• Nie Znaleziono Wyników

III. Sukces badawczy widziany z perspektywy laureatów FNP – wnioski z badania jakościowego

3.2 Czym jest sukces dla laureatów FNP?

3.2.1 Satysfakcja czy pożytek?

Moją miarą sukcesu jest to, że są robione ciekawe eksperymenty i uzyskujemy ciekawe rezultaty – mówi jeden z laureatów [PM/II/m/3]. Inny wypowiada się w podobnym duchu - sukcesem jest zrobienie czegoś naprawdę fajnego, no nie wiem, jak to nazwać, to jest w ogóle skala wewnętrzna jakaś, co uważamy za fajne. [Ś/I/m]

Satysfakcja i przyjemność z pracy badawczej, jako miara sukcesu, pojawia się w bardzo wielu wywiadach, co mogłoby wskazywać na to, że realizowanym celem jest po prostu wykonywanie pracy badawczej, a miarą jego realizacji – własne zadowolenie. Zewnętrzna gratyfikacja traci tu na znaczeniu. Nie oznacza to jednak braku zainteresowania odbiorem swojej pracy – chodzi raczej o swoistą deklarację niezależności i nieufności wobec

„obiektywnych” miar powodzenia. Cytowany powyżej rozmówca wyjaśnia w innym fragmencie wywiadu:

Chodzi o takie przekonanie, że to coś pozostanie po mnie. Tak jak pisał Horacy:

zbudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu, piramid egipskich sięgających wyżej i „non omnis moria”, czyli takie coś takiego, że człowiek odchodząc z tego świata pomyśli sobie: „zostawiłem naprawdę fajną cegiełkę. [Ś/I/m]

Wypowiedzi tego rodzaju nasuwają skojarzenie z pracą Mertona i słynnym aforyzmem ( OTSOG). Nawet, gdy mowa o „wewnętrznym” poczuciu sukcesu, opiera się ono na przydatności dla nauki, a „ważne” badania to takie, które inni mogą wykorzystać do kolejnych odkryć.

Coś po sobie zostawić. (…) To musi być taki temat, który człowiek czuje, że naprawdę wkroczył na terra incognita i dotknął czegoś (…) chcę widzieć to, że jestem częścią większej całości i to takiej historycznej całości i że to co robię ma sens pod warunkiem, że to będą takie trwałe elementy, mam parę takich rzeczy, które naprawdę będą słuszne dzisiaj są i za 1000 lat (…) inaczej to nie miałoby sensu, wolałbym no nie wiem biznes robić jak to miałoby być takie ulotne i krótkotrwałe, no to bawmy się.

[Ś/I/m]

165

Eksperymentowanie, obserwowanie i odkrywanie nie jest celem samym w sobie, a praca badawcza ma sens, jeśli wykracza poza potrzeby pojedynczego naukowca. Gdy rozmówcy mówią często o „byciu częścią większej całości” czy przynależności do świata nauki – a robią to często - chodzi nie tylko o prestiżu zawodu (który swoją drogą budzi ich wątpliwości), ale o rozumienie swojej roli w rozwijaniu wiedzy o rzeczywistości. Nawet jeśli odkrycia mają charakter cząstkowy i niepełny, ważne by stawały się fundamentem dla kolejnych badaczy (Fleck, Kuhn). Takie pojmowanie sukcesu – jako „pozostawienie po sobie śladu” czy

„wniesienie wkładu w naukę” jest wspólne dla wypowiedzi zarówno na temat swojego, jak i cudzego sukcesu.

