• Nie Znaleziono Wyników

Wychowankowie „doświadczeni” a „drugie życie”

dla nieletnich i zakładów poprawczych

5.1. Podkultura więzienna w zakładach poprawczych i schroniskach dla nieletnich w „przeszłości”

5.2.1. Uwarunkowania grypsowania

5.2.1.1. Uwarunkowania grypsowania w odniesieniu do wychowanków

5.2.1.1.1. Wychowankowie „doświadczeni” a „drugie życie”

W przypadku wychowanków, których przeżycia biograficzne biorą się z długoletnich pobytów w placówkach opiekuńczych, wychowawczych, re-socjalizacyjnych, „drugie życie” tak naprawdę stało się tym „pierwszym”, najbardziej znanym, gdyż dostarcza ono sposobu objaśniania rzeczywisto-ści, budowania relacji z  ludźmi, argumentacji i  uzasadnień stosowanych w kontaktach z silniejszymi, słabszymi, kadrą, kolegami. Długoletni pobyt w instytucjach tego rodzaju prowadzi do ujarzmienia ja (Goffman 1961; pol.

wyd. 2011; por. także Foucault 1993) decydując o wykształceniu się okre-ślonej jaźni (por. Konecki 1985; 2005b) wyrastającej z okoliczności, które ją kreują. Jest to jaźń oparta na postrzeganiu świata w kategoriach konku-rencji i „walki o swoje”, do czego konieczne jest instrumentalne budowanie sojuszy i koalicji, lecz także zaznaczanie siebie poprzez dominację, kontrolę, agresję i degradację innych.

Dziecko z instytucji, to jest takie zamknięte, pozostawione samemu sobie i milczące, bardzo roszcze-niowe przede wszystkim dlatego, że pobyt w wielu placówkach powoduje to, żeby coś mieć, to ono się musi o to starać, nie… To różne sposoby są tego starania, niekoniecznie właściwy, ono z reguły sobie radzi agresją, nie, bo wtedy wiadomo, że dla niej to jest najłatwiejszy sposób na osiągnięcie jakichś tam korzyści (wychowawczyni).

Lektura udostępnionych przez placówki opinii na temat podopiecznych, skierowanych do sądu, każe przypuszczać, że nie bez znaczenia jest także biografia rodzinna, która w przypadku zdecydowanej większości wychowan-ków obejmuje wpływy krewnych, postrzeganych społecznie w kategoriach przynależności do  grup dewiacyjnych, noszących piętno kryminalistów, alkoholików, biedaków, bezrobotnych. Z wywiadów z personelem i wycho-wankami jasno wynika, że rodziny większości z nich doświadczały konfliktu

z  prawem, w  związku z  czym rodzice, rodzeństwo, bliżsi i  dalsi krewni, a  także znajomi odsiadywali karę pozbawienia wolności. Choć aktywny udział w grypserze zapewne dotyczył jedynie części tych osób, to z pewno-ścią większość była wyeksponowana na doświadczenia, które mogły mieć wpływ na określony sposób budowania świadomości i  postrzegania rze-czywistości, zamknięty w postaci habitusu rodzinnego. Także lektura kore-spondencji listownej (w części zaprezentowanej wcześniej) daje podstawy do konstatacji, że tą drogą udzielane były, lub są, instrukcje postępowania w warunkach nawet częściowej izolacji, co ma wpływ na relatywnie szybkie

„odnajdywanie się” w „okolicznościach zakładowych”.

