• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1976, nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1976, nr 5"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Bóg, który stw orzył św ia t, i w szy stk o , co na nim , będąc P a ­ n em n ieb a i ziem i, n ie m ieszk a w ś w ią ­ ty n ia ch ręką zbudo­

w a n y ch — por. DA 17,24 (na zdj.: p ó ł­

nocna część a te ń sk ie ­ go E rechteionu, po­

g a ń sk iej św ią ty n i w y ­ bu d ow anej w końcu V w ., przed Chr. Ap.

P a w e ł — chodząc po A ten ach — zw ied zał zap ew n e i tę ś w ią ­ tyn ię).

(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N W c z y m do ludzi

EWANGELIA

ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA

Rok założenia 1929 Nr 5., maj 1976 r.

W CZYM DO LUDZI

PRZY BLIŻY ŁY SIĘ KRÓLEW SKIE RZĄDY BOG A

SIEDEM SŁÓW C H R Y ST U SA N A KRZYŻU

KOŚCIÓŁ JEZU SA C H R Y ST U SA KA R O L L IN N E I JEGO B IB L IA MOWY M ISY JNE... (7)

ŚW IĘTA IZR A ELSK IE I ŻYDOW SKIE (1)

O STATN IE POSELSTW O (3) O S K Ł A D A N IU ŚW IA DEC TW A ODPOW IEDZI N A P Y T A N IA SZ A N SA

LISTY SŁUC H A CZY SZKO ŁA N IED ZIELN A K RO N IK A

M iesięcznik „C hrześcijanin” w ysyłany jest bezp łatn ie; w ydaw anie jed n ak cza­

sopism a um ożliw ia w yłącznie ofiarność Czytelników . W szelkie ofiary n a czaso­

pism o w k ra ju , pro sim y k ierow ać n a konto Z jednoczonego Kościoła E w ange­

licznego: PKO W arszaw a, I Oddział M iej­

ski, N r 1531-10285-136, zaznaczając cel w płaty na odw rocie blan k ietu . O fiary w płacane za g ran icą należy kierow ać przez oddziały zagraniczne B an k u P olska K asa Opieki n a ad res P rezy d iu m R ady Z jednoczonego K ościoła Ewangelicznego w W arszaw ie, ul. Z agórna 10.

W ydaw ca: P rezyd iu m R ady Z jed n o­

czonego K ościoła E w a g eliczn eg o w PRL. R ed agu je K olegiu m : Józef M rózek (red. nacz.), E dw ard Czajko (sekr. red.), M ieczy sła w K w iecień , M arian S uski, Jan T o łw iń sk i, R y­

szard T om aszew sk i.

A dres R edakcji i A d m in istracji:

00-441 W arszaw a 1, ul. Zagórna 10.

T elefon : 29-52-61 (w . 8 lub 9). M ate­

riałów n ad esłan ych n ie zw raca się.

Indeks: 35462

R SW „ P r a s a -K s ią ż k a -R u c h ” , W a r­

szaw a, S m o ln a 10/12. N a k ł. 5000 egz.

O b j. 3 a rk . Z am . 533. J-5'8.

N im przejdą do kom entarza, p rzyto czę trzy obrazy. Pierwszy:

m iasto o randze w o jew ód ztw a , a w n im sakralny obiekt mogący pom ieścić 200 osób. B u d y n e k z solidnej cegły, ogrzane i zadbane w n ętrze, na przedzie stoi stół do W ieczerzy P ańskiej, obok kazal­

nica. W szy stk o na w y so k i p o ły sk (dosłownie i w przenośni, bo­

w ie m stół i kazalnica przyciągają w zro k sw ą nowoczesnością i so­

lidnością w ykonania). Za now oczesną kazalnicą na w y so k i połysk staje kaznodzieja ubrany w zim o w y płaszcz i porządnie otulony

cie p łym szalem , oczyw iście, nie m a na krycia głow y.

R ozpoczyna się kazanie.

D rugi obraz. D arujem y sobie c h a ra kte rystyk ę m iasta. Przejdzie­

m y n a tych m ia st ad rem (do rzeczy). Za kazalnicą (m niej wspania­

łą n iż w p ie rw szy m p rzyp ad ku) staje kaznodzieja ubra ny w białą koszulę, bardzo m o d n y kraw at, m a rynarkę oraz sukienne, nie- uform ow ane, tzw . okrągłe spodnie. N ie zw róciłem uw agi na obu­

w ie, poniew aż okrągłe, sukien n e spodnie ta k kontrastow ały z ele­

g anckim kraw atem , że postanow iłem zakończyć analizę stroju.

R ozpoczyna się kazanie.

Obraz trzeci, ostatni. Do dużego Zboru zaproszono ewangelistę, k tó ry p rzyjech ał (była to pora letnia) w czarnym garniturze, w białej koszuli i cza rn ym krawacie, a na nogi w ło ży ł pocieszne sandały, które pasow ały, ale do krótkich, ja snych spodni ałbo na w ycieczkę po m o rskim piasku.

G dy w szedł na kazalnicę, rozpoczęło się kazanie.

P rzechodzę do kom entarza. N ajpierw m u szę odeprzeć ataki.

P ierw szy, chyba n a jsiln ie jszy : nie n a leży patrzeć na kaznodzieję, lecz słuchać zw iastow anego Słowa. N a tych m ia st odpowiadam : po­

w y ższe spostrzeżenia po czyn iłem przed kazan iem , co usiłowałem w tekście w yra źn ie zaznaczyć. A g dy „rozpoczęło się kazanie”, z obserw atora zm ien ia łem się w e w n ikliw eg o słuchacza, k tó ry bez tru d u m oże (choć sporo czasu ju ż upłynęło) po w tórzyć przytoczo­

ne m yśli.

Drugi atak: nie w ażne „kto”, „w c z y m ” głosi — najw ażniejsze, że zw ia stu je Słow o Boże. Z drugim członem zu pełnie się zga­

dzam. R zeczyw iście najw ażniejsze, iż zw ia stu je Słowo, ale rów ­ n ież w ażne „kto” (w te n zakres w chodzi powołanie, przygotow a­

nie, poziom d u ch o w y itp.) i „w c z y m ” tę służbę pełni. B y myśl stała się oczyw ista, przyto czę p rzykład . W yo b ra źm y sobie, że w y ­ kład w szkole w y ż s z e j prow adzi profesor (zn a ko m ity znaw ca za­

gadnienia, auto rytet), k tó ry jed n a k ita spotkanie ze studentam i p rzyszed ł w kró tkich spodniach i w tram pkach. N ie trzeba być jutorologiem , b y stw ierdzić, że słuchacze będą kom entow ać w y ­

gląd profesora, a nie jego genialne m yśli. N ie jed en („co” zw ias­

tuję), lecz w szy stk ie e le m en ty składają się na rangę naszej w y ­ pow iedzi, co w pełni p otw ierdza teoria ję z y k o w e j kom unikacji.

A ta k trzeci, oby ostatni: podejrzew am tu ta j — pow ie ktoś — rew o lu cyjną m y śl zw iązaną z ubiorem kaznodziei. Nic z tyc h rze­

czy. Boję się bow iem być posądzony o herezję. N ie proponuję więc, by wrócić do szat liturgicznych. W iem przecież, że m am y w łasną tradycję (niestety, ju ż marny do czynienia z tradycją) i nie chcem y burzyć w łasnej budowli. Zresztą nie m a ta kie j potrzeby.