Dobrym przykładem jest praca Kopernika, który obserwował niebo i mówił: „wiecie co na oko to mi wygląda, że to tam są te (...) koła i to takie jest fajne, bo koło to jest takie idealne i to w ogóle fajnie wygląda”. Potem przyszedł Tycho de Brache, który zrobił bardzo dokładny pomiar, ja to nazywałem hitech XVI wieku, który zrobił pomiary. On 40 lat robił te pomiary i tak mamy 40 lat pracy Kopernika 40 lat pracy Tycho de Brache. Potem wziął to Kepler. Tycho de Brach] na łożu śmierci w Pradze przekazał mu te wyniki i mówi: „ Kepler, ja mam taką koncepcję wszechświata, wiesz, że to Ziemia jest w środku, a Słońce wokół niej krąży, a te inne planety wokół”. Kepler to wziął na warsztat i akurat Keplerowi się bardzo podobała koncepcja Kopernika, tylko że było już wiadomo z pomiarów Tycho de Brache, że to nie są okręgi. No i znalazł elipsę, pokazał, że są elipsy. A potem wziął to Newton i powiedział: „jest prawo grawitacji”. A potem wziął to Einstein i powiedział: „wszechświat nie jest płaski, tak jak u Newtona. Tak naprawdę materia generuje krzywiznę wszechświata”.

A potem były czarne dziury, a zastosowania technologicznego jeszcze nie ma, chociaż wszystkie satelity, które śmigają wokół ziemi, to gdybyśmy nie wiedzieli jakie mają orbity, jak je należy wystrzelić, z jakimi prędkościami, to by ich po prostu tam nie było. [Ś/I/m]

Pojawiające się w wywiadach określenia sukcesu są dość zbieżne: „rozwiązywanie ważnych problemów”, „stawianie pytań, które coś zmieniają”, „uzyskiwanie odpowiedzi, które nie zdezaktualizują się po pięciu latach”, „pomysł na to, że warto czymś się zająć, czym się inni nie zajmowali wcześniej”; „koncepcje, które zmieniają dziedzinę”. Jedna z osób ujęła to następująco:

Dla mnie sukcesem jest na przykład, że ktoś ugryzł bardzo trudny problem, robiąc pewne przybliżenia i dzięki temu można to rozwiązać… Może nie tak do końca, ale w każdym bądź razie coś już więcej wiemy. Albo, że ktoś przewidział jakiś efekt i później obserwacyjnie okazało się, że to rzeczywiście ma miejsce. [Ś/II/k]

Inny laureat mówi dość podobnie, również przedstawiając sukces naukowy w kategoriach wykorzystania go przez kolejnych badaczy:

Istotne jest to, czy się dokonuje jakichś odkryć. To jest trudne, bo zwykle ludzie w życiu rzadko mają odkrycia naprawdę znaczące, a więcej niż jedno, to już szczególnie rzadko. Ale to jest najważniejsza miara, czy ktoś coś po sobie zostawił trwałego. To,

166

co my wszystko robimy, pracujemy w naukach podstawowych, publikujemy, przedstawiamy wyniki, to głównie służy temu, żeby inni poszli tym śladem, tak? My odkrywamy jakąś część przyrody, ktoś to weryfikuje, ktoś to bada. Więc najważniejsze jest to, czy my odkrywamy jakąś prawdę o przyrodzie. To jest najważniejsze. Jeżeli ten zespół odkryje jakąś prawdę o przyrodzie, to jest najważniejsze. [PM/I/m/8]

a. Efekty

„Wkład w naukę” wydaje się dość pojemnym pojęciem, a jego miara nieoczywista. W pewnym sensie zrównuje naukowców, którzy w różny sposób i w różnym stopniu przyczyniają się do odkryć lub kształcą kolejne pokolenia badaczy. Badani laureaci z jednej strony mówią o własnej satysfakcji jako kryterium sukcesu, z drugiej bezustannie różnicują jakość poszczególnych badan i badaczy. Jak ujął to jeden z rozmówców: każdy pracujący w jakiejś dziedzinie siłą rzeczy porównuje się do osiągnięć innych badaczy pracującej w dziedzinie tej samej, czy też dziedzinach pokrewnych [PM/I/m/4] .

