• Nie Znaleziono Wyników

Misyonarz Katolicki, 1891, R. 1, nr 19

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Misyonarz Katolicki, 1891, R. 1, nr 19"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Czasopismo illustrowane dla ludu katolickiego.

Ojciec święty Leon XIII. udzielił pisemku temu Błogosławieństwa Apostolskiego.

Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata ćwiercroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką

pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.

Nr. 19. Mikołów, 1. Października, 1891. Rocznik I.

Bra.-fea.EL.els królowej-

(Powieść historyczna z dziejów missyj na wyspach Japońskich.)

(Ciąg dalszy.)

»Chłopcze, nie jestem chrześcijaninem!«

zawołał Sikatora z oburzeniem.

»Ale niezadługo nim będziesz, panie,«

odparł paź i spojrzał mu śmiało w oczy.

»Szukasz bowiem prawdy, a my modlimy się za ciebie. Bonzowie nienawidzą ślepego Tobiasza i w przeszłym roku wyzwali go na ponowną dysputę. Aby zaś stary Jejas na swym jesionie był świadkiem i uczest­

nikiem sporu , schadzka miała się od­

być w tćj dolinie. Ale Bonzowie posta­

nowili nie poprzestać na samćj utarczce sło- wnćj. Czarami i zaklęciami zapewnili sobie pomoc złych duchów, które poprzednio w tych stronach przebywały i chcieli im od­

dać na pastwę nienawistnego odstepcę, który uczynił z nimi rozbrat. Tobiasz odgadywał ich zamiary, ale nie uląkł się ich. Przywiódł go mały Franciszek na miejsce przeznaczone do

walki i tam na tym omszałym głazie usiadł. Na około posiadali na mura­

wie Bonzowie, wielu dworzan stało mię­

dzy drzewami, nad strumykiem i przy skale. Na równinie przed szałasem siedział sędziwy Jejas i głaskał swą siwą brodę. Po za nim stanęło dwóch czarowników, ukry­

tych w ciemnych gałęziach jesionu, gotowi każdćj chwili popróbować czarów na To­

biaszu. Dysputa rozpoczęła się i skończyła jak zwyczajnie. Tobiasz zbijał zwycięzko zarzuty swych przeciwników i wykazywał błędy i kłamstwa ich przewrotnej nauki.

Wybacz mi Panie, że mówię to, co jest prawdą. Sam się niezadługo o tćm przeko­

nasz. Wykazał zaś tak jasno prawdziwości

religii chrześcijańskiej, że wśród słuchaczy

powstało szemranie przeciw Bonzom, którzy

zamiast walczyć bronią rozumowania, lżyli

(2)

290 Bratanek królowćj.

biednego starca. W tćm powstał arcyka­

płan Bonzów i ze złorzeczeniem i klątwą na ustach wezwał starego Jej asa, aby zuchwa­

łego bluźniercę oddał na pastwę gniewu Kwannona, w którego służbie pozostaje od tylu lat. Starzec jednak nie usłuchał we­

zwania; po raz pierwszy usłyszał słowa Wiary Chrystusowej i czuł się niemi wzruszonym, lubo jeszcze nie zupełnie nawróconym. Cud miał sprawę rozstrzygnąć. Dwaj czarownicy rozpoczęli zaklęcia, groźne głosy odezwały się, a gałęzie jesionowe poczęły drzeć, jakby niemi wicher miotał. Zgromadzonych zdjął wielki przestrach, każdy sądził, że groźba Bonzów ziści się na niewidomym. Mały Franciszek przeląkł się i rzekł: »Ojcze, ucie­

kajmy!« Tobiasz zaś odpowiedział spokoj­

nie: »Nic nam złego nie uczynią. Zrób na sobie znak Krzyża świętego i wymów Imię Jezus!« Coraz przeraźliwićj rozlegał się na wierzchołku drzewa szum gałęzi, który świadkowie tćj sceny przypisywali złym du­

chom, niektórzy twierdzili nawet, że własnemi oczyma widzieli potworne jakieś postacie, które przyskakiwały do Tobiasza i groziły mu. Ale starzec nie uląkł się tego piekiel­

nego zgiełku i gwaru, lecz wzniósł w modlitwie przygasłe oczy ku niebu, zrobił na sobie znak Krzyża św. i wymówił uroczyście imię Jezus. W oka mgnieniu odstąpiły go mocy piekielne i rzuciły się na tych, którzy je przywołali na chrześcijan. Spędziły obu cza­

rowników z drzewa i zagnały ich pomiędzy przestraszonych świadków tego wydarzenia pod stopy niewidomego starca. Tam padli czarodzieje w strasznych kurczach i z prze­

lękłą twarzą na ziemię i błagali Tobiasza pokornie, aby ich uwolnił od utrapień za­

dawanych im przez złe duchy. Tobiasz przeże­

gnał obu złoczyńców, którzy w tćj chwili podźwignęli się na nogi. Wystaw sobie, drogi Panie, jakie wrażenie wywołało to zdarzenie na zgromadzonych! Wielu wy­

rzekło się natychmiast bałwochwalstwa, któ­

rego święty znak odniósł tak widoczny try­

umf nad potęgami ciemności. Do nawróco nych należał także stary Jej as, który natych­

miast porzucił swoję pustelnią i prosił starego Tobiasza, aby go uczył wiary Chrystusowćj.

Bonzowie tylko, którzy w zatwardziałości nie

chcieli uznać prawdy świętćj, uparli się przy swojćm, widzieli w tćm szatańską złudę i przypisywali ją czarom ślepego starca.

Gdy nie długo potem Jej as ochrzciwszy się nagłą śmiercią umarł, głosili, iż to jest oczy­

wistą karą bogów i nie dali sobie wybić z głowy tego przekonania.«

Sikatora słuchał uważnie opowiadania towarzysza. Czytamy w listach św. Fran­

ciszka Ksawerego i w sprawozdaniach jego następców, na których opisie oparliśmy nasze opowiadanie, że opętanie, o którym niejedno­

krotnie wspomina Ewangielia św., dość często się w Japonii pojawiało. Może i Sikatora znał takich nieszczęśliwych, którzy jęczeli w kajdanach grzechu, od którego nas oswo­

bodził święty nasz Zbawiciel Może i sły­

szał o potędze nauczycieli wiary Chrystuso- wćj, mających władzę leczenia tćj choroby, ale tutaj opowiedziano mu po raz pierwszy o wydarzeniu, o którego prawdziwości się mógł przekonać. Gdy wypytywał chłopca, ten mu wymienił kilku dworzan jako na­

ocznych świadków. Młody książę postanowił dokładnie sprawę tę zbadać.

Wśród powyższćj rozmowy idąc wzdłuż strumyka zbliżyli się obaj do pagody Kwan- nona. Sikatora rzucił okiem na niekształtną postać bożyszcza a w spojrzeniu jego prze­

bijała się wzgarda i szyderstwo.

>Patrz, książę, na tego szkaradnego potwora!« rzekł paź, kładąc na sobie znak Krzyża św. > Patrz na te wytrzeszczowate oczy, na ten wydęty kadłub, na te liczne ramiona, które go otaczają jakby sprychy koła, a w każdćj tych z licznych rąk trzyma posąg bałwana!«

»Trzydzieści sześć ramion Kwannona oznacza trzydzieści sześć kierunków wiatru, jakiemi rozporządza ten władzca powietrza.

Proszę cię, abyś nie drwił sobie z rzeczy, w którą wierzyli nasi przodkowie i których nie rozumiesz. Toć i wy chrześcijanie macie po swych pagodach obrazy, jak to nieda­

wno widziałem.«

»Kochany książę! Prawda, że je mamy, ale po pierwsze nie ubóstwiamy ich, po dru­

gie są przecież o wiele piękniejsze od tych

potworów. Nie chciałbym cię gniewać, pa

nie, o jedno cię tylko proszę: Czy nie wi-

(3)

Bratanek królowćj. 291 działeś w kościółku naszym cudnie pięknćj

niewiasty z dzieciątkiem na ramieniu ? Jest to królowa nieba i zowie się Maryą. Wita­

my ją jako »Stolicę mądrości.« Módl się co dzień z szczerem sercem: »Maryo po­

móż mi dojść do prawdy!< bo wiem, że dusza twoja tęskni do nićj.«

3. Bratanek i ciotka.

Dalsza droga prowadziła przez kwie­

cistą łąkę, piękne krzewy i grzędy kwitną­

cych kwiatów do stawu, ożywionego stada­

mi mandaryńskich kaczek strojnych różno barwnem pierzem. Prześliczne te ptaki wodne z długim pióropuszem i o białych, purpuro­

wych i zielonych piórach, spadających na grzbiet amarantowćj barwy, znachodzą się tylko w Chinach i w Japonii. Chowają je po swych sadzawkach tylko bogacze i wiel­

cy dostojnicy. Dla tego tćż zowią je Euro­

pejczycy kaczkami mandaryńskiemi. Japoń­

czycy nazywają je > Ossidori. <

»Stanęliśmy u celu,« rzeki paź. »Na wyspie widać dach altany, w którćj cię ocze­

kuje królowa. Czy nie słyszysz, jak księ­

żniczki z towarzyszeniem cytry wyśpiewują pienia na cześć niezliczonych bóztw krajo wych. Czy mam donieść o twćm przy­

byciu?«

»Nie potrzeba, zostań tu przy moście, zaprowadzisz mnie późnićj do zamku.« To rzekłszy pożegnał Sikotara pazia, który się przed nim głęboko skłonił i przeszedłszy przez most udał się do altany, w którćj cze­

kała na niego królowa.