Chcę tylk o pow iedzieć (po odparciu ataków przechodzę do postu­

latu), że k a żd y kaznodzieja pow inien głosić C h rystusa u krzyżo w a ­ nego, że m u si być do tej słu żb y pod w zg lędem d u ch o w ym i for­

m a ln y m p rzygotow any, że m u si w reszcie zw iastow ać Słowo w ubiorze, k tó ry będzie w sk a zy w a ł na rangę spraw ow anej służby.

Często bow iem o te j praw dzie zapom inam y, co prow adzi do ka ry­

ka tu ra ln ych obrazów. P am iętajm y, że o „Jego sza ty los rzucano”.

S.L.

2

(3)

Przybliżyły się królewskie rządy Boga

„W yp ełn ił się czas, i p rzyb liżyło się K ró lestw o B oże, u p a m ięta jcie się i w ie r z c ie E w a n g elii”

(Mk 1,15)

P o p i e r w s z y m w ie lk im w e z w a n iu i ż ą d a n iu Boga, s k ie ro w a n y m do c a łe j lu d z k o ś c i: „ G o tu jc ie d r o ­ gę P a ń s k ą , p ro s tu jc ie ścieżk i J e g o ” (M k 1,3), p o w ie lk ie j B o ż e j p r o k l a m a c j i : „T y ś je s t S yn m ój u m iło w a n y , k tó re g o so b ie u p o d o b a łe m ” (1,11) ew. M a r e k p rz e k a z u je t r z e c i e w ie lk ie ż ą d a n ie B o ­ ga, w y p o w ie d z ia n e do w s z y s tk ic h lu d z i p rz e z S y n a Bożego i S y n a C złow ieczego, P a n a J e z u s a C h ry s tu s a :

„W y p e łn ił się czas i p rz y b liż y ło się K ró le s tw o B oże (w w ie lu n o w y c h p rz e k ła d a c h w y s tę p u ją sło w a :,,

„ P rz y b liż y ły się k ró le w s k ie rz ą d y B o g a ” lu b „ k r ó ­ le w sk a w ła d z a B o g a ”), u p a m ię ta jc ie się i [u ]w ierzcie E w a n g e lii” (1,15).

Z te k s tu E w a n g e lii w id a ć w ięc, że s a m B óg je s t z a in te re s o w a n y t r e ś c ią k a z a n ia J e z u s a i odpo­

w ie d z ią C z ło w ie k a (ró w n ie ż C z ło w ie k a X X w ie k u i)

— n a to z w ia sto w a n ie . A w ię c N a jw y ż sz y , W sz e c h m o ­ gący, W ła d c a K ró le s tw a N ie b io s — p rz e z S y n a sw ego U m iło w a n e g o — w z y w a ro d z a j lu d z k i, b y „ n a w r ó ­ c i ł s i ę i u w i e r z y ł E w a n g e l i i ! ” . A w ięc to je s t B oży p la n , to — B oża w o la w s to s u n k u do C zło w iek a, a w ięc d o C i e b i e . (W szak "jesteś C zło­

w iek iem , d ro g i C z y te ln ik u !) To d o C i e b i e odnosi się to B oże w e z w a n ie : „ U p a m ię ta jc ie się i w ie rz c ie E w a n g e lii” .

Co z n a c z ą te sło w a „ u p a m ię ta jc ie s ię ” (lub „ n a ­ w ró ćcie s ię ”)? B óg p rz e k a z u je n a s tę p u ją c ą m y ś l i o b ­ raz. J e s te śm y , ja k o lu d zie, s tw o rz e n i p rz e z B oga (p rz e ­ cież D a rw in n ie s tw o rz y ł c zło w ie k a!). A le n a le ż y m y , jak o s tw o rz e n ia , do ro d z a ju , k tó r y o d p a d ł o d B oga prz e z b u n t p r a o jc a A d a m a ; p rz e z jeg o g rz e c h i n ie ­ w ia rę — w o b ec S tw ó rc y . K a ż d y czło w ie k , to — w A d a m ie — b y t o d p a d ły i o d w ró c o n y od B oga, n a l e ­

żący i w p e łn i u z a le ż n io n y od w ła d z y i w o li s z a ta n a . S z a ta n je s t w ro g ie m B oga i p r e te n d e n te m do Je g o tro n u , a w ię c w ła d z y i rz ą d ó w B oga. M ó w iąc k ró tk o : sy n o n im e m sło w a c z ł o w i e k je s t słow o g r z e s z ­ n i k (lu b b u n to w n ik ). B ib lia m ó w i, ż e '„ o d p o c zątk u d ia b e ł g rz e s z y ”. I k a ż d y , k to je s t p o d w ła d z ą s z a ­ ta n a — g rzeszy . W o p in ii B o g a c z ło w ie k — to ty le ,

co g rz e s z n ik : to je d e n z ty c h (w p ra w d z ie p rz e z Boga stw o rz o n y c h ) a le n a le ż ą c y c h do p rz e c iw n ik a B ożego;

to je d e n z ty c h k tó rz y — c h c ą czy n ie c h c ą — w y k o ­ n u ją w o lę s z a ta n a . A w ię c c z ło w ie k — to o d p a d łe od B oga stw o rz e n ie , k tó r e z n a jd u j e się p o d w ła d z ą d ia b ła . W e z w a n ie S tw ó rc y , k tó r e o g ła sz a k a ż d e m u J e ­ zus — u m iło w a n y S y n B oga, w y k o n u ją c y w p e łn i J e ­ go w o lę — je s t w e z w a n ie m do p o w ro tu do O jca, do S tw ó rcy . „ U p a m ię ta jc ie się (lub „ n a w ró ć c ie się ”) — to B oże sło w a z a c h ę ty : W r ó ć c i e d o B o g a-O j c a.

O n p ra g n ie sp o łeczn o ści z W am i. O n c z e k a n a W as — w sw o im S y n u u m iło w a n y m , p rz e z N iego! O d e jd ź c ie od d o ty ch cz aso w eg o p a n a , p rz e c ie ż je s t n im s z a ta n , i p rz y jd ź c ie do Tego, k tó r y W as stw o rz y ł, i d a ł W am

w — sw o im S y n u — ta k ż e z b a w ie n ie ; to z n aczy s p o ­ sób i m oc do w y jś c ia sp o d w ła d z y d ia b ła . S tw ó rc a z a p ła c ił n a jw y ż s z ą cen ę za p o w ró t i z b a w ie n ie C zło­

w ie k a , tego o d p a d łe g o s tw o rz e n ia . Z b a w ie n ie czło ­ w ie k a d o k o n a ło się p rz e z śm ie rć i z m a r tw y c h w s ta n ie Je z u s a , p rz e z J e g o w n ie b o w s tą p ie n ie i z a ję c ie m ie j­

sca n a T ro n ie B ożego M a je s ta tu w n ie b io sa c h ! Bóg C ię n ie ty lk o stw o rz y ł, C zło w iek u . B óg ró w n ie ż z a ­ tro sz c z y ł się o T w ó j p o w ró t do S ie b ie ! „ N iech że te d y w ie z p e w n o ś c ią — k a ż d y C zło w iek — (p a r a fra z u ją c sło w a ap. P io t r a z w ia s tu je m y ) że i P a n e m i C h r y s tu ­ se m (M esjaszem , P o m a z a ń c e m P a ń s k im ) u c z y n ił Go Bóg, teg o Je z u s a , k tó re g o w y u k rz y ż o w a liśc ie ... U p a ­ m ię ta jc ie się i n ie c h a j się k a ż d y z w a s d a o ch rzcić w im ię J e z u s a C h ry s tu s a n a o d p u sz c z e n ie g rzech ó w w aszy ch , a o trz y m a c ie d a r D u c h a Ś w ię te g o ” (Dz. Ap.

