Czasopismo illustrowane dla ludu katolickiego.
Ojciec święty Leon XIII. udzielił pisemku temu Błogosławieństwa Apostolskiego.
Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata ćwiercroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką
pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.
Nr. 19. Mikołów, 1. Października, 1891. Rocznik I.
Bra.-fea.EL.els królowej-
(Powieść historyczna z dziejów missyj na wyspach Japońskich.)
(Ciąg dalszy.)
»Chłopcze, nie jestem chrześcijaninem!«
zawołał Sikatora z oburzeniem.
»Ale niezadługo nim będziesz, panie,«
odparł paź i spojrzał mu śmiało w oczy.
»Szukasz bowiem prawdy, a my modlimy się za ciebie. Bonzowie nienawidzą ślepego Tobiasza i w przeszłym roku wyzwali go na ponowną dysputę. Aby zaś stary Jejas na swym jesionie był świadkiem i uczest
nikiem sporu , schadzka miała się od
być w tćj dolinie. Ale Bonzowie posta
nowili nie poprzestać na samćj utarczce sło- wnćj. Czarami i zaklęciami zapewnili sobie pomoc złych duchów, które poprzednio w tych stronach przebywały i chcieli im od
dać na pastwę nienawistnego odstepcę, który uczynił z nimi rozbrat. Tobiasz odgadywał ich zamiary, ale nie uląkł się ich. Przywiódł go mały Franciszek na miejsce przeznaczone do
walki i tam na tym omszałym głazie usiadł. Na około posiadali na mura
wie Bonzowie, wielu dworzan stało mię
dzy drzewami, nad strumykiem i przy skale. Na równinie przed szałasem siedział sędziwy Jejas i głaskał swą siwą brodę. Po za nim stanęło dwóch czarowników, ukry
tych w ciemnych gałęziach jesionu, gotowi każdćj chwili popróbować czarów na To
biaszu. Dysputa rozpoczęła się i skończyła jak zwyczajnie. Tobiasz zbijał zwycięzko zarzuty swych przeciwników i wykazywał błędy i kłamstwa ich przewrotnej nauki.
Wybacz mi Panie, że mówię to, co jest prawdą. Sam się niezadługo o tćm przeko
nasz. Wykazał zaś tak jasno prawdziwości
religii chrześcijańskiej, że wśród słuchaczy
powstało szemranie przeciw Bonzom, którzy
zamiast walczyć bronią rozumowania, lżyli
290 Bratanek królowćj.
biednego starca. W tćm powstał arcyka
płan Bonzów i ze złorzeczeniem i klątwą na ustach wezwał starego Jej asa, aby zuchwa
łego bluźniercę oddał na pastwę gniewu Kwannona, w którego służbie pozostaje od tylu lat. Starzec jednak nie usłuchał we
zwania; po raz pierwszy usłyszał słowa Wiary Chrystusowej i czuł się niemi wzruszonym, lubo jeszcze nie zupełnie nawróconym. Cud miał sprawę rozstrzygnąć. Dwaj czarownicy rozpoczęli zaklęcia, groźne głosy odezwały się, a gałęzie jesionowe poczęły drzeć, jakby niemi wicher miotał. Zgromadzonych zdjął wielki przestrach, każdy sądził, że groźba Bonzów ziści się na niewidomym. Mały Franciszek przeląkł się i rzekł: »Ojcze, ucie
kajmy!« Tobiasz zaś odpowiedział spokoj
nie: »Nic nam złego nie uczynią. Zrób na sobie znak Krzyża świętego i wymów Imię Jezus!« Coraz przeraźliwićj rozlegał się na wierzchołku drzewa szum gałęzi, który świadkowie tćj sceny przypisywali złym du
chom, niektórzy twierdzili nawet, że własnemi oczyma widzieli potworne jakieś postacie, które przyskakiwały do Tobiasza i groziły mu. Ale starzec nie uląkł się tego piekiel
nego zgiełku i gwaru, lecz wzniósł w modlitwie przygasłe oczy ku niebu, zrobił na sobie znak Krzyża św. i wymówił uroczyście imię Jezus. W oka mgnieniu odstąpiły go mocy piekielne i rzuciły się na tych, którzy je przywołali na chrześcijan. Spędziły obu cza
rowników z drzewa i zagnały ich pomiędzy przestraszonych świadków tego wydarzenia pod stopy niewidomego starca. Tam padli czarodzieje w strasznych kurczach i z prze
lękłą twarzą na ziemię i błagali Tobiasza pokornie, aby ich uwolnił od utrapień za
dawanych im przez złe duchy. Tobiasz przeże
gnał obu złoczyńców, którzy w tćj chwili podźwignęli się na nogi. Wystaw sobie, drogi Panie, jakie wrażenie wywołało to zdarzenie na zgromadzonych! Wielu wy
rzekło się natychmiast bałwochwalstwa, któ
rego święty znak odniósł tak widoczny try
umf nad potęgami ciemności. Do nawróco nych należał także stary Jej as, który natych
miast porzucił swoję pustelnią i prosił starego Tobiasza, aby go uczył wiary Chrystusowćj.
Bonzowie tylko, którzy w zatwardziałości nie
chcieli uznać prawdy świętćj, uparli się przy swojćm, widzieli w tćm szatańską złudę i przypisywali ją czarom ślepego starca.
Gdy nie długo potem Jej as ochrzciwszy się nagłą śmiercią umarł, głosili, iż to jest oczy
wistą karą bogów i nie dali sobie wybić z głowy tego przekonania.«
Sikatora słuchał uważnie opowiadania towarzysza. Czytamy w listach św. Fran
ciszka Ksawerego i w sprawozdaniach jego następców, na których opisie oparliśmy nasze opowiadanie, że opętanie, o którym niejedno
krotnie wspomina Ewangielia św., dość często się w Japonii pojawiało. Może i Sikatora znał takich nieszczęśliwych, którzy jęczeli w kajdanach grzechu, od którego nas oswo
bodził święty nasz Zbawiciel Może i sły
szał o potędze nauczycieli wiary Chrystuso- wćj, mających władzę leczenia tćj choroby, ale tutaj opowiedziano mu po raz pierwszy o wydarzeniu, o którego prawdziwości się mógł przekonać. Gdy wypytywał chłopca, ten mu wymienił kilku dworzan jako na
ocznych świadków. Młody książę postanowił dokładnie sprawę tę zbadać.
Wśród powyższćj rozmowy idąc wzdłuż strumyka zbliżyli się obaj do pagody Kwan- nona. Sikatora rzucił okiem na niekształtną postać bożyszcza a w spojrzeniu jego prze
bijała się wzgarda i szyderstwo.
>Patrz, książę, na tego szkaradnego potwora!« rzekł paź, kładąc na sobie znak Krzyża św. > Patrz na te wytrzeszczowate oczy, na ten wydęty kadłub, na te liczne ramiona, które go otaczają jakby sprychy koła, a w każdćj tych z licznych rąk trzyma posąg bałwana!«
»Trzydzieści sześć ramion Kwannona oznacza trzydzieści sześć kierunków wiatru, jakiemi rozporządza ten władzca powietrza.
