S fr . 1. Zbieranie materiałów ludoznawczych ■ ...1 2. Z cyklu: „Budziciele polskości na Sląsku“ ... 3 3. Katastrofy kopalniane w zagłębiu śląskim w niedawnej p r z e s z ł o ś c i ...O 4. Stary kościół drewniany w B y to m iu ... ... . 11 5. Z wycieczki wakacyjnej iv Beskidy Zachodnie . . . . 13 6. Sprawozdanie z kursu kra joznawczego w Podegrodzia . 17 7. Z cyklu: Wsie i miasta śląskie ... 21 8. Z obrzędów i zwyczajów k a r a i m s k i c h ... 22 9. Ile jest Polaków poza granicam i państwa polskiego . . . 24
,W C A MĄSKO
P is e mk o Z rz e sz e ni a S zk o ln y ch Kół K r a j o z n a w c z y c h Śląskich
Nr. 1. (24) LU T Y 1937. Rok IV
A . W A S Z E K .
Zbieranie materiałów ludoznawczych
(ciąg dalszy).
W iele się dzisiaj mówi i pisze o potrzebie rozw inięcia sztuki regio
nalnej i lite ra tu ry pięknej, Z ra dością n ależy stw ierdzić, że p rze r
wano już oprzęt o b o jętn o ści do spraw sztuki ludowej, ja k i spow ijał donie- dawna n asze społeczeństwio. H isto
rycy sztuki m ów ią o p ierw iastk ach ludowych w sztuce polskiej. Sztu ka ludowa stała się zapładniającym m a
teria łem i dla plastyków . M alarzy żywo naprzykład in teresu je spraw a m otyw ów zdobniczych n aw et na pi
sankach w ielkanocnych. O czeku ją oni szczegółow ych badań strony ry sunkow ej, m alarskiej pisanek, k ształ
tu, praw a sym etrii i sty lizacji.1) N aw et 'jsocjoPiiogbwie tej m iary co F lo rjan Z n an iecki tw ierdzą, że „mo
żliwy je s t w n ied alekiej przyszłości nieznany nigdy w dziejach udział czynny n ajszerszy ch mas ludzkich w sztuce, wiedzy, religii i b e z in tere
sownym życiu społecznym . Możliwy jest dzięki poparciu tw órców przez masy, tak i rozkw it tych dziedzin kultury, o jakim G re cja klasyczna, Ita lia O drodzenia zaledw ie słabe dać nam m ogą w yobrażenie. M ożliw e jest pow stanie zupełnie nowych dziedzin ku ltury duchow ej, których dziś w ogóle przew idzieć nie możemy, jak ludzie paleolitu przew idzieć nie mogli, że kiedyś pojaw i się m atem a
ty k a i socjologia, muzyka sym foni
czna i dram at now ożytny, narody, państw a i k o ścio ły 2).
Zrozumiano, że p ierw iastk i sztu
ki ludowej odrodzić mogą w szystkie gałęzie sztuki. Dziełu tem u w alnie przysłużyć się m ogą k ó łk a krajoz
naw cze m łodzieży szkolnej, w szel
kich szkół, rozsiane na .całym te r e nie P aństw a P olskiego, przez zbie
ranie, grupowanie i opraqowywanie m ateriałów ludoznaw czych, b o plon obfity przynieść może jedynie zbio
row y w ysiłek. N ajdrobniejsza naw et n o tatk a, o ile je s t oczyw iście dobrze napisana, m a znaczną w artość, mo
że bow iem lepiej ośw ietlić lub utrw a
lić dotychczasow e w yniki badań n a
ukow ych.
Sp ecja ln ą natom iast rolę będ ą m iały do spełnienia kółk a k rajo z
naw cze m łodzieży szkolnej w szko
ła c h zawodowych i szkołach zaw o
dowych d ok ształcający ch , w ychow u
ją ce przyszłych rzem ieślników . W Ubiegłym roku (1936) odbyła się w Instytu cie Propagandy Sztu ki (W a r
szawa) w ystaw a p rac szkół zaw odo
1) artykuł w czasopiśmie „Arkady" R. II.
Nr. 4 (kwiecień): Ja n Michalski —
„Kilka słów o pisankach". —
szóści a cywilizacja przyszłości. Poznań 2) Florjan Znaniecki: Ludzie teraźniej-
1934, strona 34.
Str. 2. Nr. 1 (24) wych. P race te oparte b yły na
w zorach sztuki ludowej, a arty sty cznie w ykonane i pom ysłow o skom ponow ane budziły zachw yt swoją oryginalnością.
K ultu ra ludowa posiada swój w a
lor i ciężar gatunkow y w oddziały
waniu w ychow aw czem na młodzież, zw łaszcza jeżeli chodzi o w ychow a
nie obyw atelskie.
O rganizację p racy ludoznawczej w kółku krajoznaw czym można o- przeć albo na roku obrzędowym lu
du i w ów czas w szyscy członkow ie k ó łk a n astaw iają się na dane zja
w isko z, jednakow em natężeniem uwagi, albo można podzielić p racę pom iędzy sta łe zespoły badaw cze, śledzące pew ne przejaw y życia ludu w ciągu jednego roku lub naw et kil
ku lat. Pierw szy sposób odpowiada bardziej w łaściw ościom psychiki m łodzieży szkół pow szechnych, n a tom iast drugi je s t bodaj najodpow ie
dniejszym dla m łodzieży szkół śre
dnich w szelkiego typu. W tym w ie
ku zarysow ują się m ocniej specjalne zainteresow ania-
Z espoły badaw cze, tw orzące za
razem grupy w tórne w ram ach k ó ł
ka krajoznaw czego, zgrupują mło^
dzież ,około pew nych zagadnień lu
doznawczych. I ta k jeden z zespołów zajm ie się budow nictw em , zb ierając i grom adząc obok opisów fotografie, rysunki, plany budynków m ieszkal
nych, kuźni, łaźni, zabudowań go
spodarczych, m łynów i t. p., kościo
ły drew niane, krzyże, figury i k a pliczki przydrożne, bram y cm en tar
ne, nagrobki. Drugi zespół zain tere
suje się różnego rodzaju rzem iosła
mi, ja k : garncarstw em , tkactw em , garbarstw em i kuśnierstw em , koszy- karstw em , plecion karstw em i obrób
k ą drewna, podając dokładny opis czynności, przyrządów, narzędzi, w arsztatów i t, p, — T rz e ci zespół śledził będzie obrzędow ość ludu, zb ierając m ateriały dotyczące roku
obrzędowego, obrzędów rodzinnych i obrzędów rolniczych. D alsze ze
społy będ ą przeprow adzały badania nad: 1) leczn ictw em ludowym; 2) sztuką ludową (muzyka, tańce, m a
larstw o, rzeźba drzewna, hafty i wyszywania, w ycinanki, zabaw ki) i 4) odzieżą i pościelą (strój codzien
ny, św iąteczny, obrzędy, dzieci, m ęż
czyzn, k o b iet różnego w ieku i stanu z uwzględnieniem pór roku, ozdo
by) i t. d.
