rewolucji, a zaczęła działać zgodnie z interesem państwowym. Mimo tych wyjaśnień, Franco po raz kolejny podejmował problem Polski, sugerując, że dalsze jej istnienie, nawet w postaci kadłubowego państwa, zmniejszyłoby zagrożenie ze strony Związku Sowieckiego128.

Gdy o świcie 3 października José Lequerica wysłał depeszę do Madrytu, w której informował, że de Monzie formalnie wezwał rząd francuski do rozpoczęcia sondowania stanowiska włoskiego w kontek-ście gotowości Rzymu do wsparcia inicjatywy pokojowej, generał

Fran-126 PL, Caja 1, n. 4, Alba do Beigbedera, 18.09.1939.

127 PL, Caja 1, n. 4, Alba do Beigbedera, 2.10.1939.

co zdecydował się na złożenie Niemcom oficjalnej propozycji. Jeszcze tego samego dnia hiszpański ambasador w Berlinie Antonio Magaz, po otrzymaniu stosownych instrukcji z Palacio de Santa Cruz, w roz-mowie z niemieckim sekretarzem stanu Ernstem von Weizsäckerem zaproponował pośrednictwo Madrytu w rozmowach w sprawie pokoju między Niemcami, Wielką Brytanią i Francją129.

Magaz dość jasno wówczas stwierdził, że wynikiem takiej mediacji musi być utworzenie jakiejś formy państwowości polskiej, w przeciw-nym bowiem wypadku Francja i Wielka Brytania nigdy się nie zgo-dzą na zakończenie wojny. Uratowanie Polski byłoby dla rządów obu państw jedyną szansą na wyjście z konfliktu z twarzą, bo tylko tak mogłyby one wytłumaczyć przed własną opinią publiczną sens nego-cjacji z Adolfem Hitlerem130. W ten sposób hiszpańska oferta nabrała charakteru nie tylko antywojennego, ale również w pewnym stopniu propolskiego, bo zakładała oddanie chociaż części ziem II Rzeczypospo-litej Polakom, a zarazem była zdecydowanie antysowiecka – bo to ka-dłubowe państwo miało stanowić zaporę przeciw sowieckim dążeniom. Berlin świadomy, że utworzenie państwa polskiego było warunkiem sine qua non wszelkich negocjacji z zachodnimi demokracjami prowa-dzonymi za pośrednictwem Hiszpanii, propozycję mediacji zbył milcze-niem, a wobec takiego stanu rzeczy politycy z Półwyspu Iberyjskiego nie mogli już zdziałać nic więcej. Warto jednak podkreślić, że propozy-cja hiszpańskiego szef państwa ostatecznie okazała się nie do zaakcep-towania właśnie przez Niemców, podczas gdy Brytyjczycy i Francuzi w pierwszych sondażowych rozmowach dawali jej zielone światło, choć to właśnie oni mieli prawo mieć najwięcej zastrzeżeń do autora propo-zycji, który z racji uzyskanej z Berlina i Rzymu pomocy w okresie wojny domowej przez wielu uważany był za człowieka Osi.

1.6. Wnioski

Hiszpańska reakcja na wybuch drugiej wojny światowej dobrze obrazowała pozycję, jaką Madryt zajmował na międzynarodowej are-nie politycznej po zakończeniu domowego konfliktu. Fakt posiadania sojuszników w Berlinie i Rzymie, którzy w dużym stopniu umożliwili generałowi Franco objęcie władzy na Półwyspie Iberyjskim, automa-tycznie wyznaczał priorytety polityki zagranicznej jego rządu. Sym-patie wobec państw Osi były jeszcze dodatkowo wzmacniane przez

129 DGFP, vol. VIII, s. 203, Memorandum Weizsäckera, 3.10.1939.

otwartą wrogość Moskwy i delikatną niechęć Paryża wobec osoby no-wego hiszpańskiego przywódcy. Dlatego też, gdy 1 września Wehr-macht wkroczył do Polski, Hiszpania pomimo deklarowanej sympatii wobec napadniętego kraju i wspólnoty ideowej wynikającej z silnego w obu krajach katolicyzmu i antykomunizmu, nie wystąpiła otwarcie w obronie Warszawy.