Proszę cię, abyś nie drwił sobie z rzeczy, w którą wierzyli nasi przodkowie i których nie rozumiesz. Toć i wy chrześcijanie macie po swych pagodach obrazy, jak to nieda
wno widziałem.«
»Kochany książę! Prawda, że je mamy, ale po pierwsze nie ubóstwiamy ich, po dru
gie są przecież o wiele piękniejsze od tych
potworów. Nie chciałbym cię gniewać, pa
nie, o jedno cię tylko proszę: Czy nie wi-
Bratanek królowćj. 291 działeś w kościółku naszym cudnie pięknćj
niewiasty z dzieciątkiem na ramieniu ? Jest to królowa nieba i zowie się Maryą. Wita
my ją jako »Stolicę mądrości.« Módl się co dzień z szczerem sercem: »Maryo po
móż mi dojść do prawdy!< bo wiem, że dusza twoja tęskni do nićj.«
3. Bratanek i ciotka.
Dalsza droga prowadziła przez kwie
cistą łąkę, piękne krzewy i grzędy kwitną
cych kwiatów do stawu, ożywionego stada
mi mandaryńskich kaczek strojnych różno barwnem pierzem. Prześliczne te ptaki wodne z długim pióropuszem i o białych, purpuro
wych i zielonych piórach, spadających na grzbiet amarantowćj barwy, znachodzą się tylko w Chinach i w Japonii. Chowają je po swych sadzawkach tylko bogacze i wiel
cy dostojnicy. Dla tego tćż zowią je Euro
pejczycy kaczkami mandaryńskiemi. Japoń
czycy nazywają je > Ossidori. <
»Stanęliśmy u celu,« rzeki paź. »Na wyspie widać dach altany, w którćj cię ocze
kuje królowa. Czy nie słyszysz, jak księ
żniczki z towarzyszeniem cytry wyśpiewują pienia na cześć niezliczonych bóztw krajo wych. Czy mam donieść o twćm przy
byciu?«
»Nie potrzeba, zostań tu przy moście, zaprowadzisz mnie późnićj do zamku.« To rzekłszy pożegnał Sikotara pazia, który się przed nim głęboko skłonił i przeszedłszy przez most udał się do altany, w którćj cze
kała na niego królowa.
Był to pałacyk dość obszerny, otwarty na wszystkie strony. Różnobarwne, grubo zło
cone słupy dźwigały oparty na ozdobnych belkach lekki daszek. Ściany zastąpione były kratami z bambusowćj trzciny, a ru
chome zasłony zabezpieczały od skwaru sło
necznego, przewiewu i oczu ciekawych. Gdy Sikatora stanął u wschodów wiodących z dziedzińca do wnętrza, śpiew ustał na ski
nienie królowćj, a księżniczki powstały, aby powitać krewniaka i ulubieńca całego dworu.
»Czemuż muszę przerywać wasze pie
nia?« rzekł Sikatora. »Wszakże opiewały
ście, jeśli nie jestem w błędzie, mądrość i sprawiedliwość Sinkowugi, słynnćj wdowy
po czternastym mikadzie (cesarzu), pod któ
rego rządem Japonia przeżyła tyle lat szczę
ścia i spokoju. Jakże miłą musiała być ta pieśń królowćj, przejętćj tym samym du
chem bohaterstwa !<
»Widać,» rzekła królowa, »że wycho
wany zostałeś na dworze cesarskim w Me- ako, dworszczyzna i grzeczność twoja przy
nosi ci zaszczyt. Przynieście mu herbaty, ciast i pasztet jaki. Przysuńcie tu do mego krzesła stoliczek, a potćm idźcie się przejść po ogrodzie? mam bowiem do pomówienia z Sikatorą w sprawie bardzo ważnćj.«
W oka mgnieniu przysunięto nizki sto
liczek, na skinienie królowćj usiadł młodzian obok nićj na pleciance, a przed nim posta
wiono kosztowną filiżankę z porcelany ró
żo wćj napełnioną wonnym napojem.
»Skosztuj także tego bażanta,« rzekła królowa, »wszakże to twoja myśliwska zdo bycz.«
»Zdobycz tę zawdzięczam sokołowi, o- trzymanemu od ciebie w darze. Nie widzia
łem lepszego ptaka; jak strzała unosi się w powietrzu i spada na biednego bażanta siedzącego w słońcu na gnieździć.«
Gdy książę kosztował, potraw królowa patrzała na niego z widocznem upodobaniem.
Dumna ta pani widziała w młodzieńcu na
rzędzie, które jej posłużyć miało do osią
gnięcia zamierzonego celu; celem tćm było zaspokojenie dumy i nienawiści przeciw chrześcijanom. Małżonek jćj Siwan nie był zawziętym wrogiem chrześcijaństwa, owszćm otaczał je swą opieką i nieraz okazywał ochotę przyjęcia Chrztu św. Królowa zapło
nęła przeciw niemu nienawiścią. Młodszy i zdatniejszy jćj syn został chrześcijaninem i tak dalece postradał miłość matki, iż go nie uważała za syna. Starszy jego brat był pijakiem i niedołęgą, na niego więc liczyć nie mogła. Miała jeszcze brata, zwanego Sikantondono, jednego z najbogatszych i naj
potężniejszych książąt japońskich, w nim po
kładała długo swe nadzieje. Ale był to pan stateczny, wielki wygodniś i nie miał potom
stwa. Nie zdał sie przeto na założenie no- wćj rodziny panujących, a królowa pragnęła osadzić koniecznie na tronie innego władzcę.
(I)alszy cifjg nastąpi.)
292 Cudowne są drogi Opatrzności.
Cudowne są drogi Opatrzności.
(Zobacz obraz na str. 297.)
1. Opatrzność Boża jest często niepojętą.
Pewien pustelnik powątpiewał o Opatrzności Bożćj i chciał iść w świat, aby jćj poszukać.
Wyszedł z chaty i z lasu i puścił się bitym trak
tem. Niezadługo przyłączył się do niego mło
dzieniec jakiś i szli ze sobą pospołu. O późnćj porze wieczornej przybyli do zamku, gdzie ich gościnnie przyjęto. Skoro rano wyszli, aby pójść dalćj, młodzieniec wyjął z zanadrza złoty puhar, który ukradł był w zamku. Następnego wieczora zanocowali u skąpca, któremu młodzieniec przy
pożegnaniu podarował ów puchar.
W przechodzić przez wieś wstąpił młodzieniec do ubożuchnego domku i spragniony poprosił 0 kubek wody. Zaledwie wyszli na otwarte pole, domek ów spalił się do szczętu. Niezadługo sta
nęli w okolicy górzystćj, gdzie doszły ich z pe
wnej chaty narzekania i jęki. Wszedłszy w progi, ujrzeli rodziców biadających nad chorem dzieckiem.
Młodzieniec sporządził napój, który dziecko wy
piło, po czem natychmiast skonało. Wtedy prze
raził się mocno pustelnik i z obawą towarzyszył podejrzanemu młodzieńcowi, który przybrał sobie ojca dziecięcia za przewodnika.
Ale jakże mocno oburzył się starzec, gdy wi
dział, że towarzysz jego zepchnął przewodnika z mostu w głęboką przepaść I Ale młodzian w tej chwili zamienił się na Michała archanioła 1 rzekł: .Szukałeś Opatrzności Bożćj i widziałeś dotykalne jćj dowody: Kubek który porwałem uczciwemu człowiekowi, był zatruty, a skąpiec w nim znajdzie nagrodę za swe grzechy. Biedni ludzie, których domek podpaliłem, odbudują go i znajdą w gruzach pogorzeliska skarb. Dziecię, które z mój winy skonało, byłoby wyrosło na grzesznika i zbrodniarza, gdyż ojciec jego, którego zepchnąłem w przepaść, był rozbójnikiem i za
bójcą. Ileż to rzeczy są sprawiedliwemi w obec Boga, które uchodzą za nieprawe w obec ludzi!*
Pustelnik wrócił do swej pustelni i wyleczył się ze swych wątpliwości.
2. Przykład.
Co do dziwnych dróg Opatrzności Bozkićj, opowiada nam wielki doktór Kościoła Hieronim szczególne zdarzenie, które słyszał z ust maronickiego pustelnika Malchusa- Opisuje je ten sędziwy starzec w następujący sposób:
• Pewnego dnia pożegnałem się, będąc już w doj
rzalszym wieku, z mymi braćmi Maronitami, z któ
rymi wiodłem szczęśliwie życie pod zarządem po
bożnego opata. Chodziło mi głównie o to, aby widzieć jeszcze raz przed śmiercią podeszłą w la
tach matkę i załatwić kilka spraw familijnych.
Karawanę, do którćj się przyłączyłem, napadli w drodze i złupili Saraceni; mnie zaś uprowadzono do odległej pustyni, gdzie mnie wraz z zabraną w niewolę kobietą sprzedano jakiemuś Arabowi.