Z m etod pracy badaw czo - in
w en taryzacyjn ych w ym ienić należy:
1) luźną obserw ację i opis; 2) poszu
kiw ania na podstaw ie kw estionariu
szy i an k ie t; 3) planow any wywiad;
4) in w en taryzacja zabytków w te re nie i ew entualne grom adzenie przed
m iotów etnograficznych.
O bserw acja luźna może m ieć m iejsce na w ycieczkach indywidu
alnych względnie zespołow ych, przy
nosząc ciekaw y m ateriał. Z obser
w acją łączy się ściśle sam odzielne, czy pod kierunkiem , notow anie zja w isk, faktów i przedm iotów sa
mych. W arto ść n o tatk i podnosi do
bra fotografia lub schem atyczny ry
sunek obserw ow anego i opisyw ane
go przedm iotu Względnie zjaw iska.
N iezm iernie w ażne są dane m etry
kalne, które rów nież należy dołą
czyć do opisanych przedm iotów i zjaw isk. Dane m etrykalne powinne zaw ierać: 1) nazw ę przedmiotu, o- b iek tu czy zjaw iska; 2) dokładne u m iejscow ienie i zaznaczenie umó
wionym znakiem na planie kontu- rowym czy m apie; 3) odnośnie do zwyczajów , w ierzeń i t. p., czy one są żywe, czy znane ty lk o z opo
w iadania; 4) imię i nazw isko, w iek i zawód inform ującego, oraz jego treściw a ch arak tery sty k a, ja k ą po
siada pam ięć, czy jest prawdomów
ny, ustosunkow anie się do zb iera
jącego i t. p.; 5) m iejscow ość zapi
sania i datę; 6) adres i czytelny pod
pis zbierającego.
W iadom ości n ależy zapisyw ać ty lk o od ludzi starszych , posiad ają
cych dobrą pam ięć a przede w szy st
kim pochodzących z danej m iejsco
w ości. O ile tylko można — zb ierać in form acje względnie odpowiedzi na kw estionariu sz od w ielu ludzi, tak m ężczyzn, jak i ko b iet, z dokładnym zaznaczeniem , kto inform ow ał. Od
pow iedzi zapisyw ać tak, ja k się je słyszy z ust ludzi, n ic nie dodając, ani nie tłu m acząc od siebie. W m iarę możności, n otow ać tylko w gwarze.
P y tać o w ytłu m aczenie w yrażeń i
nazw mało używ anych, a otrzym ane, objaśn ienia zapisyw ać.
In w en tary zacja przy pom ocy kw e- stionariuszów u łatw ia o rien tację w p racy, M a ono doniosłe znaczenie tam , gdzie chodzi o najszybsze ze
branie m ateriałów . K w estionariusz oddaje n ieocen ion e usługi kółkom krajoznaw czym , gdzie do p racy sta ją debiu tan ci, zb ieractw a, zapew niając rzeczow e i przejrzyste podejście do zagadnienia. J e s t to n ajkrótsza i n aj
szybsza drioga otrzym ania jednego z tych m ateriałów .
(D okończenie nastąpi).
Stanisław Lubecki.
z cyk|u: Budziciele polskości Śląska
Ks. Jan Alojzy Ficek
Znaną jest rzeczą, że zapiski hi
storyczne na Śląsku z a w ierają sporą liczbę duchow nych, k tó rzy ob ok swej p racy w e W in n icy P ań sk iej z zapa
łem oddawali się spraw ie narodow ej p olskiej, służąc ludowi śląskiem u ra dą i czynem na niwie narodow ej.
N iew ielka jest jed n ak liczba tych księży, którzy z w ie lk ą ofiarnością ze sw ego zdrow ia i m ienia, — ze sam ozap arciem się siebie w ychow y
w ali lud śląsk i w e w ierze k ato lick iej, uśw iadam iając go narodow o, równo
cześn ie rugując z n iego w ady i złe na m iętności. D o tych ostatn ich zaliczyć m ożna ks, kan on ika J a n a A lojzego F ic k a , p ro boszcza p iek arsk ieg o, z a ło ż y ciela sław nego na c a łą P o lsk ę i poza jej gran ice k ościoła pod w ezw a
niem Najśw. M arii Panny P ie k a r
sk iej n a Górnym Śląsku, — red a k to ra wzgl, zało ży ciela pierw szych pol
skich czasopism i b ra ctw i t. p.
B y ł to c h a ra k te r niepos
polity, p e łe n siln ej wolji, naboż-
ności, praw dziw y ojciec ubogich, — jednych słow em piękny przykład dla sw ych ow ieczek. Zw ano go też p o w szechnie „górnośląskim apostołem trzeźw o ści", gdyż zw alczał |on ja k ty lk o mógł, pijaństw o, rozszerzające się już w ów czas na Górnym Śląsku,
— propagując natom iast ośw iatę re ligijną i narodow ą w słow ie i piśm ie.
