• Nie Znaleziono Wyników

II. Sukces naukowy w teorii

2.1 Czym jest sukces w nauce

2.1.2 Osiągnięcie badawcze jako fakt społeczny

W większości dziedzin nauki za główny wytwór pracy badawczej uważa się publikacje, choć ich rodzaj bywa zróżnicowany w zależności od dyscypliny. Dominujące w przypadku większości dyscyplin artykuły, w naukach humanistycznych stanowią zaledwie wycinek dorobku publikacyjnego, a np. w informatyce ustępują wystąpieniom konferencyjnym. Bez względu jednak na formę, publikacja jako forma komunikacji, a więc interakcji w nauce jest najistotniejszym wyrazem osiągnięć badawczych (z wyjątkiem oczywiście nauk technicznych, gdzie dąży się do patentów i wdrożeń komercyjnych). Rola publikacji jest tak istotna, że – jak zauważa Mary Fox - badania stają się „pracą badawczą”’, dopiero gdy osiągną formę publikacji, ponieważ wówczas dopiero mogą być przyjęte, ocenione i zweryfikowane i wykorzystywane przez społeczność naukową [Fox: 1983]. Podobnie widział to Merton, który podkreślał że:

(…) nauka nie jest prywatną wiedzą. Dopiero poprzez publikację badacz dokonuje wkładu w naukę (...) i dopiero gdy stają się ona częścią publicznego zasobu nauki, badacz może przypisywac sobie jej własność” [Merton :1996, 332].

Z kolei Jonathan i Stephen Cole ujęli to następujaco :

Postęp nauki opiera się na skutecznej wymianie myśli. Jest oczywiste, że wpływ na rozwój nauki mogą mieć wyłącznie te odkrycia, które są znane innym. [Cole, Cole:

1973]

Jeśli komunikacja jest istotą rozwoju nauki, sukces naukowy ma bez wątpienia charakter społeczny. Nie tylko sukces jest pojęciem społecznym, ale i sama nauka jest działaniem społecznym. Jak pokazują kolejne badania, społeczność naukowa ma udział w osiągnięciu badawczym na każdym etapie jego istnienia.

a. W rękach następców

Udział następców w określaniu naukowego znaczenia dokonań badaczy przewidywał już Popper, dla którego wartość naukową miała wyłącznie praca ogłoszona publicznie i dopuszczająca możliwość falsyfikacji [Popper: 2002]. Ludwik Fleck (lekarz i filozof nauki), mówiąc o odkryciach naukowych posługiwał się metaforą gry zespołowej, a konkretnie w piłkę nożną: pojedynczy badacz to dla niego zaledwie piłkarz, podczas gdy o przebiegu gry decyduje drużyna. Dokonania naukowe, twierdził Fleck, „utrzymują się” tylko wtedy, gdy trafiają na podatny grunt i są wykorzystywane [Fleck: 2006]. Kuhn (nawiązując zresztą do Flecka) ujął to jeszcze prościej: odkrycie/osiągnięcie naukowe istnieje o tyle, o ile jest jako takie akceptowane przez innych badaczy. Latour, z kolei, rozbudował tę myśl w teorii

aktora-26

sieci. Jak stwierdził, los odkryć i wynalazków leży w rękach użytkowników, bo to oni przesądzają o znaczeniu dokonań badawczych. O tym, czy doniesienie naukowe jest faktem czy fikcją decyduje, w jego ujęciu, późniejsza dyskusja. Same w sobie doniesienia naukowe, badania czy wynalazki niewiele znaczą, a ich jakość jest konsekwencją - nie przyczyną – kolektywnych działań odbiorców. Wewnętrzne cechy badań –wyjaśnia Latour - nie stanowią o ich znaczeniu, prawdziwości, przydatności, trwałości. Cechy te pojawiają się dopiero później, gdy te doniesienia, czy wynalazki są wykorzystywane w innych doniesieniach, badaniach czy wynalazkach. Przymiotnika „naukowy” nie stosuje się, jak podkreśla Latour wobec wyizolowanych tekstów, w uznaniu ich tajemniczych cech. Tekst staje się naukowy, gdy przestaje być wyizolowany. I tu pojawia się metafora gry zespołowej, tym razem w rugby.

