• Nie Znaleziono Wyników

Przyjaźń : organ Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, 1948.12 nr 12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przyjaźń : organ Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, 1948.12 nr 12"

Copied!
51
0
0

Pełen tekst

(1)

I f y ' . w

1 É i

i w m v * a

,

V 1 P S

r

9

à

s . }

k f T

1

r !5 N r r r

)

(2)
(3)

Cena 40.— zł.

P R i m z t i

ORGAN TOWAmsrWA PRZV9A2 n i POLSKO-RADZICCKICD

N r 12 ( 3 4 ) W arszaw a — G ru d zie ń 1 9 4 8 f f * **> \ Rok U

—... ... ... ...ł l U M L i j __________

f—■ Xj

Dzień Urodzin Generalissimusa Stalina c\J

W dniu 21 grudnia Związek Radziecki obchodzi radośnie 69 rocznicę urodzin współtwórcy ZSKrt — Generalissimusa J. W. Stalina. Naród polski zespalając swoje uczucia z wielką ro­

dziną narodów ZSRR pragnie, by Generalissimus Stalin, przez wiele lat jeszcze stał na czele narodów miłujących wolność i pokój.

(4)

UhMijúutím

Ihetumierzdörorir

VOzütélnüconi VmyJtvznL’re

o k ła d a , najlepsze

áuczenia

SwLąJjecme i

Noworoczne

(5)

ZBIGNIEW MITZNER

Zjednoczenie i przyjaźń

\

0

S M E G O g ru d n ia .ro k u bieżącego zbiera się w W arszaw ie K o n g re s Z je d n o cze n io w y P o ls k ie j P a r tii R o b o tn icze j i P o ls k ie j P a r tii S o c ja listyczn e j. W te n sposób przeszło p ó łw ie k o w y ro zła m w ło n ie p o ls k ie j k la s y ro ­ b o tn icze j zostaje ostatecznie z lik w id o w a n y . W ten sposób w s k a li m ię d z y n a ro d o w e j na jeszcze je d n y m o d c in k u zostaje z lik w id o w a n e rozbicie spow odow ane d łu g o le tn ią w a lk ą m ię d zy m a rk ­ sizm em i re fo rm iz m e m . L ik w id a c ja ta d o k o n u ­ je się na bazie m a rk s iz m u po ostatecznym , p rze ­ zw ycię że n iu w s z y s tk ic h te n d e n c ji w istocie, sw ej obcych kla sie ro b o tn icze j.

Trzeba sobie uśw iadom ić, iż ten proces, k t ó ­ r y o b s e rw u je m y na naszym o d c in k u n a ro d o ­ w y m , w k tó r y m b ie rz e m y udział, je s t fra g m e n ­ te m o g ó ln e j w a lk i toczącej się w m ię d zyn a ro d o ­ w y m ru c h u ro b o tn ic z y m . W a lka ta m ia ła sw ój p u n k t szczytow y i przesądzający o je j ostatecz­

n y m w y n ik u w R e w o lu c ji P a ź d z ie rn ik o w e j. O r e w o lu c ji te j p isa ł S ta lin w dziesiątą je j rocz­

nicę, że ,,oznacza ona z w ycię stw o m a rk s iz m u nad re fo rm iz m e m “ .

Z a d a w n io n y spór m ię d zy dw om a k ie ru n k a m i w ru c h u ro b o tn ic z y m , m ię d zy m a rksizm e m i re fo rm iz m e m , w R e w o lu c ji P a ź d z ie rn ik o w e j ro z s trz y g n ię ty został p ra k ty c z n ie na rzecz tego pierwszego, g d y zostało p ra k ty c z n ie u d o w o d ­ nione, że droga m a rksisto w ska , że droga re w o ­ lu c y jn a je st je d yn ą , k tó ra p ro w a d z ić może od k a p ita liz m u do socja lizm u .

W ty m aspekcie ro la R e w o lu c ji P a ź d z ie rn i­

k o w e j n ie skończyła się n a d o k o n a n iu p rz e w ro ­ tu w stosunkach p o lity c z n y c h i gospodarczych na w ie lk im obszarze daw nego p a ń stw a carów .

„R z u c iw s z y z ia rn o re w o lu c ji -— p isa ł S ta lin w ty m ż e a rty k u le — za ró w n o w ośrodkach im ­ p e ria liz m u ja k i na jego ty ła c h , o słabiw szy p o ­ tęgę im p e ria liz m u w m e tro p o lia c h i z a c h w ia w ­ szy je g o p a n o w a n ie m w k o lo n ia c h — R e w o lu ­ cja P a ź d z ie rn ik o w a p o s ta w iła przez to pod zna­

k ie m za p yta n ia samo is tn ie n ie k a p ita liz m u św iatow ego, ja k o całości. P o d ry w a ją c im p e ria ­ lizm , R e w o lu c ja P a ź d z ie rn ik o w a s tw o rz y ła rów nocześnie w postaci p ie rw s z e j d y k ta tu r y p ro le ta ria tu potężną i ja w n ą bazę św iatow ego ru c h u re w o lu c y jn e g o , . k tó r e j ru c h te n p rze d ­ te m n ig d y n ie m ia ł i na k tó r e j może się te ra z oprzeć. S tw o rz y ła potę żn y i ja w n y .ośrodek św iatow ego ru c h u re w o lu c y jn e g o , któ re g o ru c h te n p rz e d te m n ig d y n ie m ia ł i w o k ó ł któ re g o może on się skupiać o rg a n iz u ją c je d n o lity fr o n t re w o lu c y jn y p ro le ta riu s z y i n a ro d ó w u ciska ­ n y c h w s z y s tk ic h k r a jó w p rz e c iw im p e ria liz m o ­

w i“ .

P

O Ł Ą C Z E N IE P P R i PPS i u tw o rz e n ie Zjednoczon ej P a r tii je s t je d n y m z etapów lik w id a c ji złudzeń i oszustw re fo rm iz m u i ca łk o w ite g o z w ycię stw a m a rk ś iz m u -le n in iz m u w ru c h u ro b o tn ic z y m . W y w o d z i się w ię c ono z osiągnięć R e w o lu c ji P a ź d z ie rn ik o w e j. Ta R e ­ w o lu c ja , stw a rz a ją c p ie rw s z y p rz y k ła d z w y ­ cięstw a k la s y ro b o tn ic z e j idącej pod przew odem św iadom ej s w y c h celów p a r tii, s tw o rz y ła m oż­

liw o ś c i dla z w y c ię s tw a k la s y ro b o tn ic z e j w in ­ n ych k ra ja c h k a p ita lis ty c z n y c h , dała im do­

św iadczenie i m ądrość w walce. K lasa ro b o tn i­

cza m n ie js z y c h n a ro d ó w k o rz y s ta ty m sam ym z o b ie k ty w n y c h w a ru n k ó w , ja k ie w św iecie s tw o rz y ło p o w sta n ie i is tn ie n ie p a ń stw a r a ­ dzieckiego.

R e w o lu c ja P a ź d z ie rn ik o w a i w s z y s tk ie je j h i­

sto ryczn e ko n se kw e n cje u m o ż liw iły ostateczną lik w id a c ję re fo rm iz m u i zarazem ro z b ic ia r u ­ chu robotniczego, związanego z p asożytow a niem re fo rm iz m u na ru c h u ro b o tn ic z y m . Ta s y tu a c ja pozw ala je d n e m u k r a jo w i po d ru g im o d ryw a ć się od św ia ta k a p ita lis ty c z n o -im p e ria lis ty c z n e g o i p rzystępow ać do b u d o w y now ego życia na no­

w y c h zasadach.

W te n sposób h is to ry c z n y a k t zjednoczenia p a r t ii ro b o tn ic z y c h w Polsce w ią że się z w z a ­ je m n y m sto su n kie m P o ls k i i Z w ią z k u R ad zie ­ ckiego. S kłócenie n a ro d u p olskiego z n a ro d a m i Z w ią z k u R adzieckiego b y ło dziełem k a p ita liz m u polskiego i m iędzynarodow ego, k tó r y o b a w ia ł się w y c ią g n ię c ia przez kla sę ro b o tn ic z ą P o ls k i ty c h sam ych w n io s k ó w re w o lu c y jn y c h , k tó re w ycią g n ę ła klasa ro b o tn icza R osji. Szerzona przez p ra w ic o w y c h p rz y w ó d c ó w PPS wrogość wobec Z w ią z k u R adzieckiego n ie b y ła n ic z y m in n y m ja k spieszeniem z pom ocą k a p ita lis to m w o d ry w a n iu p o ls k ic h ro b o tn ik ó w od ru c h u re ­ w olu cyjn e g o .

Stosunek do Z w ią z k u R adzieckiego nie bez uzasadnienia je s t m ia rą w ła ś c iw e j p o sta w y w o ­ bec s p ra w y r e w o lu c ji i dążenia do o balen ia k a ­ p ita liz m u i b u d o w a n ia u s tro ju socjalistycznego.

