• Nie Znaleziono Wyników

III. Sukces badawczy widziany z perspektywy laureatów FNP – wnioski z badania jakościowego

3.3 Własna historia sukcesu

3.3.1 Droga do nauki

Opowiadając o początkach swojej drogi naukowej, wielu laureatów podkreśla, że w czasie gdy studiowali, wybór pracy badawczej był mało popularną opcją, postrzeganą wręcz jako ścieżka dla tych, którzy nie widza dla siebie innych, atrakcyjniejszych możliwości. Dotyczy to przede wszystkim osób, które kończyły studia w latach 90.

Wtedy bardzo mało osób myślało w ogóle o nauce. Bo wtedy czasy dla nauki, kiedy myśmy jeszcze kończyli, to był koniec lat 90, i wtedy doktorom było bardzo, bardzo trudno. Ze wszystkich możliwych powodów. Ze względu na stypendia, sprzęt, którego w ogóle nie było. (…)Wtedy wiele osób pracujących na uczelni próbowano odciągać od nauki. Nawet jeśli ktoś miał chęć do zajmowania się nauką, to rozmowy z innymi osobami generalnie bardzo do tego zniechęcały. Ja chciałem zrobić doktorat.

[Ś/III/m/4].

179

Geneza własnego zainteresowania pracą naukową opisywana jest w wywiadach bardzo rozmaicie. Kilka osób wspomniało, że „zawsze” chciało się zajmować właśnie nauką i nie wyobrażało sobie innej pracy. - Wróciłem że szkoły podstawowej i powiedziałem mojej mamie, że będę fizykiem [Ś/I/m] - mówi jeden z laureatów. Inny opowiada, jak wychowując się w niewielkiej wsi, od dzieciństwa marzył o pracy biologa - Ja po prostu już stamtąd strasznie chciałem być uczony, po prostu takie to było może naiwne, ale ja bardzo chciałem być biologiem [PM/II/m/2].

Kilka osób wskazało konkretne źródła swoich wyborów, a raczej osoby, które wywarły wpływ na te wybory. Dla kilku rozmówców były to osoby z najbliższej lub dalszej rodziny.

Dla innych nauczyciel lub wykładowca, który obudził pasję badawczą. W jednej wypowiedzi jako moment kluczowy dla przyszłej kariery badawczej wskazane zostało przyjęcie do bardzo dobrego liceum.

Bardzo istotnym etapem w moim życiu było to, że dostałam się do wówczas najlepszej szkoły matematyczno-fizycznej (…) I to po prostu była jedna wielka przygoda. Tzn.

nauczyciele, którzy tam pracowali to byli pasjonaci swoich przedmiotów. Miałam fantastyczną matematyczkę (…)i ja po prostu pamiętam jak my się nie mogliśmy doczekać kiedy będzie klasówka, czym ten nauczyciel nas zaskoczy, to zawsze było takie rozwiązywanie zagadek. (…) Więc stąd na pewno się wzięła pasja. (…) I myślę, że to był taki moment zwrotny, że warto zajmować się nauką, bo to jest po prostu fascynujące, że my jesteśmy wyposażeni w taki dar, jakim jest logika myślenia, mamy zdolności analityczne, mamy zdolności syntezowania tych wszystkich informacji.

[Ś/II/k]

Ta sama osoba opowiada o kolejnych, „niesamowitych”, wykładowcach na studiach, którzy zainspirowali ją do pracy i konkretnej badawczej tematyki. To na studiach z reguły, w relacjach laureatów, następuje spotkanie z „fantastycznym naukowcem”, które skutkuje zainteresowaniem pracą badawczą, Dla części rozmówców fascynacja taka okazywała się na tyle silna, że zmieniali kierunek studiów.

a. Przypadek

Duża część rozmówców skłonna jest przypisywać swój wybór pracy naukowej przypadkowi.

Przypadek zadecydował w relacjach kilku osób o wyborze specjalizacji („wybrałem specjalizację w ciemno”), czy wręcz kierunku studiów. Jeden z rozmówców dostał propozycję pracy asystenta na uczelni, co wiązało się z koniecznością uzyskania doktoratu. Przyznaje, że intensywnie uprawiał wówczas wspinaczkę i zależało mu na pracy, która da się pogodzić z treningami.

