Widzę coraz wyraźniej, że w domu, w którym jest Ania, nie może być nud
no [103]1 - zwierzała się pewnego wieczoru Maryla Cuthbert swoje
mu bratu, Mateuszowi. To wyzna
nie, chociaż niezwiązane stricte z humorem, z powodzeniem uznać można za powieściowe credo Lucy Maud Montgomery. W trosce o mło
dych odbiorców nasyciła ona Anię z Zielonego Wzgórza komicznymi scenkami i zabawnymi opisami o uni
w ersalnym charakterze. W brew opiniom - skądinąd często trafnym - że humor nie jest wartością po
nadnarodową i nie wytrzymuje prze
ważnie prób tłumaczenia - i polscy czytelnicy znajdą tu komiczne par
tie tekstu. W najbardziej popular
nym przekładzie - niemal stulet
nim, Rozalii Bernsteinowej, poja
wiają się wciąż celne i żywe dow
cipne uwagi. Mimo zarzutów, jakie współcześnie kierowane są pod adresem autorki tłumaczenia2, hu
mor w polskiej wersji Ani ... jest zjawiskiem niezaprzeczalnym3.
Komizm sytuacyjny
Najbardziej kojarzony wydaje się być komizm sytuacyjny: to wy
razista emanacja śmiechu, najła
twiejsza do zaobserwowania, cha
rakterystyczna i zrozumiała nawet dla najmłodszych odbiorców. Do scen budowanych na komizmie sytuacyjnym należy między inny
mi ufarbowanie przez bohaterkę włosów na zielono, szkolna kłót
nia z Gilbertem, zakończona roz
biciem szyfrowej tabliczki na gło
wie kolegi, upojenie Diany, wystą
pienie przeciw pani Linde, skok do łóżka na śpiącą ciotkę Józefinę. Tę listę można by uzupełniać o kolej
ne w ybryki d ziew czynki, coraz wymyślniejsze przypadki - doda
nie do ciasta kropli walerianowych, mysz utopioną w sosie czy Las Duchów. Te zapadające w pamięć wydarzenia, które nadają tempa fabule, skonstruowane są zwykle według prostego klucza - niewy
szukanych zasad komizmotwór- czych, które opierają się zwykle na niezgodności między oczekiw a
niem (czyli konw encją przyję tą przez odbiorców, narratora, i posta
cie powieściowe) a zachowaniem Ani. Kontrast pojawiający się na granicy między dozwolonym i nie
dozwolonym , sprzeczności w e
wnętrzne - wszystko to przyczy
nia się do uruchomienia mechani
zmu zawiedzionego oczekiwania.
Niekonwencjonalne pomysły Ani wywołują komizmotwórcze zadzi
wienie czytelników. Bohaterka od
wraca też stereotypy, wyzbywa się konwenansów.
Ten rodzaj humoru faktycznie istnieje ponad podziałami i jedyne, co może mu zagrozić - to nad
mierna eksploatacja: po kolejnych lekturach Ani ... słabnie zaskocze
nie, co wpływa bezpośrednio na obniżenie odczuwalnego poziomu komizmu. Nie da się przy tym ukryć, że perypetie małej Ani stworzone są na bazie nie ostrej satyry, ale cie
płego humoru, co oznacza, że ich celem nie jest wywołanie śmiechu drwiącego i pełnego wyższości, ale empatycznego, zabarwionego za
miast współczuciem - współod- czuwaniem. Obniżenie atrakcyjno
ści „komicznej” książki nie będzie przebiegało w radykalny sposób.
Do młodych czytelników najła
twiej było autorce trafić przez ta
kie mocne, wyraziste scenki, prze
mawiające do wyobraźni. Na nich nie kończą się jednak humorystycz
ne uroki Ani z Zielonego Wzgórza,
Rys. Katarzyna Karina Chmiel
mało tego - komizmotwórczy po
tencjał, zachowany bądź wykreowa
ny przez Bernsteinową, ujawnia się dopiero po wyjściu poza sferę ko
mizmu sytuacyjnego.
