Na naszym niebie zaterkotały aeroplany
Kiedy dokładnie na niebie nad okolicami Słupska pojawiła się pierwsza machina latająca, nie wiadomo. Ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można określić, kiedy po raz pierwszy silnikowy obiekt latający tu wylądował.
Jarosław Kaczyński z wizytą w Słupsku
- Nowe województwa po wygranych wyborach możemy szybko utworzyć Chodzi o mazowieckie, a także o środ- kowopomorskie, w którym Koszalin i Słupsk musiałyby się podzielić instytucjami - mówi prezes PiS.
Jak to będzie działać na środowisko
Biogazownię o mocy 2 MW chce wybudować w Pod- górach Antoni Ławrenowicz, miejscowy rolnik. - Nie sam, a z partnerami. Jej koszt szacuję na kilka milionów złotych - oznajmia Ławrenowicz.
GŁOS SŁUPSKA T Y G O D N I K S Ł U P S K A I U S T K
h ? V :"s/ T , - ^xo V o ^Piątek 25 maja 2012 www.gp24.pl mutacja O
Znowu będąsię
W ubiegłym roku uczestnicy Marszu Życia maszerowali z flagami i transparentami wyrażającymi idee, które uważają za ważne.
Zbigniew Marecki
zbigniew.marecki@mediareqionaine.pl
Pierwszy słupski Marsz dla Życia, zorganizowany z ini
cjatywy ks. Piotra Domarosa z parafii św. Maksymiliana Kolbe, przeszedł przez miasto 12 czerwca ubiegłego roku. Tego dnia ponad tysiąc białych balonów z logo marszu, setki kolorowych flag i banerów oraz radosna muzyka i piosenki sprawiały, że w niedzielne popołudnie słupskie ulice wypełnił świ
ąteczny korowód. Całe ro
dziny, dzieci, młodzież, a także ludzie starsi i przedsta
wiciele wielu wspólnot ko
ścielnych z miasta i całego Pomorza wyrażali w ten sposób swoją radość z daru życia.
To było prawdziwe święto życia. Ten marsz zakończył się na placu Starego Rynku,
gdzie fotoreporterzy wyko
nali grupowe zdjęcie Przyja
ciół Życia. W intencji obro
ńców życia ksiądz biskup Krzysztof Zadarko wraz z ka
płanami słupskich parafii od
prawili nabożeństwo , pod
czas którego ok. 30 osób podjęło duchową adopcję
•dziecka poczętego. Wcze
śniej 40 osób przystąpiło do Banku Szpiku Kostnego, de
klarując chęć ratowania życia w taki właśnie sposób.
Podobny _ scenariusz będzie obowiązywał w naj
bliższą niedzielę, gdy o godz.
14.30 sprzed kościoła św.
Maksymiliana Kolbego znowu wyruszy Marsz dla Życia. Gdy dotrze na Stary Rynek, zebrani będą m.in.
uczestniczyć w finale oko
licznościowego konkursu plastycznego. Tam też ok.
godz. 19 można będzie obej
rzeć spektakl - rock-operę
Naprotechnologia To metoda obejmująca zbiór technik obserwacyjnych i wykorzy
stująca procedury medyczne, ma
jąca pomóc rozpoznawać moment korzystny do zapłodnienia. Oparta jest wyłącznie na naturalnych me
todach planowania rodziny aprobo
wanych przez Kościół katolicki. Me
toda ta stawia nacisk na naukę umiejętności rozpoznawania wła
snej płodności przez małżonków starających się o potomstwo. Me
toda opiera się na samoobserwacji
według zmodyfikowanej Wersji modelu Creightona. Pozwala okre
ślić dni płodne kobiety oraz ewen
tualne zaburzenia w jej cyklu miesi
ączkowym. Okres obserwacji i diagnostyka może trwać do 2 lat i obejmuje trzy etapy: nauka techniki obserwacji cyklu kobiety według modelu Creightona i zapisywania jej wyników na specjalnej karcie, oraz diagnostyka wstępna i badania hormonalne. Równocześnie prze
prowadza się badania mężczyzny.
„Dawid" w wykonaniu Te
atru, A" z Gliwic.
Wszystkie te wydarzenia będą zwieńczeniem działań, które trwają już od początku tygodnia. Organizują je członkowie Fundacji Przyja
ciele Życia oraz słupski od
dział Christiana Civitas.
Obejmowały m.in. spotkania
w kościele św. Maksymiliana Kolbego z ojcem Karolem Meissnerem - benedyk
tynem i lekarzem psychiatrą, który jest uznanym znawcą tematyki rodzinnej i małże
ńskiej.
- Jego porady były bardzo pouczające. Poszłam na to spotkanie z ciekawości, aby
sprawdzić, co zakonnik może wiedzieć o życiu ro
dzinnym i małżeńskiej mi
łości. Okazało się, że mówił bardzo interesująco i udzielał praktycznych rad - opowiada pani Joanna z Siemianic.
Z kolei zainteresowani na- protechnologią, czyli metodą naturalnego sterowania płodnością, mogli poznać szczegóły tej metody leczenia niepłodności podczas dys
kusji w słupskim ratuszu.
- Sami byliśmy zdziwieni, gdy na naszą konferencję przyszło ponad 150 osób, w tym wielu lekarzy i pie
lęgniarek - mówi Ewa Sie
licka, prezes Fundacji Przy
jaciele Życia.
