• Nie Znaleziono Wyników

Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 35-36 (139-140), 5 IX

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 35-36 (139-140), 5 IX"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Opłata pocztowa uiszczona ryczałtem

ZAPOMNIANY FRAGMENT ŻEROMSKIEGO — WYWIADY Z VASARIM 1 CARCO

C e n a

8 0

g r o s z y

WIADOMOŚCI

LITERACKIE

G

O

D

N

K

Oddział

II r ■ I ■

w Paryżu, 123, boul. St.

Germain, Księgarnia

Gebethnera i W olffa

Cena numeru w Paryżu

zł. 1.—

Nr. 3 5 — 36 ( 1 3 9 - 1 4 0 )

Warszawa, Niedziela 5 września 1926 r.

Rok III

wydawnictwa

Począwszy od dn. 4 lipca b. r,, na skutek strajku drukarskiego,

zmuszeni zostaliśmy do zrezygnowania z normalnych numerów „W ia ­

domości Literackich". Po dwutygodniowej przerwie wyemigrowaliśmy

do W iednia, gdzie ukazały się dwa numery w zmniejszonej objętości,

potem spróbowaliśmy ograniczyć się wyłącznie do materjałów złożo­

nych jeszcze przed strajkiem drukarskim.

W ten sposób skompleto­

waliśmy dwa następne numery, pozbawione wszelkich aktualności;

na trzeci nie starczyło już zapasu, i normalny tekst musiał zostać za­

stąpiony obfitym materjałem ilustracyjnym.

W ubiegłym tygodniu nie

zdołaliśmy wogóle wydać numeru.

Uważając pretensje pracowników drukarskich w danym momencie

za najzupełniej nieuzasadnione, a strajk za szkodliwy dla interesów

kultury intelektualnej w Polsce, zabójczy dla książki i drukowanego

słowa, — przełożyliśmy chwilowe milczenie nad przeniesienie wydaw­

nictwa do któregokolwiek z zakładów łamiących solidarność ogółu

właścicieli drukarń warszawskich.

Po zlikwidowaniu strajku, — nu­

merem niniejszym, wydanym w ostatniej chwili i przeto z opóźnie­

niem, przystępujemy do normalnej pracy. .J u ż numer następny ukaże

się w większej objętości, jeden zaś z najbliższych poświęcony będzie

w całości pamięci

Jana Kasprowicza.

Złożą się nań utwory najwybitniejszych pisarzy polskich, ze

Stanisławem Przybyszewskim

na czele.

W

następnym numerze ogłoszone będą warunki nowego

konkursu na znajomość literatury polskiej ze znaczną ilością nagród

nietylko książkowych, p, n.

„Literatura polska w karykaturze”.

Konkurs polega na tem, że w ośmiu kolejnych numerach „W iado-

m ości“ ukazywać się będą po dwa rysunki, przedstawiające szereg

scen z arcydzieł literatury polskiej w karykaturze świetnego ry­

sownika,

Zdzisław a Czermańskiego.

Zadaniem czytelników będzie odgadnięcie jak największej ilości

utworów, z których sceny te zostały zaczerpnięte.

Jednocześnie re­

dakcja „W iadomości Literackich" przystępuje do zorganizowania an­

kiety wśród najznakomitszych przedstawicieli życia politycznego, spo­

łecznego, naukowego i artystycznego w Polsce p. n.

„Moja najukochańsza książka i —

dlaczego?”

Nakoniec jeden z numerów listopadowych przyniesie szereg arty­

kułów i wspomnień związanych z rocznicami

„Zielonego Balonika” i „Pikadora”,

dwóch kabaretów artystycznych, które odegrały dużą rolę w dziejach

sztuki polskiej.

Począwszy od dn. 1 października b. r. przy „W iadomościach Literac­

k ich" wychodzić zacznie ilustrowany miesięcznik w objętości 4 — 6

stron formatu „W iadom ości" p. n.

0 i y

c z a

k s i ą i k a

Pologne Litteraire”

zasadniczo w języku francuskim, z dopuszczalnością jednak artykułów

po niemiecku, angielsku i włosku, poświęcony informowaniu zagra­

nicy o literaturze i sztuce polskiej.

Zamówienia na numer okazowy

przyjmuje już administracja „W iadom ości".

¥

C ię ż k ie warunki w y d a w n i c z e zmuszają nas do w y ró w n a n ia ró żn ic y, jak a w y t w o ­ r z y ła się p o m ię d z y ceną p o je d y n c z y c h e g z e m p la rz y a prenumeratą, nie w y tr z y m u ­ jącej, niestety, kalkulacji w y d a w n ic z e j. Prenumerata „ W ia d o m o ś c i" w r a z z p r z e s y ł­ ką w y n o s ić b ę d z ie od dn. 1 p aźd zie rn ik a b. r. zł. 9.— kwartalnie, co i tak, w o b e c 80 gro s zy za p o j e d y ń c z y egzem plarz, stanowi 10°/o-owe u p r z y w ile jo w a n ie abonentów. W dalszym ciągu w s z y s c y p ren u m erato rzy b ędą k orzystali z

licznych premjów książkowych,

nadto b ęd ą zupełnie

bezpłatnie

o tr z y m y w a li m iesięczn ik „P o lo g n e L itt e r a ir e " (w o d d zie ln ej p renum eracie zł. 3. kwartalnie).

1

U k a z a ła się książka, która je że li b yła „n ie w o ła n a ", jak autor skarży się go rzk o w p rze d m o w ie , to zato pow inna b y ć p r z y ­ jęta jak ś w ie tn y a n ies p o d zie w a n y dar, jak d eszcz o ż y w c z e j myśli na spieczone m ózgi b rn ącego p rze z pustynię p okolenia. T e m jest b o w ie m „Z a ra z a w G r e n a d z i e " J. N. M i l le r a *).

C z ę ś c io w e , u ła m k o w e p oja w ia n ie się w prasie p og lą d ó w , k tó re m ia ły się z ł o ­ ży ć na tę książkę, w y r z ą d z iło a u to ro w i k r z y w d ę . P o d a w a ł o b o w ie m nagie, n i e d o ­ statecznie p o o ś w ie tla n e tw ierdzen ia, k tó re

musiały się w o b e c tego w y d a w a ć je d n o ­ stronne i w y w o ł y w a ł y chęć dopełnienia oraz p os ta w ie n ia k on ie czn ych za strze ­ żeń i s p rz e c iw ó w .

T w i e r d z e n i a te, w s ta w io n e teraz w r a ­ m y o d p o w ie d n io ro zs ze rzon yc h dociekań, u t w o r z y ły dzieło, w p r a w d z ie n iezupełnie jednolite, ale pien iące się od myśli, k t ó ­ re muszą sprawić n ajzdro w szą radość k a ż ­ demu tw ó rcz em u i odczu w a jącem u p o t r z e ­ b y czasu c z ło w ie k o w i.

T e z ę M ille r a można streścić w ten sp o ­ sób, że k on cep cja n o w e j kultury w P o ls c e daje się u rze czyw is tn ić t y lk o na d ro d ze zespo len ia w k ażd ej d ziedzin ie ż y c ia jed ­ nostki z gromadą, a dalej uświadom ienia jej łączności z w s z e lk ą p osta cią b y tu — zu n iw ersa lizo w a n ia jej — w p r z e c iw ie ń ­ stw ie do tendencji, jaką miał okres u b ie­ gły, w y o s o b n ia ją c y w s z y s tk ie s p ra w y b y ­ tu w zagad n ien ie osobistego ży cia je d ­ nostki. P ro c e s ten jest konieczny, tfdyż ty lk o un iw ersalistyczny stosunek do ż y ­ cia u m ożliw ia c z ł o w i e k o w i n a le ży te w z i ę ­ cie udziału w tw ó r c z e j pracy, w io d ą c e j ludzkość ,,w głąb, w górę, w s z e rz i w z d ł u ż " jej niezbadan ych przeznaczeń.

T e z a ta nie jest o c z y w iś c ie czemś no- wem . Z un iw ersalistycznego stosunku do ży cia w y w i o d ł y się w s zy s tk ie chyba reli- gje i te system y filo z o fic zn e, k tó re nie b y ­ ł y oparte na c zc ze j spekulacji um ysłowej, — a p rz e d e w s z y s tk ie m n ajw ięk sza w d zie . jach, n ie w y c z e rp a n a po dziś dzień — fi- lo zo fja H in dów .

W P o ls c e b ezpośred n io p rzed M i l l e ­ rem p o k r e w n y stosunek do ży cia głosił B rz o zo w s k i, k t ó r y ujął tę sprawę w s y ­ stem filo z o fic zn y, o bejm u jący ż y c ie spo­ łeczne, sztukę i d ośw ia dczen ia m e ta fi­ zyczne.