J a n F ic e k u jrzał św iatło dzienne w D obrzynie W ielkim (na Śląsku Opolskim ) w dn. 10 m aja 1790 r. N ie
zamożni, rodzice jego, mimo szczu
p łych dochodów, przeznaczyli go n ajp ierw na n au czyciela szko
ły ludowej,\ le cz los upatrzył dla tegoi łatw o pojm ującego n au ki ch a
ra k teru inne stanow isko, p oży tecz
n iejsze jeszcze dla ludu.] Bęldąc już m łodzieńcem , upodobał sobie F ic e k stan kap łań sk i, ob iecu jący ści
ślejsze stykan ie się z ludem, — bu
dzącym się dopiero w ow ych czasach w swym uśw iadom ieniu narodow ym . M łody J a n przeczu w ał też, że s ta *
kap łań ski da mu lepsze poznanie złych naw yknień i cnót ludu śląsk ie
go. Nie m ając jed n ak środków m a
terialn y ch na przysposobienie się do stanu duchownego, — młody Ja n zn alazł pom oc w osobie swego b ra ta, rów nież księdza, a niemniej sw e
go wuja ks. So b iech a we W rocław iu.
U kończyw szy zaszczytnie nauki gim
nazjalne, poszedł J a n na w szechnicę w rocław ską, skąd później jednak przeszedł do grodu podw aw elskiego, gdzie ukończył studia teologiczne na U n iw ersytecie Jagiello ń skim . B y ło to w r. 1817, w którym rów nocześnie otrzym ał św ięcenia kapłańskie z rąk biskupa krakow skiego. Przydzielo
ny na kilka lat do naonczas obszernej p arafii czelad zkiej w pow iecie będziń skim, gdzie spraw ow ał czynności k a pelana, mianowany później został ks.
F ic e k proboszczem we wsi Ziem ię- cice w pow- gliwickim. N akoniec, po przyłączeniu dekanatów ; bytom
skiego i pszczyńskiego, (co* m iało m iejsce w r. 1821) — do w rocław skiej kurii biskupiej, — d ek retem tejże kurii ks. F ic e k przesiedlony został do P iek ar, gdzie objął probostw o przy k o ściele pątniczym z cudownym o- b razem Najśw. M arii Panny. W m iej
scow ości tej, jako młody duchowny, rozpoczął ks. F ic e k sw ą ow ocną dzia
łaln ość i to nietylko wśród swych pa
rafian, lecz na cały G órny Śląsk, gdyż jako proboszcz w ów czas już sław nego m iejsca pątniczego, m iał ks.
F ic e k w iele sposobności do w szcze
piania w iernym swych zdrow ych za
sad ch rześcijańskich .
Sm utne stosunki panow ały w owych latach na Górnym Śląsku pośród ludu pospolitego, gdyż mało było przew odników , którzyby w sk a
zywali na drogi prow adzące do lep
szego uświadomienia. Przem ysł ślą
ski w łaśnie znajdow ał się w począt
kowym stadium rozw ijania się. Liczni przybysze z B erlin a, Fran kfu rtu itp.
uw ażali lud tutejszy za obiekt po-
gardy i pośm iew iska. K s. F ic e k wi
dząc to w szystko, postanow ił b yć dla ludu śląskiego nietylko duszpaste
rzem, ale i opiekunem i przew odni
kiem, w skazującym na lepsze jutro, W tym celu wydał gazetę p. t,
„T Y G O D N IK K A T O LIC K I'*, k tó ra b yła rów nocześnie organem „To
w arzystw a M ariań skieg o", założone
go w P iekarach , Poza tym był ks.
F ic e k głównym red aktorem wyda
wanego w latach od 1851 — 53 przez drukarza H eneczka w P iek arach cza
sopisma p. t. „Poradnik G órn ośląski"
N apisał też ks. F ic e k cały szereg broszur i książek w języku polskim, z których n iestety tylko m ała ilość dochow ała się naszych czasów.
B y ł to kapłan w ybitnie polskiego usposobienia. W arto przytoczyć sło
wa jego, że „w iarę i ośw iatę wśród ludu szerzyć można tylko, posługując się w yłącznie językiem ojczystym , a w ięc tu n a Śląsku tylko, polskim " — oraz, ,lud śląski tw ardo będzie siał przy w ierze k ato lick iej i swych chrze ścijańskich zasadach i obyczajach, dopóty posługiwać się będzie swym językiem ojczystym polskim ". J a k w skazuje historia, słow a te m ają w ielką ra cję bytu.
Pom iędzy licznymi zw iązkam i za
łożył też ks, F ic e k „B ractw o T rz e ź w o ści", m ające na celu zw alczanie nadużywania alkoholu, w szczegól
ności picia gorzałki. B ractw o to czynne było nietylko w P iekarach , lecz na całym Górnym Śląsku i na skutek intensyw nej propagandy zy
skiw ało coraz to w ięcej członkow i prawdziwych zwolenników, tak dale ce, że w krótkim czasie liczyło k ilka- tysięcy członków i propagatorów w strzem ięźliw ości! Na skutek spe
cjalnych kazań misyjnych, w ygłasza
nych przez ks, F ic k a i !ego księży pomocników, pijaństw o na Górnym Śląsku zostało w bardzo znacznym stopniu wśród ludu stłumione.
W p racach tych, ta k religijnych, jak i ośw iatow ych znalazł ks. F ic e k znakom itych asystentów w osobach 0 0 . Jezu itó w , dawnych zaw iadow ców k ościoła p iekarskiego. W szcze
gólności. dziś jeszcze u ludu w do
b rej pam ięci są k sięża: K arol A n toniew icz, Lipiński, P e te re k i inni, którzy ja k o w ybitni kaznodzieje, sta nowili doskonałą pom oc dla ks. F ic k a w uzdrowieniu stosunków m oralnych i społeczn ych pośród ludu ślą sk ie
go. W spólnym i siłam i księża ci — oprócz sw ych p rac nad w ychow aniem religijnym ludu, — kład li podw ali
ny pod uśw iadom ienie narodow e, k tó re w k ilkad ziesiąt lat później by
ło podstaw ą dla ludu śląskiego' do p ołączen ia go na zawsze z M a cie
rzą P olską.
N ależy nadm ienić jeszcze n ie ła tw ą p racę około zebran ia funduszów na budowę nowego kościoła N. M. P.
p iek arsk iej, któreg o jak to w yżej za
znaczono, ks. F ic e k był założycielem w tym stan ie, w jakim się dziś znaj
duje") stary k o śció łe k bow iem zna
cznie daw niejszych sięg ający czasów , aniżeli okres odwiedzin P ie k a r przez królów polskich Ja n a S o b iesk ieg o w r. 1683 i A ugusta II Sasa, 1697.
