• Nie Znaleziono Wyników

WZGÓRZA W PRZEKŁADZIE ROZALII BERNSTEINOWEJ

Widzę coraz wyraźniej, że w domu, w którym jest Ania, nie może być nud­

no [103]1 - zwierzała się pewnego wieczoru Maryla Cuthbert swoje­

mu bratu, Mateuszowi. To wyzna­

nie, chociaż niezwiązane stricte z humorem, z powodzeniem uznać można za powieściowe credo Lucy Maud Montgomery. W trosce o mło­

dych odbiorców nasyciła ona Anię z Zielonego Wzgórza komicznymi scenkami i zabawnymi opisami o uni­

w ersalnym charakterze. W brew opiniom - skądinąd często trafnym - że humor nie jest wartością po­

nadnarodową i nie wytrzymuje prze­

ważnie prób tłumaczenia - i polscy czytelnicy znajdą tu komiczne par­

tie tekstu. W najbardziej popular­

nym przekładzie - niemal stulet­

nim, Rozalii Bernsteinowej, poja­

wiają się wciąż celne i żywe dow­

cipne uwagi. Mimo zarzutów, jakie współcześnie kierowane są pod adresem autorki tłumaczenia2, hu­

mor w polskiej wersji Ani ... jest zjawiskiem niezaprzeczalnym3.

Komizm sytuacyjny

Najbardziej kojarzony wydaje się być komizm sytuacyjny: to wy­

razista emanacja śmiechu, najła­

twiejsza do zaobserwowania, cha­

rakterystyczna i zrozumiała nawet dla najmłodszych odbiorców. Do scen budowanych na komizmie sytuacyjnym należy między inny­

mi ufarbowanie przez bohaterkę włosów na zielono, szkolna kłót­

nia z Gilbertem, zakończona roz­

biciem szyfrowej tabliczki na gło­

wie kolegi, upojenie Diany, wystą­

pienie przeciw pani Linde, skok do łóżka na śpiącą ciotkę Józefinę. Tę listę można by uzupełniać o kolej­

ne w ybryki d ziew czynki, coraz wymyślniejsze przypadki - doda­

nie do ciasta kropli walerianowych, mysz utopioną w sosie czy Las Duchów. Te zapadające w pamięć wydarzenia, które nadają tempa fabule, skonstruowane są zwykle według prostego klucza - niewy­

szukanych zasad komizmotwór- czych, które opierają się zwykle na niezgodności między oczekiw a­

niem (czyli konw encją przyję tą przez odbiorców, narratora, i posta­

cie powieściowe) a zachowaniem Ani. Kontrast pojawiający się na granicy między dozwolonym i nie­

dozwolonym , sprzeczności w e­

wnętrzne - wszystko to przyczy­

nia się do uruchomienia mechani­

zmu zawiedzionego oczekiwania.

Niekonwencjonalne pomysły Ani wywołują komizmotwórcze zadzi­

wienie czytelników. Bohaterka od­

wraca też stereotypy, wyzbywa się konwenansów.

Ten rodzaj humoru faktycznie istnieje ponad podziałami i jedyne, co może mu zagrozić - to nad­

mierna eksploatacja: po kolejnych lekturach Ani ... słabnie zaskocze­

nie, co wpływa bezpośrednio na obniżenie odczuwalnego poziomu komizmu. Nie da się przy tym ukryć, że perypetie małej Ani stworzone są na bazie nie ostrej satyry, ale cie­

płego humoru, co oznacza, że ich celem nie jest wywołanie śmiechu drwiącego i pełnego wyższości, ale empatycznego, zabarwionego za­

miast współczuciem - współod- czuwaniem. Obniżenie atrakcyjno­

ści „komicznej” książki nie będzie przebiegało w radykalny sposób.

