• Nie Znaleziono Wyników

Wspomnienie z powoi 700-letniej rocznicy przyjścia Jego na świat

i.

Czasy dzisiejsze p rzedstaw iają nam szczegól­

niejsze zjaw isko. Gdy z jed n ej strony postępy w naukach, zw łaszcza przyrodniczych, i w ydobyte n a jaw tajn ik i n atu ry , i z nich poczynione za­

stosow ania z d a ją się n a pozór podnosić ludzkość n a n a jw y ż sz y szczyt cyw ilizacyi, z drugiój zu­

p e łn a i powszechna niem al n iew iara,—i zapozna­

nie elem entarnych zasad religii i praw d m oral­

ny ch, coraz bardzićj zanurza tę ludzkość w bez­

denną toń wszelkiego ro dzaju nieszczęść i grozi jć j ja k b y ostateczną, niechybną zgubą.

Z apew ne! bram y piekielne nie przem ogą, i p raw d a z czasem tem w iększy na gruzach n ie ­ dow iarstw a odniesie tryjum f. Z tem wszystkiem coraz gorzćj na świecie się dzieje. W szyscy to czują i w szędzie s z u k a ją ra tu n k u , i niestety, w szędzie zn a jd u ją w końcu tylko zaw ód. Zapew ne, jed y n ie w W ierze świętćj zbawienie, ale któż nam tę wiarę w niedow iarstw ie naszem zaszczepi?

W dzisiejszych naszych czasach mamy pod wielu w zględam i wielu znakom itych ludzi. Jednych tylko nam n ie d o sta je , w łaśn ie ta k ic h , ja k ic h

głów nie nam p o trze b a, m ianowicie świętych.

Z ich serc przebłogosław ionych ju ż tyle razy na św iat pły n ęło zbaw ienie. P a n Bóg ich zawsze n a ratu n ek w ostatniój potrzebie z s y ła ł, i oni to w łaśnie zawsze, kiedy ludzkość b łą d z iła po b ez­

drożach, n a tory w łaściw e j ą sprow adzali, w rę­

k u Stolicy Apostolskiej w uiezrów nanej pokorze swojćj, potężne narzędzieO patrzności B oskiej. P r a ­ w da to historyczna, a je śli nie w szystkim w iado­

m a , to tylko dlatego, że nie przez w szystkich zgłębiona.

W szystkie nieszczęścia św iata zawsze p ły n ęły i p ły n ą w sku tek zerw ania z Bogiem i z ustanow io­

nym n a ziemi K ościołem Bożym, przez k tóry utrzym uje się jedn ość ludzi z Bogiem. Święci podejraow ah ten tru d odnow ienia zjednoczenia.

U posażeni nadprzyrodzonem i d a ra m i, sw o ją p o ­ korą, swoim zaparciem się, swoim poświęceniem , swoją an ie lsk ą dobrocią i cudow ną działalnością jed n ali sobie lu d zi, i zjednanych sprow adzali do Kościoła, do stóp Stolicy Apostolskiej, k tó ra w swą k o lć j, tuląc m arnotraw ne dziatki do łona swego, prz y w rac ała im sp o k ó j, szczęście, i z Boskiem błogosław ieństw em w szelką, naw et doczesną po­

— 55 — myślność. T akim świętym , tak im aniołem w ludz- Uićrn ciele, który każdego, do kogo się tylko zbliżał, ujm ow ał sobie swoją słodyczą niebieską,, i który w swoim czasie, staw szy się podporą Ko­

ścioła i Stolicy Apostolskiej, p rzek ształcił św iat i zaszczepił w nim najw znioślejsze cnoty, a n a ­ wet d a ł p o cz ątek , j a k św iadczy znakom ity fran­

cuski uczony profesor Ozanam tćj p o ez y i, która w D antem zn alazła swoje uwieńczenie — by ł święty F ranciszek S eraficki, którego teraz w ła­

śnie Kościół obchodzi siedm setletnią rocznicę przyjścia n a św iat.

II.

