• Nie Znaleziono Wyników

Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 7 (111), 14 II

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 7 (111), 14 II"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Oplata

pocztowa uiszczona ryczałtem

N A S Z FRANCUSKI P R Z y j A C I E L O REVMONCIE

WIADOMOŚCI

LITERACKIE

T Y G O D N I K

)C

e n a

8 0

g r o s z y '

O d d z ia ły

ff r ■ I • :a l u

w Łodzi, Narutowicza 14

w Paryżu, 123, boul. St.

Germain, Księgarnia

Gebethnera i Wolffa

Cena numeru za granicą

3 fr. franc. (0,15 doi.)

Nr. 7 (111)

Warszawa, Niedziela 14 lutego 1926 r.

Realizm formy literackiej

Ż y je m y zn o w u p o d znakiem realizmu w literaturze. Z chaosu ró żn o ro d n y ch i c z ę s to k ro ć sprzec zn yc h p r ą d ó w i p ro g ra ­ m ó w w y ła n ia się w r e s z c ie kontur tego stanowiska, k tó r e skupia i organizuje do tw ó r c z e j pracy. I nie m o gło b y ć inaczej. W strzą śn ie n ie re w o lu c yjn e , k tórem u p o d ­ le g ł świat pracy, ś w iadom ości i materji, acz nie dał jeszcze genjalnej s y n te z y ar­ tystyczn ej, w k t ó r e jb y się „u zn ał w j e ­ s te stw ie s w o je m ", — to jednak o kreślił i ud eptał punkt w y jśc ia dla w ie lk ic h p o ­ d r ó ż y ducha.

R e a liz m w tw ó r c z o ś c i to nie t y l k o re a lis ty c z n y stosunek do tematu, to nade w s zy s tk o realizm formy, jako o s t a t e c z ­ n ego wyrazu. O c z y w iś c ie n ie ch o d zi o w y b ó r treści ,,re a ln e j", z a z w y c z a j r ó w n o ­ zn a czn y z p o d d a ń c zą uległością w o b e c tej c z y innej rz ec zy w isto śc i, — ale o ści­ słość, kon k retn o ść wyrazu, o sposób w y ­ p ow iad an ia. T e n sposób, ta form a do dziś jeszcze r o z p ł y w a się w n o w o o d k ry te j te- m atyczn ości utworu, w m gła w ica ch t. zw. wizyj, impresyj p o w s ta ją c e g o obrazu. A p o w in n a b y ć dla tego miąższu — tw a r- dem, czasem b ezlito sn em n arzędziem , k tó re do najzwiewn/iejszych p r z e ż y ć przystęp u je z surow ą w o l ą w y rze źb ia n ia , t. zn. — n ajrealn iejszego w y cin an ia dan e­ go p r z e ż y c ia z n iesk oń czo n ych m o ż l i w o ­ ści innych. T a b o w ie m w o la w y ł a m y w a ­ nia z zam ętu najbardziej n a w et sugesty­ w n yc h i n ęc ą c y c h p sy c h o w id ze ń świata jego zasadn iczych m o t y w ó w — jest w o l ą n ie p o d le g łe g o i sam o d zieln ego ż y ­ cia, do k tó re g o d ą ż y k a żd e d zie ło . A w o la sam o azieln o ści — to w o la ściśle w y t y c z o n y c h granic.

S am o d zieln ość bytu z d o b y ło w i e l e n a r o d ó w — sam odzielności w obliczu t e ­ go bytu nie z d o b y ła jeszcze literatura. I p o e z ja i k r y t y k a nie w y p r o d u k o w a ł y j e ­ szcze dla s ieb ie w łasnej m ia ry z *mate- rjału tw o r z ą c y c h się d zie jów . I jedńa i druga o d m ierzają s w o ją rację .i sw o ją w a rto ś ć — sprawdzianem , w y p o ż y c z o ­ n ym od surowej r z e c z y w is t o ś c i fak tó w . U p ra sz cz a to ogrom nie proces myślenia, Czasem n a w e t o w a ta k ty k a p rz e rz u c a ­ nia c a łego ciężaru o b o w i ą z k ó w litera tu ry na barki ze w n ę trz n e g o ży cia zd aje się łud ząco „p o trzą s a ć n o w o ś c i k w ia t e m ", bo d otąd b y ło p rze ciw n ie. I p ow sta je m n óstw o nieporozum ień, s zc ze gó ln ie w d ziedzin ie r e to r y k i k ryty czn e j. P o d r z u c a ­ n ie litera tu rze „ ż y c i o w y c h “ zagadnień bynajmniej jej nie bogaci, raczej p r z y p r a ­ w ia o niestraw n ość i obrzęk. L itera tu ra sama c ze rp ie z życia, gd y mu oddaje t w ó r c z y produkt je go za ło ż e ń i m o ż l i w o ­ ści. I ten in d y w id u a ln y sposób c z e r p a ­ nia, jej ty lk o w ł a ś c i w y sposób p o d c h o ­ d zenia do ży cia d o o k o ln e g o — o ży c io - w o ś c i i r z e c z y w is t o ś c i sztuki stanowi. P r a w d z i w a sztuka jest w i ę c naprzemian i rę k ą i pulsem istnienia.

Życie, g d y się p o tę ż n ie w g łę b o k ie m łożu sw o jem na drugi b o k p rzew ra ca , — organizuje stosunki i fakty, nie z w r a c a ­ jąc w o w e j c h w ili najmniejszej uw agi na w s k a z ó w k i literatury, a szczegó ln iej k r y ­ tyki, k tó ra nie m o że o d w y k n ą ć od tra ­ d ycy jn y ch manjer niańki w o b e c tej l i t e ­ ratury. L itera tu ra zaś, p o z b a w io n a ge- njalnego wstrząsu, w o d zo n a p rz e z panią- m atkę k r y ty k ę , ciągle ogląda się na „ n o ­ w o n a r o d z o n e " życie, jak na r o z w y d r z o ­ n eg o bębna, z k tó ry m nie w ie jak sobie p oc zą ć, ż e b y go w y c h o w a ć . N ie o k r z e p ła artys tyc zn ą p o s ta w ą w samoistnem w y ­ tw arzan iu ży cia — daje się t e r r o r y z o w a ć k r z y k o m „ d z ie c ią t k a " , k tó r e z e swej strony n a d u ż y w a i „n a c ią g a " n aiw ną a c hcącą sw ą w y ż s z o ś ć o k a za ć piastunkę.

Z a p o ż y c z a ją c się u ten den cy j ż y c i o ­ w y c h ( w braku w łasn ych) literatura — staje się ryc h ło p o ś m ie w is k ie m o ry g in a ­ łu (realnej rz e c zy w is to ś c i), bo na k op ję m ało k to spojrzy. T a k i jest zres ztą los k a ż d e j p o ż y c z k i, na k tó rą niema p e łn e ­ go p ok ryc ia . P o k r y c ie m w tym w y p a d k u b y ł b y w ła s n y sposób w a rto ś c io w a n ia i w y tw a r z a n ia n o w e j rz ec zy w isto śc i. W ten t y lk o sposób m oże się literatura w y ­ p ła cić z za cią gn iętych u ż y c ia z o b o w i ą ­ zań. A l e w żadnym razie nie p rze z sym- p lis ty c z n ą p ropa gan d ę lub p a te ty c z n ą n agon kę na te lub inne tory.

U nas s zc ze gó ln ie lubi się s ze rm o w a ć terminami w „im ie n iu " nauki i k a z n o ­ d z ie jstw em w „im ien iu społeczności. S ta­ r y nałóg. W y s ta r c z y , że ktoś za czn ie u- parcie k rz y c z e ć , ż e b y mu zd e zo rje n to - wana opinja p r z y w a r o w a ł a do nóg. W i e l ­ k a jest w t e d y satysfakcja, i dużo, za du­ ż o p e w n o ś c i sieb ie — ale na k ró tk o. S i e ­ b ie można z m y lić siłą w z i ę t e g o rozp ędu — ale ro zp ę d u ż y c i o w e g o tak ł a tw o się kijami kazań nie reguluje, A rz e c z cała t k w i właśn ie w pilnem wczu ciu się w ducha te go rozpędu.