Był to pałacyk dość obszerny, otwarty na wszystkie strony. Różnobarwne, grubo zło­

cone słupy dźwigały oparty na ozdobnych belkach lekki daszek. Ściany zastąpione były kratami z bambusowćj trzciny, a ru­

chome zasłony zabezpieczały od skwaru sło­

necznego, przewiewu i oczu ciekawych. Gdy Sikatora stanął u wschodów wiodących z dziedzińca do wnętrza, śpiew ustał na ski­

nienie królowćj, a księżniczki powstały, aby powitać krewniaka i ulubieńca całego dworu.

»Czemuż muszę przerywać wasze pie­

nia?« rzekł Sikatora. »Wszakże opiewały­

ście, jeśli nie jestem w błędzie, mądrość i sprawiedliwość Sinkowugi, słynnćj wdowy

po czternastym mikadzie (cesarzu), pod któ­

rego rządem Japonia przeżyła tyle lat szczę­

ścia i spokoju. Jakże miłą musiała być ta pieśń królowćj, przejętćj tym samym du­

chem bohaterstwa !<

»Widać,» rzekła królowa, »że wycho­

wany zostałeś na dworze cesarskim w Me- ako, dworszczyzna i grzeczność twoja przy­

nosi ci zaszczyt. Przynieście mu herbaty, ciast i pasztet jaki. Przysuńcie tu do mego krzesła stoliczek, a potćm idźcie się przejść po ogrodzie? mam bowiem do pomówienia z Sikatorą w sprawie bardzo ważnćj.«

W oka mgnieniu przysunięto nizki sto­

liczek, na skinienie królowćj usiadł młodzian obok nićj na pleciance, a przed nim posta­

wiono kosztowną filiżankę z porcelany ró­

żo wćj napełnioną wonnym napojem.

»Skosztuj także tego bażanta,« rzekła królowa, »wszakże to twoja myśliwska zdo bycz.«

»Zdobycz tę zawdzięczam sokołowi, o- trzymanemu od ciebie w darze. Nie widzia­

łem lepszego ptaka; jak strzała unosi się w powietrzu i spada na biednego bażanta siedzącego w słońcu na gnieździć.«

Gdy książę kosztował, potraw królowa patrzała na niego z widocznem upodobaniem.

Dumna ta pani widziała w młodzieńcu na­

rzędzie, które jej posłużyć miało do osią­

gnięcia zamierzonego celu; celem tćm było zaspokojenie dumy i nienawiści przeciw chrześcijanom. Małżonek jćj Siwan nie był zawziętym wrogiem chrześcijaństwa, owszćm otaczał je swą opieką i nieraz okazywał ochotę przyjęcia Chrztu św. Królowa zapło­

nęła przeciw niemu nienawiścią. Młodszy i zdatniejszy jćj syn został chrześcijaninem i tak dalece postradał miłość matki, iż go nie uważała za syna. Starszy jego brat był pijakiem i niedołęgą, na niego więc liczyć nie mogła. Miała jeszcze brata, zwanego Sikantondono, jednego z najbogatszych i naj­

potężniejszych książąt japońskich, w nim po­

kładała długo swe nadzieje. Ale był to pan stateczny, wielki wygodniś i nie miał potom­

stwa. Nie zdał sie przeto na założenie no- wćj rodziny panujących, a królowa pragnęła osadzić koniecznie na tronie innego władzcę.

(I)alszy cifjg nastąpi.)

(4)

292 Cudowne są drogi Opatrzności.

Cudowne są drogi Opatrzności.

(Zobacz obraz na str. 297.)

1. Opatrzność Boża jest często niepojętą.

Pewien pustelnik powątpiewał o Opatrzności Bożćj i chciał iść w świat, aby jćj poszukać.

Wyszedł z chaty i z lasu i puścił się bitym trak­

tem. Niezadługo przyłączył się do niego mło­

dzieniec jakiś i szli ze sobą pospołu. O późnćj porze wieczornej przybyli do zamku, gdzie ich gościnnie przyjęto. Skoro rano wyszli, aby pójść dalćj, młodzieniec wyjął z zanadrza złoty puhar, który ukradł był w zamku. Następnego wieczora zanocowali u skąpca, któremu młodzieniec przy

pożegnaniu podarował ów puchar.

W przechodzić przez wieś wstąpił młodzieniec do ubożuchnego domku i spragniony poprosił 0 kubek wody. Zaledwie wyszli na otwarte pole, domek ów spalił się do szczętu. Niezadługo sta­

nęli w okolicy górzystćj, gdzie doszły ich z pe­

wnej chaty narzekania i jęki. Wszedłszy w progi, ujrzeli rodziców biadających nad chorem dzieckiem.

Młodzieniec sporządził napój, który dziecko wy­

piło, po czem natychmiast skonało. Wtedy prze­

raził się mocno pustelnik i z obawą towarzyszył podejrzanemu młodzieńcowi, który przybrał sobie ojca dziecięcia za przewodnika.

Ale jakże mocno oburzył się starzec, gdy wi­

dział, że towarzysz jego zepchnął przewodnika z mostu w głęboką przepaść I Ale młodzian w tej chwili zamienił się na Michała archanioła 1 rzekł: .Szukałeś Opatrzności Bożćj i widziałeś dotykalne jćj dowody: Kubek który porwałem uczciwemu człowiekowi, był zatruty, a skąpiec w nim znajdzie nagrodę za swe grzechy. Biedni ludzie, których domek podpaliłem, odbudują go i znajdą w gruzach pogorzeliska skarb. Dziecię, które z mój winy skonało, byłoby wyrosło na grzesznika i zbrodniarza, gdyż ojciec jego, którego zepchnąłem w przepaść, był rozbójnikiem i za­

bójcą. Ileż to rzeczy są sprawiedliwemi w obec Boga, które uchodzą za nieprawe w obec ludzi!*

Pustelnik wrócił do swej pustelni i wyleczył się ze swych wątpliwości.

2. Przykład.

Co do dziwnych dróg Opatrzności Bozkićj, opowiada nam wielki doktór Kościoła Hieronim szczególne zdarzenie, które słyszał z ust maronickiego pustelnika Malchusa- Opisuje je ten sędziwy starzec w następujący sposób:

• Pewnego dnia pożegnałem się, będąc już w doj­

rzalszym wieku, z mymi braćmi Maronitami, z któ­

rymi wiodłem szczęśliwie życie pod zarządem po­

bożnego opata. Chodziło mi głównie o to, aby widzieć jeszcze raz przed śmiercią podeszłą w la­

tach matkę i załatwić kilka spraw familijnych.

Karawanę, do którćj się przyłączyłem, napadli w drodze i złupili Saraceni; mnie zaś uprowadzono do odległej pustyni, gdzie mnie wraz z zabraną w niewolę kobietą sprzedano jakiemuś Arabowi.

Moja towarzyszka niedoli była poczciwą, pobożną i zacną niewiastą; znajomość moja z nią była dla mnie korzystną, gdyż, ilekroć zniecierpliwiony od­

dawałem się powątpiewaniu i rozpaczy, napomi­

nała mnie, abym ufał w Boga. Kilka miesięcy strawiliśmy w niedostatku i ciężkiej pracy, aż na­

reszcie nadarzyła się sposobność do ucieczki, do którćj .uczyniliśmy wszelkie przygotowania. Za pomocą wydętych miechów, uczynionych ze skóry zwierzęcej, przepłynęliśmy szczęśliwie bystry prąd rzeki Tygrysu, przy czem jednak żywność, jaką zabraliśmy ze sobą, stała się niezdatną do użycia.

Przechodziliśmy potem więcej w nocy, aniżeli we dnie, przez niezmierną pustynię wśród niesłycha­

nych trudów i niebezpieczeństw. Czwartego dnia wędrówki ujrzeliśmy po za sobą wielkie tumany kurzu i niezadługo ujrzeliśmy zbliżające się cwa­

łem dwa wielbłądy. Siedzieli na nich pan nasz i sługa jego, którzy, spostrzegłszy naszą ucieczkę, puścili się za nami w pogoń i wkrótce nas do­

strzegli. Dokąd się tu udać, aby uniknąć zem­

sty prześladowców ? Oglądając się na wszystkie strony ujrzeliśmy w poblizkich skałach otwór, tworzący wstęp do głębokiej i ponurej jamy.

Tam się schroniliśmy jak najspieszniej. Obawiając się jednak skorpionów, wężów i żmij, przebywa­

jących zwykle w takich miejscach, nie puściliśmy się w głąb pieczary, lecz ukryliśmy się na szczę­

ście w bocznym jej ganku. Zaledwie upłynęło kilka minut, gdy pogoń zatrzymała się przed otworem. Przybysze zaczęli krzyczeć i mocno hałasować. Ale nie słysząc odpowiedzi, zsiedli z wielbłądów, pan trzymał je za cugle, a sługa wszedł do jaskini, aby nas wypędzić. Wszedłszy nagle z jasnego światła dziennego do ciemnćj pie czary, nic dostrzedz nie mógł; ale za to wrze­

szczał tćm głośniej i groził: »Wychódźcie, nę­

dznicy, już czeka was miecz na karę waszą do­

byty.* W tern wyskoczyła z głębi jamy lwica i zagryzłszy go zawlokła do swego legowiska.