**) — o kazał się w ob ec napływu co raz to liczniejszy ch pielgrzym ek, za szczupły — i zach od ziła p a lą ca po
trzeb a w ybudow ania nowego k o ścio ła, k tó ry b y m ógł pom ieścić c a łe rze
sze w iernych. W o b ec jed n ak niem al zupełnego b rak u funduszów, stan ął ks. F ic e k przed n ad er ciężk im zada
niem. N ieustraszony ten bojow nik za w iarę i narodow ość, dzięki swei
*) W roku 1935 kościół ten został znacznie powiększony i upiększony przez ks. prob. Puchera, a w szczególności przez dobudowania bocznych naw.
**) Według istniejących dokumen
tów pierwszy kościół piekarski rozpoczęto budować w r. 1303.
silnej w oli i ufności w pom oc B ożą, nie u ląk ł się żadnych trudności i p od
w ajał pilność sw oją w kierun ku zbie
rania ceg iełek na budowę nowego przybytku P a ń sk ieg o "*"). Dn. 2 lipca 1843 odbyło się u roczyste pośw ięce
nie kam ienia w ęgielnego pod budowę now ej św iątyni P ań skiej, ku czci M atk i B o sk iej, do k tó re j ks. F ic e k żywił szczególne nabożeństw o. R o b otnicy i rzem ieślnicy p racu jący koło budowy — w m yśl zasad fundatora, zobow iązani byli do złożenia u roczy
stego przyrzeczenia, że w czasie p ra
sie p racy przy budowie nie będą uży
w ali ani wódki, ani tytoniu, jak o tez w strzym yw ać się będą od w ym aw ia
nia w szelkich klątw .
Po kilku latach ciężkiej i ofiarnej p racy w ysiłki ks. F ic k a , z pom ocą składanych przez lud ofiar w d atkach pieniężnych, uw ieńczone zoslały pom yślnym sku tkiem ; stan ęła jedna z najw spanialszych w ow ych latach św iątyń na Górnym Śląsku. W dniu 8 w rześnia 1846 r. dokonany został ak t pośw ięcenia nowego k o ścio ła przez biskupa w rocław skiego ks.
kard. M elch iora D iep en b rocka. W te dy % biskup ten, rodow ity N iem iec, ń iew ład ający w cale językiem pol
skim, w idząc olbrzym ie tłum y zgro
madzonego ludu śląskiego, k tó ry pospieszył n a ta k rzad k ą u ro czy stość, — w yrzekł owe pam iętne sło
w a: „O, gdybym ja ta k mógł do te go ludu przem ów ić w jego ojczystym języku, ch ętnie dałbym p alec sw ej ręk i za to w o fierze1’. W trudnych nadzw yczaj w arunkach w ybudo
w any został ten nowy k o śció ł:
naród biedny, niezdolny do w ięk szych ofiar, grasujące w zastraszają
cy sposób epidem je w kraju, oraz
* ** ) Podanie ludowe mówi, że ks. F i
cek zwrócił się nawet ze skutkiem do lu - terskiego M inisterstwa pruskiego a »v końcu nawet do samego króla o ’ orr,oc materialną.
n iezw ykły nieurodzaj płodów ro l
nych, pow odowały fataln e położenie gospodarcze ludności. Mimo to je d nak w ielkie dzieło zostałjo doko
nane. W k ilk a m iesięcy później przybył na G órny Śląsk k ró l pruski F ry d e ry k W ilhelm IV i przy tej o k a
z ji zw iedził rów nież k ościół p iek a r
ski, wpisując się do księgi pam iątko
w ej i podziw iając m onum entalną bu
dow ę świątyni.
O czyw iście, że p raca ob fitująca w ta k ie owoce, nie mogła pozostać bez nagrody doczesnej. T o też k ilk a lat przed śn yercią sw oją ks. Ja n F ic e k , w nej, m ianow any został kanonikiem wnej m ianow any został kanonikiem kap itu ły w rocław skiej. M im o tego jed n ak nada) pozostał sobie sk ro m nym sługą Bożym i w tej skrom no
ści nazw ał sam siebie „pieskiem N ajśw. M arii P ann y". Nadal też ch o dził do późnej starości nocną porą
na ad orację do kościoła, nadal oka
zyw ał on w ielkie m iłosierdzie w zglę
dem ubogich, sięgające aż do samo
zap arcia siebie i cio ty lk o mógł roz
daw ał biednym. To też im ię ks.
F ic k a n abierało coraz w ięcej rozgło
su na Śląsku i poza jego granicam i, a gdy w dniu 18 lutego 1862 r. zakoń
cz y ł on sw ą w ędrów kę ziem ską, — dostąpił w śród ludu sław y św iętości.
C ały G órny Śląsk ©krył się wów
czas żałobą z powodu straty tak szlachetnego i ideow ego duszpaste
rza, który w ystaw ił sobie trw ały pom nik w sercach swych rodaków.
U d ział ludu w u roczystościach p o grzebow ych b y ł ogromny.
Z ap łakał lud śląski nad otw artą m ogiłą swego dobroczyńcy i rów no
cześnie p rzyrzekł sobie pozostaw ić n iez a ta rtą pam ięć po swym wielkim zmarłym* k tó reg o to przyrzeczenia dotąd jeszcze w iernie zachow ał.
STANISŁAW ŁUBECKI. •
Katastrofy kopalniane w zagłębiu śląskim w niedawnej przeszłości.