„Doniesienie badawcze jest zawsze zagrożone, jak piłka w meczu rugby. Jeśli nie podejmie jej żaden z graczy, leży na trawie. Aby mogła brać udział w grze, ktoś musi ja złapać i rzucić dalej. Efekt rzutu jest z kolei zależny od szybkości, sprawności i taktyki innych uczestników gry. Trajektoria piłki może być w każdej chwili przerwana, zmieniona lub odwrócona (…) konstrukcja faktów naukowych jest, jak gra w rugby, procesem grupowym” [Latour: 1987,104].

Różnica między grą w rugby a praktyką badawczą polega na tym, konkluduje Latour, że w grze piłka pozostaje ta sama, podczas gdy w przedmiot badań jest modyfikowany, przechodząc z rąk do rąk. Jest nie tylko kolektywnie stosowany, ale i kolektywnie konstruowany przez kolejnych badaczy.

Podobne założenie legło u podstaw badań biblio metrycznych: jak pisał jeden z pionierów bibliometrii Solla Price, uczony - w odróżnieniu od artysty - nie może tworzyć w odosobnieniu, ponieważ o jego twórczość „domaga się uznania przez innych uczonych”

[Solla Price: 1967]. W podobnym duchu wypowiadał się Ziman, twierdząc, że naukowiec osiąga sukces wtedy, gdy jest cytowany przez innych badaczy [Ziman: 1968] .

Zgodnie z powyższymi określeniami, dokonanie naukowe definiowane jest wiec poprzez jego odbiór przez społeczność badawczą. To ona decyduje o jego zastosowaniu i randze. Jeśli więc pojęcie sukcesu w nauce budziło nieufność, ze względu na „aspekt socjologiczny”, to samo powiedzieć można o osiągnięciu badawczym, które istnieje tylko w określonych ramach społecznych.

b. „On the shoulders of giants”

Inni naukowcy i właściwe środowisko społeczne potrzebne są badaczowi nie tylko po to, by post factum uwiarygodniać jego odkrycia. Są mu przede wszystkim potrzebne do prowadzenia badań. Świadomość, że działalność badawcza opiera się na pracy poprzedników towarzyszyła naukowcom już znacznie wcześniej niż poczucie zależności od następców.

Upowszechnione przez Mertona, słowa Newtona: „Jeśli widzę dalej, to tylko dlatego, że stoję na ramionach olbrzymów”, zrobiły taką karierę, że są rozpoznawalne w formie akronimu

27

(OTSOG). Badacze uświadamiają sobie i dokumentują wkład innych we własne osiągnięcia, co przejawia się w zamieszczanych przez nich w publikacjach podziękowaniach i przypisach.

Jednocześnie jednak obserwacje praktyk stosowanych przez badaczy w tym zakresie wykazują znaczne różnice, wynikające mi.in. z przynależności kulturowej (kraj i dyscyplina badawcza), ale i osobistych ambicji [Pontille: 2003, Wagner: 2012].

Udziałowi innych osób i czynników zewnętrznych w twórczości badawczej przypisywane jest nieraz znaczenie tak duże, że zaciera się zasługa samego autora. W ten sposób swoje wynalazki opisywał Francis Bacon, stwierdzając, że są one „raczej dziećmi czasu niż talentu”

[Merton: 1873]. W podobnym duchu wypowiadał się Galton, zauważając, że odkrycia naukowe „jak jabłka spadają, kiedy są dojrzałe” [Solla Price: 1967]. Z kolei Kuhn zauważał, że choć zdarzają się odkrycia zaskakujące, jak na przykład odkrycie tlenu czy promieni rentgenowskich, większość stanowią odkrycia spodziewane, które odpowiadają na aktualne problemy badawcze i ku którym dąży jednocześnie wiele osób [Kuhn: 1996]. Badając historię nauki, Merton zwraca uwagę zarówno na kumulację odkryć naukowych, jak i na zbieżność zainteresowań badaczy w pewnych okresach historycznych. Przeprowadzona przez niego analiza odkryć naukowych w XVII w. wykazuje na przykład wyraźne różnice między pierwszą i drugą połową tego stulecia: w drugiej połowie pojawiło się trzykrotnie więcej odkryć niż w pierwszej, przy czym szczególnie płodna okazała się dekada 1661-1670.

