• Nie Znaleziono Wyników

Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 31 (135), 1 VIII

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 31 (135), 1 VIII"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Opłata pocztowa niszczona ryczałtem

C e n a 8 0 g r o s z y

W Y W I A D Y Z T O L L E R E M , J A L O U X i B A L M O N T E M

WIADOMOŚCI

LITERACKIE

t

y

G

O

D

N

I

K

Nr. 31 (1 3 5 )

Warszawa, Niedziela 1 sierpnia 1926 r.

u

Oddziały

u

w Łodzi, Narutowicza 14

w Paryżu, 123, boul. St.

Germain, Księgarnia

Gebethnera i Wolffa

Cena numeru za granicą

3 fr. franc. (0,15 doi.)

Rok III

W i l n o , w lipcu 1926.

J e że li W i ln o ro zw ija p om yślnie swoje tradycje artystyczn e, jeżeli w sp ółczesn a sztuka wileń sk a ma lot w ysok i, jeżeli un iw ersytet w ileń sk i jest tą w y j ą t k o w ą w P o ls c e uczelnią, k tóra posiada w y ­ dział sztuk pięknych, — znaczna w tem zasługa F erd yn an d a R uszczyca, zasługa w znaczeniu sw em o ty le w ie lk a, że jednostkow a, w y s iłk ie m samego R u s z c z y ­ ca osiągnięta.

T a k już się stało, że R uszczyc, w i e ­ d zio n y m iłością dla kraju rodzinnego,

fo t B u łh a k h l R D Y A A N D R U S Z C Z Y C

dla swej ściślejszej ojczyzn y, kierujący się przekonaniam i o kulturalnych w a r ­ tościach regjonalnych, tak tw ó r c z y c h dla całości kultury ogólnej, z a k o ń c z y ł gdzieś na lat kilka p rze d w o jn ą jeden okres swej działalności, p o ś w ię c o n y niejako sztuce czystej — mialarstwu i p e d a g o ­ gice — nauczaniu w S zk o le Sztuk P i ę k ­ nych w W a r s z a w i e i A k a d e m ji Sztuk P ię k n y c h w K r a k o w ie , ro z p o c z ą ł zaś na L itw ie , ziem i rodzinnej, okres n o w y : działalność społeczno-kulturalną i arty- styczn o -prop agan d ow ą.

W p oczą tk ach sw ojej działaln ości malarskiej, k ie d y R u s z c z y c nie b y ł jeszcze znany, został on w p ew n em t o ­ w a r z y s t w ie tak p rze d s ta w io n y przez uprzejm ego gospodarza:

— F e rd yn an d R uszczyc, malarz, ale nie pokojow y,,.

— I p o k o j o w y — odparł n ajspok oj­ niej R u szczyc, tw ie rd z i b o w ie m z całem

F E R D Y N A N D R U S Z C Z Y C rysu n ek Z b i g n ie w a P ro n a s z k i

przekonaniem, iż w s zy stk ie środki i spo­ soby malarstwa, w s zy stk ie jego rodzaje, nie w y łą c z a ją c p o k o jo w e g o właśnie, p o ­ w in n y służyć jednej' w ie lk ie j całości, konstrukcji, k tó r ą uplastycznić, p ok azać um iejętnie i w ła ś c iw ie — to zadanie m a­ larza.

— M o ż e dlatego właśnie jestem p e j­ zażystą, — m ó w i R uszczyc, — g d y ż ujmując obraz natury w p ew n e j chw ili i w jakiejś zam kniętej części, opieram go na całości, w id z ę jego z w i ą z e k z w i e l ­ k ą strukturą c ałok s zta łtu natury; nie w y r y w a m go z ram, w k tó ry c h jako w c a ­ łości za m yk a się. W o g ó l e część zajmu­ je mnie za w s ze jako część p e w n e j ca­ łości.

— T a k te d y — w trącam — ta um ie­ jętność pokazania, c z y nie jest podobna...

T r a d y c j e n a u k i i s z t u k i w W i l n i e

F e r d y n a n d

R u s z c z y c

W y w i a d w ł a s n y „ W i a d o m o ś c i L i t e r a c k i c h

99

— Do um iejętności uw ażnego p a tr z e ­ nia — p r z e r y w a mi R uszczyc. — T e n w y s o k i stopień uw agi — to bodaj nic innego jak zdoln ość i umiejętność p a­ trzenia, nastawienia sw ego w z ro k u na dany p rzedm iot, na c zło w ie k a , na obraz natury... s ło w e m — rozumienie, a stąd um iłowanie i n a jw y żs zy stopień uwagi — miłość.

O k iem tej m iłości objął R uszczyc sw ój kraj rodzinny. N ie opuścił żądnej okazji, — balu, p rzedstaw ien ia te a tra l­ nego, w y s t a w y sztuki ludowej, jubileu­ szu jakiejś znakomitości, — a b y obok celu g łó w n e g o nie p rze m y c ić celu a r t y ­ stycznego. T a k w ię c od drobnych ilu- stracyj na okładkach pism, od a r ty s ty c z ­ nie ozd o b io n yc h p ro gra m ów k o n c e r tó w i t e a t r ó w — p oczynając, p o p rz ez insce­ nizacje w ie lk ic h u t w o r ó w ro m a n ty c z­ nych, na w ielk ich k o m p o zy cja ch d zia ła l­ ności malarskiej) kończąc, — cała jego praca zm ierzała do podniesienia życia 0 kilka ton ów , k tó re stanowi sztuka, w p rze w id yw a n iu , iż p rzy jd zie czas, k i e ­ dy trzeba b ę d zie odetchnąć p ełn ą piersią. P raca ta zjednała mu słuszny tytuł ,.dyktatora a rtys tyc zn e go L i t w y " ,