Moja towarzyszka niedoli była poczciwą, pobożną i zacną niewiastą; znajomość moja z nią była dla mnie korzystną, gdyż, ilekroć zniecierpliwiony od
dawałem się powątpiewaniu i rozpaczy, napomi
nała mnie, abym ufał w Boga. Kilka miesięcy strawiliśmy w niedostatku i ciężkiej pracy, aż na
reszcie nadarzyła się sposobność do ucieczki, do którćj .uczyniliśmy wszelkie przygotowania. Za pomocą wydętych miechów, uczynionych ze skóry zwierzęcej, przepłynęliśmy szczęśliwie bystry prąd rzeki Tygrysu, przy czem jednak żywność, jaką zabraliśmy ze sobą, stała się niezdatną do użycia.
Przechodziliśmy potem więcej w nocy, aniżeli we dnie, przez niezmierną pustynię wśród niesłycha
nych trudów i niebezpieczeństw. Czwartego dnia wędrówki ujrzeliśmy po za sobą wielkie tumany kurzu i niezadługo ujrzeliśmy zbliżające się cwa
łem dwa wielbłądy. Siedzieli na nich pan nasz i sługa jego, którzy, spostrzegłszy naszą ucieczkę, puścili się za nami w pogoń i wkrótce nas do
strzegli. Dokąd się tu udać, aby uniknąć zem
sty prześladowców ? Oglądając się na wszystkie strony ujrzeliśmy w poblizkich skałach otwór, tworzący wstęp do głębokiej i ponurej jamy.
Tam się schroniliśmy jak najspieszniej. Obawiając się jednak skorpionów, wężów i żmij, przebywa
jących zwykle w takich miejscach, nie puściliśmy się w głąb pieczary, lecz ukryliśmy się na szczę
ście w bocznym jej ganku. Zaledwie upłynęło kilka minut, gdy pogoń zatrzymała się przed otworem. Przybysze zaczęli krzyczeć i mocno hałasować. Ale nie słysząc odpowiedzi, zsiedli z wielbłądów, pan trzymał je za cugle, a sługa wszedł do jaskini, aby nas wypędzić. Wszedłszy nagle z jasnego światła dziennego do ciemnćj pie czary, nic dostrzedz nie mógł; ale za to wrze
szczał tćm głośniej i groził: »Wychódźcie, nę
dznicy, już czeka was miecz na karę waszą do
byty.* W tern wyskoczyła z głębi jamy lwica i zagryzłszy go zawlokła do swego legowiska.
Arabowi stojącemu przed otworem poczęło się dłużyć; sądząc, że sługa doznał oporu z naszej strony, zapłonął srogim gniewem i złorzecząc nie
zdarnemu słudze i nam, wtargnął do jaskini; ale zanim minął nasze ukrycie, lwica poskoczyła ku niemu i zadławiła go. Drżąc z przestrachu przy
czailiśmy się w naszym ukryciu i czekaliśmy, czy i na nas nie przyjdzie kolćj, lubo szczerze wyzna
jemy, że nie tyle obawialiśmy się drapieżnego
potworu, ile tych barbarzyńców. Tymczasem
Cudowne są drogi Opatrzności. 293 rzecz wzięła obrót zupełnie niespodziany. Lwica,
zaniepokojona w swćm legowisku, obawiając się, aby jej nie nagabywano, pochwyciła swe szcze
nięta w kły i powynosiła je z jamy, nie troszcząc się o nas i nie myśląc o powrocie. Dopiero gdy słońce miało się ku zachodowi, poważyliśmy się wychylić głowy. Z radością ujrzeliśmy stojące wielbłądy naszej pogoni, które spokojnie leżały i pokarm odżuwały. Na szczęście były objuczone miechami napełnionemi żywnością. Wdzięczni Bogu za widoczną opiekę, powsiadaliśmy na nie, dziesiątego dnia przebyliśmy pustynią a dostawszy się do obozu wschodnio-rzymskiego, przedstawi
liśmy się dowodzącemu nim Sabinowi, wielko- rządzcy Mezopotamii. Tam sprzedaliśmy wiel
błądy a pożegnawszy się ze sobą podążyliśmy w strony rodzinne.* — Któżby tu nie podziwiał Opatrzności Boga, który tak widocznie opiekuje się człowiekiem i czuwa nad nim w każdem poło
żeniu jego życia!
3. luny przykład Opatrzności Bożćj.
Pewien biedak żył już od lat dwudziestu w największej nędzy, ale znosił ją z przykładną pokorą i zdaniem się na wolą Bożą w nadzieji, że kiedyś nastąpią dla niego i rodziny jego lepsze czasy. Miał bowiem sześcioro dzieci, których nie
raz dostatecznie nakarmić nie mógł.
W tym samym czasie miewał jeden z słyn
nych kaznodziejów kazania passyjne. Świątobli
wość tego kapłana i sława wymowy jego zwa
biała całe miasto na nabożeństwo popołudniowe i jednała mu zaufanie wszystkich mieszkańców.
Pewnego dnia przyszła do niego jakaś nieznana mu niewiasta i w te doń odezwała się słowa:
»Czcigodny Ojcze, chciałabym uczynić coś do
brego za pośrednictwem twojem ; składam przeto w twe ręce tysiąc talarów i proszę cię, abyś je rozdzielił pomiędzy cierpiących niedostatek, jeśli znasz takowych."
»Wybacz mi Pani,* odparł kaznodzieja, »że nie mogę się przychylić do tego życzenia ; Pani masz więcej znajomości ubogich, aniżeli ja, ba
wiący tu chwilowo, sama więc rozdziel tę kwotę.
Gdyby się rozgłosiło, że rozporządzam tak hoj- nemi jałmużnami, drzwi by się u mnie nigdy nie zamykały i nie miałbym chwili wolnego czasu.*
Nieznajoma jednak nie odstąpiła od swego żądania, dopóki kapłan nie przychylił się do jej życzenia.
Wprzódy jednak pragnął się dowiedzieć, jakie dawczyni ma przytćm zamiary i w jaki sposób pragnie podziału swego datku. Ale dobrodziejka na to nic nie odpowiedziała tylko rzekła krótko:
»Zechciej dać, księżę Dobrodzieju, tę kwotę pier
wszemu biednemu, który się do ciebie zgłosi, a tak Opatrzność Bożka sama niech będzie szafarką jałmużny.*
Nazajutrz prawił kaznodzieja o Opatrzności Bożćj, powtarzając z przyciskiem słowa Pisma świętego: »Nigdy nie widziałem sprawiedliwego opuszczonego przez Boga, ani syny Boże cier
piące niedostatek.'
Słuchał tego kazania biedak powyżćj wspo
mniany. Po kazaniu poszedł wprost do owego kapłana i pozdrowiwszy go, rzekł: »Ojcze, w ka
zaniach swoich głosiłeś wielkie i wzniosłe prawdy, których z wielką pociechą i nabożeństwem słu
chałem. Ale co się tyczy dzisiajszego kazania, toć widzisz we mnie żywy przykład, że nie dzieje się tak, jak mówisz. Od dwudziestu lat służę Bogu i staram się żyć po chrześcijańsku. Bieda mnie gniecie, a calem mojem bogactwem sześcioro dziatek, które żywię chyba łzami memi. Zawsze
|| pokładałem nadzieję w Opatrzności Bożćj, zawsze się spodziewałem, że mnie Bóg podźwignie, ale oko moje nie może jakoś dojrzeć tćj Opatrzności."
"Synu," odrzekł kaznodzieja, »nie jesteś ży
wym dowodem braku Opatrzności; przeciwnie, będziesz świadkiem naocznym, że Bóg czuwa nad dziećmi Swemi i troszczy się o ich los. Bierz te tysiąc talarów, są one twą własnością i Bóg ci je daje.* Biedak stanął jak wryty, z osłupie
niem przyjął darowiznę, z łzami sławił dobroć Boga i pospieszył donieść rodzinie o niespodzie- wanćm szczęściu, jakie go spotkało. Dzieci jego padły na kolana, zalały się łzami wdzięczności i modliły się gorąco za nieznajomą, która ich po- dźwignęła z nędzy w chwili, w której byli blizkie- mi powątpiewania o miłosierdziu Bożćm.
Wypadek ten wydarzył się w tym wieku, i to niedawno temu.