I co dziś można p o w i e d z i e ć o p o w s t a ­ jącej p o e z ji? N i e ruszam tu z ó w starszego p o k o le n ia : ci w i e l e już surow ca realne- ,

go p r z e r o b ili na realną kulturę piękna, a teraz w y p u s z c z a ją o dcin ki tej c y w i l i z a ­ cji w e w n ę tr z n e j w d z ie r ż a w ę dorabiają- cem się p o k o len iu piszących [pom im o z a ­ w z ię t e g o w y p ie ra n ia się ich), A l e ci m ł o ­ dzi i najm łodsi — ta n ajśw ieższa pasja p o e ty ck a , zgrup ow an a k o ł o „S ka m an - dra", „ Z d r o ju " , „ N o w e j S ztu k i" — i lu­ zem idąca — czem obsiała i co ze b ra ła z o pa n ow an ych p ó l lite ra tu ry? O drazu stw ierd za m y, że ziarna p os yp ała się w i e l ­ ka obfitość, ale za g o n y n ie w szystkim o b rod ziły, i do śpich rzów kultury n ie ­ w i e l e da się stąd z ło ży ć . U w e z g ł o w i a tej p o e z ji za dużo b y ło b o w ie m d y d a k ty k i (filo z o fic zn ej i społecznej), p ro g ra m y i m anifesty w y s i l i ł y i n a d u ż y ły siłę t w ó r ­ czą, r o z e p c h a ły w ą tłe, bo ro d z ą c e się d o ­ piero, ra m y fo r m y — gd zie n ieg d zie zu ­ p ełn ie ją zalały. N a jp ie r w p o w s t a ł y f o r ­ muły, a p óźn iej w id z e n ie r z e c zy ; p o w i n ­ no zaś b y ć n ao d w ró t. Ekspresjonizm, ku- bizm, formizm, niosące ty le p łod nych p i e r w ia s t k ó w w św iat sztuki, — : zo s ta ły zdurzone tablicam i w łasn ych przykazań. N a z b y t często z a w i e w a ło duchem pseu- d ok lasycyzm u i ra cjon alistyczn ego auto- kratyzm u kanonu, w a żn ie jsz ego od samej poezji... w poezji. Dyskusja, propaganda, id e o w a w a lk a — są n i e w ą t p liw ie b o d ź ­ cem, ostrogą tw ó rcz ą , ale nie m ogą z a ­ stąpić szczęku o rę ża i c zyn ó w , k tó r e o- statecznie spraw ę rozstrzygają, określają i posuwają. P o s ta w a b o jo w a n ie jest je ­ szcze akcją. O t ó ż za dużo b y ło tej p o ­ s ta w y — za m ało działania. I dlatego, c o k o l w i e k się zd zia ła ło — w y d a w a ł o się to już p o s zc ze g ó ln y m grupom — r e w e l a ­ cją, tam, gd zie m iało się jedyn ie do c z y ­ nienia z mniej lub w i e c e j c ie k a w ą próba. P o z a k ilkom a p o e ta m i „S k a m a n d ra " k t ó ­ r z y przystąpili do p ra c y artystyczn ej b e z up rzed n iego re d a go w a n ia w ym yślnej, p r o ­ gra m o w e j te o rji o . własnej sztuce, i k t ó ­ r z y osiągnęli już w ła s n y styl, — o ż a d ­ nym z p o e t ó w nic w y r a ź n e g o dziś je s z­ c ze p o w i e d z i e ć nie można, bo nie są w y ­ raźne linje, o b r ze ża ją c e ich e k spo zycje. W takim „A lm a n a c h u N o w e j S ztu k i" w i e l e sp o ty k a m y o rygin a ln y ch p oczyna ń — ale n a o g ó ł p rzyp o m in ają one p i e r w ­ sze s k rz y żo w a n ia p o e ty c k ic h broni, ra­ czej szerm ierkę i dem onstrację próbną, niż p r a w d z i w ą w a lk ę o n iep rzem ija jąc y b y t formy.

Czemu tak w łaśnie jest? I to dziś, k i e d y ro zp alo n a p rz e w ro t a m i r z e c z y w i ­ stość zdaje się od stóp do g ł ó w nasycać ogniem ż y c ia ? O d p o w i e d ź prosta; nie u- św iad o m iliśm y sobie je szcze n ie p rz e m i­ jającej treści bytu, nie p o c h w y c iliś m y t e ­ go, co jest najrealniejsze, n a jp ra w d z iw s ze w teraźniejszości. Stąd n iezdoln ość do g e o m e try c z n ie realnej form y, stąd w r e s z ­ cie brak w y tr z y m a ło ś c i i k o n s ek w e n cji w lite ra ck iej robocie. N a k r ó tk ą m e tę — tak, W wierszu, w „ im p r e s ji" w r o z p r a w ­ ce — jesteśm y w s z y s c y świetni. P o d m i ­ n o w an i pośpieszną c h w ilą e p o k i — z d o l ­ ni jesteśmy jedyn ie na maxim um chwili. W i ę k s z e j p ra c y nikt nie s tw o rz y ł, choć k a ż d y nosi jej p ro jek t w zanadrzu.

Jest r z e c z ą za stan aw iającą ta ilość

d osk on a łych w ie rs zo p is ó w , ta mnogość n ajw y b red n iejs zy c h r y m ó w i rytm ó w , ta różn orod ność form i ujęć. T a ilość jednak nic d o b re g o nie w r ó ż y . N a jw id o c z n ie j kunszt pisania d ob ryc h w i e r s z y jest tu raczej normą, p od staw ą, punktem w y j ­ ścia, — s ło w e m — p ięk n ą z a p o w ied zią , ale nie — tak b ard zo o c z e k iw a n e m — spełnieniem w ie lk ic h obietnic p okolenia. Tu, tam i g d zie in d ziej — same t y lk o cu­ d ow n e dzieci. M ę ż a d ojrzałego poezji, t w ó r c y k o m p o z y c ji o w ie lk im szerokim tchu nie w id a ć w śró d tych, co z p i ę k ­ nych, ale drobn ych fra g m e n tó w w y r o ś li uznaniem i sławą.

O c z y w iś c ie , można t w o r z y ć i m ałe ar­ c y d z ie ła , sztuka p r z e c ie ż d ą ż y do p r z e ­ z w y c ię ż e n ia przestrzen i i czasu, do triumfu jakości nad ilością. W ia d o m o , w iadom o. T a k jest w teorji, A l e k to d o ­ kładn ie o d p o w ie , jaka jest d oskonała w p ra k ty c e formuła stosunku jakości do ilości, i co w sprawach sztuki jest ja k o ­ ścią a c o ilością? I czy, m ó w ią c p o p ro - stu, poeta, k t ó r y ma dużo do p o w i e d z e ­ nia, m o że u staw iczn ie n a d w y r ę ż a ć i o- szuk iw ać a k r o b a ty k ą f o r m y — t e masy treści, k tó ry c h nie można, fizyc zn ie w p ro s t nie można w y ła d o w a ć w jednej k ró tk ie j chwili, na przestrzen i jedn ego k r ó tk ie g o wiersza, n o w e lk i lub artykułu? A l b o w i e m g łę b o k a . treść p o e ty c k ie g o p r z e ż y c ia — to n ie jest p r z e c ie ż w a rto ść skończona i odrazu g o to w a do ulania w nad staw ion ą forem k ę . T a t r ó ^ ciągle się ro zw ija, kształtuje, a w r a z z nią coraz się ro zw ija, p ow ięk s za, rozrasta forma, W ten sposób p o w s ta je k ażd a w ięk sza k o m p o z y c ja — w p e w n y m czasie i w p e w n e j p rze strze n i — bo t y lk o w ten sposób można t e atryb u ty z w y c i ę z y ć .

A l b o w ię c nikt niem a u nas nic w a ­ żniejszego do p o w ie d ze n ia , albo, zgod n ie z duchem w ie lk ic h s k r ó t ó w epoki, w y ­ mieniono c ię ż k i w y s ił e k tw ó rc z o ś c i na szybkie, form alne o w o c e talentu. Is to t­ nie, w y d a je się, źe m ło d ą p o e z ję naszą cechuje raczej tragedja ta len tó w , w y trą r conych z n orm alnego r o zw o ju p rze ło m e m d ziejów , W tem tk w i, p raw d o p o d o b n ie , p rzy c zy n a te go c h a ra k te rys ty cz n e go f a k ­ tu, że pom im o o lśn ie w a jąc ych w rażeń , e- f e k t ó w — u t w o r y te kształtującej siły s p o łe c z n e g o w p ł y w u nie posiadają, ani trw a ls ze g o śladu w duszy nie zostawiają. P o m om en cie z a ch w ytu — żyje się tak jak się żyło.