Komizm charakterystyki
Odchodzę teraz od dychotomii:
komizm sytuacyjny - komizm sło
wa, bo podział ten, skądinąd dość powszechny, nie oddaje całego bogactwa hum orystycznego za
wartego w powieści. W yróżniła
bym w Ani (. ) jako element nie do przecenienia komizm charak
terystyki: próby rozbawiania od
b io rc ó w p o p rze z odp o w ie d n io przemyślane prezentowanie posta
ci dalszoplanowych. Jako że Ania Shirley jest tu główną bohaterką (także większości przykładów na komizm sytuacyjny), nie będę się zajmować jej portretem. Znacznie więcej bowiem osiąga Lucy Maud Montgomery przez odmalowywa
nie postaci choćby pani Małgorzaty Linde czy Maryli - te dwie damy na kartach książki posiadają naj
silniejsze osobowości i przy tym wyzwalają największy ładunek ko
mizmu. Obie są pokazane jako surowe, szorstkie, z rzadka ser
deczne czy miłe - i w tych cha
ra kte ro lo g iczn ych p re d ysp o zy
cjach skrywa się ogromna ironia.
Przyjrzyjmy się bliżej pani Lin
de: to typowa małomiasteczkowa plotkara, wścibska, ciekawska i wtrą
cająca się w nie swoje sprawy. Musi wiedzieć wszystko o wszystkich, chciałaby być wyrocznią dla każ
dego. Pozbawiona talentów dyplo
matycznych najgorszą prawdę po
wie prosto w oczy i dumna będzie ze swej szczerości. Poucza i za
wsze chce mieć rację. Jednak po
stać pani Linde nie jest w książce typem negatywnym - jej charak
ter to po prostu element ubarwia
jący życie w Avonlea, wykluczają
cy nudę, nadający miejscu praw
dziwości, realności i zapewniają
cy powieści koloryt lokalny. Pani Linde swoją postawą uwiarygodnia powieściową rzeczywistość, przy okazji rozśmieszając odbiorców.
W Ani (...) rządzi ciepły humor, to w gorycz czy drwinę. To ważne, po
nieważ złośliwe poczucie wyższo
ści wykluczałoby właściwie humor, zamieniałoby A nię... w satyrę, któ
rą przecież ta książka nie jest.
Narratorskie nacechowanie emo
cjonalne w opisach postaci ujawnia się w zabawnych komentarzach, przepełnionych ogromną ironią:
(...) pani Małgorzata Linde nale
żała do tych n i e z w y k l e d z i e l n y c h4 osób, które, ży
wiąc gorliwe zainteresowanie dla spraw swych bliźnich, dbają jed
nocześnie gorliwie o własne do
bro. [7]
P odo b n ą fu n k c ję pełni w y krzyknik, w którym współczucie także podyktowane jest ironią:
Jakkolwiek pani Małgorzata dłu
go biedziła się nad tym, nie po
trafiła jednak dojść do żadnego wniosku. S p o k ó j j e j z o s t a ł z m ą c o n y! [7]
Choć jasno nakreślony charak
ter postaci tłumaczy większość jej zachowań, w narratorskim komen
tarzu wzbogaca się jeszcze dow
cip przez redundantne wyjaśnienia:
- Skądże wam to przyszło do gło
wy? - spytała [Małgorzata Linde]
tonem nagany. Ponieważ powzię
to postanowienie bez je j rady, na
leżało więc je zganić. [10]
Wyobrażała sobie, jakie tam uczy
ni wrażenie, a pani Małgorzata bardzo lubiła wywierać silne wra
żenia [12]
Takie powtarzanie znanych już informacji prowadzi do komicznej przesady. Autorka podsyca dow
cip przez przypominanie i podkre
ślanie rozśmieszających cech cha
rakteru Małgorzaty Linde - hiper- bolizuje też wydarzenia i - dbając zapewne o prawdopodobieństwo czy urealnienie historii, powraca do nich w nieoczekiwanych momen
tach:
Zmierzch był już zupełny, kiedy przejeżdżali obok mieszkania pani Linde. Pomimo to czcigodna niewiasta zdołała ich dojrzeć ze swego okna, gdy skręcali na dro
gę ku Zielonemu Wzgórzu. [25]
Nie tylko w narratorskich wyzna
niach mieszczą się oceny pani Lin
de: gdy Ania zastanawia się, czy ko
biety mogłyby być pastorami, za wzór podając właśnie ciekawską sąsiadkę, Maryla potwierdza prze
cież Małgorzata bezustannie na wszystkie strony wygłasza kaza
nia [245]. Dwuznaczeniowość sło
wa została tu wykorzystana w funk
cji komizmotwórczej, humorystycz
nie działa także trafna opinia na te
mat charakteru kobiety, w pobliżu jej domu przecież nawet strumień musiał pamiętać co wypada, a co nie wypada [5].