Z d o b i czasopismo dla m ło d z ie ż y p, t, ,P o b u d k a“ rysunkiem gro ttge ro w s k im z ręką o strzegaw czą, pukającą do k raty w ię z ie n ia n iew oii. W y d a j e w r, 1912 ,,Stare W i l n o " Sm u glew icza z ró w n ie sym b oliczn ym rysunkiem na c z e le — p r z e w r ó c o n ą lam pą oliwną, k op c ąc ą c h w ilo w o , ale za lada oka zją m ogącą strzelić jasnym płomieniem. Inicjuje p ła ­ s k o rz eź b ę - sprzęgę dla o k ład k i do a d re ­ su na jubileusz O rz e s zk o w e j. O bm yśla w e s p ó ł z W a c ł a w e m G izb ert-S tu dn ickim 1 m ecenasem T a d eu szem W r ó b le w s k im oryginalny, n ie p o w s ze d n i dar jubileuszo­ w y dla T adeu sza K o r zo n a : o p raw ia ją w szkatułkę srebrną, p od szkło, cegłę, z w y k ł ą c e g łę z m u ró w un iw ersytetu w i ­ leńskiego — jako r e lik w ję przeszłości, umieszczając w form ie m e d a ljo n ó w na p o k r y w ie szkatułki w izeru n k i L e l e w e l a i jubilata. U r z ą d z a w ie lo m ó w ią c y , sym ­ b o lic z n y obchód gru nwaldzki: pod p o ­ zorem czyjegoś ślubu, b e z p o z w o le n ia policji, k tó r a b y na to nie przystała, z w ie c z o r a p rzeded n ia 2 (15) lipca 1910 r. przystraja w sp an iałe stalle k a te d r y — b a z y lik i wileńskiej^ w purpurę i p r z e ­ ciąga a le ję w a w r z y n ó w , — ksiądz z asy­ stą ro z p o c z y n a mszę, w k a te d r z e W i l n o polskie, w stallach uroczysta, p rzejm u­ jąca pustka,., nie, duchy r y c e r z y grun­ w a ld z k ic h z e b r a ł y się i ś w ię c ą w ie lk ie z w y c ię s tw o . Organizuje w y s t a w ę sztuki ludoweji w W iln ie , w ysu w ając na czo ło charakter polski tej1 sztuki, a p rze to i kraju, p rze z d ob ó r b a rw i u p las ty cz­ nienie cech sw oistych tej sztuki — p o l ­ skich ob o k białoruskich i litewskich. Daje szereg p ierw szo rzędn ych , o rygin a l­ nie pom yślanych inscenizacyj: ,,L ilii W e - n ed y ", „ W a r s z a w i a n k i " , „ N ie b o s k ie j ko- m e d ji" i „ B a lla d y n y ", Inscenizacje swe zastosowuje n iety lk o do skończonych d zie ł sztuki dramatycznej, ale i do jej fragm en tó w i do p oe zy j; inscenizuje też ż y w e o b r a zy — „ S n y o p ię k n ie " ( w e ­ dług p re r a fa e litó w angielskich), upla­ stycznia w iz je M ic k i e w i c z a z „bruku p a ­ ry s k ie g o " i t, d,

— C z y pan dziekan nie zam ierza w ja­ k ie jk o lw ie k form ie w z n o w ić sweji d z ia ­ łalności inscenizatora, w „ R e d u c i e " np„? — Ciągnie mnie ta praca, przyglądam się „ R e d u c ie " , p ozostaję z nią w b li­ skich stosunkach, ale narazie nic k o n ­ k retn ego p o w i e d z i e ć nie mogę. B a rdzo- bym pragnął, aby p ow stała p r z y tu tej­ szych p racow n iach malarskich jakaś scenka eksperym en taln o - inscenizacyjna dla d oś w ia d c ze ń malarskich: w p r a w d z ie już dzisiaj ró w n o rz ę d n ie do tekstu u t w o ­ r ó w dram atycznych i gry a k to r ó w z w r a ­ ca się znaczną uw agę i na ra m y d e k o ­ racyjne, A l e to jeszcze nie jest ta rola re alizato ra w iz ji w teatrze, ram in sce­ nizacyjnych, ujmujących istotę sztuki, o k tó ry c h myślę... zw ła sz cz a w o b e c n o ­ w y c h m ożliw ości, jakie dzisiaj daje o p e ­ ro w a n ie światłem.

„ D y k ta to r ar ty s ty c zn y L i t w y " jest osob ą w W i l n i e nader popularną. J ego mieszkanie, p rz e d wojną, na Zarzeczu nr, 24, w ślicznej, górzystej m ie js c o w o ­ ści, nad W ile jk ą , b y ło znane p ow szech

-k om itości zagraniczn ych i co w a żn ie j­ szych p o d ró żn ik ó w . D z ie ła sztuki, ś w ia d ­ czące tak o p rzeszło ści historycznej jak i o kulturze, n ajm ocn iej p rze m a w ia ją do przekonania i w y o b ra ź n i cudzoziemca. %

v^i,k ' - i* V r

' ‘

* 3 %

. * -

f >4' ‘ ' . * >.f*; ‘' ?

1

"7

-

j

Ś

JK6&

W

F E R D Y N A N D R U S Z C Z Y C p o r t r e t E . L. A r m i t a g e

nie. Tu dyskutowano, obmyślano p o c z y ­ nania artystyczne. R u szczyc jako malarz pejzażysta nie b e z p rz y c z y n y obrał so­ bie tę m iejscow ość dla zamieszkania. Jeden z jego p rz y ja c ió ł m a w iał o w

i-Zaznajamianie to zw iązan e jest z w ie l- kiemi kłopotami. N ie jed e n A n g l i k lub A m ery k a n in , p r z y z w y c z a jo n y do zbytku i kom fortu zagranicznych hoteli i restau- racyj, — w W iln ie z a sk o cz o n y b y w a

f o t . B u ł ba k K o r y t a r z p r z y p ra c o w n ia c h w y d z ia łu sztu k p ię k n y c h w m ura cfr p o b e m a r d y ń s k ic f)

doku z balkonu R uszczyca: „ J e st tu e n c yk lo p e d ja pejzażowa... Chcesz g ó ry — są. Chcesz r z e k ę — jest. Chcesz o b ło k i — są. Chcesz słońce — jest. N ie chcesz t e ­ go w s zy stk ie go — ta k że jest".

Propagan d a R u s zc zy c a w dziedzinie artystycznej1 p olega m, in, na zaznaja­ mianiu z za bytk am i W iln a różnych

zna-„m ło dszo ścią c y w iliz a c y jn ą " w tej d z i e ­ dzinie, D ość p o w ie d z ie ć , że nie k a ż d y hotel w W i l n i e posiada,,, łazie n k ę lub ręczn ik na zaw ołan ie, I o tem musi R u s zc zyc pam iętać i dla ra tow ania h o­ noru miasta o p ie k o w a ć się c u d zo zie m ­ cem od chw ili w y lą d o w a n ia jego na gruncie wileńskim. D z ię k i tej o p ie c e

W iln o w e w szystkich bodaj książkach z p o d r ó ż y po P ols c e znajduje o d p o w ie d ­ nie uw zględnienie.

— C z y w y siłk i pana nie s zły na m ar­ ne w ogólnej atm osferze p e w n e g o uśpie­ nia, cechującego nasze miasto?

