W i l l i :
Znana gw iazda filmowa M a r i k a R o k k
Do naszego rep o rtażu w ew nątrz n u m eru r o t Ufa
KICH FRONTACH NA WSZYST
Na prawo u góry:
BRON b u d z ą c a g r o z ę
Niemieckie działa suną przez las ku liniom sowi1 U góry:
OBRONA PRZECIWLOTNICZA
Na małych sankach przewozi niemiecka obrona prze
ciwlotnicza swe działa na główną linię walk.
ATAK PRZY 30* PONIŻEJ ZERA
Niemieccy grenadierzy obsadzili wieś sowiecką i wyszukują w płonących domach resztki nieprzyjaciół. Mundur zimowy i maska chronią żołnierzy przed mrozem.
W DRODZE NA FRONT
Niemieccy grenadierzy idą na główną linią walk, aby zluzować swych kolegów.
Na lewo:
NAD MORZEM ŚRÓDZIEMNYM
Eskadra niemieckich samolotów transportowych wiezie wojsko i sprzęt wojenny na front afrykański.
U góry:
UNIESZKODLIWIONY
Niemieccy oficerzy oglądają jeden z czołgów ame
rykańskich* rozbitych w Tunisie. Również ten ciężki wóz nie mógł sławić czoła niemieckiemu ogniowi.
Na lewo:
NA OCEANIE LODOWATYM Straż na niem ieckiej'łodzi podwod
nej. Wszystkie przedmioty pokrywa gruba warstwa lodu, mimo to jednak
łódź pełni swą służbę.
Na lewo z kraja:
ŁÓDŹ PODWODNA ZANURZA SIĘ W kilku minutach zanurzy mechanik łódź pod wodę, skoro tylko przygo
towania do ataku będą ukończone.
Na prawo:
W PEŁNYM BIEGU
Łódź podwodna w czasie burży na morzu. Marynarz mierzy szybkość
wiatru.
Na prawo z kraja:
NA POKŁADZIE W CZASIE JAZOY Niemiecki marynarz wykonuje pole
coną mu pracę na pokładzie łodzi podwodnej. By podczas szybkiej jaz
dy nie wpadł do wody, jest on przy
wiązany liną.
F o t: P K . F rits c h , K o ltz e n b u rg , L ep - m a n n , H ie ls c h e r, K ra m e r, U - W a ffe -P B Z , S c h n itz e r, G a rm s- A tl„ W ald a, F re c h m a n n -S c h e rl
i p ł f r a nie zna przeszkód, gdy chodzi o stworzenie obrazów życia, Najprostszy sta
tyw, jaki stosuje się na wolnym powietrzu (zdjęcie ha lewo) za-
*n,®n'a *>ę w atelier w skom
plikowany, ruchomy wehi- ...kół, na którym siada
reżyser, by kierować
Wp" statystami. Na ilu- ^
stracji W illy Fritsch j nakręca scenę z balu. f il W illy B i r g e l ele
gancki odtwórca po
ważnych i tragicz
nych ról.
Marika Rock tęczy w swym tańcu temperament ! wdzięk Prócz tego zdobyta już głośne imię jako ś p i e -
. w a c z k a . Zarah L e a n d e r słynna jako
śpiewaczka wielu 'melodyj-
|j» nych piosenek.
Pocałunek w til- mie działa za- wsze emocjonują- co czy to jako za-
kończenie wesołej u H historii m i ł o s n e j , czy też gdy wprowa- dza łańcuch pełnych ^ napięcia powikłań (Dorrit Krempler i W illy F r i t s c
Odtwórcy wielu niezapomnia
nych i porywających postaci:
Paula Wessely i Emil Jannings należą do najwybitniejszych aktorów odzwierciedlających w swych rolach prawdziwe i głębokie uczucia ludzkie.
Leo Ślęzak śpiewak i komik, który już samym swym wyglądem wpra
wia ludzi w doskonały humor.
Paweł Hórbiger posiada wielostronny talent. Wzru
sza on nas, do łez w swych tragicznych rolach i za
chwyca wesołą pełną hu
moru grą.
U dołu: Henryk George.
Pulsujące życiem kreacje tego artysty pełne są dra
matycznej siły ekspresji i przejmują nas swą tra
giką.
Hans A l b e r s łubiany za swą dzielną brawurę, która
nie zna trwogi.
Młodość, światło i humę// trzy elementy, które każdego ocza
rują, o ile nie jest beznadziej
nym pesymistą. Mady R a h I jako żeglarka.
Sztuka filmowa liczy już~~około 50 lat. Najpierw film był tylko widowiskiem pokazywanym w budach wędrownych na jarmar' kach. Ale już w pierwszych 25 latach swego istnienia osiągnął jako film niemy wysoki stopień rozwoju. W tym czasie prócz wielu innych powstała wytwórnia Ufa, największe obecnie przedsię' biorstwo filmowe Europy, które obchodzi dziś uroczyście 25-leci®
swego istnienia. Na ten drugi okres historii filmu około roku 192“
przypada wynalezienie flmu dźwiękowego.