Opisywanie sukcesu w kategoriach wewnętrznej miar sukcesu („satysfakcja”, „radość”,

„duma”) dotyczy jedynie własnego sukcesu. Sukcesy innych naukowców opisywane są już w kategoriach nie tyle emocji, co postaw („dąży do prawdy”, „jest bardzo wnikliwy” , „jest otwarty na współpracę ”, „szuka nowych wyzwań”, „nie trzyma się jakoś kurczowo jednej, jedynej dyscypliny, jednego jakiegoś projektu, żeby go realizować przez 20 lat”, „był w stanie w ludziach zaszczepić zupełnie inne pomysły, inną wizję działania”; „ma takie podejście w miarę praktyczne, co będzie z tego wynikać, czy co może z tego wynikać”.

Badacze opisywani jako autorytety – w odróżnieniu od „tych, którzy zatracili ten pierwotny cel” są „zadowoleni z tego, co robią” , mają „fajne publikacje, które się dobrze czyta” i

„wnikliwe sądy”. Duże znaczenie przywiązywane jest do sposobu komunikowania, potwierdzającego zaangażowanie i pasję naukową oraz chęć dzielenia się wiedzą i pomysłami („generalnie, że są ciekawymi ludźmi, potrafią ciekawie o swoich badaniach porozmawiać”;

„z takimi ludźmi się fajnie rozmawia o różnych pomysłach”). Przede wszystkim jednak przywoływane są dokonane przez nich odkrycia. - On zmienił nasze podejście do białaczek szpikowych. To, że nie patrzymy teraz na to morfologicznie, tylko genetycznie - mówi jeden z rozmówców o sukcesie jednego z naukowców, który jest dla niego autorytetem [PM/III/m/6].

Gdy mowa o sukcesach innych badaczy pojawia się więcej konkretów i wymiernych efektów.

(choć wskazywane są również cechy, dążenia i satysfakcja z pracy).

Można powiedzieć, że z wypowiedzi tych wyłania się swoista hierarchia miar sukcesu:

począwszy od własnej satysfakcji z uprawiania nauki, poprzez postawę badawcza weryfikowaną przez jego otoczenie, a skończywszy na konkretnych osiągnięciach i przełomach badawczych wykorzystywanych przez kolejne pokolenia. To tego rodzaju osiągnięcia są przywoływane przez rozmówców, gdy wspominają oni największych luminarzy nauki w rodzaju Kopernika, Newtona czy Einsteina.

Jeśli praca badawcza ma być przydatna dla innych badaczy – co stanowi o jej sukcesie – musi polegać nie tylko na prowadzeniu badań, ale na ich efektywności. Tylko dokonane i dostępne

167

dla innych (np. w formie publikacji) osiągnięcia mają szanse być przydatne dla rozwoju nauki.

Jest jakieś takie podejście, żeby po prostu badać. A to jest kwestia postawienia konkretnych pytań i znalezienia na nie konkretnych odpowiedzi. Nawet odpowiedź

„nie wiem” jest zamknięciem jakiegoś procesu. To jest proces, który należy zamknąć.

A przeciwieństwem tego jest taki tryb niedokonany, ciągłego badania. Jest jakiś obszar, który mnie interesuje i go sobie badam. Dzisiaj zbadam to, jutro zbadam tamto. Nie jest istotne udzielenie odpowiedzi, zapisanie tego – to jest po prostu taki proces, w którym ja buduje swoją wiedze, jakieś przekonania o świecie. To mi się nie podoba. Tak można swoją osobowość budować, ale nie jakakolwiek pracę badawczą Praca musi mieć swój rezultat.(…) A u nas wręcz naukowcy uważają, że my jesteśmy po to, żeby robić rzeczy wielkie i poznawać świat, a nie robić publikacje w dobrym piśmie i liczyć sobie punkty. W związku z tym bardzo dużo dobrych ludzi czuje wręcz wstręt do tego, żeby myśleć właśnie o tym efekcie. No a w nauce, efektem jest publikacja. Bez względu na to, jak się liczy punkty. [Ś/III/m/3]

Publikacja (podobnie jak patent, choć rozmówcy reprezentujący przede wszystkim nauki podstawowe, rzadziej o nim wspominali,) oznacza finalizację badania, jego efekt. Co więcej, efekt zweryfikowany przez recenzentów, fachowców zdolnych ocenić wagę prezentowanej pracy.

