• Nie Znaleziono Wyników

PRAWA CZŁOWIEKA

W dokumencie dotyczących praw człowieka (Stron 109-119)

Źródło: Władza. Wolność. Prawo, Wydawnictwo Aureus, Kraków 1994 (przeł. B. Szlachta)

Pośród nieuprzejmości, którymi narody i jednostki wzajem się prowokują i denerwują, pamflet Pana Burke’a poświęcony Rewolucji Francuskiej odgry-wa nadzwyczajną rolę. Ani lud Francji ani [francuskie] Zgromadzenie Na-rodowe nie zajmowały się wypadkami dziejącymi się w Anglii lub angielskim parlamencie; podjęty przez Pana Burke’a w parlamencie i publicznie, niczym nie sprowokowany atak, jest działaniem, którego nie można wytłumaczyć oby-czajami ani usprawiedliwić racjami politycznymi. Trudno zaiste znaleźć w ję-zyku angielskim obraźliwy epitet, jakiego Pan Burke nie użyłby wobec narodu francuskiego i Zgromadzenia Narodowego. Wszystko, cokolwiek podyktować mogły złośliwość, przesąd, ignorancja lub wiedza, namiętnie przelane zostało na papier, zajmując blisko cztery setki stronic. W tym duchu i wedle swego planu Pan Burke mógłby zresztą napisać wiele tysięcy stron, gdy bowiem język lub pióro poddają się furii namiętności, wówczas wyczerpanym bywa czło-wiek, a nie przedmiot jego zainteresowań.

Pan Burke błędnie i mylnie opisał dziejące się we Francji wypadki; a jed-nak szczerość jego nadziei (albo zgryźliwość jego rozpaczy) jest tak wielka, że dostarcza mu podniet do zgłaszania stale nowych pretensji. Był czas, gdy Pana Burke’a nie można było przekonać, że we Francji może wybuchnąć rewolucja, bowiem w jego przekonaniu ani duch Francuzów nie skłaniał do jej podjęcia ani nie posiadali oni dość hartu, by udzielić jej wsparcia; teraz jednak, gdy rewolucja stała się faktem, Pan Burke w jej potępieniu szuka drogi odwrotu.

Jego praca nie poprzestaje na potępieniu Zgromadzenia Narodowego; wiel-ki jej fragment zajmuje potępienie doktora Price’a (jednego z najszlachet-niejszych pośród żyjących) oraz dwóch stowarzyszeń w Anglii, znanych jako Towarzystwo Rewolucji i Towarzystwo Informacji Konstytucyjnej. 4 września 1789 roku doktor Price wygłosił kazanie z okazji rocznicy czegoś, co nazwa-ne zostało w Anglii Rewolucją roku 1688. Mówiąc o kazaniu [Price’a], Pan Burke rzekł: Polityczna Boskość [Divine] zmierza do dogmatycznego stwier-dzenia, że dzięki zasadom Rewolucji lud Anglii zdobył trzy fundamentalne uprawnienia (rights):

1. do wyboru swoich władców;

2. do składania ich z urzędu w razie prowadzenia błędnej polityki;

3. do kształtowania rządu dla samych siebie.

Antologia tekstów dotyczących praw człowieka

Doktor Price nie mówi, że takie uprawnienia przysługują tej lub innej oso-bie albo temu lub innemu rodzajowi osób, ale że przysługują one wspólnocie, że uprawnienia te przysługują Narodowi. Pan Burke, przeciwnie, wątpi, by takie uprawnienia przysługiwały narodowi jako całości lub by przysługiwały jego części, a nawet, by przysługiwały komukolwiek; co więcej – a co daleko bardziej niepokojące i zdumiewające – twierdzi on ponadto, że lud Anglii w pełni wyrzeka się takiego uprawnienia i oprze się jego praktycznemu za-stosowaniu swym życiem i swą majętnością. To, że ludzie powinni chwycić za broń i postradać życie i majątki nie w obronie swych uprawnień, lecz dla utrzymania stanu ich nie posiadania, jest gatunkiem odkrycia zupełnie no-wym, pasującym do paradoksalnego geniuszu Pana Burke’a.