W s z y s tk o to nie odejm uje znaczenia k siążce M ille ra. Ilość prawd, k tó re m i ż y ­ je ludzkość, jest w gruncie r z e c z y ogra­ niczona. M ąd rość, a n ie k ie d y w ie lk o ś ć

p ole ga na p o w tó rz en iu ich, k i e d y p o p a ­ dają w zapomnienie, i na w y g ło s ze n iu ich w tonacji, na k t ó r ą są n astaw ion e uszy e- poki. U c z y n i ł to właśnie M ille r. W dobie, w k tó re j P o ls k a truje się p ozo stałem i z okresu n ie w o li resztkami egotyzmu, a w ła ś c iw ie p o s p o liteg o sob k ow stw a , w s k a ­ zał na je d y n y w ł a ś c i w y stosunek do ż y ­ cia, na drogę zespolenia, uspołecznienia i braterstw a.

G ł ó w n y m p rzedm iotem ro zw a ż a ń M i l ­ lera jest za sto so w a n ie te g o un iw ersali­ styczn ego św iatopoglą du do sp ra w lite ra ­ tury i w y p r o w a d z e n ie stąd p ew n y ch wskazań dla jej rozwoju.

Istota p rzełom u m ię d z y literaturą w c z o ra js z ą a jutrzejszą p o le g a w in te rp re ­ tacji M ille r a w łaśnie na p rzem ian ie in d y ­ w idualistyczn ej p o s ta w y w o b e c ży cia na uniw ersalistyczną. Z a razą w G re n ad zie jest, je go zdaniem, n iezu p ełn e jeszcze p r z e z w y c ię ż e n ie £ r z e z literaturę tej osob ­ niczej p ostaw y, za cz erp n ię te j z ro m a n ty ­ zmu i modernizmu.

Dla ud owodnienia, że r o z w ó j o d b y w a się jednak w tym kierunku, M i l le r d o k o ­ n y w a pob ieżn ej, ale p ełn ej p ietyzm u ana­ l i z y d zie ł „ w i e l k i e g o architekta ż y c ia ", M ic k ie w ic z a , zaznaczając, co z w ie lk ie j puścizny rom antyczn ej straciło w artość tw ó r c z e g o b o d źc a dla dzisiejszego czasu i dając p r z y o k a zji sw o ją znaną k r y ty k ę „P a n a T a d e u s z a ", W dalszym ciągu au­ to r rozpatruje te n ied o ce n io n e m o m en ty w tw ó r c z o ś c i M ic k ie w ic z a , k tó r e w e d łu g niego s tan ow ią a n tycy p a cję u n iw ers aliz­ mu w sztuce. T e j ż e an tycy p a cji doszukuje się M i l le r w n iek tó ry ch utw ora ch p ó ź n ie j­ szych w ie lk ic h „ in d y w id u a lis tó w " , R e y ­ monta, Żerom skiego, K a s p ro w ic z a , Staffa i W yspia ń sk iego , — za o b ja w zaś d o k o n a ­ nego un iw ersalistycznego przełom u w li­ teraturze uważa tw ó r c z o ś ć K ad en a -B an - drow skiego, w szczegó ln o ści „G e n e ra ła B a rcz a ", Jaki jest p ro b ie rz tych sądów,

*) por. „D oping, ram iarstw o i persp ek - t y w iz m a m e r y t o r y z m " K a r o la I r z y k o w ­ skiego w nr, 129 „ W ia d o m o ś c i " .

i co stanowi o zaliczeniu dzieła do k ate- go ryj u n iw ersalistycznych ?

W e d ł u g M ille ra stanowi o tem w y s u ­ nięcie w utw orach na c z o ło tematu b e z ­ imiennej zb iorow ości, zd e k la so w a n ie n a to ­ miast z jej u p rz y w ile jo w a n e g o stanowiska jednostki, zw ła sz cz a wybitnej;, a dalej jak r.ijszersze uw zględ nien ie tematu pracy, jako jedynej postaci życia, w k tó re j dziś realizuje się zespa lający instynkt lu d z k o ­ ści, N a d to cech ą u niw ersalistyczną jest ró w n ie ż o d k o n k r e ty z o w a n ie środowiska i działających osób, tak ab y d zie ło m ogło b y ć uczu ciow o za sto so w a ln e w s z ę d z ie i do wszystkich.

Tutaj za czyn ają się niejakie w ą t p li w o ­ ści w o b e c stanowiska M ille ra , p oja w ia ją się zastrzeżenia, i z a rys o w u je się w z g l ę d ­ ny rozbrat olśn iew a jącej przesłanki z w y ­ p ro w a d zo n ym z niej wnioskiem.

D awniej, k i e d y znałam p race M ille r a w ich u ła m k o w e j postaci, sądziłam, że ten rozbrat jest w ię k szy.

N a szczęście, d o s ze d łs zy do r o z p a t r y ­ wania p o s zc ze g ó ln y c h d zieł sztuki, M i l ­ ler ro z s z e rz y ł znacznie, a n a w et sprosto­ w a ł swój pogląd na to, co stanowi u n iw e r­ salistyczn y charakter u tw o ró w .

J e g o stosunek do n iezrów n an ej a z e ­ pchniętej w zapom nienie p o e zji Leśm iana i do zu pełnie n ieo c en io n eg o w P ols c e ś w ia t o w e g o arcyd zieła, jakiem jest „ K s i ę ­ ga u b o gich " K a s p ro w icz a , jego m im o c h o ­ dem za zn ac zo n y entuzjazm dla n a jw ię k ­ szego W spółczesnego p o e t y Em ila V e rh a e - rena, — w s zy stk o to świadczy, że cho- cinż M i l l e r form alnie zdaje sie w y ra ż a ć coś całkiem p rze ciw n ego , w p ra k ty c e mi- m o w o li stoi na gruncie prześw iad czen ia , że w k ażd ym tem a cie można w y r a z ić o w o zespo len ie ze światem, o jakie mu c h o ­ dzi, i że n a w e t p r z e c iw n ie — o gra n icza­ nie tematu jest sprzeczne z id e ą u n iw er­ salizmu, p o le g a ją c eg o w łaśnie na odsła­ nianiu b oskiej tożsam ości w najrozm ait­ szych o b ja w a ch życia.

Id zie b o w ie m nie o temat, le cz o s to ­ sunek do tematu, i w szystko jest o tem właśnie.

J e ż e li uniw ersalistyczny, a jak ja to n a z y w a m — poprostu boski p ierw ia s te k ży cia daje się w y r a z ić p oza tem a tem z b i o ­ ro w o ś c i i gromady, je ż e li sam otniczą l i ­ r y k ę „ K s ię g i ub ogich" M i l le r słusznie u- w a ża za uniwersalistyczną, to tem b a r­ dziej rytm t w ó r c z y bytu daje się w y r a ­ zić poza tem atem pracy.

Praca, zw ła s z c z a fizyczna, o którą, jak się zdaje, najbardziej M i l l e r o w i chodzi, stanowi ty lk o jeden z o b ja w ó w , t y lk o część tw ó r c z e g o pędu istnienia. C zęść czcigodną, k tó ra za w s ze b ę d zie budziła entuzjazm i za w s ze b ęd zie tem atem g o d ­ nym n a jw ięk szyc h d zieł sztuki, ale część tylko. T w ó r c z o ś ć istnieje i p o z a pracą, istnieje w zabaw ie, w miłości, w w y p o ­ czynku, w doświadczeniu religijnem i e- stetycznem , w k on tem placji świata — i z w s zy stk ic h tych d ziedzin sztuka m o ­ że ją na ja w dobyć.

Zupełnie te same za strzeżen ia d o t y ­ czą s p ra w y o d k o n k r e ty zo w a n ia d zie ł sztu­ ki. U s p o łe c z n ie n ie naszej psychiki m oże się o d b y w a ć ty lk o p rze z o d d z ia ły w a n ie na uczucie, w o l ę i charakter. U m y s ł m o że grać tu ty lk o rolę pośrednika, b y ć sługą.