4. Zastosowanie.
a) Nie szemrajmy nigdy przeciw wyrokom i rozporządzeniom Bożym. Nieraz zdają nam się być niesłusznemi, ale pochodzi to ztąd, że nie znamy myśli i zamiarów Bożych. Gzem jest gorzkie lekarstwo, albo bolesna operacya dla cho
rego, tern są dla nas nawiedzenia Boże, spotyka
jące nas w życiu. Zsyła je na nas Wszechmocny, bo pragnie naszego dobra.
b) Starajmy się o prawdziwą mądrość. Bóg nas obdarzył zdolnością wiedzy i nauki i na tern polega nasze podobieństwo do Boga. Obowiąz
kiem naszćm jest kształcić tę zdolność. Ale pra
wdziwa mądrość w Bogu jest, a na nas ciąży obowiązek poznawać coraz więcćj Boga i żyć według przykazań Jego. »Bojaźń Boża jest po
czątkiem mądrości." (Ps. 110, 10.)
vv
294 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
Europa. Berlin. Prosimy wybaczyć, je
żeli pomiędzy szczegółowemi nowinami z missyj katolickich najprzód mówimy o Berlinie. Chociaż bowiem jest miastem stołecznóm Niemiec chrześci
jańskich, wszakże tam znajduje się wiele socyalistów, nowych pogan, przewagę mają protestanci a ka
tolików w •porównaniu do różnych sekt i żydów jest mało.^Dla tego możemy parafie katolickie w Berlinie uważać jako stacye missyj ne I
W którem mieście państwa niemieckiego lu
dność naj- bardzićj się pomnożyła?
W Berlinie!
A w któ- rćm mie
ście w pań
stwie nie- mieckiem w porównaniu do katoli
ków jest najmniej ko
ściołów ka
tolickich ? W Berlinie!
Ponieważ Berlin jest miastem stołecznćm, na które ka
żdy zwraca uwagę, po
nieważ wie
lu naszych współbraci tam mieszka i umiera, słu
szna więc nieco obszferniój podać tu wiadomości dotyczące wiary katolickiej. Niegdyś całe miasto i cała prowincya brandenburgska była katolicką.
Lecz margrabia Joachim II. wyrzekł się wiary ka- tolickićj, przyjął luterską i wprowadził ją do Ber
lina. Takim sposobem zaginęła w Berlinie nasza wiara. Oprócz tego w następującym czasie wielu francuzkich protestantów osiadło w Berlinie i mo
żna odtąd uważać to miasto jako twierdzę nieprzy
stępną katolikom. Pokolenia stare przeminęły, a nowe już nie pamiętały, że przodkowie byli wszy
scy katolikami I
Tylko posłowie cesarza niemieckiego, króla francuzkiego i hiszpańskiego mieli w domach swoich kaplice, gdzie potajemnie odprawiano Mszę świętą. Lecz do tych kaplic nikt nie miał przystępu, tylko ci, którzy należeli do
orszaku slug lub służebnic owych trzech po
słów. Berlinczycy więc nigdy nie widzieli nabo
żeństwa katolickiego.
Zmieniło się to za panowania drugiego króla pruskiego Fryderyka Wilhelma I. Lubił bowiem żołnierzy olbrzymićj postaci i szukał takich olbrzy
mów po całym świecie. Utworzył regiment skła
dający się z największych ludzi. Pomiędzy nimi byli katolicy. Król był sprawiedliwy i powołał katolickich księży, aby pełnili 'posługę duchowną
przy żołnie
rzach kato
lickich. Ta
kim sposo
bem ujrzał Berlin po raz pier wszy kato
lickich księ ży publi
cznie 1 Liczba ka
tolickich żołnierzy pomnażała się ciągle a król Fryde
ryk Wielki dał pozwo
lenie na bu dowę ko
ścioła świę
tej Jadwigi i św. Seba- styana. W roku 1773 dokonano kościół św.
Jadwigi jako główny Dom Boży katolicki. Oba kościoły jeszcze dziś istnieją i są świadkami roz
woju katolickiej wiary w Berlinie. Zapewne wielu czytelnikom »Missyonarza katolickiego* znany jest kościół św. Jadwigi, okrągły i bardzo piękny.
Aż do roku 1840 znajdowało się w Berlinie 10,000 katolików, posiadających owe dwa ko
ścioły. Od roku 1840 wszystko się zmieniło 1 A to czemu ? Ponieważ zaczęto budować koleje żelazne, najprzód pomiędzy Berlinem i Potsdamern.
Gdy dawniej jaki rekrut z Szlązka zaciągnięty został do wojska, musiał kilka dni podróżować, zanim do Berlina przybył, lecz po założeniu koleji żelaznćj w kilku godzinach z domu ojcowskiego mógł się przenieść |do berlińskićj załogi. Podo
bnie jak ze Szlązka, tak z innych prowincyi i kra
jów w krótkim czasie było można przybyć do
Nowożeńcy w południowej Afryce (Natalu.)
Szczegółowe nowiny z missyj katolickich. 295 stolicy królestwa pruskiego. Koleją żelażną na
pływała bezustannie nowa ludność do Berlina.
W okamgnieniu powstały nowe ulice, przepyszne budynki i wielkie place. Berlin dosiągł miliona mieszkańców, a dzisiaj przybliża się już drugiego.
Czemże Wiedeń, sławne miasto nad Dunajem wobec Berlina ? Berlin bardziej się rozszerza jak Wiedeń i jeżeli tak dalćj wzrastać będzie, wkrótce zostanie drugim Paryżem. Nie dawno jechaliśmy koleją żelazną przez Berlin, a wszędzie widzieliśmy ruch budowniczy.
Ponieważ ludność berlińska się tak wnet po
mnożyła, nie dziw, że i katolików przybyło.
W roku 1840 liczono w Berlinie tylko 10,000 ka
tolików, a dziś po upływie 50 lat jest ich 135 tysięcy I
Liczba kościołów katolickich musiała też się pomnożyć. Zbudowano piękny i wielki kościół św. Michała i św. Macieja, utworzono więc cztery probostwa. W Moabicie, przedmieściu Berlina za
łożyli Dominikanie stacyę, na czele jćj stoi hra
bia Robiano. W roku 1866 był on oficerem pru
skim w wojnie, potem został zakonnikiem i kapła
nem. Dominikanie pracują także pospołu z świec- kiem duchowieństwem nad zachowaniem wiary ka
tolickiej w nowym Babylonie. Walka kulturna i tu wielce uszkodziła katolickiej wierze. Nowych kapłanów nie przypuszczono, liczba zaś katolików coraz bardziej się mnożyła 1
Okropna walka kulturna, którą bramy pie
kielne wznieciły, nie zburzyła Kościoła katolic
kiego, bo jest zbudowany na opoce Piotra. Obe
cnie pomyślniejsze czasy nadeszły dla katolików berlińskich, lecz nowe nastały niebezpieczeństwa, nad któremi serdecznie ubolewamy.
Jakież więc są te niebezpieczeństwa f Na wiecu katolików w Raciborzu ksiądz Frank, pro
boszcz najnowszej parafii św. Piusa, miał rozrze
wniającą przemowę, która uczyniła głębokie wra
żenie na słuchaczach i zasługuje na to, aby nie poszła w zapomnienie.
W Berlinie jest, tak przemówił wielebny mówca, dla 130,000 katolików tylko 23 księży;
przy trzech kościołach parafialnych znajduje się po dwuch księży, każda zaś parafia liczy 20,000 dusz 1 To jest praca olbrzymia dla kapłanów.
Jeżeli w miejscowościach czysto katolickich liczba 5 do 6000 dusz bardzo ciąży na ramionach je
dnego kapłana, daleko cięższą jeszcze stanie się, gdy się zwiększy. W Berlinie przy kościele św.
Jadwigi było w zeszłym roku 936 chrztów, a na
leży do parafii 60,000 katolików z pięciu księżmi.
Jakże podobno żądać, aby księża tak pracowali, jak się tego wymaga od kapłana katolickiego ?
Oprócz tego każdemu katolikowi grozi wiel
kie niebezpieczeństwo w Berlinie. W parafii mo- jćj w jednym roku było 109 par małżeńskich, zu
pełnie katolickich, lecz tylko 100 par brało ślub w kościele katolickim. Było dalej 180 mięszanych małżeństw, gdzie mąż był katolikiem, lecz tylko
46 brało ślub w katolickim kościele. Było 136 mięszanych małżeństw, gdzie niewiasta była kato
liczką, tylko 53 brało ślub w moim kościele.
