• Nie Znaleziono Wyników

Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 19 (123), 9 V

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 19 (123), 9 V"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

g o

stw o p rzy p a d k o w e , jak p ie rw o tn ie stara­ no się p rzedstaw ić; p rze ciw n ie, to b y ło za b ó js tw o polityczn e, uknute w b o ls z e ­ w ic k ic h k om itetach mińskich. T r z e b a dziś s p ro w a d zić jego z w ł o k i i podnieść je na ta rc z y na oczach c a łego świata. A l e zacząć trzeba tę akcję, p ow tarzam , od u d zielenia jakiejś osobnej n agrod y na rę c e tragicznie opuszczonej ro d zin y p i­ sarza.

— M o ż e , mimo w szystko, coś z r z e ­ c z y osobistych? C z y m ogę spytać, c z e ­ mu od ch w ili w y da n ia ślicznych ,,K lech d “ nie ogłosił pan, niestety, nic w ię c e j ?

— P ro s z ę o w y d a w c ę ! T e k a z „ L e ­ gen dam i", tym razem własnem i, leży, m i­ mo listow n ej u m o w y z w y d a w c ą . R ę k o ­ pis „ S a g 11 znajduje się u w y d a w c y od r o ­ ku. Zam arzło wszystko, p od o b n o z b ra­ ku go tó w k i. N o w y dramat w s p ó łc ze sn y ,,Ś lub y" czeka na swój los. T o m „ S z k i ­ c ó w ” , zebranych od cza s ó w „ Ż y c ia " , ta k ­ że spotkał się z o d m o w ą w y d a w c y . M o ­ że g d y b y u nas b y ła instytucja p oś re d n i­ k ó w literackich, jak w A n g l ji np,, r ę k o ­ pis łatw iej tr a fiłb y do w y d a w c y . Sam mam dziś stosunki ty lk o z d w iem a firm a­ mi. Brak nam p olsk iego Diederichsa. Jak on wspaniale p rz e o ra ł c a łą um ysłow ość N ie m iec , jak umiał p a trze ć w c z ło w ie k a i naród, a nie w k siążkę i w literaturę jedynie. J ak się nie zra ża ł i nie cofał. B y ć w y d a w c ą w w ie lk im stylu — p r z e ­ cież to rola cudowna. A l e trzeba mieć w o l ę n iezłom n ą i myśl kształtującą, coś p ro m etejs k iego i p o e ty c k i rozm ach tych r z e ź b ia r z y greckich, co chcieli g ó r y p r z e ­ kuwać w posągi. — A co robi nasza arystokracja? C z y nie ma innych ambi- cyi. n rócz w y ś c ig o w y c h ? P a n K o ś c ie ls k i poKazal jej n o w ą d rogę; o b y sam umiał zostać naszym D iederichsem.

— Słyszałem, że p r z y w i ó z ł pan z p o ­ bytu w A s s yżu poem at o św. Franciszku? — Ś w ię ty F ra n cis ze k ? L u b ię m ó w ić ty lk o o rzeczach go to w ych , lub na ukoń ­ czeniu. A p o z a tem gdzie w y d a w c a ? ! D ajm y temu pokój. T o c z ł o w i e k olbrzym i temat olbrzym. Z re s ztą w s z y s c y teraz piszą na ten temat.

— J e sz cz e jedno. C ie k a w i mnie b ar­ dzo, c z y P ozn ań sprzyja p racy pana?

— C z y li p yta pan, — podejmuje c h ę t­ nie Górski, — jak się czuję w Poznaniu. B y ł o b y tu b ard zo dobrze, ż e b y b y ło gd zie pisać. A t m o s fe r a tu czysta, jest p ole do poczynań, ty lk o rozbudzonych zain teresow ań jeszcze mało. Zacząłem np. w jednym z d zie n n ik ó w m iejsco w ych szereg a r t y k u ł ó w na temat „ D w ó c h su­ m ień" i zw iązan ej z tem roli in te lige n ­ cji dzisiejszej! u nas. W y d r u k o w a n o d w a artykuły, a tr ze c i już p rz e le ż a ł w r e ­ dakcji d w a miesiące „ z braku miejsca", I na tem u rw ało się. L e k k o tu się o d ­ dycha. L u d zie mają przekonania, a nie jedynie przyn a leżn o ści partyjne, W ła d z a w rękach ludzi tego typu, co w o je w o d a Bniński, p rezyd en t Ratajski, kurator Chrzanowski, Służą państwu, nie k o te - rji lub klasie, są organizatoram i ż y w y c h sił. I mają o d w a g ę sw ych przekonań. W toku przesadnych a t a k ó w na pamięć Żerom skiego p. Ch rzan ow ski w y g ło s ił 0 nim o d c z y t pro. B y ło to s p ra w ie d liw e 1 ładne.

Druga sprawa, p ie rw s z o rzę d n a dla Poznania, — to um ieszczenie tu całego muzeum rapp ersw ilsk iego na zamku, K ra k ó w , W a rs za w a , L w ó w , p ełn e są arch iw ów , starych b ib ljo te k i muzeów. T r z e b a z w r ó c ić się ku kresom za ch o d ­ nim i dać tutejszej m ło d z ie ż y u n iw er­ s yteck iej polską atm osferę w pracy. W o b e c olbrzymiej! ilości a r c h iw ó w i b i­ b ljotek, n a w iezion yc h do W a r s z a w y po rew in dykacjach , niema tam p od obn o na­ w e t miejsca na p om ies zc ze n ie tego n o­ w ego kompletu, a trzeba pamiętać, że R a p p e rs w il jest całością nierozdzielną, jak nią b y ła cała w y s p a emigracji 1831— 63. A r c h iw u m ma d o b ry w y c ią g w broszurach, p erjodykach, memorja- łach drukow an ych i litografow an ych , ulotkach i t. d,, oraz personaljach, ilu­ strujących ludzi i w y p a d k i, R a p p e rs w ilu n iety lk o d zie lić i p atros zy ć nie można, ale — co więceji — g łę b o k ie racje kul­ turalne dyktują, a b y to ognisko myśli, ro zp alo n e p rzez o jc ó w od rod ze n ia p o l ­ skiego, umieścić tu, na Zach odzie, Tu je m ło d z ie ż u n iw ers ytec k a o bsiędzie i rozdmucha jego ż y w y płomień. K t o p a tr zy szerzej, ten p ojm ie w a g ę sprawy. C ałe zbiory, tak jak są, znajdą p o ­ m ieszczen ie na zamku c h o ć b y zaraz, a miasto g o t o w e jest p onieść koszta transportu), O c ó ż chodzi za te m ? !

— K u si mnie jeszcze — r o z p o c z y ­ nam — p od ać p o g lą d y Quasim oda na tw ó rc z o ś ć najmłodszej Polski,

— N a dziś — p r z e r y w a nagle G ó r ­ ski — p op rzesta n iem y na temu O innych sprawach p o g a d a m y innym razem.

Stef.

O d d z ia ły

„Wiadomości Literackich"

w Łodzi, Narutowicza 14

w Paryżu, 123, boul, St,

Germain, Księgarnia

Gebethnera i Wolffa

Cena numeru za granicą

3 fr, franc, (0,15 doi,)

Nr. 19 (1 2 3 )

Warszawa, Niedziela 9 maja 1926 r.

Rok III

Opłata pocztowa uiszczona ryczałtem

W Y W I A D Z B E R T O L T E M B R E C H T E M — R O Z M O V W Z S H A W E M

WIADOMOŚCI

LITERACKIE

________________________________ T

y

G

O

D

N

I

K

P o z n a ń , w maju 1926. N i e b y ło r z e c z ą ła t w ą n akłon ić A r t u ­ ra G ó rs k ie g o do w y w iad u .

P r ó b o w a ł e m k ilk a k ro tn ie uzyskać p ra w o ogłoszen ia treś ci p o g a w ę d e k . D a ­ remnie, G ó rski nie lubi m ó w ić o sobie.

D o p ie ro teraz udało mi się p r z e k o ­ nać G ó rs k ie g o o słuszności mej p ro śb y argumentem, że c z y t e ln ic y mają p raw o d op om in ać się o w iadom ości, co słychać z w y d a n ie m d zie ł M ic k ie w ic z a , i jak p o ­ stąpiła praca nad puścizną M iciń skiego. — P r z y ł a p a ł mnie pan, i już się, w i ­ dzę, nie w y k r ę c ę . Z a cz n ijm y zatem od w y d a n ia s e jm o w e g o d z ie ł M ic k ie w ic z a , A l e w w y w i a d z i e lite ra ck im trze b a tę r z e c z ująć po literacku, — A w i ę c n a jp ie r w skąd się w z i ą ł ten p r o je k t? — B y ła sekcja p ro p a ga n d o w a w c z a ­ sie w o jn y z r, 1920, i na jej c z e l e stał p o s e ł A n t o n i An u sz, Z a p ro p o n o w a łe m w y d a n ie M ic k i e w i c z a w 10.000 z fundu­ s z ó w rzą d ow yc h . Pan A n u s z w z ią ł r o z ­ mach i p rz e d s ta w ił w sejmie w n io s ek o nakład w 50.000. Już jeden z u r z ę d n ik ó w departam entu b u d ż e to w e g o w skarbie tłu m a c zył mi, że to p rz e d s ię w z ię c ie jest n ie na czasie. W k r ó t c e p o tem i sejm p o d rz u c ił te go n o w o ro d k a do przytułku. T r z e b a b y ło uporu, ż e b y p o d ję tą rz ec z p r o w a d z ić dalej i z a c h o w a ć jiej charak­ ter. Bo o c ó ż tu ch o d ziło w za sa dzie? C h o d z iło o to, ż e b y s tw o r z y ć w y d a n ie p e łn e i ż e b y je r o zp o w s ze c h n ić po c e ­ n ie k o s ztó w . W s z y s t k i e d o ty c h c za s o w e w y d a n ia p ełn e p rzyn o s zą ujmę nie r e ­ daktorom , ale n arod ow i. P r z e c i e ż tu c h o ­ d ziło o n u iw ięk szeg o p o e tę S ło w ia ń s z c z y ­ zny, o jtcinego z uajwięKszych p o e t ó w świata. O d c z e g ó ż b y ła A k a d e m j a U - m iejętn ości w K r a k o w i e , jeśli nie od t e ­ go, a b y objąć całą puściznę rę k o p iśm ien ­ ną po p o e c ie i s tw o r z y ć w y d a n ie k l a ­ syczne, P o z o s t a w io n o tę p racę T o w a r z y ­ stwu M ic k ie w ic z o w s k ie m u w e L w o w i e , k tó r e p r z y pustej kasie z d o b y w a ł o się na ofiarne w y s iłk i prof, Piłata i Bruchnal- skiego, ab y dorzucać tom po to m ie i d o ­ p r o w a d z ić w ten sposób po 15 latach p ra c y w y d a w n ic z e j do p o ł o w y „P a n a T a d e u s z a ", na czem w końcu utknięto,.