Z kolei z myślą o mło
dzieży zaplanowano warsz
taty muzyczne, podczas których spora grupa mło
dych ludzi w trzy dni mogła nauczyć się śpiewać pod
Fot Łukasz Capar
okiem zawodowych mu
zyków.
Do tego święta życia włączyliśmy się także i my.
Wśród uczestników nie
dzielnego finału będziemy kolportować naszą gazetę z dodatkiem zawierającym
„Pamiętnik z życia słupsz- czan". Złożyły się na niego fragmenty najciekawszych historii nadesłanych lub przyniesionych do redakcji przez naszych czytelników ze Słupska i powiatu słup
skiego. Większość przekaza
nych nam historii umie
ścimy w specjalnej zakładce
„Pamiętnik słupszczan" na portalu www.gp24.pl. Część z nich natomiast wykorzy
stamy w najbliższym czasie w ramach odrębnych publi
kacji.»
WSPOMNIENIA SŁUPSZCZAN na stronach 2-3
Pamiętniki słupszaan
Głośny duch z przedszkola Moja mama miała uko
ńczoną przed wojną małą maturę. W 1950 r. w Wałczu ukończyła miesięczny kurs dla wychowawczyń przed
szkola. ja w tym czasie zo
stałam umieszczona u sióstr szarytek przy ul. Findera.
Okresu tego nie wspominam miło, bo tęskniłam za mamą.
Często też byłam głodna, bo wielu potraw nie znosiłam, a szczególnie margaryny ż dżemem z buraków. Po po
wrocie mama pracowała w przedszkolu kolejowym. Bu
dynek ten przy obecnej ul.
Kołłątaja przez lata stał pusty.
Przed wojną ten d o m był własnością naczelnika stacji.
Z Łodzi do Słupska
Do Słupska przyjechałam w 1950 r. w maju z Łodzi, gdzie pracowałam w Woj
skowej Klinice Centrum Wy
szkolenia Sanitarnego. Pracę miałam dobrą, jednakże brak mieszkania zmusił mnie do wyjazdu.
Od rodzin odwiedza
jących chorych dowie
działam się o Słupsku i o wol
nych mieszkaniach.
Wyjechałam. Po całonocnej podróży wysiadłam rano w Słupsku. Wyszłam przed bu
dynek dworca i stanęłam za
chwycona. Ulica Dworcowa (obecnie Wojska Polskiego) była piękna. Środkiem biegła aleja wysadzana drzewami, obok ławeczki. Przed wszyst
kimi pięknymi kamienicami były ogródki kwiatowe, ogro
dzone kutymi płotkami, co jeden to ładniejszy. Kwiaty w pełnym rozkwicie, słoneczko świeci, usiadłam na ła
weczce, wtem usłyszałam pi
ękny głos dzwoneczków
„dzyń, dzyń, dzyń". To nadje
żdżał tramwaj w stronę dworca. Słońce świeci, dzwo
neczki dzwonią.
- Boże, jaki ten Słupsk pi
ękny- pomyślałam. - Jak już tu jestem, to trochę pozwie
dzam. Na końcu ulicy, na prawo był piękny malutki park z pergolami z róż, mała fontanna i sikający do niej chłopczyk. Dziś po pergoli i chłopczyku nie m a śladu. Na lewo ulica Sienkiewicza. I znów aleja z drzew, ławeczki, oczko wodne i fontanna.
W późniejszych latach przybył kwietny zegar i data z
Duchowe dziecko
Był rok 1982, byłam w Szkole Położnych, gdzie od
bywałam praktykę na od
dziale ginekologicznym.
Pewnego dnia przywieziono na oddział kobietę z ciążą pozamaciczną. Była bardzo młoda, miała chyba 23 lata i jedno dziecko. Bardzo krwa
wiła. Byłam tą osobą, która pochylona nad pacjentką, le
żącą na wózku, zawoziła ją na salę operacyjną. (Bardzo ważny szczegół - na szyi, na rzemyku miałam zawieszony medalik z obrazkiem Matki Bożej Częstochowskiej). Pa
cjentka zapytała: „Co ze mną
Przed wejściem do niego znajdowała się fontanna.
Dość długo była czynna. Od strony południowej rosły i owocowały winogrona. Z drugiej strony był sad.
Po wkroczeniu do Słupska wojsk radzieckich właściciel tego domu wywiózł rodzinę z dobytkiem do Niemiec, a sam popełnił samobójstwo przez powieszenie w jednym z okien. Tak przynajmniej opowiadała pani T., która była w tym domu służącą, a po otworzeniu przedszkola pracowała w kuchni. Bu
dynek ten idealnie pasował do tego celu, bo miał bardzo dużą kuchnię, jasne, sło
neczne i duże pokoje. Na
ostatnim natomiast piętrze znajdowały się małe pokoje, w których funkcjonował ga
binet dentystyczny oraz mie
ścił się gabinet kierownika.
Było tam też małe miesz
kanie, które zajmowała kie
rowniczka. Działo się tak, do
póki w budynku nie zaczął grasować duch.
Zjawiał się zawsze wie
czorem. Wtedy najpierw trzaskały potężne drzwi we
jściowe, a po chwili rozlegały się ciężkie i powolne kroki.
Stukały też garnki, na do
datek spadały po schodach.
Każda kierowniczka, która tam mieszkała, po takim se
ansie uciekała w popłochu.