Do młodych czytelników najła­

twiej było autorce trafić przez ta­

kie mocne, wyraziste scenki, prze­

mawiające do wyobraźni. Na nich nie kończą się jednak humorystycz­

ne uroki Ani z Zielonego Wzgórza,

Rys. Katarzyna Karina Chmiel

mało tego - komizmotwórczy po­

tencjał, zachowany bądź wykreowa­

ny przez Bernsteinową, ujawnia się dopiero po wyjściu poza sferę ko­

mizmu sytuacyjnego.

Komizm charakterystyki

Odchodzę teraz od dychotomii:

komizm sytuacyjny - komizm sło­

wa, bo podział ten, skądinąd dość powszechny, nie oddaje całego bogactwa hum orystycznego za­

wartego w powieści. W yróżniła­

bym w Ani (. ) jako element nie do przecenienia komizm charak­

terystyki: próby rozbawiania od­

b io rc ó w p o p rze z odp o w ie d n io przemyślane prezentowanie posta­

ci dalszoplanowych. Jako że Ania Shirley jest tu główną bohaterką (także większości przykładów na komizm sytuacyjny), nie będę się zajmować jej portretem. Znacznie więcej bowiem osiąga Lucy Maud Montgomery przez odmalowywa­

nie postaci choćby pani Małgorzaty Linde czy Maryli - te dwie damy na kartach książki posiadają naj­

silniejsze osobowości i przy tym wyzwalają największy ładunek ko­

mizmu. Obie są pokazane jako surowe, szorstkie, z rzadka ser­

deczne czy miłe - i w tych cha­

ra kte ro lo g iczn ych p re d ysp o zy­

cjach skrywa się ogromna ironia.

Przyjrzyjmy się bliżej pani Lin­

de: to typowa małomiasteczkowa plotkara, wścibska, ciekawska i wtrą­

cająca się w nie swoje sprawy. Musi wiedzieć wszystko o wszystkich, chciałaby być wyrocznią dla każ­

dego. Pozbawiona talentów dyplo­

matycznych najgorszą prawdę po­

wie prosto w oczy i dumna będzie ze swej szczerości. Poucza i za­

wsze chce mieć rację. Jednak po­

stać pani Linde nie jest w książce typem negatywnym - jej charak­

ter to po prostu element ubarwia­

jący życie w Avonlea, wykluczają­

cy nudę, nadający miejscu praw­

dziwości, realności i zapewniają­

cy powieści koloryt lokalny. Pani Linde swoją postawą uwiarygodnia powieściową rzeczywistość, przy okazji rozśmieszając odbiorców.

W Ani (...) rządzi ciepły humor, to­ w gorycz czy drwinę. To ważne, po­

nieważ złośliwe poczucie wyższo­

ści wykluczałoby właściwie humor, zamieniałoby A nię... w satyrę, któ­

rą przecież ta książka nie jest.

Narratorskie nacechowanie emo­

cjonalne w opisach postaci ujawnia się w zabawnych komentarzach, przepełnionych ogromną ironią:

(...) pani Małgorzata Linde nale­

żała do tych n i e z w y k l e d z i e l n y c h4 osób, które, ży­

wiąc gorliwe zainteresowanie dla spraw swych bliźnich, dbają jed­

nocześnie gorliwie o własne do­

bro. [7]

P odo b n ą fu n k c ję pełni w y ­ krzyknik, w którym współczucie także podyktowane jest ironią:

Jakkolwiek pani Małgorzata dłu­

go biedziła się nad tym, nie po­

trafiła jednak dojść do żadnego wniosku. S p o k ó j j e j z o s t a ł z m ą c o n y! [7]

Choć jasno nakreślony charak­

ter postaci tłumaczy większość jej zachowań, w narratorskim komen­

tarzu wzbogaca się jeszcze dow­

cip przez redundantne wyjaśnienia:

- Skądże wam to przyszło do gło­

wy? - spytała [Małgorzata Linde]

tonem nagany. Ponieważ powzię­

to postanowienie bez je j rady, na­

leżało więc je zganić. [10]