2,36.38). A w ię c S tw ó rc a ta k C ię m iłu je , d ro g i C zy­

te ln ik u , że w s z y s tk o z ro b ił, że b y C ię w y z w o lić z m ocy i w o li s z a ta n a ; n ie ty lk o to o b m y ś lił i p ra g n ie tego, a le ró w n ie ż te g o d o k o n a ł — w sw o im S y n u u m i­

ło w a n y m , a n a s z y m P a n u i Z b a w ic ie lu J e z u s ie C h ry s ­ tu s ie ! S k o ro B óg ty le z ro b ił d l a C i e b i e , to czyż zo staw isz G o b ez o d p o w ie d z i? B ez p rz y ję c ia Je g o w oli i in ic ja ty w y z b a w ie n ia ? P rz e c ie ż B óg p ra g n ie — w ła ś ­ n ie C ieb ie — m ie ć b lisk o S ieb ie, b lisk o sw ego M a ­ je s ta tu — ra z e m z J e z u s e m C h ry s tu s e m n a Je g o tr o ­ n ie! T o m ie js c e m a d la C ie b ie B óg! O d p o w ie d z te r a z n a in ic ja ty w ę i p ra g n ie n ie B o g a: „ P a n ie , p ra g n ę być z T o b ą, p ra g n ę by ć u C iebie. Co ch cesz — u c z y n ię !”

A d a le j, co z n a c z ą sło w a — „ p rz y b liż y ło się K ró ­ le s tw o B o że” („ k ró le w sk ie rz ą d y B o g a ”, „ k ró le w s k a w ła d z a B o g a ”) ? B óg je s t w ie lk im P a n e m , w ie lk im K ró le m . W s z e c h ś w ia t c a ły (w ty m i n a s z a Z iem ia) są d z ie łe m Jeg o , d o m e n ą Je g o w ła d z y . A le część r z e ­ czy stw o rz o n y c h — m a te r ia ln y c h i d u c h o w y c h — o d ­ p a d ła od B oga p rz e z b u n t s z a ta n a . I B óg p ra g n ie p o w ro tu c a łe j sw ej w ła sn o ś c i do sw o ich r ą k ; Bóg c h c e c a ł e s t o r z e n i e z n o w u d o p ro w a d z ić p od s w o j ą w ła d z ę , p od s w o j e p a n o w a n ie . Bóg chce w ięc p o w ro tu C zło w iek a i Z iem i — p o d sw o je rz ą d y k ró le w s k ie ! Bóg ch ce n ie ty lk o w y z w o le n ia C zło w ie­

k a i Z iem i, sp o d w ła d z y s z a ta n a , a le ró w n ie ż d o p ro ­ w a d z e n ia — w c a łe j p e łn i całeg o s tw o r z e n ia p o d sw o ­ je p a n o w a n ie , p o d s w o j e k r ó l e w s k i e r z ą ­ d y . To w ię c je s t B oży p la n d la C ieb ie — B óg m a m ie js c e (p rzez J e z u s a C h ry s tu s a , w N im , i ze w z g lę ­ d u n a N iego) d la C ieb ie w sw o je j w ład zy , w sw o im K ró le s tw ie ! B óg ch ce C ię zd o b y ć d la sieb ie, i z C h ry s tu s e m o b d a rz y ć w ła d z ą w s p ó łk r ó lo w a n ia w e w sz y stk im , co s ta n o w i z a k re s Je g o w ład zy . A w ięc B óg ch ce się p o d z ie lić z T o b ą s w o j ą w szech m o cą, w sz e c h w ie d z ą , w sz ech o b ecn o ścią, św ięto ścią, d o sk o ­

n a ło ś c ią ; s w o j ą m iło ścią!

Co ta k ie g o ? T a k ą p ro p o z y c ję d a je B óg g rz e s z n i­

3

(4)

k o m ? K ła m c o m , zło d ziejo m , m o rd e rc o m , eg o isto m , ch ciw co m , w sz e te c z n ik o m ? To c h y b a n ie m o ż liw e ? To o b su rd ! P rz e c ie ż n i k t tzw . „ u c z c iw y ” n ie p o d z ie li się n ic z y m z d r u g im c z ło w ie k ie m ; p rz e c ie ż n ik t tzw . „ d o ­ b r y ” — n ie d a n ic z e g o d o b re g o d ru g ie m u ! A B óg m ia łb y ta k ie z a m ia ry w s to s u n k u d o g r z e s z n i ­ k ó w ? Do lu d z i? Do ta k ic h , ja k m y, lu d z i? N a te w sz y stk ie w ą tp liw o ś c i, p y ta n ia lu b z a rz u ty (lu d zi tzw .

„ s p r a w ie d liw y c h ”) B óg o d p o w ie d z ia ł — p rz e z S y n a sw eg o u m iło w a n e g o . P rz e z Je g o z w ia s to w a n ie i Jeg o O so b ę: „ T a k B óg u m iło w a ł ś w ia t, że S y n a sw ego je d n o ro d z o n e g o d a ł, a b y k a ż d y , k to W e ń w ie rz y , n ie zg in ął, a le m ia ł ż y w o t w ie c z n y ” (J a n 3,16).

J e z u s C h ry s tu s b y ł u c ie le ś n io n y m K ró le s tw e m B o ­ ż y m ; p o m ię d z y Je g o w n ie b o w s tą p ie n ie m a p o w tó r ­ n y m p rz y jśc ie m , K ró le s tw o B o że ro z s z e rz a się w J e ­ go Z b o rz e /K o śc ie le . D a le j: g d y p o w ró c i P a n J e z u s C h ry stu s, B óg d a M u ty s ią c le tn ie K ró lo w a n ie n a z ie ­ m i. P o t e m zaś n a s ta n ie ju ż w ie k u is ta w ła d z a , w i e c z n e r z ą d y B o g a w c a ł y m w s z e c h - ś w i e c i e, g d y o d n o w io n e z o s ta n ą Z ie m ia i N ie b io s a (p o r.: „O to w sz y stk o n o w y m c z y n ię ” — O b j. 21,5). Ą.

w ię c K ró le s tw o B oże — t e r a z — to B oża w o la p a ­ n o w a n ia w ży c iu k a ż d e g o c z ło w ie k a ! P rz e z p o d d a n ia się J e g o k ró le w s k im rz ą d o m n a s w s z y stk ic h , i w sz y ­ s tk ic h n a sz y c h s p r a w i rz e c z y — p rz y g o to w u je m y się d u c h o w o do w sp ó łrz ą d ó w w J e g o K ró le s tw ie , k tó r e p rz y jd z ie i o b e jm ie w s z y stk o , co stw o rz o n e . M ie jsc e m n aszeg o p rz y g o to w y w a n ia się — do u d z ia łu w n a d ­ c h o d z ą c e j p e łn i K r ó le s tw a B ożego — je s t n a s z e p r z y j ­ śc ie do B o g a w J e z u s ie C h ry s tu s ie , i n a s z e p r z e b y w a ­ n ie w N im . (O n m ó w i: p rz y jd ź c ie d o M n ie, p ó jd ź ­ c ie z e M n ą, b ą d ź c ie z e M n ą , t r w a jc ie w e M n ie;

B ib lia z w ia s tu je , ż e d l a N iego, k u N ie m u , p r z e z N iego s ą w s z y s tk ie rzeczy ). A w ię c m ie js c e m n aszeg o p rz y g o to w a n ia się d o n a d c h o d z ą c e g o K r ó le s tw a je s t

— t e r a z — p rz e b y w a n ie w N im , p rz y N im , z N im . C h w a ła J e z u s o w i C h ry s tu s o w i, n a s z e m u P a n u , Z b a w ­ cy, K ró lo w i, P rz y ja c ie lo w i! A lle lu ja !