Dziatek urodziło się z małżeństw czysto kato
lickich 337, tylko 311 ochrzcono w katolickim kościele, dziatek z mięszanych małżeństw, gdzie ojciec był katolikiem, u nas tylko 93 ochrzcono, a było ich 4491 Dziatek zaś z mięszanych mał
żeństw, gdzie matka była katoliczką, było 419, lecz tylko 67 ochrzcono w kościele naszym.
Otóż urodziło się w przeciągu roku z mięszanych małżeństw 868 dziatek, lecz tylko 160 ochrzcono po katolicku, a więcej niż 700 po ewangielicku.
Wszystkie dziatki, które po katolicku nie są o- chrzcone, dla Kościoła naszego są stracone. Tak wygląda w parafii św. Piusa, a i W innych para
fiach nie jest lepiej.
Mówił dalej ks. Frank, że wielu katolików żyje tylko cywilnem małżeństwem połączonych i w kościele się nigdy nie pokażą. Nadmienił naprzykład, iż przed rokiem brali ślub małżonko
wie, co 5 i więcej lat żyli bez kościelnego ślubu.
Niektórzy katolicy w Berlinie żyją nawet bez ślubu cywilnego tak długo ze sobą, jak im się podoba. Socyaliści, którzy chcą znieść małżeń
stwo i zaprowadzić tak nazwaną »wolną mi
łość,» nie potrzebują daleko szukać zwolenników, gdyż mają ich dużo nawet pomiędzy katolikami w Berlinie.
W końcu dowodził ks. Frank, że potrzeba w Berlinie więcej kościołów katolickich, bo tera
źniejsze wcale nie starczą. Naprzykład parafia św. Piusa posiada dla swoich 20,000 parafian tylko małą kapliczkę, mieszczącą 700 lub 800 osób, a zatem nowy i obszerny kościół jest koniecznie potrzebnym. I rzeczywiście ks. Frank wszyst- kiemi siłami się stara, aby zebrać środki na nowy dom Boży. Często można czytać jego prośbę o jałmużnę, a któżby jej nie dał? Widzimy, że tysiące dziatek i dorosłych katolików ginie w Berlinie, Jeżeli większa liczba kapłanów będzie pracowała nad ich duchowem zbawieniem i jeżeli powstaną nowe kościoły, strata ta będzie mniej bolesną i dotkliwą.
Czy protestanci mają dosyć kościołów ? Mają ich bardzo wiele 1 Za czasów cesarza W ilhelma I.
wybudowano dwa nowe kościoły, a podczas krótkiego panowania Wilhelma II. nawet 231 Nikt nie może twierdzić, że Berlin jest ubogim w ko
ścioły, lecz bogatym, ale bogatym tylko w prote
stanckie świątynie. Gdy widzimy, że protestanci po
siadają tyle kościołów, a my tak mało, zapewne wzbudzi się ofiarność nasza i udzielimy współbraciom naszym berlińskim chętnie pomocy, ile możemy I
Na wiecu katolickim w Raciborzu polecano związek świętego Bonifacego, ponieważ stara się o środki, aby w krajach protestanckich zakładano szkoły, kościoły i zakłady katolickie.
Kto może, niechaj się stanie członkiem tego po
żytecznego związku.
296 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
Rodzice I jeżeli dziatki wasze chcą iść do Berlina, dajcie im jak najlepsze wychowanie i wy
stawcie im, jak okropne niebezpieczeństwa tam im grożą. Módlmy zaś się codziennie o zachowanie naszćj świętćj Wiary. Czasy nasze dla kotolików są bardzo trudne. Katolicy są ubodzy i wyklu
czeni z wszystkich wyższych urzędów. Tćm bar- dzićj my katolicy pracujmy, prowadźmy życie cnotliwe i sprawiedliwe. Cóż nam najbardzićj szko
dzi ? Pijaństwo ! Gdy jaki katolik się upije, depce nogami przepisy swój wiary, dla tego każdy katolik winien być trzeźwym i pracowitym, a wtedy mu Pan Bóg dopomoże. A choćby szedł i do Ber
lina lub do innćj krainy, gdzie zamieszkali inno
wiercy, nie utraci swej świętćj wiary.
Walczmy za naszą świętą Wiarę!
Rosya. u n i'c i są to katolicy greckiego wy
znania. Wiara ichjjest ta sama jak nasza, tylko przy Mszy św. nie używają łacińskiego języka a duchowieństwo jest żonate. Mieszkali dawnićj w królestwie Polskićm; po rozbiorze Polski jedna część dostała się pod panowanie Rosyi, druga pod berło Austryi. Szczęśliwi są Unici w pań
stwie austryackićm. Mogą bowiem żyć bez prze
szkody według przepisów wiary katolickićj. W miesiącu Wrześniu powołał arcybiskup unicki Sem- bratowicz do Lwowa, gdzie ma stolicę, biskupów sufraganów z Przemyśla i Stanisławowa wraz z prałatami i dziekanami unickimi na sobór. Na soborze w obecności papiezkiego delegata (posła) obradować będą nad środkami, aby Unitom Wiarę świętą zachować i bronić ich od schizmy. Niech Duch św. kieruje ich sercami. Od roku 1720 jest to drugi sobór unicki. — Ci Unici, którzy po rozbiorze Polski popadli pod panowanie Moskali, smutne prowadzą życie. Moskale gnębią ich okrutnie i usiłują, wszystkich oderwać od Ko
ścioła katolickiego. Oni jednak mężnie walczą za wiarę i są gotowi ponosić utratę majątku, wię
zienie i śmierć, niżeli przyjąć schizmę. Stali się nawet przedmiotem podziwienia wszystkich naro
dów. Niechaj Pan Bóg ukróci im czas męczarni i prześladowania.
Jak rząd rosyjski dręczy Unitów, widzimy to z tak nazwanych listów unickich. Gazety ogłaszają listy, jakie otrzymał od Unitów krakow ski profesor ks. dr. Chotkowski. Jeden z nich tak brzmi:
Z guberni Orenbu rskićj, 12. Paź
dziernika 1890. N. b. p. J. Chr. 1 Wielebny Oj
cze i Nauczycielu! My twoje dzieci, wygnańcy, zanosim nasze najserdeczniejsze życzenia z całą gorącością serca i duszy, życząc Wielebnemu Ojcu szczęścia, zdrowia i dobrego powodzenia. Teraz donoszę W. Ojcu o naszćm życiu i powodzeniu.
Dzięki Bogu, zostają nasi bracia wszyscy żywi i cokolwiek zdrowi, tylko z powodu ciężkiego klimatu dużo chorują na febrę i na ból głowy, bo tu bardzo nierówny klimat. Latem było ciepła na 47 stopni, a po takićm gorącu czasem nastę
puje nazajutrz mróz. A co się rzecz ma o naszym interesie, to jednakowo jak było. Co miesiąc pi
sze naczelnik stanowy o nas raport i podaje do gubernatora, a w tym raporcie pisze, że my ży- jem spokojnie i sprawiedliwie, czćm się kto zaj
muje i że do cerkwi nie chodzim.
Na wiosnę odebraliśmy odpowiedź na naszą prośbę, cośmy podawali na imię ministra dzieł (spraw) wewnętrznych. Więc dał nam odpowiedź taką, że Unici wysłani w Orenburską gubernią na dwa lata, a po ukończeniu dwóch lat będą mogli iść gdzie kto chce. I mówił sam poważny pan gubernator, że puszczą nas do domu. Więc my tćż czekali uwolnienia około św. Piotra, ale na nic wyszło i teraz nie ma nic. Widać u Rusa taka prawda, jak u piekielnego pana. Teraz na
wet wstydzą się przyznać, żeśmy tu wysłani za wiarę, tylko mówią, że nie uznają naszej wiary i poczytali nas za sektantów polsko jezuickiej pro
pagandy. A teraz, mówi, uznali naszą wiarę, jako prawdziwą i teraz was puszczą, ale nie prędko.
