• Nie Znaleziono Wyników

II. Sukces naukowy w teorii

2.2 Stratyfikacja w nauce

2.2.5 Sprawiedliwość czy funkcjonalność?

Zależność możliwości badawczych i uznania pracy naukowców od ich wcześniejszych dokonań oraz posiadanego przez nich prestiżu i zasobów wydają się „niesprawiedliwe” i sprzeczne z zasadą merytokracji. Nie ulega wątpliwości, że efekt Św. Mateusza jest dysfunkcyjny dla rozwoju karier niektórych naukowców. Pytanie, czy jest on również dysfunkcyjny dla całego systemu nauki, a byłoby tak, gdyby część cennych badań nie była absorbowana przez naukę z powodu niedostatecznego statusu autora. Ryzyko takie można

59

sobie łatwo wyobrazić. Skoro zasoby umożliwiające prowadzenie badań są kontrolowane przez elitę, która dystrybuuje je we własnym gronie (lub gronie osób z nią związanych), wielu utalentowanych badaczy może po prostu być ignorowanych. Jeśli, podobnie jak inne zasoby, w rękach elity utrzymywane są również czasopisma naukowe, niezwiązani z nią badacze mieliby niewielkie szanse na publikacje. I wreszcie, jeśli cytowania pracy badacza zależą od jego przynależności do tej samej, elitarnej grupy społecznej, nawet opublikowana praca nie ma szans na cytowania, jeśli nie pochodzi z prestiżowego ośrodka.

Aby zmierzyć się z tym problemem Jonathan i Stephen Cole przeanalizowali dystrybucję cytowań oraz rozpoznawalność badaczy, biorąc pod uwagę rangę instytucji. I twierdzą, że zdecydowana większość ważnych osiągnięć badawczych, uznawana jest niemal natychmiast, bez względu na prestiż autora lub instytucji [Cole, Cole: 1973]. „Elitarni” badacze są cytowani przez autorów umiejscowionych na różnych szczeblach hierarchii nauki, choć

„elitarni” badacze cytują innych „elitarnych” badaczy w znacznie większym stopniu niż

„nieelitarnych”. Przy zastrzeżeniu, że ich obserwacje dotyczą jedynie fizyki, Cole i Cole stwierdzają, że efekt św. Mateusza ma niewielki wpływ na upowszechnianie się wyników naukowych i to ich jakość decyduje o tym, czy zostaną szybko dostrzeżone i wykorzystane.

O ile dobre prace są szybko doceniane, efekt św. Mateusza ma wpływ na dyfuzję mniej wybitnych prac – naukowcy cieszący się dużym prestiżem mają większą szanse na uzyskanie cytowań dla prac średniej jakości. Dobre publikacje przebijają się i bez efektu św. Mateusza, korzystają na nim natomiast prace słabsze (elitarnych badaczy). Ci sami autorzy stwierdzają, że świadomość czołowych odkryć naukowych jest dość powszechna w nauce i z pewnością nie podlega takiej stratyfikacji, jak rozpoznawalność badaczy: większość badanych przez nich 1.300 fizyków czyta te same czasopisma naukowe i aktywni naukowcy są mniej więcej w takim samym stopniu świadomi najważniejszych dokonań w swojej dziedzinie.

Dla braci Cole argumenty te przesądzają o tym, że nauka funkcjonuje w sposób bliski mertonowskiemu ideałowi, a zjawisko akumulacji korzyści nie łamie zasady merytokracji.

Jednocześnie dostrzegają oni, że świadomość ważnych doniesień naukowych nie oznacza ich wykorzystywania do własnej pracy. Naukowcy z prestiżowych instytucji częściej cytują wybitne prace niż ich koledzy z mniej prestiżowych ośrodków, co można tłumaczyć tym, że dysponują bardziej szczegółową wiedzą potrzebną do wykorzystania tych przełomowych badań lub tym, że zajmują się podobnymi (podobnie ważnymi) problemami badawczymi. W dodatku wcześniej niż koledzy z mniej prestiżowych ośrodków cytują ważne prace, co sugeruje, że prawdopodobnie mają wcześniejszy dostęp do tych prac, przed ich opublikowaniem. I tu wracamy do kwestii sieci kontaktów miedzy członkami elity naukowej.