F o t: Ufa 8, T obis 3, W ie n film ' 3*. Bava- ria 2, Terra 1.
•«' atelier dźwiękowe Ufy
* Neubabelsberau.
IfŚlftiz Ruhmann, mistrz komizmu
|(dobywającego n a s bez za
strzeżeń.
Rektor szkoły daje niezbędne wyjaśnienia grupie chłopców grających w szachy.
U góry: Nauczyciel wyjaśnia kombinację szachową na wielkiej szachów- cy, na której można figury zawieszać na gwoździach.
iS ę nyA, Cały św iat gra dziś w szachy, w ową „królew ską grę", k tóra przed w ielu s P h K setkam i la t została w ynaleziona w Indiach. O d daw na jednym z ośrodków M . przem ysłu szachowego je st gmina Borstendorf w Saksonii. Nic więc dziwnego, tej m iejscow ości starzy i młodzi z zapałem upraw iają grę w szachy i że
^ flrd la te g o w tej m iejscowości w prowadzono do-szkoły naukę gry w sz ac h y ,'jak o E*B?den z obowiązkowych przedmiotów. Oprócz czytania; pisania i rachunków, m ają Kwięc mali m ieszkańcy Borstendorfu również lekcje gry w szachy, a uczą się oni
^praw dziw ym zapałem tego przedm iotu, gdyż każdy z nich pragnie zostać kiedyś Irzem .w tej pięknej grze.
la J«wóT Młoda szachistka podczas gry. Uważnie zastanawia się ona nad każdym ciągiem,
Na lewo: Dzieci opuszczają szkołę po nauce. Oprócz książek i ze- U góry: Lekcja w szkole. Dzieci siedzą w małych grupkach około szytów posiada każde z nich własną szachownicę, na której rozwią- swych szachownic i rozgrywają partie zadane im przez nauczyciela
żuje w domu zadania szachowe. , jako zadania szkolne. Fot: LTShrich
'C W i
wni*ln*erC* m^2a' młodego, początkującego umieściła H alina Strom ska syna, łie j ,rugiei klasy gim nazjalnej w inter- Icję. prama w yjechała na posadę na pro- rńićtwiaC°Wa^a . P ^ e d zamążpójściem w są.
ł n j e e 1■ także w sądzie otrzym ała po
m yślnie* "*akoś w szystko ułożyło się była kobietą bardzo ładną i wie*
tyijs. Postawna, kształtna, o ciemno h poj-J0/1 oczach, białej cerze i miedzia- T^yzn Włosów pociągała za sobą wzrok Jch Za> 1 doskonale zdaw ała sobie spraw ę losti,; .l3,8ów, zresztą nie m iała czasu na
K v i lirty-
Jyitó r ce*u odwiedzin syna była więc W * w J ^ n o s ta jn y m trybie obo=- Jłl. ^ Drarv D ar n a nnilrniA
ftia
Itlcarsk 1 • ^ racY; &az na m iesiąc uniknie r,^!i.?row^nc^ * sw obodnie przejdzie l ubiaiIUtChuWe^0 m iasta-
la pj . ® hałaśliw e miasto, w którym spę- jw njgj, ostatnich z mężem. Lubiła je
■ M ni_ S°. że można było tam żyć dla Łia ot 2Wfacając sw oją osobą zaintereso- I * N W ięc z ulgą oddychała ja- io asflYm przedziale trzeciej k la sy do
miasta.
jry . ^ a okno . . . cudny był dzień ma- I roi)ja Sł^ ^ a *in*e< że cały św iat je st ja-
£ t€ ,w?.0nY. ubrany po św iątecznem u. . . jwą SD latY wszędzie pachniały, jak ta
|laljn^leszYła się, aby w yrastać.
| tią Przypomniała sobie nagle, że spotka
|ViCza y^iadów ce z bratem inżyniera In-
| to t ó j który był profesorem gimnazjum f 41ina .rzecz nie zfay t m iłą . . .
r tt><aia myŚląc ° inżynierze Inkiewiczu po- F ^ O ip : ' ' ŻebY móc w ykreślić z pamięci I n g nia' a raczej fakt, k tó ry w yw ołał te .
pofe ' pom nienia-
y Inkiewicz był ulubionym nauczy- frij 1 ^ a ' wobec czego chłopak w hi-
^ ,y Ykazywał św ietne rezultaty. Profesor H | i . Uczniowi sympatię, interesow ał się Sa ’er°w ał jego lekturą domową, Halina jego - za to wdzięczną. Przez profesora Jytiier 0n^ poznała jego b rata młodszego,
I trw ała już rok, aż tu przed dwo- SSp z l^cami doniosła jej Fryda, o oficjał-,
1 banicn02^ 1190*1 inżyniera Inkiewicza z cór- -jna ,-jVvca Friedm anna, bogatą i rozpiesz-
ynaczką-
k l pisała- że znajom ość, ta trw a już od tea tal Panna W anda jest bardzo ostrożna H | J r ^ e sobie różne „widzi mi się", na Bigo tń^6t kochający ją ojciec p o z w a la ...
rski ez w ahała się m iędzy adw okatem Ja-
|2cie ,_,a inżynierem Inkiewiczem, aż na- Walja ^ c y d o w a ł a się na tego ostatniego.