U m y s ł b o w ie m sam p rz e z się nie sprzyja zespalaniu się z istotą bytu. In te le k t o d o s a b n i a , w y d z i e l a , c h o c ia ż p o ­ sługuje się uogólniającem i abstrakcjami,— natomiast uczucie łączy, zespala, chociaż posługuje się indywidualizującem i k o n ­ kretami. T a k już jest. Że p rzy te m k o n ­ kretność środow iska nie zmniejsza uni­ w ers alis tyc zn e go charakteru dzieła, na to nie p otrzeb a daleko szukać p rz y k ła d ó w . Dostarcza ich sam autor „ Z a r a z y w G r e ­ n a d zie ". D w a u tw ory, k tó r e słusznie u- w a ża za nawskroś p rzen ikn ięte u n iw ersa­ lizm em, — „ W e s e l e " i „ G e n e r a ł B a rc z ", — mają za p rze d m io t tak kon k retn e śro­ dow iska, że to aż nadało im na p ew ien czas w oczach w s p ó łc ze sn y c h c e c h y skan­ dalu. M ille r uw aża tę kon kretn ość za o- koliczn ość ra czej obciążającą, k tó rą w y ­ bacza, ja zaś tw ierd zę, że jest ona w i e l ­ ką za le tą tych doskon ałych u tw o ró w . W ła ś n ie b o w ie m w ramach n ajlepiej au­

to r o w i znajomej kon kretn ości — n a js w o ­ bodniej operuje jego intuicja, stanowiąca n arzęd zie d o b yw a n ia na jaw istotnych, n ieprzem ijających w a rto ści życia.

P e w n e n iep o ro zu m ien ie m o że w y w o ł a ć ró w n ie ż takie trak to w a n ie uniwersalizmu, ja k b y to b y ł prąd, k t ó r y teraz d o p ie ro p o ­ jaw ia się w literaturze. Za pew n e, że w s zy s tk o w o g ó le , co b y ło dotąd, można uw ażać za an tycypa cję natężających się i c oraz . p ełn iej ro zk w ita ją c y c h zjawisk. Jednak to co M i l l e r rozumie p od nazw ą uniwersalizmu, ten proces zespalania nas z całością bytu i z tw ó r c z y m ro zp ę d e m istnienia, stanowi istotę sztuki, i odnaj­ dujemy go w s z ę d z ie i za w s z e w n ajpier­ w o tn ie js zyc h jej objawach.

Sztuka, p od o bn ie jak religja, ł ą c z y nas z Bogiem , bo c ze m że innem jest w grun­ cie r z e c z y m ille ro w s k a p ow szech n ość b y ­ tu? W t e d y k ie d y ludzie za czyn ają scho­ dzić na m a n o w c e sobkostwa, pesymizmu i nudy, i tracą k on tak t z boskością, — sztuka go właśnie odnajduje. J ej w s ze c h ­ moc, jej o lb rzym ie znaczenie, czyn iące z niej najgłębszą postać życia, m ają w ł a ­

śnie swe źró d ło w um iejętności od n a jd y­ w a n ia tego bosk iego p ierw iastk u w s z ę d z ie a w szęd zie, n a w et w pustyni, n a w e t na dnie r o z p a c z y i zw ątpienia, n a w e t na b ez d ro ż a c h grzechu.

Co w ięcej, n a w et dzieła sztuki, p o ­ w sta łe p o d w p ł y w e m panującego w da­ nej e p o c e upadku ducha, odosobnienia ludzi, c h o ro b liw e g o wybujania in d y w i dualizmu — i o d z w ie rc ia d la ją c e sw o ją intelektualną stronę te p o s ta w y w o b e c ż y ­ cia, nie są w stanie c a ł k o w ic ie sprze­ n ie w ie r z y ć się swej naturze. B e z w i e d ­ nie siłą swej techniki, k tóra działa za po - m o cą przenikania w p oz a u m y s ło w ą z is to ty r z e c z y uniw ersalistyczną głąb z ja ­ wisk, — w y w o łu j ą w nas p oczu cie w a r ­ tości ży cia i m e ta fizyczn ego zespolenia z całością bytu.

Z tej za w s ze w d ziełach sztuki o b e c ­ nej — p o w ie d z m y — „ s z c z y p t y u n iw er­ salizm u" M ille r zdaje sobie pon iekąd sprawę, jak to w id a ć c h o ć b y z jego sto­ sunku do „P a n a T a d eu sz a ". U z n a w s z y ten u tw ó r za g o d n y p o tęp ie n ia z punktu w i ­ dzenia swej t e z y (naw iasem m ó w ią c, j e ­ go tem atem jest w łaśnie bezim ienna i

K i n o w t e a t r z e

W te a tr a c b berlińskich cora z c z ę ś c ie j z n a jd u je z a sto so w a n ie kino. Z d ję c ie n in ie js z e p rz e d s ta w ia sceną z e sztu k i P a q u e t a „ P o t o p "n a tle ek ra n u u k a zu ją c e g o ok ręt n a falacfr m orsk iej)

najzupełniej p o z b a w io n a w y b itn y c h je d ­ nostek gromada), M ille r po namyśle w r a ­ ca i odnajduje w tym odrzuconym p o e ­ macie p e w n e p ierw ia s tk i uniw'ersalistycz- ne, „ z b liż e n ie się p o e t y do ludzi małych i p ow szed n ich w mistycznem odczuciu b o- skości p rz e le w a ją c e j się w s z ę d z ie p rzez b rze g i s tw o rz en ia ".

O d siebie dodam, że p ierw ia s tk i te znajdujemy n a w e t w takich utworach, jak beznadziejna p o e zja B a u d ela ire’ a lub jak biografja d os zc zę tn ie zb łąk an ego śród ży cia jaco bsen o w sk iego N ielsa Lyhne. M a się rozumieć, że jedne u t w o r y są p r z e ­ sycone w ię c ej, drugie mniej tem „ o d c z u ­ ciem b o s k o ś c i" — i że stopień tego p r z e ­ sycenia s tan ow i o ich dłu gotrw ałości. N i e ­ k ie d y jednak stanowi o niej sposób, w jaki go ujawniają. Jednemu pokoleniu o d p o w ia d a to, drugiemu tamto — i oto po setkach lat w y d o b y w a n e zostają d z ie ­ ła, k tó ry c h „ u n iw e rs a lis ty c z n y " charak­ te r s p o c z y w a ł p rze z ty le czasu w p o t e n ­ cji, n iez a u w a ż o n y przez nikogo. R o z u ­ mie się też samo p rzez się, że sztuka, tak jak k ażd a dziedzina życia ludzkiego, ulega n ie k ie d y w ypaczeniu, o d c h o d z i od swej istoty, tra c i z oczu swe cele.

D z ie je się to jednak nie w ted y, k ie d y poja w ia się romantyzm, indywidualizm c z y modernizm, ale w ted y, k i e d y nastę­ puje upadek sztuki i smaku w o g ó le , k i e ­ d y z ja w ia ją się pseudokierunki, i k i e d y k ażd a droga za przepa szcza u n iw ersali­ s tyc zn y stosunek do życia, tak jak w p r z ó ­ d y każda go ujawniała.

M o ż n a uważać, że dzisiejsza enoka jest w łaśn ie takim okresem upadku sztu­ ki, i że to w y w o ł a ł o p o ja w ie n ie się książki M illera . •

Co do mnie, sądzę jednak, że a c z k o l­ w i e k nasze p o k o le n ie a r ty s tó w nie w y ­ dało jeszcze dzieł, od k tó ry c h p o d s ta w y d u ch o w ego bytu narodu w s trzą s n ęły b y się w sposób n iew id o c zn y, ale potężn y, to jednak p ełn i ono s w o ją pow in ność c ałk iem na p oziom ie, dając u t w o r y r z e ­ telnie artystyczn e i w łaśnie p rzen ikn ięte uniwersalizmem.

T o też M i l le r nie jest h eroldem c z e ­ goś, co ma nadejść. Jest raczej t e o r e t y ­ k iem dążności, k tó ra się dziś m ocno i b a r d z i e j m o ż e ś w i a d o m i e niż d otąd w sztuce ujawnia.

M o ż n a d zie ło sztuki r o z p a try w a ć pod n ieskoń czon ą ilo ścią innych p u n k tó w w i ­ dzenia, g d y ż są one jak życie, i mieści się w nich w szystko.

N a l e ż y jednak przyznać, że z punktu w id ze n ia ich o d w ie c zn e j i tak bardzo istotnej cechy, c ech y zespalającej b o s k o ­ ści,— p ie r w s z y r o z p a t r z y ł je k ry ty c z n ie M i l le r — w k ażd ym ra zie p ie r w s z y u nas, i w tak szerokim zakresie.