Traktowałem to po prostu jako zwykłą pracę, to nie było tak, że jakoś specjalnie chciałem być naukowcem czy też specjalnie koniecznie chciałem się zajmować tym dlatego tutaj przyszedłem i tak dalej. To było raczej na zasadzie takiego troszeczkę przypadku. [PM/III/m/2]

180

Inny wspomina, że studia doktoranckie wydawały mu się dobrym sposobem na przedłużenie beztroski studenckiego życia:

(…) mnie się tutaj bardzo podobało, bo tu była taka duża grupa doktorantów, taka żywa atmosfera. Wiec po skończeniu magisterium z takich względów czysto rekreacyjno-przyjemnościowych… Wydawało mi się, ze fajniej będzie zostać i robić doktorat tutaj, niż myśleć o jakiejś przyszłości twardo i szukać pracy. Dorabiałem sobie wtedy (…) miło spędzaliśmy czas jeżdżąc po Polskę i nie przepracowywaliśmy się. [Ś/III/m/3]

Inna osoba opowiada, że choć w trakcie studiów nie myślała o pracy naukowej, wybór ten wziął się w dużej mierze z niechęci do pracy w biznesie:

Podobała mi się, że to jest taka praca bardzo niezależna i nie wyobrażałam sobie, że mogę iść (…) do firmy i pracować od godziny do godziny. To był jeden powód, a drugi no to było ciekawe po prostu. I też (…) wydawało mi się, że na początku, że to jest fajne życie, potem przyszła taka frustracja trochę, bo jak coś nie wychodzi prawda no to jest trudne, ale (...)wydawało mi się, że taka praca naukowca jest dosyć niezależna, że można robić bardzo, co się chce wtedy jak tam miałam te dwadzieścia cztery czy pięć lat. [Ś/III/k]

Motyw „fajnego życia”, z dala od świata korporacji („nie musieć się wbijać w garnitur każdego ranka” [Ś/III/m/2]) pojawia się w kilku relacjach. Niektórzy rozmówcy nastawiali się przed studiami na pracę w biznesie i dopiero potem (czasem dopiero na studiach doktoranckich) wybierało naukę. Tylko jeden z rozmówców podjął próbę pracy poza nauką w sektorze prywatnym, ale szybko się nią rozczarował („to było kompletne uwiązanie”

[Ś/III/m/5]). Wśród przedstawicieli nauk humanistyczno-społecznych pojawia się z kolei motyw początkowego zaangażowania w pracę dziennikarską, by stopniowo zwracać się ku własnym badaniom.

Duże znaczenie w zebranych relacjach mają wczesne sukcesy naukowe, np. uzyskanie prestiżowego stypendium czy choćby udział w ciekawym projekcie na etapie studiów doktoranckich. Nawet jeśli kariera naukowa nie leżała w pierwotnych planach laureatów, wczesne sukcesy były źródłem dużej satysfakcji i motywacji do pracy naukowej.

Kilka osób wspomina, że o wyborze pracy badawczej zadecydowało wsparcie ze strony profesorów, którzy ich dostrzegli podczas studiów lub obrony doktoratu i „wyłowili”, proponując udział w swoich projektach lub pracę:

Muszę powiedzieć, że to, że wpadłem w naukę i to w dosyć taką dziedzinę (…) to było zupełnie dziełem przypadku. Bo ta moja jakaś rogata dusza zyskała uznanie w oczach kogoś, kto był profesorem w tym instytucie (…) i zaproponowano mi pracę [PM/I/m/3]

Pamiętam egzamin właśnie z (…) u profesora X. No, były tradycyjne pytania i po paru pytaniach tak profesor: ‘No to niech mi pan teraz powie’ – zawiesił głos – ja mówię:

‘ale teraz jakieś pytanie dostanę na pewno, skoro tak myśli pan profesor’, a profesor

181

się zapytał: ‘A na jaką specjalizację pan się wybiera?’. Wtedy tak naprawdę jeszcze nie byłem do końca zdecydowany, w którym kierunku biologii będę się chciał specjalizować i zresztą tak powiedziałem. No i tutaj profesor stwierdził, że no bardzo chętnie by mnie widział na swojej specjalizacji. [PM/II/m/1]

Nie za dobrze mi się tam wiodło i na pewno przełomem było to że Z mnie zaprosił do swojego instytutu (…). Nie wiedziałem nawet, że jest taki instytut (…) i tam zacząłem przychodzić.(…). Zacząłem robić doktorat, nie mając magisterium zrobionego (…) w każdym razie to że on mnie zabrał z tamtego środowiska... sam nie potrafiłem jakoś z tego wybrnąć. Pamiętam jak wszedłem do instytutu, i powiedziałem: wow, jak tu jest wspaniale. [Ś/II/m/2]

Ona mnie w cudzysłowie odłowiła na moim doktoracie (…) Ja jej nie znałam.