Ale to im trzeba tak mówić. Gdybyśmy byli wzięli ziemię, toby był nas więził bez końca.
Boć i teraz, kiedy zajdziem do gubernatora i pro
simy o sposób życia, to mówi: bierzcie ziemię!
Ale my odpowiadamy, że my mamy swoją i ni- komuśmy nie sprzedali swojćj (ziemi). A tak cia
sno nas trzyma, że i ze wsi nie da wyjść. Jeden z naszych braci oddalił się, to przysądzili mu 25 rubli kary, albo 16 dni aresztu.
*
* *
A co W. Ojciec chce wiedzieć, ile nas jest, wysłanych w r. 1888, to niewiadomo mi dokładnie, bo nas w pobliższych powiatach orenburskim i orskim, jest 16 familij, a dusz 114. A cztery familie poszły od nas daleko za góry, w Czela
biński powiat i o nich nie mamy żadnej wiado
mości. Podobno oni biorą karmowe i sieją, to nam się zdaje, że nie dobrze robią, boć kiedy nie chćemy ziemi od rządu przyjąć, to nie trzeba i najmować. To i na to potrzebujemy rady W. Ojca.
A co się tyczy nowin, to właśnie zabrali i starych żołnierzy i nowych, czy jedynak czy nic jedynak, zabrali wszystkich, bo spodziewają się wojny, ale mówią, że naszemu carowi nikt nie da rady, bo nasz car batiuszka, to ziemnoj Boh, kę
dy się obróci, wszędzie jego dzieło i dział. Więc oni go mają jakby za bożka, bo ci ludzie tutaj to zupełnie są w podobieństwie pogan. Czaro
dziejstwo, wróżbiarstwo, cudzołóztwo, to u nich w zwyczaju. Jak co zgubi, to zaraz idzie dó wróżek. Jak głowa zaboli, czemprędzej do zama- wiaczy. Nawet pop batiuszka jest czarodziej.
Ma sobie taką strzałkę, jak to bywają w marglu
i jeśli kogo co zaboli, to idzie do popa, a on
trzy razy tą strzałką oprowadzi, bo mówi, że to
gromowaja streła i coś tam szepce i to ma po-
módz. Co się tyczy gospodarzy, to każdy ma
Cudowne drogi Opatrzności Bozkićj. 297
Cudowne drogi Opatrzności Bozkićj.
298 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
domowego czarta w swoim domu, i mówią, że bez niego nie może być żaden dom. Jeśli która kobieta jest brzemienna, to ją tak czart zeszczy- pie, że strach patrzeć na nią. I to nie jest żadna powieść, bo sam widziałem siniaki na ciele. Mó
wią kobiety, że do dwunastej, pokąd kur nie za
pieje, to im spać nie da.
Ale to wszystko nic dziwnego, boć jak się widzi, to czyste pogany, gorsze od najgorszćj se
kty. Niby nazywają się chrześcijanie, a gorsi dziesięć razy niż bisurmany, aż strach patrzeć na to. -Zatćm kończę mój list, całuję Wielebnego Ojca ręce i nogi, polecając się modlitwom W. Ojca i całego Kościoła rzymsko • katolickiego, co daj nam Panie Jezu, abyśmy mogli przezwyciężyć i otrzymać, czego pragniemy.
Szkocya. Przemocą stłumili sekciarze w sze
snastym stuleciu wiarę katolicką w Szkocyi, kró Iową nieszczęśliwą, Mary ę Stuart, wtrącili do więzienia i pozbawili ją życia na rusztowaniu.
Któżby nie ubolewał nad wytępieniem wiary?
Szkocya w czasach naszych zaczyna wracać do wiary katolickićj. Papież Pius IX. na nowo ustanowił hierarchią, to jest porządek kościelny, w Szkocyi. Obecnie znajduje się tam 348 kapła
nów, kościołów 329. W przeciągu 40 lat zało
żyli katolicy 51 klasztorów i cztery szkoły wyższe.
Szkocya jest częścią państwa angielskiego. Rząd angielski, dzięki Bogu, nie stawia oporu rozwo
jowi wiary katolickiej.
Azya. Assam jest wschodnią częścią In- dyi i stoi pod władzą angielską. Wiadomo, że tu w Indyach Anglicy posiadają największe bo
gactwa. Jak wszędzie, gdziekolwiek posiadają ko
lonie, Anglicy sprzyjają katolickim missyonarzom, tak też i tu. Assam tworzy wielką prowincyą angielskich posiadłości i pracują tu nad nawróce
niem krajowców członkowie Towarzystwa Naukowego.
Towarzystwo Naukowe dopiero lat kilka istnieje, ma siedzibę główną w Rzymie, kształci missyonarzy i bardzo pięknie się rozwija na chwałę Bożą i Kościoła katolickiego. Pomiędzy miastami Assamu znajduje się Shillong. To
warzystwo naukowe założyło wazyatyckiem tćm mie
ście szkołę czyli raczej missyjną stacyą. Ksiądz Angelus Maria jest jej przełożonym.
Możesz sobie wystawić, kochany czytelniku, że to nie jest łatwą rzeczą, pomiędzy poganami assamskimi po raz pierwszy głosić słowo Boże.
Lud wcale nie ma wyobrażenia o Bogu i Zba
wicielu świata, lecz pogrążony jest w przesądach i zabobonach pogańskich. Missyonarze, którzy przybyli go ratować i uczynić uczestnikiem do
brodziejstw wiary chrześcijańskiej, stoją osieroceni i opuszczeni jak wróbel na dachu. Gdy patrzą około siebie, widzą piękny kraj, doliny i góry, li
cznych mieszkańców — lecz i głęboko zakorze
nione pogaństwo. Missyonarz tylko z nieba żą
dać może pomocy od Wszechmogącego, lub też
wyciąga ręce swoje ku Europie, zkąd przyszedł i prosi o pomoc. Dodamy tu treść listu księ
dza Angelusa wyżćj wspomnionego, który pisze do przełożonego swego do Rzymu w tych słowach:
Shillong, dnia 11. Lipca 1891. W Chry
stusie najdroższy czcigodny Ojcze! Ponieważ nowi missyonarze mają odjechać w Październiku, niechaj przywiozą ze sobą wszystkie rzeczy potrzebne do Mszy świętej: ornaty, bieliznę, lampy, świeczniki, kadzidła, kielichy, naczynia do Oleju św., mon- strancye, w ogóle wszystko, czego potrzeba w ko
ściele. Potem niechaj zabiorą kilka mszałów, (ksiąg mszalnych,) katechizm rzymski, książki teo
logiczne. Każdy missyonarz winien mieć dwa habity czarny i biały. Czarny habit jest na zimę, biały na lato. Potrzebne są dobre różańce, obrazki, krzyżyki. Chcemy z Shillongu za
łożyć dwie nowe stacye missyjne, jednę w Kacharze a drugą w Assamie wyższym. W ka
żdej stacyi będzie pracować po dwóch missyona
rzy. W największej miłości jestem Twoim synem duchownym ks. Angelus Maria.«
Missyonarze »Towarzystwa Naukowego" naj
goręcej pragną zbawienia dusz nieśmiertelnych i zasyłają codziennie swe modły do Boga o na
wrócenie pogan. Posłuchajmy, jak pisze o tern pragnieniu missyonarz ksiądz Ignacy: »Je
stem przekonany, tak pisze z Assamu, że czas łaski i zbawienia się przybliżył dla naszych As- samczyków. Albowiem obecnie zapalają się serca ich religijną gorliwością, wielka miłość Boża za
pewnie zachęci serca ich, aby przyjęli wiarę na
szą katolicką. Codziennie zasyłamy strzeliste mo
dlitwy do Boga, aby łaska Boża oświeciła pogan.