M o ż n a dalej w sk azać inne sp ra w d zia­ n y o dn ajdyw an ia w d ziełach literatury p ie r w ia s tk ó w uniwersalistycznych. M ożna, p r z y ją w s z y n a w et m ille ro w s k i punkt w i ­ dzenia, że un iw ersalistyczne są ty lk o dzieła, o d z w ie rc ia d la ją c e je d yn ie to, co stanowi w y k ła d n ik ży cia epoki, sprzeczać się z nim np. o to, c z y w y k ła d n ik ie m tym dla o b e c n e go czasu jest w y łą c z n ie praca i z b io ro w o ś ć . M o ż n a w tej d ziedzin ie w y ­ magać o w i e l e w ię c e j tak słusznie p rzez M ille r a w y z n a w a n e g o re la tyw izm u — i tw ierdzić, że w y r a z dzisiejszej e p o k i sta­ n o w i p oszu kiw an ie rów n oup raw n ien ia i s y n te z y najsprzeczniejszych p ie r w ia s tk ó w życia, k tó re dla w z m o ż e n ia sw ego w ł a ­ snego pędu chce w y z y s k a ć w szystko, co d ob rego i g łę b o k ie g o dać mogą: tw ó rcz a praca i kontemplacja, samotność i ży cie grom adzkie, religja i nauka, W s c h ó d i Z a ­ chód, in telek t oraz intuicja, u ś w ia d o m io n y tłum i ta k ż e w y b itn a jednostka.

T rudno jednak nie przyznać, że w p ra­ c y M ille r a n a w et miejsca, budzące t e o to zastrzeżenia, p o r o z ś w ie tla n e są mnóstwem n iep o w szedn ich myśli i tw ó r c z y c h spoj­ rzeń, — ab y w y m ie n ić t y lk o nad w y r a z p iękn e o m ó w ie n ie znaczenia sztuki, ana­ lizę d zie ł Żeromskiego, która już sama jedna c z y n iła b y z książki M ille r a d zie ło godne uwagi, oraz jedynie trafną in te rp re ­ tację „ G e n e r a ła B a rcz a ", I trudno nie zbratać się z zasadniczą id eą M illera , g d yż niemasz od niej p iękniejszej id ei na tym świecie.

Stając się jej rzeczn ik iem — n ib y w o ­ jownik, n iez a w sz e d ok ład nie uzbrojony, ale tem b ardziej w z n io s ły w swej o d w a ­ dze, w i e r z e i miłości, M i l le r przynosi chlubę m yśli polskiej i d źw iga ją na p o ­ ziom y, na k tó ry c h n a w e t b łę d y nie są p o ­ z b a w io n e wartości. C z erp ie b o w ie m z k ry n ic y w iekuistej p raw d y, k tó ra mówi, że nikt nikomu na ś w ie c ie nie jest obcy, i k tó ra je dyna w y trz y m u je p ró bę c za r­ nych godzin ży w o ta .

(2)

2

W I A D O M O Ś C I L I T E R A C K I E

JSfe 3 5 - 3 6

Futuryzm iest nieśmiertelny

T a k m ó w i R u g g i e r o V a s a r i

W y w ia d w łasn y „ W ia d o m o ś c i Literackich1

P a r y ż , w sierpniu 1926.

R u g g ie ro V a s a ri n a le ż y do k a te go rji lu­ d zi bezdom n ych . N i e z musu — z dobrej w o li. P o t o m e k starej rord zin y, k tó ra w c k re s ie o d rod ze n ia w y d a ła zn a k o m itego z n a w c ę sztuki, d zie d z ic w ie lk ic h i zapu­ szczo n ych la ty fu n d jó w na S ycylji, — z e ­ rw a ł w s z e lk ie nici trad ycji z a r ó w n o w sztuce jak i w t r y b i e życia. Jest jednym z tych n o w o c z e s n y c h k o c z o w n i k ó w , k t ó ­ rych dziw n a g o rą cz k a p ę d z i z miasta, z kraju do kraju. W a g o n k o l e j o w y i p o k ó j w hotelu. P rz e je c h a ł już w z d łu ż i w s ze rz ca łą Europę, c z t e r y lata temu b y ł n a w et w W a r s z a w ie . Z ostatnim b an kn otem w p o rtfelu w r a c a ć z w y k ł na ro d zin n ą S y c y - lję, ab y z a o p a t r z y w s z y w troch ę p ie n ię ­ dzy, w y r y w a ć się zn o w u w świat. T e n d w u d zie s to o śm io le tn i chłopak z d o b y ł s o ­ b ie w s z e c h ś w ia to w ą niem al s ła w ę jako jeden z n a jw y b itn iejs zy c h futurystów. P r z y c z y n i ł się do tego n i e w ą t p l i w i e t a ­ lent, ale te ż w n iem ałym stopniu imię p r z y ja c ie la i mistrza — M a rin e ttie g o , p o d k tó r e g o zn akiem V asari w s tą p ił w b ój o n o w ą sztukę. P r z e z dłu ższy czas, jako o- fic ja ln y p rz e d s ta w ic ie l n o w e g o kierunku, r e d a g o w a ł w B e rlin ie pismo „ D e r Futu- rismus". D zia ła ln oś ć je go id zie w d w ó ch kierunkach: c z y s t o lite ra ck im i k r y t y c z - n o-prop agatorsk im . G ł o w n e m je go za d a ­ n iem jest praca dla teatru. S z e re g „ s y n ­ t e z " teatralnych, dramat p. t. „ L ę k m a­ s z y n " *), k t ó r y o b ie gł p ra w ie ca łą E u ­ ro p ę i d o ta rł o b e c n ie do A m e r y k i , w r e ­ szcie p o e z je — to n a jw ażn iejsze p o z y c je w d orob k u p oe ty .

S p o tk a łe m V a s a riego w Paryżu, gdzie jest o c z y w iś c ie p rze lo te m . Za c z a s ó w o- statniej b ytn o ści w W a r s z a w i e b y ł to m łody, rozrzucony, r o z k r z y c z a n y p ic c o lo włosk i. T e r a z się ustatkował, spoważniał, nabrał p e w n o ś c i siebie, k tó ra d awniej b y ła ty lk o zarozum iałością, W y w i a d u u- d zie la chętnie, u c z y ł już b o w ie m daw n o mistrz M arin etti, że nie n a le ż y p og ard za ć żadnym środkiem reklam y. V asari ma j e ­ dnak dość d ob re go smaku, a b y nie t r a k ­ t o w a ć te j o p e ra cji n azbyt p ow a ż n ie . M ó ­ w i b ard zo p ręd k o, akompanjując sobie o- pętańczą, jak na nasze stosunki, ge sty k u ­ lacją i mimiką,

— N a l e ż ę do kierunku fu tu rys tyc zn e ­ go od 1915 r,, k i e d y się zo rje n to w a łe m , jakie m o ż liw o ś c i o tw ie ra on te atro w i. Stałem się odrazu w ie rn y m w y z n a w c ą manifestu s yn te ty c zn e g o teatru futurry- s tyc zn e go . Jestem zn any jako dramaturg, ale p r z e d e w s z y s t k ie m u w ażam się za p o e ­ tę i czystej p o e z ji p o ś w ię c iłe m w i e l e c z a ­ su. C h o cia ż nie za w ie le , W o g ó l e lite r a ­ turze nie n a le ż y p o ś w ię c a ć n azb yt w i e ­ le czasu. N i e m ó w ią c już o tem, że p o e ­ ta w s p ó łc z e s n y — to zu pełnie co innego-, n iż p o e ta przeszłości.

— ?

— A ta k ! P o e t a w s p ó łc ze sn y musi b y ć n ies p ok o jn ym k o c z o w n ik ie m , musi grać na giełd zie, musi znać się na koniach, musi (chyba nie tr ze b a nadmieniać, że to „m u s i" s taw ało się c oraz d obitniejsze i głośniejsze, a więc,.,), musi m ieć dosta­ t e c z n ie silne n erw y, a b y p r o w a d z ić auto w n a jw y ż s z y m p ęd zie, musi um ieć zn a­ le ź ć się com m e il faui p r z y stoliku bac- carata. D a w n o m in ę ły czasy cyganerji, długich w ł o s ó w i w y s t r z ę p io n y c h spodni. P o e t a w s p ó łc z e s n y p o w in ie n um ieć n o ­ sić z d e z y n w o ltu rą frak, k i e d y id zie do

kabaretu, pić ile się da, ale n igdy nie b y ć pijanym..,

■— Z d aje się, że pan w s zy s tk ie te przyk azan ia g o r liw ie stosuje w życiu ?

— N o , p e w n o ! A l e to jeszcze nie w s zy stk o . Najw ażn iejsza, ab y p o e ta nie b y ł sentymentaln y. N ie n a w id z ę , nie c i e r ­ pię, nie znoszę! S en tym en talizm rod zi najgorsze p oe zje . C z y ab y pani nie jest sentym entalna?