R ó w n o c z e ś n ie ch o d ziło p r z y tej e d y ­ cji sejm o w ej o s tw o rz e n ie zd arzenia w y ­ c h o w a w c z e g o , Ludzie, k t ó r z y w coś w i e ­ rzą, d zie lą się na d w a gatunki; na t a ­ kich, k t ó r z y w ie r z ą w instytucje, i na ta ­ kich, k t ó r z y w i e r z ą w c z ło w ie k a . P i e r w ­ si kształtują urządzenia społeczne, dru­ d z y — duszę. T a m c i p rzys ię ga ją na k o ­ deks i n um erow an ą listę w y b o rc zą , a ci w i e r z ą w słow o, w przykład, w i n d y w i ­ dualność! W i a r a w instytucje dobra jest m o że dla hordy, ale w kulturze w s zy s t­ k o z n a c z y c z ło w ie k . P r a w d z i w a je d n o li­ tość narodu kulturalnego musi iść z du­ szy. N a ró d duchow o n ie je d n o lit y — to chaos, a ż y c ie jego — to d ziałanie p r z y ­ padku na chaos, A l e jednolitość id zie z głę b i — i tu l e ż y rola w ie lk ic h i n d y w i ­ dualności. Stąd te ż z r o d z iło się p ragn ie­ nie, aby w ten w i e lk i chaos p o w o je n n y rzucić u nas in dyw idualn ość M i c k i e w i ­ cza, jego olbrzym i s ha rm on izow a n y świat duchow y. K a ż d y , k to nie chce ż y ć ch a o ­ sem, staje dziś w o b e c dylem atu: M ark s c z y M i c k i e w i c z ? W miarę bankrutow ania id e o lo g ji M a rk sa te m w i ę c e j n a le ż y uła­ t w ić za p o zn a w a n ie się z M ic k ie w ic z e m . Sam o się to nie zrob i; trzeba zacząć! T rze b a , ab y k a ż d y nauczyciel, p o c z ą w s z y o d s z k o ły pow szech n ej w za pa dłej w s i a k oń c zą c na re k t o rz e w szechnicy, m iał u siebie w domu p ełn e w y d a n ie d zieł p o e ­ ty, skom en tow ane, z p rozą c a łk o w itą , z kursami lite ra tu ry słowiańskiej, z p r z e ­ m ó w ien iam i w K o l e Braci, z a rtyk u ła­ mi „ P i e l g r z y m a " i „ T r y b u n y L u d ó w " , z w y k ła d a m i w L o za n n ie o kulturze staro­ żytnej, z k ores p o n d en c ją i t, d. T r z e b a to zrob ić p lan ow o, za p oś re d n ic tw em ku- r a to r jó w w o je w ó d z k ic h , drogą spłat, po cen ie k os ztó w , na d ro d ze akcji p a ń s tw o ­ w e j i społecznej.

P rzystęp u jąc do rob oty, z a cz ęliś m y od bloku prozy, k tóra dotąd b yła naj­ słabszą stroną w y d a ń pism p oety. K an on w y d a w n i c z y o p r a c o w a ł i w y d a ł prof, Bruchnalski, N ajstarszy ten dziś w P o l ­ sce badacz pism M ic k i e w i c z a (c z y „ P o ­ lonia R e s tit u ta " zapom niała o nim ?) dał nam r ó w n ie ż tekst „P a n a T a d eu sz a ", o- p r a c o w a n y tak, ż e g d y b y w s zy s tk ie au­ to g r a fy zaginęły, m o żn a b y je z tej p rac y zrek onstru ow a ć. F ilom atian a o p r a c o w a ł dr. A l . Łucki, pisma e s t e t y c z n o - k ry t y c z - ne — dr. H, Życzyński, a r ty k u ły „ P i e l ­ g r z y m a " i drobne o p o w iad an ia — prof, St. Pigoń, p race h istoryczne — prof. K. T y m ie n ie c k i, „ T r y b u n ę L u d ó w " — St, Szpotański, k o respo n d en cję — prof, J. Czubek, w stęp do niej — dr, L* Posadzy, p rz e m ó w ie n ia w K o l e B raci — prof, Pigoń, w y k ł a d y lozańskie — prof, J. K o w a ls k i.

T e to m y czekają druku. W opracow aniu pozostają jeszcze kursy literatury sło­ wiańskiej, a c ię ż k ie g o tego trudu podjął

się L. P ło s z e w s k i — i tom trze ci i c z w a r ty ma już p ra w ie na ukończeniu. Ustalen ie tekstu o d b y w a się na p o d s ta ­ w ie w szystkich znanych dotąd autogra­ f ó w i rę ko p isó w . R e w e l a c j ą b ę d zie

po-nieczne jest ściągnięcie ostatnich rat (za sprzedan y papier) od jedneji z w a r ­ szawskich firm w y d a w n ic z y c h , co uległo b y ło z w ł o c e w b r e w um ow ie. C h odzi o prace w P aryżu i w K r a k o w ie . Z takich to p r zy c zy n utyka się po drodze. A l e to kw estja tygodni. P o c z e m pod ejm ujem y na n o w o p ertrak ta cje z K a s ą M ia n o w

-A R T U R G Ó R S K I

k aźn y tom w y k ł a d ó w lozańskich, z k t ó ­ rych dotąd znaliśmy z druku z a le d w o k ilkanaście stron. Ostatni tom prozy, na ukończeniu w rękach prof, Pigonia, b ę ­ d zie niespodzianką, k tó re j p rze d w cześ n ie zd ra d zić nie chcę. R ó w n i e ż duży tom p rz e m ó w ie ń w K o l e B raci jest w jednej trze cie j p rzyrostem w stosunku do w y ­ dań poprzednich. W korespon d en cji p r z y ­ rost znaczny w listach uzupełnionych z a u to gra fó w i w kilku n o w ych . W y m i e ­ niam tylko p rz y b y tk i w ię k sze. W dziele p o e ty ck im znajdzie się p e łn y tekst „ M i e s z k a " i „ K a r t o f l i" , co uczyni dwa i p ó ł arkusza druku. T a k ż e p rze k ła d h y ­ mnu „ V e n i C r e a t o r " (z b rew jarza), w y ­ k r y t y p rz e z prof. Pigonia.

S ko rzystam z p ośredn ictw a pana, aby podkreślić tu uczynność W ła d y s ł a w a M ic k ie w ic z a , z jaką dał nam do rąk w szystkie au to gra fy i rę k o p is y p oety, k tó re m i rozp orządza, u ła tw ił utrzymanie ju w e n iljó w od ro d zin y z K o w ie ń s z c z y z n y , a w końcu p o w i e r z y ł n ie w y d a n y dotąd rękopis p a m ię tn ik ó w L e v y 'e g o . P r z y b y ł o nam z tego źród ła co najmniej c z t e r y ar­ kusze do d zieł p oe ty . Z w y d a jn ą p o m o c ą p rzys ze d ł ró w n ie ż dr. L e w a k , b ib ljo te - karz rapperswilski. U m o ż liw iło nam to w y e k s p lo a t o w a n ie m a te rja łó w em ig ra cy j­ nych.

A w końcu kilka s łó w o prof, Pigoniu. O b c o w a n ie z nim w ciągu tej wspóln ej p ra c y — bo prof. P ig o ń jest w s p ó łr e d a k ­ to re m — p o z w o liło mi pozn ać w autorze s tudjów „ Z e p o k i M i c k i e w i c z a " pisarza, od k tó re g o m o ż e m y o c z e k iw a ć w p r z y ­ szłości n o w e j s y n te zy mickiewiczowskiej^. T a k ie j n o w e j s yn te zy w y m a ga n o w y czas. O lb rz y m i p rze w ró t, d ok o n an y w naszym losie, jak i ostre z a ry s o w a n ie się k o n flik ­ tu w duszy świata, s t w o r z y ł y tło, na któ- rem postać M i c k i e w i c z a w y s tą p iła w y ­ raźniej, w pełniejszem św ietle. A l e na syntezę taką trzeba w ie lu danych, bo gama m ic k ie w ic z o w s k a jest rozległa. P o ­ nadto olbrzym iej p ra c o w ito ś ci prof, P i ­ gonia i za b ie g liw o ś c i z a w d z ię c z a w y d a w ­ n ictw o p orów n an ie z autografami p r z e ­ w ażn ej ilości tek stów , rozsianych po bi- bljotek ach publicznych i p ry w a tn y c h w kraju i zagranicą, a ta k że w y k r y c i e n ie ­ jednego p rzyczy n k u do pism, do au togra­ f ó w lub r ę k o p is ó w z w y k ł a d ó w p oety. B y ł on fila rem w y d a w n ic t w a i jest nim dotąd.

C z y b ę d z ie tych inform acyj d osyć?

— K ie d y rozpocznie się druk?