Tajemnica ducha wyszła na Wanda Masłakow, mama pani Izabeli, z wychowankami z przedszkola kolejowego w Słupsku. FoL Archiwum rodzinne
jaw kilka lat później, gdy za
rwała się podłoga na weran
dzie dobudowanej do ganku drzwi wejściowych. Okazało się, że widocznie pan na
czelnik składował pod nią ja
kieś rzeczy osobiste. Sądzę, że były wśród nich i cenne rzeczy, o których wiedziała pani T., wówczas już 50- letnia kobieta. Rzecz w tym, że ona nagle stała się bardzo bogata. Wszystko wskazuje na to, że to ona straszyła jako przedszkolny duch, aby jej nikt nie przeszkadzał, gdy buszowała po domu swojego dawnego pracodawcy. Teraz na pewno jest duchem, tylko chyba już nie psoci. 8
IZABELA ŁAPKIEWICZ
Zawsze liczyłam na Matkę Boską Mój ślub
Helena Klinger. Fot judiiwum kwiatów - co dzień uaktual
niana. Puste mieszkanie 4- -pokojowe znalazłam na Długiej. Niestety nie spodo
bało m i się, gdyż było ponure i w brzydkim otoczeniu. Za to znalazłam ładne miesz
kanie w Kołczygłowach.
HELENA KLINGER
będzie?" Odpowiedziałam:
„Niech się pani nie boi, wszystko będzie dobrze".
Po operacji pacjentka do
wiedziała się od pana ordy
natora, że usunięto jej jeden jajnik i jeden jajowód. Pami
ętam, że bardzo płakała, kiedy się dowiedziała, że wi
ęcej dzieci nie będzie miała i prosiła, aby odnaleziono sio
strę położną z Matką Bożą.
Przyszłam do niej. Kiedy przekazała mi słowa pana or
dynatora, powiedziałam: „Po opuszczeniu szpitala niech pani pójdzie podkrwawiący krzyż przy kościele Ma-
Pochodzę z ośmiooso- bowej rodziny. Moja ma
musia była drugim z dwu
nastu dzieci, rówieśniczką błogosławionego Jana Pawła II. Urodziła się na Kresach Wschodnich. W 1959 r. mój ojciec zmarł na zawał serca, gdy ja miałam zaledwie 8,5 roku, najmłodszy mój brat miał 8 miesięcy, a najstarsza siostra - lat 14. Wówczas moja babcia Antonina ze Sławna zabrała nas do swo
jego domu i tam pomagała wraz ze swoimi dziećmi nas wychowywać. Codziennie z moją mamusią, która była schorowana i załamana z po
wodu bardzo trudnej sytu
acji, chodziły do kościoła.
Mama i babcia prowadzały nas tam w niedziele, ale i też winne dni, które były bardzo ważne, a tym bardziej w święta Matki Boskiej. Moja mamusia walczyła o życie i zdrowie każdego dziecka z opieką Matki Boskiej Często
chowskiej, której cudowny obraz z otwieranym szkłem zawsze wisiał na ścianie na
szego domu. Był zdejmo
wany do ucałowania w czasie ciężkiej choroby albo jakiejś trudnej sytuacji rodzinnej. Ja też byłam uzdrowiona po ucałowaniu tej Matki Boskiej jako mała dziewczynka.
Skończyłam szkołę zawo
dową, aby szybko zarobić na swoje utrzymanie. Później technikum ekonomiczne i w 1974 r. zdałam maturę, a na weselu w Sławnie poznałam swojego męża Jerzego i w święto Bożego Narodzenia
riackim i poprosi pani Boga o dziecko, przecież jest to zgodne z Wolą Bożą - prosić o dziecko". Sześć miesięcy później spotkałyśmy się w budynku administracji szpi
tala. Przyszłam tam, aby ode
brać pensję. Jak się okazało, ta Pani również pracowała w Służbie Zdrowia. Przywitała mnie słowami: „Jestem w szóstym miesiącu ciąży". Ra
dość moja była ogromna.
Właściwie pytając - stwier
dziłam: „Była pani pod Krzyżem i wymodliła pani to dzieciątko". Odpowiedziała:
TAK.
braliśmy w Sławnie ślub ko
ścielny. W n i m trwamy do dzisiaj. Po ślubie zamieszka
liśmy w Słupsku wraz z te
ściową wdową i siostrą męża z dwójką dzieci. Po roku na
szego małżeństwa byłam w ciąży, ale to była ciąża poza
maciczna. Ponieważ byłam już w szóstym tygodniu, to ratowano moje życie w szpi
talu, a po operacji zada
wałam sobie pytanie, czy kie
dykolwiek będę miała jeszcze dzieci. Po tej operacji długo nie mogłam zasnąć, gdyż rozważałam dalsze moje życie, skoro lekarze da
wali m i zaledwie 50 procent szansy na urodzenie dziecka.
Pan Bóg miał dla mnie inne plany aniżeli moje pra
gnienia. Po trzech latach dwie dziewczynki, które mieszkały wraz ze mną i mamą męża, straciły swoją mamę - 31-letnią siostrę męża. Kasia miała wtedy 7 lat, a Edyta 5. Byłam z nimi już zżyta, a przed śmiercią ich mamy obiecałam, że się o nie zatroszczę. I tak było w moim śnie. Zaraz po po
grzebie śniła mi się zmarła.
