• Nie Znaleziono Wyników

Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 17 (121), 25 IV

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 17 (121), 25 IV"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Opłata pocztowa uiszczona ryczałtem

A U TO B IO G R A FJA JESIENINA — DRAM AT AMERYKAŃSKI

C e n a

8 0

g r o s z y

WIADOMOŚCI

LITERACKIE

O

D

N

K

O d d z ia ły

Wiadomości Literackich"

w Łodzi, Narutowicza 14

w Paryżu, 123, boul, St.

Germain, Księgarnia

Gebethnera i Wolffa

Cena numeru za granicą

3 fr. franc. (0,15 doi.)

Nr. 17 (121)

Warszawa, Niedziela 25 kwietnia 1926 r.

Rok III

Książka, która wywoła poruszenie

„Zaraza w Grenadzie”

Rzecz o stosunku nowej sztuki do romantyzmu i modernizmu

W n ajbliższych dniach ukaże się w na­ k ła d z ie F. H o e s ic k a książka Jana N e p o ­ mucena M ille r a p. t. „Z a ra z a w G re n a ­ d z i e " (rz ec z o stosunku n o w e j sztuki do romantyzm u i modernizmu w P ols c e). P o ­ niżej d aje m y p r z e d m o w ę autora.

W o b e c p rzytła cz a ją ce j p rz e w a g i „ w p ł y w o l o g j i " , w k tó rą obfitują w s z y s t­ k ie d o c ie k a n ia lite ra ck ie w szystkich m niejszych lub w ię k s z y c h znakom itości n au k o w y ch w P olsce, książka ta, p o z b a ­ w io n a niemal d oszczętn ie te go składnika, m o że się w y d a ć b ezbronna i prostacza. N i e z r a ż o n y jednak p r z e w id y w a n ą z g ó r y o z ię b ło ś c ią a u to rytetó w , w b r e w za ciętej — a często i o s z cz ercz ej — p olem ice, ja­ k ą w y w o ł y w a ł y p e w n e fra gm en ty tej p r a ­ cy, drukow an e „ k ą t e m " w „ P r z e g lą d z ie W a r s z a w s k i m " i w „ W ia d o m o ś c ia c h L i ­ te ra ck ich ", w imię irracjonalnie w y c z u t e ­ go w sobie o b o w ią zk u — w y d a ję tę p ra­ cę, k tóra w e d łu g ambitnej intencji auto­ ra p o w in n a b y się p r z y c z y n ić do u t o r o w a ­ nia drogi n o w e j k o n c e p c j i ż y c i a

p o l s k i e g o ; ,

Z drugiej strony jednak chciałbym z a ­ b e z p ie c z y ć sobie p e w n ą w y ro zu m ia ło ś ć z w o l e n n ik ó w i t w ó r c ó w n o w e j sztuki.

N ie c h a jże t e d y czyteln ik a, za a n g a żo ­ w a n e g o czynnie lub b iern ie w snobistyc^- nem (ach! jak że często) n o w in k a rs tw ie sztuki teraźniejszej, nie z d z iw i zb ytn io ani nie o d s tr ę c z y fakt, iry tu ją cy może, że

v/ tej książce, p o ś w i ę c o n o ; w istocie n o ­

w e j p o e zji w P olsce, tak w i e l e stosunko­ w o miejsca p o ś w ię c a m M i c k i e w i c z o w i i innym „p a s e is ty c z n y m " pisarzom p r z e ­ z w y c ię ż o n e j epoki.

U w a ż a m jednak, że czas z a ró w n o na M i c k i e w i c z a n o w e m i spojrzeć oczam i (jak to sobie obszerniej p o z w o l i m o że autor w innej u czynić książce), jako t e ż sądzę, że najnowsza p oezja polska ro z w ija się na dew szystko' (w b r e w w s ze lk im p o z o ro m w p ł y w ó w obcych ) na fundamencie, ugrun­ to w a n y m p rz e z tego arch itekta życia, k t ó r y skupił w sobie, jak w ognisku so­ c z e w k i, w s zy s tk ie arcyp o lsk ie i arcylu dz- k ie e lem e n ty świata. Pośm iertn e słowa K rasiń sk iego o nim: „ M y w s z y s c y z n ie ­ g o " — m ogą się śmiało zn a leźć na ustach w spółczesn ości.

Sąd zim y nadto, że w b r e w panującej w sferach a u to r y t e t ó w słabości do „ w p ł y ­ w o l o g j i " , p r a w d z iw ie t w ó r c z e m o t y w y w sztuce d ad zą się snadniej1 w y ł o w i ć w ię - c ie rz e m b ezpo śred n iej p o t r z e b y ż y c io w e j — z a ró w n o w „ m ę t n e j" w o d z ie chw ili bieżącej jak i w k la ro w n y c h w od ach „u- s ta łe j" już przeszłości.

T łu m a c zy to jednak z drugiej strony i nasz „ n ie h is to r y c z n y " stosunek do p r z e ­ szłości, k tó ra o ile ży je w teraźniejszości, musi się w y l e g i t y m o w a ć z e s w e g o p ra­ w a do p rzetrw an ia. Jeśli tej p r ó b y p r z e ­ trzym a ć nie zd oła, w b r e w w s ze lk im sen­ tym en tom i trad ycyjn ej tk liw o ś c i trzeba ją odrzucić. N a te m p olega nasze „ ś w i ę ­ t o k r a d z t w o " w stosunku do „P a n a T a ­ deusza".

P o zajęciu n o w e g o stosunku w o b e c dalszych nam już obe c n ie m o t y w ó w t w ó r ­ c z o ś c i M ic k i e w i c z a m o że m y b y ć jednak jednak pewni, że mimo tego p r z e w a r t o ­ ściow an ia nie zm niejszy się w oczach n a ­ szych ty tan iczn a postać p o e ty ; że w mi- t o t w ó r c z y m ge jze rze je go rodnej siły zn a j­ d z ie m y dość kosm icznej w e r w y i m ę sk ie ­ go wigoru, dość n ietleją cy ch wartości, n iep rz ed a w n io n yc h praw d, lub — co naj­ w a żn iejsza — idej, k tó re d o p i e r o t e ­ r a z n ab iorą aktualności, ś w iad cząc o dalszem życiu duchow em p oety.

P om im o k ry ty c z n e g o stosunku w o b e c „ w p ł y w o l o g j i " nie p rz e c z ę bynajmniej, że studja tego typu są k on ieczn e i p o ż y t e c z ­ ne,, T y l k o że k r y ty k t w ó r c z y chętniej ch y­ ba k orzys ta z o w o c ó w tej pracy, niż sam ją uprawia: jest ona n atyle n iecieka w a,

szkolna c z y seminaryjna, mechaniczna,

n atyle p r z y g o t o w a w c z e ty lk o m o że mieć znaczenie. P r z e w a g a zaś tego m o ty w u w naszej k r y t y c e ś w ia d c z y w id o m ie o jej ubóstwie, b ierności i b e z w ła d z ie , o p o d ­ daniu się k ie ru n k o w i najm niejszego o p o ­ ru.

U w z g lę d n ia m y tutaj p o d ł o ż e pasei- styczn e ró w n ie ż z te go względu, że ujmu­ jąc sztukę jako zja w isko ży cia s p o łe c z n e ­ go, sądzimy, że pom yślnie ro zw ija ć się m o gą t y lk o te kierunki, k tó re p ad ają na grunt w y s i ł k u z b i o r o w o ś c i do w y ra z u p e w n y c h form k ształtu jącego1 się życia, Z tego punktu w id ze n ia zaś istotną k w e s t ją b ę d z ie — nie k t o k o g o z a ­ p ł o d n i , k to się p o d d a ł i k i e d y c z y je ­ mu w p ł y w o w i , le c z — c z y a r t y s t a j e s t r z e c z y w i s t y m , c z y z ł u d ­ n y m o b j a w e m t ę s k n o t y t w ó r ­ c z e j z b i o r o w o ś c i w j e j d ą ż e ­ n i u d o n o w y c h , d o s k o n a l s z y c h f o r m ż y c i a . Z te go w zg lę d u sp ra w ­ dzianem sztuki staje się nie r z e c z y w is ta c z y w y im a gin o w a n a oryginalność tw ó r c z a artysty, le c z w y c z u c ie p rze ze ń tętna ż y ­ cia z b io ro w e g o , uniwersalistyczna ś w ia d o ­ mość p o k re w ie ń s tw a z innemi formami bytu, k tó re określają w ie lk o ś ć i trw ało ść jego d z ie jo w e g o rozmachu, p rom ień du­ c h o w ej dosięgalności.