I- ■ i, została tą wiadom ością zaskoczo- f ś ^ / ż o n a .
a oni,ła sobie wprawdzie, że Inkie- lu, Sdy nie kochała. N ie odczuwała więc Nje , ;a Się tylko śm iertelnie obrażona.
PS'i
fakt zaręczyn Inkiew icza ją obraził, nieszczerość — fakt, że je j nigdy izer* ' kochać nie mógł, jeśli tak nie- IVj Postąpił.
V, b - ° le kochał? Tylko pożądał jak wszy- N ijK ^ y się o nią ubiegali, a którym i talk ż® też ją spotkać mogło takie, upo-
;si ® • • - Czuła, że spada z tronu, na który, lala j wyniosła. Stało się ..
.<?o H alina na-
łją osób, które fakta dokonane przyj-
• ’ ł ak je przyjąć należy; zrozumiała .y V[S! '4 do Inkiewicza list z zapytaniem , fwa, yOIność o jego zaręczynach jest praw- f e ę .Zamiast odpowiedzi, przyjechał oso- Stjj j 1 zabił w niej resztkę szczerej sym-
fctici^ acunku, jaki dla niego żywiła.
I Pieszczotami i czułością dowieść jej, gSeję ' ^ o w szystko kochą ją i że ich sto-
ulegnie zmianie,
fozub?3.ła mu drzwi. W pół nieprzytom ny 1 t>inlmistniony m usiał odejść. Odezwał się l raion Przytłumiony dotąd niski instynkt
, e8o próżnego mężczyzny.
l*fci(»J1kiewicz był w gruncie rzeczy czło- bez w yższej w artości. Sprytny i in- I ięjj **Y W ied ział j a k z lu d ź m i p o s tę p o w a ć ,
|Nża} s ° b ie u ją ć . M a r z y ł o k a r ie r z e , a le ' f f W ż e d la t e j k a r i e r y n ie m a p o tr z e b y P r y c. a<- s ię w ie lu p r z y je m n o ś c i ż y c ia , d o n a le ż a ła p r z e d e w s z y s tk im p ię k n a
się i z a późno się spostrzegł.
- aliń'VSZy P ° ostatnich odwiedzinach
®V. wieczorem do m iasta udał się d<v
kasyna na kolację. W śród znajom ych ten i ów widząc go w złym humorze, nie om ie
szkał zapytać z ironicznym uśmiechem, czy tak w ygląda szczęśliwy narzeczony. N a nie
szczęście profesor H ajda zapytał co na te zaręczyny mówi piękna Halina? Inkiewicz stracił wówczas w szelkie panow anie nad sobą:
— Czort bierz tę kobietę! 2eby mnie który z w as uw olnił od niej. Przylepiła się do mnie.
Słuchaj W róblewski, jesteś przystojny jak sam Apollo, zabierz się do niej I będę ci do śm ierci wdzięczny.
Starszy profesor M achaj, spojrzał zagada kowo na Inkiew icza i wyszedł. Zapanow ała wśród obecnych chwilowa cisza. Inkiewicz oprzytom niał, ochłonął i począł mówić z w iel
ką w erw ą o w ażnych zdarzeniach politycz
nych.
Halina o tej scenie nic jeszcze nie w ie
działa. M iała jednak na dnie duszy jakieś niem iłe p rze czu c ie. . . W alczyła z tym prze
czuciem i z tym w rażeniem niesm aku i w sty
du, k tó re ją ogarniało, aby n ie poddać się depresji
Na stacji czekał Tolek z najeżoną j a li zawsze czupryną. Ta czupryna za nić na św iecie n ie chciała się przyzwoicie układać:
tak przynajm niej twierdził Tolek. Był to do
syć wysoki dw unastoletni chłopaczek, regu
larnych rysów i żywych, szarych oczu. W y
kąpany nieboszczyk o j c i e c , jak tw ier
dzili znajomi. J a k zawsze, rzucił się gwał
tow nie m atce na szyję, zgniótł jej biały koł
nierzyk i przesunął jej kapelusz na bakier.
Czuła się tak szczęśliw a,. spokojna i pew na siebie, m ając syna przy sobie.
Fryda także przyszła na stację. Ja sn a to była blondynka, średniego wzrostu, niezm ier
nie żywa w oczach i ruchach. Ubierała się w żyw e kolory, ale wszystko było na niej gustow ne i tw orzyło harm onijną całość.
Halina w ydaw ała się przyjaciółce niepraw dopodobnie spokojną, pogodną, praw ie w eso
łą. Mocno zawiedziona, spytała Fryda przy pierw szej sposobności:
. — Słuchaj Halino, czy ciebie napraw dę zaręczyny Inkiewicza nie wzruszyły, nie zm artw iłaś się?