Życia jego niesposób w k ilku słowach zam ­ k n ąć; ow szem , każdy szczegół jeg o żywot tyle iv sobie zaw iera praw d w ielkich, że sam je d e n starczyłby za przedm iot do napisania całych to­

nów . A wreszcie niepodobna należycie ocenić wielkiego znaczenia świętego F ran c isz k a bez uprzedniego poznania przed przyjściem jego, stanu świata. K rótka więc w zm ianka o tym świę- ,ym w każdym razie musi być bardzo niedosta-

;eczną i sk ła d a ć się może tylko z gołosłow nych, ie ta k powiem , w yrażeń i ogólnikowych orzeczeń,

^ a w stępie zatćm radzim y czytelnikom naszym nie :adaw aluiaó się niniejszą, pobieżną w zm ianką, ecz przeczytać dwutomowe dzieło Ojca Pro- iopa o świętym F ranciszku, najlepsze, ja k ie do- ąd posiada literatura. Jestto dzieło pom nikow e i gruntownością sw oją i wyższćm św iatłem prze­

wyższa w szystkie inne, najznakom itsze, ja k ie się ylko zn a jd u ją w tym rodzaju, we w szystkich j ę ­ zykach, i nadto posłużyć może za studyjum do

>oznania epoki, m ającćj najw iększą doniosłość, ta k bardzo do naszej podobnćj.

E p o k a K arola W ielkiego, a następnie ogólne po­

wierzchowne naw racanie całćm i masami nowych na- odów, i w ślad zatćm w ielkie uposażenie kościołów jeszcze większe znaczenie duchow ieństw a, i jeg o wpływ przew ażny na w szystkie bieżące spraw y, p ra w iły , że do stanu duchownego napły n ęło anóstwo ludzi bez pow ołania. N astępstw em tego yło najw iększe rozprzężenie karności w ducho­

wieństwie, upadek zupełny ducha religijnego w społeczeństw ie św iec k ie m , i potw orzenie się ajprzew rotniejszych sekt. P o d jęte przez Stolicę T ^stolską, m ianowicie przez Ś-go G rzegorza V II

usiłow ania w celu n ap raw y złego sp o tk ały Ave

w szystkich stanach podtrzym yw any przez cesarzów niem ieckich opór, niem al powszechny. W ielki Pa- pićż, nie znalazłszy wykonaw ców swoich w ielkich planów, niepojęty i niezrozum iany przez w iek swój, w opuszczeniu u m arł n a w y g n a n iu , wy­

m aw iając owe pam iętne na zaw sze sło w a: dilexi jm titia in , et odivi inigu ita tem , propterea morior in exilio. P ycha bez g ra n ic , chciwość bez m iary i zm ysłow ość po gańska ogarn ęły św iat cały . Zo­

stały tylko pozory i formy zew nętrzne C hrześci­

ja ń stw a . C hrześcijan ta k ja k b y nie b y ło : byli tylko z im ienia, bez ducha Chrystusowego. T rzeba więc było n iejak o odtw arzać C hrześcijaństw o w lu d a c h , i w tym celu przygotow ać m a te ry ja ł, pojedyńczo naw racając każdego. Jed e n człow iek oczywiście tem u zadaniu w ielkiem u podołać nie mógł. Owóż Opatrzność św ięta natchn ęła św. F ra n ­ ciszka m yślą utw orzenia zakonu, któregoby człon­

kowie, w ykształceni w szkole św ię te j, ja k o aposto­

łow ie n o w i, rozszedłszy się po świecie całym , po­

djęli pracę m ozolną poszczególnych naw racań.

N adto upowszechnione i przez to samo niejako upraw nione niektóre zgubne zw yczaje m usiały wyw ołać, w celu napraw y złego, odpow iedne od­

działyw ania, przez użycie stosownych do tego środków. To było powodem Ś-go F ranciszkow i do ułożenia pew nych przepisów i reg uł życia dla osób, zjednanych sp raw ie zbawienia. S tąd pow stał zakon trzeci, ludzi zostających w świecie, czyli ta k zw ane T ercy jarstw o . Dosyć porów nać stan św iata przed św. Franciszkiem , z tym, ja k i b y ł w chwili jeg o zejścia ze św iata, żeby ocenić opatrznościo­

w ą m isy ją tego wielkiego świętego. N ajw iększa jeg o zasłu g a w tćm polega, że s ta ł się w rękach Boskich powolnćm narzędziem wyższych przezn a­

czeń. S p raw a bowiem ta święta, dokonana przez niego, nie by ła jego w ła sn ą : b y ła to spraw a B oska. J a k słońce, k tó re św iat oświeca, nie dla­

tego ośw ieca, że je s t słoń cem , lecz że mu Pan Bóg n a d a ł tę w łasność św ićeenia, ta k i Św ię­

ty F ran c isz ek naw rócił św iat, bo go P an Bóg w y b ra ł i uposażył w tym celu daram i swć- mi. On b y ł tylko w iernym B o g u , wiernie sp ełn iając Boskie rozkazy. A na dow ód, że Zbaw iciel nasz p rz y ją ł tę spraw ę Ś-go F ran c isz k a za swoję w ła s n ą , w yraźnćm św iadectw em są te cudow ne n a jeg o świętem ciele w yryte blizny —

— 56 — odwzorowane sty g m ata m ęki Przenajśw iętszój.