P r z y g o t o w a n y w ię c p rze z p op rzed n ich t w ó r c ó w g r u n t w r a ż l i w o ś c i c z y fot. Brzozowski J A N N E P O M U C E N M IL L E R p o z i o m u t w ó r c z e g o s p o ł e c z e ń ­ s t w a s t a j e s i ę n i e u n i k n i o n ą i n i e z b ę d n ą p o d s t a w ą r o z w a ­ ż a ń , określającą rolę tw ó r c z e j jednostki w danych warunkach ży cia z b io r o w e g o Z te g o punktu w id zen ia M ic k ie w ic z , jako p ierw sza n ajw ybitn iejsza indywidualność tw ó r c z a w P o ls c e w p e rs p e k ty w ie w i e ­ k ów , jest n iety lk o jakimś tam p o e tą r o ­ mantycznym, k t ó r y ż y ł i umarł w e w ł a ­ ściw ym czasie, le c z siłą ż y w ą „ b e z w ł a ­ du lub ruchu jednostajn ego po linji p r o ­ stej", do k tó re j się dodaje n o w e t w ó r ­ c z e p r z y ś p i e s z e n i a .

W y s u w a ją c w tej p r a c y na czo ło p ier­ w ia s tk i u n iw ersalistyczne i ich dzieje w P olsce, nie neguję w c a le p rz e d m io t o ­ w e j w a rto ści c z y n n ik ó w in d y w id u a li­ stycznych. W p o s zc ze g ó ln y c h epokach na tle w a ru n k ó w d z ie jo w y c h chw ili ten c z y ó w czynnik w y su w a się na czoło. R om a n ty z m tedy, modernizm, ekspresjo- nizm w y su w a na czo ło p ierw ia s tk i in d y ­ widualistyczne, o ś w ie c e n io w y zaś k la s y ­ cyzm1, p o z y ty w iz m , kubizm i k on stru kty­ wizm w sztuce najnowszej hołduje uni­ w e rs alizm ow i. P ie rw ia s tk i jednak uni­ w e rs alis tyc zn e nie u n icestw iają b y n a j­ mniej c z y n n ik ó w in dywidualistycznych, le c z je u z u p e ł n i a j ą .

W ksią żce niniejszej za jm o w a ć się b ę d ę niemal w y łą c z n ie o b ja w e m p ie r ­ w ia s t k ó w un iw ersalistycznych w n o w e j sztuce p olskiej: uw ażam b o w iem , że w c h w ili obecnej myśl polska m o że s o ­ bie na ten humanitarny gest w o b e c ś w ia ­ ta p o z w o lić . M o ż e tu c z y ó w d zie, z w i e ­ d zio n y p e r s p e k ty w ą w y ła n ia ją c eg o się n ied o w id u poszu kiw an ego kształtu, w s p o ­ sób zb y t jednostronny, b e z w zg lę d n y , nie- dość p rze d m io to w y , narzucę tę jedną uni- w ersalistyczn ą m ożliw ość, zam yk ając o c z y czasem w p ó ł św iad om ie na inną stronę rzec zy. M o ż e tu c z y ó w d z ie w y d a się to mniej w n ik liw em u c z y bacznemu c z y ­ te ln ik o w i jiakąś je d yn ą fo rm ą irracjonalnej tę s k n o ty lub c e l o w e g o dążenia autora. W s z e lk a próba syntezy, w s ze lk a konstruk­

cja w o g ó le , z natury r z e c z y p ro w a d z i jednak do takich nied ociągn ięć i takiej

jednostronności. Jest to nieunikniony

w y n ik k a żd e g o schematu, k t ó r y nie m o ­ że objąć pełni i b o g a c tw a tę tn ią c e g o ż y ­ cia, N i e są to n ied opa trzen ia w ściśłem s ło w a znaczeniu, g d y ż zdaję sobie w p e ł ­

ni sprawę z tych p o m i n i ę t y c h

m o ż l i w o ś c i : uw ażam je jednak za mniej; a k t u a l n e i dlatego świadom ie usuwam je ze sceny, jak się usuwa p ię k ­ ne n a w et d rze w a z placu, na k tó rym za cz y n a m y b u d o w a ć .

N a w s z e lk i w y p a d e k uprzedzam t e d y zg óry: k a ż d y obraz konkretny, każde

ogn iw o łańcucha niespojone z innem,

k a ż d y z w r o t poszczególn y, k a ż d y „o b r a z p o e t y c k i ” , c h o ć b y najbardziej e fe k t o w n y a czasem irytujący, nie o d g ry w a tu p r z e ­ cież sam p rzez się żadnej roli. W s z y s t k o to w sobie, w y r w a n e z łańcucha p o n o ­ szącej myśli1, jest fałszem i n ie d o r z e c z ­ nością, le cz p ra w d ą s i ę s t a j e w p o ­ toku linji w e w n ę tr z n e g o łożyska, k tó re określić p o w in n o ro z p ły w a ją c e się i n ie ­ istotne je sz cz e same w sobie za rys y k a żd e g o p os zc ze gó ln eg o obrazu. N ie d a r- mo1 p r z e c ie ż „ ś w ię t o k r a d c z e m i" usty p o ­ w o łu ję się tutaj na M ic k i e w i c z a z o k r e ­ su lozańskiegoi.

P o d k reś le n ie t e d y p ie r w ia s tk ó w uni­ w ers alis tyc zn yc h nie ś w ia d c zy w cale, abym nie odczu wał, nie z d a w a ł sobie s p ra w y z roli d z ie jo w e j indywidualizm u w P o ls c e c z y gdzieindziej:. W c h w ili o b e c ­

nej jednak w ażn iejsze jest ujawnienie

nici, sprzęgających c z ł o w ie k a z c z ł o w i e ­ kiem i wszechświatem , niż r o z p ły w a n ie się b e z r e s z ty w przepastnej g łę b i ż y ­ cia in dywidualnego. Z re s ztą postaram się w d zie le te m w y k a zać , że tw ó r c z o ś ć p o l­ ska, n iezale żn ie od naszych sympatyj c z y antypatyj, d o k o n y w a obecnie tej p r z e ł o ­ m o w e j pracy, k tó ra n arazie przynajm niej z a b e zp ie c z a z w y c i ę s t w o czyn n ikom uni- w ersalistyczn ym . Z tego w z g lę d u w y su ­ w a ją się one na c z o ło tych rozw ażań.