Wypadki katastrof kopalnianych wszędzie tam, gdzie wydobywa się wę
giel, nie należą do rzadkości. I u nas na Śląsku nie ma prawie dnia, abyśmy nie czytali o jakimś mniejszym lub więk
szym wypadku kopalnianym. Wypadki te dowodzą tego, jalk jeszcze mimo wszystko bezbronnym jest człowiek wo
bec potężnych żywiołów, świadczą też o tym, jak niebezpieczną i godną naj
wyższego szacunku jest praca górnika, tego górnika, który patem, a jakże czę
sto i krwią własną, ofiarą własnego życia i zdrowia, wydobywa na po
wierzchnię ziemi taik bezcenne dla całej ludzkości „czarne diamenty". Od przy
jaciela naszego pisemka, p. Stanisława Lubeckiego, autora szeregu artykułów
o przeszłości zagłębia węglowego, otrzy
maliśmy dłużsizy artykuł, opisujący większe katastrofy kopalniane na Gór
nym Śląsku, jakie miały miejsce w osta- fnich kilkudziesięciu latach. Artykuł ten napisał p. Lubeoki na podstawie ustnych opowiadań żyjących jeszcze świadków tych wydarzeń. Wymieniony artyikuł zaczynamy drukować począw
szy od numeru dzisiejszego, gdyż pra
gnęlibyśmy aby nasi Czytelnicy zazna
jomili s:ię z niebezpieczeństwami, jakie stale towarzyszą pracy górnika, obudzi
li w sobie szacunek i cześć dla tej pra
cy i dla bohaterskiego nieraz wysiłku w walce z wrogim żywiołem. Gdy w mro
źny dzień siedzieć będziecie przy do
brze, ogrzanym piecu, pomyślcie, że ct,
którzy ten ciepłodajny minerał z ziemi ogromnym wysiłkiem dla Was wydoby
wają, nieraz ikrwią swoją zraszają czar
ne bryły węgla, który was ogrzewa.
I.
ST R A S Z N E N IESZC ZĘŚC IE W K O PALN I „K L E O F A S 1*
W ZA ŁĘŻ U .
■ M iejscow ość Z ałęże, stan ow iąca dziś jedną część obszaru m iasta K a tow ic, wspomina w m iesiącu m arcu sm utną chw ilę w dziejach swoich, m ianow icie roczn icę okropnej k a ta strofy kop aln ian ej — najw iększej, ja k a m iała m iejsce w ubiegłym stu
leciu na Śląsku — w kopalni K le ofas" w Załężu, podczas k tó rej zgi
n ęło tragiczn ą śm iercią 104 górni
ków.
K opalnia ta skład ała się w ów czas z dwu głów nych szybów, m iano
w icie „ W a lte r" i „ R e k e ", których p ogłębienie zajęło p ełn ych siedem la t czasu, a odbyw ało się w latach od 1881 do 1888 r. B y ła ona w łas
n ością S p ó łk i A k cy jn ej „Sp ad k o
b iercó w G iesch eg o " i w ów czas jedną z n ajw ięcej w yd obyw ających w ęgla na Śląsku.
B y ło to w dniu 3. m arca 1894 r.
Załoga szybu „ W a lte r", oddziału
„P ole Zachodnie I-sz e " zjech a ła do kop alni ja k zw ykle do sw ej dziennej pracy, na p ok ład w głębo kości 82 m etrów . ,
N araz w godzinach przedpołu
dniowych, w głównym przekopie, w odległości oko ło 200 m. od szybu głów nego, — najpraw dopodobniej w sk u tek isk ier uchodzących z lampy olejn ej, popraw ianej przez p rzech o
d zącego przekopem górnika, zapaliło się dosyć grube o k ry cie izolacyjne rur parow ych, w iodących z kotło w ni po p rzez szyb „ W a lte r", wzdłuż głów nego ganku, w głąb kopalni.
W o b e c tego, że iz o la cja ta sporzą
dzoną b y ła z łatw opalnego m ateria
łu, a m ianow icie z w łókn a drzew ne
go zaw iniętego grubym płótnem , — p ożar rozszerzył się z gw ałtow ną szybkością. W k ró tk im czasie zajęły się drew niane zabudow ania, (ochro
ny stropu), n astępn ie w ęgielne śc ia ny ganku, płom ień zaś, p rzy b ierają
cy k sz ta łt ognistej żmiji na ca łej niem al szerok ości ganku, zatruw ał rów nocześnie pow ietrze gorącym i gryzącym dymem, n ap ełn iając w k ró t
ce sw ą zab ó jczą atm osferą w szyst
k ie ganki i przekopy, — tym b a r
dziej, że szybam i wazdowymii „ W a l
te r " i „ R e k e " podziem ia kop alni zw ykle zaopatryw ane byw ały w św ieże pow ietrze. P ow ietrze to sil
nym ciśnieniem n asy cało głów ny przekop i inne ganki i p arło w k ie runku szybów w en tylacyjn ych „C e
z a r". T o też p racu jący w tym od
dziale górnicy, w liczbie 144-ech, zorientow aw szy się o grożącym n ie b ezp ieczeń stw ie, p ozo staw iając swe narzędzia na m iejscu, szybko rzucili się do u cieczki, jedni w kierunku szybów w en tylacyjn ych , drudzy zaś gankam i bocznym i ku szybow i w y
jazdow em u „ R e k e ". N iestety, m ała ich tylko część zdołała się w yrato
w ać. W ię k sza część załogi w obec zupełnego b raku pow ietrza, zdatne
go do oddychania p ozostała w zady
m ionych gankach, ponosząc śm ierć w sk u tek uduszenia. K ilk ad ziesiąt zw łok, ogarniętych płom ieniam i zo
sta ło spalonych.
D opiero zaalarm ow anym szybko oddziałom ratunkow ym udało się w jednym z głównych przekopów , oraz w ganku objazdowym zam knąć k ilk a głów nych tam (drzwi) żelaz
nych, a tym samym w strzym ać do
pływ pow ietrznego prądu. Zabieg ten b y ł konieczny, albow iem przez zam knięcie ty ch tam, płom .eń razem z dymem odw rócił się w kierunku szybu „ W a lte r", gdzie w ychodząc gęstym czadem , pow oli gasł. R ó w n o cześnie w przeciw nej stronie t. j. pod szybam i „C ezar" i „Szw arzteid za
palono ostrożnie pew ną ilość drze
wa, aby umożliwić szybszy odpływ tru jących gazów z podziemi. Po tych zabiegach osiągniętą dopiero została m ożliw ość ratow ania nieszczęsnych
ofiar.
