• Nie Znaleziono Wyników

Ilustrowany Kurjer Polski. R.4, nr 12 (21 marca 1943)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ilustrowany Kurjer Polski. R.4, nr 12 (21 marca 1943)"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

K U K . J C H P O L S K I

(2)

3* if3ĘlF*JS$

CIĘŻKA ARTYLERIA NAD DOŃCEM

U góry:

C Z O Ł G I I G R E N A D I E R Z Y R U S Z A J Ą D O A T A K U Niemieckie czołgi toczą się na linię walk, by zaatakować bolszewików. Wraz z nimi posuwają się grenadierzy ku

pierwszej linii bojowej.

Na prawo:

ROZBICIE N IEPRZYJACIELSKIEGO ATAKU Bolszewicy usiłowali wylądować we wsc odniej części Morza Czarnego, jednakże bezskutecznie, jak o tym doniósł niemiecki komunikat wojenny.

Na zdjęciu widzimy zniszczone czołgi sowieckie.

BALON NA UW IĘZI KIERUJE OGNIEM

W ostatnich walkach między Dnieprem a Dońcem, w których po- % nieśli bolszewicy ciężkie straty, wzięła wybitny udział obok innych rodzai broni również i ciężka artyleria. Zdjęcie na prawo u góry:

Umieszczanie na stanowisku niemieckiego balonu obserwacyjnego, którego załoga ma kierować ogniem artylerii. U góry; Ostrzenie pocisków armatnich. Na prawo: Ciężkie działa niemieckie otwierają

ogień na wojska sowieckie.

■ ■ ■ W / K m

F o to : P K B a u e r- A ltv a te r -P B Z 2, S c h flre r, B ftsc h el, L a n g e Sch.

(3)

m W POWIETRZU

■ I POD WODĄ

, AMERYKAŃSKI PAROWIEC CELNIE UGÓDZONY PRZED ALGIEREM

Parowiec USA celnie ugodzony włoską torpedą powietrzną — płonie. U góry widzimy torpedy drugiego

■ H H I i .. - samolotu.

m m

-

MHririB

A L A R M N A L O T N I S K U

Ostatnie tygodnie przyniosły Amerykanom T Anglikom ciężkre straty na morzu. W pobliżu portów algierskich Bone i Filippevi!le zaatakowały niemieckie samoloty, nieprzyjacielskie konwoje i uszko­

dziły ciężko liczne parowce. Zdjęcie u góry: Na jednym z lotnisk w* Tunisie spieszą lotnicy niemieccy do swych maszyn, by wznieść się w powietrze celem wzięcia udziału w ataku. Na lewo: Niemiecki

samolot na krótko przed startem.

r o t : S e ltsa m , W a c h e rt, P ro k o p -P B Z , B o b a c k -A tl., S c h e rl

Ł O D Z I E P O D W O D N E W A L C Z Ą

Nie tylko włoscy i niemieccy lotnicy, lecz także niemieckie łodzie podwodne odniosły w ostatnich czasach bardzo duże sukcesy. Mię­

dzy innymi zatopiono w poprzednim tygodniu, w ciągu trzech dni, 47 okrętów o pojemności 282 000 brt. Na lewo: Niemiecka łódź podwodna w pełnym biegu. Ugodzony niemiecką torpedą brytyjski transportowiec zostaje ostatecznie zniszczony pociskami artylerii

niemieckiej.

(4)

J u ż s ię s a m e s k r z y d e łk a r o z w ija ją d o lo tu

L ecz n ie p r ę d k o to je s z c z e p o m k n ą c h y ż o w p r z e s tw o r z e D u żo c z a s u u p ły n ie , d n ż o t r u d u ’ i p o tu

Z a n im w ie lk ą g r o m a d ą z n ó w w y r u s z ą z a m o rz e . ;;

g o d n ie B o c k o w ie — n a d z w y c z a jn e lo s ta d ło ■ p i g g n ia z d o a a y t^ p t^ a j m w y d a .W ić jta e z y n li,^

.fi^ fo c h o d z ą d 6 V Ę io s 0 i, ż e - ju ż te ż b y w y p a d ło d z ie c i. Ja k ^ iu rfi. Djy-ie- c ó re c z k i -i s y n a .

P o w ró c ili B o c k o w ie ju ż z z a m o r s k ie j p o d r ó ż y M a ją d o ś ć z a g r a n ic y , d łu g ic h lo tó w , A ra b ii.

M ilsz e g n ia z d o im w ła s n e , c h o ć z w ic h r z o n e p o b u rz y I c h ło d n ie js z a tu w o d a i s m a c z n ie js z y k ę s ż ab i.

G d y w ie c z o re m n a n ie b ie z a p a la j ą s ię z o rz e ' I n a ż le m i m r o k s z a r y i c is z a ju ż le ż y ,

K tó re ż z d z ie c i n a jb o g a ts z y c h sz c żę śliW sz y m b y ć m o ż e N iż te d z ie c i b o c ia n i e p o d s k r z y d ła m i m a c ie rz y ?

JfiÓ ciefc.jgtów a io c iz itiy 1 c ią g le b y w a w ro z ja z d a c h , B y 'd !a d z ie e i i ż o n y z w o z ić ż a b y , p a d a lc e ,

j A z a ś p a n i TBgćkowS7, s tr z e ż e d z ie c i i g n ia z d a I U e m ac ży , z e g r z e c z n e ' p o w in n y b y ć m a lc e .

m n

P a tr z ą d z ie c i c ie k a w ie n a s w ą m a c ie rz s k r z y d la tą :f .p y ta ją ęZy p r ę d k o b ę d ą l a t a ć j a k o n a ,

m a c ie r z z a j ę t a n ic n i e m ó w i im » a to T y lk o p iln ie p o d w y ż s ż a p a |ą >p e t ^ - s tra ę 'io n a .

1 1-';, _ C . o r ^ ^ ś n i § j jfest- W g nieidzig .— jffiz' p o d r o s ła d z ie c ia r n ia

». B fjiaSzkuje,, u g a n ia , je s z c z e k t ó r e ś ' w y p a d n i e . . .

' i - Wigę- tez{m im a Bpćk6Va po zagajach chróst zgarnia

' I W niic-.71 i nu- dba, by było w nim ła d n ie..

S y n , n a jm ło d s z y z ro d z in y , ( n a jb y s tr z e js z e te ż z d z ie c i) C h ę tn ie z m a tk ą r o z m a w ia , w y p y t u j e ją , b a d a ,.

M a c ie r z c z u ła , tr o s k liw ą , s y n a tu li i p ie ś c i I o ś w ie c ie d a le k im ,, d z iw y m u o p o w ia d a .

M P l i

TOS w pew nej w iosce w s ta re j.

™ieży kościelnej w m urow ano,

WfjR&flS fotograficzną w ten spó-

°°, że obiektyw mógł wyzierać Przez szczelinę m iędzy cegłami- paćhu. F otograf m ógł teraz w po-

pół stojącej, pół leżącej Obserwować bociany na. m ató w -, ce aparatu. Czekał on częąto ca-. - łymi godzinami na dogodną kom ­ pozycję. w końcu jednak żmud- JłSs trw ająca całymi tygodniami v ytw ąjfość jego-żośta|t§'.ukwień-^

i;§ .;.5iy.ę'ienł::;

I n ie m ija czas długi, a do gniazda u strzechy

P rzylatują z w izytą in n e całkiem bociany

Z ostaw iając na pam iątkę trzy m ąłp-poęiechy,

Ku radości patia B o ć k i i Boćkówej mamy.'

(5)

4

J góry: G eneralny G ubernator Dr. Frank i (na prawo) „jubilat" z transportu Józef M aciarz, z pow iatu m ieleckiego, k tó ry jako nilionowy robotnik odbyw ający podróż do Rzeszy otrzym ał złoty zegarek. Na praw o: Dr. Frank w ręcza dwom innym uczestni­

kom transportu Stanisław ow i Kowalczykowi z pow iatu m iechowskiego i Zofii Łachut z Dąbrowy, pow. Tarnów kosztow ne poda­

runki pam iątkowe. Fol. aerck

GENERALNY GUBERNA- <

TOR DR. FRANK ŻEGNA TRANSPORT , ZŁOŻONY z 2 000 ROBOTNIKÓW I ROBOTNIC WYJEŻDŻA­

JĄCYCH z g e n e r a l N * ! GO GUBERNATORSTWA

DO RZESZY.

N iedaw no na d w o r c u J i

głównym w K r a k o w i e IV w Obecności Generalnego j(j[

G ubernatora Dr. Frank* 1 i władz adm inistracyjnych' j ja k i delegatów RGO, od- j było się uroczyste poże- 1 gnanie tego transportu. I Po w stępnym przemówię-, niu Kierownika W ydziału |óy Pracy w Rządzie Gen. Gu- IR bernatorstw a zabrał gł°s L G eneralny G ubernator Dr. ha Frank, który w serdecz-IMII nych słowach zwrócił uwa- M gę w yjeżdżającym do Nie- L miec ochotnikom na sze- k reg aktualnych próbie- [je

mów. ' H

J A P O Ń S K I E W O J S K A W A L C Z Ą W Chinach ożyły znów operacje w ojenne Japonii prze­

ciw Chinom Czungkinga. Podczas gdy japońskie w oj­

ska posuw ają się na lądzie naprzód i przekroczyły już rzekę Jangtse, flota ich czuwa na morzu u w y­

brzeży terytorium chińskiego. U góry: Japońskie oddziały szturm owe przepływ ają w łodziach gu­

m owych jedną z rzek na wschodnio azjatyckich terenach walk. N a praw o: A rtyleria przeciw ­ lotnicza japońskiego okrętu w ojennego walczy z nieprzyjacielskim i samolotami. Je d en z sam o­

lotów spada, zestrzelony.