Sk reś lo n y poniżej obraz przełomu,

za ch od zącego w um ysło w o ści p olskiej w chw ili obecnej, nie m oże sobie rościć pretensyj do ogarnięcia pełni c z y c a ło ­

kształtu zdarzeń, O m aw iając stosunek

nasz do romantyzm u i modernizmu

w P ols c e, ominęliśm y w ie l e s pra w p o ­ w a żn yc h i ludzi niep rzeciętn ych . U w a ż ­ niejszy jednak c zyteln ik zda sobie ła tw o sprawę, że w y b ó r ten nie jest jednak ta k kap ryśny i1 sw aw olny, ja k b y się z rzu­ tu oka na spis r z e c z y zd a w a ć k o m u k o l­ w i e k mogło. N ie mam bynajmniej ambi- cyj h istoryka literatury — p rzedstaw ien ia całokształtu zja w isk litera ck ich w chw ili bieżącej, charak teryzuję p rze ło m i1 d la­ tego tu i o w d z ie m o że z k arykaturalną w y ra z is to ś c ią p odkreślam p e w n e cechy, św iad om ie zarzucając zasłonę na w s p ó ł ­

istniejące odmienne — chodzi mi b o ­

w ie m o uw yd atn ien ie l i n j i r o z w o ­ j o w e j w sp ółczesn ej myśli polskiej. C z e rw o n ą d ratw ą szyję na tę c z o w e j k a n ­ w i e p r z e le w a ją c y c h się subtelnie p ó ł ­ cieni i p ó łto n ó w , k tó ry c h piękno rom an ­ t y c z n e d yp lo m a tyc zn ie przem ilczam , choć b y łb y m p ełen żałosnego p olito w an ia dla kogoś, c o b y w c a le tego nie w y c z u w a ł. R z e c z ą skrupulatnych i d łu go trw ałych badań b y ł o b y w y p e łn ie n ie tego sche­ matu m yśli ż y w e m mięsem dzieł, dat, ludzi' i p rz e k r o jó w . Z b y t p rę d k o żyjem y, zb y t mało m am y w i e d z y i — co nie naj­ mniejsza — niestety, przestrzennej i c z a ­

sow ej możności, byśm y mogli sami tę

pracę w y ko n ać. P rze k a zu jem y ją innym, bardziej: św iad o m ym rzeczy, w y tr w a ls z y m i godniejszym. Ł u d zim y się jednak, że ta n iep o zo rn a książka — ach tak nie- wołana, tak w y ś w ie c o n a je szcze p rzed p o c z ę c ie m — niejedną s zczerb ę myśli polskiej p o w in n a b y w y p e łn ić , stać się pomostem, .rzuconym tw ard ą r ę k ą te r a ź ­ niejszości na b rze g dokonań przyszłych.

Z a k o ń c zę te uw agi b ezm ała lirycznie. T a książka n iew ielk a (przewidująca skrycie drugą albo trzecią), k tó rą oddaję do rąk czytelnika, w ambicji autora m o ­ że nie b yć zg oła biernym i b e z w ła d n y m obrazem tragicznej szarpaniny n o w o c z e s ­ nego czucia. W y s tę p u je tu o c z y w iś c ie i m o t y w lir y c z n y (jak zres ztą w każdej k ry ty ce ), do czego się jaw nie p rzyzn ać b ę d z ie trzeba. Zdradza ona może, p od osłoną k r y ty k i mniej lub w ię c e j p r z e d ­ m io to w ej, zarys tych w y lą d ó w , o k tó re tak daremnie, b e z e c h o w o , zagłuszony jarmarczną k la k ą p o e ty c k ic h zapasów, z kneb lem na ustach, w straceńczem osa­ motnieniu w a lc z y ł e m w swej poezji. M o ­ że w tej fo r m ie uda mi się p ręd ze j p r z e ­ m ycić tę k on c ep c ję życia, którem u rad- byml z a b e z p ie c z y ć z w y c ię s tw o .

K s ią żk a ta ponadto, ustalając p e w n ą ciągłość ' zjaw isk artystyczn ych na kon- k retn em pod łożu historycznych w arun ­ k ó w życia, p o w in n a b y się p r z y c z y n ić do w z m o że n ia samorodności tw ó r c z e j naro­ du, do ustalenia n iep o d le g łej myśli na w zn iesionym już c o k o le n iep o d le gło śc i państwa.

U znakom itego p o u iieściop isarza

Jahób

Wassermann

W y w i a d w ł a s n y „ W i a d o m o ś c i L i t e r a c k i c h

*» B e r l i n , w kw ietn iu 1926.

Z w y w ia d u tego b ę d zie można mieć t y lk o bardzo n ied o k ład n e p oję c ie o tem, co i jak m ó w ił J a k ó b W assermann w w y ­ godnym gabinecie b erliń skiego „F isch er- V e r l a g ” , W p r z e c iw ie ń s tw ie b o w ie m do ludzi, k t ó r z y piszą tak jak mówią, W a s

-panu idea, c z y te ż jej p rz e d s ta w ie n ie fi­ guralne?

— T o trudno p ow ied zie ć . Stosunek tych r z e c z y do siebie jest p r z e c ie ż w i e l c e n ieo k reślo n y: tw o r z ą one niejasną wizję, coś w rodzaju dalekiej z o rz y polarnej:. P o w ik ła n e , sprzeczne p ierw ia s tk i latami całem i s p o c z y w a ją w mojej psychice,

za-fot. Transocean J A K O B W A S S E R M A N N

sermann m ó w i tak jak pisze: z n am ysłem i starannie w ygła sza zdania, p ra w ie g o t o ­ w e do utrwalenia w druku. O jego kunsz­ cie recytatorsk im mogłam się już p r z e k o ­ nać p o p rz ed n iego w ieczoru, g d y w w i e l ­ kiej, sali parlamentu, p rzepełn io n ej tłu­ mami publicznaści, c zytał s w o je g o „ A d a ­ ma U r b a s a " z cyklu „ D e r unbekannte G ast", T e r a z miałam w rażen ie, że w ie lk i pisarz niem iecki o p o w ia d a mi poprostu całe ustęp y z własnych, d ob rze znanych pow ieści. W o b e c W asserm anna po raz p ie r w s z y odczułam tragizm, k tó r y tk w i w niedopuszczaniu dziś do głosu ludzi um ie­ jących p iękn ie o pow iadać. M o ż e praw dzi- w e m p o w o ła n ie m tego c z ł o w ie k a b y ło nie pisanie książek, lecz op o w iad an ie ich w u w ażnem gronie przyjaciół.

— Jak pan pracuje? — zapytałam,

(B yło mi p rzyk ro, że obcemu c z ł o w i e k o w i zadaję tak zu ch w ałe pytanie, ale na W a s ­ sermannie nie z r o b iło to najmniejszego wrażenia).

— P ro ce s tw o rze n ia jest z b y t zaw iły, ab y go można w kilku słowach w y tłu m a ­ czyć, P isz ę bardzo p o w o li i z w ie l k ą r e ­ gularnością, Na jdłu żej trw a i najtrudniej p rzy c h o d z i mi p o c zą te k opow iadania; czasem zdarza się, że jedną i tę samą p o ­ w ie ś ć zaczynam po kilka razy, zanim o d ­ najdę to, o co mi w ła ś c iw ie idzie. T o też p o c z ą tk o w a jedna piąta część p o w ieś c i zajmuje mi n a o gó ł niemniej czasu niż jej dokończenie, W trakcie pisania c a ł y ma- te rja ł układa się i p orządkuje sam p rzez sięt. A l e naturalnie k on ieczn a jest usta­ w iczn a czujność, k on trola niezupełnie je ­ szcze skrystalizow anej całości, Pisząc coś zm ierzam o c z y w iś c ie do coraz w ię k sz ej d oskonałości stylistycznej. O stateczn ym celem jest dla mnie za w s ze jak najściślej­ sze zespolenie id e i i postaci,

— C z y p rze d e w s zy stk ie m nasuwa się

n'm p rzy b io rą kształt w y ra ź n e j k o n c e p ­ cji, W z b o g a c a ją je p rze ró żn e p rzygod y, c ie k a w e spotkania, r o z m o w y poruszające to, co długo drzem ało p o m ię d z y innemi myślami, „L a u d in " p ow sta ł z bardzo sil­ nego p rz e ż y c ia osobistego. Inne p ow ieści mają źró d ło w losach moich znajomych.

Z b iegiem czasu zmienia się p ie rw o tn y

pomysł, następuje zupełna przemiana

form, przekształceniu ulega k om pozycja postaci.

— C z y b o h a te ro w ie pana p o w ieś c i w z o r o w a n i są na jakichś k on k retn ych m o ­ delach?

— Do p ew n e go stopnia. W y c h o d z ą z ż y w e g o materjału, z jednolitego, o k r e ś lo ­ nego charakteru; A l e ż y w e figury są za mało ty p o w e , a b y dać w y sta rc za ją c y m o d el p ow ieś c iop is arzow i, T o te ż ży cie jest dla mnie ty lk o materjałem, — aby odd ał to, o co mi idzie, muszę łą c zyć w ł a ­ ściw ości, k o m p lik o w a ć rysy, W te n spo­ sób p ow sta ł także „L a u d in ". P r z y t e m trwam za w s ze p r z y zasadzie: niech się sa­ mo robi. Z a ry s y postaci nabierają coraz w ię k szej ostrości i skoncentrow ania — stają się coraz jaśniejsze.

