m P O L ' 5 % 1
p o d w o d n a o p u s z c z a STOCZNIĘ
stoczni wypuszczają na wo- lódź podwodny, się codzien- emieckiej wojennej K "'•fynarki podwodnej. . I ^c^ub«rł, Meht, Staininger, Richter,
* Sefc .PBZ> C»sp«r- Ałl. 2, Richlaskc-
l«c»-Sch«rl.
Powyżej:
O O P WOJENNY WYJEŻDŻA NA PEŁNE MORZE Groźnie sterczy wyrzutnie torped niemieckiego okrętu wojennego ku nieprzyjacielowi. Z przodu - widzimy bomby wodny gotowy d o niszczenia nieprzyjacielskich
iogzi poowoanycn.
U dołu:
MłROfc W IESIE NA WSCHODZIE Oddziaf niemieckich grenadierów maszeruje przez las, na punkt obserwacyjny. Nagie drzewa tego lasu świadczy o niezwykle zaciekłych walkach,
które tu szalały.
Na prawo:
SPECJALIŚCI NA MORZU
Niemiecki okrył „zakladacz sieci", który przez zastawienie sieci przeciw łodziom podwodnym wzmocniły ubezpieczenie wybrzeży, powraca do
macierzystego portu.
Powyżej:
ZAOPATRZENIE DLA FRONTU WSCHODNIEGO W jednym z małych portów ustawicznie wyła
dow uje się broń, działa, amunicję i środki loko
mocji, przeznaczone dla wojsk walczycych na łydzie.
Powyżej:
STRAŻ NAD MORZEM CZARNYM Żołnierze rumuńscy zakwaterowani w jednym ze starych tortów u wybrzeża Morza Czarnego, udajy
się na stanowisko.
U dołu:
OCHRONA WYBRZEŻY MORZA ŚRÓDZIEMNEGO Włoski posterunek obserwacyjny, w jednym z umoc
nień wybrzeża Włoch. Umocnienie to posiada działa ciężkiego kalibru.
OCHOTNICY ZE WSCHODU
WALCZĄ Z BOLSZEWIZMEM Powyżej: w ,cti
Zaprzysiężenie ochotników ze “ walczycych z bolszewizme1’1'
f e . ■^ ■‘ysięzeniu maszerujy ochot- V na nabożeństwo do '•'••jskiego kościółka.
Salonowa mała plołka Cały śwlaf terenem;
dla nle|.
„To okropne! Ta- / ki skandal!
. . W tajem- / nlcy mówię /
Pani. . / H *, A
Powyżej:
Toi akrobacja jest nie lada!
(Nietoperz przecie tak zimufe.) Pozycji można pozazdrościć, G d y. . . się na zawrót nie choruje!
Na lewo:
Foto*reporter, rzecz to wzniosła!
Wnef popularność jest gotowa. . . Chodzi jedynie chyba o to.
By dobrze wpierw. . . wypraktykować!
Poniżej:
O! Cudna chwilo objawienia!
Odkrywasz prawdy w duszy drżeniu.
Padnę dogmaty. . . W jutro bytu Spoględam w niemym zachwyceniu. . .
*'9łupia*trant, myśl co chcesz!
S«ro|6 wiem — ty swoje w iesz.
> Otynie dziwię się, w w u małpą zowią mnie!
Naprawo:
W zawstydzenia słodkiej chwili.
Trzeba zawsze przymknąć oczy,
”’°9i uśmiech twarz umili,
^niewinność czar ro zto czy .. .
“ Mędrzec — mędrca nie zroiliml T*k Jut zawsze w tyciu bywa,
® i uczone zamyślenie
• .Kontemplacją się nazywa. . .
* J.*kii to „twarzowy" fasonl
&ai Najświeższej wzór kreacji
| H % jM la k i można śmiało Wydąć dumnie nie bez racji!
H f Mał-
f/ żonek pew-
f nie tęskni w dali. . . Ale I sprawa załatwiona I lesł podobizna z dedykacją
„Mężowi — kochająca tona.'
F e l. Sohler-Dillen W iersze: Sł. Krasiń
ski. 1
Fol. Bonk
I gwiżdże. Całe góry piasku leżą przy drodze i wciąż *4 przesypywane,:
prasowane i wygładzane, aż warstwa piasku ułoży się wreszcie gładko i równo jak powierzchnia słołu. Walce parowe, niby rodzeństwo malut
kiego pociągu złożonego z wagoników, stukając wciąż, jeżdżą łam i z powrotem. Wreszcie przychodzi ukoronowanie dzieła. Ułożenie BU j pięknych kostek brukowych obok siebie, rząd za rzędem, w liniach łukowych. Dźwięcznie, w esoło i rytmicznie ude- IfeL rMi4 mioty robotników, rytmicznie stuka katar, aż wresz- V eie powstaje gładka powierzchnia. Następnie wypełnia się szpary między kostkami płynnym betonem. Twarde szczotki zamiatają resztki piasku i żwiru aż'wreszcie przed naszymi oczyma zjawia się już V 1 i ł całkiem gładka powierzchnia szo-
V A A M sy. Mamy wrażenie jak gdyby
V szosa ciągnęła się hen gd ziei ku fuC oże-m iędzy wiosnę, a budowę dróg'Istnieje jakiś tajemniczy
' ■ związek, gdyż zaledwie cieplej zacznę przygrzewać promienie wiosennego słońca, zaledwie świeża, soczysta zieleń pokryje drzewa a wśród nich rozdzwoni miły świergot ptasząt, wtedy także feid tł się ruch i praca na wyboistych, trudnych do przebycia drogacłt|
Pewnego dnia zjawiają się na drodze gromady praco*
witych r&otników, którzy przy wtórze wesołych śmiechów d f l i piosenek kopią, zgarnują ziemię łopatami, układają kostki brakowe i pracuję tak zawzięcie, że przyglądamy się im z przyjemnością. Po krótkim czasie przecinaję teren ■ budującej się drogi szyny, które, przecinając w poprzek ■ krajobraz, wiję się jak dwie kreski nakreślone niewprawną ręką początkującego malarza. Na nich podskakuje i ter- V kocze zabawny wózeczek tam i z powrotem. Małe wago
niki naładowane piaskiem suną za lokomotywą, która x powagą stara się porastać, przy czym bez przerwy sapie ,'
błękitnemu jw ryfontopt, z zadowoleniem grzejąc się w blaskach słońca, ciesząc (I myśl o wozach i pojazdach, które łeraz M iko i szybko potoczą się p o jej gla
powierzchni. j
II. RADY DLA MĘŻCZYZN
GDzF „m o ż n a z n a l e ź ć d z i e w c z ę t a i GDZIE ICH SZUKAĆ NALEŻY
K,‘ 67— 262
J 0w‘diusZ zaleca trochę nieaktualne dla Al®m‘eisca. jak portyki, św iątynie, cyrki itp.
w z ‘y® mamy najm niej kłopotu, mam y je aP ® 1*' Grunt, to ja k się zabrać do rzeczy), lazł» ^ ją p o z n a ł. , . trzeba, żebyś zna- _ emat dla w spólnej rozmowy, a pierw sze Sforh Jdechaj dotyczą rzeczy ogólnych.
się to podoba, co się podoba tw ojej
"Yorance.
f i j |||S f c przypadkiem ja k to bywa, jaki py- spoczął na łonie drogiej ci panienki, trze- Dai X® 8° troskliw ie strzepnął własnym i 8dybY za® 8 ° n' e b y ło . . . n o ! . . . to I H i W c ie strzepnij go także. W yzyskuj każ- ai ° j 8zj^ dla sw ych zamiarów, drobnostka*
Zdobywa się sobie przychylność.