Różnice te z pewnością, jak przyznaje Merton, wynikają z ogólnej sytuacji polityczno-społecznej (np. z wojen domowych). Oprócz tego jednak, przekonuje on, pewne epoki stwarzają dogodniejsze warunki dla rozwoju cywilizacyjnego w tym nauki, niż inne. Merton zwraca również uwagę na zbieżność zainteresowań badawczych w pewnych okresach.

Zestawiając nie tylko odkrycia, ale i udokumentowane początki zainteresowań badawczych, dostrzega wyraźne cykle w rozwoju poszczególnych dyscyplin.

Krótkoterminowe fluktuacje zainteresowań poszczególnymi zagadnieniami wynikają z rozwoju danych dyscyplin. Publikacje uznane za bardzo znaczące stwarzają grunt dla badania całego szeregu problemów wydobytych na światło dzienne lub dających nadzieję na rozwiązanie. To wrażenie (…) potwierdzają też dane innego rodzaju. Z bezpośrednich wypowiedzi autorów wiemy, że wiele prac powstało pod wpływem prowadzonych przez Gilberta badań nad magnetyzmem. Z kolei dokonania Harveya skłoniły brytyjskich badaczy do zajęcia się anatomią i fizjologią [Merton: 1973, 199]

Merton zwraca uwagę, że falę odkryć w XVII poprzedzał okres inkubacji, gdy pojawiały się pojedyncze sygnały zainteresowania pewnymi tematami badawczymi. Z czasem, znikome początkowo kontakty między badaczami stawały się coraz intensywniejsze. Pojawiały się i nasilały doniesienia o kolejnych odkryciach, powstały także pierwsze towarzystwa i czasopisma naukowe. W tym sensie Merton mówi o żyznej glebie dla działalności badawczej.

Wpływy „wewnętrzne” łączą się tu z czynnikami zewnętrznymi: odkrycia wiążą się często z potrzebą szukania odpowiedzi na wyzwania epoki. Przejawem tej zależności jest dla Mertona jednoczesne dokonywanie tych samych odkryć przez niezależnych uczonych. Bardzo charakterystyczny pod tym względem jest przywoływany przez niego przykład doświadczeń Kelvina: gdy w wieku lat 18 wysłał on swoją pracę do Cambridge Journal, okazało się, że

28

został właśnie wyprzedzony przez matematyka francuskiego Chaslesa, a gdy praca ukazała się w końcu parę miesięcy później, poprzedzało ją odniesienie nie tylko do odkryć Chaslesa, ale i Sturma. Jeszcze później okazało się, że to samo twierdzenie (którego dotyczyła praca) zostało sformułowane i udowodnione przez Gaussa, a po latach przekonano się, że jeszcze wcześniej opublikował je Green. W tej samej biografii Kelvina znaleźć można jeszcze kilka innych przypadków zdumienia Kelvina, że jego „świeże”, nabierające dopiero kształtów idee zostały właśnie opisane przez kogoś innego. Merton wymienia także wielu innych badaczy, którzy – choć uznawani za bezsprzecznych geniuszy – dzielili bezwiednie swoje odkrycia z innymi. Należy do nich m.in. Galileusz, Newton, Faraday, Maxwell, Cavendish, Gauss, Lavoisier, Laplace, Priestley [Merton: 1973]. O ile analiza Mertona dotyczy przypadków z odległej dość epoki, nic nie wskazuje na to, by zjawisko to miało stracić na znaczeniu.