Wygenerować ciekawy pomysł, czyli projekt, doprowadzić go do dobrego finału i, co najważniejsze, sprzedać go. (…) Publikacja, patent, czy duża umowa wdrożeniowa, czyli coś innowacyjnego. Ale sprzedane, nie do szuflady. I ta efektywność jest dla mnie najważniejszą miarą, bo ona jest pochodną dobrych pomysłów, dobrego przygotowania technicznego, zgromadzonej infrastruktury i wykonanej pracy.[Ś/III/m/3]

Wymierność wyników i ich przydatność są więc kluczowym kryterium sukcesu. Publikacje – wynika z wywiadów - tylko do pewnego stopnia spełniają jednak te kryteria. Wielu rozmówców na pytanie o miarę sukcesu wskazuje właśnie publikacje, dystansując się zarazem od mechanicznego uznawania publikacji za sukces. Po pierwsze „publikowalny”

wynik badawczy nie jest jedynym rodzajem osiągnięcia naukowego, po drugie liczy się jakość publikacji. Rozmówcy wyraźnie odróżniają badania wtórne, przyczynkarskie i nieistotne, służące jedynie podtrzymywaniu status quo (w sensie wiedzy o świecie oraz własnej pozycji) od badań ważnych, które stanowią o sukcesie naukowym

Publikacje nie są najważniejsze. To są wszystko jakieś miary oceny. Najważniejsze jest to, co jest trudno uchwytne, tzn. czy to jest realny sukces naukowy. Ja mam takie przekonanie, że większość publikacji jest zbędna i nic nie wnosi do nauki. Bardzo dużo jest fałszywych – intencjonalnie, czy nieintencjonalnie: ktoś czegoś nie domyślał, nie zrozumiał, źle interpretował. Ja myślę, że większość tej tzw. produkcji naukowej to jest śmietnik. Większość mówię, nie mniejszość. Nawet w najlepszych czasopismach większość to jest śmietnik. W związku z tym publikacje są pewną miarą. [PM/I/m/8]

168

Przede wszystkim – deklarują rozmówcy - liczy się jakość, a nie ilość. Nie chodzi o to, aby opublikować, ale żeby „dobrze” opublikować. Wyznacznikiem dobrej publikacji są zaś dla jednych prestiż czasopisma, dla innych cytowania – wspólne dla wszystkich jest jednak założenie, że tylko praca czytana i wykorzystywana przez innych może spełniać kryteria sukcesu.

W żadnym wypadku nie jest ważna ilość publikacji. To jest coś o co ja walczę z moim własnym środowiskiem i moimi doktorantami, którzy chcą opublikować pracę byle gdzie. A ja mówię „Nie. Opublikujmy pracę, ale która będzie całościowa i dobra”.

Kiedyś mi ktoś powiedział, oceniając mój zespół „jesteście jednym z nielicznych zespołów w Polsce, który nie upycha knotów”. To znaczy, że jak coś się nie udało, coś się prawie nie udało, coś się trochę udało, ale to nie stanowi wielkiego newsa, nie można opublikować tego w Science czy Nature, w związku z czym wysyła się to do Acta Polonica Biochemica. Ja nigdy w życiu nie publikowałem żadnej pracy w polskim czasopiśmie tego typu. Oprócz przeglądowych prac ze względów dydaktycznych.