Jedną z bezustannie podkre
ślanych cech tej bohaterki jest jej ciekawość. Raz tylko zostaje pani Linde zdystansowana i w roli wścib- skich sąsiadów występuje reszta mieszkańców Avonlea: kiedy u pani Linde mieszka tymczasowo nowy pastor z żoną:
Jeśli Maryla, zaszedłszy tego wieczora do pani Linde, za po
wód swych odwiedzin podała ko
nieczność zwrócenia pożyczo
nego od niej zeszłej zimy wzoru pikowania kołdry, to dla usprawie
dliwienia je j należy przyznać, iż większość mieszkańców Avon- lea użyła podobnie niewinnego pretekstu. Niejeden przedmiot, pożyczony ongi przez panią Mał
gorzatę bez nadziei odzyskania go kiedykolwiek, powrócił tego wieczoru do rąk właścicielki.
Nowy pastor, a co ważniejsze pastor z żoną, był to dostateczny powód do zainteresowania w spo
kojnej, o monotonnym trybie ży
cia osadzie, gdzie wrażeń bywa
ło tak mało. [166]
To spotęgowanie zachowań cha
rakterystycznych dla pani Linde i przy okazji odwrócenie zwyczaj
nego biegu wydarzeń stanowi wy
borny literacki dowcip.
Maryla Cuthbert jest zupełnie inną postacią. W jej ocenie powra
ca często motyw utajonego poczu
cia humoru (jednakże nieznaczny jakiś rys wokół ust, leciutko tylko zaznaczony, zdradzał utajone po
czucie humoru [8]), jak tłumaczy narrator je s t to po prostu inne okre
ślenie umiejętności wyczucia tego, co je st dla kogo właściwe [53]. In
nymi słowy, Maryla posiadła pew
ną wrażliwość na dysonanse, po
trafi czerpać z ich dostrzegania ra
dość. Na co dzień owa um iejęt
ność objawia się głównie w wygła
szaniu sarkastycznych komenta
rzy. Maryla bez przerwy nader cel
nie puentuje scenki, wygłasza dow
cipne uwagi, które bawić mogą czy
telników, oto garść przykładów:
- (...) czy Maryla zauważyła u mnie ten pocieszający objaw? Nigdy dwukrotnie nie popełniam tego samego błędu!
- Niewiele na tym zyskujesz, je śli wymyślasz coraz to nowe.
[174]
- Wydaje mi się nawet, że ci się nieźle powiodło i popełniłaś mniej błędów niż kiedykolwiek. Wpraw
dzie niekoniecznie trzeba było krochmalić Mateusza chustki do nosa i większość gospodyń,
wsta-Rys. Bogdan Zieleniec
wiwszy pieróg z mięsem do pie
ca, aby go odgrzać, wyjmuje go, gdy jest ciepły, zamiast pozwolić mu się spalić na węgiel. Widocz
nie jednak ty jesteś innego zda
nia. [159]
- (..) Ale teraz przestanę już mó
wić, Marylo.
- Dzięki Ci, Boże - rzekła Mary
la z głębokim westchnieniem ulgi. [77]
[o Józi Pye] - Przypuszczam, że ludzie je j pokroju mają także swój cel istnienia w społeczeń
stwie, lecz nie mogę go odgad
nąć. [290]
- Co prawda - rzekła Maryla iro
nicznie - gdybym się zdecydo
wała ufarbować włosy, ufarbowa- łabym je przynajmniej na jakiś ludzki kolor, a nie na zielono.
[212]
To w narratorskich komenta
rzach do wypowiedzi Maryli naj
częściej pow tarza się nazwany w prost pierwiastek ironiczności.
Maryla chce uchodzić za osobę su
rową: stąd też cięte opinie dotyczą
ce wielu aspektów życia w Avonlea.
Ale wrodzone poczucie humoru każe jej, być może podświadomie, okra
szać swoje wypowiedzi niewymu
szonymi dowcipami, które wypo
wiada jakby mimochodem. Maryla nie stara się być zabawna, ale też nie ukrywa tendencji do żartowa
nia. Choć w przypadku Maryli Cu- thbert żarty nie mają na celu wywo
ływania śmiechu, tę funkcję speł
niają w procesie odbioru tekstu.
Naiwność i złośliwostki
Czysta złośliwość także poja
wia się czasem na kartach A n i...