Naukowcy nadal pracują nad podobnymi problemami i niezależnie dochodzą do podobnych rozwiązań [Hagstrom: 1965].

Bez odpowiedniego środowiska naukowego prowadzenie badań wydaje się niemal w ogóle niemożliwe, co dobrze ilustrują opisywane przez Mertona zmagania Charlesa Lyella, który postanowił poświęcić się studiom nad historią Ziemi w latach 20. XIX w., gdy geologia jako nauka nie istniała. Lyell nie mógł znaleźć dla siebie miejsca na uczelni. Nie mógł nikogo przekonać, że ma coś ważnego do powiedzenia, nie mając żadnych wyników badawczych. Z kolei wyników takich nie mógł uzyskać bez funduszy, których tymczasem nie mógł zdobyć bez odpowiedniej pozycji i dorobku badawczego. Lyell musiał zgromadzić wokół siebie kolegów o podobnych zainteresowaniach, nie mogąc zapewnić im utrzymania. Postanowił zwrócić do szerokiej publiczności, wydając książkę, co jednak wiązało się z kolejnym problemem: książka zbyt fachowa i „techniczna” zostałaby w dużej mierze niezrozumiała, a w rezultacie odrzucona. Z kolei książka napisana w sposób zrozumiały dla nieprzygotowanych intelektualnie czytelników, nie byłaby pracą naukową. W dodatku Lyell chciał zakwestionować powszechnie przyjęte przekonania o pochodzeniu ziemi. Musiał więc dokonać kolejnego trudnego wyboru: szokować czytelników czy złagodzić swoje przekonania, prezentując kompromis, a nie pracę naukową [Merton: 1973]. – „Nie jest łatwo być naukowcem zanim pojawi się dla niego miejsce” – konkluduje Merton. [Merton: 1973, 150]

c. Kolektyw myślowy i paradygmat

Z jednej strony wiemy więc, że naukowcy (w różnym stopniu) skłonni są uznać udział innych we własnych osiągnięciach, z drugiej, że wkład ten prawdopodobnie wykracza poza uświadamiane sobie przez nich wsparcie. Ciekawe są pod tym względem obserwacje Flecka, który nie był socjologiem, filozofem, ani psychologiem społecznym tylko lekarzem i który zauważył, że badacz wykształcony w danym środowisku (środowisku specjalistów w danej dziedzinie), po jakimś czasie przestaje zauważać przyswojone od innych przyzwyczajenia myślowe i odczuwa się je jako jedynie możliwe, jako „coś, nad czym nawet nie trzeba się zastanawiać” . Tymczasem, zauważa Fleck, nawet najprostsza obserwacja jest od uzależniona od „stylu myślowego”, jakiego trzeba się nauczyć, by zostać specjalistą w danej dziedzinie:

29

„Poznawanie jest najsilniej uwarunkowaną społecznie działalnością człowieka;

najprostsza obserwacja jest uzależniona od stylu myślenia. Styl myślowy to określony przymus myślowy; jest to całościowa intelektualna gotowość, gotowość takiego a nie innego widzenia i działania. Fakt naukowy to odpowiadająca stylowi myślowemu struktura pojęciowa. Dla wszystkich odkryć można wykazać, że właściwym autorem jest jedynie pewien kolektyw myślowy, jego swoisty nastrój intelektualny i jego rozwój.