Szczerze wyznaję, że całe moje zatrudnienie dzien
ne jest ustawiczną modlitwą o nawrócenie Assam- czyków. Mały nasz domek missyjny dla nas ka
płanów i braciszków stojący na pagórku St. Mary- Hill, jest ozdobą miasta Shillongu i przynosi za
szczyt Kościołowi katolickiemu. Lecz braknie nam jeszcze domku dla Sióstr, które z nami pra
cować mają nad wielkiem dziełem odrodzenia po
gan. Chcieliśmy w dzień Cudownej Matki Bo
żki ćj (to jest 9. Lipca) naszą szkołę otworzyć;
lecz prace jeszcze nie były dokończone i dla tego naukę dziatek pogańskich dopiero dnia 1. Sierpnia rozpoczniemy. Zajmuję się nauką języka angiel
skiego i assamskiego, ponieważ bez znajomości tych obydwóch języków missyonarz ani dziatek uczyć ani dorosłych nawracać nie potrafi. Cieszę się bardzo, że w krotce nowi missyonarze i Sio
stry do Shillongu przybędą. Niechaj Pan Bóg im dopomoże w dalekiej podróży. Polecam się Waszej modlitwie. Ksiądz Ignacy.«
Missyonarzy Angelusa i Ignacego godzi się nazwać gwiazdą, która świecić zaczęła nad pogań
skim Assamem. Obaj wspólnie pracują, w jednym
duchu i w jednej miłości. Dobrze wiedzą, że nie
tylko słowami, lecz i książkami nauczać trzeba
pogan. Jakże uczymy dziatki nasze chrześcijań-
Szczegółowe nowiny z missyj katolickich. 299 skie i Najprzód słowami, potem, gdy już czytać
umieją, dajemy im książki, katechizm, biblią, książkę modlitewną, śpiewnik i t. d. Podobnie postępują sobie missyonarze Angelus i Ignacy.
Uczą dziatki pogańskie najprzód ustnie, a później starają się, aby w języku assamskim były druko
wane książki katolickie.
O Assamie i Towarzystwie Naukowem w *Mis- syonarzu katolickim' jeszcze częściej będzie mowa.
Wydawa bowiem Towarzystwo Naukowe różne pi
sma, w których dokładny jest opis prac missyj- nych podejmowanych około nawrócenia Assam- czyków. Dla tego łatwo się dowiemy o wszyst- kiem, co tam się dzieje.
I tak, dzięki Bogu, znowu mamy w Assamie nową winnicę Pańską!
Chrześcijański dom sierót w Chinach. Z li
stu prywatnego podajemy wiadomości o działaniu domu sierót, zostającego pod zarządem .córek chrześcijańskiej miłości« w Ningpo w Chinach. Podziękowawszy za dar 1000 fran
ków pisze autór listu, co następuje:
»Mamy w zakładzie około 200 dzieci; znaczna ich część jest chorowitą, niektóre są niewidome, inne niemowami, kilku bez nóg. Biedne te dzie- wczątka posuwają się na kolanach. Utrata nóg nie rzadko się zdarza pomiędzy Chińczykami, gdy lekceważą sobie mrozy, w skutek których marzną
Pobożne czytanie O. Trapisty w Natalu.
i marnieją im nogi. Te biedne dzieci są praw
dziwą podporą naszego zakładu i są nam bardzo przydatne. Przywykają bowiem do wszelkiej pracy i uczą młode towarzyszki tego, co im może później być potrzebnem do utrzymania. Dzie
wczęta mające kiedyś wstąpić w stan małżeński, uczą się gospodarstwa domowego. Szczególnie do haftu mają wiele zdatności. Pracują one dla naszego kościoła, na czem wiele grosza oszczę dzamy. Gdy potrzeba książkę oprawić, parasol obciągnąć materyą, połatać ,stare albo zrobić nowe trzewiki, znajdzie się niemowa, której można po
wierzyć tę robotę. Gdy potrzeba sztucznych kwiatów dla kościoła lub kaplicy, mamy jedno
nogie, o krukwiach chodzące dziewczę, które te kwiaty robi tak doskonale, jak francuzki fabry
kant kwiatów. Nasze młode dziewczyny wyra
biają nawet płótno na swoją potrzebę. Najpię
kniejszą jednak z missyi jest nasza missya niewi
domych dziewczyn, składająca się z szesnastu ta
kich kalek. Te umieszczają swe towarzyszki w dwóch salach, objaśniają im katechizm i po
wtarzają z niemi lekcye zadane przez siostry szkolne. Trudnoby przyszło zakonnicy europej
skiej, choćby władała dobrze językiem chińskim, dokazać tego, co te młode dziewczęta czynią;
jest wiele wyrażeń nieznanych, ale najtrudniejszem jest wymawianie. Praca tych biednych niewido
mych nietylko się ogranicza na ich towarzyszkach, ale bywają one używane do wielu innych posług.
Jest między innemi jedna, która uczy uczennice
przychodnie, córki naszych chrześcijan, pragnące
300 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.
poznać prawdy wiary naszćj świętej. Niektóre z tych uczennic przysposobiają się do pierwszćj Komunii św., inne, będące jeszcze pogankami, do Chrztu św. Szkołę tę zwiedza około 50 do 60 dziewcząt. — Druga niewidoma ma posadę w przytułku starszych niewiast w Loo - Gen tang.
Ileż to potrzeba cierpliwości przy nauczaniu nie
wiast, sześćdziesięcio - siedmdziesięcio- i ośmdzie- sięcio - letnich. Jakże trudno uczyć takie babki, które znały dotychczas tylko pogaństwo i stra
wiły całe życie w przesądach i zabobonach. Mimo to uznajemy z radością ich dobrą wolą i cieszymy się tą myślą, że umrą odrodzone Chrztem św.
Dzieło dzieciństwa Jezusowego ma także ochronkę niemowląt, o których wychowanie się staramy.
Dzieci liczące lat 2, 3 lub 4 uczymy, jak należy robić znak Krzyża św. i początków katechizmu, w czem nam są pomocnetni dwie niewidome dzie
wczynki. Wreszcie trzeba mi wspomnieć o dzie
wczętach lepiej od natury wyposażonych. Te wydajemy za poczciwych chrześcijan i ich zada
niem jest krzewić chrześcijaństwo po za obrębem zakładu. Jeśli nie są utwierdzone w wierze, wtedy litować się trzeba nad niemi, gdyż całe ich oto
czenie jest pogańskie. W przeciągu dziesięciu miesięcy idzie sześć dziewcząt za mąż. Dałby Bóg, aby ich przykład przyczynił się do nawró
cenia niewiernych. Co się tyczy Chrztów po do
mach, nadmieniam, że odkąd chodzimy po mie
ście i wsiach okolicznych (t. j. od roku zeszłego) ochrzcono przeszło 2000 umierających dzieci. Ta znaczna liczba ogląda już dzisiaj oblicze Boga.
Drobne te aniołki modlą się za Was i wszystkich członków stowarzyszenia »świętego dziecią
tka Jezusowego,* poznały z wysokości nie
bios swych dobroczyńców i nigdy ich nie za
pomną. Niechaj Boga proszą o nawrócenie bie
dnych swych ziomków, pogrążonych w ciemno
ściach bałwochwalstwa.
0 niewoli nad wyższym Senegalem podaje Francuz Escande w »Journal des missions ćvan- geliques* dość szczegółowe wiadomości. Mówi on mianowicie o targowisku niewolników w Me- dinie i niedalekiej od jego mieszkania »wsi swo
body.« Na wschód od Mediny wyznaczono miejsce, dokąd komendant odsyła wszystkich tych, którzy pouciekali od swych panów i proszą o opiekę i swobodę. Historya tych ludzi przejmuje zgrozę. Np. pewna kobieta widzi, że jej dziecko zachorowało. Okrutny jćj pan chce to biedactwo zabić. Przestraszona matka postanawia bez na
mysłu szukać ocalenia w ucieczce, bierze dziecinę na plecy i z niebezpieczeństwem życia odbywa sto kilometrów drogi, aby znaleźć bezpieczne schronienie. Pewną staruszkę, której pan nie obie
cuje sobie żadnćj z niej korzyści, poniewiera i ob
kłada razami bezecny tyran, aby przyspieszyć koniec jej życiu. Ramiona jej są tak gęsto po
kryte ranami, że o pracy mowy być nie może.
