• Nie Znaleziono Wyników

O WOLNOŚCIACH STAROŻYTNYCH I NOWOŻYTNYCH

W dokumencie dotyczących praw człowieka (Stron 166-178)

Źródło: Władza. Wolność. Prawo, Wydawnictwo Aureus, Kraków 1994 (przeł. Z. Kosno)

Panowie,

Pragnąłbym poddać panom pod rozwagę parę różnic, dość jeszcze no-wych, między dwoma rodzajami wolności. Różnice te pozostały do dnia dzi-siejszego niezauważone, a przynajmniej nie dość dostrzeżone. Jedną z nich jest wolność, której z takim upodobaniem oddawały się ludy starożytne, dru-gą zaś wolność szczególnie cenna dla narodów nowożytnych. O ile się nie mylę, analiza ta będzie interesująca z dwojakich względów.

Po pierwsze, konfuzja tych dwóch rodzajów wolności stała się u nas, w czasie trwania naszej rewolucji, źródłem wielu nieszczęść. Francja okazała się zmęczona niepotrzebnymi próbami, których autorzy, poirytowani niewiel-kim ich sukcesem, usiłowali przymusić ją do cieszenia się dobrem, którego nie pragnęła wcale, i odmawiali jej tego, którego sobie życzyła.

Po drugie, byłoby interesujące i pożyteczne zastanowić się, dlaczego rząd reprezentujący społeczeństwo, do którego dobrodziejstw zostaliśmy powołani przez naszą szczęśliwą rewolucję (nazywam ją szczęśliwą pomimo jej eksce-sów, ponieważ skupiam wzrok na jej rezultatach), rząd, który jako jedyny dziś może udzielić schronienia wolności, prawie zupełnie był nieznany narodom starożytności.

Wiem, że usiłowano odnaleźć jego ślady u niektórych narodów starożyt-nych, w republice Sparty na przykład oraz wśród naszych przodków Galów, jednak niesłusznie. [...] System reprezentacyjny jest odkryciem narodów no-wożytnych i prze konacie się panowie, że stan ludzkości w starożytności nie pozwalał na powstanie i zakorzenienie się instytucji tego rodzaju. Narody sta-rożytne nie mogły ani odczuć jej konieczności, ani docenić korzyści z nich płynących. Właściwa im organizacja społeczna skłaniała ich do pożądania wolności, zupełnie innej niż ta, jaką wspomniany system nam zapewnia. [...]

Zastanówcie się panowie najpierw, co dzisiaj dla Anglika, Francuza, miesz-kań ca Stanów Zjednoczonych Ameryki oznacza słowo wolność?

Dla każdego z nich jest to pewność niepodlegania niczemu innemu jak tylko prawom, niemożność bycia ani zatrzymanym, ani uwięzionym, ani uśmierconym czy maltretowanym w jakikolwiek sposób na skutek arbitralnej

Benjamin Constant, O wolnościach starożytnych i nowożytnych

woli jednego lub wielu osobników. Jest to dla każdego z nich prawo do wy-rażania swoich poglądów, wyboru zajęcia i wykonywania go; dysponowania swoją własnością, czy nawet jej nadużywania, poruszania się bez konieczności proszenia o zezwolenie i zdawania sprawy z motywów i przebiegu podróży.

Jest to dla każdego z nich prawo do gromadzenia się, bądź celem omówienia interesów, bądź wyznawania wybranego przez siebie kultu, bądź po prostu spędzanie swoich dni i godzin w sposób bliski swoim inklinacjom i kapry-som. Jest to wreszcie dla każdego z nich prawo do wywierania wpływu na sprawowanie rządu, bądź przez mianowanie wszystkich lub części jego funk-cjonariuszy, bądź przez reprezentacje, petycje, wnioski, które rządzący muszą w mniejszym lub większym stopniu brać pod uwagę. Porównajcie teraz do tej wolności wolność starożytnych.

