• Nie Znaleziono Wyników

Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 9 (113), 28 II

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 9 (113), 28 II"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Dziś 6 stron

'Opłata pocztowa uiszczona ^ryczałtem

^ C e n a

80

g r o s z y

Nr. 9 (113)

W S P Ó Ł C Z E S N A LIT E R A TU R A BELGIJSKA— PAMIĘTNIK W EySSENHOFFA

WIADOMOŚCI

LITERACKI E

u

O d d z ia ły

: nLn

G

O

D

N

I

K

w Łodzi, Narutowicza 14

w Paryżu, 123, boul. St.

Germain, Księgarnia

Gebethnera i Wolffa

Cena numeru za granicą

3 fr. franc. (0,15 doi.)

Warszawa, Niedziela 28 lutego 1926 r.

Rok 111

N o w e ś r e d n i o w i e c z e

„ N o w e ś r e d n io w ie c z e ” , „R o z m y ś la n ia 0 re w o lu c ji ro s y js k ie j", „D e m o k ra cja , so­ cjalizm, t e o k r a c ja " — o to ty tu ły trzech s z k ic ó w znanego h isto rjo zo fa rosyjskiego M ik o ł a ja B ie rd ia jew a , o b ję ty c h w z b i o ­ rze, n oszącym tytuł p ie rw s z e j ro zp ra w y . K s ią ż k a to c ie k a w a c h o ć b y p r z e z to, że sam fak t jej ukazania się p o t w ie rd z a n ie k tó re jej tezy, jest ż y w ą ilustracją z a w a rty c h w niej myśli. K siążka, k tórej jedyn ą n ie w ą t p liw ą w a rto ś c ią jest w a r ­ tość sym ptom atyczna. K s ią żk a raz jeszcze p o tw ie rd z a ją c a o b a w y , ż e m o że istotnie k ryzy s w s p ó łc z e s n y jest nie t y lk o p rzej- ś c io w e m a ł a tw o zrozu m ia łem po w o jn ie 1 re w o lu c jac h obn iżen iem się pozio m u kulturalnego, le c z p o c z ą tk ie m końca dzisiejszej cyw iliza cji. Z e w s ze c h miar godna uw agi jest zgod n ość n ie w ia r y w ż y w o tn o ś ć naszej kultury u ludzi r ó ż ­ nych ras, kultur, t y p ó w um ysłow ych . Do s y g n a łó w i p r o r o c t w Spenglera, K e y s e r - linga, F e rre ro , W ip p e r a , u nas Zn an iec­ kiego, d ołącza swój głos B ie rd ia jew . W y ­ słuchajmy go.

*

Ż y je m y na p r z e ło m ie epok. K o ń c z y się okres d otąd n a z y w a n y czasami no- w o ż y tn e m i, ulega r o z k ł a d o w i i zam iera d o tyc h c za so w a kultura. N a d c h o d z ą c ą e- p o k ę iiazy vvu B ie r liajevv n o w e m ś red ­ n io w ie czem . Dziś p r z e ż y w a m y zm ierzch d n i a d ziejów , zm ierzch, k t ó r y p o p r z e ­ dza nastanie n o c y . Jak dzień jaskra- w e m i w id zia ln em i konturami r z e c z y p r z e ­ słania nam ich istotę, a ciemność n o c y — to odsłon ięcie mrocznej g łę b i bytu, tak i n o w a e p o k a w stosunku do p o p r z e d ­ niej — słon eczn ego racjonalizmu — b ę ­ dzie okresem uchylenia złudnych osłon, k ry ją c y c h c iem n y sens procesu histo­ ryczn ego. D zie ń d zisiejszy p o d o b n y jest s c h y łk o w i antyczności. T a t y lk o ró żn i­ ca, że w ó w c z a s ginęła kultura o w i e l e w yższa, niż c yw iliza c ja X I X w. A l e , jak i w t e d y , o k r e s o w i p rzełom u to w a rz y s z ą nieuniknione wstrząsy, katastrofy, z d z i ­ czenie. J a k i w t e d y s to im y dziś w p r z e j ­ ściu od okresu racjonalizmu do iracjo- nalizmu o ty p ie śred n iow iecznym . T ę w ie l k ą p rzem ianę jedni z w ą reakcją, inni — rewolucją. L e c z w takich dniach p rzełom u w s z e lk ie k ry te rja „re a k c y jn o - ści", „ p o s t ę p o w o ś c i ” , „ r e w o lu c y jn o ś c i” tracą d o ty c h c za s o w e znaczenie. T r z e b a p o g łę b ić sens tych w y r a z ó w . P o r e w o ­ lucji francuskiej re a k cy jn e b y ł y rem in i­ scencje ośw iecenia, p os tę p em n ato ­ miast — n a w ró t do śred n io w iecza, d o ­ k on a n y w rom antyzm ie. N i e jest reak- cyjnością, je że li naw iązu jąc do p r z e s z ło ­ ści, c z e r p ie m y z niej p ierw ia s tk i w i e c z ­ n o trw a łe. I to t y lk o w dziejach p o w t a ­ rza się. N o w e ś r e d n io w ie c z e b ę d z ie n o w e , tak jak o d r o d ze n ie nie b y ło p o w tó rz e n ie m starożytności.

Ba n k ru ctw o w s p ółc ze sn o śc i — to ban ­ k ru c tw o humanizmu. U ja w n ia się jego nicość. J e że li niem a Boga, niema i c z ł o ­ w iek a, P r z e c iw ie ń s t w e m religji jest nie b ezreligijn ość, ale religja szatana. P r z e ­ k o n y w a o tem komunizm, k t ó r y w y m a ­ ga sakralnej kultury, poddania ż y c ia — religji A n ty ch ry sta . N a tem p ole ga o g r o ­ mne zn a czen ie komunizmu, iż w y c h o d z i on p o z a ra m y d z ie j ó w n o w o żytn ych , w n osząc tę zasadę śred n io w ieczn ą . N ie zn a c z y to, a b y w n o w e m śred n io w ie czu m ia ł za p a n o w a ć kult szatana, le c z że w e p o c e tej całość ży cia stanie p o d zn a­ k iem w a lk i religijnej. B ę d z ie to epoka nie św ieck a, le cz sakralna, W R o s ji na­ dejście n o w e j e p o k i dok o n ało się tem łatw iej, iż R osja w ła ś c iw ie nie w y sz ła z d aw n ego ś red n io w ie cza ; nastąpiło tam niem al b ezp o ś red n io przejście od starej te o k r a c ji do n o w e j satanokracji,

