• Nie Znaleziono Wyników

Ilustrowany Kurjer Polski. R.4, nr 26 (27 czerwca 1943)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ilustrowany Kurjer Polski. R.4, nr 26 (27 czerwca 1943)"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Kraków, dnia 27 czerwca 1943.

K U R J E R P / O J I S K I

mm

W C H I Ń S K I M P O R C I E

Wielkie porty cbiAskie zdobyte przez Japończyków znajduję się obecnie poza obrębem terenów objętych wojnę. Czuwa nad nimi mocna ręka japońska, tak, że żaden sprzęt wojenny nie może )t>ż przedostać się drogę morską do Czungkingu. Ten brak możności zaopatrzenia jest jednym z głównych powodów trudnego poło-

s.<; - żenią Czang-kai-szeka.

(2)

LOTNICY WAŁCZA

Na lewo:

PRZY KARABINIE MASZYNOWYM Podobne do olbrzymiego oka okienko kabiny, w kłórej znajduje się karabin ma­

szynowy. Przez okno to obserwuje lot­

nik nieprzyjacielskie samoloty, by zaata­

kować ję w odpowiednim momencie.

Fot:

U dofu:

STO PRZEŁĄCZNIKÓW A JEDEN CZŁOWIEK Nie tylko wielka odwaga cechuje n'em|ef]

kiego lotnika, lecz także duże wyksztaK®|

nie fachowe. Musi on orientować się % i pewnie w wielu dźwigniach i przełączni­

kach całej maszynerii kierującej samolotemj

Pfc. M u ller-P óchl-PB Z, R ó sch -ja ę o b i-A ll., Se®qer' W |

Zaopatrzony w spadochron siedzi pilot przy sterze swego samolotu. W czasie kierowania maszyną nie może ani na moment spuścić oka z podziałki

manometru.

Karabin maszynowy niemieckiego bombowca. Zdję­

cie dokonane w czasie lotu nad nieprzyjacielskim terytorium. Przez okienko kabiny widać wyraźnie

miasteczko.

Na lewo:

Niektóre przyrządy obsługuje lotnik nogami. Powyżej: .

Niemieckie samoloty wywiadowcze lecą nad o b s z a r a "

przyjacielskimi.

(3)

U góry:

Flotylla wyławiaczy min wyjeżdża na morze z porłu znai- dującego się u północnych wybrzeży Atlantyku. — Na lewo:

Łodzie dotarły już na leren min. Dla zaznaczenia tego faktu marynarz wrzuca boje do wody.

U dołu: Wylawiacze min przygotowane do drogi cze­

kają w porcie na rozkaz do wyprawy.

i Foł: PK Engel-Sch., Vidu«-P8Z, Toureg-Alt.

(4)

f ^ d y tylko kapryśne słońce ukaże się nad W arszawą, m a ją tranrdraje r m iejskie nielada trud: wszystkich am atorów „Słońca, W ody i Po­

wietrza" przetransportow ać nad brzegi W isły. Symbol W arszawy

— Syrena — je st nie tylko doskonałym tłem fotograficznym lecz i duchowym odzwierciedleniem m ieszkanek grodu. Ich

„syreni śpiew" oszałamia i uwodzi w całym, mieście, lecz najsilniej działa na plaży i w wodzie. Pod. tym podświa­

domym wpływem tś „gor­

sza połowa" nasze­

go rodu staje się Odysseu-

s z e m , ^ v

1 e c z '

o tak mitycznym ideale, w prost przeciwnie, uwydatnia zalety swego ciała, by m o ż liw ie fi najszybciej zawrzeć znajomość z upatnsóai.Kai prawnuczką Syreny.. Juź po krótkim czasie m y liczne skutki tych starań i bohaterskie

„Odysseuszy" są. „udekorowane" gtówkami kolorow ych „białogłów" służąc im jako

przy opalaniu się. Być' opalonym!H To nfl*#

śniejszy krzyk sezonu letniej mody.

W isła w tym roku okazała ślę bardzo robliwą, w ydając dużo łach piaskowy*®!!

raj plażowiczów. — Tćn raj jest cej zbliżonym do ideału. W ur2ś“

nakazanych „listkach “figowych" Ł - warszawski spędza cały dzień.

g|<* amatorów wycieczek w „nie?nj|

m ają k a -ja k i i , z l i g l ó w k i v Ł pogrodzenie. „Tramwaj" ta k 2

ny statek holujący barkięj||

z utęsknieniem w y p a tr y ^ | | przez wygodnisiów

f p f ! Bit 1 Borek 2

(5)

zapłatą za poniesione tru d y .—■ Niestety, zachodzące, słońce wygania ludzi

z ,,rajuV ~~ wracają z żątem, i e tak szybko minął czas, lecz wchłonięte zdrowódajne promienie i wrażenia dają Radosc 2lycia i nowy zapas sił

do pracy aa przyszły tydzień. B n - W arszaw .

(6)

M d j e m ^ n T n f i S ł s y T '. 1! w -u k in u w u iin .. wiiwiuwm,11 ale chciałabym w zimie być, żyć po prostu w lesie!

— Kocha pani wieś?

— Szalenie! Ach, m arzę o tym, by kiedyś mieć na wsi swój dom, maleńki, domek, chociażby trzy pokoiki w nim.

— Domek? fe* Stefan uw ażnie patrzył pod sw oje nogi, ja k b y tam znagła dostrzegł coś bardzo interesującego. — Po cóż domek? Może pani mieć dwór!

— Och, toby było cudowne! A le któż da mi dwór? '

— Ja! — rzeki spokojnie.

Joanna roześmiała się głośno.

— Dla mnie to zamało! Muszę jeszcze mieć ogród!

. —* J e s t i ogród. N aw et n ie jed en . . .

— Ooo! może cala wieś?

— Owszem.

— Ja jestem zachłanna! — przekom arzała się Joanna. Mu­

szę mieć las!

— A leż jest! Przeszło pięćset hektarów . Jo an n ę ogarnęła niepoham ow ana wesołość. -

— Nooo . . . do tego w szystkiego m u s i (!) być auto. Ina­

czej się nie zgadzam . . .

— Jest, proszę pani. Tym autem przyjadę z kolegam i — po panią!

— . . . by mi to w szystko pokazać?

;— . . . by pani dać! W szystko, cokolwiek posiadam i kie-

H Lsiauał]

się na to zgodzi!

— O! ^ zdziwiła się Jo e — hojny pan jest, panie Stefanie!

A czegóż pan wzamian żąda ode m nie za tak w spaniałe prezenty.

- — Niczego od pani nie żądam! Czegóż mogę żądać?

—• No, w każdym razie tego, bym panu wierzyła, niepraw ­ daż? — mówiła zwolna, słowo za słowem, z' niewypowiedzia­

nym szyderstwem.

— Niczego nie żądam! N aw et tego, by mi pani wierzyła!

Życie samo najlepiej panią przekona!

Joanna umilkła. Gniew jej w yczerpał się. tak nagle, jak nagle przypłynął. Uspokoiła się. Przez kilka m inut nie odzy­

w ała się zupełnie. Ale myśli jej przyczaiły się i skupiły te­

raz, zebrały w sobie jak do skoku. Czujnoś i ostrożność opa­

now ały w szystkie jej zm ysły i uczucia.

W ięc miłość od pierwszego w ejrzenia, tak? I ja mam w to wierzyć?

--■ N ie musi pani! J a też nie uwierzyłbym trzy dni ternu^

gdyby we mnie chciano wmówić, a t e r a z . . . v — .... teraz co?