Były one ja k b y a p ro b a tą , ja k b y n ieb iesk ą pie­

częcią, zatw ierdzającą posłannictw o Ś-go i doko­

nanego w ielkiego zbaw ienia dzieła — w nim i przez niego. Zapewne, nie sam em u tylko świętem u F ran ciszk o w i należy przy p isać to w szystko, co się wówczas stało dobrego. Ś-ty B e rn a rd , Ś-ty Do­

m inik i inni wielcy święci rów nież w ielkie w tym czasie położyli z a słu g i; z tem w szystkiem sam a stolica Apostolska przyznaje Ś-tem u F ranciszko­

wi pierw szorzędne w tej napraw ie św iata znacze­

nie. O cnotach świętego, o jego w ielkiej pokorze, 0 jego ubóstw ie ew an gielicznein, o je g o gorącej miłości Boga i n ajtkliw szej czułości dla ludzi, 1 o w pływ ie, ja k i w swoim czasie za życia wy­

w ierał na w szy stk ich , można wnosić chociażby z tego tylko, co czuje każdy, czytając opisy, j a ­ kie o nim pozostały. Uwielbienie, chęć naśladow a­

n ia go, podniesienie ducha, światło nadprzyro dzo­

ne, cudowne i niedające się w yrazić d ziała n ia ł a ­ sk i Bożej ogarnia w szystkich, którzy naw et chwilo­

wo w m yśli sw ojej go uprzytom nia, i odtw orzą z czy­

tan ia tych opisów w swem sercu obraz tego świętego.

III.

Święty F ranciszek ur. 4 p aź d z. 1182 r. w Assyżu.

Ojciec jego pochodził z daw nej florenckiej szlachty, osiadłej w tem m ieście, był bardzo za­

możnym kupcem i prow adził n a w ielk ą sk alę handel z F ra n c y ją su k n e m , i w tym celu odhyw ał d alek ie podróże. M atka jeg o b y ła uosobieniem dobroci i czułości. Jćj to, po Bogu, zaw dzięczał nasz Święty swój nastrój religijny ducha i swoje m iłe usposobienie, które mu jeszcze przed ro z ­ poczęciem życia wyłącznie religijnego jed n ało po­

w szechną miłość, i w pływ ało n a chętne poddanie się jego przew odnictw u. W młodości swojój był wzorem dla m łodzieży i kierow ał w szystkiem i w tćm m ieście zabaw am i w najw yższych towa­

rzystw ach. Był bardzo pięknej i ujm ującej postaci;

m iał bardzo dystyngow ane ułożenie, k tó re w y ra­

żało jego duszę szlachetną i jeg o czyste i n a j­

cnotliwsze obyczaje. Mówił doskonale po fran ­ cusku i dlatego przezw any został F ran c isz k ie m ; na chrzcie bowiem m iał sobie nad an e imię Jana.

W w ojnie, ja k a się toczyła m iędzy Assyźem a Pe- rużią w y stępow ał w obronie ojczyzny z bronią w ręk u ; w końcu atoli d o stał się b y ł do n ie ­

w oli, w k tó rej przez cały rok zostaw ał, i był je d y n y m , k tó ry w śród ogólnego więźniów sm ut­

ku , zachow ał był spokój w ew nętrzny, pogodę du­

szy i wesołość, niczćm n ied ają cą się naruszyć. J a ­ koż pocieszał swoich towarzyszów niedoli w ich cierpieniach i o sład zał im przykry ich tam p o ­ byt. Po wyjściu z w ięzienia ciężko chorował, i to mu posłuży ło do większego skup ien ia ducha.