— T w o r z y się i pracuje — replikuje R u s zc zyc — dla nieznanego przyjaciela. Bez specjalnej myśli o nim, bez dążenia do w d zię c zn o ś c i i uznania, ó w nieznany p rzy ja cie l p rzyc h o d zi n ie o c z e k iw a n ie i prostą prośbą o radę i w s k a z ó w k ę da sa­ tysfakcję najlepszą i g łę b o k ie p r z e ś w ia d ­ czenie, że o w o c p rac y d ojrzew a. K i e ­ dyś, w kilka lat po p o w r o c ie do W i l ­ na, — ciągnie R uszczyc, — zja w ia się do mnie w ła ś c icie l jednego ze s k le p ó w z prośbą o zao pin jo w a n ie o w artości estetyczn ej ozd o b n ego i bardzo k o s z ­ to w n e g o szyldu. U d a łe m się i z o b a c z y ­ łem g o t o w y szyld z rz eź b io n ą figurą, w y k o n c y p o w a n ą na w z o ra c h w najgor­ szym guście. O dradziłem , podsuwając p ro jek t uproszczony. Pom im o iż koszta tych „ u p ię k s ze ń " b y ł y już p o k r y t e przez o w e g o handlowca, z g o d z ił się na moją

j

opin ję — usunął „upiększenia".., A oto p rzyk ła d bezpośrednich i n ies p o d zie w a - I nych w y cz u w a ń : w czasie prób insceni­ zacji „ L il i i W e n e d y " szukałem efektu ! nieba gw ia źd zis te g o dla sceny nad p o ­ b ojow iskiem . Chcąc uniknąć szab lon o­ w ych i zb y t natrętnych gwiazd, u k a z y ­ wanych na płótnie, um ieściłem lampki za grubo p om alo w a n e m płótnem, skąd, prześw iecając, migotały,... G d y jedna z gw iazd nie chciała się ukazać, ro z le g ł się z ciemnej w id o w n i, w śród ogóln ej ciszy, głos jednego z maszynistów : „ J e s z c z e św iatło nie doszło... czterysta lat".

— Oto, proszę pana, — konkluduje R uszczyc, — c h w ile satysfakcji, k ie d y p rze z o d d z ia ły w a n ie sztuki o d z y w a ją się echa nieznane, niesp od ziew an e.

Dzisiaj, po w ie lk ie j wojnie, R u s zc zyc ma swoje um iłow a n ie specjalne — uni­ wersytet, k tó re go w iz je d aw a ł ro d ak om jeszcze przed wojną, na kilka lat przed jego wspaniałem w s k rze sz en ie m przez Piłsudskiego, jakby w przeczuciu tej w ie lk ie j chw ili. N a długo też p rzed w o j ­ ną m a low ał R u s zc zyc d ek o racje do „ L i l i i W e n e d y " w refek tarzu murów po- bernardyńskich — obecnie salach ma­ larstwa w y d z ia łu sztuk pięknych, W ten sposób s tw o r z y ł n iejako preceden s dla dzisiejszych ć w ic z e ń z zakresu pleinairu i pejzażu,

— W sw o im czasie, g d y ty le k r ą ż y ło p og ło s ek o redukcjach i skreśleniach, m ó w iło się o gro zie lik w id a c ji w y d z ia łu sztuk p ięk n ych uniwersytetu. Co pan dziekan na to?

— B y ła b y to strata n ie p o w e to w a n a . W y d z i a ł sztuk pięk n ych w z n o w i ł w r. 1919, w r a z z w sk rzeszen iem u n iw ers y te ­ tu, n ie w y g a s łą trad ycję uczelni a r ty s ty c z ­ nej, zw iązan ej z un iw ers ytetem i naj- starszeji w P olsce, za p o c zą tk o w a n e j w drugiej p o ł o w ie w. X V I I I z in icja ty w y Stanisława Augusta, jeszcze w czasach istnienia A k a d e m j i Jezuickiej. W u c ze l­ ni teji w y k ła d a li Knakfus i G u c e w ic z — architektury, S m u g lew icz i Rustem — malarstwa, w W i l n i e p o w s ta ło w ó w c z a s ognisko tw ó rc z o ś c i artystyczn ej i nau­ k ow ej, prom ieniującej w p ierw szej ć w i e r ­ ci w, X I X na całą Polsk ę. Skutkiem r o z ­ palenia tego ogniska artystyczn ego p o ­ wstaje k la s ycy zm w ile ń sk i w arch itektu­ rze, szk oła w ileń ska w malarstwie, r e ­ prezen tujące sztukę w ybujałą, silną, p e ł ­ ną w d z ię k u i naturalną. P o z a p ie lę g n o ­ wan iem w ie lk ic h trad ycy j w y d z ia ł ma zadanie kulturalne: chodzi o w y c h o w a ­ nie zastępu artystów , pracujących t e o ­ re ty c zn ie i p ra k tyc zn ie nad utrzy m a­ niem charakteru w ie lk ie j sztuki i w z m o c ­ nieniem jej sw oistych i o dręb n ych cech, o własnej! fizjogn om ji artystycznej. K raj ze zn a ko m item i z a b y tk a m i sztuki w y ­ maga specjalnie ukształcon ych p r a c o w ­ n ik ó w na polu b u d o w n ictw a i m alar­ stwa — p rz e d e w s z y s tk ie m m onum ental­ nego — dla utrzymania ciągłości s w o i ­ stej sztuki i tr a d ycy j dawnych. L u d o w y

p rzem ysł a r tys tyc zn y — o d r ęb n y i c ie ­ k a w y — musi m ieć sw oich zn a w c ów , k tó rz y nim pokierują. W y d z i a ł , mając na oku zadanie p rzy g o to w a n ia zastępu z a ­ w o d o w y c h p r a c o w n ik ó w na n iw ie sztuki polskieji, — analogicznie do w y d ziału l e ­ karskiego, k ształcącego p ra k ty k ó w , — d ą ży do w y k s zta łce n ia ar ty s tó w t w ó r ­ czych w e wszystkich dziedzinach sztuk plastycznych, jak tego w y m aga ją p o t r z e ­ b y życia. P r z y c z e m k ła d z ie m y specjalny nacisk na r o z w ó j umiejętności te c h n ic z­ nej w danej ga łęzi sztuki. Zarazem je­ dnym z g łó w n y c h zadań w ydziału jest

fot. B u łh a k F E R D Y N A N D R U S Z C Z Y C

p r z y g o t o w y w a n ie nauczycieli rysunku dla naszego szkolnictw a. W y d z i a ł nasz s kła­ da się z d w ó ch d zia łó w : 1) architektury i 2) malarstwa, rz e ź b y i sztuki d e k o r a ­ cyjnej, oraz w ty p ie swym zb liżo n y jest do akademji sztuk pięknych. R a z jeszcze podkreślam, — tw ie rd z i z przekonaniem Ruszczyc, — w y d z ia ł ma ogrom n e zn a­ czenie dla kultury kraju i zachowania jego o blicza swoistego...

— Z w ła sz cz a w W iln ie , — wtrącam, — gd zie sztuka ma sw oje trad ycje obok nauki.