— Wiem, że jestem śmieszny, ale dla mnie jest pani n a j­

piękniejszą kobietą na świecie!

— No, dobrze! ale ja pana przecież zupenie nie znam! — w ybuchnęła w reszcie Joe.

— J a wiem, że pani nie może mnie kochać! A le postaram

PRACOWNIA

ORTOPEDYCZNA

wykonuje Protezy kończyn

Aparaty ortoped.

Gorsety ortoped.

Wkładki ortoped.

Pasy lecznicze i Przepuklinowe

Z. L A C H O W I C Z

W a r s z a w a

A l. J e r o z o l i m s k i e 33, te l. 701-01

<i) o s k o H a ł e to s m a k u ! 10-cio krotnie skoncentrowane esen-

cje:

5 butelek CZEKOLADOL, znakomita przyprawa do mleka o .smaku cze­

koladowym,

5 butelek HERBATOL-rum. o inten­

sywnym smaku i zapachu oraz 5 butelek CITRO, orzeźwiający eks­

trakt lemoniadowy o smaku cytry­

nowym.

Wysyłamy pocztą po otrzymaniu na­

leżności w kwocie 50 zł.

P. T. Kupców prosimy ż ąd ać ofert

„EM-PE", Lwów, 29 Czerwca L. 10.

Tel. 208-04.

mam.........

rzypuscmy ze...

skaleczyliśmy się w palec o jakiś' gwóźdź. Jak opatrzyć najprak- tyczniej tę ranę? [Czy może tak? I A może lepiej Hansaplastem j

e l a s t y c z n y m ?

Lepiej wziąć Hansaplasł. Opat­

runek jest w mgnieniu oka nałożony, przylega ścisłe a przy tym nie krępuje swobody ruchów podczas pracy. Tamuje krwawienie, odkaża ranę

i przyspiesza gojenie.

Dr. md. IonU GUTOWSKI

Sk6raę i wenaryczse Waruawa, Żurawi* 35

jmfc. 2— 5. w Utafcy

T rtfa tki 2 . j . 12— Z Dr. m e d . K R A J E W S K I Wener. skórne, dróg moczowych C h m i e l n a 56

f« l. 267-52 Lecznica pryw.

od g. 9-1 i 4-6

Dr. L Kinowski

wener. skórne WARSZAWA Żurawia 13 godz. 10-11 i 3-6

Dr. ST. iWItfECKI Wener. skórne

Warszawa Marszałkowska 95-7

godz. 10-1 i 4-7 te!. 995-31

DrSt. Wojciechowski

Specjalista eh. sM riy tk i W BM ryniyik pnylm aja od 3-7 (■ d ii Swiąteani 9-11 W i r s z i w i . E t t l n i u

53—6. T li. 322-11

Dr. Prochacki

w e n e ry cz n e , sk ó rn e godz. 4—7 W a r s z a w a Krak. Przedtn. 40

Kobiece akuszeria

Dr. Zofia Kohut

W A R S Z A W A , Koszykowa 19-8 tti. 961-48 godz. 4-8

M EBLE

K U C H E N N E I P O K O J O W E

poleca:

M a g a z y n

K R A K Ó W Starowiślna 79

Szybko I pewnie poinformują Cię o wydarzeniach na całym świecie aktualne polskie d z»i e n n i k i

Nowy Kurier Warszawski

Goniec Krakowski

Gazęta L w o w s k a

szczęśliwy, jeżeli pani zechce m nie. tolerować.

W Joannie zbudziła się nagle kobieta, po prostu tylko kobieta, młoda i wesoła, przyzwyczajona do męskich gorą­

cych słów, lubiąca się podobać ł chcąca się kosztem fflęz*

czyzny niewinnie zabawić. Oczy je j, rozgwieżdżone nagle i rozśmiane, utonęły w aksam itnych oczach Stefana, a usta je j uśm iechały się kusząco i zaczepnie w prost w jego .wargi, nagle znieruchom iałe i zastygłe w rozchyleniu. i

—i N iech się pan strzeże, panie Stefanie! Co będzie, jeżeli zgodzę się i zechcę trzym ać za słowo??

Nim miała czas pomyśleć, co się dzieje, błyskawicznie p°"

chylił głowę i w tulił usta górącq-i w ytrw ale w jej rękę.

Dziękuję pani! — Głos jego był dziwnie p rz y tłu m io n y

cichy, drgający. Niebezpieczne brwi rozpływ ały się po czole, ja k jaskółki, a óczy zm iękły jak dwie jedw abne szmatki.

Jo e patrzyła w te oczy, jak urzeczoną, straciwszy kom*

pletnie kontenans. Ręka jej biernie poddała się o b y dwora

dłoniom mężczyzny.

A potem znów poszli dalej i Joe m ilczała — milczała r | m ilcz ała. . . A Stefan nagle w yprężył ram iona w śnieżną mieć w gtfrze i zawołał: — Czemuż nie można teraz śpiewać, na tych plantach!?

Rozweselił się najwidoczniej. Coś mówił, ale Jo e nie sły szała naw et jego słów, pogrążona w zaskoczeniu.

W reszcie w ydobyła z siebie: ^

— Doprawdy, ciekaw a jestem, czy istotnie, przyjedzie pan po m n i e , . .

— Oczywiście, może się zdarzyć, że nie prxf~- jadę — jeżeli nie będę żył!

Szła dalej w milczeniu. W reszcie zatrzyma*1' się.

— Tutaj! ~ fljf l

— Żegnam partią, panno Joe! Do widzenia!

Za trzy d n i . . . (Panno Joe!? praw da! przecie®

on nic n i e - w i e . . . — m yślała Joanna). P o d a ł a

mu rękę. Sam wziął sobie drugą i kryjąc )e w swych ciepłycłi rękach, w tulał usta w P°"

wierzchnie i w nętrza jej dłoni. Patrzyła ®u w oczy z pow agą i spokojem, długo i uważni^

bez zażenowania i bez lęku. W ówczas stwi®1*

dziła ponad w szelką wątpliwość, że oczy te 8s napraw dę w yjątkow o piękne.

— W ygląda pani, jak królew na Śnieżka! j"

mówił patrząc i patrząc w nią uporczywi®’

W cieniu nadbiegłych chmur oczy jej wydOT m u się szafirowe i wielkie, jak drogie kami®' nie. Powiedział jej to, naprzód . . . oczami, a P0' tem ubrał to w niezręczne i nieśm iałe słoW9' Patrzyła pieściwie w jego ogrom ne czarne i w te oczy brylantowe, aksam itne, miękki^

oczy w iernego pokornego psa. Jeszcze c°

chciał powiedzieć, ale z ostatnim uśmiechei®.

kiw nęła mu dłonią i odeszła.

C ią g d a lsz y n a s tą p i

Dr. med.

NOWAKOWSKI

Wenerycise, skinę W a r s z a w a , Wspólna 3 m. 3.

rod!. 1 1 - 1 3 . 1 5 - 1 1

Dr. med.

lUKTA BIESNACKA choroby włosów, skóry kosmetyka

lekarska.

Szopena l , g.1— i

Di. med. Chirurg S. B06USZEWSKI Operacje, żylaki, ita -

mania.

W a r s z a w a , S l i ż t w s k i 7 m. 1.

tel. 953-91 przyj. 3-5

Dr. med.

R. Tdiórznicki

weneryczne I skór.

Warszawa Marszałkowski 95 n 22

łtiifoB 74-555 jwfl. 12-14*30 i 19-19

Wróżka „Marł*

udziela trafny^

przepowiedn rad i wskazówek-

l w ó w

Sobieskiego 10 0 *.