Polityczny realizm i niepewność własnej sytuacji kazały więc uni-kać zadrażnienia stosunków z Trzecią Rzeszą, która nie tylko w znacz-nym stopniu pomogła frankistom wygrać wojnę domową, ale i wyra-stała – po paśmie swoich sukcesów – na zdecydowanego europejskiego hegemona. W takiej sytuacji racja stanu nakazywała zachować rezerwę wobec wydarzeń nad Wisłą we wrześniu 1939 r., zwłaszcza że to inne kraje były predestynowane – ze względu na swoje sojusznicze zobowią-zania – do obrony niepodległości Rzeczypospolitej. Postawa zaprezen-towana przez Madryt była jednak z satysfakcją odbierana przez pań-stwa europejskie, które zauważyły, że pakt Ribbentrop–Mołotow nieco ochłodził relacje hiszpańskiej stolicy z Berlinem, a warto tu dodać, że przedstawiciele wrogich Trzeciej Rzeszy Wielkiej Brytanii i Francji nie mieli żadnych interesów, by politykę rządu generała Franco uspra-wiedliwiać lub ukrywać jego ewentualną proniemieckość. Wyjątkiem była tutaj właściwie tylko Portugalia, która hiszpańską reakcję na wydarzenia z sierpnia i września 1939 r. oceniała jako zdecydowanie zbyt spolegliwą, szczególnie negatywnie odbierając brak jednoznacz-nego potępienia przez Franco zbliżenia niemiecko-sowieckiego i zmia-nę tonu oficjalnych wypowiedzi, które po 23 sierpnia były wyraźnie mniej antykomunistyczne. Nie ulega jednak wątpliwości, że korzyst-niejsza sytuacja geopolityczna dawała Lizbonie więcej możliwości do odgrywania roli antykomunistycznego ultrasa. Państwo to miało tylko jednego i to w dodatku dość przyjaźnie nastawionego sąsiada, a w poli-tyce zagranicznej odgrywało rolę tradycyjnego brytyjskiego sojusznika. Nie zostało też dotknięte wojną domową, której specyficznym dziedzic-twem byłaby konieczność oparcia się na Włoszech i Trzeciej Rzeszy, a rządy Salazara – w przeciwieństwie do pozycji dyktatora zza miedzy – w 1939 r. były już dość dobrze ugruntowane. W ten sposób Portugalia była w zdecydowanie lepszej pozycji, by otwarcie manifestować swój sprzeciw wobec paktu Ribbentrop–Mołotow i krytykować tych, którzy ze względu na polityczny realizm swojej niechęci względem zawartego paktu nie przedstawiali tak otwarcie.

Warto podkreślić, że Madryt ocenił wrześniowe wydarzenia jako zdecydowanie niekorzystne dla siebie. Niemiecki atak na Polskę stworzył poważne zagrożenie dla Hiszpanii nie tylko ze względu na zwiększoną szansę sprowokowania konfliktu europejskiego, ale i na