N ie ma dążenia do re w o lu c ji, do o balen ia k a p i­

ta liz m u i do b u d o w y so cja lizm u bez n a w ią z y ­ w a n ia do w ie lk ic h tr a d y c ji R e w o lu c ji P aźd zie r­

n ik o w e j i do dośw iadczeń p a r tii L e n in a . W szel­

k i n a jb a rd z ie j „ le w ic o w y “ i „ r e w o lu c y jn y “ f r a ­ zes je s t ty lk o frazesem , je ś li n ie w iąże się z w ła ­ ś c iw y m sto su n kie m do Z w ią z k u Radzieckiego, je ś li choćby ty lk o jego ro lę m ię d zyn a ro d o w ą p rz e m ilcza ł. N ie m ożna b o w ie m dążyć szczerze do s o c ja liz m u ; p o m ija ją c je d y n ą drogę h is to ­ ryczną, o tw a rtą przed m ię d z y n a ro d o w y m r u ­ chem ro b o tn ic z y m przez R e w o lu c ję P a ź d z ie rn i­

kow ą. W sze lkie ta k ie dążenie zaprow adzić m o ­ że t y lk o na bezdroża u g o d y z k a p ita liz m e m i k a p itu la c ji wobec niego.

3

(6)

N

O W A Polska, odrodzona po d ru g ie j w o jn ie ś w ia to w e j, p rz y s tą p iła do n a p ra w ie n ia

w s z y s tk ic h b łę d ó w w sto su n ku P o ls k i do Z w ią z k u R adzieckiego, do n a p ra w ie n ia błędów , k tó re w re z u lta c ie s ta ły się p rz y c z y n ą je j k lę s k i w e w rz e ś n iu 1939 ro k u i p ię c io le tn ic h cie rp ie ń całego n a ro d u pod ja rz m e m o k u p a c ji. Już nie in te re s y fa b ry k a n tó w i o b s z a rn ik ó w w yzn a cza ­ ją p o lity k ę P o ls k i w obec w schodniego sąsiada.

N a jle p ie j p o ję te in te re s y naro d o w e p o z w o liły Polsce L u d o w e j zaw rzeć sojusz i p rz y ja ź ń ze Z w ią z k ie m R adzieckim , dać je j w ła ś c iw e opar­

cie w E u ro p ie w obec g ro ź b y odrodzenia a g re sji n ie m ie c k ie j, w ym a rzo n e g o przez im p e ria lis tó w a m e ryka ń skich , i dać je j w ła ś c iw e i słuszne g ra ­ nice na zachodzie.

P a rtie ro b o tn icze idące w je d n o lity m fro n c ie

w y k u ły tę n o w ą p o lity k ę zagraniczną P o lski, i na ty m polega ic h h is to ry c z n a zasługa.

K a ż d ^ w ię c w zm o c n ie n ie ru c h u robotniczego w Polsce, każde je g o z w ycię stw o i k a ż d y k r o k naprzód na drodze do s o c ja liz m u oznacza pogłę­

b ie n ie i w zm o cn ie n ie sojuszu i p rz y ja ź n i P o ls k i ze Z w ią z k ie m R adzieckim . T y m sa m ym oznacza w zm o cn ie n ie P o ls k i i je j p o z y c ji w stosunkach m ię d zyn a ro d o w ych .

Z jednoczen ie p a r tii ro b o tn ic z y c h m ające ta k g łę b o kie ideologiczne i p o lity c z n e znaczenie, d o ko n u ją ce się n ie m echanicznie, ale na płaszczyźnie m a rk s iz m u - le n in iz m u ró w n o ­ znacznie je s t z dalszym n a d a w a n ie m im g łę b ­ szej n iż dotychczas tre ś c i ideolog icznej.

Na ty m polega je d n o ze z w y c ię s tw osiąganych obecnie przez ru c h ro b o tn ic z y w Polsce.

U W ID O W N I H |(M R O [lO N E )

W

przeciągu ostatniego miesiąca dwie wypowiedzi—

Generalissimusa Stalina i min. Mołotowa — na­

brały wielkiego rozgłosu międzynarodowego. Wy­

powiedzi te jaskrawo naświetliły bieżące problemy międzynarodowe, wydobywając treść spraw z powodzi fałszywych frazesów.

Wywiad Generalissimusa Stalina, udzielony kores­

pondentowi „Prawdy“ dotyczył tzw. „kwestii Berlina“.

Stalin stwierdził, iż w tej sprawie dwukrotnie zostały ustalone zasady porozumienia z mocarstwami zachod­

nimi: raz .pod koniec sierpnia w Moskwie, a drugi raz W Paryżu, w czasie sesji ONZ w rozmowach wicemi­

nistra Wyszyńskiego z przewodniczącym Rady Bez­

pieczeństwa Bramuglią.

Stwierdzając te fakty, Generalissimus Stalin wypo­

wiedział szereg uwag ogólnych, dotyczących aktual­

nej polityki Stanów Zjednoczonych :i Wielkiej Bryta­

nii. Stwierdził on, że rządy tych krajów nie dążą do istotnego porozumienia i współpracy ze Związkiem Radzieckim. Rozmowy» które prowadzą one ze Związ­

kiem Radzieckim prowadzą po to tylko, aby po zer­

waniu zrzucać winę na ZSRR. Taka polityka charak­

teryzuje podżegaczy wojennych» którzy niczego nie obawiają się bardziej, jak porozumienia ze Związkiem Radzieckim. Pragną oni w ten sposób dowieść, że wojna jest konieczna i że istnieją możliwości do jej rozpętania. Ta polityka nie ma przed sobą dobrych perspektyw.

„Wszystko to — powiedział Stalin — może się skoń­

czyć jedynie haniebnym fiaskiem podżegaczy do no­

wej wojny. Churchill, główny podżegacz do nowej wojny, dopiął jedynie tego, że stracił zaufanie swego narodu oraz sił demokratycznych całego świata. Ta­

ki sam los czeka wszystkich innych podżegaczy wo­

jennych. Zbyt żywe są w pamięci narodów potwor­

ności niedawnej wojny i zbyt wielkie są siły spo­

łeczne» stojące na straży pokoju, by uczniowie Chur­

chilla w dziedzinie agresji mogli siły te przezwycię­

żyć i skierować na drogę do nowej wojny“.

M

IN ISTER Mołotow przemawiał na tradycyjnym posiedzeniu Moskiewskiej Rady Miejskiej w prze­

dedniu trzydziestej pierwszej rocznicy Rewolucji Październikowej. Nakreślił on szeroki obraz odbudo­

wy i rozbudowy gospodarczej i kulturalnej Związku Radzieckiego na tle katastrofalnej sytuacji, w jakiej znajdują się państwa kapitalistyczne. Gospodarka so­

cjalistyczna odnosi coraz większe sukcesy, podczas gdy gospodarka prywatna prowadzi narody do kata­

strofy. Katastrofa ta zbliża się w miarę coraz bar­

dziej rosnących zysków kapitalistycznych, które np w Stanach Zjednoczonych» jeśli chodzi o spółki akcyjne w 1939 roku wynosiły 6,4 miliarda dolarów, a w roku 1947 wyniosły 30 miliardów dolarów. Równocześnie położenie mas pracujących staje się coraz gorsze, ro­

śnie bezrobocie, wzrastają ęeny, nierekompensowane odpowiednim wzrostem zarobków. We Francji sytu­

acja podobna: 43 proc. całego dochodu narodowego Francji to zyski kapitalistów, podczas gdy płace pra­

cowników najemnych iwynoszą tylko 39 proc.

4

(7)

Na terenie międzynarodowym Związek Radziecki reprezentuje tendencje zachowania i utrwalenia po­

koju w imię zasad ustalonych przez sojuszników w toku wojny i w imię zasad, na których ¿budowana zo­

stała Organizacja Narodów Zjednoczonych. Wbrew tendencjom imperialistów polityka radziecka stara się o utrzymanie charakteru tej Organizacji jako instru­

mentu utrwalenia i pogłębiania pokoju. Wnioski Związku Radzieckiego, wnoszone na ONZ. zmierzają stale wyłącznie w tym kierunku. W roku 1946 ZSRR zaproponował powszechne ograniczenie zbrojeń i wpro wadzeni» zakazu broni atomowej. W roku następnym postawił wniosek o zastosowanie specjalnych środków przeciwko propagandzie i podżegaczom wojennym. A wreszcie na ostatnim zgromadzeniu generalnym za­

proponował ogólną redukcję zbrojeń o jedną trzecią pięciu wielkich mocarstw.

T

E wszystkie propozycje napotykają na opór ze strony imperialistów, ale „im uporczywiej elemen­

ty agresywne przeciwstawiać się będą zakazowi broni atomowej, ’tym bardziej pogłębiać .się będzie rozłam między siłami agresji i imperializmu z jednej strony, a siłami broniącymi sprawy ugruntowania powszechnego pokoju i demokracji z drugiej strony.

