• Nie Znaleziono Wyników

Ml. Warszawa, d. 12 Lutego 1888 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ml. Warszawa, d. 12 Lutego 1888 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M l . Warszawa, d. 12 Lutego 1888 r. T o m V I I .

TBYTON E M E O m i

CZYLI

M A R M U R K O W Y (Triton marmoratus Lalr *)•

Do najpospolitszych przedstaw icieli p ła­

zów czyli ski-zeków (A m phibia) po żabach, należą, trytony , nazyw ane także przez nie-

') H um boldt, N r 9, 1887 r. P am iętnik Fizyjogra- ficzny, t. II, Skrzeki (A m phibia) p. A. W ałeckiego.

zoologów „jaszczurkam i w odnem i”. T ry ­ tony (T riton L au r.) zam ieszkują na wiosnę i w lecie stawy, sadzawki, kałuże, row y, k a­

nały, a niekiedy studnie wiejskie, w jesieni zaś (a dorosłe naw et w lecie), w yszukują sobie schronienia w m iejscach wilgotnych, pod kam ieniam i, kaw ałam i drzew a, za k o ­ rą. drzew, pod mchem, m iędzy korzeniam i drzew i t. p.

Na lądzie są powolne, niedołężne, wieczo­

ram i i rankam i wyłażą z ukrycia na żero­

wanie, w wodzie zaś pływ ają dobrze przy pomocy ogona wiosłowatego, wznoszą się często,do góry, w ychylają pyszczek nad po-

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA.1*

W W arszaw ie: rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w K edakcyi W szechśw iata

i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. D r. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b.dziek.

Uniw., mag K. Deike, mag.S. Kramsz tyk, Wł., Kwietniew­

ski, W. Leppert, J. Natausou i mag. A. Ślósarski.__

„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść ma jakikolw iek związek z nauką, n a następujących w arunkach: Z a 1 wiersz zwykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 lh,

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

i^ d res ISe&alEcyi: ISZralsowslgie-Frzed.mieście, 3STr 66.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

Fig. 1. T ry to n zachodni czyli m arm urkow y (T rito n m arm oratus L a tr).

Sam iec w Bzacie godowej, wielk. n atu r.

(2)

98

W SZECH ŚW IA T.

N r 7.

w ierzchnię wody, w celu zaczerpnięcia świe­

żego powietrza, poczem pow olnie zan u rzają się i opuszczają coraz głębiej aż do dna, po którem pełzają w yszukując zdobyczy. K a r ­ m ią się różnem i drobnem i zw ierzętam i, a mianowicie: ow adam i, dżdżow nikam i, śli­

niaczkami, pożerają n aw et m łode własnego g atu n k u .

R odzaj try to n odznacza się zębami na podniebieniu ustaw ionem i w dw a rzędy p r a ­ wie proste, rów noległe lub roschodzące się w tyle, na przodzie zaś niew ystępujące przed otw ory nozdrzow e. O gon z boków ścieśniony, nożow aty, praw ie ta k długi ja k ciało. Guzów zausznych try to n nie posia­

da. S k óra u jed n y ch gatunków m ni^j, u innych więcćj brodaw kow ata. T ęcza oka żółta lub złocista.

W porze godowej u samca w ytw arza się grzebień skórny, któ ry się ciągnie w zdłuż grzbietu, od głow y do końca ogona i u ró ż­

nych gatunków byw a ciągły lub przerw an y nad osadą ogona, a przytem różnej wyso­

kości. K raw ędź grzebienia u jed n y ch g a­

tu n k ó w zupełnie rów na, u innych pow yci­

nana w zęby ostre lub zaokrąglone.

Sam ica składa ja jk a w wodzie, n a liściach roślin zanurzonych i przyczepia j e pojedyń- czo lub po parę razem . J a jk a są p rzezro­

czyste, tak, że w ybornie można w nich o b ­ serwować rozwój zarodka. P o p aru ty g o ­ dniach z ja je k w ylęgają się k ijan k i (larw y ), opatrzone trzem a param i skrzel p iórk ow a­

tych, przezroczystych, w których doskonale p rzy pomocy m ikroskopu, m ożna w idzieć (bez uszkodzenia zw ierzęcia) krążenie krw i.

W ciągu przeobrażenia, trw ającego około trzech miesięcy, w yrastają im przednie n o ­ gi w przód niż tylne, przeciw nie ja k u żab.

W ogóle kijanki try to n ó w od b y w ają p rz e­

m iany pow olnie i pozostają w w odzie zw y­

kle do jesieni.

D ojrzale (stare) zw ierzęta po złożeniu j a ­ je k opuszczają w odę i w yszukują ki-yjówek

w w ilgotnych miejscach.

H odow ane p rz y w y k ają łatWo do k arm ie­

n ia sztucznego i biorą w prost z rę k i dżdżo-

j

w niki lub mięso p o k ra ja n e w cienkie paski,

j

L iczne g atu n k i tego rodzaju przed staw ia­

ją często trudności p rzy odróżnianiu z po ­ w odu zmienności ich kształtów i barw , za­

leżnych od w ieku, płci, p o ry ro k u , a naw et

od m iejsca pobytu. U barw ienie w porze godowćj zawsze je s t najżyw sze, po złożeniu ja je k i opuszczeniu wody staje się cie­

m niejsze i mniej wyraźne, kolor jed n ak spodu ciała u przebyw ających na lądzie, zdarza się często o wiele jaskraw szym , niż podczas pobytu w wodzie.

K szta łt ciała samców zm ienia się do nie- poznania, z pow odu rozw ijania się lub zni­

kania grzebienia i nożowatego rosszerzania O O się lub zaokrąglenia ogona. S kóra w cza­

sie przebyw ania w wodzie staje się gładszą, na lądzie zaś robi się nierów ną i brodaw ko- w atą. W skutek tych zmian, potworzono wriele błędnych gatunków . N ajpewniejszą

| cechą, przy rozeznaw aniu gatunków , jest ustaw ienie zębów na podniebieniu, a nadto, do pew nego stopnia różnica wzrostu.

Do fauny krajow ej zaliczają badacze trzy gatu nk i, opisane dokładnie i wyczerpująco przez p. A. W ałeckiego w tomie II „P am ię­

tn ik a F izyjograficznego”, a mianowicie: try ­ ton w iększy czyli czarny (T rito n cristatus L au r); try to n m niejszy (T rito n taeniatus S chnad) i try to n górski (T rito n alpestris L au r). D w a pierw sze gatu n k i są dość p o ­ spolite w całym k ra ju , oraz w całej środko­

wej E u rop ie, trzeci zaś zam ieszkuje w y łą ­ cznie góry środkowej E urop y, u nas zn a j­

duje się tylko w T atrach . O prócz tych trzech gatunków , w E u ro p ie m ieszkają je s z ­ cze inn e g atu n k i trytonów .

N ajpiękniejszym gatunkiem z europej­

skich trytonów , je s t, w edług Jo h . v. F ische­

ra i Schreibera, try to n zachodni czyli m ar- m urkow y (T rito n m arm oratus L atr.), który zam ieszkuje F ran c y ją , północną H iszpaniją i P o rtu g aliją . W e F ran c y i pospolity jest na południu, zachodzi jed n ak niekiedy d a­

leko na północ, znajd uje się bowiem dość

| często w B retanii, w tow arzystw ie z try to - { nem większym (T rito n cristatus). G atunek ten dochodzi 12 — 15 cm długości. W po-

j

rze godowej zam ieszkuje w licznem tow a­

rzy stw ie szczeliny skał, w ypełnione wodą, ja k o też w ielkie staw y, obfitujące w wodo­

rosty, oraz głębokie row y i t. p. W iększą część ro k u jed n ak trzym ają się w w ilgot­

nych m iejscowościach, pod kam ieniam i, w w ypróchniałych pniach i t. p.

Z abarw ienie ciała piękne i bogate w k o ­

lo ry . N a pow ierzchni górnej ciała, mniej

(3)

N r 7.

WSZECHŚW IAT.

99 więcój zielonćj, znajdują się duże plam y

czarne, różnego, dość zmiennego kształtu, ostro odgraniczone, jużto razem połączone, ju ż też porozdzielane. Pom iędzy plam am i większemi umieszczone są. liczne punkty czarne, tw orzące razem z niemi rysunek, przypom inający żyłki m arm uru.

U samców przebiega pośrodku grzbietu niska, podłużna, listw a, k tó ra w zw yczaj­

nym stanie zabarw io na je st naprzem ian czarnem i i żółtoczerwonawem i plamami, a z której rozw ija się w porze godowćj praw dziw ie im ponujący grzebień. U sa­

mic wzdłuż grzbietu przebiega jasnoczer- wona, sznureczkow ata linija grzbietow a, umieszczona często w nieznacznem zagłę­

bieniu.

D olna pow ierzchnia ciała samców często ciem nobrunatna z czerwonawo białym od-

rokiem i pręgam i czerw onobrunatnem i, prze­

biegaj ącemi prostopadle i w rów nych od­

stępach.

O gólny kolor ciała zielony, stanow iący jego tło, przyjm uje żywszy, żółtaw y odcień.

P o bokach szerokiego ogona, nożowato ście­

śnionego, przebiega szeroki pas srebrzysty;

dolna część ogona przyjm uje żywy, czćrwo- nożółty, albo naw et czysto żółty kolor. S a­

mica w czasie godowym przyjm uje tylko jaśniejszą barw ę od zw ykłćj. Obiedwie płci trac ą w czasie pobytu w wodzie, w cią­

gu pory godow ćj, ziarniste wyniosłości na pow ierzchni ciała i stają się gładkie i śliskie.

P rześliczne są młode, zabarw ione kolora­

mi o wiele żywszemi; ogólny kolor ich cia­

ła je s t jasnozielony, plam y m arm urkow ate są aksam itnoczarne, a p unkty czarne, któ-

Fig. 2, T rito n m arm oratus. Samica w porze znoszenia jaj, wielk. natur.

cieniem i popruszona licznem i białem i pun­

ktam i. U samic, dolna pow ierzchnia ciała byw a jed n o stajn ie czarna, niekiedy z czer­

wonawym odcieniem i licznemi punktam i białemi.

Tęcza samców posiada na czarnem tle szeroką prążkę złocistą z metalicznym poły­

skiem, k tó ra nadaje oku wiele życia i odróż­

nia go od oka samicy o tęczy m atowćj, b ru ­ natnej barw y.

W porze godowej zmienia się odzież sam ­ ca. W y rasta suty grzebień, dość wysoki, cało-brzegi, nieco pofałdow any, który ros- poczyna się z tyłu głow y, zniża się w oko­

licy krzyżow ćj, dalćj zaś wznosi się i prze­

biega aż do końca ogona. G rzebień ten je s t przezroczysty, czerw onaw ożółty, z sze-

remi ciało popruszone, są w yraźnićj o dg ra­

niczone.

L in ija grzbietow a i dolna część ogona są jednostajnego, żywego, cynobrowoczerwo- nego koloru. G órna prążk a na tęczy oka jest bardzo wąska, często z plam kam i, dol- nćj niema, w skutek czego oko w ydaje się czarnem.

D olna pow ierzchnia ciała szaraw a z czer­

wonawym odcieniem popruszona punktam i białemi, bardzo drobnem i lecz wyraźnem i.

K ijan k i (larw y) try to n a m arm urkow atego nie są większe od k ijan ek innych gatunków (a m ianowicie try to n a większego); długość ciała k ijanek, wyhodowanych przez Joh. v.

F isch era lub złowionych w wielu okazach,

nigdy nie przechodziła 4 —5 cm. Młode po

(4)

100

W SZECH ŚW IAT.

N r 7.

ro k u życia dochodzą 7—8 cm i nie mają, śladu zielonej barw y zasadniczej, ale są b ru n a tn e i posiadają ch arakterystyczną m arm urkow atość. N adto posiadają po obu- dw u stronach ogona srebrzyste plam y, p rzy ­ pom inające blaszki m etaliczne.

J a jk a tego g atu n k u są stosunkow o małe, niew iększe od ja je k m ałych gatunków tr y ­ tonów (T rito n H elveticus), m ają powłoczkę przezroczystą, a zaw artość czyli żółtko — jasnożółte.

W ak w ary ju m try to n m arm urkow y daje się hodować bez żadnej trudności. S tw o­

rzenie to na wolności trw ożliw e i ostrożne, staje się śm iałe i łaskaw e w niewoli. Szcze­

gólniej wylęgłe w akw ary jum osobniki ła ­ tw o się przysw ajają. Za akw aryjum słu ­ żyć może naczynie szklane, dość obszerne, z pływ ającą tafelką korkow ą. D aleko le­

piej trzym ać te try to n y w tera ry ju m czyli w naczyniach zam ykanych siatką z roślina­

mi rosnącem i, w tedy można je trzym ać cały ro k bez wody. N a lądzie try to n m arm u r­

kowy zm ienia ogólną swą postać, grzebień zm niejsza się, ogon staje się stożkow aty, z a ­ okrąglony, skóra ziarn ista i brodaw kow a- ta, kolory przem ieniają się na ciem niejsze.

Za pożywienie, w niew oli, służą tem u ga­

tunkow i kaw ałki mięsa podłużnie, robako- wato pokrajane.

A . S.

NIEPRAWIDŁOWOŚCI

W POZIOMIE MORZA.

P om iary hypsom etryczne odnoszą się do poziomu m orza, — w zniesienia g ó r i wyżyn obliczają się nad poziom, a zagłębienia ś ró d ­ lądow e i głębokości dna m orskiego pod p o ­ ziom wód oceanicznych.

Na wybrzeżach i w śród oceanów za ho­

ryzo nt 0 (zero) przyjm ujem y rzeczyw istą,—

w śród k o n ty n en tó w zaś idealnie p rzedłużo­

n ą pow ierzchnię m órz. P ow ierzchnia j e ­ zior i m órz śródlądow ych może być, oczy­

wiście, ju ż wyższą, ju ż to niższą od tego ogólnego poziom u, — ale w szystkie kom u­

nikujące m iędzy sobą w ielkie oceany i po­

łączone z niemi m niejsze m orza u kład ają się m iędzy sobą do zupełnej rów now agi.—

N iw elacyjne pom iary np., dokonane przed przekopaniem kan ału Sueskiego — stw ier­

dziły tę jednolitość poziomu.

Z daw ałoby się więc, że owa pow ierzchnia poziomu m orskiego je s t rzeczywiście jak ąś m atem atyczną krzy w ą pow ierzchnią, p o ­ w ierzchnią elipsoidy obrotow ej, którą na zew nątrz wód zakryw ają jedy nie nierów no­

ści i chropow atości lądu. T ak wszakże nie je s t: tak zw any poziom m orski jest w rz e­

czywistości do najwyższego stopnia n iere­

gu larn ie pokrzyw iony. N arzędzia n iw ela­

cyjne nie mogą wykazać tych nieregularno- ści, gdyż w raz z pow ierzchniam i poziomo- wemi podlegają one wszelkim zmianom w działaniu sił atrak cyjn ych . A właśnie te zm iany są przyczyną nieregularności w krzyw iźnie poziomu.

B łędy narzędzi niw elacyjnych zostały w skazane przez pom iary gieodetyczne. Z a j­

miemy się n ajp ierw wyjaśnieniem tych błę-r dów, a następnie dowiedziem y, że identy­

czne zboczenia d ają się w ykazać i w pozio­

m ie m órz. W ielkie m asy gór i wyżyn p rzy ­ ciągają ku sobie pion. Masa ich je st sto­

sunkow o do olbrzym iej masy ziemi bardzo mała, ale n a niew ielkich odległościach (np.

kilku nastu kilom etrów ) w yw ołuje ju ż dość znaczne odchylenie pionu. Rozum ie się, że oko nie może dostrzedz takiego zboczenia, ale m ożna j e w ykryć przy gieodetycznych pom iarach. Na podstaw ie tego zboczenia M askelyne i H u lto n przy pomocy obserw a- cyj prow adzonych obok góry Shehallien w Szkocyi obliczyli gęstość średnią ziemi.

T ry ang ulacyja K au kazu przeprow adzona przez je n e ra ła Stebnickiego dowiodła, że miejscowości takie np. ja k W ład yk aw k az

j

na północ względem grzbietu gór i D uszet J na południe względem nich leżą w rzeczy-

| wistości

b liż e j

siebie niż się zdaw ało. Róż- { nica gieograficznych szerokości obu miast

! w ynosi w edle astronom icznych pom iarów

| 56 min. 44,5 sek., a wedle gieodetycznych

! tylko 55 min. 50,5 sek.

W ład y k aw k az leży na północ grzbietu , gór, atra k cy ja więc ich odchyla pion ku po-

J

łudniow i, w skutek tego k ą t tp, w skazyw any

| przez pion, ja k o szerokość gieogr. danego

(5)

N r 7.

W SZECHŚWIAT.

101 miejsca je st większy niż rzeczyw ista szero­

kość <p. N atom iast w Duszecie atrakcyja K aukazu odchyla pion ku północy,

Oznaczywszy a=<pi—tp,, f3 = <p — tp widzi­

my, że a > p , t. j. różnica astronom iczna m iędzy szer. gieogr. większa je s t aniżeli rzeczyw ista.

Południow e odchylenie pionu we W łady- kaw kazie wynosi 35,7 sekund, północne w Duszecie = 1 8 ,3 sek. P rze d przebiciem tunelu St. G othardzkiego obliczono jeg o długość na podstaw ie niw elacyjnego ozna­

czenia pozycyj obu punktów wyjścia tunelu;

tymczasem spotkanie robotników w środku tunelu nastąpiło wcześniej, niż przew idy­

wano. O kazało się, że w rzeczywistości

tunel je st krótszy o 8 m etrów od długości obliczonej. Jedyną przyczyną tój pom yłki było także zboczenie pionu.

W takiż sam zupełnie sposób działa p rz y ­ ciąganie w ielkich mas kontynentalnych na poziom. W każdem miejscu poziom je s t zupełnie prostopadły do linii pionow ej.

W oda u k ład a się do rów now agi ściśle we­

dle roskładu sił atrakcyjnych. G dyby b ry ­ ła ziemska b y ła jed n o lita i ograniczona m a­

tem atyczną pow ierzchnią, to i poziom wód byłby najzupełniej re g u la rn y . A le b ry ła ziemska je s t zgoła nieregularna, wysokie k ontynenty sterczą ponad ogólny poziom wód. G dyby średni ciężar właściwy po­

kładów , z k tórych się składają lądy, był tak i sam ja k wody m orskiej, to tylko ster­

czące ponad m orza masy przyciągałyby ku sobie cząsteczki wody. A le kontynenty skła­

dają się ze skał o średniej gęstości 2,5 ra zy większej niż woda, przyciągają zatem całą masą i silniej, aniżeliby to miało miejsce, gdyby ich ciężar właściwy był rów ny cięża­

row i właśc. wody. A trak cy ja je s t w praw ­ dzie obustronna i wzajemna, ale, gdy woda je s t cieczą ruchliw ą, lądy składają się ze stałych, niepodatnych mas. W oda je s t w po­

łożeniu M ahometa, który poszedł do góry, bo góra nie mogła doń przyjść, — wody podpływ ają ku lądom . J a k dalece woda ulega wpływom atrakcyi, mamy tego n a j­

lepszy dowód w codziennem zjaw isku p rz y ­ pływ u i odpływ u morza, w ywoływanem przez skom binowane przyciąganie księżyca i słońca.

Poziom nie przestaje się wznosić i Wgłąb kontynentów , w skutek atrakcyi coraz to dalszych mas, zw łaszcza, jeżeli w środku lądów znajdu ją się jak ieś wielkie łańcuchy gór, wyżyny etc. Im większe m asy wywie­

ra ją atrakcy ją, tem silniejsze je st podnie­

sienie poziomu. N ietylko wysokość piono­

wa i rozległość mas kontynentalnych, ale naw et średni ciężar właściwy sk ał m o­

że odbić się w ukształtow aniu

te j

pow ierz­

chni. S tąd niesłychana rozmaitość w aru n ­ ków, a w skutek tego i zboczeń od owego idealnego poziomu. K u środkow i nato ­ miast oceanów poziom musi się obniżać.

Zazwyczaj wyobrażamy sobie siłę atrak cy j­

ną ziemi, ja k b y skoncentrow aną w jednym punkcie, w środku. Masy kontynentalne przesuw ają niejako środek atrakcyi.

B rak nam środków, aby obliczyć zbocze­

nia poziomu dla realn ych ziem skich kon ty ­ nentów, ale ja k ie skutki może wywierać ich atrakcy ja, to widzim y z następującego teo­

retycznego obliczenia, dokonanego przez I. B runsa, który rozw iązał zadanie dla j e ­ dnolitej kuli tej wielkości i tśj średniej g ę ­ stości co ziemia. P rzypuszcza on, że taka kula je s t po k ry ta jed nolity m oceanem wszę­

dzie na 3 000 m etrów głębokim , a tylko między dwoma południkam i odległem i od siebie o 45° ciągnie się od bieguna do bie­

guna pas lądu, wznoszący się średnio na 300 m etrów (3300 m etrów nad dno oceanu);

średnia gęstość m as tego ląd u m a wynosić 2,5 w stosunku do gęstości wody morskiej.

P rz y takich w arunkach pow ierzchnia pozio­

mu o ty le podniosłaby się na kontynencie,

(6)

102

WSZECHŚWIAT*

N r 7.

a obniżyła w oceanie, że różnica m iędzy najwyższem jć j w zniesieniem w śro d k a kon­

tynentu, a najniższem w śród oceanu w yno­

siłaby 550 m etrów.

Tym czasem w rzeczyw istości średnie Wzniesienie lądów nad poziom m orza w y­

nosi dla E u ro p y 300 m etr. (w edług K riim - mla), d la A u s tra lii 365 m, dla A m eryki 570 m, dla A fry k i 660 m, dla A zyi 880 m.

Ś rednia zaś głębokość oceanów względem poziom u wynosi 3 320 m etrów dla O ceanu indyjskiego, 3900 m dla Pacyfiku, 3 700 m dla A tlan ty k u . N adto lądy pokrywają, zna­

cznie w iększą część globu, aniżeli ów id e a l­

ny ko n ty n en t I. B runsa.

J e s t pew ien przyrząd, p rzy pomocy któ­

rego można dośw iadczalnie stw ierdzić zbo- czenia pow ierzchni poziomu. T ym p rz y ­ rządem je s t wahadło.

Szybkość w ahań w ahadła jest w prost pro- p o rcyjo nalna do p ierw iastku kw adratow ego z jego długości a odw rotnie p rop orcyjonal- n a do pierw iastku kw adr, z natężenia siły atra k cy jn ej. W sk u te k tego, to samo w a­

hadło odbyw a w ahania szybsze w tych m iej­

scach ziemi, gdzie działanie siły ciężkości je s t znaczniejsze, czyli w ciągu 24 godzin

w ykonyw a więcej w ahnięć.

P oniew aż ziem ia je st spłaszczona u b ie ­ gunów , więc w ahadło n a biegunie będzie o '/2

88>5

(L isting)

b liż e j

środk a niż w ahadło znajdujące się na rów niku. Poniew aż p rz y ­ ciąganie w zrasta w k ieru n k u odw rotnym do k w adratów z odległości, więc przyspiesze­

nie swobodnego spadku ciał, w yw ołane przez działanie siły ciężkości, k tó re się ozna­

cza głoską g, będzie tu większe, a w ahania będą. szybsze niż na rów niku, t. j. to samo w ahadło dopełni w ciągu 24 godzin więcej wahnięć. D la elipsoidy m ającej form ę zie­

mi m ożna m atem atycznie obliczyć ilość ta ­ kich w ahnięć z teoretycznego pow iększe­

nia g. L isting obliczył, że teoretyczne po­

w iększenie g w k ieru n k u ku biegunow i da­

j e się praw ie zupełnie ściśle przedstaw ić w zorem g(po = 9,7 8 0 7 2 8 + 0 ,050875sn2cp, skąd d la rów nika g0o = 9 ,7 8 0 728, a dla biegu- n a gQ0o=9,831603. W artości te są zred u k o ­ w ane do poziom u m orza. G dyby więc ten ta k zw any poziom m orza był rzeczywiście, j a k to przypuszczano, pow ierzchnią elipsoi­

d a ln ą , to w artości g y f otrzym ane z obser-

wacyi, powinny zgadzać się z obliczonemi, różnice nie pow inny wychodzić poza g ra n i­

ce błędów. Tym czasem tak nie jest. W a r­

tość g(p otrzym ana z obserwacyj bardzo czę­

sto tak znacznie odbiega od teoretycznej, że niepodobna zrzucać tego na karb błędów;

należy zatem przyjąć, że to przyciąganie kontynentów , a zapew ne i nierów ny roskład mniej lub więcej ciężkich mas we w nętrzu ziemi w pływ a na wielkość gtpj podnosi lub obniża poziom. P rzeko nam y się o tem n a j­

lepiej p rzejrzaw szy k ilk a cyfr, wymownie św iadczących o tych zmianach.

Ju ż E . Sabinę prow adził doświadczenia z w ahadłem i przekonał się, że na wyspach O ceanicznych ilość wahnięć w ahadła sekun­

dowego b y ła stale zaw ielką, a n a w ybrze­

żach zam ałą; takie same doświadczenia p ro ­ wadzili 41. F o ster, L . de F rey cinet, D uper- rey, L iitk e i inni i zawsze znajdow ali, że te różnice są niezależne od szerokości gieogra-

fic z n e j,

stale zaś są dodatnie na wyspach oceanicznych, a ujem ne na wybrzeżach i wśród kontynentów . Pow iększenie się liczby w ahnięć odpow iada zbliżeniu do środ ­ ka czyli zniżeniu poziomu m orskiego,—

zm niejszenie je s t przeciw nie oznaką wznie­

sienia poziomu. W przybliżeniu wzniesie­

nie h = — 119n, gdzie n oznacza przew yż- kę wahnięć nad 86400 w ciągu doby.

O to k ilk a danych: L iitke znalazł na wy­

spie B onin, wśród Oceanu Spokojnego na płd.-w schód od Jap o n ii + 1 1 ,6 3 wahnięć.

Stąd Plann obliczył + 1 1 ,8 3 wahn. — 1407 m etrów zniżenia poziomu.

B ayle obliczył — [-11,83 wahn. — 1246 m e­

trów zniżenia poziomu.

B orenius obliczył + 1 1 ,8 3 wahn. — 1233 m etrów zniżenia poziomu.

L isting (którego obliczenie je st najściślej­

sze) — 1310 m etrów zniżenia poziomu.

Na S zpicbergu znaleziono + 4 ,3 wahnięć, stąd H a n n obliczył —511,7 m etrów zniżenia poziomu.

N a wyspie świętej H eleny (Sabinę) — 847 m etrów zniżenia poziomu.

Na w yspie św. Tom asza około —800 me­

trów zniżenia poziomu.

P odobne depresyje znaleziono n a wielu innych wyspach. W ynoszą one po kilkaset m etrów . Niestety nie mogę przytoczyć w ię­

cej

ścisłych dat, ale ju ż i te w skazują, że

(7)

N r 7.

WSZECHŚW IAT.

io ś depresyja poziomu rów nie dobrze p rz y tra ­

fia się na Szpicbergu w pobliżu bieguna, ja k na wyspie św. H eleny w pobliżu ró ­ wnika.

P rzytoczę teraz niektóre kontynentalne i nadbrzeżne wzniesienia poziomu.

wahn. wzn. poz.

W H am m erfest - 0 , 4 + 4 7 ,6

„ T rondjem - 2 , 7 + 3 2 1

„ D unlderee i Toulonie - 0 , 1 + 12

„ C lennont — 3,8 + 452,2

„ P aryżu — + 2 6 8

„ Berlinie — + 3 7 7

„ K rólew cu — + 9 2 ,6

„ L ondynie — + 1 1 8

„ M adras — + 4 5 0

U ujścia M arańonu czyli

Am azonki — 5 8 + 5 7 0

W edle H a n n a zaś

+ 6 0 7

A więc ów poziom m orza realny i ideal­

ny je st wielce nieregularny powierzchnią, podnoszącą, się ku kontynentom i w ich środku, głęboko zaś zapadającą się w środ­

ku oceanów. L istin g nazyw a tę pow ierzch­

nię gieoidalną, a ową idealną bryłę ziemską, ograniczoną przez tę pokrzyw ioną pow ierz­

chnię—gieoidą; od tćj gieoidalnćj pow ierz­

chni m ierzym y w szystkie nasze zagłębie­

nia i wzniesienia.

G ieoida je d n a k nie je s t bynajm nićj jakąś b ry łą gieom etryczną, nie przedstaw ia ściśle rzeczyw istej form y ziemi. Zniżenia i pod­

wyższenia poziomu mórz nie zależą, li tylko od roskładu pionow ych wzniesień konty­

nentów . M iałoby to tylko w tedy miejsce, gdyby m ateryjały, z których składają się lądy m iały ściśle niezm ienny ciężar w ła ­ ściwy, gdyby rosk ład m ateryj je d n a k o ­ wo ciężkich w głębi ziemi był wogóle p ra ­ widłowy. A le ta k nie jest, roskład mas wedle ciężaru właściwego we w nętrzu ziemi je s t niew szędzie jednakow y. Mamy więc now ą przyczynę, pow odującą zmiany w natężeniu atrak cy i w danem miejscu, a zatem i nowe obniżenia i wzniesienia po­

ziomu fizycznego pod i n ad poziom gieome- tryczny. W yjaśni to p rzy k ład następny.

A nglo-indyjscy gieodeci zauw ażyli, że pion

w dolinie Gangesu odchyla się nie k u H im a­

lajom i wysokim środkow o-azyjactyckim wyżynom, ale ku napozór znacznie niższemu i mniej rozległem u wzniesieniu wyżyńy D ekańskiój. D rugie zrżędu co do wielko­

ści przybrzeżne wyniesienie poziomu morza (z przytoczonych tu liczb) przypada w ła­

śnie na M adras, leżący u stóp płaskowzgó- rza Dekańskiego, ■ — otóż sądzę, że to zja­

wisko je st w związku z odchyleniem pionu w dolinie Gangesu. Angielscy uczeni zja­

wisko pierw sze przypisują jakim ś bardzo ciężkim masom znajdującym się blisko po­

w ierzchni pokładów Dekańskich; też same ciężkie m asy, u k ry te w głębi pokładów , za­

pew ne także przyczyniają się do podwyż­

szenia poziomu morza w M adras o całe 450 metrów. S tąd atoli wniosek, że obniżenia i podniesienia poziomu zależą nietylko od ukształtow ania pow ierzchni ziemi, ale i od roskładu mnićj lub więcój ciężkich pokła­

dów pod pow ierzchnią ziemi. Jeżeli gdzie barysfera, czyli ciężkie ją d ro ziemi, sięga blisko pow ierzchni, to atrakcy ja powiększa się, a poziom podnosi się więcćj, aniżeli t e ­ go wym aga wzniesienie gieom etryczne, t. j.

rzeczywiste oddalenie danego pu nktu od środka ziemi. Tem u np. można przypisać odchylenie pionu w okolicy M oskwy. Moż- naby naw et przypuścić przyp adek wprost przeciw ny, t. j. wzniesienie poziomu wsku­

tek atrakcyi ciężkich mas, pomimo gieome- t.rycznego zniżenia.

D latego gieom etryczną formę ziemi mogą wykazać tylko ścisłe pom iary gieodetyczne;

one to dokładnie w ykazały podbiegunow e spłaszczenie ziemi, one też wykażą inne spłaszczenia i wydęcia. O ile pom nę, po­

m iar południka we W łoszech dowiódł, że ta część powierzchni E u ro p y należy do oko­

lic nieco spłaszczonych.

W czasie epoki lodowćj olbrzym ie nag ro ­ madzenie lodów naokoło biegunów mo^ło O O i musiało podnieść poziom mórz w k ieru n ­ ku ku biegunom , a obniżyć ku rów nikow i ( wedle A d hćm ara podniesienie m iałoby miejsce tylko obok jednego bieguna, który w tój epoce był zim niejszy), lodowce sięga­

ły wówczas w E urop ie aż do Saksonii i do L ondynu. W północnej A m eryce ślady epoki lodowćj dochodzą do 38° szer. gieogr.

(szerokość np. Lizboriy—Sm yrny). Grubość

(8)

104

W SZECHŚW IAT.

N r 7.

tych pokładów lodow ych ') b y ła zapew ne bez porów nania większa, aniżeli za dni d zi­

siejszych, poziom około biegunów m ógł się w tedy wznosić o całe dziesiątki, a może i setki metrów; w takiż sam sposób w po­

staci poziomu wód m orskich odbijać się też muszą i zm iany w ukształto w an iu lądów.

D r M. P. R udzki.

ROŚLINY UŻYTECZNE

PERU I EKWADORU.

Jarzyny i ogrodowizny 2).

P ierw sze m iejsce w rzędzie ja rz y n należy się niew ąpliw ie kartoflom , k tórem i Nowy Św iat zapłacił nam może z lichw ą wszelkie dobrodziejstw a, ja k ic h doznał od E uropy.

K a rto fel upraw iany byw a w K o rd y lijera ch na wysokościach od 6000' do granicy k u ltu ­ ry. H iszpanie zw ą go p atata , w .P e ru j e ­ dnak i w E k w ad o rze zachow ał in dy jsk ą na­

zwę papa. Rozmaitość odm ian kartofli je st wielką, najbardzićj jed n ak cenioną je s t m a­

ła odm iana, k tó ra po ugotow aniu posiada kolor wosku (papa am arilla).

K artofel posiada w ojczyźnie swojej w iel­

kiego nieprzyjaciela w postaci larw y jak iejś m uchy, k tó ra praw dopodobnie p rzez nać dostaje się do korzenia i przechodzi do sa­

mej bulw y. L arw a ta przecina cały k a rto ­ fel kanałam i, wyłożonemi w ew nątrz jak ąś dość tw ard ą m ateryją niby gru b y m papie­

rem. Są okolice, w k tó ry ch tru d n o je s t o zdrow e kartofle, ta k się to robactw o roz­

mnaża. Okoliczność ta nasunęła mi myśl, ja k w ielką korzyść może przynieść p rzeno­

szenie roślin upraw nych z jednćj części św iata do drugiej, praw ie zawsze bowiem są one wolne w now ćj ojczyźnie od szkodni­

ków . W iem np. że wszystkie rośliny e u ro ­ pejskie w prow adzone do P e ru i E k w a d o ru

*) Dawson sądzi, że w okolicach podbiegunow ych g ru b o ść lodów dochodziła conajm niej do 1 m ili an­

gielskiej (1 093 m etry ).

2) P atrz W szechśw iat t. VI, str. 481,505, 551, 565.

są od nich wolne. P rzeciw nie kartofel i k u ­ ku ry dza posiada strasznych szkodników w ich pierw otnej ojczyźnie.

W y jątek zdaje się stanowić ryż, k tó ry acz sprow adzony z Azyi, posiada i w Nowym Swiecie praw dopodobnie zaaklim atow anego nieprzyjaciela, jak im je s t m aleńki żuczek z familii C urculionidae, niszczący zebrane ju ż ziarno. Z czasem, gdy europejskie w in­

nice zniszczy phylloxera, będziem y sprow a­

dzali wino z A m eryki, gdzie się ten szko­

dnik nie rospow szechnił i zapewne nigdy nie rospowszechni dla b ra k u odpow iednich w arunków klim atycznych.

U p ra w a kartofli w K o rdy lijerach nie ros- ciąga się poniżaj 6 000'; kończy się ona tam , gdzie się zaczyna ban an i trzcina cukrow a.

C ałe też gorące pom orze E kw ad oru zm u­

szone je s t sprow adzać kartofle ze S ierry, co ogrom nie podnosi cenę tój użytecznój rośli­

ny, tem bardzićj, że tran sp o rt kilkodniow y odbywa się na m ułach po najokropniejszych drogach. T ym sposobem, gdy ładunek k a r ­ tofli odpow iadający mniej więcśj 200 fu n­

tom hiszpańskim w S ie rra kosztuje 1 do 2 pesos (3 do 6 fr.), n a pom orzu cena jego w zrasta niekiedy do 12 pesos (36 franków ).

N a pom orzu więc k artofel je s t zbytkiem , gdy w S ie rra ryż należy do rzeczy zbytko­

wnych.

Czem kartofel je s t dla um iarkow anych części K ordylijerów , tem je st m aniok lub właściwiej może yuca (M anihot) dla okolic gorących K olum bii, E kw ado ru , P e ru i Bo­

liwii. D w a są g atu n k i m anioku, a m iano­

wicie yuca (M anihot palm ata lub aipe) i yuca brava (M anihot utilissim a); zajm ie­

my się każdym z osobna.

Yuca słodka (M anihot palm ata) stanowi bardzo ważną, niem al niezbędną roślinę w życiu m ieszkańca gorących stre f A m eryki północnój i środkow ej, a choć do E u ro p y nie udało się jć j w prow adzić dla zbyt ostre­

go klim atu, za to A fry k a skorzystała z tego dobrodziejstw a, wiem y bowiem z opisów podróżników współczesnych, że głównem pożyw ieniem m urzynów nad Congo je s t w łaśnie ta drogocenna roślina. Yuca w y­

rasta w drzew ko o łodydze w ęzłow atćj, roz­

gałęziającej się często od samego korzenia;

ku górze cienkie szypułki p odtrzym ują dość

duże i rz ad k ie palczaste liście o pow ierzchni

(9)

gładkiój. Koi-zeń przy b iera znaczne roz­

m iary i stanow i właśnie część jadalną, ro­

śliny. K ażdy k rz ak posiada zw ykle kilka takich korzeni, których waga (biorąc każde­

go z osobna) wynosi zw ykle p arę funtów, niekiedy zaś dochodzi w yjątkow o przy b a r­

dzo dobrym gruncie aż do 25 funtów, ja k to się trafia niekiedy w dolinie Sesuya w pół- nocnem P e ru . Często jed en k rz ak dostar­

cza dwudniow ego pożyw ienia d la całej ro ­ dziny. K orzeń yuki przypom ina nieco kształtem i kolorem naszą czarną rzodkiew, posiada dość g rubą brun atn ą skórę i biały środek zaw ierający bardzo wiele mączki.

Y uka sadzi się w takich okolicach, gdzie jeszcze dziewicze g ru n ty nie potrzebują upraw y. C ała więc m anipulacyja zasadza się na zrobieniu kołem skośnój dziury, do której w tyka się k aw ałek łodygi obejm ujący 3 węzły, czyli 2 oczka. Jeden koniec pozo­

staje na zew nątrz ziemi. W ten sposób sa­

dzona yuka dojrzew a rozmaicie, stosownie do średniej tem p eratu ry danej miejscowo­

ści. I tak w częściach k ra ju najgorętszych;

to je s t na pom orzu i na rów ninach am azoń­

skich w ystarcza 6 miesięcy do zupełnego dojrzenia m anioku, gdy tym czasem w g ó r­

skich regjonach na granicy k u ltu ry yuki, czyli na 6000' roślina ta potrzebuje dwu lat zanim korzeń wyda. Zresztą m aniok sadzo­

ny na tej wysokości posiada zawsze korzeń niewielki, odznaczający się tw ardością i ob­

fitością drzew iastych włókien. W spom niana je d n a k dolina Sesuya, posiadając 5500' nad poz. m orza, w yjątkow o produkuje yukę w doskonałym gatun ku a podobny wypadek zachodzi i co do doliny H uayabam ba, p o ło ­ żonej na wschodnim stoku peru wjańskich K o rdylijerow w departam encie Amazonas.

Obie te doliny praw dopodobnie w skutek osobliwego topograficznego położenia posia­

dają średnią tem peraturę wyższą od innych miejscowości położonych na tychże wysoko­

ściach nad poziomem morza, a aluw ijalne g runty, k tó re w dolinie H uayabam ba stano­

w iły niegdyś dno jezio ra, zdają się że są szczególniej pom yślne dla rozwoju tej po­

żytecznej rośliny. W E kw adorze nie spot­

kałem m anioku nigdzie w tak doskonałym g atu n k u ja k w Sesui i w H uayabam bie, po­

mimo że odm iana pom orska je st wcale nie­

złą. P rzypuszczam , że yuka pochodząca N r 7.

z nizin Napo i P astazy m usi być rów nie dobrą.

Y uka je s t smaczną tylko w tedy, gdy się ją jó tegoż samego, a co najpóźniej nastę­

pnego dnia po wyjęciu z ziemi; w p rzeci­

w nym razie staje się tw ardą, drzew iastą i wym aga długiego gotowania, a sm ak jej nigdy już nie je s t ta k przyjem ny, ja k świe­

żo z ziemi wyjętej. Zwykle podają ją na stół albo odgotowaną, albo upieczoną na węglach i wówczas zastępuje chleb lub mo- te m ieszkańców Sierry. Oprócz tego jedn ak służy do m nóstwa innych potraw , a miano­

wicie do przyrządzania locro (rodzaj zupy), bonuelos (pączki m aniokowe) i innych. Na nizinach zaś amazońskich, nad rzekam i P a- staza, Napo i M orona, napół dzicy In dy ja- nie przyrządzają z niej ulubiony swój na­

pój, zw any masato, a odpow iadający chichi górskich regijonów. M asato je s t napojem powszechnie używ anym przez dzikich i na- pół-dzikich indyjan leśnego regijonu Górnej Am azonki od Boliw ii aż po środkow ą A m e­

rykę. W strętn y sposób jego przyrządzania zasługuje na wzmiankę.

O b rane korzenie m anioku gotuje się, a n a­

stępnie rozgniata w długich, drew nianych korytach przy pomocy drew nianych tłucz­

ków. T ak rozgniecioną yukę żują nastę­

pnie in dy jan ki i w ypluw ają w raz ze śliną na jed n ą kupę do naczynia zwanego batea (niecka). Zżuty m aniok m ięszają z resztą rozgniecionego korzenia i poddają k ilk o­

dniowej ferm entacyi, a otrzym aną papkę używ ają do przyrządzenia napoju: dość jest trochę takiej m asy rosprow adzić

W

zimnej wodzie, aby otrzym ać bardzo przyjem ny (sic) napój. K ażdy indyjanin, wybierający się w drogę, czy to jak o boga (wioślarz), czy jak o carguero (trag arz) bierze ze sobą zapas takiej papki i za żadne pieniądze z domu się nie ruszy, póki całego zapasu nie ma przygotow anego. O czyw ista rzecz, że i żadne święto indyjskie nie obejdzie się bez ulubionego masato. K onsum cyja zaś tego napoju tak je s t wielką u leśnych in d y ­ jan, że kobiety indyjskie są zajęte niemal ciągle żuciem m anioku, spełniając przytem inne roboty gospodarskie. W ielem razy za­

chodził do chat indyjskich w M aynas (nad rzeką H uallagą), zawsze spotykałem po środku w ielką nieckę, którą gospodyni

W SZECHŚW IAT.

105

(10)

106

W SZECH ŚW IAT.

N r 7.

stopniowo napełniała przeżutym m anio­

kiem.

P ytałem się m iejscow ych, dlaczego nie poddają, w prost ferm entacyi rozgniecionego w m oździerza m anioku; odpow iadano mi, że ferm entacyja nigdy nie je st tak kom pletną, ja k przy w spółudziale śliny. W podobny sposób indyjanie kotlin y am azońskiej p rz y ­ rządzają masato z owocu pew nej palm y zw anśj pishuayo (Gruilielma speciosa).

Jed y n y m nieprzyjacielem m anioku po ­ między ow adam i zd aje się że je s t m rów ka zw ana przez m iejscowych h orm ig a-arriera (Oedocoma), k tó ra w ycina liście i do swych m row isk zanosi, niszcząc tym sposobem ro ­ ślinę. T akże m iędzy czworonogam i z n a jd u ­ je m y dw a gatunk i, a mianowicie aguti (D a- syprocta) i paca lub p ik u ru (Coelogenys), k tó re za k rad a ją się na pola m aniokow e, w y­

rządzając znaczne szkody. K ażde z tych zw ierząt nie je st w stanie zjeść naraz całego korzenia, lecz o dgrzebując za każdym r a ­ zem coraz to nowe, pozostaw iają niedoje- dzone na pow ietrzu, przez co koniec zsycha się, stając się niezdatnym do użycia. To też m ieszkańcy tych okolic, gdzie się m aniok Uprawia, wypow iedzieli wojnę szkodnikom , bijąc je z zasadzki lub łow iąc na łapki.

D ru g i g atunek m anioku zwie się yuca bvava (M anihot u tilissim a), posiada bow iem korzeń jad o w ity . M atery ja je d n a k tru jąc a je s t na szczęście bardzo lotną, ta k że wy­

starcza wysuszenie, w ygotow anie, lu b n a ­ w et proste w ystaw ienie na pow ietrze w prze­

ciągu 24 godzin, aby korzeń pozbaw ić jego tru jąc y ch w łasności. T en to w łaśnie g atu ­ nek m anioku służy do w yrabiania tapioki, k tó ra się cieszy obecnie takiem uznaniem

W

E uropie, że ją naw et raczą fałszować.

Tapioka, lub farin h a brazylijczy ków p rz y ­ rządza się w sposób następujący '). P rz e ­ m yty korzeń ściera się na tarce, a następnie poddaje silnem u prasow aniu dla usunięcia jadow itego soku, poczem suszy się go na ! gorących płytach. O trzym ana w ten spo- j sób fax'inha roschodzi się po całym świecie.

W B razylii nad A m azonką użycie tapioki |

je s t rów nież rospow szechnione, j a k m ashki !

;

■) Sam nie w idziałem nigdy przyrządzania ta*

pioki; zaczerp n ąłem więc opis z D ykcyjonarza d ’Or- [

bignyego. 1

w ekw adorskich K ordylijerach. K ażdy z j e ­ dzących posiada n a spodku nieco farinhi, któ rą dom ięszywa do wszystkich bez wy­

ją tk u potraw . Użycie je d n a k tapioki w P e ­ ru i w E kw ado rze bardzo je st ograniczone, tam bowiem yulca słodka i banan główne m ają znaczenie.

(dok. nast.).

J . Sztolcman.

PERPETUUM MOBILE.

S łyn na niegdyś i roznam iętniająca um y­

sły spraw a „perpetuum m obile” tak dziś i w ydaje się przebrzm iałą i tak głęboko po­

g rzeb aną, że przypom nienie tćj nazwy wy­

w ołuje w nas jedy nie uczucie lekceważenia i ironii; histoi'yja n au k i je d n a k uczy nas do­

wodnie, że i błędne pom ysły i u rojenia n a­

w et zupełne przy czy niały się silnie do po ­ w iększania zasobu naszych wiadomości, j e ­ żeli podniecały um ysły i do badań usilnych ] skłaniały. N ajw ym ow niejszy p rzy k ład na I poparcie tych słów daje nam alchemija:

wiemy dobrze, że gdyby nie w y trw ała po- i goń za kam ieniem filozoficznym, chemija nie w yrosłaby dziś jeszcze w tak olbrzym ią

; gałąź wiedzy, ja k się obecnie przedstaw ia.

| P odobneż znaczenie przyznać można i za- j Wodnym w ysiłkom n ad w ynalezieniem per*

| petuum mobile: T a k samo, tw ierdzi T ait, i fizyka nowa nie rozrosłaby się jeszcze na gruncie, ja k i ob ecnie^ajm uje, gdyby w ce­

lu w ynalezienia perpetuum m obile nie p ro ­ wadzono doświadczeń, k tóre stanowczo i z pożytkiem dla n auki niemożliwość jego w ykazały, a tem samem doprow adziły do zasady zachow ania energii.

•Rzecz, k tó ra odeg rała ta k ważną rolę w dziejach nauki, zawsze je s t godna uwagi, do p oruszenia jćj je d n a k skłonił nas głó­

wnie fa k t rzeczywiście uderzający, że w cią­

gu ostatnich la t dw udziestu przyznano we

F ran c y i i A n glii sto przeszło patentów na

rozm aite m achiny, k tóre, raz puszczone

w ru ch, m ogłyby się ju ż dalój poruszać do

nieskończoności bez udziału jakiejkolw iek-

bądź siły zew nętrznej. Okoliczność tę p rzy ­

(11)

N r 7.

W SZECHŚW IAT.

107 taczam y w edług odczytu, wypowiedzianego

w G ru d n iu przez prof. H ele Shaw w kole- gijum uniw ersyteckiem w L iw erpolu, uw a­

żać j ą należy przeto za wiarogodną. Są więc i dziś jeszcze ludzie, którzy, pomimo w yraźnych prądów dzisiejszej nauki i tech­

niki, zam iast łożyć usiłow ania na korzysta­

nie z gotowych sił przyrody i coraz lepsze ich wyzyskanie, toną i giną w rojeniach bespłodnych, co ju ż zużyły i straw iły tyle dzielnych i w ynalasczych umysłów. Jeżeli zaś m arzyciele tacy rodzą się jeszcze na za­

chodzie, to cóż dziw nego, że nie brak ich i u nas, gdzie przecież trudniej daleko o zdo­

bycie podstaw wiedzy przyrodniczej i tech- nicznśj; napotykam y n ieraz takich w ynalaz­

ców nieszczęśliwych, którzy, pochłonięci swą m rzonką i przedśw iadczeni o jej rz e­

telności, odrzucają w szelkie w yjaśnienia, ła ­ mią się w trudnościach i giną wreszcie znie­

chęceni do społeczeństwa, które wielkim ich pom ysłom odmówiło poparcia. W osta­

tnich czasach w praw dzie poszukiwania per- petuum mobile rzadziej nieco w ystępują, olbrzym io bowiem rozrosła dziedzina elek­

tryczności stanow i obecnie podnietę najsil­

niej do w ynalazków pobudzającą, ale wy­

nalazki tak ie nie tw orzą się przypadkow o, ja k niegdyś szkło z piasków Fenicyi, lecz opierać się muszą na podstaw ach nauko­

wych. Bez znajom ości zasad elektrotech­

niki n ik t nie udoskonali telegrafu ani tele­

fonu, maszyny dynam oelektrycznej lub sto­

su galw anicznego. O bok tej kategoryi wy- nalasców obfitym je s t nadto u nas ród tw ó r­

ców w ielkich teoryj z zakresu kosmogonii, lu b filozofii natu ry , którzy się łudzą, że bez głębokich studyjów astronom icznych lub zoologicznych zdołają poprzeć lub zwalić L aplacea albo D arw ina. Są to wszystko prace rów nie stracone, ja k mozoły nad zdo­

byciem kam ienia filozoficznego lub perpe- tuum mobile.

Zająć ma nas wszakże obecnie tylko to ostatnie zadanie. Co do szczegółów histo­

rycznych znajdujem y w skazów ki w przyto­

czonym ju ż wyżćj odczycie prof. Shawa; da nam to je d n a k sposobność i do przytoczenia niektórych uwag, wiążących tę sprawę z podstaw am i fizyki dzisiejszej.

G dy rospatrujem y dzieje rozw oju machin, r.ie możemy się oprzeć zdziw ieniu, że przez

tak długi ciąg wieków poprzestaw ano jed y ­ nie na posługiw aniu się siłą m uskularną lu ­ dzi i zw ierząt, zamiast zużytkow ania do pracy innych sił przyrody. O d trzyd zie­

stu dopiero lat rozwój motorów parow ych p rz y b rał ta k uderzające dziś rozm iary, że ogólna ilość wytwarzanej przez nie pracy przechodzi dw ukrotnie przeszło pracę, j a - kąby wykonywać m ogła wszystka ludność ziemi. Jak k o lw iek pierw otne dzieje tej rze- czy pogrążone są w ciemności, niew ątpli- wem jest, że przedewszystkiem posługiwano się siłą wody. P rzy jąć można też łatwo, że w tych czasach dalekich, gdy praw a przy­

rody tak słabo jeszcze były rozum iane, p o ­ wstać m ógł pom ysł o możebności w ynale­

zienia m achiny, któ rab y nie wym agała ob­

sługi ludzi i zw ierząt i nie zależała od k a­

pryśnego i zm iennego zawsze dopływ u wo­

dy, ale któraby m ogła stale poruszać się bez jak iejk o lw iek pomocy, k tó rab y tedy, krótko mówiąc, stanow iła perpetuum mo­

bile. Filolog niem iecki, G eiger, na podsta­

wie zebranych przez siebie dowodów tw ier­

dzi, że buddyjskie koła do nabożeństwa, do których przyw iązyw ano wiernych w czasie m odlitwy, były w praw iane w obrót siłą w o­

dy: byłby to może pierw szy rodzaj moto­

rów wodnych. N a tenże sam czas p rzy pa­

da, w edług G eigera, pierw sza wzm ianka o projekcie perpetuum mobile, znajdująca się w sanskryckim w ykładzie astronom ii

„Siddhśmta C irom ani”; miało to być koło, opatrzone pew ną liczbą w ydrążeń, zygza­

kowato na brzegu rozłożonych, a do poło­

wy w ypełnione rtęcią.

N iew ątpliw ie i inne tego ro dzaju pom y­

sły rzucane były od czasu do czasu, pisarze jed n ak i k ronikarze nie pozostaw ili o nich wzmianki, niezw racając na nie uw agi ta ­ kiej, ja k na maszyny rzeczywiście p ra k ty ­ czne i użyteczne. Dopiero w wieku trz y ­ nastym, w dziele arch itek ta W ila rd a de Ho*

necourt (oryginał znajduje się obecnie w szkole des C hartres w P aryżu) znajdujem y rysunek p ro jek tu wieczyście poruszającej się maszyny z następnym podpisem: „Nie­

raz ju ż zręczny ro bo tn ik usiłow ał wynaleść koło, któreby mogło samo się poruszać: tu mamy drogę do zbudow ania podobnego ko­

ła zapomocą nierów nej liczby m łotków lub

zapomocą rtęc i”. R ysunek w skazuje czte­

(12)

108

W SZECH ŚW IA T.

N r 7.

ry m ło tk i, umieszczone ponad obniżający się stroną, koła, trz y zaś ponad wznoszącą, się jego stroną, tak, że pierw sze przew ażają nad drugiem i. Szło tu zatem widocznie O to, aby ruch u trzym ać pod przew ażającym naciskiem , w yw ieranym n a tę stronę koła, k tó ra w danej chw ili ma ruch zstępujący.

A u to r nie kłopoce się zresztą drobnem i w ąt­

pliwościam i, ja k ie się tu nastręczają, ale taż

j

sama m yśl n iejednakow ego ze wszystkich I stron obciążania koła, aby tym sposobem podejść działanie siły ciężkości, w ystępuje w znacznćj liczbie projektów późniejszych, a zapew ne i daw niejszych, gdy ju ż i H one- c o u rt przytacza, że daw niej o podobnych w ynalazkach myślano. B y ł to, ja k się zda­

je , najw ażniejszy typ projektow anych w y ­ nalazków perpetuum mobile; w końcu w ie­

ku piętnastego L eonard daV inci podał szki­

ce sześciu takich rysunków , z k tórych dwa by ły jeg o własnego pom ysłu, inne zaś po­

chodziły z obcych źródeł. W iadom o, że L eo n a rd da Y inci b y ł nietylko znakom itym m alarzem i inżynierem , ale też zajm ow ał się gorliw ie m atem atyką, fizyką, astronom iją, a zw łaszcza m echaniką; zn a ł zasadę rów ni pochyłej i w iedział, że ciała sp adają bie­

giem przyspieszonym ; wogóle naukow em i swemi pojęciam i w yprzedził on czas swój o całe stulecie i tylko rozerw ane i różnoro­

dne jeg o zajęcia nie dozw oliły m u pozosta­

w ić głębszych śladów w dziejach nauki; po­

mimo to stan ówczesnych wiadom ości nie m ógł m u wskazać niemożebności perpetuum m obile, a i długo jeszcze później ro z le­

w ał się istny potop pom ysłów tejże kate- goryi.

Do drugiej g ru p y projektow anych m a­

chin zaliczyć m ożna przyrządy, w k tórych starano się zużytkow ać działanie wody spa­

dającej.

N ajdaw niejszy, ja k się zdaje, p ro jek t tego rodzaju podał K a cp er Schott (T echnica c u ­ riosa, 1664), a tu też należą pom ysły Schei- nera, B ocklera i innych. M yśl zasadnicza tych m achin polegała n a tem, by u trzym ać w ciągłym obiegu pew ną ilość wody; koło w odne m iało w p raw iać w ru c h pom pę, a woda tym sposobem wznoszona w górę spadkiem swoim m iała podtrzym yw ać sta ­ tecznie ru c h tego koła, u derzając zaś na je - dnę jeg o stronę, w ytw arzać m iała zarazem

n ad m iar siły,

d a ją c e j

się nazew nątrz zużyt­

kować.

T rzecią grupę pro jek tó w stanowi zastoso­

wanie działań włoskowatości, k tóraby za­

m iast pom p podnosiła wodę w górę; n a jd a ­ w niejszą z takich maszyn narysow ał pewien profesor filozofii w G lasgow ie w siedem na­

stym wieku. R ysunek w skazuje wodę po­

dniesioną w ru rce i w ypływ ającą obfitym wcale strum ieniem ; nie trzeba dodaw ać, że rysunek ten je s t czysto fantastyczny, a uczo­

ny profesor takiego w ypływ u wody nie w i­

dział.

C zw arta i ostatnia wreszcie g ru p a takich wynalasków polega na użyciu magnesów, k tó ry ch b y działanie skuteczne by ło w je d ­ nym k ieru n k u , a utajało się w przeciw nym . W szystkie do osiągnięcia celu tego propo­

now ane drogi zarów no są ułudne, wszakże w ynalazek pewnego szewca z L inlithgow zdołał naw et zwieść D aw ida B rew stera, k tó ­ ry złożył o nim spraw ozdanie w „A nnales de chim ie”. W najprostszym z ta k ic h p ro ­ jektów , kula spadając z pewnój wysokości znajduje się w położeniu takiem , że może być podniesioną po rów ni pochyłej za po­

średnictw em przyciągnięcia m agnetycznego;

część pierw sza dokonyw a się ściśle w edług program u, natom iast je d n a k k u la bez p rzy ­ m usu w górę się nie posuwa.

W ogóle okres najżyw szego zaprzątania się pom ysłam i perpetuum m obile obejm uje wiek siedm naoty i pierw szą połow ę ośm na- stego; dostrzedz tu m ożna pewien związek ze współczesnem zam iłowaniem do konstruk- cyi zaw iłych zabaw ek m echanicznych i ak u ­ stycznych, autom atów i m aszyn m ówiących.

G dy szczupły jeszcze zasób ówczesnej wie­

dzy przyrodniczej nie budził zajęcia po­

wszechnego, ogół najżyw szą uw agę zw racał na te, w istocie rzeczy jało w e arcydzieła m echaniczne, na k tóre zużyw ały się potężne niew ątpliw ie um ysły w ynalazcze takiego V aucansona, albo obu D rozów, ojca i syna.

D otąd pi-zetrw ał rozgłos flecisty, zbudow a­

nego przez Y aucansona, k tó ry grając na

flecie, po ru szał klapy palcami; niemniej

słynną je s t i jego kaczka, k tó ra trzepo tała

skrzydłam i, krzyczała, piła, ja d ła i naw et

tra w iła . Pom yślne rezultaty, na tem polu

osiągane, podsycać mogły zapew ne widoki

zdobycia większych jeszcze tryum fów przez

(13)

Nr

w ynalezienie upragnionego perpetuum mo­

bile; wielu uczonych ówczesnych, ja k P a ­ pin, D esaguliers, C hrystyjan W o lf przypu­

szczali możliwość zbudow ania takiej m achi­

ny, lubo inni, ja k S turm , P a re n t, a zw ła­

szcza De la H ire starali się w ykazać niepo­

dobieństwo tego w ynalazku.

P o większej części tw órcy tych pro jek ­ tów urzeczyw istnienie ich pozostaw iali n a ­ stępnym pokoleniom, poprzestając tylko na szkicach i rysunkach; byli je d n a k i szczęśli­

wi, co zdołali dopiąć celu, którzy rzeczyw i­

ście zbudow ali perpetuum mobile i wzbu­

dzili podziw współczesnych. Ze takie złu­

dzenie ogółu powieść się mogło, dziwić się nie będzie nikt, kto i w naszych czasach wi­

dział powodzenie ty lu k u g larstw i głupstw , ja k stoliki w irujące, duchy p ukające, odga­

dyw anie myśli albo cudow ne leczenia.

Ze wszystkich maszyn, które urzeczyw ist­

niać m iały zadanie ru c h u wieczystego, n a j­

sław niejszą była cudow na m aszyna zbudo­

wana w r. 1715 przez J a n a E rnesta E lijasza Besslera, który, ja k b y mu jeszcze mało b y ­ ło tych im ion, p rz y b rał dodatkow e nazw i­

sko O rffyreusa. M iał on ju ż poprzednio wynaleść 300 takich maszyn, aż wreszcie je d n ę w ykończył zupełnie i podał o niej wiadomość św iatu w książce zatytułow anej

„T rium phans P e rp e tu u m M obile Orffyrea- n u m ”, wedle jego słów m aszyna pracow ała w ytrw ale, podnosiła w górę lub znosiła na dół kam ienie i wodę. Umieszczoną, była w praw dzie w izbie zam kniętej, ale ludzie przyglądać się m ogli pracy przez nią w yko­

nyw anej, za pośrednictw em sznura p rze­

chodzącego przez otw ór w m urze i zachw y­

cali się tym widokiem. K rólow ie zresztą, książęta, landgrafow ie, profesorowie i ucze­

ni, wszyscy byli przekonani o doskonałej działalności tej maszyny, k tó ra się zn ajdo­

w ała w zam ku W issenstein w K asselu. J e ­ den z ówczesnych uczonych zdum iony był działalnością tćj m aszyny, z tego głównie powodu, że pomimo zatrzym ania poruszała się dalej, co uw ażał za najlepszy dowód wieczystego ruchu; po zatrzym aniu' p o ru ­ szała się coraz prędzej, dopóki nie odzyska­

ła stałej swćj prędkości 20 obrotów na mi­

nutę.

N apotykała wszakże niedow iarków , a w szczególności szereg ciekaw ych przeciw nićj

argum entów ogłosił nieznany skądinąd p i ­ sarz, Cronsaz: „Po pierw sze, mówi, Orffy- reus jest głupiec; po wtóre, niepodobna, aby głupiec m ógł wynaleść to, czego ty lu sła ­ wnych ludzi napróżno poszukiw ało; potrze­

cie, nie wierzę w niemożliwości; ... po szó­

ste, O rffyreus w ystarał się, aby córka jego była uwięzioną, dopóki nie ukończy swój machiny; ... po ósme, to praw da, że jest w tym domu maszyna, ale jest słaba i nie może się p oruszać".—W reszcie, „perpetuum mobile O rffyreanum “ zostało podobno zgła­

dzone przez samegoż swego tw órcę, gdy bo­

wiem sław ny m atem atyk holenderski s’G ra- yesande, niem ogąc w machinie odkryć ża­

dnego podstępu, zbyt uw ażnie chciał ją obejrzeć, O rffyreus rozbił ją , rozgniew any, ja k utrzym yw ał, takiem postępowaniem , z obawy w ykrycia oszustwa, j a k mówili inni.

Jak o nowszą ilu stracy ją do tój historyi przytacza wreszcie prof. Shaw maszynę po­

dziw ianą w A nglii przed dw udziestu laty dopóki nie w ykryto prostego w niój oszu­

stwa: by ła bowiem w praw ianą w ruch przez chłopca ukrytego pod podłogą.

*

(dok. nast.)

S. K.

109

SPRAWOZDANIE.

Fortschritte der Elektrotechnik. Pod ty m tytułem w L ipsku wychodzić m a kw artalnik, poświęcony spraw ozdaniom z postępów w dziedzinie czystej i stosow anej nauki o elektryczności. Pismo to po­

dawać będzie wiadomości o w szystkich artykułach i rospraw ach, odnoszących się do dziedziny elek­

tryczności, a pomieszczanych w pism ach nauko*

w ych i technicznych. R edaktorem pism a jest d r K arol S treck er, do cen t szkoły technicznej w B er­

linie, głów nym i zaś w spółpracow nikam i pp. Ki- lian i i P iran i.

K ażdy zeszyt k w artaln y zaw ierać będzie zesta­

wienie lite ra tu ry z n astępujących działów: a) elek­

tro m ech an ik a, b) elektrochem ija, c) przenoszenie wiadomości zapom ocą elektryczności i sygnalizo­

w anie elektryczne, d) pom iary elektryczne i ba­

dania naukow e, e) p rą d ziem ski’ i elektryczność atm osferyczna. K ażdy z tych działów rospada się n a kilka poddziałów; w każdym zaś z ty ch osta­

tn ich podaw ane b ędą wszystkie rospraw y z poda­

niem autora, tytułu, rozm iarów i wskazaniem tych WSZECHŚWIAT.

(14)

110

W SZECH ŚW IAT.

Ni' 7.

m iejsc w dziennikach, gdzie rospraw ę znaleść m o­

żna w całości lub w streszczeniu; prócz tego w ięk­

sza część rospraw będzie om ów iona w k ró tk ic h referatach.

W ydane już dwa zeszyty za ro k 1887 (B erlin, u S pringera) w 8-ce w iększej, str. 396, w których przytoczono lub omówiono 2132 p ra c e daje m iarę sum ienności i pożytku w ydaw nictw a. R edaktoro- wie czerp ali do tego zeszytu w iadom ości z siedem ­ dziesięciu kilku czasopism naukow ych i tec h n ic z ­ nych, w ychodzących w N iem czech, F ra n c y i, A n­

glii, Belgii, Szw njcaryi, W łoszech i w A m eryce, ale niepew ni jeszcze, czy spraw ozdania ic h są zu­

pełne, zw racają się do w szystkich autorów i n a ­ kładców z prośbą, o po p arcie ic h usiłow ań i n a d ­ syłanie pism , broszur, dzieł, recenzyj i t. p. z dzie­

dziny elek try k i; z red ak cy jam i zaś pism fachow ych prag n ą u rząd zić w zajem ną w ym ianę w ydaw nictw .

Pom ieszczam y niniejszą inform acyją w p rz y p u ­ szczeniu, że może być pożyteczną dla osób zajm u­

ją c y c h się u nas teoretycznie lub prak ty czn ie n au ­ ką elektryczności. D odajem y jeszcze, że cena ro ­ czna „Postępów e le k tro te c h n ik i" w ynosi 36 m arek.

S. D.

KROMKA HAtfKOWft.

FIZ Y K A .

-— Nowy elektroskop. B adając suchą błonkę kolo- dyjum zauw ażyłem , że bardzo łatw o, przez p o ta r ­ cie, np. przez przeciągnięcie m iędzy palcam i, elek­

try z u je się ujem nie, w skutek czego ulega p rz y c ią ­ g an iu przez p rz e d m io ty naelektryzow ane dodatnio lub obojętne, a odpychaną je s t przez p rzedm ioty naelektryzow ane ujem nie. B ło n k a ta k a zatem sta- [ now i bardzo p ro sty i ta n i elektroskop, k tó ry z ko- | rzy ścią może być użyty w fizyce. A żeby otrzy- j m ać w spom nianą błonkę, dosyć je s t w ylać kolo- ! dyjum n a tafelkę szklaną i ta k pozostaw ić aż do w yschnięcia. Ze szkła cienka błonka łatw o się zdejm uje, n astęp n ie tn ie się na w ąskie i długie pa­

ski, z k tó ry ch k ażdy stanow i gotow y ju ż do u ży ­ cia elektroskop. B ło n k a ta k a pow inna b y ć p rz e ­ chow yw aną w ciem nem m iejscu. P rzy taczając p o ­ wyższy fak t m niem am , że nie będzie on obojętny dla zajm ujących się fizyką.

M . Żm -aw slci.

G IEOG RA FIJA FIZYCZNA.

— Lodowce w Stanach Zjednoczonych. Ja k k o lw ie k A m eryka przedstaw ia niezliczone m nóstw o dowo­

dów istn ien ia epoki lodnikow ej, dotychczas nie by­

ła znaną obecność lodowców dziś jeszcze w górach K alifornijskich, nieustępujących bynajm niej lodni- kom Szw ajcaryi. Pierw szą o n ich wiadomość po­

d a ł J a n M air w r. 1872, późniejsi wszakże badacze zaprzeczyli ic h istn ien iu . N ajnow sze szczegóły o ty c h

lodnikach zawdzięczamy am erykańskim gieoiogom I. C. Russel i G. K. G ilbert, którzy zwiedzili je szczegółowo w roku 1883. Lodowce S ierry Neva- d y leżą w szystkie pom iędzy 36'/2° i 38° szer. półn.

na wysokości około 11500 stóp nad poziom em mo­

rza. N ajw iększy je s t lodowiec na Mt. L yell i te n wszakże n ie m a więcej n ad jed n ę m ilę angielską długości. Cokolwiek m niejszym je s t lodnik na Mt.

Dana, w szystkie je d n a k posiadają ch arak tery sty ­ czne cechy lodowców i masy śnieżycy (firn), j a ­ skinie lodowe, m oreny oraz ru ch praw idłowy.

W F ifth annual rep o rt of U nited States geological Survey for th e year ending Ju n e, 1884, zarówno lodowce powyższe ja k i daw niej znane na Mt. Sha- sta, R anier, Hood i B aker w Cascade R angę są do­

k ład n ie opisane i przepysznem i m apam i oraz ry ­ sunkam i, podług zdjętych na m iejscu fotografij, ozdobione.

W górach skalistych do r. 1878 nie b y ły odna- lezionem i lodowce. Z nalazł je W. II. Holmes w p a ­ śm ie W ind R iver Mts. w Stanie W yoming; inne znów od k ry ł Pum pelly w M ontanie (N. I. f. Min.

1887).

J. S.

— O bniżanie się szczytów Andyjskich. Obserwacy- je prow adzone w A ndach okazały ciekawe bardzo zjaw isko, że m ianow icie najw ybitniejsze ich w ierz­

chołki statecznie się obniżają.— Quito, które w ro ­ ku 1745 znajdow ało się na wysokości 9£96 stóp nad poziom em m orza, zeszło w roku 1803 do 9570 stóp, w roku 1831 do 9 567, a w roku 1867 w zno­

siło się już ledwie o 9520 stóp, — w ciągu zatem 122 la t obniżyło się o 76 stóp. Inny w ierzchołek, P ich in ch a, w ciągu tegoż sam ego okresu zniżył się o 218 stóp, a A ntisana w ciągu 64 lat o 165

stóp. (Rev. Scient.).

GIEOLOG1JA.

— Gaz błotny w Utah w Ameryce. Powszechnie w ia­

domo, że dotąd tylko w Pensylw anii, w okręgu węglow ym w ydobyw a się z ziem i gaz b ło tn y w ta k w ielkiej ilości, że m a naw et obszerne zastosowa­

nie w przem yśle. W ostatnich czasach na tenże gaz natrafiono w pobliżu słynnego jezio ra słonego U tah przy kopaniu studni. Poniew aż gaz w ydoby­

wa się z ziem i obficie, a w okolicy jeziora je st bardzo m ało m atery jału opałowego, postanowiono w ięc zużyw ać go przy w ydobyw aniu soli z wody jeziora słonego, co d o tąd z b ra k u opalu szło b a r­

dzo powoli. (Gaea. 1 H. 1888).

W . ii/.

GÓRNICTWO.

— Produkcyja z ło ta w latach 1 8 8 4 — 85 . W kolo- n ija c h austrą-lskich w yprodukow ano do roku 1885 79605768 uncyj złota, w w artości 312514930 fu n ­ tów szterlingów , w roku 1S35 w ydobyto 1V-2 mili- jo n a uncyj, S tan y Zjednoczone w ydobyły w roku 1885 złota za 31801000 dolarów. W S yberyi wy- płókiw ano w o statnich latach rocznie około 1570 pudów złota, w roku 1884 spadła produkcyja na 1476 pudów , ażeby ostatnią liczbę złota wydobyć,

Cytaty

Powiązane dokumenty

J a k się później przekonam y, to ciągłe wahanie się g ru n tu stanow iło niezbędny czynnik przy tw orzeniu się pokładów węgla, których ce­.. chę

strzygn ęły na korzyść undulacyjnej teoryi św iatła i kinetycznej teoryi ciepła, są to najw ażniejsze dośw iadczenia, jak ie k ied y­.. k olw iek zostały

Gocławek, jego siedziba, przez kilkanaście la t był pu n k tem centralnym w szystkich praw ie entom olo­.. gicznych ekskursyj, ta m to grom adzili się w

stkich; nareszcie m iędzy temi dwoma wiszą niedbale organy, których rola użyteczna polega na w ytw arzan iu przyszłych pokoleń yelelli... S chm idt, dwu gieologów

B adanie ciał tych bardzo w iele przyczyniło się do w yjaśnienia niek tó rych zawiłych kw estyj, dotyczących ub arw ienia o

Co się tyczy Y olucella bombylans, to gatunek ten rospada się na m nóstwo odmian, z których każda naśladuje innego trzm iela;

Otóż w yspy te po upływ ie pewnego czasu pokryw ają się przepyszną roślinnością i to najczęściej nieznaną w danej miejscowości, a dającą się odnaleść

ślinnem. odbywa się zjawisko zupełnie podobne, ja k przy działaniu kw asu siarezanego na sól k u ­ chenną, krócćj mówiąc, że rozm aite kwasy wydzielają z