wzmocnienie potencjału ZSRR poprzez podbój wschodnich ziem Rze-czypospolitej. A to właśnie państwo Józefa Stalina było konsekwent-nie największym wrogiem władz w Madrycie, a konsekwent-niedopuszczekonsekwent-nie do wzmocnienia jego sił jednym z najważniejszych zadań hiszpańskiej dyplomacji. Generał Francisco Franco, najprawdopodobniej znający, dzięki korespondencji swego ambasadora w Londynie, księcia Alby, treść tajnego protokołu paktu Ribbentrop–Mołotow lub przynajmniej podejrzewający, że był on czymś więcej niż tylko układem o nieagre-sji, poświęcił znaczną część swojej dyplomatycznej aktywności zwal-czaniu jego konsekwencji. Temu celowi miała zresztą służyć także propozycja mediacji w konflikcie polsko-niemieckim, która według za-łożenia miała uniemożliwić pochód komunizmu w kierunku centrum Europy. Naturalnym warunkiem pokoju miała być niemiecka zgoda na stworzenie pewnej formy polskiej państwowości, która stanowić miała barierę przeciwko dalszemu rozszerzaniu się wpływów komu-nizmu na Zachód. Z pewnością twór, który wówczas by powstał, nie byłby niczym więcej, jak tylko polską wersją państwa Vichy, jednak z perspektywy hiszpańskiej istnienie choćby kadłubowej formy pań-stwa polskiego byłoby lepsze od jego całkowitej okupacji przez dwa mocarstwa totalitarne . Projekt został jednak odrzucony przez stronę niemiecką, która nie była zdolna do jakichkolwiek ustępstw na rzecz Polaków.

Hiszpańska propozycja mediacji była jednak wszystkim, co Franco mógł uczynić w ówczesnej sytuacji międzynarodowej. Mając świado-mość słabości swojego państwa i konieczności oparcia polityki zagra-nicznej na sojuszu z krajami Osi, dbał nade wszystko o to, by wyda-rzenia mające miejsce w odległej z perspektywy Półwyspu Iberyjskiego Polsce nie popsuły relacji z Trzecią Rzeszą. Dlatego też zgodnie z tym, co napisał w swoim sprawozdaniu Juan Beigbeder, mediacja w kwestii polskiej nie miała dla Hiszpanii priorytetowego znaczenia. A jednak mimo to generał Franco zdecydował się postawić kilkakrotnie sprawę polską w rozmowach z przedstawicielami Niemiec, czy też podnieść ak-centy przyjazne Warszawie w publicznych wystąpieniach, podejmując próbę walki o to, by Armia Czerwona nie opanowała terytorium Rze-czypospolitej. Problem sowiecki znajdował również dość istotne miejsce w korespondencji hiszpańskich dyplomatów znajdujących się na pla-cówkach w Berlinie, Paryżu czy Londynie. Na więcej Hiszpania, kie-rująca się zasadą politycznego realizmu, w ówczesnej sytuacji między-narodowej nie mogła sobie pozwolić. Warto jednak podkreślić, że owe wysiłki hiszpańskiego Caudillo zostały pozytywnie ocenione w Europie i to nawet przez kraje, które od 3 września 1939 r. były w stanie wojny z sojuszniczą wobec Madrytu Trzecią Rzeszą.

Również pierwsza ofiara hitlerowskiego najazdu cieszyła się znacz-ną sympatią ze strony hiszpańskiej, a jej najbardziej wymiernym do-wodem było respektowanie polskiego rządu na uchodźstwie i istnienie jego przedstawicielstwa w Madrycie. Hiszpanie wiedzieli, że ten stan rzeczy był krytycznie odbierany przez Berlin, ale jednocześnie pozosta-wali świadomi – a dobitnie to wyartykułował minister Juan Beigbeder w rozmowie z amerykańskim ambasadorem – że odmawiając uznania polskich władz we Francji „okryliby się hańbą”131.

Następne miesiące miały więc pokazać, czy płynące z różnych sto-lic kontynentu pogłoski o podziale stref wpływów w Europie Środko-wo-Wschodniej były uzasadnione. Doświadczenia pierwszych tygodni września 1939 r. pozwalały przypuszczać, że Związek Sowiecki nie zre-zygnuje z nadarzającej się okazji do dokonania dalszych podbojów. Na Półwyspie Iberyjskim żywiono więc ciągłą obawę, że wspólny z Trzecią Rzeszą rozbiór Rzeczypospolitej był dopiero prologiem do terytorial-nych przekształceń w tej części kontynentu i że w najbliższym czasie Józef Stalin – el zar rojo – upomni się o inne ziemie, które niegdyś wchodziły w skład carskiego imperium.

Hiszpania wobec Moskwy