W chaosie dzisiejszym w id a ć p rz e d e - w s zy s tk ie m r o z k ła d d o ty c h c za s o w y c h form kultury. Znam ieniem starej kultury

jest in dyw id ualizm , w a lk a o w oln ość c zło w ie k a . A l e po obaleniu starych te o - k rac yj za b ra k ło celu, W imię c ze go miała się t o c z y ć ta w alka, skoro za b rak ło B o ­ ga? ,,Sam c z ł o w i e k nie m o że b y ć dla c z ł o w ie k a c e le m ” ■— m ó w i B ie rd ia jew , C z ło w i e k nie m oże ż y ć ty lk o dla siebie i służyć ty lk o sobie. S p o łe c z e ń s t w o z a ­ traciło dziś B o g a i nie wie, w im ię c z e ­ go istnieje. In d yw id u a lizm z n i w e c z y ł id ee uniwersalistyczne, d o p ro w a d z ił do ato- mizacji s połeczeń stw a. W s z y s t k i e w y ­ t w o r y indywidualizm u — demokracja, parlamentaryzm, form alizm praw ny, m o ­ ralność humanistyczna, racjonalistyczna i em piryczna filo z o fja — p r z e ż y ł y się. K ru szą się formy, w k tó re c z ł o w i e k z a ­ kuł sam siebie i o d g ro d z ił się od innych ludzi. C z ło w i e k w stępuje w społeczność. Nastaje okres uniw ersalistyczny, k o l e k t y ­ w istyczny, P ad ają państwa i ustroje spo­ łeczne, Spontanicznie w y rasta jące gru­ p y s p o łeczn e c h w y ta ją w ła d zę , np, fa ­ szyzm, k t ó r y jest z a p rze cz en ie m le g ity - mizmu form alnego, jest o b ja w e m b e z p o ­ średnim w o l i ż y c ia i w o l i w ła d z y , o b ja ­ w e m s iły b iologiczn ej, a nie prawa. F a ­ szyzm i komunizm n a le żą już do n o w e j epoki, A jak w stosunkach p o lity c zn y c h istotnie w p ł y w o w a jest p o lity k a n iep ar­ lamentarna, tak i w d ziedzin ie myśli w ię d n ie oficjalna, akad em ick a filozofja, r.aviieru gn ezeolcgju , ruch Jty^li zm ie rza ku filo z o fji w italistyczn ej. D ążen ia i za in tereso w a n ia p rze su n ęły się od f o r ­ my ku treści.

R o z w ó j techniki o d e r w a ł c z ł o w ie k a od rytmu p rzyro d y, n adm iern y w z ro s t ludności i p o trze b ludzkich w y w o ł a ł o słabienie ż y c ia d uchow ego, upadek w i a ­ ry, K a p italizm m ó g ł p ow sta ć ty lk o w spo­ łec ze ń stw ie , k tó re odrzuciło ascetyzm chrześcijański. W k ap italizm ie niema hierarchicznego pod d an ia p ierw ias tk a materjalnego p ie r w ia s tk o w i duchowemu. M am o n izm jest piętnem epoki. Socjalizm jest ty lk o k on s ek w e n tn ą kontynuacją kapitalizmu. Industrjalizm rod zi m iliia- ryzm, p r z e z co g rz eb ie sam siebie.

R e fo rm a c ja i humanizm, rozbijając jedność k atolicyzm u, r o z p ę t a ł y z w a l c z a ­ jące się w z a je m nacjonalizmy. W y r z e c z e ­ nie się chrześcijańskiego uniw ersalizmu ro zb iło ludzkość na coraz mniejsze w a l ­ czące z e sobą grupy. N i e zarad zi temu internacjonalizm: internacjonalizm jest k aryk atu rą w s ze c h ś w ia to w o ś ci, jednak ma ten den cje zb liże n ia ludzi ku sobie, co b ę d z ie m ogło urze czyw is tn ić się d o ­ piero w uniw ersalnej kulturze duchowej. N i e w y n ik a stąd, iż w n o w e m śred n io­ w ie c zu nie b ę d zie w ojen ; p rze ciw n ie, b yć może, w a lk i b ęd ą niem niej groźne, ale b ę d ą to w o jn y nie n a ro d o w o - p o li- tyczne, l e c z d u chow o-religijne.

W d zie le od rod ze n ia religijności o g r o ­ mną ro lę o degra in teligencja. W a r s t w y ludowe, u w ie d zio n e ateistyczną ośw iatą i socjalizmem, o d w ra c a ją się od w ia ry; w raca ku niej inteligencja. S ym p to m a tem zbliżania się n o w e j e p o k i jest ro z b u d z o ­ n y gust do t e o z o f j i i nauk o k u lty s ty c z ­ nych, C h arak te rys tyc zn e dla n o w e g o ś red n io w ie cz a b ę d z ie donioślejsza niż dziś rola k ob ie ty , bo k o b ie ta bliższa jest duszy świata, niż n azbyt racjonalizujący ży c ie m ężczyzna.

W s p ó łc z e s n ą atom iza cję zastąpi hie- rarchiczność. W ł a d z ę p ow in n o konstruo­ w a ć n o w e ś re d n io w ie c z e jako o b o w ią ­ zek, Z w ią z k i p olityc zn e, skupiające lu­ dzi w e d łu g znam ion ze w n ę trzn ych , n ie ­ istotnych, ustąpią miejsca zrzeszeniom , organicznie w y r o s ły m z p o trze b życia. Z w i ą z k i z a w o d o w e , spółdzielnie, c ech y w y p r ą d o ty c h c za s o w e fo r m y w sp ółży cia . P r z y s z łe s p o łe c ze ń s tw o b ędzie, o c z y w i ­ ście, s p o łec ze ń stw e m pracy. P o w sta n ie zagadnienie religijnego sensu i religijnego uśw ięcen ia pracy; zagadnienia te g o nie zn a ły czasy n o w o ży tn e , k tó ry c h hasłem b y ło u w o ln ie n ie c z ł o w ie k a od p racy. Do

! tego, b y odrzucić zm ech an izo w a n ie p ra­ c y i p ojąć ją jako tw ó rcz o ść , trzeba ogra n iczy ć p otrze b y , p rzenieść punkt c ięż k o ś ci z e ś r o d k ó w na cele życia. Ż y ­ cie stanie się bardziej surowe i biedne, zatraci blask.