— Dlaczego rhiałabym się martwić? O bra
ziła mnie tylko jego nieszczerość, zresztą to już rzecz zakończona.
. — Przepraszam za m oją niedyskrecję, mia
łam w rażenie, że się kochacie.
Możeśmy się kochali, ale zrozum „my ‘, nie ja go kochałam.
N ie jesteś nieszczęśliwa, czy napraw dę nie kochałaś Inkiewicza?
— Nieszczęśliwa nie jestem . Powtarzam, że czuję się tylko obrażona. A le naw et i to już minęło. Czy go kochałam , pytasz? Nie, Fry- do, nie kochałam go. N asza znajomość to na
turalny rezultat okoliczności. . . Czy znasz W andę Friedmannównę?
— Zeszłej niedzieli ją poznałam. Brała udział w koncercie, którego dochód przezna
czono na sieroty. G rała na skrzypcach. Cudnie grała, i w ygląda bardzo miło i dystyngow a
nie. Ma ten Inkiewicz szczęście!
— Życzę mu te g o . . . N a w yw iadów ce spotkam się na pew no z jego bratem i to nie zbyt m iłe . . . Żeby już mieć tę w yw ia
dówkę za sobą! Wiesz, mam takie nieokre
ślone przeczucie, że w łaśnie tam mnie dziś coś niem iłego spotka.
•
W obszernym hallu w isiał spis i rozkład sal. Po dwóch panów profesorów znajdow ało się w każdej sali,. H alina w estchnęła z ulgą . . . Do profesora Inkiew icza nie m usiała się udać.
W historii stał Tolek dobrze. Udała się n a
przód do nauczycieli, przez których został Tolek w ykazany do pilniejszej nauki. W szy
scy byli bardzo uprzejmi, a w ydaw ało się Halinie, że przyglądają się je j ciekawie. To ją niepokoiło.
O statnia w izyta u profesora m atem atyki M acha ja, k tó ry dał 'chłopcu dw ójkę zakoń
czyła się także w sposób d z iw n y ... Profesor M aęhaj wytłum aczył Halinie, że m atem atyka to łańcuch, którego nie wolno przerwać, bo runie cała konstrukcja; Tolka więc trzeba przypilnować ...> ■
— Pośżukam korepetytora, panie profeso
rze. Może pan profesor będzie tak uprzejm y i poleci mi któregoś ze starszych uczniów.
W s& gjI zasady nigdy nikogo nie polecam. My
ślę, że Tolek obejdzie się bez korepetytora.
W internacie «nają i tak pomoc. Proszę tylko udać się do kolegi Rutkowskiego, k tóry jest dyżurnym w internacie. Poprosi go pani, by zwrócił na Tolka specjalną uwagę, by do
pilnow ał jego m atem atycznych zadań domo
wych.
— Bardzo panu profesorow i dziękuję. Za
raz się udam do profesora Rutkowskiego, bo wieczorem wyjeżdżam.
To będzie pani m usiała pójść do miesz
kania. N ie ma tu dzisiaj kolegi; m ieszka także w in te rn a c ie . . . Przepraszam . . . pani p ra
cu je w sądzie praw ie że cały dzień, czy pani to nie męczy?
N asunęła się H alinie myśl, że może słyszał coś o je j znajom ości z inż. Inkiewiczem i może myśli, że liczyła na małżeństwo, i przez współflrwcie stara się być dla n ie j, uprzejm y. To' upokarzało i złościło.
— Nie, pani?F<*» fesórze, praca w urzędzie nie' m ęczy mnie. Jestem zdrow a i lubię z ży
ciem się boryjuse- —^ odpowiedizała Haliną,
! i podała profesorow i rękę na pożegnanie.
M iała w rażenie, że chciał jeszcze coś pow ie
dzieć, ale je j pośpiech przy pożegnaniu spe
szył go widocznie.
y A A i j
:i
i l u d z t eCREDO
niem . W yw iadów ka ożyw iała ją zwykle, lecz
mm
tym razem m iała to nieprzyjem ne uczucie, że panuje w śród profesorów jakiś pobłażli
w y nastrój dla w ybryków T olka i w spółczu
c ie dla n ie j. To ją irytow ało . . . Teraz jeszcze droga do internatu.
Pożegnawszy się z Tolkiem, po niezbędnym napom nieniu, na k tó re chłopak zasłużył, skie
rowała się dość spokojnie znanym i ulica
m i . .. p la n ta m i__W szystko dziś przypom i
nało je j dawne, m iłe czasy spędzone tu z m ę
żem.
Internat d la u czniów gim nazjalnych był także budynkiem nowoczesnym i odpow iadał pod każdym względem swoim celom.