— Tak. W W iln ie — m ó w i R uszczyc — sztuka ma sw oje specjalne tradycje. Są to trad ycje nauki i sztuki je d n o c z e ­ śnie. O b o k nauki — jej siostrzyca-sztu- ka g w ia z d nie n azywa, lecz je z r y w a i jako k le jn o ty oprawia. Z szafiru o b ło k b ia ły zgarnia i na ziem ię opuszcza, tę c zę zn ik om ą wstrzym uje i głaska kosmate w ie rz c h o łk i w zgórz. Ona na chuście p

łó-F E R D Y N A N D R U S Z C Z Y C k u k iełk a sz o p k o w a

ciennej przekazuje p rzyszłym pok olen iom ukochanego o blicza piękno. Ona się schyla i p ozio m ą ciężką glinę ulepia, a w zlepkach tych u w idoczn ia to, co w y d a w a ­ ło się n iew ażk ie , nieuchwytne. Ona z k o ­ stek te jże gliny, z kamieni, ze stosów pni ciosanych t w o r z y z r ę b y dla rod zim ego ogniska, dla duszy ludzkiej, miotanej, w zn osi w a r o w n ie — świątynie, a w nich p rzech o w u je echa s ze p tów p o k o leń m i­ nionych i próśb ich tajemnych. W eksta­ zie lub bólu rod zi się ta mowa, i nie słuch, ale w z r o k ją ubiera. P r z e z s o c z e w k ę oka w p ad a s ło w o — m ilczen ie w głąb na­ szej ciemni, na czułą p ły t ę czucia nasze­ go, i tam d op iero głoski sw e kreśli,.,

— T a k a jest sztuka i taka jest m ow a jej — k o ń c z y Ruszczyc.

(2)

2

WIADOMOŚCI LITERACKIE

Ks 31

Dekabrysta Odojeioskii a Polska

U Ernesta Tollera

S w i n n e r t o n

S E R G J U S Z J E S I E N I N

P U G A C Z O W

C e n a zł. 1.80. N a k ła d „ S k a m a n d r a ” .

N i e m y lił się M ic k i e w i c z , g d y w c h w i­ li b olesnego w z g lę d e m R o s ji r o z c z a r o w a ­ nia o d w o ła ł się do p a m ię c i d e k a b r y s tó w w w ierszu ,,Do p r z y ja c ió ł M osk ali".,. J e ­ den t y lk o b łą d uczynił. Z łe w y b r a ł p o ­ stacie. P o p rze lo tn em ze tk n ięc iu się z B e stu żew em -M arlin sk im , nie m iał okazji śledzenia dalszych e w o lu c y j tego c zło

-A I O D O J E W S K I J w e d ł u g sz ty ch u S ie ria k o w a

wieka. A l e w y s t a r c z y poznać b iografię „ w ie s z c z a - ż o łn ie r z a " , ab y się przekon ać, że nie on w in ie n b y ł b y ć w y s t a w io n y ja­ ko p r z e c iw s t a w ie n ie p a n e g iry s tó w ,,w z i ę ­ cia W a r s z a w y " ,

W i ę z i e n i e ostudziło za p a ł r e w o l u c y j ­ n y B estużew a, T rud n o „ p o g o d z e n ie się z r z e c z y w is t o ś c ią " B e s tu ż e w a tr a k to w a ć na tej samej p ła szczyzn ie, co n a w ró ce n ie

K . F . R Y L E J E W

religijne R y le je w a . „ W i e s z c z - ż o ł n ie r z " p rze d i po powstaniu b y ł tym samym literatem - snobem. B y ł ro m a n ty k iem -b y - ronistą. P r z y ó w c ze s n y m o p o z y c y jn y m nastroju ła tw o mu b y ło zapalić się do r e ­ w o lu cyjn yc h p om ysłó w . U r o k p o e ty - b o - hatera R y l e j e w a miał, jak w ie m y, moc sugestywną. Z m y s ło w y , hulaszczy, a na- d ew sz y stk o junacki B e s t u ż e w dla silnych w rażeń, c z y n a w e t dla id ei u c zu cio w o branej, w powstaniu w z ią ł ud ział c z y n ­ ny. A l e p o tem się załamał. O n t o p i e r w s z y za c z ą ł c zyn ić kom pro m itu ­ jące zeznania, I tutaj chyba p o d z ia ła ł u- rok osoby,,, ale teraz — M ik o ła ja . Bądź co bądź, u zyskał b e z p orów n an ia ł a g o d ­ n ie js zy w y r o k od to w a rz y s z y . P o k ilk u ­ nastu miesiącach t w i e r d z y p o z w o l o n o mu p ra c o w a ć na zupełną reh ab ilitację w pułku, gd zie słu żyć musiał jako p ro sty ż o łn ierz (ale z p ra w e m awansu), D o l i t e ­ ra tu ry p o w r ó c i ł już w 1834— 5 r. W y ­ słano go na Kaukaz. „ W i e s z c z - ż o ł n i e r z " lau ry z d o b y w a ł w w o jn ie z Bogu ducha w in n ym i góralami, broniącym i b oh a ter­

sko własnej n iezależn ości.

W 1831 r. w o ja k kaukaski w y d z ie r a ł się do Polski, na „ z d o b y w a n i e " W a r s z a ­ wy. S y b e rji nie w id z ia ł nigdy, nie b y ł w ię c „ s k u ty o b o k p olskiej d łon i". W i d z i ­ my, że w y b ó r M ic k i e w i c z a nie b y ł tr a f­ ny. B e s tu ż ew -M a rlin s k ij nie p o w in ie n b y ł b y ć p o s ta w io n y n arów ni z p o e tą -b o h a te- rem, rosyjskim K on ra d em , — R y le je w e m .

A p r z e c ie ż b y ł m ię d z y uczestnikami w i e c z o r ó w ry le je w o w s k ic h , na k tó ryc h b y w a ł M ic k i e w ic z , m ło dzien iec, ze- w szech m iar zasługujący na ta k ie w y r ó ż ­ nienie.

K s ią ż ę A l e k s a n d e r O d ojew sk ij, jak się p rz e k o n a m y n iebaw em , o d p o w ia d a ł zn a­ k o m icie roli „ w i e s z c z a - żo łn ierz a skute­ go o b o k p olskiej dłon i".

Śliczna to postać. Chyba jedna z naj­ głęb s zy c h w śród d ek a b rys tó w . Praw da, nie o d g r y w a ł on w ię k s z e j roli w samem powstaniu. B y ł prostym ż o ł n i e r z e m rew olucji. N i e b y ł ta k ż e p i e r w s z o r z ę d ­ nym p o e tą c z y literatem . P o d tym w z g l ę ­ dem p r z e w y ż s z a ł go „ ż o ł n ie r z - lit e r a t " B estu żew -M a rlin sk ij. A jednak b y ł n a- p r a w d ę „ w i e s z c z e m " , w tem zn a­ czeniu, w jakiem s ło w a te g o u ż y w a ł M i c ­ k ie w ic z . P o d k ażd ym w z g lę d e m zasługuje na miano „ m ło d s z e g o b r a t a " R y le je w a .