A f o r y s t y c z n y gatunek stylu (najsze­ rzej p o ję te g o ) najczęściej jest symulacją formy, k tó rą p r z y t ła c z a nadmiar życia. K o m p o z y c y jn a k ró tk o ś ć w y r a z ó w a r t y ­ styczn ych — p r z e w a ż n ie z r ę c z n ą m e to d ą uchylania się o d c ię ż k ic h o b o w i ą z k ó w pełn ego, c a ło k s z ta łt o w e g o p r z e ż y c ia — p r z y ję te g o stanowiska. J e steś m y w sa­ mym środku zagadnienia. N ie z d o ln o ś ć w y ż y c i a kosm icznej pełni, p rze m ie rze n ia danego tematu w s z e r z i w z d łu ż z c a ­ le m okrucień stw em k o n s e k w e n c ji — p r z y braku p otrze b y , w o l i i w y t r z y m a ł o ­ ści w b u d o w ie c a ł o k s z ta łt ó w — oto ź r ó ­ dło tej d oryw c zo ś ci, tych zam azanych z r ę b ó w naszej n ajn o w szej literatury,

2

5°/o

z n i ż k i

DLA PRENUMERATORÓW .WIADOMOŚCI LITERACKICH'

U K A Z A Ł S IĘ S T y C Z N I O W y (431 z £ s z y T „ S K A M A N D R A "

1 Z A W I E R A :

J U L J A N T U W I M : K o ś c ió ł. — M I E C Z Y S Ł A W J A S T R U N : C z a rn o la s . — M A R J A P A W L I K O W S K A : D o Ż e r o m s k i e g o . - J E R Z Y L I E B E R T : L i t a n j a d o N a j ś w i ę t s z e j M a r j i P a n n y . — L U C J A N S Z E N W A L D : Kasa — A N D R Z E J S T A W A R : O du ch u l i t e r a t u r y p o l s k i e j s łó w kilka , c z y li o w szystkiem i o n ic z e m — K A Z I M I E R Z W I E R Z Y Ń S K I : P ie ś ń o A m u n d s e n ie — J Ó Z E F W I T T L I N : Ż o ł n i e r z zn a n y. - A N T O N I S Ł O N I M S K I : Fale. — J A R O S Ł A W I W A S Z K I E W I C Z : S m u t n e la to . — J U L J A N W O Ł O S Z Y N O W S K I : R e la c ja o J o a n n ie , c z y li p o t ę g a snu.— J A N B R Z E C H W A : R a d jo - k o n c e r t . — S E R G J U S Z J E S I E N I N , p r z e ł o ż y ł W Ł A D Y S Ł A W B R O N I E W S K I : P u g a c z o w (p o e m a t d ra m a ty c z n y , I — I V ) . C e n a zeszytu z ł. 3.—

P r e n u m e r a t a wraz z p rz e s y łk ą w sto s u n k u z ł. 8.— k w a rta ln ie R e d a k c j a : Z ł o t a 8 m. 5, teł. 132-82

A d m i n i s t r a c j a : B o d u e n a 1 m. 2, tel. 223-04, k o n t o w P. K. O . 8.515

k tó ra nie m o że w y jś ć z okresu o b ie c u ją ­ cych za p o w ied zi.

In d yw id u a lizm f o r m y (bo o nią tu chodzi) za w s z e jest o w o c e m o p a n o w a ­ nia jak n a jw ięk sz ej powszechności, p o t ę ­ żn ego sk o n k rety zo w a n ia ilości w p ełn ą jak ść. W t e d y b o w i e m za w s ze w y s t ę ­ puje na p ie r w s z y plan realizm formy, k tó ry m to realizm em staje każda dobrze urodzona, silna in dywidualność w o b li­ czu społeczności. K ilk u le d w o p isa rzy d ź w ig a to p o e t y c k i e b rze m ię o d p o w i e ­ dzialn ości w o b e c surow ca sztuki. Ci m ia­ n o w ic ie, dla k tó ry c h granicą z e w n ę t r z ­ nego św iata jest granica ich ś w ia d o ­ mości tw ó rcz ej, a k on ieczn ość r o z ­ m ieszczen ia obszaru te g o świata w p r z e ­ strzeni ży cia w e w n ę tr z n e g o — jest k w e - stją sumienia, e ty k i tego ż y c ia — b e z le k k o m yś ln e go p ozo staw ia n ia ja k ie jk o l­ w i e k re s z ty na łasce frazesu, rymu, rytmu, p iątego aktu c z y dom yślności c z y ­ telnika, bo autor stracił już nad te m w ł a . d zę i w ie d zę , „ S t a r z y " m istrzow ie, Prus, Żeromski, K a s p ro w ic z , S ieroszew sk i, B e ­ rent, R eym o n t, k tó ry c h z taką lubością „ p r z e w a r to ś c io w u je m y ", — mieli to p o ­ czucie własnej w a g i w stosunku do t w o ­ rz y w a , i to s tan o w iło i s tan ow i o n ie ­ słabnącym c ię ż a rz e ga tu n k ow ym ich d z ie ł — mimo iż p o trze b a tw ó rc z a na­ rzuca dziś n o w e ujęcia, c h w yty , k o n c e p ­ cje. W e w szy stk ich jednak m ło d e g o p i­ sarstw a naszego poczynaniach, c h o ć b y najoryginalniejszych, — uderza ten brak fa k ty c zn e j (nie sugerowanej) w a żn o ści w e w n ę trz n ej, i w y n ik a ją c e zeń p r z e c e n ia ­ nie siebie albo n ied o cen ian ie o p e r o w a ­ n ego materjału, k t ó r y staje się p r e t e k ­ stem — zamiast b y ć p rze d m iotem pracy, A l e stan ten p rzesila się. F iz y c z n e z d r o w i e tw ó rc z o ś c i za czyn a triu m fow ać nad p rze ra fin o w a n ym c erem o n jałem c o ­ raz to n o w e g o zakonu „u c zo n yc h w p i ­ śm ie " i n ieu czonych w i r t u o z ó w słowa. P o t r z e b a w e w n ę tr z n a p o w o l i ro zp ę d z a zg raje „ p r y n c y p ja łn y c h " filo z o fó w , p o z o ­ stawiając im p o le — po dokonaniu aktu tw ó rc z e g o . J e ż e l i ma się coś stać — to się stanie; je ż e li n ie — to n ajin te n sy w ­ niejsze za strzy k i nie pomogą. J e ż e li p oza talentem stoi rzeteln a tw ó r c z o ś ć — to talent ten, p ręd ze j c z y później, stanie się o b ja w ie n ie m n o w e g o życia, a nie grą słów, barw , d ź w ię k ó w . A p rz e d e w s z y s t­ kiem za zn a c zy się tą w y ra z isto ś c ią r y ­ sów, w k tó ryc h c zy teln ik dostrzega o b li­ cze w e w n ę tr z n e j p r a w d y życia.

R e a liz m fo r m y jest tu w ię c r e a li­ zm em p r a w d y w e w n ę trz n ej, b ez w zględu na jej naturalistyczny c z y m istyczn y cha­ rakter, W e ź m y p ie rw s z e z b rzegu p r z y ­ k ła d y na dow ód, że tak się już dzieje. A w i ę c w poezji, u ta k ie go L e ch o n ia — liry k a w y ra ż a się e p ic k ą plastyką, u T u ­ wim a — namiętną, d ram atyczn ą akcją, u S łon im skiego — n a p rze k ó r d rw ią ce j masce — p a te ty c z n ą i r z e w n ą prostotą uczuć, W dramacie — realistą w p rost k lasyczn ym jest St, I, W i t k i e w i c z , w p o ­ w ie ś c i — n ie w ą t p liw ie n ajw ybitn iejszy pisarz p okolen ia, K a d en -B a n d ro w s k i, Że ci i inni, k tó ry c h nie wym ieniam , już coś k on k re tn eg o zro b ili (c h o ć b y to b y ła od­ skocznia dla jeszcze m łodszych), — d o ­ w o d e m znamiennym jest z le k k a p o g a r ­ d l i w y i k r y t y c z n y stosunek tych m ło d ­ szych, tak c h a ra k te ry s ty cz n y w p os ta­ w ie ro zw ija ją c y c h się indyw id ualn ości do już ro zw in ięty ch .