[PM/I/m/1]

b. Wskaźniki

Choć rozmówcy są zgodni, co do tego, że kluczowy dla sukcesu w nauce jest efekt i jego jakość, znacznie trudniej wskazać im właściwe mechanizmy mierzenia tej jakości. Jak zauważają, skuteczność naukowca jest widoczna na różnych poziomach (nie tylko własnych publikacji, ale na przykład kształcenia młodych naukowców). Sukces w nauce ma więc wiele aspektów i nie daje się zredukować do pojedynczych wskaźników.

To nie jest linijka z jedną podziałką, to jest (...) jak bardzo dane osoby mogą wpływać na modyfikowanie i kreowanie rzeczywistości.(…) sukces w nauce jest ma to do siebie, że raczej nie jest jednowymiarowy, prawdziwy sukces jest zazwyczaj wielowymiarowy, nie znaczy, że koniecznie trzeba osiągnąć sukces na wszystkich poziomach. Na przykład w nauce można sobie pozwolić być wspaniałym naukowcem, świetnym mentorem, ale koszmarnym wykładowcą na przykład albo w drugą stronę.

[PM/III/m/3]

Jeśli traktujemy to jak działalność produkcyjną to oczywiście oceniamy go po ilości publikacji, indeksie Hirsha i tak dalej , a jeżeli traktujemy to jak działalność kulturotwórczą to no to znowu będziemy mówić o i z iloma młodymi ludźmi on współpracował, ilu młodych ludzi, ilu doktorów wyszło z jego pracowni i na ile on ten kulturotwórczy potencjał nauki zmienił, bo ja uważam, że nauka jest bardziej działalnością kulturotwórczą niż produkcyjną. Teraz w Polsce to nie jest popularny pogląd, ale ja się go trzymam. [PM/II/m/3]

Podstawowym zarzutem wobec wskaźników bibliometrycznych jest więc to, że ujmują tylko jeden wymiar pracy badawczej, czyli publikacje. Kolejnym - że nie odzwierciedlają

169

rzeczywistej jakości publikacji. Na potwierdzenie tych zarzutów w wywiadach pojawiają się przykłady naukowców, w przypadku których wskaźniki bibliometryczne okazują się całkowicie zawodne, w tym laureatów nagrody Nobla (jakby Hirsha policzyć Crickowi i Watsonowi, to byliby jednak na dole drabiny.[PM/II/m/3]). Lub odwrotnie – przypadków publikacji zamieszczanych w dobrych czasopismach (wysoki Impact Factor), które nie są w żadnym stopniu przełomowe.

Przytoczone argumenty pokazują, że rozmówcy mają wiele obiekcji wobec wskaźników bibliometrycznych. Jednocześnie jednak żaden z nich nie odrzuca ich kategorycznie, a większość posługuje się nimi, oceniając innych badaczy. Kwestionując pojedyncze wskaźniki (jak np. IF czy Indeks Hirscha) i wskazując wyjątki (jak Watson i Crick), rozmówcy są zgodni co do tego, że z reguły wskaźniki bibliometryczne ilustrują sukces naukowy. Co więcej są w zasadzie jedyną dostępną miarą tego sukcesu, nawet jeśli nie jest to miara idealna.

Pozwalają na kwantyfikowanie osiągnięć naukowych i ocenianie ich w perspektywie ponadlokalnej.

Ja wiem, że wszelkie punktacje, wszelkie mierzenie sukcesów naukowych ma swoje wady. Tak jak z demokracją, jest strasznie niedobra, a ktoś pokazał lepszy? Miał być faszyzm lepszy, miał być komunizm lepszy, a okazało się, że nie był lepszy... I tak samo tutaj. Po prostu publikacje, to jest sprawdzianem. Co z tego... Można być wybitnie mądrym, ale jak się nie ma publikacji, to kto się dowie o tym człowieku, kto skorzysta z jego wiedzy. Publikacje, które ktoś przeczyta , bo jeśli nikt jej przeczyta, a sprawdzianem tego są cytowania ... jeżeli jej nikt nie zacytował, to przepraszam bardzo... A u nas jak ognia się unika Impact Factor, które mierzy i cytowania... Jak ognia. Wiele osób boi się panicznie, żeby ich nie zdemaskować: panie profesorze, a co pan odkrył, co pan opisał? I cisza. Oni się tego panicznie boją. Liczba, setki publikacji... A co pan zrobił? Jak to zrobiłem? 159 publikacji, 400, 500... Ale co pan zrobił? No jak to... Opublikowałem 550 publikacji... Ale co? Co z tego wynika, kto jest przeczytał, kto je zacytował? Nie, nie ma. [PM/I/m/10]