Metoda, którą posłużył się Pan Burke chcąc wykazać, że lud Anglii nie posiada takich uprawnień i że takie uprawnienia nie przysługują Narodowi ani jako całości ani jego części ani w ogóle komukolwiek jest równie zdumie-wająca i przerażająca jak to, co już był powiedział; jego teza głosi bowiem, że jednostki, że pokolenia, do których jednostki te się zaliczały, przeminęły, a wraz z nimi także uprawnienie przestało istnieć. Dowodząc swą tezę, Pan Burke przywołuje deklarację parlamentu, który przed ponad wiekiem sfor-mułował wobec Wilhelma i Marii następujące słowa: Panowie duchowni i świeccy, a także Izba Gmin, działając w imieniu wyżej wymienionego ludu [tj. żyjącego wówczas ludu Anglii], najpokorniej i z największym oddaniem podporządkowują się na ZAWSZE wraz ze swoimi spadkobiercami i następ-cami. Odwołuje się także do klauzuli zawartej w innym akcie parlamentu działającego w okresie panowania tych samych władców, która stwierdza, że wiąże nas [tj. ówczesnych ludzi], naszych spadkobierców i naszych następców z nimi [Królewskimi Mościami], ich spadkobiercami i następcami aż do koń-ca czasów. Przywołując wspomniane klauzule, Pan Burke uznał swe stanowi-sko za dostatecznie uzasadnione, dodatkowo je wzmacniając twierdzeniem, iż [klauzule te] znoszą na zawsze uprawnienie Narodu. A jednak nie poprze-stając na tej wciąż powtarzanej deklaracji, nie omieszkał dodać, iż jeśli nawet lud Anglii posiadał takie uprawnienie przed Rewolucją [co w jego mniema-niu miało miejsce we wczesnym okresie nie tylko zresztą w Anglii, ale w całej Europie], to Naród Angielski najuroczyściej porzucił je i wyrzekł się go pod-czas Rewolucji na zawsze, i to tak w odniesieniu do siebie, jak i wszystkich swoich następców.

Podczas gdy Pan Burke aplikuje niekiedy jad sączący się z jego wstrętnych zasad (o ile nie jest profanacją nazywanie tego zasadami) nie tylko Narodowi Angielskiemu, ale także Rewolucji Francuskiej i Zgromadzeniu Narodowe-mu, wyzywając od uzurpatorów dostojne, oświecone i oświecające grono lu-dzi, ja – sans ceremonie – przedstawię inny, przeciwny jego, system zasad.

Parlament angielski uczynił w roku 1688 coś, co – poprzez w nim zasiada-jących jako takich i z upoważnienia ich wyborców – uprawniony był uczynić

Thomas Paine, Prawa człowieka

i co okazało się być słuszne; obok jednak uprawnienia otrzymanego przez nich [członków parlamentu] mocą delegacji, przyjęli oni inne uprawnienie przez uznanie, albo wiem uznali, iż [ich postanowienia] wiążą, zaś oni włada-ją swymi następcami aż do końca czasów. Dlatego przypadek ten dzieli się na dwie części: uprawnienie posiadane przez nich mocą delegacji oraz upraw-nienie przyjęte przez nich przez uznanie. Pierwsze przyjąłem, w odniesieniu jednak do drugiego odpowiadam następująco:

W żadnym kraju nigdy nie istniał i istnieć nie będzie, a nawet nigdy istnieć nie może parlament, jakaś inna grupa ludzi albo pokolenie, które byłoby uprawnione lub posiadało moc wiązania albo władania następcami do „koń-ca czasów” lub nakazywania raz na zawsze, w jaki sposób świat powinien być rządzony albo kto powinien nim rządzić; dlatego wszelkie tego rodzaju klau-zule, akty i deklaracje, w których ich twórcy zmierzają do wykazania czegoś, do czego nikt nie jest uprawniony, czego nikt nie ma władzy czynić ani nikt nie ma mocy, by to wykonać, są same w sobie nicością i pustką. Każdy wiek i każde pokolenie muszą być w równym stopniu i we wszystkich przypadkach wolne w działaniach podejmowanych względem siebie, podobnie, jak wolne były [w tym względzie] poprzedzające je stulecia i pokolenia. Pycha i arogan-cja sprawowania władzy zza grobu jest najbardziej komiczną i zuchwałą ze wszystkich tyranii. Człowiek nie jest własnością drugiego człowieka; żadne po-kolenie nie jest właścicielem pokoleń po nim następujących. Parlament lub naród roku 1688 albo jakiegoś innego okresu nie jest bardziej uprawniony do decydowania o ludziach żyjących obecnie ani do wiązania lub rządzenia nimi w jakikolwiek sposób niż obecny parlament lub naród do podporząd-kowywania sobie i wiązania tych, którzy żyć będą za lat sto lub tysiąc. Każde pokolenie jest – i być musi – miarodajnym w zakresie swoich własnych celów, których realizacji wymagają okoliczności. Wpływają one bowiem na żywych, a nie na umarłych. Gdy człowiek umiera, jego władza i jego potrzeby odcho-dzi wraz z nim; przestając brać uodcho-dział w rozstrzyganiu o sprawach tego świata, zmarły nie posiada także żadnego autorytetu w zakresie decydowania o tym, kto powinien być jego władcą, jak powinien być zorganizowany lub jak powi-nien działać rząd.

Nie kruszę kopii o tę lub inną formę rządu ani nie opowiadam się za tą lub inną partią w tym lub w jakimkolwiek innym kraju. Pan Burke powiada – nie. Po czyjej stronie znajduje się tedy owo uprawnienie? Ja opowiadam się za uprawnieniami żywych, protestuję zaś przeciwko wiązaniu ich wolą wyra-żoną dawno, przeciwkc podporządkowywaniu i zobowiązywaniu ich wobec dokumentu, za którym stoi autorytet umarłych; Pan Burke natomiast wal-czy o przewagę autorytetu urmarłych nad uprawnieniami i wolnościami ży-wych. Był czas, gdy królowie dysponowali swoimi koronami na łożu śmierci, przekazując lud – jak bydlęta na łące – któremuś z wybranych przez siebie następców. Jest to obecnie zjawisko prawie zapomniane, a jednocześnie tak

Antologia tekstów dotyczących praw człowieka

straszne, że aż trudno w nie uwierzyć; a jednak klauzule parlamentarne, na których Pan Burke buduje swoją świątynię polityczną mają tę samą naturę.

Prawa (laws) każdego kraju odpowiadać muszą jakiejś powszechnej zasadzie.

W Anglii żaden rodzic, żaden nauczyciel ani nawet cały autorytet parlamen-tu – wszechmocnego, jak sam siebie nazywa – nie mogą nawet związać ani podporządkować sobie wolności osobistej jednostki po ukończeniu przez nią 21 roku życia. Na jakiej tedy podstawie parlament roku 1688 lub jakikolwiek inny parlament mógłby wiązać na zawsze następne pokolenia?

Ci, którzy świat ten już opuścili i ci, którzy nań jeszcze nie przybyli są od siebie wzajem oddaleni tak dalece, jak tylko do granic wytężona wyobraźnia z ledwością może to pojąć. Jak tedy możliwe jest istnienie zobowiązania mię-dzy nimi, jakże istnieć może prawidło lub zasada wobec tych nie istniejących realnie [pokoleń], z których jedne odeszły, inne zaś jeszcze nie przyszły, słowem wobec tych, którzy nigdy na tym świecie nie mogą się spotkać; jak może istnieć prawidło lub zasada, iż jedni powinni podporządkowywać sobie drugich aż do końca czasów? Mawia się w Anglii, że nie można zabierać pie-niędzy z kieszeni człowieka bez jego zgody. Któż jednak upełnomocnił lub któż mógłby upełnomocnić parlament roku 1688 do podporządkowywania i odbierania wolności następcom (którzy nie istnieli, a zatem nie mogli wyra-zić lub wstrzymać się od wyrażenia zgody) oraz ograniczania i zakreślania na zawsze ich uprawnień do podejmowania działań w pewnych przypadkach?

