• Nie Znaleziono Wyników

Ilustrowany Kurjer Polski. R.4, nr 11 (14 marca 1943)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ilustrowany Kurjer Polski. R.4, nr 11 (14 marca 1943)"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

W i l l i :

Znana gw iazda filmowa M a r i k a R o k k

Do naszego rep o rtażu w ew nątrz n u m eru r o t Ufa

(2)

KICH FRONTACH NA WSZYST

Na prawo u góry:

BRON b u d z ą c a g r o z ę

Niemieckie działa suną przez las ku liniom sowi1 U góry:

OBRONA PRZECIWLOTNICZA

Na małych sankach przewozi niemiecka obrona prze­

ciwlotnicza swe działa na główną linię walk.

ATAK PRZY 30* PONIŻEJ ZERA

Niemieccy grenadierzy obsadzili wieś sowiecką i wyszukują w płonących domach resztki nieprzyjaciół. Mundur zimowy i maska chronią żołnierzy przed mrozem.

W DRODZE NA FRONT

Niemieccy grenadierzy idą na główną linią walk, aby zluzować swych kolegów.

Na lewo:

NAD MORZEM ŚRÓDZIEMNYM

Eskadra niemieckich samolotów transportowych wiezie wojsko i sprzęt wojenny na front afrykański.

U góry:

UNIESZKODLIWIONY

Niemieccy oficerzy oglądają jeden z czołgów ame­

rykańskich* rozbitych w Tunisie. Również ten ciężki wóz nie mógł sławić czoła niemieckiemu ogniowi.

Na lewo:

NA OCEANIE LODOWATYM Straż na niem ieckiej'łodzi podwod­

nej. Wszystkie przedmioty pokrywa gruba warstwa lodu, mimo to jednak

łódź pełni swą służbę.

Na lewo z kraja:

ŁÓDŹ PODWODNA ZANURZA SIĘ W kilku minutach zanurzy mechanik łódź pod wodę, skoro tylko przygo­

towania do ataku będą ukończone.

Na prawo:

W PEŁNYM BIEGU

Łódź podwodna w czasie burży na morzu. Marynarz mierzy szybkość

wiatru.

Na prawo z kraja:

NA POKŁADZIE W CZASIE JAZOY Niemiecki marynarz wykonuje pole­

coną mu pracę na pokładzie łodzi podwodnej. By podczas szybkiej jaz­

dy nie wpadł do wody, jest on przy­

wiązany liną.

F o t: P K . F rits c h , K o ltz e n b u rg , L ep - m a n n , H ie ls c h e r, K ra m e r, U - W a ffe -P B Z , S c h n itz e r, G a rm s- A tl„ W ald a, F re c h m a n n -S c h e rl

(3)

i p ł f r a nie zna przeszkód, gdy chodzi o stworzenie obrazów życia, Najprostszy sta­

tyw, jaki stosuje się na wolnym powietrzu (zdjęcie ha lewo) za-

*n,®n'a *>ę w atelier w skom­

plikowany, ruchomy wehi- ...kół, na którym siada

reżyser, by kierować

Wp" statystami. Na ilu- ^

stracji W illy Fritsch j nakręca scenę z balu. f il W illy B i r g e l ele­

gancki odtwórca po­

ważnych i tragicz­

nych ról.

Marika Rock tęczy w swym tańcu temperament ! wdzięk Prócz tego zdobyta już głośne imię jako ś p i e -

. w a c z k a . Zarah L e a n d e r słynna jako

śpiewaczka wielu 'melodyj-

|j» nych piosenek.

Pocałunek w til- mie działa za- wsze emocjonują- co czy to jako za-

kończenie wesołej u H historii m i ł o s n e j , czy też gdy wprowa- dza łańcuch pełnych ^ napięcia powikłań (Dorrit Krempler i W illy F r i t s c

Odtwórcy wielu niezapomnia­

nych i porywających postaci:

Paula Wessely i Emil Jannings należą do najwybitniejszych aktorów odzwierciedlających w swych rolach prawdziwe i głębokie uczucia ludzkie.

Leo Ślęzak śpiewak i komik, który już samym swym wyglądem wpra­

wia ludzi w doskonały humor.

Paweł Hórbiger posiada wielostronny talent. Wzru­

sza on nas, do łez w swych tragicznych rolach i za­

chwyca wesołą pełną hu­

moru grą.

U dołu: Henryk George.

Pulsujące życiem kreacje tego artysty pełne są dra­

matycznej siły ekspresji i przejmują nas swą tra­

giką.

Hans A l b e r s łubiany za swą dzielną brawurę, która

nie zna trwogi.

Młodość, światło i humę// trzy elementy, które każdego ocza­

rują, o ile nie jest beznadziej­

nym pesymistą. Mady R a h I jako żeglarka.

Sztuka filmowa liczy już~~około 50 lat. Najpierw film był tylko widowiskiem pokazywanym w budach wędrownych na jarmar' kach. Ale już w pierwszych 25 latach swego istnienia osiągnął jako film niemy wysoki stopień rozwoju. W tym czasie prócz wielu innych powstała wytwórnia Ufa, największe obecnie przedsię' biorstwo filmowe Europy, które obchodzi dziś uroczyście 25-leci®

swego istnienia. Na ten drugi okres historii filmu około roku 192“

przypada wynalezienie flmu dźwiękowego.