Bezpośrednio po doktoracie, dosłownie na drugi dzień zadzwoniła i zaproponowała mi czy ja bym nie chciała dołączyć do jej zespołu. [PM/I/k]

Jak widać z przytoczonych wypowiedzi, ta dodatkowa zachęta i pomoc często zasadniczo zmieniała nastawienie rozmówców do pracy naukowej, nie mówiąc już o możliwościach rozwoju.

b. Własne predyspozycje

W wypowiedziach tych uderza to, że choć laureaci mówią o pewnym przypadku, szczęściu i nieoczekiwanej propozycji, szybko okazuje się, że był to „przypadek to nie wszystko”, by posłużyć się sformułowaniem Aronsona (Aronson: 2011). Nawet jeśli przypadkiem trafili do pracy naukowej, lub „w ciemno’ wybierali specjalizację na studiach, wszyscy laureaci mówią o szybkim „połknięciu bakcyla”, czy „wkręceniu się” w problematykę badawczą. Byli wybijającymi się studentami, działali w kołach naukowych (częsty element biografii laureatów), angażowali się w badania i dynamicznie posuwali w pracy naukowej. Cytowana wyżej rozmówczyni „wyłowiona” w czasie obrony doktoratu, uzyskała ten doktorat w ciągu trzech lat. - Może do przedmiotów, powiedzmy, się nie wszystkich przykładałem – wspomina jeden z rozmówców - ale w laboratorium bardzo pracowałem [Ś/II/m/2]. Inny opowiada:

No i ja miałem to szczęście, że z jednej strony na studiach miałem bardzo dobre wyniki a z drugiej strony profesor X, który był wtedy szefem Katedry i Zakładu miał taką politykę, że starał się tych co lepszych studentów z danych roczników wyłowić, proponując im studia doktoranckie, czy też wręcz etaty. (…) zaproponował mi studia doktoranckie, po czym dostałem szybko etat. [PM/I/m/7]

Choć ten model wczesnych sukcesów zdecydowanie przeważa w zebranych wywiadach, nie wszyscy laureaci byli „dobrymi studentami” i nie wszyscy od początku przykładali się do pracy badawczej. Jedna z osób opowiada, jak w połowie studiów doktoranckich została wyrzucona przez promotora z zakładu za „obiboctwo”, bo za bardzo rozpraszał się na inne działania, m.in. pracę zarobkową:

Sam bym siebie wtedy wyrzucił. (…) Natomiast ja po przemyśleniach stwierdziłem, ze jednak chcę zostać w nauce. Dogadałem się z prof. X, że skończę artykuł, nad którym

182

pracowałem, a potem już zostałem. I od tej pory już nie miałem wątpliwości, że chce zostać w nauce. [Ś/III/m/3]

Również ta historia - choć jej bohater nie ukrywa swoich ówczesnych wątpliwości, co do wyboru kariery naukowej – świadczy zarówno o życzliwości przełożonego, jak i o (choć uświadomionej z pewnym opóźnieniem) wyraźnej potrzebie prowadzenie badań przez samego bohatera.

Analizując te wypowiedzi w kontekście innych fragmentów wywiadów, można stwierdzić, że korzystne oferty i przychylność mentorów/przełożonych nie trafiały na losowo wybrane osoby. Były raczej efektem uważnej selekcji ze strony starszych naukowców, którzy aktywnie szukali młodych współpracowników i następców. Rozmówcy - mniej lub bardziej świadomie - zwracają uwagę na własne cechy, które predestynowały ich do tego rodzaju pracy. Jedną z takich cech jest niezależność i skłonność do podważania ogólnie przyjętych przekonań i opinii autorytetów. Jeden z laureatów sam siebie nazywa „rogatą duszą” :