Można powiedzieć, że obarczone wieloma wadami wskaźniki są lepszym rozwiązaniem niż brak jakiekolwiek bezstronnej oceny dorobku naukowego. Liczba publikacji i cytowań może nie mówi całej prawdy o osiągnięciach badaczy, ale jednak coś o nich mówi. Unikanie zewnętrznych ocen i wskaźników traktowane jest przez rozmówców jako wyraz (zrozumiałego) lęku przez zdemaskowaniem braku wymiernych i znaczących dokonań. I taka właśnie postawa przypisywana jest słabym naukowcom.

c. Humaniści

Mówiąc o przeważającej wśród rozmówców opinii, trzeba mieć na uwadze, że reprezentują oni głównie nauki przyrodniczo-medyczne oraz ścisłe. Dla kilku w tym gronie osób reprezentujących nauki humanistyczne i społeczne, metody bibliometryczne są oczywiście zupełnie nieadekwatne dla oceny sukcesu naukowego. Inna strategia publikacyjna i inna rola cytowań pozbawiają sensu stosowane w innych naukach wskaźniki ilościowe. Samo rozumienie sukcesu jest jednak podobne, co w naukach ścisłych czy przyrodniczych.

170

Dla mnie [naukowiec, który odniósł sukces] to jest naukowiec, który w swojej dziedzinie – nawet jeśli to jest bardzo mała dziedzina – jest na świecie uznawany za autora, którego koncepcje zmieniają tę dziedzinę, tak? Którego wkład teoretyczny do rozwoju dziedziny, którą uprawia, jest doceniany na świecie. [HS/III/m]

Tu również liczą się „dokonane” i opublikowane (np. w formie monografii) osiągnięcia oraz ich odbiór w (światowej) nauce. Choć nie liczy się tekstów ani cytowań, za sukces uznawane są publikacje badania, które inspirują innych:

Ten artykuł się ukazał półtora roku temu, a teraz już widziałem dwa kolejne artykuły zespołu Australijczyków, w którym nasz artykuł jest cytowany jako taki prekursorski w tej dziedzinie. Widzę, ze faktycznie jest kilka zespołów na świecie, które to kontynuują.

Więc ten temat stał się jakoś tam ważnym tematem, po tej pracy. [HS/III/m]

d. Uczniowie

Dla (mniejszej) części rozmówców sukces naukowca to nie tyle efekty jego pracy, co sposób osiągnięcia tych efektów. Miarą tak rozumianego sukcesu jest opinia najbliższego otoczenia, które zna mechanizmy stojące za wynikami:

Pytanie, czy ktoś, kto idzie po trupach do celu to osiąga duże sukcesy, jest dobrym naukowcem? Nie wiem ... widziałam takie osoby, które po prostu korzystają z pracy niewolniczej studentów, osiągają bardzo duże efekty i ktoś nieświadomy różnych rzeczy mógłby powiedzieć: tak, to jest bardzo dobry naukowiec. Jak się to zna trochę bardziej od podszewki no to po prostu wtedy się ma trochę więcej wątpliwości co do tego, chyba nie byłabym taka przekonana (...) zawahałabym się przy tych jednoznacznych stwierdzeniach, że kryteria sukcesu to są rewolucjonizujące publikacje. (...) myślę, że biorąc pod uwagę taką, taki ludzki wymiar tej pracy to myślę, że właśnie szalenie ważne jest to jak się do tego sukcesu dochodzi i w związku z tym, jaką opinią się cieszy w środowisku taką opinią właśnie bardziej ludzką niż po efektach mierzoną. [HS/III/k/2]