F o t: Ufa 8, T obis 3, W ie n film ' 3*. Bava- ria 2, Terra 1.

•«' atelier dźwiękowe Ufy

* Neubabelsberau.

IfŚlftiz Ruhmann, mistrz komizmu

|(dobywającego n a s bez za­

strzeżeń.

(4)

Rektor szkoły daje niezbędne wyjaśnienia grupie chłopców grających w szachy.

U góry: Nauczyciel wyjaśnia kombinację szachową na wielkiej szachów- cy, na której można figury zawieszać na gwoździach.

iS ę nyA, Cały św iat gra dziś w szachy, w ową „królew ską grę", k tóra przed w ielu s P h K setkam i la t została w ynaleziona w Indiach. O d daw na jednym z ośrodków M . przem ysłu szachowego je st gmina Borstendorf w Saksonii. Nic więc dziwnego, tej m iejscow ości starzy i młodzi z zapałem upraw iają grę w szachy i że

^ flrd la te g o w tej m iejscowości w prowadzono do-szkoły naukę gry w sz ac h y ,'jak o E*B?den z obowiązkowych przedmiotów. Oprócz czytania; pisania i rachunków, m ają Kwięc mali m ieszkańcy Borstendorfu również lekcje gry w szachy, a uczą się oni

^praw dziw ym zapałem tego przedm iotu, gdyż każdy z nich pragnie zostać kiedyś Irzem .w tej pięknej grze.

la J«wóT Młoda szachistka podczas gry. Uważnie zastanawia się ona nad każdym ciągiem,

Na lewo: Dzieci opuszczają szkołę po nauce. Oprócz książek i ze- U góry: Lekcja w szkole. Dzieci siedzą w małych grupkach około szytów posiada każde z nich własną szachownicę, na której rozwią- swych szachownic i rozgrywają partie zadane im przez nauczyciela

żuje w domu zadania szachowe. , jako zadania szkolne. Fot: LTShrich

(5)

'C W i

wni*ln*erC* m^2a' młodego, początkującego umieściła H alina Strom ska syna, łie j ,rugiei klasy gim nazjalnej w inter- Icję. prama w yjechała na posadę na pro- rńićtwiaC°Wa^a . P ^ e d zamążpójściem w są.

ł n j e e 1■ także w sądzie otrzym ała po­

m yślnie* "*akoś w szystko ułożyło się była kobietą bardzo ładną i wie*

tyijs. Postawna, kształtna, o ciemno h poj-J0/1 oczach, białej cerze i miedzia- T^yzn Włosów pociągała za sobą wzrok Jch Za> 1 doskonale zdaw ała sobie spraw ę losti,; .l3,8ów, zresztą nie m iała czasu na

K v i lirty-

Jyitó r ce*u odwiedzin syna była więc W * w J ^ n o s ta jn y m trybie obo=- Jłl. ^ Drarv D ar n a nnilrniA

ftia

Itlcarsk 1 • ^ racY; &az na m iesiąc uniknie r,^!i.?row^nc^ * sw obodnie przejdzie l ubiaiIUtChuWe^0 m iasta-

la pj . ® hałaśliw e miasto, w którym spę- jw njgj, ostatnich z mężem. Lubiła je

■ M ni_ S°. że można było tam żyć dla Łia ot 2Wfacając sw oją osobą zaintereso- I * N W ięc z ulgą oddychała ja- io asflYm przedziale trzeciej k la sy do

miasta.

jry . ^ a okno . . . cudny był dzień ma- I roi)ja Sł^ ^ a *in*e< że cały św iat je st ja-

£ t€ ,w?.0nY. ubrany po św iątecznem u. . . jwą SD latY wszędzie pachniały, jak ta

|laljn^leszYła się, aby w yrastać.

| tią Przypomniała sobie nagle, że spotka

|ViCza y^iadów ce z bratem inżyniera In-

| to t ó j który był profesorem gimnazjum f 41ina .rzecz nie zfay t m iłą . . .

r tt><aia myŚląc ° inżynierze Inkiewiczu po- F ^ O ip : ' ' ŻebY móc w ykreślić z pamięci I n g nia' a raczej fakt, k tó ry w yw ołał te .

pofe ' pom nienia-

y Inkiewicz był ulubionym nauczy- frij 1 ^ a ' wobec czego chłopak w hi-

^ ,y Ykazywał św ietne rezultaty. Profesor H | i . Uczniowi sympatię, interesow ał się Sa ’er°w ał jego lekturą domową, Halina jego - za to wdzięczną. Przez profesora Jytiier 0n^ poznała jego b rata młodszego,

I trw ała już rok, aż tu przed dwo- SSp z l^cami doniosła jej Fryda, o oficjał-,

1 banicn02^ 1190*1 inżyniera Inkiewicza z cór- -jna ,-jVvca Friedm anna, bogatą i rozpiesz-

ynaczką-

k l pisała- że znajom ość, ta trw a już od tea tal Panna W anda jest bardzo ostrożna H | J r ^ e sobie różne „widzi mi się", na Bigo tń^6t kochający ją ojciec p o z w a la ...

rski ez w ahała się m iędzy adw okatem Ja-

|2cie ,_,a inżynierem Inkiewiczem, aż na- Walja ^ c y d o w a ł a się na tego ostatniego.