IS M E T IN O N U ZNÓW PREZYDENTEM TURCJI N a zgromadzeniu narodow ym w A nkarze Ism et Inónii dotychczasow y prezydent państw a został ponownie w ybrany prezydentem (Zdjęcie na' lewo).

F o t: A tla n tic , S c h e rl, A rc h iw u m IK P

(6)

p t ó t o t o C L

( f e /ń a

zajechało auto. P anna Frie'd- [bvłv * sai? a je prowadziła i za kilka mi- L eZ ną miejscu.

L ej friedm ann m ieszkał z córką we jo j . j I 1 którą okalał prześliczny ogród.

IKilka ° Przez główną bram ę do ogra­

li, z , ?chodów prowadziło na słoneczny prekto e.^° s*^ wchodziło do domu.

Pań T if 'e był obecny w czasie przyby- ek ;=> , s°hie życzyła jego córka, a oj-

Tnie h Chah

Ł i | ,a^ ! ły się doskonale, oglądały mie- 1 Dan eką, i koncertow ały w poko- fUra w W andV- H alina zaw ładnęła kla­

ty zgi .anda grała na skrzypcach, Fryda (ci. dość popraw nie dw ie pio- i anda 2 Przysłuchiwała się w korytarzu, S>a}a ?°. to n „koncercie" żartobliw ie roz­

wag - ^ce, z czego można było wnio- P oh' me pozuJe na w yniosłą panią, pniah? Zeszły Panie na dół, gdzie we Jo i J J , sa** czekał dyrektor. Stół przy- ką są?11116111, co H alinę m ile ujęło i ob- fwitani*. Ci Yni,ło sym patyczną i przytulną, jynkcii y ^ r e k to r a z p a n ia m i b y ło p e łn e F nie ' • a Je n a tu r a ln e i s e rd e c z n e . F ry d a j n n a ła p r z y c z y n y o b a w ia ć s ię o H a - p j e ^ i i Podawała zgrabna pokojóweczka, Dwv ■ Wi®ł.odawa* stary sługa, dobroduszny, ał dvroi?.Stt‘a'C- K iedy ten się oddalił za- I Co za córkę:

(o 7 u c ' że W acek się pokazał, po- r To I? goście?

tnie C“ yba P rz e z ciekawość. Chciał wi- r>° mZObaczyć co to za goście dla których r mi zrywać bezkarnie róże z cieplarni

| ^ maju . . . Musi pani wiedzieć pani Ha-

■Jjęj Wacek to stangret nieboszczki m a­

ke! pa^r?^cy z pogardą na auta. Spełnia r Je stróża, kam erdynera ojczulka i jest J D moim powiernikiem .

J Poczciwa starow ina, — dodał życzliwie Pktor.

jbiad przeszedł bez w ażniejszych zdarzeń, wa W anda wymogła na ojcu pozwolenie . p z d u na studia muzyczne. N ie obeszło się r tym bez w staw iennictw a Haliny, dlatego } w yłącznie nią zajęta, a dyrektorow i fPadła rola baw ienia pani Frydy. Czuł się podnie w je j tow arzystw ie, dowiedział się łych szczegółów z życia pani Stroińskiej . (ł zadowolony.

P obiedzie wysłano auto po Tolka i ru- , Jr° w reszcie w drogę,

j a r z e n i a chłopca spełniły się.

ł^lina w yjechała z m iasta z przekonaniem, l D(! Ystko je st w porządku. Opinia m iasta stronie, dzięki stosunkom Friedmanna jjy ?°rki. A le zupełnie inaczej przedsta­

wi spraw y w miasteczku, gdzie mie- Jgł 'P ra c o w a ła w sądzie,

ry j .*. się u naczelnika. Radca Sikora, ftkow . ^e8om°ść, z którego córką sędziną

j jaj^ . 3 łączył ją przyjazny stosunek, te- r 0 ° 't n*echętnie się do niej zwracał, ii : -1 e Pani nie czuje się dobrze, to może L [ v . teraz otrzym ać urlop zam iast w lipcu.

jenj ł^*cuję panu radcy, wolę w lipcu ze fn. i P°jechać do stryja. Bardzo przepra- jw'y **arobiłam kłopotu, ale tak jakoś mi fijęj 7 ° * uczają. — Uśmiechnął się tylko Jrlji *e> Zaś w gronie swoich znajomych 'j _ mawiać:

I p j .

f1 n*e nerw y, to spraw y sercowe. Nie-

•Jqw znY z niej typ. Radziłem córce ase- L , ? c m ę ż a . . .

L p i! fWa*a tak ą niedostępną, a . . . bt |ę . bno starego dyrektora skokietowała, .jakie • musi się z nią przyjaźnić, ta u * tym podobne szepty dochodziły jiąg . lny. Przew idyw ała, że ta szara nić l°bec 't za nią gdzie się tylko ruszy Ń~ycu ego nie wychodziła nigdzie po urzę-

godzinach.

jko . ^ n a j ę t y duży um eblow any pokój, bje »0r*eP*an był je j własnością, m eble Jechovi,S*a.w^ a w młeście u ekspedytora na N « a rh lniU' Siedziała więc po urzędowych ją Slv . w pokoju i grała dużo i wytrwale, łę °ją duszę i tęsknotę włożyła w mu-

|,ros^now^ a' że pojedzie na urlop do stryja, 1 Posta^°» bła8ai^ c w prost na kolanach, by 1 Tolk 0 Posadę bliżej siebie. Zabie­

li* , ’ a zostaw i w szystko co przeżyła I awsze poza sobą.

F ^ maj. W pierw szą niedzielę po ł czerw ­

ca kochana W anda przywiozła jej Tolka szczęśliwego i zadowolonego, że trzym ał k ie­

rownicę, a panna W anda daw ała mu w ska­

zówki. Poczciwa Fryda też przybyła i tak w szyscy przejechali się autem przez miasto, co dało sporo tem atu do rozmów m ieszkań­

com miasteczka.

W anda proponowała H alinie i Frydzie spę­

dzenie urlopu u nich na wsi, ale H alina od­

mówiła,’ co było przyczyną, że W anda zapra­

szała H alinę i w imieniu ojca:

— Proszę mnie słuchać pani Halino, ojciec byłby napraw dę szczęśliwy gdyby mógł być pani pomocny. Je st pani młoda, ma pani praw o do miłości i szczęścia, jakby to jednak zawiodło, to proszę pam iętać, że cofam moje pow iedzenie i nie boję się konkurencji tak pięknej macochy.

— Dziękuję pani, jak i je j ojcu za zaszczyt i zaufanie. Uważam, że byłoby to może m ądre i szczęśliwe w yjście. Pani ^rozum ie, pani W ando, że należy przede wszystkim myśleć o synu; którego trzeba w ychow ać i kształcić.

M ałżeństwo z miłości już leży poza mną.

W ydaje mi się, że to tak d a w n o . . . Byliśmy obydw oje s a m o tn i../. jego w ychow ał wujek, m nie ciotka. Pobraliśmy się ze szczerej mi­

łości, oboje młodzi do walki o byt zdorni.

W tej w alce nie mieliśmy naw et czasu pa­

m iętać, że jesteśm y młodzi i szczęśliw i. . . Trzeba było pracować, by spłacać raty za urządzenie, w ięc pracow ałam na prowincji, a mąż w mieście. Później przyszło na świat dziecko. Zrezygnowałam z posady, a kiedy w reszcie było nam razem dobrze i wygodnie,

w tedy mąż um iera na zapalenie ślepej kiszki.

W propozycji ojca pani tkw i dla mnie po­

zornie szczęście, jednak jestem za uczciwą by w yjść za mąż dla korzyści. Spróbuję sobie życie ułożyć wspólnie z Tolkiem, a zobaczy­

my co przyszłość pokaże. Dobrze?

II.

' Siedziała nareszcie w przedziale trzeciej klasy. N a drugą klasę nie m ogła sobie po­

zwolić, ze względu na długą i tak kosztowną podróż, naw et pomimo to, że m iała i ona i Tolek kolejow ą zniżkę.

Pociąg rytm icznie pow tarzał sw oją mono­

tonną recytację kół: tam-ta-ta, tam -ta-ta . ..

W yjechali z rana. Chłopak był tak zajęty podróżą, że jednej sekundy nie usiedział na miejscu. Gadał bez przerw y i Halina była chwilami w kłopocie, jak na w szystkie jego pytania odpowiedzieć. W obec tego nie miała czasu rozkoszować się podróżą. N aw et w no­

cy nie zm rużył oka.

N ad ranem zajechali do celu. Dorożka za­

wiozła ich do farmy, w któ rej przebywał stryj Karol. Pan Stromski nazyw ał farm ą za­

kład, a w łaściwie szkołę gospodarczą, której był kierownikiem.

Szkoła gospodarcza to cała osada . . . Prze­

piękne zabudowania gospodarcze i budynki szkolne, sady ogrody . . . Świat dla siebie, po­

mimo bliskości m iasta i w o d y . . . W oddale­

niu dom m ieszkalny dyrektora. M ieszkania uczniów i nauczycieli znajdow ały się w bu­

dynkach szkolnych.