Niemożliwy jest naprawdę izolowany badacz, niemożliwe jest ahistoryczne odkrycie, niemożliwa jest bezstylowa obserwacja. Izolowany badacz bez uprzedzeń i tradycji, bez działających nie niego sił społeczeństwa myślowego i bez wpływu ewolucji tego społeczeństwa, byłby ślepy i bezmyślny. Myślenie jest czynnością zbiorową, jak śpiew chóralny lub rozmowa. [Fleck: 2006, 71]

Fleck zwrócił uwagę, na to, że badacz (1) mniej lub bardziej nieświadomie wykorzystuje kolektywny styl myślowy oraz (2) że nie jest zazwyczaj w stanie uwolnić się od tego stylu myślowego. Fachowiec - pisze Fleck - jest specjalnie uformowanym człowiekiem, który już nie może ujść swoim tradycyjnym i kolektywnym związkom, bez których nie byłby fachowcem [Fleck: 2006, 82]. By zajmować się nauką, badacz musi przejść proces wtajemniczenia w daną dziedzinę, a wyniku tego wtajemniczenia, styl myślowy staje się przymusem. W dodatku przymusem nieuświadomionym, zwłaszcza, gdy badacz/fachowiec widzi wokół siebie nikogo

„niewtajemniczonego”, a tak to z reguły wygląda w hermetycznych z natury środowiskach badawczych.

Poznanie nie jest indywidualnym procesem, przekonuje Fleck, ponieważ za każdym razem przekracza granice dostępne jednostce. Zdanie „ktoś poznaje coś” jest, według niego, niepełne i wymaga uzupełnienia, np. ”zgodnie z określonym stanem wiedzy” lub lepiej „jako członek określonego środowiska kulturowego”, lub najlepiej „pewnym określonym stylu myślenia, w określonym kolektywie myślowym”.Dla wszystkich odkryć - pisał Fleck - można wykazać, że właściwym autorem jest jedynie pewien kolektyw myślowy, jego swoisty nastrój intelektualny i jego rozwój. Ilustruje to przykładem ze swojego codziennego doświadczenia zawodowego: opis badania bakteriologicznego jest czym innym dla kręgu fachowców i lekarzy, a czym innym (pozbawionym znaczenia) dla laików. [Fleck: 2006]

Koncepcje Flecka rozwinął Kuhn, wprowadzając pojęcie paradygmatu, czyli społecznie uwarunkowanego zbioru pojęć i teorii, w ramach których porusza się naukowiec. Dla Kuhna, naukowiec jest jak szachista, który próbuje rozwiązać problem na szachownicy, testując alternatywne pomysły, ale nie kwestionując reguł gry. Inna przywoływana przez Kuhna metafora „normalnej nauki” to układanie puzzli, a więc dochodzenie do przewidywalnych konkluzji, przy wykorzystaniu z góry określonych elementów [Kuhn: 1996]. Dlatego, pisał Kuhn, przełomy i rewolucje naukowe są rzadkością. Paradygmat, w jakim poruszają się naukowcy, determinuje, jakie aspekty natury i w jaki sposób są przez nich badane.

d. Czarne skrzynki i rozproszone poznanie

Jeśli wiedza długo przeciwstawiana była wierze, jako coś udokumentowanego twardymi dowodami, to w dużej mierze zdawała się ona wynikiem spotkania (indywidualnego) umysłu

30

z obiektywną rzeczywistością. W takiej perspektywie wiedza kształtowana jest przez obserwację i logikę, podczas gdy wpływy społeczne (takie jak np. tradycja czy autorytet) prowadza do zniekształceń [Mazzotti: 2008]. A jednak od czasów Durkheima dostrzegamy w kategoriach myślowych produkty zbiorowego doświadczenia. Dla Barry’ego Barnesa z edynbuskiej szkoly „mocnego programu” socjologii paradygmat to już nie tylko „rama myślowa”, ale każda konkretna obserwacja. Czy Kepler i Tycho de Brahe obserwowali to samo Słońce? – pytał Barnes. I wyjaśniał, że choć w sensie potocznym obserwacja oznacza po prostu intensywne patrzenie, jest w istocie działalnością kontekstualną, a nawet indeksykalną. Nie można więc traktować dosłownie sformułowania: „fizyk obserwuje atom”

lub „astronom obserwuje kosmos” [Barners, Bloor, Henry: 1996]. Dla Barnesa wiedza jest jednocześnie działaniem i to działaniem kolektywnym, o określonym kierunku, dyktowanym przez priorytety i cele uczestników. W tej sytuacji porządek społeczny i poznawczy nie mogą być analizowane w oderwaniu od siebie, a wiarygodność badaczy jest konstruowana społecznie.