Zapukała i w eszła . . . , Po jakim ś kw adransie opuszczała internat, a prof. Rutkowski zm ieszany i przerażony od
prowadził ją aż do bramy. Zapewniał, że Tol
k a dopilnuje, przepraszał za coś, ale H alina n ie zw racała na to uwagi, nie podała m u ręki na pożegnanie u bram y. Pędziła jak szalona.
Dzięki Bogu, F rydy jeszcze nie było. Rzu
ciła się na otom anę i poczęła spazm atycznie płakać.
Zmęczona płaczem leżała jeszcze chw ilę nie
ruchomo, zapatrzona w sufit. W reszcie w stała.
Przeszukała szufladki w toaletce Frydy i zna
lazła co chciała. Zażyła k ilka kropel Waleria
nowych, rozebrała się i um yła w zimnej w o
dzie. Potem staran n ie w ysm arow ała tw arz, by zatrzeć/ślady zdenerw ow ania i płaczu. Ubrała się również starannie i wyszła.
Stanęła przed drzwiam i kaw alerskiego mie
szkania inż. Inkiewicza. Jeszcze k ró tk a chw ila w a h a n ia __ Energicznie nacisnęła dzwonek dwa razy.
- W yszedł sam Inkiewicz.
« ~ Ach, pani . . . co za niespodzianka . . . Co tu robić? J e s t u mnie dy rek to r Friedmann.
,:'~r To, co mam panu do pow iedzenia może i dyrektor Friedm ann słyszeć.
Inkiewicz był zaskoczony, ale po krótkiej chwili uspokoił się i w prow adził H alinę do pokoju.
Friedm ann był człowiekiem stosunkowo jeszcze młodym, dla grzechów młodości w yro
zum iałym i na uroki płci pięknfej crułym . O stosunku jego z H aliną coś słyszał, coś 0 nim naw et pew nego dnia napom ykał i jak się Inkiewiczowi zdawało, stosunek ten p o d nosił go w oczach Friedm anna. Bogaty bankier był zdania, że z w yboru kochanek można oszacować mężczyznę. Nie było się w ięc czego
obawiać.
Bardzo pana dyrektora przepraszam . . . pani Strom ska chciała ze mną pomówić . . . D yrektor Friedmann, proszę pani.
llt M Panie dyrektorze, proszę nie odchodzić,
— zaw ołała Halina. — Je st mi bardzo milo, 1 że pan będzie obecny podczas naszej 'ro z
mowy. Jestem przekonana, że pan, m ając do
rosłą córkę, je st m ojego zdania, że cnota 1 opinia kobiet je st zależna ty lko od honoru i dyskrecji danych mężczyżn . . .
Inkiewiczowi przypom niała się scena w k a synie i zrobiło mu się gorąco. Liczył jednak ciągle na subtelność i ta k t Haliny.
-7- Krótko i węzłow ato powiem panom o co id z ie . . . Ponieważ mój syn został wykazany z m atem atyki i prof. M achaj radził mi zw ró
cić się do prefekta, udałam się więc do jego m ieszkania, bo dziś niedziela i kancelaria intern atu zam knięta. Przedłożyłam m u moją prośbę. Profesor Rutkowski był bardzo uprzej
my; obiecał mi, że zajm ie się moim chłopcem i dopilnuje jego nauki, że zrobi . co tylko może i d o d a ł. . . że może będę i ja dla niego u p rz e jm a . . . Zaskoczyło mnie to i uraziło, w ięc ostro zapytałam , ja k mam. rozumieć te słowa. Zmieszał się, w ięc dobitniej jeszcze pow tórzyłam pytanie i dodałam, że chcę w ie
dzieć jakim praw em śmie mnie obrażać. Nie miał w yjścia i opowiedział mi o zajściu w kasynie . . . Pam ięta pan, panie inżynierze?
— Ach! — Wydobył z siebie Inkiewicz.
| Czy pan słyszał coś o m ojej znajomości z inż. Inkiewiczem, panie dyrektorze?
Szczęście suioje prześliczne, a kapryśne imię rzadko bardzo —-■ i krótko '— . pisało mym oczom!
Zato przez serce moje — ja k kolo olbrzymie przetoczyło się żyd* z bezlitosną mocą...
... t to właśnie z m ej duszy wyrwało na wieki zdziwienie nad czymkolwiek '[— . siejąc pobłażliwość!
i ju ż wiem, ze z, nas każdy jest tylko człowiekiem!!
i jest zły, albo dobry — sm utny lub szczęśliwy...
Gdy zbrodniarz na szafocie z przekleństwem na ustach kończy swe dni szkodliwe, budząc ulgi zgrozę,
myślę, że w życiu jego była ja k a ś pustka...
może najnieszczęśliwszy byl ze wszystkich stworzeń...
Oto mówię W am, Wszyscy którzy u piersiach macie nieugoszoną żagiew, a sąd twardy wokół:
Świat osądza inaczej •— j a sądzę inaczej, bo Izę potrafię zgadnąć i w kam iennym oku!
o. Wszyscy, razem ze m ną w życie zaplątani!