Ja z natury jestem dosyć przewrotny i dosyć oporny jeśli chodzi o autorytety. I to już właściwie tak daleko, jak sięgam pamięcią. To już się od szkoły średniej zaczęło, a może nawet wcześniej, że po prostu zawsze z dużą dozą krytycyzmu przysłuchiwałem się i robiłem to, co mi tzw. mistrzowie czy profesorowie mówili. Także w taki sposób rzeczywiście również kończyłem studia (…) pamiętam od razu wpadłem w kontrowersje ze swoim promotorem czy ludźmi z wydziału geologii, którzy jak gdyby kierowali tymi wszystkim, ponieważ zaobserwowałem pewne rzeczy, których oni nie zaobserwowali. [PM/I/m/3]

(...), bo właśnie robiłem po swojemu i to najpierw mnie skłóciło trochę z moim promotorem pracy magisterskiej, bo on chciał, żebym został u niego a jak poszedłem nie do niego, potem mojego promotora doktoratu na obronie nie było, bo się zdążyliśmy pokłócić i z moimi szefami w Ameryce też już dwa razy poszło na noże i to chyba jest cecha naukowca, tak, że musi myśleć samodzielnie, że musi mieć pewną wizję i być do niej przekonanym może nie tak do końca w ślepo, ale musi potrafić swoje racje obronić. [Ś/III/m/2]

Niezależność umysłowa postrzegana jest z jednej strony jako atut w pracy naukowej, z drugiej – jako przeszkoda w kontaktach z przełożonymi. O takich problemach opowiadało kilku rozmówców. - Środowisko tak średnio znosiło no takiego studenta, który ma jakieś własne wizje czy coś i ogólnie tam właśnie nie za dobrze mi się wiodło” [Ś/II/m/2] – mówi jeden z nich. Tym większe znaczenie ma właściwy opiekun naukowy, który potrafi tolerować i wspierać tego „nadmiernie samodzielnych” podopiecznych. Z perspektywy czasu, samodzielność umysłowa okazuje się bardzo przydatna w pracy badawczej.

Pan profesor Y był osobą, która dokładnie wiedziała, czego chce. W stosunku tylko do mnie zrobił wyjątek, że dał mi wolność. Po prostu w momencie, gdy pan profesor dał mi kratkę papieru z punkami, jak będzie wyglądał mój doktorat, to go zapytałem:

‘panie profesorze, czy to jest pański doktorat czy mój doktorat?’ On trochę się zapowietrzył, ale powiedział: ‘dobrze, niech pan robi, co pan chce’. A w stosunku do

183

innych domagał się egzekwował dokładnie to, czego chciał, co doprowadzało do tego, że ludzie robili doktoraty po 8-9 lat. Ja doktorat zrobiłem w ciągu 2,5 lat [PM/I/m/1]

Umiejętność podważenia autorytetu idzie - w relacjach rozmówców - w parze z gotowością podejmowania nowych wyzwań, aktywnym poszukiwaniem swojego miejsca, pasją i uporem.

Jeśli nawet o początkowych wyborach decydował przypadek, z czasem ich wybory stawały się coraz bardziej świadome i odważne. Chętnie opowiadają o swoich poszukiwaniach czegoś, co będzie ich pasjonować. Jeden z laureatów opowiada, jak traktował studia jako rekonesans po rozmaitych obszarach badawczych, jeżdżąc na staże i szukając perspektywicznej specjalizacji:

Próbowałem wielu rzeczy w czasie studiów. (…) Nie skupiałem się na jednej dziedzinie. Zrobiłem pracę magisterska w bardzo innej dziedzinie (…) natomiast już w czasie pracy magisterskiej wiedziałem, że to mi nie da satysfakcji, gdybym miał na tym pracować jeszcze kolejne ileś lat, albo przez resztę życia. Ja bardzo szukałem czegoś takiego, żeby można było zastosować chemie w biologii. To była wtedy taka w zasadzie mrzonka. Było może dwa zespoły, które w ten sposób myślały. [Ś/III/m/4]

Postawa „wiecznego poszukiwacza” nie oznacza jednak braku zaangażowania. Choć droga do nauki bywa nieco okrężna, laureaci - we własnych relacjach - w pewnym momencie nabierają pewności, że chcą zajmować się nauką, a wówczas podchodzą do tego z dużą determinacją.