N a m ię tn a w o l a o pa n ow an ia p o ­ wszechn ości istnienia jest — jak się r z e ­ k ło — w o l ą najściślejszej in d y w id u a liz a ­ cji p rze ży ć , dążeniem do p rzesadnej n ie ­ mal p re c y z y jn o ś c i obrazu, w y r ż n ię te g o z kam iennego bloku o ta czającej i tk w ią c e j w nas materji. C z y ż nie z te go źród ła w y r o s ł y w s zy stk ie kierunki, jak kubizm, form izm i t, p.? N a o g ó ł jednak zd e g en e - ro w a n e z o s t a ły p rze ro stem dyda ktyk i, k tó rą zm uszone b y ł y się karm ić w b ra ­ ku, w darem nem o czek iw a n iu ż y w o tn y c h s o k ó w t w ó r c z e g o genjuszu. G d y ta k i ge-

njusz się z ja w i — nastąpi scalenie w y ­ cień czającej ro zb ieżn o ści w mocną, syn­ te ty c z n ą jedność, a jedn ocześn ie nastąpi zb ratan ie te g o n o w e g o w ie r z c h o łk a z łańcuchem p o p rz e d za ją c y c h go s z c z y t ó w literatury. W ie lk a tw ó r c z o ś ć za w s z e jest pełna ducha tradycji. G enjaln ie w y r a ż o ­ na istota w spółczesn ości, skupiając w s z y ­ stkie p ierw ia s tk i przyszłości, musi być, c h o ć b y nieśw iadom ie, naw iąza n iem z da- wnością, b e z k tó re j o w a p rzyszło ść b ę ­ dzie „ m e t a fi z y c z n e m " spojrzeniem ślep­

ca. P rz e s z ło ś ć i p rzys zło ść za w s z e są p e ­ w n ą fo rm ą teraźniejszości, jej kon ra do - w e m u sk rzyd leniem w w a lc e o p ra w a m iljonów.

L ite ra tu r a d oc h o d zi do takiej o b ję ­ tości i dynam iki je d yn ie p rz e z realizm form y, d zię k i k tó re j p o e t y c k i ś w iat du­ cha b ę d z ie ciągle o dm ien n y i ciągle ten sam. L e o n P o m iro w s k i.

Rok III

Kronika ilustrowana

P R Z Y J A C IE L E A N D R Z E J A G ID E 'A portret J. E. Blanche H R A B I N A DE N O A I L L E S portret Zuloagi G E R H A R T H A U P T M A N N N A P P Ó B IE S W E G O N A J N O W S Z E G O D R A M A T U p. t. .V E L A N D 4 w H A M B U R G U S A L O N W M I E S Z K A N I U C L A U D E F A R R E R E A

(2)

Nasz francuski przyjaciel o Reymoncie

Ż yje w za p a d ły m k ą c ie Fra n cji c z ł o ­ w ie k , dla k tó r e g o m o w a polska nie ma tajemnic: Francuz, k tó re g o ulubioną r o z ­ r y w k ą jest o t w o r z y ć sobie do poduszki jakiś to m ik S zy m o n o w ic za , Zim orow icza... C z y w ie lu jest P o la k ó w , o bcujących tak p ou fale z polskim humanizmem? T e n Fran cu z — to P a w e ł Cazin, ś w ie tn y tłu­ m acz „ P s jm ię tn ik ó w " Paska, „ P o d f i l ip - s k ie g o ", ksią żk i A s k e n a z e g o o księciu J ó z e fi e i w ie lu innych. W ostatnich la ­ tach Cazin za pom n ia ł o nas trochę; co- p ra w d a nie pom yślan o o tern, a b y w y ­ z y sk a ć w y j ą t k o w e jego w arunki dla p ro

-P A U L C A Z I N rysunek E. G. Custres

p ago w a n ia p olskiej lite ra tu ry w e F r a n ­ cji, stosunki zaś w y d a w n i c z e są tam trudne. Z re s ztą p rzys zła w ś ró d te g o w o j ­ na, i — r z e c z o s o b liw a — w łaśn ie w o- k op ach nagrodził się w P a w l e Cazin o r y ­ ginalny pisarz francuski, c z ł o w i e k w i e l ­ k ie g o serca i subtelny artysta. Pisana na b iw a k a c h książka jego „H um apista na w o j n i e " odrazu z w r ó c i ł a naó uw agę i uzyskała (jak p óźn iej p r z e k ła d ,,P a ­ m i ę t n i k ó w ” Paska) n agrod ę A k a d e m ji: p o tem p rz y s z e d ł ś liczn y „D e ca d i, c z y li p o b o żn e d z i e c i ę c t w o " i inne. A l e Cazin jest c z ło w ie k ie m , k t ó r y stroni od w i e l ­ kich r y n k ó w i ja r m a rk ó w litera ck ich : c i ­ c h y i skromny, n a w y k ł y za m yś lać się nad b ieg ie m zjaw isk ogląd an ych p od k ą ­ tem w ie c zn o śc i, za szył się w s w o im dom- ku w starożytn em Autun, gd zie jego e w a n g e lic z n y tryb ż y c ia zy sk a ł mu p r z y ­ jacielsk o - ż a r t o b l i w y p rzy d o m e k , „ l e bien h eu reux P a u l", On sam lubi się cza)- sem tak p od p isyw ać .

Cazin, k t ó r y parę lat s pędził w P o l ­ sce, l i c z y w niej w ie lu p rzy ja ció ł. K s i ą ż ­ k a jego „ D ć c a d : " p o p rz e d z o n a jest ś lic z ­ ną p rze d m o w ą , w k tó re j o fia ro w u je ją hr. E d w a r d o w i R aczyń skiem u . A l e c z ł o ­ w i e k i e m w P o ls c e , k tó r e g o s zc ze gó ln ie k oc h a ł i uw ielbiał, b y ł W ł a d y s ł a w R e y ­ mont. T łu m a c z y ł jego „ S p r a w i e d l i w i e " . K i e d y d oszła do Fra n cji w ie ś ć o śmierci R ey m o n ta , Cazin p o ś w ię c ił zgasłemu p i ­ s a rz o w i p ię k n e w sp om n ien ie w ,,R e v u e Ca|tholique". Z e w spom nien ia te go w y j ­ m u jem y g łó w n e ustępy.

J ak zim no jest w naszem starem A u tu n dziś po południu, 6 stycznia. Jak zim no i jak p ięk n ie! W y c h o d z ę k a w a łe k w p o le , ab y skorzystać z ostatnich g o ­ dzin dnia. I, w o b e c te go p rzepych u z i ­ my, na;wiedza mnie w sp om n ien ie R e y ­ monta, od k tó r e g o o cz e k u ję listu. P o l ­ ska zim a staje p rze d memi oczami, i s tro ­ nice n ie z ró w n a n e g o mistrza, k tó re g o p a ­ le ta znała w s z y s t k ie k o l o r y p ó r roku, ś p ie w a ją w mej pamięci...

A l e słońce się chowaf; w ra c a m z z i ę b ­ nięty, ab y p r z e c z y t a ć dzienniki p r z y k o ­ minku. P r z y p a d k ie m o c z y m oje padają na t r z y w ie r s z e „ostatnich w ia d o m o ś c i" w „ D e b a t a c h " : „ W a r s z a w a , 5 grudniai. P isarz polsk i W ł a d y s ł a w R e y m o n t , lau­ reat n a g r o d y N o b la , zm a rł tej n o c y " .

R e y m o n t uma^ł! W o d m ę c ie zd u m ie ­ nia i żalu z a p y tu ję sam siebie, jak on m ó gł umrzeć, ten c z ło w ie k , k t ó r y — w i e ­ d ziałem o tem — b y ł nad gro b em od lat

P i e r w s z e sło w o , jakie mi rzek ł, k i e d y go w id z ia łe m ostatni raz w kwietniu, w P aryżu , d ź w i ę c z y mi w uszafch: „ P a ­ n ie P a w le , d la c ze g o niem a sposobu ż y ć ? " .,. W i d z ę go w p okoju h o t e lo w y m k o ł o M a d e le in e , jak zdyszany, w y c z e r ­ pany, c h w y t a ją c y p o w i e t r z e jak ryba w y c ią g n ię t a z w o d y , trzym a długo moje r ę c e w swoich. S z e r o k o o tw a r t e o c z y ćmią się łzami, „ P a n ie P a w le , d lac ze go niem a sposobu ż y ć ? “ „,

A c a ły P a r y ż go fe t o w a ł. W s z y s t k ie pisma r o z b r z m i e w a ł y jego nazwiskiem . N a stole u n iego p ię t r z y ł się stos e g z e m ­ p la rz y p ię k n e g o przekłaidu „ C h ł o p ó w " Fra n ck a L, Schoell. O m a w ia ł ze mną in n e p ro jek ty , miał ich „ c a ł e g ó r y " . D la ­ c z e g o niem a sposobu ż y ć ?

A l e z a l e d w i e mam dziś czas m yśleć 0 tem w s zy stk ie m : już p r z y c h o d z ą d e ­ pesze, żądają, a b ym pisał o jego życiu 1 d ziele.

M a ł a to r z e c z w tej w ie l k ie j ża ło b ie artyk u ł literacki. Inni, le p ie j p o w i a d o ­ mieni, spiszą jego ży cie . Zn ajd zie się ono p oś ró d n a jciek aw szych , najbardziej znamiennych, n ajbardziej ludzkich „ ż y ­ w o t ó w zn am ien itych m ę ż ó w " , k tó r e z a ­ c h w y c a ją i uczą- D z i e ł o je go n a le ż y do skarbca ludzkości. W a r t o jest nauczyć się p o ls k ie g o język a, a b y je zrozu m ie ć i s m ak o w ać w catłej pełni.

