• Nie Znaleziono Wyników

N a jubileusz Słowackiego*

W roku bieżącym cała Polska, zaborami rozdarta, zje*

dnoczy się w jednym porywie ducha, zespoli się dla ob­

chodzenia fiwiota niezwykle podniosłego i uroczystego.

Bę-dzie to Święto jubileuszowe, gdyż w tym roku mija sto lat od urodzenia jed n ego z najw iększych ludzi, jakich Polska wydała, poety, obok M ickiewicza najbardziej zasłu żon ego — Juliusza Słow ackiego.

Czyż znane W am jest, Bracia, brzm ienie tego im ienia?

Z apew ne bardzo nielicznym z pośród W as! A jednak wiedz*

cie, że mało było w P olsce m ężów, którzyb y tak, jak Sło­

wacki, całą potęgą płom iennych serc ukochali spraw ę ludu polskiego, k tórzyb y tak jasno, jak On, widzieli, że jed ynie z pod strzech słom ianych, w ieśniaczych, w yjść m oże św ia­

tło zbaw ienia O jczyzn y naszej.

P ragn ął On gorąco, podobnie jak Mickiewicz, zaw ładnąć k ied yś duszam i rzesz sierm iężnych, prom ieniam i swej poezji ich dolę szarą ozłocić — mimo to jednak utw ory jeg o nie zbłądziły jeszcze pod strzechy.

Zanim się to stanie, zanim w spom nienie S łow ackiego otoczy m iłością i czcią cały lud polski, którego niezm ierzone hufce w rosły twardo w szarą naszą ziemicę, jak b y w ci- chem, skupionem oczekiw aniu bojow ych haseł do spełniania sw ego historycznego zadania — niech przynajm niej dziś ożyw i i rozpłom ieni nas w spom nienie Słow ackiego.

K iedy P olska chyli czo ła - w pokłon ku w ielkiem u du­

chow i Juliusza, kiedy K raków i L w ów czynią skrzętne za­

b iegi około god n ego uczczenia poety, a gorącem w spółczu­

ciem wtóruje im żałobna W arszaw a i w ysu n ięty na naw ał­

nicę niem iecką — Poznań, to w tej uroczystej chwili i naj­

liczniejsza w arstw a narodu, lud, nie m oże pozostać obo­

jętnym , lecz z ogólnym hym nem czci i uw ielbienia winien rów nież i swój g ło s skojarzyć.

Słow acki ży ł i działał w czasach pełnych dla nas cięż­

kich klęsk i krw aw ych upadków. P olsk a w yczerpana woj­

nami napoleońskiem i, jeszcze najboleśniejszych sw ych ran zagoić nie zdołała, a już ratując cześć i godność sw oją, m usiała zbrojnym w ybuchem listopadow ego pow stania pro­

testow ać przeciw krzyw dom swoim i sam ow oli wroga. P o­

w stanie to jednak zostało przez R osję w r. 1831-ym stłu­

m ione i to z taką iście m oskiew ską m ściwością, że P olska stała się żałobną krainą krzyżów i m ogił, kryjących zw łoki najszlachetniejszych obrońców sw ej wolności.

R ząd rosyjski, m szcząc się za dotkliw e straty, jakie mu pow stańcy w yrządzili, zastosow ał teraz politykę b ez­

w zględnego ucisku i gw ałtu. Zdaw ało się, że nad P olską anioł śm ierci roztoczył sw oje czarne skrzydła. To też w szystko, co nie padio w bohaterskiej walce, a nie traciło ducha i resztki sił chciało skupić dla ratunku zagrożon ego bytu narodu — chroniło się tłum nie za granicę, zw łaszcza

za ś d o gościn n ej F ran cji. W liczb ie tych em ig r a n tó w zn a ­ la z ł się i S łow ack i. J e st to o k res w d zieja ch n a szy ch , k tó ­ r e g o n ie p o d o b n a c z y ta ć b e z g łę b o k ie g o w zru szen ia . K ied y śled zi się ż y c ie i d z ia ła n ie ty c h b ie d n y c h tu łaczy , o d e r w a ­ n y ch od ro d zin n y c h o g n isk , p o z b a w io n y c h n ie jed n o k r o tn ie n a jn ie z b ę d n ie jsz y c h śro d k ó w d o życia, a je d n a k w śród g ło d u i ch ło d u m y ślą c y c h je n o o tern, ja k r a to w a ć O jczy zn ę i sk u ­ p ia ją cy ch d la jej d ź w ig n ię c ia w s z y stk ie s iły cia ła i ducha, k ie d y d o w ia d u je m y się, ja k ci w y g n a ń c y d z ie sią tk i la t tra­

w ili p o d ob cem n ie b e m w gorącej tę sk n o cie p o w ro tu do O jcz y zn y i w a lk i za Jej w oln ość, a n ie d o c z e k a w sz y się, u w a ż a li za n a jw ię k sz e szc zęśc ie , je ż e li rę k a ro d a k a m iała n a m o g iłę ich rzu cić g r u d k ę o jc zy stej ziem i — to o b ok r z e ­ w n eg o w sp ó łczu cia o b ejm u je n a s z e serca ja k a ś su row a, k rzep k a p ew n o ść, że n aród , k tó r y w p ie rsia ch sw o ich ży w i tak p o tę ż n ą m iło ść O jczy zn y , m u si z d o b y ć le p sz ą p rzy sz ło ść . Prócz w ielu sto w a r z y sz e ń i p ism p o lity czn y ch , k tó re k r z e ­ w iły w ia rę w p r z y s z ło ś ć P o ls k i n a d ro d ze d e m o k ra ty czn eg o ro z w o ju , em ig ra cja d a ła n am n a jśw ie tn ie jsz y o k res n aszej p oezji, t. zw . o k res ro m a n ty czn y . P o w ia d a ją , że n aród , k tó r y m a w ielk ą p o ezję, z g in ą ć n ie m oże, a ta n a sz a p o e z ja ro ­ m a n ty c zn a i w a r to ścią sw o ją a rty sty czn ą , a p r z e d e w sz y st- k iem w z n io sło śc ią id e a łó w n a r o d o w y c h i m o ra ln y ch sto i tak w y so k o , że g d y b y ś m y ją ty lk o m ieli ja k o je d y n y za d a te k d ź w ig n ię c ia się z u p ad k u , to i ta k m o g lib y śm y b y ć p ełn i otu ch y. W śró d ty c h p o etó w , tu ż o b o k M ickiew icza, siłą u czu ­ cia p a tr jo ty c z n e g o i o g ro m em ta len tu sto i S łow ack i.

N iep o d o b n a m i w tej k rótk iej n o ta tce o m a w ia ć całej p o ety c k iej d zia ła ln o ści S ło w a ck ie g o , k tóra m im o k r ó tk ie g o ż y w o tu p o e ty (u m arł w r. 1849, ż y ł w ięc la t 40), b y ła n ie ­ z w y k le p ło d n ą i ob fitą, w sp o m n ę ty lk o o tem, czem S ło w a ­ cki w y p r z e d z ił w sp ó łc z e sn e so b ie p o k o le n ie i ja k i je s t je g o sto su n e k d o sp r a w y lu d o w ej. S p r a w a lu d o w a s ta ła s ię n a ­ g lą cą i g o r liw ie r o z str z ą sa n ą d o p iero p o u p a d k u p o w sta n ia listo p a d o w e g o , k ie d y b o le sn a k lę sk a n a ro d o w a p rzek o n a ła w szy stk ich , że b ez u d z ia łu lu d u p o lsk ie g o w sz e lk ie w y siłk i o d z y sk a n ia n ie p o d le g ło śc i P o lsk i p o z o sta n ą p o ry w a m i sz la ­ ch etn ym i i z a sz czy tn y m i, ale b ezsk u tec zn y m i. T oteż z a w ią ­ zan e n a em ig r a cji » T o w a rz y stw o d em ok raty czn e« p o d jęło n a d er ru ch liw ą i g o rą c ą a g ita cję za u o b y w a telen iem ludu, za je g o n a ro d o w em u św ia d o m ie n iem i ek on om iczn em p o d ­ n iesien iem . A le n a w e t i w ó w c z a s z n a leźli się m a ło d u szn i rz ecz n icy in tere só w szla ch ty , k tó rzy , n ie m ając o d w a g i w y ­ stą p ić otw a rcie p rze ciw em a n cy p a cji ludu, b y o d w lec sp raw ę, w y stę p o w a li z najrozm aitszem u z a strze żen ia m i i d o ra d za li n ajd alej id ą cą o stro żn o ść. S ło w a ck i n atom ia st, g o r ą c y d e ­