Yasenol

Uradowana spogląda na nią mała jej pociecha, g d yż nie ma juz odleżeń, -dzięki codziennej pielęg­

nacji delikatnej skóry za pomocą

-p u d ru d la d z ie c i

A L T R A

r o ś l i n n y ś r o d e k p r z e c z y s z c z a j ą c y o n i e ­ z a w o d n y m i b e z b o l e s n y m d z i a ł a n i u

D o n a b y c i a w a p t e k a c h i d r o g e r i a c h

Nr. rej. 1873 Ceną 10 draż. Zł. l A FABRYKA C H E M I C Z N O - F A R M A C E U T Y C Z N A

Dr. A. WANDER A.G. KRAKAU

(7)

Ilustrowany Kurier Polski - Krakau, Redakcja: ul. Piłsudskiego 19 feK 213-93 - Wydawńlclwo: Wielopole 1 « 135-60 - Pocztowe Konto Czekowe: Warschau Nr. 900

B p r W t ł u m n y c h i h a ł a ś l i w y c h b a z a r a c h , w t a ­ l i j ę m n i c z y c h g a j a c h , n a z i e j ą c y c h " ż a r e m i g r y 1

z ą c y c h k u r z e m d r o g a c h , p o d c z a s f a n a t y c z -

| -A y c h u r o c z y s t o ś c i l u d o w y c h w g ó r a c h ; , l a - ' i‘; s a c h i d ż u n g l i , w ś r ó d r u m , u p o d n ó ż a o l b r ż y -

*»,'•m i c t l k a m i e n n y c h b ó s t w b r a m i ń s k i c h .

| W s z ę d z i e w y r a s t a j o g i ', c z ę ś c i e j f a k i r , -g n a ­ ł b y : ? m i e j s c a n a m i e j s c e s i ł ą p r z y z w y c z a j e - R -t t >a, c z y m o ż e j a k i e g o ś w e w n ą t r z n i e g o d z i a - t a j ą c e g o f a t u m . N a j c z ę ś c i e j n a p ó ł n a g i , u p u - K d r o w a n y p o p i o ł e m , o ś w i e c ą c y c h k o c i c h ź r e - ę n i c a ć h i n i e c h l u j n y m z a r o ś c i e . J e s t z a w s z e S T « c h y i l i t o ś c i g ó d n y , a w z b u d z a j ą c y w y g l ą - d e m s w y m a b o m i n a c j ę i l ę k , c h o ć j e d n o - .

| c z e ś n i e i z a c i e k a w i e n i e , g r a n i c z ą c e z w i a r ą

| ' i m j e g o d z i w n ą m o c .

T a c y f a k i r z y i j o g o w i e — w s z y s c y s z a n o - l> W a n i s ą i c z c z e n i z a w y r z e c z e n i e s i ę d ó b r l i t e g o ś w i a t a , s a m o u d r ę c z e n i e i a s c e z ę , z a

fy d o b r o w o l n e o d d a n i e s i ę ż y c i u p o k u t n i c z e m u , g t a j e m n i c z ą m o c „ c u d o t w ó r c z o ś c i " — z a p ś w i ę t o ś ć , w s p ó ł ż y c i e d u c h o w e z b o g a m i , z a

| | Z j e d n o c z e n i e s i ę z n i e s k o ń c z o n o ś c i ą . J u ż p r z e d w y s t ą p i e n i e m n a s c & n ę l i t e r a - - S t u r y e u r o p e j s k i e j s ł y n n e g o p i s a r z a h i n d u - . s k i e g o , R a b i n d r a n a t a T a g o r e , w i e ś c i z „ k r a j u c u d ó w " p r z e n i k a ł y d o . z m a t e r i a l i z o w a n e j ,

| ’ ‘p r a k t y c z n e j E u r o p y . O s t a t n i m i j e d n a k ł a t y j z a i n t e r e s o w a n i e t a m t e j s z y m ś w i a t e m w z r ó - K s ł o R o z b u d z i ł a s i ę n a m i ę t n o ś ć w i d z a e u r o - p e j s k i e g o d o t a j e m n i c z o ś c i i p o t r z e b a z a n u - , i . r ż e n i a w o s z a ł a m i a j ą c e j k ą p i e l i n a r k o t y k u 1/ w s c h o d n i e g o . P r z y j r z y j m y s i ę t e d y o w y m

„ c u d o m i c u d o t w ó r c o m " m o ż l i w i e - o b i e k - K t y w n i e .

J o g o w i e i f a k i r z y — t o n i b y w i e l c y j u b i -

| l e r z y i m a l i u l i c z n i s p r z e d a w c y s z l i f o w a n y c h ,

£ b ł y s z c z ą c y c h s z k i e ł e k ; t o p o k u t n i c y i z b i e ­ l i r < fją c y c h c i w i e g r o s z e z r ę c z n i k u g l a r z e , i. P i e r w s i d o c h o d z ą ’d o g o d n o ś c i c u d o t w ó r c ó w

p r z e z u c i ą ż l i w e i d ł u g o t r w a ł e ć w i c z e n i a , o d - d a l e n i e s i ę o d ś w i a t a z ł u d y i j a k p o w i a d a p n a u k a b r a m a n ó w , p r z e z z ł ą c z e n i e d u s z y K . s w o j e j z d u c h e m w s z e c h ś w i a t a . D r u d z y - u c ż ą p s i ę t y l k o p o p u l a r n y c h , s z t u c z e k , p o l e g a j ą c y c h

’ n a z r ę c z n y m o s z u s t w i e , p o m a g a j ą c s o b i e t . w t y m p r o c e d e r z e h i p ń o t y z m e m , s u g e s t i ą s 1W>‘ m e d i u m i z m e m , o s ł a n i a j ą c s i ę r ó w n o - c z e ś n i e a u t o r y t e t e m „ c u d u " , u n o s z ą c y m s i ę

r. j a k c i ę ż k i o p a r p o n a d t y m k r a j e m W s c h o d u . D l a t e g o t e ż p r a w d z i w y j o g i p o s i a d a w i ę k s z ą . . w i e d z ę c u d o t w ó r c z ą " n i ż p r z e c i ę t n y f a k i r ,

> a l e c u d ó w n i e c z y n i , n i e p o p u l a r y z u j e , - o i l e w g r ę n i e w c h o d z i m i s j o n a r s k a p o t r z e b a r a - v t o w a n i a d u s z y z b ł ą k a n e j .

| T a k w y g l ą d a p o d z i a ł n a j o g ó w i f a k i r ó w

^ t e o r e t y c z n i e . Ż y c i e , w y t w a r z a j e d n a k t y p y . p o ś r e d n i e . Z n a w c a W s c h o d u , C e s a r v . V e s m e

| t w i e r d z i , ż e j o g o w i e s ą u c z n i a m i s z k o ł y t a - :

| j e m n e j , p o s i a d a j ą c e j 3 s t o p n i e w t a j e m n i c z e -

£ n i a d o p i e r w s z e g o s t o p n i a n a l e ż ą „ G r i h a -

| s t o s " , p o ś r e d n i c y m i ę d z y l u d e m a s t a n e m k a - ' p ł a n s k u r , ; d r u g i s t o p i e ń o b e j m u j e z a k l i n a - ff^czy d u c h ó w i w r ó ż b i t ó w , a w r e s z c i e g o d n o ś ć