K ierow n ictw o nad oddziałami ra tunkowymi, k tó re rów nież zaalarm o
wano* z sąsiednich kopalń, — objęli m, in. ów czesny zaw iadow ca kopal
ni „K leo fas" Tom aszew ski, oraz nadsztygar Goguel. P race ratun ko
w e były bardzo utrudnione z pow o
du w ielkiego gorąca i powolnego ustępow ania dymu z tlejący ch od
padków drzewnych. Cudów w alecz
n ości z rozpętanym żywiołem okaza
li sztygarzy P ietru ski z kop. „K leo
fas, oraz W a lter z kop. „Ferd y
nand". W czasie objeżdżania ganków napotykano w k ró tk ich odstępach na poparzone i uduszone ofiary w leżący ch pozycjach. W p rzew ażającej części były to już tylko- trupy. W głównym przekopie, niedaleko je dnej z tam, k tó rą najpraw dopodo
bniej ostatn im i swymi siłam i zam
knął, znaleziono śp. sztygara W alo- nia, n ieste ty nieżyw ego. Dzielnv ten czło w iek, k rótk o - przedtem o strz e
g ając swych tow arzyszy przed gro
żącym niebezpieczeństw em , sam padł ofiarą katastrofy, spełniaiąc do o statn iej chwili swój obow iązek, na
w et w obliczu nadchodzącej śm ier
ci; W yratow an o w czasie trw ania a k cji ratunkow ej w okresie 3-ch dni 40 rannych i poparzonych, . lecz ży
wych, których odtransportow ano n a
tychm iast do okolicznych szpitali, reszty zaś, w liczbie 104 nie zdołano już przyw rócić do życia. W szystkie ofiary odstaw iane zostały przez k o lumny ratunkow e z w ielkim trudem pod szyb „ R e k e ", gdyż -żyb „W al
te r " przedstaw iał jedno w ielkie zbiorow isko dymu i czadu na k ształt olbrzym iego kom ina podziemnego, — gdzie windam i (wyciągano ich na pow ierzchnię. Tych , którzy ńie oka
zywali żadnych znaków życia, umie
szczano tym czasem w obu cechow niach na rozesłanej słomie, jeden obok drugiego, żywych zaś oddano pod op iekę lekarzy szpitalnych w K ato w icach i K rólew skiej Hucie.
N astąpiły rozdzierające serca sce
ny, albow iem w ieść o strasznym nieszczęściu lotem b łyskaw icy ro z
b iegła się po bliższej i dalszej okoli
cy i w ielotysięczna ludność przypu
szczała form alne szturm y do obu ce
chowni, gdzie składano zw łoki bie
dnych ofiar, oraz do szybu w yciągo
wego. Tam rzuca się m atk a z prze
raźliwym krzykiem ku zwłokom sw e
go syna, tu znowu załam uje w roz
paczy rę c e m łoda m ężatka, obok okopconego i poparzonego ciała sw e
go męża, liczne sieroty opłakują śm ierć swego żyw iciela, który rano zdrów i w esół żegnał się z nimi, a te raz go widzą leżącego m artw ym i Nie mogą one pojąć, że to ich T a tuś, którego już w ięcej nie m ają oglą
dać- N iektóre zw łoki kładziono w trumny i odwożono do kostnic. Z pośród 104 zaduszonych względnie popaczonych ofiar, 72 było ojcam i rodzin. O płakiw ały ich wdowy oraz 166 sierót poniżej lat 15-tu. K a ta strofa w yw arła w ów czas wśród m ieszkańców Górnego Śląska olbrzy
m ie w rażenie.
W kilka dni później, a m ianowi
cie w dniu 7. m arca 1894 r. posuwa
ły się rów nocześnie cztery orszaki pogrzebow e na cm entarze w D ębie, B ogu cicach, K atow icach , oraz K ró lew skiej H ucie. U dział ludności oraz duchow ieństw a w uroczystościach pogrzebow ych b ył ogrom ny; docho
dził) do liczby ponad sto tysięcy.
B y ła to m an ifestacja żałobna, jakiej Śląsk dotąd nie widział. N awet z dalekich stron przybyli p rzedsta
w iciele w ładz górniczych i św iec
kich, aby oddać hołd prochom pole
głych w w alce z skrytobójczym ży
wiołem . Dzień b ył pochmurny, śrież-
no - mroźny, na niebie zajaśniały k ilk ak ro tn ie b ły sk aw ice i odezwał się złow rogi grzmot, p ow iększając przez to ponury i smutny nastrój wśród uczestników pogrzebu. Na cm entarzu w D ębie, gdzie n ajw ięk szą ilo ść ofiar oddano ziemi ::) nad grobem m asowym ów czesny prcr bószcz bogucicki z parafianam i uczy
nił ślub, że wybudowany zostanie w Załężu na w ieczną pam iątkę kościół pod w ezw aniem św. Jó z e fa , iako pomnik dla zm arłych górników . Za
miar ten wprowadzony został w czyn w cztery la ta później, a m ianow icie w r. 1898. R ozp oczęto w tedy budo
wę tego kościoła, a po ukończeniu budowy zostai tenże pośw ięcony w dniu 8. listopada 1900 r. K ościół ten przedstaw ia się dziś jako w spaniała św iątynia pod w ezw aniem św. Jó z e fa i stanow i on praw dziw ą ozdobę dzielnicy III nyasta K ato w ic (Z a łę
ża). W trzecim dniu każdego m iesią
ca odpraw ia się w k o ściele tym tra dycyjne u roczy ste nabożeństw o na in ten cję górników, którzy zginęli w ów czas w kopalni tragiczną śm ier
cią. O prócz tego w pierw szej poł wie m arca każdego roku odprawia się nowenna do św. Jó z e fa , patrona dobrej śm ierci dla żyjących • górni
ków, przy licznym udziale w ier
nych.
Dwie w ielkie tab lice p am iątko
we z w yrytym i nazw iskam i ofiar k a tastro fy sporządzone zostały dla c e chowni kopalni K leofas. T a b lice te w iszące po obu stronach szafiastego otłarza św. B arb a ry stanow ią dziś przypom nienie owego sm utnego i p eł'
*) Piękny pomnik grobowy nad wspól
ną, obecnie nieco zaniedbaną, mogiłą, sprawiony przez właścicieli kopalni
„Kleofas"— Spadkobierców Gieschego, oznacza dziś jeszcze m iejsce wie
cznego spoczynku części ofiar k ata
strofyv_
nego grozy dnia i w skazują ponad
to na u staw iczną w alkę, k tó rą gór
nicy prow adzą z wrogimi żywiołami podziemnymi. Na sku tek tego strasz
nego n ieszczęścia pow staio też po
śród ludu śląskiego kilka sm ętnych piosenek, opiew ających p racę i śm ierć górników w kopalni, w zglę
dnie ow ą k a tastro fę. Z piosenek tych n iestety z biegiem lat w iększa część poszła w zapom nienie.