Powiedziała, abym wytrwała w postanowieniu, a czeka mnie wielka nagroda.
Nigdy nie przypusz
czałam, że może ta nagroda być związana z narodzeniem się moich upragnionych dzieci.
JADWIGA, 6 2 LATA
WIĘCEJ CZYTAiW ZAKŁADCE
„PAMIĘTNIK SŁUPSZCZAN" NA WWW,GP24.PL
Kiedy po latach spotka
łyśmy się w mieście, po
znałam wymodlone dziecko, a właściwie dorosłą pa
nienkę.
Mama wymodlonej dziewczynki powiedziała: „To jest pani dziecko". A ja za
przeczając, stwierdziłam:
„NIE, to jest pani dziecko, to pani ją wymodliła".
Gdy chciałam zostać po
łożną, było w e mnie jedno pragnienie, abym jako po
łożna miała jedno dziecko, jedno duchowe dziecko.
I Pan Bóg to spełnił.
MARIA
„Miłe chwile, które ożywiły moje życie..." -znalazłoby się kilka takich w życiu każdego człowieka.
W moim życiu, to był dzień mojego ślubu. Nieopisane wzruszenie, gdy klęczeliśmy wraz z moim narzeczonym na podłodze u mnie w domu i czekaliśmy na błogosławie
ństwo rodziców.
I tata, który z wewnętrznej
gosławieństwa... Jego ciepłe oku.
Później już tylko ta wyjąt
kowa chwila, gdy kapłan zwi
ązał nasze dłonie stułą i do
żyliśmy sobie przysięgę.
Kiedy wracam do tych chwil to widzę wzruszenie mojego męża, naszych rodziców, dziadków i rodzeństwa.
Takie chwile udowadniają, że warto żyć i kochać, a wszystko to na Chwałę Pana!
NATAUA
Spacery ulicą Starzyńskiego
Z wczesnego dzieciństwa bardzo wyraźnie pamiętam moje spacery z mamą Dorotą Bielecką. Mama dziewięć razy rodziła. Czworo pierwszych jej dzieci zmarło. Ja urodziłam się 3 maja 1951 roku. Wtedy ulica, przy której mieszka
łyśmy, też nosiła nazwę ulicy 3 Maja (dzisiaj Armii Krajowej - przyp. red.). Potem mama urodziła jeszcze czworo dzieci. Zawsze była silną i uśmiechniętą kobietą. Lu
biłam razem z nią space
rować. Gdy miałam pięć lat, z wózkiem, w którym spał mój maleńki brat Piotr, często spa
cerowałyśmy ulicą Starzy
ńskiego. Kiedy oglądam zdjęcia z tamtego okresu, za
wsze się wzruszam i tęsknię za tym czasem, bo był auten
tycznie piękny. Na szczęście moi rodzice nadal żyją, więc od czasu do czasu możemy powspominać tamte dni.
MARIA BIELECKA
Mała Maria na spacerze z mamą. Fot Archiwum
Wspomnienia słupszczan czytaj w zakładce
„Pamiętniki słupszczan" na
www.gp24.pl
wspomnienie
www.gp24.pl Głos Pomorza/Głos Słupska piątek 25 maja 2012 r.
Brzozy zostały same
Alejka brzozowa w parku nad rzeką.
Nietrudno zgadnąć, gdzie wykonane zostało to zdjęcie.
Alejka brzozowa w parku nad rzeką jest miejscem spotkań, spacerów i wspomnień wielu mieszkańców Słupska. Ale dla mnie, gdy miałam 20 lat i właśnie wyprowadziłam się z Warszawy, to zdjęcie miało i m a ogromne znaczenie.
Byłam wtedy młodą mężatką.
Nie znałam nikogo w tym obcym mieście. Przyjaciół zostawiłam w stolicy, gdzie po wojnie przyjechałam szukać pracy. Właśnie tra
fiłam do ministerstwa jako
asystentka i... będąc słu
żbowo w Łodzi, poznałam swojego narzeczonego ze Słupska. Ze łzami opusz
czałam Warszawę, a bałam się Słupska. Pokochałam jednak to przyjazne miasto i dobrych ludzi.
Gdy patrzę na to zdjęcie sprzed ponad 60 lat, widzę początek swojego nowego życia. Mąż, rodzina, sze
ścioro dzieci, praca zawo
dowa, pasje i zwyczajne trudy życia. Wszystko się zmienia, ale brzozy te same, może bardziej pochylone...
ZOFIA, LAT 8 1
Moja szkoła latania
Odkąd pamiętam, zawsze ciągnęło mnie w górę. Nie sądziłam jednak, że zmierzę się z granicą między życiem i śmiercią.
Śniło m i się wiele razy, że jestem jak ptak i unoszę się w powietrzu. Moje koleżanki w szkole też miały takie sny, więc nie przywiązywałam do nich zbytniej wagi. Ale pew
nego dnia sen stał się rzeczy
wistością.
Jeżdżąc palcem po mapie, zatrzymałam się w Szczyrku.
Ciszej, mniej ludzi, no i nigdy wcześniej tu nie byłam. Je
chałam n a krechę chyba dziesięć godzin i cudem ja
kimś dotarłam na miejsce około piątej po południu. Wy
pakowałam rzeczy z auta, wrzuciłam kluczyki głęboko i pieszo ruszyłam w góry. Miał być taki spacer krótki przed snem.