N astępnie, gdy w sta ł z łóżka, w ychodził za m iasto w pole dla przechadzki i d la oddychania świeżem powietrzem. Tam , wśród przecudnej o k o ­ licy, w patrując się i zachw ycając się pięknćm i w id o k am i, począł myśl swą przenosić od rzeczy stworzonych do Stwórcy, i rozw ażać o w iecz­

ności. To go zaprow adziło do ko ścioła i usposo­

biło do głębszej niż przedtem modlitwy. W mo­

dlitw ie tej doznaw ał wyższych natchn ień i o b ja ­ wień. Razu jednego, we śnie, widział w sp an iały p ałac, p ełen zbroi, i n a zapytanie czyj to p ałac ? otrzym ał odpow iedź że je g o , i że ta broń p rze­

znaczona dla jeg o to w arzyszów , którym będzie przew odził. B iorąc literalnie objaw ienie to, w y b ra ł się b y ł n a w o jn ę , w drodze atoli otrzym ał w yż­

sze upom nienie, żeby nie literalnie, lecz ducho­

wnie rozum iał dane sobie objaw ienie. N iezw łocz­

nie tedy pow rócił i o d d ał się wyłącznie m odli­

twie. P rzeb y w ając ciągle sam otnie w kościele, w je d n e j z takich modlitw u sły szał w duszy głos Boski, n akazu jący mu n ap raw ę K ościoła. Nowe to objaw ienie znowu w ziął literalnie i o drestau row ał trzy kościoły.

W trak c ie tego zaszło nieporozum ienie jego z ojcem , który jak k o lw iek daw niej nie żałow ał w ydatków n a stroje i na potrzeby św iatow e syna, chlubiąc się jeg o w wyższych tow arzystw ach od­

znaczaniem się, sk ąp y się bardzo o k az ał d la rz e­

czy świętych, i o baw iając się hojności sy n a dla kościoła, zażądał od niego publicznie, przed bi­

skupem , w yrzeczenia się wszelkich, m ogących na niego przyjść spadków . Ś w ięty F ran c isz ek uczynił to n ajch ętnićj, ciesząc się że n ie z w ią z a ­ ny teraz spraw am i ziem skiem i, będzie m ógł w y­

łącznie poświęcić się spraw om niebieskim . Ja k o ż odtąd — Bóg, zbaw ienie ludzi, cało p aln a ofiara ca­

łego życia — były treścią jeg o dalszego życia. N ie­

długo zn alazł naśladow ców , i u łożył dlą nich re ­ gułę zakonną, k tó rą Stolica Apostolska zatw ierdziła.

G łów ną cechą, o d różniającą tę jego reg ułę od

— 57 — w szystkich innych, ja k ie podówczas istniały, było postanow ienie najsurow sze, aby należący do jego zakonu, nietylko żadnej osobistej własności nió in ie li, ale żeby naw et i nie przyjm ow ali w j a ł ­ mużnie pićniędzy, lecz tylko rzeczy, potrzebne do życia, i co w iększa, żeby naw et klasztory niepo- siadały wcale żadnych m ajątków , a naw et i za­

pewnionych sobie żadnych dochodów.

Do reguły świętego F ranciszk a n a le ż ą : F ranciszkanie, B ernardyni, Reformaci i K a p u ­ cyni , z których ci ostatni w w ielu ze swoich klasztorów piórw otną ścisłość tej re g u ły , bez ża­

dnych zwolnień, zachow ują.

Prócz tego zakonu założył święty F ranciszek i zakon że ń sk i, podobnejże reguły, później od świętej K lary, pierw szćj przełożonćj, K laryskam i zw an y , a tak że i trzeci zakon, T ercyjarzy i T er- cy ja re k , n ad a ją c im u staw y, odpowiednie oso­

bom żyjącym na świecie.

Zakon ten w średnich w iekach o g arn ął był prawie św iat cały, przez co ten św ięty P a try ja rc h a zakonów ta k w ielki i zbaw ienny, j a k wyżćj wspom nieliśmy wpływ swój na c a łe społeczeń­

stwo chrześcijańskie rozciągnął.

Gdy te trzy zakony ustalił, spragniony korony m ęczeńskićj, dw a rązy u d aw ał się n a Wschód, pomiędzy niew iernych, lecz w rócił stam tąd tylko z zasługą pragnienia śm ierci za wiarę.

Prow adził życie nadzwyczaj o s tr e : pościł bez­

ustannie, i do chleba lub sam ej jarz y n y , których jed y n ie u żyw ał, dom ieszyw ał zw ykle popiół lub piołun. K ażda jego m o d litw a, szczególnie przez kilkanaście la t ostatnich życia, b y ła zachwyceniem.