Niepodobna popaść w większą niedorzeczność jak ta, którą zaprezento-wał Pan Burke swoim czytelnikom. Powiedział im (i nadchodzącemu światu), że pewna grupa żyjących sto lat wcześniej ludzi ustanowiła prawo (law), i że żadna siła istniejąca w Narodzie nie zmieni go ani zmienić nie może. Jakże chytrze, a zarazem absurdalnie wtłacza się w głowy łatwowiernej ludzkości bo-skie uprawnienie do rządzenia! Pan Burke odkrył nowy absurd, skracając tym samym swą drogę do Rzymu, gdy odwołał się do władzy owego nieomylnego parlamentu z dni minionych; opiera się on na jego postanowieniach jak na boskim autorytecie, jego władza musi być bowiem większą niż czysto ludzka, skoro żadna ludzka władza nie może zmienić jego postanowień do końca czasów.

Ale przedstawiając publicznie wspomniane klauzule Pan Burke przysłużył się nie swojej sprawie, lecz sprawie swego kraju, albowiem klauzule te wskazu-ją na konieczność ciągłej czujności wobec prób nadużycia władzy oraz zapo-biegania jej nadmiernemu rozrostowi. Jest zjawiskiem zgoła nadzwyczajnym, że występek, który spowodował pozbycie się Jakuba II – ustanawianie władzy przez uznanie, miał zostać powtórzony w zmienionej formie przez parlament, który pokonał króla. Fakt ten ujawnia, że w okresie Rewolucji uprawnienia człowieka były niedoskonale rozumiane; jest bowiem oczywiste, że uprawnie-nie, które ówczesny parlament ustanowił na zawsze wobec osób i wolności następców przez uznanie (bowiem z mocy delegacji wcale go nie posiadał

Thomas Paine, Prawa człowieka

i nie mógł go posiadać, gdyż nikt nie byłby w stanie takiego uprawnienia mu nadać), było równie tyrańskie i bezpodstawne, jak to, na mocy którego Jakub uznał, że stoi ponad parlamentem i Narodem, a które stanowiło pod-stawę złożenia go z urzędu. Jedyna istniejąca między tymi przypadkami róż-nica (albowiem co do zasady, różnicy między nimi nie znajdujemy) to ta, że w przypadku pierwszym [króla Jakuba] dochodzi do aktu uzurpacji, wzglę-dem żyjących, gdy w drugim – wzglęwzglę-dem nienarodzonych; w końcu, jeśli żaden z wymienionych przypadków nie posiada za sobą większej mocy au-torytetu, „oba siłą rzeczy muszą być równie puste i próżne, jak pozbawione skuteczności.

Skąd, z jakiego źródła, wywodzi Pan Burke uprawnienie jakiejkolwiek ludzkiej władzy, by wiązać potomnych na zawsze? Wprowadza swoje klauzu-le, ale musi także przywołać dowody wskazujące na to, że takie uprawnienie istniało i wykazać, jak ono istniało. Jeśli bowiem kiedykolwiek istniało, tedy istnieć musi także obecnie, ponieważ cokolwiek należy do natury człowieka nie może zostać przez człowieka unicestwione. Do natury człowieka należy śmierć: ludzie będą umierać tak długo, jak długo będą się rodzić. A jednak Pan Burke wprowadza pewien rodzaj politycznego Adama, z którym wszy-scy potomkowie pozostają na zawsze złączeni; musi jednak wykazać, że jego Adam posiada tego rodzaju władzę lub tego rodzaju uprawnienie. Im słabszy sznur tym mniej może być napinany, tym gorsza jest polityka napinania jeżeli nie jest nakierowana na zerwanie go. Gdyby ktoś próbował obalić stanowisko Pana Burke’a, tedy powinien dowodzić tak jak on. Winien przeto wyolbrzy-mić autorytety, by następnie móc je zakwestionować; z chwilą podniesienia kwestii uprawnienia autorytetów, ich upadek jest niechybny.

Wymaga zgoła niewielkiego przebłysku inteligencji uchwycenie faktu, że chociaż prawa (laws) ustanowione przez jedno pokolenie obowiązują pokole-nia następne, to jednak wciąż wywodzą one swoją moc z przyzwolepokole-nia żyjących.