Nocne godziny z każdej kobiety czynią
! ^ “Ość. W dzień badaj u rodę tw arzy i po- i* ^ w®rtość klejnotu i purpurow ych szat W nocy wszystkie koty szare I ład n e wszyst-
k o b ie ty ...).
w JAKI SPOSÓB NALEŻY ZDOBYWAĆ DZIEWCZĘTA
<*■ I I 262— 770
*J*ĄDŻ PEWNY SWEGO ZWYCIĘSTWA S M 2 6 2 -3 5 0
Jip td ze j pies m yśliw ski pocznie uciekać m m zającem, niżby ja k a niew iasta oparła
? wabiącemu, ją m ile młodzieńcowi: chce J*Wet ta, o k tó rej mógłbyś sądzić, że nie
•ji®' Bądź głęboko przekonany, że można I h»/^ ^ s o lu tn ie każdą kobietę: zdobędziesz J? — nastaw tylk o Umiejętnie sieci. Dla
^ Y z n i dla kobiet m iłowanie je st równie : r^Yiemne, tylko, że mężczyzna źle m askuje j J W uczucia, a ona pożąda skryciej.
j «SpM>y stanęła w śród mężczyzn uchwała, . dopóki nas nie poproszą, m y p ro sić-nie
“SOzienjy^ kobieta od razu poczęłaby odgry-
* folę ubiegającego się o względy.
Na łące krów ka p orykuje do byka, a klacz j J w stronę ogiera: w mężczyznach m ieszka Słowniejsza nam iętność i nie ta k a szalona.
J ‘Ysiąc może jedną znajdziesz, k tó ra ci po- le ..nie‘‘l
faL każdym bądź razie i te, które udzielają jy c h łask i te któ re odm awiają, lubią, l»y Prosić. W ięc, choćby cię już odrzucono, martw s ię ! . . . Czyż now y przedm iot po- Wania nie je st najm ilszy.
b) DOBRY STOSUNEK ZE SŁUŻĄCĄ
p - KOCHANKI
*V «* 351— 398
, ^ je przede wszystkim staraj się dobrze po- , służącą tej, k tó rą masz zdobyć. S taraj iJf ią pozyskać obietnicam i i, prośbami, bo ona zechce, to z łatw ością osiągniesz to,
^ czemu zmierzasz. O na niechaj wybierze
^ 8°dną porę, k iedy je j pani będzie dobrze
^Posobiona i łatw a do pozyskania. Troja w***® się, dopóki b y ła sm utna- w dniu po- LT*®chnej radości w puściła do sw ych murów i m napełnionego wojownikam i. Także w arto skłaniać pożądaną kobietę do jjRlości, gdy będzie cierpieć obrażona przez J ^ s lk ę : pam iętaj! spraw to, by została po-
®JCzona— dzięki tobie!,
^~*y w arto zgwałcić sam ą służącą? O tóż
*y»a sęk w łaśnie!
j ®dna staje się dzięki tw ym uściskom bar- j ^ j gorliwa, a inna bardziej opieszała;
. i r * * stara się o pozyskanie ci pani — inna j ®8nie cię zatrzym ać dla siebie. Osobiście się hamować. Jeśli jednak służąca J e d n ie ci w oko dzięki zaletom sw ej po-
*5^. to postaraj się, zdobywszy najpierw i do niej ąię zabrać z kolek N ie trzeba -^ ^ ro z p o c z y n a ł m iłosny stosunek od słu-
^ ^leży UMIEĆ WYBIERAĆ STOSOWNĄ CHWILĘ
p n 399— 436
j ^ urodzinach swej przyjaciółki pam iętaj i szczególną troskliw ością, ale w ogóle uwa- Jrj. za niepom yślny dzień, k ie d y zmuszony JjJjsiesz coś dać. Co zrobisz, gdy zażąda od HojI e P °darunku n a urodziny, a rodzić się
ty le razy, ile je j tego potrzeba? . . . I ^ USTY MIŁOSNE I OBIETNICE
437— 458
• ę,^eże!i będziesz składał podarki, to dziew*
. yr»a może cię całkiem słusznie porzucić: -
?m* to, co już dostała i nic nie straci.
y*®ciwnie! Rób minę, jakbyś m ia^dać, czego ..M y nie dasz. O biecuj, cóż bowiem szkodzi f *ecywać.
to WYMOWA I UPRZEJMOŚĆ
ARS AMATORIA
* v
W P O W ID JU S .m -
go od w o d y ?... A przecież woda drąży skały.
W ytrw aj tylko, a po czasie ujrzysz tw ierdzę późno wpraw dzie zdobytą, ale zdobytą^
Być może, iż po swym pierwszym liście otrzym asz m elancholijną odpowiedź, byś jej nie niepokoił. W iedz o tym, że boi się tego, o co prosi, a pragnie, żebyś w dalszym ciągu nalegał — o co nie prosi. Idź naprzód, a w końcu spełnią się tw oje pragnienia.
O WYGLĄDZIE ZEWNĘTRZNYM W ie m 505— 524
Nie przyw iązuj szczególnej w agi do fryzo
w ania się i nie w yskubuj sobie włosków z ciała: pozostaw te zabiegi kapłanom Cybeli, którzy na je j cześć w yją hym ny frygijskie.
Mężczyźnie nie przystoi dbać o swą pięk
ność. N iechaj mężczyźni podobają się dzięki swej schludności.
Ślina niech ci nie przeszkadza mówić, a zę
by m iej czystej nie noś za dużego obuwia;
nie chodź rozczochrany; w łosy i brodę miej starannie przystrzyżone; nie noś zbyt długich paznokci i m iej je zawsze czyste; dbaj rów nież o czystość nosa, a z u st niechaj ci nie w ieje przykrym zapachem . Pilnuj się także, by cię nie było. czuć kozłem. Resztę możesz zostawić kokietkom i tym quasi — męż
czyznom, którzy poszukują mężczyzn.