Polegała ona na kolektywnym, lecz bezpośrednim sprawowaniu wielu części całej władzy, na publicznym obradowaniu w sprawach wojny i poko-ju, na zawieraniu przymierzy z cudzoziemcami, uchwalaniu praw, ferowaniu wyroków, badaniu rachunków, rozporządzeń i poczynań urzędników, stawia-niu ich przed całym narodem, oskarżastawia-niu ich, skazywastawia-niu lub uwalniastawia-niu od winy; jednocześnie jednak, nazywając to wolnością, starożytni uznawali jako rzecz całkowicie pogodzenia z ową wolnością kolektywną, zupełne podpo-rządkowanie jednostki władzy ogółu. Nie znaleźlibyście u nich nic z tego, co stanowi o wolności u nowożytnych. Wszelkie prywatne poczynania poddane są surowemu nadzorowi. Nie ma niczego, co by było wyrazem indywidualnej niezależności, ani pod względem sądów, ani wytwórczości, ani zwłaszcza reli-gii. Możność wyboru własnego kultu, która dla nas stanowi jedno z najcen-niejszych naszych praw, w oczach starożytnych byłaby zbrodnią i świętokradz-twem. W sprawy, które nam się zdają najbardziej błahe, wkracza autorytet społeczności, krępując wolę jednostki. Terpander nie może u Spartan dodać struny do swej liry nie obrażając tym Eforów. Władza decyduje o sprawach najbardziej osobistych. Młody Spartanin nie może swobodnie odwiedzać swo-jej małżonki. W Rzymie cenzorzy uważnym okiem śledzą życie rodziny. Prawa rządzą obyczajami, a ponieważ obyczaje dotyczą wszystkiego, nie ma niczego, o czym by prawa nie stanowiły.

Tak więc jednostka u starożytnych, będąc władcą we wszystkich prawie sprawach publicznych, w życiu prywatnym jest zawsze niewolnikiem. Jako obywatel decyduje o wojnie i pokoju; jako osoba prywatna jest ograniczo-na, obserwowaograniczo-na, dławiona we wszystkich swych poczynaniach; jako cząstka zbiorowości przesłuchuje, odwołuje z urzędu, wydaje wyroki, pozbawia dóbr, skazuje na wygnanie lub śmierć swoich urzędników lub zwierzchników, jako poddana zbiorowości sama może być z kolei pozbawiona swojego stanu, wy-zbyta z godności, wygnana, skazana na śmierć na skutek nieograniczonej woli całości, której sama jest częścią. Rzecz ma się przeciwnie u narodów nowo-żytnych, gdzie jednostka będąc niezależną w życiu prywatnym, nawet w

pań-Antologia tekstów dotyczących praw człowieka

stwach o najwyższym stopniu wolności sprawuje władzę jedynie pozornie. Jej władza jest ograniczona, a prawie zawsze zawieszona, a jeżeli nawet w pew-nych okresach, co prawda rzadkich i nie pozbawiopew-nych ograniczeń, może się ona tej władzy oddawać, to jedynie po to, aby z niej zrezygnować.

Muszę się tutaj panowie zatrzymać, aby uprzedzić pewną obiekcję, z którą mógłbym się spotkać. Istnieje w starożytności republika, w której zniewolenie egzystencji indywidualnej przez ciało kolektywne nie jest tak zupełne, jak to właśnie opisałem. Republika ta jest najsłynniejsza ze wszystkich; domyślacie się, że mam na myśli Ateny. Wrócę do tego później, i zgadzając się z praw-dziwością tego faktu, wytłumaczę jego przyczynę. Zobaczymy, dlaczego ze wszystkich państw starożytnych Ateny były tym, które najbardziej upodobni-ło się do państw współczesnych. We wszystkich innych jurysdykcja społeczna była nieograniczona. Starożytni, jak to stwierdza Condorcet, nie znali pojęcia praw osobistych. Ludzie byli jak gdyby jedynie maszynami, których funkcjo-nowanie wyznaczało prawo. To samo uzależnienie charakteryzowało okres rozkwitu republiki rzymskiej; jednostka zagubiła się niejako w narodzie, a obywatel w mieście.

Sięgniemy teraz do źródeł tej zasadniczej różnicy między starożytnymi a nami.

Wszystkie starożytne republiki były zamknięte w ciasnych granicach. Naj-ludniejsza, najpotężniejsza, najznaczniejsza z nich nie dorównywała swym ob-szarem najmniejszemu z państw nowożytnych. Nieuniknioną konsekwencją znikomego obszaru tych republik był panujący w nich wojowniczy duch; każ-dy naród napierał ustawicznie na swoich sąsiadów lub się przed nimi bronił.