Co z n a c z ą s ło w a : „ W ie rz c ie E w a n g e lii” ? B óg p ra g n ie p rz y p r o w a d z e n ia p o d s w o ją w ła d z ę całeg o s tw o rz e n ia . J e g o E w a n g e lia je s t w ię c E w a n g e lią Je g o K ró le s tw a . T ę E w a n g e lię głosi O n s a m — u s ta m i sw eg o u m iło w a n e g o S y n a. T o E w a n g e lia z a p ro s z e n ia w s z y stk ic h lu d z i — do p o w ro tu do B oga. A ja k a je s t ró ż n ic a m ię d z y t ą E w a n g e lią a E w a n g e lią B ożej

ła s k i? N ie m a ró ż n ic y . To w ła ś n ie je s t w y ra z e m Bo­

żej ła s k i, że on ch ce p o w ro tu w s z y s tk ic h lu d zi do sw o jeg o K ró le s tw a ; że chce, że b y w szy scy d o s t ą ­ p i l i z b a w i e n i a i w s p ó ł u d z i a ł u w r z ą ­ d a c h w J e g o K r ó l e s t w i e ! Co z n aczy „u w ie ­ r z y ć ” ? U w ie rz y ć — to, po p r o s tu p rz y ją ć za p raw d ę, to co m ó w i B óg. To — po p r o s tu — z a u fa ć Je g o Sło­

w o m ! P rz e c ie ż B óg —- to je d y n a p ra w d o m ó w n a O so­

b a w e w sz e c h św ie c ie . U w ie rz y ć B ogu — to znaczy z a u fa ć — po p r o s tu — te m u p ra w d o m ó w n e m u Bogu i P a n u ! W ia ra zaś ( = u w ie rz e n ie J e m u ) w y ra ż a się w m o d litw ie ; w s k o m u n ik o w a n iu się z T y m w szech ­ m o g ący m B o g iem (na z a sa d z ie z a u f a n ia M u). To zn a­

czy „ u w ie rz y ć ” : w u fn e j m o d litw ie w ia r y pow iedzieć B o g u — „ w y z n a ję Ci, B oże, że je s t p r a w d ą to w szy­

stk o 1, co T y M ów isz, co ro b isz, i czego; jeszcze doko­

n asz! U fa m Ci! W ie rz ę Ci! T y je s te ś p ra w d z iw y m i p ra w d o m ó w n y m B ogiem . U fam , P a n ie ! D ziękuję Ci, że T y w sz y stk o t a k d o b rz e o b m y śliłeś, i ta k do­

b rz e z ro b iłe ś? C h w a lę C ię i d z ię k u ję Ci za to! Tak w ie rz ę Ci ( = A m en .)!

D ro d zy C zy teln icy ! W y p e ł n i ł s i ę c z a s ! To czas p rz e z n a c z o n y d la n as. T o Boży czas zb a w ie n ia w y z n a c z o n y d la lu d z i ( = gr. k a iro s). To B oży czas z w ia s to w a n ia E w a n g e lii K ró le s tw a B ożego a w ięc i E w a n g e lii Ł a sk i B ożej. To czas d a n y p rz e z B oga — d la m n ie i d la C iebie. T e n czas je s t t e r a z ! Tu g d z ie je s te ś m y , i tu g d zie ż y je m y i d z ia ła m y . G dzie je s te ś m y , i tu gdzie ż y je m y i d z ia ła m y , g d zie m iesz­

k a m y (n ie rz a d k o , p o p ro s tu , e g z y stu je m y : a w ię c w ty m m ie j cu i czasie) — B óg w z y w a n a s S ło w a m i S y­

n a U m iło w a n e g o : „ W y p e łn ił się czas, p rz y b liż y ły się k ró le w s k ie rz ą d y B oga, u p a m ię ta jc ie się i w ierzcie E w a n g e lii”.

Co o d p o w ie m y n a B oże S ło w o ? N a J e g o ż ą d a n ie ? N a to o g ło szen ie d a n e p rz e z N a jw ię k sz e g o K ró la ?

—- J a w y b ie ra m B oga! N ie ch cę m ie ć w ię c e j nic w sp ó ln e g o z s z a ta n e m ( = ch cę się n a w ró c ić i n a w r a ­ c a m się d o C iebie, P a n ie !). W y b ie ra m C iebie, Boże,

k tó ry je s te ś S tw ó rc ą i W ła d c ą sw o jeg o w ie lk ie g o K ró ­ le s tw a ! D z ię k u ją c Ci, że p o k a z a łe ś to w sz y stk im , że O b ja w iłe ś S w o je K ró le s tw o — u c ie le ś n io n e w O sobie J e z u s a C h ry s tu s a ! W ie rz ę Ci! U fa m Ci! T y lk o Tobie!

C h w a lę C ię i w ie lb ię . A lle lu ja !

— Z ró b c ie to sam o! P ro s z ę w J e g o Im ie n iu ! M. Kw.

Siedem słów Chrystusa na Krzyżu

N ie m a takiej góry i takiego w zgórza na ziemi, k tó re byłoby częściej w spom inane przez ludizi, opiew ane w pieśn iach i opisyw ane w li­

tera tu rz e, niż Golgota. Obchodząc p am iątkę śm ierci i zm artw y ch w stania Jezu sa C hrystusa, przypom nijm y sobie siedem słów (a w łaściw ie siedem zdań), któ re On w ypow iedział, w isząc na drzew ie K rzyża, w m iejscu straceń, h ań b y i okrucieństw a — n a Golgocie czyli „m iejscu tru p ic h głów” , zn ajd ującym się poza odtębem Jerozolim y.

1) „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czy­

nią” (Łuk. 23,34). G rzechy nasze uczyniły roz­

dział m iędzy Bogiem, a nam i. A zapłatą za grzech

jest śm ierć wieczna. Ale P a n Jezus w ziął na­

sze w in y n a Siebie i poniósł karę, n a k tó rą my zasłużyliśm y. Uczynił to dobrow olnie, a przy tym m odlił się za bezpośrednich wykonawców, tłum acząc ich czyny nieśw iadom ością. O Nim pow iedział pro rok Izajasz; zraniony jest dla w ystępków naszych, stra ty dla niepraw ości n a­

szych; kaźń pokoju naszego jest na nim, a si- nością jego jesteśm y u zdrow ieni” (Iz. 53,5).

Jakże bardzo nas um iłował, nasz ukochany Zbawiciel.

2) Zaprawdę powiadam ci, dziś będziesz ze mną w raju” (Łuk. 23,43).

Słowa te usłyszał człowiek, k tó ry w yznał, że 4

(5)

jest grzesznikiem i poprosił Jezu sa C hry stu sa o ratu n e k od śm ierci w iecznej. Biblia mówi, że

„wszyscy zgrzeszyli” i w oczach Bożych n ik t nie jest lepszy od łotra, k tó ry w isiał obok Chrystusa. Ale każdy, kto zaw oła o ratu n e k , zostanie zbaw iony. W szyscy ci zaś, k tó rzy do­

stąpili już odpuszczenia grzechów, pow inni trw ać w w ierze i miłości, a zn ajd ą się tam gdzie C hrystus i On, k tó rem u ludzie włożyli na głowę koronę cierniow ą, w łoży każdem u n a głowę w span iałą koronę żyw ota.

