• Nie Znaleziono Wyników

Zwróci³em siê do grona znanych mi osobiœcie Niemców, ludzi ró¿nych zawodów, nale¿¹cych do pokolenia starszego, czyli z doœwiadczeniem ¿y-ciowym, o których wiedzia³em, ¿e pisz¹ wiersze (profesjonalnie lub amator-sko), z proœb¹, by dostarczyli mi jeden tekst poetycki, spe³niaj¹cy w ich od-czuciu i wyobra¿eniach wymogi wspó³czesnego niemieckiego „wiersza o Pol-sce”, czyli Polenlied anno 2007.

Oczekiwania po obu stronach by³y ró¿ne i nie do koñca jasne. Zgodzi-liœmy siê jednak, ¿e pragniemy osi¹gn¹æ pewien cel, inspirowany bardziej spontanicznym aktem twórczym, czyli nieskrêpowanymi skojarzeniami i reakcjami pisarskimi, ni¿ procesem przemyœlanych strategii autorskich o pod³o¿u narodowym czy politycznym. Jakkolwiek sprawy te zazêbiaj¹ siê, najcenniejszy wyda³ siê nam obszar wolnoœci artystycznej, na szczêœcie nie-ograniczany jeszcze zbytnio okolicznoœciami zewnêtrznymi.

Z nades³anych propozycji wybra³em cztery utwory, które uzna³em za szczególnie interesuj¹ce na tle tego ju¿ w swoim zamiarze skromnego eks-perymentu. Pytanie o jego zasadnoœæ z oczywistych wzglêdów pozostawiam bez odpowiedzi.

Omówienie tekstów rozpoczynam od wiersza Petera Piotra Lachman-na, poety polsko-niemieckiego, t³umacza, eseisty, re¿ysera. Urodzony w 1935 roku w ówczesnym Gleiwitz, doœwiadczy³ z rodzin¹ wiele z tragicz-nego losu, którego czas nie szczêdzi³ Polakom i Niemcom. Jego szczegó³ow-sza problematyzacja sta³a siê podstaw¹ licznych wierszy, zbioru esejów Wywo³ane z pamiêci (Olsztyn 1999), w koñcu sztuki teatralnej Hamlet gli-wicki. Próba albo dotyk przez szybê (Warszawa 2006).

Po ró¿nych fazach swego ¿ycia Peter Piotr Lachmann obra³ egzysten-cjê programowo uniewa¿niaj¹c¹ granice pañstwowo-narodowe, co w jego wypadku nast¹pi³o zdecydowanie wczeœniej ni¿ decyzje z Schengen.

W gruncie rzeczy jednak nie chodzi przecie¿ o mo¿liwoœæ poruszania siê z po³udnia Niemiec ku wschodowi, lub na odwrót, i przemieszkiwania raz

„nad Jeziorem” (Bodeñskim), raz na warszawskim Powiœlu. To tylko jeden z wymiarów i konsekwencja pokonywania od dziesi¹tków lat granic w kul-turze, rozmywania ich w naszych g³owach i sercach.

Nades³any wiersz nosi tytu³ Polska 2007 (Polen 2007), a oœ kompozy-cyjn¹ wiersza wyznacza opozycja: „Polska roku 2007” — „ojczyzna”. Obie czêœci tej opozycji daj¹ siê ró¿nie definiowaæ, w zale¿noœci od stanowiska jakie zajmie podmiot liryczny. Jeœli jest ono krytyczne, jak w niniejszym wypadku, mo¿e byæ nieprzychylne z dwojakiego powodu: albo ze wzglêdu na pryncypialnie negatywne nastawienie podmiotu, albo mo¿e zawieraæ elementy krytyki motywowanej g³êboko pozytywnymi odczuciami w stosun-ku do obiektu tej¿e krytyki. W pierwszej sytuacji mamy do czynienia z re-lacj¹ wykluczaj¹c¹ siê, w drugiej — z uzupe³niaj¹c¹. Podmiot liryczny wier-sza Lachmanna przyjmuje tê drug¹ postawê.

W tej materii nie ma w³aœciwie niedomówieñ. Ten, kto opowiada siê po stronie jakiegoœ kraju jako ojczyzny, zyskuje tym samym prawo do jego krytyki. Jednak¿e doœæ szczególnego znaczenia w œwietle omawianej pro-blematyki nabiera przypis autora, w którym przywo³uje s³owa Tadeusza Borowskiego, wiêŸnia Oœwiêcimia i Dachau. Zestawienie tych dwóch sta-nowisk dodatkowo wyostrza trudn¹ kwestiê „ojczyzny”.