Wyobrażała sobie, jakie tam uczy­

ni wrażenie, a pani Małgorzata bardzo lubiła wywierać silne wra­

żenia [12]

Takie powtarzanie znanych już informacji prowadzi do komicznej przesady. Autorka podsyca dow­

cip przez przypominanie i podkre­

ślanie rozśmieszających cech cha­

rakteru Małgorzaty Linde - hiper- bolizuje też wydarzenia i - dbając zapewne o prawdopodobieństwo czy urealnienie historii, powraca do nich w nieoczekiwanych momen­

tach:

Zmierzch był już zupełny, kiedy przejeżdżali obok mieszkania pani Linde. Pomimo to czcigodna niewiasta zdołała ich dojrzeć ze swego okna, gdy skręcali na dro­

gę ku Zielonemu Wzgórzu. [25]

Nie tylko w narratorskich wyzna­

niach mieszczą się oceny pani Lin­

de: gdy Ania zastanawia się, czy ko­

biety mogłyby być pastorami, za wzór podając właśnie ciekawską sąsiadkę, Maryla potwierdza prze­

cież Małgorzata bezustannie na wszystkie strony wygłasza kaza­

nia [245]. Dwuznaczeniowość sło­

wa została tu wykorzystana w funk­

cji komizmotwórczej, humorystycz­

nie działa także trafna opinia na te­

mat charakteru kobiety, w pobliżu jej domu przecież nawet strumień musiał pamiętać co wypada, a co nie wypada [5].

Jedną z bezustannie podkre­

ślanych cech tej bohaterki jest jej ciekawość. Raz tylko zostaje pani Linde zdystansowana i w roli wścib- skich sąsiadów występuje reszta mieszkańców Avonlea: kiedy u pani Linde mieszka tymczasowo nowy pastor z żoną:

Jeśli Maryla, zaszedłszy tego wieczora do pani Linde, za po­

wód swych odwiedzin podała ko­

nieczność zwrócenia pożyczo­

nego od niej zeszłej zimy wzoru pikowania kołdry, to dla usprawie­

dliwienia je j należy przyznać, iż większość mieszkańców Avon- lea użyła podobnie niewinnego pretekstu. Niejeden przedmiot, pożyczony ongi przez panią Mał­

gorzatę bez nadziei odzyskania go kiedykolwiek, powrócił tego wieczoru do rąk właścicielki.

Nowy pastor, a co ważniejsze pastor z żoną, był to dostateczny powód do zainteresowania w spo­

kojnej, o monotonnym trybie ży­

cia osadzie, gdzie wrażeń bywa­

ło tak mało. [166]

To spotęgowanie zachowań cha­

rakterystycznych dla pani Linde i przy okazji odwrócenie zwyczaj­

nego biegu wydarzeń stanowi wy­

borny literacki dowcip.

Maryla Cuthbert jest zupełnie inną postacią. W jej ocenie powra­

ca często motyw utajonego poczu­

cia humoru (jednakże nieznaczny jakiś rys wokół ust, leciutko tylko zaznaczony, zdradzał utajone po­

czucie humoru [8]), jak tłumaczy narrator je s t to po prostu inne okre­

ślenie umiejętności wyczucia tego, co je st dla kogo właściwe [53]. In­

nymi słowy, Maryla posiadła pew­

ną wrażliwość na dysonanse, po­

trafi czerpać z ich dostrzegania ra­

dość. Na co dzień owa um iejęt­

ność objawia się głównie w wygła­

szaniu sarkastycznych komenta­

rzy. Maryla bez przerwy nader cel­

nie puentuje scenki, wygłasza dow­

cipne uwagi, które bawić mogą czy­

telników, oto garść przykładów:

- (...) czy Maryla zauważyła u mnie ten pocieszający objaw? Nigdy dwukrotnie nie popełniam tego samego błędu!

- Niewiele na tym zyskujesz, je ­ śli wymyślasz coraz to nowe.