I- ■ i, została tą wiadom ością zaskoczo- f ś ^ / ż o n a .

a oni,ła sobie wprawdzie, że Inkie- lu, Sdy nie kochała. N ie odczuwała więc Nje , ;a Się tylko śm iertelnie obrażona.

PS'i

fakt zaręczyn Inkiew icza ją obraził, nieszczerość — fakt, że je j nigdy izer* ' kochać nie mógł, jeśli tak nie- IVj Postąpił.

V, b - ° le kochał? Tylko pożądał jak wszy- N ijK ^ y się o nią ubiegali, a którym i talk ż® też ją spotkać mogło takie, upo-

;si ® • • - Czuła, że spada z tronu, na który, lala j wyniosła. Stało się ..

.<?o H alina na-

łją osób, które fakta dokonane przyj-

• ’ ł ak je przyjąć należy; zrozumiała .y V[S! '4 do Inkiewicza list z zapytaniem , fwa, yOIność o jego zaręczynach jest praw- f e ę .Zamiast odpowiedzi, przyjechał oso- Stjj j 1 zabił w niej resztkę szczerej sym-

fctici^ acunku, jaki dla niego żywiła.

I Pieszczotami i czułością dowieść jej, gSeję ' ^ o w szystko kochą ją i że ich sto-

ulegnie zmianie,

fozub?3.ła mu drzwi. W pół nieprzytom ny 1 t>inlmistniony m usiał odejść. Odezwał się l raion Przytłumiony dotąd niski instynkt

, e8o próżnego mężczyzny.

l*fci(»J1kiewicz był w gruncie rzeczy czło- bez w yższej w artości. Sprytny i in- I ięjj **Y W ied ział j a k z lu d ź m i p o s tę p o w a ć ,

|Nża} s ° b ie u ją ć . M a r z y ł o k a r ie r z e , a le ' f f W ż e d la t e j k a r i e r y n ie m a p o tr z e b y P r y c. a<- s ię w ie lu p r z y je m n o ś c i ż y c ia , d o n a le ż a ła p r z e d e w s z y s tk im p ię k n a

się i z a późno się spostrzegł.

- aliń'VSZy P ° ostatnich odwiedzinach

®V. wieczorem do m iasta udał się d<v

kasyna na kolację. W śród znajom ych ten i ów widząc go w złym humorze, nie om ie­

szkał zapytać z ironicznym uśmiechem, czy tak w ygląda szczęśliwy narzeczony. N a nie­

szczęście profesor H ajda zapytał co na te zaręczyny mówi piękna Halina? Inkiewicz stracił wówczas w szelkie panow anie nad sobą:

— Czort bierz tę kobietę! 2eby mnie który z w as uw olnił od niej. Przylepiła się do mnie.

Słuchaj W róblewski, jesteś przystojny jak sam Apollo, zabierz się do niej I będę ci do śm ierci wdzięczny.

Starszy profesor M achaj, spojrzał zagada kowo na Inkiew icza i wyszedł. Zapanow ała wśród obecnych chwilowa cisza. Inkiewicz oprzytom niał, ochłonął i począł mówić z w iel­

ką w erw ą o w ażnych zdarzeniach politycz­

nych.

Halina o tej scenie nic jeszcze nie w ie­

działa. M iała jednak na dnie duszy jakieś niem iłe p rze czu c ie. . . W alczyła z tym prze­

czuciem i z tym w rażeniem niesm aku i w sty­

du, k tó re ją ogarniało, aby n ie poddać się depresji

Na stacji czekał Tolek z najeżoną j a li zawsze czupryną. Ta czupryna za nić na św iecie n ie chciała się przyzwoicie układać:

tak przynajm niej twierdził Tolek. Był to do­

syć wysoki dw unastoletni chłopaczek, regu­

larnych rysów i żywych, szarych oczu. W y­

kąpany nieboszczyk o j c i e c , jak tw ier­

dzili znajomi. J a k zawsze, rzucił się gwał­

tow nie m atce na szyję, zgniótł jej biały koł­

nierzyk i przesunął jej kapelusz na bakier.

Czuła się tak szczęśliw a,. spokojna i pew na siebie, m ając syna przy sobie.

Fryda także przyszła na stację. Ja sn a to była blondynka, średniego wzrostu, niezm ier­

nie żywa w oczach i ruchach. Ubierała się w żyw e kolory, ale wszystko było na niej gustow ne i tw orzyło harm onijną całość.

Halina w ydaw ała się przyjaciółce niepraw ­ dopodobnie spokojną, pogodną, praw ie w eso­

łą. Mocno zawiedziona, spytała Fryda przy pierw szej sposobności:

. — Słuchaj Halino, czy ciebie napraw dę zaręczyny Inkiewicza nie wzruszyły, nie zm artw iłaś się?

— Dlaczego rhiałabym się martwić? O bra­

ziła mnie tylko jego nieszczerość, zresztą to już rzecz zakończona.

. — Przepraszam za m oją niedyskrecję, mia­

łam w rażenie, że się kochacie.