Często w objaw ieniach rozm aw iał z Panem J e ­ zusem i M atką Bożą, do którćj najszczególniejsze m iał nabożeństw o i przez pośrednictw o której

najw iększe ła sk i i dla siebie i d la całego św iata p ozyskał w jć j kościółku P o rcy ju n k u lą zwanym.

Gdy w p ad ł w zach w y cen ie, w idywano go tak wysoko w pow ietrze w y n iesio n eg o , że niekiedy zn ik ał z oczu obecnych tem u cudowi. Cnoty p o ­ kory był ja k b y uosobieniem, i w skutek tego nie chciał przyjąć święceń k a p ła ń s k ic h , pozostając tylko dyjakonem . Był najw iększym swoich cza­

sów cudotwórcą. P apież G rzegorz IX podczas kanonizacyi jeg o zaśw iadczył publicznie, ja k przytacza R ohrbaher w swojej Ilistoryi (IX str. 439) że w Niemczech, przez w staw ienie się Świętego F ranciszka, b y ł naw et w skrzeszony j e ­ den u m arły. Na dw a lata przed śm iercią otrzy­

m ał blizny P a n a Jezusa, i odtąd ju ż sam , stawszy się ja k b y ciąg ły m , cudem chodzącym i żywym m ęczennikiem , obnoszony po m iastach i w ioskach, sam ym widokiem swoim naw racał ludzi, i do po­

k u ty pobudzał. Gdy zbliżał się do. jakiego m ia­

sta, w e w szystkie dzwony uderzano, i duchow ień­

stwo z ludem w ychodziło naprzeciw niego.

W idząc się bliskim śm ierci prosił, aby go z a ­ nieśli do jeg o celki przy kościółku N ajśw iętszćj P anny M aryi A nielskićj, i tam , gdy ju ż m iał ten świat opuścić, k a z a ł położyć się n a ziemi. P o­

szedł do nieba 4 października 1226 r. W poczet świętych w pisany został przez G rzegorza IX, P a ­ pieża 1228 roku 16 lipca. Dla niezm iernćj m iło­

ści B oga, k tó rą jeg o serce p a ła ło , przezw any został Serafickim.

Oto m odlitwa, którą najczęśeićj o d m a w ia ł:

Niech siła m iłości Tw ojej, o mój Jezu, o gar­

nie duszę m oję: abym um arł dla miłości Twojej o Panie, któryś ra c z y ł um rzeć dla mojćj miłości.

E dw ard z Sulgosłowa.

8

— 58 —

jk

K T p F N O S C L

(Podług O. de la Colombiere).

O ja k widoczne T w oje czuw anie N ad k ażd ą duszą, N ajsło d szy Panie, A zw łaszcza n a d tą, co swoje tro sk i R zuciła w przepaść opieki B oskiej.

T akiego serca zachw iać nie mogą Ziem skie niedole, n ajm niejszą trw ogą.

Chociaż choroba odejmie siły Podetnie nogi, co Ci słu ż y ły ; Choć św iat opuści, ludzie pom iną, Choć się sum ienie obarczy winą.

W szystko się zm ieni w T w ą Ł askę, P anie P rzez Tw oję miłość, nasze ufanie.

N iech nikt nie liczy na sw e zasługi N a prac i czynów sw ych szereg długi, Niech w P an u widzi c a łą nadzieję, Siebie m a za nic — i niech się śm ieje!

A więc podstaw ą mojćj ufności J e s t ufność m oja! Boże Litości!

Wiem, że ua w ieki będę szczęśliwy Boś T y to p r z y r z e k ł! O D o b ro tliw y !

A chociaż widzę, ja k e m niestały I choć w idziałem ja k o się chw iały Cnoty silniejsze od sk ały ,

I ja sn e g w iazdy ja k o s p a d a ły ! 0 Jezu C hryste, nadziejo m oja T yś je s t mój puklerz i zbroja.

U strzeżesz grzćchu i ulżysz k ary W idząc, j a k ufam bez m iary, 1 spraw isz, że to silne ufanie Z życiem dopiero u stan ie.

W iem , że choć ufam zanadto może W szystko to spełn isz, N ajlepszy Boże, 2 e m nie zasłonisz od m ych słabości, Że m nie zatrzym asz n a pochyłości A czego pew ien ju ż jestem , P an ie To, że mnie czeka w ieczne kochanie I że ten nędzarz, co Ci ta k w ierzył N a d zieją zdobył to, co zam ierzył.

A , <D.