P o t o m e k najstarszego z ro d ó w , w y ­ w o d z ą c y się w prostej linji od R u rik o - w ic z ó w , do Z w ią z k u P ó łn o c n e g o w s ze d ł z p ob u d e k czysto id e o w y c h . A r y s t o k r a ­ ty cz n e p o c h o d z e n ie t r a k to w a ł jako d z ie ­ d z ic t w o r o d o w e , n akładające nań o b o ­ w ią z k i służenia s p ra w ie o ś w ia t y i o b ro n y ludu. W y k s z t a ł c o n y , w y tw o r n y , dusił się w atmosferze, s tw o rz o n e j p rz e z b rutalne­ go szaraczka s zla c h ec k ieg o A r a k c z e j e w a i p ó ł-c h ło p a Focjusza, p r z y czynnem p o ­ parciu A le k s a n d r a I, z rodu d o r o b k i e w i ­ c z ó w a ry sto k ra ty c zn y c h — bo R om an o - w y ch (ród mniej szlachetny od O d o je w - skich). N i e b y ł on fantastą lib era lizu ją ­ cym. D o zebrań re w o lu c y jn y c h stale w n o ­ sił p ie rw ia s te k k ryty cyzm u . Jak w y n ik a ze śledztw a, on to w łaśn ie b y ł ty m

mło-„ M a s s e M e n s c b " w mło-„ V o lk s b u frn e " w B e r lin ie (in s c e n iz a c ja F e b i i n g a ) C E S A R Z M I K O Ł A J I N A P L . S E N A C K I M W D N . 14 G R U D N I A 1825 R . ry su n e k W . S a d o w n ik o w a poezji. W i e r s z - e le g ja „ D o ojca ", p o k a z a ­ ny p r z e z starego R y l e j e w a , w z ru s z y ć (?) miał M iłołaja. P o z w o l o n o n aw et na p ie rw s z e w id ze n ie ojca z ubóstwiającym go synem. S p o tk a li się podczas przejazdu na Kaukaz. N ie d łu g o p o to m e k R u r ik o w i- c z ó w w a lc z y ć miał z b ied n ym i góralami. W r. 1839 zasłabł na feb rę i zmarł po k ró tk iej chorobie. M ó w io n o , że górale, d o w ie d z ia w s z y się, k to s p o c z y w a w m o g i­ le, znajdującej się na te re n ie p rze z nich zd o b y ty m , uczcili pam ięć zm arłego.

O d o je w s k ij zasłynął w R os ji jako c z ł o w i e k g łę b o k o w ie rz ą c y . W s p ó ł w i ę ­ ź n io w ie i ich p r z y ja c ie le tr a k to w a li go niemal jak ś w ię te go , i p o d tym w z g lę d e m p rzyp o m in a ł R y le j e w a , n a w ró ce ń ca w i ę ­ zie nnego, P r z e d p ow sta n ie m b y ł p rzez w szy stkich szanowany, P rz y ja c ie l O d o

-P e łn o w niej m yśli ich i cierpień, I n azw isk ich c u d o w n y głos Budzi w nas smęt minionych mąk

I łańcuch c a ły górn ych marzeń. N ie, w nas nie gasną ich marzenia, R y s y ich w serca nasze w ryte, Jak głoski imion w kamień grobu. P r z y blasku ognia naszych serc W s t a je p rzed nami ofiar wian

Z p ło m ien iem sinym w k o ł o szyi. T e n p łom ień p o ż re c zo ła kató w , K i e d y p rze d sądem k róla c a r ó w I kaci i o fia r y staną.

N ie c h sądzi Bóg!.., D ru how ie, my W pokoju ten o bsiąd źm y stół,

O b rzą d k iem ciesząc się w ie c z e r z y . P r z e ł o ż y ł Jarosław Iwaszkiewicz.

jaskółcza buduje sob ie w c e li p o e ty gniazdko i d zieli z nim długie dni samot­ ności, — jedyna radość zg n ę b ion e go w i ę ­ źnia, J a s k ó łk i m n ożą się, cała ich r o d z i­ na b eztro skim s zc ze b io te m w y p e łn ia celę. P o e t a słucha n iew in n ego ś w iegotu m a­ łych, w ie c z n ie n iespokojn ych ptasząt. Dla niego słodkie ich p o g w a r y są jedyn ą w ie ś c ią z „ta m te g o ś w iata", najdoskonal­ szą m oże m u zyk ą wolności, Jesien ią — p tak i znikają, p o e ta -w ię z ie ń zostaje z n o ­ wu samotny,,. Z n ó w budzi się w nim p r o ­ test — i oto p ow stają n o w e dramaty: „ D i e M aschinensturm er", osnuty na tle historji p ie rw s z y c h w a lk re w o lu c yjn yc h w A n glji, i „ D e r H in kem ann ", P o „ u ła ­ s k a w ie n iu " ogłasza k om ed ję „ D e r entfes- selte W o t a n " oraz szereg a r ty k u łó w o życiu w i ę ź n i ó w p olityc zn yc h w N i e m ­ czech — i w y je ż d ż a do M o s k w y , skąd właśn ie p rzed k ilkom a dniami p rzyjech a ł do Paryża,

— W R os ji — o p o w ia d a mi T o l l e r — b rak w ła ś c iw ie oryginalnego dramatu; z

nym p ra w ie że jest w yrów n an a. K a ż d y u- czeń, k a żd y student francuski pisze d o ­ brym stylem, — co jest jaskraw ym d o w o ­ dem w y s o k ie j kultury. A l e ma to t e ż s w o ­ je ujemne strony. W e Francji w y c h o d z i dziennie po k ilka p ow ieści, le k k o w ed łu g starej r e c e p t y napisanych, a p o z b a w i o ­ nych w ię k s z e j wartości. Co gorsze — p o ­ w ie ś c i te są czytane. N a k ła d ich osiąga c zęsto k ilkaset ty s i ę c y egzem p larzy, W R o s ji rz e c z ma się inaczej, L u d zie n aogół piszą z dużą trudnością, c o k o lw ie k n ie ­ zręcznie, ale p rzystępują d o . p r a c y z naj- p ow a ż n ie js ze m i zamiarami, co właśnie na­ daje w s p ółc ze sn e j tw ó r c z o ś c i rosyjskiej tak ogromne znaczenie. P is a rzy jest tam znacznie mniej, ale Pilniak, Pasternak, Babel, Sejfulina — to nazwiska, k tóre zostaną... Tu, w e Francji, o d c zu w a się już p e w n e zm ęczenie, uwiąd, tam — m łodość bije z e w szystkich poczynań, i życie, k t ó ­ re tu się kończy, tam d op ie ro się z a c z y ­ na.,,

A rtu r Prędski.

Fran k A r t u r Swinnerton, k t ó r y m z a ­ c h w y c a się o b e c n ie P aryż, o k tó rym najpow ażn iejsi k r y t y c y n ie m ie c c y m ó ­ wią, że jest bodaj n ajw ięk sz y m p o w ie - ściopisarzem angielskim po Conradzie, — n a le ż y do m ło d e go p o k o len ia p o w ieś c i angielskiej — do p o k o len ia neo - r o ­ m antyków .