W y macie rany w piersiach... J a mam w piersi ranę...
Taką mam dla Was litość! Miejcież litość ,— dla mnie!!
M . A . Ile s s d
Dla wszystkich mam błękit w myślach i słów pogodną różoiroić!
dla wszystkich jestem szczęśliwy i nieprzerwanie radosny.*
dla ludzkich ciekawych oczu mam bujnie kwitnącą młodość i ust pąsowe gorąco w uśmiechu soczystyn i mocnym!
I mówię wszystkim, że świat jest tęczą rozpiętą nad życiem...
że tak jest łatwo nie cierpieć w je j siedmiobanonym uścisku,., że człowiek każdy, to uśmiech pierwszym wiosennym rozkwicie...
-— A to, że kiedyś ja może ból okrwawiłem na wargach i że to chyba nie uśmiech (! ) twarz m i bruzdami poznaczył ^ nieważne'. — Ile dlatego nie chcę niczyją być skargą
rzucając w tłum uścisk ręki twardej, zgrubiałej od pracy.
I przeorałem sam siebie w jedno pragnienie gorące!!
bo wiem, że w ry ciu człowieka jedna jest radość najgłębsza.
Dla wszystkich mieć błękit w myślach!
Dla wszystkich w herbie mieć słońce!
— by w ludzkich duszach i oczach rzeźbić słoneczne popiersia!!!
Bronisław Król
D yrektor był w rozpaczy. N ie w iedział co odpowiedzieć.
H alina, k tó ra nigdy w w ażnych momentach życia nie traciła panow ania nad sobą, pom i
mo, że była z n a tu ry nerw ow a i w rażliwa, m ów iła w dalszym ciągu spokojnie.
— W ięc słyszał p a n . . . Proszę być spo
kojnym , ta znajom ość nie ubliża panu Inkie- wiczowi; b y ł w olny i j a również. Dowie
dziaw szy się o jego zaręczynach, uważałam znajom ość n aszą za skończoną. Nie chciał zrozumieć, w ięc w skazałam mu d rz w i. . . M niejsza o to, to była nasza osobista spraw a.
N ikogo obchodzić nie pow inna i nie obcho
dziłaby, gdyby pan Inkiewicz zachow ał się tak, ja k należało. — Przerw ała na chwilę.
— Pan Inkiewicz oświadczył w gronie ko
legów i prof. gimnazjum, że n ie może się m nie pozbyć, prosił obecnych, by go który z nich ode mnie uwolnił. Dlatego naiw ny prof. Rutkowski m yślał, że w olna do mnie d r o g a . . . Pan daruje, panie dyrektorze, że przestanę być może kobietą, ale jestem sama, bez opieki, w ięc muszę być zawsze samodziel
ną . . . W idocznie nie obow iązują już obyczaje naszych ojców, dlatego nikt z panów nie dał panu Inkiewiczowi nauczki. I jestem zmuszo
na sama to uczynić.
Po ty c h słow ach przystąpiła H alina do inź.
Inkiewicza i uderzyła go mocno w twarz.
D yrektor Friedm ann zamienił się w słup
soli. '
H alina blada ja k trup, obtarła rękę chu
steczką, schyliła lekko głowę w stronę dy
rek to ra i wyszła.
D yrektor pospieszył za Haliną, odprowadził ją do bramy. Zaw ołał sw ojego szofera i k a zał o d w ieź ć... Sam pow rócił do Inkiewicza.
H alina praw ie nieprzytom na zajechała do m ieszkania Frydy.
— Dla Boga, co ci Halu? Jesteś blada, przestraszyć się można!
— Niedobrze mi się zrobiło. Trochę się z d e nerw ow ałam i boję się atak u n erw o w eg o . . Zrobię sobie zim ny okład na głowę.
H alina podeszła do umywalki, podniosła k araw kę z wodą. W tem runęła bezwładnie.
Kiedy w róciła do przytom ności, zdawało jej się, że obudziła się z ciężkiego snu, tylko drganie przebiegające na przem ian to ręce, to nogi, to powieki, przypom inało jej co za
szło. Leżała apatycznie zm ęczona. . . Starała się nie m yśleć i udaw ało je j się to.
Umysł je j wypoczywał po ciężkim wysiłku, a na dnie duszy czuła się ze swego czynu z a dowolona.
O ddano list Frydzie, w którym Friedm ann zapow iadał sw oją w izytę i k ie d y przybył, zo
stał przez Frydę przyjęty.
Bankier Friedm ann pochodził z m ajętnej ro dziny. Był to człowiek średniego wizrostu, szpakow aty, z nieznaczną łysiną, ale pomimo pięćdziesięciu lat, m łody z usposobienia i w y
glądu. Był elegancki, w ykształcony, k ulturalny i na ogół łubiany przez swoich urzędników i przyjaciół. Brał udział w pracach społecz
nych i w spierał kilka instytucyj filantropij
nych. C órkę sw oją dosłow nie ubóstw iał i każde je j życzenie było mu rozkazem. Dziwiono się ogólnie, że panna W anda, żyjąc w takich w a
runkach pozostała skrom ną, dobrą i że była zawsze tak a miła.