Z w r o t d z ie jó w ku n ow em u śred n io­ w ie c zu nie jest reakcją, jak się lękają p o s tę p o w c y , lecz n o w e m tw ó rc z e m d ą­ żen iem n ap rzód i re w o lu c ją ducha. N ie n a le ż y id e a liz o w a ć śred n iow iecza, z a m y ­ kać oęzu na jego ciemne s tron y — b ar­ barzyństwo, ciemnotę, okrucień stw o p r z e ­ mocy, terro r religijny. A l e banalne i p r z e ­ brzm iałe są t e oceny, k tó re w dawnem śred n io w ie czu w i d z ą ty lk o p r z y s ł o w i o ­ w e „ m r o k i “ . W s z a k p rz e c ie ś r e d n io w ie ­ c ze b y ło e p o k ą z gruntu religijną, o p a ­ n o w a ła je tęsknota do tego, c o trans­ cendentne i z a ś w ia to w e ; w ś re d n io w ie ­ czu istniał n a jw ię k s z y w y s ił e k schola­ styk i i m istyki nad ro zw ią z a n iem o sta­ teczn ych zagadnień bytu; ś red n io w ie cz e p rz e z skupienie energji duchowej w y ­ t w o r z y ł o n ajp o tężn iejsze in dy w id u aln o ­ ści — t y p y ry c e rz a i mnicha.

N o w e ś re d n io w ie c z e b ę d zie miało te same ry s y dodatnie: b ę d zie to epok a sakralna, w s zy stk ie d zie d z in y ż y c ia p r z e ­ p ojon e b ęd ą duchem religijnymi. W d zi­ siejszym stanie chaosu brak centrum ż y ­ cia duchow ego, jutro zaś w s zy s tk ie w o l e le s L t z e lą ku jednemu p o w » z e c iu ić m a c e lo w i, w s zy stk ie m k i e r o w a ć b ęd zie jedna w o la — w o la Boga, Z chaosu uorganizuje się kosmos. N ie b ę d z ie w i ę ­ cej postępu, b ę d z ie d ążen ie ku Bogu lub djabłu.

C zytanie ksią żk i B ie rd ia je w a jest na p o z ó r b ard zo ła tw e. Złu d zen ie to s tw a ­ rza le k k a konstrukcja zdań, A l e zdania te, zb u d o w a n e z e s łó w o pa lizu jących w ie lo ś c ią znaczeń, nie w y n ik a ją z e sie­ bie, le c z le d w o k o ja rzą się. D la te g o l e k ­ tura B ie rd ia je w a m o że b y ć b a rd zo mi« łem za jęc ie m dla ludzi, k t ó r z y n ie w y ­ magają jasno za ry s o w a n y c h k o n tu ró w myśli, o d p o w ie d z ia ln y c h tw ierd zeń , le cz dają się k ołys a ć r y t m o w i d ź w ię c z n y c h a zg o ła n ieo k re ślo n yc h słpw i lubią się zanurzać w nastrój w z n io s ło ś c i jak w c iep łą kąpiel. P o n i e w a ż strona f o r ­ malna szkicu B ie rd ia je w a nie w y t r z y ­ muje k r y t y k i logicznej, nie sposób u z y ­ skać takiej interpretacji, k tó r a b y u m ożli­ w ia ła ich m e ry t o r y c z n ą ocenę. P o s ta w ę k r y ty c z n ą zająć można jedyn ie w o b e c własnej impresji, w yniesion ej z czytan ia jego ro zp ra w y.

N ie m a to w i ę c b y ć p r z e w id y w a n ie nieuchronnej p rzyszłości, le c z ra cz ej p r o ­ gram n o w e j kultury, o p a r ty na analizie g r z e c h ó w współczesności, A n i w części analitycznej, ani w p ro g ra m o w e j t e z y B ie rd ia je w a nie są ani n o w e , ani bu­ dzące sympatję, B ie r d ia je w oceniając w sp ółczesn o ść odrzuca n ie t y l k o w y p a ­ czone, b łędn e k o n k re ty z a c je jej zasad, le c z i samą zasadę — humanizm. T o n e ­ ga ty w n e stan o w isk o b ud zi w E u ro p ej­ czyk u repulsję. B o n iw e c z ą c z łu d y lib e ­ ralizmu, zw a lc za ją c fa łsze i w y s t ę p k i dnia dzisiejszego, c zy n im y to właśnie w im ię p ra w a c z ł o w i e k a do p ełn i s zc zę ­ ścia i wolności, I tej n ie w ą t p liw e j r e a l­ nej w a rto ś ci — c z ł o w i e k a — nie p o ­ ś w ię c im y żadnej fikcji. R ó w n i e trudno p od zie la ć tę s k n o ty B ie r d ia je w a do nocy, do ascetyzmu, do ży cia b e z blasku. T ę s ­ k n o t y B ie rd ia je w a zdają się b y ć tę s k n o ­ tami c z ł o w i e k a złam an ego k ry zy s e m w spółczesn ości, k tó re g o zm ę c zo n e o c z y razi blask i k t ó r y szuka dla siebie ostoi w mgłach mistycyzmu. N i e p o d z ie lą jego tęsknot ci, k tó ry c h ramion nie ugięła burza dziejow a, i mają je dość silne, b y pod jąć c ię ż a r testam entu G o e th e g o : „ M e h r L i c h t ” .

bz.

D y s k i p o e z j a

Kronika ilustrowana

Halina Konopacka, znakomita sportswomanka polska, światowa re- kordzistka w rzucie dyskiem, jest—ja k się okazuje—także utalentowaną poetką. Świadczą o tem wiersze, które wyjmujemy z obszerniejszego

zbioru

Ogród w stolicy

N ic przekreślić, nic zm ienić już te g o nie może, Jedno ty lk o zo s ta ło — rozstać się nareszcie, K a ż d e s ło w o d oty k a tk w ią c y c h w piersiach noży, Jak cień — n ienawiść stąpa za nami po mieście. Zapach z ie m i w ilg o t n y jak jęk cich y woła,

S zelest liści nieśm iały — prosto w serce godzi, N i e mam s iły p od źw ign ąć schylonego czoła, B o ję się sama z T o b ą żegnać w tym ogrodzie. Ł z y n a b ie g ły na nisko opuszczone oczy,

I wiem , że w tw o ic h ta k że n a k lęs ły źrenicach, K to ś d o b ry nas ram ieniem o lb rzym ie m o to c zył, N ie n a w iś ć w pustych miasta została ulicach.