Z tego wynika, że z dniem każdym będą coraz bar­

dziej izolowani zwolennicy broni atomowej w mię­

dzynarodowej opinii publicznej. Wynika z tego rów­

nież, że stojąc na czele walki o zakaz zbrodniczej bro­

ni atomowej, Związek Radziecki przewodzi wszystkim miłującym pokój narodom i postępowym ludom całe­

go świata".

Minister Mołotow wskazał na wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych, gdzie klęska Deweya oznacza nie co innego jak klęskę najbardziej reakcyjnych i a- gresywnyeh tendencji w społeczeństwie amerykań­

skim. Azja stoi w ogniu wielkiej walki narodowo - wyzwoleńczej. A trzeba pamiętać, że kontynent ten zamieszkuje więcej, niż połowa ludzkości.

Ta wszystko razem oznacza, że ¡siły. imperializmu kruszeją, a siły pokoju rosną. Taka jest rzeczywi­

stość naszego okresu historycznego mimo wszystkie wojownicze trazesy niektôrÿch rządów i wojowni czych polityków. Te rządy i ci politycy nacechowali są znamieniem jednej najgroźniejszej słabości: nie reprezentują oni opinii, dążeń i poglądów olbrzymiej większości własnych narodów. Narody te bowiem nie są zainteresowane w najmniejszym stopniu w nowej wojnie; przeciwnie: są zainteresowane w trwałym pokoju.

I na tym polega wyjątkowość pozycji Związku Ra­

dzieckiego w dzisiejszym święcie: że jego dążenia i je­

go polityka wyrażają nie tylko interesy tego państwa, ale i najszerszych mas ludowych na całym świecie.

CIVIS

Am erykański zaprzęg

,,Rząd USA. żądając żeby najpierw ustanowić międzynaro­

dowy organ kontroli, a potem dojść do porozumienia w W sprawie broni atomowej —- stawia wóz przed koniem.

Zrozumiałe, że nie leży w jego interesach posunięcie na­

przód sprawy komisji atomowej".

(Z przemówienia min. A J. Wyszyńskiego na ONZ).

(„Krokodyl“)

5

(8)

Śmieć admiralski — baron

j von szli

ze szesnastu przeróżnych stron.

Działo francuskie, angielski tank.

Białych

wycacka!

antancki klan Walczył

zaciekle nasz Związek Rad, walił

w h'storię granatów grad.

Nie do grabieży wzywa nas bój myśmy

obrońcy fabryk

i pól.

Szli cbszarpańcy i z miast i wsi żarły

walczących i głód

i wszy.

Szare kołpaki z czerwienią gwiazd brali biali

nogi

za pas.

Zmyka! Denikin i Machno

wiał i tak

każdego zetrzemy na miał.

Trzasnął,

złamany

na Krymie front.

Czerwona

krzepła w pierunach bomb.

Z wami

w czas próby, w zwycięstwa czas, myśli

i serca roboczych mas.

Nr. pierwszy sygnał / spod naszych strzech

stumilionowi wstaniem na zew.

Ziemią kołysząc, na nowy marsz dźwignie się

piechur czerwony nasz.

Pomnąc

przysięgi wzniesioną dłoń, ława

Budiennych skoczy

na koń.

Burżujskich

blokad zrywając sznur, czerwone

ptaki błysną zza chmur.

Popi zez

stulecia prowadząc nas, zwyciężaj

Armio ludowych mas!

P rze ło żył: Leon ,Pasternak (1928)

ł

(9)

W walce z »Suchowiejem«

— „S u c h o w ie j“ nadchodzi!

— „S u c h o w ie j“ id z ie !!!

W ieść p rz e la tu je

z

ust do ust. O g a rn ia re jo n za re jo n e m , o krę g za o kręgiem . Rozszerza p rz e ­ stra ch e m oczy, zostaw ia boleśnie ściśnięte, bez­

radne ręce. W ieść — klęska, w ieść niosąca n ie ­ u ro d za j, niosąca głód...

Z n a d d a le k ie j, w ie lk ie j p u s ty n i Gofoi n a d la ­ tu je gorący, suchy w ia tr . O g a rn ia ogrom ne ob­

szary n a d w o łża ń skie , zahacza o p o łu d n io w e re ­ jo n y czarnoziem u, w ysusza glebę, w y p a la za­

siew y. N ad popękaną ziem ią p rz e b ija ją się u p a l­

ne p ro m ie n ie słońca poprzez gęstą, siw ą m gło rozpalonego ku rz u .

W ia tr p rz e p ły w a d a le j — i p rz ych o d zi znów.

W ciągu o sta tn ich 65 la t posucha niosąca gospo­

darce n ie p o w e to w a n e s tra ty dew astow a ła pola Pow ołża 20 razy, o b w o d y W oroneża, Rostowa, W o ro szyło w g ra d u , S ta lin o — 15 ra zy, całe r e ­ p u b lik i — B aszkirską, T atarską, M o rd o w ską pustoszyła 10 razy... A p otem znów p rz y c h o d z i­

ły z b y t o b fite deszcze, k tó re z m y w a ły u ro d z a j­

n y hum us.

A przecież w s z y s tk ie te obszary — to naj-»

b a rd z ie j u ro d za jn e te re n y w całej E u ro p ie . P ro ­ d u ko w a n a w o krę g u sa ra to w s k im pszenica u w a ­ żana je s t za najlepszą na świecie. Z n ie j to w ła ­ śnie ro b io n o nie g d yś s ły n n y w ło s k i m akaron.

1 tu , na obszarach o p o w ie rz c h n i 120 m ilio n ó w

h e k ta ró w , u ro d za je w la ta c h suszy spadają do 10 — 20 p ro c e n t n o rm a ln y c h .

K lę s k a ta dobrze b y ła znana c a rs k im w ła d ­ com R osji. Lecz dla je j p rzezw yciężenia n ie z ro ­ biono k o m p le tn ie nic. Czyż czło w ie k, m aleńka kru szyn a , z d o ln y je st p rz e c iw s ta w ić się m ocar­

n y m siło m p rz y ro d y , czyż z d o ln y je st postaw ić tam ę w ia tro w i, p rz y c z y n ie się do zm ia n y k l i ­ m atu? — nie, to n a w e t n ie m ie ściło się w g ło ­ wach. P rz y s ło w io w y m w o ła n ie m na puszczy b y ­ ły prace z n a k o m ity c h uczonych — agronom ów : D oku cza je w a — „Nasze stepy d a w n ie j i, dziś“ ,

^zm ailskiego —- „ J a k w y s e c h ł nasz step“ , K o - styczew a — „O w alce z posuchą n a obszarach cza rn o zie m u “ , T im ira z e w a — „W a lk a ro ś lin y z posuchą“ ...

D o ku cza je w , Iz m a ils k i i Kos tycze w w p ra ­ cach sw ych a k c e n to w a li przede w s z y s tk im ro lę fiz y c z n y c h w ła ściw o ści k ra jo b ra z u , s tr u k tu r y g leby, k o n fig u ra c ji w ód i p ro b le m ó w zab e zp ie ­ czenia ic h przed s u c h y m i w ia tra m i. T im iria - zew n a to m ia st z a jm o w a ł się przede w s z y s tk im samą ro ś lin ą ja k o g łó w n y m p rze d m io te m z.cr,- teresow ań ro ln ik a oraz zachow aniem się ro śń - n y w w a ru n k a c h posuchy. Lecz c z o ło w i uczeni ro s y js c y n ie d a w a li w s w ych pracach je d y n ie obrazu całości zagadnienia posuchy — w s k a z y ­ w a li także n a jw ła ściw sze d ro g i zabezpieczenia przed n ią z b io ró w . A le cóż m ogła zdziałać n a ­ uka w w a ru n k a c h zacofanego u s tro ju k a p ita li-

7

(10)

f

styczno-obszarniczego, w ś ró d d z ie s ią tk ó w ty s ię ­ cy d ro b n y c h gospodarstw chłopskich?

P row adzon e na szeroką skalę n a u ko w e ba­

danie stepów rozpoczęło się dopiero po R e w o ­ lu c ji P a ź d z ie rn ik o w e j, Ju ż w 1918 ro k u , na w / raźne zlecenie L e n in a uda ła się w ste p y spec­

ja ln a m is ja n aukow a , pod k ie ro w n ic tw e m zna­

nego uczonego, M alcew a. O d tego też czasu, za­

częły się n a b e z m ie rn y c h obszarach stepow ych ro z w ija ć sta cje dośw iadczalne, s z ły specjalne k re d y ty na prace n a u k o w e uczonych, na prace dośw iadczalne k o m is ji, g ru p i poszczególnych agronom ów .