Pchani w ten sposób koniecznością jedni przeciwko drugim, zwalczali się lub grozili sobie bez ustanku. Ci, którzy nie chcieli być zdobywcami, nie mogli zło-żyć broni, aby nie być zdobytymi. Wszyscy kupowali swój spokój, niezależność, egzystencję całą, za cenę wojny. Była ona ciągłym ośrodkiem zainteresowania, zajęciem prawie zwyczajnym wolnych państw starożytności. Wreszcie, co było konieczną konsekwencją tego sposobu życia, wszystkie te państwa posiadały niewolników. Zawody fizyczne, a nawet, w niektórych państwach zawody wy-twórcze, powierzone były rękom zakutym w żelazo.

Świat nowożytny przedstawia obraz najzupełniej odwrotny. Najmniejsze państwa naszych czasów są bez porównania bardziej rozległe niż były Sparta czy Rzym w ciągu pięciu wieków. Nawet podział Europy na kilka państw jest, dzięki postępowi oświecenia, raczej pozorny niż rzeczywisty. Podczas gdy daw-niej każdy naród tworzył wyizolowaną rodzinę, która z zasady była wrogiem innych rodzin, obecnie ludzie żyją w masie, jakkolwiek podzielonej na róż-ne nazwy i o różnych rodzajach organizacji społeczróż-nej, jednak jednorodróż-nej w swej naturze. Jest ona wystarczająco silna, aby nie obawiać się barbarzyń-skich hord. Wystarczająco oświecona, by nie uciekać się do wojny. Jej zgod-nym dążeniem jest pokój. [...]

Benjamin Constant, O wolnościach starożytnych i nowożytnych

Ponadto, gdybym mógł pozwolić sobie na dygresję, która niestety byłaby zbyt długa, wykazałbym panom, poprzez analizę obyczajów, zwyczajów, spo-sobu handlowania kupieckich narodów starożytności, że nawet ich handel był niejako przesiąknięty duchem epoki, atmosferą wojny i wrogości, która je otaczała. Handel był wówczas szczęśliwym przypadkiem; obecnie jest czymś zwyczajnym, jedynym celem, powszechnym dążeniem, prawdziwym życiem narodów. Pragną one spokoju, a wraz z nim dobrobytu, a jako źródła dobro-bytu, wytwórczości. Wojna staje się z każdym dniem coraz bardziej niesku-tecznym środkiem osiągnięcia ich pragnień. Ani jednostki, ani narody nie są w stanie osiągnąć jej drogą korzyści, które równałyby się rezultatom spokojnej pracy i regularnych wymian handlowych. Starożytni poprzez zwycięską wojnę zdobywali niewolników, daniny, nowe ziemie, pomnażając przez to bogactwo ogólne i jednostkowe. Nowożytnych zwycięska wojna musi kosztować zawsze więcej niż przynosi zysku.

Wreszcie, dzięki handlowi, religii, postępowi intelektualnemu i moralne-mu ludzkości, narody europejskie nie znają już niewolnictwa. Wolni ludzie muszą wykonywać wszystkie zawody, zaspokajać potrzeby społeczności.

Z łatwością można przewidzieć nieunikniony rezultat tych różnic.

Po pierwsze, rozległość kraju o tyleż pomniejsza znaczenie polityczne przypadające w udziale każdej jednostce. Najciemniejszy republikanin Rzy-mu i Sparty był potęgą. Rzecz się ma zupełnie inaczej ze zwykłym obywatelem Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych. Jego osobisty wpływ jest zaledwie wyczuwalnym elementem woli społecznej, która nadaje kierunek rządowi.

Po drugie, obalenie niewolnictwa pozbawiło wolnych ludzi wolnego cza-su, którym dysponowali z tej racji, że większość prac spoczywała na barkach niewolników. Dwadzieścia tysięcy Ateńczyków nie mogłoby obradować każde-go dnia na placu publicznym, gdyby nie niewolnicza ludność Aten.