WYZYSKANIE SPOSOBNOŚCI, JAKICH DOSTARCZAJĄ UCZTY
Wiersz 525— 630
Jeżeli ci się zdarzy znaleźć przy stole, za
staw ionym daram i Bachusa, a przy tobie spo
czywać będzie niewiasta, proś tego boga, aby zabronił w inu szkodzić tw ojej głowie. Tu oto będziesz sobie mógł pozwolić n a mówienie dam ie sw ego serca w ielu śm iałych dwuznacjs- ników. Patrz je j w oczy oczami, w yrażają
cym i płom ienną miłość; nieraz choć u sta mil
czą, w iele mówi oblicze. Pam iętaj żebyś pierw szy chw ycił kielich, którego ona do
tknęła swymi wargam i i pij z te j sam ej stro
ny, z k tó rej ona piła; jakiejkolw iek dotknie się potraw y, ty również po nią sięgaj, sta ra
jąc się w trakcie tego m usnąć ręk ę kochanki.
Zabiegaj też o względy je j męża, bo jako przyjaciel będzie Wam obojgu pożyteczniej
szy. N iech m a we w szystkim pierw szeństwo bez względu n a . to, czy zajm uje stanow isko niższe od twego, czy równe. Kiedy z nim roz
mawiasz, bez w ahania przytakuj mu we wszystkim. Jeśli masz głos— śpiew aj; ta ń c zt- jeżeli posiadasz zw inne człońki; zresztą po
pisuj się jakim kolw iek talentem , aby się po
dobać.
0 ile praw dziwe upicie się szkodzi, o ty le udane dopomoże ci w zalotach. N iech ci się język plącze zająkliw ie, aby cokolwiek po
wiesz, lub uczynisz ponad to, co w ypada, zwalono na karb 'nadm iernego użycia wina.
Mów w tedy śmiało, że . dobrze je j zsnim, ale i mężowi, k tóry z nią przebyw a również do-, brze będzie. Oczywiście m ęża przeklinaj w głębi duszy. Musisz ja k dobry aktor od
grywać rolę k o chanka; musisz odm alowywać cierpienia sw ego serca; musisz n a wszelki sposób obudzić w iarę w sw e słowa. N ie myśl zresztą, że to tak trudno: każdej się zdaje, że je st godna miłości; każda się sobie podoba, choćby była najbrzydsza. N ie wstydź się za
chwycać je j tw arzą, włosami; chw al sm ukłe pałce i nogi drobniutkie. Pochwała wdzięków S p r a w i a przyjem ność naw et — naw et zupeł
nie czystym dziewicom, bo piękność je st przedm iotem ich trosk i je st im miła.
ŚMIAŁOŚĆ W OBIECYWANIU W ie m 631— 658
Pam iętaj: śmiało obiecuj! Dziewczęta biorą się na obietnice. Zwódż te, k tó re innych zwo
dzą: niech w padają w dołki, któ re same w y
kopały.
ŁZY, POCAŁUNKI, ETC.
Wiersz 659— 722
1 zły się przydadzą: łzaińi zmiękczysz dia
menty! P ostaraj się, żeby kochanka ujrzała tw e w ilgotne od nich policzki; na w ypadek zaś, gdyby cię m iały zawieść, boć zjawiają:
się nie zawsze w term inie, to potrzyj oczy
ręką. Któż m ądry nie dołączyłby pocałunków do pochlebnych s łó w e k ? ... C hoćby ich do
browolnie nie daw ała — bierz j e przemocą!
Z początku będzie się opierać, m oże naw et powie ci, żeś podły: nie daj się tym zrazić!
Choć walczy, jednak chce być pokonaną. By
łeś tylk o nie uszkodził je j delikatnych warg, całując nieum iejętnie.
Kto zaś pocałunki zdobył, a nie zdobył re.- szty, godzien będzie to także stracić, co zdo
był. Bo jakże mało b rakło po tym dó całko
witego spełnienia życzeń! E jż e!.. . . nie b y ł to wstyd niew inny, ale brak dobrego w ychow a
nia! Siłę w ezwij na pomoc, bo dziewczętom miły je st g w a łt To, co im spraw ia przyjem ność, chcą, żeby brano od nich przemocą.
Każda kobieta zdobyta siłą, w ielce się 2 tego rad u je i za m iły dla się podarek zgw ałcenie uważa. A którąkolw iek można było zmusić do uległości, jednak odchodzi nietknięta, to chociaż u d aje węsdiość, przecież w duszy je st sm utna. G w ałt uczyniono Phoebie i jej siostrze, a przecież obu b y ł miłym gwałciciel.
Jeśli jednak spostrzeżesz, iż n a skutek tw ych próśb sta je się bardziej niedostępną i dumną, to porzuć zam iar i cofnij się w porę.
Bardzo w iele kobiet pożąda tego, co się im wym yka, a niecierni natarczyw ych kochan
ków : n alegając s ła n e j, usu ń w niej niechęć dla tw ej osoby. N iechaj m iłość w ś liźnie się do jej serca pod pokryw ką przyjaźni. Zda
rzało mi się widzieć, ja k w te n sposób pod
chodzono najdum niejsze dziew częta: z przy
jaciela robił się kochanek.
WYGLĄD KOCHANKA Wiersz 723— 738'
N ie przystoi by bladym był rolnik, k tó ry orze i bronuje ziemię pod otw artym niebem ; zapaśnikow i ubiegającem u się o w ieniec oliwny, także nie w ypada być bladym — n a
tom iast każdy zakochany niechaj nim będzie!
Taka cera pasuje do niego i tylko głupcy mo
gą myśleć, że to nie m a żadnego znaczenia.
STOSUNEK DO PRZYJACIÓŁ W ie m 739— 754 »
Niebezpiecznie chw alić przed przyjacielem tę, k tó rą kochasz, bo skoro tylko uw ierzył on twym pochwałom, zaraz podstępnie włazi na tw e m iejsce.
Z KAŻDĄ NALEŻY POSTĘPOWAĆ INACZEJ Wiersz 750— 770
P am iętaj, żebyś nie w yrabiał sobie jed n e
go sposobu postępow ania raz na zawsze, bo wówczas sta ra praktyczka z daleka dojrzy zasadzkę. Je śli wobec now icjuśzki będziesz się okazyw ał doświadczonym, a w obec cnot
liw ej natarczywym , obie zaraz poczną- się mieć na baczności. D latego to kobieta, któ ra się obaw iała oddać porządnem u człowiekowi - - w pada w objęcia gałgańa.