Czy jest to zderzenie noœne? OdpowiedŸ zale¿y zarówno od intencji py-taj¹cego, jak i okolicznoœci, w jakich siê pojawia. Mo¿e „oburzaæ”, dostar-cza przecie¿ wielu argumentów spornych, jak i sk³aniaæ do przemyœleñ.

Wa¿ne, ¿e dotyczy obu stron, Niemców i Polaków, i kierowane jest do czy-telnika wra¿liwego, otwartego na dialog, sk³onnego przemyœleæ w³asne na-rodowe stanowisko.

9*

Kolejny autor to Klaus Rainer Goll, urodzony w 1945 roku w Lubece.

Z zawodu nauczyciel, aktywny literacko jako autor, antologista i przewod-nicz¹cy Lubeckiej Grupy Autorów (Lübecker Autorenkreis). Opublikowa³ kilka zbiorów wierszy, czêsto wraz z proz¹ i szkicami, m.in.: Dies kurze Le-ben (1999), Meer ist überall (2000), Zeit vergeht (2005).

Nades³any wiersz powsta³ co prawda w roku 2003, w czasie pobytu autora w Warszawie, ale za jego pe³n¹ zgod¹ znalaz³ miejsce w ekspery-mencie.

Wiersz Golla daje siê bez trudu zakwalifikowaæ do gatunku poezji, u któ-rej pod³o¿a le¿y prze¿ycie zwi¹zane z podró¿¹, przemieszczaniem siê miê-dzy kulturami, obserwacj¹ obcych miejsc. Znaczenia nabiera równie¿ wie-dza, jak¹ dysponuje podmiot przy zestawianiu faktów, budowaniu obra-zów, metafor. Zatem wiedza, wra¿liwoœæ i niezwyk³oœæ skojarzeñ obserwa-tora czyni¹ jego wyznania atrakcyjnymi, wartymi lektury. I w gruncie rze-czy w tym gatunku mniej lirze-czy siê sam przedmiot obserwacji, gdy¿ mo¿e byæ nim, czy staæ siê, praktycznie wszystko. Jako czytelników ciekawi nas i poci¹ga zawsze odmienny lub niezwyk³y sposób jego postrzegania.

Podmiot liryczny wiersza Klausa Rainera Golla wybra³ siê nie do Aten czy Rzymu, ale do znacznie bli¿szej z Lubeki — Warszawy. Wiemy oczy-wiœcie, ¿e odleg³oœæ w kilometrach nie musi przek³adaæ siê na faktyczne od-dalenie zwiedzanego obiektu, w sensie jego akceptacji (bliskoœci) lub negacji (obcoœci). S¹siedzi, staj¹c siê wrogami, oddalaj¹ siê od siebie bardziej ni¿

egzotyczne ludy.

Przy lekturze wiersza Golla nasun¹æ siê wiêc musi sporo pytañ, na któ-re czytelnik polski poszukiwa³ bêdzie odpowiedzi. Znajdzie je w trzech za-kresach. Po pierwsze — w skojarzeniach podmiotu lirycznego, nawi¹zuj¹-cych do wydarzeñ ostatniej wojny, po drugie — w próbie znalezienia ogól-niejszej maksymy „ogarniaj¹cej” tê sytuacjê, i po trzecie — w próbie rozwi¹-zania zaistnia³ego konfliktu.

Topos „wiatru”, który z jednej strony „osusza ³zê niewoli”, a z drugiej

„nie zapomina”, przechowuj¹c o niej pamiêæ, jest do tego „wyci¹gniêt¹ rêk¹”, przekraczaj¹c¹ granicê, to noœny chwyt retoryczny, którym pos³u¿y³ siê autor. Personifikacja wiatru wzmacnia dodatkowo efekt porozumienia, czy-ni¹c doœæ paradoksalnie ofiarê aktywn¹ stron¹ dialogu. Sformu³owanie:

„dosiêga mnie / twoje pojednawcze / s³owo”, zawiera jednak równie¿ pozy-tywn¹, „zawstydzaj¹c¹” prawie, reakcjê podmiotu. To spotkanie na pewno bêdzie w przysz³oœci owocowaæ, dobry zasiew zosta³ bowiem poczyniony.

Trzeci z autorów, Detlef Haberland, rocznik 1953, jest z wykszta³cenia germanist¹, profesorem uniwersytetu w Kolonii i Oldenburgu. Publikuje g³ównie prace naukowe, poezj¹ zajmuje siê dorywczo, choæ czyni to z ogromnym zaanga¿owaniem i dba³oœci¹ o formê. Ma poza sob¹ debiut

prasowy jako poeta. Jego wiersz nosi tytu³ Na winie u Wis³awy (Zum Wein bei Wis³awa).