[174]

- Wydaje mi się nawet, że ci się nieźle powiodło i popełniłaś mniej błędów niż kiedykolwiek. Wpraw­

dzie niekoniecznie trzeba było krochmalić Mateusza chustki do nosa i większość gospodyń,

wsta-Rys. Bogdan Zieleniec

wiwszy pieróg z mięsem do pie­

ca, aby go odgrzać, wyjmuje go, gdy jest ciepły, zamiast pozwolić mu się spalić na węgiel. Widocz­

nie jednak ty jesteś innego zda­

nia. [159]

- (..) Ale teraz przestanę już mó­

wić, Marylo.

- Dzięki Ci, Boże - rzekła Mary­

la z głębokim westchnieniem ulgi. [77]

[o Józi Pye] - Przypuszczam, że ludzie je j pokroju mają także swój cel istnienia w społeczeń­

stwie, lecz nie mogę go odgad­

nąć. [290]

- Co prawda - rzekła Maryla iro­

nicznie - gdybym się zdecydo­

wała ufarbować włosy, ufarbowa- łabym je przynajmniej na jakiś ludzki kolor, a nie na zielono.

[212]

To w narratorskich komenta­

rzach do wypowiedzi Maryli naj­

częściej pow tarza się nazwany w prost pierwiastek ironiczności.

Maryla chce uchodzić za osobę su­

rową: stąd też cięte opinie dotyczą­

ce wielu aspektów życia w Avonlea.

Ale wrodzone poczucie humoru każe jej, być może podświadomie, okra­

szać swoje wypowiedzi niewymu­

szonymi dowcipami, które wypo­

wiada jakby mimochodem. Maryla nie stara się być zabawna, ale też nie ukrywa tendencji do żartowa­

nia. Choć w przypadku Maryli Cu- thbert żarty nie mają na celu wywo­

ływania śmiechu, tę funkcję speł­

niają w procesie odbioru tekstu.

Naiwność i złośliwostki

Czysta złośliwość także poja­

wia się czasem na kartach A n i...

- czarnym charakterem jest w książ­

ce bez wątpienia Józia Pye. W pew­

nym momencie pociesza ona głów­

ną bohaterkę dość nietypowo:

Nie powinnaś płakać, Aniu. Bę­

dziesz źle wyglądała, bo zaczer­

wienią ci się oczy i nos, a wtedy staniesz się już cała czerwona.

[272]

W pozornej trosce, rzec by moż­

na - w trosce a rebours - ukrywa Józia złośliwy przytyk co do koloru włosów Ani, uderza w słaby punkt koleżanki. Gdyby uczyniła to bez­

pośrednio nawiązując do tycjanow- skiej barwy, złośliwość pozostała­

by złośliwością, bez względu na elementy „pocieszenia”. Zawoalo- wana obelga przez swoją palino- dyczność staje się natomiast fun­

damentem literackiego dowcipu, dowcipu z ukrytym przesłaniem.

Odwrotną stronę humoru pre­

zentuje Ania. Jej dziecięca naiwność urzeka, ale w słowotoku, w dziew­

częcym szczebiocie, przemyca au­

torka komentarze, które mogą roz­

bawić uważnego czytelnika:

(...) Spytałam pani Spencer, dla­

czego [drogi] są takie czerwone.

Odpowiedziała, że nie wie i żebym ją, na miłość boską, zwolniła od

tych ciągłych pytań... [18]

Zawsze boję się jechać mostem, bo doznaję uczucia, że kiedy się znajdę pośrodku, most złamie się jak scyzoryk i zapadnie pod nami. Dlatego też przymykam oczy, ale z boku zerkam, gdy

Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne

przypuszczam, że jesteśmy bli­

sko środka mostu. Bo gdyby się załamał, chciałabym to widzieć.