Po trzecie, w przeciwieństwie do wojny, handel nie pozostawia w życiu człowieka przerw na bezczynność. Ciągłe oddawanie się życiu publicznemu, codzienne rozprawianie o sprawach państwowych, dyskusje, narady, cały ten ruch wokół stronnictw, niezbędne agitacje, czyli przymusowe wypełnienie, aby użyć tego terminu, życia wolnych narodów starożytności, które, pozba-wione tej możliwości czułyby się przygniecione ciężarem bezczynności, na-rodom współczesnym przy niosłoby tylko zamęt i zmęczenie, gdyż każda ich jednostka zajęta swoimi spekulacjami, przedsięwzięciami, korzyściami, które uzyskuje lub ma nadzieję uzyskać, zgadza się na oderwanie się od swoich zajęć tylko chwilowo i to w najmniejszym zakresie.

Wreszcie, handel wzbudza w człowieku gorące umiłowanie indywidualnej nie zależności. Zaspakaja on ich potrzeby, spełnia pragnienia bez ingerencji władzy. Ingerencja ta jest prawie zawsze – nie wiem zresztą, dlaczego mówię prawie – ingerencja ta zawsze jest czymś, co przeszkadza i krępuje. Za każdym

Antologia tekstów dotyczących praw człowieka

razem, kiedy władza usiłuje wtrącić się do prywatnych spekulacji, spekulują-cym przynosi to utrapienie. Za każdym razem, kiedy rządy usiłują się zająć naszymi interesami, robią to gorzej i kosztowniej od nas samych.

Wspomniałem wam panowie, że będę mówić o Atenach, których przykład można by przeciwstawić niektórym z moich twierdzeń, a który jednak – prze-ciwnie – wszystkie je potwierdzi.

Ateny, jak to już wcześniej przyznałem, były najbardziej handlową ze wszystkich greckich republik; obywatele ich cieszyli się więc nieskończenie większą wolnością indywidualną niż obywatele Rzymu i Sparty. Gdybym mógł wdać się w szczegóły historyczne, wykazałbym wam, że handel spowodował zaniknięcie u Ateńczyków wielu z tych cech, które różniły narody starożytne od nowożytnych. Umysłowość ateńskich kupców podobna była do umysło-wości kupców dzisiejszych. Czytając Ksenofonta dowiadujemy się, że w cza-sie wojny peloponeskiej wycofali oni swoje kapitały z kontynentu attyckiego, aby przenieść je na wyspy Archipelagu. Handel spowodował obieg pieniędzy.

U Izokratesa zauważamy ślady posługiwania się wekslami. Zauważcie również, jak bardzo ich obyczaje podobne są do naszych. Jeśli chodzi o ich stosunki z kobietami, to zobaczycie (cytuję wciąż Ksenofonta), że mężowie zadowoleni są, kiedy w małżeństwie panuje spokój i przyjazne umiarkowanie, pobłażliwie odnoszą się do małżonek zbyt podatnych na tyranię natury, przymykają oczy na nieodpartą moc namiętności, wybaczają pierwszą słabość i zapominają o drugiej. Jeśli chodzi o stosunki z cudzoziemcami, to nie skąpią oni praw miejskich nikomu, kto przenosi się do nich z rodziną i zakłada rzemiosło lub wytwórczość; a wreszcie uderzające jest ich niezmierne umiłowanie indywi-dualnej niezależności. W Sparcie, powiada filozof, obywatele przybiegają na wezwanie urzędnika. Ateńczyka jednakże doprowadziłaby do rozpaczy myśl, że uważano by go od urzędnika zależnym.

Ponieważ jednak w Atenach istniało również wiele z innych okoliczności, decydujących o charakterze narodów starożytnych; ponieważ istniała ludność niewolnicza, a terytorium było mocno ściśnięte, znajdujemy tam ślady wol-ności właściwej starożytnym. Naród tworzy prawa, bada postępowanie urzęd-ników, wzywa Peryklesa do rozliczenia się ze swoich poczynań, skazuje na śmierć wszystkich generałów, którzy dowodzili w bitwie pod Argos. Jednocze-śnie ostracyzm, samowładztwo zalegalizowane i wychwalane przez wszystkich ówczesnych ustawodawców, ostracyzm, który wydaje się i powinien się nam wydawać oburzającą niesprawiedliwością dowodzi, że jednostka w Atenach była podporządkowana supremacji ciała społecznego w stopniu, jaki nie ist-nieje w żadnym z wolnych państw Europy.