„ T h e youn ger gen eration is knocking at d o o r " ( „ M ł o d e p o k o le n ie puka do d r z w i " ) m ó w i S w in n erton w jednej ze sw ych p o w ie ś c i — trzeba mu ustąpić. M ł o d e p o k o le n ie z r y w a zu pełnie z tr a ­ d ycją e p o k i wik torjań sk iej i szuka

no-F R A N K S W I N N E R T O N

w y ch dróg. N a tem p ole ga jego rom an ­ tyzm. O b j e k t y w n y realizm, niezwykła, granicząca z brutalnością szczerość w śmiałość i ostra k r y ty k a społeczeństw a, zupełna s w o b o d a w w y p o w ia d a n iu p o ­ g l ą d ó w — oto g łó w n e c ec h y c h a ra k te ry ­ zujące w s p ółc ze sn ą p o w ie ś ć angielską. D ro b ia z g o w a analiza duszy ludzkiej, s ię ­ gająca do najgłębszych ta jn ik ó w i z a k a ­ m arków , a p oza tem w s zy stk ie m usiło­ w anie zbadania w e w n ę trz n y c h impulsów, k tó re kierują c z ło w ie k ie m , p od św iad o mych pragnień i żądz, k tó re stanowią klucz do tajem nicy życia, — oto głó w n e c ec h y tw ó r c z o ś c i Swinnertona.

Frank S w in n erto n u rodził się w i. 1884 w L o n d yn ie . D zie c iń s tw o miał „ g ó r ­ ne i chm urne" — słabe z d r o w ie unie­ m o ż liw iło mu uczęszczanie do szkoły, a c ię ż k ie warunki m aterjaln e zmusiły do r o z p o c z ę c ia p ra c y z a ro b k o w e j. T o też od trzyn astego roku ży cia m ło d y Frank pracuje na siebie, z początku w w i e l ­ kiej księgarni jako z w y c z a jn y chłopiec na p osyłki, p óźn iej jako ekspedjen t i d o ­ radca literacki. K sią żk i s ta ły się dlań całym światem, od d yc h ał niemi i z nich c z e rp a ł erudycję.

„ C a ł ą m oją w ie d z ę z a w d zię c z a m le k t u r z e " pisze Fra n k S w in n erton do mnie w liście z dn. 4 maja b. r. Jest z a ­

tem self-made-manemi, ale talen tem n iep rz ec iętn y m 1, talen tem wybitnym . P r z e z tą samoradność zasługuje w i ę c tem b a r­ dziej na s zc ze gó ln ą uwagę. J ego d o r o ­ b e k lite ra ck i składa s.ię po dziś dzień z kilkunastu p o w ie ś c i i d w ó ch prac k r y ­ tycznych : jedna o R. L, Steven son ie, dru­ ga o G. Gissingu, p ow ieściop isarzu an­ gielskim zm arłym w r. 1903, Jest zatem jedn ocześn ie k r y ty k ie m i tw órcą. P i e r w ­ sza p o w ie ś ć S w in n erton a nosi tytuł „ W e ­ sołe s e r c e " ( „ T h e M e r r y H e a r t "). S p o t­ kała się z jedn ogłośn em uznaniem k r y ­ tyki, lecz, niestety, nie miała p o w o d z e ­ nia u c z y te ln ik ó w , O p o w o d z e n iu i p o ­ pularności S w in n erton a z a d e c y d o w a ł a p o w ie ś ć p. t. „N o k tu r n " , Z w r ó c ili na nią uw agę H, G. W e l l s i A . Bennett. H. G. W e l l s o p a trz y ł p r z e d m o w ą p ierw sz e w y d a n ie „N o k tu r n u ” . W p r z e d m o w ie tej W e l l s w ten sposób w y r a ż a się o swym młodszym k o le d z e : „ P i ę k n e to d zie ło zam yk a okres ś w ie tn eg o term in a to rstw a i w z n o s i autora na p ied esta ł mistrza G d y b y S w in n erto n miał pop rzestać na „ N o k tu r n ie ", m ó g łb y b y ć pew ien , że imię jego nie p rze b rzm i b e z echa, że bez zb ytniej r e k la m y zyska popularność". T a k pisał W e l l s w r, 1917.

„ T w ó r c z o ś ć S w in n erton a jest p o d o ­ bna do s o c z e w k i p o w ię k s z a ją c e g o szkła; czy teln ik odnajduje ż y c ie w niej — ale ż y c ie p r z e z s o c z e w k ę skondensowane, ż y w i o ł o w e , in te n syw n e".

S w innerton jest g łę b o k im m y ś lic ie ­ lem. Jego p o w ie ś c i można z a lic z y ć do p o w ie ś c i p sychologicznych. Jest genjal- nym analitykiem k ob iety, p rze d e w s zy s t-

kiem zajmuje go życie. „ Ż y c ie jako ta­ kie — m ó w i autor — jest tak cudowne, że nie w y m a ga s en ty m e n ta lizo w a n ia " T o — już p raw ie ro m a n tyc zn y okrzyk. Jego b o h a te ro w ie żyją tem życiem, a o b d a ­ rzeni p r z e d z iw n ą zd o ln oś c ią i n te n s y w n e ­ go p rze żyw an ia, b og atą w yob raźn ią, szu­ kają zagadki życia. K lu c z e m do r o z w i ą ­ zania zagadki jest miłość — ona to jest treścią w e w n ę tr z n ą p o w ie ś c i S w in n e r­ tona, osią, doo k o ła której obraca się

akcja. Z ukochania życia w y p ł y w a uko­ chanie piękna, ukochanie natury. Życie, miłość, piękno — to tr z y a k o rd y w tw ó r c z o ś c i Swinnertona. P ięk n o, k tó re zw a lc z a zło, obłudę, kłam stwo, — m i­ łość, która ro zw ią zu je k on flikty, — ż y ­ cie, k tó re stanowi niep rzeb ran ą skarb­ nicę ducha ludzkiego. A ob o k tego u- kochanie in dywidualności, jako sił du­ ch o w ych c zło w ie k a , ukochanie osobistej w o ln o śc i jednostki, ukochanie, że się tak w y r a ż ę ję z y k ie m R om ain Rollanda, „ z a ­ czarow an ej duszy", która jest w y łą c z n ą własnością c z ło w ie k a .

eh.

jew skiego , s łyn n y G r i b o j e d o w (autor „ G o r i a ot urna"),, traktuje go jako sw ego mistrza w sprawach moralnych, Inny w ie lk i poeta, L e rm o n to w , w p rześlicznej elegji „ P a m ię c i A , O d o je w s k i e g o " (1839) w s ł a w ił im ię p rz e d w c z e ś n ie zm arłego p o e t y - bohatera, O g a r io w w artykule „K a u k a s k ie w o d y " , charakteryzując O d o ­ jew skiego , n a z y w a go naturą „chrystuso- p o d o b n ą " p ostacią ła k n ą cą ludzkiej c zys to ś ci duchowej, n ie znającą, co to s zczęście osobiste, i ży ją c ą t y l k o w y r z e ­ c ze n ie m i o fia rą".