Możeśmy się kochali, ale zrozum „my ‘, nie ja go kochałam.

N ie jesteś nieszczęśliwa, czy napraw dę nie kochałaś Inkiewicza?

— Nieszczęśliwa nie jestem . Powtarzam, że czuję się tylko obrażona. A le naw et i to już minęło. Czy go kochałam , pytasz? Nie, Fry- do, nie kochałam go. N asza znajomość to na­

turalny rezultat okoliczności. . . Czy znasz W andę Friedmannównę?

— Zeszłej niedzieli ją poznałam. Brała udział w koncercie, którego dochód przezna­

czono na sieroty. G rała na skrzypcach. Cudnie grała, i w ygląda bardzo miło i dystyngow a­

nie. Ma ten Inkiewicz szczęście!

— Życzę mu te g o . . . N a w yw iadów ce spotkam się na pew no z jego bratem i to nie zbyt m iłe . . . Żeby już mieć tę w yw ia­

dówkę za sobą! Wiesz, mam takie nieokre­

ślone przeczucie, że w łaśnie tam mnie dziś coś niem iłego spotka.

W obszernym hallu w isiał spis i rozkład sal. Po dwóch panów profesorów znajdow ało się w każdej sali,. H alina w estchnęła z ulgą . . . Do profesora Inkiew icza nie m usiała się udać.

W historii stał Tolek dobrze. Udała się n a­

przód do nauczycieli, przez których został Tolek w ykazany do pilniejszej nauki. W szy­

scy byli bardzo uprzejmi, a w ydaw ało się Halinie, że przyglądają się je j ciekawie. To ją niepokoiło.

O statnia w izyta u profesora m atem atyki M acha ja, k tó ry dał 'chłopcu dw ójkę zakoń­

czyła się także w sposób d z iw n y ... Profesor M aęhaj wytłum aczył Halinie, że m atem atyka to łańcuch, którego nie wolno przerwać, bo runie cała konstrukcja; Tolka więc trzeba przypilnować ...> ■

— Pośżukam korepetytora, panie profeso­

rze. Może pan profesor będzie tak uprzejm y i poleci mi któregoś ze starszych uczniów.

W s& gjI zasady nigdy nikogo nie polecam. My­

ślę, że Tolek obejdzie się bez korepetytora.

W internacie «nają i tak pomoc. Proszę tylko udać się do kolegi Rutkowskiego, k tóry jest dyżurnym w internacie. Poprosi go pani, by zwrócił na Tolka specjalną uwagę, by do­

pilnow ał jego m atem atycznych zadań domo­

wych.

— Bardzo panu profesorow i dziękuję. Za­

raz się udam do profesora Rutkowskiego, bo wieczorem wyjeżdżam.

To będzie pani m usiała pójść do miesz­

kania. N ie ma tu dzisiaj kolegi; m ieszka także w in te rn a c ie . . . Przepraszam . . . pani p ra­

cu je w sądzie praw ie że cały dzień, czy pani to nie męczy?

N asunęła się H alinie myśl, że może słyszał coś o je j znajom ości z inż. Inkiewiczem i może myśli, że liczyła na małżeństwo, i przez współflrwcie stara się być dla n ie j, uprzejm y. To' upokarzało i złościło.

— Nie, pani?F<*» fesórze, praca w urzędzie nie' m ęczy mnie. Jestem zdrow a i lubię z ży­

ciem się boryjuse- —^ odpowiedizała Haliną,

! i podała profesorow i rękę na pożegnanie.

M iała w rażenie, że chciał jeszcze coś pow ie­

dzieć, ale je j pośpiech przy pożegnaniu spe­

szył go widocznie.

y A A i j

:i

i l u d z t e

CREDO

niem . W yw iadów ka ożyw iała ją zwykle, lecz

mm

tym razem m iała to nieprzyjem ne uczucie, że panuje w śród profesorów jakiś pobłażli­

w y nastrój dla w ybryków T olka i w spółczu­

c ie dla n ie j. To ją irytow ało . . . Teraz jeszcze droga do internatu.

Pożegnawszy się z Tolkiem, po niezbędnym napom nieniu, na k tó re chłopak zasłużył, skie­

rowała się dość spokojnie znanym i ulica­

m i . .. p la n ta m i__W szystko dziś przypom i­

nało je j dawne, m iłe czasy spędzone tu z m ę­

żem.

Internat d la u czniów gim nazjalnych był także budynkiem nowoczesnym i odpow iadał pod każdym względem swoim celom.

Zapukała i w eszła . . . , Po jakim ś kw adransie opuszczała internat, a prof. Rutkowski zm ieszany i przerażony od­

prowadził ją aż do bramy. Zapewniał, że Tol­

k a dopilnuje, przepraszał za coś, ale H alina n ie zw racała na to uwagi, nie podała m u ręki na pożegnanie u bram y. Pędziła jak szalona.

Dzięki Bogu, F rydy jeszcze nie było. Rzu­

ciła się na otom anę i poczęła spazm atycznie płakać.

Zmęczona płaczem leżała jeszcze chw ilę nie­

ruchomo, zapatrzona w sufit. W reszcie w stała.