W s z y s tk ie te osiągnięcia, zarów no p rz e d - ja k i p o re w o lu c y jn y c h uczonych zostały ostatecznie podsum ow ane i ro z w in ię te w pracach z n a k o m i­

tego agronom a ra d zie ckie g o p ro f. W illia m s a . I o n to w ła ś n ie s tw o rz y ł głęboko p rze m yśla n ą te o rię za pew nie nia w y s o k ic h p lo n ó w w zasto­

so w a n iu do s p e c y ficzn ych w ła ś c iw o ś c i danego te re n u i danego k lim a tu . Z a p ro je k to w a n y przez niego system ś ro d k ó w o trz y m a ł nazw ę s y ­ ste m u tra w o p o ln e g o , syste m u p rz e w id u ją c e ­ go siew .w o d p o w ie d n ich m iejscach, o d p o w ie d ­ n ic h dla danego te re n u w ie lo le tn ic h tra w . A le podstaw ą te j d o k try n y , zn a n e j w Z w ią z k u Ra­

d z ie c k im pod nazw ą k o m p le k s u D o ku cza j ewa — K ostyczew a — W illia m s a , je s t s tw o rze n ie leś­

n y c h pasów o ch ro n n ych .

L a sy b o w ie m przede w s z y s tk im h a m u ją siłę w ia tró w . W a rs tw a p o w ie trz a , zn a jd u ją c a się

przed lasem, ja k ró w n ie ż i c a ły drzew ostan sta-' n o w ią przeszkodę tru d n ą do poko n a n ia d la po­

w ie trz a będącego w ru c h u . A w ia t r przecież zw iększa p a ro w a n ie z w o ln e j p rz e s trz e n i oraz z ro ś lin p ra w ie 2 0 -k ro tn ie . Z m n ie js z a ją c w zna­

c zn ym s to p n iu siłę samego w ia tr u , las ty m sa­

m y m zm niejsza też p a ro w a n ie z g le b y i tra n s - p ira c ję ro ś lin .

Dalsze dośw iadczenia w y k a z a ły , że celem zw iększenia w ilg o tn o ś c i p o w ie trz a i zaham ow a­

n ia s iły w ia tr ó w n ie trzeba zalesiać w ię kszych obszarów. W y s ta rc z y ju ż c a łk o w ic ie zalesienie na w z ię ty m pod ochronę te re n ie w ą s k ic h po­

d łu ż n y c h smug, o d le g ły c h od siebie o k ilk a s e t m e tró w . O d d z ia ły w a n ie ta k ie g o pasm a leśnego na zm n ie jsze n ie s iły w ia tr ó w je s t skuteczne na p rz e s trz e n i do 50 ra z y w ię k s z e j od w ysokości drzew .

Pasma leśne grom adzą śnieg, z w ie w a n y z po­

w ie rz c h n i pól, m ię d z y lin ia m i lasów . P o w o d u ­ je to ty m sam ym w o ln e s p ły w a n ie to p n ie ją c e ­ go śniegu na sąsiednie pola, z w ilża ją ce g o je p rz y ty m ró w n o m ie rn ie .

L iczn e dośw iadczenia w y k a z a ły także, że step p o k r y ty pasm am i le ś n y m i w p e w n y m s to p ­ n iu p rzycią g a opady. W la ta c h n o rm a ln y c h za­

obserw ow ano n a ste p ie p o p rz e c in a n y m w stęga­

m i le ś n y m i od 60 do 85% opadów w ię c e j, n iż na sąsiednich obszarach o tw a rty c h . W la ta c h w y ­ b itn ie suchych, la sy d a w a ły do 20% zw iększo­

n y c h opadów .

Fragment parku

przy doświadczalnej stacji miezurinowskiej na Ałtaju.

(11)

Sad w kołchozie im. Mołotowa na Ałtaju zasłonięty od wiatru żywymi przegrodami z drzew liściastych.

A le swoją, olbrzym ią także rolę, spełniają ko­

rzenie. Jednym z najważniejszych bowiem za­

dań należytej organizacji rolnictwa jest osiąg­

nięcie trw ałej grudkowatej struktury gleby.

W pracach prof; W illiam sa i innych przedsta­

w icieli postępowej nauki rolniczej podkreślane jest stale twierdzenie: „Wysokie i stale wzra­

stające zbiory możliwe są jedynie na podłożu posiadającym trw ałą, drobno-grudkowatą stru­

kturę o średnicy grudek do 10 m m .“ Współ­

czesna zaś wiedza agronomiczna i praktyka ro l­

nicza nie zna innego, równie skutecznego środ­

ka zachowania trw ałej takiej struktury, jak o- kresowe wprowadzanie do płodozmianu w ielo­

letnich roślin w pomieszaniu z roślinami strącz­

kowym i. Korzenie bowiem jednych, jak i dru­

gich dokonują w glebie olbrzym iej pracy nad polepszeniem fizycznych cech gruntu, rozbijając go właśnie na drobne grudki, a zarazem wzbo­

gacając glebę w niezm iernie cenne składniki.

Powstająca w ten sposób gleba posiada nie­

zw ykłą właściwość magazynowania wilgoci przenikającej tu w okresie jesiennych desz­

czów i wiosennego topnienia śniegu. Latem zaś

— gwałtowne ulew y nie spływ ają do parowów, lecz niem al w całości zatrzym ują się w grun­

cie.

Poza tym system ochronnych pasów leśnych oraz sianie traw na polach są potężnymi środ­

kam i przeciw tworzeniu się jarów , parowów i wąwozów. Dziesięcioletnie doświadczenie sto­

sowania na Kam iennym Stepie obu tych syste­

mów przyniosły całkowite ustanie procesu dal­

szego tworzenia się parowów.

Na marginesie tych wszystkich badań, do­

świadczeń, teorii i wniosków, nie należy zapo­

minać o największym bodaj w kładzie do kwe­

stii metod trawopolnych wniesionym przez prof. Łysenko. Rozwinął on przecież świetnie na tym polu ogólne założenia teorii agrobiolo- gicznych prof. M iczurina. Wychodząc z podsta­

wowego założenia, teorii wysokich urodzajów, że nie poszczególne chw yty agrotechniczne de­

cydują o zbiorach, ale cały system środków do­

bieranych dla poszczególnych terenów, prof.

Łysenko w nracach swych, nie lekceważąc te­

orii oddziaływania na grunt, największy nacisk jednak kładzie na samą roślinę jako centralny obiekt działalności rolnika.

Agrobiologiczna szkoła M iczurina, rozwiązu­

jąc praktycznie podstawowe zagadnienia w alki o podwyższenie urodzajów, doskonale łączy na­

ukę Tim iriaziew a o form owaniu i przekształca­

niu natury rośliny z nauką Dokuczajewa — Kostyczewa — W illiam sa o kształtowaniu gle­

by i metodach zwiększania je j urodzajności.

Razem — tworzą konkretne, naukowe, oparte na w ieloletnich doświadczeniach podstawy ra­

dzieckiej agrobiologii. I na tych też podsta­

wach oparte zostało historyczne postanowienie Rady M inistrów Z.S.R.R. i Centralnego Kom i­

tetu W K P(b) — uchwała „O planie sadzenia la-

9

(12)

sów celem o c h ro n y pól, zastosowania tra w o p o l- nego płodo zm ia n u , b u d o w a n ia sta w ó w i z b io r­

n ik ó w w o d n y c h w celu za p e w n ie n ia w y s o k ic h i s ta ły c h z b io ró w w ste p o w ych i lesisto-stepo- w y c h strefach e u ro p e js k ie j części Z .S .R .R .“

P la n te n z a k ro jo n y na ta k w ie lk ą , nieznaną dotychczas w d zie ja ch ro ln ic tw a skalę, p la n c a ł­

k o w ite j lik w id a c ji k lę s k i n ie u ro d z a jó w na żyz­

n y c h obszarach 120 m ilio n ó w h e k ta ró w zie m i o rn e j, p la n p o d e jm u ją c y w a lk ę z p o tę ż n y m ż y ­ w io łe m , z a m ie rza ją cy g ru n to w n ie z m ie n ić w a ­ r u n k i k lim a ty c z n e na obszarze, na k tó r y m sw o ­ bodnie m ożna b y p om ieścić k ilk a śre d n ie j w ie l­

kości k r a jó w ty p u zachodn io -e u ro p e jskie g o ■— c a łk ie m zrozum iałe, że n ie m oże b y ć w y k o n a n y w przeciągu k ró tk ie g o okresu czasu. P rz y g o to ­ w ana w n a jd ro b n ie js z y c h szczegółach w ie lk a b a ta lia rozpocznie się w 1950 r. Z a k ła d a n ie w ie lk ic h p a ń s tw o w y c h le śn ych pasów o ch ro n ­ n y c h , bo to je s t g łó w n y m i n a jtru d n ie js z y m za­

razem p u n k te m u sta w y, m a b yć zakończone do 1965 r.