— M yśla ła m nieraz, że stąd m o że p ł y ­ nie cykliczn a tendencja p o w ie ś c i pana. C h arak tery o znaczeniu jak najogóln iej- szem ułatw iają p rz e c ie ż c y k lic z n y układ dzieła.

— C ykliczn ość jest właśnie n a jw a ż­ niejszą cechą tw ó rc z o ś c i epika, P o w i e - ściopisarz pisze jedną książkę po dru­ giej), i m ogą one z e sobą nie m ieć naj­ mniejszego związku. A l e epik komponuje ty lk o cykle, całość jego dzieła stanowi je ­ den w ie lk i cykl, kosmos, odrębny, za m ­ k n ię ty w sobie świat. D lateg o te ż nie je ­ stem z w y k ły m pow ieściop isarzem , ale t w ó r c ą epickim, M o je c y k le p o w ie ś c io w e — to zw a rt e organizmy, odbijające p e ­

w ie n o k reś lo n y stosunek do r z e c z y w i s t o ­ ść:, K a żd a n o w a p o w ie ś ć jest r o z s z e r z e ­ niem tego cyklu, w łą c ze n iem n o w e g o o- gniwa w p ierścień zw iązan yc h wspólną id eą światów,

— C z y np. tr zy n o w e le, składające się na tomik p. t. „S c h w e s te rn ", odrazu p o ­ myślane b y ł y jako je d n o lity c y k l?

— Tak. — W asserm an n uśmiecha się troch ę melancholijnie, ja k b y sobie p r z y ­ p om inał historję daw n o napisanej k siąż­ ki, — „ S c h w e s te r n ” b y ł y odrazu p r o je k ­ to w a n e jako całość. Pisa łem je jako stu­ dja p r z y g o t o w a w c z e do „ K a s p a r Hauser". S zło mi w t e d y o s tw o rz en ie romansu h i­ storycznego, W ła ś c i w i e każda z moich p o ­ w ie ś ci jest stadjum p r z y g o t o w a w c z e m z g ó r y pom yśla n ego dzieła^ „ D e r goldene S p ie g e l1 m ia ło b y ć drogą do w sp ółczesn ej pow ieści. P o napisaniu „ R e n a t y Fu ch s" i „ M o l o c h a " zw ą t p iłe m zupełnie, ż e b y mi się udało s tw o rz y ć p o w ieś ć naszych c z a ­ sów, W z i ą łe m się t e d y do romansu histo­ ry c zn e g o w „ K a s p a r H auser". W p o d o b n y sposób p op rzed n ie p o w ie ś c i s ta n o w iły d rogę do „Christiana W ah n sc h a ffe ".

— C z y można w ie d zie ć, co pan teraz p isze?

— P isz ę n o w ą książkę, o k tó re j treści za w c ze ś n ie jest jeszcze mówić. W k a ż ­ dym ra zie jest to p o w ie ś ć s k o n c e n tro w a ­ na d ok o ła p o tw o rn e j historji mordu sąd o­ w ego; zasadniczym o środkiem o p o w ia d a ­ nia b ę d zie p ro blem at spra w iedliw ości, Są-że i-agcrtlnieme sp ra w ie d liw o ś c i jest tem, co nas najb ardziej w ś w ie cie in te re ­ suje, że jest centralnym punktem w s z e l ­ kich naszych rozw ażań. M o ja n o w a p o ­ w ie ś ć ma dać p rz e c ię c ie w sp ółc ze sn e go świata, jego najistotniejsze linje. P r o b l e ­ m aty religijne b ęd ą s ta n o w iły o charak­ te rz e w ie lk ie g o c y k lic zn e g o eposu, k t ó ­ rego boh aterem jest m ity c z n y Ahasverus. A k c j a tego eposu rozciąga się na dwa tysiące lat.

— A w i ę c p o w ieś ć uważa pan za so­ c ze w k ę, w k tó re j ogniskują się p ro b le m a ­ t y życia w s p ó łc ze s n e g o ? C z y można stąd

wnosić, że przypisuje jej pan naczelne

stanowisko w śród innych r o d z a jó w l i t e ­ rackich?

— Bez w ątpien ia p o w ie ś ć o d g ry w a za naszych c za s ó w tę rolę, jaką w śred­ n io w ieczu o d g r y w a ły misterja. T o te ż ani liryka, ani dramat nie m o że z nią w da-J nym w y p a d k u w y trz y m a ć porównania.

N ie p o d o b n a p rze w id zie ć, jakiemi droga­ mi p ójd zie p o w ie ś ć w p rzyszłości. A l e dzisiaj zm ierza ona do jak n ajw ięk szego zu bożen ia fabuły. Znika w p o w ie ś c i to co b y ło monograficzne, linjowe. Zamiast je d ­ n o lite go rysunku opo w iad an ia p rzych o dzi ro zp ro szen ie się w szczegółach,

— C z y ż b y pan myślał o J o y c e 'i e ? — W ła ś n ie w tej ch w ili miałem na myśli p o w ie ś c i J oyce'a. I Prousta. Proust n ie w ą tp liw ie z a w ie ra dużo cennych e l e ­ m e n tó w życia. A l e zu bożen ie fabuły d o ­ p ro w ad za do granic ostatecznych. M o ż n a zresztą p o w ie d zie ć , że to samo jest i u

Hamsuna. Hamsun p ro w a d z i pod tym

w z g lę d e m zupełnie na b ez d ro ż a : pozorn ie niema w jego p ow ieś c iac h akcji, le cz to tylko złudzen ie: w gruncie r z e c z y snuje on fabułę tak subtelną, że na pierw^szy rzut oka n iepodobna jej w c a le dostrzec. W tem t k w i w ie lk i czar p o w ie ś c i Hamsu­ na. P r z e c iw ie ń s tw e m Prousta jest C olette, k tóra w łaśnie w w y so k im stopniu ma dar c ie k a w e g o opow iadania. U niej niema m o w y o zubożeniu fabuły. C z y pani c z y ­ tała M its ou ? Jak to św ietn ie napisane.

T o, co W asserm ann m ó w i o t w ó r c z o ­ ści swoich w spółczesnych, ma charakter sądu b ard zo g łę b o k o p rzem yślanego. A u ­ tor „ L a u d 'n a " jest p r z e c ie ż ta k ż e auto­ rem te o re ty c zn y c h ro zp ra w o p o w ie ś c i— pisarz, w k tó re g o tw ó rc z o ś c i tak w ie lk ą -rolę o d g ry w a pod św iad om e, jest może n ajw ięk szym dzisiaj z n a w c ą s w o jeg o r z e ­ miosła, I dlatego ro zm o w a o książkach z W asserm annem sprawia tak w ie lk ą p r z y ­ jemność, mimo iż ani na c h w ilę nie z a p o ­ mina on o swoim autorytecie. Sam daje znak do zakoń czen ia wyw iadu. Ch ciałby się jednak czegoś d o w ie d z ie ć o losie s w o ­ ich k siążek w Polsce,

— C z y p olskie tłumaczenia moich

ksią żek są d o b re ? — zapytuje.