Przeszukała szufladki w toaletce Frydy i zna­

lazła co chciała. Zażyła k ilka kropel Waleria­

nowych, rozebrała się i um yła w zimnej w o­

dzie. Potem staran n ie w ysm arow ała tw arz, by zatrzeć/ślady zdenerw ow ania i płaczu. Ubrała się również starannie i wyszła.

Stanęła przed drzwiam i kaw alerskiego mie­

szkania inż. Inkiewicza. Jeszcze k ró tk a chw ila w a h a n ia __ Energicznie nacisnęła dzwonek dwa razy.

- W yszedł sam Inkiewicz.

« ~ Ach, pani . . . co za niespodzianka . . . Co tu robić? J e s t u mnie dy rek to r Friedmann.

,:'~r To, co mam panu do pow iedzenia może i dyrektor Friedm ann słyszeć.

Inkiewicz był zaskoczony, ale po krótkiej chwili uspokoił się i w prow adził H alinę do pokoju.

Friedm ann był człowiekiem stosunkowo jeszcze młodym, dla grzechów młodości w yro­

zum iałym i na uroki płci pięknfej crułym . O stosunku jego z H aliną coś słyszał, coś 0 nim naw et pew nego dnia napom ykał i jak się Inkiewiczowi zdawało, stosunek ten p o d ­ nosił go w oczach Friedm anna. Bogaty bankier był zdania, że z w yboru kochanek można oszacować mężczyznę. Nie było się w ięc czego

obawiać.

Bardzo pana dyrektora przepraszam . . . pani Strom ska chciała ze mną pomówić . . . D yrektor Friedmann, proszę pani.

llt M Panie dyrektorze, proszę nie odchodzić,

— zaw ołała Halina. — Je st mi bardzo milo, 1 że pan będzie obecny podczas naszej 'ro z­

mowy. Jestem przekonana, że pan, m ając do­

rosłą córkę, je st m ojego zdania, że cnota 1 opinia kobiet je st zależna ty lko od honoru i dyskrecji danych mężczyżn . . .

Inkiewiczowi przypom niała się scena w k a ­ synie i zrobiło mu się gorąco. Liczył jednak ciągle na subtelność i ta k t Haliny.

-7- Krótko i węzłow ato powiem panom o co id z ie . . . Ponieważ mój syn został wykazany z m atem atyki i prof. M achaj radził mi zw ró­

cić się do prefekta, udałam się więc do jego m ieszkania, bo dziś niedziela i kancelaria intern atu zam knięta. Przedłożyłam m u moją prośbę. Profesor Rutkowski był bardzo uprzej­

my; obiecał mi, że zajm ie się moim chłopcem i dopilnuje jego nauki, że zrobi . co tylko może i d o d a ł. . . że może będę i ja dla niego u p rz e jm a . . . Zaskoczyło mnie to i uraziło, w ięc ostro zapytałam , ja k mam. rozumieć te słowa. Zmieszał się, w ięc dobitniej jeszcze pow tórzyłam pytanie i dodałam, że chcę w ie­

dzieć jakim praw em śmie mnie obrażać. Nie miał w yjścia i opowiedział mi o zajściu w kasynie . . . Pam ięta pan, panie inżynierze?

— Ach! — Wydobył z siebie Inkiewicz.

| Czy pan słyszał coś o m ojej znajomości z inż. Inkiewiczem, panie dyrektorze?

Szczęście suioje prześliczne, a kapryśne imię rzadko bardzo —-■ i krótko '— . pisało mym oczom!

Zato przez serce mojeja k kolo olbrzymie przetoczyło się żyd* z bezlitosną mocą...

... t to właśnie z m ej duszy wyrwało na wieki zdziwienie nad czymkolwiek '[— . siejąc pobłażliwość!

i ju ż wiem, ze z, nas każdy jest tylko człowiekiem!!

i jest zły, albo dobrysm utny lub szczęśliwy...

Gdy zbrodniarz na szafocie z przekleństwem na ustach kończy swe dni szkodliwe, budząc ulgi zgrozę,

myślę, że w życiu jego była ja k a ś pustka...

może najnieszczęśliwszy byl ze wszystkich stworzeń...

Oto mówię W am, Wszyscy którzy u piersiach macie nieugoszoną żagiew, a sąd twardy wokół:

Świat osądza inaczej •— j a sądzę inaczej, bo Izę potrafię zgadnąć i w kam iennym oku!

o. Wszyscy, razem ze m ną w życie zaplątani!

W y macie rany w piersiach... J a mam w piersi ranę...

Taką mam dla Was litość! Miejcież litość ,— dla mnie!!

M . A . Ile s s d

Dla wszystkich mam błękit w myślach i słów pogodną różoiroić!

dla wszystkich jestem szczęśliwy i nieprzerwanie radosny.*

dla ludzkich ciekawych oczu mam bujnie kwitnącą młodość i ust pąsowe gorąco w uśmiechu soczystyn i mocnym!

I mówię wszystkim, że świat jest tęczą rozpiętą nad życiem...

że tak jest łatwo nie cierpieć w je j siedmiobanonym uścisku,., że człowiek każdy, to uśmiech pierwszym wiosennym rozkwicie...