W ciągu ty c h 15 la t w y ro ś n ie 5.320 k ilo m e t­

ró w pasów leśnych. P ie rw s z y z n ic h , długości 900 k m . ro zcią g n ie się w z d łu ż o b u brzegów W o łg i od S aratow a poprzez K a m y s z y n i S ta lin ­ g ra d do A s tra c h a n ia . D ru g i — długości 600 k m

p ó jd z ie w k ie ru n k u Penza — J e k a tie rin o w k a — W ieszenskaja — K a m ie ń s k , nad p ó łn o c n y m Dońcem , w z d łu ż d z ia łu w odnego rz e k C h o p ru i M ie d w ie d ic y , K a lit w y i B ere zo w e j. T rze ci pas, długości 170 km . ciągnąć się będzie w z d łu ż d z ia łu w odnego W o łg i i rz e k i Iło w la w k ie r u n ­ k u K a m y s z y n — S ta lin g ra d . C z w a rty o c h ro n ­ n y pas leśny, długości 580 k m przebiegać bę­

dzie w k ie r u n k u C zapajew sk— W ła d im iro w s k a . P ią ty długości 570 k m p rz e jd z ie w k ie ru n k u

S ta lin g ra d — S tie p n o j — C zerkiesk. N a jd łu ż s z y pas, o długości 1080 k m będzie p ro w a d z ić w z d łu ż b rzegów rz e k i U ra l na l i n i i W is z n ie w a ja G óra — C z k a ło w — U ra ls k , aż do m orza K a s­

p ijs k ie g o . S ió d m y — przebiegać będzie w z d łu ż obu b rzegów D o n u od W oroneża do Rostowa.

D ługość jego w y n o s ić m a 920 km . O s ta tn i w re ­ szcie p rz e jd z ie n a p rz e s trz e n i 500 k m . w z d łu ż obu b rze g ó w północnego Dońca od B ie łg o ro d u do Dońca,

W s z y s tk ie te pasy lasów o c h ro n n ych składać się będą z 2 do 6 pasm, szerokości od 30 do 100 m. każdy, p o ło żo n ych w odstępach 200 lu b 300 m e tro w y c h .

P race nad ty m g ig a n ty c z n y m zalesieniem roz­

pocznie ju ż M in is te rs tw o L e ś n ic tw a w p rzysz­

ły m ro k u . Sam p la n zalesiania je s t ju ż c a łk o ­ w ic ie g o to w y . I n ie je s t on też w ca le ta k i p ro ­ sty. D la każdego przecież poszczególnego pasa zalecone zo sta ły o d p o w ie d n ie do w a ru n k ó w m ie js c o w y c h g a tu n k i d rz e w i k rz e w ó w . 10 do 15% ogóln e j ic h lic z b y s ta n o w ić będą drzew a i k rz e w y owocowe.

S p o tk a m y w ię c t u sp e c ja ln ie w yh odow a ną przez M ic z u rin a w iś n ię p o ln ą i p o ln ą ś liw ę oraz ró żo w ą czeremchę, sadzone w p ro s t z pes­

te k i o d p o rn e za ró w n o na zam iecie, ja k i na w iosenne p rz y m ro z k i. S y b ira c y będą m ie li sw o­

ją „o b lip ic h ę “ , d a le j na p ó łn o c y w y ro ś n ie lesz­

czyna, na p o łu d n iu — m o re la , „a ły c z “ i dereń, a n a w e t e u k a lip tu s , w c e n tra ln y c h okręgach — ja b ło ń i grusza, akacja b ia ła i żó łta (ze w zg lę d u na p a sie ki) oraz dębina.

Do o śm iu g łó w n y c h pasów le śn ych dołączo­

na zostanie rozgałęziona szachow nica węższych, lo k a ln y c h sm u g le śn ych p o w s ta ją c y c h na te re ­

(13)

nach ko łch o zó w i m a ją tk ó w p a ń stw o w ych . T a k samo k a żd y staw , każde źródło, ka ż d y p a ró w czy ja r s k r y je się w gęstw ie leśnej. W ciągu la t 1949 — 1955 p la n p rz e w id u je założenie tv c h lo ­ k a ln y c h pasów le śn ych na obszarze 6.031.000 ha.

A b y zapobiec p rze su w a n iu się p ia skó w w ste­

p o w y c h i p ó łp u s ty n n y c h re jo n a ch N adw ołża, północnego K a u ka zu , c e n tra ln y c h czarnoziem - n y c h obw o d ó w i U k ra in y , do ro k u 1956 m a ją b y ć um ocnione i zalesione g r u n ty piaszczyste na obszarze 322 tys. ha. W la ta c h 1955 — 1965 p o w in ie n zostać u m o c n io n y i zalesiony obszar piaszczysty. W n ie k tó ry c h obw odach poprzez zasianie tr a w obszary piaszczyste zostaną prze ­ kształcone w p a s tw is k a i łą k i.

W z w ią z k u z ty m i da le ko id ą c y m i p la n a m i trze b a będzie, poczynają c ju ż od r. 1949 w y h o ­ dować b lis k o 34 m ilia r d y sadzonek drzew ek, k rz e w ó w i d rz e w ow ocow ych. .

A le to jeszcze n ie w szystko. Cała a kcja zale­

sia n ia połączona zostanie z re g u la c ją rz e k i b u ­ dow ą o lb rz y m ic h z b io rn ik ó w w o d n ych , za k ła ­ d a n ie m sta w ó w , p rze p ro w a d za n ie m k a n a łó w itd .

W la ta c h 1949 — 51 zo rg a n izo w a n ych zosta­

n ie 570 sp e c ja ln y c h s ta c ji leśnych, k tó re na pod­

s ta w ie u m o w y z ko łch o za m i będą p ro w a d z ić prace nad zalesianie m oraz nad p ra ca m i w o d n o - m e lio ra c y jn y m i. F achow ców także będzie dość.

P onad 20 w yższych za kła d ó w n a u k o w y c h p rz y ­ g o to w u je k a d ry sp e c ja lis tó w gospod arki leśnej.

W W oroneżu, w In s ty tu c ie R o ln ic z o -L e ś n y m u- tw o rz o n y został s p e c ja ln y w y d z ia ł m e ch a n iza cji gosp o d a rki leśnej. N iższych te c h n ik ó w — m e­

c h a n ik ó w p rz y g o to w u ją 42 d w u le tn ie szko ły leśne.

G ig a n ty c z n y w ko n ce p cji, o p ra co w a n y w n a j­

d ro b n ie js z y c h szczegółach, s ta lin o w s k i te n p la n stra te g ic z n e j o fe n s y w y na posuchę, p la n zape­

w n ia ją c y z w ycię stw o nad ty m o d w ie czn ym w ro g ie m ro ln ic tw a , opiera c a łk o w itą realność sw e­

go w y k o n a n ia na w s z y s tk ic h dotychczasow ych zdobyczach p la n o w e j gosp o d a rki Z w ią z k u Ra­

dzieckiego, na o g ro m n ych osiągnięciach n a u k i i w ie d z y ra d z ie c k ie j, na potędze w o ln e j i ś w ia ­ dom ej p ra c y społeczeństwa radzieckiego.

C z ło w ie k ra d z ie c k i p o d p o rz ą d k o w u je sobie p rzyro d ę . Chce on i może zm ie n ia ć p rzyro d ę , p rz y sto so w yw a ć ją do sw o ich p o trze b ta k , aby s łu ż y ła ona coraz le p ie j u s tro jo w i s o c ja lis ty c z ­ nem u. P la n je s t dow odem o g ro m n e j s iły po­

te n c ja ln e j u s tro ju socjalistyczneg o, je s t on do­

wodem , że p a ń stw o s o cja listyczn e może dokonać ta k ic h rzeczy, k tó re w u s tro ju k a p ita lis ty c z n y m pozostają je d y n ie w d z ie d zin ie fa n ta z ji.

T a m przecież, a zwłaszcza w d zie d z in ie r o l­

n ic tw a , u trz y m u je się nadal w ia ra w e w ładzę ślepo d z ia ła ją c y c h s ił p rz y ro d y . O sław ione

„p ra w o zm niejszającego się p rz y c h o d u “ z zie­

m i chce zasłonić fa k t, że prow adzon a przez k a ­ p ita liz m ra b u n k o w a gospodarka ro ln a , niosąca

w y c z e rp a n ie i w y ja ło w ie n ie z ie m i w y n ik a n ie z anarchistyczne go c h a ra k te ru e k o n o m ik i ka­

p ita lis ty c z n e j, lecz z sam ej, niezależn ej od czło­

w ie k a p rz y ro d y , rządzącej rzekom o ro ln ic tw e m . A le socja lizm , o b a lił, podobnie ja k w ie le in ­ n y c h „ p r a w “ k a p ita liz m u , także w te o r ii i p ra ­ k ty c e i to osław ione p ra w o ro ln ic tw a . Społe­

czeństwo so cjalistyczne, k tó re p o tra fiło w yg n a ć a narchię n ie ty lk o z p rze m ysłu , ale i z r o ln ic ­ tw a, p o d e jm u je teraz tę w ie lk ą b a ta lię c m ilio ­ n y h e k ta ró w żyznej, niezależn ej od s ił p rz y ro ­ d y zie m i — poka zu je w s z y s tk im jeszcze raz, ja k c z ło w ie k w y z w o lo n y z ja rz m a k a p ita liz m u m o­

że u ja rz m ić w sze lkie b łędne p ra w a i teorie, m o­

że u ja rz m ić — p rzyro d ę .