Jeden z rozmówców podaje przykład profesora w prestiżowym zagranicznym ośrodku, który uzyskując liczące się wyniki naukowe i ciesząc się uznaniem władz uczelni, tłamsił swoich podopiecznych do tego stopnia, że uciekali z nauki. - Moim zdaniem on nie odniósł żadnego sukcesu naukowego dlatego, że nie ma szacunku wśród ludzi, którzy wyszli spod jego skrzydeł [Ś/III/m/2]. Z kolei w innej relacji pojawia się przykład badacza, który wykształcił światowej klasy następców:

Dwóch jego wychowanków to są absolutnie genialni, jedni z najlepszych naukowców w Europie w tej chwili, (…) To co produkują w tej chwili jest absolutnie spektakularne, na najwyższym poziomie. [PM/III/m/5]

171

Wkład badacza w naukę polega również na wykształceniu i wypromowaniu kolejnych badaczy. - To jedyne co po nas zostaje – mówi jeden z laureatów. - Ważniejsi od prac są ludzie [Ś/III/m/1]. Podobne refleksje formułuje wielu innych rozmówców: budowanie szkoły badawczej, rozwój młodych badaczy to - obok publikacji - drugie kluczowe kryterium sukcesu. Tu również jednak liczą się efekty, a sukces badacza w postaci jego wychowanków można mierzyć: rozwojem ich karier (stopnie i tytuł naukowy, prowadzenie własnego zespołu) i aktywnością publikacyjną. Sposób osiągnięcia efektu (w postaci wyników badawczych) przestaje być więc jedynie drogą do celu, a staje się celem samym w sobie. A jednak, choć wspieranie młodych badaczy jest niejako wpisane w model kariery akademickiej - w którym początkujący badacz terminuje u bardziej doświadczonego – nie jest postrzegane są przez rozmówców jako typowa postawa naukowca. Wręcz przeciwnie - jak w cytowanym wyżej fragmencie - budowanie własnej pozycji, często, ich zdaniem przebiega w nauce, kosztem współpracowników i młodszych członków zespołu. Wielu rozmówców powołuje się na własne lub zasłyszane doświadczenia wykorzystywania młodych badaczy przez ich

Wkład badacza w naukę polega również na wykształceniu i wypromowaniu kolejnych badaczy. - To jedyne co po nas zostaje – mówi jeden z laureatów. - Ważniejsi od prac są ludzie [Ś/III/m/1]. Podobne refleksje formułuje wielu innych rozmówców: budowanie szkoły badawczej, rozwój młodych badaczy to - obok publikacji - drugie kluczowe kryterium sukcesu. Tu również jednak liczą się efekty, a sukces badacza w postaci jego wychowanków można mierzyć: rozwojem ich karier (stopnie i tytuł naukowy, prowadzenie własnego zespołu) i aktywnością publikacyjną. Sposób osiągnięcia efektu (w postaci wyników badawczych) przestaje być więc jedynie drogą do celu, a staje się celem samym w sobie. A jednak, choć wspieranie młodych badaczy jest niejako wpisane w model kariery akademickiej - w którym początkujący badacz terminuje u bardziej doświadczonego – nie jest postrzegane są przez rozmówców jako typowa postawa naukowca. Wręcz przeciwnie - jak w cytowanym wyżej fragmencie - budowanie własnej pozycji, często, ich zdaniem przebiega w nauce, kosztem współpracowników i młodszych członków zespołu. Wielu rozmówców powołuje się na własne lub zasłyszane doświadczenia wykorzystywania młodych badaczy przez ich