Kompilował Lucjan M ścichowski
459— 486
i się wymowy. Dziewczę byw a przez nią (.j. yciężane. U nikaj ciężkich zwrotów, bo
<jW>* tylko człowiek niespełna rozumu bę- ti,0e Przed swą m ilutką przyjaciółką dekla- 'vać, ja k retor. Często najw ażniejszą przy
t y ł niechęci b y ł list pisany w tym stylu.
twoja mowa obudzą wiarę, a choć łwjyczy pełne, niechaj twoje słowa będą V|Xc?-ajne, tak, jakbyś z nią po prostu rozma- ty Gdyby listu-nie przyjęła i odesłała go, a. Wać nadziei, że go przeczyta, i nie daj się S L * łropu-
^ jest coś twardszego od skały, a miększe-
Spala jeszcze u> letargu zim y: -— .--- a Jego junackie h eroldy — — y ->---m arzec i k w ie c ie ń---
bu rzyły już rzekam i lodow e m osty, rozku ły niwom M rozów kajdany i zaspaną bu dziły
oddechem
ciepłych w ich u r. . . . .
Lubieżnie przeciągała. się,
--- — w przedśw itnym czuwaniu, -— ---g dy p rzyp ęd ził,
---z kochanków
• — najhojniejszy, - Maj.
W stała — — — . w wiośnianej krasie
dziew iczej sw ojej u r o d y. . . .
Rozigrata się cudem w jego życiodajnych
porannych deszczach --- - — ---i z pożądliw ych dłoni
---zem knęła ---— na m łodej runi
— rozesłane przezeń - pluszow e kobierce poi,
b y kolorow e kw iatów pieścić usta.
ON
Ogrodam i rwała naręcza upojnych / bzów . . . w sadach — swawolnica - ~
strząsała
śnieżnych kw iatów drzew om białe ł z y...
płochą — --- —
ukochał świergotem ptasząt a m łodych ruczajów czarow nym gaworem
— ---i pragnął —---
ożyłych łanów żyw iołow ą ż ą d z ą...
- T r z p io t---
, mam iła kochanka obietnicam i.
W iąc ■
n o c ą--- skarżył się
słowiczą kantyleną
miłosnych pieśni tęsknocie ■ Potem ■
pa trzeć musiał —— --- -- --- — ja k wszetecznica,
— — na finałowym dancingu,
— przepadła
• ic płonących pożogą pożądania Czerwcowych
źrenicach -— ramionach.
Władysław sławili
a s
Wesoły skecz p. t. „Główny los" z rewii „Maj, gaj i raj" w teatrzyku „Złoty Ul' w Warszawie.
Od lewej: M. Śląski, K. Pawłowski, M. Kaniewska, J. Orwid i T. Zelski.
F o t. Lokajski
Dr. A. RUSIN
skimc iwmijun
WARSZAWA Kopernika 16 n. 5 g o d z. 12- 13, 4-7
Dr. mod.
NOWAKOWSKI
Wenerjtzne, skórne W a r s z a w a , * Wspólna 3 m. i.
Sadz. 1 1 - 1 3 . 1 S - I I Dr.St. ZI ELI ŃSKI weneryczne I skór.
W arszawa, b n u f t in h tła m. s
talafon 8-19-31 9-12 i t-7 s ir n n j a s n o w i d z
wizjoner W a r a n , Boża 41-2 S w i a t o w i j s ł a w y mafiom I . ftzyszłosd.
tr m ik ii. t a oddale- nytk, z& ow it (diagnozy) straty. w y ja d k U o s tra - iniJ) kradzicr (wf- famm) mńHji m-
kisrit 4— 1
CZYTAJ ILUSTROWANY KURIER POLSKI
Źródło nabycia wskaże: S k ła d hurtow y A rthur Engelhardt, Denzlg, Kiebitzgasse 3
P O Ł O Z N A S O L A R S K A
Udziela porad Akuszerla zabiegi
zastrzyki Wanzawa. Źinnria 31 Dr. si. twi^mn
Wener. d l m Warszawa Marszałkowska 95-7
|riz. 10-1 i 4-7
W. 995-31
choroby kobitce AKUS Z ERI A
Dr. Zofia Kohut
W A R S Z A W A , Koszykowa 19-ft h i 96M8 goś l 4-7
M EBLE
K U C H E N N E
I P O K O J O W E poleca:
M a g a z y n
K R A K Ó W Starowiślna 79
A >
ZE SCEN WARSZAWY
TEATR „K OM ED IA": „ M I L I O N E R"
W . UCHTENBERGA
Do Paryża przybyw a jeden z najbogatszych plu- lokratów zamorskich, Teersteg i urządza przyjęcie, na które poleca sekretarzow i zaprosić możne i w y
bitne osobistości. S ekretarz przez pom yłkę w ysyła zaproszenia różnym bankrutom , którzy zgłosili się listownie do m ilionera i prośbami o wsparcie. Tym sposobem na przyjęciu znalazł się zdziwaczały ban
krut, były posiadacz w ielkich kopalni olejów ziem
nych, Filip D autry ze sw oją córką. W ysprzedał on już wszystko co przedstaw iało jakąś w artość; pokój jego oraz kieszeń św iecą pustkami. Nie traci jednak nadziei, wciąż wierząc, że akcje jego unieruchom io.
nych kopalni pójdą w górę, że znów odzyska daw ną pozycję w św iecie finasjery, i że znów żyć zacznie życiem praw dziwego plutokraty.
Potęga pieniądza je st ogromna. Dlatego też w y
starcza, że córka D autry rozmawia lub tańczy z za
morskim milionerem, aby akcje je j ojca, od dwóch lat nienotow ane na giełdzie, poszły od.razu w górę, (Ściany u sz y i. oczy mają.)
Kulisy życia jednostek czy środowisk zawsze nas ciekaw ią i rodzą tysiące różnorodnych domysłów.
Skoro w ięc pannie D autry adoruje p o tentat finan- sje ry Teersteg, Filip D autry nie może być bankru
tem, a więc akcje jego przedstaw iają wysoką wartość.
Treść sztuki je st w zasadzie niewym yślna, auto
rowi jednak udało się dać utworowi podkład spo
łeczny przez co znacznie podniósł w artość tego ' reportażu z życia bankrutów .
„M ilioner" w komedii otrzym ał bardzo dobrą obsadę.
Rolę tytułow ą K. Junosza-Stępow ski powiększył, o jeszcze jedną św ietną postać, liczną galerię swo
ich kreacji. Postać zdziwaczałego b ankruta je st za
sadniczo bardzo papierow a — Stępowski tch n ął, w nią jednak tak swym kunsztem aktorskim, że n a
brała pełnych rum ieńców życia. Jak o pannę D autry zobaczyliśm y M arię M alicką. Pełna jak zwykle czaru przem aw iała do nas sugestyw ną grą; każdym ruchem, spojrzeniem, każdym słowem. Zbigniew Rakowiecki rolę sekretarza-sowizdrzała, bardziej
zajętego kobietam i niż sprawam i służbowyffl^ ^ grał z lekką, szarżą, mimo to jak zwykle Pub' l ności się podobał. Józef W ęgrzyn od dłuzszegjg czasu skłania się w yraźnie w kierunku Sr?te*j W „M ilionerze" W ęgrzyn pow tórzył zupełnie F*
stać z „M oralności Pani D ulskiej" — a przecie*
wybitnegp aktora stać na coś nowego.