3) „Niewiasto, oto syn twój... (a do ucznia) oto matka twoja” (Jan a 19,26—27).

Je zu s C h ry stu s um ierając n a K rzyżu, m im o okropnych cierpień, pam iętał o M arii i oddał ją pod opiekę sto jącem u obok Janow i. Pow yższa w ypow iedź Jezu sa C hrystusa, jest jedn y m z dowodów, że On nie u m ierał ja k sy n M arii, ale jako Syn Boży. Rola M arii jak o m atk i skoń­

czyła się, gdy P a n Jezu s rozpoczął głoszenie

„Ew angelii K rólestw a Bożego”. Od tej chw ili m atką, siostram i i braćm i C hry stu sa stali się Wszyscy w y k on ujący wiolę Ojca Niebios (Mat.

12,49). P rzez Sw oją śm ierć n a K rzyżu, P a n J e ­ zus istał się doskonałym Zbaw icielem w szy st­

kich, rów nież i M arii. K ażdy człowiek, każda osoba, n a w e t ta k błogosław iona ja k M aria, m u ­ si w czasie, swego ziem skiego życia, uznać Go za swego Zbaw iciela. „A lbow iem nie m a żad­

nego innego im ien ia pod niebem , danego lu ­ dziom, przez k tó re m oglibyśm y być zbaw ie­

ni” (Dz.Ap. 4,12).

4) „Eloi, Eloi, lama sabachtani” — co oznacza

„Boże mój, Boże m ój, czem uś m ię opuścił”

(Mar. 15,,34).

Trzej ew angeliści: M ateusz, M arek i Łukasz podkreślają, że przez trz y godziny, w czasie których P a n Jezu s u m ierał n a K rzyżu (tj. od godziny szóstej do dziew iątej), n a ziem i p an o ­ w ała ciem ność. Biorąc pod uw agę ówczesny sposób liczenia czasu i transponiując n a dni dzisiejsze stw ierdzam y, że fak ty czn ie było to m iędzy godziną d w u n astą w południe a trzecią po południu. Spraw dziło się więc proroctw o Amosowe: „A d nia 'onego, m ówi p an u jący Pan, spraw ię, że słońce zajdzie w południe i p rzy ­ w iodę ciem ność na ziem ię w dzień ja sn y ” (Amos 8, 9).

G dy grzechy w szystkich ludzi św iata zos­

tały złożone ma Jezusie C hrystusie, Ś w ięty Bóg Ojciec odw rócił Sw oje oblicze od Niego, a ciemność zaległa ziemię.

C zytelniku! Bóg opuścił Sw ego U m iłow a­

nego S y n a n a tę chwilę, w k tó rej tw oje p lu ­ gawe grzechy zostały złożone na C hrystusa.

„P an włożył N ań niepraw ości w szystkich n a s”, dając ty m sam ym dow ód Sw ojej w ielkiej m i­

łości d o upadłego i grzesznego człow ieka (Rzym. 5,8— 9).

C hw ała Ci, P an ie Jezu, że w ziąłeś grzechy ludzkie na siebie, ab y uczynić tych, co uw ie­

rzą „królam i i k apłan am i Bogu i O jcu sw em u ” ! (Obj. 1,6).

5) „Pragnę” (Ja n 19,28).

P atrząc n a Golgotę oczami; w ia ry w idzim y krew i ra n y Zbawiciela. Z bity i poraniony, za­

pragnął, jako człow iek m ający takie samo cia­

ło ja k nasze, zw ilżenia w arg czy nap icia się wody. Lecz z d rw in ą podano Mu... ocet. N ato­

m iast jako Syn, Boży i Zbaw iciel p rag n ął zba­

w ienia n a s wszystkich. Od człow ieka zależy przyjęcie lub odrzucenie d a ru zbaw ienia, k tó ry d aje Bóg. Od1 każdego z nas z osobna zależy, czy O fiara Syn a Bożego będzie dla nas ra tu n ­ kiem od zguby wiecznej czy też będzie ofiarą

darem ną.

6) „Wykonało się” (Jan 19,30).

Bóg uczynił w szystko, by nas zbawić. Jezus C hrystus dokonał dzieła zbaw ienia. Człowiek nic do tego nie może dodać, ani dodaw ać nie potrzebuje. M usi ty lko p rzyjąć z, r ą k Jezusa C hrystusa zbaw ienie, k tó re On daje darm o. J e ­ zus pow iedział „W ykonało się” . A czy1 ty, d ro ­ gi C zytelniku możesz pow iedzieć: w ykonało się, tj. mój s ta ry człow iek został z N im u k rzy­

żow any, aby ciak> grzechu było zniszczone, aby nie służyć w ięcej grzechow i? (por. Rzym. 6,6).

C hw ała Bogu, jeżeli dałeś się pociągnąć w y­

w yższeniu P a n u Jezusow i C hrystusow i!

7) „Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha m ego” (Łuk. 23,46).

C h ry stu s zm arł na K rzyżu. Z asłona w św iąty ­ ni jerozolim skiej rozerwała, się od góry do dołu.

Ziem ia się zatrzęsła. S kały się rozpadały. G ro­

b y p o otw ierały się, a w ielu św iętych zm ar­

tw ychw stało. T ak potężne znaki tow arzyszyły śm ierci Jezu sa C h ry stusa na Golgocie. Jego o- fiara, jako niew innego B aran k a zabitego za grzechy św iata, została p rz y ję ta przez O jca i ofiara ta zadośćuczyniła Bożej Świętości.

P a n Jezu s um ierając polecił ducha swego Bogu Ojcu. W ielu w ierzących u m iera z tym i słow am i n a ustach. O dchodzą tmi do P a n a z w iarą, że Jezus um arł, aby każde Jego dziecko żyło n a Wieki.

Czy ty także będziesz n a w ieki z Bogiem?

Z apraw dę te siedem słów P a n a Jezu sa C hrys­

tu sa na K rzyżu Golgoty, są w sp aniałym k lej­

notem P ism a Św iętego.

Z apraw dę G olgota — m iejsce łotrów i zło­

czyńców, m iejsce o h yd y i p rzekleństw a, stała się cudow nym i św iętym m iejscem n a ziemi, dla w szystkich dzieci Bożych. N a Golgocie P an Jezus okazał się D obrym P asterzem . „Dobry P asterz życie sw oje kładzie za owce... i daję im żyw ot wieczny, i n ie giną n a w ieki...” (Jan 10,11,28.).

N. N.

„Prawdziwa to mowa i w całej pełni przy­

jęcia godna, że Chrystus Jezus przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników” (1 Tym.

1, 15)

5

(6)

Kościół Jezusa Chrystusa

Kościół Jezu sa C hrystusa w obecnym eo­

nie łaski stał się p u n k tem ce n traln y m w h is­

torii św iata. N arodziny Kościoła d a tu ją swój początek od dnia zesłania D ucha Św iętego, n a ­ tom iast jego zakończenie n astąpi w dniu, k ie- dy P a n Jezus pojaw i się w obłokach, n iew i­

dzialny dla św iata i połączy się ze S w oją Ob­

lubienicą — Kościołem.

N ależałoby odpowiedzieć sobie n a pytanie czym je s t Kościół i jak ie jest jego zadanie.