Nadzwyczaj dodatnie i sym patyczne w ra­

żenie odnosiło się przy zwiedzaniu tej osady, oderw anej od ruchu bliskiego, przem ysłow e­

go, jakby trochę portow ego m iasta . . . Stryj Karol był starym kaw alerem . Pod szorstką powierzchownością ukryw ał się zac­

ny, szlachetny człowiek.

W ychow ał bratanka Tolka Stroińskiego i nie uchylał się nigdy od chęci pomocy i wdowie po nim i synowi, który nosił imię po ojcu.

A le H alina była kobietą dzielną i ambitną.

O pomoc nie prosiła.

— Ptzyjedzie, co tylko patrzeć, z małym Tolkiem. Gospodyni Tekla będzie trochę gde­

rała, tak tylko dla pozoru, nie ze złego serca.

W gruncie rzeczy będzie zadowolona z tej zmiany. Raz na rok można trochę hałasu chłopczyka wytrzym ać. Trzeba będzie nieco fizjognomię uporządkować — m edytował s t r y j — bo obok pięknej H aliny nie można chodzić z nieogoloną brodą i z pow ykręca­

nymi obcasami. Tekla wpraw dzie uważa, że należałoby nowe ubranie kupić i w ystroić się

J a n k a S o ch a ń sk a

w nie . . . E . . . Obejdzie się, kupię chyba Tol- kowi. Pokoje przygotow ane, jedzenia tu w bród, w ięc mogliby zajechać.

I z a je c h a li. . . Ileż było radości i opowia­

dania . . . od samego przyw itania . . .

— Ależ w yrosłeś zuchu. Ileż to już masz lat? — Co? Dwanaście kończysz? to niem ożli­

we. Do trzeciej gim nazjalnej przeszedłeś? Bez dwóji? No, to muszę pozwolić ci samemu po w o zić. . . A mamusia? Hm, coś mi pobla­

dła — ładna, bo ładna, może naw et ład n iej­

sza, ale coś jak b y posm utniała . . . Cóż to z to ­ bą, Halko? Przepracowana, a może . . . zako­

chana? Bo można się tego spodziewać. Tol- kowi przydałaby się trochę „twardsza ręka".

— Ależ . . . coś podobnego! Co też stryja- szek mówi? Zakochać s i ę . . . zamąż w ycho­

dzić . . . to jakoś trudno teraz się z tym po­

godzić! Maj minął.

— Oj, oj, jak widzę to zaczyna się dosyć obiecująco. Mów dalej. Jestem przecież w a­

szym opiekunem, wprawdzie tylko honoro­

wym, bo teraz już mężczyzna niekoniecznie potrzebny jako opiekun. M atka w edług u sta­

wy sam a je st opiekunką syna, a dum na H alka tak chciała, ale może się jeszcze' na coś przy­

dam, więc możesz mi się zwierzyć.

•— Na pew no zwierzę się stryjow i. Dlatego właśnie do ciebie przyjechałam . M iałam inną propozycję, ale nie przyjęłam , bo trzeba się dopiero dobrze nam yśleć, zastanowić. Tyle się ostatnim i dniami zdarzyło, że wyszłam zupełnie z równowagi.

W idzę, widzę, m oje dziecko. Mam n a­

dzieję, że m y to tutaj naprawim y. Teraz po­

chwalim y Teklę, to znaczy zjem y co nam do­

brego przygotow ała. T o le k ... a urwis! już go n ie ma. Tolku! v

— O j stryjaszku! W stajni mały. źrebaczek, taki przepiękny. A indyk na mnie wyskoczył, dlaczego on taki zły?

— Bo pani indyczyna prowadzi m ałe indy­

częta i pana indyka ignoruje . . .

Zaraz drugiego dnia udała się H alina do stry ja Karola, by otw orzyć mu sw oje serce i poprosić o radę.

Opowiedziała mu wszystko, wszyściutko, począwszy od znajom ości z Inkiewiczem, aż do znajom ości z Friedm annem i jego córką.

— Może stryjcio tego nie zrozumie, ale proszę mi w ierzyć tak jakoś to sam o się zło­

żyło. Nie m iałam dopraw dy czasu zastano­

wić się, a już stało się. Wiem, że to w strętne, przecież Inkiew icza nie k o ch a ła m . . . O j boję się, że stry j tego nie zro z u m ie. . .

— Ależ, dziecko! Rozumiem doskonale, masz trzydzieści cztery lat, a jesteś piąty rok wdową, rzecz naturalna, m iałaś tylko pecha, że trafiłaś na bubka; drugi raz nie w pad­

niesz. Dałaś mu nauczkę. Dumny jestem z cie­

bie. W praw dzie trzeba być zawsze przygoto­

w aną na w szystko, bo czy tak, czy owak, ko­

bieta musi rachunek zapłacić, dlatego wam tak z poszanowaniem ręce całujem y. Żebym ja miał o . dwadzieścia lat m niej, to bym ci się oświadczył, a że dostałbym odkosza, w ięc jestem teraz szczęśliwy, że m ogę być starym wujem. A na coś się przecież przydam . . . Ty sobie niepotrzebnie wmawiasz, że cię znajo­

mość z Inkiewiczem skom prom itowała. N aj­

lepszy dowód, że tak nie jest, jeżeli taki Friedm ann ośw iadczył się o ciebie . . . Ileż on ma lat?

— Pięćdziesiąt cztery stryju, ale w iek jego nie gra tu żadnej roli. W idzi stryjaszek, jest mi obojętny, to chyba nieuczciwość za niego wychodzić. W prawdzie Tolek wszedłby w e w spaniałe warunki, bo kto wie czy ja go będę mogła należycie kształcić dalej. T ak się okropnie czuję teraz na posadzie po tym wszystkim. Dlatego przyjechałam stry ja pro ­ sić, by stryj postarał się dla mnie o posadę gdzieś bliżej siebie. Nie będziem y tak sami i ludzie nie będą się tak m ną interesow ali, a mężczyźni nie odważą mi się tak bezczelnie narzucać. Będę miała Tolka u siebie i nie bę­

dę potrzebow ała wychodzić za jakiegoś obo­

jętnego mi bogacza . . . Dobrze nam będzie z Tolkiem i stryjem . A może . . .

— No, co może . . . ?

— Może . . . W łaśnie nie wiem, co chciałam powiedzieć.

— A ja wiem. Może przyjdzie ktoś, kogo pokochasz. W ięc masz jednak nadzieję, że istnieją jeszcze mężczyźni, za którym i w arto tę s k n ić . . . Dzięki Bogu! Co do przyszłości Tolka, to już m oja rzecz, proszę się o to nie m a rtw ić . . . Co (Jo ciebie i tej posady, to się zrobi. Friedm ann może z nadzieją czekać.

— Złociutki stryjaszku. — I niezliczone po­

całunki padają na pomarszczoną twarz i łysą głowę.

— No przestańże, dziecko; gorąco mi się robi, a to rzecz śm ieszna w moim wieku.

— Słuchajcie, Teklo, już zawsze będę w as słuchał. A le co teraz zrobić? Muszę jechać do prokuratora sądu. A w co się ubrać?

—- Pięknie teraz pan gada, ale trzeba było słuchać, co ja mówiłam. Nie trzeba się opu­

szczać, stanow isko je st i jakie stanowisko!

Choć się na wsi siedzi, miasko blisko. Ładnie mi pan dyrektor będzie teraz w yglądał.

— Co tu zrobić, Teklo? Kraw iec nie uszyje, a muszę koniecznie pojechać do naczelnika.

— No, no, panie dyrektorze, tak żle znów nie jest. Zaniosę to czarne ubranie do kraw ca Śliwki, oczyści, w yprasuje i do wieczora bę­

dzie jak nowe. Pan dyrektor rosły jak . . . — Chciała powiedzieć jak jodła, ale przypo­

m niała sobie, że jodła nie je st tak gruba.

— Powiedźcie, Teklo, śmiało: ja k sękaty dąb. I z tego jestem zadow olony i dumny.

To uważacie, że będzie się można w tym ubraniu pokazać?

— Ależ naturalnie, ono je st jeszcze w do­

brym stanie. Ja zawsze naprzód muszę gde­

rać, inaczej pan dyrektor zbyt by się opuścił, jakbym cicho siedziała . . .

— Tolku, nic nie mów mamusi, ju tro przed południem jedziem y sami do miasta, Franek je st zajęty, w ięc ty dopilnujesz koni, jak ja wysiądę.

S tryj Karol powrócił z- m iasta w wyśm ie­

nitym ' humorze. Podczas obiadu tak dow cip­

kował, że aż obsługująca Tekla gorszyła się nie na żarty.

— Mówię ci Halko, nie najgorsze miasto ta nasza stolica, naw et m ieszkanie już mam dla ciebie upatrzone.

.— Co też stryjaszek plecie, czy m ieszkanie to pierwsza rzecz? Trzeba najpierw załatw ić w sądzie u naczelnika.

— To zapytaj Tolka przed jakim gmachem pół godziny czekał i koni dzielnie pilnował.

— Złociuchny stryjaszku.

R a p s o d o nadch odzącej w iośn ie

C oraz p ó ź n ie j w ie c zo rn ie je w oal s m u tk uco ra z g ło ś n ie j --- w siw izn ą n ie zg a szo n y c h szro n ó w za n u rza p alce ż a l:

a ju ż m ro źn ą id z ie s k ib ą tr u d w io s e n n y --- ra p so d w io sn y i p o izbach d zw o n ią p o la , p a c h n ie dal.