Obawa i nadzieja dodały jćj sił, ucieka przeto,
dociera do »wsi swobody« i choduje na kawałku ziemi ryż i pataty. Lecz, jeżeli do tego sioła przychodzą krajowcy, aby ujść niewoli, daleko większa liczba dostaje się do Mediny, aby uchylić kark pod jarzmem niewoli. Medina jest wielkiem targowiskiem na ogromny obszar kraju, rozległy na kilkaset kilometrów w okrąg. Niekiedy przy
bywają karawany z całemi setkami tych bieda
ków i wystawiają ich na sprzedaż. Pewien Djula
— tak się nazywają ci handlarze — mówił mi, jak ten handel się odbywa. »Bierzemy z Mediny sól, materye, proch i t. d. i zamieniamy te to
wary w stronach położonych ku Bambaku i Segu za złoto a mianowicie za niewolników, których otrzymujemy po cenie tanićj. Skoro nam ich do
stawiono, krępujemy ich kajdanami i przykuwamy ich do siebie, aby nie mogli uciec. W Medinie sprzedajemy ich po cenie 60 do 100 franków i świetny na tern robimy interes.« Widziałem te targowika; widok okrucieństwa z jednćj, niewin
ności z drugiej strony przejmuje każdego jak naj
głębszym smutkiem. Jednem z tych targowisk jest stajnia, wystawiona na wszystkie strony na wiatry i niepogody, zamknięta tylko przy wcho
dzie bramami i palisadą. Na ziemi siedziało rzę
dem około 15 dzieci, pokrytych łachmanami, ze związanemi rękoma i patrzały na przechodzących obojętnie, jakby były nieme i martwe. Pan ich bowiem każe im milczeć, a w razie nieposłuszeń
stwa chłoszcze je niemiłosiernie po plecach. Gdym wchodził, sądziły, że chcę kilkoro z nich kupić i zwracały na mnie wzrok trwożny i pytający, jak gdyby chciały mówić: »Czy mnie ten Biały za
bierze i dobrze się ze mną obchodzić będzie?«
Jakżebym chętnie był odpowiedział: »kupię was, odzyskacie wolność, zabiorę was ze sobą do St. Louis, będziemy o was mieli staranie, znaj
dziecie u nas miłość i przytułek w missyonarskiej rodzinie naszej.' Ale nie mogłem tego uczynić, musiałem je pozostawić losowi, jaki ich czekał.
Będę jednak o ich cierpieniach opowiadał wFrancyi, ażeby rozkuto ich kajdany i przywrócono im wolność.
Rozdzieliłem pomiędzy nie cokolwiek cukru, za co mi zawsze, ile razy przechodziłem, wzrokiem wdzięczności wyrażały.
Ameryka. Washington. W północnćj Ameryce mieszka około dziewięć milionów kato
lików. Niektórzy rozproszeni pomiędzy innowier
cami giną, a dziatki ich już są wrogami Kościoła.
Inni zaś miłują Kościół i popierają sprawy ko
ścielne, zakłady missyjne i współbraci swoich.
Chlubą amerykańskich katolików jest uniwersytet
(wszechnica) w Washingtonie, zakład najwyższy
naukowy, gdzie młodzież katolicka ćwiczy się w
naukach i cnocie. Niedawno otrzymał katolicki
uniwersytet od ks. prob. M. Mahona z Nowego
Jorku świetny dar 400 000 dolarów. Pieniądze
będą użyte na cele naukowe. Ksiądz M. Mahon
pochodzi%z%Irlandyi, już liczy lat 70 i od roku
1843Jpracuje w Nowym Jorku jako 'kapłan nad
301 Wiadomości ze wszystkich części świata.
zbawieniem licznych swych współbraci Irland
czyków. Po krewnych swoich odziedziczył zna
czny majątek, kupił rolę, która przez przedsię
biorców budujących nowe domy zakupioną, wielką wartość zyskała. Ks. Mahon jest największym dobrodziejem uniwersytetu, ponieważ ofiarowana przez niego kwota wszystkie przewyższa. Po
między dawniejszemi dobrodziejami uniwersytetu wymienić należy pannę Caldwell, która darowała 3C0 000 dolarów, jej siostrę, która 50 000 dolarów ofiarowała, Eugeniusza Kelly, który 100 000 do
larów poświęcił na cele naukowe.
Wspomniane szlachetne osoby jasno zrozu
miały ważność i potęgę nauk. Katolicy bez nauk żadnego nie mają znaczenia, tylko za pomocą nauki mogą Kościół rozszerzać, gromić nieprzyja
ciół i pomnażać chwalę Bożą. Cóż jest nauka?
Jest to światłość odpędzająca od ludów ciemnotę, zabobony i nędzę. Cieszymy się bardzo, że nasi kochani współbracia w Ameryce posiadają w uniwersytecie w Washingtonie tak cenne ogni
sko nauki i oświaty. Wspierajmy bracia, ile mo
żemy studentów i cele naukowe I
Południowa Ameryka. Gwiana jest czę
ścią południowćj Ameryki. Holendrzy posiadają tu kolonie. Jak znany ksiądz Damian umarł przy pielęgnowaniu trędowatych, tak niedawno zakoń
czył życie ks. Palker jako apostoł tych nieszczęśli
wych. O. Palker był członkiem zakonu Redempto rystów czyli Ligoryanów, których założycielem jest św. Alfons Liguory. W Gwianie znajduje się wielka liczba trędowatych, opuszczonych i nie
szczęśliwych, ponieważ każdy boi się zarazić trą
dem, wchodząc z nimi w styczność. Lecz czci godny ks. Palker położył życie za braci. Już od roku 1866 usługiwał im. Długi czas był wolnym od trądu; lecz w roku 1881 zaraził się i okropne cierpiał boleści. Osobliwie ostatnie miesiące życia swego ponosił niesłychane męczarnie. Lekarze musieli mu poodcinać wszystkie palce, ponieważ ciało gniło. Umarł po męczeńskiem życiu w Su
rinamie, gdzie się znajduje wielki szpital dla trę
dowatych. Mieszkańcy Gwiany nie są katolikami, lecz jak Holendrzy po największej części protestan
tami. Ale pomiędzy trędowatymi jeszcze nigdy nie widziano protestanckiego pastora. Tylko katoliccy kapłani i zakonnice św. Franciszka mieli dotąd od
wagę służyć tym chorym, od których każdy inny człowiek daleko ucieka. Trędowaty bowiem gnije chociaż jeszcze żyje, cuchnie nieznośnie i przeklina swoją chorobę. .Coście najmniejszemu z moich braci uczynili, M mieście uczy
nili.* Tak mówi Chrystus Pan i te słowa do
dały otuchy zacnemu Palkerowi, aby żył i umie
rał pomiędzy trędowatymi. Niech odpoczywa teraz i na wieki przy swoim Zbawicielu w niebie 1
— Dalej na południe znajduje się rzeczpospolita C h i 1 a, gdzie już od kilku miesięcy toczy się wojna domowa. Krew się leje, jedno stronnictwo mocuje się z drugiem. Wielkie to nieszczęście dla wszystkich obywateli 1 - W republice Nika
ragua także panuje rewolucya.
Australia. Najmniejszą pomiędzy pięciu czę
ściami świata jest Australia, najdalej od Europy oddalona i wielce nieprzystępna dla missyonarzy.
Wiara chrześcijańska wzrasta jednak pomiędzy Australczykami. Ludność Australii wynosi około 5 milionów. Pomiędzy niemi liczymy 629 ty
sięcy katolików. Na czele ich znajdują się dosyć liczni kapłani, których jest 774. Biskupów po
siada Australia 25. Głową Kościoła australskiego jest Moran, kardynał i arcybiskup w Sidney. Katolicy założyli już tam 1103 ko
ściołów i kaplic. Katolikom jest wolno swoim ko
sztem utrzymywać szkoły. Odwiedza je 85,342 dziatek katolickich, będących pod opieką Braci i Sióstr zakonnych. Już od początku Kościoła ozdobą były zakony, które na zasadzie zupełnego posłuszeństwa, czystości i dobrowolnego ubóztwa dążą do życia doskonałości chrześcijańskiej.
Wszystkie zakony mają w Australii wolność działania i rozszerzania w nićj świętej Wiary.
Liczą 348 członków męzkich i 2588 członków żeńskich.
--- ' --- o*—