P r z y j d z i e czas na zro b ie n ie je go in­ wen tarza, F izjog n o m ja t w ó r c y zarysuje się pom ału na w y ż y n a c h d u c h o w ego świata, podczajs g d y d zie ło b ę d z ie w ie ś ć dalej s w o je tajem nicze d ziałanie w g ł ę ­ binach życia, W tej c h w ili w ie m ty lk o jedno: to że le gł w trumnie ten b ard zo drogi p rzyja ciel, k t ó r y mnie k r z e p ił s w o im p r z y k ła d e m i s w o jem sercem, że

już nie o dd ych a ten tw ó rca , k t ó r y umia;ł o ż y w i ć swoim tc hem ty le istot, ż e padł na s w o im za gon ie jak stary B o ry n a z L i p ­ ców , ten n iez n u żo n y siewca.

P o z n a liś m y się w r, 1907 w Paryżu. T e n s ła w n y już pisarz, k tó r e g o książki c z y t a je m z p o d ziw e m , z r o b ił na mnie odrazu w r a ż e n ie d ob re go c z ło w ie k a . K o ­ chał F ra n c ję i Francuzów- R o z u m ia ł b a r­ d zo d ob rze nasz ję zyk , ale m ó w ił nim z trudem. Francuz u m ieją cy po polsku musiał się spotk ać z ż y c z li w e m p r z y j ę ­ ciem.

N a jd a w n ie js z y list od R eym on ta , jaki znajduję w m oich papierach, p r z e r z u c a ­ jąc je pośpiesznie, d a to w a n y jest z Z a ­ kopan ego, 7 lu ty 1910- P r o p o n o w a ł mi, ab ym p r z e ł o ż y ł jego n o w e lę o okrucień- ! s tw ie pruskich n au czycieli. Z a p o w ia d a ł swój przyjazd.

„ P r z y b ę d z i e m y w maju i m am y n a ­ d zieję zostać całe lato gdzieś nad o c e a ­ nem, a m o że c a łą zim ę w Paryżu, T e m bardziej, że za biera m się do w ie lk ie j p r a c y historycznej. M a m zam iar napisać c a ły c y k l p o w ie ś c i z d z ie jó w naszych ostatnich powstali, Że zaś czuję się w P a ry ż u najlepiej i d o b rz e mi się tam pracuje, zostanę tam jak n ajd łu żej".

U jr z a łe m go w istocie w tym Paryżu, w k tó r y m czuł się tak dobrze. Z d r o w i e jego, k tó r e już za c z y n a ło się psuć, w y ­ m agało w ie l k ie j ostrożności. P isa ł „ R o k 1794". S p o ty k a liś m y się w B ib ljo te c e P o ls k ie j p r z y Quais d ’Orleans, W i d z ę go, jak rzuca p ap iero s a nim w e jd zie , o b e j­ mując r ó w n o c z e ś n ie w z g a r d liw y m gestem c ałe to miapto k siążek: „ S p a lić to w s z y s t k o ! " A l e ró w n o c ze ś n ie o c z y jego ś m iały się za binoklami. C zęs to b o w ie m zd a rza ło się nam k łó c ić z p o w o d u k sią­ żek. O n mi zarzucał, ż e za dużo c z y ­ tam, a n ied ość piszę. A l e z drugiej stro­ ny, k i e d y mu o d d a w a łe m cześć za to, że w s z y s tk o w y d o b y w a „ z e sw o ich trze- w i ó w " , jak p o w ia d a nasz L a Bru yere, że ma ty lk o s w o ją g ł o w ę i sw o ich d w o je oczu, k i e d y o k reś la łem „ C h ł o p ó w " jako h o m e r y c k ie d z ie ło c z ło w ie k a , k tó r y n igd y nie c z y ta ł H om era, trzeba go b y ło słyszeć, jak się o k r z y k iw a ł!

C z y ta ł H o m e ra i w i e le innych r z e ­ czy. C zem u ż nie z a n o t o w a łe m lub nie za p a m ię ta łe m w s zy stk ie go , co się na ten tem at m ó w ił o w gafwędach m ię d z y w ą t ­ łym sn y ce rze m m e d a ljo n ó w a tym m i­ strzem o k r z e p k ie j garści, ty m p o tę ż n y m m alarzem fresk ów .

J e g o tr o s k liw a i czuła p rz y ja ź ń t o w a ­ r z y s z y ła mi p rz e z c a łą w ojn ę, A l e pod k o n ie c r, 1924 na mnie przyszła; k o le j się n iep o k o ić . N a sza k orespo n d en cja p rzy b ra ła ż y w s z e tem p o z p o w o d u spraw w y d a w n ic z y c h , 29 grudnia pisał do mnie z N iz z y :

„ C h o r o b a moja, k tó ra w l e c z e się od la,t, p rzech o d zi, zd aje się, w stan c h ro ­ niczny. B ron ię się jak mogę, w a lc z ę , ale sił za cz yn a mi braknąć. Z m o ż e mnie w końcu. L e k a r z e w y s ła li mnie na p o ­ łudnie. S ie d z ę t e d y w N i z z y na słońcu, c ze k a ją c aż mi się p ole p szy. Jak pap myśli, c z y się p o le p s z y ? O d d w ó c h lat p ra w ie nic nie zrob iłem , nie m iałem sił. T e r a z d o p ie ro p rz y c h o d z ę do siebie, chcę zabrać się z n ó w do pisania, z w ła s z c z a że ma(m g ó r y p r o j e k t ó w i że chciałbym jeszcze napisać coś d o b re g o p rze d śm iercią".

Z a pro siliśm y go, a b y p r z y je c h a ł o d ­ p o c z ą ć w naszych górach, w M o r v a n .

O p o w i e d z i a ł mi z N iz z y , 18 stycznia;. „ G d y b y mi b y ło lepiej, p rz y je c h a ł­ bym, nie ty lk o aby sobie napaść serce wami, ale ab y napaść o c z y w ą s z y m p i ę k ­ n ym krajem. N ie s te ty , mimo że mam się lepiej i mąm n adzieję, ż e do w io s n y z d r o w i e p o p r a w i się jeszcze, nie w i e ­ rzę, abym, n a w e t p r z y w s ze lk ich ostroż- nościach, miał d osyć sił, a b y się puścić na p ro w in cję . J a k ż e mi żal. O to stra­

cona sposobność poznania je szcze kar w a łk a Francji, A l e c ó ż robić. Mus.

„ O t r z y m a łe m „ L a R e v u e B l e u e " i tę w sp an iałą „ V i e C a th o liq u e ". T ak , m ó ­ w i ę to o tw a rc ie, jestem w ie r z ą c y m i k a ­ tolikiem . N i e k r y ję się z tem i nie r o ­ zu m iałbym n aw et, dla jakich p rzy c zy n m ia ło b y się k r y ć s w o ją w ia rę p rz e d ludźmi, Z ra dością w id zę , że pan służy ż a r liw ie tej sprawie, Czasy, k tó r e p r z e ­ ż y w a m y , zasmucają mnie, i b oję się g o r ­ szych, ale n ad zieja m oja w tem, że m o że ja ich nie doczek am ",,.

P r a c o w a ł ciągle i nie p r z e s t a w a ł z a ­ chęcać mnie do pra/cy. J ego n ajw ięk sza o b a w a w d ob ie n ie s z c z ę ś liw e g o w y p a d ­ ku, k t ó r y omal mnie nie za b ił w maju, b y ło to, że mi to p rz e s z k o d z i pracow ać. Pisa ł mi o tem z sanatorjum w Poznaniu, g d zie się le cz y ł. U r o c z y s t o ś c i n a ro d o w e , w y d a n e na jego cześć, n a d w e r ę ż y ł y (p i­ sał mi) jego z d ro w ie . S ła w a zu żyła osta­ te c zn ie to w i e l k ie serce.

P o s ła łe m mu mój portret. P o d z i ę k o ­ w a ł mi 15 września, upewniając mnie, że ucałować go, in effigie, w oba p oliczki.

T o b y ł jego ostatni list. P is z e mi, że p o w in ie n e m p ra c o w a ć i d la c ze go p o w i ­ nienem p rac o w ać . O g ło s z ę go później, k i e d y się o k a ż ę godny, R e y m o n c ie , tw e j ufności i przyjaźni.

R z u c iłe m na tw o ją trumnę tych k ilka w spom nień osobistych, a b y p ok azać, jak k och ałeś Francję,

P a w e ł Cazin.