Śn ią się la n y, śnią u g o ry, łą k i, t r a w y --- -

zie m ia d y s z y p rze o g ro m n e j treści tc h n ą c e j p o e m a te m w w o d ę r z e k i z im n e starcy,

w k tó r y c h to n i sło ń ce b ę d zie grać gorący i o g ro m n y h y m n te m a te m . W ia tr się ze rw ie zm iesza ć b łę k it w c h m u r p o szu m y ,

ru n ą ć śn ieg iem na za g o n y d m ą ce w iosną tru d n o w ó w czas je s t u c ieka ć od za d u m y , ż e sp ęczn ia łe p ie rsi z ie m i p ą k ie m r o s n ą . . . W ię c o d e jd zie c h łó d sie k ą c y ze szty w n ia łe tw a rze , u sta u sto m się ro zśm ie ją w ie lk ą w ieścią:

w sie p o b ieg n ą p e łn e tr z a s k u ro d zą cych się zd a rze ń ,

ja k ru m a k i; w p ę d na p o le, szu k a ć n o w y c h u p r z y to m n ie ń treścią.

T a k p o m o k r y c h idąc sk ib a ch boso

p o p ro w a d zić tw a rd ą d ło n ią c h le b o ro d n y płu g , bo w na ręcza ch z ło te zia rn o g d y w yniosą,

św ia t r o z k r z y k n ie się tw o rze n ie mu śm ie c h n ie się Bóg.

(7)

— D o b rz e, d o b rz e , ty lk o ż a d n y c h - c a łu s ó w i u ś c is k ó w , p r z y je m n e to w p ra w d z ie , a le T e k la b y m i g ło w ę z m y ła , ja k b y m z m ią ł u b r a n ie , u m y ś ln ie n a t ę a u d ie n c ję w y p r a s o w a n e .

— N ie c h ż e s tr y ja s z e k p r ę d z iu tk o o p o w ia d a .

— M a sz T o lk u le g u m in ę i ja z d a d o F r a n k a . M o ż e c ię p o s a d z ić n a W ie r n ą , b o F e r e k ła d n ie b y c ię u rz ą d z ił.

W W c z o r a j s ie d z ia łe m n a F e r k u i u tr z y m a ­ łe m się.

— Z u c h z c ie b ie , a le d z iś s ta n o w c z o p r o s z ę s ia d a ć n a W ie r n ą , b o c h c ę m ię ć p ó ł g o d z in y s p o k o ju . M a m d u ż o d o o p o w ie d z e n ia m a m u s i.

— J a k s t r y j z a ła tw ił?

— D o b rz e . U b a w ił s ię p r e z y d e n t. P o w in n a ś b y ł a je s z c z e z a p ła c ić p ię ć z ło ty c h z a t e n p o li­

c z e k w y m ie r z o n y I n . . . .

— N a m iło ś ć b o s k ą , c o s t r y j n a o p o w ia d a ł? T o o k r o p n e .

— . P r ó s z ę ty lk o s p o k o jn ie . J u ż ja w ie m , co i z k im m a m g a d a ć . T y c h p ię ć z ło ty c h , to ty lk o m ó j k o n c e p t, n a c z e ln ik n ie p o w ie n ig d y s łó w k a z a d u ż o . P r ó s z " z ro z u m ie ć , ż e n a s z p r e z y d e n t, to n ie w a s z r a d c a S ik o ra , w ię c b y le j a k i e j g ę s i d o b iu r a n ie p r z y jm u je . T r z e b a b y ło u m o ty w o ­ w a ć , d la c z e g o t a k n a g w a łt c h c e s z u c ie k a ć z p o ­ p r z e d n io z a jm o w a n e j p o s a d y . I c o tu k r ę c ić , to c o z ro b iła ś , u jm y c i n ie p rz y n o s i. N a c z e ln ik Li- c z e w s k i n a le ż y je s z c z e d o n a s z e j s t a r e j g w a r d ii i w ie c o s ię te m u b u b k o w i n e 'e ż a ło . N o , n ie m y liłe m się .

— A le ż , s t r y j u , j a k j a m u s ię n a o c z y p o k a ż ę ?

— O d k ą d ż e j e s te ś tc h ó rz e m ? P r o s z ę p a m ię ta ć , ż e n ie w s tę p u je s z d o k la s z to r u . B ę d ą s ię w s ą ­ d z ie i w m ie ś c ie k o ło c ie b ie k r ę c ić j a k m u c h y k o ło m io d u . O d p r a w is z z k w itk ie m ja k ie g o ś c h ły s tk a , a t e n w y s z p e r a c o ś o to b ie i z a c z n ie c s ię z n o w u s z e p ta n ie . . . T rz e b a g w ó ź d ź tr a f ić o d r a z u w g łó w k ę i k o n ie c . J e s t e m p e w n y , ż e to t w o je o tw a r te w y s tą p ie n ie , p o d o b a ło s ię Li- c z e w s k ie m u . M a o n b a r d z o m ą d r ą ż o n ę , l it e ­ r a tk ę . D u ż o m ło d s z a o d n ie g o , d z ie c i n ie m a ją , w ię c p r a c u j e s p o łe c z n ie . N a d a j e z r e s z tą c a łk ie m n a tu r a ln i e to n w m ie jc ie . J a k c i s ię u d a z y s k a ć j e j s y m p a tię , to n i k t c ię n ie w y tr ą c i z p o z y c ji.

— A le c z y to ju ż p e w n e s tr y ja s z k u ?

— U rz ę d o w o z a w ia d o m i c ię o ty m n a c z e ln ik p ó ź n ie j, a le j a u w a ż a m rz e c z z a z a ła tw io n ą . Z a ­ p e w n ił m n ie p r o k u r a t o r s ą d u , a te n n ie m ó w i n a p ró ż n o . Z n a m s ię z n im z r e s z tą , je ź d z im y r a ­ z e m n a p o lo w a n ie . D la te g o z a ra z p o te m o b e j­

r z a łe m m ie s z k a n ie w k a m ie n ic y p ie k a r z a B e rk i, n a d ru g im p ię tr z e . M o ż e to t a k tr o c h ę i p o d d a ­ sz e , a le o d p o w ie d n ie i n ie d r o g ie . D w a ta k ie m a łe p o k o ik i i je d e n w ię k s z y z b a lk o n e m , k u - '

c h e n k a ta k ż e . M n ie się p o d o b a , z o b a c z y s z z r e ­ s z tą s a m a r

— D z ię k u ję , s tr y ju .

— J u ż w id z ę , ż e ja m u s z ę to b ą k o m e n d e r o ­ w a ć , b o c o ś tw o ja o d w a g a n i e w p o rz ą d k u . B ę­

d z ie s z zapfew ne m u s ia ła je s z c z e n a s ie r p ie ń w r a c a ć d o u r z ę d u n a s t a r e m ie js c e . T o le k z o s ta ­ n ie tu , T e k la s ię s tr u je , F r a n e k s i ę z ła jd a c z y , a le w y tr z y m a m ja k o ś . T y p o je d z ie s z , a j a k d o s ta ­ n ie s z u rz ę d o w e z a w ia d o m ie n ie , to z a p is z ę tu T o lk a w m ie ś c ie d o g im n a z ju m . P o z a b ie ra s z s w o je m a n a tk i i u r z ą d z e n ie o d e k s p e d y to r a , a ja c ię u ro c z y ś c ie w p r o w a d z ę d o tw o je g o w ła s n e g o g n ia z d a . P o te m z a c z n ę o d p o c z y w a ć i ja . O to zaś, ż e b y m s ię z n ó w o d te g o s p o k o ju n ie r o z ty ł, to w y się z T o lk ie m , p r z y c h o d z ą c w k a ż d ą n i e ­ d z ie lę i ś w ię to p o s ta r a c ie .

III.

N a s ta ło d la H a lin y , n o w e ż y c ie : o k r e s p r a c y , o b o w ią z k ó w i s ło d y c z y m a c ie r z y ń s k ie j. B y ła j a k b y w k o ło w r o c ie p r z e z c a ły d z ie ń . W c z e ś n ie r a n o z r y w a ła s ię z łó ż k a , b y u g o to w a ć ś n ia d a n ie i w y p r a w ić T o lk a d o sz k o ły .

Z o s ta ła p r z y d z ie lo n a d o b iu r a p r o k u r a t o r a s ą d u o k r ę g o w e g o i m ia ła o d p o w ie d z ia ln e s t a ­ n o w is k o . S to s u n e k j e j d o p r z e ło ż o n e g o i to w a ­ r z y s z y p r a c y b y ł m iły , a le ś c iś le u r z ę d o w y . P r a ­ c o w a ła o d g o d z in y 9 -te j d o 12-tej, n a s t ę p n i e o d 1 4-tej d o 17-tej. O b ia d p r z y n o s iła p o s łu g a c z k a z r e s t a u r a c j i , k o l a c j ę s a m a s o b ie w d o m u g o to ­ w a ła , a s tr y ja s z e k d o s ta r c z a ł p r o w ia n tó w . P ro ­ te s to w a ła p r z e c iw te m u , a le o n s ię je s z c z e m o c n o o b u rz y ł.

—• N a le ż y m i się, b y m ż y w ił p ó ł tu z in a d z ie c i i ż o n ę , to ju ż p o łą c z o n e z m o ją p o s a d ą , w ię c n i e ­ w ia d o m o k o m u m ia łb y m to d a r o w a ć , p o d c z a s g d y t y b ę d z ie s z m ia ła b r a k i. P o w in ie n e m b y ł d a w n ie j o ty m p o m y ś l e ć . . .