— A l e ż , na miłość boską, to nie ma b y ć w y w ia d z e mną. N ie c h ż e pan m ó w i o sobie.

Co te ż V a s a r i c zyn i z ochotą, d z ie c in ­ ną w ie lo m ó w n o ś c ią i p o łu d n io w ym w d zię k iem .

— W i e pani p rze cie ż, że u rod ziłem się na S ycylji, M a m w żyłach dużo k r w i

*) por, nr, 118 „ W i a d o m o ś c i L i t e r a c ­ kich ",

R U G G I E R O V A S A R I ry su n e k G in a S e v e r in i

arab sk iej i saraceńskiej; m oże dlatego czuję się ra czej c z ł o w i e k ie m W schodu, niż Zachodu. M a m te n z ł y zw y c za j, że nie lubię prosić o nic w y d a w c ó w , ani umizgać się do ich żon (chyba, że są bardzo, b ard zo ładne). D latego, choć, jak sobie p rzypom inam , w y d r u k o w a łe m du­ żo w i e r s z y w ró żn yc h czasopismach, nie w y d a łe m ich d otychczas w form ie k sią ż­ ki. T e m bardziej, że mam to g łę b o k ie przekon an ie, iż choć się p o e z je drrukuje, nikt ich nie czyta. T r z e b a je jednak w y ­ dawać, a b y m ogli istnieć n ie t y le poeci, ile w y d a w c y . P r z y ja c ie l mój G aspare Ca- sella z N e a p o lu (tem b a rd zie j przyjaciel, że nie k a że mi p ła cić k o s z t ó w w y d a w ­ n ictw a), ma zam iar w y d a ć w tym roku tom moich p o e z y j p. t. „ T a n i e c pingw

i-r U

n o w .

— W i ę c jednak,,.

— A tak, ale jak tu w y b r a ć z pośród tego, co napisałem, r z e c z y najlepsze? Jak nadać ksią żce choć troch ę o ry g in a l­ n ości? Z d e c y d o w a ł e m się na sposób n ie ­ zb y t s k o m p lik o w an y. O b lic z y łe m , że n a ­ pisałem d otychczas w ie rs zy , c z y li „ w o l ­ nych s ł ó w " („ p a r o le in l ib e r t a " ), o k o ło 600— 700. P r z y l e p i łe m każdem u numerek p o r z ą d k o w y i p o c z ą łe m ciągnąć losy. P ie r w s z y c h 50 u t w o r z y w łaśnie tomik: „ T a n i e c p i n g w in ó w ". B ę d z ie to mój p ie r w s z y i ostatni tom p oe zy j. O b e c n ie całą s w o ją d ziałalność kieruję do teatru.

N a p is a łem d otychczas 35 „ s y n te z te a t ra l­ n ych ", z k tó ry c h najlepsze z n a la zły się w zb iork ach p, t.: „ T r z y c z e r w o n e r a c e " ( „ T r e ra zzi rossi") i „M a s k a ra d a im p o te n ­ t ó w " („M a s c h e ra d a d egli im p o te n ti"), reszta ukazała się w ró żn yc h c za s o p i­ smach literackich. N a jw ię k s z ą s ła w ę dał mi jednak dramat „ L ę k m a szyn " („ L 'a n - goscia d elle m acch ine"), napisany w r, 1923, G r a ły go n ajw yb itn iejs ze te a try świata. O b e c n ie ma go w y s t a w ić T a ir o w .

(M uszę nadmienić, że w e d łu g w s z e l ­ k iego p ra w d o p o d o b ie ń s tw a dramat ten ukaże się na jednej ze scen w a r s z a w - ' skich).

— P o g lą d y pana na te a tr?

— N a jła tw ie j jest je pozn ać z moich u tw o ró w , p o z a te m do ostatniego num e­ ru „ T e a t r o " dałem duży artyk uł p. t. „ T e a t r w te a t r z e " . N a o g ó ł biorąc, myślę ty le: teatr w s p ó łc z e s n y nie ma sensu, p o w in ie n b y n a z y w a ć się ra czej an tytea- trem. C a ły składa się z e słów, słów, słów. R o m a n ty z m sp a cz ył i zatruł teatr, literatura go p rzygniotła . T e a t r w s p ó ł ­ c zesn y p o w in ie n b y ć w id o w is k ie m i d zia­ łać na zm ysł w zroku , a nie na zm ysł słu­ chu. P o p r z e z w z r o k trafiać do mózgu. T e a t r p o w in ie n p o r y w a ć d yn am ik ą akcji, ruchem, niespodzianką, nieustanną n o w o ­ ścią. T y m c z a s e m c ó ż w id z im y na scenie: statykę, monotonję, duszącą b e z b a r w ­ ność. O b e s z ł o b y się doskon ale b e z w y ­ staw iania w ię k s z o ś c i w s p ółc ze sn yc h sztuk. W y s t a r c z y je w y d r u k o w a ć i p r z e ­ c zy ta ć — z teatrem nie mają nic w s p ó l ­ nego.

— A co mi pan p o w ie o fu tu ryzm ie? — T y l e p ow iem , że dużo musiałem się n ap racow ać, zanim w y tłu m a c z y łe m m o ­ im p rz y ja c io ło m literackim , że futuryzm nie jest żadną szkołą, le cz poprostu s z y l­ dem, pod k tó rym skupili się p rze ró żn i artyści aw angardy, jeden n ie p o d o b n y do drugiego. A mimo to ciągle m ó w i się o szkole, o kierunku futurystycznym . Dla nas za ró w n o L e o n a r d o da V inci, jak i P i ­ casso są w ró w n e j m ie rze futurystami, g d y ż obaj są tw ó r c a m i i re w o lu c jo n is ta ­ mi. Śmiać mi się chce, gd y n ie k tó r z y id joci mówią, że futuryzm się skoń czył! K r e t y n i! Fu turyzm zginie, g d y w y m r ą ar­ tyści zd oln i do tw o rzen ia. G d y b y tak się stało, to p rz y s z łe p o k o le n ia składać się b ę d ą z takich, jak ci k ry ty c y , id jotó w , p ó ł g ł ó w k ó w !

K r z e s ło p o le c ia ło na p od łog ę, a szklanki p o d s k o c z y ł y na stole z b r z ę ­ kiem. N a l e ż a ł o p r z e r w a ć jo w i s z o w y g n ie w m ło d e g o p oety,

— P rze p ras zam ! T o nie moja w ina — te głupie krzesła! A l e to chyba m oże ro zzło ścić, n ie? I w o g ó l e niem a co m ó ­ w ić o futuryzm ie i o rzeczach, o k tó ryc h w s z y s c y w ie d zą.

M ó j B oże, ten w ło s k i tem peram ent! W i ę c jeszcze ty lk o :

— Jakie są pana p lan y lite r a c k ie ? — K o ń c z ę w łaśn ie tragedję p. t, „ A n ­ ty ch rys t", B a rd zo w spółczesn a. B ę d z ie to jak b y d alszy ciąg „ L ę k u m aszyn ", k o n ­ flik t m ię d z y duchem ludzkim a m ech a­ nizacją życia, W N ie m c z e c h w y d a ję w ł a ­ śnie an tologję p o e t ó w w ło sk ic h (1900— 1925) i m on ografję o H e n r y k u P ra m p o li- nim, najw ięk szym , w e d łu g mnie, sceno- techniku w sp ółczesn ym , T y l e narazie. A p raw da, niech pani napisze w sw oim w y ­ w ia d z ie, że mam zam iar p rzyje c h a ć do P o ls k i z moim p rzy ja c ie le m M arinettim , W a r s z a w a b ard zo mi się podobała.

Irena Krzywicka,

P o e t a m o n t m a r t r e ’u

U Francisa Carco

W ywiad własny „Wiadomości Literackich”

B io gra f W i l d e 'a F ra n k Harris, o p ie ­ rając się na w yzn an iach samego p o e t y i opow iad an iach jego p rzy ja c ie la R o b e r t a Rossa, w b ard zo n ie p o c h le b n y sposób p o ­ t r a k t o w a ł lord a A l f r e d a Douglasa w książce o W i ld 'z i e , K s ią żk a ta nie mogła n a w et ukazać się w A n glji, g d y ż D o u ­ glas z a g ro z ił p ro ce se m o o sz cz erstw o i odstraszył w y d a w c ó w londyńskich. A l i ­ ści w ub. r. Harris ze tk n ą ł się z D o u g la ­ sem z N i z z y i na p o d s ta w ie szeregu r o z ­ m ó w w y r o b i ł sobie o nim c a łk ie m o d ­ m ienny sąd. P o m i ę d z y w r o g a m i doszło do

Poezj o i ohademjfl

P r z y berlińskiej akadem ji sztuk p ię k ­ nych u t w o rz o n o sekcję literacką, p o w o ł u ­ jąc pięciu c z ło n k ó w : Fuldę, Hauptmanna, H olza, T o m a s z a M an n a i Stehra. H a u p t­ mann m ianow an ia nie przyjął, w y łu s z c z a - jąc w liście do pruskiego ministra o ś w i e ­ cenia p o w o d y , k tó r e go do te g o skłoniły.

