• Nie Znaleziono Wyników

C nota oszczędności d o zn a w ała w o sta tn ic h cz asac h m oc­

n y c h w strz ąsó w i w y s ta w io n a zo stała na w iele p ró b . Z a w ie ­ ru c h a w o jen n a w p ra w d z ie w zb o g aciła g a r s tk ę ludzi, a le m a sy w p ro w ad ziła do s k ra jn e j n ę d z y . M iliardy zao szcz ęd zo n y c h cię ż ­ k ą p ra c ą g ro sz y lu d zk ich w y strz e la n o w p o w ie trz e i z a to p io ­ no n a m orzach. D ro b n e re s z tk i p o c h ło n ę ła z u p e łn ie inflacja.

A oto coraz częściej p ien iąd z e sk ła d a n e jak o o szczęd n o ść p rz e p a d a ją w s k u te k b a n k r u c tw b an k ó w i k a s, a o statn io n a ­ w e t zak ład ó w u b e z p ie c z e n ia n a życie. R o z rz u tn a i n ie u m ie ję t­

n a g o sp o d a rk a , b r a k su m ie n n e g o n a d z o ru i c a ły sz e re g in n y c h p rz y c z y n i pow o dów zło ży ło się n a to zło. C z y ż b y je d n a k d lateg o n ależ ało z a p rz e s ta ć w sze lk ie g o o szc zęd z an ia ? N igdy, p r z e n ig d y ! Bo k tó r y ro z u m n y czło w iek z a ż ą d a łb y z g a szen ia w sze lk ic h ogni d lateg o , że tu i ów dzie n iszcz ą m ien ie lu d z k ie , lu b c h c ia łb y w y s u s z y ć w s z y stk ie w o d y d lateg o , że g d z ie n ie ­ gdzie p ow odzie p o w o d u ją sp u sto sz e n ia , lu b te ż znieść w ia try , bo tu i tam łam ią d rz e w a i z ry w a ją d a c h y ? Z nam lu d zi za­

m o żn y ch ; p o stra d a li sw ój m a ją te k k ilk a k ro tn ie , lecz po s t r a ­ cie n ig d y nie p rz e sta li dalej p ra c o w a ć i oszczędzać. W sz ak też żad en ro ln ik n ie p rz e s ta n ie o rać, siać i zb ierać, ch oć k lę s k a n ie u ro d z a ju już m oże w ie lo k ro tn ie zn iszc zy ła jego w y siłk i.

To te ż w sze lk ie te w strz ą s y w b a n k a c h n ie p o w in n e n a s z r a ­ żać w z b ie ra n iu i sk ład an iu oszczędności.

J e s t to p o p ro s tu w o lą B ożą, a b y ś m y p ielę g n o w a li cn o tę oszczędności. O szc zęd zając, p rz y s łu g u je m y się n a jp ie rw so bie sam y m , bo człow iek o sz c z ę d n y zaw sze m a n a sw oje p o trz e b y . Nie boi się o sz c z ę d n y staro ści, n ie lę k a się c h o ro b y , żad n a k lę sk a go zn isz c z y ć nie p o tra fi, bo p o siad a re z e rw y , k tó re go ra tu ją w czasie złym . O szczęd n em u łatw iej za b e z p ie c z y ć los ro d z in ie , p rz y sz ło ść dzieciom , łatw iej w e sp rz e ć s ę d z iw y c h r o ­ dziców , łatw iej b ro n ić się w ch o ro b ie i d b ać o sw e zdrow ie.

O szczęd n y ry c h le j te ż i łatw iej sp e łn i p rz y k a z a n ia B oże. Ma się zaco u b ra ć św iątec zn ie, m a z czego dać n a u b o g ich , na p o trz e b y k o ścieln e , n a m isje, n a z a k ła d y m iło sierdzia. O sz­

c z ę d n y p r z y s łu g u je się k ra jo w i i o jczy ź n ie, b o p ra c ą i o sz­

częd n o ścią k ra je i lu d y się bo g acą. O szczędn y m oże so b ie coś k u p ić, w y b u d o w a ć d o m ek , za ło ż y ć sk le p ik , zacząć g o s p o d a r­

stw o, m oże dać in n y m c h le b i z a ro b e k , a p rz e z to zm n iejszy ć bezro b o cie, głód i chłód, n ę d z ę i n ied o lę lu d zi b e z d o m n y c h . O sz c z ę d n y je st w sta n ie płacić re g u la rn ie p o d atk i, a p rz e z to w sp iera s k a rb P a ń stw a i p rz y k ła d a rę k ę do ro z b u d o w y jego siły i potęg i. T a k ie to i jeszc ze in n e w a ż n e p o w o d y p rz e m a ­ w iają za tem , b y z a b ra ć się c z y n n ie i ru c h liw ie do o szc zę­

dzania.