Portret ukraiński

Z o k a zji w y s ta w y p o rtre tó w , u rzą d zo ­ nej n ied a w n o w e W szech u k raiń sk iem M u ­ zeum H is to ry c zn e m im, T a ra sa S z e w ­ c ze n k i w K ijo w ie , u k azała się o zd o b n ie w y d a n a k sią żk a ilu strow an a w język u ukraińskim p, t. „U k ra in s k ij p o rtrie t X V I I — X X w " p ió ra k u s to szó w te g o ż mu­ zeum i zn anych h is to ry k ó w sztuki, D a- n iła S zc ze rb a k iw s k ie g o i F id e ra Ernst.

P ra c a ta z e w szech m iar zasługuje na u w agę jako p ie rw s z a p ró b a u jęcia w je d ­ ną c a łość h isto rji p o rtre tu na U k ra in ie, a nas s zc ze g ó ln ie z a in te re s o w a ć pow inna, g d y ż w ró żn ych k ieru n kach zah acza o sztukę i ik o n o g ra fję P olsk i. P o ję c ie „ p o r ­ tretu u k ra iń s k ieg o " a u to ro w ie traktują m o ż liw ie szero k o , w łą c za ją c w n ie p o d o ­ b izn y, w y k o n a n e na te re n ie e tn o g ra fic z ­ nym U k ra in y p rz e z a r ty s tó w m iejsco ­ w y ch oraz obcych , jako te ż p o rtre ty , m a­ lo w a n e na o b c zy źn ie p rz e z a rty s tó w p o ­ c h o d zą cych z U k ra in y ,

„O dw ażny żeglarz" Kaisera.

T re ś ć ś w ie żo w y s ta w io n e j m ło d z ie ń ­ c ze j sztuki K a is e ra p rze d s ta w ia się jak następuje. W p ew n em m ałem m iasteczku m ieszka trzech braci, bied n ych , u d rę c z o ­ nych ludzi. O trzym u ją oni list od ziom ka, k tó r y w z b o g a c ił się w A m e r y c e , z

proś-w rażen ie, że p r z e z proś-w y c ię ż y ł nurtującą go chorob ę. W r a c a do kraju z p ien ięd zm i. W r a z z A m ery k a n in e m w ra c a w ro d zin ­ ne stro n y ta k że Lars, nie chce jedn ak dać się poznać, ab y n ie psuć szczęścia rod zin ie. A l e k ie d y p rzy b y s z sięga po bą, a b y k tó ry ś z nich o p ro m ien ił jego ( je go żonę, dom niem aną w d o w ę , Lars,

S C E N A Z P R Z E D S T A W I E N I A W D R E Z M E

H H O L L P E I N :

Portret Feliksa Sobańskiego (1848)

W y r a ź n e określen ie p o ję c ia n a r o d o ­ w o ś ci w t w ó r c z o ś c i artystyczn ej i p r z e ­ p r o w a d z e n ie ścisłych w tej d ziedzin ie granic m ię d z y jednym a drugim narod em w krajach z ludnością etn iczn ie m iesza­ ną n a l e ż y do zagad n ień b ard zo z a w iły c h i trudnych do rozstrzygania, z w ła s z c z a w naszych czasach w y b u ja łe g o szow in izm u i ostrych waśni n a r o d o w o - p a ń stw o w y ch . N i e mam p rz e to zamiaru spierania się tu z p. Ernstem o słuszność w c iąg an ia do szkicu historji ukaińskiego m alarstwa p o r t r e t o w e g o szeregu artystów , u r o d z o ­ nych copra w d a na U k ra in ie lub W o ł y ń in, l e c z p olskich z p oc h o d zen ia i kultury. W a ż n ie js z e mi się w y d a je z w r ó c e n ie u- w a g i na n azw is k a polskie, z k tó ry c h nie w s z y s t k ie są o góln ie w ia d o m e i w y m i e ­ n ione w słow n ik ach naszych artystów . T a k p. Ernst, o b o k d ob rze znanych K s a ­ w e r e g o K a n ie w s k ie g o , L e o n a rd a S tra ­ szyńskiego, Fra n ciszk a - T e p y i D aniela Penthera, p r z y t a c z a je szcze m ało zn a n e ­ go P o z n a ń c z y k a Jana Simona (1810 — 1870), k t ó r y p on o ć p r a c o w a ł dla L u b o ­ m irskich i P o t o c k ic h i k tó re g o p o r tre t n iezn an ego m ę ż c z y z n y figuruje na w y ­ staw ie k ijow sk iej, oraz p astelistę Barań­ skiego (1830— 1875), ro d em z W o ły n ia , Z a u to ró w p olskich na w y s t a w i e n a le ż y p o ­ za te m je sc zz e w s k a za ć na P ro s p e r a G o r- skiego ( „ K o z a k " , m a lo w a n y gw aszem , r. 1839), R. C h e p ia ck ieg o (p ortre t P aulin y Sobańskiej, m a lo w a n y w O d esie w r. 1849), oraz na p o d o b iz n y p ę d zla b ardziej znanych Jana C iąglińskiego i W ła d y s ł a w a G olim sk iego,

Z a r t y s t ó w o b c y c h z a c ie k a w ia p rze- d ew sz y stk ie m d o s k o n a ły p ortre cis ta w i e ­ deński H o llpein , k t ó r y w p o ł o w i e z e s z ł e ­ go stulecia m iał p ra c o w n ię w K i j o w i e i snać c ie s zy ł się dużą w ię k s z o ś c ią w ś ró d ziem ia ństw a p ols k iego na U krainie. N a w y s t a w i e H o llp e in a r e p r e z e n to w a ło aż d zie się ć płócien , w ś ró d k tó ry c h zastana­ w i a ł y p o r tr e ty F e lik s a i A n t o n i n y S o ­ bańskich (1848), L e o n a G iż y c k ie g o , R o z a - lji K am ie ń sk iej i Id ź k o w s k ie g o . M a l o w i ­ dła te s tan ow ią jednak ty lk o część t w ó r ­ c zo śc i austrjackiego m alarza na Ukrainie, p, F, Ernst b o w ie m s k a ta lo g o w a ł aż 28 jego p o r t r e t ó w i o b iecu je ogłosić w k r ó t ­ ce specjalne studjum o tym w c a le nietu­ z in k o w y m artyście, o k tó r y m dość głu­ cho n a w e t w o d p o w ie d n ie j literaturze zachodniej. O b s z e rn y i n ies k oń c zo n y jeszcze „ A l l g e m e i n e s K iin s tle r le x ik o n " T h ie m e - B e c k e r a (Lipsk, Seemann) w p rzedostatn im tom ie p o d a je c op ra w d a krótką, b e z dat n o tatk ę o H o llp e iń ie, ale n a w e t n ie w sp om ina o jego p o b y c ie i p ra ­ cach w Rosji, Z a p o w ie d zia n a monografja p, Ernsta w y p e łn i p rz e to d o t k liw ą lu k ę w ży c io r y s ie te g o artysty. P a w e ł Ettźnger.

N O W O Ś Ć !

STANISŁAW K O T

D Z I E J E W Y C H O W A N I A

P o d r ę c z n i k d la s e m in a r j ó w n a u c z y c ie ls k ic h

,

C E N A Z Ł . 6 50 N A K Ł A D G E B E T H N E R A I W O L F t A N O W O Ś Ć !

MARJA KONOPNICKA

POEZJE

W y d a n ie z u p e łn e , k r y ty c z n e opracował J A N C Z U B E K Tom X ( P A N B A L C E R W B R A Z Y L J I ) C E N A Z Ł S . — N A K Ł A D G E B E T H N E R A l W O L F F A

ostatn ie c h w ile sw oim p rzyja zd em : w za - m ian otrzym a c a ły m ajątek. N a jsta rszy z braci, Lars, udaje się w drogę, ale w ostatn iej ch w ili, na w id o k m orza, opu szcza go odw aga, i p ostan aw ia p o ­ zo sta ć w kraju, D o domu jedn ak nie w raca. T y m c za s e m p a ro w ie c u lega k a ­ ta stro fie, w s z y s c y p a s a że ro w ie giną: „ w d o w a " po L a rsie o p łak u je m ęża, a tym czasem w n o w y m liście A m e r y k a ­ nin donosi, że śm ierć Larsa, k tó r y zgin ął p rze z n iego, w y w a r ła na nim tak w ie lk ie

— W A n g l j i w y d a n o w r. 1925 13.202 książki, o 496 w i ę c e j w p orów n an iu z r, 1924. P r z y r o s t w y k a zu ją u t w o r y dla d z i e ­ ci, p raw o, armja, m arynarka i nauka. S p a d e k cha rak teryzu je sztuki p ięk n e i p o w ieś ć . P o w i e ś c i w y d a n o razem 2.769.