Apostoł P io tr podaje w sw oim pierw szym liście do w ierzących a szczególnie do chrześci­

ja n pochodzenia żydow skiego mówi, że Kościół stanow ił tajem nicę u k ry tą w przeszłości, mimo, że jest on w ypełnieniem się p ro ro ctw sta ro te sta- m entow ych. N aród te n jako całość zlekcew ażył sobie jed n ak w ypełnienie się ty c h pro ro ctw i nie poznał czasu swego naw iedzenia. Z tego w zględu został odsunięty od u czestnictw a w Kościele Jezu sa C hrystusa. B ezsprzecznie fu n ­ d am en ty Kościoła o p ierają się n a fu n d am e n ­ cie apostolskim o raz na w ierzących chrześcija­

nach pochodzenia żydowskiego, lecz d o m in ują­

cą większość stanow ią ch rześcijanie pochodzą­

cy ze w szystkich narodów św iata. N iestety n a ­ ród żydow ski został odsunięty w uczestnic­

tw ie Kościoła a jego losy zw iązane są z innym eonem czasu to jest po zachw yceniu Kościoła na obłoki.

W rozw ażanym tekście w pierw szych sło­

wach jest o k reśle n ie : „w y jesteście”. Słow a te w skazują n am na istotę Kościoła oraz na w iel­

kość jego zadania.

Wy jesteście rodem wybranym

Lud staro te stam e n to w y należał do w y ­ brańców Bożych. N ależałoby podkreślić, że je ­ go w ybór dokonany został w najgłębszej m iłoś­

ci ze stro n y Boga. Ich w ybór nie b y ł absolutnie zależny od ich zasług. Bóg p a trz y ł n a lud ten jak na m ałżonkę swoją. W szechm ogący Bóg zaw arł n a jp ie rw przym ierze z A b raham em i z jego potom stw em . Z tego ro dzaju w yw odzi się, w edług ciała, sam Zbawiciel, P a n Jezus C hrys­

tus, k tó ry m iał stać się ich M esjaszem . Mimo licznych przyw ilejów n aró d ten został o dsunię­

ty, a jego m iejsce zajął Kościół Jezusa C hry s­

tusa. A więc narodziny Kościoła są ściśle zw ią­

zane z osobą Jezu sa C h rystu sa i stan o w ią osob­

liw y w ybór Boży. A postoł P aw eł określa to następującym i słow am i: „Gdyż członkam i cia­

ła jego jesteśm y” (Efez. 5,30). Ze w zględu na

„A le w y je s te ś c ie rodem w ybra­

n ym , k ró lew sk im k ap ła ń stw em , n a­

rod em św ięty m , lu d em nabytym , a- b y ście rozg ła sza li cn oty tego, który w a s p o w o ła ł z ciem n o ści do cudnej sw o jej św ia tło ś c i”

(I Pt. 2,9).

jego w ybór stanow i ród Boży, którego Bóg przeznaczył do zw iastow ania ew angelii w mo­

cy Bożej. To zw iastow anie w m ocy Bożej jest ku zbudow aniu każdem u w ierzącem u. Wieczne życie jed n a k daro w ane nam zostało dzięki za­

sługom Jezu sa C hrystusa, k tó ry u m arł na k rzyżu za« grzechy nasze i zm artw y ch w stał dla u sp raw iedliw ien ia naszego. Tę ew angelię ży­

ciodajną głosi Kościół dla całej ludzkości. Na­

czelnym zadaniem Kościoła je s t zaofiarow anie ludzkości nowego życia w Jezu sie Chrystusie.

Wy jesteście królewskim kapłaństwem

Lud, staro testam en to w y został w ybrany przez Boga w ty m celu, ab y być królewskim kapłaństw em . Było to szczególne w yróżnienie o znaczeniu najw yższym w stosunku do w szy­

stkich inn ych narodów św iata. Lud starotesta- m entow y jed n a k zawiódł i nie poznaj w swoim zacietrzew ieniu K róla królów i P an a panów.

Z tego to w zględu został u k a ra n y i odsunięty od w ykony w ania funkcji królew skiego kapłań­

stw a. Ich m iejsce zajął Kościół, to jest lud Bo­

ży Nowego T estam en tu i pełnić ją będzie do pow tórnego przy jścia P an a Jezu sa C hrys­

tusa. Istn ieje duża różnica pom iędzy królew ­ skim k ap łań stw em ludu stairotestamentowego' a fu n k cją królew skiego k a p łań stw a lu d u nowo- testam entow ego. Kościół w sw ym dlziałaniu ma c h a ra k te r św iatow y. Im w yższy jest w ykony­

w any urząd przez Kościół ty m w yższe są jego obowiązki. Służbę królew skiego kapłaństw a Kościół w yko n uje przed obliczem W ielkiego Boga, z, tego w zględu apostoł mówi:

Wy jesteście narodem świętym

Ju ż w stary m testam encie Bóg powiedział:

„Św iętym i bądźcie, bom J a jest, św ięty (3 Mojż.

19,2). '

Być św iętym oznacza być oddzielonym do Współżycia z Bogiem. J e st to oddanie całego swojego' jestestw a w służbę Bożą. Bóg stał się nalszym zleceniodaw cą i z tego w zględu w y ­ konujem y służbę Bożą w Kościele w edług woli Bożej. Skuteczność naszego działania będzie owocną pod w arunkiem , że dostosujem y się całkiem do Słowa, Bożego.

Lud staro testam en to w y upadł w grzechach swoich. G łów nym pow odem jego up adku było

(7)

czczenie obcych bogów. Tak więc n aró d ten nie mógł być św iętym i zd atn y m do w y k on y w an ia królew skiego kapłaństw a. Ze w zględu n a sw o­

je grzechy i hardość u m ysłu został postaw io­

ny w sta n oskarżenia i obecnie odbyw a się nad tym ludem sąd Boży.

W ezw an ie: „św iętym i bądźcie, iżem J a jest św ięty ”, jest ak tu aln e obecnie w stosunku do Kościoła, Jezu sa C hrystusa. Kościół, to znaczy ci, k tórzy odkupieni zostali k rw ią P a n a Jezusa, są św iętym i jak sam Bóg św ięty m jest. Św ię­

tość oanacza niezm ącone św iatło. P a n Jezus mówi do, n as: „W y jesteście św iatłość św iata”

(Mat. 5,14). P a n Jezus nie pow iedział w y m acie być św iatłością św iata, lub że w y będżiecie św iatłością św iata, ale: w y jesteście św iatłoś­

cią św iata. J e st to oczyw iste i zrozum iałe, bio­

rąc pod. uiwagę fakt, że m ieszka w nas Duch Św ięty. O Kościele, k tó ry jest, św ięty jest po­

w iedziane, że m a „rozgłaszać cno ty tego, k tó ry w as pow ołał z ciem ności do cudow nej sw ojej św iatłości” . N ie m ożem y w yjść z podziw u, k ie­

dy pom yślim y, że sam W szechm ogący Bóg nas o b rał sobie do rozgłaszania ta k cudownego poselstw a. Bóg jest ta k w ielki i poszukał sobie w nas p a rtn e ra do w spółpracy n a niw ie Bożej.

W naszych sercach p o w staje p y tan ie ja k to się stało, że Bóg ta k niskich ludzi chce używ ać w służbie sw ojej? O dpow iedź jest jed n a: dzięki P a n u Jezusow i C hrystusow i zostaliśm y podnie­

sieni do, ta k w ysokiej godności i zaszczytów.