Kiedy zbliżałam się do Skrzycznego, nagle stanęłam jak wryta. Ze szczytu góry jak piłeczki kolorowe co jakiś czas wyskakiwały w powie
trze paralotnie. Nie mogłam oderwać wzroku i stałam dobrą chwilę z zadartą głową.
-To było jak z mojego snu - pomyślałam. Podeszłam bliżej góry i zobaczyłam chatę, a na płocie napis:
Szkoła latania. Weszłam pewnie do środka i zapy
tałam chłopaka, co m a m zrobić, by latać tak jak tamci na górze? - Odwrócił głowę od papierów i rzucił: przyjdź jutro o 10 z rana, zaczynam nowy kurs. Powiedziałam: za
pisz mnie ha listę, przyjdę na pewno.
Pewnego dnia sen stał się rzeczywistością.
Do kwatery biegłam jak za
czarowana. Co jakiś czas ga
piłam się na paralotniarzy, ale ze zmęczenia chciałam zna
leźć się jak najszybciej w łóżku i następnego dnia przyjść tu z powrotem. A więc sen się kończy, zaczyna się życie! - mówiłam sobie po drodze.
Pamiętam swój pierwszy lot i uczucie, jakbym przekra
czała jakąś niewidoczną gra
nicę w sobie. Pamiętam, że tam w powietrzu wołałam cicho: jestem wolna!
Latałam i lądowałam tego.
dnia wiele razy. Byłam po
jętną uczennicą i chciałam
więcej, więcej. Ostatniego dnia instruktor pozwolił m i wejść wyżej. Sprawdzał do
kładnie moją uprzęż, linki i dał znać: możesz lecieć!
I poleciałam w górę. Wy
soko, na kilkanaście metrów.
Widziałam wierzchołki drzew, przeleciałam nad da
chem starej chaty i gdy tak rozkoszowałam się lekkością, bo tam w górze wszystko staje się lekkie, nagle zoba
czyłam przed sobą ogromne drzewo i wiatr spychał mnie prosto na gałęzie. To były se
kundy, ale usłyszałam z dołu instruktora: Ciągnij w lewo!
Nie wiem, jak to się stało, ale
Fot Archiwum
musnęłam nogą o gałąź i nie straciłam równowagi, całym ciałem balansowałam w lewą stronę i widziałam, jak mili
metr po milimetrze cudem jakimś odsuwam się od drzewa. Jakaś siła w e mnie sprawiła, że łukiem omi
nęłam je i potem już za
częłam kontrolowane lądo
wanie. Po tamtym fatalnym locie wiem już, że nie jestem ptakiem i że teraz chcę już mocno chodzić po ziemi.
Tam, wtedy w powietrzu, w ciągu kilku sekund po
czułam, jak wielkim darem jest dla mnie ŻYCIE.
ŁUCJA, 5 2 LATA
1 I S C
Oglądaj t e same kanały na 2 telewizorach! To dwa razy więcej telewizji w tej samej cenie, A na start przez pół-roku bez opłat.
www.cyfrowypoleat.pl
Oferta promocyjna dostępna przy Umowie z Okresem Podstawowym 36 miesięcy na Pakiet Familijny HD + Pakiet Extra HD + Pakiet Sport HO. „Bez opłat" oznacza, że Abonent w okresie promocyjnym nie wnosi opłat za pakiety programów. Usługa Multiroom HO nie obejmuje dostępu do usługi V00. Szczegóły w Promocyjnych Warunkach Umowy „Wiosna 2012" Przedstawiona oferta skierowana jest do nowych Klientów
eutelsat
Zapraszamy do Autoryzowanych Punktów Sprzedaży Cyfrowego Polsatu w SŁUPSKU
KAUFLAND/ul. H. Kołłątaja 25 ul. S. Starzyńskiego 11 JANTAR/ul. Szczecińska 58 tel. kom. 699 405 299 tel. kom. 699 405 266 tel. kom. 699 419 323
148812S01A
wiać emosci
h i s t ^ r y c E f i e
piątek 18 maja 2012 r. www.gp24.pl Głos Pomorza/Głos Słupska maran.bamowski@mediaregionalne.pl
Sto lat temu nad regionem pojawiły się samoloty
HISTORIA Słupsk i Lębork w tym roku mogłyby obchodzić jubileusz stulecia lotnictwa w regionie. W1912 roku na naszym niebie zaterkotały pierwsze aeroplany.
Marcin Sarnowski
martin.bamowski@mediareqionalne.pl
Pierwsi byli bracia Wright.
Oni pierwsi skontruowali płatowiec, czyli konstrukcję z nieruchomymi skrzydłami i przyczepili do niej silnik spalinowy ze śmigłem. Pręd
kość nadana maszynie przez pracujący wirnik sprawiła, że dziwaczne dzieło braci stało się pierwszym samolotem, który wzbił się w powietrze - ku rozpaczy ich ojca, powta
rzającego ciągle z dezapro
batą, iż gdyby Bóg rzeczywi
ście chciał, aby człowiek latał, to dałby m u skrzydła, jak dał ptakom.
Miało to miejsce w grudniu 1903 roku. Tym
czasem już w 1909 roku-jak informował słupski kalen
darz ilustrowany wydany na 1911 rok - można było mówić o „flotach powietrz
nych".