Podobne przekonanie znajdujemy również u podstaw antropologicznych badań Bruno Latoura Nie ulega dla niego wątpliwości, że naukowcy nie obserwują natury bezpośrednio - robią to za pośrednictwem odkryć dokonanych przez innych ludzi. Praca naukowa wymaga bardzo wielu instrumentów, gotowych rozwiązań oraz współpracowników, którzy potrafią je zastosować, czy zinterpretować wyniki. Obraz widziany pod mikroskopem, czy przez teleskop nie jest naturą, ale jej przekształceniem, a obserwację dokonywaną przez badacza trudno oddzielić od inskrypcji, którą się posługuje – przekonuje Latour. - „Naukowiec po prostu komentuje, podkreśla, wskazuje, stawia kropki nad „i” i kreski w „t” [Latour, Woolgar:1986, 71]. Stąd wprowadzone przez Latoura pojęcie „czarnej skrzynki”, odnoszące się do gotowych rozwiązań, które przejmujemy od innych i którymi posługujemy się, nie kwestionując ich i nie wnikając w ich istotę. Badacz nie jest w stanie kwestionować zawartości „czarnych skrzynek” którymi się posługuje, choćby dlatego, że jest ich zbyt wiele i że ich weryfikacja wymagałaby specjalistycznej i zwykle nieznanej mu wiedzy.

Postrzegając naukę przede wszystkim jako praktykę badawczą, współcześni badacze coraz większą wagę przywiązują do procesów kognitywnych. Pokazują, jak wiedza generowana jest w toku komunikacji, a więc kolektywnie (koncepcja rozproszonego poznania) [Hutchins:

1995], oraz jak badacze wykorzystują elementy swojego otoczenia, zmniejszając obciążenia poznawcze (koncepcja usytuowanego poznania) [Clark, Chalmers: 1998].

Tradycyjne badania nad nauką skupiały się najczęściej albo na jednostce, albo na wspólnocie. .Pierwsze prowadziły do nadmiernej indywidualizacji obrazu nauki.

Drugie dążyły do wyjaśnienia rozwoju nauki przez odwołanie się do makrostruktur społecznych, czynników kulturowych, systemów wartości, elementów światopoglądu naukowego, systemów kar i nagród, gubiąc gdzieś po drodze samego naukowca.

(…)Współczesne studia nad nauką ukazują obraz praktyki naukowej jako działalności opartej na procesie redukcji poziomu złożoności badane świata, który dokonuje się w wyniku kolektywnych wysiłków badaczy oraz wykorzystania różnych – niekiedy dość

31

zaskakujących – zabiegów technicznych, a także szeregu narzędzi i artefaktów [Afeltowicz: 2012, 17]

e. „W cieniu olbrzymów”

Środowisko badawcze określa, jakie badania i eksperymenty warto wykonywać, a jakich nie warto. A także jakie wyniki należy traktować poważnie, a jakie przypisywać błędom lub przypadkowi. O tym, jak silny jest opór przed zmianą paradygmatu świadczą przywoływane już przez Kuhna przykłady Kopernika, Newtona, czy Darwina. Max Planck (laureat nagrody Nobla z fizyki, który pochodził z rodziny uczonych, studiował u Helmholtza i Kirchhoffa i sam był promotorem kilku późniejszych sław z dziedziny fizyki, w tym dwóch laureatów Nagrody Nobla) ujął to dość drastycznie, stwierdzając w swojej biografii, że nowatorskie idee naukowe triumfują nie dlatego, że przekonują grono oponentów, ale dlatego, że oponenci stopniowo wymierają i rośnie nowa generacja, przyzwyczajona do nowych pomysłów [Merton: 1973]. Podobnie widział to Ziman, podkreślając, że praca naukowa jest zdeterminowana przez proces socjalizacji badacza, dokonujący się niemal bez wyjątków w ramach istniejących instytucji naukowych, pod okiem specjalistów. Nawet chcąc skrytykować czyjś pogląd lub zaprezentować własną teorię, trzeba umieścić ją w kontekście aktualnego zasobu wiedzy danej dyscypliny. - Paradoks polega na tym – pisał Ziman - że chcąc zmienić jednomyślność opinii, trzeba wpierw udowodnić, że się ją rozumie i akceptuje [Ziman: 1968, 39].