J, Zajączkowski

Fragment parku w kołchozie im. Mołotowa na Ałtaju.

(14)

BOHATEROWIE P R A C Y - BOHATERAMI P O K O J U

O zwykłej dziewczynie u z b e c k i e j

Z A M IR A Mutałowa miała zaledwie lat jede­

naście, gdy na kraj jej spadała największa klęska, jaka może spotkać spokojny i m iłu­

jący pracę naród — rozpoczęła się krwawa wojna.

— Niemcy napadli zdradziecko na Związek Ra­

dziecki! — głosiło radio.

— Nie pozwolimy niemieckim faszystom gnę­

bić naszej Ojczyzny! — m ów ili obywatele.

Zamira była Uzbeczką, do jej słonecznego kraju najeźdźcy nie ty lk o nie doszli, lecz nawet ich myszkujące wszędzie samoloty, nie mogły tu do­

lecieć.

Jednakże skutki w ojny odczuła i ona.

Zamira miała w szkole trzy przyjaciółki: Ulmas, Chajri i Ziadat. B yły wprawdzie starsze od niej, lecz różnica wieku nic tu nie znaczyła. Dziewczyn­

k i kochały się bardzo: radość jednej była radością wszystkich czterech, zmartwienie jednej — było ich wspólnym zmartwieniem.

Tak było i ze zmartwieniem Ziadat.

W D R U G IM roku w ojny Ziadat wyszła za mąż, lecz wkrótce mąż jej pojechał na front, zaś już w parę miesięcy potem przy­

szło zawiadomienie o jego śmierci.

Niewielka kartka i kilka słów: ...„zginął w obro­

nie Ojczyzny! Cześć jego pamięci!"

12

K ilk a słów, które mogą zmienić zupełnie bieg czyjegoś życia, lecz w których dźwięczy duma z wypełnionego obowiązku: zginął w obronie O j­

czyzny...

Pocieszając płaczącą rozpaczliwie Ziadat, Zami­

ra płakała z nią razem. W raz ze łzami wzbierał gniew, rosła chęć, aby gorzej jeszcze płakali spraw­

cy tragedii Ziadat.

Zamira wówczas jeszcze nie była komsomołką, lecz gdy komsomolcy ogłosili pracę dla frontu w niedzielę, Zamira stawiła się na apel. Przecież kraj jej jest krajem bawełny. A z bawełny produkuje się wiele rzeczy: górnik z Donbasu zakłada do pracy kombinezon; metalowiec uralski, kupuje so­

bie flaszeczkę żółtawego, przezroczystego oleju ja­

dalnego, lo tnik siadając do samolotu nakłada spa­

dochron...

T o wszystko bawełna! A prócz tego, bawełna, to materiały wybuchowe, to pokarm dla bydła, to sztuczny nawóz. Zaś łodygi jej — to opał w uzbec­

kich kołchozach.

Kołchoz Zam iry hodował bawełnę. Od niezbyt dawna. Od czasów Rewolucji Październikowej.

Kiedyś, za „carskich" czasów szumiał tu gęsty zie­

lony tatarak, ludzi było mało; dzierżawili ziemię

od bogatszych gospodarzy, ciężko pracując.

(15)

Później zmieniło się wszystko. Przyjechali inży­

nierowie, badali glebę, kopali, mierzyli, a dziś — na całym tym zaniedbanym niegdyś obszarze rosną

ogromne plantacje bawełny.

Z A M IR A umiała hodować bawełnę. U czył ją tego najstarszy mieszkaniec jej wioski — stary Kam il, do imienia którego dodawano z szacunkiem słowo „ata" — ojciec.

Później otrzymała wiele wiadomości z tej dzie­

dziny w szkole, resztę zaś — wzięła z książek, któ ­ re tak lubiła czytywać. O ! Zamira znała się na hodowli bawełny. Toteż na apel komsomołu sta­

wiła się chętnie.

Rano nie w ypiła nawet herbaty i zapomniała wziąć z sobą „podpłom yk". Pracowała przez cały dzień głodna.

— N a froncie gorzej mają! Tam nieraz dłużej nie jedzą — tłumaczyła przyjaciółkom.

— Na front iść nie możemy, więc pracujemy na tyłach! Gdy my pracujemy lepiej, armia będzie le­

piej zaopatrzona i prędzej pobije wroga — doda­

wała.

Za to — gdy przewodniczący komsomołu ogło­

sił po pracy, że Zamira zebrała 100 kilogramów su­

rowca, radość jej nie miała granic.

Przecież z bawełny tej zrobią bieliznę dla 50-ciu żołnierzy! Zmęczona, lecz pełna dumy i poczucia spełnionego obowiązku, powróciła do domu.

Z IM Ą , 1944 roku przyjechał sekretarz K om i­

tetu rejonowego partii. M ó w ił o armii — oswobodzicielce, o heroicznej pełnej poświę­

cenia pracy robotników na tyłach... O pracy na tyłach, która jest uzupełnieniem pracy żołnierza

na froncie.

W Taszkiencie zbiera się Ogólny Uzbecki „K u - rułtaj" (Zjazd) hodowców bawełny. „Bawełniarze"

będą składać przyrzeczenie Stalinowi. K ra j i armia otrzymają jeszcze więcej bawełny! Na „K u m k a j"

należy wybrać najbardziej zasłużonych... Gdy de­

legat wyjechał do stolicy republiki, Zamira wpa­

dła w zadumę.

Już przedtem Ulmas zauważyła, że sekretarz Komitetu rozmawiał o czymś na boku z Zamirą.

Lecz o czym — tego Zamira nie powiedziała na­

wet Ulmas. Tak zazdrośnie kryją dziewczęta swą pierwszą miłość, która cieszy je, lecz i przeraża jednocześnie... Lecz wreszcie tajemnica wyszła na jaw. Ulmas długo nie chciała wierzyć. Klaskała w ręce, pytała... Później Zamira wtajemniczyła w te sprawy Chajri i Ziadat. Dziewczęta stały się uczestniczkami spisku i tajemniczo szeptały na pauzach w szkole, wzbudzając tym ogólną cieka­

wość. Czuły się zupełnie dorosłe.

N a ogólnym zebraniu, gdy delegat opowiadał o „K u ru łta ju " dziewczęta tu liły się do siebie, ze strachem myśląc o tym, co miało nastąpić.

Sekretarz rejonowy uśmiechem dodawał im od­

wagi. Zamira wzruszona, zdenerwowana siedziała, nie podnosząc oczu... Nagle zaproszono ją do gło­

su. — Co ja mam powiedzieć? — dręczyła ją uparta myśl. Lecz tu dopomógł jej sekretarz, za­

wiadamiając kołchoźników, że cztery przyjaciółki

postanowiły zorganizować młodzieżowe ogniwo pomocy frontow i.

"Wówczas zdecydowała się. — Przyrzekamy ze­

brać urodzaj wysokości... Mówiono przedtem o pięćdziesięciu centnarach, lecz później zjawiła się chęć osiągnięcia większej cyfry. I Zamira wyrzekła

— ...sto centnarów.

Powiedziawszy to, przeraziła się...

O K R Ą G Ł Y dysk m otyki błysnął w słońcu i opadł, więznąć głęboko w prawo od krzaku bawełnianego. K rótkie szarpnięcie — i w y ­ rąbane chwasty zaczęły więdnąć pod palącymi promieniami słońca. Drugie, trzecie i czwarte ude­

rzenie zatopiły krzak w pulchnej kupce wilgotnej ziemi.

— Tak należy pracować!... — powiedział bry­

gadier, oddając motykę Zamirze.

Pierwsze jej uderzenia b yły dość mocne, lecz później motyka coraz mniej się unosiła. — Zbyt ciężki — zawyrokowała Ulmas. — T u trzeba lżejszy, babski... Babskim nie sięgniesz tak głęboko

— odparła gniewnie Zamira.

— Ale takim za ciężko! — odparowała Ulmas.

Zbiór bawełny w Uzbekistanie

(16)

W okręgu Taszkienckim — kołchoz im. Iljicza zwozi zebraną bawełnę.