„Niemcy z 14 sterowanymi balonami są w tej dziedzinie.
na czele, podczas gdy Francja przoduje w liczbie machin szybujących, których ma 29.
My mamy ich dotychczas tylko 5, ale Francja m a zale
dwie 7 sterowanych ba
lonów" - czytamy w tym słupskim wydawnictwie.
Pierwsze starty i lądowania
Kiedy dokładnie na niebie nad okolicami Słupska poja
wiła się pierwsza machina la
tająca, nie wiadomo. Ale z dużą dozą prawdopodobie
ństwa można określić, kiedy po raz pierwszy silnikowy obiekt Jatajacy tu wylądował.
Ze wspomnień najstarszych mieszkańców miasta wynika, że miało to miejsce na jesieni 1912 roku, czyli zaledwie 9 lat po pierwszym w dziejach ludzkości udanym starcie sa
molotu skonstruowanego przez braci Wright. Wówczas
m m m m m n m
Sil11
-- m - -<<•
_ _ _ _ _
Hans Grade i jeden z jego jednopłatowców. Możliwe, że takie samoloty byty pierwszymi, które wylądowały w Słupsku. Fet archiwum autora
odbył się pierwszy w dziejach Słupska festyn lotniczy. Zor
ganizowano go na placu ćwi
czeń słupskiego garnizonu, znajdującym się wtedy jeszcze przy Neidenzinner Weg, czyli przy dzisiejszej ul.
Hołdu Pruskiego.
Sceneria była tu wtedy mało sympatyczna. W po
bliżu znajdowała się miejska zbiornica paęlliny.
- W niedzielne popołudnie odbył się pokaz lotniczy i przeloty po kręgu. Organiza
torzy zapraszali do przelotów na jednym dwupłatowcu i dwóch jednopłatowcach.
Czyniły one wiele hałasu.
Były jeszcze bardzo nie
zdarne, bo lotnictwo było w powijakach. Słupsk miał nową atrakcję i kto się od
ważył i do tego mógł za przelot zapłacić, miał możli
wość spojrzenia na miasto z góry. Pokazy skończyły się jednak jednym przymu
sowym lądowaniem i jeden z pasażerów doznał drob
nych obrażeń - wspominał w latach 50. minionego wieku Friedrich Bomstaedt, stary niemiecki slupsz- czanin.
Fanatycy lotnictwa w Lęborku
Bomstadet prawdopo
dobnie nie wiedział, co to były za samoloty, bo nie wy
mienił ich nazwy. Wiele wskazuje jednak, że były to maszyny skonstruowane przez koszalińskiego naśla
dowcę braci Wright: bu
dzącego podziw w całym ówczesnym cesarstwie - przedsiębiorcę i wynalazcę, Hansa Grade.
Grade zaledwie cztery lata wcześniej skontruował swój pierwszy samolot.
On i kilku innych kon
struktorów wzbudzali w ca
łych Niemczech wielki entu
zjazm.
Organizowane przez nich pokazy cieszyły się wielkim zainteresowaniem. Poprze
dzały je wielkie akcje promo
cyjne, czasem dziwaczne. 21 lipca 1912 roku do Lęborka dotarło pieszo od strony Słupska dwóch fanatyków la
tania, którzy pchali żelazną kulę o średnicy 2 metrów. To była ich akcja na rzecz roz
woju sportu lotniczego.
W lęborskim kalendarzu z 1913 roku zanotowano, że pchali tę kulę przez całe Niemcy.
1 września w Lęborku, a zapewne także i w Słupsku oraz w innych miejscowo
ściach regionu prowadzona była akcja sprzedaży pami
ątkowych medali lotniczych - na rzecz „Nationalflug- spende", czyli fundacji nie
mieckiej wspierającej rozwój lotnictwa.
A już 21 września na pu
stym placu między szpitalem psychiatrycznym (dzisiejsze koszary), a szosą słupską w Lęborku odbyły się pokazy lotnicze, zorganizowane przez Hans Grade Flieger- werken, jedną z pierwszych niemieckich firm lotniczych,
założoną przez koszalinia- nina. Były to loty pokazowe na jakimś jednopłatowcu.
Naśladowca braci Wright Hans Grade urodził się 17 maja 1879 roku w Koszalinie, był synem nauczyciela ko
szalińskiego gimnazjum. W latach 1900 -1904 studiował na politechnice w Charlot- tenburgu pod Berlinem. W 1903 roku skonstruował w Koszaliie motocykl i przejął tu warsztat mechaniczny, który przekształcił w fa
bryczkę takich pojazdów.
Następnie stworzył większą firmę w Magdeburgu. Pod
czas obowiązkowej służby wojskowej w magdeburskim batalionie saperów rozpoczął pracę nad konstrukcją swo
jego pierwszego samolotu.
Był tp trójpłatowiec. Grade pierwszy raz wzbił się na nim w powietrze w 28 paździer
nika 1908 roku. Osiągnął wy
sokość 8 metrów, przeleciał około 100 m.