Podsumowując, zarówno Merton, jak i Zuckerman oraz Stephen i Jonathan Cole uważają efekt akumulacji korzyści za funkcjonalny dla rozwoju nauki, ponieważ: (1) stwarza motywację do dyscypliny i wysiłku; (2) napędza konkurencję między naukowcami, ponosząc poziom ich pracy; (3) kreuje naukowe „gwiazdy”, które służą jako wzorce dla młodszych badaczy oraz optymalizuje dystrybucję środków na badania [Merton, Zuckerman:1973; Cole, Cole: 1973]. Zgadzają się jednak co do tego, że to samo zjawisko nie jest sprawiedliwe z punktu widzenia karier indywidualnych badaczy, mocno różnicując ich szanse na sukces. Nie

60

wszyscy naukowcy mają równe możliwości tworzenia wysokojakościowych prac, które przyniosą im uznanie. Początkowe umiejscowienie w systemie nauki, procesy

„etykietowania” i akumulacji przewag sprawiają, ze niektórzy badacze mają większe szanse powodzenia niż inni. Choć Merton i jego współpracownicy podkreślają, że samo

„etykietowanie” nie pełni w nauce roli samospełniającej się wyroczni, zgadzają się z tym, że

„namaszczeni” przez uznanych profesorów, zdolni studenci w elitarnych ośrodkach mają większe z większym prawdopodobieństwem będą publikować ważne, cenione przez środowisko prace i z zajmować stanowiska w prestiżowych instytucjach.

O ile w latach 70., zjawisko akumulacji korzyści i efekt św. Mateusza nie były postrzegane jako zagrożenie dla rozwoju nauki, w ostatnich latach budzi ono więcej wątpliwości. W sytuacji, gdy w miarę stabilne finansowanie badań zastępowane jest przez system grantowy, założenie, że fundusze trafiają do najlepszych naukowców jest coraz częściej kwestionowane.

Granty są już nie tylko warunkiem powodzenia pomysłów badawczych, ale stają się niezależną miarą sukcesów badawczych, co stanowi swoistą mutację efektu św. Mateusza. To samo zjawisko dotyczy instytucji badawczych: najbardziej elitarne ośrodki przyciągają więcej funduszy (i innego typu zasobów), a im więcej pozyskają, tym łatwiej o kolejne środki.

Tymczasem, związek między zewnętrznym finansowaniem a jakością prowadzonych badań nie jest oczywisty [Laudel: 2006a].

Świadomość stratyfikacji w nauce mają również sami naukowcy, odczuwający przede wszystkim skutki nieproporcjonalnego podziału środków na badania i nierównego dostępu do możliwości publikowania swoich wyników. Kwestia odczuwanego przez nich prestiżu i znaczenia swojej pracy wydaje się bardziej złożona. Po pierwsze, wskaźniki sukcesu mają swoje wady (o czym też już była mowa) i łatwo je kwestionować, tłumacząc, że liczba publikacji lub cytowań, podobnie jak przynależność do prestiżowych gremiów nie odzwierciedlają rzeczywistej wartości pracy badawczej. Po drugie, jak już była o tym mowa, naukowcy są podtrzymywani w przekonaniu, że na swój sposób wszyscy przyczyniają się do rozwoju nauki. Po trzecie, w grę wchodzi punkt odniesienia, czyli lokalne środowisko.

Choć społecznie podtrzymywana motywacja do kontynuowania pracy badawczej może być silniejsza w przypadku naukowców najwyższej rangi, odczuwalna jest również przez całą resztę nas, którzy zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy, w najlepszym razie – czeladnikami nauki. Po pierwsze, nasz skromny wkład można porównać do jeszcze mniej istotnych dokonań, gdy wybieramy do porównania takie grupy i osoby, by podtrzymać nasze zadowolenie z siebie. Po drugie, utrzymaniu przeciętnych ludzi w pracy badawczej służy rozpowszechniony obraz nauki jako ogromnej społeczności, w której każdy dokłada swoją cegiełkę do katedry wiedzy.[Merton: 1973, 532]

Badacze, którzy nie są rozpoznawalni w skali światowej mogą cieszyć się lokalnym prestiżem. Co więcej, to ich lokalne środowisko determinuje sposób, w jaki postrzegają własną pozycję. Te same osiągnięcia mogą lokować badacza na samym szczycie w jednym środowisku i na średniej lub wręcz słabej pozycji w innym, co potwierdziły badania Davisa i Hermanowicza [Davis: 1966; Hermanowicz: 2003]

61

Nie wydaje się, aby w nauce frustracja naukowców z powodu niespełnienia indywidualnych aspiracji prowadziła do anomii. (…) Nie ma dowodów na to, by brak sukcesu wywoływał powszechną alienację. W jakimś momencie, zazwyczaj na początku kariery, fizyk uświadamia sobie, ze nie zdobędzie nagrody Nobla, a nawet że ma niewielką szansę na stałe zatrudnienie w którymś z czołowych ośrodków badawczych. Kieruje wówczas swoją uwagę na osiągnięcie sukcesu w „słabszej lidze”. Sadzimy, że fizyk, który nie zdobędzie szerokiego uznania, przyjmuje za punkt odniesienia grupę lokalnych współpracowników. (…) Wielu takich fizyków osiąga satysfakcjonujący poziom uznania we własnym lokalnym otoczeniu. Prestiż lokalny może prawdopodobnie skutecznie zrekompensować brak sukcesu w większej skali.

[Cole, Cole: 1973, 259]

62