Wiedziałem, co chcę robić bez względu na to, jakie będę mieć przeszkody, czy też ułatwienia. Ii nigdy nie miałem momentu, że… znaczy, może były momenty, że pewne rzeczy ciężko było zorganizować i zastanawiałem się czy (...) nie wyjechać za granicę na przykład. Ale też byłby to wyjazd, który byłby związany z pracą naukową, bo ja tak po prostu nigdy nie miałem wątpliwości, że chcę to robić. [PM/II/m/4]

Własny upór, niezależność i pasja to cechy, które najczęściej pojawiają się, gdy laureaci charakteryzują siebie z etapu początków pracy naukowej.

Zaczynaliśmy sami. Autentycznie zaczynaliśmy sami. Byliśmy samoukami. czytaliśmy materiały, metody staraliśmy się to zrobić. dziesiątki powtórzeń, modyfikacji i tak dalej. Oczywiście my czasem też uczyliśmy się w innych laboratoriach (…) chodziliśmy podglądaliśmy, pytaliśmy się… To jest kwestia jakiegoś takiego właśnie (...) zapału, chęci poznania, jak to się robi. [PM/II/m/4]

W większości wspominają okres inicjacji naukowej, jako ciężko przepracowany, pełen trudnych wyzwań (np. wyjazd na staż w nieznane miejsce, konfrontacja z autorytetem) i wymagający odporności na niepowodzenia („bo ja jestem twarda baba”; „trzeba bardzo chcieć”).

3.3.2 Mentor

184

Podkreślana przez laureatów niezależność intelektualna nie wyklucza docenienia wpływu autorytetu. Bez względu na różnice wieku i etap kariery, niemal wszyscy rozmówcy potrafili wskazać mentora (lub mentorów), któremu przypisują zasadniczą rolę w swoim rozwoju i karierze. Nawet najstarsi laureaci, nieraz szczegółowo niekiedy opisują rozmowy prowadzone przez wielu laty ze swoim mentorem. Kilka osób właśnie spotkanie osoby, która stała się ich mentorem określiło jako punkt zwrotny swojej kariery.

Według słownika, mentor to „doświadczony, mądry doradca, nauczyciel i wychowawca”, a mentoring to „partnerska relacja między mistrzem a uczniem (studentem, pracownikiem itp.), zorientowana na odkrywanie i rozwijanie potencjału ucznia. Opiera się na inspiracji, stymulowaniu i przywództwie”14. Choć mentoring zakłada brak relacji typu podwładny-przełożony, bardzo niewiele osób wymieniło mentorów nie związanych z nimi formalnie.

Jedna z tych osób bardzo wysoko ceni kontakt z wybitną badaczką, która nie była przełożonym ani formalnym opiekunem, tylko bezinteresownym, życzliwym doradcą - Najbardziej zwrotnym momentem było właśnie poznanie właściwej osoby, która byłaby w stanie być nie tylko wyłącznie takim no superwizorem, ale przede wszystkim mentorem”

[HS/III/k/2]). O takiej wieloletniej więzi ze znacznie bardziej doświadczonym badaczem z innej uczelni opowiada jeden z rozmówców, podkreślając korzyści z kontaktów z osobą „z zewnątrz”:

W pewien sposób otworzył mi oczy na takie sprawy, które może nie wszyscy tutaj na tej uczelni w tamtym czasie jeszcze zwracali uwagę. (...) Wskazał właśnie parę takich rzeczy, które pracując tutaj jakby nie (...) nie istniały, że tak powiem, w świadomości osób z którymi się tu spotykałem. Długo porozmawialiśmy o tym, co teraz należy zrobić(…) ale na każdym tym jakby kolejnym etapie mojej kariery był (…) osobą z którą można było porozmawiać na temat przyszłych zamierzeń badawczych i również takich zamierzeń jeśli chodzi o sprawy już bardziej, no nie wiem, dotyczące kariery naukowej, stopni naukowych i tak dalej [PM/III/m/2].

Z reguły jednak w roli mentorów, rozmówcy wskazywali osoby ze swojego bliskiego otoczenia. Na przykład profesorów, którzy rozbudzili ich zainteresowanie nauką na etapie studiów. - On mnie przekonał do tego, że warto się zajmować fizyką - opowiada jeden z rozmówców o wykładowcy posiadającym duża charyzmę i „łatwość mówienia o fizyce”.