J a k o sz c z ę d z a ć ? W ż a d e n sp o só b k o sztem in n y c h ludzi.

To zn a czy , iż o szc zęd n o śc ią nie je st w y z y sk iw a n ie i k rz y w ­ d zen ie ro b o tn ik ó w , słu g , n ajem n ik ó w . Na tem się n ig d y nie oszczędzi, b o to g rz e c h , w o łający o p o m stę do n ieb a. T rz e b a

127

z aw sze p am iętać n a k a te c h iz m o w e n a u k i i p rz y k a z a n ia Boże.

P rzy sło w ie p o w ia d a : „k ra d z io n e nie tu c z y " . Nie o szczędza, kto dla p ra c y , z y sk u i z a ro b k u o p u szc za ko śció ł i n ab o ż eń stw o , za n ie d b u je m odlitw ę i p ie śń n a b o ż n ą . K to w n ied zie lę ja rm a r- czy, tem u n a sól n ie s ta rc z y , a b ez B oga a n i do p ro g a nie dojdziesz. Na c h w a łę B ożą n ie ża łu j g ro sz a. P o sto k ro ć ci się w róci, co za o fiaru jesz . Nie je st oszczęd n o ścią w y p ę d z a n ie bez w sp a rc ia b ie d n y c h , o d m aw ian ie sobie o d p o w ied n ieg o w y ż y ­ w ien ia i w y p o c z y n k u a zw łaszcza w c h o ro b ie , p o m o cy le k a r ­ skiej. To b y łb y g rz e c h p rz eciw p ią te m u p rz y k a z a n iu . Nie jest oszczęd n o ścią n ie p ła c e n ie p o d atk ó w p a ń s tw o w y c h i k o śc ie l­

n y c h . J u ż a p o s to ł p o w ia d a : cześć, ko m u cześć się n a le ż y a p o d a te k k o m u p o datek.

W sz y stk ie w y d a tk i trz e b a sob ie podzielić na k o n iecz n e, p o ż y te c z n e i d ając e p rz y je m n o śc i. O szczęd no ść p rz e d e w sz y st- kiem p o leg a n a ty m , b y nic n ie m arn o w ać, b y nic n ie ginęło.

Bo du żo się m a rn u je , dużo, b a rd z o dużo się p su je . M arn ują się ow oce, m a rn u ją się d rz ew a, ro w y , b rz e g i p o to k ó w i dróg.

M ożn aby je o bsadzić i m ieć ró ż n e d rz e w a i k rz e w y p o ż y te c z ­ ne. M arn u je się czas a czas — w iadom o to p ien iąd z, to w iecz­

ność. Ileż to zejdzie czasu n a o p ło tk a c h , ła ż e n ia z k ą ta w k ąt, o b ch o d z en ia są sia d e k z bajk am i. M arn u je się p o n a s z y c h go s- d a rstw a c h du żo sło m y i siana; n iesie p a ro b e k ko nio m , p o ro z- s y p u je p o p o d w ó rz u , bo to p rz e c ie ż n ie jeg o, bo n ie je st p rz y z w y c z a jo n y ro b ić p o rz ąd n ie, uczciw ie, o szczędn ie. A ileż m a rn u je się s p rz ę tó w ? P łu g i, b ro n y , w ozy stoją na d eszczu, rd z e w ie ją , g n iją, p s u ją się. M arn u je się m asę rz e c z y w dom u p rz e z nieład, n iep o rz ąd k i; m ało k tó ra rz ecz m a sw e m iejsce, gdzie się coś ro b i, tam się w sz y s tk o zostaw ia i d la te g o w iecz­

nie coś ginie, tłu cze się, łam ie, n iszcz y . W ięc n ajp ierw p o d ­ nieście, z b ierzcie ułom ki, a b y nic nie zgin ęło , rz e k ł w iecznie b o g a ty P a n n a sz i Z baw iciel.

A dalej — ży ć zaw sze z ra c h u n k ie m , z ołó w k iem w r ę ­ k u . W sz y stk o m ieć p rz e lic z o n e i p rz e w id z ia n e . C h o ć to się nie z aw sze uda, n ig d y nie w y d a w a ć b e z ra c h u n k u , n a ślep o. Nie p o w in n o ta k b y ć, a b y w jesien i i w zim ie b y d ło stało po b rz u c h y w sian ie a już po N ow ym R o k u z a c z y n a ł się p rz e d ­ n ó w e k . G d y b y się szafo w ało z ra c h u n k ie m , m oże n a w e t d a ło ­ b y się coś u p rz e d a ć lu b o dłożyć n a p rz y s z ły ro k . T ak się często sza fu je w stodole, ta k w k u c h n i. J e s t 100 zło ty ch , p ó j­

dzie sto zło ty ch , są dw a złote, pójdą d w a z ł o t e ; b y ło b y ty siąc, p o sz ło b y ty siąc. O pow iadała m i p o d czas jazd y k o leją p e w n a n iew iasta , że te ra z m ało g ro s z a ; w czasie d o b re j k o n ju n k tu ry b y ło w ięcej, to te ż się w ięcej p rz e p u śc iło . P am iętam y jeszcze z o w y c h czasów n ie d a le k ic h g o sp o d y p e łn e co ty d z ie ń , a p u ­ ste k o ścio ły . B y ły d o b re z a ro b k i a co p o zo stało ? Nie o szczę­

dności, ale p rz e w a ż n ie długi, b o śm y m y śle li, że n am zaw sze p ójdzie ta k d o b rz e. Z nam je d n a k ta k ic h , k tó rz y w ciąż k ro c zą n a p rz ó d i dziś m im o k r y z y s u : dzieci p o sy ła ją do szk ół, na b u d y n k a c h ro k ro c z n ie coś p o p ra w ia ją , n o w e s p rz ę ty i m a s z y ­

n y k u p u je i po la n a b y w a ją od sąsiada, k tó re g o za b ija ją długi.

A le ta m ż y je się z ra c h u n k ie m , o szczędnie, o b n iży ło się sto p ę ży cio w ą i o k a z u je się, że m o żn a ży ć, ch oć się nie m a z b y t w iele w yg ód. T ru d n o : w ed le s ta w u g ro b la.

N iesk o ń czo n e są m ożliw ości oszczęd zan ia. U e b y m o żna oszczędzi* jjna ty c h p rz y ję c ia c h , o d w ied zin ach i g o ścinach.

128

-O rka sam oprzężna pod ziem niaki w S arnopolu w r. 1936.

W m ieście śn iad an ia, h e r b a tk i, o b iad y i ko lacje z ro ż n y m i do­

d atk am i, n a w si zn ow u w e se le, c h rz c in y , im ie n in y ,,z m o w y . Kie­

d y ż w re sz c ie zro zu m ieją n asi ludzie, że do szszęśliw ego> m a - ż e ń stw a nie trz e b a w ódki, m u z y k i, tań có w , g o sp o d y . Niech ° y się już ra z p rz y ją ł zw y cza j w e se l cich y c h , d om ow ych ,

g o sp o d y i ta ń c a . Z u p e łn ie się to sk aso w ać n ie da, ale da się o g ra n ic z y ć , da u rz ąd zić sk ro m n ie j, se rd e c z n e j, p ięk n iej. T rz e ­ ba k a ż d y g ro sz , nim się go w y d a, o b ró cić trz y , c z te ry ra z y . 'f a k a o szc zęd n o ść b ęd zie p o ż y te c z n a dla o szc zęd z ający c h , dla ogółu, dla k ra ju , b ęd z ie n aślad o w an iem P a n a Jez u sa , k tó ry polecił z b ie ra ć ułom ki, a b y nic n ie zginęło.