80

81

m okrata, całą g o rą c o ścią sw ej żyw ej i n am iętn ej n a tu ry p r z y lg n ą ł clo sp r a w y lu d ow ej, w jej ry c h łem i p o m y śln em ro z w ią z a n iu w id ząc ręk o jm ię o d ro d zen ia O jczyzn y, a strofy, w k tó ry c h w y p o w ie d z ia ł tę sw ą g łęb o k ą wiarę- w ż y w io ło w ą siłę lu d u p o lsk ieg o , m ającą się stać d la c a łeg o n a ro d u ju ­ tr zen k ą zm a rtw y ch w sta n ia , d otąd w p o ezji p olsk iej n ie m ają m o ż e ró w n y ch sob ie. O to co w » B e n io w sk im « 1) z tr y u m ­ fem g ło si p oeta, p r z e p e łn io n y n a tch n ion ą w iarą, ż e w p r z y ­ szło ści p o d je g o w o ln o ścio w y m sztan d arem sk u p isię ca ły lu d p o ls k i:

» P rzy szło ść m o ja i m oje będzie za g ro b em zw ycięstw o, Bo lu d mój

G dy zechce k ochać — ja m u dam łabędzie G łosy, ażeby m iłość sw oją śpiew ał.

K iedy k lą ć zechce — p rzezem nie k lą ć będzie;

G dy zechce p ło n ąć — ja będ ę rozgrzew ał,

P ow iodę tam , gdzie Bóg — w b e z m ia r — w szędzie.

W m e im ię będzie k re w i łzy w ylew ał!

M oja chorągiew go n ig d y nie zdradzi,

W dzień ja k o słońce, w noc ja k ż a r prow adzi.«

To szczere, b e z in te r e so w n e p o św ię c e n ie się d la spraw ; lu d ow ej m iało w k rótce n a ra zić S ło w a c k ie g o n a o fiarę p r z y ­ k rą i.c ię ż k ą , k tórej je d n a k n ie w a h a ł się p o n ieść, d o w o d zą c tem n iezb icie, że p r z y s z ło ść ludu, a p r z e z e ń n arod u, d ro ż­

sze m u je st n a d n a jz a ż y lsz e p r z y ja c ie lsk ie zw ią zk i. P rzed n ieszczęsn ej p am ięci rok iem 46. w ielk i p o e ta Z y g m u n t K ra­

siń sk i, d ru h S ło w a c k ie g o serd eczn y, w y stą p ił w p o em a ta ch sw y c h p. t. » P sa lm y p rzy sz ło śc i« z w ielk ą sta n o w cz o ścią p rze ciw p r z y sp ie sz a n iu ru ch u z b ro jn e g o i p rze ciw w c ią g a ­ n iu lu d u w p o w sta ń c z ą rob otę.

S ło w a c k ie g o b o le ś n ie d o tk n ę ły te p ie ś n i p rzy jaciela, w k tó r y c h w id zia ł d ą żn o ść do u trz y m a n ia lu d u w d o ty ch ­ czasow ej je g o m artw ocie. W ięc k rw a w ią c sw e serce, tętn iące dotąd u czu ciem w ielk iej d la K ra siń sk ieg o p rzyj aźni, w y s tą ­ p ił z p ło m ien n y m w ier szem »D o au to ra T rzech P salm ó w « , w k tó ry m z n ie z w y k łą siłą sz la c h e tn e g o ob u rzen ia grom i K ra siń sk ieg o za je g o m a ło d u sz n o ść i n ie d o w ie r z a n ie lud ow i.

O to ja k su ro w o k a rci g o w je d n y m z k o ń c o w y ch u stęp ó w : T en k to ojcu pow ie: rak a !

T en p rze k lęty ! więc się b ó j!

P o lsk i lu d to ojciec Tw ój.

Z eń ja k z cierniow ego k rzak a, G otów znow u Bóg w ybuehnąć.

Z w ich ru m a ją c tw a rz i lice,"

I n a ciebie ja k n a świecę I ś ć i dalej p ó jść i zdm uchnąć!

!) Jest to jeden z wielkich utworów Słowackiego.

Z b olesn ą ironją sm aga tutaj skarlałą szlachtę, która zatraciła już zdolność do bohaterskich, ofiarnych dla O jczyzny czynów , a zam iast zrobić m iejsce ludow i, z uporem trzym a się sw ych przyw ilejów , — z w yrzutem stw ierdza, że

W tych magnatach serce chore, W ąż im serce, a proch rdzenią! ...