^ t r z e c i e g o s t o p n i a p i a s t u j ą t. z w . „ S a m n y a s s i -

! M i r y a m n i e m a j ą c y b e z p o ś r e d n i e j S t y c z n o -

| « c i z l u d e m i w i o d ą c y ż y c i e ś c i ś l e p u s t e l n i ­ c z e . P o d z i a ł t e n j e d n a k j e s t w i ę c e j p r z y p u - . s z c z e n i e m a u t o r a , n i ż o d p o w i a d a r z e c z y w i ­ s t o ś c i . J a k w k a ż d y m z a w o d z i e , t a k i w t y m — ■

s ą m a j s t r o w i e i p a r t a c z e , a w z a l e ż n o ś c i o d i o s o b i s t y c h c e c h c h a r a k t e r u — - l u d z i e u c z c i w i ' 1 s z a l b i e r z e .

| F a k i r z y p o s i a d a j ą p r z y s o b i e t y l k o c z a r k i g r u s z k o w a t e l u b w o r e c z k i n a d a r y . C a ł e i c h - . u z b r o j e n i e f a c h o w e p r z e d s t a w i a p a ł e c z k a

“'b a m b u s o w a z s i e d m i o m a s ę c z k a m i ( s y m b o ­ l i c z n a p a ł e c z k a . k u g l a r z a n a p i e r w s z e j k a r c i e s t a r o e g i p s k i e g o „ T a r o t a " ) . * T r u d n e b y ł o b y W y l i c z a n i e d e m o n s t r o w a n y c h p r z e z f a k i r ó w

■ sztuk k u g l a r s k i c h . N a p o d k r e ś l e n i e z a s ł u ­ g u j ą n a s t ę p u j ą c e : c u d d r z e w a M a n g o , , c u d p o w r o z e m , p o g r z e b a n i e ż y w c e m , m a t e r i a -

R a n d ż i t a S i n g h a w L a h o r e . P r z y g o t o w a n i e t e g o f a k i r a d o - o w e g o , w y s t ę p u t r w a ł o 2 0 d n i , p o d c z a s k t ó r y c h p i ł t y l k o m l e k o , s t o s u j ą c j e d n o c z e ś n i e ś r o d k i c z y s z c z ą c e w t a k i e j i l o ­ ś c i , ż e b y n i c n i e p o z o s t a w a ł o w j e l i t a c h . P r z y

i c e r e m o n i i a s y s t o w a l i w s z y s c y d o s t o j n i c y d w o r u . H a r i d a s p o z a l e p i a ł s o b i e w r e s z c i e w s z y s t k i e o t w o r y c i a ł a w o s k i e m i u s t a m i z a ­ c z ą ł w c i ą g a ć o d d e c h d o w n ę t r z a . P ó k i l k a ­ k r o t n y m t e g o r o d z a j u o d e t c h n i ę c i u p a d ł i l e ­ ż a ł z z a m k n i ę t y m i o c z a m i j a k t r u p . W r e s z c i e o b j a w y t r u p a s t a ł y s i ę w i d o c z n e , t y l k o c z u ­ b e k g ł o w y b y ł n i e b y w a l e g o r ą c y i t y l k o t a m p u l s o w a ł a k r e w z w i e l k i m n a t ę ż e n i e m . W t y m s t a n i e w ł o ż o n o f a k i r a d o t r u m n y , p r z y m o c o ­ w a n o w i e k o i z a n i e s i o n o d o d o m u , w k t ó r y m j u ż p o p r z e d n i o w y k o p a n o g r ó b .

N a t r u m n i e p o ł o ż o n o d e s k i , z a s y p a n o j ą z i e m i ą , z r ó w n a n o p o w i e r z c h n i ę m o g i ł y , o r a z p o s i a n o p s z e n i c ę i r y ż . D r z w i d o m u z a m k n i ę ­ t o 2 k l u c z a m i . S y s t e m a t y c z n i e p ó ź n i e j k o n ­ t r o l o w a n o s t a n g r o b u . D n i a 4 0 - g o r o z k o p a n o m o g i ł ę , o t w a r t o t r u m n ę i p o p e w n y c h c z y n ­ n o ś c i a c h p r z y w r ó c o n o f a k i r a d o ż y c i a .

N a s u w a s i ę p y t a n i e , w j a k i s p o s ó b c i a ł o m o ż e i s t n i e ć p r z e z t a k d ł u g i c z a s b e z d o s t ę ­ p u p o w i e t r z a . O t ó ż b a d a c z e t e g o f a k t u p r z y ­ p u s z c z a j ą , ż e p e w n e m i n i m u m p o w i e t r z a , p o t r z e b n e d o o d d y c h a n i a u ś p i o n e g o o r g a ­ n i z m u p r z e d o s t a ć s i ę z a w s z e m o ż e p r z e z p o ­ r o w a t ą p o w ł o k ę ś w i e ż e j m o g i ł y i k o m u n i k a ­ c j a t a k a , j a k w i a d o m o z, b a d a ń n a d p o ­ w i e r z c h n i ą g l e b y , u s t a l a s i ę w m i a r ę p o s t ę ­ p u c z a s u . P o z a t y m n a t u r a d o s t a r c z a n a m

Dokończenie na stronie 10-lej ,

Tymoteusz Ortym recytuje piękny wiersz „M o­

dlitwa dziecka" w teatrze „Nowości".

s t ó w - t a n c e r z y j a k P a r n e l l t r u d n o j e s f d z i ś - z n a l e ź ć .

R ó w n i e ż w s a m y c h s u p e r l a t y w a c h t y l k o , t r z e b a s i ę w y r a ż a ć o L , A b t i i E . B e u d e r z e . T e j w s p a p i a ł e j p a r y ś p i e w a k ó w p o z a z d r o ś c i ć m ° g ą „ N o w o ś c i o m " w i e l k i e s c e n y z a g r a n i c ą .

S k e c z e o p a r t e s ą n a n o w y c h , n i e s z a b l o n o ­ w y c h p o m y s ł a c h i m a j ą ,d o b r ą o b s a d ę w o s o ­ b a c h : W o l s k i e j , Ż u k o w e j , D y m s z y i Ł u s z ­ c z e w s k i e g o . W p r o g r a m i e j e d n a t y l k o r e c y ­ t a c j a ( „ M o d l i t w a d z i e c k a " ) " p i ó r a i w w y ­ k o n a n i u T . O r t y m a . N a z w i s k o a u t o r a i r e c y ­ t a t o r a m ó w i s a m o z a s i e b i e . D y m s z a d a j e a k t u a l n e i d o w c i p n e k u p l e t y O d r o w ą ż o w e .

P r z y j e m n ą o p r a w ę m u z y c z n ą d o r e w i i d a ł i o r k i e s t r ą d y r y g o w a ł k o m p o z y t ó r Z W i e h - l e r , p i ę k n e d e k o r a c j e ' m a l o w a ł S t . - L i p s k i , a k o n f e r a n s j e r k ę p r o w a d z i ł T . O r t y m . -

R e w i a m a z a p e w n i o n e p o w o d z e n i e .

Z. Bakuła W spaniała inscenizacja baletowa tańców gó­

ralskich z Dymiszkiewicz, Parnellem, M acia­

szczykiem i Kilińskim na czele wykonawców w teatrze „Nowości".

F o t. B r a u n

J^^orzysłaj

lizać je dematerializacje, jasnowidzenie, po­

wstaw anie1 zagadkowych dźwięków;* instru­

mentowych, lęw itacje przedmiotów i samych fakirów,'przechodzenie przez ogień i odpor­

ność na obrażenia zewnętrzne.