Cóż p o cząć z o sz c z ę d n o śc ia m i? O dpow iedź n a to p y ta n ie sp ra w ia dla w ielu n iem ałe k ło p o ty , s k o ro tam strac ili, tu d o ­ płacili, tam zn o w u p o z b y li i tu s k re ślić m u sieli ro sz c z e n ie sw oje. Otóż w iedzieć i p am iętać n a le ż y , że ju ż P a n J e z u s z g a ­ nił tego, k tó ry z a k o p a ł ta le n t i pow iedział: p o w in ie n e ś b y ł dać p ien iąd z e do k a s y , a ja te ra z w z ią łb y m sw oje z o d setk am i.

Słow o to odnosi się do w sz y stk ic h , k tó rz y sw oje oszczędn ości d u sz ą w sw y c h sk rz y n ia c h i szafach , d u sz ą w sie n n ik a c h , p o ­ d u sz k a c h i p o ń cz o ch ac h . T a k ie z a m ro żen ie a ra cze j z a g rz e b y - w a n ie p ie n ię d z y je st szk o d liw e dla p o siad ac za i całeg o s p o łe ­ cz eń stw a. Nie d o b rz e je s t trz y m a ć sw y ch p ie n ię d z y w dom u, bo są n a ra ż o n e n a w iele n ie b e z p ie c z e ń stw . W y b u c h n ie p o ż a r i p ó jd ą z d y m em p o ża ró w , co ju ż w ie lo k ro tn ie się stało. A zło ­ dzieje też nie śpią. N iedaw no u k ra d li g o sp o d arzo w i c e n tn a r p sz e n ic y z sy p a n ia . C hodził b ie d n y ja k s tru ty , aż s ą sie d ri d zi­

w ili się i m ów ili, co ty le p ła c z e za tą p s z e n ic ą ? W te d y p o s z ­ k o d o w a n y p rz y z n a ł się ze w sty d em , że w p s z e n ic y miał s c h o ­ w a n e - pien iąd ze. W iele, an i n ie pow iedział. A trz e b a teg o b y ł o ? Nie, bo w e w si b y ła k a sa spółdzielcza, śp ieszą ca z p o ­ m ocą p o trz e b u ją c y m sąsiadom . A le on b ał się w łaściw ie z n ie ­ w iad o m y ch p rz y c z y n , p o w ie rz y ć j j sw oje o szczędno ści. T ak, z p rz y c z y n n iew iad o m y ch , b o nie m iał i nie znał p rz e c iw k o k a sie n ajm n iejszeg o z a rz u tu . W y p ła c a ła w k ład k i, chociaż nie od zaraz, to w te rm in ie w y p o w ie d z e n ia . N ikt jeszcze a n i g ro ­ sza w n iej n ie stra c ił a w ielu, b a rd z o w ielu d o znało d o ra źn iej i p o w ażn ej pom ocy. M iejscow a k a sa spółd zielcza p o m og ła w ie­

lu do o d b u d o w y , ro z b u d o w y , o d n o w ie n ia sw ojego g o sp o d a rs ­ tw a, u ra to w a ła w ielu p rz e d p rz y m u s o w ą sp rz e d a ż ą , a um ożli­

w iła n a b y c ie ziem i sw oim .

D okąd w ięc z za o szcz ęd zo n y m g r o s z e m ? O d p o w ia d a m y : n ie daleko, n ie do o b c y c h , lecz do sw ojej k a s y n a w si, do k a ­ s y „ n a s z e j”. T am g o sp o d a rz ą n a si ludzie, z n a ją c y n ajlep iej m iejsco w e sto su n k i, tam sam i w k ład k o w ic ze m o gą zarząd zić 0 zu ż y c iu ich g ro sz a i sam i c z u w ać n ad jeg o k o rz y ściam i, n a ­ o cznie się p rz e k o n y w u ją c , ja k słu żą bliźn iem u , s ł u ż ą ogółow i.

1 to n ie ty lk o m a te ria ln ie , bo czu w ając n ad sta n e m i p o ło ż e ­ niem d łu żn ik a, d ziała ją temsam< m w y c h o w aw c zo i bu d u jąco . D latego z g ro sz em , z p o św ięc en iem śp iesz ty lk o do K a sy m iejscow ej, spółdzielczej, i z tw oją o d p o w ied z ia ln o ścią p ra c u - jącej.

Ks. G ajdzica.

— 129 —

9

— 130