— J a k sk o ń cz y m y z b lok ie m prozy, do c ze go dziś p o trze b a nam w y k o ń c z e ­ nia ostatniego tomu. A z n ó w na to k o ­

fot Ulatowski

skiego, która okazała g o to w o ś ć objęcia W y d a w n ic tw a w sw o ją administrację i p rze p r o w a d ze n ia druku na p od s taw ie k r e d y t ó w rząd ow ych ,

— Z k o le i p o p ro s zę o s z c z e g ó ły p ra ­ c y nad M icińskim ,

— D obrze. S praw a M iciń s k ie go — to w ie lk i w y rzu t w naszem życiu. P i e r w s z y ro k po jego zniknięciu p rze s z e d ł na o- czekiwaniu, le c z skoro s taw ało się r z e ­ czą coraz bard ziej pewną, że zginął, b y ­ ło s pra w ą m inisterstwa sztuki zająć się p rze d e w s zy s tk ie m rodziną, a następnie puścizną po autorze „ W mroku g w ia z d ". T y m c za s e m w w oln ej. P ols c e za p o m n ia­ no o doli pisarza, k t ó r y w całej t w ó r c z o ­ ści sw ojej tą P o ls k ą p rzyszłą ż y ł — i grób swój u jej progu p o ło ży ł. S traszli­ w y los... O p ra c o w u ję teraz jego teki, k tó re w końcu z a w ę d r o w a ł y do mnie, jak w id z ę — nieruszone dotąd p rze z nikogo. O p ra c o w a łe m p oem at p. t. „ N i e d o k o n a ­ n y " — o kuszeniu Chrystusa p rze z L u c y ­ fera; — p ełn e z a l e t y stylu i ję zyk a M i ­ cińskiego są w nim. W s z y s t k ie p erjo d y- ki, do k tó ryc h się z w r ó c iłe m o druk, o d ­ m ó w iły. T e n sam los spotkał je d n o ak to - w y dramat, w y łu sk a n y z pap ierów . M am obecnie na w a rs zta cie olbrzym i poem at d ram a tyc zn y ,,W k a te d rze O rnaku", „ R a - m ajan ę" M iciń s k ie go na tle w ie lk ie j w o j ­ ny, — i praca posuwa się s zyb k o naprzód d zię k i p o m o c y p. C z e s ła w a L ataw ca , m ło d e go p o lo n is ty z u n iw ersytetu p o ­ znańskiego, reda ktora „ N o w y c h W i c i " . L e c z stanowisko naszych re d a k c y j nie zach ęca do pracy, — je że li się p om yśli rów n ocześn ie, że te r ę k o p is y są jedyn ym majątkiem rodziny. M ia łe m w p r a w d z ie o- fertę na w y d a n ie w szystkich d z ie ł zm ar­ łego, łączn ie z pośmiertnemi, ale — bez żadnego honorarjum dla rodziny. Bardzo rozumiem, ż e w B o ls z e w ji ludzi te go t y ­ pu rozstrzeliw ują. M o ż e i słusznie. M ó ­ w ię o tem na głos, a b y usłyszano gdzie należy, np, w Z w iązk u L ite r a tó w , od k t ó ­ rego o trz y m a łe m te teki. Sam z e swej strony w id z ę dzisiaj jedyn e w y jś c ie z tej zaw in ion ej p rz e z W a r s z a w ę sytuacji p rze z p rzyzn an ie M icińskiem u (na r ę c e rod zin y) jakiejś w ię k s z e j n a g ro d y lite ra c ­ kiej. B ę d z ie to rzucenie z ło te g o w ie ń ca na grób c z ł o w ie k a i a r tys ty w ie lk ie j m ia­ ry. J e szcze jeden w z g lą d p rze m a w ia za tem, M iciń ski b y ł S ło w ian in em z serca i z przekonania, b y ł n ajczystszem z j a w i ­ skiem tego typu. Cała jego tw ó r c z o ś ć jest tego d o w o d e m — i utoruje ona sobie k i e ­ dyś drogę na w schód i południe S ło w ia ń ­ szczyzny. I tego to właśnie P o la k a n o w a

Rosja zabiła jak Kain . T o nie b y ło zabój- Mary Pickford w towarzystwie czworga dzieci gra w filmie p t. » M ała Anna M a rja "

Kronika filmowa

Epizod snu z freudowskiego filmu, w którym Werner Krauss gra rolę tytułową

(2)

W I A D O M O Ś C I L I T E R A C K I E

A

q

19

M ł o d z i d r a m a t o p i s a r z e n i e m i e c c y

Ber t o8ft B r e c h t

W y w ia d w łasn y ,,W ia d o m o ś c i Literackich”

B e r l i n , w k w ie tn iu 1926.

W „ B a a lu " Brechta stary n a w p ó ł p i­ jany że b ra k m ó w i: ,,jeśli historję ludzie rozumieją, to znaczy, że ją źle o p o w i e ­ d zia łe ś", T o zn a c z y także, że jest ona o c z y s z c z o n a z tego w s zy stk ie go , czem d ziw a czn a plątanina w k orze n ia ch sta­ rych, g łę b o k o w zie m ię w roś n iętyc h

W y l i c z a m autorów, k tó ryc h mi w s k a ­ zano w re d a k c ji „L ite ra ris c h e W e l t ‘ \

— T o za mało, — m ó w i Brecht, — nie w sk azali pani n ajlepszych ludzi. N ie c h pani id zie do G o tfr y d a Benna, do Feucht- wangera, Iheringa. „L ite ra ris c h e W e l t “ stanowi o d d zie ln ą k likę. T a k ich k lik ma Berlin całe mnóstwo.

— A pan zalicza się do jakiej kliki"7

B E R T O L T B R E C H T

d rz e w różn i się od p rze jrzy steg o m e ch a ­ nizmu d ziecinnej za ba w k i. D ra m aty B rech ta są, w b r e w p ozorom , tak z a w iłe i p e łn e n ie d o m ó w ie ń jak samo życie. „ B a a l " zres ztą jest n ie t y le fik c ją p oety, ile r z e c z y w is t ą b io g ra fją c z ło w ie k a , k t ó r y p r z e ż y ł w s z y s tk o m o ż liw e : b y ł genjalnym u w o d z ic ie le m , p r z e z p e w ie n czas p r a c o ­ w a ł jako k eln e r w p o d rz ęd n ej restauracji, zapisał się dość fatalnie w pam ięci policji kryminalnej, zosta ł k o c h a n k iem jakiejś roiljarderki, a p o te m z a jm o w a ł się strę- c z y c ie ls tw e m . T e m u c z ł o w i e k o w i , k t ó r y c ią g le zm ien iał teren sw o ich operacyj, t o ­ w a r z y s z y ło p o d o b n o jakieś niesłychane szc zę śc ie — w n ie w y tłu m a c z o n y sposób umiał c z a r o w a ć całe o to czen ie,

W dram acie B rechta jest on tem czem b y ł n ap raw d ę: c z ło w ie k ie m , w y sy s a ją cy m ż y c ie jak d ojrzałą pom arańcz, ż e b y p o ­ tem w t r w o d z e i opuszczeniu um rzeć „z nieb em p od p o w i e k ą " . B rech t nie cofnął się p rze d re p rod u k c ją n iep o ró w n a n e g o b ezła du w y d a rzeń , do jakiego zd o ln e jest t y lk o samo ży cie ; jego dram atyczn a histo- rja o Baalu niema nic z tra d y cy jn e g o w litera tu rze n ie m iec k ie j typu „ E n t w ic k - lungsgeschichte". Baal umiera w d rzw iach jakiejś dymnej chałupy z oczam i o b r ó c o - nemi na g w iazd y, nie le p s z y i nie m ą ­ drzejszy, ty lk o syt życia. M o ż e to sta­ ty czn e tr a k to w a n ie akcji dramatu jest w y n ik ie m liry c zn e g o tem peram entu auto- rai B rech t pisze w i e l e p ięk n ych ballad, k tó ry c h dużą część z a w ie r a tom p. t, „D ie H au sp o stille", A u t o r „ B a a la " , „Im Di- c k ic h t", „ T r o m m e ln in der N a c h t " jest z res ztą także autorem, p rze ro b io n e j z M a r l o w e 'a (do spó łki z L io n e m Feuch t- w angerem , autorem p o w ie ś c i „J u d Siiss", jak z a zn a c zy ł B re c h t w e w s tę p ie do dra­ matu) „ h is to rji" o E d w a r d z ie II. N ie ule­ ga w ą tp liw o ś c i, że musiał się w i e l e nau­ c z y ć od d aw n ych d ram a to p isa rzy an giel­ skich. A l e n o w a i oryginalna jest w jego d ram acie r ó w n o w a r to ś c io w o ś ć zd arzeń — niema tu scen p r z e ło m o w y c h i p u n k tó w n a jw y ż s z e g o napięcia, niema n a w e t n ie ­ słychanych p rzygód , w s zy s tk o d zie je się na jednej p ła szczyźn ie. T ę p ełn ię w y d a ­ rzeń, k tó ra dotychczas m o ż liw a b y ła t y l ­ ko w epice, w p r o w a d z ił B rech t do te a ­ tru.

— D o grupy m ło dych r e ż y s e ró w , a k ­ t o r ó w i w o g ó l e ludzi teatru. N a le ż ą tu Ihering, K ortn er, Engel, Piskator.

— C z y ta grupa jest w zw ią z k u z ja­ kimś z t e a t r ó w b erlińskich?

— N ie . N a sz e te a t r y są p rzestarzałe. N a w e t je że li grają dzieła n o w y c h au to­ rów, jak Bronnen, to nie um ieją ich grać. R ein h ard t n ale ży zu pełnie do starego t e a ­ tru.

— Czem uż w takim ra zie m ło d zi

pisa-— Chodzą. A l e można ta k że p ojech a ć koleją. T o jest b ez p ie cz n iejs ze . P o d r ó ż trw a ty lk o dw an aście godzin.

W tej c h w ili czuję, że ściągnęłam na siebie w ie c z n ą p ogard ę. A l e B rech t jest n azbyt zd u m ion y m a łą o d le g ło ś c ią m ię d z y W a r s z a w ą a Berlinem, M y ś l a ł naturalnie, że do W a r s z a w y je d z ie się c a ły tydzień. A l e i tak jest jednym z n ajlepszych ludzi teatru w sp ółc ze sn e go . S zeksp ir jeszcze mniej um iał z g e o g r a f j i Zapisuje sobie adresy polskich te a tró w , s zc ze gó ln ie in te ­ resuje go w ia d o m o ś ć o w y s ta w ie n iu „ K o l - p o r t a g e " K aisera w połączen iu z k in em a­ tografem.

— Ja sam inscenizuję m oje dramaty. N ie d a w n o grano w B e rlin ie mój ostatni dramat „ B a a l" , k t ó r y ta k że in s c e n iz o w a ­ łem.

— Jak w y o b r a ż a sobie pan drogę n o ­ w e g o teatru?

•— Trudno mi to p r zy jd zie wyjaśnić. N ie d a w n o p r ó b o w a łe m te r z e c z y w y t ł u ­ m a czyć jakiemuś znakom item u k r y t y k o w i włoskiemu, k t ó r y miał z e mną w y w i a d dla „ S e c o l o " , i p o tem w s zy s tk o w y s z ło nie ta k jak chciałem. P rze d s ta w ia m to sobie w ten sposób. W d zisiejszych w a ­ runkach teatr nie posiada n a w e t pu b licz­ ności, Ci ludzie, k t ó r z y chod zą do teatru, nie mają już nic b ez p o ś red n io śc i ani naiwności. N o w e m u te a t r o w i p otrze b n a jest n o w a publiczność. T rz e b a , ż e b y m a­ sy z a c z ę ł y ch o d zić do teatru. P r z e w r ó t s p o łe c z n y jest k on ie czn ym warunkiem r e fo r m y teatralnej.