To jest taka… nie wiem jak to nazwać, tradycja rodzinna pokoleniowa – starszy brat w więzieniu, więc chłopak, który przychodzi na zakład poprawczy wie, czego można i ma podstawy już jakiejś, nie wiem, grypserki, jeżeli ma, wie czego można, z kim można, jak można. Niedokładnie wiem, na jakiej zasadzie to działa, całe takie roznoszenie się wieści, gdzie kto jedzie, gdzie kto z kim, to jest szybsze, nie wiem jak, to znaczy od poczty polskiej priorytetowej, nie wiem jak to powiedzieć…

(wychowawca)

W przekonaniu większości personelu, co znajduje potwierdzenie także w zgromadzonym przeze mnie materiale wynikającym z obserwacji, wycho-wankowie „doświadczeni”, a także ci aspirujący, postrzegają zasady w ka-tegoriach recepty na zbudowanie udanej autoprezentacji, która zapewni im budowanie relacji w kształcie przez siebie pożądanym. Personel stoi na sta-nowisku, że niejako w „naturze” tych osób (jakkolwiek by nie była ona wy-kreowana) leży dążenie i podtrzymywanie nierówności, by na tej podstawie doświadczać wertykalnych przesunięć na szczyt relacji socjometrycznych.

na tym to wszystko, gryps polega, jeżeli my coś takiego widzimy, to musimy zareagować. My nie możemy dopuścić, właśnie do tego typu podziałów lepszy–gorszy, bo oni sobie właśnie w ten sposób zaczynają, zwłaszcza ci, co w wielu zakładach już byli, zawsze będą próbować, tak, oni zawsze będą próbować, a jeszcze jak z więzienia dostaną coś, to musimy ostro się pilnować, nie, żeby to wszystko nie wróciło (nauczyciel).

jest to placówka zamknięta i… i… i też z pewnych cech, które przypisuje się, no… jak to się na-zywa… podkulturze więziennej. Są pewne takie elementy, które gdzieś tam przenikają i chłopcy to znają, i też próbują to tutaj realizować, i chodzi tutaj na przykład o miejsce, w którym stoją.

Jak stoją na przykład na korytarzu podczas przerwy, o miejsce, w którym siedzą na stołówce, więc określone stoliki zajmują osoby o wyższym statusie, określone stoliki o niższym (wychowawca).

Udział w „drugim życiu” w pewien sposób uzależnia, gdyż daje poczu-cie bezpieczeństwa i przewidywalności. Doświadczony wychowanek, który jest przenoszony z jednej placówki do innej, nie zaznaje w pełni stygmatu

„nowego”, gdyż wiedza na temat zasad pozwala mu, po krótko trwającej

weryfikacji tożsamości, rozkoszować się korzyściami wynikającymi ze stażu (miejsce w hierarchii, dostęp do dóbr). Obeznany z „zasadami” podopiecz-ny, w obrębie tych placówek, w których one istnieją i są podzielane przez przynajmniej część wychowanków, może czuć się „jak u siebie”, gdyż jego tożsamość i pozycja z nią związana są „przenoszone” z poprzedniego miejsca (zob. rozdział: Pojawienie się nowych wychowanków w placówce. Pierwsze kroki).

przyjechałem tutaj i byłem tydzień czasu, nawet nie tydzień, w pierwszym dniu, sobie siedziałem, robiłem co chciałem, mówiłem kto, co ma robić i już, bo po prostu mam respekt, wiesz z innych ośrodków i zakładów (wychowanek).

Zazwyczaj te dziewczyny, które rodzin nie mają, a są takimi dziećmi placówkowymi, to umieją się odnaleźć, wiedzą, że muszą trzymać z mocnymi, żeby krzywdy nie zrobili, po prostu, żeby sobie zapewnić ochronę, prawda? I zazwyczaj bywa tak, że te dzieci po prostu wyłudzają… (wycho-wawca)

Warto w paru słowach poruszyć także problem wpływu „biografii in-stytucjonalnej” na jaźń wychowanka w kontekście jego postrzegania świa-ta, także tego poza murami placówki. W przekonaniu personelu zbyt długi pobyt w  tego rodzaju instytucjach sprawia, że  młody człowiek przyjmuje pewien habitus, którego elementem jest matryca spostrzeżeniowa wy-kształcona w warunkach mniejszej lub większej izolacji. Potrzeby osób izo-lowanych zazwyczaj zaspokaja instytucja (nocleg, wyżywienie, rozrywki, hobby) w związku z czym zamiera lub nie wykształca się w nich chęć sa-modzielnego pozyskiwania motywacji do zadbania o swój los. Jeden z wy-chowawców stwierdził, że w im większym stopniu dostrzegają oni wygodę czerpaną z obecnej sytuacji, tym bardziej problematyczny będzie ich pobyt w warunkach wolnościowych.