C u d d r z e w a M a n g o p o l e g a n a t y m , ż e f a k i r p o w o d u j e n a t y c h m i a s t o w e w y r a s t a n i e r o ś l i ­ n y z z i a r n a : F a k i r z w i l ż a z i e m i ę w o d ą " i w y ­ c i ą g a j ą c r a m i o n a n a d d o n i c z k ą , m r u c z y s w o ­ j e !rm a n t r a m " ( s p e c j a l n a m o d l i t w a ) , D o p r z y ­ g o t o w a n e j t a k d o n i c z k i z z i e m i ą w k ł a d a n a ­ s t ę p n i e z i a r n o , w t y k a s w o j ą p a ł e c z k ę i n a n i e j z a w i e s z a b i a ł e , p o d a n e m u p r z e ś c i e r a ­ d ł o . W y c i ą g a j ą c Znów p o n a d d o n ł c z k ą r ę c e , e k s p e r y m e n t a t o r ^ z a p a d a p o w o l i w s e n k a t a - l e p t y c z n y , z k t ó r e g o b u d z i s i ę p o 2 g o d z i n a c h i u n o s i p r z e ś c i e r a d ł o . W t y m c z a s i e w d o ­ n i c z c e w y r o s ł a r o ś l i n a w y s o k o ś c i o k o ł o 2 0 c e n t y m e t r ó w . N a t e m a t t e g o c u d u ^ i s t n i e j e w i e l e d e m a s k u j ą c y c h o p o w i e ś c i , k t ó r y c h d l a b r a k u m i e j s c a p o d a ć n i e m o ż e m y .

A o to s z t u k a „ c u d o w n e g o p o w r o z a " : N a p u b l i c z n y m p l a c u s i a d a f a k i r i p o d r z u c a w y ­ s o k o w g ó r ę z w i n i ę t ą l i n k ę , k t ó r a j a k o b y j e d n y m k o ń c e m z a c z e p i a ł a s i ę g d z i e ś o j a k i ś n i e w i d z i a l n y h a k W p o w i e t r z u . D r u g i j e j k o ­ n i e c o p a d a k u z i e m i . P o l i n c e n a r o z k a z f a ­ k i r a w s p i n a s i ę c h ł o p i e c i n i k n i e . P o c h w i l i f a k i r w z y w a g o , a b y z s z e d ł — a l e n a d a ­ r e m n i e . W t e d y r o z g n i e w a n y f a k i r w c h o d z i z a n i m p o t e j ż e l i n c e z n o ż e m w r ę k u . S ł y ­ c h a ć k r z y k w p o w i e t r z u i z g ó r y z a c z y n a j ą s p a d a ć p o s z c z e g ó l n e c z ł o n k i c h ł o p c a : o k r w a ­ w i o n e n o g i , r ę c e , g ł o w a i t d . F a k i r s c h o d z i n a s t ę p n i e n a d ó ł , z b i e r a k a w a ł k i w w o r e k , p ó ź n i e j p o t r z ą s a n i m , m a m r o c z ą c j a k i e ś z a ­

k l ę c i a i k u n a j w i ę k s z e m u z d u m i e n i u w i d z ó w , c h ł o p i e c w y s k a k u j e z w o r k a ż y w y . C o d o t e g o , ,c u d u " j e d n a k i s t n i e j ą b a r d z o n i e p e w n e o p i s y i z a w s z e k t o ś w i e o n i m z o p o w i a d a ­ n i a i n n y c h ; W w y c z e r p u j ą c y m s t u d i u m d r . H u g o S c h o e n b r u n n p o d a j e , ż e w p r a w d z i e w i ­ d z i a ł z e s w o i m i p r z y j a c i ó ł m i t e n c u d , j e d n a k k l i s z a a p a r a t u f o t o g r a f i c z n e g o n i e c h w y c i ł a n i c p r ó c z f a k i r a i w i d z ó w . S p o s t r z e ż e n i a i n ­ n y c h u c z o n y c h , p o t r a k t o w a n e t r z e ź w o i k r y ­ t y c z n i e , p o z w a l a j ą p r z y p u s z c z a ć , ż e m a s i ę t u d o ę z y n i e n i a z o b j a w a m i s u g e s t i i t ł u m u .

T a k z w a n y „ F i v e W a l k " — c z y l i n i e s z k o ­ d l i w e c h o d z e n i e p o r o z p a l o n y c h w ę g l a c h , k a m i e n i a c h i t p . z e t k n i ę c i a z o g n i e m , j a k d o ­ t y k a n i e r o z p a l o n y c h s z t a b ż e l a z n y c h , b r a n i e i c h d o u s t — n a l e ż y p o n i e k ą d d o r z ę d u c e r e - m o n i j r e l i g i j n y c h , j a k k o l w i e k d o ś ć c z ę s t o b y w a d e m o n s t r o w a n y p r z e z s z t u k m i s t r z ó w . I s t n i e j e w i e l e p o t w i e r d z e ń t e g o e k s p e r y ­ m e n t u , a n i e k t ó r y m ż . n i c h t r u d n o o d m ó w i ć w i a r y g o d n o ś c i . N a p i e r w s z y p l a n p r z y b a d a ­ n i u t y c h e k s p e r y m e n t ó w z o g n i e m w y s t ę ­ p u j e s p r a w a u t r a t y c z u c i a , a n a s t ę p n i e o s ł a ­ b i o n e j s i ł y o g n i a . N i e s ą t o b o w i e m j u ż h a ­ l u c y n a c j e , s u g e s t i e i t p . f i g l e s z t u k m i s t r z ó w , l e c z f a k t y r z e c z y w i s t e , z b a d a n e i p r z y p u ­ s z c z a l n i e p o l e g a j ą c e n a o b n i ż e n i u n i e z n a n ą n a m b l i ż e j d r o g ą ■— - w r a ż l i w o ś c i n a b ó l .

N i e k t ó r z y z f a k i r ó w k a ż ą s i ę z a k o p y w a ć d o - z i e m i n a c z a s d ł u ż s z y i m i m o b r a k u d o ­ p ł y w u p o w i e t r z a n i e u l e g a j ą ś m i e r c i . F a k i r H a r i d ą s , z w a n y „ ś w i ę t y m m ę ż e m " - - - k a z a ł s i ę z a k o p y w a ć k i l k a k r o t n i e w c i ą g u s w e g o ż y c i a . O s t a t n i e k s p e r y m e n t u r z ą d z i ł t u ż p r z e d o b e c n ą w o j n ą n a d w o r z e m a h a r a d ż y

MASKA: „BUCHALTERIA MIŁOŚCI"

G r a n a p r z e d w o j n ą w W a r s z a w i e i c i e s z ą c a s i ę ' d u ż y m p o w o d z e n i e m k o m e d i a „ P o d w ó j n a b u c h a l t e r i a " p o d u ż e j p r z e r ó b c e w y s t a w i o n a z o s t a ł a w „ M a s c e " p t . „ B u c h a l t e r i a m i ł o ś c i " . U d a n e j n a o g ó ł p r z e r ó b k i , d o k o n a ł a H. R a ­ p a c k a , w p l a t a j ą c w t e k s t , w i e l e h u m o r u s ł o w n e g o i s y t u a c y j n e g o . A k c j a t e j k o m e ­ d y j k i t o c z y s i ę w a r t k o , n i e m a w n i e j n i e p o ­ t r z e b n y c h d ł u ż y z n , w i d z z z a c i e k a w i e n i e m ś l e d z i p o m y s ł o w y r o z w ó j a k c j i i b a w i s i ę d o s k o n a l e . A o t o p r z e c i e ż g ł ó w n i e d z i ś c h o d z i .