W tym sensie może okazać się, że wybitne odkrycie nie tylko inspiruje kolejnych badaczy, torując im drogę do kolejnych badań, ale i wiąże ręce, hamując rozwój dyscypliny. Merton podaje przykład hydrodynamiki, gdzie po odkryciach Newtona, na kolejny krok trzeba była czekać aż do czasów Thomasa Younga. Hegemonia badacza o dużym autorytecie naukowym może skutkować również blokadą (przynajmniej w skali lokalnej) rozwoju alternatywnych teorii i szkół badawczych. W ten sposób charakteryzowana bywa dominacja Bourdieu w socjologii francuskiej [Wagner: 2012]. Jak z kolei podkreśla sam Bourdieu, efekty socjalizacji w nauce są wzmacniane przez bardzo selektywny proces selekcji: kontrola społeczna umożliwia karierę badawczą tym osobom, które popierają (wartości wyznawane przez) elitę [Bourdieu:1984]. Jednym z negatywnych efektów socjalizacji badaczy jest więc izolacja od kwestii, które – choć potencjalnie istotne – nie są zauważane i akceptowane przez środowisko. W rezultacie badacze nie są świadomi wielu ważnych, nierozwiązanych pytań i mają ograniczone możliwości wyboru własnej tematyki badawczej, z czego również nie w pełni zdają sobie sprawę [Kuhn: 1996].

f. Konsensus

Jak zauważa Hagstrom, na skutek socjalizacji naukowcy przejmują wiarę w nieomylność nauki i jednomyślność badaczy, a konsensus jest jedną z kluczowych wartości w nauce: fakty naukowe to takie, co do których badacze się zgadzają [Hagstrom: 1965]. Naukowcom tak bardzo zależy na jednomyślności, że różnice zdań są często bagatelizowane i przypisywane

32

błędom lub pozamerytorycznym względom, jak choćby cechom osobowościowym.

[Hagstrom: 1965; Mulkay: 1976]

W rezultacie naukowcy mają nie tylko zniekształcony obraz jedności przekonań współczesnego sobie środowiska naukowego, ale również, jak zauważył Kuhn, poddawani są iluzji jednorodności historii nauki. Podręczniki, z których sie uczą konstruowane są w sposób sugerujący, że postęp w nauce dokonywał się w sposób linearny i kumulatywny. W takiej wizji rozwoju nauki, odkrycia Newtona prowadzą w naturalny sposób do odkryć Einsteina, a różnice między nimi w rozumieniu masy, czasu i odległości są po prostu ignorowane. Cele i koncepcje wcześniejszych badaczy wydają się zgodne z obecnymi celami i teoriami. Z jednej strony buduje to w środowisku naukowym poczucie udziału we wspólnym przedsięwzięciu, z drugiej - wzmacnia złudzenie konsensusu w nauce [Hagstrom: 1965, Kuhn: 1996].

Kontrola kontrowersji w nauce przybiera postać recenzji warunkujących publikację pracy lub jej finansowanie (o czym mowa będzie jeszcze w dalszej części tego rozdziału). Czasopisma naukowe publikują z zasady prace nie budzące kontrowersji, a i fundusze na badania

Kontrola kontrowersji w nauce przybiera postać recenzji warunkujących publikację pracy lub jej finansowanie (o czym mowa będzie jeszcze w dalszej części tego rozdziału). Czasopisma naukowe publikują z zasady prace nie budzące kontrowersji, a i fundusze na badania