— Owszem, ciężko, ale wiedziałaś ¡przecież co przyrzekłaś — zakończyła dyskusję Zamira. N a ten argument Ulmas nie znalazła odpowiedzi i za­

topiła się w pracy.

Nagle, gdzieś z oddali doleciał okrzyk. — K w ia ­ tek — domyśliły się dziewczęta i porzuciwszy na­

rzędzia pobiegły w kierunku skąd dobiegł je głos przyjaciółek.

Brygadier uśmiechnął się: — O t i pracuj tu z dziewuchami!

Rozsuwając ostrożnie krzaki bawełny, poszedł do dziewcząt, które śmiały się i przerywały sobie wzajemnie w ykrzyknikam i.

— Po co tyle hałasu?

Zamira z triumfem pokazała mu kremowy kwiatek.

— Pierwszy wyrzekła z dumą.

— To źle, że pierwszy — odparł brygadier.

— Dlaczego? — spytała zamierającym głosem.

— Spóźniony o tydzień! O tej porze całe pole powinno być pokryte kwiatami!

— Więc co zrobić?

— Z byt późno wzeszło. Teraz trzeba dopomóc sulfatem, a potem pochodzić nieco ze spulchnia- czem po polu.

Przodownica spojrzała na przyjaciółki:

— Słyszycie dziewczęta? — zapytała. Zwróci­

ła się do brygadiera:

14

— Spulchniaczem. pracować będziemy dzień i noc, ale pomóżcie sulfatem.

Brygadier rozłożył ręce bezradnie: — A gdzie go znaleźć — odparł. Teraz wesołość przeszła bez śladu. Po chw ili jednak Zamira spojrzała na przy­

jaciółki:

— Noce są księżycowe... zaczęła wyczekująco.

— Można by popracować. Jak myślicie, dziew­

częta?

Ulmas wyciągnęła dłonie, na których rękojeść spulchniacza porobiła odciski: — Żeby tak trak­

tor! — szepnęła żałośnie.

— M ina Urazbekowa pracuje traktorem i dla­

tego idzie u niej tak szybko.

Ogniwo Urazbekowej współzawodniczyło z ni­

mi w pracy, więc Zamira pogardliwie wydęła war­

gi: — Co tam! Na przyszły rok i my będziemy m iały traktor. A tymczasem trzeba będzie popra­

cować spulchniaczem — zadecydowała.

P O C Z Ą T K O W O n ikt nie zwracał uwagi na wieści: ot mielą coś tam próżniacze języki.

Lecz wieści te przybierały na sile.

Niemożliwością jest przecież, żeby młodziutka dziewczyna zbierała więcej niż doświadczone zbie-

raczki.

— Osiemdziesiąt kilo... N o, jeszcze! Ale sto?

— Można i sto, jeśli torebki otwierają się lekko.

(17)

— Mówią jednak, że Zamira zbiera aż dwieś­

cie!

— Aha! "Wiemy, jak to się robi: matka pomaga, ciotka nakłada, a zapisuje się wszystko na Zamirę.

P lo tki te wreszcie doszły do zainteresowanej, psując jej humor. Pełna zniechęcenia poszła „p o ­ żalić się" przed Ziadat.

Tej nocy płakały obie, tak jak w noc, kiedy na­

deszła wiadomość o śmierci męża tej ostatniej.

Lecz już następnego dnia zniechęcenie minęło. Za­

mira postanowiła dać plotkarzom nauczkę.

Następnego dnia Ulmas i Chajri obiegły wszyst­

kie brygady, zawiadamiając, że każdy może przviść i popatrzeć, jak pracuje ich ogniwo.

Noc przeszła Zamirze niezbyt spokojnie: czy nie zawiedzie? Zbierania bawełny uczyła ją doświadczona zbieraczka — jej matka. Cienkie, jak u pianistki palce zręcznie zryw ały puszyste czubki. Początkowo zbierała ty lk o jedną ręką.

podczas gdy drugą podtrzymywała ruchliwe ga­

łązki. Później jednak nauczyła się zbierać oburącz.

To podwajało tempo zbierania. A worawa dopro­

wadziła je do perfekcji. Następnie Zamira skróci­

ła czas odpoczynków, wprowadzając zamiast dłu­

gich przerw, krótkie, lecz częste. Ostatnim udosko­

naleniem było rozłożenie na polu mniejszych wor­

ków, dzięki czemu, dziewczęta unikały uciążliwe­

go biegania z ładunkiem, a wreszcie — rozstawie­

nie koleżanek w odstępach k ilk u bruzd, co zapo­

biegało przeszkadzaniu sobie wzajemnie i przecho­

dzeniu przez zajęte już grządki. T ak rozplanowa­

na nraca oszczędzała wiele marnowanego przed­

tem bezużytecznie czasu i wzmagała tempo zbie­

rania.

N ADESZŁA godzina próby. Dziewczęta daw­

no już pracowały, gdy zaczęły przybywać zbieraczki z innych brygad. Przychodziły, patrzyły, odchodziły... Zmieniały je inne. Zamira w itała je uprzejmie, nie przerywając swej pracy.

Zwątpienia pozbyła się szybko, gdy w pcńowie ro­

boty stwierdziła, że dwa w orki po 50 kilogramów leżą już pełne. Około godziny piątej, napełniła trzeci worek i rozpoczęła czwarty. Palce jej migo­

tały po prostu! Świadomość powodzenia dodawa­

ła jej sił, przezwyciężając zmęczenie.

Pić jej się chciało ogromnie, łecz woda była da­

leko, a czasu szkoda. Wreszcie, gdy słońce chy­

liło się już ku zachodowi przyszła i ta, która naj­

więcej podawała w wątpliwość pracę Zamiry, po­

sądzając ją o korzystanie z „rodzinne; " pomocy.

A kurat kończyło się zbieranie czwartego worka.

I wówczas dziewczęta pozw oliły sob:e na drobną satysfakcję. — Przechodząc obok plotkarki. U l­

mas i Ziadat — udały, że jest im bardzo ciężko:

— Pomóżcie donieść worek do „cbirmanu” — po­

prosiły, wstrzymując trium falny uśmiech. Lecz nie wszystko skończyło się tak pomyślnie.

Przy obliczaniu zbiorów okazało się, że ogniwo Zam iry zebrało zamiast stu —- sześćdziesiąt cent­

narów. Zamira była w rozpaczy. Wiedziała, że

z na wpół otwartych torebek, pozostałych na polu, można zebrać jeszcze około dziesięciu centnarów.

Więc będzie zaledwie siedemdziesiąt... A reszta?

Przyjaciółki pocieszały ją: — Przecież chciałyśmy początkowo pięćdziesiąt centnarów... — zaczęła rozsądnie Ziadat.

— Ale przyrzekłyśmy sto! — ucięła krótko Za mira.

*

*

Z A M IR A nie myślała nigdy, że weźmie udział w drugim uzbeckim „K u ru łta ju ” hodowców bawełny. Jeszcze mniej myślała o tym, że otrzyma order Czerwonego Sztandaru Pracy. A jednak pierwsze i drugie stało się faktem.

Obecnie siedząc w Teatrze imienia Świerdłowa, gdzie zebrali się wszyscy najbardziej znani hodow­

cy bawełny, odczuwała palący wstyd. N ie w ypeł­

niła przecież zobowiązania. Zdawało się jej, że de­

legaci patrzą na nią z wyrzutem...

Uzbekistan. Transport bawełny wjeżdża przez bramę miasta Chiwa.

(18)

Dziewczyna miała już szesnasty rok.

Twarda wola nie pozwoliła jej na załamanie się, lecz przeciwnie — utrw aliła ją w powziętym postanowieniu.

Następnego roku Zamira rozpoczęła pracę, sto­

sując już od pierwszej chw ili wszelkie możliwe, znane jej udoskonalenia. Dopomagało jej w tym wiele, zdobyte kosztem wielkich wysiłków, do­

świadczenie.

W raz z towarzyszkami zwoziła na pole z tru ­ dem zdobyty nawóz. Widząc, że na brzegu Mar- galińskiego kanału nagromadziło się wiele mułu, postanowiła przewieźć go na swe pole. Dokonały tego, przenosząc w ciągu k ilk u dni od świtu do zachodu setki metrów sześciennych mułu.