>

W s z y s tk o za po m n ieć k a ż e ta w o ń w rzo so w isk a, W s z y s tk o p rz e b a c z y ć muszę w b ezbro n n ej słabości, Z n ó w z serca m a leń k iego radośnie w y try s k a

N ie w y c z e rp a n a , jasna k rynica miłości.

Podróże

W d rzem iącym p op o d śniegiem d w o rk u A n tok o lu , K i e d y miesiąc mnie budził p o p rz e z okiennice, M a rz y ła m o Paryżu, R zym ie , Neapolu,

N ie b a b ardziej głęb o k ie , srebrniejsze k siężyce, I A l p s z c z y t y garbate i minione lata

P rze b ie g ła , p rz e m ie rz y ła n ie c ie rp liw a droga, P rze glą d a ła m się w lustrach tylu stolic świata — I nie wiem, c zy m bogatsza, c z y b ard ziej uboga? B o nigdzie nie b y ł k się życ sreb rn iejszy nad g ło w ą, A n i niebo w io s en n e b ardziej tajemnicze,

N i ż w ó w czas , k i e d y z ust mi padło p ierw sz e sło w o C ie p łą nocą, na m ok re łąki p o d Ł o w ic z e m ,

P ó ź n iej już — w ś ró d o g r o d ó w i fontann W e r s a lu — K ła m a ła m m im o w o li drżącem i wargami,

J ak w malutkich K olu szka ch na ogrom nym balu, K i e d y w tłumie — p am iętasz? — zostaliśm y sami. M ija ją dni i miasta, i c o r a z ich w ię c e j,

C o ra z śmieszniejsze pam ięć p rze ch o w u je rz e c z y : W ie m , że R z y m ma m ie sz k a ń có w siedem set tysięcy, A Gdańsk biciem k u ra n tó w — chore serca leczy,,. P lączą, w iją się szlaki w z d łu ż i w p o p r z e k krajów, W a g o n le c i p rz e z ciemność pło n ącem za rze w ie m , I szukam drogow skazu na k ażd ym rozstaju,

B o w ied ziałam , jak odejść, le c z jak w r ó c ić — nie wiem.

Ewa Curie, córka M arji Curie-Skłodowskiej, święci triumfy jako pianistka iv Paryżu

Siostrzenica Karola Dickensa, p. Vlvara, występuje z powodzeniem jako śpiewaczka

w Nowym yorku

Wnuczka Henryka ibsena, p. Lillebil, cieszy się uznaniem jako tancerka w Londynie

Halina Konopacka.

Natalja Crane, dwunastoletnia dziewczynka, przyjęta została na wniosek Tomasza Hardy do Brytyjskiego Towarzystwa Literatów, jako autorka szeregu wybitnvct) utworów prozą i wierszem Ostatnio pisarz amerykański Markjyam oskarżył Natalję Crane o plagjat...

(2)

2

W I A D O M O Ś C I L I T E R A C K I E

Ne 9

Z

w y s t a w

m o s k i e w s k i c h

I g n a c y Ni wi ńs ki

Korespondencja własna „Wiadomości Literackich"

M o s k w a , w lutym 1926, | m oskiewskich. M o s k w a b o w ie m do n ie ­ dawna nie posiadała zu pełnie uczelni C z em jest p ie rw ia s te k n a r o d o w y w sztuk graficznych, a naukę ich p ob ie rać sztukach pięknych, w czem się tu w y r a — można b y ło jedyn ie w Petersburgu, w A

-I G N A C y N -I W-I N S K I :

Wypoczynek

ża i w jaki sposób o b ja w ia ? Zagadnienie kad em ji Sztuk P ięk n ych . N i e b ac ząc na to, n a le żą ce do n ajc iek aw szyc h w d zie - to, p ie rw s z e już d w ie serje a k w a fo rt

eBBHHhBHHhhBBHHHH

IG N A C Y N IW IŃ S K I: Eu p a tor Ja (z e „Suity krymskieju)

dżinie e ste ty k i i psych o log ji tw ó rc z e j, n ieje d n o k ro tn ie b y ło poruszane p rze z r ó ­ żnych a u to ró w i w ró żn ych literaturach, ale nie d o c z e k a ło się je szcze istotnie p r z e k o n y w a ją c e g o ro zstrzygn ięcia . N a l e ­ ż y snać do k a te go rji o w y c h „im p o n d e ra - b i l i ó w " , k tó r e w y r a ź n ie o d c zu w a m y , a ty lk o z w ie lk im trudem m o ż e m y ująć w ścisłe form ułki i defin icje n au kow e. W sztuce p lastyczn ej p r z e c ie ż w o g ó le d e c y ­ duje nie „ c o “ , le c z „ j a k “ , w i ę c i tutaj ch o d zi nie o o k reś lo n y m o t y w h is t o ry c z ­ ny, e tn o gra fic zn y lub to p o g ra fic zn y tego c z y o w e g o narodu, le c z o sposób ujęcia ca łego utworu, je go w e w n ę tr z n ą k o n c e p ­ cję, — z k tó ry c h d o p ie ro w y ła n ia się p e ­ wna emanacja n arod ow a. T o ć tego r o ­ dzaju w r a ż e n ia c zęsto o d b ie ra m y od d zie ł sztuki o te m a cie bynajm niej nie c zysto n a ro d o w ym , a jednak p r z e m a w ia ­ jących jakiemiś cecham i specyficznem i, w ła ś c iw e m i t y lk o n arod ow i, do k tó r e g o n a le ż y autor utworu, C e c h y te nie z a w ­ sze dla w s zy stk ic h są je d n a k o w o u c h w y t ­ ne i d ostrzegalne, ani te ż w o ln e od p e w ­ nego za b a rw ie n ia in dyw id ualn ego, w p e ­ w n y c h zaś w y p a d k a c h nab ierają w y r a z i ­ stości dopiero' drogą kontrastu, o d p o w i e d ­ n ieg o p rze ciw sta w ie n ia , N a d o m ia r n i e o ­ c ze k iw a n ie , jako odruch ataw istyczn y, p o ja w ia ją się n ie k ie d y w tw ó r c z o ś c i ar­ t y s t ó w o k r w i mieszanej, choć w sw o jem poczu ciu n a ro d o w e m najzupełniej je d n o ­ litych.