W spaniałą grą czarowali nas: w niewielM ale nadzwyczaj starannie opracowanej Ęckle —- St. Daniłowicz, M ira G o ł a s z e w s k a WS była gwiazda operetkow a i doskonały ■,
Z. Chmielewski. We:
Pozostałe role tak jak należało zagrali:
szewska, St. Jaw orski, J. Łunczewski, i L. Morozowicz.
Sztukę z dużą wnikliw ością w y r e ż y s e r o
St. Perzanowska.
iw
? łai 1 wlfi
I
teńii 1 Ol
ił Po i w j tai ZŁOTY UL: — „R aj, m aj 1 g a j"
W najnowszym program ie „Ula" nie ma śtfjjj nego aktora Z. . Chm ielewskiego, utalento^ i H. C h o d a k o w sk iej'i Chóru Bogdana (Dana), zastąpi wpraw dzie Chm ielewskiego . . . krasnoK"!
Bolcio Kamiński a Chodakow skiej K aniew ska jednak w sumie biorąc poziom now ej rewii
•'-łilal fli|»
Ueti równaniu z poprzednią, nie obniżył się. Byc , że rew ietka jest nieco pikantna, ale public® 1 lubi to, tyięc bawi się dobrze. ,| a t
Na szczególne podkreślenie w programie z8* ? gują: jak zwykle M., Chm urkowska za m o n . i grę w skeczach, Z. W ilczyńska, J. Winiais*®. ^ m iły głosik i k u lturalną interpretację p i o s e n e k . ■ K. Pawłowski za wiersz Odrowąża p. t. „P00 ^, Przyznać się m usimy że recytacja ta była d la"1 niespodzianką. Nie przypuszczaliśm y bowie® 1 Pawłowski jest tak dobrym recytatorem . Bravro ^
Osobne słow a uznania należą się duetowi taibu nem u Kołpikówna—Papliński za ciekawie i efektow nie w ykonane „Echa pustyni" i ,.Gr° (o
• •• „ nik arii »s2(
N ad c ało ścią re w ii czuw a ja k o -je j kierow nic ;> « styczny doświadczony J. Boczkowski.
i i to; Ł
iftiav : j
lata Z ygm unt
§<
rzypusemy ze...
córeczka sk aleczy ła nogę. Jak lii opatrzyć n a jlepiej tę r a n ę ?
Czy może ta k ? A m o ż e l e p i e j p a s e c z k i e m H an sap laslu elastycznego T
Tak będ zie najpraktyczniej 1 Doraźny opatru n ek elastyczny H a n sa p la st p o d d a je się sprę
żyście ruchom m ięśni a przy tym przylega ściśle do ciała. Tam uje k r w a w i e n i e i przyspiesza gojenie.
ffcHtsflptasf d a stu o M
■ H E... i.... umilili
Br. md.
J-EHUNHEUTZ
skór. i weneryczne W arszawa Hnry-Świał 37 n. tl
Weneryczne, skint
Dr K. Kauczyriski
L w ó w , tezłftskłege 5.IL p.
|l|ll||||||l|lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll Dr. md. UweM
G U T O W S K I Skini i n n i j t i i t Wnzm. tarawia 35 MdŁ 2—S. ■ łącznicy Tfłtaka 2. f. 12—2 i H
H- DHHMHZOWSU specjalistko cho
rób dziecięcych Lwów Kazimierzowska 12
Or.JEtZY SZUI TZ Kobiece, Akuszeria
Chirurgia W a r s z a w a , Skorupki l m . 4 M. !91-53 udz. 3 -E
Dr. ja
D. T c h K g
W*War“« ’" P
Haszatott^fj f e
^ . u - i ł ^ ą R(
pżt 1.
P
2
b
jEI , lak Hię
K ?«:!
f i^Oj p p iov
Yasenol
Uradowana spogląda na nią mafa jej pociecha, gdyz nie ma juz odłeżeń, dzięki codziennej pielęg
nacji delikafnej skóry, za pomocą
-p u d ru d la d z ie c i
P R O S Z E K Z K R Z Y Ż Y K IE M
i N E U T R O P H E N «
? Y. B $ L E G Ł O W Y , P O Z B A W I O N Y W Ł A Ś C I W O Ś C I S Z K O D L I W Y C H S T O S O W A N Y P R Z Y M I G R E N A C H B Ó L A C H R E U M A T Y C Z N Y C H I N E U R A L G I C Z N Y C H
NR. REJ. 19M DR. A. WANDER A. G. KRAKAU C EN A ZA PROSZEK 0.20 ZŁ.
KARUKU
we władzy wdówki
macierzyński).
® święcie przekonany, ze kiedy ko- Vuweżmie, że poślubi danego męż
na u.ratuie go od tego tylko natych-
;1 ,y Cleiczka. Ale i to nie zawsze. Jeden jji widząc grożącą mu nieuchron
ni ,wsiadł na okręt w najbliższym j p g g a f e c , jako cały bagaż, tylko j Ę B z?bów, tak przynagliło go nie-
konieczność szybkiego dzia- spędził w podróży dokoła JŁ.?- Czując się już zabezpieczonym
■ kobiety są niestałe — powiedział si ) ^ l zez dwanaście m iesięcy ona mnie
«wn0
ttor • zaPomniała ). w ylądow ał w tym f i k'16' -*° P*erw sz^ osobą, ujrzaną k . Wającą wesoło rączką, była ko-
1 « ó rą uciekł.
ylko jednego mężczyznę, który
| sięRoi tal
Wydobyć z takiego położenia. Na- ger Charing.
S1ę w Ruth Barlow, nie będąc
• »nj 0°yni. posiadał więc dosyć do- zXc*°wego, aby być ostrożnym, fet j e^na^ dar (a noże mam to na-
? tu ' • który rozbrajał w szystkich 'oi h to *ez • Roger postradał j k *- żVciow£* trzeźwość. Padł
rząd kręgli!
yło wzruszeń______ ____
już wdowa po dwóch mężach, wzruszenie serc. Pani Bar Wspaniałe, ciem ne oczy, najpate- . 2vZe wszystkich, jakie tylko wi- 2<?awało si?- l ak gdyby lada żv • P. n ić si? łzami. Tak, widać ifttfe 6 jes* dla niej zbyt ciężkie idmjL slS czuło, że biedactw o cierpi ś^yło • ktokolwiek mógł znieść. Jeśli Ji& 1 jak Roger Charing, silnym, im- 1 to nm^ żczyzną, m ającym pieniędzy A Uleżało sobie powiedzieć:
Jata sta«ąć murem pom iędzy złością , i o' * -m bezbronnym, małym stwo-
* tv k dobrze będzie, gdy usunę i Ł I i - wielkich, cudnych oczu!