- czarnym charakterem jest w książ
ce bez wątpienia Józia Pye. W pew
nym momencie pociesza ona głów
ną bohaterkę dość nietypowo:
Nie powinnaś płakać, Aniu. Bę
dziesz źle wyglądała, bo zaczer
wienią ci się oczy i nos, a wtedy staniesz się już cała czerwona.
[272]
W pozornej trosce, rzec by moż
na - w trosce a rebours - ukrywa Józia złośliwy przytyk co do koloru włosów Ani, uderza w słaby punkt koleżanki. Gdyby uczyniła to bez
pośrednio nawiązując do tycjanow- skiej barwy, złośliwość pozostała
by złośliwością, bez względu na elementy „pocieszenia”. Zawoalo- wana obelga przez swoją palino- dyczność staje się natomiast fun
damentem literackiego dowcipu, dowcipu z ukrytym przesłaniem.
Odwrotną stronę humoru pre
zentuje Ania. Jej dziecięca naiwność urzeka, ale w słowotoku, w dziew
częcym szczebiocie, przemyca au
torka komentarze, które mogą roz
bawić uważnego czytelnika:
(...) Spytałam pani Spencer, dla
czego [drogi] są takie czerwone.
Odpowiedziała, że nie wie i żebym ją, na miłość boską, zwolniła od
tych ciągłych pytań... [18]
Zawsze boję się jechać mostem, bo doznaję uczucia, że kiedy się znajdę pośrodku, most złamie się jak scyzoryk i zapadnie pod nami. Dlatego też przymykam oczy, ale z boku zerkam, gdy
Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne
przypuszczam, że jesteśmy bli
sko środka mostu. Bo gdyby się załamał, chciałabym to widzieć.
[24]
Diana i ja poważnie zamierzamy przyrzec sobie nigdy nie wyjść za mąż i mieszkać razem jako sta
re panny. Jednak Diana nie po
wzięła jeszcze absolutnej, sta
nowczej decyzji, bo uważa, iż może szlachetniej byłoby zostać żoną jakiegoś zepsutego, roz
rzutnego hulaki i nawrócić go na dobrą drogę. Diana i ja rozma
wiamy obecnie najczęściej o po
ważnych sprawach. [234]
Diana twierdzi, że to bardzo śmiesz
ne, aby kierownik szkoły nie
dzielnej otrzymywał nagrody za świnie, lecz ja nie bardzo rozu
miem dlaczego (...) Diana mówi,
że będzie pamiętała o tym za
wsze, ilekroć zobaczy pana Bel
la modlącego się uroczyście.
[229]
Diana była tak bardzo przejęta, że chciała założyć się ze mną o dziesięć centów, że wygra kasz
tanowaty koń. Przypuszczałam, że on nie wygra, lecz nie zgodzi
łam się na zakład, przyrzekłam bowiem pani Allan mówić je j o wszystkim, a wiedziałam, że tego nie ośmielę się je j powiedzieć (...). I dobrze zrobiłam, bo ten koń naprawdę wygrał i byłabym straciła dziesięć centów. W ten sposób cnota moja została wy
nagrodzona. [229]
Tylko niestety, cena buteleczki wynosiła siedemdziesiąt pięć centów, ja zaś moich pieniędzy za kurczątka miałam ju ż tylko pięćdziesiąt. Zdaje się, że han
dlarz miał bardzo dobre serce, gdyż rzekł, że dla mnie sprzeda ją za pięćdziesiąt, co znaczy tyle, jakby mi ją darował. [213]
Przykłady można by mnożyć. Ania nie zdaje sobie sprawy z własnej śmieszności, a najzabawniejsza jest w chwilach, gdy myśli, że wy
kazuje się rozsądkiem, dorosłością i powagą. Sprzeczność między sło
wem a czynem i poczucie wyższo
ści odbiorców, którzy dostrzegają w zachowaniach Ani tę sprzecz
ność, rodzi komizm. Humorystycz
nie działa i sama paplanina dziew
czynki, nagromadzenie wyszuka
nych, napuszonych wyrażeń - to już powrót do komizmu słownego, ocalonego w tłumaczeniu.
Smutek w służbie humoru
Z pomysłów Ani śmieją się też sami bohaterowie - Józefina Barry doskonale się bawi, śledząc opo
wiadania z klubu powieściowego - zresztą „romantyczne” pomysły ty
tułowej postaci wywołują także do
bry humor czytelników - rządzi nimi przesada, w św iecie dorosłych przem ieniają się w śmieszność.
Humor słowny w klasycznej formie odżywa m iędzy innymi w liście małej Ani, liście pełnym błędów ortograficznych.