N ie d z ie le i ś w ię ta s p ę d z a ła H a lin a z T ó lk ie m c h ę tn ie u s t r y j a . T o le k te r a z w ie d z ia ł, ż e ż y je . U ż y w a ł s o b ie c h ło p c z y s k o , a H a lin a b y ła s z c z ę ­ ś liw a . W o g ó le t a z m ia n a w s z y s tk im w y s z ła n a k o r z y ś ć , b o i s t r y j K a ro l j ą s o b ie c h w a lił. H a lin a r o z p is y w a ła s ię o ty m z z a d o w o le n ie m w liś c ie d o F r y d y :

„ F ry d e c z k o . M a m w r a ż e n ie , ż e z n a la z ła m s ię n a p r z e d m ie ś c iu r a ju , b o d o r a j u b r a k m i c h y b a t y lk o A d a m a . . .

C o z a k o c h a n e m ia s to , w k tó r y m o b e c n ie m ie ­ s z k a m , n ie m a s z p o ję c ia , w y d a j e m i się , ż e tu b y ła m z a w s z e i b y ć m u sz ę .

P is a ła m ci ju ż , ż e m am ś lic z n e m ie s z k a n k o , s ło n e c z n e i m o je k o c h a n e k w ia ty , k tó r y c h lic z b a

s ię p o w ię k s z y ła . O n e s ą ta k ż e z a d o w o lo n e i k w itn ą n a w y ś c ig i. W d o d a tk u m a m s y m p a ­ ty c z n ą g o s p o d y n ię i i n te r e s u ją c e g o s ą s ia d a . I n te r e s u ją c y ' c h y b a d la te g o , ż e n ie m ia ła m je s z c z e p r z y je m n o ś c i p o z n a ć go.’

S tr y ja s z e k , to a n io ł, ty lk o , ż e z a m a ło e te ­ r y c z n y i b e z a u r e o li w ło s ó w , ta k , ż e z e s k r z y ­ d ła m i w y o b ra z ić go s o b ie n ie p o w in n a ś . P a ­ r a d n y on i d o w c ip n y , p o m im o s z e ś ć d z ie s ię c iu p ię c iu la t, r u c h liw y i. c ię ty . J e g o k u c h a r k a a z a ra z e m r e p r e z e n ta n tk a d o m u , T e k la , j e s t z a d o w o lo n a z m o je j c z ę s te j o b e c n o ś c i, b o p a n d y r e k to r z a c z y n a s ię p o r z ą d n ie u b ie r a ć , c z e ­ g o d a w n ie j n ie m o g ła n a n im w y m ó c .

T o le k ? — n i e p y t a j r a c z e j. W io s łu je , je ź d z i k o n n o , b ie g a z J e ż e m (p ie s s tr y ja ) w z a w o d y , k o le g u je z „ n a d w o r n y m " s ta n g r e te m F r a n ­ k ie m , z a ja d a o w o c e i tu c z y s ię k u rc z ę ta m i.

J e s te m p e w n a , ż e te g o r o k u o b e r w ie d w ó ję z m a te m a ty k i, b o t a k s ię o p u s z c z a . Z a to w y - - r ó s ł i z m ę ż n ia ł.

O s o b ie n a r a z ie n ie m a m c o d o z a n o to w a ­ n ia , b o ju ż p is a ła m , ż e je s te m n a p rz e d m ie - ś c iu _ ra ju .

C o s ły c h a ć u c ie b ie ? C o w m ie ś c ie ? . . . C z y W a n d a p is z e ? P is a ła m i w o s ta tn im liś c ie , ż e o jc ie c s ię z to b ą w id u je i ż e c ię p o l u b i ł . . . U m ia ła b y m o ja F r y d a g r a ć r o lę p a n i d y r e k to - r o w e j . . . co ? K u j ż e la z o p ó k i g o r ą c e . . .

J a p o d o b n o je s z c z e w ie rz ę , ż e i s t n ie j ą m ę ż ­ c zy ź n i, za k tó r y m i w a r t o tę s k n ić . T a k t w ie r ­ d zi s tr y ja s z e k . W o b e c te g o c z e k a m . . .

C o ś m i s ię W a n d a z a d u ż o n o w y m o to c z e ­ n ie m z a c h w y c a . . . W a r to b y z b a d a ć . J a k b ę ­ d z ie n a ś w ię ta B o ż eg o N a r o d z e n ia u C ie b ie , lu b T y u n ie j, to p o w in n a ś s p ra w d z ić , co c z y n i j e j p o b y t n a s tu d ia c h t a k m iły m . . .

C z y T y d u ż o g ra s z ? J a b a rd z ó d u ż o . . D n i p ł y n ę ł y s z y b k o i s p o k o jn ie . A n i się s p o s trz e g li, j a k n a d e s z ły ś w ię ta B o ż eg o N a ­ ro d z e n ia , k tó r e z w y ją tk ie m w ig ilii c h c ia ła H a lin a sp ę d z ić u sie b ie .

T a k b a r d z o lu b iła to s w o je m ie s z k a n ie i c h c ia ła s ię n im n a c ie s z y ć p rz e z ś w ię ta . U rz ą d z iła je d e n p o k o ik d la T o lk a , d r u g i o b o k d la s ie b ie , a w ja d a ln i s t a ł f o r te p ia n i k w ia ty , d u ż o k w ia tó w .

C o j e j t e k w ia ty p r z y s p a r z a ły r o b o ty , n ie d o u w ie r z e n ia , a j e d n a k b e z n ic h s o b ie ż y c ia n ie w y o b r a ż a ła .

C z u ła się s z c z ę ś liw a k ie d y w ie c z o re m p o o d b y te j le k c ji z T o lk ie m p o d a ła k o la c ję , a p o te m u s ta w iła k w i a ty z o k ie n n a f o r te ­ p ia n ie , o tw o r z y ła g o i g r a ła . . .

Z a c z y n a ła o d c ię ż k ic h u tw o r ó w B ach a, p r z e c h o d z iła do G rie g a , S z o p e n a , L iszta, a k o ń c z y ła s ło w ia ń s k im i ta ń c a m i, lu b h u m o - . r e s k a m i D w o rz a k a . G r y w a ła ta k ż e s m ę th e p io s e n k i r o s y js k ie i u k r a iń s k ie . . . T o le k s łu ­ c h a ł, r y s o w a ł i p r z e w a ż n ie w u b r a n iu z a s y ­ p ia ł. T rz e b a g o b y ło r o z b ie r a ć i k ła ś ć d o łó ż k a , b o s p a ł p r z y r o z b ie r a n iu . . .

W p ie r w s z e ś w ię to T o le k w r ó c ił z m ę c z o n y o d s t r y j a i śp i ju ż. K w ia ty , je j k w ia ty , h o d o ­ w a n e tr o s k liw ie z a sz y b a m i o k ie n , w y s ta w io ­ n e t y lk o n a p r o m ie n ie s ło n e c z n e , a le c h r o ­ n io n e p r z e d m ro z e m , n a p e ł n i a ł y c ie p ły p o k ó j s u b te ln y m i s ło d k im z a p a c h e m , s w o is ty m z a ­ p a c h e m k w ia tó w z im o w y c h . N a u lic a c h ru c h , ż y c ie , g w a r ś w ią te c z n y .

N a s to le w w a z o n ie w ie lk i b u k ie t b ia ły c h , s u b te ln y c h ró ż , k t ó r e w c z o r a j n a d e s z ły od W a n d y , r a c z e j od d y r e k to r a , j a k F r y d a z d r a ­ d z iła .

P o d la z u re m g r e c k ie g o n ie b a , w z ło c is ty m s ło ń c u H e lla d y p o w s ta ł m it o ró ż y . Z ro d z iła s ię b n a w r a z z A fr o d y tą , z p ia n y m o rs k ie j.

H a lin a u s ia d ła p r z y s to le i z a p a tr z y ła s ię z z a c h w y te m w t e s u b te ln e b ia łe r ó ż e . . . Po c h w ili w y ję ła n a d e s z łe w c z o r a j lis ty , b y je je s z c z e ra z p r z e c z y ta ć s p o k o jn ie .

B y ło k ilk a k a r te k o d k o le ż a n e k , lis t o d W a n d y i F r y d y i ż y c z e n ia ś w ią te c z n e o d d y ­ r e k to r a F rie d m a n n a .

„ . . . N ie u d a w a j n a iw n e j H a lo . D o s k o n a le w ie s z d la c z e g o m i F r ie d m a n n t a k a s y s tu je , ż e aż k o lę ż a n k i z z a d r o ś c i p o b la d ły , a „ s ta r y "

d o k ła d n ie m i s ię p r z y g lą d a , w id o c z n ie c h c e

s ię p rz e k o n a ć , c o ta k i b a n k ie r , czy m o ż e w e m n ie w id z ie ć . Z a te m jat muszą p a n u o p o w ia d a ć , ja k p e w n a p a n i H a M d o w iła s ię n a n o w e j p o s a d z ie , ja k sil c z u je , c o ro b i, a g łó w n ie , c z y się tam * n ie z a k o c h a ła . T o te ż c h c ia ła b y m t o i d zić, b o t e n „ I n te r e s u ją c y s ą s ia d " inoMj

s ię n ie b e z p ie c z n y . i

N ie p is z e s z , c z y o n n is k i, c z y wys°*JJ n e t, c z y b lo n d y n . T o w y d a je m i się P |j rż a n e . W ie s z , ż e j a z a w s z e sły sz ą Ja 3 j sa.

ro ś n ie , w ię c u w a ż a j, b y ło b y m i żal T skali W a n d a p r z y je c h a ła , j e s t je s z c z e elega|

e n tu z ja z m u je s ię n o w y m otoczenie® ^ p e w n y m - m ło d y m , z n a n y m k o m p o z p s ^ D la te g o ć w ic z y s ię te r a z d u ż o (w ® Wo(j.