Dziś po upływie d ziesiątek lat za
bliźniły się rany w sercu ludu ślą
skiego spowodowane owym strasz
nym kataklizm em , lecz pam ięć po poległych tragiczn ą śm iercią górni ków lud śląski zachow a na długie wieki.
II.
W IN D A S P A D A JĄ C A W PR ZE PA ŚĆ 200 M ET R Ó W G ŁĘBO K Ą
Rów nież i gny.na O rzegów w pow.
św iętochłow ickim , położona tuż na pograniczu niem ieckim , posiada swe smutne tradycyjn e wspom nienie. *) W dniu bowiem 18. lipca 1898 r. w tam t. kopalni ,,G oth ard “ zm asakro
wanych zostały w straszny sposób 25- ciu górników. W ypad ek miał p rze
bieg n astęp u jący:
W ym ienionego dnia o g dz. 5.30 rano, gdy windą spuszczano górni
ków do pracy, w pewnym m om encie
— praw dopodobnie w skutek przeo
czenia przy poprzedniej rew izji — winda, w k tó rej zjeżdżało w głąb szybu 26 górników, w yślizgnęła się z
*) Już poprzednio, a mianowicie W dniu 22. kwietnia 1879 r. gmina Orzegów przeżyła straszne nieszczęście kopal
niane. Mianowicie w dniu tym zgi
nęło w nieistniejącej już dziś kopalni
„Szyb Zofji“, przez nagłe załamanie się stropu, 10-ciu górników, k tć.’ 2 ch zwłoki pogrzebane zostały na cmen
tarzu w Goduli. (Bliższe wiadomości:
patrz dziełko tegoż autora p. t.
„Z przeszłości Orzegowa“).
przym ocow anej do niej kłodą liny i z zaw rotną szybkością runęła w dół, gdzie uderzyła w głębokości około 200 m etrów o drew niane rusztow a
nie, zakryw ając dalsze, jeszcze nieu- końcżone, pogłębienie szybu. Zna- m iennem jest, że bezpieczniki, t. zw.
,pazu ry" **) zupełnie, zawiodły.
S iłą uderzenia windy zostało rusztow anie to doszczętnie zdem olo
wane, zaś winda stoczyła się jeszcze kilka m etrów w głąb, gdzie znajdo
w ał się szyb jeszcze nie obm urowa
ny, a jako taki nie urządzony do zjeżdżania i nie posiadający jeszcze przewodów (ślizgaczy), w których jJo suwa się winda. T a część szybu m iała po ukończeniu p ołączyć pokład ,,Pochham m er“ z pow ierzchnią zie
mi i w ydrążoną była na głębokość około 90 m etrów .
W inda, dostawszy się p jd ruszto
w anie, w yw róciła się i zaw isła po
ziomo w szybie, a ponieważ na do
m iar złego, furtki windy były otw ar
te **•*), — przeto górnicy, znajdują
cy się w windzie — prawdopodo
bnie w przew ażającej części już n ie
żywi — sypali się jak ziarnka pia
sku w otch łań szybu! W toku na
tychm iast w szczętych p rac ratun
kow ych, znaleziono ich zw łoki zma
sakrow ane od licznych uderzeń o ściany szybu. Je d n a tylko z ofiar, nazw iskiem Em anuel K urek, cudem
**)' „Pazury czyli chwytadła, — mecha
nizm u windy, który w razie zerwa
nia się tejże w głąb szybu umożliwić ma natychmiastowe zatrzymanie się tejże w swym samoistnym biegu.
* * * )N a śląskich kopalniach istniał daw
niej taki niemądry zwyczaj, że gdy razem z załogą zjeżdżał we windzie nadgórnik lub sztygar, sygnalista na nadszybiu nie zamykał furtek u win
dy.
niem al uszedł z życiem , doznaw
szy jednakow oż ciężkich, obrażeń ciała, oraz długotrw ałego wstrząsu nerwów.
Tenże K u rek opow iadał później, iż życie jego uratow ało mu stosow a
nie zwyczaju, k tó ry używ ał on przy każdorazow ym zjeżdżaniu windą.
M ianow icie chw ytał się on oburącz p ręta żelaznego, znajdującego się u stropu windy i to go ocaliło. W y le
czywszy się, zdaje się, że żyje do dziś dnia. O fiary strasznego wypad
ku w yciągnięto w ciągu następnych dni na sąsiednim, o kilkadziesiąt m e
trów oddalonym szybie „K yn ast".
Pomiędzy zabitym i ofiaram i k a tastrofy górniczej znajdowali się też:
sztygar K eil, oraz nadgórnik Gawron
— dzielni górnicy, którzy jak i resz
ta ofiar, m iłowali swój zawód nade w szystko. D latego też bardzo liczny był udział w pogrzebie, który odbył się w kilka dni później. W idziano w tedy licznych przedstaw icieli władz górniczych, św ieckich i duchowień
stwa, oraz niezliczone tłumy ludnoś
ci, k tó re pragnęły oddać ostatnią przysługę w ta k tragiczny sposób zmarłym. Po uroczystym nabożeń
stwie żałobnym w kościółku w iej
skim, ^dziś już nieistniejącym ), wyru
szył pochód żałobny, w którym znaj dowało się 25 trumien ze zwłokami ofiar, na cm entarz, gdzie nad m aso
wym grobem ks. proboszcz Sigula w ygłosił kazanie, w zruszając do głębi serca, — po czym spuszczono trumny do grobu.
Na cm entarzu orzegowskim, nad wspólną mogiłą, poległych w pracy górników, dokąd zjechali po raz ostatni w głąb ziemi — wznosi się dziś w spaniały pomnik, ufundowany przez zarząd kopalni „G othard", ku czci poległych ofiar, przypom inający rów nocześnie ciężki i niebezpieczny zawód górnika.
Matuszczyk Eryk
Stary kościół drewniany w Bytomiu
W związku z przeniesieniem kościółka knurowskiego na Górę Wyzwolenia do Chorzowa, należałoby nieco wspomnieć o historii starego kościoła drewnianego w Bytomiu, którego dzieje i los obecny jest dość podobny do losu kościoła knu
rowskiego.