N ie w ie m co o d p o w ie d z ie ć , nie mia­ łam n igdy w ręku przekładu p o w ie ś c i Wassermanna,

— Sądzę, że tak, w k ażd ym razie k a ż ­ da n ow a książka pana jest zdarzeniem dla c z y t e ln ik ó w polskich,

— A l e w y d a w c y p ols c y albo źle p ła ­ cą, albo nie p ła cą wcale,

N a tem mniej w ię c e j k o ń c zy się r o z ­

(2)

2

W I A D O M O Ś C I L I T E R A C K I E

Autobiografia Sergjusza Jesienina

Odrodzenie twórczości dramatycznej w Ameryce dzisiejszej

A

A

u

p

■ i

A

K

*

T T

LAMY

A P T V

S T V C Z

HEJ

warszawa

B O Pu ^ Na

K i

sam au tor uznaje ty lk o dramat p. t. ,,W kierunku C a rd iff", ale i inne z p i e r ­ w s zy ch jego d ra m a tó w je d n o ak to w y ch , „m o rs k ic h ", o b jęty ch to m e m z a t y t u ł o w a ­ nym „ N o c k s ię ż y c o w a na K a ra ib a c h ", zasługują na uwagę. W p ie rw s z y m dra­ macie, k tó r y dał tytuł całemu zb io rk o w i, pogardzając t. zw . p os tę p em akcji i b u ­ dow ą, O ’N e ill daje obraz n o c y na stat­ ku h andlow ym , k t ó r y za w in ą ł do je dnego z p o r t ó w wysp Karaibskich. Z a ło ga c z e ­ ka na p orcję rumu i p rzyjem ności; m a­ ryn arze rozm aw iają, a z oddali dolatuje n ostalgiczn y ś p ie w murzyńskich m e lo d yj nuconych p rz e z n iew id z ia ln y c h ś p ie w a ­ ków . Z p rz y b y c ie m rumu i M u rz y n e k za czyn a się zabawa, k tó ra po chw ili p rzerad za się w w a lkę, błysk ają noże, i m ło d szy oficer, p r z y w o ła n y hałasem, p rz e ry w a orgję le d w ie ro zp o czętą. J eden z marynarzy, o ga rn ię ty wspom nieniam i i żalem, p rz e z c a ł y czas trzym a się na stronie, aby p rzed zapadn ięciem k u rty ­ ny uciec z pokładu, nie mogąc dłużej znieść w a b ią c e j z odd ali pieśni i z b ę d ­ nego piękna k s i ę ż y c o w e j nocy.

„ W kierunku C a r d iff" — to jeszcze bardziej ponury obraz śmierci marynarza na p o k ła d zie statku. C a ły dramat ro

z-Z U z-Z A N N A G L A S P E L L

g r y w a się w dialogu p o m ię d z y um iera­ jącym Y a n k ie m a jego p rzy ja c ie le m Dris- collem.

U r o k tych d ra m a tó w nie p o le g a na p o w ie ś c io w e m ich traktowaniu, le c z na n o w y m sposobie techniki te atralnej, gdzie w s zy stk o w ią ż e się w jednym efekcie, mającym s w o je pre- i postludja. D r a ­ mat „ Z a h o r y z o n te m " nie u r z e c z y w is t ­

nia takiej oryginalności i siły, jakie

z a p o w ia d a ły p o p rz e d za ją c e go je d n o ­ ak tó w ki, D o p ie ro w „C esa rzu J o n e s ie " (1920) w s zy s tk o jest n o w e : treść, te c h ­ nika, bohater. „ W i a d o m o ś c i L i t e r a c k i e " d ru k o w a ły już w sw oim czasie stresz­ c ze n ie te j sztuki. O ’N e ill z nieubłaganą lo g ik ą p r z e z w y c i ę ż a tutaj n ie z w y k ł e trudności, dając w ośmiu scenach sw ego dramatu p ra w ie cią g ły monolog, g d yż ty lk o w d w ó c h obrazach w y stęp u ją inne p ró cz g łó w n e g o b ohatera osoby. A l e gd y tę sztukę w i d z i się na scenie, nie m y ­ śli się o jej b u d o w ie i trudnościach, d o ­ znaje się uczucia g o r ą c z k o w e g o , k tó re go odb iciem są ciem ne p ulsow ania m urzyń­ skich tam -tam ów, p r z e r y w a ją c y c h się nagle d op ie ro w c h w ili śmierci Jonesa. S ztukę tę do p e w n e g o stopnia można p o r ó w n a ć z „ T r a g i c z n ą historją d ok tora Fausta" M a r lo w e 'a . S zc ze g ó ln ie j ostatnia scena, w k tó re j Faust ze śm ierteln ym n iep o k o je m ś led zi w s k a z ó w k i zegara, d o ­ b iega ją c eg o p ółn ocy, przyp om in a g o r ą c z ­ k o w e w id ziadła, k tó r e w swem p r z e r a ­ żeniu ogląda Jones<.

N o w a próba r o zw o ju i odm ładzania się in w e n cji dram atycznej 0 ’N e illa — to następny jego dramat „ W ł o c h a t a m ał­ pa". P ubliczność am erykańska naprzód p od d ała się c z a r o w i orygin alnego te m a ­ tu i osób, p óźn iej zrozum iała i ocen iła sym bolizm tej prostej i mocnej sztuki. „ W ł o c h a t a m a łp a " w y w o łu j e w duszy słuchacza g łę b o k ie o d d źw ię k i, stawiając przed oczam i jego zagadnienia „ w s z y s t ­ kich c za s ó w ", specjaln ie jednak n iep o ­ k o ją ce A m e r y k ę .

N a stęp n y dramat — „ A n n a C h ris tie " — to próba odhialow ania banalnego tematu odrod zen ia k o b ie t y upadłej. Ż y w y k o n ­ takt, w jakim p ozostają postacie autora ze z d r o w ą i niezach w ian ą rz e c z y w is t o ś c ią życia i pracy, p o z w o lił mu o d t w o r z y ć ten proces b ez całego z w y k ł e g o aparatu rozczu lających w y rzu tó w .

J e ż e li ż y c ie maluczkich i prostego serca natchnęło 0 ’N e illa do najsilniej­ szych jego rzeczy, je że li Jones („C e sa rz Jones"), Y a n k ( „ W kierunku C a rd iff"), c z y te ż M a t Burkę ( „ A n n a C h ristie") są w d ram acie amerykańskim n o w e m i i mocno oryginalnemu postaciami, — to jednak c ie k a w o ś ć autora n ie ogra niczyła się do jednego ty lk o rodzaju poglądu na ży cie współczesn e. P isz e on ró w n ie ż k o- medje o b y c z a jo w e , jak np. „ K u k ła s ło ­ miana", „ P i e r w s z y c z ł o w ie k " , „ W ę z e ł n ie r o z e r w a ln y " . N a jc ie k a w s z a p od ty m w z g lę d e m jest k om ed ja „ W s z y s c y jesteś­ m y d ziećm i B o g a ", gd zie p oruszon y jest temat m iłości p o m ię d z y czarnym c h ło p ­ cem a b iałą d zie w c zyn ą.

Hatcher Hughes i Zuzannę Glaspell.

Zn aczen ie 0 'N e i l l a p o le g a na tem, że on p ie r w s z y za czerp n ął p ełn ą garścią z d zie d z in y życia „lu d u " am ery k a ń s k ie ­ go; za nim p oszli inni. N i e k t ó r z y z a c z ę li tw o r z y ć r z e c z y ściśle zw ią z a n e z p e w - nemi regjonami. N a l e ż y tu np. H atch er Hughes, k tó re g o dramat „ P ie k ie ln a jazda do n ie b a " dzieje się w ś ró d p rostych i su­ r o w y c h górali K a ro lin y. N ie m ogą b y ć p om inięte także sztuki Zuzanny Glaspell, jak np:, „ D z i e d z i c e " , gd zie poruszona jest kw estja odkupienia m oralnego d z ie d z ic ó w w y rw a n e j Indjanom ziemi.

Sergjusz Jesienin, n a jw yb itn iejs zy w s p ó łc z e s n y liryk rosyjski, jak w ia do m o , w pełni ro zw o ju w ie lk ie g o talentu, n ie o ­ c ze k iw a n ie sam p o ł o ż y ł kres swemu ż y ­ ciu, k tó re się d op ie ro z b liża ło do okresu dojrzałości. N i e m o ż l i w e jest n arazie w y ­ tłum aczenie p rz y c z y n i pobudek, jakie m o g ły skłonić tr z y d z ie s to le tn ie g o poetę, c ies zą ce go się już s ze ro k ie m uznaniem i znaczną popularnością, do ro z p a c z liw e g o kroku w samotnym pokoju h o te lo w y m w Lenin grad zie. O istotnie w ie lk ie j pop u la r­ ności tragiczn ie zgasłego t w ó r c y dobitnie

S E R G J U S Z J E S I E N I N w r. 1925

św ia d c zą o b c h o d y ża łob n e i w ie c z o r y , p o ś w ię c o n e jego pamięci, k tó re stale się o d b y w a ją p r z y n ie z w y k ł y m natłoku pu­ bliczności.