Przybywszy ze szczerą troskliw ością py tał dyrektor o stan zdrow ia pani Strom skiej. F ryda uspokoiła go. To co usłyszała z u st dyrektora nie zdziwiło je j wcale. W iedziała, że Halina nigdy się nie cofała przed w ykonaniem tego, co w danej chwili uw ażała za stosowne. Bała się jednak, że postępow anie przyjaciółki w y
w arło może złe w rażenie n a dyrektorze, dla
tego zapytała:
— A l e . . . Pan chyba nie bierze je j tego za złe.
— Broń Boże, droga pani, przeciwnie, podzi
wiam pani przyjaciółkę, je j zdecydow anie, jej odwagę, a w imieniu m ojej córki i w imieniu w łasnym muszę je j podziękować, w ięc dlatego przybyłem. Kiedy w olno mi widzieć się z p a
nią Stromską?
— Panie dyrektorze, z odwiedzin musi pan na razie zrezygnować. Pan był świadkiem zaj
ścia i w idok pana będzie dla H ali w obecnym nastro ju bardzo przykry. Zastanaw ia mnie jeszcze jedna rzecz. Ja k p rzyjęła pańska cór
ka tę wiadomość.
— Jestem pewny, że córka Inkiewicza n ie kochała, uw ażała tylko, że może on być odpo
wiednim mężem dla niej, zwłaszcza w oczach otoczenia.
— Dzięki Bogu. To da się w szystko naprawić, O ile w ięc panu n a znajom ości z H aliną za
leży, to proszę przysłać ju tro sw oją córkę, by ona naprzód odwiedziła m oją przyjaciółkę
i mnie. W prawdzie śm ietanka m iejska bę
dzie się gorszyć, ploteczki będą chodziły,
’ ale można ich nie słyszeć.
— Bajkowy pomysł. Jestem pani bardzo zobow iązany . . . Ja k długo ma pani Stroiń
ska urlop?
— W e czw artek ma być w sądzie.
— W ięc i pani urlop do czw artku za
pew niony, zatelefonuję zaraz do pani szefa, m ojego kolegi.
Po odejściu Friedm anna nam yślała się Fryda, w reszcie postanow iła n ie powiedzieć H alinie o tych odwiedzinach. Był u niej Tolek, w ięc nie zauw ażyła w izyty dyrektora.
N astępnego dnia, pow róciła F ryda z m iasta i poczęła opowiadać dyplom atycznie:
—--W iesz Halko, co m i się przytrafiło, zajrzałam do biura i zwolnili mnie do jutra.
Pomyśl sobie spotkałam na ulicy Friedman- nównę, k tó ra mnie w prost zaczepiła i o- świadczyła, że przyjdzie cię odwiedzić.
---Kiedy przyjdzie?
— Dziś o szesnastej. Jeżeli się czujesz słaba to zatelefonuję i poproszę na jutro.
— N ie trzeba. Dobrze że przyjdzie.
I spotkały się dwie na zew nątrz do siebie nie podobne kobiety. Kw itnąca i przycią
gająca sw ą urodą H alina i ujm ująca swoim urokiem W anda.
Na pow itanie uścisnęły sobie ręce m ilczą, co, ale życzliwie i obserw ując się wzajem nie w ybuchnęły obie śmiechem.
F ryda osłupiała, ale poham owała się i po
stanow iła zaczekać, co po tym śmiechu nastąpi.
Pierw sza oprzytom niała Halina.
— W idzi pani, co z tego wyniknie, jak normalnym, m łodym kobietom zechce się zejść na drogę kompromisu. Nie można bez
m yślnie i bezkarnie iść przez życie. N a raziłyśm y się tylko na nieprzyjem ności.
Pani przynajm niej nic nie straciła, ale ja . . . M niejsza zresztą o to, ja też mogę w ięcej w ytrzym ać . . . Czy pani wie, że F ryda jest panią oczarowana?
— Pani znów oczarow ała m ojego ojca.
Oj, pani Halino, nie w ytrzym ałabym kon
kurencji tak ładnej macochy. Przyjaciółki to tak . . . Dowiedziałam się od pani Frydy, że jest pani św ietną pianistką. Przyjadę więc ju tro po panie i zatrzym am je na obiedzie.
ń a d < m f
drogęfe Tatko będzie w siódmym niebie, skorzi z tego, i wym ogę na nim pozwolenie
jazd do Pragi Czeskiej, do muzyczńefffe^j Sj kładu słynnego prof. Szewczyka. JP otem
— Doskonały pom ysł z tym kształwL swoich w ybitnych zdolności. C elem V* s y wym kobiety je st podobno miłość i Hłimimi rzyństw o ale to samodzielności nie w w Ł ; Tylko kom prom isu w miłości nie
puszczać. . f -
— Żeby na przyszłość unikać b łę ^ JH |ij£ ji trzebne było ich poznanie. W idzi pani.|;
Halino, że skorzystałyśm y na doświadf Postanowiłam , że panią jutro, po nach u mnie, odwiozę m oją maszyną rę szofera, żebyśm y m ogły przez drogą mawiać. Zgadza się pani?