% się od Rogera, że wszyscy 4iof„ Barlow. Była widocznie
1 % , ■ ■ ■
I Ma?nuntlych osób, którym nic nigdy
|( |j należY- Jeśli poszła zamąż, jtj, j ' jeśli1 pow ierzyła coś admim- i ta ?° j^ oszukał; jeśli zgodziła ku- I w af zynala si? upijać. Nie mogła 1 K cbanej gazeli, żeby ta zaraz I ojg??.r U w iadom ił mię, że zdecydo-
lc z Ruth, złożyłem mu życzenia Ł nadzjeję, e będziecie w przyjaż- 4, r ; Ona się ciebie nieco boi: po-
>V0 jesteś złośliwy.
j?> nie rozumiem, dlaczego tak Cjv }' odpowiedziałem.
ubisz ją?
rzekłem. —' Bardzo,
iie . . °1 Takie miała ciężkie życie.
C jeJ żal.
% odparłem.
^ “‘.ogłem nic w ięcej powiedzieć.
>9 sl ,Ze jest głupia i wiedziałem, że
? całY plan. Byłem przekonany, ifly .ględna i w yrachow ana. Pierwszy
^Oia Poznałem, graliśm y w bridża tajjl Partnerka, d w a razy zabiła mi ot, af SZe m oje k arty . Zachowałem się, Po^t Przyznaję, że jeśli w czyich g ^ Y się były ukazać łzy, to ra- .f*1' niż jej. I kiedy pod koniec QK-e®raw szY do mnie sporą sumę : lecała mi przesłać czek i nigdy P s i 9, PomYŚlałem sobie, że przy W Potkaniu ja będę miał patetyczny
a nie ona.
i r,?dstawił ją wszystkim swym przy- k j^darow ał ją w spaniałym i klejno- Nfta ją tu i tam, i wszędzie. Ślub P w ny w najbliższej przyszłości.
>a I siódmym niebie z radości.
!w ' odkochał się. I nie wiem zupeł- . g • Nie znużył się chyba jej kon- [ y, była nierozmowna. A może pa- Ł »raz j ej oczu przestał mu działać
st4erc°wy? Z oczu spadła mu łuska .'hil s’? tym samym przebiegłym,
|4| sj Mężczyzną, jakim był dawniej.
4ie naocznie, że Ruth Barlow za- i 8° parol i dał sobie słowo, że nic
’ ti° do poślubienia jej. Znalazł się W .opotliw ej sytuacji. Poznał jasno, k — 3 — * ---- — --- - ma do czynienia, i wiedział, I ' P r o s i ł ją o dobrowolne rozejście toty.P1®‘/właściwy, w zruszający sposób L swe zranione uczucie na nie- Sfęslęką kw otę. Ponadto, „dla męz- j®st'3 WoBżić kobietę. Lu- Pomyśleć, że Tylko ją chciał wy- , ^ nia ł w szystko w sekrecie. Ani itW czYnem nie zdradził, że .uczucia K i. parlow uległy zm ianie. Pozostał
% ^ jej życzeniom, chodził z nią na ' ^ t a u r a c j i , uczęszczali razem do i °st iej kw iaty, był w spółczujący ( V0an°wili, że pobiorą się natych- tylko znajdą odpowiedni dla B Sdyż on mieszkał w kawalerskim h® w-ona w odnajm dw anym lokalu;
I W * kupić dom. A gent przysyłał r - ' ? domów z adresam i i razem
z Ruth szli w ybierać odpowiednią rezydencję.
Niezmiernie trudno było wybrać coś, coby zupełnie zadawalało gusta.
Roger zwrócił się do innych agentów. Zwie
dzali dom po domu. Oglądali je skrupulatnie, badając od piw nicy aż do poddasza. Czasami były za duże, to znów za małe; czasami by
w ały zbyt oddalone od centrum miasta, to znów zanadto zbliżone. Często były zbyt kosztowne, to znów wym agały zbyt wielu przeróbek; czasami były za' ciasne, a czasami zbyt przestronne; czasami za ciemne, czasami za Widne. Roger zawsze znajdow ał tak po
ważną wadę, że nie mogło być mowy o kup
nie. N aturalnie, ciężko mu było dogodzić; nie mógł znieść myśli, by jego droga Ruth mo
gła mieszkać w innym domu, niż ten, wyma
rzony przez niego, a tego w łaśnie nie mógł znaleźć.
O glądanie domów do kupienia jest męczą
ce i nużące i wreszcie Ruth poczęła kaprysić.
On jednak błagał ją o cierpliwość; gdzieś przecie musi istnieć dom, jakiego szukają, i potrzeba tylko nieco wytrwałości, żeby go znaleźć. O bejrzeli sto domów, przemierzyli tysiące schodów. Ruth była w yczerpana i śtraciła w końcu panow anie nod sobą.
— Je śli nie znajdziesz w krótce domu — rzekła — będę m usiała rozważyć m oją sy
tuację. Przecież, jeśli tak dalej pójdzie, nie pobierzem y się za kilka lat!
A, nie mów tego, — odpowiedział — błagam cię! Zachowaj cierpliwość. O trzym a
łem właśnie nową listę od świeżego agenta.
Jest na niej około sześćdziesięciu domów.
Rozpoczęli znów bieganinę. O bejrzeli je
szcze w ięcej domów. Dwa łata szukali wciąż odpowiedniego. Ruth stała się milcząca i wzgardliwa. W końcu straciła cierpliwość.
Czy chcesz się wreszcie ze m ną ożenić, czy też nie? — zapytała ostatecznie.
— Oczywiście, że chcę. Pobierzemy się n a
tychm iast, skoro tylko znajdziem y dom.
A propos: dowiedziałem się w łaśnie o czymś, co nam powinno odpowiadać.
— Nie czuję się zbyt dobrze i nie mogę teraz oglądać w ięcej domów.
. - Drogie biedactwo! Obawiam się rzeczy
wiście, że w yglądasz nieco zmęczona.
Ruth Barlow położyła się do łóżka. Nie chciała widzieć Rogera i m usiał się zadowol- nić tylko dowiadywaniem się o jej zdrowie i posyłaniem kwiatów. Był, ja k zawsze, usłuż
ny i elegancki.
Pisał do niej codzień, donosząc, że dowie
dział się o pewnym domu do obejrzenia. Po tygodniu otrzym ał od niej następujący list:
* „Rogerze! Czuję, że mnie nie kochasz. Zna
lazłam kogoś, kto chętnie weźmie mnie pod sw oją opiekę i dzisiaj biorę z nim ślub. Ruth."
Odpowiedź sw oją przesłał jej przez umyśl
nego gońca.
„Droga Ruth! W iadomość ta złamała mnie.