P a r y ż , w sierpniu 1926.

Franęis Carco, zn a n y autor „S ce n es de la v i e de M o n t m a r t r e ", „Jesus-la- C a ille " , „ L e N e g r e de S acre C o e u r " i w ie lu innych p o w ie ś c i z M on tm artre, jest p i e w c ą a p a s z ó w i le k k o m y ś ln y c h d z i e w ­ cząt ulicznych. Ś ro d o w isk o to nie jest dlań p re te k s te m do fo rm u ło w an ia p e w ­ nych te o r y j społeczn ych , jak to np. c z y ­ ni Zola, le c z sam o d zieln ą choć m ałą scen ­ k ą jednej z form życia. B ra k w s ze lk ich te n d e n cy j m oralnych i s p o łec zn yc h jest, j e ż e l i ch o d zi o w a rto ś ć c zys to a r ty s ty c z ­ ną utw o ru lite ra c k ie g o , c z ę s t o k r o ć na­ w e t o b ja w e m dodatnim, C a rco nie szuka w p o w ie ś c ia c h s w y c h tłum aczenia dla o pisanych postaci, le c z maluje je z tą samą d ok ła d n ą o b je k ty w n o ś cią , co U t r i l ­ lo sw e p e jz a ż e z M on tm a rtre , T o też w y d a j e m i się w i ę c e j niż naturalne, gd y p, Carco, pok azu ją c mi w s w ym b o g a ­ tym z b io r z e k ilk a p rz e p ię k n y c h „ U t r i l - l ó w " , wspom niał, że ł ą c z y go z tym m a­ la rze m p rzyja źń długoletnia,

— U trilla znam jeszcze z czasów , gd y w s z y s c y n ajw ybitn iejsi n a w e t k r y t y c y sztuki kpili sobie z jego „ p e j z a ż ó w p o c z ­ t ó w k o w y m " , J e d y n ie O k taw ju sz M irbeau , ś w ie t n y autor „21 dni n eu rasten ika " i „ A b b e Jules", p o ś w ię c ił mu już w t e d y o bszern iejszą ro z p ra w ę . A l e n a o gó ł k r y ­ t y k a u w ażała go za n ie s z k o d liw e g o d y ­ letanta. P am iętam , jak p e w n e g o dnia U - trillo, g d y go b ied a p rzycisnęła, w z ią ł k ilk a p łó c ie n p o d pachę i udał się do jednej z e znanych ga lery j o b r a z ó w p r z y rue L a B o e tie . A l e „m a rch a nd ", k tórem u z a p r o p o n o w a ł o w e p e jz a ż e po d ziesięć fr a n k ó w sztuka, w y r z u c ił go za drzwi.,. Dzisiaj p ła c ą za jeden obraz U t r illa d z i e ­ siątki tysięcy. Z M o d ig lia n im b y ło jesz­ c z e gorzej. Z w y ją tk ie m ro d ak a pań ­ skiego, p. Z b o ro w s k ie g o , nikt się nie p o ­ znał w t e d y na p o tę ż n y m te m p eram e n cie

te go p o tę ż n e g o W ło c h a , k tó ry, jak panu w ia d o m o , umarł na zapa len ie mózgu w s k u te k w y c z e rp a n ia i d łu go letn ie go g ł o ­ dzenia się. D o p ie ro po śm ierci za c z ę to go „cen ić"...

W s p o m in a m o p iękn ej k siążce p. C a r­ co p. t. „ A k t w m a la rs tw ie ".

F R A N C I S C A R C O ry su n ek A lic ji H a lic k ie j

— C z y zajmuje się pan je szcze w d al­ szym ciągu k r y t y k ą m alarską?

— O w s ze m , piszę teraz ksią żk ę o o d ­ rodzeniu malarstwa, zw ła s z c z a p e j z a ż o w e ­ go. Zdaje mi się, że m alarstw o w i e l e ma w s p ó ln e go z literaturą. Pisarz operuje środkami b ard zo z b liżo n e m i do ś r o d k ó w malarskich. C o m alarz tłu m aczy na m o w ę

R y s u n e k B e a r d s le y a d o . P l a y s " J o b n a D a - vid son a : B a c h u s (n a lew o w w ień cu n a g ł c -

w i e ) p r z e d s ta w ia O s k a r a W ild e

porozumienia, k tó r e g o rezu ltatem jest w s p óln ie napisana k sią że cz k a „ N e w P r e ­ face te „ T h e L i f e and Confessions of Oscar W i l d e " , H arris za zn acza tu z całą lojalnością, że zosta ł w p r o w a d z o n y w b łą d p rzez Rossa, „o p ę ta n e g o teatralną im aginacją", k tó r y w ra z z W ild e m in fo r­ m o w a ł go fa ł s z y w i e z p r e m e d y ta c ją i

złą wolą. W tem przekonaniu u tw ierd za nadto Harrisa nieznana k orespon d en cja W 'ild e ’ a, k tó re j dostarczono mu z A m e ­ ryki, O k azu je się, że W i l d e , w y r a ż a ją c y się o D ouglasie w o b e c Harrisa z pogardą, zarzu cał go jedn ocześn ie serdecznemi, p ełn em i p o d ziw u listami. P o o dbyciu k a ry w ię z ie n ia W i l d e spotk ał się z D o u g la ­ sem w Neap olu . P o t e m przen iósł się do P a r y ż a i tu p rze d p rzy ja ció łm i go rzk o s k a rży ł się na skąpstw o Douglasa, Coś c ałk iem p r z e c iw n e g o u d o w o d n ił obecnie Douglas H a r riso w i: n ie t y lk o pon osił w s z e lk ie w y d a tk i, ale z a b e z p i e c z y ł p o e ­ cie p óźn iejs zą egzysten cję, żądając od

matki, w z y w a ją c e j go w o b a w ie skanda­ lu do p ow rotu , sumy dwustu fu n tó w dla p rzyja cie la,

H arris k o ń c z y słowami, że s w e m „ o - tw artem w y zn a n ie m pragnie dać D o u g la ­ sow i c h o ć b y spóźnione zadośću czyn

ię-• ( i

.

m e . !

Mann a Goethe

W „Preussische J ah rb iich er" ukazał się in teresu jący a rtyk u ł k r y ty k a G riitz- machera o T om aszu Mannie. U w a ż a on, że w zn a kom itym pisarzu s k r z y ż o w a ł y się d w a p rądy: rom antyczny, pesym istyczn y, p ó łn o c n y (dał on w X I X w.

Schopen-G E R H A R T H A U P T M A N N

P o e t a uznaje p o t r z e b ę akadem ji nauk c z y sztuk pięknych, g d y ż tu wsp ółp raca z b io ­ r o w a m o że b y ć p ożyte c zn a. N atom iast je że li ch o d zi o p o d z ia ł subwencyj pań ­ s tw o w y c h p o m ię d z y lite ra tó w , w y s t a r c z y paru ludzi obd arzo n ych dobrą wolą, smakiem i taktem, je że li zaś o r o z w ó j li­ teratury w w y ż s z e m znaczeniu tego s ło ­ w a — trudno w y r z e c się sce p tyc yzm u co do tw ó r c z y c h m o żliw o ś c i takiej akademji. N a z n a c z e n ie p rze z pań stw o p o e t ó w - k i e - r o w n i k ó w jest in ow acją, k tó ra musi w y ­ w o ł a ć liczn e za strzeżen ia w k o ła c h n ie ­ zależnych, Ila u p tm a n n o w i w y sta rc za suk­ ces osobisty jako pisarza i p oety.

List Hauptmanna w y w o ł a ł r e p lik ę p r e ­ zesa akadem ji berlińskiej M ak sa L i e b e r - manna, k t ó r y udowadnia, że p ro je k t z a ­ ło żen ia sekcji lite ra ck iej p o c z ą t k o w o

farb, pisarz w y p o w ia d a z a p o m o c ą słowa. O b y d w a j są tw ó rc a m i opisującymi, dla o b y d w ó c h opis natury, r z e c z y (m artwa natura) albo c z ł o w i e k a (p o rtre t p sy c h o ­ lo giczn y) jest w ramach jakiejś w ię k sz ej id ei je d y n y m celem.