Około jednego z okolicznych kołchozów było kiedyś zimowe stoisko owiec. Pod warstwą ziemi znalazły warstwę świetnego, przemacerowanego już nawozu, który również przeniosły na swe po­

le. A by niedopuścić do niszczenia krzaków przez przechodzące drogą krowy, odgrodziły pole głę­

bokim rowem. A później... Utarczki z traktorzy­

stą, któ ry nie chcąc się przemęczać orał zbyt p ły t­

ko, z agronomem i władzami nadrzędnym', które nie chciały dać jej dostatecznej ilości sztucznych nawozów, nocne przekopywanie i spulchnianie ziemi — wszystko to kosztowało Zamirę wiele wysiłków. N a tra fiła też i na zawody. Chemikalia, które miała wsypać na wzmocnienie wzrostu krza­

ków, wysypała przez omyłkę w chw ili, kiedy za­

wiązały się już torebki, skutkiem czego drobne roślinki pozbawione b yły możliwości należytego rozwoju... Słowem — bezustanna praca i niekiedy zawody. Lecz siła w o li i chęć przysłużenia się O j­

czyźnie dopomogły jej do przezwyciężenia wszyst­

kich przeciwności. Nawet do przezwyciężenia przeciwności na pozór od niej niezależnych, jak np. susza, gdzie głęboka orka zatrzymała wilgoć w ziemi i uratowała drobne roślinki od zagłady.

W P R A W D Z IE ogniwo nie zdążyło wypełnić przyrzeczenia na dwudziestą ósmą roczni­

cę W ielkiej Socjalistycznej Rewolucji Paź­

dziernikowej, lecz za to rok następny przyniósł wreszcie upragniony rezultat.

Zbrojna w doświadczenie, nabyte nieludzkim nieraz trudem i niemożliwą na pozór do w yko­

nania pracą, Zamira wraz ze swymi przyjaciółka­

mi osiągnęła cel upragniony.

Ogniwo jej dotrzymało przyrzeczenia!

Lecz ile kosztowało to trudu, ile bezsennych no­

cy — o tym wiedzą tylko one cztery.

O to ciche bohaterki — bohaterki pracy!

Twardą, uporną pracą, bez chwały i rozgłosu, oddały Ojczyźnie to, co mogły jej dać najlepsze­

go — swoją pracę i zdobyte w niej doświadczenie, dopomagając tym do rozwoju i wzrostu potęgi swego kraju.

A bohaterek i bohaterów takich jest L e- g i o n!

I ordery zdobiące ich piersi nie są nagrodą za uśmiercenie możliwie największej ilości istnień ludzkich, nie za zburzone wsie i miasta, lecz za szarą, codzienną pracę dla dobra całej ludzkości...

D la tego pokolenia, które oby już w ojny nie za­

znało!

I . Ciecierski

Uzbekistan — Stary kołchoźnik dzieli się swoim do­

świadczeniem z młodą dziewczyną.

(19)

SUGENIUSZ DOŁMATOWSK1

DWAJ ŻOŁNI ERZE

Jeden pocisk zw alił dwóch żołnierzy.

Umierając, obok siebie leżą.

Jeden w butach, drugi w owijaczach Rozmaite godła na ich czapkach.

Różne płaszcze na żołnierzach, ale jednakowe na ich k rw i korale.

Gdy ostatnie wymawiają słowa.

Brzmi odmiennie ich przedśmiertna mowo Lecz z jednego źródła płyną dźwięki słów surowych, pełnych gorzkiej męki.

Jeden upadł na ojczystą ziemię.

Drugi żołnierz ło w i w iatru tchnienie.

Zanim przyjdzie umrzeć żołnierzowi, W iatr od wschodu może go pozdrowi.

Są podobni, choć odmienni. Jedną, bielą śmierci usta chłopców bledną.

Dłonie chłopców śmierć owiała zimna.

Każdy w rękach swych automat trzyma.

Wiódł do boju wspólny gniew ich, Obu wpędził wspólny, srogi wróg do grobu.

Ż yw i niosą skroś śmierć i pociski Przyjaźń — sztandar polski i rosyjski.

(Przełożył Włodzimierz Słobodnik)

17

(20)

H A L IN A T U R S Z A Ń S K A

Matuszka Fedosia pylą ¡moją pierwszą znajo­

mością i pierwszą osobą w M aryjskiej Republice, której serce pozyskałam. Zjaw iła się w naszym baraku, wkrótce po naszym przyjeździe do Zwią­

zku Radzieckiego. Towarzyszył je j syn — Siemion, jedenastoletni chłopaczek o jasnych włosach i du­

żych, błękitnych oczach. — Nosiła na sobie strój maryjskich kobiet: białą haftowaną koszulę, się­

gającą kolan, ozdobioną plisowaną, kolorową fa l­

banką, Na głowie miała jaskrawą chusteczkę spod której wyzierał staroświecki, aksamitny stroik, przybrany cekinami -— oznaka, że była zamężna. Nogi, iowiązane onucami były obute w łapcie z lipowego łyka.

W tydzień potem, M aryjka zjawiła się znowu w naszym pokoju i zwróciła się tym razem do mnie. Zachwyciła ją moja jedwabna kołdra zło­

cistej barwy. Tłumaczyła wesoło, że chciałaby mieć coś w tym kolorze. Wyjęłam jaskrawo żółtą piżamę, która zrobiła wielkie wrażenie,

— Można by z tego uszyć dwie świąteczne ko­

szule dla Siemiona — zastanowiła się Fedosia. — Wkrótce doszłyśmy do porozumienia, a że nad­

chodziła pora obiadu i dzieci były głodne, nala­

łam na talerze zupę i poczęstowałam swoich no­

wych znajomych. Gościnność moja została w i­

docznie przychylnie oceniona, gdyż matuszka i je j syn Siemon rozsiedli się wygodnie i zaczę­

li wypytywać mnie z ożywieniem, skąd pochodzę, gdzie dawniej pracowałam i czy tęsknię za swoimi. Okazało się, że Siemion zna dobrze geo­

grafię, wie, że Warszawa jest stolicą Polski i leży nad Wisłą.

Usiłował nawiązać rozmowę z moim synkiem, M aryjka tymczasem zainteresowała się moim hu­

culskim lichtarzem i ukraińskim haftowanym ręcznikiem. Ofiarowałam je j lichtarz w prezencie,

18

przyjęła go z niekłamaną radością i wyraziła na­

dzieję, że kiedyś ją odwiedzę.

Obiecałam, ale prawdę powiedziawszy, przera­

żała mnie nieco perspektywa drogi przez zupełnie wówczas nieznaną okolicę i lasy.

Nadeszła jesień, deszcze, błota, i dopiero w l i ­ stopadzie, gdy był już mróz i spadły śniegi — poszłam do niej, prowadzona przez Siemiona, któ­

ry zja w ił się tego dnia aby wskazać m i drogę, przebyliśmy las, wyszli na pola, m inęli jedną wioskę i w końcu dotarli do Średniej Turszy, gdzie ¡zamieszkiwali w pięknym drewnianym domu o pięciu, frontowych oknach w rzeźbionych obramieniach.

Kołchoz był bogaty, oni zaliczali się do zamoż­

nych gospodarzy. Mąż Fedosi, Paweł był bardzo pracowity, starszy syn Wasil, w niczym mu nie ustępował.

M aryjka przyjęła mnie nadzwyczaj gościnnie, podczas obiadu podsuwała najlepsze kęski i wreszcie zaproponowała obejrzenie „chaziaj- stwa“ .

Spore stadko kur rozgrzebywało śnieg na po­

dwórzu. — Rasowe! — podkreśliła z dumą —

i

zaczęła otwierać różne drzwi i drzwiczki. Pu­

szyste angorskie k ró lik i siedziały w klatkach, chrupiąc liście kapusty. W chlewie wylegiwała się maciorka i kilka dużych prosiaków.

Weszłyśmy z kolei do obory, gdzie wspaniała, łaciata krowa powitała nas przeciągłym mycze­

niem. Wśród białych owiec, które zbijały się w ciasną gromadkę pod żłobem, ujrzałam mdłe jag­

nię. Zrobiłam więc parę kroków, chcąc je pogła­

skać. Wtem, ogromny baran wysunął się ze stad­

ka i nadstawiając wojowniczo rogi — ruszył w

moim kierunku. Cofnęłam się przerażona.,.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Taką pewność daje tylko ubezpieczenie... Jagiellońska 36

W miarę jednak coraz głębszego w nikania w naukową spuściznę tego bohatera rosyjskiej nauki ujaw niają się niezmierzone bogactwa jego odkryć w dziedzinie

Konferencja Warszawska, która pod koniec czerwca zgromadziła przedstawicieli Związku Radzieckiego i państw demokracji ludowej, przeciwstawia się podziałowi Niemiec

konanego przez ZSRR w ciągu 31 lat, które nas dzielą od W ielkiej Rewolucji Socjalistycznej wystarczy zapoznać się z kilku zasadniczymi faktami i cyframi.. Przed

Niew ątpliw ie okres obecny charakterystyczny jest nie tylko przez miotanie się imperializmu wśród ogra­.. niczonych już jego na święcie

Historyczne znaczenie dla Polski umów i układów', na których opiera się dziś nasza wzajemna współpraca i przyjaźń z ZSRR polega na tym, że Polska

W tym samym polu, gdzie się lała krew, Szedł bruzdą z pługiem żołnierz

(W rażenia uczestnika delegacji łódzkiej do marsz... BOGDANOW -KATKOW GOŚCIEM