— W e Fra n cji w k oła c h litera ck ich d ysk u to w an a jest s ze ro k o sprawa o b c ią ­ żen ia specjalnym p o d a tk ie m na rz e c z l i ­ t e r a t ó w c zy te lń i w y p o ż y c z a ln i książek, k tó r e ujemnie w p ł y w a j ą na w y s o k o ś ć n a ­ kładu p o s z c z e g ó ln y c h u tw o ró w .

— Jedna z firm w y d a w n ic z y c h w L i p ­ sku u stan ow iła d o ro c zn ą n agrod ę l i t e ­ ra c k ą w w y s o k o ś c i mk. 7.500.

— P a ła c Giustiniani, p r z e z n a c z o n y dla akadem ji w ło sk ie j, dawna sied zib a m a­ sońskiej l o ż y W i e l k i e g o W sch o du , został n a b y ty p rz e z rząd M ussolin iego za 155.000 lirów .

— W ak ad em ji w ło s k ie j liczn ie r e ­ p re z e n to w a n e b ę d z ie duchow ień stw o. M . in. p e w n a jest kandydatura arcybiskupa P izy, kard yn ała M a ffi, znanego ze sw ych prac nau kow ych , do n ied aw n a za c ię te g o p r z e c iw n ik a faszyzmu. M ó w i ą także o p e w n y m w y b it n y m jezuicie, k t ó r y ma zn a leźć się w p ie rw s z y m skład zie ak a­ demji,

— ,,L 'O p in io n “ pisze, z p o w o d u w y ­ boru P a d e r e w s k ie g o , o c z y w iś c ie „ b y ł e g o p re z y d e n ta R z e c z y p o s p o lit e j P o ls k ie j" , do A k a d e m j i Sztuk P ięk n ych , że In sty­ tut staje się p o w o l i P a n te o n e m n a c z e l­ n ik ó w i d aw n ych n a c z e ln ik ó w państw. W tej k a te g o rji n a le żą tu P oin care, M i l le - rand, k ró l w łosk i, k ró l hiszpański, A d o r , M asaryk , k r ó l o w a rumuńska, w r e s zc ie p e w n y jest w najbliższych dniach w y b ó r k róla b elgijs k iego do A k a d e m j i Nauk M o r a ln y c h i P olity c zn y c h .

— T o k j o jest jednem z najbardziej teatraln ych miast świata. W s z y s t k i e t e a ­ try, zburzon e w r, 1923, z o s t a ły już o d ­ b udow ane, p r z y b y w a nadto m n óstw o sal n o w y c h : jedna z nich mieścić b ę d z ie o k o ło trzech ty s ię c y w id z ó w .

— ,,M ercure de F r a n c e " w z n o w i ł w numerze z dn. 15 stycznia b. r. dział p. t. ,,Le sottisier u n iv erse l". Jest l o francuska „ C a m e r a obscura", znacznie obfitsza od naszej.

— W P a ry ż u za c z ą ł w y c h o d z ić d w u ­ m iesięczn ik p. n, ,,Le M anuscrit A u t o - g ra ph e“ , m a ją c y na celu reprod u k cję w fac-sim ile au to g ra fó w i rysunków. Nr. 1 z a w ie r a m. in. fac-sim ile Balzaca, B a rb e y a d A u r e v i l l y , Baudelaire'a, Bour- ges'a, Huga, M allarm e, M e rim e e , R i m ­ bauda, V e rla in e 'a , de Vigny,

— P e w i e n w y d a w c a am erykański w p a d ł na o ry g in a ln y p om ysł re k la m y swoich książek. Z w r ó c i ł m ia n o w icie u w a ­ gę na fakt, że publiczność stołująca się w restauracjach nudzi się p rzew a żn ie, o czek ując p r z e z dłu ższy czas na p r z y ­ g o t o w y w a n i e p otraw , i p o s ta n o w ił z a p e ł ­ nić jej czas: w s z e d ł w porozu m ien ie z w ła ś c icie la m i szeregu restauracyj i na o d w ro tn e j stronie menu k aza ł dru k ow ać jedną ■ stronicę z w y d a w a n y c h p rz e z sie­ b ie pow ieści, najbardziej jednak in te r e ­ sującą i frapującą. U dołu p o d a n y jest tytuł książki, n azw isko w y d a w c y i cena. P o d o b n o reklam a dała dobre rezultaty.

— U k a z a ła się książka Ł u c ji D elaru e- M ardrus o n o w e j św ię te j — T e r e s ie z L i- sieux.

— Rajmund P o in c a re w y d a je d w u t o ­ m o w e d zie ło p. t, „ W służbie Fran cji", W „ L a R e v u e H e b d o m a d a ir e " z dn, 23 stycznia b, r, zn ajdu jem y p o c z ą te k r o z ­ działu p o ś w ię c o n e g o sojuszowi z Rosją, — A n g l j a o b c h o d z ić b ę d zie w r, b. trzech setną ro c zn ic ę urodzin Franciszka Bacona.

w c ią ż n iep ozn an y, o d b y w a z nim zasad ­ n iczą ro zm o w ę, b u d zi w y r z u ty sumienia, osk arżając o p ośred n ie p rzy c zy n ie n ie się do śm ierci rodaka, i d o p ro w a d za do ta ­ k iego stanu, że A m e ry k a n in czuje się s zc zę śliw y , k ie d y n iezn a jo m y ujawnia sw o je p ra w d z iw e n azw isko.

Jak w id zim y , tem at sztu ki jest cha­ ra k te ry s ty c z n y dla K aisera , lubującego się w fabu le sen sacyjn o-b ru k ow ej, u jm o­ w an ej w sposób p a ro d ystyczn y.

—• W P a ry ż u z a c z ę ło w y c h o d z ić n o w e pism o p. n. „ A lb a n ja ", p o ś w ię c o n e ar- ch eo lo gji, h istorji, sztu ce i nauce na B a ł­ kanach.

— L e B a rg y zagra w K o m e d ji F ra n ­ cu skiej T a rtu fe 'a ; b ę d z ie to T a rtu fe su­ ch y i chudy, w b r e w o p is o w i M o lje ra ,

— C h esterto n w y d a ł n ied aw n o k sią ż­ k ę p. t. „ C o b b e tt ". Jest to studjum o ż y ­ jącym p rze d stu la t y n au czycielu i pa- trjo c ie , au torze „R u ra l R id e s " i w y d a w c y „ T w o P e n n y T ra sh ",

— L , P, Curtis z Y a le U n iv e r s ity p r z y ­ go to w u je k ry ty c z n e w y d a n ie lis tó w S te rn e ’a,

— U k a za ła się k siążk a Paula H azard o L a m a rtin e ’ ie.

— J, W , Crutch p om ieszcza w „ A m e ­ rican M e r c u r y " c ie k a w y a rtyk u ł p. t, „ T h e Stran ge Case o f P o e “ , utrzym ując, że P o e gra ł w życiu ro lę w y im a g in o w a ­ n ego b oh a tera sw o ich p o w ieś c i. D o s z e d ł­ s zy do wniosku, że jest o fia rą ira cjo n a l- nych w zruszeń, u s iło w a ł d o w ieś ć jasno­ ści s w o jeg o umysłu w za k re s ie ro zu m o ­ w ania. P o e w y m y ś lił p o w ie ś ć d e te k ty w n ą p oto , ab y n ie oszaleć,

— A m e ry k a n ie p rz e ro b ili na film „O jc a G o r io t" B a lza ca j o b raz n a zyw a się „P a r y ż p o p ó łn o c y ".

— S ze re g d z ie ł Jacka L o n d o n a b ę d zie sfilm ow an ych . „ W ilk m o rs k i" zo s ta ł już w y k o n a n y p rze z R a lfa In ce, o b e c n ie jest w p rzy g o to w a n iu „D o lin a k s ię ż y c a ".

— W w y d a n e j n ied aw n o k sią żc e p, t, „ T h e W r itin g o f F ic tio n " E dith W h a rto n p om ieszcza m, in, in teresu jące u w agi o P ro u s t’ie, Z d an iem E dith W h a rto n

po-w ieś cio p is a rsk i ta len t i tech n iczn a z d o l­ ność P rou sta są n iezró w n a n e — n iep o k o i ją ty lk o b rak „m o ra ł s e u s ib ility " w p e w ­ nych scenach. P rou sta u w aża za s p a d k o ­ b ie rc ę z jedn ej stro n y R a c in e ’ a, — tam g d zie id z ie o p sych o logję, z drugiej zaś — S ain t-S im on a — w dysk u rsyw n em i aneg- d o tyc zn em p rzed sta w ien iu , W k ażd ym ra zie jest to p isarz z d e c y d o w a n ie tra d y - c jon a listyczn y,

— P o ja w iła się k sią żk a R o b e r ta D r e y ­ fusa „M a r c e l P rou st a 17 ans".