Z tego, co wyłożyłem powyżej wynika, że nie możemy już cieszyć się wol-nością starożytnych, wolwol-nością, na którą składa się aktywne i stałe uczestnic-two w kolektywnej władzy. Wolność, która jest naszym udziałem polega na spokojnym oddawaniu się osobistej niezależności. Udział we władaniu

naro-Benjamin Constant, O wolnościach starożytnych i nowożytnych

dem, przynależny w starożytności każdemu, nie był, tak jak za naszych czasów, abstrakcyjnym domniemaniem. Wola każdego obywatela miała realny wpływ;

z praktykowania tej woli czerpał on żywą i częstą przyjemność. W rezultacie, starożytni byli gotowi do wielu poświęceń dla zachowania swoich praw poli-tycznych oraz uczestnictwa w zarządzaniu państwem. Każdy z nich, odczu-wając z dumą, ile wart był jego głos, znajdował w tej świadomości własnego znaczenia głębokie zadośćuczynienie.

Zadośćuczynienie to dla nas jest już niedostępne. Jednostka zagubiona w tłumie, prawie nigdy już nie dostrzega wpływu, jaki wywiera. Wola jej nig-dy nie odciska się na zbiorowości; nic nie stwierdza w jej oczach wartości jej współdziałania. Praktykowanie praw politycznych daje nam więc tylko część satysfakcji, jaką czerpali z niego starożytni, a jednocześnie postęp cywiliza-cji, komercyjne nastawienie epoki, łączność między narodami, zwielokrotniły i nieskończenie zróżnicowały sposoby osiągnięcia jednostkowego szczęścia.

Wynika stąd, że powinniśmy być o wiele bardziej niż starożytni przywiąza-ni do naszej osobistej przywiąza-niezależności. Starożytprzywiąza-ni bowiem, poświęcając tę przywiąza- nieza-leżność dla praw politycznych, poświęcali mniej, aby osiągnąć więcej, podczas gdy my, czyniąc to samo poświęcenie, dalibyśmy więcej, aby otrzymać mniej.

Celem starożytnych był podział władzy pomiędzy wszystkich obywateli tej samej ojczyzny i to właśnie nazywali oni wolnością. Celem nowożytnych jest niczym nie zmącone korzystanie z dobrodziejstw indywidualnej niezależno-ści, a wolnością są dla nich gwarancje, zapewnione im w tym celu przez insty-tucje. [...]

Stwierdziłem na początku, że ludzie o dobrych zresztą intencjach, nie do-strzegłszy tych różnic, przyczynili się do niezmierzonego zła w czasie naszej długiej i burzliwej rewolucji. Ludzie ci czerpali jednak wiele swoich teorii z dzieł filozofów, którzy nie podejrzewali nawet, jakim modyfikacjom uległy przez dwa tysiące lat dyspozycje ludzkości. Spróbuję poddać analizie system najznakomitszego z nich, Jana Jakuba Rousseau, i wykazać, że przenosząc w czasy współczesne zakres kolektywnej zwierzchności przynależnej innym wiekom, ten wzniosły geniusz poruszany najczystszym umiłowaniem wolności dostarczył niemniej zgubnych pretekstów niejednej tyranii. Oczywiście, odsła-niając to, co uważam za ważką pomyłkę, zachowam oględność w krytyce i po-ważanie w potępieniu. Prawda powinna jednak wziąć górę nad rozważaniami czerpiącymi swą potęgę z blasku niezwykłego talentu i autorytetu ogromnej sła-wy. Zresztą, jak się o tym przeko namy, pomyłki, z którą mam zamiar się rozpra-wić nie należy przypisywać głównie Rousseau: jest ona o wiele bardziej dziełem jednego z jej sukcesorów, mniej elokwentnego, lecz nie mniej surowego i po tysiąckroć bardziej skłonnego do przesady. Jest nim ksiądz de Mably, mogący uchodzić za reprezentanta systemu, w którym, zgodnie z maksymą wolnością starożytnej, obywatele winni być całkowicie zniewoleni, aby naród mógł być suwerennym, a jednostka winna być niewolnikiem, aby lud był wolny.