Prawo (law) nie uchylone wciąż posiada moc obowiązującą, ale nie dlatego, że nie mogło być uchylone, ale tylko dlatego, że nie zostało uchylone; nie uchy-lenie [prawa] uchodzi za przyzwouchy-lenie [na jego obowiązywanie]. A jednak klauzule Pana Burke’a nie mają za sobą nawet tej jakości. Stają się próżne, gdy próbują stać się nieśmiertelne; ich natura wyklucza przyzwolenie. Niszczą bowiem uprawnienie, które mogłyby posiadać, opierając się na uprawnieniu, którego posiadać nie mogą. Nieśmiertelna władza nie jest bowiem upraw-nieniem ludzkim, a zatem nie może się też stać uprawupraw-nieniem parlamentu.

Parlament roku 1688 mógłby był równie dobrze wydać akt upoważniający jego członków do wiecznego życia, jak wydał akt wiecznego trwania swego autorytetu. Wszystko tedy, co o jego klauzulach da się powiedzieć to to, że są one jedynie słownymi formułami, mającymi tyle wagi, co skierowane do samych siebie gratulacje tych, którzy je ułożyli, wołając w orientalnym duchu właściwym starożytności: O Parlamencie, obyś żył wiecznie!

Antologia tekstów dotyczących praw człowieka

Jak wypadki świata wciąż ulegają przemianom, tak opinie ludzi nie są stałe, skoro rząd jest dla żywych, a nie dla umarłych, przeto jedynie żyjący mają wobec niego jakiekolwiek uprawnienia. To, co uznane być może za słuszne (right) i odpowiednie w jednym okresie, w innym może zostać potraktowa-ne jako błędnie odpowiednie. Któż ma w takich przypadkach decydować:

żywi czy martwi. Blisko sto stron swej książki poświęca Pan Burke owym klau-zulom; naturalnym następstwem faktu, że owe klauzule same przez się – tak dalece, jak ustanawiają one uznaną uzurpację władzy nad następcami aż po wsze czasy – pozbawione są autorytetu, jest to, że pozostają one próżne i pu-ste; że wobec tego arsenał wniosków Pana Burke’a, stwierdzeń z nich wypro-wadzanych i na nich wspartych także pozostaje próżny; na tym opieram swoje rozważania.

Muszę teraz pójść za Panem Burkem przez dzikie ostępy pieśni pochwal-nych) szczególnego rodzaju peanu na cześć rządów, w którym domaga się on czego dusz zapragnie, przy założeniu, że wszyscy mu uwierzą nie wymaga-jąc od niego prezentacji wystarczawymaga-jących dowodów albo przesłanek takiego postępowania. Zanim cokolwiek może zostać doprowadzone argumentami do konkluzji, pewne fakty, zasady lub dane, z których wnioskujemy muszą zostać stwierdzone, przyjęte lub odrzucone. Pan Burke z właściwą sobie gwał-townością potępia Deklarację Praw Człowieka przyjętą przez Zgromadzenie Narodowe we Francji jako fundament, na którym wspiera się francuska kon-stytucja. Akt ten nazywa on lichym i mglistym arkuszem papieru poświęco-nym uprawnieniom człowieka. Czy Pan Burke przeczy, że człowiek posiada uprawnienia? Jeśli tak, to musi sądzić, że nigdzie nie istnieje coś takiego, jak uprawnienia, że wobec tego także on sam ich nie posiada; któż jednak jest na tym świecie, jąknie człowiek? Lecz jeśli Pan Burke zakłada, że człowiek uprawnienia posiada, tedy postawić należy pytanie następujące: jakie są owe uprawnienia i jak człowiek został w nie wyposażony?