a nadto w prześlicznych słow ach kreśli przyszły, kruszący okow y niewoli, zbiorow y czyn ludu polskiego. Myśli takie po raz p ierw szy rozbrzm iały w polskiej poezji, przestra­

szy ły one też wielu, jako złow rogie widm o chłopskiego pa­

now ania i naraziły poetę na w ielką niepopularność i o sa ­ m otnienie, zw łaszcza k ied y krw aw a rzeź szlachty w r. 1846 spełniła trw ożliw e przew id yw an ia K rasińskiego. Jednakow oż cnociaż nie sp ełn iły się m arzenia poety o błogosław ionym czyn ie lu d u , to fakt ten w niczem nie zm niejsza zasłu g S ło w a ck ieg o , nie osłabia je g o id e i, upatrującej w ludzie silę do w yzw olenia. Cześć dla S ło w a ck ieg o , tem w iększą cześć winniśm y, że n aw et po nieszczęsn ym r. 46-tym nie odw rócił — jak w ielu innych — sw eg o serca od ludu, lecz przeciw nie m iłość ku niem u i wiarę w jeg o moc niesp ożytą starał się przelać w serca sw ych nielicznych przyjaciół, zw łaszcza poetów , którzy m ieli k ied yś zostać duchow ym i w odzam i narodu. Tak n. p. na krótki czas przed sw oją śm iercią zalecał gorąco m łodem u w ów czas K ornelowi U jej­

skiem u, b y do nieśm iertelnej sław y, »dążył przez m iłość niższych«, to znaczy rzesz ludowych, a jak U jejski to pole­

cenie w ykonał, o tem nie tak daw n« jeszcze m ówią w spo­

m nienia.

I jeżeli m łodsza generacja poetów polskich grom kie w y g ła sza hasła, że »zbawienie leży pod sierm ięgą«, to nie popełnim y przesady, twierdząc, że duchow ym ojcem tych haseł jest Juliusz Słowacki. D o jak iego stopnia w szystkiem i w ładzam i swej du szy zespolił się Słow acki z O jczyzną, jak zapatrzony w zorze Jej zbaw iania w szystk ie krw aw e trudy g orzk iego żyw ota ponosił ochoczo i jak w zniosłe miał pojęcie o swej misji, jak o w ieszcza narodow ego, niech w skażą w y­

jątki z jeg o »Testam entu«:

»Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami;

Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny;

Dziś was rzucam i dalej idą w cień — z duchami — A jak gdyby tu szczęście było — idę smętny.

Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica, Ani dla mojej lutni, ani dla im ienia:1) l) StoWMkl ty i ni«ioa*ty i be*lłi#tay.

63

Imię moje tak przeszło, jako błyskawica,

I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.

Lec? wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie, Z e m d l a o j c z y z n y s t e r a ł m o j e l a t a m ł o d e ; A póki o k rę t1) walczył, siedziałem na maszcie,

A gdy tonął, z okrętem poszedłem pod wodę...«

»Lecz zaklinam — n i e c h ż y w i n i e t r a c ą n a d z i e i I p r z e d n a r o d e m n i o s ą o ś w i a t y k a g a n i e c ; A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,

Jak kamienie, przez Boga rzucane na szaniec!...

Co do mnie — ja zostawiam maleńką tu drużbę Tynh, co mogli pokochać serce moje dumne;

Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę I zgodziłem się tu mieć — niepłakaną trumnę.*) Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi

Iść?... taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?

B yć sternikiem duchami napełnionej łodzi, I tak cicho odlecieć, jak duch, gdy odlata?

Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna, Co mi żywemu na nic... tylko czoło zdobi;

Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna, Aż was, zjadacze chleba — w aniołów przerobi«.

D ziś grono w ielbicieli Słow ackiego, dla których jeg o id eały stały się gw iazdą w życiu przew odnią, p ow ięk sza się z dniem każdym prawie, już tedy na parę lat przed bieżą­

cym rokiem jubileuszow ym rozbrzm iew ały g ło śn e żądania, b y Słowacki, k tóry w naszych czasach zd ob ył sobie rząd praw dziw ie królew ski, bo rząd dusz w narodzie, spoczął w jed yn ie godnej siebie siedzibie, w sarkofagach królew ­ skiego W awelu.

Lecz w poprzek tem u żyw iołow em u żądaniu staje w ola

»ojców narodu«, dla których dziś jeszcze Słow acki j e s t »za czerw ony«, bo już przed przeszło połow ą w ieku uw ażał rolę szlachty za skończoną i dotkliw ie sm agał Jezuitów .

Lecz czyż to ma być przyczyną, b y śm iertelne szczątki Słow ackiego obca tuliła ziem ia?

Z blakły królew skie purpury i w proch p o szły św ietne złotogłow ia, lecz z pieśni poezji rom antycznej, z natchnio­

nych strof Juliusza, bije i bić będzie zaw sze strum ień twór­

czej siły — więc jeżeli otrząsający się z pleśni niew oli Wa­

wel ma się stać zadatkiem w yzw olenia, to w nim przede*

*) Przez okręt rornmi* tutaj poeta Ojczyznę swoją.

3) Słowacki umarł w Paryżu, zdnla od swoich, wśr&ł bardzo szezapłago grona onntecUt.

84