' D y r e k to r w p r a w d z ie n ie z a c h w y c a s i L ^ w ła d a n ie m o ty m p a n u , a le u d a je , że E E jy jjj z d a n ie c ó rk i, j a k z r e s z tą z aw s ze . iW S st,

■jące to b y ło , g d y n ie ś m ia ło p o d a ł W«| _ m y ś l p o s ła n ia c i- w ią z a n k i ró ż . Sam )ej Wes) r a n n ie w a tą o w in ą ł, b y b r o ń B o że nie pr w d ro d z e . S a m o p rz e z się r o z u m i e j o ^ i e i ja o tr z y m a ła m p ę k ró ż , n a k t ó r y F“r. j.

p r z y jd ą 'w ś w ię ta k o le ż a n k i. B ęd ą ° “ c i p lo te c z k i, c o m n ie n ie z m ie r n ie cieszy _

w i . W . kow

„ H a le c z k o — p is z e W a n d a — jestew i p_

c z u lk a , c z u ję s ię w d o m u d o b rz e , ale nacj s te m n ie m o g ę s ię p o g o d z ić . J a k ie 0IlC,j Car' c z y b r u d n e p o c z a r u ją c y m m ie ś c ie naflj w ^ g ie m W e łta w y . M u s is z to m ia s to P ozDI k a s,

m n ie z ro z u m ie ć . I

W y je ż d ż a m , lu b c h o d z ę c z ę s to n? ,jn e k c z y n , b y r o z k o s z o w a ć s ię s ta m tą d w idi j n a s tu w ie ż o w ą P ra g ę , w ie c z o re m sPaC] -p.

n a p o b rz e ż u , lu b w S tro m o w c e . .J ^ a b T e ra z z im o w ą p o r ą w y d a j e m i się *Tstar s to t r o c h ę p o w a ż n ie js z e , c z y n a w e t j j pr n ie js z e , b o o d p a d ły m o je n a jm ils z e spj ___

J a k ci ju ż p is a ła m , w y n a ję ła m sobie d z e d w a p ię k n e p o k o je i w ś p ą n ia łf Jgta(

p ia n . Ć w ic z ę te r a z d u ż o . G ra m w i ę k s i ] p(

u tw o r ó w S p a ły , p is a n y c h n a fo rte p ia ^ J s ię te r a z d ła m n ie n a s k r z y p c e . . . ) ■ • • 'Itó w k o m p o z y to ra , b o p r z y je d z ie d o n a s n a j g ta w ie lk a n o c n e i o jc z u le k n a s sWO>Tjej s z e rn y m a u te m z a w ie z ie d o C ieb ie, i:

J a k a s z k o d a , ż e n ie m o ż e sz sp ęd zlCjw-ał B o ż eg o N a r o d z e n ia z n a m i. S podziew ał j d ’lis ie g o lis tu o d C ie b ie . j *~

C z y je s te ś w d a ls z y m c ią g u zado^jpU(j ze z m ia n y i n o w e g o o to c z e n ia ta k , F p b li

c z ą tk o w o ? . . . " I S

K o c h a n a W a n d a i F r y d a , j a k to Pr*Pna n ie m ie ć t a k i e o d d a n e p r z y ja c ió łk i. ^ # ' ^ U s ta w iła k w ia ty , o tw o r z y ła .f o r te p i^ n z i, c z ę ła g ra ć . Ł ag o d n y m g ło s e m ś p ie w a ła nyc p r a s t a r e p io s e n k i s w o ic h p rz o d k ó w , z n a ła t y lk o z o p o w ia d a ń c io t k i .. . ■

Z a p u k a n o d o d rz w i. K to to m°ż^j D z ie w ią ta g o d z in a ju ż.

— P ro s z ę , s

J e s te m s ą s ia d p a n i z pierw szej!.

as K

not Poż

Odr ko tr a , d o k tó r W ra z ... T a k c ic h o p a n i dz1®J w a , ż e z m e g o m ie s z k a n ia n ie m o g łe m f Ł a n i słó w , a n i m e lo d ii s ły s z e ć . PozWO*H *

c h w ilę tu p o z o s ta ć ' j B m

N ie c z e k a ją c n a z a p ro s z e n ie , suną*

te lo w i w k ą c ie . H a lin a a ż z d r ę tw ia ła m ie n ia , p o m im o to n ie p o d n io s ła s ię z W ^

Z n a ła d o k to r a W r a ż a z w id z e n ia , k a r z e m s ą d o w y m . W ie d z ia ła , ż e ^ p ł u w te j s a m e j k a m ie n ic y , a le n ig d y się lwic n ie s p o ty k a li. N ie w ie d z ia ła n a to rn i8k a j m a o je g o p o s tę p o w a n iu m y śleć . 4 n w o g ó le n ie c h c ia ło j e j s ię m y śleć , p e ba w iła g r a ć i r z e k ła k r ó tk o :

— P ro s z ę . I. I

Z a c z ę ła g ra ć . r f i ą

P o c z ą tk o w o k r ę p o w a ła ją o b e c n o ś ć °jk0;

c z ło w ie k a , a le c z a r u ją c y u r o k t k l i ^ y i - n ó w p o c ią g a ł j ą z a so b ą . G r a ła sWO"jwa ś p ie w a ła , a z a k o ń c z y ła p r o s tą k o ln sz ( k o le n d o w ą „ L u la jż e J e z u n iu . . . Po

Ciąg dalszy nastąpi

M E B L E KUCHENNE 1 POKOJOWE p o l e c a :

M a g a z y n K r a k ó w , S t a r o w i ś l n a 79

O g ła s z a f s i ę w 1. K. P.

Dr. med.

j. EHRENKREUTZ skór. i weneryczne

Warszawa Howy-taiat 37 m. 11

Dr. A . RUSIN skórne i weietycznt WARS ZAWA

Kopernika 16 m. 5.

qodz. 12-13, 4-7

Dr. W. BILIŃSKI akuszer-ginekolog o rdynuje' j L W Ó W , ul. L. Sapiehy B5 (hirurg Dr. mad.

$. BOGUSZEWSKI żylaki, owrzodzenia,

operacje Warszawa, Sloiewska 7 m. 1.

tal. 953-91 przyj. 3-5

Dr. Zofia Kohut choroby kobi ece A K U S Z E R I A WARSZAWA, Koszykowa 19-8 KI. 9-61-48 godz. 5-7

Dr.JERZY SZUITZ Kobiece, ikusieria

Chimrgia W a r s z a w a , | Skorupi • 8 m. 6 tal. 899-S3 godz. 3—6

t w ; ra0l)1* A » 1

P ł a s z c z e , K r* * * *

: ł d HoW1'* ciesiy się ■

zaufaniem

. J p o

Zfa

jajka zostaną w lo i^

i c o n a j w a ż n i e j s z e : jajka żna bez obawy wyjmować i d o k ła d a j

--- -

Źródło nabycia wskaże: Skład hurttrtfY A rthur Engelhardt, Danzig, Klebitzgasse ^ j

1

r o ś l i n n y ś r o d e k p r z e c z y s z c z a j ą c y o n ie ­ z a w o d n y m i b e z b o t e s n y m d z i a ł a n i u

0 o n a b y c i a w a p t e k a c h i d r o g e r i a c h

Nr. rej. 1873 Cena 10 draż. Zł. iM

FABRYKA CHEM ICZNO-FARM ACEUTYCZN|;

Dr. A. WANDER A.G. KRAKAlf

(8)

TAJEMNICZY PODRÓŻNY

HELENA ZAKRZEWSKA

W roku

oddalał pańskim 1912 expres do Genui

się coraz bardziej od Nicei. Z hukiem stukiem toczył się samym brzegiem morza . s?.P'ąc białą parą w ym ijał rozrzucone po alistych wzgórzach m alownicze osady Ja­

snego Brzegu L ~~ Cap d 'A il. . . ' w °^ce wstawało.

L . j .i® z czerwonymi dachami, tonące w po- ZI caprifolium, kw itnących kaktusów karci™n0i8łYCh P*n’*' w yglądały jak domki

~.a^ mew krążyło nad wodą.

, L ; . Monaco! A oto skała samobójców —

i ^ t c h n ę ł a pani Nita. .

0kj ^ P o m n ia ła sobie pew nego błękitno- : Szweda. Nieszczęsną ofiarę rulety.

Z tej skały w łaśnie . . .

^Ympatyczna postać.

k ĄJ® ręce mu się trzęsły, gdy przypad- Wo zgarniał ze stołu kilka b an k n o tó w . . . n ?n* Nita zatrzym ała się w polskim pensjo- Carl^ W Nićei, lecz ile razy jeździła do Monte- v ° sP°tykała go stale i tu, i tam. Czy to kasv 11® CZY w hallu, czy też na terasie

^yna i uśmiechali się do siebie z daleka, nek był do m nie przyszedł po ratu-

^maehinalnie obm acała sw oje udo,

Wa,ani' Powyżej kolana, pod cieniuchną jed- ,star .Pończoszką była paczka banknotów i m-annie owiM ętych w batystow ą chusteczkę

Przytwierdzonych agrafką.