Błąd tych, którzy istnienie uprawnień człowieka wywodzą za pomocą pre-cedensu ze starożytności polega na tym, że nie dość głęboko sięgają w staro-żytność. Nie przemierzają całej drogi. Zatrzymują się na stadiach pośrednich co jakieś sto lub tysiąc lat, przyjmując to, co wówczas czyniono jako zasadę właściwą dla obecnych czasów. Nie jest to jednak żaden autorytet. Jeśli [bo-wiem] posuwać się będziemy dalej w starożytność, znajdziemy przewagę zu-pełnie przeciwstawnych opinii i praktyk; jeśli chcielibyśmy przypisać autory-tet starożytności jako takiej, tedy zważmy, iż podobnych autoryautory-tetów wzajem sprzecznych moglibyśmy odnaleźć tysiące; jeśli jednak posuwać się będziemy wciąż dalej i dalej, to w końcu dobrze na tym wyjdziemy: dotrzemy bowiem do dni, gdy człowiek wyszedł z rąk swego Stwórcy. Kim wówczas był? Człowie-kiem. Człowieczeństwo to jego wielki i jedyny tytuł; żaden wyższy nie może mu być dany. O tytułach przeto mówić zamierzam dalej. Sięgnęliśmy oto do początków człowieka i początków jego uprawnienia. Sposób, w jaki świat ten

Thomas Paine, Prawa człowieka

był rządzony od tego dnia do czasów nam współczesnych, nie interesuje nas bardziej niż tylko po to, by zrobić właściwy użytek z błędów i usprawnień po-jawiających się w historii. Ci, którzy żyli sto lub tysiąc lat temu byli w tym okresie współczesnymi, jak my jesteśmy nimi obecnie. Mieli oni swoich sta-rożytnych, ci zaś mieli jeszcze innych, podobnie jak my staniemy się staro-żytnymi w swoim czasie. Jeśli li tylko pojęcie starożytności jest tym, które ma kierować sprawami życia, wówczas ludzie, którzy żyć będą za sto lub tysiąc lat mogą nas traktować jako precedens równie dobrze, jak my traktujemy jako precedens tych, którzy żyli sto lub tysiąc lat temu. Fragmenty starożytności używane do tłumaczenia wszystkiego nie ustalają niczego. Przez cały czas au-torytet staje przeciwko auau-torytetowi aż dochodzimy do boskich początków uprawnień człowieka odnajdywanych w akcie stworzenia. Tutaj nasze bada-nia osiągają kres zaś rozum znajduje swą przystań. Jeśliby dyskusja na temat uprawnień człowieka prowadzona była po stu latach od dnia stworzenia, trze-ba by sięgnąć do tego właśnie źródła autorytetu, do którego także my musimy się obecnie uciekać.

Choć nie zamierzam omawiać żadnej sekciarskiej zasady religijnej, war-to jednak odnowar-tować, że genealogia Chrystusa sięga Adama. Dlaczegóż tedy nie wyprowadza się uprawnień człowieka sięgając do aktu jego stworzenia?

Odpowiem na to pytanie. Ponieważ istniały samozwańcze Rządy, działające arogancko wobec biernego człowieka. Jeśli jakiekolwiek pokolenie ludzi po-siadało kiedykolwiek uprawnienie do wskazania sposobu, w jaki świat winien być na zawsze rządzony, to było nim pierwsze pokolenie; jeśli zaś to pokolenie go nie posiadało, to żadne następne nie mogło ujawnić autorytetu pozwala-jącego na wskazanie takiego sposobu, a tym bardziej nie mogło żadnego [au-torytetu] ustanowić. Oświecająca i boska zasada równych uprawnień człowie-ka (wywodzących się od Stwórcy człowieczłowie-ka) odnosi się nie tylko do żyjących jednostek, ale także do następujących po sobie pokoleń. Każde pokolenie jest równe w zakresie uprawnień względem pokoleń je poprzedzających, a to w oparciu o tę samą zasadę, która sprawia, że każda jednostka rodzi się równą jej współczesnym w zakresie uprawnień.

Wszelkie dzieje stworzenia i wszystkie tradycyjne relacje znajdowane tak w kulturach piśmiennych, jak i niepiśmiennych, różnić się mogą co do opinii i wiary w odniesieniu do pewnych szczegółów, wszystkie jednak zgodne są co do tego jednego elementu: jedności człowieka; rozumiem przez to, że wszyscy

Wszelkie dzieje stworzenia i wszystkie tradycyjne relacje znajdowane tak w kulturach piśmiennych, jak i niepiśmiennych, różnić się mogą co do opinii i wiary w odniesieniu do pewnych szczegółów, wszystkie jednak zgodne są co do tego jednego elementu: jedności człowieka; rozumiem przez to, że wszyscy

W dokumencie dotyczących praw człowieka (Stron 109-119)