Nigdy nie przeboleję tego ciosu, ale, oczy
wiście, szczęście tw oje jest moim pierwszym obowiązkiem. Przy niniejszym posyłam sie
dem adresów do obejrzenia; przybyły z ranną pocztą i jestem pewny, że między nimi znaj
dziesz dom i dla W as odpowiedni. Roger.
K. L.
TRAKTAT O POCAŁUNKU
___ Test wiosna. Ustronne, zaciszne m iejsce w parku. Na ławce siedzi on i ona. On obej
m ują ją. O na . . . odwzajem nia się uściskiem.
Usta ich łączą w pierwszym, niewinnym po
całunku . . . (całus prawdziwej miłości).
. . . Późna noc. Huczna, tonąca w oparach tytuniowo-alkoholowych, taw erna portowa.
Zbieranina m arynarzy z całego świata. — W szystkie rasy, wszystkie narodowości. — Grzmiące, ostre dźwięki jazzu krzyżują się z w rzaskiem i przekleństwam i gości. Przy jednym ze stołów on, kom pletnie pijany, obejm uje ją fortancerkę. C ałuje ją. Grube m ięsiste w argi „zalanego" m arynarza doty
k a ją nam iętnych ust dziewczyny . . . (całus?) . . . Światło kinkietów. Dekoracje przedsta
w iają w nętrze wytwornie- urządzonego poko
ju. On, dyrektor banku ^na niby), obejm uje ją, damę :z tow arzystw a (na niby, a może i w rzeczywistości). Usta jego cicho, bezgłoś
nie doty k ają jej u s t . . . (całus krótki, zawo
dowy).
. . . W nętrze domu. On, żona i pani domu, wychodzi do miasta. On, mąż zostaje w do
mu jak zwykle. O na . . . całuje go w . . . po
liczek. Trudno. M ałżeństwo . . . oblige! On jej odpowiada (ditto) . . . (całus małżeński).
. . . W nętrze innego domu. W łóżeczku on, trzyletnia pociecha. Nad nim pochyla się ona, m atka. Składa na czole dziecka długi, mocny,
Wszędzie całus. Przy każdej okoliczności, na każdym kroku.
Całujemy narzeczoną (w perspektyw ie po
sag 10 .000), żonę (coraz rzadziej — nie w mo
dzie), teściową (formalność — z obowiązku), przyjaciela (zwłaszcza, gdy idzie o pożyczkę), przyjaciółkę (by nie przypom inała o obieca
nym prezencie). N atom iast nie całujem y w ie
rzyciela (gdy przychodzi upomnieć się o długi), inkasenta (gdy upomina się o zale
głe składki) i . . . kom ornika (gdy chce za- sekwestrow ać ostatni stołek).
W szyscy o nim słyszymy. Ale, kto wie, skąd pochodzi ten „wynalazek"? No, bo prze
cież ktoś m usiał go wynaleźć. Konia z rzę
dem temu, któ odpowie na to trudne pytanie!
W ięc posłuchajcie, jak się spraw a przed
stawia. Z góry uprzedzam, że nie je st to rzecz łatwa. W ielu już starało się przebić osłonę, okrywającą- tę słodką tajem nicę. Mnóstwo
„badaczy" usiłowało dać odpowiedź na py
tanie: k to jest w ynalazcą pocałunków? Rezul
tatem’ ich żmudnych dociekań jest zaledwie kilka hipotez, z których najw ażniejsze podaję poniżej.
Część „uczonych" w tej m aterii staw ia hi
potezę, jakoby Trojanki, względnie jedna Trojanka, była wynalazczynią pocałunku.
Oto razu pewnego znużone długą i uciąż
liwą w ędrówką po zburzeniu grodu Priama, Trojanki — prosiły sw ych mężów o zaniecha
nie dalszej drogi. j
—■ Nie! Za nic w św iecie nie przerwiem y teraz podróży! — brzmiała sroga, odmowna odpowiedź walecznych Trojan.
Lecz dzielne kobiety nie chciały tak łatwo ustąpić i odbyły ad hoc zaimprowizowaną n a
radę „wojenną". W ynikiem narady było po
stanow ienie natychm iastow ego spalenia okrę
tów, by tym sposobem uniemożliwić dalszą podróż ,i tym samym . . . postawić na swoim.
Wte'dy jednak, gdy mężowie w dalszym ciągu nie wracali, zdarzyła się rzecz dzisiaj
•na pewno niespotykana: żony uczuły obawę przed gniewem mężów! Aleśmy sobie bigosu ipiwa jeszcze nie znano) narobiły!
Było w-ich gronie młode, sprytne dziewczę.
Ten spryt połączony z przemyślnością dziew
częcia ocalił piękne Trojanki od pożałowania godnych następstw ich czynu, a świat obda
rzył wynalazkiem pocałunku.
— Gdy mężowie powrócą z m iasta — ra
dziła młoda T rojanka swym starszym tow a
rzyszkom — chwyćcie ich w swe ramiona, a ) kiedy, nie widząc okrętów, otworzą usta dó złorzeczeń, zam knijcie je im własnymi ustami.
Po powrocie mężów, Trojanki postąpiły według rady młodego dziewczątka. Podstęp udał się znakomicie, ale nie najlepiej w yszły na tym dzielne niewiasty. Mężowie od tej pory coraz częściej udaw ali zagniewanych.
Zasm akowały im, widać, dowcipne przepro
siny.
Hipoteza druga, rzymskiego pisarza Pli
niusza (o ile się nie mylę) jest już znacznie mniej poetyczna i bynajm niej nie przynosi zaszczytu Rzymianom, którym autor przypi
suje w ynalezienie pocałunku. Jak o czas „od
krycia" podaje on epokę Romulusa.
W edług wywodów Pliniusza Rzymianie ca
łowali swe żony, by ze smaku ich ust dow ie
dzieć się czy . . . nie piły wina!
Faktem też jest, że w ten sposób Amor otrzym ał kontrolę nad Bachusem.
Na pewno wolimy jednak, by pocałunek powstał jeszcze w raju.
— Czyż nie ten uroczy zakątek przypom ina nam się przy spełnianiu tej „czynności"? Tam też do m iejsca stw orzenia pram atki i p ra
ojca rodzaju ludzkiego przenosi nas hip o teza.
num er 3.
Ruch wielki panow ał w raju. Praca wszel
kich stworzeń w rzała aż miło, a najw iększą gorliwość okazyw ały skrzętne pszczółki, któ
re pieczołowicie zbierały pyłek rajskich kwiatów, by go przerobi6 na i^iód. Jedna z nich, czy to przez pomyłkę, czy też naum yśl
nie, złożyła owoc sw ej pracy na ustach śpią
cej Ewy.