B ą dź co bądź Jesienin dn. 28 grudnia 1925 r. d ziałał nie pod w p ł y w e m c h w i l o ­ w e g o afektu, le c z raczej z namysłu, p ch n ię ty jakąś g łę b o k ą ro z t e r k ą ducho­ wą, k tó re j tło z a le d w ie odgadnąć można i k tó rą p rzy s zło ść m oże k ied yś wyjaśni. Znaczną ro lę w tej ro z t e r c e o d e gra ło n ie z a w o d n ie z e tk n ię c ie się p ry m ity w n e j natury liryc zn e j ze z g ie łk ie m w ie l k o m ie j ­ skim i z z a w iły m splotem stosu n ków s p o ­ łe c zn o - p olityc zn yc h , tak za ostrzon ych w naszej d ob ie na całym ś w iecie, a s z c z e ­ góln ie w Rosji. Ż yc io rys p oety, a ra czej jego au tob iografje w sk azu ją na to w spo­ sób aż nadto w y raźn y .

A u to b io g r a fij takich p osiad am y o b e c ­ nie d w ie. P ie r w s z a p oc h o d zi z czasó w p ob ytu na Z a ch o d zie w r. 1922; b y ła ona w y d ru k o w a n a w język u n iem iec k im w a l­ manachu „ E u ro p a ", w y d a n y m w r, 1924 n akładem firm y p oczd am sk iej G ustaw K iep en h e u e r, Drugi ż y c io ry s w ła s n y J e ­ sienina d op ie ro te ra z w y p ł y n ą ł i od p ie rw s z e g o różn i się w ię k s z ą la k o n ic z n o ­ ścią oraz b rak iem o brob ien ia lite r a c k ie ­ go, P o d a ję go w tłumaczeniu d o s ło w n em b ez ja k ic h k o lw ie k skrótów . A u t o b i o g r a ­ f a ta została napisana dla w y d a w n ic t w a ,

k tó re p óźn iej do skutku nie doszło,

w p ro s t o d rę k i w k aw ia rn i m o s k ie w s k ie j „S ta jn ia P e g a z a " i p o w s ta ła w k r ó t c e po p o w r o c i e Jesienina z d wuletniej p o d r ó ż y zagranicznej w r, 1923, Znam ienne jest, że p o d r ó ż ta p r z e z ca łą n ieo m a l E u ro p ę i A m e r y k ę p ółn o cn ą na t w ó r c z o ś c i p o e t y najmniejszego nie p o z o s ta w iła śladu!

U r o d z ił e m się dn. 4 p aźd ziern ik a 1895 r. Syn chłopa z e w si K on s ta n tin o w a w pow, riazańskim, gub. riazańskiej. D z i e ­ ciństw o p rze s z ło w ś ró d p ó l i stepów.

R o s łe m p od d o z o re m b a b k i i dziadka. Babk a b y ła nabożna i w ł ó c z y ł a mnie po klasztorach, W domu zb ie ra ła w s z y s t ­ kich k a le k ó w , k t ó r z y po wsiach ro s yj­ skich ś p ie w a ją k a n ty c z k i od „ L a z a r a " do „ M i k o ł y " . R o s łe m zu ch w a ły i niep osłusz­ ny, B y łe m zaw a dja ką . D z ia d e k sam n i e ­ ra z k aza ł mi w a lc z y ć , — abym krzepnął. W i e r s z e za cz ą łem układać w cześnie. P o c h o p d a w a ła babka. O p o w ia d a ła bajki. N i e k t ó r e bajki z e z ły m k oń c em nie p o d o ­ b a ł y mi się, i p rze ra b ia łe m je na swój ład. W i e r s z e za cz ą łem pisać, naśladując „c za s tu szk i". W B o ga w ie r z y ł e m mało, D o c e r k w i chodzić nie lubiłem. W domu o tem w ie d zia n o i ab y mnie s kon trolow ać, dawano mi c z te r y k o p ie jk i na prosforę, k tó rą p o w in ien e m b y ł zanosić do p op a za ołtarz. P o p w e d łu g rytuału ro b ił t r z y n a ­ cięcia na p rosforze; za co brał d w ie k o ­ piejki. P ó ź n ie j n au czyłem się sam w y k o ­ n y w a ć tę p ro ce d u rę scyzorykiem', a d w ie k o p ie jk i k ła d łe m do k ies ze n i i szedłem

grać na cmentarzu z chłopcam i w „ b a b ­ k i" . R azu p e w n e g o d ziad e k się d o m y ­ ślił. B y ł skandal, ja u c ie k łem do c iotki w innej w si i nie p o k a z y w a łe m się aż do czasu, g d y mi przebaczono.

U c z y łe m się w in ternacie n a u c z y c ie l­ skim.

W domu chcieli, abym został n a u cz y­ ciele m wiejskim.

G d y mnie oddano do szkoły, strasz­ nie tęskn iłem do b ab ki i pieszo u c ie ­ k łem do dotmu, o d d a lo n e go o sto z g ó ­ rą wiorst, W domu zbesztano mnie i o d ­ w ie z io n o z p ow ro tem .

P o szk ole od szesnastego do s ied em ­ nastego roku ży cia m ieszka łem na wsi. M a ją c lat siedemnaście p oje c h a łe m do M o s k w y i w stą piłem na u n iw ers ytet S z a ­ n iaw skiego. W d zie w ię tn a s tym roku życia dostałem się do Petersb urga p rzejazdem do R e w ia . Z a sz ed łe m do Błoka. B ło k z a ­ znajom ił mnie z G o ro d e c k im , a G o r o d e c - kij z K lu je w y m . W i e r s z e m o je z r o b i ł y duże w rażen ie.

W s z y s t k i e lepsze czasopisma tego czasu (1915) z a c z ę ł y mnie drukować, a jesienią (1915) ukazała się p ierw sza m o ­ ja książka „R a d u n ica ". W i e l e o niej pisa­ no. W s z y s c y jednogłośnie m ówili, że p o ­ siadam talent.

W ie d z i a ł e m o tem le p ie j od innych. P o „ R a d u n i c y " w ypu ściłem „ G o łu - b ień ", „ P r e o b r a ż e n je " , „ S els k ij czaso- s ło w " , „ K liu c z i M a r ji", „ T r ie r ia d n ic a " , „ I s p o w i e d ’ chuligana" i „ P u g a c z o w a " . W k r ó t c e w y jd ą z druku „S tran a n iego- d ia j e w " *) i „ M o s k w a K a b a c k a ja ".

W czasie re w o lu c ji zo sta łem scharak­ t e r y z o w a n y p r z e z T r o c k i e g o jako sym p a­ tyk,

W r, 1916 w z i ę t o mnie do wojska. N a skutek p r o te k c ji pułk. Lom ana, adjutan- ta c es a rzo w e j, uzyska łem sporo ulg. M i e ­ szkałem w Carskiem Siole, n ie d a le k o od Iw a n o w a - R a z u m n i k a 2), N a prośbę L o ­ mana raz jeden c zy ta łe m s w o je w ie rs ze p rzed c esarzo w ą. P o p rze czyta n iu c esa­ r z o w a p o w ie d zia ła , że są ładne, ale b a r ­ dzo smutne. O d p o w ie d z ia łe m , że taka jest cała Rosja. P o w o ł y w a ł e m się na u- bóstw o, klim at i t, d.

R e w o lu c ja zastała mnie na fro n c ie w jednym z b a ta ljo n ó w karnych, do k t ó r e ­ go zosta łem skazany za to, że o d m ó w i ­ łem napisania w ie rs za na cześć cesarza. O d m ó w iłe m po naradzie i szukaniu p o ­ m o c y u Iw a n o w a - Razumnika. P o d c za s re w o lu c ji s am o w o ln ie p o rzu c iłem armję K ere n sk ie g o ; b ę d ą c d e z e rt e r e m w s p ó ł ­ p r a c o w a łe m z eserami nie jako c złon ek partji, lecz jako poeta.