— W b, m. u k aże się z e s z y t pisma „T a u d is ", p o ś w ię c o n y c a łk o w ic ie t w ó r ­ czo ści L e o n a B lo y . Znajdą się tam m, in, a rty k u ły C lau dela, M aritain a, G heona, R ictusa, R ach ild e, A u ric a , P o u la ille 'a , i t, d, i t, d,

— „N o u v e lle s L itt e r a ir e s " z dn, 23 styczn ia b. r, p o ś w ię c o n e są p am ięci R e n e B o y le s v e . O zm arłym piszą: H en ri de R egn ier, P au l V a le ry , M a u rice M a rtin du G ard, Jean -L ou is V a u d o y er, M a x im e R e v o n , R o b e r t H on n ert, Jacqu es des Gachons, G e ra rd -G a illy , E dm ond Jalou x.

— C h esterton w y ja ś n ił n ied aw n o g e ­ n ezę s w o jej słynnej p o w ie ś c i p, t. „ C z ło ­ w iek , k tó r y b y ł C z w a rtk ie m ", P o n ie w a ż w z w y k ły m rom ansie d e te k ty w n y m p od p ozo ram i c z ło w ie k a d ob rod u szn ego u k ry ­ w a się z w y k le n ie b e z p ie c z n y p rzestęp ca, p ragn ął on p rz e c iw s ta w ić te j k on c ep c ji c z ło w ie k a na p o z ó r gro źn ego , w gruncie r z e c z y jedn ak w c ie la ją c e g o w s z e lk ie dobro. N ie d z ie lę m ożna u w ażać za u oso­ b ien ie p rz y r o d y w tem, w czem jest ona

odrębn a od B oga, „P o tę ż n a , b u rzliw a, ta ń cząca na sw ych n ie z lic z o n y c h nogach, b ły s zc zą c a o ślep iającem ś w ia tłem sło ń ­ ca,,, w y d a je się na p ie rw s z y rzut oka, że nie tr o s z c z y się ona ani o nas, ani o nasze p ragn ien ia",

— W L o n d y n ie gra ją te ra z dram a­ ty c z n ą p rze ró b k ę „ T h e M an w h o was T h u rs d a y " C hestertona.

— W e lls , za p y ta n y n ied aw n o o sw o je p la n y lite ra c k ie , m iał o d p o w ie d z ie ć , iż z a b ie ra się do pisania p o w ie ś c i z ży cia w ie lk ic h p rze m y s ło w c ó w , F o rd a i C i­ troen a.

— K r y ty k a am erykańska ż y w o in te ­ resuje się ostatn ią p o w ie ś c ią Fran ka S w in n erto n a „ T h e E ld e r S is te r". J est to historja tró jk ą ta m iłosn ego p o m ięd zy d w iem a siostram i a jedn ym m ężczyzn ą. R e c e n z e n t „ N e w - Y o r k T im e s a " zw ra c a u w agę na w p ły w te o rji Freu da, k tó re j „T h e E ld e r S is te r " z a w d z ię c z a o d ręb n y stosunek do m om entu w o li. P o w ie ś ć S w in n erton a łą c z y an alizę p s y c h o lo g ic z­ ną w stylu Jam esa z e z d e c y d o w a n ie o b je k ty w n ą m e to d ą p rzed sta w ien ia .

— L u to w y ze s z y t „L 'E u r o p e ", p o ­ ś w ię c o n y R om ain R o lla n d o w i, z a w i e r a ć

b ę d zie m, in, a rty k u ły B arbusse’ a, D uha­ m ela, F letch era , G o rk ie g o , K a d e n - Ban- d ro w sk iego , Ł u n a cza rsk iego , M o n th e r- lanta, P re z z o lin ie g o , S in claira, T o lle ra , de Unamuna,

— N o w a p o w ie ś ć D au deta n a zy w a się „ L a flam m e et l ’ o m b re".

— U k a z a ła się k sią żk a A , L e p a g e 'a o B laise Cendrars,

— L e o n c e P e r r e t p rzystęp u je do f i l ­ m ow an ia „N a g ie j k o b ie t y " B a ta ille 'a . P o te m za jm ie się „O rlą tk ie m ".

— W B u d a p eszcie w y s ta w io n o w re- ży s e rji M ak sa R ein h a rd ta n o w ą sztu kę M o ln a ra p. t, „ R iv ie r a " ,

— E rn est T o lle r ogłasza w „D as T a - ge b u ch " z dn. 23 s tyczn ia b. r, w s p o ­ m nienia o sw o jem aresztow an iu w r. 1919. — B elgijsk a „ L a N e r v i e " p o ś w ię c a ostatni z e s z y t p o e c ie J a n o w i D om in iqu e.

— N r, 10 m iesięczn ik a „ O r p lid " p o ­ ś w ię c o n y jest W ilh e lm o w i Schm idtbonn. — W p o d rę czn ej e n c y k lo p e d ji M e y e ra , w w ydan iu z r, 1920, zn ajdu jem y na str, 321 ta k ie zd an ie o H ein em : „H e in e , H e n ­ ryk, p o e ta 1797— 56, od 31 w P aryżu ; „K s ię g a p ieś n i", studja h is to ry c z n o -lite ­ ra c k ie i p o lity c z n e p o z b a w i o n e p o w a g i m o r a l n e

z n i ż k i

dla prenumeratorów „Wiadomości Literackich"

T o T o

T Y G O D N I O W Y M A G A Z Y N I L U S T R O W A N Y

POD REDAKCJĄ

J U L J A N A T U W I M A

T R E Ś Ć nr. 1 1 C h a r l i e C h a p l i n w ż y c i u p r y w a t n e m . — Z l o c h ó w S z D i l b e r k u — S t o l at m o d v m ę s k i e j — Z s z e r o k i e g o świ a t a . — N a i w i e k s z y b a r świ a t a . — R e ­ w o l u c j a w C h i n a c h — C u d o w n y koń e g i p s k i e g o s ' t u k m i s t r z a — O p a m i ę t ­ ni k ac h, — M o s k w a a m e r y k a n i z u j e s i ę — P e w n o ś ć i l i c z b a . — G ó r ą c z a r ­ ni! — As . — M a s z y n a d r u k u j ą c a b a n k n o t y k t a n ó w Z j e d n o c z o n y c h . — G a ­ b i n e t o s o b l i w o ś c i — D / i e i e z a p a l n i c z k i — M o t o c y k l i s t a w p ę d z i e . — B a l o n z a p r z ę ż o n y w o r ł v — E f e k t o w n a s z t u k a m a g ' c z n a . — D w a u ś m i e c h y — L i s t p i e r w s z y , z a w i e r a j ą c y i l u s t r a c j ę d o traktatu o k o j a r z e n i a c h ora/- o p i s po e d y n k u m i l j o n e r ó w a m e r y k a ń s k i c h — C u r i o s a s p o r t o w e . — T u t t i - f r u t t i . — O f e n s y w a d z i e n n i k a r z y na B r i a n d a . — N a w i e l k i m p a r o w c u p a s a ż e r s k i m . — T r o c h ę ś mi e c h u . . . — R o z r y w k i . — K o r e s p o n d e n c j a

R ed ak cja i administracja: W arszawa, N o w o g ro d z k a 26,

tel. 70-21, 208-63, 234-65.

N u m e r p o je d y n c z y zł. 1.-

R ed ak cja nie z w ra c a ręk op isów .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rodzina ta opisuje powierzchnię ( tzw. powierzchnię wektorową pola powierzchnię wektorową pola )), która cechuje się tym, że pole jest styczne do niej w każdym

Rozwiązanie ogólne równania quasiliniowego w przypadku funkcji dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Najpierw musimy rozpatrzeć równanie zawierające różniczkę funkcji Mnożąc lewą i prawą stronę przez zero, a następnie skracając formalnie zera w liczniku i mianowniku

Rozwiązywanie zagadnienia początkowego równania quasiliniowego o dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Schemat rozwiązywania równania quasiliniowego można uogólnić na przypadek funkcji zależnej od zmiennych ( ).. Rozpoczniemy od rozwiązywania równania

Jeżeli funkcja jest ciągła i pochodne cząstkowe są ciągłe i ograniczone w gdzie jest zbiorem wypukłym, to funkcja spełnia warunek Lipschitza ze względu na. Istotnie

Aspekt mapowania obiektów CAD na grupy elementów został w podręczniku pominięty ze względu na swoją obszerność i przynależność do pokrewnej (ale innej) tematyki związanej

Aspekt mapowania obiektów CAD na grupy elementów został w podręczniku pominięty ze względu na swoją obszerność i przynależność do pokrewnej (ale innej) tematyki związanej