J e ż e l i i d z i e o o b s a d ę i g r ę w k o m e d i i , t o o p r ó c z p o w i e r z e n i a n i e o d p o w i e d n i e j -r o li T a ­ d e u s z o w i Z a k r z e w s k i e m u , n i e m a m ż a d n y c h z a s t r z e ż e ń . R e ż y s e r Z d z i t o w i e c k i k a z a ł z a ­ g r a ć - Z a k r z e w s k i e m u r o l ę z u p e ł n i e n i e o d p o ­ w i a d a j ą c ą j e g o m o ż l i w o ś c i o m a k t o r s k i m . O w s z e m , z a c h w y c a l i ś m y s i ę j e d w a b i s t y m b a r y t o n e m K o s a , a l e s a m a g r a w y p a d ł a b l a ­ d o ; p o w i e d z i a ł b y m , ż e Z a k r z e w s k i j e s t d o t e j r o l i z a c i ę ż k i i z a s z t y w n y . ( W y d a j e m i s i ę , ż e n a Z b y s z k u R a k o w i e c k i m r o l a K o s a l e ż a ł a b y j a k u l a ł .)

L u c y n a - S z c z e p a ń s k a j a k o L o l a S l i ć z n i a - k o w s k a b y ł a u r o c z a , c z a r o w a ł a n a s s w y m s ł o w i c z y m g ł o s e m i o s o b i s t y m w d z i ę k i e m . B a r d z o p r z e k o n y w u j ą c o r o l ę l o t n e j k o s m e - , t y c z k i Z u z i z a g r a ł a N i n a C z e r s k a . G d y b y w s z y s t k i e k o s m e t y c z k i b y ł y t a k m i ł e j a k C z e r s k a , t o k l i e n c i (t, Zn. r o d z a j u m ę s k i e g o ) k u p o w a l i b y p u d r y , k r e m y i l a k i e r y n a f u n t y .

N i e c i e k a w ą r o l ę o t r z y m a ł A n d r z e j S z a -

ł a w s k i . A l e j e s t t o a k t o r b a r d z o z d o l n y i k u l ­ t u r a l n y , to , t e ż p o t r a f i ł r o l ę S t e f a n a B u r c z y ń - s k i e g ó z a g r a ć p r z e k o n y w u j ą c o d a j ą c j e j m ę­

s k o ś ć i w d z i ę k . D u ż o s z c z e r e g o h u m o r u w n i e ś l i d o k o m e d i i : Z a r e m b i n a i M o r o z o - w i c z ( p a ń s t w o Ś l i c z n i a k o w s c y ) , C h m i e l e w ­ s k i ( B u r c z y ń s k i s e n i o r ) i B o r o w y ( w o ź n y ) . Z a „ P o l k ę — g r o t e s k ę " h u c z n e i z a s ł u ż o n e b r a w a o t r z y m a l i M a r y r i o w s k a i B o r k o w s k i o r a z 9 - l e t n i a t a n c e r e c z k a L i i i S k r z y p k ó w n a ,

NOWOŚCI: CO SIĘ KOMU SNI"

(„SPEŁNIONE SNY")

N a o g ó ł d y r e k c j e t e a t r z y k ó w u w a ż a j ą , i ż w s e z o n i e l e t n i m n i e w a r t o „ w y s i l a ć " s i ę n a z m o n t o w a n i e d o b r e j r e w i i . I n n e g o z u p e ł n i e z d a n i a j e s t k i e r o w n i k a r t y s t y c z n y i r e ż y s e r

„ N o w o ś c i " p . O r t y m , k t ó r y t w i e r d z i , ż e n a s e z o n k a n i k u ł y t e a t r a l n e j t r z e b a w y s t a w i a ć r e w i e o d u ż y c h w a r t o ś c i a c h a r t y s t y c z n y c h . T a k a t e ż j e s t i o s t a t n i a r e w i a , k t ó r e j w y s t a ­ w i e n i e p o c i ą g n ę ł o z a s o b ą b . d u ż e k o s z t y ; a l e p u b l i c z n o ś ć , w a r s z a w s k a p o t r a f i t o w n a ­ l e ż y t y s p o s ó b o c e n i ć ( n a w i d o w n i z a w s z e p e ł n o ) .

G w o ź d z i e m , a r a c z e j g w o ź d ź m i p r o g r a m u , s ą i n s c e n i z a c j e b a l e t o w e u k ł a d u F e l i k s a P a r ­ n e l l a . T e n n a j l e p s z y z n a s z y c h b a l e t m i s t r z ó w i t a n c e r z y m a t o d o s i e b i e , ż e t a ń c e j e g o m a ­ j ą w s o b i e s u b i e k t y w i z m g r y a k t o r s k i e j i p o e ­ z j ę j e d n o c z e ś n i e , j a k i ś n i e w y s ł o w i o n y c z a r , k t ó r y n a d ł u g o p o z o s t a j e w p a m i ę c i w i d z a j a k o w i e l k i e p r z e ż y c i e a r t y s t y c z n e . W i e l u j e s t t a n c e r z y , w y s o k i e j k l a s y a l e t a k i c h a r t y -

(8)

pew nego rozwiązania przez analogię snu zi­

mowego niektórych zwierząt, nie tpów iąc już o roślinach A nalogiczne zjaw iska zdarzają się również wśród ludzi, k tó rz y . pogrzebani przez niedopatrzenie, pow stać mogą z gro­

bów po przetrw aniu snu letargicznego, o ile ich n ie przysypano ziemią. Zjawiska śmierci w tym w ypadku powodowane są stanem za­

niku świadomości.

.Niewątpliwie tkw i w tym tajem nica, ale nie tajem nica jakiegoś cudu, lecz tajem nica fizjologiczna, dla k tó rej w ejścia w św iat usy­

stem atyzow anej wiedzy nadejdzie może nie­

bawem szczęśliwa chwila. W każdym razie, m am y przed sobą alternatyw ę: albo „cuda'' fakirów leżą w sferze naturalnych możliwo­

ści, to je s t nie przeczą praw om natury i jako takie mogą być zrozum iane przez dokładne ich studiowanie, albo są to m niej lub w ięcej u datne mistyfikacje.

Jeden z współczesnych nam hipnotyzerów hinduskich, V airogyanda, pisze: „W szystkie te cuda fakirów dadzą się sprow adzić do faktu, że operator w yszkolił przedtem wolę sw oją i później był w stanie publiczności, przyglądającej się m u z pow strzym anym od­

dechem zasugestionow ać widzenie niezwy­

kłych zjawisk. — Okoliczność zaś, że przy w ykonyw aniu sztuk kuglarskich publiczność składa się z poszczególnych jednostek, które to samo m yślą i tego sam ego czekają — wy­

tw arza w każdym w ypadku potężny prąd psychozy w znacznej m ierze ułatw iający prace fakirom".

Klaudia skinęła ręką i słodkie to n y cytry um ilkły nagle.

Dosyć, P anakratesie — rzekła zw raca­

jąc się do niewolnika — możesz już odejść.

Chcę teraz zostać sama.

M łody Grek w stał z m ałego krzesełka i schyliw szy głowę w pełnym szacunku ukło­

nie wyszedł z atrium.

Klaudia podniosła oczy.

B ladobłękitne niebo w iszące nad kw adra­

towym otworem przesycone było ognistymi brzaskam i zachodzącego słońca. Białe alaba­

strow e kolum ny zdaw ały się płonąć jakimś różowym w ewnętrznym płomieniem, a pięk­

ne artystyczne mozaiki iskrzyły się tysiącem różnokolorow ych ogników. Cicho pluskała fontanna w środku impluvium, a rosnące na brzegach sadzawki żółte lilie wodne pach­

niały mocno.