— O d k i e d y w ł a ś c i w i e datuje się m i­ łość pana dla apaszów, z ł o c z y ń c ó w i w ł ó ­ c z ę g ó w ?

— O d n a jw cześ n iejs ze go dzieciństwa.

??

— Zaraz pan przyzna, że to nie z w y ­ k ł y romantyzm. U r o d z ił e m się w Numeji, p o r c ie N o w e j K a le d o n ji, o w e j n ie s z c z ę ­ snej w y s p y na oceanie, d ok ąd rząd fra n ­ cuski zsyła skazanych na c ię ż k ie ro b o ty. P r z y z w y c z a i ł e m się do tych ludzi, zro z u ­ m iałem ich życie, p ełn e s zale ń stw i smut­ ku, i p o k o c h a łe m ich. C ó ż w i ę c w tem d ziw n e go , że zn a la złs zy się w „ P a n a m " (tak apasze francuscy n a z y w a ją P aryż, p r z y p . r e d . ) 1, o d k r y łe m odrazu drogę na M o n tm a rtre ,., Z re s ztą już jako d z i e ­ ciak u k ład ałem historję na tle ż y c ia ska­ zańców, M a ją c lat piętnaście, n osiłem się z zam iarem napisania p o w ie ś c i o V illo - nie, k tó r e g o p o e z je już w t e d y znałem na pamięć. Zam iar ten w y k o n a łe m teraz — po d w udziestu p ięciu latach. W ła ś n ie s k o ń cz yłem k o r e k t ę ostatniego arkusza tej pow ieści, k tó ra w tych dniach ukaże się na p ółk a c h księgarskich. P o w s t a ła ona n ie z a le żn ie od grasującej obe c n ie konjunktury t, zw , biografij p o w i e ś c i o ­ w ych. W r ę c z p rze c iw n ie , p o w ie ś ć m ą o V illo n ie uw ażam ra czej za p o w ie ś ć au to­ biograficzną. Ż yc ie moje p o p ły n ę ło mi- m o w o li p od o b n e m k o ryte m , co ż y c ie w i e l k ie g o w ł ó c z ę g i V illo n a, i to p o z w o ­ liło mi, transponując p r z e ż y c ia osobiste na piętnaste stulecie, w c zu ć się w mocną i d ziw a c z n ą n aó w cza s in dyw id u aln ość au­ tora „ M a ł e g o i W i e l k i e g o Testamentu"...

A rtu r PrędskL

T O M A S Z M A N N rysu n ek B . F . D o lb in a

hauera, W a g n e r a i N ie ts c h e g o ) i k la s y c z ­ ny, o ptym istyczn y, p ołu d n io w y. T e n dru­ gi kieru n ek b ard zo słabo jest r e p r e z e n ­ t o w a n y w kulturze niem ieckiej, g d y ż o ptym izm o b c y jest naturze N iem ca. O p ty m iz m musi b yć p rze ze ń w y w a l c z o ­ ny. Z w y c i ę s t w o optym izm u — to s ło w o „ G o e t h e " , triumf fo r m y nad chaosem, ż y ­ cia nad zw ątp ie n iem . E w o lu c ja Manna w latach ostatnich zb liża go do G o eth ego . M an n z r o b ił dla naszych c z a s ó w p raw ie, to samo, co G o e th e dla swoich. N i e s t w o ­ r z y ł c o p ra w d a n o w e j kultury, ale zn alazł form ułę p o łą c ze n ia ró żn yc h p r ą d ó w na- szej c y w iliz a c ji i nadał im n o w ą energję, n o w ą siłę.

M A K S L I E B E R M A N N b r o n z F r itz a H u fa

spotk ał się z ap rob atą Hauptmanna, co w i ę c e j — Hauptmann b rał ud ział w w y ­ p r a c o w y w a n iu l i s t y k an d y d a tó w . J e ż e l i

miał za strze że n ia p r z e c iw k o p r o j e k t o w a ­ nej sekcji — d la c ze g ó ż nie ujawnił ich odrazu? D la c z e g ó ż nie za p r o t e s to w a ł o d ­ razu p r z e c i w sw ojej kandydaturze, o k t ó ­ rej w ie d z ia ł ?

*

Z o rg a n izo w a n y p rzez „ D i e L ite ra ri- sche W e l t " plebiscyt, jaki p o w in ien b yć skład sekcji lite ra ck iej akadem ji n ie m ie c ­ kiej, u stan ow ił następującą hierarchję popularności pisarzy: T om as z M ann

(1421), W e r f e l (682), Hauptmann (594), Borch ard t (461), G e o r g e (450)i, D ó blin (402), R ilk e (384), Hesse (362), Sch aeffer (323), Unruh (320),, H e n r y k M an n (311), R ic a rd a Iiu ch (309), W asserm an n (304), Fran k (302), K a is e r (273), S tefan Z w e ig (261), T o l l e r (247), H o lz (174), H ofm an n st­ hal (169), Klabund (162), K e r r (132), Thiess (130), Bariach (122), Brecht (120), Bronnen (118), G un dolf (103), L o e r k e

(101),.

C h a ra k te rys tyc zn e jest, że T om as z M an n uzyska ł p rze szło d w a ra zy w ię c e j głosów , niż następny kandydat, i że n ie ­ m ieck i K r z y w o s z e w s k i, Fulda, do A k a d e ­ mji p rze z rząd m ianow any, nie o trzym a ł ani jednego głosu.

Dwunastu nieśmiertelnych

W czasie bankietu, w y d a n e g o na cześć R ud yarda Kiplinga, zn a k o m ity autor w y ­ gło sił m o w ę, w k tó re j p o w ie d z ia ł m. in,, że z w s zy stk ic h pisarzy, jakich do tej p o r y

w y d a ła ludzkość, dwunastu z a le d w ie z a ­ słu żyło na nieśmiertelność. „ N e w - Y o r k T i m e s " z w r ó c i ł się na skutek te g o do piętnastu w y b itn y c h osobistości świata w s p ółc ze sn e go z p rośbą o w s k aza n ie tych dwunastu. W skład „ s ą d u " w e s zli: A m e ­ ryk an ie W , R. Bennett, Z, Gale, H. W . van L o o n e , G. H. Putnan, E. S ed gw ick , W . A . W h it e ; A n g l i c y A , Bennett, G. K. Chesterton, J. S. L, Strachey; Francuzi J. B a in v ille i M . P r e v o s t ; N ie m ie c G, K aiser; W ł o c h G. F e rre ro ; Hiszpan V. B. Ibanez; S z w e d H, K e y . Jako n ie ś m ie rte l­ nych z a k w a lifik o w a n o następujących t w ó r c ó w : S zekspira (g ło s ó w 15, nie o t r z y ­ mał g ło s ó w F e r r e r a i K aisera!), D an tego i H o m e ra (po 11), W erg ilju s za (9), B a lz a ­ ka, C ervan tesa i G o e th e g o (po 7), M o - ljera (6), P laton a (5), D ickensa i W o l t e r a (po 4), M ilto n a (3). P e w n ą ilość g ło s ó w o trzym a li ta kże: W i k t o r Hugo, H o ra c y, R abelais, Sofokles, Eurypides, A js c h y los , Tojstoj, Rasyn, T u c ytyd e s, A r y s t o t e l e s i Chaucer.

C e n z u r a a l i t e r a t u r a

„ D i e N e u e Bucherschau" w y l ic z a dłu­ gi łańcuch fak tó w , św iad c ząc yc h o „ k u l ­ turalnym t e r r o r z e " s ą d o w n ictw a n ie m ie c ­ kiego. P r z y t a c z a m y za pismem berliń- skiem najważniejsze.

A k t o r R o r f G artn er skazan y zosta ł na piętnaście m ie s ię c y w ię z ie n ia za r e c y t a ­ cję w ie r s z y rew olucyjn ych .

P o e ta K a r o l R e ic h le b y ł p rze z dwa mie siące trzym a n y w w ięzien iu, gd yż sztuka jego „ D e r ro te S ch m ie d " jest „ j e ­ d yn ie p o d ż e g n y w a n ie m do w o j n y d o m o ­ w e j i p rz e w ro tu p a ń s t w o w e g o " .

O p o w ia d a n ia K u rta K la b e r a „ B a rrik a - den an der R u h r", mimo' ś w ietn ej opinji takich pisarzy, jak Hauptmann, T o m a s z

Mann, K err, u le g ły konfiskacie.