-— A to, że kiedyś ja może ból okrwawiłem na wargach i że to chyba nie uśmiech (! ) twarz m i bruzdami poznaczył ^ nieważne'. Ile dlatego nie chcę niczyją być skargą

rzucając w tłum uścisk ręki twardej, zgrubiałej od pracy.

I przeorałem sam siebie w jedno pragnienie gorące!!

bo wiem, że w ry ciu człowieka jedna jest radość najgłębsza.

Dla wszystkich mieć błękit w myślach!

Dla wszystkich w herbie mieć słońce!

by w ludzkich duszach i oczach rzeźbić słoneczne popiersia!!!

Bronisław Król

(6)

D yrektor był w rozpaczy. N ie w iedział co odpowiedzieć.

H alina, k tó ra nigdy w w ażnych momentach życia nie traciła panow ania nad sobą, pom i­

mo, że była z n a tu ry nerw ow a i w rażliwa, m ów iła w dalszym ciągu spokojnie.

— W ięc słyszał p a n . . . Proszę być spo­

kojnym , ta znajom ość nie ubliża panu Inkie- wiczowi; b y ł w olny i j a również. Dowie­

dziaw szy się o jego zaręczynach, uważałam znajom ość n aszą za skończoną. Nie chciał zrozumieć, w ięc w skazałam mu d rz w i. . . M niejsza o to, to była nasza osobista spraw a.

N ikogo obchodzić nie pow inna i nie obcho­

dziłaby, gdyby pan Inkiewicz zachow ał się tak, ja k należało. — Przerw ała na chwilę.

— Pan Inkiewicz oświadczył w gronie ko­

legów i prof. gimnazjum, że n ie może się m nie pozbyć, prosił obecnych, by go który z nich ode mnie uwolnił. Dlatego naiw ny prof. Rutkowski m yślał, że w olna do mnie d r o g a . . . Pan daruje, panie dyrektorze, że przestanę być może kobietą, ale jestem sama, bez opieki, w ięc muszę być zawsze samodziel­

ną . . . W idocznie nie obow iązują już obyczaje naszych ojców, dlatego nikt z panów nie dał panu Inkiewiczowi nauczki. I jestem zmuszo­

na sama to uczynić.

Po ty c h słow ach przystąpiła H alina do inź.

Inkiewicza i uderzyła go mocno w twarz.

D yrektor Friedm ann zamienił się w słup

soli. '

H alina blada ja k trup, obtarła rękę chu­

steczką, schyliła lekko głowę w stronę dy­

rek to ra i wyszła.

D yrektor pospieszył za Haliną, odprowadził ją do bramy. Zaw ołał sw ojego szofera i k a ­ zał o d w ieź ć... Sam pow rócił do Inkiewicza.

H alina praw ie nieprzytom na zajechała do m ieszkania Frydy.

— Dla Boga, co ci Halu? Jesteś blada, przestraszyć się można!

— Niedobrze mi się zrobiło. Trochę się z d e ­ nerw ow ałam i boję się atak u n erw o w eg o . . Zrobię sobie zim ny okład na głowę.

H alina podeszła do umywalki, podniosła k araw kę z wodą. W tem runęła bezwładnie.

Kiedy w róciła do przytom ności, zdawało jej się, że obudziła się z ciężkiego snu, tylko drganie przebiegające na przem ian to ręce, to nogi, to powieki, przypom inało jej co za­

szło. Leżała apatycznie zm ęczona. . . Starała się nie m yśleć i udaw ało je j się to.

Umysł je j wypoczywał po ciężkim wysiłku, a na dnie duszy czuła się ze swego czynu z a ­ dowolona.

O ddano list Frydzie, w którym Friedm ann zapow iadał sw oją w izytę i k ie d y przybył, zo­

stał przez Frydę przyjęty.

Bankier Friedm ann pochodził z m ajętnej ro ­ dziny. Był to człowiek średniego wizrostu, szpakow aty, z nieznaczną łysiną, ale pomimo pięćdziesięciu lat, m łody z usposobienia i w y­

glądu. Był elegancki, w ykształcony, k ulturalny i na ogół łubiany przez swoich urzędników i przyjaciół. Brał udział w pracach społecz­

nych i w spierał kilka instytucyj filantropij­

nych. C órkę sw oją dosłow nie ubóstw iał i każde je j życzenie było mu rozkazem. Dziwiono się ogólnie, że panna W anda, żyjąc w takich w a­

runkach pozostała skrom ną, dobrą i że była zawsze tak a miła.

Przybywszy ze szczerą troskliw ością py tał dyrektor o stan zdrow ia pani Strom skiej. F ryda uspokoiła go. To co usłyszała z u st dyrektora nie zdziwiło je j wcale. W iedziała, że Halina nigdy się nie cofała przed w ykonaniem tego, co w danej chwili uw ażała za stosowne. Bała się jednak, że postępow anie przyjaciółki w y­

w arło może złe w rażenie n a dyrektorze, dla­

tego zapytała:

— A l e . . . Pan chyba nie bierze je j tego za złe.

— Broń Boże, droga pani, przeciwnie, podzi­

wiam pani przyjaciółkę, je j zdecydow anie, jej odwagę, a w imieniu m ojej córki i w imieniu w łasnym muszę je j podziękować, w ięc dlatego przybyłem. Kiedy w olno mi widzieć się z p a­

nią Stromską?