— U nas w Ł o d z i istniała scena r o b o t ­ nicza, A l e chodzili tam p r z e w a ż n ie ludzie zajm ujący się z a w o d o w o teatrem. M im o, że w z e s p o le b y li rob otn icy, masy r o b o t ­ n icze mniej się nią in te re so w a ły ,

— Bo ro b o tn icy n ie są je szcze dosta­ teczn ie w y r o b ie n i dla rozum ienia w s p ó ł ­ czesnego teatru. M uszą się p rz e d te m w i e ­ lu r z e c z y nauczyć. Dzisiaj p o d o b a ją im się najbardziej p rze d s ta w ie n ia r e a lis ty c z ­ ne, lo k o m o t y w y , w je ż d ż a ją c e na scenę, konie, z w ie r z ę ta , p r a w d z i w y śnieg, k t ó r y pada, A l e ja nie mam na m yśli r o b o t n i­ k ó w , t y l k o coś pośredn iego, ludzi z d a le ­ kiej p rowincji, rzem ie ś ln ik ó w , studentów, tych, k t ó r z y z a c h o w a li jeszcze naiw ność i p ro stotę odczuwania,

— T a k że program a r ty s ty c zn y w ią ż e się dla pana b ez p o ś red n io z p rogram em s p o łec zn ym ?

— T ak , w łaśn ie o to idzie,

— Zdaje się, że w ię k s z o ś ć m ło dych n iem ieckich pisarzy jest te g o zdania,

— W k a żd y m razie w s z y s c y mają p o ­ g lą d y le w i c o w e , Istnieje tu n a w e t s to w a ­ rzyszen ie w rodzaju francuskiej „ C l a r t e " — n a z y w a się „ L in k e L e u t e " . A l e nie j e ­ steśmy ludźmi partji.

O dziesiątej rano pukam do d rzw i B e r ­ ta Brechta, k t ó r y m ieszka w p rac o w n i m alarskiej na szóstem p iętrze, p o łą c zo - nem z g łó w n ą k la tk ą s c h o d o w ą czemś w rodzaju k ryte j i w ą sk ie j drabiny. Z za d r z w i słychać n iesp ok o jn e „ H a l lo " , i po ch w ili ukazuje się w nich smukła postać B rechta, od zian e go w skórzaną kurtkę aeronauty. P r z e z zalan y słońcem gabin et dram atopisarz n ie m ie c k i p r o w a d z i mnie do m a łego pokoiku, gdzie, o p ró c z n iez b y t jeszcze u p o rzą d k o w a n e g o łóżka, stoją p r z y stoliku d w a krzesła: ja zajmuję l e p ­ sze, na drugiem, dziu raw em i o k r y te m dla p a r a d y jakimś wschodnim kilimem, usadawia się z a k ro b a ty c z n ą zręc zn o śc ią Brecht. O p o w ia d a mi o sw o ich pracach ta k jak ktoś, k to z w y s iłk ie m usiłuje ująć w k a te g o rje lo giczn e masę ro zp ro s zo n ych i w z a je m n ie się go n iących myśli. N i e jest to jedn ak niejasność myślenia. P r z e c i w ­ nie, B re c h t zd aje się m ie ć w s z y s t k o b a r­ dzo d ob rze u p o rzą d k o w a n e w g ło w ie ,

— Pan, zd aje się, nie n ale ża ł już do gru py eksp res jo n is tó w ?

— N ie . — B re c h t uśmiecha się z z a ­ żen ow an iem , — P r z y s z e d łe m o w i e l e p ó ź ­ niej,.. K o g o tu pani ma zam iar jeszcze

o d w i e d z i ć ?

B E R T O L T B R E C H T I B O K S E R S A ft lS O N -K Ó M E R

rze i a k to r z y nie zorganizują małej w ł a ­ snej sceny. W N ie m c z e c h p r z e c ie ż jest w ię c e j ś ro d k ó w niż g d z i e k o l w i e k in d z iej?

— A l e niema a k to ró w . N ie m a m ło - , d ych a k to ró w . S ta rzy są z d e m o ra liz o w a - j

ni, a m ło d z i się w ła ś c iw ie ta k ż e starzy, j

N o w y te atr musi sobie w y k s z ta łc ić w ł a ­ snych a k t o r ó w i własną publiczność,

P r z y c h o d z i mi w tej ch w ili na myśl, że u nas w o b e c istotnie mniejszego b a la ­ stu tra d ycji m ło d zi pisarze mają także mniej trudności do p rz e z w y c ię ż e n ia ,

— Czem uż nie spróbuje się pan s k o ­ m u nikować z którym ś z t e a t r ó w p o l ­ skich?

— Tak, — m ó w i Brecht, k tó re g o n ie ­ p od o b n a o d w ie ś ć od przekonania, że W a r s z a w a le ż y w P rad ze, stanowiącej, w e d l e je go przekonania, w o becn y m u- stroju o dręb n e i n ie p o d le g łe państwo, — słyszałem, że w P ra d z e są dobre teatry.

— N ie , W a r s z a w a to jest stolica P o l ­ ski, a P raga n a le ż y jeszcze do Czech. Pan jest n ap raw d ę słaby w geografji. A l e to nic nie szkodzi. M y mamy ta k że dobre te a try!

— A l e c z y tam można grać skom p li­ k o w a n e r z e c z y ? M o j e dramaty w y m aga ją bardzo z ło ż o n e j inscenizacji. T o b y ło b y n a p ra w d ę p rzyjem nie. M o ż n a b y tam p o ­ jechać i w s z y s tk o zo b a c zyć . Zdaje się, że tam n a w e t ch o d zą aeroplany.

— A do c ze go pan ostateczn ie z m ie ­ rza w sw o ich dramatach?

— Staram się w p r o w a d z ić do dram a­ tu e le m e n ty epickie, w i ę c e j naiwności, p rym ityw izm u . W s z y s t k i e m oje r z e c z y z m ierzają w łaśn ie w tym kierunku,

— Jak d och odzi pan do sw o ich p o m y ­ s łó w ?

— Bo ja wiem . P r z y czytaniu gazety, — Co pan te ra z p isze?

— P is z ę am erykańsk ie opow iadania, k tó re b ę d ą się n a z y w a ły „ D i e Erbauung N e w - Y o r k s " , a ty c z ą się okresu p o w s t a ­ wania A m e r y k i i ro li w ie lk ic h miljone- rów , jak V a n d e rb ild t i inni, P o z a t e m p- szę k om ed ję p, t. „ M a n n ist M an n ".

— T o w s z y s t k o ?

— P racu ję je szcze nad b io g ra fją am e­ ryk ań skiego b o k s e ra S am sona-K órnera. T o jest Samson w tam tym pokoju, nama­ l o w a n y p rze z jedn ego z moich przyjaciół, W jasnej p ra c o w n i Brechta jest coś z p ro s to ty i c e lo w o ś c i jego am erykańskich p om ysłó w ,

— Jak tu u pana ładnie — m ó w ię mi- m ow oli,

— A c h , strasznie, — P an gra?

( P o d ścianą stoi w c iś n ię te w kąt p ia ­ nino),

— Ohydnie,

Regina Reicherówna.

Rozmowy Archibalda Hendersona

U G. B. S.

Shaw o literaturze, teatrze i kinie

G, B, S, jest to znak n ajw ięk szej d z i­ siaj fir m y lite ra ck iej świata. O zn a cza on: G e o r g e Bern ard Shaw. „ A g e n c j e " tej fir m y sięgają drugiej półkuli, a z głosem jej lic zą się n ajp o w ażn iejsze czyn n iki kul­ turalnych sfer A n g l j i i A m e r y k i. S h aw p o w ia d a o sobie: „P r z e k r a c z a m w s z y s t­ k ie granice od Lon dyn u do Japonji w obu k ieru n kach ". A l e zaraz p otem dodaje z ło ś liw ie : „ T o samo c zyn i Chaplin. Jeśli jednak zb ie ra nas chęć pysznienia się z tego, to natychmiast p ow strzy m u je od

b ęd zie ten, k to stanie się O skarem W i l d e m filmu i za p e łn i o b r a z y epigramatami. W t e d y w i ę c e j b ę d z ie n ap isó w niż o b r a ­ zó w , S haw nie zg ad za się na film ow a n ie s w oich sztuk. U w a ż a to za zbrodnię, „O p u s zc zan ie tekstu i p rzedsta w ia n ie samego scenarjusza jest niem al tem sa­ mem, jak g d y b y ktoś p o k a z y w a ł dru­ cian y szkielet, służący r z e ź b ia r z o w i za p o d s ta w ę do posągu",

W dramacie angielskim w id z i S h aw ogrom n ą zmianę na lepsze, w p ro s t p rze

-Bernard Sbaw rozmawia z Arcbibzldem Hendersonem w swojej bibljotece

tego fakt, że ró w n ie ła tw o jak m y o b i e ­ gła c a ły św iat ogromna lic zb a pop u la r­ nych d o w cip n isió w , k tó ry c h am bicją jest b y ć na najniższym p o z io m ie s w o jeg o z a ­ wodu, jak naszą dążnością jest b y ć na jego s z c z y c ie " , G. K . Chesterton p o w i a ­ da o B e rn a rd zie Shaw: „ G ł ó w n a zasługa Bern arda S h a w i cała jego siła tk w i w żelazn ej k o n s e k w e n c ji". D z ię k i k o n ­ s ekwencji, z jaką S h a w w a l c z y o id ea ł s w o je g o n a d c z ło w ie k a i smaga b icz em ironji d zis iejs zy świat, z d o b y ł on sobie s tan ow isk o p o tę ż n e i w p ł y w o w e , c h o ­ ciaż samotne, S h a w ma b o w ie m tylu z a ­ c ięty ch w r o g ó w , ilu g o rą cy c h z w o le n n i­ k ów , Jak k a ż d y genjalny c z ło w ie k . O m i­ nęła go d otąd nagroda N o b la, o k tó re j m ó w i: „ N a g r o d a N o b la jest loterją, d o ­ stępną dla k ażd ego, k to z d o b y ł p e w n e minimum sławy. J ak o taka jest p o ż y ­ teczna, p o n ie w a ż niejednemu z pracują­ cych, k t ó r z y otrzym u ją n ied ostateczn e w y n a g ro d ze n ie , p rzyn osi p r z y p a d k o w e żniw o, A l e to jest w szystko, co można o niej p o w i e d z i e ć " .