P o ro złam ie partji p o s ze d łe m za l e • w i c ą i w p aździern iku 3) b y łe m w jej b o ­ jów ce. W r a z z s ow ieta m i w y je c h a łe m z P io - trogradu, W M o s k w i e w r, 1918 ze tk n ą łe m się z M arjen hofem , S z e r s z e n ie w ic z e m i Iw - n ie w y m 4). D o jrz e w a ją c a p o trze b a p r z e ­ p ro w a d ze n ia w ż y c ie s iły obrazu p o ­ pchnęła nas do k o n ie cz n o ś c i o p u b lik o ­ wania manifestu „ im a g in is tó w ", B y liś m y inicjatoram i n o w e j f o r m y w sztuce i dłu­ go musieliśmy w a lc z y ć , W czasie naszej w o jn y p rze ch rz ciliś m y ulice na s w o je na­ zw is k a i za m a lo w a liś m y mury klasztoru M ę k i Pańskiej s ło w a m i naszych w i e r ­ szy 5).

W latach 1918— 1922 je źd ziłe m p o R o ­ sji: Murman, S o ło w k i, A rch an g ielsk, T u r ­ kiestan, s te p y kirgizskie, K auk az, Persja, Ukraina, K ry m . — W r. 1922 p ofrunąłem na ae ro p lan ie do K r ó l e w c a 8). O b je c h a ­ łem ca łą E uropę i A m e r y k ę północną.

N a jb a rd ziej jestem z a d o w o l o n y z t e ­ go, że p o w r ó c ił e m do R o s ji s o w ieck iej. Co dalej — zo b ac zym y.

P a w e ł Ettinger.

Zaczątki dramatu amerykańskiego.

W numerze s ty c zn io w y m „ M e r c u r e de F r a n c e " znajdujemy a rtyk u ł p. L e o n ji V illard, k t ó r y d ajem y w obszernem stresz­ czeniu.

D o ostatnich lat — p o w ia d a p, V i l ­ lard — nie b y ło p r a w d z iw e g o p o r o z u ­ mienia p o m ię d z y autorem d ram atyczn ym a p ublicznością amerykańską. A u t o r zb y t rzadko starał się zw ią z a ć sw ą tw ó r c z o ś ć z życiem , k tó re go otaczało, a p u b licz­ ność nie umiała jeszcze żądać od autora obrazu sw oich idej i s w o jeg o c o d zie n n e ­ go życia. K ilk a d zie ł samotnych p o z w a ­ lało p r z e w id y w a ć , co z czasem miał dać teatr amerykański. D o p ie ro jednak od r, 1914 w r a z z n ie b y w a ły m w z ro stem poczu cia n a r o d o w o ś c io w e g o (w zw iązk u z w o jn ą europejską), p ow staje n a r o d o w y teatr amerykański, k tó r y jest takim* w y ­ razem s w o je g o narodu, jak Shakespeare — narodu angielskiego, L o p e z de V e g a — hiszpańskiego, albo w n o w s zyc h czasach S yn ge — irlandzkiego.

H istorją teatru w A m e r y c e jest n ie ­ zm iern ie interesująca; jak emigranci p r z e ­ c h o w y w a li na dnie k u fró w jedw abne ubrania europejskie, k tó re w k ła d a li od

1) C y k l ten d otychczas nie b y ł opu­ b lik o w a n y i ukaże się po raz p i e r w s z y w c z te r o - to m o w e m w ydaniu pośm iertnem u t w o r ó w Jesienina, k tó re w najbliższym czasie w y jd z ie nakładem W y d a w n i c t w a P a ń s t w o w e g o w M o s k w i e (t. I już się ukazał).

2) R o s yjs k i k r y t y k lite ra ck i z obozu radykaln ego.

3) P o d c za s p ow stan ia b o l s z e w i k ó w w r, 1918, z a k o ń c zo n e g o ich z w y c ię s tw e m ,

ł) P o e c i rosyjscy.

5) Istotnie, p e w n e g o poranku p r z e ­ chodnie m o s k ie w s c y mogli zauw ażyć, że na szeregu tablic z nazw am i ulic s to licy n aklejon e b y ł y napisy z n azw iskam i m ł o ­ d ych „im a g in is tó w ", a mury klasztoru „Strastnoj M o n a s t y r’ " p r z y ul. T w e r s k ie j upstrzone — ich wierszam i, co natural­ nie n iem ało narobiło- hałasu,

8) W t o w a r z y s t w ie głośnej ta n cerk i am erykańskiej I z a d o r y Duncan, co zn ow u w i e l k ą w y w o ł a ł o w r z a w ę .

N O W Y Z E S Z Y T

S K A M A N D R A

Z A K W I E C I E Ń 1926 R.

Z A W I E R A

K A Z I M I E R Z W I E R Z Y Ń S K I : G a j A k a d e m o s a . — W Ł A D Y S Ł A W B R O ­ N I E W S K I : Z i o ł a . L is to p a d . — M I E C Z Y S Ł A W J A S T R U N : P o c z ę c ie . * * * . A L E K S A N D E R W A T : B e z r o b o t n y L u c y f e r . - J U L J A N T U W I M : P r z e m i a ­ ny. — A N T O N I S Ł O N I M S K I : S e n A d a m a . U ś m ie c h — J E R Z Y L I E B E R T : A n i o ł żalu. P r ó b y s e rd e c z n e — W Ł A D Y S Ł A W S T E R L I N G : L u n a . — L E O ­ N A R D P O D H O R S K I - O K O Ł Ó W : W o b r o n i e .n o w y c h r y m ó w " . — S E R G J U S Z J E S I E N I N , p r z e ł o ż y ł W Ł A D Y S Ł A W B R O N I E W S K I : P u g a c z o w ( p o e m a t d ra m a ty c z n y , V — V I I ) . O k ł a d k a T A D E U S Z A G R O N O W S K I E G O . C e n a zeszytu zł. 3.— P r e n u m e r a t a wraz z p r z e s y łk ą w s to s u n k u z ł. 8.— k w a r ta ln ie

D la a bon en tów „W ia d o m o ści Litera ck ich " 25

°/<>

zniżki

R e d a k c j a : Z ł o t a 8 m. 5, teł. 132-82

A d m i n i s t r a c j a : B o d u e n a 1 m. 2, teł. 223 04, k o n t o w P. K. O . 8.515

T E O D O R D R E IS E R

święta, mimo że zd aw n a s ta ły się n ie ­ modne, tak teatr am erykański p rz e c h o ­ w y w a ł p rzez czas d łu ższy w ie r s z o w a n e sztuki bohaterskie, z gruntu o b c e życiu am erykańskiemu. P o raz p ie r w s z y zja ­

w ia się typ am erykański w k om ed ji

R o y a l l T y l e r a „ K o n t r a s t y " (1787), w t r z y ­ dzieści lat p óźn iej J. N, B a rk e r w. sztu­ ce „ K s ię ż n ic z k a In d jan " (1808) czerpie te m at z p r z e ż y ć k olon istów .

K u k o ń c o w i X I X w, posiadła A m e r y ­ ka bardzo zręc zn yc h dramaturgów, k t ó ­ rzy naśladując S c r ib e ’ a, Sardou, Dumasa, c z ę s to k ro ć d o r ó w n y w a ją im w m is trz o w ­ skiej b u d o w ie sztuk. N a l e ż ą tu: najstar­ szy z w szystkich Bronson H o w a rd , P e r c y M a c k a y e , C ly d e Fitch, Augustus Thomas,

„W ie lk i r o z d iw ię k “ W . V . M oody.