W y z n a n i o w o ks, O d o je w s k ij g r a w it o ­ w a ł ku k a to lic y z m o w i, a m o że n a w et potajem n ie k a to lic y z m w y z n a w a ł. T e n sam O ga rio w , n ie c h ę tn y dla katolicyzm u, stw ie rd za o w ą graw itację . O O d o je w s k im mówi, „ ż e nie w ie, c z y b y ł on k a t o li­ kiem, c z y p ra w o s ła w n y m ". Za O ga rio- w y m p o w ta r z a to biograf, N e s t o r K o t la - rewskij;. O w e sympatje dla k ato lic yzm u tłu m a c zym y sobie m o ż liw e m z e t k n ię ­ ciem p o p r z e z Łunina, d ek a b rys tę i g o r­ liw e g o k atolika, z e ś w ią t o b liw y m k a p e ­ lanem te g o ż Łunina, o, T y b u rc y m P a ­ w ło w s k im i Im m ó g ł z a w d z ię c z a ć O d o ­ jew skij s w o je p oglądy. W i ę z i e ń czynnie akcentuje s w o je p rzekon an ia religijne. Za jego to inspiracją p o w s ta je w k a z a ­ matach „ k o n g r e g a c ja ” religijna (nazwa ś w ia d c z y o k a to lic k ic h w y ob ra że n ia ch ).

Choć m o że z polskim i zesłańcam i b liższego kontaktu nie u trzy m yw a ł, — miał p rzy ja c ie la P olaka, brata r o d z o n e ­

go zesłańca, k t ó r y z własnej w o l i aż na S y b e rję z a w ę d r o w a ł. P r z y ja c ie le m tym b ył A d o lf Januszkiewicz, p odróżnik, brat b lisk ieg o M i c k i e w i c z o w i i S ł o w a c ­ kiemu — T e o fila . A d o l f o w i Jan u szkie­ w i c z o w i p o ś w ię c o n e są d w a w ie rs ze : „ A . J an u sz k ie w ic zo w i, k t ó r y p o d z i e l ił się ze mną ga łą zk ą cyprysu z grobu L a u r y " i „ A . J a n u sz k ie w ic zo w i, k t ó r y o d d a ł mi u k ło n y od mych t o w a r z y s z y kurchań- skich".

W i e r s z „ N a w ie ś ć o polsk iem p o w s t a ­ niu” w z i ę t y jest z n iele ga ln e go w y d a w ­ n ictw a lo n dyń skiego O g a r io w a — H e rce n a „ N ie le g a ln a literatura rosyjska w. X I X " .

O w ierszu ty m nic nie wspom ina K o t - larew sk ij w ksią żce swojej, w y d a n e j w r, 1907, c z y li w t. zw. okresie w o l n o ­ ściowym , P o d e j r z e w a m y autora, że p rzem ilcza go c e lo w o . P o d e jr z e n ie nasze o p ie ra m y na analogicznym w ypadk u w m onografji K o t la r e w s k ie g o o R y le je - wie. K o t la r e w s k ij pisze tam, że nie udało mu się s tw ie rd zić faktu ze tk n ię c ia się osobistego M ic k i e w i c z a z R y l e j e w e m (faktu, k t ó r y s tan o w ił m o ty w g ł ó w n y ustępu w ie rs za „ D o p rz y ja c ió ł M o s k a li"), i A p r z e c ie ż w y s t a r c z y ło sięgnąć po s tw ie rd ze n ie p rzyjaźn i m ię d z y poetam i ' do artykułu „S. Sz. Tumanskij i M i c k i e ­

w i c z " („ K ij e w s k a j a Starina", 1889). O g ło s z o n y p on iżej w ie rs z b ę d z ie w ięc n ie ty lk o dla nas faktem nieznanym.

R afał Blijth, N a w ieść o polskiej rewolucji

w y ją tk ie m jednej sztuki Erdm ana grają albo sztuki p rze d w o je n n e albo tłu m a c zo ­ ne. T e a t r y są za w s ze p rzepełn io n e, ale te ż nic w tem d ziw n ego. Z a c h w y c o n y j e ­ stem p om ysło w o ś cią , ak ty w izm em , insce­ nizacją i grą t e a t r ó w rosyjskich,

— C z y grano sztuki pana w M o s k w i e ? — O w szem , p ra w ie w e w szystkich teatrach m o skiew skich i leningradzkich, a p r z e d e w s z y s tk ie m u M e y e r h o ld a i w T e a ­ trze A k a d e m ic k im , „H in k e m a n n " np. o- siągnął aż c zte rys ta p rzedsta w ień . I mu­ szę przyznać, że sztuki m oje znacznie l e ­ piej w y s t a w io n e b y ł y w R os ji niż w Niem czech .

— M a pan za p e w n e na myśli b e rliń ­ ską „ V o lk s b iih n e "?

— Istotnie, mimo że jest to obecnie n a jp o w a ż n iejs zy chyba te a t r niem iecki. A l e o g ó ln y k ry zy s ek o n o m icz n y w N i e m ­ cze ch odbija się i na jego m o żliw ościach artystyczn ych i utrudnia mu z r e a l i z o w a ­ nie bardzo p o w a ż n y c h w y s iłk ó w , Zresztą to samo dzieje się i w innych dziedzinach literatury. Brak jest w y d a w n ic t w , k tó re - b y p u b lik o w a ły prace najm łodszych ta ­ lentów , a jest ich w N ie m c z e c h sporo. N ie m a ró w n ie ż zu pełnie czasopism o w y ż ­ szym p o z io m ie literackim , w k tó ry c h m ło ­ dzi pisarze m o g lib y się w y p o w ie d z ie ć .

— A „L ite ra ris c h e W e l t " ?

— Jest to organ c zysto informacyjny, w ię c z natury r z e c z y mało m o że p o ś w i ę ­ cać miejsca pracom oryginalnym. O s ta ­ tnie z pism o pewnej' w a rto ści literackiej, „ D e r neue M e r k u r ", musiało kilka m ie ­ sięcy temu z e w z g l ę d ó w m aterjalnych przestać w y c h o d z ić . T o t e ż grupa nasza, — „G ru p p e 1925", — do k tó re j p r z y łą c z y ł się ostatnio s ze reg w y b itn y c h p isa rzy n ie ­ mieckich, p os ta n ow iła w y d a ć w jesieni tego roku p ie r w s z y numer n o w e g o c zaso ­ pisma lite ra ck ieg o. Z re s ztą na tę stagna­ cję lite ra c k ą inne jeszcze składają się p rzy c zy n y . M i ę d z y p ublicznością n ie m ie c ­ ką a pisarzami naszymi w y t w o r z y ł a się w ciągu ostatnich kilkunastu lat z b y t g ł ę b o ­ ka przepaść. P ubliczność n iem iec k a nie ma w ie lk ic h wymagań, podczas g d y p r o ­ dukcja lite ra ck a N ie m ie c utrzymuje się na b ard zo p o w a ż n y m p ozio m ie. Stąd roz-P a r y ż , w c ze rw c u 1926,

Ernest T o l l e r jest p o e tą e p o k i r e w o ­ lucyjnej, to t e ż dram aty jego są ja k b y od- zw ie r c ia d le n ie m walk, jakie p rze sz ło o- statnio najm łodsze p o k o le n ie N ie m iec . P i e r w s z y jego d r a m a t — „ D i e W a n d lu n g ” — to szereg w izjon erskich scen, w k t ó ­ rych m ł o d y c z ło w ie k , zm aga jący się z o- hyd ą w s p ó łc ze sn e g o życia, p rze ch o d zi najgłębsze przemiany. Coś ja k b y historja w e w n ę tr z n y c h przejść w i e l k ie j c zęści na­ rodu n ie m ie c k ie g o w o kresie ostatnich lat