Arabowi stojącemu przed otworem poczęło się dłużyć; sądząc, że sługa doznał oporu z naszej strony, zapłonął srogim gniewem i złorzecząc nie­

zdarnemu słudze i nam, wtargnął do jaskini; ale zanim minął nasze ukrycie, lwica poskoczyła ku niemu i zadławiła go. Drżąc z przestrachu przy­

czailiśmy się w naszym ukryciu i czekaliśmy, czy i na nas nie przyjdzie kolćj, lubo szczerze wyzna­

jemy, że nie tyle obawialiśmy się drapieżnego

potworu, ile tych barbarzyńców. Tymczasem

(5)

Cudowne są drogi Opatrzności. 293 rzecz wzięła obrót zupełnie niespodziany. Lwica,

zaniepokojona w swćm legowisku, obawiając się, aby jej nie nagabywano, pochwyciła swe szcze­

nięta w kły i powynosiła je z jamy, nie troszcząc się o nas i nie myśląc o powrocie. Dopiero gdy słońce miało się ku zachodowi, poważyliśmy się wychylić głowy. Z radością ujrzeliśmy stojące wielbłądy naszej pogoni, które spokojnie leżały i pokarm odżuwały. Na szczęście były objuczone miechami napełnionemi żywnością. Wdzięczni Bogu za widoczną opiekę, powsiadaliśmy na nie, dziesiątego dnia przebyliśmy pustynią a dostawszy się do obozu wschodnio-rzymskiego, przedstawi­

liśmy się dowodzącemu nim Sabinowi, wielko- rządzcy Mezopotamii. Tam sprzedaliśmy wiel­

błądy a pożegnawszy się ze sobą podążyliśmy w strony rodzinne.* — Któżby tu nie podziwiał Opatrzności Boga, który tak widocznie opiekuje się człowiekiem i czuwa nad nim w każdem poło­

żeniu jego życia!

3. luny przykład Opatrzności Bożćj.

Pewien biedak żył już od lat dwudziestu w największej nędzy, ale znosił ją z przykładną pokorą i zdaniem się na wolą Bożą w nadzieji, że kiedyś nastąpią dla niego i rodziny jego lepsze czasy. Miał bowiem sześcioro dzieci, których nie­

raz dostatecznie nakarmić nie mógł.

W tym samym czasie miewał jeden z słyn­

nych kaznodziejów kazania passyjne. Świątobli­

wość tego kapłana i sława wymowy jego zwa­

biała całe miasto na nabożeństwo popołudniowe i jednała mu zaufanie wszystkich mieszkańców.

Pewnego dnia przyszła do niego jakaś nieznana mu niewiasta i w te doń odezwała się słowa:

»Czcigodny Ojcze, chciałabym uczynić coś do­

brego za pośrednictwem twojem ; składam przeto w twe ręce tysiąc talarów i proszę cię, abyś je rozdzielił pomiędzy cierpiących niedostatek, jeśli znasz takowych."

»Wybacz mi Pani,* odparł kaznodzieja, »że nie mogę się przychylić do tego życzenia ; Pani masz więcej znajomości ubogich, aniżeli ja, ba­

wiący tu chwilowo, sama więc rozdziel tę kwotę.

Gdyby się rozgłosiło, że rozporządzam tak hoj- nemi jałmużnami, drzwi by się u mnie nigdy nie zamykały i nie miałbym chwili wolnego czasu.*

Nieznajoma jednak nie odstąpiła od swego żądania, dopóki kapłan nie przychylił się do jej życzenia.

Wprzódy jednak pragnął się dowiedzieć, jakie dawczyni ma przytćm zamiary i w jaki sposób pragnie podziału swego datku. Ale dobrodziejka na to nic nie odpowiedziała tylko rzekła krótko:

»Zechciej dać, księżę Dobrodzieju, tę kwotę pier­

wszemu biednemu, który się do ciebie zgłosi, a tak Opatrzność Bożka sama niech będzie szafarką jałmużny.*

Nazajutrz prawił kaznodzieja o Opatrzności Bożćj, powtarzając z przyciskiem słowa Pisma świętego: »Nigdy nie widziałem sprawiedliwego opuszczonego przez Boga, ani syny Boże cier­

piące niedostatek.'

Słuchał tego kazania biedak powyżćj wspo­

mniany. Po kazaniu poszedł wprost do owego kapłana i pozdrowiwszy go, rzekł: »Ojcze, w ka­

zaniach swoich głosiłeś wielkie i wzniosłe prawdy, których z wielką pociechą i nabożeństwem słu­

chałem. Ale co się tyczy dzisiajszego kazania, toć widzisz we mnie żywy przykład, że nie dzieje się tak, jak mówisz. Od dwudziestu lat służę Bogu i staram się żyć po chrześcijańsku. Bieda mnie gniecie, a calem mojem bogactwem sześcioro dziatek, które żywię chyba łzami memi. Zawsze

|| pokładałem nadzieję w Opatrzności Bożćj, zawsze się spodziewałem, że mnie Bóg podźwignie, ale oko moje nie może jakoś dojrzeć tćj Opatrzności."

"Synu," odrzekł kaznodzieja, »nie jesteś ży­

wym dowodem braku Opatrzności; przeciwnie, będziesz świadkiem naocznym, że Bóg czuwa nad dziećmi Swemi i troszczy się o ich los. Bierz te tysiąc talarów, są one twą własnością i Bóg ci je daje.* Biedak stanął jak wryty, z osłupie­

niem przyjął darowiznę, z łzami sławił dobroć Boga i pospieszył donieść rodzinie o niespodzie- wanćm szczęściu, jakie go spotkało. Dzieci jego padły na kolana, zalały się łzami wdzięczności i modliły się gorąco za nieznajomą, która ich po- dźwignęła z nędzy w chwili, w której byli blizkie- mi powątpiewania o miłosierdziu Bożćm.

Wypadek ten wydarzył się w tym wieku, i to niedawno temu.

4. Zastosowanie.

a) Nie szemrajmy nigdy przeciw wyrokom i rozporządzeniom Bożym. Nieraz zdają nam się być niesłusznemi, ale pochodzi to ztąd, że nie znamy myśli i zamiarów Bożych. Gzem jest gorzkie lekarstwo, albo bolesna operacya dla cho­

rego, tern są dla nas nawiedzenia Boże, spotyka­

jące nas w życiu. Zsyła je na nas Wszechmocny, bo pragnie naszego dobra.

b) Starajmy się o prawdziwą mądrość. Bóg nas obdarzył zdolnością wiedzy i nauki i na tern polega nasze podobieństwo do Boga. Obowiąz­

kiem naszćm jest kształcić tę zdolność. Ale pra­

wdziwa mądrość w Bogu jest, a na nas ciąży obowiązek poznawać coraz więcćj Boga i żyć według przykazań Jego. »Bojaźń Boża jest po­

czątkiem mądrości." (Ps. 110, 10.)

vv

(6)

294 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

Europa. Berlin. Prosimy wybaczyć, je­

żeli pomiędzy szczegółowemi nowinami z missyj katolickich najprzód mówimy o Berlinie. Chociaż bowiem jest miastem stołecznóm Niemiec chrześci­

jańskich, wszakże tam znajduje się wiele socyalistów, nowych pogan, przewagę mają protestanci a ka­

tolików w •porównaniu do różnych sekt i żydów jest mało.^Dla tego możemy parafie katolickie w Berlinie uważać jako stacye missyj ne I

W którem mieście państwa niemieckiego lu­

dność naj- bardzićj się pomnożyła?

W Berlinie!

A w któ- rćm mie­

ście w pań­

stwie nie- mieckiem w porównaniu do katoli­

ków jest najmniej ko­

ściołów ka­

tolickich ? W Berlinie!

Ponieważ Berlin jest miastem stołecznćm, na które ka­

żdy zwraca uwagę, po­

nieważ wie­

lu naszych współbraci tam mieszka i umiera, słu­

szna więc nieco obszferniój podać tu wiadomości dotyczące wiary katolickiej. Niegdyś całe miasto i cała prowincya brandenburgska była katolicką.

Lecz margrabia Joachim II. wyrzekł się wiary ka- tolickićj, przyjął luterską i wprowadził ją do Ber­

lina. Takim sposobem zaginęła w Berlinie nasza wiara. Oprócz tego w następującym czasie wielu francuzkich protestantów osiadło w Berlinie i mo­

żna odtąd uważać to miasto jako twierdzę nieprzy­

stępną katolikom. Pokolenia stare przeminęły, a nowe już nie pamiętały, że przodkowie byli wszy­

scy katolikami I

Tylko posłowie cesarza niemieckiego, króla francuzkiego i hiszpańskiego mieli w domach swoich kaplice, gdzie potajemnie odprawiano Mszę świętą. Lecz do tych kaplic nikt nie miał przystępu, tylko ci, którzy należeli do

orszaku slug lub służebnic owych trzech po­

słów. Berlinczycy więc nigdy nie widzieli nabo­

żeństwa katolickiego.

Zmieniło się to za panowania drugiego króla pruskiego Fryderyka Wilhelma I. Lubił bowiem żołnierzy olbrzymićj postaci i szukał takich olbrzy­

mów po całym świecie. Utworzył regiment skła­

dający się z największych ludzi. Pomiędzy nimi byli katolicy. Król był sprawiedliwy i powołał katolickich księży, aby pełnili 'posługę duchowną

przy żołnie­

rzach kato­

lickich. Ta­

kim sposo­

bem ujrzał Berlin po raz pier wszy kato­

lickich księ ży publi­

cznie 1 Liczba ka­

tolickich żołnierzy pomnażała się ciągle a król Fryde­

ryk Wielki dał pozwo­

lenie na bu dowę ko­

ścioła świę­

tej Jadwigi i św. Seba- styana. W roku 1773 dokonano kościół św.

Jadwigi jako główny Dom Boży katolicki. Oba kościoły jeszcze dziś istnieją i są świadkami roz­

woju katolickiej wiary w Berlinie. Zapewne wielu czytelnikom »Missyonarza katolickiego* znany jest kościół św. Jadwigi, okrągły i bardzo piękny.

Aż do roku 1840 znajdowało się w Berlinie 10,000 katolików, posiadających owe dwa ko­

ścioły. Od roku 1840 wszystko się zmieniło 1 A to czemu ? Ponieważ zaczęto budować koleje żelazne, najprzód pomiędzy Berlinem i Potsdamern.

Gdy dawniej jaki rekrut z Szlązka zaciągnięty został do wojska, musiał kilka dni podróżować, zanim do Berlina przybył, lecz po założeniu koleji żelaznćj w kilku godzinach z domu ojcowskiego mógł się przenieść |do berlińskićj załogi. Podo­

bnie jak ze Szlązka, tak z innych prowincyi i kra­

jów w krótkim czasie było można przybyć do

Nowożeńcy w południowej Afryce (Natalu.)

(7)

Szczegółowe nowiny z missyj katolickich. 295 stolicy królestwa pruskiego. Koleją żelażną na­

pływała bezustannie nowa ludność do Berlina.

W okamgnieniu powstały nowe ulice, przepyszne budynki i wielkie place. Berlin dosiągł miliona mieszkańców, a dzisiaj przybliża się już drugiego.

Czemże Wiedeń, sławne miasto nad Dunajem wobec Berlina ? Berlin bardziej się rozszerza jak Wiedeń i jeżeli tak dalćj wzrastać będzie, wkrótce zostanie drugim Paryżem. Nie dawno jechaliśmy koleją żelazną przez Berlin, a wszędzie widzieliśmy ruch budowniczy.

Ponieważ ludność berlińska się tak wnet po­

mnożyła, nie dziw, że i katolików przybyło.

W roku 1840 liczono w Berlinie tylko 10,000 ka­

tolików, a dziś po upływie 50 lat jest ich 135 tysięcy I

Liczba kościołów katolickich musiała też się pomnożyć. Zbudowano piękny i wielki kościół św. Michała i św. Macieja, utworzono więc cztery probostwa. W Moabicie, przedmieściu Berlina za­

łożyli Dominikanie stacyę, na czele jćj stoi hra­

bia Robiano. W roku 1866 był on oficerem pru­

skim w wojnie, potem został zakonnikiem i kapła­

nem. Dominikanie pracują także pospołu z świec- kiem duchowieństwem nad zachowaniem wiary ka­

tolickiej w nowym Babylonie. Walka kulturna i tu wielce uszkodziła katolickiej wierze. Nowych kapłanów nie przypuszczono, liczba zaś katolików coraz bardziej się mnożyła 1

Okropna walka kulturna, którą bramy pie­

kielne wznieciły, nie zburzyła Kościoła katolic­

kiego, bo jest zbudowany na opoce Piotra. Obe­

cnie pomyślniejsze czasy nadeszły dla katolików berlińskich, lecz nowe nastały niebezpieczeństwa, nad któremi serdecznie ubolewamy.

Jakież więc są te niebezpieczeństwa f Na wiecu katolików w Raciborzu ksiądz Frank, pro­

boszcz najnowszej parafii św. Piusa, miał rozrze­

wniającą przemowę, która uczyniła głębokie wra­

żenie na słuchaczach i zasługuje na to, aby nie poszła w zapomnienie.

W Berlinie jest, tak przemówił wielebny mówca, dla 130,000 katolików tylko 23 księży;

przy trzech kościołach parafialnych znajduje się po dwuch księży, każda zaś parafia liczy 20,000 dusz 1 To jest praca olbrzymia dla kapłanów.

Jeżeli w miejscowościach czysto katolickich liczba 5 do 6000 dusz bardzo ciąży na ramionach je­

dnego kapłana, daleko cięższą jeszcze stanie się, gdy się zwiększy. W Berlinie przy kościele św.

Jadwigi było w zeszłym roku 936 chrztów, a na­

leży do parafii 60,000 katolików z pięciu księżmi.

Jakże podobno żądać, aby księża tak pracowali, jak się tego wymaga od kapłana katolickiego ?

Oprócz tego każdemu katolikowi grozi wiel­

kie niebezpieczeństwo w Berlinie. W parafii mo- jćj w jednym roku było 109 par małżeńskich, zu­

pełnie katolickich, lecz tylko 100 par brało ślub w kościele katolickim. Było dalej 180 mięszanych małżeństw, gdzie mąż był katolikiem, lecz tylko

46 brało ślub w katolickim kościele. Było 136 mięszanych małżeństw, gdzie niewiasta była kato­

liczką, tylko 53 brało ślub w moim kościele.

Dziatek urodziło się z małżeństw czysto kato­

lickich 337, tylko 311 ochrzcono w katolickim kościele, dziatek z mięszanych małżeństw, gdzie ojciec był katolikiem, u nas tylko 93 ochrzcono, a było ich 4491 Dziatek zaś z mięszanych mał­

żeństw, gdzie matka była katoliczką, było 419, lecz tylko 67 ochrzcono w kościele naszym.

Otóż urodziło się w przeciągu roku z mięszanych małżeństw 868 dziatek, lecz tylko 160 ochrzcono po katolicku, a więcej niż 700 po ewangielicku.

Wszystkie dziatki, które po katolicku nie są o- chrzcone, dla Kościoła naszego są stracone. Tak wygląda w parafii św. Piusa, a i W innych para­

fiach nie jest lepiej.

Mówił dalej ks. Frank, że wielu katolików żyje tylko cywilnem małżeństwem połączonych i w kościele się nigdy nie pokażą. Nadmienił naprzykład, iż przed rokiem brali ślub małżonko­

wie, co 5 i więcej lat żyli bez kościelnego ślubu.

Niektórzy katolicy w Berlinie żyją nawet bez ślubu cywilnego tak długo ze sobą, jak im się podoba. Socyaliści, którzy chcą znieść małżeń­

stwo i zaprowadzić tak nazwaną »wolną mi­

łość,» nie potrzebują daleko szukać zwolenników, gdyż mają ich dużo nawet pomiędzy katolikami w Berlinie.

W końcu dowodził ks. Frank, że potrzeba w Berlinie więcej kościołów katolickich, bo tera­

źniejsze wcale nie starczą. Naprzykład parafia św. Piusa posiada dla swoich 20,000 parafian tylko małą kapliczkę, mieszczącą 700 lub 800 osób, a zatem nowy i obszerny kościół jest koniecznie potrzebnym. I rzeczywiście ks. Frank wszyst- kiemi siłami się stara, aby zebrać środki na nowy dom Boży. Często można czytać jego prośbę o jałmużnę, a któżby jej nie dał? Widzimy, że tysiące dziatek i dorosłych katolików ginie w Berlinie, Jeżeli większa liczba kapłanów będzie pracowała nad ich duchowem zbawieniem i jeżeli powstaną nowe kościoły, strata ta będzie mniej bolesną i dotkliwą.

Czy protestanci mają dosyć kościołów ? Mają ich bardzo wiele 1 Za czasów cesarza W ilhelma I.

wybudowano dwa nowe kościoły, a podczas krótkiego panowania Wilhelma II. nawet 231 Nikt nie może twierdzić, że Berlin jest ubogim w ko­

ścioły, lecz bogatym, ale bogatym tylko w prote­

stanckie świątynie. Gdy widzimy, że protestanci po­

siadają tyle kościołów, a my tak mało, zapewne wzbudzi się ofiarność nasza i udzielimy współbraciom naszym berlińskim chętnie pomocy, ile możemy I

Na wiecu katolickim w Raciborzu polecano związek świętego Bonifacego, ponieważ stara się o środki, aby w krajach protestanckich zakładano szkoły, kościoły i zakłady katolickie.

Kto może, niechaj się stanie członkiem tego po­

żytecznego związku.

(8)

296 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

Rodzice I jeżeli dziatki wasze chcą iść do Berlina, dajcie im jak najlepsze wychowanie i wy­

stawcie im, jak okropne niebezpieczeństwa tam im grożą. Módlmy zaś się codziennie o zachowanie naszćj świętćj Wiary. Czasy nasze dla kotolików są bardzo trudne. Katolicy są ubodzy i wyklu­

czeni z wszystkich wyższych urzędów. Tćm bar- dzićj my katolicy pracujmy, prowadźmy życie cnotliwe i sprawiedliwe. Cóż nam najbardzićj szko­

dzi ? Pijaństwo ! Gdy jaki katolik się upije, depce nogami przepisy swój wiary, dla tego każdy katolik winien być trzeźwym i pracowitym, a wtedy mu Pan Bóg dopomoże. A choćby szedł i do Ber­

lina lub do innćj krainy, gdzie zamieszkali inno­

wiercy, nie utraci swej świętćj wiary.

Walczmy za naszą świętą Wiarę!

Rosya. u n i'c i są to katolicy greckiego wy­

znania. Wiara ichjjest ta sama jak nasza, tylko przy Mszy św. nie używają łacińskiego języka a duchowieństwo jest żonate. Mieszkali dawnićj w królestwie Polskićm; po rozbiorze Polski jedna część dostała się pod panowanie Rosyi, druga pod berło Austryi. Szczęśliwi są Unici w pań­

stwie austryackićm. Mogą bowiem żyć bez prze­

szkody według przepisów wiary katolickićj. W miesiącu Wrześniu powołał arcybiskup unicki Sem- bratowicz do Lwowa, gdzie ma stolicę, biskupów sufraganów z Przemyśla i Stanisławowa wraz z prałatami i dziekanami unickimi na sobór. Na soborze w obecności papiezkiego delegata (posła) obradować będą nad środkami, aby Unitom Wiarę świętą zachować i bronić ich od schizmy. Niech Duch św. kieruje ich sercami. Od roku 1720 jest to drugi sobór unicki. — Ci Unici, którzy po rozbiorze Polski popadli pod panowanie Moskali, smutne prowadzą życie. Moskale gnębią ich okrutnie i usiłują, wszystkich oderwać od Ko­

ścioła katolickiego. Oni jednak mężnie walczą za wiarę i są gotowi ponosić utratę majątku, wię­

zienie i śmierć, niżeli przyjąć schizmę. Stali się nawet przedmiotem podziwienia wszystkich naro­

dów. Niechaj Pan Bóg ukróci im czas męczarni i prześladowania.

Jak rząd rosyjski dręczy Unitów, widzimy to z tak nazwanych listów unickich. Gazety ogłaszają listy, jakie otrzymał od Unitów krakow ski profesor ks. dr. Chotkowski. Jeden z nich tak brzmi:

Z guberni Orenbu rskićj, 12. Paź­

dziernika 1890. N. b. p. J. Chr. 1 Wielebny Oj­

cze i Nauczycielu! My twoje dzieci, wygnańcy, zanosim nasze najserdeczniejsze życzenia z całą gorącością serca i duszy, życząc Wielebnemu Ojcu szczęścia, zdrowia i dobrego powodzenia. Teraz donoszę W. Ojcu o naszćm życiu i powodzeniu.

Dzięki Bogu, zostają nasi bracia wszyscy żywi i cokolwiek zdrowi, tylko z powodu ciężkiego klimatu dużo chorują na febrę i na ból głowy, bo tu bardzo nierówny klimat. Latem było ciepła na 47 stopni, a po takićm gorącu czasem nastę­

puje nazajutrz mróz. A co się rzecz ma o naszym interesie, to jednakowo jak było. Co miesiąc pi­

sze naczelnik stanowy o nas raport i podaje do gubernatora, a w tym raporcie pisze, że my ży- jem spokojnie i sprawiedliwie, czćm się kto zaj­

muje i że do cerkwi nie chodzim.

Na wiosnę odebraliśmy odpowiedź na naszą prośbę, cośmy podawali na imię ministra dzieł (spraw) wewnętrznych. Więc dał nam odpowiedź taką, że Unici wysłani w Orenburską gubernią na dwa lata, a po ukończeniu dwóch lat będą mogli iść gdzie kto chce. I mówił sam poważny pan gubernator, że puszczą nas do domu. Więc my tćż czekali uwolnienia około św. Piotra, ale na nic wyszło i teraz nie ma nic. Widać u Rusa taka prawda, jak u piekielnego pana. Teraz na­

wet wstydzą się przyznać, żeśmy tu wysłani za wiarę, tylko mówią, że nie uznają naszej wiary i poczytali nas za sektantów polsko jezuickiej pro­

pagandy. A teraz, mówi, uznali naszą wiarę, jako prawdziwą i teraz was puszczą, ale nie prędko.

Ale to im trzeba tak mówić. Gdybyśmy byli wzięli ziemię, toby był nas więził bez końca.

Boć i teraz, kiedy zajdziem do gubernatora i pro­

simy o sposób życia, to mówi: bierzcie ziemię!

Ale my odpowiadamy, że my mamy swoją i ni- komuśmy nie sprzedali swojćj (ziemi). A tak cia­

sno nas trzyma, że i ze wsi nie da wyjść. Jeden z naszych braci oddalił się, to przysądzili mu 25 rubli kary, albo 16 dni aresztu.

*

* *

A co W. Ojciec chce wiedzieć, ile nas jest, wysłanych w r. 1888, to niewiadomo mi dokładnie, bo nas w pobliższych powiatach orenburskim i orskim, jest 16 familij, a dusz 114. A cztery familie poszły od nas daleko za góry, w Czela­

biński powiat i o nich nie mamy żadnej wiado­

mości. Podobno oni biorą karmowe i sieją, to nam się zdaje, że nie dobrze robią, boć kiedy nie chćemy ziemi od rządu przyjąć, to nie trzeba i najmować. To i na to potrzebujemy rady W. Ojca.

A co się tyczy nowin, to właśnie zabrali i starych żołnierzy i nowych, czy jedynak czy nic jedynak, zabrali wszystkich, bo spodziewają się wojny, ale mówią, że naszemu carowi nikt nie da rady, bo nasz car batiuszka, to ziemnoj Boh, kę­

dy się obróci, wszędzie jego dzieło i dział. Więc oni go mają jakby za bożka, bo ci ludzie tutaj to zupełnie są w podobieństwie pogan. Czaro­

dziejstwo, wróżbiarstwo, cudzołóztwo, to u nich w zwyczaju. Jak co zgubi, to zaraz idzie dó wróżek. Jak głowa zaboli, czemprędzej do zama- wiaczy. Nawet pop batiuszka jest czarodziej.

Ma sobie taką strzałkę, jak to bywają w marglu

i jeśli kogo co zaboli, to idzie do popa, a on

trzy razy tą strzałką oprowadzi, bo mówi, że to

gromowaja streła i coś tam szepce i to ma po-

módz. Co się tyczy gospodarzy, to każdy ma

(9)

Cudowne drogi Opatrzności Bozkićj. 297

Cudowne drogi Opatrzności Bozkićj.

(10)

298 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

domowego czarta w swoim domu, i mówią, że bez niego nie może być żaden dom. Jeśli która kobieta jest brzemienna, to ją tak czart zeszczy- pie, że strach patrzeć na nią. I to nie jest żadna powieść, bo sam widziałem siniaki na ciele. Mó­

wią kobiety, że do dwunastej, pokąd kur nie za­

pieje, to im spać nie da.

Ale to wszystko nic dziwnego, boć jak się widzi, to czyste pogany, gorsze od najgorszćj se­

kty. Niby nazywają się chrześcijanie, a gorsi dziesięć razy niż bisurmany, aż strach patrzeć na to. -Zatćm kończę mój list, całuję Wielebnego Ojca ręce i nogi, polecając się modlitwom W. Ojca i całego Kościoła rzymsko • katolickiego, co daj nam Panie Jezu, abyśmy mogli przezwyciężyć i otrzymać, czego pragniemy.

Szkocya. Przemocą stłumili sekciarze w sze­

snastym stuleciu wiarę katolicką w Szkocyi, kró Iową nieszczęśliwą, Mary ę Stuart, wtrącili do więzienia i pozbawili ją życia na rusztowaniu.

Któżby nie ubolewał nad wytępieniem wiary?

Szkocya w czasach naszych zaczyna wracać do wiary katolickićj. Papież Pius IX. na nowo ustanowił hierarchią, to jest porządek kościelny, w Szkocyi. Obecnie znajduje się tam 348 kapła­

nów, kościołów 329. W przeciągu 40 lat zało­

żyli katolicy 51 klasztorów i cztery szkoły wyższe.

Szkocya jest częścią państwa angielskiego. Rząd angielski, dzięki Bogu, nie stawia oporu rozwo­

jowi wiary katolickiej.

Azya. Assam jest wschodnią częścią In- dyi i stoi pod władzą angielską. Wiadomo, że tu w Indyach Anglicy posiadają największe bo­

gactwa. Jak wszędzie, gdziekolwiek posiadają ko­

lonie, Anglicy sprzyjają katolickim missyonarzom, tak też i tu. Assam tworzy wielką prowincyą angielskich posiadłości i pracują tu nad nawróce­

niem krajowców członkowie Towarzystwa Naukowego.

Towarzystwo Naukowe dopiero lat kilka istnieje, ma siedzibę główną w Rzymie, kształci missyonarzy i bardzo pięknie się rozwija na chwałę Bożą i Kościoła katolickiego. Pomiędzy miastami Assamu znajduje się Shillong. To­

warzystwo naukowe założyło wazyatyckiem tćm mie­

ście szkołę czyli raczej missyjną stacyą. Ksiądz Angelus Maria jest jej przełożonym.

Możesz sobie wystawić, kochany czytelniku, że to nie jest łatwą rzeczą, pomiędzy poganami assamskimi po raz pierwszy głosić słowo Boże.

Lud wcale nie ma wyobrażenia o Bogu i Zba­

wicielu świata, lecz pogrążony jest w przesądach i zabobonach pogańskich. Missyonarze, którzy przybyli go ratować i uczynić uczestnikiem do­

brodziejstw wiary chrześcijańskiej, stoją osieroceni i opuszczeni jak wróbel na dachu. Gdy patrzą około siebie, widzą piękny kraj, doliny i góry, li­

cznych mieszkańców — lecz i głęboko zakorze­

nione pogaństwo. Missyonarz tylko z nieba żą­

dać może pomocy od Wszechmogącego, lub też

wyciąga ręce swoje ku Europie, zkąd przyszedł i prosi o pomoc. Dodamy tu treść listu księ­

dza Angelusa wyżćj wspomnionego, który pisze do przełożonego swego do Rzymu w tych słowach:

Shillong, dnia 11. Lipca 1891. W Chry­

stusie najdroższy czcigodny Ojcze! Ponieważ nowi missyonarze mają odjechać w Październiku, niechaj przywiozą ze sobą wszystkie rzeczy potrzebne do Mszy świętej: ornaty, bieliznę, lampy, świeczniki, kadzidła, kielichy, naczynia do Oleju św., mon- strancye, w ogóle wszystko, czego potrzeba w ko­

ściele. Potem niechaj zabiorą kilka mszałów, (ksiąg mszalnych,) katechizm rzymski, książki teo­

logiczne. Każdy missyonarz winien mieć dwa habity czarny i biały. Czarny habit jest na zimę, biały na lato. Potrzebne są dobre różańce, obrazki, krzyżyki. Chcemy z Shillongu za­

łożyć dwie nowe stacye missyjne, jednę w Kacharze a drugą w Assamie wyższym. W ka­

żdej stacyi będzie pracować po dwóch missyona­

rzy. W największej miłości jestem Twoim synem duchownym ks. Angelus Maria.«

Missyonarze »Towarzystwa Naukowego" naj­

goręcej pragną zbawienia dusz nieśmiertelnych i zasyłają codziennie swe modły do Boga o na­

wrócenie pogan. Posłuchajmy, jak pisze o tern pragnieniu missyonarz ksiądz Ignacy: »Je­

stem przekonany, tak pisze z Assamu, że czas łaski i zbawienia się przybliżył dla naszych As- samczyków. Albowiem obecnie zapalają się serca ich religijną gorliwością, wielka miłość Boża za­

pewnie zachęci serca ich, aby przyjęli wiarę na­

szą katolicką. Codziennie zasyłamy strzeliste mo­

dlitwy do Boga, aby łaska Boża oświeciła pogan.

Szczerze wyznaję, że całe moje zatrudnienie dzien­

ne jest ustawiczną modlitwą o nawrócenie Assam- czyków. Mały nasz domek missyjny dla nas ka­

płanów i braciszków stojący na pagórku St. Mary- Hill, jest ozdobą miasta Shillongu i przynosi za­

szczyt Kościołowi katolickiemu. Lecz braknie nam jeszcze domku dla Sióstr, które z nami pra­

cować mają nad wielkiem dziełem odrodzenia po­

gan. Chcieliśmy w dzień Cudownej Matki Bo­

żki ćj (to jest 9. Lipca) naszą szkołę otworzyć;

lecz prace jeszcze nie były dokończone i dla tego naukę dziatek pogańskich dopiero dnia 1. Sierpnia rozpoczniemy. Zajmuję się nauką języka angiel­

skiego i assamskiego, ponieważ bez znajomości tych obydwóch języków missyonarz ani dziatek uczyć ani dorosłych nawracać nie potrafi. Cieszę się bardzo, że w krotce nowi missyonarze i Sio­

stry do Shillongu przybędą. Niechaj Pan Bóg im dopomoże w dalekiej podróży. Polecam się Waszej modlitwie. Ksiądz Ignacy.«

Missyonarzy Angelusa i Ignacego godzi się nazwać gwiazdą, która świecić zaczęła nad pogań­

skim Assamem. Obaj wspólnie pracują, w jednym

duchu i w jednej miłości. Dobrze wiedzą, że nie

tylko słowami, lecz i książkami nauczać trzeba

pogan. Jakże uczymy dziatki nasze chrześcijań-

(11)

Szczegółowe nowiny z missyj katolickich. 299 skie i Najprzód słowami, potem, gdy już czytać

umieją, dajemy im książki, katechizm, biblią, książkę modlitewną, śpiewnik i t. d. Podobnie postępują sobie missyonarze Angelus i Ignacy.

Uczą dziatki pogańskie najprzód ustnie, a później starają się, aby w języku assamskim były druko­

wane książki katolickie.

O Assamie i Towarzystwie Naukowem w *Mis- syonarzu katolickim' jeszcze częściej będzie mowa.

Wydawa bowiem Towarzystwo Naukowe różne pi­

sma, w których dokładny jest opis prac missyj- nych podejmowanych około nawrócenia Assam- czyków. Dla tego łatwo się dowiemy o wszyst- kiem, co tam się dzieje.

I tak, dzięki Bogu, znowu mamy w Assamie nową winnicę Pańską!

Chrześcijański dom sierót w Chinach. Z li­

stu prywatnego podajemy wiadomości o działaniu domu sierót, zostającego pod zarządem .córek chrześcijańskiej miłości« w Ningpo w Chinach. Podziękowawszy za dar 1000 fran­

ków pisze autór listu, co następuje:

»Mamy w zakładzie około 200 dzieci; znaczna ich część jest chorowitą, niektóre są niewidome, inne niemowami, kilku bez nóg. Biedne te dzie- wczątka posuwają się na kolanach. Utrata nóg nie rzadko się zdarza pomiędzy Chińczykami, gdy lekceważą sobie mrozy, w skutek których marzną

Pobożne czytanie O. Trapisty w Natalu.

i marnieją im nogi. Te biedne dzieci są praw­

dziwą podporą naszego zakładu i są nam bardzo przydatne. Przywykają bowiem do wszelkiej pracy i uczą młode towarzyszki tego, co im może później być potrzebnem do utrzymania. Dzie­

wczęta mające kiedyś wstąpić w stan małżeński, uczą się gospodarstwa domowego. Szczególnie do haftu mają wiele zdatności. Pracują one dla naszego kościoła, na czem wiele grosza oszczę dzamy. Gdy potrzeba książkę oprawić, parasol obciągnąć materyą, połatać ,stare albo zrobić nowe trzewiki, znajdzie się niemowa, której można po­

wierzyć tę robotę. Gdy potrzeba sztucznych kwiatów dla kościoła lub kaplicy, mamy jedno­

nogie, o krukwiach chodzące dziewczę, które te kwiaty robi tak doskonale, jak francuzki fabry­

kant kwiatów. Nasze młode dziewczyny wyra­

biają nawet płótno na swoją potrzebę. Najpię­

kniejszą jednak z missyi jest nasza missya niewi­

domych dziewczyn, składająca się z szesnastu ta­

kich kalek. Te umieszczają swe towarzyszki w dwóch salach, objaśniają im katechizm i po­

wtarzają z niemi lekcye zadane przez siostry szkolne. Trudnoby przyszło zakonnicy europej­

skiej, choćby władała dobrze językiem chińskim, dokazać tego, co te młode dziewczęta czynią;

jest wiele wyrażeń nieznanych, ale najtrudniejszem jest wymawianie. Praca tych biednych niewido­

mych nietylko się ogranicza na ich towarzyszkach, ale bywają one używane do wielu innych posług.

Jest między innemi jedna, która uczy uczennice

przychodnie, córki naszych chrześcijan, pragnące

(12)

300 Szczegółowe nowiny z missyj katolickich.

poznać prawdy wiary naszćj świętej. Niektóre z tych uczennic przysposobiają się do pierwszćj Komunii św., inne, będące jeszcze pogankami, do Chrztu św. Szkołę tę zwiedza około 50 do 60 dziewcząt. — Druga niewidoma ma posadę w przytułku starszych niewiast w Loo - Gen tang.

Ileż to potrzeba cierpliwości przy nauczaniu nie­

wiast, sześćdziesięcio - siedmdziesięcio- i ośmdzie- sięcio - letnich. Jakże trudno uczyć takie babki, które znały dotychczas tylko pogaństwo i stra­

wiły całe życie w przesądach i zabobonach. Mimo to uznajemy z radością ich dobrą wolą i cieszymy się tą myślą, że umrą odrodzone Chrztem św.

Dzieło dzieciństwa Jezusowego ma także ochronkę niemowląt, o których wychowanie się staramy.

Dzieci liczące lat 2, 3 lub 4 uczymy, jak należy robić znak Krzyża św. i początków katechizmu, w czem nam są pomocnetni dwie niewidome dzie­

wczynki. Wreszcie trzeba mi wspomnieć o dzie­

wczętach lepiej od natury wyposażonych. Te wydajemy za poczciwych chrześcijan i ich zada­

niem jest krzewić chrześcijaństwo po za obrębem zakładu. Jeśli nie są utwierdzone w wierze, wtedy litować się trzeba nad niemi, gdyż całe ich oto­

czenie jest pogańskie. W przeciągu dziesięciu miesięcy idzie sześć dziewcząt za mąż. Dałby Bóg, aby ich przykład przyczynił się do nawró­

cenia niewiernych. Co się tyczy Chrztów po do­

mach, nadmieniam, że odkąd chodzimy po mie­

ście i wsiach okolicznych (t. j. od roku zeszłego) ochrzcono przeszło 2000 umierających dzieci. Ta znaczna liczba ogląda już dzisiaj oblicze Boga.

Drobne te aniołki modlą się za Was i wszystkich członków stowarzyszenia »świętego dziecią­

tka Jezusowego,* poznały z wysokości nie­

bios swych dobroczyńców i nigdy ich nie za­

pomną. Niechaj Boga proszą o nawrócenie bie­

dnych swych ziomków, pogrążonych w ciemno­

ściach bałwochwalstwa.

0 niewoli nad wyższym Senegalem podaje Francuz Escande w »Journal des missions ćvan- geliques* dość szczegółowe wiadomości. Mówi on mianowicie o targowisku niewolników w Me- dinie i niedalekiej od jego mieszkania »wsi swo­

body.« Na wschód od Mediny wyznaczono miejsce, dokąd komendant odsyła wszystkich tych, którzy pouciekali od swych panów i proszą o opiekę i swobodę. Historya tych ludzi przejmuje zgrozę. Np. pewna kobieta widzi, że jej dziecko zachorowało. Okrutny jćj pan chce to biedactwo zabić. Przestraszona matka postanawia bez na­

mysłu szukać ocalenia w ucieczce, bierze dziecinę na plecy i z niebezpieczeństwem życia odbywa sto kilometrów drogi, aby znaleźć bezpieczne schronienie. Pewną staruszkę, której pan nie obie­

cuje sobie żadnćj z niej korzyści, poniewiera i ob­

kłada razami bezecny tyran, aby przyspieszyć koniec jej życiu. Ramiona jej są tak gęsto po­

kryte ranami, że o pracy mowy być nie może.

Obawa i nadzieja dodały jćj sił, ucieka przeto,

dociera do »wsi swobody« i choduje na kawałku ziemi ryż i pataty. Lecz, jeżeli do tego sioła przychodzą krajowcy, aby ujść niewoli, daleko większa liczba dostaje się do Mediny, aby uchylić kark pod jarzmem niewoli. Medina jest wielkiem targowiskiem na ogromny obszar kraju, rozległy na kilkaset kilometrów w okrąg. Niekiedy przy­

bywają karawany z całemi setkami tych bieda­

ków i wystawiają ich na sprzedaż. Pewien Djula

— tak się nazywają ci handlarze — mówił mi, jak ten handel się odbywa. »Bierzemy z Mediny sól, materye, proch i t. d. i zamieniamy te to­

wary w stronach położonych ku Bambaku i Segu za złoto a mianowicie za niewolników, których otrzymujemy po cenie tanićj. Skoro nam ich do­

stawiono, krępujemy ich kajdanami i przykuwamy ich do siebie, aby nie mogli uciec. W Medinie sprzedajemy ich po cenie 60 do 100 franków i świetny na tern robimy interes.« Widziałem te targowika; widok okrucieństwa z jednćj, niewin­

ności z drugiej strony przejmuje każdego jak naj­

głębszym smutkiem. Jednem z tych targowisk jest stajnia, wystawiona na wszystkie strony na wiatry i niepogody, zamknięta tylko przy wcho­

dzie bramami i palisadą. Na ziemi siedziało rzę­

dem około 15 dzieci, pokrytych łachmanami, ze związanemi rękoma i patrzały na przechodzących obojętnie, jakby były nieme i martwe. Pan ich bowiem każe im milczeć, a w razie nieposłuszeń­

stwa chłoszcze je niemiłosiernie po plecach. Gdym wchodził, sądziły, że chcę kilkoro z nich kupić i zwracały na mnie wzrok trwożny i pytający, jak gdyby chciały mówić: »Czy mnie ten Biały za­

bierze i dobrze się ze mną obchodzić będzie?«

Jakżebym chętnie był odpowiedział: »kupię was, odzyskacie wolność, zabiorę was ze sobą do St. Louis, będziemy o was mieli staranie, znaj­

dziecie u nas miłość i przytułek w missyonarskiej rodzinie naszej.' Ale nie mogłem tego uczynić, musiałem je pozostawić losowi, jaki ich czekał.

Będę jednak o ich cierpieniach opowiadał wFrancyi, ażeby rozkuto ich kajdany i przywrócono im wolność.

Rozdzieliłem pomiędzy nie cokolwiek cukru, za co mi zawsze, ile razy przechodziłem, wzrokiem wdzięczności wyrażały.

Ameryka. Washington. W północnćj Ameryce mieszka około dziewięć milionów kato­

lików. Niektórzy rozproszeni pomiędzy innowier­

cami giną, a dziatki ich już są wrogami Kościoła.

Inni zaś miłują Kościół i popierają sprawy ko­

ścielne, zakłady missyjne i współbraci swoich.

Chlubą amerykańskich katolików jest uniwersytet

(wszechnica) w Washingtonie, zakład najwyższy

naukowy, gdzie młodzież katolicka ćwiczy się w

naukach i cnocie. Niedawno otrzymał katolicki

uniwersytet od ks. prob. M. Mahona z Nowego

Jorku świetny dar 400 000 dolarów. Pieniądze

będą użyte na cele naukowe. Ksiądz M. Mahon

pochodzi%z%Irlandyi, już liczy lat 70 i od roku

1843Jpracuje w Nowym Jorku jako 'kapłan nad

(13)

301 Wiadomości ze wszystkich części świata.

zbawieniem licznych swych współbraci Irland­

czyków. Po krewnych swoich odziedziczył zna­

czny majątek, kupił rolę, która przez przedsię­

biorców budujących nowe domy zakupioną, wielką wartość zyskała. Ks. Mahon jest największym dobrodziejem uniwersytetu, ponieważ ofiarowana przez niego kwota wszystkie przewyższa. Po­

między dawniejszemi dobrodziejami uniwersytetu wymienić należy pannę Caldwell, która darowała 3C0 000 dolarów, jej siostrę, która 50 000 dolarów ofiarowała, Eugeniusza Kelly, który 100 000 do­

larów poświęcił na cele naukowe.

Wspomniane szlachetne osoby jasno zrozu­

miały ważność i potęgę nauk. Katolicy bez nauk żadnego nie mają znaczenia, tylko za pomocą nauki mogą Kościół rozszerzać, gromić nieprzyja­

ciół i pomnażać chwalę Bożą. Cóż jest nauka?

Jest to światłość odpędzająca od ludów ciemnotę, zabobony i nędzę. Cieszymy się bardzo, że nasi kochani współbracia w Ameryce posiadają w uniwersytecie w Washingtonie tak cenne ogni­

sko nauki i oświaty. Wspierajmy bracia, ile mo­

żemy studentów i cele naukowe I

Południowa Ameryka. Gwiana jest czę­

ścią południowćj Ameryki. Holendrzy posiadają tu kolonie. Jak znany ksiądz Damian umarł przy pielęgnowaniu trędowatych, tak niedawno zakoń­

czył życie ks. Palker jako apostoł tych nieszczęśli­

wych. O. Palker był członkiem zakonu Redempto rystów czyli Ligoryanów, których założycielem jest św. Alfons Liguory. W Gwianie znajduje się wielka liczba trędowatych, opuszczonych i nie­

szczęśliwych, ponieważ każdy boi się zarazić trą­

dem, wchodząc z nimi w styczność. Lecz czci godny ks. Palker położył życie za braci. Już od roku 1866 usługiwał im. Długi czas był wolnym od trądu; lecz w roku 1881 zaraził się i okropne cierpiał boleści. Osobliwie ostatnie miesiące życia swego ponosił niesłychane męczarnie. Lekarze musieli mu poodcinać wszystkie palce, ponieważ ciało gniło. Umarł po męczeńskiem życiu w Su­

rinamie, gdzie się znajduje wielki szpital dla trę­

dowatych. Mieszkańcy Gwiany nie są katolikami, lecz jak Holendrzy po największej części protestan­

tami. Ale pomiędzy trędowatymi jeszcze nigdy nie widziano protestanckiego pastora. Tylko katoliccy kapłani i zakonnice św. Franciszka mieli dotąd od­

wagę służyć tym chorym, od których każdy inny człowiek daleko ucieka. Trędowaty bowiem gnije chociaż jeszcze żyje, cuchnie nieznośnie i przeklina swoją chorobę. .Coście najmniejszemu z moich braci uczynili, M mieście uczy­

nili.* Tak mówi Chrystus Pan i te słowa do­

dały otuchy zacnemu Palkerowi, aby żył i umie­

rał pomiędzy trędowatymi. Niech odpoczywa teraz i na wieki przy swoim Zbawicielu w niebie 1

— Dalej na południe znajduje się rzeczpospolita C h i 1 a, gdzie już od kilku miesięcy toczy się wojna domowa. Krew się leje, jedno stronnictwo mocuje się z drugiem. Wielkie to nieszczęście dla wszystkich obywateli 1 - W republice Nika­

ragua także panuje rewolucya.

Australia. Najmniejszą pomiędzy pięciu czę­

ściami świata jest Australia, najdalej od Europy oddalona i wielce nieprzystępna dla missyonarzy.

Wiara chrześcijańska wzrasta jednak pomiędzy Australczykami. Ludność Australii wynosi około 5 milionów. Pomiędzy niemi liczymy 629 ty­

sięcy katolików. Na czele ich znajdują się dosyć liczni kapłani, których jest 774. Biskupów po­

siada Australia 25. Głową Kościoła australskiego jest Moran, kardynał i arcybiskup w Sidney. Katolicy założyli już tam 1103 ko­

ściołów i kaplic. Katolikom jest wolno swoim ko­

sztem utrzymywać szkoły. Odwiedza je 85,342 dziatek katolickich, będących pod opieką Braci i Sióstr zakonnych. Już od początku Kościoła ozdobą były zakony, które na zasadzie zupełnego posłuszeństwa, czystości i dobrowolnego ubóztwa dążą do życia doskonałości chrześcijańskiej.

Wszystkie zakony mają w Australii wolność działania i rozszerzania w nićj świętej Wiary.

Liczą 348 członków męzkich i 2588 członków żeńskich.

--- ' --- o*—

Wiadomości ze wszystkich części świata,

tyczące się Kościoła katolickiego i sprawy socyaluej.

Chlćb. Zkąd będziemy brać chleb ? Tak się może zapyta nie jeden z wielką troską, widząc wielką drożyznę i biedę. Żyta jest bardzo mało, a kartofle się psują. Z Rosyi sprowadzano co­

rocznie massę żyta do Niemiec, lecz car Aleksan­

der zakazał tegoż wywozu z Królestwa Polskiego.

Zakaz ten daje się biednemu ludowi bardzo we znaki. Potrzeba zastanawiać się nad środkami, jakby zapobiedz biedzie. Niektórzy twierdzą, że

mąka rżana (z żyta) pomięszana z mąką z grochu, lub tćż z mąką jęczmienną i owsianną bardzo jest pożywną, mąka zaś pszeniczna nie nasyci głodne­

go. Niechaj kółka rolnicze nad tćm się dobrze

zastanowią 1 Bo jeżeli rolnik ma biedę, wszyscy

bywają nią także dotknięci. W Ameryce za to

zbiór zboża był obfitym, dla tego będzie mogła

i Europie go udzielić. Codziennie odchodzi do

Europy 800,000 buszli, pszenicy odejdzie około

(14)

302 Wiadomości ze wszystkich części świata.

40 milionów centnarów do Europy. Dla tego obawa głodu nie jest uzasadnioną.

Polscy katolicy na obczyźnie nieraz zapo minają, że są katolikami, do kościoła nie chodzą, włóczą się po karczmach, prowadzą gorszące rozmowy, zaniedbują modlitwy. Najgorszymi mają być, jak mówią, Górnoszlązacy. Na to żali się wiarus z Ąlstaden w korespondencyi umie­

szczonej w >Wiarusie Polskim* pisząc: »Kiedy o pół jedenastej przed południem wracałem do domu, usłyszałem nagle huczną muzykę i tak gło­

śne tańce, że aż dom cały się trząsł. Spytałem 0 przyczynę tćj zgiełkliwej zabawy, odpowiedzia­

no mi, że jeden z naszych się żeni. Pomyślałem sobie, to piękne wesele, zapewne żeni się jaki kalwin, kiedy podczas nabożeństwa odbywają się tańce. Mój towarzysz w którego towarzystwie szedłem, te same podzielał uczucia i dodał nawet, że może ta zabawa niezadługo w płacz się zamieni. Dowiedzieliśmy się wkrótce, że na­

rzeczony jest katolikiem i pochodzi z Górnego Szlązka, a narzeczona także katoliczką I«

Najgorzej postępują sobie zwyczajnie owi rodacy, którzy, chociaż mają na obczyźnie towa­

rzystwa katolicko-polskie, nie wstępują do nich, lecz błąkają się, jak owce bez pasterza. Czemu oni nie wstępują? Dla tego, aby mogli prowadzić roz­

wiozło życie. Tych zaś, co zostają członkami to­

warzystwa, chroni od złego same towarzystwo. Im licznićj wstępują rodacy do towarzystw, tern wię­

kszą jest pociecha nasza. Takie towarzystwo bo­

wiem jest niby domem rodzicielskim, gdzie wiara 1 miłość wszystkich łączy węzłem nierozerwanym.

• Wiarus Polski* bardzo często udziela nam wia­

domości, z których wnosić można o zbawiennym wpływie towarzystw. Wstępujcie zatem licznie do towarzystw katolickich 1

Pielgrzymki. Piękny czas, jaki po długich deszczach nastąpił w Sierpniu i trwa aż dotąd, sprzyjał pielgrzymom. Lud polski bardzo chętnie bierze udział w pielgrzymkach. Na Górnym Szlązku przybyło na górę św. Anny w dzień Podwyższenia Krzyża (14 Września) 50,000 pobo­

żnych I Każdego tygodnia nowi pielgrzymi ciągle przybywają na górę św. Anny, gdzie przyjmują Sakramenta św. i słuchają kazania OO. Franci­

szkanów. Wielu też udaje się do Piekar, gdzie Wieleb. ksiądz prob. Nerlich prześliczne wystawił kaplice. O pielgrzymce do Trewiru na innćm miejscu jest mowa.

Nawet na obczyźnie polski katolik, który nie utracił wiary swojej, przerywa pracę i udaje się do cudownych miejsc. »Wiarus Polski,* bardzo dobra gazeta dla polskich katolików na obczyźnie pracujących, donosi następujące wiadomości o piel grzymce do Kavelaer: Alstaden, 24 Sierpnia.

N. b. p. J. Ch. 1 Jak poprzednie lata, tak i w tym roku odbyliśmy wespół z katolikami niemieckimi w dzień Wniebowzięcia N. P. Maryi pielgrzymkę do Kavelaer. W pierwszych latach mało kto

z Polaków brał w niej udział, najwięcój 3 do 4 osób. Tym razem zebrało się 20 mężów i 10 żon polskich, wszyscy z Alstaden. Oprócz tych było 4 mężczyzn i 1 niewiasta z Poznańskie­

go. Jechali z nami do Kavelaer, w powrocie już ich przy nas nie było- Dla czego, nie wiem. Kie­

dyśmy przybyli na dworzec do Oberhausen, były już wszystkie wagony zajęte. Kiedy nas zoba­

czył nasz ks. proboszcz z Styrum, przyszedł do do nas, Niemcom kazał wyjść z wagonów a nam wsieść. Choć w małej gromadzie, ale byliśmy razem, a było nam bardzo miło, gdyż mogliśmy śpiewać bez przeszkody po polsku. Cieszył się też z tego ks. Proboszcz i wyrzekł: »es freut mich sehr, dass so viele Polen von Alstaden ge­

kommen sind.* Gdy przyjechaliśmy do Kavelaer, odprawiliśmy po polsku różaniec aż do kościoła;

0 wpół do 6 wieczorem w sobotę odprawiliśmy drogę Krzyżową, Niemcy naprzód, a my Polacy za nimi po polsku modliliśmy się i śpiewali.

Oczy wszystkich ku nam się zwracały. Ryło nas małe gronko, a jak pięknie się głos rozchodził 1 Pierwszy raz polska procesya z Alstaden w Ka­

velaer; byliśmy wszyscy z naszego nowo założo­

nego Towarzystwa św. Jerzego. Cieszymy się też bardzo, że pomiędzy nami byli tacy, co śpie­

wają dobrze i na śpiewie się znają. Mamy to do podziękowania naszemu sekretarzowi p Duksowi.

On nas tego śpiewu uczył, przepowiadał, a już na wieczór jak śpiewaliśmy, nie potrzebowaliśmy książek. Zna on na pamięć wiele pieśni, co na wielką pochwałę zasługuje. Muszę też jeszcze nadmienić, że nam z drugiej strony było smutno, bo nie mieliśmy ze sobą polskiego kapłana. O gdyby to Pan Bóg sprawić raczył, żeby i tu go nam przysłał. W niedzielę o wpół do 5-tej po południu wyjechaliśmy napowrót do domu. Był tak samo śpiew polski i modlitwa. Kiedyśmy przyszli na dworzec, było wszystko tam pełno.

Niemcy i tu wysiedli z wagonów, a my zabrali­

śmy miejsce. W Wessel pociąg stanął na 40 mi­

nut, ale my bez przerwy śpiewali. Stali tam na dworcu żołnierze i oficerowie i ciekawie się przysłuchiwali.

Naraz przyszedł ku nam jeden Polak polski żołnierz, co tam służy przy artyleryi polowej.

Cześć takiemu żołnierzowi, co idzie za polskim głosem. Jeden z naszych członków wręczył mu 1 m. pieniędzy za to, że się nie wstydził swoich rodaków. Pochodzi on z Górnego Szlązka od Raciborza. Słyszeliśmy, jak niektórzy Niemcy mówili: »Die Polen können schön beten und sin­

gen.* Muszę też jeszcze nadmienić, że nasz ks.

Proboszcz był z nami przy zamawianiu chorągwi.

Bardzo to dobry kapłan i ma serce ku Polakom, za co mu serdecznie dziękujemy. Wieleby było jeszcze pisać, ale starczy i tego. Fr. R.

Na dzień 20. Września. Już minęło 21 lat

od smutnego 20. Września 1870, gdy żołnierze

Wiktora Emanuela przez bramę Porta Pia wkro­

Cytaty

Powiązane dokumenty

piono ich zaś nowemi urządzeniami, oprócz tego system państwowy coraz więcej odrzucał obyczaj ' zapatrywania chrześcijańskie i stało się, iż rze­. miosło i praca zwolna

Ciężko się bowiem rozchorował i zanim minął rok 1890, pochowano jego zwłoki w obcej ziemi, w której pragnął zasiać ziarno wiary Chrystusowej.. W miejsce zmarłego wstąpił

Tysiące wynoszą się w takie strony, gdzie nie masz ani kościoła ani kapłana katolickiego: o katolickiem święceniu niedzieli, o wysłuchaniu mszy św,, o obecności na kazaniu

Jeden z nich odezwał się: »Teraz już mogę spokojnie zamknąć oczy i w krotce pewno umrę, bo Pan Bóg za wstawieniem się Najświętszej Panny Maryi wysłuchał moich

zmy i rząd jego stara się katolików skłonić do od szczepieństwa nie tylko namową, pokusą i w spo-.. W północnej Afryce znajduje

tnich informacyi, zamieszczonych przez »Catholic Directory&#34;, katolicy liczą 41 członków w Izbie lordów, 9 członków w radzie, 76 przedstawicieli w Izbie niższej, 53

Każdy katecheta (to jest nauczyciel wiary) bierze jako zakres działania pewien powiat, gdzie krzewi wiarę, uczy tych, którzy się do niej garną i przysposabia ich do

zań Bozkich i praw ludzkich, jawny bunt przeciw powadze państwa i kościoła. Cóż jest powodem tych smutnych objawów ? Oto wyparcie się wiary w Jezusa Chrystusa, jednorodzonego