[24]

Diana i ja poważnie zamierzamy przyrzec sobie nigdy nie wyjść za mąż i mieszkać razem jako sta­

re panny. Jednak Diana nie po­

wzięła jeszcze absolutnej, sta­

nowczej decyzji, bo uważa, iż może szlachetniej byłoby zostać żoną jakiegoś zepsutego, roz­

rzutnego hulaki i nawrócić go na dobrą drogę. Diana i ja rozma­

wiamy obecnie najczęściej o po­

ważnych sprawach. [234]

Diana twierdzi, że to bardzo śmiesz­

ne, aby kierownik szkoły nie­

dzielnej otrzymywał nagrody za świnie, lecz ja nie bardzo rozu­

miem dlaczego (...) Diana mówi,

że będzie pamiętała o tym za­

wsze, ilekroć zobaczy pana Bel­

la modlącego się uroczyście.

[229]

Diana była tak bardzo przejęta, że chciała założyć się ze mną o dziesięć centów, że wygra kasz­

tanowaty koń. Przypuszczałam, że on nie wygra, lecz nie zgodzi­

łam się na zakład, przyrzekłam bowiem pani Allan mówić je j o wszystkim, a wiedziałam, że tego nie ośmielę się je j powiedzieć (...). I dobrze zrobiłam, bo ten koń naprawdę wygrał i byłabym straciła dziesięć centów. W ten sposób cnota moja została wy­

nagrodzona. [229]

Tylko niestety, cena buteleczki wynosiła siedemdziesiąt pięć centów, ja zaś moich pieniędzy za kurczątka miałam ju ż tylko pięćdziesiąt. Zdaje się, że han­

dlarz miał bardzo dobre serce, gdyż rzekł, że dla mnie sprzeda ją za pięćdziesiąt, co znaczy tyle, jakby mi ją darował. [213]

Przykłady można by mnożyć. Ania nie zdaje sobie sprawy z własnej śmieszności, a najzabawniejsza jest w chwilach, gdy myśli, że wy­

kazuje się rozsądkiem, dorosłością i powagą. Sprzeczność między sło­

wem a czynem i poczucie wyższo­

ści odbiorców, którzy dostrzegają w zachowaniach Ani tę sprzecz­

ność, rodzi komizm. Humorystycz­

nie działa i sama paplanina dziew­

czynki, nagromadzenie wyszuka­

nych, napuszonych wyrażeń - to już powrót do komizmu słownego, ocalonego w tłumaczeniu.

Smutek w służbie humoru

Z pomysłów Ani śmieją się też sami bohaterowie - Józefina Barry doskonale się bawi, śledząc opo­

wiadania z klubu powieściowego - zresztą „romantyczne” pomysły ty­

tułowej postaci wywołują także do­

bry humor czytelników - rządzi nimi przesada, w św iecie dorosłych przem ieniają się w śmieszność.

Humor słowny w klasycznej formie odżywa m iędzy innymi w liście małej Ani, liście pełnym błędów ortograficznych.

Dziewczynki są pomysłowe i twór­

cze - jednym z uroków ich młodości

działa pani Barry zdrowej i w naj­

lepszym humorze, zajętej zrywa­

niem jabłek.

- Dziękuję za pamięć. Matecz­

ka ma się doskonale. Przypusz­

czam, że pan Cuthbert zwozi dziś kartofle na statek, prawda?- spy­

tała Diana, która, spotkawszy Mateusza na wozie, przejechała z nim kawałek drogi do domu pana Andrewsa. [120]

Ta sztuczność, mechaniczność zachowań staje się także jednym z czynników komizmotwórczych, opisanych już przez Henrie Berg­

sona.