T e z ł o ś liw e s ło w a cechują tak d o ­ sadnie sarkastyczną naturę Shawa, że musimy u w ie r z y ć w ich p ra w d z iw o ść , j a k k o lw ie k nie S ą w y j ę t e z żadnej k sią ż­ k i pisarza, ale z a n o to w a n e p iln ie p rzez jego b iografa i p rzyjaciela, A r c h ib a ld a H endersona, p ro fe so ra u n iw ersytetu w A m e r y c e , w d zie le p. t. „ R o z m o w y z B e r ­ nardem S h a w ". T o c z y ł y się one w m ie sz­ kaniu Shawa w Lo n dyn ie, w r. 1924. S z e ro k a dyskusja o b e jm o w a ła w s z y s t­ k ie ż y w o t n e zagadnienia w sp ółczesn ej E urop y: k w e s tje polityczn e, sytuację p o ­ w o je n n ą E u r o p y i A m e r y k i , t e o r ję o d ­ m ło dzen ia i te o rję Einsteina, socjalizm, faszyzm, zagadnienia p łc io w e i s p ra w ę aktualnej p o lit y k i a’ngielskiej, n ę d zę i h o ­ r o s k o p y na p rzyszłość, a p rz e d e w s z y s t- k iem literaturę, te atr i kinematograf. Z tematu na tem at przeskakuje n iezm o - żona myśl H endersona, znajdując za w s ze go to w ą , ciętą, t r z e ź w ą i dosadną o d p o ­ w ie d ź Shawa.

Shaw sądzi b ard zo ostro p o w o je n n ą literaturę. O b w in ia ją o nieudolność, b a ­ nalność, zło i s urow ą p rym ityw n ość, A l e n ie jest pesymistą. P r z e c iw n ie ; w ie r z y w k on ieczn ość zła dla s tw o rzen ia jeszcze p ięk n iejszego jutra. N a p ytanie H e n d e r ­ sona, co sądzi o upadku p o w o jen n ej lit e ­ ratury, S h a w o d p o w ia d a : „S ztuka, p o ­ dobnie jak ży cie, musi się od czasu do czasu odm ładzać, w ra c a ją c do p oziom u dzieciń stw a i g rz eb ią c sw o ich n ie b o s z­ c z y k ó w " , A w i ę c S h a w w i e r z y w n o w ą epokę. P rz y z n a je zresztą, że e p o k a ta p rzyn osi n o w e wartości. N aw et Szeksp ir o d r o d z ił się obecnie, j a k k o lw ie k „ S z e k s ­ pir nie b rał n igd y teatru p o w a ż n ie ". Do w i a r y tej d o p o m ó g ł S h a w o w i triumf „ Ś w ię t e j J o a n n y " *).

B a rdzo ostro odnosi się S h aw do obecnej produ kcji film ow ej. D z is iejs zy dramat f i l m o w y jest p r z y s to s o w a n y do smaku w s zy stk ic h w a r s t w społecznych, bo musi się w s zy stk im podobać, „ P r z e ­ p o jo n y jest moralnością, ale nie ma o d ­ w a g i dotknąć cnoty, A cnota, w y z y w a ­ jąca i p og ard za jąca moralnością, jest k r w i ą i k o ś c ią ra s o w e g o dramatu", S h aw s p rz ec iw ia się film ow an iu sztuk te a t ra l­ nych i p ow ieś c i, „ D ra m a ty film o w e w in ­ n y b y ć specjalnie w y m yś lan e na ekran p r z e z orygin alnych, p ełn ych fantazji au to­ r ó w f i lm o w y c h " , S h a w nie o b a w ia się k on kuren cji filmu dla teatru. Sądzi, że film w y c z e r p a ł już w s zy s tk ie źró d ła n ie ­ m ej sztuki, B o h atere m p rzy s złe g o filmu

*) Por, ,,G. B, S h a w o p o lit y c e i l i t e ­ r a tu r z e " w nr, 32 „ W i a d o m o ś c i " z r, 1924,

inaczenie się. N i e w i e r z y jednak w an­ gielsk i te atr n a ro d o w y. A n g l i c y są zazdrośni o teatr, „ p o n ie w a ż ich k o m ­ prom ituje".

W d zie d zin ie te o r ji i tech n ik i dra­ matu S h aw na p ie rw s z e m miejscu sta­

wia w r o d z o n y talent. U w aża, że nie można n ik o go nau czyć dramaturgji, jak to się ob e c n ie p rak tyk u je w A m e r y c e , S h aw zd ra d za n ie k tó re s e k re ty z e s w e ­ go sposobu pisania sztuk. „S ztu k a r o z ­ w ija się (u mnie) sama. P r o w a d z ę ty lk o pióro, A l e n i e k i e d y ro d zi się n a jp ierw w mojej g ł o w i e jakaś sytuacja, jak np, ar es zto w a n ie w „ U c zn iu szatana", k t ó ­ ra w g o t o w e j sztuce m o że się w y d a ­ w a ć ośrod k iem — lub t e ż nie. N i e k i e d y jedna uwaga, k tó rą usłyszałem, r o z s tr z y ­ gała o całej sztuce: „ L e k a r z na r o z d r o ­ ż u " z r o d z ił się np, z uwagi, jaką sir A lm r o t h W r ig h t w y p o w i e d z i a ł do s w o ­ jego asystenta w laboratorjum szpitala St, M ary, g d y p o k a z y w a ł mi s w o je t e c h ­ niczne m e to d y ". S h a w jest p rze c iw n ik ie m dram atyczn ej akcji. „Unikam akcji jak

zarazy. O s trz eg a łe m za w s z e m ło d y c h p i­ sarzy dram atyczn ych : akcja jest jak z a ­ b a w a w o d g a d y w a n ie szarad, k tóra b a ­ w i tego, k to ją układa, ale w i d z o w i w y ­ daje się n iesk oń czen ie głupia. F a b u ły są interesujące, ale b ard zie j interesujące jest p rze d s ta w ia n ie d ziałających cha­ ra k te ró w , a zarazem dla sceny jest to źr ó d ło za in tereso w a n ia fabułą. Drama­

ty czn a akcja jest to najbardziej m artw a rzecz. M o ja m etod a p o le g a na tem, że w y o b r a ż a m sobie charaktery, a p o te m p o z w a la m im działać, stosow nie do tego jak są n ak re ślo n e". S h a w uważa się za ra so w ego , k lasyczn ego dramatopisarza.

Z a p y ta n y o w s p ó łc ze sn ą literaturę, S h a w w y z n a je z rozb rajającą s z c z e ­ rością, że „n ie c zy ta w s p ółc ze sn yc h p o ­ wieści, p o n ie w a ż niem a „w s p ó łc z e s n e j p o w ie ś c i". Zresztą: „ża d e n pisarz dra­ m a ty c zn y nie ma c ie rp liw o ś c i dla p o ­ w ie ś c i" , L ite ra tu rą zagraniczną zajmuje się b ard zo go rliw ie , ale „m a ło jest k sią­ ż e k ja k ie g o k o lw ie k narodu, godnych p r z e c z y ta n ia " a).

Dla Shawa n ajżyw o tn ie jsza i n ajb liż­ sza jego sercu jest tw ó rc z o ś ć d ra m a ty c z­ na, O p rzys zło śc i tej tw ó r c z o ś c i p o w i a ­ da d ow cip n ie: „P rzyp u szcza m , że dramat p o d a w a ć b ę d zie nadal, stosow nie do ogólnej p otrze b y, w mniej lub w ię c e j e lega n ck iej p rzy p ra w ie , n o w o ś c i p o l i c y j ­ ne i r o z w o d o w e i znosić b ęd zie, jak t y l ­ ko zdoła, d ram atyczn ych pisarzy, k t ó ­ rych ze ś le mu O p atrzn o ść ",

O sw ojej dalszej tw ó r c z o ś c i drama­ ty czn e j m ó w i S h a w z e zr ę c zn ą o g l ę d ­ nością: „Z a n im napisałem „ Ś w i ę t ą J o a n ­ n ę", „ M e t u z a l e m " b y ł m oją ostatnią sztuką. K a ż d a sztuka, k tó rą piszę, jest ostatnią, zanim za czn ę nową. A l e sztu­ ka, w k tó re j dramatopisarz osiągnie sw ój n a jw y ż s z y szczyt, jest w rz e c z y w is to ś c i ostatnia, c h o c ia ż b y napisał inne, k tó re podług kalendarza są późn iejsze".

N ic jednak nie zdradza, że Shaw gra­ nicę tę już p rze k r o c zy ł. U m y s ł jego, p rze rzu ca ją c y się z szaloną b ystrością i ła tw o ś c ią z tem atu na temat, z a ch o w a ł w ta k p óźn ym w ie k u m ło d z ie ń c zą ż y ­ w o tn o ś ć i św ieżość, N ie d a rm o z a jm o w a ł się S h aw zagadnieniem długiego życia w „ M e t u z a le m ie " . Pragn ął za p e w n e z b a ­ dać tajem nicę sw ojej w ie c zn e j m ło d z ie ń ­ czości, I słusznie p o d e jr z e w a Henderson, że zam ierza za cząć s w o ją k arjerę dra­ m a tyczn ą jeszcze raz od początku,

Kazimierz Bukowski,

O S T A T N I E N O W O Ś C I

K S I Ę G A R N I

F.

H O E S I C K A

B A L Z A C *

F E R R 9 G U S

P o w i e ś ć P r z e ł o ż y ł i w s tę p e m o p a trz y ł B O Y - Ż E L E Ń S K I C e n a z ł. 5.— B O Y - Ż E L E Ń S K I

M Ó Z G I P Ł E Ć

Studja z lite ra tu ry francuskiej (Villon, R abelais, M on taign e, Brantóme, D e s ­

cartes, Pascal, M o lje r i t. d. i t. d.)