G dyby C h ry stu s nie odkupił nas sw oją św iętą krw ią, nie m oglibyśm y być użyci do służby Bożej.

Jesteście własnością Bożą

N ależym y do Pana, dlatego Bóg chciałby w idzieć lud swój w e w spaniałości. M y nie je s­

teśm y swoi, gdyż całkow icie należym y do n a ­ szego Pana. Lud staro testam en to w y został też n a b y ty przez k re w b a ra n k a paschalnego. Lud staro testam en to w y żył w straszliw ej niew oli egipskiej. A by w yprow adzić te n lu d z E giptu m usiał być zab ity baranek, którego k rw ią po­

m azane zostały podw oje drzw i i w te n sposób zostali odkupieni ze sw ojej niew oli. K rew C hrystu sa przelana: n a drzew ie krzyża m a n a j­

w yższą w artość, gdyż odkupiła lud Nowego T e­

sta m e n tu z niew oli szatańskiej. Dzięki Jego

Karol Linne

Biblia nie jest księgą dla ludzi ograniczo­

nych, jak to w w ielkiej zarozum iałości swojej tw ierdzą niek tórzy „w szystkow iedzący” ludzie XX stulecia. Nie b rak bow iem ludzi u tale n to ­ w anych, m ężów w iedzy i nauki, k tó ry ch im iona zawsze jaśnieć będ ą n a k a rta c h dziejów tego św iata, k tórzy Biblię w ysoko cenili i poważali, czerpiąc z niej pociechę i moc, jak iej żadna inna księga nie daje. Bo też tylko B iblia podaje nam żywe słowo w ielkiego M istrza, k tó ry m ądrością Sw oją przew yższa o całe niebo w szystką m ąd­

rość tej ziemi, a którego słowa pełne dziecinnej prostoty um iejętność najm ędrszych zaw stydzają.

krw i zostaliśm y przyjęci do Kościoła Bożego jako w spółpracow nicy Boży. Lud Starego Te­

sta m e n tu sprzeniew ierzył się sw ojem u O dkupi­

cielowi. W zgardził swoim w yborem jako naród królew ski, nie chciał być poddanym sw ojem u Bogu, lu d ten nie życzył sobie ażeby Bóg był ich królem . Ta hardość cechuje go aż do dnia dzisiejszego a w przyszłości przy jm ie naiw nie zw ierzchnictw o A n tych rysta. W szystko przesą­

dziło o tym,, że ich m iejsce zajął Kościół Je zu ­ sa C hrystusa.

Słowo Boże m ówi: „C hrystus um iłow ał Kościół i w y d ał zań sam ego siebie” (Ef. 5,25).

W liście drugim do Tesalończyków, w d ru ­ gim rozdziale, w ierszu czternastym , jest n ap i­

sane :

„Do tego też pow ołał w as przez Ewangelię, k tó rą głosimy, abyście dostąpili chw ały Pana naszego Jezu sa C h ry stu sa” . D ostąpiliśm y tak w ysokiej chw ały i zachodzi obawa, ażeby Koś­

ciół czasem nie doznał tej sam ej porażki jak Lud Starego T estam entu. Bóg nie m a w zględu n a osoby, ta k ja k nie darow ał im, może i nam zabrać zaszczyt reprezen to w an ia królewskiego kapłaństw a. M usim y ciągle spraw dzać się czy rzeczyw iście w y kon u jem y naszą służbę k a p ła ń ­ ską? Czy Bogu podobają się nasze poczynania i czy spełniam y w olę Bożą w Kościele Jego?

W obecnych czasach u tarło się określenie m ó­

wiące o „Kościele nom in alny m ” . Je st to naz­

w a w p rzeciw ieństw ie do, w yrażenia Kościoła żywego. Kogo zalicza się do Kościoła, nom inal­

nego? Na to py tan ie m ożem y krótko odpow ie­

dzieć: Kościół n om inalny to taki, w którym rządzi człowiek, n ato m ia st Kościół żyw y rzą ­ dzony jest przez D ucha Św iętego. W ynika pil­

na potrzeba,, ażeby w czasach ostatecznych Kościół Jezusa, C hry stusa pow rócił do czasów swoich narodzin, 'kiedy in spiro w an y był przez D ucha Św iętego. „Obyś b ył zim ny albo gorą­

cy, a tak żeś letni, a nie gorący ani zimny, w y­

p lu ję cię z ust m oich” (Obj. 3:15— 16).

Czy n ie w arto pom yśleć do jakiego Koś­

cioła n ależym y? M am y pouczający przykład w E w angelii M ateusza w dw udziestym piątym rozdziale (o m ądrych i głupich pannach). G łu­

pie pan n y n ie posiadały oleju w lam pach swo­

ich, to je s t Ducha: Św iętego, i to zadecydowało, że nie zostały p rzy jęte n a wesele.

F erd yn an d K areł

i jego Biblia

Sław ny szwedzki botanik, K arol Linne, je­

den z najw iększych przyrodników św iata, był takim m ędrcem ceniącym nade w szystko słowo Biblii. Mąż te n urodził się 23 V 1707 r. w pro­

w incji Sm aland w Szwecji a zm arł 10 1 1778 r.

jako profesor św iatow ej sław y p rzy u n iw ersy­

tecie w Upsali. Linne zawsze ogrom nie lubił kw iaty. J u ż w dziecinnych latach należało to do najw iększych jego przyjem ności, gdy się mógł baw ić kw iatam i. R azu pew nego zauw ażyła jego m atka, jak jej u*ubiony synek swoje k w iat­

ki i roślinki chow ał do Biblii, układając je tam pom iędzy kartkam i. Spostrzeżenie to bardzo za­

(8)

smuciło m atkę, to też zganiła synkow i ten po­

stępek, aczkolwiek w łagodny i cichy spo­

sób. „Ależ dziecko kochane” — rzekła m u

— „Ty m i swoich kw iatk ó w nie śmiesz cho­

wać do m ojej pięknej Biblii; przecież to jest grzechem niszczyć m i ta k tę św iętą księgę” .

„O przebacz mi, proszę, kochana m am usiu jeśli cię zm artw iłem ” — odpow iedział synek — „ale oto znalazłem najśliczniejsze kw iatki, jakich jeszcze nigdy nie w idziałem , więc pragnąłem je jak najlepiej przechować. P rzypom niało mi się, że nieraz z tatu sie m m ów iliście o B iblii ja ­ ko o księdze żywota, przeto byłem zdania, że gdy te piękne kw iatk i włożę do księgi żywota, to one zachow ają swój w sp an iały kolor i nic nie u tra c ą ze sw ej piękności i św ieżości” . „M oje dziecko” — ta k m u na to m ówi m atk a — „n a­

zyw ając Biblię księgą żyw ota, nie m am y na m yśli tego życia, któ re oczy nasze w idzą i k tó ­ re nas na świecie i w przyrodzie zewsząd ota­

cza. R ozum iem y przez to raczej życie duchowe, życie naszej duszy, k tó ra jest n iby rolą, gdzie też n iejed n a roślina w y rasta, k w itn ie i pom naża się. K ażda bow iem m yśl jest ta k ą roślinką, k tó­

ra urosła w ogródku naszej duszy. A podobnie jak na ziem i ta k i n a roli duszy w iele n ajróżno­

rodniejszych rośnie kw iatów ; n iek tó re z nich są pełne cudow nej piękności, inne zaś niepo- w abne i brzydkie, pełn e b ru d n y ch plam grze­

chu. Jeśli jed n ak z szczerą m odlitw ą Pism o Św ięte czytam y, to w tenczas zawsze do serca naszego dostanie się jakieś dobre ziarenko, k tó­

re się z czasem rozrośnie w p ięk n y k w iatek i św ięty i w yb orn y przyniesie owoc’1.