O b ło ż o n o aresztem u t w ó r B e r t y L ask „ T h o m a s M i i n z e r " i H e n r y k a Rauha „ Im K a m p fe um die F re ih e it ", g d y ż p ro ku ra­ tura uznała p rze d s ta w ie n ie w o je n c h ło p ­ skich z r, 1525 za „ p r z y g o t o w a n ie do r e ­ w o lu cji".

Z abron ion o ro zp o w szech n ian ia u t w o ­ ru L a r is s y R eissn er „H a m b u rg auf den

B a rrik ad en ", g d y ż „ p o d p o z o re m opisu h istoryczn ego d ą ży ona do udzielenia c złon k o m N ie m ie c k ie j P artji K o m u n isty ­ cznej instrukcyj na n ad ch o d zą cą w o jn ę d o m o w ą " .

P o lic ja p od d ała r e w i z ji A r c h iw u m Nauk S p o łe c z n y c h w B e rlin ie i zabrała m a terjały d ostępne ty lk o dla ludzi pracu­ jących naukowo.

Z akazan o s p rzed a ży zbioru pieśni, g d y ż z a w i e r a ł on m. in. „ C a rm a g n o lę ",

Skazano na g r z y w n ę m ó w c ę , k tó r y na p e w n e m zebran iu z a c y t o w a ł k sią żk ę M a ­ ksa W i n k l e r a „D a s G e b u rte p r o b le m ".

S k o n fisk o w a n o „ P fa ff e n s p i e g e l " C o r- vina, g d y ż p rzyn osił ustępy, za bron io n e w r, 1885.

„ W i a d o m o ś c i " d on o siły w swoim c z a ­ sie o aresztow an iu p o e t y n ie m ie c k ie g o J. R. B e ch e ra za w y d a n ie tomu „ D e r L e ic h - nam auf dem T h r o n " . B e c h e r zosta ł oskar­ ż o n y o p r z y g o t o w y w a n i a do z d ra d y sta­ nu, z e lż e n ie repu blikań skiego ustroju p a ń stw o w e go , ud ział w tajnym zw ią zk u i bluźn ierstw o. O b e c n ie ś le d ztw o w s t ę p ­ ne ukończono, i prokuratura ma z a d e c y ­ d ow ać, c z y b ę d z ie p o d tr z y m y w a ła oskar­ żenie, A l i ś c i w ty m czasie B e ch e r w y ­ dał n o w ą k sią żk ę — p o w ie ś ć p, t, „ L e - w is yt c z y li jedyn ie s p ra w ie d liw a w o jn a ", co zn ow u w y w o ł a ł o w k r o c z e n ie w ła d z p o lic y jn y c h i sfo rm u ło w an ie zarzutu „ l i ­ t e r a c k i e g o " p r z y g o t o w y w a n i a w o jn y d o ­ m o w e j i św iad om ej agitacji re w o lu c yjn e j.

Znany pisarz W a l t e r v o n M o l o o g ła ­ sza w „D as T a g e b u c h " pod w y m o w n y m tytułem „Schund und S ch m u tz" protest p r z e c iw k o sform ułowaniu ustawy, mają­ cej na celu ochronę m ło d z ie ż y p rze d w y ­ d a w n ic tw a m i s zerzą cem i b ez w s ty d , W e ­ dług p ro jek tu ustawy, specjalne k o m it e t y

mają układać listy druków, k tó ry c h r o z ­ p ow szech n ian ie ma b y ć karane. K o m i t e t y te b ę d ą s k ła d a ły się z p r z e d s ta w ic ie li sztuki i literatury, n au czycie ls tw a i k s ię ­ garstwa, organizacyj m ło d z ie ż y , a p r z e ­ d e w s z y s t k ie m — d uchow ień stw a. D e c y ­ zja k a żd e g o m ie js c o w e g o k om itetu o b o ­ wiązuje w całem państwie, W te m — w e ­ dług W a lt e r a v o n M o l o — t k w i g łó w n e n ie b e z p ie c z e ń s tw o ustawy, g d y ż zła w o ­ la i głupota p ie rw s z e g o lepszego k o m ite ­ tu m o że w p r o w a d z ić n ieo b licz a ln e z a m ie ­ szanie i n a ło ż y ć k aganiec na całą w o ln ą tw ó rczo ść , W zakoń czen iu s w e go a rtyk u ­ łu pisarz n iem iecki w z y w a m ło d z ie ż i l i ­ te ra tu rę do p r z e c iw d z ia ła n ia s z k o d l i w e ­

mu p ro je k to w i.

S p e c ja ln y d e k re t rządu s o w ie c k ie g o p rzyp om in a w ła d z o m p ro w in cjo n a ln ym o k o n ie cz n o ś c i usunięcia z p o d le g ły c h im b ib ljo te k w s zy stk ic h d zie ł z .zakresu f i lo ­ z o f ji, psych ologji i etyki, k tó r e pisane są w duchu św iatopoglą du id ealistyczn ego, — w szy stkich d zie ł z zakresu religji, k tó re p rzen ikn ięte są duchem religijnym, — w szy stkich d z ie ł z d z ie d z in y p ed ago - gji, k tó re d o t y c z ą w y c h o w a n ia re ligijn e ­ go, s zk ół k ościeln ych i t. d. I n te r d y k to w i p o d le ga ją książki historyczn e i g e o g r a ­ ficzne, w y d a n e za c z a s ó w carskich. W z a ­ kresie p o lit y k i i nauk s po łeczn ych n a le ż y w y t ę p i ć prace an tyrew o lu cyjn e, w y d a w ­ nictw a s o w iec k ie, d o t y c z ą c e spraw, k tóre następnie zo s ta ły ro zs trzy g n ię te w inny sposób, w r e s z c ie w s z e lk ie stare k o d e k s y w r a z z p rzyn a leżn em i kom entarzam i.

W ł a d z e m os k ie w s k ie z a w i e s i ł y za s z k o d l i w y k ierunek czasopismo p. n. „ N o ­ w a R o s ja ", jedną z ostatnich przystani w o ln e j tw ó r c z o ś c i i lite ra ck iej n ie p o d le ­ głości w R o s ji s o w ieck iej.

1. C z y p o c zta dostarcza W a m re gu ­ larnie „ W i a d o m o ś c i L i t e r a c k i c h " ?

2. C z y k a ż d y numer jest do n abycia u W a s z e g o k się garza?

3. C z y „ W i a d o m o ś c i L i t e r a c k i e " znaj­ dują się w kiosku w p ob liżu W a s z e g o m ieszkania?

4. C z y w s z y s c y W a s i p r z y ja c ie le i znajom i o trz y m a li b ez p ła tn e o k a z o w e nu­ m e ry „ W i a d o m o ś c i L i t e r a c k i c h " ?

Jeżeli nie:

1 A d 1. R e k la m u jcie u listonosza, w z g lę d n ie w u rzę d z ie p o c z t o w y m !

A d 2. P o w i e d z c i e W a s z e m u k sięga­ rz o w i, że jest r z e c z ą niesłychaną, iż nie trzym a „ W i a d o m o ś c i L it e r a c k ic h " !

A d 3, Z a w ia d o m c ie nasze w y d a w n i c ­ tw o, w jakim kiosku nie można dostać „ W i a d o m o ś c i L ite r a c k ic h " !

A d 4. P rze ślijc ie nam natychmiast a- d resy W a s z y c h p r z y ja c ió ł i znajom ych!

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zezwala się na dowolne wykorzystanie treści publikacji pod warunkiem wskazania autorów i Akademii Górniczo-Hutniczej jako autorów oraz podania informacji o licencji tak długo, jak

Rodzina ta opisuje powierzchnię ( tzw. powierzchnię wektorową pola powierzchnię wektorową pola )), która cechuje się tym, że pole jest styczne do niej w każdym

Rozwiązanie ogólne równania quasiliniowego w przypadku funkcji dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Najpierw musimy rozpatrzeć równanie zawierające różniczkę funkcji Mnożąc lewą i prawą stronę przez zero, a następnie skracając formalnie zera w liczniku i mianowniku

Rozwiązywanie zagadnienia początkowego równania quasiliniowego o dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Schemat rozwiązywania równania quasiliniowego można uogólnić na przypadek funkcji zależnej od zmiennych ( ).. Rozpoczniemy od rozwiązywania równania

Jeżeli funkcja jest ciągła i pochodne cząstkowe są ciągłe i ograniczone w gdzie jest zbiorem wypukłym, to funkcja spełnia warunek Lipschitza ze względu na. Istotnie

Funkcja jest rozwiązaniem powyższego równania z warunkiem początkowym Zbadać stabilność w sensie Lapunowa rozwiązania. Na mocy uwagi 1 wystarczy zbadać stabilność