Aluzyjnoœæ tytu³u nas nie myli, chodzi o poetkê Wis³awê Szymborsk¹ i któryœ z jej wierszy. Do jego ustalenia nie potrzeba zbytnich zabiegów;

dziêki wysi³kowi translatorskiemu Karla Dedeciusa czytelnik niemiecki ma praktycznie dostêp do ca³ej twórczoœci laureatki nagrody Nobla. Uwa¿na lektura prawie bezb³êdnie wskazuje na utwór Przy winie, pochodz¹cy z tomu Sto pociech (1997).

Ju¿ te pocz¹tkowe uwagi naprowadzaj¹ nas na znany trop reminiscen-cji literackiej, bez w¹tpienia œwiadomej i zamierzonej. Skoro tak, czytelnik musi zadaæ sobie pytanie o jej rozmiar i cel. Mo¿emy mieæ bowiem do czy-nienia ze zbie¿noœci¹ czy nawi¹zaniami marginalnymi, ma³o uchwytnymi, a¿ po zagêszczony dialog, obejmuj¹cy wiele warstw obu tekstów.

Niew¹tpliwie strategiê dialogu w wierszu Haberlanda wyznacza sytua-cja wyjœciowa wiersza Przy winie Wis³awy Szymborskiej.

Podczas spotkania przy winie on prawi jej komplementy, ona podejmuje grê, „pozwala siê wymyœliæ / na podobieñstwo odbicia / w jego oczach”. Gra trwa, prawie do samoz³udzenia, ale przecie¿ to tylko gra:

Gdy on nie patrzy na mnie, szukam swojego odbicia na œcianie. I widzê tylko gwóŸdŸ, z którego zdjêto obraz.

Urojenie pryska, nastêpuje ca³kowita jego demaskacja, ale czy to ozna-cza koniec gry? Byæ mo¿e podmiot liryczny podejmie j¹ znowu, urzeczony sytuacj¹, w której i z której zrodz¹ siê, jak piêkne dzie³a sztuki, nowe fan-tomy?

Na takie rozpoznanie nie chce przystaæ podmiot liryczny wiersza De-tlefa Haberlanda. Ka¿da praktycznie zwrotka przynosi inn¹ prawdê o kon-taktach miêdzyludzkich, o mo¿liwoœci zbli¿enia, porozumienia, realnoœci

„nierzeczywistego dzie³a sztuki”. To prawda bardzo optymistyczna, w któ-rej pomieœciæ siê mo¿e i kategoria „obcoœci”. Czy znalaz³aby w niej miejsce równie¿ „obcoœæ etniczna”, wzglêdnie rasowa lub polityczna? Nie wa¿ê siê suponowaæ wierszowi Haberlanda takiego przes³ania, ale z samej defini-cji jest ono mo¿liwe i oczywiœcie do zaakceptowania.

Ostatni z czwórki prezentowanych poetów to Erhard Brödner, urodzo-ny w Berlinie w 1937 roku. Losy rodzinne zaprowadzi³y go na Dolurodzo-ny Œl¹sk, gdzie prze¿y³ wojnê i pozosta³ po jej zakoñczeniu w granicach pañstwa polskiego. We Wroc³awiu zrobi³ polsk¹ maturê. PóŸniej wyjecha³ do RFN, studiowa³ prawo w Kolonii i pracowa³ w zawodzie prawniczym. Ju¿ na

emeryturze podj¹³ kolejne studia, w zakresie slawistyki i historii Europy Wschodniej. Wspó³pracuje z Instytutem Slawistyki w Kolonii, t³umaczy na niemiecki, okazjonalnie pisze wiersze.

Nades³any wiersz, nosz¹cy nieco prowokacyjny tytu³ Co mnie obchodz¹ Polacy? (Was gehen mich die Polen an?), stanowi rodzaj wierszowanej bio-grafii.

Wiersz Brödnera ujmuje prostot¹ oraz szczeroœci¹ wyznania. Powraca-j¹ce z perspektywy lat obrazy m³odoœci spêdzonej w Polsce, w polskim oto-czeniu, ulegaj¹ daleko id¹cej idealizacji, co w pe³ni uzasadnia ogólne prs³anie wiersza. Ten deklaratywny akt niemieckiego poety, którego losy ze-tknê³y z Polsk¹, jest nie tylko pozytywn¹ sum¹ jego prywatnego ¿ycia. To równie¿ jednoznaczna projekcja akceptacyjnego stosunku do siebie obu nacji, troski i przejêcia, p³yn¹cych ze wzajemnego zainteresowania. Potocz-ne powiedzenie: „a co mnie oni obchodz¹?”, mo¿e byæ pojête jako wyraz obo-jêtnoœci czy negacji lub wrêcz przeciwnie — jako wyraz postawy pe³nej za-troskania.