Młoda rzym ianka baw iąc się złotą, wysa­

dzaną szmaragdami branzoletą podeszła wol­

no w stronę tablinum. O dchyliła ciężką ko­

tarę i spojrzała przez długi pery sty l na ogród, k tó ry tonął teraz w czerw onych prom ieniach chylącego się ku zachodowi słońca.

Klaudia nudziła się.

Z niecierpliw ością oczekiwała zapadnięcia nocy, chwili, w k tó rej razem z fioletowym mrokiem zjaw i się nareszcie tak bardzo ocze­

kiw any Lucjusz — najdroższy je j kochanek.

Bogowie tylko wiedzą, ile trudności m usia­

ła dzisiaj zwalczyć, ile sprytu okazać, aby w ykręcić się od uczty w domu cezara, na k tó rą została zaproszona wraz ze swym mę­

żem Korneliuszem.

Kiedy nareszcie Korneliusz oszukany

idioci se baca siary...

Siod se baca stary haniok p rzy salasie i poziero ino,

ja k sie kierdel pasie na syro kiej holi;

ja ko watra trzasko, ■ a co go doleci

piosnecko juhasko i to turlikanie

zw onków na uhi, cy — to jaz sie uśm iecho.

zręcznie zaimprowizowanym na poczekaniu bólem głowy, udał się sam n a ucztę, przed Klaudią w yrosły nowe trudne zadania, ma­

jące na celu zam askow anie spotkania ż Lu­

cjuszem.. Tylko nielicznej służbie, wiernym i oddanym sw ej pani niewolnikom można było zaufać. Reszty należało się pozbyć. Du­

żą przysługę oddał s w e j. pani Panakrates przez sw oje energiczne zarządzenia. Klaudia wiedziała, że na tym młodym G reku może zawsze polegać. Chłopieć był zakochanym do szaleństw a w Klaudii, a beznadziejne uczucie miłości z każdym dniem potęgowało się w piersi m łodego niewolnika i tylko w ą­

tła i bardzo krucha tama, jak ą stanow iła świadomość różnicy klasow ej, pow strzym y­

w ała chwilowo może, w ezbrane tęsknotą po­

tężne jak ocean uczucie Panakratesa.

Powoli, krok za krokiem szła Klaudia przez p erystyl do ogrodu zapatrzona w gasnące złocisto-purpurowe refleksy. Powietrze prze­

sycone było tysiącem m ocnych zapachów od delikatnych woni fiołków, aż do intensyw nie silnego arom atu róż białych, purpurow ych i żółtych. Sm ukłe cyprysy i m ałe drzewka m irtow e stały dumne, niby strażnicy tego za­

czarow anego ogrodu.

M łoda kobieta popraw iła szpilkę podtrzy­

m ującą splot kruczych włosów, a potem w ygładziła starannie białe fałdy peplum.

Gdzieś z triclinium dochodziły odległe ciche dźwięki cytry. To Panakrates głosił całemu św iatu sw ą w ielką miłość, w k tó rej nie ma ani cienia n a d z ie i. . .

— Carissima!

Klaudia krzyknęła i odwróciła się.

Przestraszyłeś mnie, L ucjuszu. . . — rzekła z prześlicznym rumieńcem na tw a­

rzy. — Mogłam przecież stracić przytom ność z w ra ż e n ia . . .

— Nie, Klaudio droga; przytom ność'traci się tylko w chwilach pełnych bezbrzeżnej rozpaczy i smutku, albo też w tedy, gdy ser­

ce przepojone je st ogromną radością, która nie chce się pomieścić w tak ciasnej świą­

tyni, ja k ą jest serce. Radość podobnie jak wielki ból przypraw ia nas o gwałtowne i nie­

spodziewane re a k c je . . .

— N o w ięc sam mówisz Lucjuszu, że moż­

na stracić przytom ność ze szczęścia. . . A przecież to tw oje niespodziew ane w tar­

gnięcie do mego ogrodu mogło mnie koszto­

w ać bardzo w ie le . . .

— Czyżbyś tak bardzo pragnęła mojego przybycia, Klaudio?

— Ty wiesz przecież sam o tym, Lucju­

szu . . .

M łodzieniec wziął rękę Klaudii i zaczął okryw ać ją pocałunkami.

— O boska! Spraw, ażeby długie godziny tęsknoty znikły raz na zawsze . . . N ie mogę czekać, jak nędzny niewolnik, aż raczysz mi poświęcić jeden zaledwie w ieczór zam iast dni w ypełnionych szczęściem i długich roz­

koszą tchnących n o c y . . . Zaprawdę, w bar­

dziej szczęśliwym położeniu są tw oi niewol­

nicy, którzy cię m ogą widzieć dziesiątki razy dziennie, podczas gdy ja muszę uciekać się do różnych środków , aby ujrzeć m oją Venus!

Czy nie widzisz, Klaudio, że spalam się w go­

rączce oczekiwania, w płomieniach ogrom­

nej miłości, a ty wyznaczasz mi łaskaw ie je ­ den tylko wieczór!

— Zrozum to, Lucjuszu, że nie mam spo­

sobu, aby uwolnić się od tego ohydnego i lu­

bieżnego starca, którego złe bogi wyznaczyły mi na męża. W iesz chyba, ja k bardzo za­

zdrosnym je st Korneliusz i ja k stałe mnie śledzi, przeczuwając, że szukam tego szczę­

ścia, którego ten sta ry satyr nie je st w stanie dać m i . . .

— Ach, Korneliusz! — syknął przez zaci­

śnięte zęby Lucjusz. — Gdyby nie to, że na­

głe zniknięcie jego, jako jednego z najbar­

dziej szanow anych senatorów w yw ołałoby w całym mieście niepotrzebny rozgłos i mo­

głoby stać się dla ciebie powodem różnego rodzaju przykrości, to już dawno w ypraw ił­

bym go do Hadesu!

Klaudia cofnęła się.

— Mówisz to poważnie, Lucjuszu? — spy­

ta ła przerażona.

” V— Tak, carissima! Całkiem poważnie . . . Kiedy pomyślę, że tw e boskie usta, tw e n a j­

piękniejsze w argi są całow ane przez tego zgrzybiałego starucha, gdy stajesz przed mo­

imi oczyma ta k piękna, jak sama Venus ro­

dząca się z piany, i gdy pomyślę, że tw e białe ciało brudzą wiecznie spocone ręce Korne­

liusza, — to mimo woli dłonie m oje same za­

ciskają się i w takich chw ilach zdolny je ­ stem do popełnienia największego szaleń­

stwa!!

N a białe policzki Klaudii w ypłynął purpu­

row y rum ieniec oburzenia. ;

— W ierz mi, najdroższy, że te pocałunki Korneliusza przypraw iają m nie zapraw dę o torsje. Nic jednak nie mogę .na to pora­

dzić. Je st przecież moim. mężem, dał mi wszystko, bogactwo, dobrobyt, poważanie . . . . — Al e nie dał ci szczęścia! A to je st n aj­

ważniejsze . . .

— Tak, masz rację, Lucjuszu. N ie dał mi szczęścia, . .

Umilkli, i przytuleni do siebie szli -wolno

przez tonący w liliowym mrokii ogrod, po w ysypanych żółtym, skrzypiącym pod san­

dałami piaskiem ściekach. Lucjusz przycisnął mocniej ram ię Klaudii, a m łoda kobieta szła z przym kniętym i oczyma, jak b y zdając się śnić jakiś cudowny sen, i wierząc, że przy boku Lucjusza nie spotka ją nic złego.