Ja też im mówię, że  chłopcy, placówka was obezwładnia, placówka wychowuje kalectwa. A  są jeszcze placówki, które… które idą jeszcze dalej, bo jeszcze placówka naszego typu ma określone wymagania wobec tych chłopaków, jeszcze jest dyscyplina, widać tutaj pewien porządek, … tak…

w przedszkolu… Z tym, że ja nieodmiennie powtarzam chłopakom, że ich największym wrogiem jest ten wychowawca, który za wszystko ich chwali, że ich największym wrogiem są ci ludzie, którzy im ułatwiają maksymalnie życie w warunkach izolacji, ponieważ to nie jest sytuacja naturalna, jeżeli przyzwyczają się do tego, że to jest ich świat, to całe życie będą dążyć do tego, żeby wylądować z powrotem w warunkach izolacji. I w przypadku takiego zapaśnika, który ma potencjał na mi-strza Europy bądź na chłopca, który może zarabiać sportem walki na życie, bądź pracą fizyczną ciężką, to często niestety przypomina wydanie wewnętrznego wyroku (wychowawca).

Powracając do uwarunkowań „drugiego życia” w odniesieniu do wy-chowanków doświadczonych, nie można wykluczyć wśród nich także jawnie okazywanej fascynacji tym zjawiskiem, która może być podsycana

wspominaną już biografią rodzinną, lecz także pewnymi indywidualnymi inklinacjami, dającymi podstawy do przypuszczeń o chęci kontynuacji ka-riery dewiacyjnej. Są to osoby, które starają się konsekwentnym postępo-waniem przekonać otoczenie, że w swoich dążeniach i obranej drodze są niezłomne, a zasady pojmują w sposób najbardziej ortodoksyjny jak to moż-liwe w okolicznościach składających się na pobyt w placówkach resocjaliza-cyjnych. W ich przekonaniu poprawa zachowania i zmiany tożsamościowe wynikające z oddziaływań resocjalizacyjnych są postrzegane jako sprzenie-wierzenie się regułom grypsery traktowanym dogmatycznie.

[…] ten chłopak, który zaatakował, ja mu założyłem sprawę w prokuraturze i dostał wyrok – po-szedł do więzienia, bo zresztą o niczym więcej nie marzył. Bardzo rzadko zdarzają się takie przy-padki, wychowanków, z którymi już naprawdę, w warunkach zakładu poprawczego, nie idzie nic zrobić, czyli oni stają okoniem, twardo, hardzi, od samego początku, do samego końca. Ale to są rzadkie przypadki. Być może, jak już rozmawialiśmy wczoraj, istnieją pewne możliwości pracy z takim człowiekiem, ale nie w zakładzie poprawczym (wychowawca).

Doświadczeni wychowankowie, którzy dopuszczają się zachowań zgod-nych z  grypserą, tym samym reprodukują ją i  materializują w  umysłach i świadomości pozostałych. Pokonywane są bariery emocjonalne (np. wsty-du), które nie stosują się do tego, co nadrzędne (por. Scheff 2003; Konecki 2005a: 173–174; Konecki bez daty). „Drugie życie” w pewnym stopniu po-maga zagospodarować pojawiające się emocje negatywne, wynikające z po-dejmowanych działań, dostarczając uzasadnień składających się na obraz rzeczywistości.

[…] u mnie jest taka koleżanka, która się nie wstydzi przy wychowawcach. Pierdzi im po prostu, siedzi na kolanach i pierdzi. No i wszystko tak się robi. Ja tak naprawdę, tu gitów nie ma, bo gity nie mogą być dziewczyny i w ogóle gity są w kryminale, a w takich zakładach to mało dzieli zakłady od kryminału, ale to jest jeszcze różnica. I my nie możemy być tak naprawdę gitem, bo dziewczyny też nie mogą grypsować tak? (wychowanka)