D o b itn ą ilustracją do tych luźnych myśli jest w y s t a w a a k w a fo r t I g n a c e ­ g o N i w i ń s k i e g o , urządzona p rz e z M u zeu m Sztuk P ię k n y c h w M o s k w ie , m ieście rodzinnem artysty. Ignatij Igna- t je w ic z N iw iń s k i u ro d ził się w r. 1880 z ojca P o la k a i m atki Rosjanki, w y r ó s ł i w y c h o w a ł się w o toczeniu w y łą c z n ie ro - syjskiem, a w y k s z t a łc e n ie a rtys tyc zn e o d ­ b iera ł w m o s k ie w s k ie j S z k o le Stroga- now skiej. P o c z ą t k o w o o d d a w a ł się p r z e ­ w a ż n ie m alarstwu d ek o racyjn em u i w tej d zie d zin ie n ieje d n o k ro tn ie p r a c o w a ł pod k ierunkiem w y b itn e g o ongi w M o s k w i e arch itek ta p olsk iego, Jana Ż ó łto w s k ie g o . P ó ź n ie j d o p ie ro N iw iń s k i p rz e s z e d ł do m alarstw a stalu gow ego, a ostatnio z w r ó ­ c i ł u w a g ę inscenizacjam i teatralnemi, z k tó ry c h zw ła s z c z a d e k o ra c je i kostjumy do dramatu Strin dberga ,,Eryk X I V " oraz bajki G o z z i e g o ,,K s ię żn ic zk a T u r a n d o t" dużem c i e s z y ł y się p o w o d z e n ie m .

J a k o a k w a fo rc is ta N iw iń s k i zajmuje o b e c n ie je dno z p ie r w s z y c h miejsc w ś ró d g r a fi k ó w rosyjskich, choć w kunszcie tym b y ł p r a w ie samoukiem, jak zres ztą

w ło sk ic h N iw iń s k ie g o w o ln e b y ł y od w s z e lk ie g o d yletan tyzm u i odrazu w y k a

-Krymu, a b ardziej jeszcze w licznych k o m p o zy cja ch figuralnych, z k tó ry c h np, k ap italn y „ O d p o c z y n e k " z r. 1916 ś w ia d ­ c z y już o pełn i d o jrza łe g o m istrzostw a autora. Znamienne w o g ó l e dla t w ó r c z o ­ ści N iw iń s k ie g o jest nieustanne dążenie do rozszerzan ia i w z b o g a ca n ia sw o ich ś r o d k ó w i m o ż liw o ś c i technicznych. I o- to w p ie rw s z y c h planszach z a in ic jo w a n e ­ go p rze d ro k iem n o w e g o cyklu a k w a fo rt p. t. „ C a p r ic c io k a u k a sk ie" w p r o w a d z a w sposób s w o is ty p ierw ia s tk i b a rw n e o- ra z p e w n e g o rodzaju u w yp u k lon ą orna­ mentację. N i e p ow iem , b y te in o w a c je r y t o w n ic z e w zu pełności p r z e k o n y w a ł y i z l e w a ł y się w ze s p ó ł c a ł k o w i t y z k l a ­ syczn ą techn ik ą a k w a fo rty , raczej nie; b ąd ź co b ąd ź jednak w i e l c e za c ie k a w ia ją jako p r ó b y talentu orygin a lnego i w k o ­ łach artystyczn ych w y w o ł a ł y ż y w e o d ­ głosy, choć i s p o ry za cię te . „D u choć des opinions jaillit la v e r i t e “ , p o c z e k a jm y w ię c dalszego r o zw o ju i udoskonalenia n o w y c h dróg N iw iń s k ie go .

W y s t a w a jego w muzeum m o s k ie w - skiem obejm uje c a ły d o r o b e k gra ficzn y artysty, lic z ą c y w danej c h w ili do stu plansz bardzo nieraz zn acznych ro zm ia ­ rów . O glą d a m y je po kolei, p rze ch o d zą c od jednej do drugiej, i z a c h w y c a m y się ostrą w y ra z is to ś c ią linji r y to w a n e j N i ­ w ińskiego, aksamitną soczystością oraz b o g a c tw e m od c ie n i je go p o łą c z e ń c z y ­ stego k w a s o rytu z akwatintą. P o d z i w i a ­ m y zatem rozm ach kilku m onum ental­ nych w i d o k ó w arch itek to n iczn y ch i śmia­ łość p e w n y c h s kró tów , rys u n k o w o m o że nie za w s z e zu p ełn ie p op ra w n yc h , i oto naraz spostrzegamy, ż e cała ta m i­ strzow sk a tw ó r c z o ś ć w gruncie r z e c z y ja­ koś w y p a d a z w s p ółc ze sn e j sztuki ro s y j­ skiej, sta n o w c zo się z niej w y o d rę b n ia . N i e ła tw o ująć w słowa, na czem w ła ś c i­ w i e p o le g a ta odrębność, — o to w łaśn ie w y ż e j wspom niane „ im p o n d e r a b ilia " ! — ; ale u w id o c zn ia się c h o c ia ż b y w p re d y - lekcji do aktu k o b ie c e g o i sposobie jego trak tow ania, w fak tu rze i w y b o r z e p e w ­ nych te m a tó w , a n ajjaskraw iej m o że w p iękn ej p lanszy „ W i e l k a n o c " . D ó ł k o m ­ p o z y c ji zajmuje tu w s p ółc ze sn a procesja re zu rek cyjn a p rz e d c e r k w i ą p r a w o s ł a w ­ ną, pełna ruchu i ś w ia t e ł m igocących, górną zaś c zęść w y p e łn ia ją d w a anioły, unoszące się w z w y ż z dużym k r z y ż e m w rękach. O t ó ż p os ta cie te nie mają nic w s p óln e go z h ieraty zm e m a n io łó w ro s y j­ skiego m alarstw a religijnego, p r z e c iw n ie — są typu n iez b ic ie k a to lic k o - b a r o k o ­ w e go , k t ó r y w danym u t w o rz e n a w e t brzm i w p ro s t dysonansem. O d cie ń b a r o ­ k o w y z r e s ztą t k w i w całej tw ó rc z o ś c i N iw iń s k ie g o , za ró w n o w a k w a fo rta c h jak w n ie k tó ry c h m a lo w id ła c h i k o m p o ­ zy cja ch d ek o racyjn ych .