Uczucia wzbudzające litość, żal czy smutek, przeważnie wyklu­

czają śmiech. W Ani. potęgują komizm. Wzruszające pożegnanie Ani i Diany bohaterkom wyciska łzy z oczu. Dla czytelników to ko­

lejna zabawna scenka, zwłaszcza że Diana szybko porzuca przygnę­

bienie, prze ch o d zą c do spraw przypomnieć choćby odejście ze szkoły pana Phillipsa [165] czy komentarz Ani, dotyczący niewe­

sołych dla niej perspektyw:

Diana i ja urządziłyśmy wzrusza­

jące pożegnanie, tam obok źró­

dła. Będzie ono moim świętym wspomnieniem. Mówiłyśmy do siebie bardzo wzniośle... Diana ofiarowała mi pukiel swych wło­

Autorka zresztą bardzo często łączy sferę silnych wzruszeń Ani z hu­

morem. Ania zwierza się w szkółce niedzielnej:

Mogę wyrecytować „ Pies na gro­

bie swego pana”. (...). Nie jest to ściśle religijny poemat, ale taki poważny i rzewny, że mógłby nim być. [81]

Lucy Maud Montgomery, zmie­

niając perspektywy odbioru, wyzy­

skuje potencjał komizmotwórczy:

w oczach bohaterki niektóre utwo­

ry i wydarzenia nabierają nowych wartości; wartości sprzecznych z ich rzeczywistym przeznaczeniem - z tej niezgodności bierze się dow­

cip.

Ania uważa, że nie warto żyć, jeśli się nie ma buf u rękawów [80], pociesza się za to zdaniem życie moje je s t prawdziwym cmentarzem nadziei [40]. Jej smak artystyczny w dzieciństwie zawodzi całkowicie, jeśli chodzi o sprawy związane z li­

teraturą. Bohaterka bez przerwy popada w banały, ocierając się o kicz.

Estetyka pseudo-kampu jest tutaj jednak również cenna ze względów humorystycznych. Ania łączy re­

fleksję eschatologiczną z podkre­

ślaniem swoich uczuć: przez to bezustannie hiperbolizuje rzeczy­

wistość.

Choć nie do przecenienia jest w A n i... komizmotwórcza płasz­

czyzna kreowana dla najmłodszych, a wykorzystująca wielkie humory­

styczne bloki, wydarzenia wyrazi­

ste i kontrastujące z oczekiwania­

mi młodzieży, to olbrzym ią rolę w budzeniu śm iechu odgryw ają drobne kwestie i wtrącenia. Celne, a przy tym dowcipne komentarze nie mają znaczenia w narracji, umy­

kają w pobieżnej lekturze, powie­

lają znane już odbiorcom informa­

cje. Nie sposób ich jednak pomi­

nąć w hum orologicznych a nali­

zach, są bowiem w ykładnią hu­

morystycznej filozofii Lucy Maud Mont­

gomery. Zwykle konstrukcja dow­

cipu w Ani. , a raczej w jej blisko stuletnim przekładzie, opiera się na

prostych, niewyszukanych mecha­

nizmach. Źródłem śmiechu może tu być hiperbolizacja i elephanta- sis, podwojone komentowanie (po­

wtórzenia ukryte, to jest - przeważ­

nie nazywające uczucia wyrażane wcześniej w wypowiedziach bez­

pośrednich), sarkastyczne uwagi bohaterów, płaszczyzny logoreicz- ne, ironia i niemaskowany niczym infantylizm, konsekwencja w por­

tretowaniu postaci, umiejętna gra emocjami. Humor mieści się tak w sferze obyczajowej (i tu, co za­

skakujące, nie zanika w transpo­

zycji na rodzime realia), jak i w partii narracyjnej, tekstowych

przewrot-kach i puentprzewrot-kach. Komizmotwórcze zadanie pełnią tu metafory, perso­

nifikacje i nagrom adzenia egzal­

towanych zwrotów, dowcip rodzi się w wyniku przekraczania moralnych

oraz obyczajowych barier, powstaje na granicy między rzeczywistością powieściową a wyobraźnią, rodzi się, gdy oczekiwania publiczności literackiej znacząco różnią się od przewidzianych w powieści wyda­

rzeń. Jest Ania z Zielonego Wzgórza uznawana za książkę sentymentalną - być może niesłusznie, jako że spo­

ro w niej ciepłej radości5, a i czystego komizmu: tego ostatniego nie

prze-Rys. Bogdan Zieleniec

kreślają nawet zbędne narratorskie wskazówki dotyczące ironicznych zachowań bohaterów. Zwykle na­

zwanie ironii przekreśla quasi-saty- ryczny efekt: w A ni... w przekładzie Bernsteinowej podsyca go i uzupeł­

nia.