— Panie dyrektorze, z odwiedzin musi pan na razie zrezygnować. Pan był świadkiem zaj­

ścia i w idok pana będzie dla H ali w obecnym nastro ju bardzo przykry. Zastanaw ia mnie jeszcze jedna rzecz. Ja k p rzyjęła pańska cór­

ka tę wiadomość.

— Jestem pewny, że córka Inkiewicza n ie kochała, uw ażała tylko, że może on być odpo­

wiednim mężem dla niej, zwłaszcza w oczach otoczenia.

— Dzięki Bogu. To da się w szystko naprawić, O ile w ięc panu n a znajom ości z H aliną za­

leży, to proszę przysłać ju tro sw oją córkę, by ona naprzód odwiedziła m oją przyjaciółkę

i mnie. W prawdzie śm ietanka m iejska bę­

dzie się gorszyć, ploteczki będą chodziły,

’ ale można ich nie słyszeć.

— Bajkowy pomysł. Jestem pani bardzo zobow iązany . . . Ja k długo ma pani Stroiń­

ska urlop?

— W e czw artek ma być w sądzie.

— W ięc i pani urlop do czw artku za­

pew niony, zatelefonuję zaraz do pani szefa, m ojego kolegi.

Po odejściu Friedm anna nam yślała się Fryda, w reszcie postanow iła n ie powiedzieć H alinie o tych odwiedzinach. Był u niej Tolek, w ięc nie zauw ażyła w izyty dyrektora.

N astępnego dnia, pow róciła F ryda z m iasta i poczęła opowiadać dyplom atycznie:

—--W iesz Halko, co m i się przytrafiło, zajrzałam do biura i zwolnili mnie do jutra.

Pomyśl sobie spotkałam na ulicy Friedman- nównę, k tó ra mnie w prost zaczepiła i o- świadczyła, że przyjdzie cię odwiedzić.

---Kiedy przyjdzie?

— Dziś o szesnastej. Jeżeli się czujesz słaba to zatelefonuję i poproszę na jutro.

— N ie trzeba. Dobrze że przyjdzie.

I spotkały się dwie na zew nątrz do siebie nie podobne kobiety. Kw itnąca i przycią­

gająca sw ą urodą H alina i ujm ująca swoim urokiem W anda.

Na pow itanie uścisnęły sobie ręce m ilczą, co, ale życzliwie i obserw ując się wzajem ­ nie w ybuchnęły obie śmiechem.

F ryda osłupiała, ale poham owała się i po­

stanow iła zaczekać, co po tym śmiechu nastąpi.

Pierw sza oprzytom niała Halina.

— W idzi pani, co z tego wyniknie, jak normalnym, m łodym kobietom zechce się zejść na drogę kompromisu. Nie można bez­

m yślnie i bezkarnie iść przez życie. N a ­ raziłyśm y się tylko na nieprzyjem ności.

Pani przynajm niej nic nie straciła, ale ja . . . M niejsza zresztą o to, ja też mogę w ięcej w ytrzym ać . . . Czy pani wie, że F ryda jest panią oczarowana?

— Pani znów oczarow ała m ojego ojca.

Oj, pani Halino, nie w ytrzym ałabym kon­

kurencji tak ładnej macochy. Przyjaciółki to tak . . . Dowiedziałam się od pani Frydy, że jest pani św ietną pianistką. Przyjadę więc ju tro po panie i zatrzym am je na obiedzie.

ń a d < m f

drogęfe Tatko będzie w siódmym niebie, skorzi z tego, i wym ogę na nim pozwolenie

jazd do Pragi Czeskiej, do muzyczńefffe^j Sj kładu słynnego prof. Szewczyka. JP otem

— Doskonały pom ysł z tym kształwL swoich w ybitnych zdolności. C elem V* s y wym kobiety je st podobno miłość i Hłimimi rzyństw o ale to samodzielności nie w w Ł ; Tylko kom prom isu w miłości nie

puszczać. . f -

— Żeby na przyszłość unikać b łę ^ JH |ij£ ji trzebne było ich poznanie. W idzi pani.|;

Halino, że skorzystałyśm y na doświadf Postanowiłam , że panią jutro, po nach u mnie, odwiozę m oją maszyną rę szofera, żebyśm y m ogły przez drogą mawiać. Zgadza się pani?

— Zgadzam się, ale pod tym w a ru # że w yjedziem y nie zbyt późno i że 28 JMoja pani m ojego dzikusa Tolka tam i *. P Ł jat tem. Spełni się jego m arzenie, będzie ^ pak siedział obok szofera i będzie Q i e£ci kierow nicę wzrokiem; może mu się ,,faz ^ uda trochę coś pokręcić . . . Frydo, ws łT ju tro do in te rn atu i zwolnisz Tolka ® tazam czas. Ja k trochę później przyjedzie, to 0SQ]

kowski też nic nie powie, tego jestem ^ Tają s Przy herbacie mówiły o muzyce, "lidzeń i W anda zgadzały się w zupełności, ze J|ieCz t chodzi o nowoczesną muzykę, to wolą v c;

manowskiego niż Różyckiego; jeżeli mówić o jakim ś sentym encie w muzyTiaętw H alina lubi Dworząka, a W anda S z u b e n l