N i e kuszę się o utożsam ienie te go b a ­ roku z p ols k oś c ią w o g ó l e i bynajmniej nie upatruję w u tw o ra ch N iw iń s k ie g o w y ra ź n y c h a k c e n t ó w polskich. C h c iał­ b y m jedyn ie p o d k re ś lić n i e w ą t p l i w y fakt ataw izm u za chodniego, c ie k a w y dla p sy­ chologji t w ó r c z o ś c i w o g ó l e i n ie je d n o ­ k ro tn ie u ja w n iają cy się u szeregu a r ty ­ s tó w rosyjskich p oc h o d zen ia o bcego, m. in, i u zm a rłeg o M ic h a ła W ru b e la , Jak u tego genjalnego m alarza rosyjskiego, tak i w tw ó r c z o ś c i N iw iń s k ie g o — „tou - te p ro p o rtio n g a r d e e " — p o p rz e z

kultu-IG N A C y N IW IŃ S K I:

Dekoracja do „Księżniczki Turandot‘ Gozziego

z a ły znaczną um iejętność techniczną, A l e rę rosyjską, k tó r ą jest p rz e p o jo n y i na indyw idualna faktura i w łasny styl w y - k tórej tle w y ró sł, p rzegląd a jego p olskie

Uf grupie poetOui-fantistdini

Ojciec Teodora Decalandre

Iristii Dereme

Z a ż y w a j ą c y dziś znacznej sław y, p o ­ pularny i łubiany w o jc z y źn ie Tristan D e r e m e ma lat tr z y d z ie ś c i sześć. Z d o l ­ ności lite ra c k ie o b ja w ił y się w nim n ie ­ z w y k l e w c z e ś n ie — i to odrazu w d z ie ­ dzinie, w jakiej dziś w y p o w ia d a się z ta­ kim talentem. Już jako m a ły c h ło p c zy k z a d z iw ia ł o to c z e n ie sw em i w ie rs zy k a m i p ełn em i w d zięk u , humoru i ironji, naje- licznem i k on cep ta m i i poin-zonem i

Pojedynek dwóch twórców

Verdi a Wagner

Powieść Werfla o wielkim kompozytorze

D w a n aś cie lat rozm yślał i p r a c o w a ł W ei-fel nad d zie łe m o w ie lk im k o m p o z y ­ torze. Z trudnością ty lk o dał się ująć V e r ­ di jako b oh a te r p o w ieś c i; tem trudniej, że p oe ta zanadto czuł się s k rę p o w a n y data­ mi b io g ra ficz n em i i h istoryczn em i i n ie ­ znacznie ty lk o p o z w o l i ł swej w y o b r a ź n i uzupełnić p rze k a za n y p rz e z historję obraz zn a kom itego mistrza w ło sk ie go . P r o w a d z i 1 b o w ie m W e r f l a g łę b o k a m iłość do tej p o ­

staci, namiętne ukochanie jego muzyki, w n ik n ię c ie w jego życie, istotę i dzieło. T o te ż nie udało się a u to ro w i s tw o rz y ć utworu je d n o lite go : na d w ó ch p ła s z c z y ­ znach r o z g r y w a się akcja pow ieści, na hi­ storyczn ej i zm yślonej, i obie d okładnie o d d zie la ją się, o c z y w iś c ie , w b r e w inten­ cji autora. W p ierw sz ej b o w ie m znajduje­ my, m ó w ią c słow a m i W e r fl a , ,,mit o c zło

-l G f i A C y N IW IŃ S K I:

Dekoracja do „Księżniczki TurandotGozziego

s tąp iły d o p ie ro w „S u ic ie k ry m s k ie j", t. j. w cyklu k ra jo b r a z ó w i scen rod zajo-w ię k s z o ś ć w s p ó łc ze sn y c h r y t o w n i k ó w | w y c h z miejsc k ą p ie lo w y c h n ad brzeża

p o c h o d z en ie i przebija ją się o d w ie c z n e rysy kultury zachodniej.

Paweł Ettinger.

t e ’ ami r y m o tw ó rc z e m i. W r, 1905 w i e r ­ sze fen o m en a ln ego sztubaka ukazują się w druku. D e r e m e podpisuje się w t e d y s zereg iem pseudonim ów . W ty m że roku zostaje odegran a w te a trze w N a ntes je ­ go je d n o a k to w a k om ed ja p. t. „ Z e lla " ,

W s z y s t k i e t e p róby, acz b ard zo udat- ne, nie b y ł y jednak tr a k to w a n e na serjo p r z e z autora, k tó ry, d o s z e d łs z y „d o jr za - ł e g o “ w ie k u lat osiemnastu, p os ta n ow ił u d e rzyć w ton zg o ła inny: p o c z ą ł m iano­ w ic ie pisać w ie rs ze m woln ym , poruszał te m a ty „ t r a g i c z n e " i k r o p ił całe stosy b ezn a d ziejn ie r o z p a c z liw y c h elegij.

M a ją c lat dw ad zieścia , ze b ra ł to s w o ­ je p o k ło s ie i — jak o p o w ia d a L e o n T r e ic h na łamach „ L ’E c la ir " — o d w i e d z i ł znanego p oe tę , mecenasa T o n n y L erys, reda gują cego p o d ó w c z a s pismo lite ra c k ie i — z am atorstw a — w y d a ją c e g o od c z a ­ su do czasu „ p l a k e t k i " zd oln iejszych de- bjutantów. Staremu z n a w c y nie p rzyp a d ł w s z a k ż e do smaku p rz e d s ta w io n y p rze z m ło d zień c a rękopis. D e r e m e p rze łk n ą ł g o rz k ą pigułkę i o b ie c a ł za s to s o w a ć się do otrzym a nej rady: chow an ia swoich p ło d ó w w ukryciu... P o p e w n y m czasie— a po długim szeregu s zczerych wahań — z d e c y d o w a ł się p o k a z a ć L e r y s o w i coś z o w y c h w z g a r d z o n y c h p rz e z się p o e m a ­ c ik ó w , k tó ry c h w łaśn ie nie myślał b y ł już ogłaszać. T e w ie rs z e z a c h w y c i ł y r e ­ daktora, „ T o w y d a m ! " — z a w o ł a ł — i n ie b a w e m zam iar swój w p r o w a d z i ł w czyn. T a k ujrzał ś w ia tło dzienne p ie r w s z y tom ik w i e r s z y Tristana D e r e m e p. t. „ I r o ­ nies sentim entales". O d tą d r o zp o c z y n a się droga c oraz w ię k s z y c h sukcesów ; w y ­ ch o d zą k olejn o : „ L a v e rd u re d o r e e " , ,,Le p o e m e de la p ip e et de 1’ e s c a rg o t" i inne, — dziś ra ryta sy p oszu kiw an e p rz e z b ib lio ­ filó w , — w r. 1924 w r e s z c ie ukazuje się p rzepyszna, p ełn a dow cipu, w e r w y i sub­ teln eg o w d z ię k u książka p, t. ,,L’ e n l e v e ­ ment sans clair de lunę", k tó re j n o w e, n ieco zm ienione, w y d a n ie o głos zo n e z o ­ stało w końcu ub. r.

S kłada się na nią c y k l luźno z sobą p o w ią z a n y c h opow iadań, w k tó ry c h g ł ó ­ w n ą p os ta cią jest p. T h e o d o r e D e ca la n ­ dre — k a p italn y typ starca p ełn ego d o ­ brodusznej ironji. D e ca la n d re ma k ilka r ó w n o rz ę d n y c h pasyj: jedną z nich jest skłonność do filo z o fo w a n ia na rozm aite te m a ty ż y c i o w e p r z y lam pce zacn ego w i ­ na, inna — to namiętna bibljomanja p o ­ łączon a z ż y łk ą erudycji. W i d z i m y te d y D e ca la n d re'a z kieszen iam i w y p ch an em i c oraz to innemi książkam i — snującego b a rw n e wsp om nien ia m łodości, k tó re p rze p la ta b ystre m i spostrzeżen iam i i pa- radoksalnem i uwagami. Zn ajd u jem y w tej k siążce szereg s m a k o w ity c h historyj p e ł ­ nych p rze d n ie j ironji (w rodzaju n a jle p ­ szych u t w o r ó w M ak u szyń skiego ) oraz szereg fa c e c y j literackich, k tó re m i z w ł a ­ szcza f a c h o w c y m o gą się w r ę c z r o z k o s z o ­ wać. D o nich n a le ż y p r z e d e w s z y s t k ie m o- p o w ie ś ć o m ło d z ie ń c zy m p o e m a c ić m iło ­ snym pana T e o d o r a : o to k a ż d y w iersz te go majstersztyku, k t ó r y nie zn a lazł d o ­ stateczn ego o d d ź w ię k u w sercu jego b o ­ gdanki, jest au ten tyczn ym w ie rs ze m c o ­ raz to innego p o e t y (a jest ty c h w ie r s z y szesnaście!). W misternej tej układance p rze m a w ia ją w i ę c k ole jn o : Lam artine, L e on a rd , S ain te-B euve, Hugo, M alh erbe, Musset, V ign y, Franc-Nohain... T a k ic h i p o d o b n y ch temu „ k a w a ł ó w " sp o ty k a m y w k sią żc e D e r e m e ’ a mnóstwo.

T ristan D e r e m e jest c z o ło w y m p r z e d ­ s ta w icie lem — o ile można użyć w sto­ sunku do niego tak p o m p a ty c zn e g o o k r e ­ ślenia — znanej grupy „ p o e t e s fantaisi- stes", k tó re j z a ło ż y c ie la m i b yli: Jean- M a r c Bernard, Jean P ellerin , L e o n V e - rane i R e n e B izet, a do k tó re j n ieb a w em p r z y łą c z y ł się n ie o d ż a ło w a n y Guillaume A p o llin a ire ,

D e rem e, pisarz p ło d n y i b ę d ą c y o- b ecn ie w o k res ie n ajtęższego rozmachu, w y d a ł jeszcze w roku u b iegłym d w ie k sią ąże c zk i: ,,Les arabesques sous 1'azur ou le destin des p oe te s ' i „ L a bride et le c h e v a l ou le souvenir de J e a n -M a rc B e r ­ n ard ", na najbliższą zaś p rzys zło ść z a p o ­ w ia da : „Fausse sortie de M . T h e o d o r e D e c a la n d r e " oraz „ L e qu atorze juillet ou p etit art de rim er quand on manque de rim es".

gk.

F R A N C IS Z E K W ERFEL

w i e k u " (scil. n o w o czes n ym ), w y sn u ty z historji i ukochania, w drugiej — p r z e ­ c iętn y romans, luźnie ty lk o z w ią z a n y z b oh a terem p ow ieś c i.

A oto w paru sło w a ch treść, S ześć- d z ie s ię c io p ię c io le tn i V e rd i, uznany i u- k och an y tw ó r c a n o w o c z e s n e j o p e r y w ł o ­ skiej, czuje, że sława jego mija, że ktoś w y stąp ił i w cień go usuwa, że zajmuje scenę po scenie i z d o b y w a serca m ło ­ d zieży. Jest to R y s z a rd W a g n e r. On sam jest w ie lk im , uznanym mistrzem, ale — m istrzem minionej epoki. D zie s ię ć lat już b e z żadnej tw ó rc z o ś c i, umarły, nie — z a ­ b ity! W a g n e r zabił go, ten n iezn an y mu ani z t w a r z y ani z d zie ła w r ó g ! V e r d i w z d r y g a się b o w ie m p rzed poznaniem d zie ł p o t ę ż n e g o ryw ala . A p r z e c ie ż nie m o że o p r ze ć się w e w n ę trz n e m u p ragn ie­ niu zajrzen ia w r o g o w i w o b lic z e ! N i e p o ­ kój p ęd zi go do W e n e c ji, gd zie p r z e b y w a W a g n e r, W r, 1883 V e r d i p rz y je ż d ż a do W e n e c ji. T u słucha m u zyk i W a g n e ra , d w a ra z y w id z i go zdaleka, nie mogąc o d w a ­ ży ć się na zb liże n ie się doń. — D ługo w a l ­ c z y ze sobą. P róbu je t w o r z y ć n o w e d z ie ­ ło — „ K r ó l a L i r a " — na sposób w a g n e r o w ­ ski, pali je, jako o b c e własnemu n atchnie­ niu, — i p rzy c h o d z i w r e s zc ie do p r z e k o ­ nania, że W a g n e r — to p o k r e w n y mu duch,

choć inaczej tw o r z y ; d la c z e g o b y w ię c nie mieli się poznać i b y ć p rzy ja c ió łm i? V e r d i udaje się do m ieszkania W a gn e ra , do pałacu Vendramin, gdzie — oddając sw ą kartę w i z y t o w ą — dow iaduje się, że p rzed c h w ilą W a g n e r skonał. N a s t ę ­ puje m istrzow sk a scena: myśli i uczucia V e r d ie g o . V e rd i, c z ł o w ie k szlachetny, w s p ó łc zu ją c y w sze lk iem u nieszczęściu, p om aga jąc y ubogim, czuje, że p ow in ien go o p a n o w a ć b ó l z p o w o d u śmierci p r z y ­ jaciela — p rz y ja c ie le m b o w ie m chciał m ieć W agnera,,. A o to czuje w sobie „d zik ą, płonącą, blad ą radość",.. „ C z y na dnie naszej duszy n ap raw d ę jest ty lk o błoto, zaraza, śmiecie, z ł o ? " — p yta sam siebie w b olesn em zd ziw ien iu nad tą stro­ ną s w e go ,,ja“ . Z tej ch w ili ro d z i się p o ­ m ysł p ó ź n e g o dzieła starości: „ O t e l l a " . Z a k o ń c ze n ie takie nie za dow ala. A r ­ ty styczn a k o m p o z y c ja cierp i na tem. Brak jej spoistości w e w n ę trz n e j, archite- k ton ika dzieła rozlatuje się. L i r y k W e r f e l nie p o tra fił dać p o w ie ś c i — tak jak m i­ mo s w y c h „ T r o j a n e k " , „ C z ł o w i e k a z w i e r ­ c ia d la n e g o " i in. nie p o tra fił dać dram a­ tu. W a ż n ie js z a jest tu w y ra ź n a te n d e n ­ cja dzieła : p rz e c iw s t a w ie n ie m uzyki w ł o ­ skiej i n iem ieckiej, m e lo d ji południa i o bciążo n ej balastem myśli w a g n e r o w s k ie j m uzyki p ółnocy, is to ty rasy romańskiej i germańskiej. A w a żn iejsze jeszcze jest z g łę b ie n ie is to ty t w ó r c y w o g ó l e na p r z y ­ k ła d z ie V e r d i e g o : niema t w ó r c y w ię k s z e ­ go lub mniejszego, k a ż d y p r a w d z i w y tw ó r c a b o w ie m ma w łasne o b lic z e i w ł a ­ sny sposób tw o rze n ia ; nie w o ln o mu s p r z e n ie w ie r z y ć się swemu pow staniu i swemu duchowi; nie w o ln o mu spocząć na laurach: t w o r z y ć musi w w ie c z n e j m ę ­ ce i bólu, radości i smutku, p o myśli lub w b r e w epoce. J e d y n ie głos w e w n ę t r z n y m o że tu rozstrzygać.

I jeszcze jedno: „ V e r d i " jest p o w i e ­ ścią o c z ło w ie k u w sp ółczesn ym . S k a lp e ­ lem an a lizy o b n a ż y ł p o e ta w sp ółczesn ą duszę ludzką i w s k a z a ł śmiało p ok ła d y, do k tó ry c h z e w s ty d e m t y l k o się p r z y ­ znajemy.

J e ż e l i p o w ie ś c i W e r f l a nie m o ż e m y u- w a ż a ć za ar c y d zie ło , — i d e o w e je^j p ie r ­ w ia stki w y ró ż n ia ją ją w k ażd y m razie z pośród p o w o d z i ro m a n s ó w b io g r a fic z ­ nych, z a le w a ją c e j o b e c n ie n iem iec k i i nie ty lk o n iem iec k i ryn ek księgarski. T u b o ­ w ie m z w r o t do p rze s z ło ś c i jest zarazem najsilniejszem od c zu cie m teraźniejszości. „ M i t o t w ó r c y - c z ło w ie k u w s p ó łc ze s n y m ".

mf.

Rysunki katnrżnika

Renaud, skazany na 20 lat ciężkich robót za obrabowanie ambulansu pocztowego

i usiłowanie morderstwa

Albinet, skazany na dożywotnie ciężkie ro­ boty za obrabowanie pociągu nr. 16 na linji

Paryż— Orleans i trzykrotną ucieczką

LerouK, skazany na dożywotnie ciężkie ro­ boty za morderstwo i poćwiartowanie pro­

stytutki

Doktór Brengues, skazany na dożywotnie ciężkie roboty za zamordowanie szwagra

w Nizzy w celach rabunkowych

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rodzina ta opisuje powierzchnię ( tzw. powierzchnię wektorową pola powierzchnię wektorową pola )), która cechuje się tym, że pole jest styczne do niej w każdym

Rozwiązanie ogólne równania quasiliniowego w przypadku funkcji dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Najpierw musimy rozpatrzeć równanie zawierające różniczkę funkcji Mnożąc lewą i prawą stronę przez zero, a następnie skracając formalnie zera w liczniku i mianowniku

Rozwiązywanie zagadnienia początkowego równania quasiliniowego o dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Schemat rozwiązywania równania quasiliniowego można uogólnić na przypadek funkcji zależnej od zmiennych ( ).. Rozpoczniemy od rozwiązywania równania

Jeżeli funkcja jest ciągła i pochodne cząstkowe są ciągłe i ograniczone w gdzie jest zbiorem wypukłym, to funkcja spełnia warunek Lipschitza ze względu na. Istotnie

Funkcja jest rozwiązaniem powyższego równania z warunkiem początkowym Zbadać stabilność w sensie Lapunowa rozwiązania. Na mocy uwagi 1 wystarczy zbadać stabilność

Aspekt mapowania obiektów CAD na grupy elementów został w podręczniku pominięty ze względu na swoją obszerność i przynależność do pokrewnej (ale innej) tematyki związanej