W1909 roku skonstruował jednopłatowiec „Libelle", na którym podczas zawodów lotniczych w Berlinie zdobył nagrodę ufundowaną przez Karla Lanza, przedsiębiorcę, który wspólnie z Johannem Schuette założył wytwórnię sterowców. Nagroda wyno
siła 40 tys. marek. Pozwoliła m u ona na uruchomienie za
kładów produkujących sa
moloty oraz na założenie pierwszej w Niemczech szkoły lotniczej. Po I wojnie światowej, z uwagi na ogra
niczenia nałożone na Niemcy przez zwycięskie mocarstwa, zajął się pro
dukcją samochodów i trak
torów, jednak już bez spekta
kularnych sukcesów Zmarł w 1946 roku w Borkheide. W czasach współczesnych na jego cześć jeden z Airbusów A310 niemieckiej Luftwaffe nazwano „Hans Grade". #
Rekordowa troć
W naszych rzekach nie brak dużych ryb. Szcze
gólnie łososi i troci. Wędka
rzom często udaje się złowić duże, kilkukilogra- mowe okazy. Jednak rekord pobił niedawno mieszka
niec Sławna, Edward Jezie- nicki. Złowił w rzece Wie
przy niedaleko wsi Stary Kraków troć o wadze 8,12 kg i długości 91 cm. Usta
nowił on więc nowy węd
karski rekord Polski.
Zgodnie bowiem z tym, co
podaje miesięcznik PZW
„Wiadomości Wędkarskie", dotychczas największa troć złowiona na wędkę - na rzece Radwi - ważyła 7,45 kg.
Wędkarzy zainteresują za
pewne szczegóły techniczne połowu. A więc obywatel Je- zienicki łowił na wędzisko spiningowe o długości 2,40 m z kołowrotkiem marki TAP na szpuli którego miał 90 metrów żyłki krajowej o gru
bości 0,35 mm. Błystka była wahadłowa.
Zostań masarzem
Powiatowy Związek
Gminnych Spółdzielni „Sa
mopomoc Chłopska" w Słupsku przyjmuje na naukę zawodu o specjalności ma
sarz, do masarni w Ustce i w gminnych ~ spółdzielniach powiatu słupskiego chłopców wieku od 15 do 16 lat, zamieszkałych w Słupsku, w Ustce lub w po
wiecie.
Od kandydatów na uczniów wymagane jest ukończenie 8 klas szkoły podstawowej. Bliższych in
formacji udzieli każda gminna spółdzielnia.
21 mam ###
Sukcesy doręczycieli Duży sukces odnieśli do
ręczyciele województwa ko
szalińskiego w e współza
wodnictwie o tytuł najlepszego doręczyciela Okręgu Poczty i Telekomu
nikacji w Szczecinie w 1967 roku.
Tytuł najlepszego do
ręczyciela w okręgu zdobył Włodzimierz Drozd z Rzecz
nicy w powiecie człuchow- skim. Drugie, miejsce zajął Feliks Czemkowski z Po
tęgowa w powiecie słupskim.
Trawa za darmo
Wojewódzki Zarząd Dróg Publicznych w Koszalinie in
formuje o możliwości bez
płatnego zbioru trawy z pasów drogowych przez wła
ścicieli gruntów przyległych do dróg państwowych. Bli
ższych informacji udzielają Rejony Eksploatacji Dróg Pu
blicznych oraz służba dro
gowa.
3;* - *
Jutrodebiut „Kroniki"
Jak już informowaliśmy, jutro, Telewizja Polska nada
po raz pierwszy „Kronikę Ziem Północnych". Przed
stawiciel TV na woje
wództwo koszalińskie, red.
Bogdan Żołtak informuje, że w pierwszym wydaniu regionalnego programu TV przewiduje wystąpienie przedstawiciela władź wo
jewódzkich. W następnej kronice będzie można obejrzeć m.in. „Takie buty", traktujące o kombinacie obuwniczym w Słupsku, oraz audycje poświęconą zielonej świetlicy w pege
erze.
(WYBRAŁ MMB)
piątek 25 maja 2012r. Głos Pomorza/Głos Słupska www.gp24.pl
Amfiteatr
Doliny CharloilY O
Bilety: 4 S z ł ( p n w w e l « z ł ) O
MflXjtr" 6GŁNCJ6 KOliCERTOWO-fROMOCrjWl
www.biietyriakabarety,
Punkty sprzedazy biletów SŁUPSK
USTKA LĘBORK
«Nunammi Energa l i s i o ! m o r p o l
Bwfc PetsaO /Wfctf btufnki 2 4
S ł l i p s
a k c j a ^ r e ^ a k c j a
piątek 25 maja 2012 r. Głos Pomorza/Głos Słupska www.gp24.pl
daniel.klusek@mediareqionalne.pl
598488121
Gadu-Gadu: 10246970 ul. Henryka Pobożnego 19,76-200 Słupsk
Obca o ieta pożyczyła czyte mace pieniądze w sklepie, bo „dobrzeje]
patrzało z oczu". Opinie na
www.gp24-.pl/foram
Htoze-
Daniel Klusek
dziennikarz „Głosu Pomorza"
CD 59 848 81 21
djj> daniel.klusek@mediaregionalne.pl
Kto jest w strefie, idzie, jak chce
BEZPI CZEŃSTWO - Drogowcy zamalowali pasy na przejściach dla pieszych.
Czy teraz nie można przechodzić tam przez jezdnie? - pyta czytelniczka.
Tablica odpadła,
bo zepsuł się zatrzask
BIURO RZECZY ZNALEZIONYCH Daniel Treder odebrał w redakcji tablicę rejestracyjną.