N agle Lucjusz stanął i * począł namiętnie całować usta, czoło i szyję Klaudii. Oszoło­

miona żyw iołow ym i. pocałunkam i Klaudia, nie broniła się w cale i nie u c z y n i ł a najm niej­

szego sprzeciwu w chwili, gdy Lucjusz pod­

niósł ją ze ziemi i zaczął iść spiesznie w stro­

nę perystylu. Białe peplum rozluźniło się i młody rzymianin ujrzał przy srebrzystym św ietle wschodzącego księżyca nagie, prze­

piękne piersi Klaudii.

— Kocham cię b o s k a . . . Szaleję z miłości o najpiękniejsza z pięknych! Kochaj mnie K lau d io . . . — pow tarzał z oczyma, które przesłaniała mgła nam iętności.

A ona zarzuciła swe białe ram iona na szyję Lucjusza i przyw arła ustam i do jego spieczo­

nych wargi

Złączeni w miłosnym, upojnym uścisku, podobni do jakieś Rzeźby, do przepięknych białych posągów, nie zwrócili najm niejszej uwagi na to, że zza alabastrow ej kolumny patrzą na nich przesłonięte bezbrzeżną roz­

paczą i smutkiem ciem ne oczy Panakra­

tesa . . .

Złociste prom ienie słońca zbudziły naj­

pierw Lucjusza. M łodzieniec spojrzał na le- żącą obok niego Klaudię i mimo woli przez usta jego przewinął się lekki, pogodny uśmiech. N achylił się nad kochanką i deli­

katnie m usnął jej w argi w przelotnym po­

całunku. Klaudia otw arła szeroko czarne, 0 pięknej opraw ie oczy i w yciągnąw szy ra­

mię objęła szyję Lucjusza, przyciągając go do siebie.

W takiej, pełnej najczulszej pieszczoty po­

zie za sta ł ich Korneliusz, k tó ry k o r z y s t a j ą c

z tego, iż służba jeszcze spała, bezszelestnie, ja k kot wślizgnął się do cubiculum.

— Pokłon tobie, m oja piękna małżonko 1 tobie Lucjuszu, w ybrańcu bogów — za­

skrzeczał nagle podchodząc bliżej. — Czy nie przeszkadzam? . . .

Dwie głowy odskoczyły w jednej chwiU od siebie. Klaudia patrzyła przerażona na męża. Korneliusz był pijany. Zataczał śi?

i wodził pTzekrwawionymi oczami po twa­

rzach kochanków.

— Ładnie zaczynacie d z i e ń ... niepraw­

daż? Poświęcacie go Venus . . . D ooobrze.- v A ja też się ładnie b aw iłem . . . t a k . . . n®

uczcie u cezarą! P ytał mi się o ciebie, Klau­

dio . . . chora, m ó w ię ... leży w łó ż k u -■ <3 Ha! ha!! Leży w łóżku! O . . . tylko, że nie sama! Ha, ha, ha!!!

Chwyciła go czkawka i upadł na wysadza­

ną m ozaiką posadzkę.

-—■ U p p !. . . O t a k . . . tylko . . . nie sama ■ • - ; Położył się na zimnej podłodze i po chwili usnął.

Kochankowie ostrożnie zsunęli się z łóżek Lucjusz delikatnie wziął za rękę Klaudią i przeszli obok śpiącego Korneliusza do ła­

zienki. Klaudia nie mogła powstrzymać si3 od pogardliwego splunięcia, w chwili gdy om ijała leżącego męża.

— Stary faun!

Zarzuciła ręce na szyję Lucjusza i przytu­

leni do siebie wyszli z cubiculum.

HAW l Ł W.

jaze m ru ży ocy

KLAUDIA I LUCJUSZ

C Z T E R Y T E M P E R A M E N T Y

MELANCHOMK

Melancholia osiadła na psiej „twarzy" Zagraja Nie dziwoła, gdyż zdjęcia dokonaliśmy w maju.

Smętny Zagraj jest latem, b o z łowami też krucho.

Nie dla niego są samy, ani łowy z „krykuchą".

Lecz gdy jesień mgieł smętnych porozwiesza zawoje, Wtedy Zagraj raźnieje, wtedy stanie za dwoje.

Bo to dziczą jest pora, łowów wielkich to czasy.

Wtedy ginie tęsknota, gdy powiodę gq w lasy.

Melancholii zabędżie, rozpogodzi swe czoło Na dźwięk łrębki odżyje i zaszczeka wesoło.

SANGWIMIK

Hej! Za lisem! Po polach, poprzez gaje, dębrowy Pędzi konnych tłum jeźdźców brawurowo na łowy.

Krasę sforę fox wiedzie, aż zachrypły od krzyku.

Tutaj kozła wywrócił łam się skępał w strumyku.

Sangwinista zajadły, aż oniemiał ze złości.

Lisa pędzi, dopędza, by zgruchotać mu kości.

Sprytny, pełen humoru i zajadły niezmiernie.

Sangwinista... fox krasy— oto macie go wiernie.

Tekst: Del. Fot.* Dr. Schmidt,

CHOLERYK

Czy pamiętasz, człowieku? u kolebki dni twoich Pierwszy z zwierząt szeregu u stóp twoich pies stoi...

Wilczur, dumny, zwycięski, szary jako mchy leśne Dawno to było, dawno, lata były to wczesne.

Choleryczny w zapędach tak w miłości, jak w gniewie.

Łowił z tobą i kochał i umierał za ciebie.

Od Alaski pól białych, aż po tundry jakuckie.

Szedł za tobą i służył... najwierniejszy z sług ludzkich.

FLEGMATYK

Nic mi knieje i łowy, ja mam inne radości, Porcja kaszy z omastą, na zakąskę zaś kości.

Dobry dowcip w kompanii, spacer z panię lub z panel*1 Lub znajomość na placu z jakimś miłym bryłane"*’

Dobrotliwość grubasa, kilka fałdek na karkut Czasem miłość pogodna gdzie na skwerku bąd*

w park*ł»

Dla nas typów pyknicznych zawsze festina len!0 Ciepły pokój i łapczan miłą będą przynętą.

Glos pasowy, a serce dobrotliwie nam tyka, Oto portret buldoga, poczciwego pyknika.

Cytaty

Powiązane dokumenty

p-*uł się upokorzonym i zawzinal się.. Muszę je

— Potem, ponieważ rzecz dzieje się pod wieczór przed twoim pójściem na spoczynek, kładziesz się do łóżka z błogim uśmiechem i zasypiasz beztrosko jak

Botezat przez chwilę bawił się gałązką, wreszcie zapytał, czy świadkowie zgłosili się już na przesłuchanie.. Posterunkowy

jom i orzekli, że Hala wypiękniała. Ja tego nie zauważyłem. W prost przeciwnie -— kiedy wracaliśmy z żoną do domu, wydawała mi się coraz to brzydsza, starsza,

Sekundy upływ ały wolno — ukazała się następnić podłużna, brunatna głowa, dało się słyszeć sykliwe bulgotanie i w powietrze wzbił się bicz rozpylonej

tuje z wielką umiejętnością technikę. Odnosi się złudzenie, jakby tą właśnie techniką przede wszystkim chciał się popisać. A ma się czym istotnie popisywać. W

Hanusia stała obok i przyglądała się dziadowi, k tóry teraz, chcąc pokazać swój kunszt znachorski, jakim się zawsze chwalił, zaczął nad chorym

d0 .otc°nania obdukcji. W ałęsałem się przeto, całymi dniami koło 'willi, chcąc go koniecznie spotkać. Udało mi się, gdyż jeszcze raz przyszedł on i