[Ś/III/m/3].

Jak w wymienianych wcześniej przykładach, mentorem była często osoba, która

„zatroszczyła” się o młodego badacza, wciągnęła go w swoje badania i zapewniła dobre warunki pracy.

To był na pewno pierwszy przełom, i za to jestem mu bardzo wdzięczny, bo mogłoby się przydarzyć tak, że by mnie tam stłamsili (…)i bym został jednym z takich asystentów, którzy weszli w dydaktykę, nie prowadzą w zasadzie badań. Wiele takich żywych trupów jeszcze gdzieś tam niestety funkcjonuje.[Ś/II/m/2]

14 Słownik Języka Polskiego. PWN 2012 ; http://pl.wikipedia.org/wiki/Mentoring

185

Inny laureat opisując zmianę specjalności badawczej po magisterium, dodaje:

Bez takiej osoby to w ogóle by było niemożliwe. To było na etapie wejścia do tego instytutu i do tego zawodu (…) no był ktoś taki, kto mnie przeprowadził do wyjazdu podoktorskiego, gdzie już trochę samodzielnie się zacząłem poruszać i ta pomoc już nie była potrzebna, ale oczywiście bez tej pomocy to jest niemożliwe [PM/II/m/3]

Pomoc tego rodzaju obejmuje również niekiedy troskę o materialny byt podopiecznych. W wywiadach przytaczane są sytuacje, gdy opiekun naukowy proponuje studentowi środki z własnego grantu, by ten nie musiał dorabiać i mógł skupić się na nauce.

a. Promotor jako mentor

Najczęściej wymieniani w wywiadach mentorzy to opiekunowie stażu podoktorskiego lub promotorzy (pracy magisterskiej lub doktoratu), jako osoby o zasadniczym wpływie na dalszą karierę naukową młodych badaczy. Rozmówcy różnią się w ocenie swoich promotorów15. Ci, którzy wspominają ich z wdzięcznością, podkreślają przede wszystkim życzliwość, z jaką się spotkali. Często zwracają również uwagę na umożliwianą im przez promotorów swobodę.

Życzliwość (choćby bierna) oraz przyzwolenie na rozwój i sukces podopiecznego postrzegane są jako rzadki przywilej i cenne wsparcie, nawet jeśli nie towarzyszy im szczególna pomoc naukowa. Jeden z laureatów stwierdził wręcz (bez ironii), że swojemu promotorowi jest wdzięczny przede wszystkim za to, że mu nie przeszkadzał w rozwoju naukowym:

Jestem bardzo zadowolony, że nikt mi nie zaszkodził w karierze, bo to jest (...) mówię to w sensie takim (...), że zawsze miałem szczęście trafić na ludzi, którzy nie chcieli mnie ograniczać bądź też nie chcieli mnie na siłę kierować na jakiś na jakąś konkretną rzecz i jeśli chodzi o sam doktorat nawet w dużym stopniu miałem samodzielność, jeśli chodzi, ze strony swojego promotora jeśli chodzi o realizację, pisanie publikacji również pisanie grantów. [PM/III/m/2]

Podobna wdzięczność za to, że promotor im „nie przeszkadzał” pojawia się w kilku innych wypowiedziach. Rozmówcy często wspominają swoich promotorów nie tyle jako autorytety naukowe, co ludzi przyzwoitych, uczciwych lub nawet szlachetnych. I jako takich ich cenią, bez względu na wzmiankowany niekiedy brak wsparcia merytorycznego.

On dla mnie był, jest mistrzem jest, bo jest takim człowiekiem krystalicznie uczciwym, który jakby stanowi dla mnie wyznacznik jak człowiek powinien się zachowywać nie tylko naukowiec, ale w ogóle w życiu człowiek powinien postępować, (...) uczciwie, solidnie no, czym jest praca prawda no w ten sposób mnie ukształtował. niestety (…)nigdy nie był takim eksperymentatorem w laboratorium, żeby nauczył mnie, jak się robi bezpośrednio różne eksperymenty. Do tego wszystkiego dochodziliśmy sami.

[PM/II/m/4]

15Edward Fiske zwraca uwagę na to, że postać promotora doktoratu z reguły oceniana jest w sposób skrajny:

15Edward Fiske zwraca uwagę na to, że postać promotora doktoratu z reguły oceniana jest w sposób skrajny: