• Nie Znaleziono Wyników

Młody Krajoznawca Śląski, 1937, R. 4, nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Młody Krajoznawca Śląski, 1937, R. 4, nr 1"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

S fr . 1. Zbieranie materiałów ludoznawczych ■ ...1 2. Z cyklu: „Budziciele polskości na Sląsku“ ... 3 3. Katastrofy kopalniane w zagłębiu śląskim w niedawnej p r z e s z ł o ś c i ...O 4. Stary kościół drewniany w B y to m iu ... ... . 11 5. Z wycieczki wakacyjnej iv Beskidy Zachodnie . . . . 13 6. Sprawozdanie z kursu kra joznawczego w Podegrodzia . 17 7. Z cyklu: Wsie i miasta śląskie ... 21 8. Z obrzędów i zwyczajów k a r a i m s k i c h ... 22 9. Ile jest Polaków poza granicam i państwa polskiego . . . 24

(3)

,W C A MĄSKO

P is e mk o Z rz e sz e ni a S zk o ln y ch Kół K r a j o z n a w c z y c h Śląskich

Nr. 1. (24) LU T Y 1937. Rok IV

A . W A S Z E K .

Zbieranie materiałów ludoznawczych

(ciąg dalszy).

W iele się dzisiaj mówi i pisze o potrzebie rozw inięcia sztuki regio­

nalnej i lite ra tu ry pięknej, Z ra ­ dością n ależy stw ierdzić, że p rze r­

wano już oprzęt o b o jętn o ści do spraw sztuki ludowej, ja k i spow ijał donie- dawna n asze społeczeństwio. H isto­

rycy sztuki m ów ią o p ierw iastk ach ludowych w sztuce polskiej. Sztu ka ludowa stała się zapładniającym m a­

teria łem i dla plastyków . M alarzy żywo naprzykład in teresu je spraw a m otyw ów zdobniczych n aw et na pi­

sankach w ielkanocnych. O czeku ją oni szczegółow ych badań strony ry ­ sunkow ej, m alarskiej pisanek, k ształ

tu, praw a sym etrii i sty lizacji.1) N aw et 'jsocjoPiiogbwie tej m iary co F lo rjan Z n an iecki tw ierdzą, że „mo­

żliwy je s t w n ied alekiej przyszłości nieznany nigdy w dziejach udział czynny n ajszerszy ch mas ludzkich w sztuce, wiedzy, religii i b e z in tere­

sownym życiu społecznym . Możliwy jest dzięki poparciu tw órców przez masy, tak i rozkw it tych dziedzin kultury, o jakim G re cja klasyczna, Ita lia O drodzenia zaledw ie słabe dać nam m ogą w yobrażenie. M ożliw e jest pow stanie zupełnie nowych dziedzin ku ltury duchow ej, których dziś w ogóle przew idzieć nie możemy, jak ludzie paleolitu przew idzieć nie mogli, że kiedyś pojaw i się m atem a­

ty k a i socjologia, muzyka sym foni­

czna i dram at now ożytny, narody, państw a i k o ścio ły 2).

Zrozumiano, że p ierw iastk i sztu­

ki ludowej odrodzić mogą w szystkie gałęzie sztuki. Dziełu tem u w alnie przysłużyć się m ogą k ó łk a krajoz­

naw cze m łodzieży szkolnej, w szel­

kich szkół, rozsiane na .całym te r e ­ nie P aństw a P olskiego, przez zbie­

ranie, grupowanie i opraqowywanie m ateriałów ludoznaw czych, b o plon obfity przynieść może jedynie zbio­

row y w ysiłek. N ajdrobniejsza naw et n o tatk a, o ile je s t oczyw iście dobrze napisana, m a znaczną w artość, mo­

że bow iem lepiej ośw ietlić lub utrw a­

lić dotychczasow e w yniki badań n a­

ukow ych.

Sp ecja ln ą natom iast rolę będ ą m iały do spełnienia kółk a k rajo z­

naw cze m łodzieży szkolnej w szko­

ła c h zawodowych i szkołach zaw o­

dowych d ok ształcający ch , w ychow u­

ją ce przyszłych rzem ieślników . W Ubiegłym roku (1936) odbyła się w Instytu cie Propagandy Sztu ki (W a r­

szawa) w ystaw a p rac szkół zaw odo­

1) artykuł w czasopiśmie „Arkady" R. II.

Nr. 4 (kwiecień): Ja n Michalski —

„Kilka słów o pisankach". —

szóści a cywilizacja przyszłości. Poznań 2) Florjan Znaniecki: Ludzie teraźniej-

1934, strona 34.

(4)

Str. 2. Nr. 1 (24) wych. P race te oparte b yły na

w zorach sztuki ludowej, a arty sty ­ cznie w ykonane i pom ysłow o skom ­ ponow ane budziły zachw yt swoją oryginalnością.

K ultu ra ludowa posiada swój w a­

lor i ciężar gatunkow y w oddziały­

waniu w ychow aw czem na młodzież, zw łaszcza jeżeli chodzi o w ychow a­

nie obyw atelskie.

O rganizację p racy ludoznawczej w kółku krajoznaw czym można o- przeć albo na roku obrzędowym lu­

du i w ów czas w szyscy członkow ie k ó łk a n astaw iają się na dane zja­

w isko z, jednakow em natężeniem uwagi, albo można podzielić p racę pom iędzy sta łe zespoły badaw cze, śledzące pew ne przejaw y życia ludu w ciągu jednego roku lub naw et kil­

ku lat. Pierw szy sposób odpowiada bardziej w łaściw ościom psychiki m łodzieży szkół pow szechnych, n a ­ tom iast drugi je s t bodaj najodpow ie­

dniejszym dla m łodzieży szkół śre­

dnich w szelkiego typu. W tym w ie­

ku zarysow ują się m ocniej specjalne zainteresow ania-

Z espoły badaw cze, tw orzące za­

razem grupy w tórne w ram ach k ó ł­

ka krajoznaw czego, zgrupują mło^

dzież ,około pew nych zagadnień lu­

doznawczych. I ta k jeden z zespołów zajm ie się budow nictw em , zb ierając i grom adząc obok opisów fotografie, rysunki, plany budynków m ieszkal­

nych, kuźni, łaźni, zabudowań go­

spodarczych, m łynów i t. p., kościo­

ły drew niane, krzyże, figury i k a ­ pliczki przydrożne, bram y cm en tar­

ne, nagrobki. Drugi zespół zain tere­

suje się różnego rodzaju rzem iosła­

mi, ja k : garncarstw em , tkactw em , garbarstw em i kuśnierstw em , koszy- karstw em , plecion karstw em i obrób­

k ą drewna, podając dokładny opis czynności, przyrządów, narzędzi, w arsztatów i t, p, — T rz e ci zespół śledził będzie obrzędow ość ludu, zb ierając m ateriały dotyczące roku

obrzędowego, obrzędów rodzinnych i obrzędów rolniczych. D alsze ze­

społy będ ą przeprow adzały badania nad: 1) leczn ictw em ludowym; 2) sztuką ludową (muzyka, tańce, m a­

larstw o, rzeźba drzewna, hafty i wyszywania, w ycinanki, zabaw ki) i 4) odzieżą i pościelą (strój codzien­

ny, św iąteczny, obrzędy, dzieci, m ęż­

czyzn, k o b iet różnego w ieku i stanu z uwzględnieniem pór roku, ozdo­

by) i t. d.

Z m etod pracy badaw czo - in­

w en taryzacyjn ych w ym ienić należy:

1) luźną obserw ację i opis; 2) poszu­

kiw ania na podstaw ie kw estionariu­

szy i an k ie t; 3) planow any wywiad;

4) in w en taryzacja zabytków w te re ­ nie i ew entualne grom adzenie przed­

m iotów etnograficznych.

O bserw acja luźna może m ieć m iejsce na w ycieczkach indywidu­

alnych względnie zespołow ych, przy­

nosząc ciekaw y m ateriał. Z obser­

w acją łączy się ściśle sam odzielne, czy pod kierunkiem , notow anie zja ­ w isk, faktów i przedm iotów sa­

mych. W arto ść n o tatk i podnosi do­

bra fotografia lub schem atyczny ry­

sunek obserw ow anego i opisyw ane­

go przedm iotu Względnie zjaw iska.

N iezm iernie w ażne są dane m etry­

kalne, które rów nież należy dołą­

czyć do opisanych przedm iotów i zjaw isk. Dane m etrykalne powinne zaw ierać: 1) nazw ę przedmiotu, o- b iek tu czy zjaw iska; 2) dokładne u m iejscow ienie i zaznaczenie umó­

wionym znakiem na planie kontu- rowym czy m apie; 3) odnośnie do zwyczajów , w ierzeń i t. p., czy one są żywe, czy znane ty lk o z opo­

w iadania; 4) imię i nazw isko, w iek i zawód inform ującego, oraz jego treściw a ch arak tery sty k a, ja k ą po­

siada pam ięć, czy jest prawdomów­

ny, ustosunkow anie się do zb iera­

jącego i t. p.; 5) m iejscow ość zapi­

sania i datę; 6) adres i czytelny pod­

pis zbierającego.

(5)

W iadom ości n ależy zapisyw ać ty lk o od ludzi starszych , posiad ają­

cych dobrą pam ięć a przede w szy st­

kim pochodzących z danej m iejsco­

w ości. O ile tylko można — zb ierać in form acje względnie odpowiedzi na kw estionariu sz od w ielu ludzi, tak m ężczyzn, jak i ko b iet, z dokładnym zaznaczeniem , kto inform ow ał. Od­

pow iedzi zapisyw ać tak, ja k się je słyszy z ust ludzi, n ic nie dodając, ani nie tłu m acząc od siebie. W m iarę możności, n otow ać tylko w gwarze.

P y tać o w ytłu m aczenie w yrażeń i

nazw mało używ anych, a otrzym ane, objaśn ienia zapisyw ać.

In w en tary zacja przy pom ocy kw e- stionariuszów u łatw ia o rien tację w p racy, M a ono doniosłe znaczenie tam , gdzie chodzi o najszybsze ze­

branie m ateriałów . K w estionariusz oddaje n ieocen ion e usługi kółkom krajoznaw czym , gdzie do p racy sta ją debiu tan ci, zb ieractw a, zapew niając rzeczow e i przejrzyste podejście do zagadnienia. J e s t to n ajkrótsza i n aj­

szybsza drioga otrzym ania jednego z tych m ateriałów .

(D okończenie nastąpi).

Stanisław Lubecki.

z cyk|u: Budziciele polskości Śląska

Ks. Jan Alojzy Ficek

Znaną jest rzeczą, że zapiski hi­

storyczne na Śląsku z a w ierają sporą liczbę duchow nych, k tó rzy ob ok swej p racy w e W in n icy P ań sk iej z zapa­

łem oddawali się spraw ie narodow ej p olskiej, służąc ludowi śląskiem u ra ­ dą i czynem na niwie narodow ej.

N iew ielka jest jed n ak liczba tych księży, którzy z w ie lk ą ofiarnością ze sw ego zdrow ia i m ienia, — ze sam ozap arciem się siebie w ychow y­

w ali lud śląsk i w e w ierze k ato lick iej, uśw iadam iając go narodow o, równo­

cześn ie rugując z n iego w ady i złe na m iętności. D o tych ostatn ich zaliczyć m ożna ks, kan on ika J a n a A lojzego F ic k a , p ro boszcza p iek arsk ieg o, z a ­ ło ż y ciela sław nego na c a łą P o lsk ę i poza jej gran ice k ościoła pod w ezw a­

niem Najśw. M arii Panny P ie k a r­

sk iej n a Górnym Śląsku, — red a k to ­ ra wzgl, zało ży ciela pierw szych pol­

skich czasopism i b ra ctw i t. p.

B y ł to c h a ra k te r niepos­

polity, p e łe n siln ej wolji, naboż-

ności, praw dziw y ojciec ubogich, — jednych słow em piękny przykład dla sw ych ow ieczek. Zw ano go też p o ­ w szechnie „górnośląskim apostołem trzeźw o ści", gdyż zw alczał |on ja k ty lk o mógł, pijaństw o, rozszerzające się już w ów czas na Górnym Śląsku,

— propagując natom iast ośw iatę re ­ ligijną i narodow ą w słow ie i piśm ie.

J a n F ic e k u jrzał św iatło dzienne w D obrzynie W ielkim (na Śląsku Opolskim ) w dn. 10 m aja 1790 r. N ie­

zamożni, rodzice jego, mimo szczu­

p łych dochodów, przeznaczyli go n ajp ierw na n au czyciela szko­

ły ludowej,\ le cz los upatrzył dla tegoi łatw o pojm ującego n au ki ch a­

ra k teru inne stanow isko, p oży tecz­

n iejsze jeszcze dla ludu.] Bęldąc już m łodzieńcem , upodobał sobie F ic e k stan kap łań sk i, ob iecu jący ści­

ślejsze stykan ie się z ludem, — bu­

dzącym się dopiero w ow ych czasach w swym uśw iadom ieniu narodow ym . M łody J a n przeczu w ał też, że s ta *

(6)

kap łań ski da mu lepsze poznanie złych naw yknień i cnót ludu śląsk ie­

go. Nie m ając jed n ak środków m a­

terialn y ch na przysposobienie się do stanu duchownego, młody Ja n zn alazł pom oc w osobie swego b ra ­ ta, rów nież księdza, a niemniej sw e­

go wuja ks. So b iech a we W rocław iu.

U kończyw szy zaszczytnie nauki gim­

nazjalne, poszedł J a n na w szechnicę w rocław ską, skąd później jednak przeszedł do grodu podw aw elskiego, gdzie ukończył studia teologiczne na U n iw ersytecie Jagiello ń skim . B y ło to w r. 1817, w którym rów nocześnie otrzym ał św ięcenia kapłańskie z rąk biskupa krakow skiego. Przydzielo­

ny na kilka lat do naonczas obszernej p arafii czelad zkiej w pow iecie będziń skim, gdzie spraw ow ał czynności k a ­ pelana, mianowany później został ks.

F ic e k proboszczem we wsi Ziem ię- cice w pow- gliwickim. N akoniec, po przyłączeniu dekanatów ; bytom ­

skiego i pszczyńskiego, (co* m iało m iejsce w r. 1821) — do w rocław skiej kurii biskupiej, — d ek retem tejże kurii ks. F ic e k przesiedlony został do P iek ar, gdzie objął probostw o przy k o ściele pątniczym z cudownym o- b razem Najśw. M arii Panny. W m iej­

scow ości tej, jako młody duchowny, rozpoczął ks. F ic e k sw ą ow ocną dzia­

łaln ość i to nietylko wśród swych pa­

rafian, lecz na cały G órny Śląsk, gdyż jako proboszcz w ów czas już sław nego m iejsca pątniczego, m iał ks.

F ic e k w iele sposobności do w szcze­

piania w iernym swych zdrow ych za­

sad ch rześcijańskich .

Sm utne stosunki panow ały w owych latach na Górnym Śląsku pośród ludu pospolitego, gdyż mało było przew odników , którzyby w sk a­

zywali na drogi prow adzące do lep­

szego uświadomienia. Przem ysł ślą­

ski w łaśnie znajdow ał się w począt­

kowym stadium rozw ijania się. Liczni przybysze z B erlin a, Fran kfu rtu itp.

uw ażali lud tutejszy za obiekt po-

gardy i pośm iew iska. K s. F ic e k wi­

dząc to w szystko, postanow ił b yć dla ludu śląskiego nietylko duszpaste­

rzem, ale i opiekunem i przew odni­

kiem, w skazującym na lepsze jutro, W tym celu wydał gazetę p. t,

„T Y G O D N IK K A T O LIC K I'*, k tó ­ ra b yła rów nocześnie organem „To­

w arzystw a M ariań skieg o", założone­

go w P iekarach , Poza tym był ks.

F ic e k głównym red aktorem wyda­

wanego w latach od 1851 — 53 przez drukarza H eneczka w P iek arach cza­

sopisma p. t. „Poradnik G órn ośląski"

N apisał też ks. F ic e k cały szereg broszur i książek w języku polskim, z których n iestety tylko m ała ilość dochow ała się naszych czasów.

B y ł to kapłan w ybitnie polskiego usposobienia. W arto przytoczyć sło­

wa jego, że „w iarę i ośw iatę wśród ludu szerzyć można tylko, posługując się w yłącznie językiem ojczystym , a w ięc tu n a Śląsku tylko, polskim " — oraz, ,lud śląski tw ardo będzie siał przy w ierze k ato lick iej i swych chrze ścijańskich zasadach i obyczajach, dopóty posługiwać się będzie swym językiem ojczystym polskim ". J a k w skazuje historia, słow a te m ają w ielką ra cję bytu.

Pom iędzy licznymi zw iązkam i za­

łożył też ks, F ic e k „B ractw o T rz e ź ­ w o ści", m ające na celu zw alczanie nadużywania alkoholu, w szczegól­

ności picia gorzałki. B ractw o to czynne było nietylko w P iekarach , lecz na całym Górnym Śląsku i na skutek intensyw nej propagandy zy­

skiw ało coraz to w ięcej członkow i prawdziwych zwolenników, tak dale ce, że w krótkim czasie liczyło k ilka- tysięcy członków i propagatorów w strzem ięźliw ości! Na skutek spe­

cjalnych kazań misyjnych, w ygłasza­

nych przez ks, F ic k a i !ego księży pomocników, pijaństw o na Górnym Śląsku zostało w bardzo znacznym stopniu wśród ludu stłumione.

(7)

W p racach tych, ta k religijnych, jak i ośw iatow ych znalazł ks. F ic e k znakom itych asystentów w osobach 0 0 . Jezu itó w , dawnych zaw iadow ­ ców k ościoła p iekarskiego. W szcze­

gólności. dziś jeszcze u ludu w do­

b rej pam ięci są k sięża: K arol A n ­ toniew icz, Lipiński, P e te re k i inni, którzy ja k o w ybitni kaznodzieje, sta ­ nowili doskonałą pom oc dla ks. F ic k a w uzdrowieniu stosunków m oralnych i społeczn ych pośród ludu ślą sk ie­

go. W spólnym i siłam i księża ci — oprócz sw ych p rac nad w ychow aniem religijnym ludu, — kład li podw ali­

ny pod uśw iadom ienie narodow e, k tó re w k ilkad ziesiąt lat później by­

ło podstaw ą dla ludu śląskiego' do p ołączen ia go na zawsze z M a cie­

rzą P olską.

N ależy nadm ienić jeszcze n ie ła ­ tw ą p racę około zebran ia funduszów na budowę nowego kościoła N. M. P.

p iek arsk iej, któreg o jak to w yżej za­

znaczono, ks. F ic e k był założycielem w tym stan ie, w jakim się dziś znaj­

duje") stary k o śció łe k bow iem zna­

cznie daw niejszych sięg ający czasów , aniżeli okres odwiedzin P ie k a r przez królów polskich Ja n a S o b iesk ieg o w r. 1683 i A ugusta II Sasa, 1697.

**) — o kazał się w ob ec napływu co ­ raz to liczniejszy ch pielgrzym ek, za szczupły — i zach od ziła p a lą ca po­

trzeb a w ybudow ania nowego k o ścio ­ ła, k tó ry b y m ógł pom ieścić c a łe rze­

sze w iernych. W o b ec jed n ak niem al zupełnego b rak u funduszów, stan ął ks. F ic e k przed n ad er ciężk im zada­

niem. N ieustraszony ten bojow nik za w iarę i narodow ość, dzięki swei

*) W roku 1935 kościół ten został znacznie powiększony i upiększony przez ks. prob. Puchera, a w szczególności przez dobudowania bocznych naw.

**) Według istniejących dokumen­

tów pierwszy kościół piekarski rozpoczęto budować w r. 1303.

silnej w oli i ufności w pom oc B ożą, nie u ląk ł się żadnych trudności i p od­

w ajał pilność sw oją w kierun ku zbie­

rania ceg iełek na budowę nowego przybytku P a ń sk ieg o "*"). Dn. 2 lipca 1843 odbyło się u roczyste pośw ięce­

nie kam ienia w ęgielnego pod budowę now ej św iątyni P ań skiej, ku czci M atk i B o sk iej, do k tó re j ks. F ic e k żywił szczególne nabożeństw o. R o ­ b otnicy i rzem ieślnicy p racu jący koło budowy — w m yśl zasad fundatora, zobow iązani byli do złożenia u roczy­

stego przyrzeczenia, że w czasie p ra­

sie p racy przy budowie nie będą uży­

w ali ani wódki, ani tytoniu, jak o tez w strzym yw ać się będą od w ym aw ia­

nia w szelkich klątw .

Po kilku latach ciężkiej i ofiarnej p racy w ysiłki ks. F ic k a , z pom ocą składanych przez lud ofiar w d atkach pieniężnych, uw ieńczone zoslały pom yślnym sku tkiem ; stan ęła jedna z najw spanialszych w ow ych latach św iątyń na Górnym Śląsku. W dniu 8 w rześnia 1846 r. dokonany został ak t pośw ięcenia nowego k o ścio ła przez biskupa w rocław skiego ks.

kard. M elch iora D iep en b rocka. W te ­ dy % biskup ten, rodow ity N iem iec, ń iew ład ający w cale językiem pol­

skim, w idząc olbrzym ie tłum y zgro­

madzonego ludu śląskiego, k tó ry pospieszył n a ta k rzad k ą u ro czy ­ stość, — w yrzekł owe pam iętne sło­

w a: „O, gdybym ja ta k mógł do te ­ go ludu przem ów ić w jego ojczystym języku, ch ętnie dałbym p alec sw ej ręk i za to w o fierze1’. W trudnych nadzw yczaj w arunkach w ybudo­

w any został ten nowy k o śció ł:

naród biedny, niezdolny do w ięk ­ szych ofiar, grasujące w zastraszają­

cy sposób epidem je w kraju, oraz

* ** ) Podanie ludowe mówi, że ks. F i­

cek zwrócił się nawet ze skutkiem do lu - terskiego M inisterstwa pruskiego a »v końcu nawet do samego króla o ’ orr,oc materialną.

(8)

n iezw ykły nieurodzaj płodów ro l­

nych, pow odowały fataln e położenie gospodarcze ludności. Mimo to je ­ d nak w ielkie dzieło zostałjo doko­

nane. W k ilk a m iesięcy później przybył na G órny Śląsk k ró l pruski F ry d e ry k W ilhelm IV i przy tej o k a­

z ji zw iedził rów nież k ościół p iek a r­

ski, wpisując się do księgi pam iątko­

w ej i podziw iając m onum entalną bu­

dow ę świątyni.

O czyw iście, że p raca ob fitująca w ta k ie owoce, nie mogła pozostać bez nagrody doczesnej. T o też k ilk a lat przed śn yercią sw oją ks. Ja n F ic e k , w nej, m ianow any został kanonikiem wnej m ianow any został kanonikiem kap itu ły w rocław skiej. M im o tego jed n ak nada) pozostał sobie sk ro m ­ nym sługą Bożym i w tej skrom no­

ści nazw ał sam siebie „pieskiem N ajśw. M arii P ann y". Nadal też ch o ­ dził do późnej starości nocną porą

na ad orację do kościoła, nadal oka­

zyw ał on w ielkie m iłosierdzie w zglę­

dem ubogich, sięgające aż do samo­

zap arcia siebie i cio ty lk o mógł roz­

daw ał biednym. To też im ię ks.

F ic k a n abierało coraz w ięcej rozgło­

su na Śląsku i poza jego granicam i, a gdy w dniu 18 lutego 1862 r. zakoń­

cz y ł on sw ą w ędrów kę ziem ską, — dostąpił w śród ludu sław y św iętości.

C ały G órny Śląsk ©krył się wów­

czas żałobą z powodu straty tak szlachetnego i ideow ego duszpaste­

rza, który w ystaw ił sobie trw ały pom nik w sercach swych rodaków.

U d ział ludu w u roczystościach p o ­ grzebow ych b y ł ogromny.

Z ap łakał lud śląski nad otw artą m ogiłą swego dobroczyńcy i rów no­

cześnie p rzyrzekł sobie pozostaw ić n iez a ta rtą pam ięć po swym wielkim zmarłym* k tó reg o to przyrzeczenia dotąd jeszcze w iernie zachow ał.

STANISŁAW ŁUBECKI.

Katastrofy kopalniane w zagłębiu śląskim w niedawnej przeszłości.

Wypadki katastrof kopalnianych wszędzie tam, gdzie wydobywa się wę­

giel, nie należą do rzadkości. I u nas na Śląsku nie ma prawie dnia, abyśmy nie czytali o jakimś mniejszym lub więk­

szym wypadku kopalnianym. Wypadki te dowodzą tego, jalk jeszcze mimo wszystko bezbronnym jest człowiek wo­

bec potężnych żywiołów, świadczą też o tym, jak niebezpieczną i godną naj­

wyższego szacunku jest praca górnika, tego górnika, który patem, a jakże czę­

sto i krwią własną, ofiarą własnego życia i zdrowia, wydobywa na po­

wierzchnię ziemi taik bezcenne dla całej ludzkości „czarne diamenty". Od przy­

jaciela naszego pisemka, p. Stanisława Lubeckiego, autora szeregu artykułów

o przeszłości zagłębia węglowego, otrzy­

maliśmy dłużsizy artykuł, opisujący większe katastrofy kopalniane na Gór­

nym Śląsku, jakie miały miejsce w osta- fnich kilkudziesięciu latach. Artykuł ten napisał p. Lubeoki na podstawie ustnych opowiadań żyjących jeszcze świadków tych wydarzeń. Wymieniony artyikuł zaczynamy drukować począw­

szy od numeru dzisiejszego, gdyż pra­

gnęlibyśmy aby nasi Czytelnicy zazna­

jomili s:ię z niebezpieczeństwami, jakie stale towarzyszą pracy górnika, obudzi­

li w sobie szacunek i cześć dla tej pra­

cy i dla bohaterskiego nieraz wysiłku w walce z wrogim żywiołem. Gdy w mro­

źny dzień siedzieć będziecie przy do­

brze, ogrzanym piecu, pomyślcie, że ct,

(9)

którzy ten ciepłodajny minerał z ziemi ogromnym wysiłkiem dla Was wydoby­

wają, nieraz ikrwią swoją zraszają czar­

ne bryły węgla, który was ogrzewa.

I.

ST R A S Z N E N IESZC ZĘŚC IE W K O PALN I „K L E O F A S 1*

W ZA ŁĘŻ U .

■ M iejscow ość Z ałęże, stan ow iąca dziś jedną część obszaru m iasta K a ­ tow ic, wspomina w m iesiącu m arcu sm utną chw ilę w dziejach swoich, m ianow icie roczn icę okropnej k a ta ­ strofy kop aln ian ej — najw iększej, ja k a m iała m iejsce w ubiegłym stu­

leciu na Śląsku — w kopalni K le ­ ofas" w Załężu, podczas k tó rej zgi­

n ęło tragiczn ą śm iercią 104 górni­

ków.

K opalnia ta skład ała się w ów ­ czas z dwu głów nych szybów, m iano­

w icie „ W a lte r" i „ R e k e ", których p ogłębienie zajęło p ełn ych siedem la t czasu, a odbyw ało się w latach od 1881 do 1888 r. B y ła ona w łas­

n ością S p ó łk i A k cy jn ej „Sp ad k o­

b iercó w G iesch eg o " i w ów czas jedną z n ajw ięcej w yd obyw ających w ęgla na Śląsku.

B y ło to w dniu 3. m arca 1894 r.

Załoga szybu „ W a lte r", oddziału

„P ole Zachodnie I-sz e " zjech a ła do kop alni ja k zw ykle do sw ej dziennej pracy, na p ok ład w głębo kości 82 m etrów . ,

N araz w godzinach przedpołu­

dniowych, w głównym przekopie, w odległości oko ło 200 m. od szybu głów nego, najpraw dopodobniej w sk u tek isk ier uchodzących z lampy olejn ej, popraw ianej przez p rzech o­

d zącego przekopem górnika, zapaliło się dosyć grube o k ry cie izolacyjne rur parow ych, w iodących z kotło w ­ ni po p rzez szyb „ W a lte r", wzdłuż głów nego ganku, w głąb kopalni.

W o b e c tego, że iz o la cja ta sporzą­

dzoną b y ła z łatw opalnego m ateria­

łu, a m ianow icie z w łókn a drzew ne­

go zaw iniętego grubym płótnem , — p ożar rozszerzył się z gw ałtow ną szybkością. W k ró tk im czasie zajęły się drew niane zabudow ania, (ochro­

ny stropu), n astępn ie w ęgielne śc ia ­ ny ganku, płom ień zaś, p rzy b ierają­

cy k sz ta łt ognistej żmiji na ca łej niem al szerok ości ganku, zatruw ał rów nocześnie pow ietrze gorącym i gryzącym dymem, n ap ełn iając w k ró t­

ce sw ą zab ó jczą atm osferą w szyst­

k ie ganki i przekopy, — tym b a r­

dziej, że szybam i wazdowymii „ W a l­

te r " i „ R e k e " podziem ia kop alni zw ykle zaopatryw ane byw ały w św ieże pow ietrze. P ow ietrze to sil­

nym ciśnieniem n asy cało głów ny przekop i inne ganki i p arło w k ie ­ runku szybów w en tylacyjn ych „C e­

z a r". T o też p racu jący w tym od­

dziale górnicy, w liczbie 144-ech, zorientow aw szy się o grożącym n ie ­ b ezp ieczeń stw ie, p ozo staw iając swe narzędzia na m iejscu, szybko rzucili się do u cieczki, jedni w kierunku szybów w en tylacyjn ych , drudzy zaś gankam i bocznym i ku szybow i w y­

jazdow em u „ R e k e ". N iestety, m ała ich tylko część zdołała się w yrato­

w ać. W ię k sza część załogi w obec zupełnego b raku pow ietrza, zdatne­

go do oddychania p ozostała w zady­

m ionych gankach, ponosząc śm ierć w sk u tek uduszenia. K ilk ad ziesiąt zw łok, ogarniętych płom ieniam i zo­

sta ło spalonych.

D opiero zaalarm ow anym szybko oddziałom ratunkow ym udało się w jednym z głównych przekopów , oraz w ganku objazdowym zam knąć k ilk a głów nych tam (drzwi) żelaz­

nych, a tym samym w strzym ać do­

pływ pow ietrznego prądu. Zabieg ten b y ł konieczny, albow iem przez zam knięcie ty ch tam, płom .eń razem z dymem odw rócił się w kierunku szybu „ W a lte r", gdzie w ychodząc gęstym czadem , pow oli gasł. R ó w n o ­ cześnie w przeciw nej stronie t. j. pod szybam i „C ezar" i „Szw arzteid za­

(10)

palono ostrożnie pew ną ilość drze­

wa, aby umożliwić szybszy odpływ tru jących gazów z podziemi. Po tych zabiegach osiągniętą dopiero została m ożliw ość ratow ania nieszczęsnych

ofiar.

K ierow n ictw o nad oddziałami ra ­ tunkowymi, k tó re rów nież zaalarm o­

wano* z sąsiednich kopalń, — objęli m, in. ów czesny zaw iadow ca kopal­

ni „K leo fas" Tom aszew ski, oraz nadsztygar Goguel. P race ratun ko­

w e były bardzo utrudnione z pow o­

du w ielkiego gorąca i powolnego ustępow ania dymu z tlejący ch od­

padków drzewnych. Cudów w alecz­

n ości z rozpętanym żywiołem okaza­

li sztygarzy P ietru ski z kop. „K leo­

fas, oraz W a lter z kop. „Ferd y­

nand". W czasie objeżdżania ganków napotykano w k ró tk ich odstępach na poparzone i uduszone ofiary w leżący ch pozycjach. W p rzew ażającej części były to już tylko- trupy. W głównym przekopie, niedaleko je ­ dnej z tam, k tó rą najpraw dopodo­

bniej ostatn im i swymi siłam i zam­

knął, znaleziono śp. sztygara W alo- nia, n ieste ty nieżyw ego. Dzielnv ten czło w iek, k rótk o - przedtem o strz e­

g ając swych tow arzyszy przed gro­

żącym niebezpieczeństw em , sam padł ofiarą katastrofy, spełniaiąc do o statn iej chwili swój obow iązek, na­

w et w obliczu nadchodzącej śm ier­

ci; W yratow an o w czasie trw ania a k cji ratunkow ej w okresie 3-ch dni 40 rannych i poparzonych, . lecz ży­

wych, których odtransportow ano n a­

tychm iast do okolicznych szpitali, reszty zaś, w liczbie 104 nie zdołano już przyw rócić do życia. W szystkie ofiary odstaw iane zostały przez k o ­ lumny ratunkow e z w ielkim trudem pod szyb „ R e k e ", gdyż -żyb „W al­

te r " przedstaw iał jedno w ielkie zbiorow isko dymu i czadu na k ształt olbrzym iego kom ina podziemnego, — gdzie windam i (wyciągano ich na pow ierzchnię. Tych , którzy ńie oka

zywali żadnych znaków życia, umie­

szczano tym czasem w obu cechow ­ niach na rozesłanej słomie, jeden obok drugiego, żywych zaś oddano pod op iekę lekarzy szpitalnych w K ato w icach i K rólew skiej Hucie.

N astąpiły rozdzierające serca sce­

ny, albow iem w ieść o strasznym nieszczęściu lotem b łyskaw icy ro z­

b iegła się po bliższej i dalszej okoli­

cy i w ielotysięczna ludność przypu­

szczała form alne szturm y do obu ce­

chowni, gdzie składano zw łoki bie­

dnych ofiar, oraz do szybu w yciągo­

wego. Tam rzuca się m atk a z prze­

raźliwym krzykiem ku zwłokom sw e­

go syna, tu znowu załam uje w roz­

paczy rę c e m łoda m ężatka, obok okopconego i poparzonego ciała sw e­

go męża, liczne sieroty opłakują śm ierć swego żyw iciela, który rano zdrów i w esół żegnał się z nimi, a te raz go widzą leżącego m artw ym i Nie mogą one pojąć, że to ich T a ­ tuś, którego już w ięcej nie m ają oglą­

dać- N iektóre zw łoki kładziono w trumny i odwożono do kostnic. Z pośród 104 zaduszonych względnie popaczonych ofiar, 72 było ojcam i rodzin. O płakiw ały ich wdowy oraz 166 sierót poniżej lat 15-tu. K a ta ­ strofa w yw arła w ów czas wśród m ieszkańców Górnego Śląska olbrzy­

m ie w rażenie.

W kilka dni później, a m ianowi­

cie w dniu 7. m arca 1894 r. posuwa­

ły się rów nocześnie cztery orszaki pogrzebow e na cm entarze w D ębie, B ogu cicach, K atow icach , oraz K ró ­ lew skiej H ucie. U dział ludności oraz duchow ieństw a w uroczystościach pogrzebow ych b ył ogrom ny; docho­

dził) do liczby ponad sto tysięcy.

B y ła to m an ifestacja żałobna, jakiej Śląsk dotąd nie widział. N awet z dalekich stron przybyli p rzedsta­

w iciele w ładz górniczych i św iec­

kich, aby oddać hołd prochom pole­

głych w w alce z skrytobójczym ży­

wiołem . Dzień b ył pochmurny, śrież-

(11)

no - mroźny, na niebie zajaśniały k ilk ak ro tn ie b ły sk aw ice i odezwał się złow rogi grzmot, p ow iększając przez to ponury i smutny nastrój wśród uczestników pogrzebu. Na cm entarzu w D ębie, gdzie n ajw ięk ­ szą ilo ść ofiar oddano ziemi ::) nad grobem m asowym ów czesny prcr bószcz bogucicki z parafianam i uczy­

nił ślub, że wybudowany zostanie w Załężu na w ieczną pam iątkę kościół pod w ezw aniem św. Jó z e fa , iako pomnik dla zm arłych górników . Za­

miar ten wprowadzony został w czyn w cztery la ta później, a m ianow icie w r. 1898. R ozp oczęto w tedy budo­

wę tego kościoła, a po ukończeniu budowy zostai tenże pośw ięcony w dniu 8. listopada 1900 r. K ościół ten przedstaw ia się dziś jako w spaniała św iątynia pod w ezw aniem św. Jó z e ­ fa i stanow i on praw dziw ą ozdobę dzielnicy III nyasta K ato w ic (Z a łę­

ża). W trzecim dniu każdego m iesią­

ca odpraw ia się w k o ściele tym tra ­ dycyjne u roczy ste nabożeństw o na in ten cję górników, którzy zginęli w ów czas w kopalni tragiczną śm ier­

cią. O prócz tego w pierw szej poł wie m arca każdego roku odprawia się nowenna do św. Jó z e fa , patrona dobrej śm ierci dla żyjących • górni­

ków, przy licznym udziale w ier­

nych.

Dwie w ielkie tab lice p am iątko­

we z w yrytym i nazw iskam i ofiar k a ­ tastro fy sporządzone zostały dla c e ­ chowni kopalni K leofas. T a b lice te w iszące po obu stronach szafiastego otłarza św. B arb a ry stanow ią dziś przypom nienie owego sm utnego i p eł'

*) Piękny pomnik grobowy nad wspól­

ną, obecnie nieco zaniedbaną, mogiłą, sprawiony przez właścicieli kopalni

„Kleofas"— Spadkobierców Gieschego, oznacza dziś jeszcze m iejsce wie­

cznego spoczynku części ofiar k ata­

strofyv_

nego grozy dnia i w skazują ponad­

to na u staw iczną w alkę, k tó rą gór­

nicy prow adzą z wrogimi żywiołami podziemnymi. Na sku tek tego strasz­

nego n ieszczęścia pow staio też po­

śród ludu śląskiego kilka sm ętnych piosenek, opiew ających p racę i śm ierć górników w kopalni, w zglę­

dnie ow ą k a tastro fę. Z piosenek tych n iestety z biegiem lat w iększa część poszła w zapom nienie.

Dziś po upływie d ziesiątek lat za­

bliźniły się rany w sercu ludu ślą­

skiego spowodowane owym strasz­

nym kataklizm em , lecz pam ięć po poległych tragiczn ą śm iercią górni ków lud śląski zachow a na długie wieki.

II.

W IN D A S P A D A JĄ C A W PR ZE PA ŚĆ 200 M ET R Ó W G ŁĘBO K Ą

Rów nież i gny.na O rzegów w pow.