*ak będzie b e z p ie c z n ie j... A szczęście

|Sta ? rzy ja^° w niebyw ały sposób. Chyba r p ®nie zdradza .— pom yślała o mężu.

L ° ^hw ili1 odeszła od okna i nie śpiesząc Jtów kł- aia- na siatce liczne wiązanki kwia- 1 Biiir■ y®i 13 obdarzono na pożegnanie.

*pej uw j1 szicartatnych róż przykuł na dłużej

|

jwał Od tego W ęgra r— jakżeż on się nazy- a Pożerał mnie wzrokiem . . .

I J ^ w o r z y ła swój podróżny neseser.

iPudeł rme^* — sięgnęła po kryształow e lobii* ?cz*co ze srebrną pokryw ką i łakomie

| gjL® a swe prześliczne wargi.

tnala*1}29119 natlYm ana poduszeczka też się ta.

Jakie szczęście, że sama jestem w prze- ranne pociągi odstraszają podróż-

| dziale, ip

.

riy c h g

c ‘ r a i i e pociągi oascraszają p o a r o z -

1 sasnś/. a sn ą ć i ^ m ogła odpocząć, w yciągnąć się, tiorZU-a nad w yraz zmęczona . po t a ł o - p .nej hulance w pałacu de la Jetee. Uczta od e®na*na- W prost stam tąd całe tow arzystw o Prowadziło ją do pensjonatu. M iała czas tyl- się przebrać w swój kostium podróżny i jaz.

I tiła s t a c i ę -

j| “ ‘ożyła się do snu. Przymknęła powieki.

L . .rótka chwila błogiego zapadania się w ni- f osć przerwana została. N iew yraźny szelest f® iętej gazety kazał jej- oczy otworzyć i skon- f ‘antowała z pew ną irytacją, że nie jest już iP9ma w przedziale.

I Na przeciwległej ławce roztasow ywał się Bakiś mężczyzna. O bserwowała go chwilę spod Pługich rzęs. Rozpiął palto z wysoko posta­

w ionym kołnierzem. Z rzucił z głowy filcowy ftapelusz głęboko n asunięty na oczy. Zdjął / nosa ogromne czarne okulary. Usiadł i upar- Fie zaczął się w patryw ać w jej w yciągnięte -Pa ławce nogi.

j". Poruszyła się niespokojnie i odruchowo ob- ifiągnęła krótką, w ełnianą spódniczkę swego fostium u.

- Niechżeż pani tego nie robi — zaprotesto- .S 2 nieznajom y mężczyzna doskonałą francu- Jnoo.Yzne*- — Pani ma nogi klasycznie piękne, i ni- ianY' więc nie należy ich ukrywać, fcia W na des’nw oltura. Pani N ita tak była tPodr aSk °cz °n a' ze az zerw ała się z ławki, jak PmipZUCOna sprężyną, i gniewnym wzrokiem I s rzyła swego towarzysza podróży.

1

dozbroił

tych ją swym wyglądem. Teraz, bez r łS jej Potwornych czarnych okularów, w ydał niezwykle przystojnym . Piękny,' praw ­

dziwy mężczyzna. Typ odpow iadający jej gu­

stowi. Poza tym pan całą gębą. W ytworny, w yrafinowany człowiek, a przy tym uśmie­

chał się do niej tak sympatycznie.

— Skąd ja go znam? Te oczy, ten uśmiech, teń rasowy p ro fil'...

Nieufność pierzchła.

No i po chwili flirtowali ze sobą w n aj­

lepsze. ,

Po obopólnej wym ianie mnpstwa bardzo subtelnych kom plementów nieznajom y męż­

czyzna zaciekawił się:

■ —- Ośmielę się spytać — rzekł — czy ta chora nóżka bardzo panią boli?

_ Ja k a chora nóżka — zdziwiła się.

— Ta lewa. Ta na której widziałem przed paru minutami bandaż.

— To nie b a n d a ż — w yrw ało się pani Nicie i przycięła wargi.

— A zatem ka-pi-ta-ły — zaśmiał się po­

dróżny, skandując w sposób znaczący ten ostatni wyraz. — Kobiety m ają ten zwyczaj.

Ukryw ają swe skarby pod . .. spódniczką.

I dodał po chwili.

— Ciekawe! Bardzo ciekawe! A jak pani to zrobiła, że pow racając z okolic Monte- Carlo ma pani jeszcze pieniądze na sobie?

— Szczęście mi sprzyjało . . .

_ No, no! Nie do uwierzenia, gdybym na w łasne oczy nie widział tych pieniędzy. Za­

zdroszczę pani! Z serca zazdroszczę, gdyż mnie prześladow ał niebyw ały pech. Nigdy nic nie trafiłem, więc muszę się przyznać, że zgrany jestem do nitki.

W tej sam ej chwili garson z restauracyj­

nego wagonu rozsunął drzwiczki przedziału i zaproponował ranne śniadanie.

— Proszę o kawę, bułki, szynkę, dwa jajka na m iękko ;— dysponow ała pani Nita i zwró­

ciła się do swego tow arzysza podróży: - - A pan?

— Ja nic ;— o d b u rknął'niechętnie, odw ra­

cając się śpiesznie w stronę okna.

Zaś po w yjściu kelnera w estchnął i rzekł:

— Dlaczego się pani spytała? Przecież już pani mówiłem, że nie mam grosza p rzy-du- szy, więc muszę się-z kaw ą p o ż e g n a ć ...

Uśmiechnęła się.

:— Czyż aż tak źle. Cóż za nieoględność!

No trudno. Biorę ten w ydatek na siebie i za­

funduję panu śniadanie.

Ukłonił się z ręką na sercu.

— Nie będę się pani sprzeciwiał. Zbyt mi pochlebia fakt, że pani chce mnie wziąć na sw oje utrzym anie. Zresztą nie wypadam . ze sw ojej roli. A uśm ieje się pani, gdy jej po­

wiem, że właśnie mi Alfons na imię.

— No to przejdźmy do restauracyjnego wagonu.

, Żachnął się.

— O nie. Na to przystać nie mogę. Alfons nie Alfons, lecz jeżeli mam korzystać z pani portm onetki, to tutaj w przedziale. Krokiem się stąd nie ruszę.

Po wspólnie spożytym, obfitym śniadaniu pani N ita poczęstowała papierosam i swego towarzysza podróży.

—. Cóż za prześliczne cacko — wykrzyknął, oglądając na wszystkie boki je j platynow ą papierośnicę.,

A była istotnie prześliczna. Prawdziwy ju ­ bilerski klejnot wysadzany drogimi kam ie­

niami i z dużym monogramem z brylantów pośrodku.

— W artościową jest też — kiw ał głową, przerzucając niedbale papierośnicę z ręki do ręki.

I mówił.

— Zakochałem się w pani od pierwszego w ejrzenia, więc musi mi pani dać swój do­

kładny adres w W arszawje. Jestem szalenie im pulsywny. Kto wie? Ani się pani obejrzy jak którego poranku zjaw ię się u niej. Prze­

padam za takimi nieobliczalnymi eskapadami.

Na przykład ta obecna. Niby z- pozorów są­

dząc niepomyślna, a dała mi możność pozna­

nia jednej z najbardziej uroczych kobiet.

sk ąd i dokąd?

— Na razie z M onte-Carlo, a uuKąd sam nie wiem. Może do Rzymu, laoźe do W enecji, a może .. . może tylko do następnej s ta c j i. . .

Zam yślił się, lecz gdy pociąg zaczął zw al­

niać nałożył śpiesznie na nos swe. czarne oku­

lary i w ychylił się oknem.

Co tam zobaczył — niewiadomo, ale od­

wrócił się nagle i schwycił oszołomioną pa­

nią N itę w objęcia. Ucałował nam iętnie jej usta i nie czekając na zatrzym anie się po­

ciągu otworzył drzwiczki i w yskoczył z w a­

gonu.

— Cóż za oryginał — w estchnęła pani. Nita, doprowadzając do porządku swe zwichrzone od uścisku włosy.

Była wzburzona.

— Ten pocałunek . . .

Ochłodła po chwili i zniecierpliwionym i ru ­ chami zaczęła szukać wokoło siebie sw ej dro­

gocennej papierośnicy.

— Gdzież ona jest? Nigdzie jej nie w i­

dzę — zaglądała pod ławki.— ■ Przepadła jak kam ień w wodzie .. .

I irytow ała się sama na siebie:

' — O Boże? Jakaż ja głupia! Tak jak byle naiw na prow incjonalna gąska dałam się n a­

brać internacjonalnem u złodziejowi. N acią­

gnął mnie na w ydatek i w nagrodę skradł mi papierośnicę i pocałunek . . .

W estchnęła ciężko.

— Ale nie żałuję. Taki był sym patyczny . ■..

W kilka dni po tym zdarzeniu pani Nita, ku -wielkiemu swemu zdziwieniu, otrzym ała z poczty ogromne jak młyński kam ień pudło najw ykw intniejszych paryskich czekoladek, pośród których, ow inięta starannie w jedw ab­

ną tkaninę, spoczywała jej cenna papierośnica dodatkowo przyozdobiona w ysadzaną szafi­

rami literą A i numerem trzynastym .