C e n a z ł. 6.60 M I E C Z Y S Ł A W B R A U N

H Z E M I 0 S Ł A

P o e z j e W A C Ł A W G R U B I Ń S K I

NIEWINNA GRZESZNICA

Kom edja w sp ółczesn a i w ie c zn a

C e n a z ł . 4.— C E Z A R Y J E L L E N T A

R Y C E R Z E L I L I I

P o w i e ś ć

C e n a z ł. 6.— J A N N E P O M U C E N M I L L E R

ZARAZA W GRENADZIE

R z e c z o stosunku n o w e j sztuki do r o ­ mantyzmu i modernizmu w P o ls c e C e n a z ł. <5.— A N T O N I S Ł O N I M S K I

Z DALEKIE] PODRÓŻY

P o e z j e J U Ł J A N T U W I M

S l O H A H E RH B I

P o e z j e I R E N A T U W I M

P 0 E Z 3 E

S T E F A N Z W E I G

] E R E 1HI 3 A S Z

P o e m a t d ram a tyczn y 2) P or. „ S h a w o p o w ie ś c i e r o ty c z n e j" w nr. 77 „ W i a d o m o ś c i ” z r, 1925,

45

Broniewski. W ia t r a k i Liebert. Druga ojczyzn a Shaw. Św ięta Joanna

35

Conrad. K orsarz. P o w i e ś ć Iwaszkiewicz. K a s y d y

— K s ię ż y c wschodzi. P o w ie ś ć N ałk ow sk a. D om nad łąkami. P o ­

w ieść Strug. P o k o le n ie M a r k a Ś w id y W ierzyński. W r ó b l e na dachu

30 °l

W ittlin. W o jn a , p o k ó j i dusza p o e t y Zieliński. H erm es T r z y k r o ć W i e l k i — R z y m i jego religja — Ś w iat an tyczn y a m y — T r z y studja o M ic k i e w i c z u — Z ojczystej n i w y

i

i

premja dla abonentów

ści Literackich''

50-301 zniżki

na szeregu cennych wydawnictw

W c ią g u m a ja w s z y s c y pren u m e­ ra to r z y „ W i a d o m o ś c i L i t e r a c k i c h " k o ­ rzystać m o gą na niżej w y s z c z e g ó ln io n y c h w y d a w n ic t w a c h ze zn iżki

50— 3 0 % .

P r e ­ num eratorzy, k t ó r z y opłacili prenumeratę po dzień 1 lipca b, r., mają p ra w o w y b o ru ksią żek do w y s o k o ś c i zł.

50

c e n y k a ta lo ­ go w e j,— k t ó r z y o p ła c ili prenum eratę po dzień 1 p aźd zie rn ik a b, r.— do zł. 100,— k t ó r z y o płacili p renu m eratę po d zień 1 k w ie tn ia 1927 r,— do zł. 200. N ależności, po potrąceniu o d p o w ie d n ie g o % , n a le ż y w p ła c a ć na rachunek „ W i a d o m o ś c i L i t e ­ ra c k ic h " w P. K. O. (8.515), b ezp o ś red n io w administracji pisma (W a rs za w a , B od u e- na 1) lub p r z e k a z y w a ć z w y k ł ą drogą p o c zto w ą . P r z e s y łk a o d b y w a się na koszt administracji.

50°|o

Iłłakow icz. Śmierć Feniksa Iw aszkiew icz. D ion iz je

Lechoń, K a r m a z y n o w y poem at — Srebrn e i czarne

Rimbaud, p rz e k ła d Iwaszkiew icza i Tuwim a. P o e z je

Shaw. C e za r i K le o p a tr a Słonimski. D ro ga na W s c h ó d W hitm an. T r z y p o e m a ty W ierzyński. Pam ię tn ik miłości — W i e l k a N i e d ź w ie d z ic a — T ra g e d ja flo r e n c k a

U ER

R Ę K

l a m y

a

! r y

STVCZ

HEJ

warszawa

b o p u e n a

n i

t e l * 2 3 0

A

3.5U 3.— 4.80 6.— 3.50 6.— 4.80 7.50 3.60 3.60 1.80 2.50 3.— 2.— 3.—

(3)

W2 19

W I A D O M O Ś C I L I T E R A C K I E

3

„ R z e m i o s ł a ” M i e c z y s ł a w o B r a u n a

W najbliższym czasie ukaże się n ak ła- Brauna p, t. „ R z e m io s ła " . Ze zbioru tego dem F. H o e s ic k a tom p o e z y j M ie c z y s ł a w a j w y jm u je m y t r z y utwory.

N O W Y ZESZYT

„S K A M A N D R A’’

ZA KWIECIEŃ 1926 R.

Z A W I E R A

K A Z IM IE R Z W IE R ZY Ń S K I: Gaj Akademosa.W Ł A D Y S Ł A W B R O N IE W S K I: Zioła. Listopad M IE C Z Y S Ł A W J A S T R U N : Poczęcie. * * ». A L E K S A N D E R WAT: Bezrobotny Lucyfer.J U L J A N T U W IM : Przemiany.A N T O N I S Ł O N IM S K I: Sen Adama Uśmiech

J E R Z Y LIE B E R T: Anioł żalu. Próby serdeczne.W Ł W Y S Ł A W S T E R L IN G : Luna,LE O ­ N A R D P O D H O R S K I-O K O Ł Ó W : W obronie „nowycb rymów" S E R G J U S Z J E S IE N IN , prze­ łożył W Ł A D Y S Ł A W B R O N IE W S K I: Pugaczow (poemat dramatyczny. V — V II).

Okładka T A D E U S Z A G R O N O W S K IE G O ,

Cena zeszytu z ł 3.—

Prenumerata wraz z przesyłką w stosunku zł, 8.— kwartalnie.

D la a b o n e n tó w . W ia d o m o ś c i L it e r a c k ic h " 25% z n iż k i

Redakcja: Złota 8 m. 5, tel. 132-82

Administracja: Boduena 1 m. 2, tel. 223-04, konto w P. K. O. 8 515

„ J e d n o r ó g ” m ó w i

K r a k ó w , w kw ietn iu 1926. W w ie l k ie j sali T o w a r z y s t w a Sztuk P ię k n y c h w K r a k o w i e panuje g o r ą c z k o ­ w y ruch i praca, „ J e d n o r ó g " ro b i ostatnie p r z y g o t o w a ­ nia do swej doroczn ej w y s ta w y .

1 pJa’c

k o ra c ją dla salonu d o r o b k ie w ic z ó w . P o ­ s tanowiliśm y z e r w a ć z tern raz na z a w ­ sze! A w i ę c c zte re ch z pośród nas — H ryń k o w s k i, K o w a rs k i, Z a w a d o w s k i i ja — z a ło ż y liś m y cech a r ty s tó w -p la s ty ­ k ów . Cech, bo sztuka nasza jest r z e ­ miosłem. D o cechu tego, jako c z ło n k o ­ w ie , p rz y b y li: S tanisław D ąb row sk i, J e ­ r z y F e d k o w ic z , W ł a d y s ł a w K r z y ż a n o w ­ ski, S ta n isław P op ła w s k i, Stanisław Żu­ rawski. P r ó c z tych a r t y s t ó w z g o to w e m i już n azw iskam i p osta n ow iliśm y w ciągn ą ć i m ło d e silne indyw id ualn ości tych, k t ó ­ r z y — jak m y — za c el obrali t y lk o i je ­ dynie c z y s tą sztukę. — A w ię c p r z y ł ą ­ c z y li się do nas: z d o ln y re d a k to r te a ­ tru m iejskiego w K r a k o w ie , autor ś w ie żo w y d a n e j książki „S c e n a narastająca", F e ­ liks K rassow ski, dalej p r z e b y w a ją c y stale w P a ryżu c i e k a w y grafik Fran ciszek

Pro-„Połów ” I. K. Iłłakowicz

I. K. Iłłakow icz, P o ł ó w . W a rs z a w a , J. M o r t k o w ic z , 1926; str, 126 i 2nl, W y o b r a ź n i a — to n a jw yb itn iejs zy czynnik talentu I. K . Iłła k o w ic z , Coś irracjonalnego pociąga, drażni i n iep o k o i w fan tastyce tych p oe zy j. C h c ia ło b y się r o z w ią z a ć tajem nicę tej irracjonalności, bo zdaje się, że w tem l e ż y klucz do zrozum ienia is to ty jej talentu.

B y ć może, że to złudzenie, że nie jest to d o b re m p o s ta w ie n iem zagadnienia. W s z a k w y s t a r c z y zdanie sobie sp ra w y z faktu, że mam y p rzed sobą zjaw isko

w świat w id z ia d e ł i ś p i e w ó w kołysanki. G d y o z w ą się w sercu to n y n ajgłę b ­ sze, uczucia najistotniejsze — pośredni w y r a z p rze z nastrój fantastycznej w iz ji — już n ie w ystarcza . O dsu w a w t e d y od siebie autorka s ka rby i k le jn o ty w y o ­ braźni z tym samym gestem z n ie c h ę c e ­ nia, z tem samem uczuciem o sta tec zn e ­ go smutku, jaki b rzm i w zakoń czen iu w iersza „U m a rła sio s trzy c zk a ": „ A c h , za b ie rz c ie to w s zy stk o i w r zu ć c ie za nią do g ro b u !!"

W ó w c z a s t w o r z y r z e c z y skończenie p iękn e w swej uroczystej prostocie, jak

fot, Brzozowski

J

K. IŁ Ł A K O W IC Z c zys te go liryzmu. „ C z y s t y " liry k daje

w y r a z sw oim „ge sto m w e w n ę t r z n y m " i nie tr o s z c z y się o to, c z y ten w y r a z da się p o c h w y c ić in telektem , jeśli ty lk o czuje zgod n ość w e w n ę tr z n ą w y ra z u ze sw ym stanem u czu cio w ym . T a k i e p os ta­ w ie n ie s p ra w y m o że p r o w a d z i nas ty lk o w sferę bliżej n ie interesujących pytań, c z y autorka n a le ż y lub nie n a le ż y do t y ­ pu myślicieli,

A jednak rod zaj tej fantazji ma swe głęb s ze p syc h o log iczn e p rz y c z y n y : jej n ies am ow ito ś ć wskazu je na jakiś opór w e w n ę trz n y , k t ó r y n iezaspo k o jon a tę s ­ knota — ź r ó d ło w s z e lk ie j p o e z ji — p r z e ­ kracza w zn ie cie rp liw ie n iu w ten właśnie sposób.