— Zgadzam się, ale pod tym w a ru # że w yjedziem y nie zbyt późno i że 28 JMoja pani m ojego dzikusa Tolka tam i *. P Ł jat tem. Spełni się jego m arzenie, będzie ^ pak siedział obok szofera i będzie Q i e£ci kierow nicę wzrokiem; może mu się ,,faz ^ uda trochę coś pokręcić . . . Frydo, ws łT ju tro do in te rn atu i zwolnisz Tolka ® tazam czas. Ja k trochę później przyjedzie, to 0SQ]
kowski też nic nie powie, tego jestem ^ Tają s Przy herbacie mówiły o muzyce, "lidzeń i W anda zgadzały się w zupełności, ze J|ieCz t chodzi o nowoczesną muzykę, to wolą v c;
manowskiego niż Różyckiego; jeżeli mówić o jakim ś sentym encie w muzyTiaętw H alina lubi Dworząka, a W anda S z u b e n l
Imienia Inkiewicza nią wspomniano laty rozmowie ani razu tak m ałą rolę odsypem w życiu tych dwóch k o b ie t. . . p ma
W do m iasta
iO Ffk następny dzień z rana w ybrała się asy.
liasta i w stąpiła do internatu. . jF skiego zastała w kancelarii i ubawiła siS » wy;
naiwnie zdziwioną miną, kiedy usłYs^f'F. kt panna Friedm annówna odwiezie panią ską autem , że Tolek ma m atkę odproWa|koch i panna Friedm annówna odwiezie g° * “Ważi wrotem na czas oznaczony do internaWjjści i
Fryda m iała z czego być zadowoloną- la taką sobie niepokażną rozwódką i 0 i f f f ' zw racał dotąd na nią uwagi. Lecz teraz się z nią liczyć, bo jest przyjaciółką z Strom skiej i znajom ą dyrektora Frifdffl i jego córki.
Ciąg dalszy nastąpi
R O Z R Y W K I U M Y S Ł O W E
Krzyżówka
Poziomo: 2. Imię żeńskie; 4. m ateriał na suk
nie; 5. ludzie różniący się od siebie; 7. zwy
czaj ubierania się; 9. podstawa, fundament;
11. wozy kolejow e; 12. sprzęt szkolny; 14.
okres, etap; 15. elegancka pani; 17. obszar ziemi; 18. pustynia w Afryce.
Pionowo: 1. silne skaleczenie; 2. srebrna m oneta hiszp. do 1870 r.; 3. ciężar zew nętrz
nego opakow nia; 4. napój; 6. k raina w płd.
Arabii; 7. wieś w pow iecie Krakowskim; 8.
stan atm osfery; 10. epidem ia; 13. błąd; > 14.
spieniona w oda (liczba mn.); 16. olbrzymia ilość; 17. okres zm iany m iesięcy w roku;
19. wiszące łoże.
ROZWIĄZANIE Z NR 10 Szybkie obliczenie
N r 10—20 obejm ują nie dziesięć ale jede
naście drzew.
Tak w ięc Franciszek będzie m iał do oczy
szczenia 110 drzew a Antoni tylko 90.
L o g o g ry f
1. jacht, 2. kasztel, 3. em erytura, 4. elektorat, 5. chaos, 6. ham ak, 7. p artytura, 8. konfitu
ra, 9. kinkiet, 10. Capri.
Czytam y I. K. P.
Br. M d.
J.EHRENKREUTZ skór. I wontryciM
W arszawa HowT-Swiit 37 m. 11
ROZWODY
p r z e p r o w a d z a sz y b k o . d y p lo m o w a n y
praw nik W arszaw a, Złota 32-5 g o d z . 4 —6
Wener. iliłW*iw w arszaw a | w fersuttinki
godz. 19-1 i Z tri. a-sm L Słynj JKMWlfe
WiljjMT F 1 Wanziffi, HoiJ
Srttiwij shwi diim X. PnpihiŁ t>Ą siteśi. In wMaWJJ1-
Ij.wptóifctr^jSg hcrokipy. Porady: * IMmlt Wi ii*
Ź ró d ło n a b y c ia w sk aże: Skład burtowy A rthur Engelhardt, Danzig, Kiebitzgasse 3
cłesiy sto /Hulaniem
A l T R A
r o ś l i n n ą ś r o d e k p r z e c z y s z c z a j ą c y o n ie z a w o d n y m i b e z b o t e s n y m d z i a ł a n i u
D o n a b y c i a w a p t e k a c h i d r o g e r i a c h
Nr. rej. 1873 Cena 10 draż. Zł. 1.20
FABRYKA CHEMICZNO-FARMACEUTYCZNA