Spostrzegł to Adam, lecz nie rozum iejąc istoty podpatrzonego mimo woli zjawiska, zapragnął zbadać bliżej tę rzecz. N achylił się więc nad śpiącą i przytknął sw e w argi do m iejsca, na którym przed chwilą siedziała pszczółka.
Rezultat doświadczenia przeszedł w szelkie oczekiwania. Adam poczuł na swych w argach jakąś dziwną słodycz.
Wiemy, że od czasu w ypędzenia pierw szych rodziców z raju, pszczoły nie składają już miodu na ustach ludzi. Na w ieczną je d nak rzeczy pam iątkę, istnieje u kobiet zwy
czaj pokryw ania w arg . . . ale już nie miodem.
Pocałunek z biegiem czasu nabrał w ięk
szego znaczenia. Specjalną w agę nadał mu jeden z cesarzy przez w ydanie osobnej u sta
wy, w edle któ rej narzeczoną, choć raz pu
blicznie pocałow ana przez narzeczonego, m iała w razie jego śmierci przed ślubem pra
wo do połowy m ajątku oblubieńca.
Książę koburski (Jan Kazimierz) kazał n a w et wybić specjalną’ m onetę na cześć poca
łunku. N azywała się ona „Kussmunze", a zro
biona była ze srebra.
Tu w łaśnie leży różnica wieków: gdybyśm y chcieli dzisiejsze pocałunki zam ienić na pie- . niądze, to większość z nich byłaby tylko drob
ną, zdawkową monetą.
Kazimierz Laudan
Było to wtedy, kiedy miałem jeszcze w szystkie w łosy na głowie i nie nosiłem sztucznych zębów ani szkieł. Spędzałem w ów czas w akacje u m ojego stryjecznego b ra
ciszka, starszego ode mnie o trzy lata, w niedużym m iasteczku (straż pożarna, ap
teka, burmistrz, proboszcz itd. n a'm iejsc u ).
Ten stryjeczny brat, którego nazyw ano Jasio Śrubka z pew nością w ynalazłby sam o
lot gdyby nie był jeszcze w ynaleziony, skon
struow ałby aparat fotograficzny, radio, ro
w er itd., tylko niestety, za późno przyszedł na świat, zresztą ku utrapieniu swoich ro
dziców i uprzedzili go inni w tych rzeczach.
Nie wiem, nad czym pracow ał Jasio Śrubka wówczas, kiedy dał mi dwa złote i kazał mi w mieście kupić karuku.
Ja oczywiście w te d y wszystko wiedziałem, byłeln mędrcem w każdej dziedzinie, ale:
Ka r u k u . . . Co to je st karuku?
— Karuku? zapytałem ; w stydziłem się je d nak zapytać co to w łaściw ie jest, to karuku.
Wziąłem dla pewności pokryjom u półlitro- ' wą butelkę, bo większej nie było i wolno
idąc powtarzałem w myśli: karuku, karuku . . . W stąpiłem do pierw szego napotkanego sklepu. Za ladą siedział gruby kupiec.
— Karuku czy nie ma?
— Karuk?
— Tak karuk!
— J e s t . . . — odrzekł po nam yśle sprytny kupiec — ale do czego je st ten karuk, a?
— No, k aruk . . . jak jest, to pan powinien wiedzieć.
•— Chwileczkę. — rzekł i zaczął cicho n a
radzać się ze sw oją połowicą, a ta znów mnie się pyta:
— A jaki karuk, czy to się pije, czy to gatunek śledzi, a po co, a na c o . . .
Zniecierpliw iony w reszcie wyszedłem, gdyż ty le wiedziałem o k aruku co i oni. Trochę głupio się czułem, ale zrobiło mi się lżej, że nie tylko ja nie wiem ęo to karuk.
W następnym sklepie, była to księgarnia, nie tracąc rezonu zapytałem :
— Czy nie mógłbym dostać k aru k u za dwa złote?
— Co takiego?
— Karuku!
— Karuku?
— Tak, karuku.
— Nie, u nas nie ma tego! — odrzekła mi głucha, w starszym w ieku sprzedawczyni, spoglądając na mnie tak, jakbym miał za
m iar ściągnąć jej coś z półek i uciec.
W yszedłem zupełnie skonsternowany. Te
raz nie wiedziałem dokąd iść: czy do p ie
karni, czy do składu wódek, czy też do „Do
mu H andlowego i Kolonialno-Spożywczego"
albo do „Handlu S k ó r " . . . A może pierwszą napotkaną osobę zapytać co to jest karuk i gdzie można kupić.
O statecznie poszedłem do apteki, bo prze
cież aptekarze znają różne specyfiki. Była tam młoda panna, ukłoniłem się ładnie i sta
w iając półlitrow ą butlę na ladzie: prosiłem:
— Proszę pani za dwa złote karuku . . .
— Czego?
— Ka-ru-ku . . . — w ybąkałem i czułem, że się czerwienię. Panienka również zaczer
w ieniła się i zaczęła mi w yjaśniać, że to b ar
dzo nie grzecznie pytać się o takie rzeczy.
Starałem się tłum aczyć, że braciszek stry jeczny kazał kupić, a ona orzekła, że to bar
dzo niesm acznie ze strony braciszka. Prze
prosiłem i równie czerw ony jak ona w y
szedłem.
No, tego się po Śrubce nie spodziewałem.
W ystaw ić mnie na dudka jak jakiegoś sm ar
kacza . . . Nie d aruję mu tego. Zemszczę się okrutnie i natychm iast w yjadę. Takie m ia
łem myśli w drodze pow rotnej.
Byłem nie daleko domu, gdy ze sklepu, w którym byłem najpierw w ybiegł kupiec i zawołał:
— Proszę pana, już mam karuku. Może pan pozwoli.
Zły, zacisnąłem pięści i odpowiedziałem mu bardzo brzydko. Postanowiłem, że więcej nie dam się nabrać na k aruk . . .
Z zam iarem oskalpow ania Ja sia Śrubki przybyłem do domu.
— Gdzieś ty był tyle czasu? —' zaw ołał ten od progu. — J a czekam i czekam, a ciebie nie widać. Dobrze, że znalazłem trochę syn- detikonu . . . No, masz karuk, dawaj!
Zam iast go oskalpować, m usiałem się tłu
maczyć,, że zabrakło, że w takim m iasteczku nic nie można kupić, naw et głupiego ka^- r u k u . . .
Jasio Śrubka spojrzał na mnie tak, jak głucha sprzedawczyni z księgarni gdy p y tałem o nieszczęsny karuk.
— A skąd masz tę butelkę?
i— A . ; . znalazłem po drodze . . .
Śrubka dziwnie popatrzył, wzruszył ra
mionami i zabrał się do sw ojej roboty.
Od tam tego czasu wiem co to je st karuk, jednego nie mogłem tylko zrozumieć: dla
czego ta panienka w aptece zaczerw ieniła się gdy prosiłem o karuk . . .
Zygfryd M ielczarek