Na tle prezentowanych tekstów w utworze Brödnera najbardziej wy-czuwalna jest stylizacja na dziewiêtnastowieczne Polenlieder. Dotyczy

w³a-œciwie wszystkich poziomów struktury wiersza. Jest to bez w¹tpienia za-bieg przemyœlany, odwo³uj¹cy siê œwiadomie do tradycji starych niemiec-kich „pieœni o Polsce”, do ich prostego obrazowania i ³atwo wyczuwalnej melodyjnoœci. To równie¿ tekst przekazuj¹cy czytelnikowi proste prawdy o wzajemnych stosunkach, prawdy, które maj¹ ³¹czyæ, a nie dzieliæ oba narody.

Dodatek

Peter Piotr Lachmann Polen 2007 raketenabfangsysteme und ausgediente F-16-Jäger solln den „messias der völker“

legitimieren als östlichsten bundesstaat der usa (wo so viele polen

sich nach polen sehnen) europa

ist ein opa

mit dem sich nicht glänzen lässt

vor gott und der welt ist polen noch zu retten

vor deutschem dünkel russischem donner und den wundertaten johannes pauls II.

polen

mein abstruses vaterland*

Klaus Rainer Goll in Warschau

für marek wawrzkiewicz das fenster an die kette gelegt

geschlitzte blicke

üben belohnte genügsamkeit im sternenfunkeln

der straßenlichter wärmen sich die säulen vor dem schloß

blasse abgenagte knochen trümmer

keineswegs achtlos liegengeblieben der wind vergißt nicht trocknet ab

die tränen des jochs im auge des erlösers reicht die hand über grenzen hinweg trifft mich

* Tadeusz Borowski stellte sich nach seiner Befreiung aus Auschwitz und später aus Dachau die Frage: „Gibt es auf Erden ein Land, dass mehr als dies [Deutschland

— Peter Lachmann] mein Vaterland wäre?“ Vgl. den Prosatext „Ojczyzna-Vaterland“

[przyp. Petera Lachmanna].

dein versöhnendes wort

die stadt lebt auf

Detlef Haberland Zum Wein bei Wis³awa

Wir begegnen einander über den Gläsern.

Und ohne die Blicke zu suchen, Finden wir uns.

Astronomen zu glauben ist tödlich, Physiker täuschen uns täglich.

Die zarte Hand auf dem Tisch sagt Die Wahrheit bei Brot und Wein.

Dies imaginäre Kunstwerk ist wirklich.

Nicht nur die Dinge und Tiere sind;

Auch der Schmerz einer Sternengeburt, Der Augen Tiefe, der Buchstabenlied.

Mythologie hilft nicht mehr, nur die Frage:

Siehst Du mich, auch wenn ich Dir fern bin?

Unser Bild: Zwischen Systole und Diastole Geborgen, doch frei.

Erhard Brödner Was gehen mich die Polen an?

Was gehen dich die Polen an?

— Fragt man mich hin und wieder — Bist Deutscher doch, kein polski Pan, Und doch sind sie dir Brüder?

Das kommt, weil ich von Kindheit an Von Polen war umgeben.

In ihrem Kreis ward ich zum Mann, Trat ich hinaus ins Leben.

Gebete sagt’ ich Polnisch auf, Wie sollt’ es anders gehen:

Maria — denkt man dort zuhauf — Kann Polnisch nur verstehen.

Wuchs auf in polnischer Kultur, Die mir vertraut und teuer.

Zu Hause gab es Ausgleich pur Vom deutschen Geistesfeuer.

Der erste Kuss berauschte mich Im Mond auf der Veranda —

Des Nachbarn Töchterlein war nicht Die legendäre Wanda.

Im Kreis der Polen anerkannt, Als Freund voll akzeptiert, Vergaß ich nicht mein Vaterland Und bin dann repatriiert.

Nun war ich zwar im eig’nen Land Doch war es anfangs schwer:

Ich fühlt’ oft fremd mich und verkannt, Zurück zog es mich sehr.

Doch Patriotismus und auch Stolz, Und auch Familienbande,

Und auch ein Herz das nicht aus Holz Hielten mich hierzulande.

Jetzt bin ich schon seit vielen Jahren Im Rheinland eingebunden.

Doch ob es üble Worte waren Oder man Lob gefunden:

Sobald mein Polen ist betroffen, Sei es im Guten oder Schlechten, Da fühle ich mich selbst getroffen, Bereit, mit jedem dann zu rechten.

Das mag man als Erklärung sehen Warum mich Polen — Land und Leute — Als Deutscher wie als Bruder viel angehen, In der Vergangenheit und Heute.

Edmonton (Kanada)