— O jak pięknie ty mówisz, m am usiu! — zawołał Karol.

— I ty, mój kochany — rzecze dalej m atk a

— pilnie m usisz w B iblii czytyw ać, a w sercu tw oim też potem w zejdzie dobre nasienie, ale ja się obawiam...

— Czego się obawiasz, kochana mateczko

— przerw ał jej chłopiec.

— Ach, ja się boję, że te piękne kw iatki, co rosną na ziemi, zanadto m iłujesz, a niewiele dbasz, ani się troszczysz o owe kw iatk i zroszo­

ne złam i P a n a Jezusa, co w G etsem ane spłynęły na ziem ię...”

— O m am usiu, zapew niam cię, że nigdy m ojej Biblii nie zapomnę. Tylko zw ykle ta k by­

wa, że gdy zobaczę gdzie jaki kw iatek, to sobie zaraz m yślę: Dlaczego Bóg kazał tej zim nej w il­

gotnej ziem i rodzić ta k piękne i w spaniałe kw ia­

ty ? Czy nie na to, ab y nasze serca ta k pięknym w idokiem uw eselić i uszczęśliwić?.. A potem m nie się n aw et ta k zdaje jakbym słyszał cichy szept ty ch kw iatów : P rz y p atrz się nam tylko bliżej, a powiedz, czy Bóg, k tó ry nas stworzył, nie jest nad w szelki w yraz dobrotliw y i łaska­

w y! Mamo, w yd aje mi się, że każdy kw iatek to sym bol m yśli B o żej!

— Czego ty nie opowiadasz, m iłe dziecię!

— zaw ołała m atka, zdziw iona ty m słow em peł­

nym głębokiej praw dy. „Tak, tak, słusznie mó­

wisz i dobrze to rozum iesz. N ajlepsze zaś jest to, że m yśm y kw iatkam i tego dobrotliw ego Boga” .

T ak te d y ten, nad którego słynnym i bada­

niam i później cały św iat się zdum iew ał, owej rozm ow y botanicznej z; m atk ą sw oją nigdy nie zapom niał. On dotrzym ał w iernie słowa danego m atce, bo m ilszą aniżeli w szystkie inne książki i w szystkie jego w łasne dzieła, była m u zawsze Biblia. W szystkie zaś b adania i dzieła jego są nam w ym ow nym św iadectw em , jak te n w ybitny i sław ny naukow iec u m iał oddać cześć i chwałę m ądrości i wielkości Boga w iekuistego.

A.W.

Mowy misyjne w Dziejach Apostolskich

K A Z A N IE M ISY JN E SK IER O W A N E DO SE T ­ N IK A K O R N E L IU SZ A I JEGO DOM OW NIK ÓW (10, 34—43).

W p ro w in c jo n a ln y m m ie ś c ie C e z a re i m ie s z k a ł s e t­

n ik z w a n y K o rn e liu s z e m z c a ły m „ d o m e m ” — r o d z i­

n ą i s łu ż b ą . „ P o b o żn y i b o g o b o jn y w ra z z c a ły m d o ­ m em sw o im , d a ją c y h o jn e ja łm u ż n y lu d o w i i n ie ­ u s ta n n ie m o d lą c y się do B o g a ” (w. 2), Ł u k a s z p o d ­ k r e ś la ja k w ie le z ro b ił s e tn ik d la sy n a g o g i i lu d zi.

P o b o żn o ść je g o z o s ta ła u z n a n a p rz e z B oga. Ł u k a s z w w y d a rz e n iu o k tó r y m p isz e p ó ź n ie j, p o ru s z a s p r a w ę m is ji w ś ró d p o g an . P o g a n ie to n ie ty lk o bezb o żn icy , złoczyńcy; są w ś ró d n ic h i ta c y , k tó r z y słu ż ą B ogu, a do n ic h n a le ż a ł K o rn e liu s z . C zy B óg n ie m ia ł z lito ­ w ać się n a d p o g a n a m i? C^y J e z u s za n ic h te ż nie u m a r ł?

Do K o rn e liu s z a p rz y c h o d z i a n ic ł, k tó r y ro z k a z u je m u, a b y s p ro w a d z ił z C e z a re i S z y m o n a z w a n e g o P io ­

tr e m . P o p rz y b y c iu a p o s to ła P io t r a i w y ja ś n ie n iu p rz e z K o rn e liu s z a w y d a rz e ń , k tó r e m ia ły m iejsce p rz e d jeg o p rz y b y c ie m , P io t r w y g ła sz a o s ta tn ią m ow ę m is y jn ą z a p is a n ą w D z ie ja c h A p o sto lsk ic h p rz e z Ł u ­ k a sz a , a p ie rw s z ą m o w ę s k ie ro w a n ą do p o g a n (w.

34—43).

M o w ę a p o s to ła P io t r a w y g ło sz o n ą w d o m u K o r ­ n e liu s z a m o ż n a p o d z ie lić n a s tę p u ją c o :

1. N a w ią z a n ie d o s y t u a c ji — w . 34— 35 2. Z w ia s to w a n ie — w. 36—41

3. Ś w ia d e c tw o i n o w c ły w a n ie do p o k u ty w . 42—

—43.

M ow ę m is y jn ą P io t r a m o żn a t a k s c h a r a k te r y z o ­ w a ć : n ie p rz y n a le ż n o ś ć n a ro d o w a , a le w e w n ę trz n e u sp o s o b ie n ie d e c y d u je o s to s u n k u do B oga. Je z u s d z ia ła ł ty lk o w n a ro d z ie ż y d o w sk im , a le O n je s t „ P a ­ n e m w s z y s tk ic h ” (w. 36). P o k r ó t k im o m ó w ie n iu J e ­ go d z ia ła ln o śc i, ś m ie rc i i z m a r tw y c h w s ta n ia , P io tr z n a c is k ie m , ja k o n a o c z n y ś w ia d e k w sz y stk ie g o , p o d ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

towany, a czyste Słowo Boże było przez prostych, skromnych ludzi rozsiewane z miłością, obficie i wytrwale, więc bardzo szybko przybywało zborowi tych, którzy

szawie, przy ul. Obok tego br. Na skutek działań w ojennych br. 1954), a następnie przeniósł się do Kanady, gdzie prow adził w dalszym ciągu działalność

W iedziałem , że okażę się dokuczliw ym , ale nie ividziałem innego sposobu, by dostać się do tych chłopców.. D

my mieć większe duchowe przebudzenia i więcej dusz zbawionych, jeśli by każdy członek był właściwie n a ­ stawiony w stosunku do Boga, to jednak przekonałem

Słowa, któ re usłyszał, w zbudziły jego zainteresow ania, dlatego też chętnie w łączył się do prow adzonej rozm owy.. N aw iązała się

Strach jest więc rów nież znakiem w iny i sygnalizuje oddzielenie się człow ieka od sw e­.. go

W w yniku Jego pracy p ow stał Zbór chrześcijan w iary ew angelicznej, którego nabożeństwa zaczęły się wkrótce odbywać w odrem ontow a­. nej kaplicy

Opowiadana jest Ewangelia Święta nawołująca do pojednania z Bogiem i wskazująca na J e ­ zusa Chrystusa, Syna Bożego, który może stać się osobistym