Antologia tekstów dotyczących praw człowieka

Ksiądz de Mably, podobnie jak Rousseau i wielu innych wziął, w ślad za starożytnymi, autorytet ciała społecznego za wolność i wszystkie sposoby wy-dały mu się dobre, aby autorytet ten rozciągnąć na tę oporną część istnień ludzkich, nad których niezależnością ubolewał. We wszystkich swych dzie-łach wyraża żal, że prawo dosięga jedynie czynów. Pragnąłby, aby mogło ono dosięgnąć myśli, najbardziej przelotnych odczuć, aby ścigało człowieka bez ustanku i nie pozostawiając mu schronienia, w którym mógłby umknąć jego władzy. Ledwie zauważył u jakiegoś narodu stosowanie represyjnych środków, a już wydawało mu się, że poczynił odkrycie i stawiał je za wzór; nienawi-dził indywidualnej wolności, tak jak nienawidzi się osobistego wroga i sko-ro tylko natykał się w historii na naród, który był jej całkowicie pozbawiony, nie mógł powstrzymać się od podziwiania go, nawet jeśli brakło mu całkiem wolności politycznej. Wpadał w zachwyt nad Egipcjanami, ponieważ, jak po-wiadał, wszystko u nich regulowane było prawami, łącznie z wypoczynkiem i potrzebami, wszystko uginało się przed potęgą ustawodawcy; każda chwila dnia wypełniona była jakimś obowiązkiem. Nawet miłość poddawała się tej poważnej ingerencji, gdyż to właśnie prawo otwierało lub zamykało podwoje małżeńskiej łożnicy.

Sparta, łącząca system republikański z tym samym zniewoleniem jedno-stek, wzbudzała w umyśle tego filozofa jeszcze żywszy entuzjazm. Ten wielki klasztor wydawał mu się ideałem republiki doskonałej. Dla Aten żywił głęboką pogardę i z chęcią powiedziałby o tym narodzie, najpierwszym w Grecji, to, co pewien akademik i wielki pan mówił o Akademii Francuskiej: „Cóż za przera-żający despotyzm! Każdy robi tam, co chce”. Należy dodać, że wielmoża ten miał na myśli Akademię taką, jaką była trzydzieści lat temu.

Montesquieu, obdarzony umysłem bardziej badawczym, gdyż głowę miał chłodniejszą, nie popadł całkiem w te same błędy. Uderzyły go różnice, które przytoczyłem, nie odkrył on jednak ich prawdziwej przyczyny. „Politycy grec-cy – powiada – żyjągrec-cy pod rządami narodu, za jedyną siłę uznawali siłę cnoty.

Dzisiejsi zaś nie mówią nam o niczym innym jak o manufakturach, handlu, finansach, bogactwach, a nawet luksusie”. Przypisywał to różnicy między re-publiką a monarchią, podczas gdy istota rzeczy polega na odmiennym duchu czasów starożytnych i nowożytnych. Tak obywatele republik, jak i poddani monarchii pragną przyjemności i nie ma nikogo, kto by w obecnym stanie społeczeństw ich nie pożądał. Naród najbardziej w czasach nowożytnych przy-wiązany do wolności był zarazem, przed wyzwoleniem Francji, narodem naj-bardziej przywiązanym do wszelkich uciech życia; wolność cenił zwłaszcza

Dzisiejsi zaś nie mówią nam o niczym innym jak o manufakturach, handlu, finansach, bogactwach, a nawet luksusie”. Przypisywał to różnicy między re-publiką a monarchią, podczas gdy istota rzeczy polega na odmiennym duchu czasów starożytnych i nowożytnych. Tak obywatele republik, jak i poddani monarchii pragną przyjemności i nie ma nikogo, kto by w obecnym stanie społeczeństw ich nie pożądał. Naród najbardziej w czasach nowożytnych przy-wiązany do wolności był zarazem, przed wyzwoleniem Francji, narodem naj-bardziej przywiązanym do wszelkich uciech życia; wolność cenił zwłaszcza

W dokumencie dotyczących praw człowieka (Stron 166-178)