W y o b r a ź n i a z tę s k n o ty chora stała się c zarow n icą , co d z i w y w y c z y n ia i płod zi:

„S erce jest jak liść na cieniutkiej

niteczce pajęczej, m i ł o ś c i b e z p ł o d n e j j a d t a k n u r t u j e , w i e m , i t r u j e i m ę c z y , t o r o z d z i e r a i b o l i , t o j a k s e n u n o s i n a j s ł o d s z y . Patrz, do żuka czarnego jak ugwarza,

jak coś p lec ie t r z y po trzy..." M iast k ł o s ó w i ziarna, na spękanej od posuchy glebie, s ycon e w n ę tr z n ą t y l ­ ko jej siłą, w y b u ja ły z io ła c z a r o w n e — zio ła trujące. W y o b r a ź n i a w o b e c r z e c z y ­ w isto ści jest jak ó w „ l e w , co p o z iew a , p atrząc na małość z ie lo n e g o w ę ż a " , jak ó w feniks o d ra d za ją cy się w c i ą ż z p o ­ p i o ł ó w nicości, tr a w ią c y sam siebie swoim żarem i g n ie w n ie nastroszony ognistem i pióry, to z n ó w jak „sm ok znu­ ż o n y p o w r a c a do starej, starej b aśn i" i tak jak zn ie c h ę c o n y b e z p ło d n e m m a­ rzen iem w ię zie ń , usiłuje cud p rze jrze ć w misternej sieci pajęczej, zalegającej k ą ty jego ciasnej celi.

T a je m n icą w szy stkich m o że h ie r o g li­ fo w yc h , „ b a t i k o w y c h b a lla d " jest to, że na ś w ia d e c t w o k r ó le w s k ie j tę s k n o ty nu- m idyjskiej czarnej d z ie w c z y n y , m ię d z y jej sercem a cien iem za b iteg o k r ó l e w i ­ cza p o ja w ił się le w , i n ie w ia d o m o już, c z y serce jej zw ią z a n e jest istotniejszem i w ę z ł y z cieniem, c z y z e lwem .

K o n t ra s to w a nieraz różn ica w cha­ r a k te rz e fantastyki p o c h o d z i stąd, że inną z n ó w jej sferę p rze p e łn ia uducho­ w i o n y smutek i niespełniona, w c ie lo n a w p o m y s ły w y o b ra źn i, tk liw o ść. T a i się ona w podmuchach igrających w ło sa m i s tw o ró w , n ie p o c h w y tn y c h jak cienie, n ie ­ w y p o w ie d z ia n y c h marzeń, lśni w b las­ kach o ta czając yc h anielskie zja w y, o ta ­ cza najczulszą rz e w n o ś c ią n a iw n y świat d zieciństwa. N i e t y l k o in styn kto w n e p ra g ­ nienie p o e z ji irracjonalności, le c z i n ie ­ spełniona tk liw o ś ć w ie d z i e w y o b ra ź n ię

np. „P relu dju m jesienne", „ G d z ie ś k o l- w ie k jest -— jeśliś jest — lituj mej ża ­ łości", albo „ O c a l o n y p ło m ie ń ", M im o b ez po śred n io ści w y ra z u jest w tych r z e ­ czach tchnienie hieratyczności. W e w szystkich b o w ie m najgłębszych skar­ gach serca jest za w s ze coś o gó ln o lu d z­ kiego, piętno w i e k ó w m ającego — m o ­ numentalnie k lasyczn ego.

C h o cia ż c a ły tom znamionuje w k r a ­ czanie autorki w zenit jej rozw oju, te, w y m ien io n e ostatnio, w ie rs ze n ajd obit­ niej m ó w ią o tem, że imię jej w historji lite ra tu ry p olsk iej zapisane b ę d z ie w s ze ­ regu w y b itn y c h autorek.

A c z k o l w i e k d e z y d e r a ty i zastrzeżen ia k r y t y k ó w n ależą do s te re o ty p o w y c h , w ię c najnudniejszych rzec zy, nie c h c iał­ b y m p rze m ilc ze ć faktu, że ze staw ien ie to jest n ie ty lk o tytułem, ale i z o b o w i ą ­ zaniem. Irracjon alizm liry k i tej autorki ł ą c z y ją silnym w ę z ł e m z w s p ó łc ze sn ą p oezją; pożądan ą dla jej r o zw o ju b y ł o b y rzeczą, ab y i w s p ółczesn e hasło u n iw e r­ salizmu (nie m yślę tu o ch a o tyczn ych d oktryn kach z nim zw iązan ych ) znala­ zło w p rzys zło śc i o d d ź w ię k w jej poezji. Skala h oryzontu s po łeczn ego K o n o p n ic ­ kiej, c z y skala zagadnień filo z o fic z n y c h autorki „ M e d y t a c y j " , G ros se k o w ej, nie o d p o w ia d a m o że c h a r a k t e r o w i I, K, Iłła k o w ic z , dlatego ro zs ze rz en ie skali w y o b r a ż a m sobie na innej drodze.

W y m a g a ł o b y ono jednak p e w n e g o ujarzmienia irracjonalnej fantastyki, k t ó ­ ra w utw ora ch w ię k s z y c h ro z m ia ró w lub w w ię k s z y c h k on cep cjach ze w z g l ę d ó w k o m p o z y c y jn y c h nie m o że b y ć sam o­ władną.

M a ją c na myśli par e x c e lle n c e m a­ larski charak ter w y o b ra ź n i I, K. Iłła k o - wicz, jej p ociąg u c z u c io w y do świata d zie c ię c e g o , jedną z m o żliw o ś c i jej r o z ­ woju w y o b r a ż a m sobie, k ojarząc go w myśli z książką „ O siero tce M arys i i krasn olu dk ach " K o n o p n ick iej, Sądzę, że jest to książka, k tó r ą w całej pełni ocen ić m o g ą d op ie ro te dzieci,,, k tóre posiadają d ośw iadczen ie, mądrość ż y c io ­ w ą i kulturę artystyczną. G d y b y m uk ła­ dał listę ksią żek polskich, n adających się do p rzekład u na ję zy k i obce, w y m ie n ił­ b ym ją na jednem z p ie rw s z y c h miejsc, jako jedną z najbardziej polskich i o g ó l­ n oludzkich zarazem, jako jedną z tych k siążek „d la w s zy s tk ic h " — w najlep- szem i najszczytniejszem tego s ło w a zna­ czeniu.

P ragnąłbym , ab y skrzyd lata w y o b r a ź ­ nia autorki „ P o ł o w u " p o w io d ła ją w świat baśni o g ó ln o lu d z k ie j w swej p ra w d z ie symbolicznej, p r a w d z iw e g o lw a b o w ie m trudno zm ieścić na b a tik o w y m w z o rze ,

Stefan K ołaczkow ski.

FELIK S S Z C Z Ę S N Y K O W A R S K I: A fisz „Jednoroga" z r 1925

O d progu w it a ją mnie miłe tw a rz e ar­ t y s t ó w Jana R u b cz a k a i Jana H r y ń k o w - skiego,

— P ra g n ę ła b y m d o w ie d z ie ć się c z e ­ goś b liżs ze go o w a szym „J e d n o ro g u ".

— T a k — o d p o w ia d a R ubczak, — W a rs za w a , zdaje się, n ie w ie le w ie o na­ szej grupie,

•— M y malarze, nie umiemy pięknie m ów ić, — w trąc a H ryń k o w s k i, — ale

J A N R U B C Z A K : Kopalnia

chaska i głęboki, in dyw id ualn y artysta Eugenjusz Ejfoisz, tw ó r c a p ięk n ych k i l i­ m ó w R om an Orszulski, W ł a d y s ł a w S tr z e ­ miński i w r e s z c ie młodziutka, jedyna w ś ró d nas k obieta, W ła d y s ł a w a Au gu sty- n o w ic zó w n a , obdarzon a w y b itn e m i z d o l ­ nościami dek oracyjn em i. R o k temu m ie ­ liśmy tutaj p ie r w s z ą w y s ta w ę , na k tórej w y s ta w ia n e t e ż b y ł y o b r a z y d w ó ch n ie ­ żyjących już dzisiaj malarzy: Jana M i e ­ rz e je w s k ie g o i Fran ciszk a R e ru tk ie w ic z a . T e r a z o tw ie r a m y tr z e c ią naszą c a łk o w it ą w y s ta w ę . J e s z c z e tu w s zy s tk o n ieu p o ­ rząd ko w a n e, ale proszę, niech pani o b e j ­ rzy, O to nasz d o r o b e k t e g o r o c z n y —

mó-J A N H R Y Ń K O W S K I: Akt i hiacynty

m o że razem, w s p ó ln e m i siłami, coś o p o ­ w iem y,

Z jednej z k an ap ek odrzucają g w o ź ­ dzie, uprzątają w a łę s a ją c e się k a w a łk i ram, garnuszki z klejem, druty, pędzle, Siadamy. Śród stuku m ło tk ów , w e s o ­ łych d o w c i p ó w pracujących d o k o ła nas artystów , za pytań i rad, ty c z ą c y c h się ro zw iesza n ia o b razó w , za cz yn a się r o z ­ mowa.

— W i d z i pani, to b y ło tak — m ó w i Rubczak, — K ie d y w jakiś czas po w o j ­ nie p rzyjech a ło nas kilku m a larzy z z a ­ granicy, gd zie p r z e b y w a liś m y w ciągu wielu lat (ja npi, osiemnaście lat p rzem ie- szkałem na M on tparn asse'ie), z o b a c z y l i ­ śmy, że w kraju ź le się dzieje. U d e r z y ł nas brak kontaktu sztuki p olskiej ze sztu­ k ą zachodnio -europejs ką. U d e r z y ł o nas, że w c ią ż jeszcze w P o ls c e anegdota nie p rzestała b y ć tematem, a m alarstw o

de-W A C Ł A de-W Z A de-W A D O de-W S K I Portret M. Paszkiewicza

w i Rub czak , o p r o w a d z a ją c mnie po p i ę ­ ciu salach, w k tó ry c h ustawione p od ścianami, r o z ło ż o n e na p od łod ze , a c z ę ­ ś c io w o już ro zw ies zo n e , spoglądają na mnie płótna „ je d n o r o ż c ó w " ,

— W sumie 151 o b razó w , rzeźb, d r z e ­ w o r y t ó w i k ilim ów . Co tu b y ło ro b oty, b y to w szy stko s p ra w ie d liw ie p o r o z w i e ­ szać i pou m ieszczać! — m ó w i artysta,

A po c h w ili dodaje, o d p o w ia d a jąc na m oje p ytanie co do godła:

— Za g o d ło obraliśmy sobie z w ie r z a o jednymi rogu. J eden róg, b y iść p r z e ­ b o je m ku p ra w d z ie !

kb.