Wachlarz humorystycznych roz­

wiązań jest w tej powieści tak sze­

roki i różnorodny, że bezcelowe okazują się próby zaklasyfikowa­

nia ich: można jedynie wskazać kilka większych pól komizmotwór- czych, autorskich zabaw i pomy­

słów na kreacje postaci, nie da się natomiast w krótkim szkicu zesta­

wić wszystkich chwytów. Przyjmu­

jąc metodę zawężania zakresu żar- totwórczych płaszczyzn od ogól­

nej oceny dotyczącej

nieagresyw-nego, niesatyrycznego komizmu, humoru wła ś nie a nie agitacji6, wchodząc w głąb tekstu dociera się do niemal atomistycznych struk­

tur dowcipu. Już nie tylko rozbu­

dowane opisy czy wtrącane mimo­

chodem komentarze tworzą bazę humorystyczną, ale nawet celnie użyte określenia i zwroty. Wielowar- stwowość komizmu w A n i. , nie­

uchwytna prawie przy pierwszej lek­

turze, ujawnia się stopniowo, umoż­

liwiając kolejne odczytania i reinter- pretacje powieści. Humor u Lucy Maud Montgomery dostosowany jest do zróżnicowanych wiekiem odbiorców, co pozwala odkrywać nowe przesłania i sensy w kolej­

nych literackich powrotach do tej książki.

1 W szystkie cytaty pochodzą z wydania

„Naszej Księgarni” 1992, w przekładzie Rozalii Bernsteinowej. W nawiasie kwadratowym podaję numer strony. [L. M. Montgomery: Ania z Zielo­

nego Wzgórza. Przeł. R. Bernsteinowa. „Nasza Księgarnia” , Warszawa 1992].

2 Odwołuję się tutaj do wystąpienia Agniesz­

ki Kuc na konferencji metodycznej, która odbyła się 3 marca 2008 w Krakowie (korzystam z abs­

traktu dostępnego pod adresem http://ania.wy- dawnictwoliterackie.pl/konferencja_metodycz- na_krakow_2008.pdf, 12.05.2008).

3 W badaniu komizmu i śledzeniu humory­

stycznych rozwiązań posługuję się opracowania­

mi z dziedziny humorologii, m.in.: M. Bachtin:

Twórczość Franciszka Rabelais’go a kultura lu­

dowa średniowiecza i renesansu. Kraków 1975, H. Bergson: Śmiech. Esej o komizmie. Kraków 1977, D. Buttler: Polski dowcip językowy. War­

szawa 1974, J. S. Bystroń: Komizm. Wrocław 1960, Humor europejski. Red. M. Abramowicz, D. Ber­

trand, T. Stróżyński. Lublin 1994, Świat humoru.

Red. S. Gajda, D. Brzozowska. Opole 2000.

4 Wszystkie podkreślenia pochodzą od au­

torki artykułu.

5 Warto przytoczyć w tym miejscu uwagę Haliny Skrobiszewskiej, która przypominała, że Optymistyczny m it potrzebny je s t młodym. Po­

trzebny, by mogli wierzyć w celowość codzien­

nego wysiłku (H. Skrobiszewska: Książki naszych

dzieci, czyli o literaturze dla dzieci i młodzieży.

Warszawa 1971, s. 348).

6 O tym podziale pisał m iędzy innym i B. Dziemidok. Zob. B. Dziemidok: O światopo­

glądowym i aksjologicznym znaczeniu poczucia humoru. [w:] Śmiech. Gdańsk 2005, s. 14.

glądowym i aksjologicznym znaczeniu poczucia humoru. [w:] Śmiech. Gdańsk 2005, s. 14.