Zaś w papierośnicy znalazła k artk ę nastę­

pującej treści:

„Niezapomnianej towarzyszce podróży od zawsze jej oddanego i zawsze Alfonsa . . . ale XIII króla Hiązpanii."

p liU 1

KRZYWDA

R. ST, PELC

Krasawica to ona była. W łos czarny, spada­

jący w naturalnych pierścieniach, oczy lazuru pogodnego nieba, usta m ieniące się barw ą ma­

lin, co dojrzew ają, a nie grożą jeszcze ciemną czerwienią. Ona, córka starego M acieja, co to słynął z w ielkiej pobożności i statku, była w wieku, k tó ry niósł z sobą czar młodości; i dni dojrzewania.

W ysm ukła ja k topola, posiadała kształt m ło­

dej sosny, cała piękna, w prost niebezpieczna.

O tym niebezpieczeństw ie zw ykł mówić jej stryj, a brat rodzony M acieja. Znawca to był dusz ludzkich nie byle jaki. Z oczu człow ieka czytał myśli, niekiedy naw et w ypow iadał słowa, k tó ­ re po dłuższym lub krótszym czasie znajdow ały potw ierdzenie w życiu, co przyniosło mu tylko tyle, że ludziska sprzysięgli się nań i jedno w szyscy wiedzieli, iż ,,z Ąi abłem kupczy J. •

Stary M aciej, że to chłop był nabożny i ro ­ zum posiadał nie lada, nie zrażał się tym i bra­

ta szczerze przyjm ował nadal u siebie wiedząc, że Ja n znał św iat i w Boga wierzył, w ięc z si­

łami nieczystym i nie mógł mieć nic w spól­

nego.

Ale, jak to mówią, nie trzeba wiele, b y zły los, ćo igra po świecie w darł się w spokojne życie m ieszkańców słom ianej strzechy.

Pewnego wieczoru, a było to w dzień kiedy pierwszy raz W ojtek Chm ura poszedł w kon­

kury do pięknej córy M acieja, zaczęło się nie­

szczęście.

I jak byw a nie przyszło od nikogo, lecz od zawiści ludzkiej a z nim szem rania i pogłoski, jakoby Jan k a od dnia tego latała! za W o jt­

kiem, że się spotykali za brogiem, gdzie mogli grzeszyć bezkarnie z dala od oczu ludzkich, że w ychodziła w noc do^niego, gdy stary Ma-

pugj^zoiiy' i>yi“ w dym śnie, ó e i ż e . . .

Po praw dzie to Au&zy&łko było kłamstwem, aleć kłam stw o przyjm uje się prędzej niżeli praw da, a że ten i ów czuł żal do M acieja (jak przecie bywa na świecie) — kłam stw o przy­

brało obraz praw dy.

W ojtek w oczach ludzkich nie stracił wiele.

„Bo jeśli dziewczyna taka?". . .

Za to Ja n k a w ylew ała gorzkie łzy z pow odu oszczerstwa, co raniło jej czyste serce.

W ojtek siedział na ośmiu m orgach i • m,)1'' m usiał sobie szukać sam, bó ojce jego leżćB już spory czas w mogile, więc n iejedna m atka dorastającej córki czuła żal do Ja n k i M acieja za to tylko, że W ojtek ją w łaśnie upatrzył so­

bie za żonę,

A dyć szczera praw da, że zawsze swojskife dziecko nie takie jak insze; ładniejsze, roztrop­

niejsze no i wszyscy powinni podziwiać i po­

chw alać przed m atką jego zalety i dobroć, n a­

w et wtedy, gdyby to miało się m ijać z prawdą.

(Tak przecież byw a na świecie.)"

A tu jakoś W ojtek nie chciał zwrócić uwagi na krasaw ice H anki A ntkow ej ani M ałgorzaty od Brzózek. I nikt inny, chyba ten, k tó ry miał przyjem ność w w ysłuchiw aniu codziennych plotek, czego uniknąć nie mógł przy spotkaniu rozklekotanych gospodyń.

W ojtkow i nie sm akow ały fantazją ubrane nowiny, a zresztą trzym ał się zasady: że lepiej zw racać uw agę na sw oje własne postępow anie, niż na cudze błędy, dlatego też popadł w nie­

łaskę wsiow ych władczyń krytyki.

T a k H anka, jak i M ałgorzata chciały budo­

wać jego szczęście, ukazując w barw nych sło­

wach życie, któ re mogło być jego udziałem, gdyby tylko chciał pojąć jej H elę za żonę. *

Czasami nie zgadzały się obie, gdyż i M ał­

gorzata miała swą Bronię, którą z chęcią od­

dałaby za żonę W ojtkow i, jedno tylko dopro­

w adzało je do porozumienia, a to to, że może być Hela, może być Bronia, byle nie córka starego M acieja.

— Toż to M aćiej nie ma tak wiele. Te trzy morgi moczarów, mórg górki i kaw ał lasu nic to naprzeciw pśmiZńy W ojtka i dwu morgów ziemi jak cacko, któ re m ogła otrzym ać H ela czy Bronia w chwili zam ążpójścia.

Zresztą sta ry nie do życia. G derliw e to i naprzykrzone, a do tego pochodzi z rodu tych, co to zą dużo wiedzą.

Szczerze Więc żałow ały m łodego Chm ury, aby go jednak odstręczyć od Janeczki, rzucały pogłoski podające w w ątpliw ość je j uczciwe życie. ,

I los igrał. Odmieniło się . ..

Ktoś widział Ja n k ę w noc pod lasem, lecz teraz nie z W ojtkiem tylko z obcym, ktoś d o j­

rzał jej przem ykanie się we dw ójkę za prze­

łazem też pew nie nie w czystych zam iarach, ktoś, tylko nie stary M aciej, bo te n znał sw oje dziecko i widział łzy płynące w ciche w ieczory gdy zdarzało się, że W ojtek nie zaglądnął

w. odwiedziny. .

Bolał Maciej nad tym, ale ludziom u st zatkać nie mógł, czekał więc cierpliwie, aż się znudzi ten i tam ten i przestanie.

W chwili odwiedzin Ja n a milczał i nic nie mówił o bólu co targał nim w e w nętrzu. Jan jednak sam dom yślał się tego i żal mu było dziewczyny cierpiącej niesprawiedliwie.

Pomedytował, wyw iedział się skąd brały po­

czątek pogłoski, podkręcił w ąsa i los odmienił.

Ja k burza targnęło wsią.

: ' — ' Słyszeliście? . . . Jasiek, brat M acieja, w i­

dział H ankę • A ntkow ą jako to na jarm arku w Żołyni popiła się ze starym Bulandą i mieli się he, he . .. gdzieś w żydow skiej sieni cało­

wać. A co dalej? . . . O tym to tam się na pewno nie obeszło. Za darm o on jej tam nie pomagał w procesie z Dudą. Ja k myślicie?

— Juś.cii ju ś c i. . . N iesłychana rzecz. O bra­

za Boska. Nie będzie to Pan Jezusiczek k a ­ rał? . . .

Ja k piorun w padł A ntek, mąż H anki do- chałupy. Z m iejsca śledztwo. N aw et spraw ie­

dliw y pobłażać nie może gdy żona zdradza.

W ym aw iała się Hanka, A ntek w iary n ie da­

wał.

— Kto mówił?

, — Jasiek, brat M acieja.

— W ierzysz nieczystem u?

— A tyś czysta była, kiej się całowałaś, grzesznico?

Ruch, krzyk, a w reszcie zostało na tym, że

LICZ SIĘ Z CZASEM

Rys. i łek sł Paw ł

cze^a *u cierpliwie, k UcT on iesł zate*y

P y srogo i gniewliwie

° z* diabeł lam przeklęty.

kriofefc z budki się wychyla

— Zaraz skończę — mówi grzecznie

— Proszę usiąść tu na chwilę — I uśmiechnął się serdecznie.

— Masz telefon! .Czart się cieszy!

Człek tu czeka, niecierpliwie, Chce już „mówić" i się spieszy — Motek wściekły klnie i klnie.

Drzwi otwarły się z hałasem . . . Otóż znowu porcja wstrętów

— Jest lektura — licz się z czasem

Czytaj księgę abonentów.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Botezat przez chwilę bawił się gałązką, wreszcie zapytał, czy świadkowie zgłosili się już na przesłuchanie.. Posterunkowy

jom i orzekli, że Hala wypiękniała. Ja tego nie zauważyłem. W prost przeciwnie -— kiedy wracaliśmy z żoną do domu, wydawała mi się coraz to brzydsza, starsza,

rając dłonią ciekące po policzkach łzy. N ie spostrzegła, że ojczym otworzył był oczy i patrzył na n ią uważnie, lecz już jakoś nie strasznie. Kroplisty pot

Sekundy upływ ały wolno — ukazała się następnić podłużna, brunatna głowa, dało się słyszeć sykliwe bulgotanie i w powietrze wzbił się bicz rozpylonej

tuje z wielką umiejętnością technikę. Odnosi się złudzenie, jakby tą właśnie techniką przede wszystkim chciał się popisać. A ma się czym istotnie popisywać. W

Hanusia stała obok i przyglądała się dziadowi, k tóry teraz, chcąc pokazać swój kunszt znachorski, jakim się zawsze chwalił, zaczął nad chorym

d0 .otc°nania obdukcji. W ałęsałem się przeto, całymi dniami koło 'willi, chcąc go koniecznie spotkać. Udało mi się, gdyż jeszcze raz przyszedł on i

O żeniwszy się z córką farm era nie m iał zam iaru ruszać się stamtąd.. Bracia byli ludźmi jednego pokroju, toteż Stefan w iedział od razu, przeczytaw szy depeszę,