Dziewczynki są pomysłowe i twór
cze - jednym z uroków ich młodości
działa pani Barry zdrowej i w naj
lepszym humorze, zajętej zrywa
niem jabłek.
- Dziękuję za pamięć. Matecz
ka ma się doskonale. Przypusz
czam, że pan Cuthbert zwozi dziś kartofle na statek, prawda?- spy
tała Diana, która, spotkawszy Mateusza na wozie, przejechała z nim kawałek drogi do domu pana Andrewsa. [120]
Ta sztuczność, mechaniczność zachowań staje się także jednym z czynników komizmotwórczych, opisanych już przez Henrie Berg
sona.
Uczucia wzbudzające litość, żal czy smutek, przeważnie wyklu
czają śmiech. W Ani. potęgują komizm. Wzruszające pożegnanie Ani i Diany bohaterkom wyciska łzy z oczu. Dla czytelników to ko
lejna zabawna scenka, zwłaszcza że Diana szybko porzuca przygnę
bienie, prze ch o d zą c do spraw przypomnieć choćby odejście ze szkoły pana Phillipsa [165] czy komentarz Ani, dotyczący niewe
sołych dla niej perspektyw:
Diana i ja urządziłyśmy wzrusza
jące pożegnanie, tam obok źró
dła. Będzie ono moim świętym wspomnieniem. Mówiłyśmy do siebie bardzo wzniośle... Diana ofiarowała mi pukiel swych wło
Autorka zresztą bardzo często łączy sferę silnych wzruszeń Ani z hu
morem. Ania zwierza się w szkółce niedzielnej:
Mogę wyrecytować „ Pies na gro
bie swego pana”. (...). Nie jest to ściśle religijny poemat, ale taki poważny i rzewny, że mógłby nim być. [81]
Lucy Maud Montgomery, zmie
niając perspektywy odbioru, wyzy
skuje potencjał komizmotwórczy:
w oczach bohaterki niektóre utwo
ry i wydarzenia nabierają nowych wartości; wartości sprzecznych z ich rzeczywistym przeznaczeniem - z tej niezgodności bierze się dow
cip.
Ania uważa, że nie warto żyć, jeśli się nie ma buf u rękawów [80], pociesza się za to zdaniem życie moje je s t prawdziwym cmentarzem nadziei [40]. Jej smak artystyczny w dzieciństwie zawodzi całkowicie, jeśli chodzi o sprawy związane z li
teraturą. Bohaterka bez przerwy popada w banały, ocierając się o kicz.
Estetyka pseudo-kampu jest tutaj jednak również cenna ze względów humorystycznych. Ania łączy re
fleksję eschatologiczną z podkre
ślaniem swoich uczuć: przez to bezustannie hiperbolizuje rzeczy
wistość.
Choć nie do przecenienia jest w A n i... komizmotwórcza płasz
czyzna kreowana dla najmłodszych, a wykorzystująca wielkie humory
styczne bloki, wydarzenia wyrazi
ste i kontrastujące z oczekiwania
mi młodzieży, to olbrzym ią rolę w budzeniu śm iechu odgryw ają drobne kwestie i wtrącenia. Celne, a przy tym dowcipne komentarze nie mają znaczenia w narracji, umy
kają w pobieżnej lekturze, powie
lają znane już odbiorcom informa
cje. Nie sposób ich jednak pomi
nąć w hum orologicznych a nali
zach, są bowiem w ykładnią hu
morystycznej filozofii Lucy Maud Mont
gomery. Zwykle konstrukcja dow
cipu w Ani. , a raczej w jej blisko stuletnim przekładzie, opiera się na
prostych, niewyszukanych mecha
nizmach. Źródłem śmiechu może tu być hiperbolizacja i elephanta- sis, podwojone komentowanie (po
wtórzenia ukryte, to jest - przeważ
nie nazywające uczucia wyrażane wcześniej w wypowiedziach bez
pośrednich), sarkastyczne uwagi bohaterów, płaszczyzny logoreicz- ne, ironia i niemaskowany niczym infantylizm, konsekwencja w por
tretowaniu postaci, umiejętna gra emocjami. Humor mieści się tak w sferze obyczajowej (i tu, co za
skakujące, nie zanika w transpo
zycji na rodzime realia), jak i w partii narracyjnej, tekstowych
przewrot-kach i puentprzewrot-kach. Komizmotwórcze zadanie pełnią tu metafory, perso
nifikacje i nagrom adzenia egzal
towanych zwrotów, dowcip rodzi się w wyniku przekraczania moralnych
oraz obyczajowych barier, powstaje na granicy między rzeczywistością powieściową a wyobraźnią, rodzi się, gdy oczekiwania publiczności literackiej znacząco różnią się od przewidzianych w powieści wyda
rzeń. Jest Ania z Zielonego Wzgórza uznawana za książkę sentymentalną - być może niesłusznie, jako że spo
ro w niej ciepłej radości5, a i czystego komizmu: tego ostatniego nie
prze-Rys. Bogdan Zieleniec
kreślają nawet zbędne narratorskie wskazówki dotyczące ironicznych zachowań bohaterów. Zwykle na
zwanie ironii przekreśla quasi-saty- ryczny efekt: w A ni... w przekładzie Bernsteinowej podsyca go i uzupeł
nia.