Daniel Klusek
daniel.klusek@mediaregionalne.pl
Pani Magdalena zauwa
żyła, że pasy na przejściu dla pieszych zniknęły między in
nymi na Starym Rynku, a także na skrzyżowaniu ulic Łukasiewicza i Mostnika.
-Takich miejsc jest jednak w centrum więcej. Nie wiem, dlaczego zlikwidowano pasy na przejściach. Przecież ni
komu one nie przeszkadzały - twierdzi nasza czytelniczka.
Zdaniem kobiety,, piesi nadal przechodzą w miej
scach, gdzie dotychczas znaj
dowały się wyznaczone miejsca.
- Przecież te pasy były tam kilkadziesiąt lat. Być może drogowcy zapomnieli je na
malować podczas akcji od
świeżania oznakowań, która miała miejsce kilka tygodni temu. Jeśli tak, to powinni jak najszybciej sobie o tych miej
scach przypomnieć albo wy
znaczyć nowe, gdzie będzie można bezpiecznie przejść na drugą stronę ulicy - pro
ponuje pani Magdalena.
- Boję się, że niebawem w tych miejscach pojawią się strażnicy miejscy i będą wle
piać mandaty pieszym za przechodzenie w niedozwo
lonych miejscach.
Marcin Grzybiński, za
stępca dyrektora Zarządu In
- Przednia tablica musiała mi odpaść z powodu wadli
wego zatrzasku, który puścił, gdy jechałem samochodem - mówił w naszej redakcji Daniel Treder. - Zorientowa
liśmy się z żoną, gdy wróci
liśmy do domu. Natychmiast zgłosiłem sprawę w staro
stwie, żeby dostać wtórnik tablicy i żeby zabezpieczyć się w sytuacji, gdyby ktoś na przykład znalazł moją zgubę i chciał na przykład zatan
kować paliwo.
Kilka dni temu żona poin
formowała pana Daniela, że w „Głosie Pomorza" znalazła informację, iż tablica reje
stracyjna znajduje się w na
szym Redakcyjnym Biurze Rzeczy Znalezionych.
- Pojadę teraz do staro
stwa i zgłoszę im, że po
nownie mam swoją tablicę.
Dziękuję znalazcy za to, że przyniósł tablicę do was, a re
dakcji za świetny pomysł z prowadzeniem Biura Rzeczy Znalezionych - mówił pan Daniel.
DANIEL KLUSEK
Czekają na właściciela Ekarta bankomatowa Euro-
banku znaleziona obok kiosku przy ul. Batorego w Słupsku,
M dowód osobisty Mariana Weiera ze Szczypkowic,
8 pęk kluczy znaleziony przy ul. Mikołajskiej w Słupsku,
S pęk Iduczy w etui znale
ziony w Słupsku,
8 dokumenty auta i dowód rejestracyjny wystawione na nazwisko Elżbiety Hendzel ze Słupska,
• klucze znalezione przy al. 3 Maja 70 w Słupsku,
8 Hucz z autoalarmem do volkswagena znaleziony w Strzelinie w okolicach wiatraka, 8 okulary znalezione w au
tobusie miejskim w Słupsku, 8 Iducze znaleziony przy ul.
Kniaziewicza w Słupsku, 8 klucze z referentką z jed
nostki wojskowej znalezione przy ul. Grodzkiej obok biblio
teki,
8 portfel z dokumentami Kacpra Żurawskiego ze Słupska, 8 klucze znalezione w auto
busie miejskim w Słupsku.
Na rzeczy znalezione przez naszych czytelników czekamy od poniedziałku do piątku w godz. 10-16 w sekretariacie
„Głosu Pomorza" w Słupsku przy ul. Henryka Pobożnego 19.
Na Starym Rynku nie ma już oznaczonych przejść dla pieszych. Mimo to można swobodnie przechodzić na
d r u g ą S t r o n ę j e z d n i . Fot Kamil Nagórek
frastruktury Miejskiej w Słupsku, przekonuje, że pasy podczas akcji odświeżania oznakowań poziomych, znik
nęły właśnie z myślą o pie
szych.
- W ostatnich tygodniach, po zakończeniu modernizacji okolic Starego Rynku, w wielu miejscach wprowadziliśmy nowe oznakowanie, czyń strefę zamieszkania. Tak jest między innymi na Starym
Rynku i ulicach: Łukasie
wicza, Zamenhofa, Mostnika, Mikołajskiej oraz Dominika
ńskiej - wymienia Marcin Grzybiński. - Wszędzie tam kierowców obowiązuje pręd
kość nie większa niż 20 kilo
metrów na godzinę, a pierw
szeństwo mają piesi.
Dodaje, że w strefach za
mieszkania nie wyznacza się przejść dla pieszych.
-Tam piesi mają pierwsze
ństwo przed kierowcami, w którymkolwiek miejscu prze
chodzą - zapewnia Marcin Grzybiński. - Gdybyśmy wy
znaczyli na tych ulicach prze
jścia, kłóciłoby się to ze zna
kami strefa zamieszkania.
Piesi musieliby wówczas przechodzić tylko w miej
scach wyznaczonych. Gdyby przeszli przez jezdnię poza pasami, dopiero wówczas
mogliby dostać mandat. 8 - Zgłoszę w słupskim starostwie, że odzyskałem tablicę rejestracyjną - mówił w redakcji pan Daniel. r>ł Knyntof aowinkowsu
Dziennik Pomorza Środkowego
czytaj gdziekolwiek jesteś
1121912K01L