św iętochłow ickim , położona tuż na pograniczu niem ieckim , posiada swe smutne tradycyjn e wspom nienie. *) W dniu bowiem 18. lipca 1898 r. w tam t. kopalni ,,G oth ard “ zm asakro­

wanych zostały w straszny sposób 25- ciu górników. W ypad ek miał p rze­

bieg n astęp u jący:

W ym ienionego dnia o g dz. 5.30 rano, gdy windą spuszczano górni­

ków do pracy, w pewnym m om encie

— praw dopodobnie w skutek przeo­

czenia przy poprzedniej rew izji — winda, w k tó rej zjeżdżało w głąb szybu 26 górników, w yślizgnęła się z

*) Już poprzednio, a mianowicie W dniu 22. kwietnia 1879 r. gmina Orzegów przeżyła straszne nieszczęście kopal­

niane. Mianowicie w dniu tym zgi­

nęło w nieistniejącej już dziś kopalni

„Szyb Zofji“, przez nagłe załamanie się stropu, 10-ciu górników, k tć.’ 2 ch zwłoki pogrzebane zostały na cmen­

tarzu w Goduli. (Bliższe wiadomości:

patrz dziełko tegoż autora p. t.

„Z przeszłości Orzegowa“).

(12)

przym ocow anej do niej kłodą liny i z zaw rotną szybkością runęła w dół, gdzie uderzyła w głębokości około 200 m etrów o drew niane rusztow a­

nie, zakryw ając dalsze, jeszcze nieu- końcżone, pogłębienie szybu. Zna- m iennem jest, że bezpieczniki, t. zw.

,pazu ry" **) zupełnie, zawiodły.

S iłą uderzenia windy zostało rusztow anie to doszczętnie zdem olo­

wane, zaś winda stoczyła się jeszcze kilka m etrów w głąb, gdzie znajdo­

w ał się szyb jeszcze nie obm urowa­

ny, a jako taki nie urządzony do zjeżdżania i nie posiadający jeszcze przewodów (ślizgaczy), w których jJo suwa się winda. T a część szybu m iała po ukończeniu p ołączyć pokład ,,Pochham m er“ z pow ierzchnią zie­

mi i w ydrążoną była na głębokość około 90 m etrów .

W inda, dostawszy się p jd ruszto­

w anie, w yw róciła się i zaw isła po­

ziomo w szybie, a ponieważ na do­

m iar złego, furtki windy były otw ar­

te **•*), — przeto górnicy, znajdują­

cy się w windzie — prawdopodo­

bnie w przew ażającej części już n ie­

żywi — sypali się jak ziarnka pia­

sku w otch łań szybu! W toku na­

tychm iast w szczętych p rac ratun­

kow ych, znaleziono ich zw łoki zma­

sakrow ane od licznych uderzeń o ściany szybu. Je d n a tylko z ofiar, nazw iskiem Em anuel K urek, cudem

**)' „Pazury czyli chwytadła, — mecha­

nizm u windy, który w razie zerwa­

nia się tejże w głąb szybu umożliwić ma natychmiastowe zatrzymanie się tejże w swym samoistnym biegu.

* * * )N a śląskich kopalniach istniał daw­

niej taki niemądry zwyczaj, że gdy razem z załogą zjeżdżał we windzie nadgórnik lub sztygar, sygnalista na nadszybiu nie zamykał furtek u win­

dy.

niem al uszedł z życiem , doznaw­

szy jednakow oż ciężkich, obrażeń ciała, oraz długotrw ałego wstrząsu nerwów.

Tenże K u rek opow iadał później, iż życie jego uratow ało mu stosow a­

nie zwyczaju, k tó ry używ ał on przy każdorazow ym zjeżdżaniu windą.

M ianow icie chw ytał się on oburącz p ręta żelaznego, znajdującego się u stropu windy i to go ocaliło. W y le­

czywszy się, zdaje się, że żyje do dziś dnia. O fiary strasznego wypad­

ku w yciągnięto w ciągu następnych dni na sąsiednim, o kilkadziesiąt m e­

trów oddalonym szybie „K yn ast".

Pomiędzy zabitym i ofiaram i k a ­ tastrofy górniczej znajdowali się też:

sztygar K eil, oraz nadgórnik Gawron

— dzielni górnicy, którzy jak i resz­

ta ofiar, m iłowali swój zawód nade w szystko. D latego też bardzo liczny był udział w pogrzebie, który odbył się w kilka dni później. W idziano w tedy licznych przedstaw icieli władz górniczych, św ieckich i duchowień­

stwa, oraz niezliczone tłumy ludnoś­

ci, k tó re pragnęły oddać ostatnią przysługę w ta k tragiczny sposób zmarłym. Po uroczystym nabożeń­

stwie żałobnym w kościółku w iej­

skim, ^dziś już nieistniejącym ), wyru­

szył pochód żałobny, w którym znaj dowało się 25 trumien ze zwłokami ofiar, na cm entarz, gdzie nad m aso­

wym grobem ks. proboszcz Sigula w ygłosił kazanie, w zruszając do głębi serca, — po czym spuszczono trumny do grobu.

Na cm entarzu orzegowskim, nad wspólną mogiłą, poległych w pracy górników, dokąd zjechali po raz ostatni w głąb ziemi — wznosi się dziś w spaniały pomnik, ufundowany przez zarząd kopalni „G othard", ku czci poległych ofiar, przypom inający rów nocześnie ciężki i niebezpieczny zawód górnika.

(13)

Matuszczyk Eryk

Stary kościół drewniany w Bytomiu

W związku z przeniesieniem kościółka knurowskiego na Górę Wyzwolenia do Chorzowa, należałoby nieco wspomnieć o historii starego kościoła drewnianego w Bytomiu, którego dzieje i los obecny jest dość podobny do losu kościoła knu­

rowskiego.

Jeśli ktoś z naszych czytelników był kiedyś w Bytomiu, to niezawodnie wi­

dział stary kościółek drewniany, stoją­

cy oibok plant. Wśród majestatycznych starych lip stoi ten kościółek, jedna z pereł budownictwa polskiego na Śląsku, tak wymownie świadczących o jego p o l­

skości. Tych pereł naszego dawnego bu­

downictwa marny już obecnie na całym Śląsku niewiele, a zwłaszcza mało ich na Śląsku niemieckim, gdzie Niemcy, a zwłaszcza Niemcy hitlerowskie, starają się na gwałt- zatrzeć wszelkie ślady pol­

skości. Kościółki te stoją dzisiaj jako pomniki dawnych czasów, a świadczą nie tylko o pobożności i ofiarności ludu

śląskiego, ale i rdzeńności kultury pol­

skiej tego ludu. Kiedy przechodzi­

my obok takiego zabytkowego sta­

ruszka, nasuwa nam się mimo woli pytanie: Gdzie się podziały te czasy, kiedy to Śląsk cały zamieszkiwała ludność wyłącznie polską, kiedy to Po­

lacy byli jedynymi gospodarzami wsi i miast śląskich? Minęły już dość dawno te czasy, a przypominają nam o nich te wszystkie pomniki dawnej świetność?, jakiem/i są między innymi stare kościółki.