P i e r w s z ą sztuką o te n d e n cja ch w y ­ bitnie am erykańskich jest „ W i e l k i roz- d ź w i ę k " W . V, M o o d y (1906), Są to d z ie ­ je m ło dej purytanki, która p r z y b y w a na dzik i zach ód i upojona jest s w o b o d ą i ciszą ste p ó w : dusza jej w y r y w a się do w o ln e g o życia. A l e zaraz po p rzy b y c iu s p o ty k a p o d ró żn ic zk ę katastrofa: trzech b a n d y t ó w napada na nią, i n ies zc zę ś liw a k obieta, ab y u ra to w a ć się od śmierci, p r z y r z e k a jednemu z nich, że zostanie jego żoną. T e n p o z b y w a się p ie rw s z e g o to w a r z y s z a przekupstw em , drugiego z a ­ bija w p ojed yn ku i ro z p o c z y n a z o w ą k o b ie t ą n o w e życie. Ż yc ie to nie p r z e d ­ stawia się n azb yt r ó ż o w o , zapatryw an ia obojga na świat są tak różne, że nie m ogą się p ogod zić, mimo iż na pom oc p r z y b y w a im w ie lk a obustronna miłość. Am b ic ja , inicjatyw a, odw aga, siła m ł o ­

dzieńca — pociąga Ruth ku m ę żo w i,

w s zy s tk o jednak psuje w sp om n ien ie o w e ­ go w ie c zo ra , k ie d y mu się sprzedała, Ruth o d je żd ża w końcu do swoich, ale gd y po dłu giem n iew id zen iu spo tyka z n o ­ wu męża, spostrzega, iż w jego życiu jest co najmniej t y l e ż p ra w d y, co w jej purytanizmie, i k o ń c z y sztukę prośbą: „N a u c z mnie ży ć tw o je m życiem , G h e n t !" P o raz p ie r w s z y w y r a ż o n e zo s ta ły w tym u tw o rz e d w ie ten den cje ż y c ia a m ery ka ń ­

skiego. Z jednej strony — ew an gelja

Ruth, ew an gelja p urytańskiego o c z y s z c z e ­ nia p rz e z c ierp ien ie i p o ś w ię c e n ie ; z dru­ giej — e w an ge lja Ghenta: n o w a religja m ocnego czynu, dość silnego nato, aby stał się ź r ó d łe m dobra.

„ W i e l k i r o z d ź w i ę k " z y s k a ł w swoim czasie n ie b y w a ł e p o w o d z e n ie , zajmuje on punkt z w r o t n y w te a t r z e amerykańskim . N ie stety, p rze d w cz es n a śmierć W , V . M o o d y nie p o z w o li ła mu na ro z w in ię c ie w dalszym ciągu w ie lk ie g o talentu.

N a r o d o w y teatr am erykański n aro d ził się z ży cia u n iw ers ytec k ie go . K r z e w i c i e ­ lami tego' ruchu b y li p ro fe s o r literatury dram atyczn ej na u n iw ers ytec ie kolu m b ij­ skim M a tth e w s oraz p ro fe so r B a k e r na u n iw e rs y te c ie w H arw ard, k tó r e g o „ p r a ­ c ow n ia d ram a tyc zn a” b y ła w y lę g a rn ią dla m ło dych ta le n t ó w i skąd te ż w y s z e d ł Eugenjusz O ’N e ill, U n i w e r s y t e t y te p o ­ siadają z a z w y c z a j d oskonałe trupy a k to r­ skie ( „ U n iv e r s it y P la y e r s " ), k tó r e s z c z ę ­ śliw ie n a o g ó ł ry w a lizu ją z trupami p r a w ­ d z iw y c h ak to ró w . O d dwudziestu lat istnieją ta k że o b o k s to w a rzy s ze ń u n iw e r ­ syteck ich p ry w a tn e to w a r z y s t w a dram a­ tyczne. Z a cytu jm y tu „C y g a ń s k i K lu b " w San - Francisco., k t ó r y daje c oroc zn ie p rz e d s ta w ie n ia p od g o łe m niebem.

Teodor Dreiser.

W historji dramatu am erykańskiego

zasługuje b e z w z g lę d n ie na w z m ia n k ę z a ­ pomniany, p o n ie k ą d za ćm ion y p rze z

0 ’N e illa T e o d o r Dreiser. O g ło s ił on w r, 1906 siedem d ram a tó w je d n o a k to ­ w y c h p, t, „ P o r z ą d e k naturalny i n ad­ naturalny", z k tó ryc h n iektóre, jak np. „ D z i e w c z y n a w trum nie" lub „Jasne o k n o ", posiadają b ard zo oryginalne

uję-u tw ó r w ię k s z y o bardziej ro zw in ię te j akcji.

Eugenjusz O ’Neill.

Eugenjusz O ’N e i l l stał się w krótk im czasie sławnym autorem dramatycznym,

E U G E N J U S Z O 'N E I L L

omawia z dyrektorami „Greenwich Village Theatre' swoją nową sztukę „ 7t>e Fountain"

cie problem atu scenicznego, nie mając

m oże ściśle dram atycznej akcji, W r. 1918 D re ise r napisał tragedję w c zte re ch a k ­ tach p. t„ „ R ę k a garncarza", w k tórej poruszył n iezm iern ie b olesny p roblem at

nic jednak w jego m ło do ści nie z a p o w i a ­ dało tej karjery. W p r a w d z i e urod ził się (w r, 1888) jako syn ak tora (Irlan dczyka z pochodzenia), ale p ierw sz e lata ś w ia ­ dom ego życia p o ś w ię c ił najrozmaitszym

„ A N N A C H R I S T I E - dekoracja Hermana Krebana

przestępstwa, p op e łn io n ego p rz e z zd e ge- n er o w a n ą istotę. N a jśw ie tn ie jsz ą częścią tragedji są d w a p ierw sze akty, w k t ó ­ rych matka zbrodniarza, z p oczątk u nie dająca w ia r y p rzestępstw u syna, — p rzy

za w o d o m : b y ł sek retarzem w domu ek s ­ p e d y c y jn y m w N o w y m - Y o r k u , p otem p o ­ szu k iw a czem zło ta w hiszpańskiem H o n ­ duras, p om oc n ik ie m d y re k to ra teatru w ę d ro w n e g o , marynarzem i palaczem

.7H E H A I R y A P E “ W B E R L I N I E

najmniejszej poszlace, god zącej w niego, staje w obron ie d zieck a z m acierzyńsk ą zaciek łością . D w a dalsze ak ty są już t y l ­

ko suchą dyskusją na temat zbrodni.

D re ise ro w i, świetnemu au to ro w i dram a­ t ó w je d n o ak to w y ch , nie starczyło s iły na

o k r ę t o w y m na w o d ac h A tla n ty k u . P o n o w e m tou rn ee aktorskiem i sześcio m ie­ sięcznym p o b y c ie w sanatorjum zapada ostateczna d ecyzja : O ’N e ill zostaje pisa­ rzem dramatycznym.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zakładamy, że układ ma punkt stacjonarny w zerze oraz, że przy macierz linearyzacji ma parę czysto urojonych wartości własnych , natomiast przy — parę zespolonych

Zezwala się na dowolne wykorzystanie treści publikacji pod warunkiem wskazania autorów i Akademii Górniczo-Hutniczej jako autorów oraz podania informacji o licencji tak długo, jak

Rodzina ta opisuje powierzchnię ( tzw. powierzchnię wektorową pola powierzchnię wektorową pola )), która cechuje się tym, że pole jest styczne do niej w każdym

Rozwiązanie ogólne równania quasiliniowego w przypadku funkcji dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Najpierw musimy rozpatrzeć równanie zawierające różniczkę funkcji Mnożąc lewą i prawą stronę przez zero, a następnie skracając formalnie zera w liczniku i mianowniku

Rozwiązywanie zagadnienia początkowego równania quasiliniowego o dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Schemat rozwiązywania równania quasiliniowego można uogólnić na przypadek funkcji zależnej od zmiennych ( ).. Rozpoczniemy od rozwiązywania równania

Funkcja jest rozwiązaniem powyższego równania z warunkiem początkowym Zbadać stabilność w sensie Lapunowa rozwiązania. Na mocy uwagi 1 wystarczy zbadać stabilność