Wachlarz humorystycznych roz
wiązań jest w tej powieści tak sze
roki i różnorodny, że bezcelowe okazują się próby zaklasyfikowa
nia ich: można jedynie wskazać kilka większych pól komizmotwór- czych, autorskich zabaw i pomy
słów na kreacje postaci, nie da się natomiast w krótkim szkicu zesta
wić wszystkich chwytów. Przyjmu
jąc metodę zawężania zakresu żar- totwórczych płaszczyzn od ogól
nej oceny dotyczącej
nieagresyw-nego, niesatyrycznego komizmu, humoru wła ś nie a nie agitacji6, wchodząc w głąb tekstu dociera się do niemal atomistycznych struk
tur dowcipu. Już nie tylko rozbu
dowane opisy czy wtrącane mimo
chodem komentarze tworzą bazę humorystyczną, ale nawet celnie użyte określenia i zwroty. Wielowar- stwowość komizmu w A n i. , nie
uchwytna prawie przy pierwszej lek
turze, ujawnia się stopniowo, umoż
liwiając kolejne odczytania i reinter- pretacje powieści. Humor u Lucy Maud Montgomery dostosowany jest do zróżnicowanych wiekiem odbiorców, co pozwala odkrywać nowe przesłania i sensy w kolej
nych literackich powrotach do tej książki.
1 W szystkie cytaty pochodzą z wydania
„Naszej Księgarni” 1992, w przekładzie Rozalii Bernsteinowej. W nawiasie kwadratowym podaję numer strony. [L. M. Montgomery: Ania z Zielo
nego Wzgórza. Przeł. R. Bernsteinowa. „Nasza Księgarnia” , Warszawa 1992].
2 Odwołuję się tutaj do wystąpienia Agniesz
ki Kuc na konferencji metodycznej, która odbyła się 3 marca 2008 w Krakowie (korzystam z abs
traktu dostępnego pod adresem http://ania.wy- dawnictwoliterackie.pl/konferencja_metodycz- na_krakow_2008.pdf, 12.05.2008).
3 W badaniu komizmu i śledzeniu humory
stycznych rozwiązań posługuję się opracowania
mi z dziedziny humorologii, m.in.: M. Bachtin:
Twórczość Franciszka Rabelais’go a kultura lu
dowa średniowiecza i renesansu. Kraków 1975, H. Bergson: Śmiech. Esej o komizmie. Kraków 1977, D. Buttler: Polski dowcip językowy. War
szawa 1974, J. S. Bystroń: Komizm. Wrocław 1960, Humor europejski. Red. M. Abramowicz, D. Ber
trand, T. Stróżyński. Lublin 1994, Świat humoru.
Red. S. Gajda, D. Brzozowska. Opole 2000.
4 Wszystkie podkreślenia pochodzą od au
torki artykułu.
5 Warto przytoczyć w tym miejscu uwagę Haliny Skrobiszewskiej, która przypominała, że Optymistyczny m it potrzebny je s t młodym. Po
trzebny, by mogli wierzyć w celowość codzien
nego wysiłku (H. Skrobiszewska: Książki naszych
dzieci, czyli o literaturze dla dzieci i młodzieży.
Warszawa 1971, s. 348).
6 O tym podziale pisał m iędzy innym i B. Dziemidok. Zob. B. Dziemidok: O światopo
glądowym i aksjologicznym znaczeniu poczucia humoru. [w:] Śmiech. Gdańsk 2005, s. 14.
glądowym i aksjologicznym znaczeniu poczucia humoru. [w:] Śmiech. Gdańsk 2005, s. 14.