Lecz i te staruszki znikają powoli, za­

ciera się dawny charakter tych ziem, a na miejscu dawnych drewnianych budów li powstają kosmopolityczne kolosy i.

betonu, cegły i żelaza.

Otóż podobny los byfby też spotkał i kościółek, znajdujący się teraz w By­

tomiu, gdyby nie ocaliło go przywiąza­

nie ludności Bytomia do tego starego za­

bytku.

Kościółek ten ma osobliwą przeszłość

(14)

Nie został bowiem zbudowany w Byto­

miu, lecz w Mikulczycach, leżących nie­

daleko dzisiejszego Borsigwerku koto Bytomia. Kościółek ten, pod wezwaniem św, Wawrzyńca stał w Mikulczycach przez kilka wieków, kiedy jednak aostai zbudowany, nie da się dokładnie okreś­

lić, istnieją bowiem co dc tego sporne poglądy. Naprzykład: ,,Iskry" z roku- 1930 zamieszczają w jednym z numerów artykuł, w którym obok oipisu kościółka znajduje się wiadomość, iż kościół obec­

ny został zbudowany w roku 1326. Jes- to podobno wyciąg z dokumentów ar­

chiwalnych diecezji krakowskiej, które mówią, że w roku 1326 został zbudowa­

ny obok Bytomia kościół, którego pro­

boszczem został ksiądz Mikołaj. Moża być, ii jest to zupełnie zgodne z praw­

dą, gdyż Mikuilczyce należały do kanona bytomskiej, która z kolei należała do diecezji krakowskiej i niewątpliwie ko- ścioł w Mikulczycach mógł powstać w czasie wyżej wymienionym,, z drugie;

jednak strony bezwątpiania nie pocho­

dzi on z tak dawnych czasów, gdyż łatwo można stwierdzić, że jest on drugim z kolei, albo conajwyżej przebudowanym z pierwszego.

Obecnie istniejący kościół jest zbu­

dowany z drzewa modrzewiowego, przy­

puszczalnie w XVI wieku. Dokładnej daty nie można tutaj określić, choc’az przy drzwiach do zakrystii znajduje się data A. D. 1580, lecz nie wiadomo do­

kładnie, co ona oznacza. Może ona tak dobrze oznaczać rok zbudowania jak i rok konsekracji, a może też oznaczać rok odbudowy lub przebudowy. Pew­

nym więc jest, iż kościół obecny nie jest zbudowany w XIII lub XIV wieku, lecz jest może przebudowany z istniejącego dawniej.

Z kolei postaram się podać dokła­

dny opis tego kościółka.

Otóż, jak już wspomniałem, kośció­

łek został zbudowany z drzewa modrzs-

wiowego. Już z dala można odróżnić trzy zasadnicze jego części, a to: wież*}, nawę i prezbiterium. Cały kościół zbu­

dowany jest w stylu gotyckim o właści­

wościach polskich; cecha tak często spotykana przy kościółkach drewnia­

nych. Chełm wieży też jest gotycki, cho­

ciaż większość kościółków z tego okre­

su ma chełmy już w stylu baroko­

wym. Zastanawiającą rzeczą jest to, że wieża nie przylega zupełnie do nawy, lecz jest z nią połączona pewnego ro­

dzaju przedsionkiem. Możliwe, że wieża była przed przebudowaniem kościółka zwykłą dzwonnicą, a jedynie w później­

szym czasie została do niego przybudo­

wana. Tezę tą można jeszcze poprzeć i tym, że wieża jest tej samej wysokości co nawa, lub tylko mało większą, cho­

ciaż wieże kościelne są zazwyczaj wyż­

sze od nawy. Świadczą za tym także boczne drzwi w nawie, które są o wie­

le obszerniejsze od drzwi, prowadzą­

cych do wieży. ' Poza tym kościół cały przedstawia harmonijną całość. Od za­

chodu wieża wraz z przedsionkiem cze­

pia się nawy, nawa zaś ściśle łączy się z prezbiterium o sześciobocznej absy­

dzie. Nawa i prezbiterium, jakkolwiek ściśle ze sobą połączone, odróżniają się nierówną wysokością. Bo kiedy nawu jest tej samej wysokości co wieża, to prezbiterium znowu jest prawie o poło­

wę niższe. Nawa jest, jak zazwyczaj w kościołach drewnianych, jedna. Ścia­

ny nie zbyt wysokie, posiadają z dwuch beków po dwa okna i szerokie drzwi, a podtrzymują one na sobie wysoki, wy­

b itna gotycki dach, który kończy ośmio boczna, śliczna, o delikatnej gotyckiej rzeźbie, sygnaturka. Prezbiterium jest prawie tak samo zbudowane, jak nawt, tylko dach jest znacznie niższy. Ma ono także po dwa okna z każdej strony, a kończy się absydą półkolistą. Cały zas kościół z wyjątkiem wieży jest okrążony podcieniami, służącymi wiernym za

Cytaty

Powiązane dokumenty

rial znaleźli na. Postanowili go więc zabić. K iedy się obudził, koni nie było nigdzie.. Ale tym większo było ich zdziwienie na­.. zajutrz, kiedy znowu cały

e g o pisemka, jednanie nam now ych czetelnik ów i prenum eratów oraz o nadesłanie nam sam odzielnie opracow anych artykułów krajoznaw czych, które nadawałyby się

podcieniami znajdują się oprócz rynku jeszcze na ul Niemieckiej i na dawnej Głębokiej, obecnie Legjonów, Do rynku przytyka również dom dawnego burmistrza

wioną młodzież i prosi, by wybrano przyszłą „wdowę", albowiem zbliża się godzina śmierci starego i (zmęczonego zabawami „basu”. Skończywszy to

nych ułatw ia nam d ostanie się do dalej oddalonych miejscowości, stąd już bez trudu dostajem y się na n arta ch do obranych przez nas terenów krajoznawczych,

Dajcie dajcie co miacie dać Nie będziem y dłuigo czekać Nasz goik zielony Pięknie przystrojony5. Nasza Marzaneczlka jdsJt pani Spoiglątfają na nią

Kiedy znajdziemy się na polach węglowych, ciągnących się około Królewskiej Huty, Katowic, Mysło­.. wic, czy innych miast naszego z a ­ głębia węglowego,

cała praca naszej organizacji schowała się do podziemi huty cynkowej w Lipinach, gdzie przygotowała się systematycznie i konspiracyjnie do ruchu zbrojnego.. Do