Imienia Inkiewicza nią wspomniano laty rozmowie ani razu tak m ałą rolę odsypem w życiu tych dwóch k o b ie t. . . p ma

W do m iasta

iO Ffk następny dzień z rana w ybrała się asy.

liasta i w stąpiła do internatu. . jF skiego zastała w kancelarii i ubawiła siS » wy;

naiwnie zdziwioną miną, kiedy usłYs^f'F. kt panna Friedm annówna odwiezie panią ską autem , że Tolek ma m atkę odproWa|koch i panna Friedm annówna odwiezie g° * “Ważi wrotem na czas oznaczony do internaWjjści i

Fryda m iała z czego być zadowoloną- la taką sobie niepokażną rozwódką i 0 i f f f ' zw racał dotąd na nią uwagi. Lecz teraz się z nią liczyć, bo jest przyjaciółką z Strom skiej i znajom ą dyrektora Frifdffl i jego córki.

Ciąg dalszy nastąpi

R O Z R Y W K I U M Y S Ł O W E

Krzyżówka

Poziomo: 2. Imię żeńskie; 4. m ateriał na suk­

nie; 5. ludzie różniący się od siebie; 7. zwy­

czaj ubierania się; 9. podstawa, fundament;

11. wozy kolejow e; 12. sprzęt szkolny; 14.

okres, etap; 15. elegancka pani; 17. obszar ziemi; 18. pustynia w Afryce.

Pionowo: 1. silne skaleczenie; 2. srebrna m oneta hiszp. do 1870 r.; 3. ciężar zew nętrz­

nego opakow nia; 4. napój; 6. k raina w płd.

Arabii; 7. wieś w pow iecie Krakowskim; 8.

stan atm osfery; 10. epidem ia; 13. błąd; > 14.

spieniona w oda (liczba mn.); 16. olbrzymia ilość; 17. okres zm iany m iesięcy w roku;

19. wiszące łoże.

ROZWIĄZANIE Z NR 10 Szybkie obliczenie

N r 10—20 obejm ują nie dziesięć ale jede­

naście drzew.

Tak w ięc Franciszek będzie m iał do oczy­

szczenia 110 drzew a Antoni tylko 90.

L o g o g ry f

1. jacht, 2. kasztel, 3. em erytura, 4. elektorat, 5. chaos, 6. ham ak, 7. p artytura, 8. konfitu­

ra, 9. kinkiet, 10. Capri.

Czytam y I. K. P.

Br. M d.

J.EHRENKREUTZ skór. I wontryciM

W arszawa HowT-Swiit 37 m. 11

ROZWODY

p r z e p r o w a d z a sz y b k o . d y p lo m o w a n y

praw nik W arszaw a, Złota 32-5 g o d z . 4 —6

Wener. iliłW*iw w arszaw a | w fersuttinki

godz. 19-1 i Z tri. a-sm L Słynj JKMWlfe

WiljjMT F 1 Wanziffi, HoiJ

Srttiwij shwi diim X. PnpihiŁ t>Ą siteśi. In wMaWJJ1-

Ij.wptóifctr^jSg hcrokipy. Porady: * IMmlt Wi ii*

Ź ró d ło n a b y c ia w sk aże: Skład burtowy A rthur Engelhardt, Danzig, Kiebitzgasse 3

cłesiy sto /Hulaniem

A l T R A

r o ś l i n n ą ś r o d e k p r z e c z y s z c z a j ą c y o n ie ­ z a w o d n y m i b e z b o t e s n y m d z i a ł a n i u

D o n a b y c i a w a p t e k a c h i d r o g e r i a c h

Nr. rej. 1873 Cena 10 draż. Zł. 1.20

FABRYKA CHEMICZNO-FARMACEUTYCZNA

Dr. A. WANDER A.G. KRAK AU

'i

Cytaty

Powiązane dokumenty

Śmiałem się jak opętaniec a najw ięcej śmiać mi się chciało z jego głupiej mirty.. Tu na w ypełnionej po brzegi

p-*uł się upokorzonym i zawzinal się.. Muszę je

Botezat przez chwilę bawił się gałązką, wreszcie zapytał, czy świadkowie zgłosili się już na przesłuchanie.. Posterunkowy

jom i orzekli, że Hala wypiękniała. Ja tego nie zauważyłem. W prost przeciwnie -— kiedy wracaliśmy z żoną do domu, wydawała mi się coraz to brzydsza, starsza,

Sekundy upływ ały wolno — ukazała się następnić podłużna, brunatna głowa, dało się słyszeć sykliwe bulgotanie i w powietrze wzbił się bicz rozpylonej

tuje z wielką umiejętnością technikę. Odnosi się złudzenie, jakby tą właśnie techniką przede wszystkim chciał się popisać. A ma się czym istotnie popisywać. W

Hanusia stała obok i przyglądała się dziadowi, k tóry teraz, chcąc pokazać swój kunszt znachorski, jakim się zawsze chwalił, zaczął nad chorym

d0 .otc°nania obdukcji. W ałęsałem się przeto, całymi dniami koło 'willi, chcąc go koniecznie spotkać. Udało mi się, gdyż jeszcze raz przyszedł on i