Jeśli ktoś z naszych czytelników był kiedyś w Bytomiu, to niezawodnie wi
dział stary kościółek drewniany, stoją
cy oibok plant. Wśród majestatycznych starych lip stoi ten kościółek, jedna z pereł budownictwa polskiego na Śląsku, tak wymownie świadczących o jego p o l
skości. Tych pereł naszego dawnego bu
downictwa marny już obecnie na całym Śląsku niewiele, a zwłaszcza mało ich na Śląsku niemieckim, gdzie Niemcy, a zwłaszcza Niemcy hitlerowskie, starają się na gwałt- zatrzeć wszelkie ślady pol
skości. Kościółki te stoją dzisiaj jako pomniki dawnych czasów, a świadczą nie tylko o pobożności i ofiarności ludu
śląskiego, ale i rdzeńności kultury pol
skiej tego ludu. Kiedy przechodzi
my obok takiego zabytkowego sta
ruszka, nasuwa nam się mimo woli pytanie: Gdzie się podziały te czasy, kiedy to Śląsk cały zamieszkiwała ludność wyłącznie polską, kiedy to Po
lacy byli jedynymi gospodarzami wsi i miast śląskich? Minęły już dość dawno te czasy, a przypominają nam o nich te wszystkie pomniki dawnej świetność?, jakiem/i są między innymi stare kościółki.
Lecz i te staruszki znikają powoli, za
ciera się dawny charakter tych ziem, a na miejscu dawnych drewnianych budów li powstają kosmopolityczne kolosy i.
betonu, cegły i żelaza.
Otóż podobny los byfby też spotkał i kościółek, znajdujący się teraz w By
tomiu, gdyby nie ocaliło go przywiąza
nie ludności Bytomia do tego starego za
bytku.
Kościółek ten ma osobliwą przeszłość
Nie został bowiem zbudowany w Byto
miu, lecz w Mikulczycach, leżących nie
daleko dzisiejszego Borsigwerku koto Bytomia. Kościółek ten, pod wezwaniem św, Wawrzyńca stał w Mikulczycach przez kilka wieków, kiedy jednak aostai zbudowany, nie da się dokładnie okreś
lić, istnieją bowiem co dc tego sporne poglądy. Naprzykład: ,,Iskry" z roku- 1930 zamieszczają w jednym z numerów artykuł, w którym obok oipisu kościółka znajduje się wiadomość, iż kościół obec
ny został zbudowany w roku 1326. Jes- to podobno wyciąg z dokumentów ar
chiwalnych diecezji krakowskiej, które mówią, że w roku 1326 został zbudowa
ny obok Bytomia kościół, którego pro
boszczem został ksiądz Mikołaj. Moża być, ii jest to zupełnie zgodne z praw
dą, gdyż Mikuilczyce należały do kanona bytomskiej, która z kolei należała do diecezji krakowskiej i niewątpliwie ko- ścioł w Mikulczycach mógł powstać w czasie wyżej wymienionym,, z drugie;
jednak strony bezwątpiania nie pocho
dzi on z tak dawnych czasów, gdyż łatwo można stwierdzić, że jest on drugim z kolei, albo conajwyżej przebudowanym z pierwszego.
Obecnie istniejący kościół jest zbu
dowany z drzewa modrzewiowego, przy
puszczalnie w XVI wieku. Dokładnej daty nie można tutaj określić, choc’az przy drzwiach do zakrystii znajduje się data A. D. 1580, lecz nie wiadomo do
kładnie, co ona oznacza. Może ona tak dobrze oznaczać rok zbudowania jak i rok konsekracji, a może też oznaczać rok odbudowy lub przebudowy. Pew
nym więc jest, iż kościół obecny nie jest zbudowany w XIII lub XIV wieku, lecz jest może przebudowany z istniejącego dawniej.
Z kolei postaram się podać dokła
dny opis tego kościółka.
Otóż, jak już wspomniałem, kośció
łek został zbudowany z drzewa modrzs-
wiowego. Już z dala można odróżnić trzy zasadnicze jego części, a to: wież*}, nawę i prezbiterium. Cały kościół zbu
dowany jest w stylu gotyckim o właści
wościach polskich; cecha tak często spotykana przy kościółkach drewnia
nych. Chełm wieży też jest gotycki, cho
ciaż większość kościółków z tego okre
su ma chełmy już w stylu baroko
wym. Zastanawiającą rzeczą jest to, że wieża nie przylega zupełnie do nawy, lecz jest z nią połączona pewnego ro
dzaju przedsionkiem. Możliwe, że wieża była przed przebudowaniem kościółka zwykłą dzwonnicą, a jedynie w później
szym czasie została do niego przybudo
wana. Tezę tą można jeszcze poprzeć i tym, że wieża jest tej samej wysokości co nawa, lub tylko mało większą, cho
ciaż wieże kościelne są zazwyczaj wyż
sze od nawy. Świadczą za tym także boczne drzwi w nawie, które są o wie
le obszerniejsze od drzwi, prowadzą
cych do wieży. ' Poza tym kościół cały przedstawia harmonijną całość. Od za
chodu wieża wraz z przedsionkiem cze
pia się nawy, nawa zaś ściśle łączy się z prezbiterium o sześciobocznej absy
dzie. Nawa i prezbiterium, jakkolwiek ściśle ze sobą połączone, odróżniają się nierówną wysokością. Bo kiedy nawu jest tej samej wysokości co wieża, to prezbiterium znowu jest prawie o poło
wę niższe. Nawa jest, jak zazwyczaj w kościołach drewnianych, jedna. Ścia
ny nie zbyt wysokie, posiadają z dwuch beków po dwa okna i szerokie drzwi, a podtrzymują one na sobie wysoki, wy
b itna gotycki dach, który kończy ośmio boczna, śliczna, o delikatnej gotyckiej rzeźbie, sygnaturka. Prezbiterium jest prawie tak samo zbudowane, jak nawt, tylko dach jest znacznie niższy. Ma ono także po dwa okna z każdej strony, a kończy się absydą półkolistą. Cały zas kościół z wyjątkiem wieży jest okrążony podcieniami, służącymi wiernym za