E R N E S T T O L L E R rysu n ek H e in s b e im e r a

wojny. Dram atem tym, skrystalizow an ym lak p od w z g lę d e m ś w iatopoglądu jak f o r ­ my artystycznej, znalazł się T o l l e r odrazu w rz ę d z ie c z o ło w y c h d ram atopisarzy n ie ­ mieckich, jak K aiser, Sternheim, Brecht, Bronnen, H as e n c le ve r, W e r f e l. P o p r z e ­ mianie w e w n ę tr z n e j nastąpić musi, z na­ tury rzec zy, czyn. T o lle r staje w szeregu r e w o lu c jo n is tó w niem ieckich i p r z e ż y w a

„ H in k e m a n n " w „ B e r l in e r R e s i d e n z t b e a t e r "

n ajw ięk szą tragedję, tragedję k lęski w w a lc e o swój ideał. Drugi dramat — „M a s s e M en s ch ", Czarna reakcja b a w a r ­ ska p o z b a w ia T o lle ra , po zgnieceniu k o ­ muny monachijskiej, na p rze cią g p ięć i p ó ł roku w o ln o śc i osobistej. W w ięzien iu dop ie ro T o l l e r staje się liry k ie m i w y d a je podczas sw ego tam „ p o b y t u " tom p oe zji — „S c h w a lb e n lie d e r ". O to m łoda para

łam i stąd konflikt. A l e trudno o s t a t e c z ­ nie w ym agać, a ż e b y ogół, k tó r y p opiera Hindenburga i Courts-Mahler, p op ie rał zarazem Kaisera, Sternheima, Musila. Z b y t w ie lk a jeszcze jest różn ica p o m ię d z y n iem iec k im ję zy k ie m lite ra ck im a p o t o c z ­ nym. T o co mię w e Fran cji tak mocno u d e rzy ło — to fakt, że różn ica m ię d z y francuskim ję zyk iem literack im a codzien -W 1 N J E T A Z P O R T R E T A M I P I Ę C I U D E ­

K A B R Y S T Ó W

( z „ P o lia r n o j Z w i e z d y " 1861 r , w y d a n e j p r z e z H e r z e n a )

zm o w a n y : „U m rze m y , jak ślicznie um­ r z e m y ! " A r e s z t o w a n y , omal nie p r z y p ł a ­ cił z d r o w ie m p sych iczn em osamotnienia w ię zie n n ego . D ostał silnego roztroju n e r­ w o w e g o , i oba w ia n o się, że sk o ń czy p o ­ dob n ie jak n ie d o s z ły c aro b ójca B a ła ­ tó w . U s p o k o ił się w res zc ie. I rz e c z d z i w ­ na, p od n iec e n ie w ię z ie n n e w p ł y n ę ł o na obu dzenie w w ię źn iu talentu p o e ty c

-Jak martwi, nieruchomi w grobie, W schorzałych sercach p o n ie w o li K r y j e m y głos ż y w e g o czucia, — L e c z to nie w i e c z n y sen je odjął. I struna d a w n y w y d a d źw ię k ,

D r ż y jeszcze ona, w i ę c m y ży w i! L e d w i e nas d os ze d ł z oddalenia N iebiań sk i d ź w ię k kruszonych okó w , Z a d r ż a ły w sercach ż y w e głosy, W s z y s t k ie uczucia razem brzmią, N ie p ę k ła w nich c ię c iw a strun,

J eszcześm y, mili, sercem młodzi. K o m u ż nie z a d r ż y ono czuciem — S łyszcie, nad W i s ł ą b itw a kipi,

T am z R usią L ac h o w o ln o ść w a lczy, W ś r ó d w a lk i m odląc się za tych

N ie szczęs n yc h , k tó ry m los dał paść Za w o ln o ść ruskiego narodu. T o bracia nasi! Ś w ięte miana Ich w duszy naszej je szcze płoną, dym za m ach o w cem , k t ó r y p o s ta w ił p y t a ­

nie: z c ze m p ó jd z ie m y na ulicę do ludu? W a ż k o ś ć te g o problem atu pod k reśla św ia d e k n a o c zn y — M i c k i e w i c z ( „ L i t e ­ ratura słow iań sk a” , w y k ł a d z 7 c z e r w c a

1842 r,). N ie m n ie j w dniu k r y ty c z n y m stanął do apelu, nie stc h ó rz ył p od o b n ie jak inny arystokra ta o w ie lk ic h o b o w i ą z ­ kach, d y k ta to r in spe — hr, T ru b ieck of, S z e d ł z p rze św ia d cz en ie m , że id zie na śmierć c z y zatracen ie. N a zebraniu w p r ze d d zie ń wybuchu w o ł a ł

rozentuzja-kiego. K sią żę O d o je w s k ij stał się p o e tą w więzieniu.

Skazano go zrazu na p iętnaście lat c ięż k ic h r o b ó t na Syberji. N i e chcąc so­ bie zb ytn io narażać rosyjskiej a r y s to k ra ­ cji car M ik o ła j zmniejsza p óźn iej karę do lat ośmiu. W r e s z c i e i jemu p o z w o lo n o dosługiw ać się rehabilitacji na K auk a zie, T ę „ ł a s k ę ” monarszą z a w d z ię c z a swej

M I K O Ł A J 1

w e d łu g lito g r a fii p o lsk ie j z 1825 r.

M I JO /Ł A l I. i

^ 0

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rozwiązanie ogólne równania quasiliniowego w przypadku funkcji dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Najpierw musimy rozpatrzeć równanie zawierające różniczkę funkcji Mnożąc lewą i prawą stronę przez zero, a następnie skracając formalnie zera w liczniku i mianowniku

Rozwiązywanie zagadnienia początkowego równania quasiliniowego o dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Schemat rozwiązywania równania quasiliniowego można uogólnić na przypadek funkcji zależnej od zmiennych ( ).. Rozpoczniemy od rozwiązywania równania

Jeżeli funkcja jest ciągła i pochodne cząstkowe są ciągłe i ograniczone w gdzie jest zbiorem wypukłym, to funkcja spełnia warunek Lipschitza ze względu na. Istotnie

Funkcja jest rozwiązaniem powyższego równania z warunkiem początkowym Zbadać stabilność w sensie Lapunowa rozwiązania. Na mocy uwagi 1 wystarczy zbadać stabilność

Aspekt mapowania obiektów CAD na grupy elementów został w podręczniku pominięty ze względu na swoją obszerność i przynależność do pokrewnej (ale innej) tematyki związanej

Aspekt mapowania obiektów CAD na grupy elementów został w podręczniku pominięty ze względu na swoją obszerność i przynależność do pokrewnej (ale innej) tematyki związanej