P o l s k a z

— L u d w ik Bothm er um ieszcza w „ D ie W e l t b i i h n e " z dn. 20 k w ie tn ia b, r, a r ty ­ kuł p. t. „D eutsche R achejustiz gegen P o le n ", w k tó rym pisze o w y p a d k u p e w ­ nego o b y w a t e la polskiego, osadzonego w w ię zie n iu za zw ym yś la n ie kilku ż o ł ­ nierzy. B oth m er k o ń c z y artykuł nastę- pującemi słowam i: „10 maja stanie d w u ­ nastu niem ieckich o b y w a t e li P o ls k i na G ó rn ym Śląsku p rzed polskim i sędziami. Jest to sposobność dla P o ls k i za ś w ia d ­ czenia o sw ojem miejscu w E u ro p ie jako p aństwa o partego na p ra w ie i kultu rze",

— K w i e t n i o w y numer „ L T t a l i a che S c r i v e " o d n o to w u je szereg prac R om ana P o lla k a d o ty c z ą c y c h kultury w łoskiej,

— „ L a F ie ra L e t t e r a r i a " z dn, 4 k w ie tn ia b, r. p rzyn osi recen zję Rinalda K iiff e r le z „ C a n t i " M i c k i e w i c z a w p r z e ­ k ła d z ie Enrica Damiani.

— Paulin D aude pisze o R e y m o n c ie w „ L a L i b r a i r i e " z dn. 31 marca b, r„

— „ L ’ O p in io n " z dn. 3 k w ie tn ia b. r, p om ies zc za w zm ian k ę o poezja ch L a n ­ gego, k tó re g o niesłusznie n a z y w a A n d r z e ­ jem, o ostatnich p rze k ład ac h na polski u t w o r ó w Duhamela i G e r a ld y 'e g o oraz o antologji liry k i francuskiej A n n y L u d ­ w ik i Czerny,

— P o e z j e T u w im a uk ażą się po ukraiń­ sku, w p rz e k ła d z ie K ły m a P oliszczu ka

— „ L a R e v u e F ra n ę a is e " z dn, 18 k w ie tn ia b. r. przyn osi fragm ent francu­ skiego p rzekład u książki O ssen d o w sk ie- go „ O d szczytu do otchłani".

— Nr. 8 d w utygod nik a „D as T h e a t e r " przyn osi d w a a rtyk u ły o Polsce, J eden z nich („D as T h e a t e r "), pod p isany p rzez

a g r a n i c ą

Rosnera, charak teryzuje sezon lw o w s k i; z d o b ią go fo to g ra fje z „H e tm a n a Ż ó ł­ k i e w s k i e g o " B ro ń c z y k a i „P a n a ministra" K r z y w o s z e w s k ie g o . Drugi („Deutsches und polnisches T h e a t e r im oberschlesi- schen G re n zla n d "), p od p isa n y p rze z A . Hellmanna, o m aw ia stosunki teatraln e na G ó rn ym Śląsku, w y ra ż a ją c p o d z i w dla polskiej p ro p a gan d y o p e ro w e j, maskują­ cej zręczn ie s w o je istotne c e le p ozoram i artystycznem i, „ Z początk u śmiano się z „ p o ls k iej kon kuren cji". M a m y ją teraz! A l e już nikt się nie śmieje,,,” — k o ń c z y autor.

— „ C o n fe r e n c ia " z dn, 15 marca h, r. drukuje o d c z y t H e n r y k a Bidou p. t. „ D o ­ k oła nieznanego C h o p in a " o Chopin ie w P a ryżu (1831— 1838).

— „ Z w i e n o " z dn. 28 marca b. r» p r z y ­ nosi obszerną re ce n zję G r z e g o r z a O r ł o ­ w a z w a rs zaw sk ie j p rem jery „ B o r y s a G o ­ d u n o w a " M usorgskiego. P o s ch arak tery­ zow an iu zaku lisow ej w a lk i tendencyj na­ cjonalistycznych, s p rz ec iw ia ją c yc h się w y - w y sta w ie n iu o p e r y ze w z g l ę d ó w zasad ­ niczych, i ten den cyj artystycznych, r e ­ p rez en to w a n y c h p rz e z M łynarskiego i S zym an o w s k ie go , autor p rze ch o d zi do s z c z e g ó ło w e g o om ówienia. Sąd O r ł o w a jest w y s o c e p o c h leb n y dla w y k o n a w c ó w , p rz e d e w s z y s tk ie m dla J a n o w s k iego i O r ­ dy, mniej k o r z y s tn y natomiast dla d y r y ­ genta.

— Dr. O tto F o rs t de Battaglia o t r z y ­ mał francuski k r z y ż o ficersk i „ d e 1'in- struction p u b liq u e " za „ w y b i t n e zasługi dla r o zw o ju stosunków intelektualnych p o m ię d z y Fra n cją a zagranicą".

fot. Urbanowicz M IE C Z Y S Ł A W B R A U N

N AD M OR ZEM

N a łące m orza m orskie k on ie W y s o k o skaczą, w e s o ło rżąc, A słone słońce w zie lo n em tonie, R o z p r y s k iw a n e w ty siące słońc. C ię ż k ie b a lo n y zgęstniałej pary, K r y s z t a ły w odne, jak p ły n n y lód, W o d o r o t l e n ó w ro z e r w u a r y — T a w oda, w oda, ta w o d a wód. K r o w y , n ie d ź w ie d z ie i l w y ż y w i o ł ó w R y c z ą , spasione falam i sit.

M e w y , jak stada morskich aniołów, D z i o b y w d zio b u ją w p achn ący ił. O k r ę t o k ręc a w o d ę śrubą,

Świdrując szumy śm ietan y pian. T a k ś w ie żo żagli pijanym czubom P o d n ieb em czterech p o w ie trz n y c h ścian! N a łące morza kon ie morskie

Parskają, rżą i g r z b ie ty trą

O w i a t r ó w ostrych g r z y w y szorstkie, L u b nurem w norach tr a w ę żrą.

PIEKARZ

C ia ło ciasta k w a s zo n e c ię ż k o s p ły w a z półki. K i e d y r z e ź b i w niem białe, ciepłe, k rągłe bułki. P o d niskim stropem mącznej go rą c e j izd ebk i O b n a żo n e ramiona w miąższ zanurza lepki;

N o ż e m krając treść ciasta w ścięte c ię ż k ie płaty, W k ł a d a je na otwartą, jasną tw a r z łopaty. P ie c , s y ty ognia, d y s z y i c z e r w o n e płuca

R o z s z e r za , gd y w nie dłon ią p op arzo n ą wrzuca C h l e b ó w z ziarna tartego cieliste mięsiwo, B y nad ranem b r o n z o w e w y d o b y ć z nich d ziw o : Ł a k o m y m zę b o m p ok arm — p łó d ognia i gleby, R o d z ą c y m się p lan etom p rzy ró w n a n e chleby. T a k samo ongi świata p i e c z y w o pachnące

Z ro d z iło p r z e c ie ż ziem ię, k się życ , g w iazd y, słońce, B y ś m y mogli, to c ze n i gło d e m nied orzeczn ym , Świat pożerać, p osiłkiem sycąc usta wieczn ym , C h oć głodu, k tó r y m w życiu jesteśm y p rzeszyci, Żaden świat ani w s ze c h ś w ia t n ig d y nie nasyci.

G O S P O D A R S T W O

Zanurzając po ł o k c ie r ę c e w czarną glebę, O g o r z a ł ą i tw a rd ą patrząc w n iebo tw arzą,

W i d z ą słońce, jak bochen, w o n n y ś w ie ży m chlebem, D la k tó re go w gorącej p r a c y gospodarzą.

R ą b ią c las, k i e d y d zw o n ią o pnie ostrza siekier, I trzaskają gałęzie, i grzm ot echem dudni, Już w id z ą dom zielon y, p rz e d dom em pasiekę, S to d ołę , p ełn ą ziarna, i ż ó r a w p r z y studni.

G d y spoconem południem szpadle w piach uderzą, U k l e p i ą g ę s t y nasyp, w b iją w z ie m ię drągi — Już k ip i mocna radość, już widzą, już w ie rzą: B e z kresu le c ą szyny, i g w i ż d ż ą pociągi!

J e sz cz e myśl łaknie myśli i jak ptak się zryw a , J e sz cz e tr w o ż n a i cicha, jako b łys k zarania, A l e serce już p e w n e i myśl n iecierpliw a, I tęsknota ogromna, k tóra świat wyłania.

S ło ń c e b iegn ie po niebie, w staje w c ze s n y m świtem, 0 zachodniej g o d zin ie c ię ż k o w d ole broczy,

Strudzone, m iesza ciem ną s w ą c z e rw ie ń z b łękitem , 1 w i e c z o r n y zm ierzch z le w a na w ie c z o r n e oczy.

P r z y ogniskach d ym iących pachnie ś w ie żym chróstem, M r o k jest gęsty, i w g ó rz e g w i a z d y ś w ie c ą mocno, Jak słońce, śpią o k r y c i w ciem ną nieba chustę, J ak g w iazd y, czuw a szczęście p ó ź n ą p o rą nocną.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rodzina ta opisuje powierzchnię ( tzw. powierzchnię wektorową pola powierzchnię wektorową pola )), która cechuje się tym, że pole jest styczne do niej w każdym

Rozwiązanie ogólne równania quasiliniowego w przypadku funkcji dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Najpierw musimy rozpatrzeć równanie zawierające różniczkę funkcji Mnożąc lewą i prawą stronę przez zero, a następnie skracając formalnie zera w liczniku i mianowniku

Schemat rozwiązywania równania quasiliniowego można uogólnić na przypadek funkcji zależnej od zmiennych ( ).. Rozpoczniemy od rozwiązywania równania

Jeżeli funkcja jest ciągła i pochodne cząstkowe są ciągłe i ograniczone w gdzie jest zbiorem wypukłym, to funkcja spełnia warunek Lipschitza ze względu na. Istotnie

Funkcja jest rozwiązaniem powyższego równania z warunkiem początkowym Zbadać stabilność w sensie Lapunowa rozwiązania. Na mocy uwagi 1 wystarczy zbadać stabilność

Aspekt mapowania obiektów CAD na grupy elementów został w podręczniku pominięty ze względu na swoją obszerność i przynależność do pokrewnej (ale innej) tematyki związanej

Aspekt mapowania obiektów CAD na grupy elementów został w podręczniku pominięty ze względu na swoją obszerność i przynależność do pokrewnej (ale innej) tematyki związanej